|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Sybille Ofiara
Liczba postów : 60 Join date : 11/05/2013
| Temat: Loch. Sob Sty 25, 2014 1:04 am | |
| Pomieszczenie znajdujące się pod ziemią, czyli pod siedzibą Inkwizycji. Nie mogłoby się ono znajdować wraz z innymi pokojami na tym samym piętrze, ponieważ to wiążę się z ryzykiem. Jeśli więzień jakimś cudem znalazłby drogę ucieczki mógłby zaszkodzić członkom organizacji. Aby wejść do lochu każdy Inkwizytor posiada wiedzę o szyfrach, które odblokowują wejścia (konkretnie trzy). Nie ma innego sposobu na pokonanie zabezpieczeń. Za nimi zaś widnieje korytarz z rozwidleniem dróg na dwie części. Obie prowadzą do Lochu jednak każda do innej części. Trzeba wiedzieć, iż więzienie jest spore, toteż powstało rozdroże. Z każdej strony grube mury, toteż nie ma opcji, by uciec. Warunki nie są przyjemne, ponieważ panuje tu chłód, a czasem wilgoć. Ponadto loch służy także jako sala tortur, dlatego znajdują się tu odpowiednie narzędzia. Natomiast jeśli chodzi o "pokoje" to do jednego może wejść najwięcej trzy osoby. Jeden pokój od drugiego jest oddzielony murem. W każdym tym małym pomieszczeniu znajdują się jedynie drewniane belki przytwierdzone do ścian łańcuchem. Liczne łańcuchy z podwieszeniem na suficie oraz przywieszone do ścian. Nie ma tu straży, aby zapobiec ewentualnemu przechwyceniu kluczy do pokojów. Jako, że wyjście, a zarazem wejście jest jedno (potrójne drzwi), pozostała część to mury, pod którymi nie da się przekopać zważając na podłoże wykonane z marmuru. Dwóch strażników pilnuje jedynie wejść do szyfrowanych drzwi. ~Opis autorstwa Lilianny♦♦♦ |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Pią Maj 22, 2020 5:35 pm | |
| Już wkrótce Yvette mogła poznać, dokąd zmierzają, pokonując wspólnie drogę, która niegdyś gościła często w ich codzienności. Przy kamiennych schodach prowadzących w dół lochów, zatrzymał się, jakby wyczuł, że nastał dobry moment na kilka słów wyjaśnień: — Nie dorobiłem się swojego gabinetu. Wrócimy więc na stare śmieci... — mruknął, wskazując ręką na zalane półmrokiem miejsce. Ruszył jednak przodem, wiedząc, że nie miałaby problemów z ucieczką, gdyby poczuła się zagrożona. Oczywiście czuł sentyment do tego miejsca, lecz nie to spowodowało, że je wybrał. W rzeczywistości nie miał już swojego miejsca w Inkwizycji, a lochy, pomimo nieprzyjemnego zapachu wilgoci i odbijających się zewsząd nieszczęśliwych głosów, nadawały się na osobistą rozmowę. Schodził niżej, znajdując się na kamiennym holu. Stąd prowadziły dwa rozgałęzienia - jedno do sali tortur, drugie do reszty lochów i więzień. Nie próbował się przedrzeć głębiej, stając w oświetlonym ogniem przedpokoju. Natrafił spojrzeniem na zdziwionego strażnika, najwyraźniej niespodziewającego się tu spotkać nikogo. — Zostawisz nas samych, proszę? — zapytał rzeczowo Gerard, żądając chwili prywatności. Wartownik obdarzył ich roztargnionym spojrzeniem. I choć nie miał żadnego powodu, by ustępować Gerardowi, najwyraźniej znał go wystarczająco, aby skinąć głową i pospiesznie oddalić się w kierunku wyjścia z lochów, tam kontynuując swoją wartę. Kat bez pośpiechu rozejrzał się po wnętrzu, które nie uległo zmianie od dawna. We wnęce stał drewniany stolik, z metalowym kubkiem i kartami, umilającymi strażnikom nocne warty. Przy nodze stojącego obok krzesła spoczywała szklana butelka, niezmiennie pusta od lat. Z dołu dobiegł ich kobiecy krzyk, pomimo braku zaplanowanych na dziś sesji tortur. — Siadaj — rozkazał mężczyzna, przerywając twardo ich chwilę zamyślenia. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Pią Maj 22, 2020 7:36 pm | |
| Podążyła za nim od razu, nie tracąc czasu na bardziej szczegółowe przeanalizowanie wszelkich wad i zalet wyboru, dokonanego wpływem chwili. Ponad bezpieczeństwo stawiała pytania, mnóstwo pytań, które aktualnie przyćmiewały istotniejsze sprawy. Jakby mogła odmówić, gdy sam postanowił zdradzić nieco więcej? Otwierała się przed nią skarbnica zakazanej wiedzy. Zapał drastycznie zmalał, gdy znaleźli się przed zejściem do miejsca, jakiego wolałaby unikać do końca swoich dni. — Jestem pewna, że znalazłoby się niejedno ustronne miejsce też na górze. Nie musimy... — zamilkła, wlepiając spojrzenie w oddalające się plecy kata. Całkiem przyjazna propozycja najwidoczniej nie została wzięta pod uwagę, czego powinna się spodziewać. Ostatnia szansa na odwrót została z wahaniem odrzucona. Kroczyła po schodach w dół, próbując panować nad coraz cięższym oddechem, choć dudniące serce idealnie obrazowało wracający z przeszłości lęk. Na nic się miały budujące słowa, jakie powtarzała na okrągło w głowie. Gdzie nie zerknęła, ożywały wspomnienia, zbyt podobne do tej sytuacji. Wszystko się różniło, w żadnym wypadku nie było to kolejne odbywanie kary, a jednak mogłaby bez problemu powiedzieć, co zaraz nastąpi. Niemalże podskoczyła, gdy jego głos rozniósł się po niewielkim pomieszczeniu. — Zrzucasz na mnie całą winę, kiedy to głównie twoja zasługa — zagaiła, powoli odnajdując skrawki odwagi pośród przytłaczających ścian. — Sprawiłeś, że wszystko potoczyło się w tym tragicznym kierunku. Oddałeś nas, na pewno doskonale wiedząc, jak ona może skończyć — rzuciła oskarżeniem, unosząc na niego spojrzenie. Obrała inną taktykę, stawiając Gerarda na czele lawiny niefortunnych zdarzeń.
Ostatnio zmieniony przez Yvette dnia Pią Maj 22, 2020 9:55 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Pią Maj 22, 2020 9:45 pm | |
| Słowa Yvette wzbudziły w nim reakcję. Nie sposób było sprecyzować po zachowaniu kata, czy było to zdziwienie lub złość, lecz w jego ruchach zawitało pewnego rodzaju ożywienie. Rzucił swój podróżny płaszcz na blat stolika, zdejmując również torbę z ramienia. Oparł laskę w pobliżu, obdarzając dziewczynę wyjątkowo zmęczonym spojrzeniem. — Nie dostałaś mojego listu, prawda? Nie... Niepotrzebnie pytam. Seth w tym przypadku nie kłamał, mówiąc, abym na to nie liczył — wspomniał, usiłując uporządkować jej niezrozumienie, aby zacząć od początku. Rozmowa twarzą w twarz nie oddawały prostoty przekazywania własnych słów w formie tekstowej, po dokładnym przemyśleniu, bez konieczności odpowiadania na reakcje słuchacza. — Nie miałem żadnego wyboru. Powrót tam i oddanie was... To ostatnie czego pragnąłem. Lecz nie musisz mi wierzyć. Na zmianę ton jego głosu przyspieszał i zwalniał. Pracował nad swoimi emocjami, nie dając im wyjść naprzód. Nie chciał się zniżyć do tego poziomu, który uważał za niegodny rozumnemu człowiekowi; wierzył, że choć temat niemal gryzł go od środka, zdoła przedstawić go bez podnoszenia głosu. — Zresztą, nie próbuj udawać, że tego nie chciałaś. Od ciebie się wszystko zaczęło. Od twojego prostego życzenia mi śmierci — wypowiedział lodowatym tonem, kładąc otwartą dłoń na blacie stołu. — Usiądziesz, czy mam ci w tym pomóc? — zapytał, bynajmniej nie mając zamiaru się powtarzać. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Sob Maj 23, 2020 10:46 am | |
| Objęło ją czyste zdziwienie, gdy padła informacja o liście. Coś takiego miało miejsce, a ona kompletnie nic o tym nie wiedziała. Seth zapewne prędko się go pozbył, zamierzając zachować wszelkie ważne fakty dla siebie, bo po dzielić się z nią czymkolwiek? Ukrywał coś jeszcze? Koniecznie musi z nim porozmawiać. Złość, jaka zaczęła towarzyszyć Yvette od początku rozmowy z katem, przybrała na sile, lecz przynajmniej część odnosiła się do aktualnego opiekuna. — Czemu list? Jakie słowa nie mogły ci przejść przez gardło? Co jest tak trudne? — dopytywała, nie rozumiejąc coraz więcej. — Nie miałeś wyboru...? Co to w ogóle znaczy?! Dlaczego miałoby ci zależeć na nas? Na niej? Nie ma żadnego logicznego powodu... - próbowała sobie to wyjaśnić, ale nic nie chciało się łączyć. Układanka stawała się trudniejsza, albo ciągle pomijała najistotniejszy kawałek, skupiając się na zupełnie niepotrzebnych punktach. — Niewątpliwie temu nieeleganckiemu życzeniu czegoś brakowało, skoro nadal masz możliwość przebywania na tym świecie. Choć widzę, że los cię nie oszczędza... — podzieliła się uśmiechem pełnym satysfakcji, spoglądając na opartą o ścianę laskę. — Z chęcią przyjmę twą pomoc, o ile dasz radę — zadrwiła. Zbliżyła się o krok, jakby chcąc okazać litość, ułatwiając mu w ten sposób zadanie. Czuła się raz po raz pewniej, gdy doskonale widziała stan Gerarda. Gdyby nie pomocna rzecz, nie byłby w stanie normalnie chodzić, więc miała miażdżącą przewagę. Przynajmniej takie odnosiła wrażenie, wyciągając wnioski ze swoich obserwacji. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Sob Maj 23, 2020 12:13 pm | |
| Pozwolił dziewczynie skończyć swój wywód, nie wtrącając się. Gdy jednak zakpiła, zapragnął udowodnić, że w jego starym, osłabionym ciele, wciąż tkwi odrobina dawnej krzepy. Zareagował natychmiast na jej zbliżenie, popychając ją dość mocno za ramiona, by z impetem wpadła na stojący za nią drewniany stolik. Choć nie dopiął swego, a dziewczyna nie zasiadła grzecznie na krześle, nie kontynuował swojego ataku, stojąc w miejscu, podejmując spokojny dialog w odpowiedzi: — Niczego mu nie brakowało, Śnieżynko. Spełniło się w całości. Ja umieram, nie widzisz? — zapytał bez większych emocji, co nie oznaczało pogodzenia się z tym faktem. Czasami wewnętrzny żal trawił go tak silnie, że obwiniał o swoją jednoosobową tragedię cały świat. — Choroba trawi moje trzewia, a ja desperacko szukam sposobu, by odroczyć nieuniknione — wyjaśnił bez pośpiechu, wkrótce jednak spuszczając spojrzenie w bok, gdy zrozumiał, że nieświadomie posłużył się kłamstwem. — Przepraszam. Miałem wybór — wrócił do wcześniejszych pytań Yvette. — Zostawiłem was wyłącznie dla siebie samego, usiłując opóźnić coś, na co nie mam wpływu, głupio wierząc, że twój dar ochroni także ją... Gdybym tu został... — ściszył głos, lecz nie zwalniał, jakby uświadamiał sobie wiele istotnych spraw. Wyprostował się, nie potrafiąc ocenić słuszności swojego czynu. Być może Yvette wyda mu wyrok. — Być może skończyłoby się inaczej — dokończył. — Jestem jednak wyłącznie starym, zgorzkniałym człowiekiem, pełnym żalu dla świata. Nie potrafiłem postąpić inaczej. Mam jeszcze sporo do zrobienia, Śnieżynko... — wytłumaczył, jakby prosząc o rozgrzeszenie. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Sob Maj 23, 2020 2:05 pm | |
| Wcale nie spodziewała się jego nagłej reakcji, która skutecznie, jak i nieco boleśnie, usadziła ją wreszcie na miejscu. Choć stolik nie był najlepszym wyborem, została tam na stałe, nie mając odwagi nawet unieść się do pozycji siedzącej. Ostrożnie przeniosła na niego wzrok, jakby szykując się na dalszy atak. Nic jednak nie nadeszło, on wciąż tam stał, a przy tym wygadywał rzeczy przekraczające jej wyobrażenia. — Choroba... — powtórzyła niedosłyszalnie, w pełni pojmując znaczenie tego słowa za pierwszym razem. Teraz powinna nastąpić radość, istne zadowolenie z prawidłowego działania mocy i cierpienia kata, jakiego tak wyczekiwała za te wszystkie lata, lecz zamiast tego poczuła wyłącznie przerażenie. Wystarczyło zatem małe życzenie, aby zamienić życie wybranego człowieka w istne piekło. Miała żywy przykład przed swoimi oczami, co od tej pory będzie pomocne przy trzymaniu języka za zębami, gdy kiedykolwiek najdzie ją ochota na wypowiedzenie w złości nieodwracalnych życzeń. Podniosła się ciut ze stołu, nagle doznając oświecenia, czego nie próbowała ukryć, wypowiadając na głos swoje wnioski: — Poświęciłeś Yvonne, wierząc w moje niezrozumiałe szczęście, a i tak nie zdołałeś odnaleźć lekarstwa... Zabiłeś ją. I zrobiłeś to poniekąd moimi rękami... — mówiła cicho, uświadamiając sobie, jak bardzo dawny opiekun zasługiwał na potępienie. — Co jeszcze planujesz? Może spróbujesz zabić też mnie? Kto wie, czy wtedy twoje zdrowie magicznie nie powróci? — pytała rozbawiona, wbijając w niego pogardliwe spojrzenie, choć stanowczo bliżej było jej do rozpaczy.
|
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Nie Maj 24, 2020 11:21 am | |
| Uśmiechnął się mimowolnie. Pobłażliwy uśmiech wydał mu się jedyną słuszną reakcją na ciąg absurdów, jaki opuścił usta dziewczyny. Odparł spokojnie, choć nie na temat: — Niegdyś byle człowiek mógł was rozróżnić z jednego powodu: choć obie byłyście jednakowo głupie, to jednak nasza słodka Yvonne zbyt często decydowała się otwierać usta, rozwiewając wszelakie pozory — wspomniał półtonem. — To niemal zadziwiające, ja prędko przyswoiłaś tę cechę. Sprawiał wrażenie opanowanego i skłonnego do kontynuowania ich słownych potyczek, jednak zdecydowanie nie przybył tu w tym celu. Ani też los nie dał mu kolejnej szansy, by mógł ją zaprzepaścić. — Zostawiłem was, owszem. I po wszystkim, co w twoich oczach zrobiłem... Chyba nie było to najgorszym z czynów, prawda? — zapytał, nie rozumiejąc, o co go oskarża, gdy obwinia go o to, do czego sama dążyła. — Lecz jej śmierć... W tamtej sytuacji była aktem łaski. A oddanie tobie tego czynu było przywilejem. Przebyłem tysiące mil, by się z nią pożegnać. Ty z nią zostałaś, więc pozostawiłem ten wybór tobie — przedstawił swoje stanowisko. Atmosfera i miejsce sprzyjały rozmowie, sprawiając, że stał się nieco bardziej gadatliwy niż zwykle. Choć nie miał w zwyczaju milczeć, gdy poruszane były kwestie wychowawcze. Nie mógł jednak sprowadzić ich dialogu na wszystkie tematy, o jakich chciał jej powiedzieć przez ograniczony czas. — Moje plany cię nie obejmują. Nie ma na to lekarstwa, a nawet najokrutniejsze morderstwo nie przywróci mi zdrowia — wypowiedział, ujmując jej podbródek pomiędzy palce, by unieść go ku górze. — Ale z pewnością, przyniosłoby mi sporo satysfakcji... |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Nie Maj 24, 2020 3:12 pm | |
| Ilekroć słyszała, że odebranie bliźniaczce życia było podarowanym przywilejem, miała ochotę sięgnąć po zasób słów, niekoniecznie pasujących do młodej kobiety. Ugryzła się w język, nie zamierzając zniżyć się przed nim do takiego poziomu. — Oczywiście. Mogłabym wymieniać i wymieniać, jak bardzo zasłużyłeś na moje cudowne życzenie, ale obawiam się, że zmuszona byłabym spędzić z tobą o wiele więcej czasu w tej dziurze. Z uwagi na to, daruję sobie — prychnęła, wiedząc, że byłaby gotowa uczynić coś takiego. Bez najmniejszego problemu przesiedziałaby tu dobę, nieustannie wspominając pokaźną ilość wspólnych chwil, aby dobrze mu uświadomić, jak bardzo nim gardzi. — Nie waż się mnie dotykać — warknęła, odpychając silnie jego dłoń. — Mogę być głupia, jednak to nie mnie czeka wędrówka przez jeszcze gorsze męczarnie... Szykuj się — ostrzegła z uśmiechem, czując słodki smak zwycięstwa w tej bitwie. W tym momencie wstydziła się za siebie. Jak mogła być tak naiwna przez ten cały czas? Od początku chciała widzieć w nim ojca, nawet jeśli dopuszczał się okropieństw i wbijał im do głów dziwne reguły, próbowała postrzegać go właśnie w ten sposób. Nie chciała od tego odjeść przy powstawaniu nowych blizn, życzeniu mu śmierci, czy tuż przed zejściem do lochu. Boleśnie przekonywała się, że uroiła sobie obraz innego świata, porzucając rzeczywisty. Seth miał rację, Yvonne miała rację... — Byłbyś martwy już dawno temu, gdybym tylko jej posłuchała i przestała cię bronić... Zdechłbyś ot tak, wierz mi — zapewniała. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Nie Maj 24, 2020 6:13 pm | |
| Pomimo jej agresji, nie puścił wodzy emocji, pozwalając jej się wyżyć. Choć naturalnie cofnął odtrąconą dłoń, nie sprawiło to, że się odsunął. Wręcz przeciwnie, zbliżył się bardziej, poważnie spoglądając na nią z góry. — Nie mogę się nadziwić, jak bardzo się zmieniłaś — zaczął, kręcąc głową, jak rodzic, któremu dziecko przyniosło egzamin z mierną oceną. — Jesteś bezczelna. Arogancka i głośna. Pewnie też nauczyłaś się przeklinać — niemal zażartował, choć siostry wielokrotnie były świadkami, jak pilnował języka u innych, by nie brały złego przykładu. — A co najgorsze... Nie boisz się już starego Gerarda — dodał ciszej, spoglądając na nią niemal czule. — Chciałem cię tylko wychować. Nauczyć ogłady i odpowiedzialności za swoje czyny. Nikt jak ty nie wie, że nie ma zbrodni bez kary... — wyszeptał, kładąc otwartą dłoń na koszuli w okolicach jej żeber, bynajmniej nie słuchając prośby dziewczyny. Szukał kształtu swojego dzieła palcami, kontynuując urwany wywód: — Gdybyś była w pobliżu... Mogłabyś mi pomóc zejść z tego świata w sposób bardziej bezpośredni od życzenia mi śmierci. Nie mam zamiaru czekać i frustrować się przez kolejną kończynę odmawiającą mi posłuszeństwa. Chyba nie widzisz mnie na łożu śmierci, Śnieżynko? — zapytał, dość swobodnie poruszając się po temacie śmierci, teraz tak mu bliskiej, niemal czekającej na niego za rogiem. — Mogłabyś wyruszyć ze mną, teraz. Pomóc mi, a gdy przyjdzie mój czas, obdarzyć łaską również mnie. A po wszystkim... Będziesz wolna. Ode mnie i każdego z inkwizycyjnych odmieńców — zaoferował jej, właściwie żądając, aby wywróciła dla niego całe życie do góry nogami. Nawet jeśli ona była powodem jego choroby, obecność Yvette uważał za dopełnienie pewnego rodzaju całości. Wiedział, że z nią wszystko będzie takie, jak być powinno. Nie miał żadnej karty przetargowej, poza oddaniem jej swojego życia, w dosłowny sposób. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Nie Maj 24, 2020 8:33 pm | |
| Denerwował ją ten niezachwiany spokój, jaki kat utrzymywał, nie reagując prawidłowo na rzucane słowa. I to nie byle jakie słowa, a przepełnione brakiem jakiegokolwiek szacunku i śmiałymi deklaracjami nadchodzących cierpień. Zdawał się to ignorować, skupiając uwagę tylko na jej zachowaniu, co nie miało żadnego sensu. Milczała, przyglądając się dokładnie pociętej twarzy, jakby wreszcie złapała jakiś trop. — List... Co było tak ważnego, że chciałeś mi to przekazać? — wróciła do poprzedniego tematu, hamując się przed wyciąganiem absurdalnych wniosków. Została skutecznie rozkojarzona przez dotyk, na jaki zareagowała natychmiast, podejmując desperacką próbę ratowania się. Spychała bez przerwy jego dłoń, chcąc zasłonić rękami miejsca, które na nowo zaczęły mocno boleć, choć pozostawały niezmiennie zabliźnione. — Nie dotykaj mnie! — powtórzyła uniesionym głosem, głupio licząc, że odpuści. Kolejne wypowiedzi przyjmowała z istnym niezrozumieniem, jakby zaczął znienacka mówić całkowicie innym językiem. — Co ty bredzisz? W czym miałabym ci pomagać? — pytała, szukając spojrzeniem drogi ewentualnej ucieczki. Jego postura odbierała dużo opcji, tym bardziej bliskość nie była Yvette wcale przychylna. W tej chwili jego problem z poruszaniem się nie był czymś, co mogłoby mu przeszkodzić. Podjęła ostatecznie stanowczą decyzję, niewiele myśląc nad konsekwencjami. Uniosła rękę, zamierzając go spoliczkować. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Pon Maj 25, 2020 12:20 pm | |
| Nie spodziewał się powrotu do listu, lecz nie okazał zdziwienia, zamiast tego przymykając na moment powieki, jakby w rzeczywistości usiłował sobie przypomnieć, jakie tematy poruszył w swoim pożegnalnym tekście. — Chciałem? Uważałem za przyzwoitość pozostawić wam kilka słów pożegnania. Kilka rad na przyszłość, moje plany, odrobinę wyjaśnień... — skakał po łebkach, jak zwykle nie mówiąc zbyt wiele, choć wiedział, że jeśli Seth nie rozpalił jego listem w kominku, istnieje szansa, że Yvette sama zweryfikuje jego słowa. Gerard nie ukrywał, że chciał jeszcze raz spojrzeć na swój namalowany ostrym metalem obraz. Trzymał ją twardo, choć czuł w kościach, że nie jest równie sprawny co kiedyś, a każdy ruch wiąże się z nieznanym mu dotąd wysiłkiem. Nie odsunął się, lecz puścił jej blizny, sięgając do lampy nad stolikiem, by przesunąć ją w ich stronę, oświetlając przede wszystkim postać Yvette. Uśmiechnął się, jakby wiedział już, w którym kierunku rozwinie się sytuacja. Pytania sugerowały ciekawość. Zakładał więc, że oferta morderstwa na jego osobie przemówiła do Yvette. — Muszę odnaleźć... Moją dawną znajomą, tak to ujmijmy. Przydałaby mi się twoja obecność w pobliżu — stwierdził, choć wiedział, że nie brzmi to dla niej zachęcająco. Wciągnął głębiej powietrze, jakby w wilgotnej woni lochów było coś urzekającego, gdy uniosła dłoń. Nie podobały mu się zmiany, jakie zaszły w Yvette, a jednak poczuł pragnienie, aby kontynuowała swoje dzieło. Chciał się przekonać, czy potrafi to zrobić. Zachował spokój, zachęcając ją słowami: — Śmiało. Załatwimy to jak ludzie. Ty mnie spoliczkujesz, ja przełożę cię przez kolano i zdzielę parę razy. Być może wyniesiemy stąd jakaś lekcję — zaproponował z niemal niewidocznym uśmiechem. Ujmując talię dziewczyny, przeciągnął ją po stoliku aż do kamiennej ściany, by dotykała jej plecami. Sam usiadł na skraju mebla, przekładając rękę przez nogi Yvette, by sięgnąć do swojej torby. Otworzył jej klapę, po omacku rozpoczynając poszukiwania. — Znasz zasady. Zrobię to po raz ostatni. Dla twojego dobra — wypowiedział, wyjmując z torby niepozorną skrzyneczkę, rozmiarów dłoni. Poruszył nią, a jej wnętrze wydało z siebie cichy, metaliczny brzdęk. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Wto Maj 26, 2020 11:33 am | |
| Nawet po jego słowach wytrwale trzymała rękę w gotowości do uderzenia, lecz ostatecznie nie ośmieliła się wykonać każącego gestu, opuszczając ją i zjeżdżając spojrzeniem w dół. Zachęta okazała się ratunkiem przed żenującą karą, jaką Gerard byłby w stanie natychmiast wykonać. Zbyt dobrze go znała w tym zakresie. Nim zdążyła zrozumieć, po co skierował na nią źródło światła, została zaskoczona nagłą zmianą miejsca, którą szybko zagwarantował. Oparta teraz o lodowatą ścianę, wiedziała, że szanse na ucieczkę spady do zera. Nie wykorzystała wielu, naprawdę wielu, okazji, przekraczając wyraźną granicę. Jak zwykło się mówić, ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Yvette postanowiła zwiedzić wszelkie kręgi, podążając za katem, nawinie przy tym wierząc, że rozmowa przebiegnie normalnie, a po wszystkim każdy rozejdzie się w swoją stronę. Musiała być bardzo głupia, skoro dopiero teraz przyswajała prawdziwą wiedzę na temat potwora, znanego nie od dziś. — Nie... Nie pozwolę ci... — zaczęła cichym i słabym głosem, prędko przypominając sobie ten nieznośny dźwięk, jak i zawartość małego pudełka. Drżała ze strachu, obejmując się ściśle rękami, jakby to mogło skutecznie powstrzymać kata przed dalszym działaniem. — T-Te durne zasady już mnie nie dotyczą! — dodała walecznie, choć z trudem, mając niemałe problemy z oddychaniem. Nie potrafiła się uspokoić. Zamiast odnalezienia siły do dalszej walki, stawiania się wobec nieludzkiego traktowania, myśli krążyły wokół niepojętego bólu, jaki mógł znów zaistnieć. Ściskała z obydwu stron żebra, nie chcąc pozwolić mu choćby zerknąć na wykonane kiedyś dzieło. Obrona nie była doskonała, jednak miała ogromną nadzieję, że materiał bluzki i ręce, mogły zdziałać cuda. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Sro Maj 27, 2020 10:11 am | |
| Chciał dobrze wykorzystać swoją szansę. Prawdopodobnie ostatnią w życiu. Nie robił tego dla zostawienia śladu na ciele i umyśle dziewczyny w samolubnym geście. W jego planach tkwiła wyłącznie ukierunkowana misja nauki i wychowania, w którą rzeczywiście wierzył. Odstawił pudełko na wyciągniętych nogach Yvette, pochylając się nad nią i poprawiając pozycję na możliwie wygodną do pracy. — Nie bój się. Przecież cię nie zabiję. Nie mam też całego dnia — dodał, niemal ją pocieszając, głównie, by zaczęła współpracować, nie z powodu współczucia. — Chcę, aby bolało. Chcę, abyś była świadoma każdej ze swoich win — wyjaśniał uspokajającym tonem, choć treść słów kata mogła wywoływać u niej panikę. Gdy usilnie zakrywała żebra, bez pośpiechu odpiął jeden z górnych guzików koszuli dziewczyny. Nie używał żadnej siły, do kiedy nie było to potrzebne. Kontynuował obnażanie jej bielizny, docierając do zaciśniętych rąk. — Wiesz, dlaczego to robię, prawda? — upewnił się. — Musisz wiedzieć. Zebrałaś tyle grzechów, aż zapewne zabraknie ci miejsca na żebrach. Nie bój się — powtórzył, lecz tym razem nie miał na celu uspokojenia Yvette. — Nie muszę się już ograniczać Yvonne. Twoja skóra będzie moim oryginalnym płótnem. Poluzował chustę na jej szyi, próbując ją odplątać. Nim jednak pozbył się materiału, obnażył jeden z ciemniejszych punktów na skórze skazanej. Choć usta mężczyzny drgnęły w lekkim rozbawieniu, pokręcił z zażenowaniem głową, by powiedzieć: — Ile wy macie lat? Piętnaście? — ironizował, nie wykazując jednak zdziwienia. Kontynuował swoje utrudnione przygotowania, na tyle, na ile pozwalał mu stan dziewczyny. — Musisz uspokoić oddech. Nie chcę, by wyszło krzywo... — przekonywał ją z troską, dodatkowo nie chcąc, by wspomagała się oddechem w walce z bólem. Nie bez powodu upodobał sobie miejsca blisko płuc, z możliwe wrażliwą skórą. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Sro Maj 27, 2020 1:44 pm | |
| Przerażenie rosło wprost proporcjonalnie do jego czynów i zapewnień. Niewątpliwie odnalazłaby jakieś wyjście, może nawet wydostałaby się z lochu, gdyby tylko jakkolwiek otrząsnęła się z pochłaniającego ją w zastraszającym tempie lęku. Sądziła, że całkiem uwolniła się od wpływu Gerarda, po przypadkowym spotkaniu w szpitalu. Miała sporo czasu, by w miarę dojść do siebie i zdecydować, jak powinna postępować, lecz najwyraźniej rzeczywistość przerastała odwagę, w jaką się za prędko odziała. Mógł być schorowany przez działanie mocy, a jednak to wciąż on panował nad sytuacją, nie dając jej żadnych szans na przejęcie kontroli. Nieprzerwanie była zbyt słaba, aby cokolwiek wskórać wobec bezwzględnego człowieka, znanego od lat. Monolog o popełnionych grzechach i bólu, jaki musi za nie koniecznie odnieść, przełamywał logiczne argumenty, bardzo wpływając na postrzeganie dotychczasowych czynności. Mimo tego resztką sił walczyła, starając się odrzucić wszelkie słowa, które padły z jego ust. — Sama znajdę właściwy sposób, by zapłacić za popełnione błędy. Obiecuję, że cię nie zawiodę — zdobyła się na mierną wymówkę, odrywając wolno ręce od ważnych miejsc, aby powstrzymać jego dłonie. — Zajmę się tym, błagam... — dodała uniżonym tonem. Na krótką chwilę to nieopisany wstyd przejął stery, gdy skomentował odnalezione na szyi ślady. Chciała mu odpowiedzieć, sięgając szczytu bezczelności, ale ten jeden raz siedziała cicho, przyjmując uszczypliwość. Całe szczęście nie zamierzał kontynuować, toteż poczuła ulgę chociaż z tego powodu. Postanowiła zmienić nieco temat, jakby widząc okazję do powstrzymania go przed dalszymi poczynaniami. — List, potem twoje dziwne zachowanie przy łóżku Yvonne... Czy ty... — zamilkła, chcąc poukładać otrzymane do tej pory informacje. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Sro Maj 27, 2020 2:48 pm | |
| — Dam ci jeszcze szansę się wykazać. Teraz zajmę się tobą ja. Niech to będzie moim pożegnaniem, jeśli nie chcesz mi towarzyszyć... — zaoferował, choć prawdopodobnie nie odpuściłby jej nawet gdyby z radością przystała na jego pomysł ucieczki. Przez lata uczył ją jednego; wina prowadzi do kary. Mógł odpuścić wiele, ale za nic nie planował porzucać swoich przekonań, wpajanych siostrom na każdym kroku. — Tak — odpowiedział, spoglądając na nią czujnie. Nie miał pewności, o co pytała, a jednak nie sięgnął nawet do zawahania. — Zależy mi na was. Dlatego to wszystko robię — odpowiedział, jakby głosił oczywistą prawdę. — Dlatego... — dodał szeptem, sięgając do pudełka na jej nogach. Zawartość nie należała do przerażających. Najwięcej miejsca zajmowała ciemnoczerwona chusta, wyścielająca drewniane wnętrze. Na niej leżały dwa drobne nożyki, jeden o szerszym ostrzu, obydwa ostre jak lekarski skalpel. Pomiędzy nimi spoczywały lniany woreczek i zapalniczka. Zestaw o pozornie niewiadomym zastosowaniu, w dłoniach Gerarda potrafił wyrządzić wiele szkód. Odplątał jej chustę do końca, unosząc jej głowę, by mieć jak najwięcej wolnej przestrzeni do twórczości. Wysunął materiał z drewnianego pudełka, rozkładając go w dłoni. Ujął cieńsze z ostrzy w dłoń, celebrując chwilę, która powodowała u niego napływ wielu wspomnień. Obrócił nożyk między palcami, dokładnie przypominając sobie jego ciężar. Bez większego wstępu, przytknął go do klatki piersiowej, dotykając ostrzegawczo samego jej środka nad mostkiem. — Będziesz musiała o nie dbać sama, dobrze? — zapytał troskliwie, wiedząc, że te rany będą wymagały solidnej opieki. — Zacznę w nowym miejscu. Niech to będzie nowym rozdziałem twojego życia — ostrzegł ją spokojnie, nie zaszczycając wzrokiem upodobanych dawniej żeber, wiedząc, że nie dadzą mu już dużego pola do popisu. — A teraz, powiedz... Wiesz, dlaczego to robię? — zapytał, czekając na odpowiedź niczym kapłan na spowiedzi. Docisnął ostrze w dół, wycinając pierwszą, prostą linią, służącą mu za pomoc w początkowym stadium dzieła. Natychmiast przycisnął chustę do miejsca poniżej, nie pozwalając żadnej z kropli krwi opaść na materiał koszuli lub bielizny. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Sro Maj 27, 2020 8:57 pm | |
| Zamarła na widok dobrze znanych rzeczy, które po kolei wydobywał z pudełka, będąc prawie gotowym do koszmarnej pracy. Pamiętała te staranne przygotowania krok po kroku, nic się nie zmieniło, a najgorsza część przedstawienia dopiero miała nadejść. Zrozumiała, że obrał inny cel, gdy odpuścił dalszą wędrówkę przez materiał ubrań w dół. Tym razem to nie żebra grały główną rolę. Niebezpieczeństwo objęło szyję, miejsce szczególnie ważne i wrażliwe, którego nie mogła oddać bez walki. — Nie chcę! — sprzeciwiła się, łapiąc obiema dłońmi jego rękę z ostrym narzędziem, by odciągnąć ją od siebie. Szarpała się, jednak nie ustępował. Za nic nie zamierzał zrezygnować, uwalniając ukryte pokłady sił, w pełni przewyższające marne ruchy Yvette. O zaprzestaniu zdecydowało ostrze, jakie finalnie zatopiło się na dobre w skórze, rozcinając ją bez żadnych przeszkód. Jak na zawołanie skrzywiła się ciut, odczuwając natychmiast palący ból. Ból, jakiego nie potrafiła zapomnieć. Obawiała się, że przez swą gwałtowność ucierpi mocniej, więc nie ryzykowała, a jedynie drżenie wprawiało ciało w ruch. — Przez porzucenie Yvonne? — spytała łamliwym głosem, nie kryjąc świeżo przybyłych łez. — Przecież mi wybaczyłeś, widziałam wtedy... — mówiła cicho, szukając prawidłowej odpowiedzi. Powodów było na pewno milion. Zachowanie, jakie mogło podpaść Gerardowi, było niczym igła w stogu siana. Zdążyła wymienić jeden, najważniejszy przypadek, nie biorąc pod uwagę pomniejszych wykroczeń, jakich bezsprzecznie powinna się bać. Strzelała zatem dalej, licząc na szczęście: — To musi być coś innego. Chodzi o tą napaść? Działałam w słusznej sprawie, w końcu to on ją skrzywdził — wytłumaczyła się, nie wiedząc, czy akurat brał ten występek pod uwagę. Pokazywała mu stanowcze podejście, jakim kierowała się w tamtym momencie, w rzeczywistości żałując swojej głupoty. Została wystarczająco pouczona. — Jeśli naprawdę by ci zależało, nie krzywdziłbyś nas. To nie działa w ten sposób — stwierdziła nagle, spoglądając błagalnie na jego twarz. Nieustannie zaciskała dłonie na jego ręce, lecz nic poza tym nie czyniła. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Czw Maj 28, 2020 11:32 am | |
| Ustalał główny zarys swojego dzieła, zaczynając od drobnych punktów pomocniczych, bynajmniej nie idąc na kompromis z dziewczyną i nie wysłuchując jej próśb. Wiedział, że czekało go dość spore wyzwanie, dlatego na krótki moment skupił się wyłącznie na swoim płótnie i wizji przyszłego dzieła. Niestety, palce zaciskające się wokół jego spragnionego pracy nadgarstka, wcale nie pomagały. — Uspokój się — rozkazał twardo, jakby zupełnie nie pojmował obaw Yvette. — Skaleczysz się, jeśli będziesz się szarpać — wskazał, swoich cięć nie uważając za „skaleczenie”. Jednak szarpanina z ostrzem wycelowanym w jej klatkę piersiową nie należała do najbezpieczniejszych czynności. Wystarczy, by użył więcej przeciwstawnej siły, aby wbić się tam, gdzie nie powinien. Przetarł chustką kilka pomniejszych ran służących jako ramy swojego dzieła. Przetarł ostrze, ponownie wyciągając dłoń do lampy nad nimi, by zanurzyć metal w ogniu, oczyszczając go przed ponownym użyciem. Wysłuchiwał dziewczyny w milczeniu, nie przerywając, by miała szansę się zastanowić, co leżało jej na sumieniu. Gdy skończyła, z uśmiechem przytaknął: — Bardzo ładnie — zachęcił ją, choć nie dała mu jeszcze wszystkiego, czego oczekiwał. Dzięki temu jednak mógł przejść do pracy. Zaczął od środkowej linii pomocniczej na mostku Yvette, rozcinając jej skórę prostopadłym łukiem. Zamknął półokrąg drugą linią, tworząc coś na kształt leżącej łezki. Zacmokał z uznaniem, dociskając ostrze mocniej. Na skraju nowo wyciętej rany, podważył skrawek jej skóry, by wyciąć z niej drobny, nieregularny trójkąt. Z miejsca pozbawionego skóry natychmiast pociekła większa ilość krwi. Nie można było odmówić Gerardowi pewnego rodzaju sprawności. Ręce mężczyzny nie drżały, sunąc po jej skórze z zdecydowaniem i pewnością, jakby w rzeczywistości malował farbami. — Zgadza się — wrócił do tematu, nie przerywając. Czyny bez dialogu i uświadomienia Yvette, gdzie leży jej grzech, uważał za bezsensowne. — I choć nie mrugnąłbym okiem na wieść o jego śmierci z twoich rąk, twoim grzechem jest nieszanowanie własnego życia. Twój dar... Jest godny ochrony. Nie oddawaj go byle komu, nie wystawiaj go zbyt często na próbę. Nie tańcz na ostrzu noża. Nie w tak głupi sposób — zaczął od wspomnianej postaci Alberta. Wierzył w moc Yvette jak nikt inny, mając wiele okazji, by ujrzeć jej działanie na żywo. Gdy jednak dochodziło do decyzji podjętych z emocjonalnych pobudek, zazwyczaj tragicznych w skutkach... Wiedział, że droga do szczęścia będzie nieprzyjemna i wyboista. — Wybaczyłem ci jej śmierć. Zrobiłaś naprawdę wiele. Dokonałaś niemożliwego, decydując się rozstać z połówką twojej duszy — potwierdził, zadowolony, że nie musiał ingerować w sprawę, która od początku dotyczyła tylko siostry. — A jednak... Doprowadziłaś ją do tego stanu. Swoim egocentryzmem i swoją próżnością. Musisz wiedzieć... — mówił, rozpościerając swój twór na coraz większą powierzchnię jej skóry, dochodząc pod obojczyki. — Rodzina jest wszystkim. Nawet gdy nic ci nie zostanie, rodzina jest jedynym stałym punktem w morzu zmiennych. Jeśli o nią nie dbasz, nic nie ma sensu — pouczył ją cierpliwie, głębiej dociskając ostrze. — Nie znam innego sposobu, Śnieżynko — odparł w końcu na jej zarzut. — Ból jest najlepszym nauczycielem — powtórzył po raz setny zdanie, które służyło mu niemal za motto. Zatrzymał się na krótki moment, oczyszczając metal. Spojrzał na nią wyczekująco, by zażądać od dziewczyny więcej: — To nie koniec. Co jeszcze ciąży ci na sumieniu? |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Pią Maj 29, 2020 11:29 am | |
| Choć głupio wierzyła, że solidnie się trzyma istniejącej od jakiegoś czasu pełni nienawiści, pogardy i obrzydzenia, wobec Gerarda, wymazując do ostatka obraz dziwnego powiązania, to rzucane przez niego od niechcenia fakty, nie do końca popierały taką postawę. Dobrze pamiętała o wielce nieprzychylnych opiniach najbliższych osób, a mimo tego nie potrafiła całkowicie żywić do dawnego opiekuna wstrętu, na jaki najprawdopodobniej zasługiwał całym jestestwem. Śpiewająco dzieliła się tym, czego zdołała się dopuść, by zadowolić go odpowiedzią i doznać tym samym upragnionego oczyszczenia, jak za dawnych lat. Nawet zostawiła nadgarstek, którego chwilę temu była mocno uczepiona. Przybierający na sile ból utrudniał rozmowę. Próbowała panować nad rozszalałym oddechem, który musiał przeszkadzać mu w tworzeniu, ale reszta ciała również nie pozostawała spokojna. Poruszała ciągle nogami, zaciskając dłonie do granic możliwości, czego skutkiem było przebijane skóry paznokciami. Jak się okazało, nic nie mogło dorównać cierpieniu, rozrastającemu się po niezwykle czułej części ciała. — Mówisz, jakbyś sam ją miał, a przecież spędzałeś czas tylko z nami — dociekała, gdy wplątał pouczającą wzmiankę o rodzinie. — Zaraz... To niemożliwe... Moje urojenia nie mogą być prawdą — zaprzeczała jakimkolwiek wnioskom, które zdecydowanie prowadziły do jednego. — Ophelia bez wątpienia wspomniałaby o kimś takim... — stwierdziła chaotycznie, wracając pamięcią do obrzydliwej karczmy. Matka wygadywała przeróżne rzeczy po spożyciu trunków, lamentowała w najlepsze, lecz nigdy nie padły słowa odnoszące się do szczególnego mężczyzny. Może nie ujmowała tego wprost? Niespodziewanie Yvette zajęczała z intensywniejszych boleści, czując spływające mimowolnie po policzkach łzy. — Już zrozumiałam! Zrobię wszystko, by się poprawić... Błagam, przestań! — mówiła głosem ociekającym z desperacji, niemiłosiernie zaciskając zęby przy każdym ruchu ostrza. Nie była w stanie wyznać innych przewinień, ciążących niezmiennie na duszy, bo skupiała się wyłącznie na katorgach, jakie Gerard zapewniał non stop. Każde rozcięcie niosło za sobą coś nieopisanie okropnego, co można było bez większego problemu odczytać z jej twarzy. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Pią Maj 29, 2020 12:38 pm | |
| Spoglądał na nią w milczeniu, na moment przerywając pracę. Nie dodawał nic, nie potwierdzał ani nie zaprzeczał, zostawiając ją w stanie pomiędzy domysłami a niewiedzą. Gdy zakończyła swój wywód, zabrał głos, jak zwykle nie zdradzając zbyt wiele. — Mówisz, jakbym pewnego dnia wykluł się z jajka w jednym z lochów — powiedział, lecz po Gerardzie zawsze ciężko było ocenić, czy kiedykolwiek żartuje. — Ja również miałem niegdyś rodzinę. Teraz ty nią jesteś — dodał uprzejmie, choć nie sugerował biologicznych więzów, a prędzej przywiązanie i przeznaczenie, które bezustannie plotło ich ścieżki razem. Nie zdradzał nic, nawet swoimi gestami i pojedynczymi wyrazami twarzy, nie dawał nic po sobie poznać. — Niczego nie zrozumiałaś. Mam przerwać twoją karę, bo nie jesteś świadoma swoich grzechów? Bo nie potrafisz przytoczyć, dlaczego postąpiłaś źle? Bo... to boli? — niemal zakpił. Cierpienie było istotą jego systemu wychowawczego i nie miał zamiaru z tego bynajmniej rezygnować. Po oczyszczeniu ostrza, ponownie docisnął go do skóry dziewczyny, wyjeżdżając na teren jej szyi. Zmniejszył nacisk - wrażliwy odcinek z łatwością poddawał się jego działaniom, choć nie krwawił równie obficie. Nacinał jej skórę, kompletnie się w tym zatracając, wyciągając z siebie słowa, jakby podczas hipnozy: — Ból... Nie uciekaj od niego. Pogódź się z nim. Powitaj go... jak dawnego sojusznika. — W słowach Gerarda nie krył się fałsz. W jego czynach nie było miejsca na brak wiary w swoje przekonania. — Przyswój go. Niech zapisze się w twoim ciele, jak ja zapisuje te kształty. Powiąż go z czynami, które popełniłaś. Dopasuj je do każdego z cierpień. Skup się na nim — doradzał, nie chcąc by pomagała sobie w żaden sposób. Oddechem, ucieczką myślami, zmianą tematu czy błaganiem o koniec. Chciał, aby czuła to wszystko możliwie mocno. Na każdym z rozciętych płatów skóry, w każdym wydrążonym tunelu, w którym natychmiast wzbierała się krew. Musiała cierpieć, by zrozumieć. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Sob Maj 30, 2020 4:19 pm | |
| Nie śmiał okazać odrobiny litości, gdy wypowiadała na okrągło jednakowe prośby, nie oszczędzając przy tym głosu. Gdyby zmiana opiekuna nigdy nie nastąpiła i podobne praktyki miałyby nadal miejsce, zapewne siedziałaby cichutko niczym mysz pod miotłą, niekiedy ostrożnie wzdychając z nagromadzonego bólu. Zachowanie, jakim teraz się wykazywała, bardzo przypominało dawne czasy. Początki, gdy styczność z Gerardem była nowością. Wtedy rozpaczała najwięcej, czując po raz pierwszy, rozcinający kawałki skóry nożyk. Czemu to kontynuowała, skoro znała już ten rodzaj bólu? Może rzeczywiście sądziła, że błagania zadziałają? Tym bardziej, gdy nazwał ją swoją rodziną, dostrzegła szansę na powodzenie. Tak się nie stało. Za to jego słowa stawały się co chwila mroczniejsze, zsyłając na nią nowe pokłady przerażenia. Choć trwała w stanie nieustających katuszy, wciąż silnie trzymała się przytomności, dokładnie odczuwając każde nacięcie czy pogłębienie nacisku. — Nie znałam ojca... — zaczęła niejasno, powstrzymując się przed kolejnym żałosnym jękiem. — Ale odkąd zawitałeś w naszym życiu, postrzegałam cię właśnie tak — mówiła zdawkowo, spoglądając na niego wymęczonym wzrokiem. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Sob Maj 30, 2020 5:50 pm | |
| Miał świadomość, że tematami zeszli na nieodwiedzaną wcześniej ścieżkę, pomimo że te swoiste tortury uwalniały najgłębiej skrywane pokłady szczerości. Kary były jak spowiedź. Bolesne, lecz kończące się niewysłowioną ulgą. Wiadomość, jaką usłyszał, mogłaby zaskoczyć niejednego człowieka, lecz Gerard doskonale rozumiał i czuł więź pomiędzy nimi, często i w wyjątkowo chory sposób prezentując swoje uczucia. — Starałem się. Na tyle, na ile pozwalały mi moje błędy. I warunki, w jakich przyszło nam żyć. A gdy musiałem odejść, zdawało mi się, że zapewniłem wam najlepszą z możliwych opiek... — zdradzi swoją dawną chęć, by wszystko potoczyło się wedle jego myśli. — Opowiadałaś mi o swojej matce — wspomniał bez emocji, zręcznymi cięciami dochodząc do wykończenia prawej strony dzieła. Nie było ono nawet w części tak szczegółowe jak to na żebrach, ale i tak czuł z jego powodu dumę. — Bez zmian stawiając ją w złym świetle. Mówiłaś, że zwykła cię głodzić i obrażać. I ja nie jestem najlepszym „ojcem”... — opowiadał, sięgając pamięcią do wyznania dziewczyny w Ponurym Borze. — Ale z dwojga złego... Powiedz, kogo będziesz wspominała cieplej? — naciskał na wybór, mimo że nigdy nie chciał znać odpowiedzi. Nie w ich trudnej relacji. Odsunął obie ręce od skazanej, dając jej chwilę wytchnienia, zaraz ścierając perlącą się na nowo krew. Obecny widok górnej części jej klatki piersiowej nie zachęcał do utrzymywaniu nań wzroku, a prędzej udzielenia pospiesznej pomocy lekarskiej, lecz Gerard wierzył w swoje umiejętności i czas, który przemieni wycięte na skórze rany w bielutkie blizny. Oczyścił ostrze, wracając do jej grzechów: — Nie masz mi nic poza tym do powiedzenia? To koniec twoich win? — zapytał w lekkim poważaniu, niezadowolony z jej braku współpracy. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Sob Maj 30, 2020 7:23 pm | |
| — Faktycznie, od początku stawiałam ją wyłącznie w złym świetle — zastanowiła się, przymykając oczy i wspominając rzucone niegdyś określenia. — Może zabrzmi to absurdalnie, jednak pomimo każdej okropnej obelgi oraz złego czynu, teraz jestem w stanie spojrzeć na nią inaczej. Pogubiła się... Wydawała się być oderwana od rzeczywistości. Z trudem przychodziło jakiekolwiek skupienie, równie ciężko było ze składaniem prostych zdań. Poruszany temat był jak rzeka, mogłaby opowiadać godzinami o matce, która ani trochę na to nie zasłużyła. Nawet półprzytomna z bólu nie wahałaby się z opowieściami, często przekraczającymi granicę wyobraźni, na nowo żyjąc tamtymi chwilami. — Kogo? — powtórzyła, jakby sens pytania dotarł do niej z lekkim późnieniem. — Musiałbyś ją poznać, aby zrozumieć. To naprawdę wyjątkowa kobieta. Każdy chciał się z nią widzieć... — zboczyła z drogi, najwidoczniej uznając, że ten fakt jest wart odgrzebania. — Oboje będę wspominać okropnie. W końcu jesteście moimi rodzicami. Jakbym mogła wybrać tylko jedno z was? — powróciła w wielkim stylu, odpowiadając na podejrzane zagadnienie. Choć aktualnie nic nie zdawało się dziwne, a Yvette odczuwała coś niezrozumiałego, co łagodziło przeszywający ból, obejmujący obszar szyi. Nie zamierzała się nad tym głowić, przyjmując ten stan rzeczy. — Resztę przecierpię w samotności — odparła, uśmiechając się przy tym dość bezczelnie. Nawet wycieńczenie nie było w stanie uciszyć resztek buntu, który dawał o sobie aktywnie znać.
|
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Loch. Czw Cze 04, 2020 7:06 am | |
| — Ja też zbłądziłem? — Padło pytanie. Wiedział, że w oczach Yvette, jak i reszty świata, jego czyny nie są w żadnym stopniu akceptowane. Dla rozwiązania nic nieznaczącej zagadki, chciał porównać się z kobietą, o której opowiadała; sprawdzić, jak wypadał w jej rankingu opiekunów, od których wolała trzymać się z daleka. — Rozumiem — odparł jedynie na wyjaśnienie dziewczyny. Nie okazywał smutku czy zawodu, biernie przyjmując fakt do wiadomości. Wiedział, że nie może jej winić za brak uczucia; winił wyłącznie siebie za nieodpowiednie przekazanie wartości, jakimi się kierował. Sądził, że gdyby podszedł do kwestii wychowania z większą uwagą, dziś witałaby każdą karę ze zrozumieniem i pokorą. Strach zmieszany z próbą zachowania twarzy był jedynym, co otrzymywał. Nie naciskał dłużej na temat Ophelii, sądząc, że byłoby to próżnym zaspokojeniem ciekawości. Oderwał od niej dłonie po wcześniejszym starciu nasiąkniętej krwi chustą. Obrócił ostrze między palcami, ostatecznie celując nim na cale od twarzy dziewczyny. — Myślisz, że robię to dla siebie? — zapytał poważnym tonem, patrząc na nią groźnie. Był gotów zadać jej więcej bólu, niż wstępnie planował, lecz był daleki od niszczenia swojego dzieła. — To kolejny z moich żali — oznajmił, decydując się na podpowiedź. — Nie przystoi ci takie zachowanie. Odpowiadasz agresją, gdy o wiele więcej zdziałałabyś opanowaniem. Masz swój umysł. Korzystaj z niego — wypowiedział powoli, świadom, jak wiele zmieni się po śmierci Yvonne. — Pomyśl o sobie. O swojej przyszłości. Nie masz nic poza słowami. Używaj ich ostrożniej. Stać cię na więcej niż owinięcie sobie wokół palca jednego z inkwizycyjnych psów. Zatopił się w jej skórze na nowo, rozpoczynając drugą połowę od pierwszej z postawionych linii. Dłuższą z linii pozwolił jej przeżywać i analizować swój grzech. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Loch. Pią Cze 05, 2020 1:58 pm | |
| — Sądzę, że tak. Zbłądziłeś przez coś... — potwierdziła jego słowa, oddychając z największą ostrożnością. Ciekawa rozmowa prędko dobiegła końca, zezwalając Yvette na chłonięcie tortur, które gwarantowały niezapomniane doznania. I choć tliła się w niej iskierka buntu, jaki istniał pomimo nieustępliwie powstających ran, nie miała na tyle sił, aby stanowczym ruchem odepchnąć go od siebie. Przerwać pastwienie nad delikatną skórą, wołającą głośno o pomoc, jaka nie zamierzała nigdy nadejść. Miała pełno czasu, by przeanalizować popełnione błędy, czy wciągnąć z nich jakąś mądrość na przyszłość. A jednak odrzuciła tę opcję, która wypadała najlepiej na tle całej, zdecydowanie niewesołej, sytuacji. Utrzymywała uśmiech, nawet gdy ton kata przestał oznaczać stabilne dotąd opanowanie. Wyraz twarzy prędko przybrał obojętność, jakby musiała odpowiadać setny raz na to samo pytanie. — Zawsze byłam opanowana. Co z tego wyszło? Nigdy nie odgryzłam się za Yvonne, skazując ją na samotną walkę... Już wieki temu powinnam przerwać to błędne koło — przedstawiła swoją perspektywę, jaka z biegiem czasu w końcu się ukształtowała. — Przestań go tak nazywać! Nie jest podobny do reszty tych kretynów — zbulwersowała się, stając bez zawahania w obronie Setha. To bardziej niż pewne, że podała Gerardowi kolejną porcję rozbawienia. Znikające teraz ślady na szyi to jedno, lecz zdeterminowana postawa wobec żniwiarza prosiła się o uszczypliwy komentarz. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Loch. | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|