Mary Jane Żniwiarz
Liczba postów : 26 Join date : 01/09/2016
| Temat: Attack first, ask questions later. Pią Wrz 02, 2016 8:06 pm | |
| Wersja dla opornych Imię i nazwisko: Mary Jane Scythe Pseudonim: Lepiej jej żadnego nie wymyślać. Wiek: 23 lata (ur. 29 sierpnia 1816r. w Haddock Bay). Rasa: Nosicielka. Grupa: Inkwizycja. Ranga: Żniwiarz. Zawód: Płatna zabójczyni. Broń: Kosa nasączona własnoręcznie wytwarzaną trucizną. Umiejętności: Walka bronią białą, łucznictwo (głównie do polowań), walka wręcz, zielarstwo, ogrodnictwo, gotowanie, czytanie (oporne), pisanie (oporne), skradanie się, tropienie, wspinaczka, wiedza o przetrwaniu (metody rozpalania ognia, budowanie szałasu, zapewnianie sobie jedzenia i wody), wiedza medyczna wystarczająca by zabijać i leczyć (ale bez zdolności zrozumienia nieznanych chorób, leczenia eksperymentalnego itp.), wiedza psychologiczna (najprostsze i najbardziej intuicyjne fakty). Charakter: Skryta, ciekawa świata, żądna zabawy i wiedzy. Nieświadomie okrutna, pozbawiona możliwości przywiązania się. Nie rozumie mocniejszych uczuć jak miłość czy nienawiść, nie potrafi rozróżnić dobra od zła. W jej mniemaniu dobre jest to, co daje jej przyjemność, a złe jest to, co jej przyjemności pozbawia. Nie tępi „zła”, jeśli uda jej się zrozumieć jego potrzebę. Sama nie odmawia sobie zabawy, ale rozumie słowo „nie”, jest posłuszna, choć bywa uparta. Nie jest dalekowzroczna, przez co nie rozumie żadnych idei, bardziej skomplikowanych planów. Skupia się na celu, na tak zwanym „tu i teraz” a najdalsza przyszłość, o której może myśleć to taka, jaka przyjemność może ja spotkać jeśli wykona zadanie. Jak dziecko, które wykonuje polecenia, ponieważ ma obiecaną nagrodę. Nie jest przy tym jednak łatwowierna i nie słucha każdego, co zapewne zawdzięcza Akademii Inkwizycji. Obojętna na ludzki ból, cierpienie i radość, choć dostrzega je, jej umysł nie potrafi ogarnąć czegoś takiego jak uczucia innych, więc stara się je po prostu pominąć i skupić na własnych. Wygląd: Wysoka, chuda postać odziana w prostą, czarną suknię i czarny, wystrzępiony płacz ze znakiem Inkwizycji. Wygodne, wysokie, skórzane, czarne buty z niewielkim obcasem, wydającym cudownie przerażające stukanie w zetknięciu z twardą posadzką. Lekko zarysowane kobiece kształty oraz wystające spod kaptura jasne kosmyki długich włosów. Śmiercionośna kosa w upiornie wytatuowanej dłoni. Prawa strona ciała jest bowiem znaczona ogromną ilością nacięć, przypaleń oraz nakłuć, układających się w przeróżne kształty mające znaczenie i sens tylko dla Mary Jane. Większość oczywiście zakryta ubraniami, widać jednak wytatuowane dłoń oraz przedramię sprawiające upiorne wrażenie ręki szkieletu oraz znak runiczny ciągnący się od obojczyka aż po dolną powiekę oka. Twarz ma owalną z delikatnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, wydatnymi ustami oraz prostym nosem. Poza tatuażem nie widnieje na niej żadna skaza w postaci piegów lub odbarwień na alabastrowej skórze. Oczy szaro-zielone, spoglądające na świat z ciekawością i delikatnym rozbawieniem, nierzadko również z pytaniem kryjącym się w odrobinę dziecięcym spojrzeniu. Historia: Po zamordowaniu własnego ojca we wczesnym dzieciństwie, została przygarnięta przez Inkwizycję i szkolona na elitarnego zabójcę, którym też stała się wobec wszelkich oczekiwań i jest nim do dzisiaj. Ciekawostki: Oburęczna, niepaląca i niepijąca, dziewica, lubi tańczyć z trupami lub bawić się odciętymi częściami ludzkiego ciała. Kosa, którą zabija i z którą śpi, nazwała Śmierć. Cierpi na psychozę oraz schizofrenię spowodowaną tym, że jest w stanie widzieć Koszmary. Nie wie, że jest Nosicielką.
Wersja dla weteranów Zbliżała się północ. Każdej innej nocy o tej porze na zewnątrz panowałaby cisza, przerywana tylko pojedynczymi odgłosami pogrążonego we śnie miasta. Tego wieczora jednak prawie każdy mieszkaniec pojawił się na placu w centrum miasta, niecierpliwie oczekując tej magicznej chwili, kiedy nadejdzie Nowy Rok. Tej nocy oprócz corocznych pokazów Inkwizycja zaplanowała jeden dodatkowy, mający na celu uświadomienie wszystkim, jakiego rodzaju działania są zaplanowane na nadchodzący rok. Przygotowany stos na środku placu zwiastował zbliżającą się nieuchronnie śmierć pięciu czarownic, przykutych do słupa. Ich postrzępione i zakrwawione, niegdyś szare, więzienne okrycia ukazywały tym, co chcieli patrzeć, jak brutalne i z pewnością skuteczne są metody Inkwizycji. Plac oświetlony pochodniami był doskonale widoczny nawet dla człowieka ukrytego w głównej siedzibie bezlitosnej organizacji, górującego nad miastem średniowiecznego zamku. Kobieta odziana w szkarłatny płaszcz spoglądała przez okno i doznawała przerażającego uczucia déjà vu. Wspomnienie sprzed równo siedemnastu lat kołaczące się gdzieś na dnie podświadomości odżyło, tylko parę elementów zmieniło się pod wpływem czasu. Takiej samej nocy spoglądała na tę sama scenę przez to samo okno, czując chłód nocy i kamiennego parapetu. Towarzyszyło jej wówczas podobne uczucie niepewności i oczekiwania. Zmieniły się tylko kolor płaszcza i jej położenie. Teraz to ona oczekiwała spełnienia rozkazu, nie musiała udowadniać jego wykonania. Równo z wybiciem północy przez zegar ratusza, na środku placu pojawił się płomień, rosnący z każdą chwilą, żeby przeklęte czarownice nareszcie poszły do diabła, od którego pochodziły. W tym samym momencie Arcymistrzyni usłyszała na korytarzu donośny odgłos obcasów uderzających o kamienną posadzkę i odwróciła się w kierunku ciężkich, drewnianych drzwi do jej gabinetu. Gdy tylko kroki ucichły, drzwi otworzyły się z trzaskiem i do środka weszła niemal radośnie dziewczyna w czarnym płaszczu. W prawej dłoni, za sprawą tatuażu wyglądającą na pozbawioną skóry i mięśni trzymała zakrwawioną kosę, w lewej zaś worek, który od razu rzuciła na puste miejsce na biurku. Odwróciła się w stronę Arcymistrzyni i dopiero wolną ręką zdjęła kaptur, dotychczas zasłaniający długie, jasne włosy oraz twarz, która niewątpliwie byłaby piękna, gdyby prawa strona nie była pokryta wypalonymi w skórze znakami. Dziewczyna spoglądała na kobietę wyczekująco, uśmiechając się lekko. - Powinnaś była zapukać, zanim wejdziesz - upomniała dziewczynę Arcymistrzyni, na co skarcona wzruszyła ramionami i z niecierpliwością wyczekiwała momentu, kiedy jej przełożona zerknie na zawartość worka. Kobieta rzuciła ostatnie spojrzenie na płomienie na placu i podeszła do biurka, z westchnieniem chwytając worek. Kiedy zerknęła do środka, dziewczyna zachichotała radośnie i ponagliła ręką, by ta przyjrzała się uważniej. W worku znajdowała się głowa mężczyzny z wypalonym na czole przekreślonym znakiem Inkwizycji. Arcymistrzyni skrzywiła się z niesmakiem oglądając szarpane cięcia na szyi świadczące o tym, że głowa była odcinana brutalnie, ledwo żywemu od tortur staremu człowiekowi. - Kosa się stępiła? - mruknęła, spoglądając na dziewczynę, której zasługą było pozbycie się zdrajcy. - Nie odcięłam głowy kosą - odpowiedziała dziewczyna, jakby urażona podobnym pomysłem i pogładziła czule ostrze. Kosa była jednak zakrwawiona, więc posłużyła do cięć, ale kobieta wolała nie zagłębiać się w szczegóły. Nie żałowała, że wysłała tę dziewczynę. Żniwiarka z pewnością zrobiła to w widowiskowy sposób, tak jak jej rozkazano, ku przestrodze. Tej pamiętnej nocy każdy miał zapamiętać jak Inkwizycja traktuje czarownice i zdrajców. Zadanie zostało wykonane, jak zwykle bezbłędnie. To tylko silniej uświadomiło Arcymistrzyni bezwzględność dziewczyny, która nie tylko bez mrugnięcia okiem, ale jeszcze z niezwykłą brutalnością zamordowała własnego nauczyciela. Kobieta nie była pewna, czy to dobry pomysł pozwolić dziewczynie na wykonanie tego zadania, ta jednak gorąco nalegała, a Arcymistrzyni nie była w stanie jej odmówić. Dziewczyna tak dalece ujęła ją swoją dziecięcą bezpośredniością i beztroską, że niedługo po ukończeniu Akademii mogła szczycić się przyjmowaniem poleceń głównie od Arcymistrzyni. Kobieta była zawsze pełna podziwu, z jaką radością i ekscytacją dziewczyna przystępuje do zadania oraz z jaką czułością traktuje swoją broń. - Dziękuję, możesz odejść. Wyczyść kosę - rzuciła jakby od niechcenia, zawiązując z powrotem worek, żeby oddać go dziewczynie. - Zawsze dbam o Śmierć - prychnęła i przytuliła trzon broni, kosisko. Arcymistrzyni uśmiechnęła się delikatnie na ten widok, porównując go do widoku dziecka przytulającego ukochaną zabawkę. - Wiem, czy chciałabyś mi cos jeszcze powiedzieć? - zapytała, widząc, że dziewczyna nie kwapi się do odejścia i buja się w przód i w tył, sprawdzając jak długo uda jej się utrzymać równowagę. Zazwyczaj wykonywała polecenia od razu, o ile były wypowiedziane jednoznacznie, kiedy jednak z czymś zwlekała oznaczało to zastanowienie. Arcymistrzyni wiedziała, że nie jest to zastanowienie świadczące o jakimkolwiek przejawie buntu, tylko chęć zawiadomienia o czymś lub zadania pytania tak celnego, jak strzał między oczy. Dziewczyna od razu przestała się kiwać i spojrzała na kobietę z uśmiechem. - W środku - zachichotała i wskazała na worek. Arcymistrzyni raz jeszcze rozwiązała worek i uważniej przyjrzała się zawartości. Oprócz głowy w środku znajdował się zapisany papier. Kiedy wyjęła go i rozprostowała, zorientowała się, że to list zaadresowany na odwrocie do niej. Widząc, że zawiera imię dziewczyny, spojrzała na nią uważnie. - Czytałaś to? - Nie lubię czytać - wzruszyła ramionami i odwróciła się, żeby odejść. - Czekaj - rozkazała Arcymistrzyni. Dziewczyna rozejrzała się, a potem płynnym ruchem usiadła na podłodze po turecku i położyła kosę na kolanach. Przeczyściła ją rękawem a potem z wewnętrznej kieszeni płaszcza wydobyła szmatkę i zaczęła dokładnie czyścić ostrze. Kobieta w tym czasie zaczęła czytać: Jeśli to czytasz, oznacza to, że nie żyję. Jeszcze jakiś czas temu uznałbym Twoją decyzję za zdroworozsądkową, teraz wiem, że kierujesz się emocjami. Pozwoliłaś mi uciec, ale nie darowałaś mi życia. Zapewne już w tej chwili Mary Jane wysłana, aby uświadomić mi mój wielki błąd, właśnie wpada na trop i jest coraz bliżej. To są moje ostatnie słowa, być może ostatnia nadzieja na jakąkolwiek próbę. Byłem ogarnięty obsesją, jak Ty. Idea zżerała mnie, wypełniała każdą moją myśl, każdą sekundę życia poświęcałem temu, co mi wpojono. Jeśli człowiek taki jak ja był gotów zawrócić z tej drogi być może jest jeszcze szansa dla Ciebie. Teraz być może się wzdragasz przed kontynuowaniem mojego dzieła, jest to dla ciebie wypaczenie idei, w którą oboje wierzyliśmy tak głęboko, że byliśmy skłonni zabić. To, co zmieniło mnie, być może zmieni również Ciebie. Wiem, jakimi względami darzysz Mary Jane i ostrzegam Cię, że być może właśnie ona będzie powodem Twojej zguby, tak jak stała się moim. Czy pamiętasz tę noc, kiedy siedemnaście lat temu przyprowadziłem pomiędzy zamkowe mury tę małą, zagubiona duszyczkę? Była to noc niezwykle ważna dla nas obojga, prawda? Twój triumf i moja strata. Kiedy przyszedłem błagać Cię o pomoc, nie wahałaś się. W mgnieniu oka zebrałaś ludzi i poszłaś tam, pomóc sobie, nie mi. Znalazłaś wiedźmy dokładnie tam, gdzie powiedziałem, że będą. Opiekowały się kobietą, którą pokochałem z całego serca. Nie była mi ona pisana, kiedy jednak potrzebowała pomocy, były tam, przy niej. Nie żądały zapłaty, nie były złe. To właśnie wtedy po raz pierwszy nie potrafiłem zabić. Zrobiłem to z miłości, czegoś, co w tej organizacji jest obce. Z ciężkim sercem przyszedłem do Ciebie, wiedząc, że potrzebujesz ratunku. Przyszedłem uratować Cię w zamian żądając tylko jednego - uszanowania mojej miłości. Nie potrafiłaś tego zrobić, żeby pokazać jaką władzę i siłę niosą za sobą te przeklęte płaszcze pojmałaś te, które były Ci potrzebne, resztę zabiłaś. Zawahałaś się jednak przy dziecku. Dlaczego? do teraz nie umiem tego pojąć, wiem jednak, że to zgubiło nas oboje. Wróciłem tam i zastałem zgliszcza a pośród nich ją, sześcioletnią dziewczynkę, zbyt zagubioną by zrozumieć co się stało. Zabiła własnego ojca, który próbował zabrać ją w bezpieczne miejsce. Zrobiła to dokładnie w ten sam sposób w jaki Ty zabiłaś na jej oczach jej matkę. Rozkazem było przygarnąć to dziecko, nie widziałem zresztą innego wyjścia. Pamiętasz, co powiedziałem, kiedy wróciłem z małą do zamku? „Oszczędzając ją, zabiłaś nas oboje”. Wtedy miałem na myśli mnie oraz kobietę, której nie mogłem mieć. Dzisiaj mam na myśli mnie i Ciebie, zbyt zaplątanych w kłamstwach i w miłości do dziecka, które będzie naszym katem. Przyniesie Ci zapewne dowód, po którym będziesz mogła być pewna, że Mary Jane nie zawaha się, gdy przyjdzie pora na Ciebie. Przygarnęliśmy ją i wychowaliśmy wspólnie, dzisiaj jeszcze zginę z jej ręki. Czyż to nie jest niesamowite, jakiego potwora stworzyliśmy? Tak idealna, bez skazy, urocza i skuteczna. Tego pragnąłem. Stworzyć dzieło, które będzie niepokonane. Znaleźć najtwardszy materiał i ukształtować z niego broń niezniszczalną. Przeliczyłem się. Lata treningu, szkoleń, nauki sprawiły, że jest najlepsza. Nie mówię tego z dumą, ale ze strachem i obrzydzeniem. Oto daliśmy dziecku moc dorosłego. Nigdy nie dziwiło Cię zachowanie dziewczynki? Inne, jeśli były urocze, robiły to sztucznie. Mary Jane pomimo kolejnych lat wciąż pozostawała dzieckiem, niezdolnym dojrzeć. Nie wiem, czy to jej natura czy nasza wina, ale do niezmiennego umysłu sześciolatki wprowadzaliśmy kolejne lata wiedzy. Jest więc mądra, to z pewnością. Jest szybka i bezlitosna. Jest odporna na ból, gdyż sama własnoręcznie wykonałaś na niej pierwsze nacięcie. Kontynuowała je bez sprzeciwu, nawet z radością, a ja byłem coraz bardziej przerażony wzorami pojawiającymi się na ciele młodej dziewczyny, coraz bardziej bezwzględnej i okrutnej. Dla niej to tylko zabawa, wszystko to, co robi. Nie posiada zrozumienia dla swoich czynów jak Ty czy ja, jest wciąż dzieckiem. Obawiam się, że pozostanie nim już na zawsze. Czuję się niczym doktor Frankenstein, który chcąc osiągnąć wielkość, stworzył potwora. Dlatego błagam Cię, posłuchaj głosu rozsądku i zabij Mary Jane. Zabij ją, dopóki jeszcze możesz. Nawet nie wiesz jak ciężko mi o tym myśleć, tak samo jak Ty latami trwałem przy dziecku, które kocham. I które dla jego własnego dobra trzeba zabić, nie przyniesie ono bowiem nic dobrego światu ani sobie. Jest zbyt niebezpieczna, nieprzewidywalna. Jak bowiem chcesz ją złamać, gdy Ci się sprzeciwi? Nie zmusisz jej do posłuszeństwa torturami, gdyż już jako małą dziewczynkę ćwiczyliśmy ją do krwi niemal codziennie, ból nie robi na niej wrażenia. Byłaby w stanie odciąć sobie sama rękę, gdyby tylko nie miała innego wyjścia. Będziesz musiała ją zabić, ale znów pojawia się pytanie jak. Otruć? Uczyliśmy jej latami zielarstwa, żeby była zdolna wykryć truciznę lub sporządzić antidotum. Dobrze zresztą wiesz, że dość szybko porzuciła zwyczaj spożywania czegokolwiek, czego sama sobie nie przygotowała. Sen ma zbyt lekki, by móc ją podejść, czujna zawsze, nawet gdy sprawia wrażenie, że jest inaczej. Zrobiliśmy wszystko, co się dało by była niemal niezniszczalna w walce z Wiedźmami i gorszymi od nich Koszmarami. Jak więc my, zwykli ludzie, mielibyśmy się jej pozbyć? A wiesz dobrze, tak samo jak ja, że ona musi zginąć. Podarowałaś jej życie i to był Twój największy błąd. Zabij ją, znajdź sposób, w przeciwnym razie nie będę jedyną ofiarą. Wiesz, że można inaczej. Nie trzeba ich zabijać. Pójdź tą drogą, którą ja wybrałem. Postaraj się je leczyć. Spowoduje to o wiele mniej bólu i cierpienia. Nas wszystkich. Uwolnij nas od tego. Zabij potwora… którego kroki słyszę na dole. Oto mój koniec. Żyłem, by stworzyć dzieło, teraz właśnie ono zakończy moje życie. Żegnaj.Arcymistrzyni zgięła kartkę na pół i spojrzała uważnie na Mary Jane. Heliasz z pewnością miał rację co do jednego: stworzyli Mary Jane jako zabójcę idealnego i udało im się to. Nie mogła się z nim zgodzić co do reszty. Wiedźmy były groźne i z pewnością złe, nawet jeśli trafiały się wyjątki zasługujące na szybką i w miarę bezbolesną śmierć zamiast tortur. Nie dało się zejść z tej drogi. Mary Jane była potrzebna. Leczenie trwało dłużej niż zabijanie, a szukanie leku mogłoby trwać wieki i byłoby równie bolesne dla badanych jak tortury. do tego nie każdy mógł chcieć się leczyć, więc i tak musieliby zabijać, lub leczyć przymusowo. - O ile jakikolwiek lek w ogóle istnieje - mruknęła Arcymistrzyni, na co Mary Jane podniosła głowę i spojrzała na kobietę wyczekująco. Arcymistrzyni odchrząknęła i uśmiechnęła się lekko do dziewczyny. - Na pewno nie czytałaś listu? - Nie lubię czytać - odpowiedziała dziewczyna i zaśmiała się jak z dobrego żartu. - To nie jest odpowiedź na pytanie. Czytałaś, czy nie? - Trochę. - Więc wiesz, że Cię kochał - powiedziała cicho Arcymistrzyni. Dziewczyna przekręciła lekko głowę unosząc brwi w pytającym spojrzeniu. Najwyraźniej zupełnie nie rozumiała jakie to mogło mieć znaczenie. Co za różnica, co czuł, ostatecznie nie żył. Kobieta widziała to w spojrzeniu dziewczyny i podjęła jeszcze jedna próbę: - Powinnaś też wiedzieć, że chciał cię zabić. Ku zdziwieniu Arcymistrzyni Mary Jane wybuchnę la głośnym, niemal histerycznym śmiechem i przez dłuższą chwilę nie mogła się uspokoić. Wstała i wciąż trzymając się za brzuch, spojrzała na kobietę. - Wiem, że chciał. Ale ja byłam pierwsza - oznajmiła wysoce zadowolona z siebie i nie czekając na pozwolenie, wyszła z gabinetu. Arcymistrzyni oparła się wygodnie i z zadowoleniem patrzyła na oddalającą się tanecznym krokiem czarna postać z kosą. Mary Jane pozytywnie przeszła test. Stała się prawdziwym potworem. Nie do zatrzymania. Teraz wystarczyło go wypuścić na wiedźmy i czekać na zwycięstwo. |
|
Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Attack first, ask questions later. Sob Wrz 03, 2016 8:49 am | |
| To nie tak, że spodziewałam się czegokolwiek innego, ale karta serio jest zacna. Już sam charakter wzbudza zainteresowanie, a co najlepsze – ma on swoje uzasadnienie w „wersji dla weteranów”, żadna cecha nie wzięła się z przypadku (masz też plusa za obie wersje, to się przydaje, gdy chce się wyłapać tylko konkrety z karty!). Zawsze przyjemnie jest widzieć, jak ktoś tak idealnie wpasował się w realia Wishtown; gdy przechodziłam przez tą dłuższą wersję, czułam, że czytam po prostu dobry fanfick z naszego małego uniwersum. Trochę nie rozumiem, co robiła Mary robiła pośród tych wiedźm w momencie, w którym zabiła ojca. Ale nieważne, może nie powinnam rozumieć i to się jeszcze wyjaśni. Ach. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to: - Cytat :
- Cierpi na psychozę oraz schizofrenię spowodowaną tym, że jest w stanie widzieć Koszmary. Nie wie, że jest Nosicielką.
W Akademii powinni ją już uświadomić, kim jest, ale możemy założyć, że Mary była bardzo odporna/głucha, gdy próbowano ją uświadomić o nosicielach i Koszmarach xD. - Cytat :
- (ur. 29 sierpnia 1816r. w Haddock Bay)
Podając Ci rok, zaznaczyłam, że nie jest to konkretne założenie, tylko plus-minus. Nie sugeruj się tym jakoś bardzo mocno. Ale niczego nie musisz zmieniać, to jedynie moje drobne uwagi. Mam nadzieję, że Inkwizycja będzie zadowolona z Mary <3. Pozostaje mi więc życzyć Ci miłej gry~! Akcept. |
|