IndeksSzukajRejestracjaZaloguj

Share
 

 Dom pana Torment

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Selene
Kat
Selene

Liczba postów : 770
Join date : 21/05/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyPon Lip 11, 2016 1:47 am

Dom pana Torment 168g09y

Willa oddalona od zgiełku miasta, na samych obrzeżach Wishtown. Cechą charakterystyczną tego już częściowo wiejskiego klimatu jest to, że nie musisz specjalnie nadstawiać ucha, aby dosłyszeć gdakanie kur, końskie rżenie i przekleństwa rolników, towarzyszące im już od samego poranka. Droga prowadząca do domostwa należącego do pana Torment jest częściowo wyłożona kamieniami, a gdzieś w trakcie urywa się, uniemożliwiając dalszą podróż dorożkom, szczególnie podczas deszczu.
Sama posiadłość jest dosyć przestronna, duża jak dla gospodarza, służki, kucharki i chłopca stajennego. Składa się ona z wielu pomieszczeń, w tym z jednego zupełnie nieużywanego, a mianowicie garderoby z toaletką, należącej do żony pana domu, pozostawioną w stanie nienaruszonym od niepamiętnych czasów.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t181-selene
Selene
Kat
Selene

Liczba postów : 770
Join date : 21/05/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyPon Lip 11, 2016 4:02 am

Czekała na nią przed domostwem, nie chcąc spędzać z ojcem więcej czasu niż było to konieczne. Była w względnie dobrym nastroju, zadowolona, że Deneve przystała na jej pomysł i okazała całkiem niezłą tolerancję do paniki, jaką Sel zdążyła zaprezentować w zakładzie krawieckim. Tak, na samo wspomnienie miała dreszcze. A tak szczerze, przyśniło się jej to jeszcze nie jeden raz. Z delikatnej niechęci przeszła w najprawdziwszą fobię, którą leczyć można było pod specjalistyczną opieką.
Dlatego też postanowiła być miła dla doktor Deneve. I równocześnie była świadoma, że jej odważne plany weźmie cholera, gdy tylko ją zobaczy. Nikt nie działał na nią tak jak lekareczka, a w dodatku Selene zdecydowanie nie należała do grona osób cierpliwych, potrafiących się ugryźć w język przed wszczęciem niepotrzebnej kłótni. Nie, ona była pierwsza do wściekłych wrzasków, wyzwisk i rękoczynów. Chociaż w tym, osobliwym przypadku musiała się naprawdę pilnować, skoro miały pracować razem. Tak, wszystko w dobrej sprawie. Ku chwale Inkwizycji i porażce wiedźm. Była gotowa na poświęcenia, nawet jeśli te ograniczały się do noszenia kiecki i przebywania w obecności Dev przez niezdrową ilość czasu.
Zastanawiała się, w jaki sposób się pojawi. Czy założy swój elegancki, męski strój (który Sel uważała za przejaw zaburzenia świadomości swojej płci, nawet jeśli sama biegała w spodniach) i nigdzie nie usiądzie, aby się nie pobrudzić? Podjedzie do końca powozem, pomimo że droga zdecydowanie się do tego nie nadawała? A może doczłapie ten kawałek o swojej lasce? Jedno było pewne; tutaj nie było co się spodziewać luksusów, wszystko brudziło, śmierdziało albo chciało ugryźć. Lub wszystko jednocześnie, jeśli mowa o Krasuli, dumie sąsiadów.
Co by się jednak nie mówiło, Selene czuła się tutaj świetnie. Jak w domu, chociaż nigdy już nie nazwałaby tak tego miejsca, w którym spędziła swoje dzieciństwo. Gdyby tylko miała więcej czasu, pożyczyłaby od ojca strzeblę i udała się do lasu obok na polowanie, jak za starych, dobrych czasów. Wiejski klimat jak najbardziej jej odpowiadał; nigdy nie odnajdywała się w miejskich konwenansach. Uśmiechnęła się mimowolnie i odetchnęła głęboko, co wcale nie było przyjemnym doznaniem.
Stała tak na ganku, oparta o jedną z beczek, gdy rozległo się skrzypnięcie drzwi, tuż za plecami. Nim się odwróciła, dosłyszała dobrze znany jej głos:
- Selene? Dlaczego nie wchodzisz do środka? – Zza progu wyłonił się ojciec Inkwizytorki, wysoki, zadbany mężczyzna o ciemnych włosach, w wielu miejscach przyprószonych siwizną. Był zupełnie niepodobny do dziewczyny; najwyraźniej odziedziczyła po nim tylko nieprzeciętny wzrost. Chociaż niekoniecznie, tego nie była pewna, bo nie pamiętała doskonale swojej matki, a gdy ostatnio ją widziała, nie sięgała jej jeszcze do pasa.
- Poczekam na doktor Deneve jeszcze trochę. Nie chcę, by się zgubiła lub zawitała u sąsiadów – odparła zbywająco, wzrok natychmiast przenosząc na drogę, modląc się, by kobieta zjawiła się punktualnie. Oczywiście, przed przybyciem przedstawiła mu listownie całą sytuację, wyraźnie zaznaczając, że chodzi o pomoc w jednej z inkwizycyjnych misji, aby nie wykazał nawet cienia chęci, aby się nie zgodzić.
Dosłyszała za plecami, jak mężczyzna spluwa, na samo słowo „sąsiedzi”. Tak, nie miała wątpliwości, że pojawienie się takiej persony w ich domostwie wzbudzi sporo plotek. Ona trzymała je w głębokim poważaniu, jednak jej ojciec nimi żył. Czyli nic się nie zmieniło. Westchnęła pod nosem, niedosłyszalnie, aby nie dać mu kolejnych powodów do kłótni.
- Nie musisz ze mną czekać. Przedstawię ci ją, gdy już przybędzie, jeśli bardzo tego chcesz… - rzuciła niechętnie, mając nadzieję, że nie zauważył jak przewraca oczyma.
Nie zarejestrowała, czy odszedł, w lekkim zniecierpliwieniu wyglądając Deneve.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t181-selene
Devil
Kryptowiedźma w kitlu
Devil

Liczba postów : 234
Join date : 09/08/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptySro Lip 13, 2016 5:00 pm

Szczerze powiedziawszy Deneve sądziła, że po incydencie w zakładzie krawieckim Rosaline, Selene już więcej nie odezwie się ani do niej, ani tym bardziej nie zajrzy do wspomnianej różowowłosej panny, po tym jak wystrzeliła z lokalu na ulicę i zostawiwszy lekarkę z tym wszystkim, pobiegła aż się za nią kurzyło, jednocześnie nakierowując na siebie zdziwione bądź pełne zainteresowania spojrzenia wszystkich okolicznych przechodniów. Jak można być aż tak przewrażliwioną?
Ha! I kto to mówił – kobieta, która na co dzień paradowała w męskim wdzianku i nie dałaby się sprowadzić do typowej roli płci pięknej. Zresztą wiązałoby się to przecież z koniecznością odpędzania zalotników zwabionych jeśli nie bardziej kobiecym wyglądem, to z pewnością majątkiem. A tak? Przynajmniej nie zwracano na nią uwagi. O wygodzie raczej wspominać nie trzeba. Dla pracującej osoby suknie nie były zbyt odpowiednim odzieniem. Niemniej, jeśliby zależało od tego jej życie i zaszłaby konieczność ukrycia się pod inną tożsamością, Deneve czuła, że zdecydowałaby się również na takie przebranie, gdyby nic innego nie dało się uczynić. Jednak za pewnik uznać można, że byłoby to tylko rozwiązanie tymczasowe. W końcu kobiety bardziej podejrzewano o czary i szatańskie konszachty, zwłaszcza te podróżujące (w domyśle uciekające) samotnie.
Tymczasem myśląc, że nie tylko Selene odpadła z przerastającego ją zadania, ale też Inkwizycja zrezygnowała z uzyskania pomocy od jej zajętej osoby, Deneve zaznaczywszy, że zamówienie jest dalej aktualne, postanawiając przy tym wynagrodzić biednej dziewczynie znoszenie wyjątkowej sytuacji z udziałem jej i rudzielca w roli głównej, w końcu wróciła do swoich obowiązków. Sprawę spotkania w gronie znamienitszych ludzi odsunęła od siebie aż na skraj świadomości. Tym bardziej więc lekarka zdziwiła się, gdy otrzymała list podpisany imieniem i nazwiskiem towarzyszki z tamtego dnia. Cóż jej innego pozostało, jak podjąć się kolejnej próby pomocy Selene w misji. Wiedźma w przerwie między pacjentami naskrobała odpowiedź, zapakowała w kopertę i nakazała posłańcowi dostarczyć pod właściwy adres.

Pośród dosyć nielicznych kropek, z których jedne kierowały się do wnętrza miasta, a drugie wychodziły poza mury na otwarte tereny składające się z kilometrów pól, znajdowała się figura na gniadym koniu, który właśnie spokojnie wyminął wjeżdżający do miasta wóz z towarem. Zwierzę parsknęło cicho do swoich ciężej pracujących dalekich kuzynów, po czym pomknął dalej równym, szlachetnym kłusem, niosąc na siodle osobnika płci niewiadomej dla pierwszego lepszego obserwatora, gdyby tak postanowił się nad tym głębiej zastanowić.
Albinoska, trzymając pod pachą laskę, po wyjechaniu spomiędzy miejskich budynków, poczęła rozglądać się po majaczących w słonecznym świetle pojedynczych chatach i domkach. Próbowała doszukać się który z budynków okaże się jej celem. I właściwie to nie musiała zbyt długo czekać, aby się o tym przekonać, bo przejechawszy już jakąś większą odległość, dostrzegła wydający się czegoś wyczekiwać kształt.
No cóż, przynajmniej oszczędzono jej i jej koniowi chodzenia od jednego domostwa do drugiego w celu dopytywania się o konkretne miejsce. Wszakże żadna z chat nie posiadała numeru, więc w oszacowaniu celu po zwykłym opisie sposobu dotarcia łatwo było o pomyłkę. Deneve chyba by nie zniosła tego, że przy każdych źle wybranych drzwiach musiałaby przedstawiać się jako lekarz, a potem zbywać ciągle te same pytania, komu coś się stało i jakie nieszczęście go dotknęło albo dlaczego sam nie pojechał do miasta i inne tego typu gdakanie, którego wysłuchiwanie zajęłoby jej cenny czas. Dlatego też nawet była zadowolona, że potwierdziły się jej obserwacje i po kolejnych minutach jazdy konno rozpoznała w oczekującym kształcie rudowłosą inkwizytorkę.
Znalazłszy się już blisko, uniosła lekko cylinder znad głowy na przywitanie, po czym wstrzymała konia już zmniejszającego tempo i zsiadła z niego, ukazując się w całej swej okazałości w ciągle eleganckim, ale bardziej jeździeckim stroju z nogami włożonymi w buty o wysokiej cholewie i spodniami weń włożonymi, zwężającymi się pod kolanami, a nieco luźniejszymi ponad.
Ową niewielką odległość pod dom Deneve postanowiła pokonać na nogach, zwierzę prowadząc za uzdę.
Dzień dobry, Selene. Widzę, że masz się znacznie lepiej niż ostatnim razem – powiedziała, starając się jednak nie nadać wypowiedzi tonu kąśliwej uwagi. W końcu nadal było to nawiązanie do niedawnych wydarzeń. Dlatego lekarka szybko przeszła do dalszej części. – Nie sądziłam, że zmienisz zdanie. Gdzie mogę zostawić konia?
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t120-doktoryna
Selene
Kat
Selene

Liczba postów : 770
Join date : 21/05/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyCzw Lip 14, 2016 2:06 am

Ojciec wkrótce zostawił ją samą, mimo że Deneve pojawiła się na czas lub niewiele spóźniona. W innym przypadku Selene nie omieszkałaby jej tego wypomnieć. Gdy dostrzegła kobietę w oddali, od razu uniosła dłoń do góry, wychylając się na ścieżkę, aby nie mogła jej przeoczyć. Zresztą z włosami Inwizytorki, mieniącymi się w tym przypadku jako światła sygnalizacyjne, to wcale takie trudne nie było.
Zagwizdała z uznaniem na widok konika, zatrzymując wzrok właśnie na nim, gdy pani doktor zatrzymała się już pod ich posiadłością. Piękne zwierzę. Tak, mogła się tego domyślić, wśród osób bogatszych nie było to niczym dziwnym. Koń wyciągnął głowę po przodu, strzygąc łagodnie uszy w stronę Inkwizytorki, co rozczuliło ją do reszty. Zdradzał ciekawość, ale Sel pomimo swojej wiedzy i praktyki, zachowała ostrożność. W końcu koń należał do Deneve, więc nigdy nic nie wiadomo. Pogładziła go po szyi, spoglądając mu w oczy, po czym podała mu wnętrze dłoni do obwąchania.
- Dzień dobry – odpowiedziała, pochylając lekko głowę, nawet uśmiechając się i przy tym nie przestając pieścić konia. Doprawdy, oczarowanie aż emanowało z jej twarzy. Aż nie zarejestrowała kolejnej części wypowiedzi białowłosej. Odsunęła się od zwierzęcia, jakby negatywne emocje mogły być zaraźliwe. Jej uśmiech topniał bardzo powoli, aż zastygł w bardzo nieprzyjemnym grymasie.
Ona naprawdę chciała być dla niej miła! Miała takie piękne plany…! I co z tego? Deneve doskonale wiedziała, jak wywołać u niej reakcję, podwyższającą ciśnienie o niemożliwe jednostki. Słowa kobiety może nie zabrzmiały jakoś nieprzyjemnie, ale Selene potraktowała je jako wymierzony policzek, wytyk ostatniej porażki. W pierwszym odruchu chciała odpowiedzieć „pierdol się”, jednak owszem, znajdowała się niemal na wsi, ale to nie zwalniało jej od zachowania przynajmniej resztek reguł. To Hawke nauczyła ją takiego niepoprawnego nawyku! Będzie musiała sobie z nią pogadać na temat manier, ot! Ugryzła się w język, spoglądając na kobietę spode łba.
- Tak. Od razu czuję się lepiej, gdy nikt nie próbuje zrobić ze mnie wariatki, jakbyś nie wiedziała – odparła z względnym spokojem, nie wspominając oczywiście o innych zbrodniach na jej umyśle, takich jak nieustanne brednie o trenach, stelażach, halkach, stanach i innych elementach ubioru, których nazw nigdy nie chciała poznać. O tak, to bolało ją najbardziej. Mimo wszystko, udało jej się nabrać głębszego wdechu, zaczynając jakby od początku. – Gdybym tylko mogła, Deneve… - sapnęła, odbierając od niej lejce konia. – Rozkaz to rozkaz, więc go wypełnię, choć co drugi z katów nadawałby się do tego lepiej. Łącznie z tą męską częścią – westchnęła ciężko, już niemalże pogodzona z losem.
- Zajmę się nim – odparła natychmiast, tym razem bez żadnego żalu, ani negatywnych nut w głosie. Miała ochotę zapytać się o imię ogiera, jednak prędko odeszła od tego pomysłu, aby nie przedłużać. Pociągnęła zwierzę za sobą gładząc go jeszcze raz po pięknym, gniadym umaszczeniu. Dotarły wkrótce do stajni, gdzie przekazała konia w ręce chłopca stajennego, z przykazaniem, by dobrze się nim zajmował, a następnie poprowadziła Dev do głównych drzwi swojego domostwa.
Pomimo danego ojcu słowa, niespecjalnie chciała przedstawiać lekarkę, dlatego też miała nadzieję, że przemkną się ukradkiem do sypialni i garderoby. Mężczyzna jednak zastał ich już na samym korytarzu, lustrując nowoprzybyłą niepewnym spojrzeniem, zapewne rozszyfrowując jej płeć.
Nawet, gdyby byli na zewnątrz, z wiadomych powodów nie ośmieliłby się ani pocałować Deneve w dłoń, ani podać jej ręki. Dlatego jego przywitanie ograniczyło się do głębokiego, może nawet przesadnego ukłonu i donośnych słów:
- Pani Noita, witam w moim skromnym domostwie. Proszę czuć się jak u siebie. – Wyprostował się, wciąż nie ruszając się z miejsca. – Selene nieco mi o pani opowiadała, dlatego w jej i w swoim imieniu dziękuję za pomoc niesioną Inkwizycji. – Ukłonił się jeszcze raz, a Selene aż spąsowiała na twarzy, o mało nie wydając z siebie odgłosu obrzydzenia. Faktycznie, nie zdążyła jeszcze podziękować Dev. Ale z drugiej strony jeszcze nie widziała efektów tejże pomocy, o! – Zaparzę herbaty, skusi się pani? – zapytał w końcu, czego Sel wytrzymać już nie mogła.
- Tato… spieszymy się, mamy dziś naprawdę wiele do zrobienia… - Jęknęła wyjątkowo marudnym tonem, na co mężczyzna spiorunował ją potępiającym spojrzeniem. Nie miała wątpliwości, że ją za to upomni, gdy białowłosa znajdzie się już w bezpiecznej odległości.
Zerknęła na panią doktor, bo ostatecznie decyzja należała do niej, ale miała nadzieję, że nie będzie musiała spędzać południa na herbatce ze swoim ojcem, który zapewne będzie chciał przeprowadzić z Deneve niezbyt krótką konwersację.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t181-selene
Devil
Kryptowiedźma w kitlu
Devil

Liczba postów : 234
Join date : 09/08/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptySob Wrz 10, 2016 11:46 pm

Krótka wymiana paru słów na powitanie, ku zadowoleniu albinoski, minęła bez większych kłopotów, których wystąpienie już teraz mogłoby znacząco i negatywnie wpłynąć na proces dogadywania się. Deneve podejrzewała, że szykowanie się zajmie im pewnie ze dwie godziny, wolała zatem nie trwonić czasu na niesnaski, bo jednak była osobą z grafikiem wypełnionym niemalże po brzegi... w przeciwieństwie do tego tu rudasa, hasającego sobie po uliczkach i leśnych chaszczach, a kiedy trzeba było, to wybierającego się do swojej komnaty, by ręce poświęcić zadawaniu okrutnych cierpień, których przydatność dla ludzkości można by określić na poziomie kontrowersyjnym.
Doktorka machnęła niedbale ręką. Niepodobna! Nie sądziła, że jej inkwizycyjna towarzyszka nadal tak mocno będzie przejmowała się ostatnimi wydarzeniami. No cóż, nie wdziała w tym swojej winy. Nie ona kazała jej wziąć w tej misji udział. Jej zadaniem pozostawało zadbanie o niewzbudzanie podejrzeń przy wprowadzaniu Selene na salony. Ale co innego poradzić na jej reakcje, jak nie poinformować o jej słabości psychicznej? Westchnęła.
Bierzesz to za bardzo do siebie. To tylko przedstawienie, Selene. Teatrzyk – powiedziała spokojnie. Przecież tworzenie roli doskonałej dla tej nieprzeciętnej inkwizytorki nie oznaczało, że ma ją za w jakiś sposób skrzywioną na umyśle. Wcale.
Nie mieli w tej twojej Inkwizycji jakichś męczennic na podorędziu? Takie tam macie braki kadrowe, że ciebie muszą wysyłać? – zapytała, idąc jeszcze parę kroków u boku Selene i swojego konia, którego tamta prowadziła do stajni. Miała nadzieję, że zwierzęciu nic się tam nie stanie. Zaufała jednak opinii, jaką przydała rudzielcowi łapiąca wiedźmy instytucja. W końcu lepszy posłuch ma inkwizytor niż lekarz.
Niemniej trochę ci współczuję – w duchu jednak tak odrobinę racząc się owymi mękami, na jakie dziewczyna została skazana, ale o tym głośno nie powiedziała. – A teraz porzućmy to, co było. Mamy dużo pracy, czasu zaś jest niewiele.

Deneve z zadowoleniem przyjęła fakt wejścia do rodzinnego domu Selene. Bez zbędnego ociągania i przedłużania, no może prawie – bo w przedpokoju natknęły się na ojca rudzielca, a niewdzięcznego męża swojej dawnej kochanki. Że też nie mógł być gdzieś u sąsiadów pomagać podczas żniw czy innych wykopków, czego w pobliżu pełno się działo.
Jak wskazywały zasady dobrego zachowania, znalazłszy się we wnętrzu, ściągnęła kapelusz, odsłaniając przy tym śnieżnobiałe włosy. Nakrycia głowy z wiadomych powodów już nie zakładała.
Dzień dobry, panie Torment – odpowiedziała, oczywiście znając już nazwisko z karty pacjenta jego córki. Twarz kobiety nie zmieniła się ani trochę, nie zdradzając żadnych niepotrzebnych emocji odnoszących się do domostwa i jego mieszkańców. Rzuciła krótkie spojrzenie na swoją towarzyszkę, która zdawała się być niezbyt rada z owej krótkiej wymiany uprzejmości. Ale czy ona kiedykolwiek była zadowolona z czegoś poza efektami katowania czarownic?
Ależ to nic. Jakże mogłabym odmówić instytucji, która tak stara się pomóc światu, kiedy mnie samej zależy na dbaniu o niego? Co prawda w znacznie inny sposób. – A ten sposób z pewnością Deneve uznawała za bardziej pomocny. Lekarska profesja nie pozwalała jej przyznać Inkwizycji racji. Niczego takiego nie powiedziała jednak na głos, wygłaszając tylko to, co bezpieczne. Kiedy żyło się w towarzystwie pełnym intryg, przy którym równolegle działała niebezpieczna organizacja, należało zważać na to, co i komu się mówi. Ironiczne wybrzmienie słów pozostawiła dla siebie.
Na szczęście udało mi się zarezerwować te parę chwil – rzekła, już podejmując próbę zniechęcenia mężczyzny do dalszych prób wstrzymywania przed rozpoczęciem przygotowań. Wszakże nie przyszła tu na piknik na kupie siana bądź herbatkowanie. Prawdę mówiąc nie chciałaby też dłużej przebywać w jednym pomieszczeniu z ojcem Selene, o którym nasłuchała się różnych rzeczy. Wystarczająco dużo.
Dziękuję, może później, jeśli będzie taka możliwość. Tymczasem nie chciałabym tracić czasu, jaki z wielkim trudem wysupłałam z rozkładu tygodnia – odparła może nieco za chłodno, ale ktoś inny mógłby to po prostu zrozumieć jako jej manierę nietolerowania wszelakich prób odciągania jej osoby od obowiązków. Po ostatnich słowach zerknęła na inkwizytorkę, aby dać znać, że nie jest na razie zainteresowana propozycją jej ojca.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t120-doktoryna
Selene
Kat
Selene

Liczba postów : 770
Join date : 21/05/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyPią Wrz 16, 2016 5:02 pm

Spojrzała na Dev z oczyma tak pełnymi żalu, że aż nie musiała dodawać ani jednego słowa, by ta zrozumiała, co ma na myśli. Na powrót przypomniała sobie fatalną rozmowę z mistrzynią, gdy zlecała jej tę misję. Automatycznie poczuła niepowstrzymaną chęć przywalenia w coś głową. Mimo wymownego spojrzenia, zdecydowała się dodać:
- Moją jedyną winą jest to, że znam ciebie. To przez twój uroczy list do Arcymistrzyni, przez który – tak przy okazji – miałam problemy. Ale nieważne, nie kłopocz się, ha-ha, gdybyś tylko planowała to czynić. – Selene zaczynała wpadać histerię, tak typową, gdy znajdowała się w obecności Deneve. Sama nie wiedziała, co się wtedy z nią działo i w życiu nie potrafiłaby wyjaśnić swojego zachowania. Jak podejrzewała, była to ciężka reakcja alergiczna. - W każdym razie, całą Inkwizycję obiegły już plotki o naszej wspaniałej przyjaźni. I słyszę – „po co nam męczennica, skoro mamy Selene?!” i „Wyjdzie trochę do ludzi, nabierze ogłady. Siedzi tylko w lochach i męczy wiedźmy, przecież od tego idzie postradać zmysły!” – zaśmiała się żałośnie, puszczając nieco wodze fantazji, bo w rzeczywistości nikt nie powiedział jej tego bezpośrednio, ale jak podejrzewała, mistrzyni dokładnie do miała na myśli.  
Swoją drogą, bezpieczniej byłoby podłożyć słomianą kukłę, zamiast Selene. Ba, byle ziemniak wykazywał od niej więcej talentu aktorskiego.
- Masz rację, po prostu miejmy to już za sobą… - westchnęła ciężko, nie usiłując dłużej tłumaczyć Dev, że ów „teatrzyk” to dla niej ucieleśnienie najgorszych koszmarów. Normalni ludzie nie zrozumieliby jej powikłanych fobii.
Jak się spodziewała, ten dzień nie miał prawa być dobry. Bo jak niby miał być, gdy przed swoimi oczyma ma nie dość, że doktor Deneve, to jeszcze swojego ojca?! A oni jeszcze ze sobą rozmawiali, jakby robiąc jej na złość, gdyby tylko świat kręcił się wokół osoby Selene. Nawet jeśli przez ułamek sekundy niechęć białowłosej była jakkolwiek widoczna, inkwizytorka niczego nie zauważyła, wręcz przeciwnie, uznała, że tamci świetnie się ze sobą dogadują i doskonale bawią we własnym towarzystwie.
Nie wtrącała się podczas ich wymiany suchych zdań, jedynie przewracała oczyma, aż w końcu ziewnęła przeciągle, nawet się z tym nie kryjąc, na co ojciec rzucił jej tak oziębłe spojrzenie, że zachłysnęła się powietrzem i zaczęła kaszleć. To była zdecydowanie pora na to, aby się ulotnić, jeśli tylko nie chce przeżyć bardziej żenujących sytuacji w obecności doktor.
Rzuciła niemrawo „tak, chodźmy już”, po czym poprowadziła swojego gościa po schodach, wewnątrz domu. Nie była tu od wieków, jednak niewiele się zmieniło, znała więc drogę. Otworzyła drzwi do umieszczonego najgłębiej korytarza pokoju, zapraszając Deneve i spostrzegając się, że jedyną zmianą, jaka się tu pojawiła był dodatek świeżych kwiatów w wazonie. Musiał ją bardzo kochać, pomyślała ze smutkiem.
Pomieszczenie było urządzone przytulnie, pod oknem stała toaletka wraz z ogromnym lustrem, w pobliżu znajdował się regał, z typowo kobiecymi przedmiotami, nieco dalej drobna biblioteczka oraz ozdobny parawan. Dodatkowo, uwagę zwracała sofa z ciemnego drewna, wyłożona czerwonym materiałem i ogromna garderoba. Niemal nic nie uległo zmianie od kiedy urzędowała tu Marieanne, poza wspomnianymi wcześniej kwiatami, a także fotografiami, rozsianymi po pokoju.
Sama bez większych oporów dorwała się do szafy, otwierając ją na oścież. Nie do końca wiedziała, czego może się spodziewać, nigdy nie grzebała w garderobie swojej mamy w podobnych celach. Jednak, gdy przed oczyma zalśniły jej dziesiątki sukien na zapewne wszystkie okazje, jakie można sobie tylko wymyślić, wciąż nie potrafiła się zachować. Miała naprawdę nikłą wiedzę na temat ubioru, nikt jej w tej kwestii nie nauczył.
- Dev…? Jest do twojej dyspozycji, korzystaj. Jak pisałam w liście – mama miała tego od cholery. Rozmiarowo nie jest źle, naniesie się kilka poprawek i może będzie znośnie… - zastanowiła się na głos, ujmując w dłoniach jedną z sukien, dopiero teraz spostrzegając się, że musiały wzrostem musiały sobie mniej więcej dorównywać. – Wyjmij, co ci się spodoba – poprosiła cicho, odsuwając się i dając jej w tym przypadku zupełną swobodę i pole do popisu. W końcu znała się na tym jak tylko może kat na panującej modzie. Zdjęła w końcu kaszkiet, rzucając go na sofę i cierpliwie czekając na decyzję Deneve.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t181-selene
Devil
Kryptowiedźma w kitlu
Devil

Liczba postów : 234
Join date : 09/08/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyNie Paź 09, 2016 8:54 pm

Deneve powiedziałaby raczej, że Selene stworzyła sobie problem na własne życzenie, a wspomniany przez nią list był jedynie konsekwencją pochopnych działań inkwizytorki, pozbawionych większego pomyślunku, czy podejmowane działania rzeczywiście są właściwe. Na twarzy lekarki pojawił się ni to uśmiech, nie to grymas, co najmniej jakby wewnętrznie kwasiła się pod wpływem wyrzutów rudzielca, które w żaden sposób do niej nie trafiały. Zrobiła to, co uważała za rozsądne dla siebie i swojej kliniki. Nie myślała o późniejszych nieprzyjemnościach, których w przyszłości Selene mogła doświadczyć przed swoimi przełożonymi.
Pozwól, że wrócę na chwilę do poprzedniego tematu – rzekła, kiedy odłączyły się od pana Torment i zaczęły wspinać się po schodach. – Nie zamierzam, droga Selene, wikłać się w twoje nadwyrężone stosunki między tobą a twoimi zwierzchnikami. W zupełności wystarczy mi fakt udzielenia ci pomocy. Mam wystarczająco dużo innych spraw i nie w smak mi troszczyć się jeszcze o twoją posadkę. Skoroś się utrzymała do tej pory w Inkwizycji, to chyba moje wstawiennictwo jest zbędne – odpowiedziała, nawet nie próbując pozorować zmartwienia o pracę rudzielca. Z jakiej racji miałaby przejmować się pozycją Selene? Chyba tylko dla utrzymania tej fałszywej nici porozumienia z Inkwizycją, a i to tylko do czasu, dopóki członkostwo jej towarzyszki na coś by się przydawało.
Radzę ci jednak, jako twoja "przyjaciółka" – odnosząc się do wypowiedzi rudej wojowniczki, wyrzekła to odpowiednio zabarwionym, ironicznym tonem. – powstrzymać swoje nerwy na wodze. Nadpobudliwość szkodzi. I pragnę zauważyć, że nie tylko w mojej klinice, ale także zaszkodzisz swojej misji, jeśli postąpisz pochopnie.
I nie, w żadnym wypadku nie mówiła tego dla dobra Selene, a dla swojego własnego, bowiem nie chciała dodatkowo zostać obiektem plotek pt. "doktor Noita i jej szalona kuzynka wyjęta pewnie z psychiatryka z drugiego końca kraju". Poza tym Deneve była zdania, że inkwizytorka zdradzając się ze swoją profesją, nie daj – wyskakując ze sztućcem w ręku na jakąś damę, podejrzewaną przez nią o czarownictwo, naraziłaby je na zbędne zagrożenie i na niepowodzenie przedsięwzięcia. A co ważniejsze, skoro albinoska już zaangażowała się w zadanie rudzielca, to chciała mieć z tego jakąś korzyść, choćby i w postaci satysfakcji Inkwizycji ze skutecznej pomocy, jaką ona łaskawie zdecydowała się przynieść.
Mam nadzieję że się rozumiemy – dodała na koniec, aby rozpocząć milczenie do czasu pokonania wszystkich stopni prowadzących na górne partie budynku. Deneve nie chciała dalej tego ciągnąć, gdyż potrzeba skupienia się na czymś innym stała się zbyt silna.
Z każdym mijanym stopniem myśli białej kobiety mocniej nakierowywały się na wspomnienia o dawnej towarzyszce, o swej miłości, z której zrezygnowała. Drwiący los właśnie sprawił, że kroczyła za jej córką, a ich celem miał okazać się pokój noszący ślady tej, którą pozostawiła gdzieś daleko.
Oczywiście Dev trochę myślała już wcześniej, po uświadomieniu sobie, z kim ma do czynienia, potem zaś po liście rudzielca w sprawie przysługi i sposobu na rozwiązanie problemu z nadpobudliwością Selene u krawcowej Rosaline. Westchnęła cicho, ale Selene zapewne uznałaby, gdyby tylko usłyszała, za objaw zniecierpliwienia "Pospieszmy się na ten cholerny szczyt schodów".
Lekarka musiała odsunąć od siebie uporczywe myśli, które pojawiwszy się raz, nie chciały na rozkaz równie szybko uciec w odmęty, przynajmniej tymczasowego, zapomnienia. Obie kobiety znalazły się właśnie na samej górze i rozpościerał się przed nimi obraz drzwi, a potem ukrytego za nimi pomieszczenia. Wiedźma była świadoma, że jeśli się nie opędzi od wspomnień, to prędzej czy później jej zamyślenie stanie się wyrazistsze niż jej standardowa obojętność. Także jej towarzyszka przy drobnym wysileniu się w obserwacji, miałaby szansę na dostrzeżenie zmiany zachowania.
Postaram się doradzić, jak tylko mogę – odparła, po czym dodała gorzko: – Miejmy nadzieję, że wyjdzie znośnie. – Bowiem z trudem znosiła myśl o wymieszaniu się obrazu Marieanne, której do twarzy było w takich kreacjach, z wizerunkiem rudzielca wystrojonego na siłę.
Albinoska weszła wolnym krokiem do pokoju, a znalazłszy się w nim, omiotła spojrzeniem przestrzeń dookoła, aż w końcu zbudziła się i zamknęła za sobą drzwi. Co jak co, ale dodatkowa para oczu zapewne rozpraszałaby inkwizytorkę i pobudzała do ponownej ucieczki od kobiecych wdzianek. Deneve, jako tymczasowa stylistka okrutnej pani kat, wolała uniknąć kolejnej porcji zmarnowanego czasu.
Podeszła do sofy, aby pozostawić nań trzymany w ręku cylinder. Zdecydowała się także na pozostawienie tam surduta, uświadamiając sobie, że spędzą tu zapewne jakiś czas, a nie chciała, aby zbytnio się zakurzył. Kamizelkę z wetkniętym zegarkiem do kieszonki pozostawiła na koszuli.
Prostując plecy, zerknęła na poustawiane tu i ówdzie fotografie. Żaden malarz nie zdołałby w pełni oddać piękna kobiety, która lata temu była tu panią domu. Dobrze, że zdecydowali się na zdjęcia, a nie obrazy – tak właśnie pomyślała Doktoryna, podwijając nieco rękawy koszuli i nie odwracając w tym czasie lodowoszarych oczu od utrwalonych wizerunków, a w szczególności od uwiecznionej na nich znanej jej kobiety.
To twoja matka? – zapytała. W końcu wyszłoby dosyć nienaturalnie, gdyby w ogóle nie zwróciła uwagi na zawartość pokoju, zupełnie ignorując rozmieszczone w nim zdjęcia.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t120-doktoryna
Selene
Kat
Selene

Liczba postów : 770
Join date : 21/05/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyCzw Lis 03, 2016 10:27 pm

Sama już nie wiedziała, czego od niej oczekiwała. Nie dała Deneve ani jednego, najdrobniejszego powodu, aby dać się polubić, ale też zupełnie nielogicznie czuła się urażona, gdy kobieta czyniła chłodne wytyki na temat jej wyglądu. Nie rozumiała już swojego zachowania, była przewrażliwiona i niezdecydowana, a w dodatku najwyraźniej zaczęła przejmować się niegdyś tak nieistotnymi sprawami jak własny wygląd. To wszystko przez tego diabła! To on tak na nią wpływa, na pewno!
Zapragnęła utrzeć lekarce nosa i pokazać, że i ona jest w stanie wyglądać lepiej niż „znośnie”, czując nagły przypływ siły i energii do działania. Nie na długo. Wystarczyło jedno, pojedyncze spojrzenie na mniej lub bardziej wymyślne kreacje, aby całe uczucie pękło jak mydlana bańka, a zastąpił je kolejny atak paniki, jaki można tylko wywołać u człowieka zwykłe ubranie. Była akurat w trakcie opanowywania swojego przyspieszonego bicia serca, gdy Dev zadała jej pytanie, na które aż nie mogła powstrzymać prychnięcia. Zerknęła na nią zza zmarszczonych brwi, przynajmniej porzucając ostatnie, stresujące myśli, gotowa podjąć nową walkę ograniczającą się do rzucania niezbyt uprzejmych słów:
- Dev, jeśli chciałaś spędzić kilka wątpliwie uroczych chwil na pogaduszkach i herbacie, mój ojciec złożył ci odpowiednią propozycję – stwierdziła kwaśno, krzywiąc się okropnie. Nie znosiła marnotrawstwa czasu, nawet jeśli miała wyborne towarzystwo. Sądziła, że Deneve odnosi podobne wrażenie, nie odczuwając potrzeby silenia się na zbędne grzeczności takie jak pytania o zdrowie czy właśnie osoby znajdujące się na fotografiach. Najwyraźniej się pomyliła lub pani doktor tak bardzo lubowała się w psuciu inkwizytorce nastroju, aż przeniosła to ponad swoje zadowolenie. – Nie rozpraszaj się, masz inne zadanie – przypomniała jej twardo, jakby nie mogły wykonywać dwóch czynności jednocześnie, skupiając się wyłącznie na przykrych obowiązkach.
Zamilkła, a gdy upewniła się, że Deneve powróciła do „pracy”, przeglądając garderobę mieszkającej tu niegdyś Marieanne, Sel chwyciła do ręki stojącą najbliżej ramkę ze zdjęciem, przedstawiającym pozującą nań kobietę o wyjątkowej urodzie, podkreślonej nieco przekornym, wyzywającym uśmiechem. Nie poznała barwy sukni, gdyż fotografia była czarno-biała, ale musiała przyznać – kobieta wyglądała w niej zjawiskowo i naturalnie, mimo że strój z pewnością nie należał do tych, które nosi się z przyjemnością. Nie mogła powstrzymać drobnego drgnięcia warg w przypływie dumy i zadowolenia.
- Tak, to moja matka. Jak pisałam ci w liście, zostawiła po sobie całkiem pokaźną garderobę. Nie pamiętam jej za dobrze, więcej pewnie dopowiedziałam sobie sama lub usłyszałam z opowieści reszty rodziny – zastanowiła się na głos, niepewna, co powinna mówić. Do kiedy Dev zajmowała się czym powinna, przychodziło jej to łatwo. – Niestety, nie wiem, jakiego była wzrostu. Po fotografiach ciężko to ocenić, nieprawdaż? Nie chciałam pytać ojca, źle znosi wspominanie jej… Wciąż musi za nią tęsknić – zgadywała, chcąc wierzyć w tę romantyczną historię. – Ale poradzimy sobie. Naniesie się kilka poprawek tu i ówdzie, zaoszczędzimy na czasie… - wymieniając szereg zalet brzmiała, jakby usiłowała przekonać również siebie, gdyż zapewne była najbardziej sceptycznie nastawioną do całego przedsięwzięcia osobą z ich dwójki.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t181-selene
Devil
Kryptowiedźma w kitlu
Devil

Liczba postów : 234
Join date : 09/08/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyPon Lis 28, 2016 11:17 pm

Napatrzywszy się na zdjęcie (choć prawdę mówiąc w tym przypadku trudno mówić o napatrzeniu się, gdy pragnęłoby się ponownie ujrzeć uwiecznioną na fotografii kobietę, na żywo, nie zaś na kawałku papieru), w końcu przeszła do szperania w rzeczach Marieanne, jednocześnie stwierdzając w duchu, że dobrze uczyniła, zawczasu pozbywając się surduta i zakasując rękawy. Pod palcami czuła delikatną warstwę kurzu, mocniejszą na szafach i półkach, cieńszą i zarazem prawie niewidoczną na sukniach i innych częściach odzienia, które najwyraźniej czyszczono trochę częściej niż pozostałe powierzchnie. Mimo wszystko czystość, w opinii Deneve, pozostawiała wiele do życzenia. Marieanne posiadała wiele pięknych rzeczy, a lekarka wyobrażała sobie ją, matkę Selene, w poszczególnych kreacjach. Westchnęła ciężko. Gdyby inkwizytorka usłyszała ów dźwięk, mogłaby pomyśleć, że reaguje w ten sposób na konieczność robienia za stylistkę tego tu rudzielca. Przecież to jak robienie królowej z prostego wojaka. Jakoś to do siebie nie pasowało. No dobrze, może wcześniej o tym pomyślała, ale w tej chwili co innego wywołało niniejszą reakcję. M a t k a   S e l e n e. Gryzło się to ze sobą mocno, głównie przez to, że albinoska musiała myśleć nad założeniem przez inkwizytorkę jednej z sukni, którą w przeszłości nosiła Marieanne. Nie przemawiały do niej te dwa, przenikające się obrazy.
Ale jednak po coś się tutaj umówiły. Jeśli konieczny był cud, aby zmienić na krótki czas wizerunek Selene, to tutaj musiał się on dokonać po porażce w zakładzie krawieckim.
Nie wiem jak ty, ja mogę robić więcej rzeczy jednocześnie. A jak na razie ty, Selene, jesteś tu tylko od przywdziewania sukienek i starania się o jak najlepszą prezencję – odpowiedziała, zgodnie ze swym przekonaniem, stwierdzając fakt.
Chciałam powiedzieć, że miałaś piękną matkę – rzuciła tak, jakby chciała też powiedzieć "Chciałam być nieco milsza", no ale cóż. Nie wyszło. – Szkoda, że bardzo ustępujesz jej w tej materii. Jeśli coś dzisiaj osiągniemy, to będzie cud. No ale pomińmy temat trudności zadania. Skup się, moja droga Selene. W końcu nie możesz robić kilku czynności naraz.
Na twarzy albinoski jeszcze gościł krzywy uśmieszek po ostatniej wypowiedzi, kiedy odwróciła się przodem do towarzyszki a tyłem do ubrań. Przez przedramię miała przewieszoną pierwszą zdobycz, jako tako mającą szansę pasować do Selene pod względem kroju. Co do kolorystyki może odrobinę mniej, ale była dosyć ciemna, bowiem wydobyta suknia stworzona została z tafty w kolorze malachitu oraz czerni w dolnych jej partiach. W świetle zieleń przyjemnie się mieniła różnymi odcieniami. Suknię zapinało się od szyi do wysokości krocza na czarne guziki, a krawędzie odzienia na rękawach, kołnierzyku, dole sukni i jej poziomach obszyte zostały czarną koronką. Rękawy co prawda były dosyć krótkie, bo nie sięgały do nadgarstków, a mniej więcej do połowy przedramienia, jednocześnie będąc bardziej przyległe do ciała nieco przed łokieć, zaś dalej rozszerzając się. Ale lekarka gdzieś widziała pasujące do tej kreacji, czarne rękawiczki. Zestaw, jak na jej oko idealny dla nieco tajemniczej, eleganckiej panny.
Stój grzecznie i powiedz, co o tym sądzisz? – Deneve zdjęła z ramienia suknię i przytrzymała wysoko wieszak, na którym się utrzymywała, aby Selene miała możliwość ujrzenia jej w pełni okazałości. Z przyniesieniem długich rękawiczek czekała na opinię inkwizytorki, czy zapoczątkować w pierwszej kolejności stertę "na pewno tego nie włożę" czy też "jeszcze się zastanowię".
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t120-doktoryna
Selene
Kat
Selene

Liczba postów : 770
Join date : 21/05/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyPią Gru 02, 2016 7:54 pm

Zacisnęła dłonie w pięści, dodatkowo dostając coś na wzór szczękościsku, oczywiście nie radząc sobie z odzywkami doktor Deneve. Za późno już było na przeklinanie dnia, w którym ją spotkała. Nie mogła też cisnąć jej ramką z fotografią przedstawiającą powabną według niej postać, jeśli miały współpracować. Musiała to wszystko cierpliwie znosić, wyczekując końca, po którym będzie rzucała ostrzegawcze spojrzenie każdemu, kto w ogóle ośmieli się wspomnieć w obecności Selene imię lekarki.
- Ależ dziękuję za ułatwianie mi zadania, droga Deneve – warknęła przez zaciśnięte zęby, odkładając z hukiem zdjęcie, aby jej już nie kusiło. – Gdyby powodzenie misji zależało wyłącznie od podzielności mojej uwagi, nigdy nie doszłoby do naszego kolejnego spotkania, a ja spałabym już spokojnie – wzruszyła ramionami, wyraźnie podirytowana.
Wstała na równe nogi, zaczynając krążyć po pokoju, lekko zaniepokojona. Nie uśmiechało jej się to, wciąż nie potrafiła się pogodzić z losem. Podniosła spojrzenie, starając się nie robić sceptycznej miny, co prawie się jej udało. Sukienka jak sukienka, nie potrafiła ocenić swoim gustem, ani odnieść się wiedzą. Wzruszyła ramionami, zaraz wyciągając ręce i mówiąc:
- Podaj mi ją – odebrała ciemny materiał, nawet nie zaszczycając go dłuższym spojrzeniem. Zdążyła nieco zobojętnieć, co również nie do końca było dobrym rozwiązaniem. Aby ich misja przebiegła bez większych utrudnień, obie musiały okazać sporo chęci. A poza tym faktycznie potrzebowały cudu, ale mniejsza z tym. – Podoba mi się – skomentowała ociężale, jakby mówiła o panelach w kuchni, a nie tym finezyjnym dziele sztuki spod ręki krawcowej. – Szkoda tylko, że zapewne próżny będzie twój trud, skoro tak daleko mi do urody matki – wypomniała jej słowa pod nosem, wściekła i pamiętliwa. Tak, nie daruje jej tego do końca ich (oby krótkiej) znajomości. Odwróciła się, owijając dłuższe części sukni wokół szyi.
Reagowała gwałtownie, co powodowało, że sprawiała wrażenie wypełnionej po brzegi kompleksami. Nie do końca się tak czuła; na pierwszy rzut oka widać, że nie umywa się do typowej piękności, jaką była jej matka. Również ojciec często jej to wypominał, aż zdołała pogodzić się i stracić chęć do komentowania sprawy, gdyż swoją droga – brak zadbania pozostawał wyłącznie winą Selene. A na braki w urodzie zwyczajnie poradzić już nie mogła.
- Poradzę sobie sama. Wiem jak nosić sukienki. Tylko nic do mnie nie mów w tym czasie. Potrafię albo słuchać, albo używać własnych rąk – oznajmiła twardo, znikając za parawanem. Nawet porwała się na żart, chociaż jej śmiertelnie poważny ton na to nie wskazywał. A może mówiła prawdę? Kto ją tam wie.
Jeśli Dev zdecydowała się na cierpliwe czekanie, z czasem dosłyszeć mogła różne pomruki. Selene raz nawet wymsknęło się stłumione przekleństwo, gdy nieomal nie oderwała guzika, ponieważ ten znajdował się w miejscu, w jakim nigdy by się go nie spodziewała. Po dłuższej walce, udało jej się umieścić kończyny w przeznaczonych do tego otworach, nie myląc nawet stron. Zapinała się pod samą szyję, niespecjalnie się spiesząc. Być może chciała, aby doktor na nią czekała, a może uważała, że sztuka wymaga czasu. Jednak... nie skończyła, wychylając się o pół cali zza parawanu.
- Nie mogę się zapiąć… - Przyznała z zażenowaniem. Rozwiązanie przyszło jej do głowowy całkiem szybko. – Czy to ten rodzaj sukni, który wymaga noszenia gorsetu pod spodem…? – wyjąkała, iście oburzona, jakby chciała dodać „czym ty mnie szczujesz na pierwszy raz?!”.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t181-selene
Devil
Kryptowiedźma w kitlu
Devil

Liczba postów : 234
Join date : 09/08/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyPon Mar 06, 2017 6:19 pm

O! Deneve pomyślała, że w końcu nastąpił jakiś postęp. Niebywałe, że Selene postanowiła wziąć pod uwagę już pierwszą z wszystkich sztuk sukni, nawet jej dotknąć i przymierzyć. Prawdę mówiąc, albinoska chyba się tego nie spodziewała. Obstawiała taki obrót spraw, w którym inkwizytorka będzie kręcić nosem, aż stwierdzi, że albo nie jest pewna, ale dla dobra sprawy przymierzy, albo odrzuci kreację na bok, chcąc kolejnych propozycji.
Proszę. Przekonajmy się, jak będzie na tobie leżeć – powiedziała, podając Selene malachitową suknię, w której jej matka musiała wspaniale wyglądać. Na chwilę zatrzymała się przy wspomnianym wyobrażeniu, przez co umknął Deneve jeden szczegół, aczkolwiek zaraz sobie o nim przypomniała.
Widziałam gdzieś odpowiednie rękawiczki do tej kreacji. Zaraz ich poszukam. Ekhem... – Lekarka odchrząknęła na zakończenie wypowiedzi, co było skutkiem wpadnięcia w jej odpowiedź słów Selene. Postarała się powstrzymać automatycznie napływający do ust komentarz, który – gdyby pozwolić mu wybrzmieć – przyjąłby formę: Przecież nieatrakcyjne kobiety też noszą suknie.
Aczkolwiek początek selekcji sukien był na tyle udany, że wolała go nie psuć ani też nie wywoływać kolejnych wymian uszczypliwych kwestii. To tylko przedłużyłoby czas, jaki muszą ze sobą spędzić, jak i opóźniłoby powrót Deneve do obowiązków.
Jednak w sukni cię wpuszczą i będą traktować jako jedną ze swoich, czego nie dałoby się osiągnąć, gdybyś wparowała na salony w ubłoconych buciskach – odpowiedziała już w inny sposób, choć to "Wiem, jak nosić sukienki"... Dobre sobie. Gdyby nie ostatnie dni, tyle miałaby styczności z sukienkami, co przytulając się do spódnicy mamy w dzieciństwie. Dev uniosła więc lekko brew, ale nic nie powiedziała.
Znajdę ci te rękawiczki, tym się zajmę. Gdyby cię to przerosło, wołaj – powiedziała, odwracając się twarzą w stronę garderoby i zaczęła się rozglądać po jej zasobach, pragnąć dojrzeć upragniony element odzienia, który wcześniej mignął jej przed oczami. O, no i są!
Albinoska pogrzebała trochę w posortowanych ubraniach i znalazła odpowiednią parę czarnych rękawiczek. W tym samym momencie, w którym je chwyciła, do jej uszu dobiegł głos inkwizytorki, więc skierowała się ku parawanowi.
W twoim przypadku na pewno go potrzebujesz. Spokojnie. Tylko te panie, które noszą go na co dzień, jak i te naprawdę szczupłe, byłyby wstanie zapiąć się bez pomocy gorsetu. Ty masz nieprzyzwyczajone żebra. I mięśnie.
Zaglądnęła za parawan i uśmiechnęła się kącikiem ust.
–  Ale może by ci się przydał, może taki gorset by cię trochę utemperował, wraz z miejscem na powietrze, powściągnął też nadmierne emocje – stwierdziła, przyglądając się Sel. – No masz te rękawiczki. – Białowłosa kobieta podała rudzielcowi to, co znalazła. Jej komentarze zawierały w sobie uszczypliwą nutę, jednak Deneve stwierdziła, że suknia byłaby całkiem dobrym wyborem, gdyby nie trzeba było martwić się o guziki albo inkwizytorka wdziała owe diabelskie narzędzie tortur – gorset. Osobiście nie widziała jej w jasnych kolorach tkanin. Wyglądałaby dosyć nienaturalnie w takim wydaniu, a ciemna zieleń, atrakcyjna poprzez właściwość materiału, który różnie odbijał światło, sprawiała, że wykreowana na potrzeby misji postać miała szansę zaciekawienia.
Odłożyłam jeszcze jedną suknię, jak na razie. Ściągaj tę i przymierzymy kolejną, jednak od razu mówię, że odsłania nieco więcej. Chyba że chcesz najpierw sprawdzić, jak mocno należałoby związać gorset.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t120-doktoryna
Selene
Kat
Selene

Liczba postów : 770
Join date : 21/05/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyNie Mar 12, 2017 1:00 am

Na darmo ściskała materiał w okolicach klatki piersiowej; za nic na świecie nie mogła złączyć szeleszczącej tkaniny, niezależnie od jej zapału i chęci pokazania Deneve, że nie ma ona racji. Gdy dostrzegła białą czuprynę i obdarzające ją ciekawskie spojrzenie jasnoszarych oczu, natychmiast odwróciła się, udając, że chwilowa walka z suknią nie miała miejsca. Lekko pokraśniała na twarzy, lecz prędko udało się jej odzyskać rezon i obdarzyć kobietę zaczepnym spojrzeniem:
- Nie podglądaj – mruknęła, obrażonym tonem, czerpiąc niewyjaśnioną przyjemność z wypowiedzenia tych słów, w jej wyobrażeniach tak typowych dla płci pięknej. Nie przyznałaby tego, ale owa gra wpasowywała się coraz bardziej w gusta Selene. Przyjemna to była odmiana, wbrew wszystkiemu, czego oczekiwała. I być może to skłoniło ją do wypowiedzenia kolejnych, jakże odważnych słów. – Dobra, dawaj ten gorset. Abyś nie posądziła mnie o brak przyłożonych starań – Drugie ze zdań dodała prędko, jakby w usprawiedliwieniu.
Wyszła zza parawanu, odbierając rękawiczki, a następnie ze szczerą ulgą rozpinając guziki sukni, których i tak nie zdołała do końca zapiąć. Pozwoliła Deneve działać – odwróciła się do niej tyłem, podnosząc i zaczesując kasztanowe pasma włosów, gotowa przyjąć z pełną godnością największe katusze. Znacznie przeliczyła swoje możliwości, co zrozumiała już przy pierwszym zaciśnięciu się solidnych sznurków, a wkrótce wżynających się w jej ciało metalowych fiszbinów, ściskających klatkę piersiową wraz z talią, natychmiast zabierając dech w płucach. Wsparła dłonie na komodzie, pochylając się i otwierając usta ze zdziwienia, wciąż rada, że Dev nie widzi jej wyrazu twarzy. W przerwach podczas tortur, zdołała wydyszeć wyraźnie zszokowanym tonem:
- Jakim cudem kobiety się na to godzą? – zapytała, lecz nie liczyła na odpowiedź, świadoma niemożliwości pojęcia tego zjawiska. Niegdyś miała ambicję oblekać dłonie wręczonymi, czarnymi rękawiczkami w tym samym czasie, jednak póki co ściskała je silnie, nie potrafiąc robić nic, poza dziwieniem się i znoszeniem cierpienia bez wrzeszczenia przekleństw w przestrzeń.
Już niemal podołały w zadaniu, a inkwizytorka zdążyła zapomnieć o możliwości nabrania pełnego oddechu, gdy w pomieszczeniu rozległo się pukanie, któremu zaraz towarzyszył przyjemny dla ucha, kobiecy głos:
- Panienko? Przyniosłam herbaty, można?
Selene zerknęła przez ramię na Deneve, zdradzając w swoich szeroko otwartych oczach początki paniki. Zaczęła się wiercić, bynajmniej nie ułatwiając kobiecie pracy.
- Już… prawie kończymy! Poczekaj, ubiorę… się… do końca! – Udało jej się powiedzieć, choć było to nie lada wyzwaniem, gdyż musiała podnieść głos, by stojąca u progu zamkniętych drzwi służąca mogła ją dosłyszeć. Wyraźnie zamieszenie pochodzące z dawnego pokoju Marieanne spowodowało, że wkrótce wyłapały również głos ojca Selene, próbującego zrozumieć powód, dla którego służąca nie została wpuszczona do środka. Męcząc się dalej z gorsetem, słyszały jeszcze wyjaśnienia kobiety i zapewnienia mężczyzny, że również poczeka, ciekaw widoku, którego nigdy wcześniej nie dane było mu zaznać.
- Zabij mnie… - szepnęła pod nosem, gdy Dev wykonywała ostatnie już sznurowanie. Pragnęła jej niewerbalnie przekazać, żeby się nie spieszyła, możliwie mocno odkładając moment starcia z czekającymi osobami. Jej myśli okazały się być jednak niezbyt przemawiać do lekarki, bo wkrótce wspólnymi siłami dokończyły dzieła, tym razem zapinając wszystkie guziki, bez większego problemu. Selene wsunęła nawet rękawiczki, wyprostowana jak tyczka z nietęgą miną. Poprosiła lekarkę o otworzenie drzwi, próbując doprowadzić do ładu swoje włosy, jednocześnie wykonując minimum ruchów.
Jeśli Deneve spełniła życzenie inkwizytorki, w progu wkrótce pojawiła się niższa, starsza kobieta, dzierżąca w dłoniach wciąż parujący imbryk na tacy wraz z filiżankami i cukiernicą. Nim wewnątrz zawitał również mężczyzna, obdarzając pomieszczenie spojrzeniem zza zmrużonych oczu, służąca wydała z siebie okrzyk zachwytu, wołając wyraźniej rozentuzjazmowana:
- Och, panienko! Jak księżniczka! Będziesz atrakcją przyjęcia, z całą pewnością! – zaszczebiotała, jednocześnie przekładając przedmioty ze srebrnej tacy na stolik. Choć stwierdzenie padło w dużej mierze z grzeczności, policzki Selene pokraśniały, a i ona rozpromieniła się, przez chwilę nawet mogąc uchodzić za piękność. Bardzo chciała w to wierzyć. Wyprostowała się, nic nie mówiąc, a całą swoją wolę wkładając w to, aby wyglądać ładnie. Z czasem dotarł do niej sens słów kobiety. Zmarszczyła brwi i zacisnęła zęby, wzrok przenosząc na ojca, który dotychczas zdążył skomentować widok za pomocą kiwnięcia głowy i uznania brzmiącego mniej więcej: „no, no…”.
Zbliżyła się do mężczyzny, kroki dzieląc na drobne posunięcia stóp, nie chcąc się wywrócić. On, widząc jej niezadowolony wyraz twarzy, przestał się opierać o framugę drzwi, również prostując się, gotów na konfrontację.
- Prosiłam cię, ojcze – zwróciła się do niego twardym głosem, a nawet gorset nie był w stanie stłumić jej rosnącej złości. - Prosiłam cię wyłącznie o tę jedną rzecz. Miałeś nikomu niczego nie mówić. Myślisz, że to zabawa!? – Pod koniec wypowiedzi podniosła ton. Jak on mógł!? W jednej chwili zastanawiała się, komu jeszcze raczył powiedzieć, skoro zwierzył się jednej ze swoich służących. Jeśli przez niego informacja ta padnie w niepowołane ręce…
- Bacz na swój ton, dziewczyno – odparł chłodno, wbijając spojrzenie w jej identyczne jak u niego, szare oczy. Ani myślał odpuścić. Racja zawsze leżała po jego stronie. – Mam kontrolę nad własną służbą; wiem, kto u mnie pracuje… - ściszył głos, niezadowolony, że świadkiem rodzinnej sprzeczki jest sama doktor Deneve.
- Nie rozśmieszaj mnie! – wrzasnęła, dłonie zaciskając w pięści w bezsilnej złości. Jej oddech wyraźnie przyspieszył, co było zasługą aktualnego ubioru. Kątem oka mogła dostrzec, jak służąca wycofuje się w pośpiechu, chcąc jak najszybciej znaleźć się daleko zamieszania. – Nie wiesz nawet, jak nazywa się pierdolony stajenny od…
Nie miała jak się bronić. Mężczyzna, nie zważając już na obecność obcej osoby, wymierzył córce policzek, nie pozwalając jej dokończyć wypowiedzi. Gorset uniemożliwił jej swobodę ruchów; cofnęła się o parę kroków, ostatecznie wspierając się szafy, by nie upaść. Włosy częściowo przysłoniły inkwizytorce pole widzenia, jednak nie odgarniała ich, chwilowo tracąc wolę podjęcia dalszej walki.
I on zdawał się zrozumieć, co uczynił. Wyprostował się, kryjąc pulsującą gorącem dłoń za sobą, niczym narzędzie zbrodni. Prychnął, czerwony na twarzy, tym razem już ewidentnie ignorując lekarkę.
- Zajmij się pracą. Nie kłopocz swojego umysłu tak nieistotnymi kwestiami – warknął jeszcze na odchodne i jeśli nie padł żaden sprzeciw, wyszedł z pomieszczenia, w złości trzaskając drzwiami. Wtedy też zapadła martwa cisza, z której wydobył się niemrawy głos Selene:
- Zdejmij ze mnie to cholerstwo…
Padła na wersalkę, ponownie odwracając się do kobiety tyłem. Poły sukni wzniosły się lekko wokół niej, gdy ona szarpała w złości guziki, nader wszystko chcąc się uwolnić z krępującego ją ucisku.

/ dramaty, dramaty wszędzie
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t181-selene
Devil
Kryptowiedźma w kitlu
Devil

Liczba postów : 234
Join date : 09/08/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyCzw Kwi 06, 2017 8:25 pm

Biała brew lekarki podniosła się lekko. Podglądanie? Cóż za nonsens – pomyślała. Jak inaczej miałaby pomóc inkwizytorce, niekiedy nawet niewiedzącej co i do czego służy w garderobie, już nie mówiąc o dokonywaniu oceny kreacji już na ciele dziewczyny?
Och, Selene. Mnie się wstydzisz? – Kobieta przechyliła lekko głowę i zapytała, również zaczepnie. – Jestem lekarką, Sel, widziałam więcej ludzkich ciał, niż możesz sobie wyobrazić i to bez żadnych sukni. Twoje zresztą też. – Zdecydowała się przypomnieć młodej Torment pobyt w prowadzonej przez siebie klinice. Albinoska była natomiast rada, że inkwizytorka zaczyna wcielać się w swą przyszłą rolę już teraz. Małymi kroczkami można osiągnąć sukces. Doktorka nawet pochwaliła ją na głos:
Jednak muszę przyznać, że przyswajanie zachowań idzie ci coraz lepiej. Brawo. – Jednocześnie, bez zwłoki, Deneve sięgnęła po jeden z symboli obecnej mody. – Proszę bardzo. Przyjmij pozycję, Selene – nakazała pewnym głosem, ledwo skrywając na ustach uśmieszek. Ostatecznie kobieta musiała w tym celu zacisnąć na chwilę wargi. Kto by pomyślał, że kiedyś będzie "torturować" jakąś inkwizytorki, a nie na odwrót. Biedactwo, będzie musiała chodzić w tym stanie przez cały czas trwania balu, a przy tym znosić te wszystkie niewygody oraz zaczepki zainteresowanych jegomości w postaci zaproszeń do pigawędki czy tańca. Deneve była ciekawa, czy Selene zdaje sobie sprawę, co naprawdę ją czeka mcna jakie próby zostanie wystawiona.
A tymczasem lekarka nie próżnowała, zaciskając sznurki gorsetu, przy tym nie porywając się na delikatność, o której w tym przypadku mowy być nie mogło. Albo to się zniesie, albo nie. Inkwizytorka i tak będzie musiała w tym chodzić przez co najmniej pół dnia, jeśli zależało jej na odbębnieniu misji.
Taka moda – odrzekła, wzruszywszy pierw ramionami. – Dla piękna robi się wiele rzeczy. Ale akurat takim na przykład podstarzałym damom z nadwagą niewiele już da taki gorset. A tak właśnie myśli spore ich grono.
Nie za mocno? – zapytała jeszcze, choć wiedziała, że Selene i tak odczuwa to wręcz jako przyduszanie, ściskanie wnętrzności w kulkę i miażdżenie żeber.  Samo wiązanie dobiegało końca, ale przyzwyczaić się do tego? To już pewnie trochę potrwa...
Białowłosa lekarka zaklęła cicho.
Mogłabyś, Selene, nie wiercić się tak? Daj już spokój, tak czy owak cię zobaczy masa ludzi. Dwie dodatkowe nie zrobią różnicy. – Wykonała szybko ostatni węzeł, nie bacząc na niechęć inkwizytorki do stanięcia twarzą w twarz z panem tego domu i jego służbą. No i zrobione, teraz tylko wystarczyło dokończyć zakładanie sukni. Doktoryna miała nadzieję, że gorset był już dostatecznie zacieśniony, aby guziki przestały być problemem.
Albinoska dopiero wtedy skierowała wzrok ku zamkniętym drzwiom, za którymi czekały dwie zmory zakłócające im gorliwe przygotowania. Zaczęła przy tym poważnie się zastanawiać, czy nie lepiej było po prostu zabrać kilku sukni i przejechać się do rezydencji. W posiadłości żadna z obecnych w niej osób nie odważyłaby się przeszkodzić Deneve w strojeniu Sel. Niestety na zmianę planów było już odrobinę za późno. No chyba że niczym w awanturniczych opowieściach wyskoczyłyby przez okno prosto na grzbiet konia i pogalopowały na nim w stronę miasta – jak dżentelmen w cylindrze i jego wybranka.
W rzeczywistości jednak nie można było dopuścić do tego, aby mieszkańcy tego domu zbyt długo oczekiwali otwarcia drzwi, toteż Deneve spokojnym krokiem pokonała dzięlącą ją od nich odległość. Nacisnęła klamkę i wpuściła ojca oraz służącą, niosącą herbatę.
Oto nasze dotychczasowe efekty, proszę wejść. – rzekła dosyć obojętnie, po czym odstąpiła od drzwi, krzyżując ramiona na piersi. Bez cienia wątpliwości, jej rudowłosej towarzyszce daleko było do zadowolenia z rozwoju wydarzeń. Deneve postanowiła nie przeszkadzać, trwając w przekonaniu, że Selene doskonale da sobie radę w rodzinnej sprzeczce. Sądziła, że jedynymi osobami, które mogły pozwolić sobie na więcej w towarzystwie inkwizytorki, byli wyżsi stopniem towarzysze. Czyżbym jednak się myliła? – pomyślała. Chyba się przeliczyła, wzięła rudzielca własną miarą. Deneve, mimo że była kobietą, była również głową rodziny. Choć poszczególni członkowie nie przepadali za sobą, w tym za nią, potrafiła trzymać ich w ryzach, niekoniecznie uciekając się do fizycznego przymusu. Natomiast jeśli chodziło o rozgrywającą się teraz scenkę, lekarka nie była zbyt zadowolona z faktu, że w jej obecności doszło do takiego traktowania innej kobiety. Od razu przypomniały się jej nie tylko własne zmagania w świecie mężczyzn, ale też historie z przeszłości opowiadane przez Marieanne. Zabębniła palcami jednej dłoni o ramię drugiej ręki.
Dlatego proszę nam nie przeszkadzać, bo właśnie pan to robi – rzuciła dosyć chłodnym tonem głosu. – Inkwizycja raczej nie byłaby zadowolona z faktu, że naraża pan misję, choćby i w tak małym stopniu – dodała pewnie, domyślając się, że Selene zapomniała rozsupłać swój język, aby użyć go przeciw ojcu. Albinoska nie miała przed tym żadnego oporu. Postawiła sprawę jasno, i chociaż wcale nie powiedziała tego wprost, samo odezwanie się było dostatecznie wymowne. Nie życzyła sobie podobnych scen w swojej obecności.
Czy czuła się, jakby stanęła w obronie inkwizytorki? Doktoryna niezbyt potrafiła to ocenić – chyba... nie? Chwilę jeszcze spoglądała na odchodzącego mężczyznę, po czym odwróciła się w stronę rudzielca.
To trochę potrwa – oznajmiła, mając oczywiście na myśli uwalnianie jej ciała z gorsetu. Zaraz też do tego się zabrała. Nie oczekiwała żadnych nawiązań do ostatniego zdarzenia. Najlepiej wrzucić pamięć o nim w otchłanie zapomnienia. Udać, że nic się nie stało. Czegoś takiego właśnie by się spodziewała.
Bierzemy tę, czy zechcesz może przymierzyć coś jeszcze?
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t120-doktoryna
Selene
Kat
Selene

Liczba postów : 770
Join date : 21/05/2013

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptySro Kwi 12, 2017 11:47 pm

Gdyby zapytać Selene o zdanie, jej białowłosa towarzyszka zachowała się możliwie odpowiednio do sytuacji. Nie powiedziała o słowo zbyt wiele, a jednak nie pozostała zupełnie obojętna na zgotowaną przed nią scenę. Chłodny wytyk był uzasadniony. Gdyby lekarka posunęła się o krok dalej, inkwizytorka musiałaby ją upomnieć, aby pilnowała swoich spraw. Teraz przyjęła wypowiedziane słowa z ulgą, lekką wdzięcznością, jako że i ojciec dziewczyny stracił chęć do dalszej wymiany zdań, zawstydzony swoją wybuchowością (którą, swoją drogą, z pewnością odziedziczyła po nim córka).
Jednak największy rozsądek wykazała nie nawiązując do minionego wydarzenia po zamknięciu drzwi. Selene czuła rosnące gorąco na twarzy, w pełnym napięciu wyczekując pytania o szczegóły, komentarza, na który nawet nie potrafiłaby odpowiedzieć. Nie wiedziała, dlaczego pozwala się tak traktować, ale też nie sądziła, że prędko to zrozumie. Rodzina była dla niej zupełnie inną jednostką; taką, o którą trzeba dbać i ją szanować, ale równocześnie taką, z którą nie chce się mieć nic więcej wspólnego niż rodzinne zdjęcie.
Pytanie, całe szczęście, nie padło. Dawała się pozbawiać odzienia w apatycznej obojętności, niewzruszona już własnym wyglądem i tracąc chwilowe zaangażowanie. Stopniowo przyjmowała coraz większe porcje tlenu, aż w końcu odetchnęła pełną piersią. Z nadmiaru emocji łzy wezbrały się w szarych oczach Selene, lecz w porę je opanowała, oddychając głośno. Jakże była jej wdzięczna w tamtej chwili! Przystała już nawet na rozmowę o sukienkach.
- Ta jest idealna. – Oczywiście, nie była. Nienawidziła jej od kołnierza do koronek na dole sukni. Nie miała już jednak ochoty na dalsze tortury. Rada z odwrócenia się do kobiety tyłem, kontynuowała temat. – Weźmiemy ją. Oddam ją do krawcowej na drobne poprawki. Jeśli przed balem nie zaciśniesz mi gorsetu tak jak dziś, może nawet będę w stanie się normalnie poruszać – oznajmiła dość rzeczowo.
Chciała przekazać Deneve, aby się nie przejmowała aktualnym wyglądem jej twarzy; uświadomić ją, że obecne opuchnięcie prędko zniknie, a do balu (do którego nie zostało już wiele dni) nie pozostanie nawet ślad. Jednak, informując ją o tym, musiałaby poruszyć zakazany temat, a więc po prostu zamilkła, pomagając jej z czasem zdjąć suknię. Jednak, jeśli Marieanne opowiedziała swojej kochance o ostatnim darze dla córki, lekarka nie powinna mieć żadnych wątpliwości co do stanu zdrowia Selene.
- Ostatecznie nie było tak źle, nieprawdaż? – zapytała, gdy już dostała pozwolenie na ubranie się we własne, męskie odzienie. Oczywiście, przyniosło jej to niemożliwą wręcz do opisania ulgę. – Em… Herbata jest jeszcze ciepła, jeśli masz ochotę. W innym przypadku, każę stajennemu wyprowadzić twojego konia – zamierzała doprowadzić ich spotkanie do końca, niepewna, czy powinna dopełnić formalności do końca. Niezależnie od wyboru kobiety, wkrótce opuściły dom pana Torment, nie mijając się z nim już więcej, nawet na korytarzu. Doktor Deneve zapewne wskoczyła na swojego wierzchowca, Selene zaś wybrała podróż na pieszo.

/zt, raczej x2
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t181-selene
Matthew
Grabarz
Matthew

Liczba postów : 357
Join date : 11/04/2016

Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment EmptyNie Cze 23, 2024 7:18 pm

By dostać się tutaj musiał wziąć dorożkę. Na szczęście udało im się nie ugrząźć w błocie po porannej ulewie. Wyglądając przez okno można było stwierdzić, że zapowiadało się na powtórkę, na szczęście zza mokrych krzaków wyłonił się zarys kamiennej posiadłości skąpanej w szarościach tego brzydkiego dnia.
W jego pamięci ten dom zapisał się w o wiele cieplejszych barwach i zapachu ciepłej, czerwcowej łąki, nie zapominając dźwięku śmiechu jego kuzynki, której niedawno wypadły mleczaki. Obraz, który rozciągał się przed nim, kiedy wysiadał z dorożki, był jedynie szarą, grafitową kopią sielankowego, cukierkowego obrazu.  
Pewnym przypieczętowaniem tychże zmian był widok chłopca stajennego, którego widział na oczy chyba po raz pierwszy. Oczywiście bywał tam nie raz od rozpoczęcia nauki w akademii, ale nie było to już to samo. Duży udział w tym miał spór pomiędzy jego ojcem, a jego stryjem - kiedy kiedyś zapytał swojej matki o co dokładnie poszło, a ona z ciężkim sercem udzieliła tak błazeńskiej odpowiedzi, że jego umysł w instynkcie samozachowawczym wszystko wyparł. Coś o inkwizycji, wpływach i komu należała się część ziemi bla bla bla… Typo niesnaski starych dziadów, którzy nie robią nic pożytecznego w swoim życiu.
Coś w Mattcie jednak wewnętrznie wezwało go do odwiedzenia  swojego stryja, z którym i tak nigdy nie był jakoś szczególnie blisko. Czyżby odezwała się w nim szlachetna potrzeba pogodzenia swoich ukochanych członków rodziny? Na pewno, a to, że Selene zazwyczaj w tym okresie w roku przesiadywała w posiadłości ojca było jedynie zbiegiem okoliczności.
Wchodząc na ganek zauważył brak pewnego elementu, który znajdował się w tym miejscu, kiedykolwiek tylko odwiedzał to miejsce - XXXXX. Staruszek albo został wpuszczony do środka na czas ulewy, albo kopnął w kalendarz. Chyba tylko to byłoby go w stanie jeszcze ruszyć w tych czasach.
Przed zapukaniem przejrzał się jeszcze w szybie. Wyglądał jak typowy mieszczuch, raczej nie miał nic na sobie co sprowokowało by jego stryja do przemocy fizycznej. Był pewny siebie, a przynajmniej stwarzał takie wrażenie.
Otworzyła mu podstarzała służka.
- Matthew Borcke, siostrzeniec. Byłem umówiony dziś do Pana na obiad - nie śmiałby przyjść niezapowiedziany, za bardzo cenił swoje życie. Miał tylko nadzieję, że stryj lubił szkocką, sprowadzał ją dość długo.
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Dom pana Torment Empty
PisanieTemat: Re: Dom pana Torment   Dom pana Torment Empty

Powrót do góry Go down
 
Dom pana Torment
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Wishtown :: Wishtown :: Dzielnice mieszkalne-
Skocz do: