|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Elaine Obłąkana zielareczka
Liczba postów : 31 Join date : 29/08/2016
| Temat: Dzika plaża Sro Sie 31, 2016 7:36 pm | |
| First topic message reminder :W tym miejscu brzeg rzeki przyjął formę kamienistej plaży. Płytkie dno pozwala na brodzenie w wodzie, jednak kilka kroków od brzegu gwałtownie się zapada, mogąc doprowadzić do zguby nieostrożnego śmiałka. Choć miejsce to nie leży daleko od miasta, nie cieszy się popularnością, jako że rzeka tutaj jest zimna i niebezpieczna, a plażę otaczają gęste krzewy i zarośla. ~*~ - Nie, nie ma tutaj nikogo… Młoda kobieta ostrożnie wkroczyła na plażę, rozglądając się z uwagą. Trafiła tutaj przypadkiem, gdy zdecydowała się uciec od zgiełku centrum miasta. Tylko na chwilę, nie postrzegała obrzeży jako całkowicie bezpieczne, ale nie mogła już wytrzymać. W ciągu kilku ostatnich dni za każdym razem, gdy tylko próbowała znaleźć jakąś pracę, spotykała się z niechęcią i odmową. Musi coś wymyślić, żeby znaleźć jakieś zajęcie, najlepiej stałe. W końcu jak długo można żywić się dzikimi jabłkami. - Odejdź przecz, przepadnij – warknęła, patrząc nagle w bok. Po cienistej postaci, którą jeszcze chwilę temu zobaczyła kątem oka, nie było już śladu. - Niee, tu nic nie dzieje się naprawdę, nie dzieje się, niee – na krótką chwilę schowała twarz w dłoniach, spazmatycznie łapiąc powietrze. Ostatnie wydarzenia mocno nadwyrężyły jej psychikę. Na szczęście w razie czego ma jeszcze przy sobie trochę ziół. Podeszła do brzegu i przyjrzała się. Rzeka wyglądała nie najgorzej, choć znacznie mniej przyjemnie w porównaniu z jej miejskim odcinkiem. Elaine, tak jak stała, boso, wkroczyła do niej. Podciągnęła suknię prawie do bioder, aby uniknąć zamoczenia materiału. Przeszywające zimno przeniknęło ją do szpiku kości. Po dwóch, trzech krokach woda sięgała kobiecie ponad połowę ud. - Woda oczyszcza… - mruknęła, mocząc dłoń i przemywając nią twarz – ale może przynieść też zagładę i karę... |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Re: Dzika plaża Wto Mar 06, 2018 9:56 pm | |
| Ogrzewanie dłoni Remilii szło zadziwiająco dobrze, chociaż nadal brązowowłosa miała obawy. Nie chciałaby, aby jej mała pracoholiczka zachorowała i zaległa w łóżku na kilka dni, jak nie więcej. Byłoby to niebezpieczne o tej porze roku, ponieważ gorączka mogłaby utrzymywać się na wysokim poziomie. Oczywiście, zajęłaby się Rem i to bez zbędnego gadania. Jest gotowa zrobić dla niej wszystko. Zresztą, nie pierwszy raz dopadłoby ją przeziębienie. Bywały już takie momenty, a wtedy Col praktycznie nie spała. Ciągle doglądała chorej przyjaciółki, z domu wychodziła tylko na chwilę i to biegiem, zaś wracając robiła wielki bałagan w pośpiechu. Ile to razy zaliczyła upadek ze schodów, czy poślizg w kuchni? Nikt tego nie wie! Jednak, jedno było pewne... Gdy jasnowłosa wracała do zdrowia, cały świat pomarańczowookiej nabierał barw od nowa. W takich sytuacjach nie ma mowy o lenistwie. Co z Colette? Bardzo rzadko chorowała. Jej dolegliwości są nadzwyczaj specyficzne. Oprócz zadziwiająco wysokiej gorączki i długich męczarni, dochodzi katar. Tak, uważa go za najgorszy objaw, ponieważ tu wkracza moc dziewczyny. Nie da się tego opisać, bo mało kto by uwierzył. Trzeba przekonać się na własne oczy. Była bardzo oddana pracy, jaką było rozgrzanie rąk Rem. Temperatura rzeczywiście nie była za wesoła, a one zaczęły grzebać w wodzie i ziemi bez rękawiczek! Już można pominąć to, iż rękawiczki też mało by dały. Wiedźma była trochę zła, chociaż cała ta złość zamieniała się na pozytywną energię. Dzięki niej miała siłę na przyłożenie się do zadania jeszcze bardziej, lecz w jednej chwili wydarzyło się coś dziwnego. - Eh...? Rem...? Zaczęła lekko zaskoczona ciemnowłosa, lecz nie ośmieliła się kontynuować wypowiedzi i wpatrywała się w oczy towarzyszki. Były przepełnione czymś, co tylko raz mogła dostrzec w nich Col. Determinacja. Pamięta doskonale moment w którym to się wydarzyło. Było to kilka dni przed świętami, a w domu Alberta panował chaos. Przychodziły paczki, pełno listów, było tyle przygotowań... Wtem mała blondynka zapytała przygarniętą dziewczynkę, czy zdobyła już prezenty dla wszystkich. Lacroix obiecała, iż dostanie najlepszy prezent, gdy tylko pomoże w kuchni. Jak wiadomo, nie szło jej dobrze, ale tak wielkie pokłady motywacji wystarczająco to wynagradzały. Co takiego dostała? Książkę i to nie byle jaką. Oglądała się ukradkiem za nią przy każdym wyjściu na miasto. Albert nie zwrócił uwagi, jednakże Colette zawsze czuwa. Naprawdę, ciężko było ją zdobyć. Została złapana w kolejnej minucie za dłonie, przez co nie odrywała wzroku od jej delikatnej twarzy. Nie zwróciła uwagi wcześniej, ale teraz dokładnie widziała rumieńce na policzkach przyjaciółki. Poczuła... stres? Nie rozumiała co się dzieje, a widok buzi Remili z takiego bliska musiał zapowiadać coś strasznego. Obstawiła chyba już wszystkie najgorsze scenariusze, mimo to nadal doświadczała pewnego rodzaju napięcia. Przysięga na wszystko, że całe wnętrze mocno się zacisnęło i była pewna, iż pierwszy raz w życiu zemdleje. Słysząc kolejne słowa otworzyła szerzej oczy, a usta pozostawały bez, chociażby cienia uśmiechu. Jej myśli to same ciemne przypuszczenia, zaś w nich górowała nieuleczalna choroba. Wewnętrznie Cole panikowała po całości. Owszem, nie dała tego po sobie poznać. Już miała w planach wyruszenie po lekarstwo, nieważne jak daleko by się znajdowało. Nagle wszystko się wyjaśniło. Dziewczyna nadal sztywno stała, jednak czarne myśli rozwiał wiatr. Mogła się odprężyć, choć musiała uważać. Dopiero wracało do formy krążenie w nogach i wszystkich innych częściach ciała. Jeszcze przez moment trzymała swe zostawione dłonie w powietrzu. - Ah. W-wiesz... Ekhem. Doskonale! Nie musiałaś trzymać tego w sobie tak długo. Mogłaś powiedzieć nawet parę dni wcześniej, zrobiłabym nam jajecznicę na śniadanie. Oj Rem, mów mi o wszystkim i nie kryj tego w sobie. To tylko sprawia złe samopoczucie! Odparła, o dziwo nie drżącym głosem. Na ustach czarownicy pojawił się szeroki uśmiech, niemniej zjawiły się problemy z ruchem. Gdy tylko zdecydowała się postawić krok na przód, znalazła się na ziemi. Dokładniej, siedziała przed starszą kobietą i unosząc w górę głowę dalej się uśmiechała. - Chyba mam skurcz. Pomocy? Umieram? Zagaiła do niej, nie mogąc pozbyć się tego radosnego wyrazu twarzy. Jak sie tu nie cieszyć?! Rem nie jest na nic chora i nie odchodzi! |
| | | Remilia Cicha Woda
Liczba postów : 10 Join date : 28/11/2017
| Temat: Re: Dzika plaża Pią Maj 25, 2018 11:52 pm | |
| Jasnowłosa dalej nie mogła do końca okiełznać swoich emocji wewnątrz siebie. Prowadziła zażarty konflikt pomiędzy rozsądkiem, który nakłaniał ją do porzucenia jakichkolwiek działań wobec wyznania uczuć Cole, a sercem, które nie mogło znieść faktu, że blondynka dalej dusi wszystko w sobie. Dawno nie była tak zakłopotana jak właśnie w tej chwili. Była zdezorientowana jak małe dziecko w nowym, nieznanym miejscu.Weź się w garść! To nie jest pora na dziecinne zabawy w uczucia… takowe myśli szwendały się po jej głowie, w tym samym czasie dziewczyna nabierała spore dawki powietrza w płuca, aby niemal natychmiast wypuścić je z powrotem. Tą czynność powtarzała prze kilka chwil, a ich intensywność malała z kolejnym podejściem. Wbrew pozorom takie głębokie oddychanie działało na nią uspakajająco. Obserwowała i słuchała szatynki, nie komentując, ani jednego jej słowa. Jedynie przytakiwała dalej przyozdobiona w delikatny rumieniec. Odezwała się dopiero kiedy szatynka odpadła na ziemie. Bez namysłu próbowała ją jakoś chwycić co skończyło się objęciem towarzyszki. Niestety było już za późno, aby Rem mogła ją jakoś przywrócić do pionu, dlatego przykucnęła przy niej, gdy ta upadła. Sporadycznie widziała w takim stanie przyjaciółkę. Najczęściej to ona była tą, która się potknęła, upadła, skaleczyła, zachorowała, czy czort wie co jeszcze. Chociaż z drugiej strony, nigdy nie słyszała od Cole, aż takich szczegółów, kiedy wysyłała ją na różne wyprawy. Jedynym wyjątkiem było to, kiedy niewinny wypadek miał wpływ na dalszą historię, którą opowiadała szatynka po powrocie. -Gdzie? - zapytała krótko wędrując delikatnie po nodze dziewczyny szukając niesfornego mięśnia. Długo jej nie zajęło zlokalizowanie skurczu i bez żadnych zbędnych pytań zaczęła powoli, ale stanowczo masować mięsień. -Z początku może boleć, ale tym sposobem szybciej przejdzie. - dodała kiedy jej ruchy nabrały tępa, a kilka minut później było po wszystkim. Z uśmiechem oddającym jej satysfakcję z udanej pomocy klepnęła delikatnie jej nogę. Wtedy na nowo jej konflikt urósł w siłę. Dalej trzymała na jej nodze dłoń, przez co rumieniec blondynki się powiększył. -Cole… - i na nowo zaczęła. Jej wzrok utkwił na jej nogach. Ponownie obawiała się kontaktu wzrokowego z przyjaciółką. Wzięła głębi wdech i ciągnęła dalej. -Wiesz… Od długiego czasu… - tak jak przedtem niezliczona ilość obaw narastała w jej główce, ale tym razem serce nie chciało dać za wygraną. Jasnowłosa zbyt długo tłumiła emocje i jak troszkę dała im upust to czuła w środeczku, że musi to wszystko z siebie wyrzucić, raz a porządnie. Miała wrażenie, że jeśli porzuci teraz ten temat to nie będzie w stanie kiedykolwiek już go poruszyć. -Cole… Długo zastanawiałam się jak wyrazić to co czuje… - coraz to bardziej miała problem z sensownym złożeniem zdania, ale wbrew pozorom jej gardło tym razem współpracowało. Przy okazji podkuliła nogi i objęła je drugą, wolną ręką. Może i tym razem głos działał niezawodnie, ale jej ciało zaczęło drżeć. Sama sobie wmawiała, że to z powodu stresu, nerwów i innych takich. -Nie od dziś wiesz, że darzę Cię niewyobrażalną sympatią… - z każdym słowem traciła zapał do ciągnięcia tematu, co zaowocowało niemrawym chowaniem głowy w objęte kolana. -Lubię Cię… - nareszcie nakierowała swój wywód na właściwy tor. -I wiem, że Ty też mnie lubisz, ale… - tu na kilka sekund zrobiła pauzę. Troszkę bardziej ścisnęła swoje nogi, a następnie niepewnie spojrzała na szatynkę nie wychylając nosa znad kolan. -Obawiam się, że… Że dążę Cię uczuciem… Uczuciem, które nad wyraz przerasta przyjaźń… - tuż po tych słowach schowała całkowicie głowę w swoje nogi. W końcu wyrzuciła to z siebie, bądź co bądź z krótkimi przerwami, ale udało jej się. Była cała roztrzęsiona, ale ostatecznie mogła spokojnie odetchnąć z ulgą. Zostały tylko dwie obawy - reakcja kompanki i konsekwencje wypowiedzianych słów. Siedziała skulona wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi ze strony Cole. Z każdą sekunda czuła jak jej policzki wręcz płoną, a serce coraz mocniej bije. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Dzika plaża Sob Maj 26, 2018 8:31 pm | |
| Nie potrzebowała słów, by wskazać przyjaciółce miejsce bólu, ponieważ starczył sam palec. Brak sprzeciwu był czymś normalnym, w końcu nie mogłaby się buntować, gdy ktoś oferował pomoc. Jasne, Rem miała wielką taryfę ulgową i mogła robić co tylko chciała z ranami Colette. Nie tylko lepiej się na tym znała, a również zajmowała się tym od ich pierwszego spotkania. - W takim momencie... Głupia łydka. - mruknęła pod nosem, po czym westchnęła krótko. Zdecydowanie, ból nie był wielki i spokojnie dało się go przetrzymać, lecz wystarczyło kilka chwil intensywnego masażu niebieskookiej, aby znikł. Znów wróciła do poprzedniej marnej kondycji! - Tak? O co chodzi? Jak chcesz pomasować dalej, to śmiało. - zachęciła żywo, uśmiechając się przy tym delikatnie. Jak się okazało, nie był to koniec wypowiedzi dziewczyny i w krótkich odstępach czasu, dalej padały tajemnicze słowa. - Rem...? - dopytywała się cicho, coraz to bardziej zaintrygowana postępowaniem towarzyszki. W milczeniu czekała na sedno sprawy do którego dążyła starsza dziewczyna. Wyglądało, iż miała z tym spore problemy i wewnętrznie walczyła sama ze sobą, aby zdradzić Col o co dokładnie chodzi. Długa znajomość miała to do siebie, że pewne zachowania blondynki mówiły ciemnowłosej naprawdę dużo. Dużo, nie znaczy wszystko. Aktualnie pierwszy raz miała przyjemność widzieć ją w takim stanie i zapewne dlatego, sama nie wiedziała jak zareagować. Jednakże, ostatnia wypowiedź zmieniła diametralnie całokształt. Czas stanął w miejscu, a wokół panowała kompletna cisza przez którą Lacroix dokładnie słyszała każde uderzenie swego serca. Nie była w stanie wydusić słowa, tym bardziej poruszyć się w którąkolwiek stronę. Pozostawało jej obserwowanie twarzy Remilii, która lada chwila została sprytnie ukryta za nogami. Nie miała problemu z pojęciem przekazu, oraz dostrzeżeniem w tym momencie uczuć kobiety, ale nadal wydawało się jej to tak nierealne i zarazem nieosiągalne. Uczucie takie jak miłość było obce wiedźmie. Co znaczyło kochać w taki sposób? Czy przyjaźń jaką darzyła Rem, można nazwać również miłością? Czy ona sama potrafi kochać? Ach, książkowe przykłady wcale nie są przydatne w tej chwili. - Od kiedy...? - spytała jeszcze ciszej, niż wcześniej i opuściła trochę głowę w dół, zaś uśmiech powoli znikał z jej twarzy. Docierało do niej, że mogło trwać to bardzo długo, a Col nie zauważała niczego podejrzanego. Nie zauważała, czy nie chciała zauważyć? Niemożność skupienia się, ponieważ po głowie latało mnóstwo myśli i pytań, była irytująca. Chciałaby jakoś przerwać ten wyścig w swej głowie, lecz nawet ucieczka z tego miejsca na nic się zda. Zdecydowała się na ruch, choć nie obyło się bez trudu, mimo chęci samego uklęknięcia. Znienacka objęła skuloną dziewczynę przed sobą, wplatając palce jednej dłoni w jej blond włosy i przytulając do siebie coraz mocniej. - Dziękuję. Daj mi czas na odpowiedź... - rzekła szeptem, albowiem te słowa były przeznaczone tylko i wyłącznie dla jednej osoby. Nie zmieniając pozycji, odezwała się po krótkim milczeniu - Muszę z tobą porozmawiać na temat mojej przeszłości, Rem. Nie chcę cię więcej okłamywać i trzymać tego w sekrecie, skoro miałybyśmy... być ze sobą? Nie. Powinnam była opowiedzieć ci to już znacznie wcześniej, skopałam sprawę... - dodała z zamkniętymi oczętami, smutno się śmiejąc pod nosem. |
| | | Remilia Cicha Woda
Liczba postów : 10 Join date : 28/11/2017
| Temat: Re: Dzika plaża Pon Maj 28, 2018 9:38 pm | |
| Remilia była bliska płaczu. Z każdą minutą niezręcznej ciszy czuła jak jej oczy wypełniają się łzami. W tym samym czasie zdawało się jej, że ich milczenie będzie trwało w nieskończoność, a serce blondynki miałoby by zaraz wyskoczyć z klatki. Bała się dalej kontynuować tą rozmowę, ale zarazem była zaintrygowana zdaniem dziewczyny na ten temat. Co ona do niej czuła. Pogardę? Niesmak? A może coś jeszcze perfidniejszego. Strach sparaliżował ją dosłownie od stóp, kończąc na gardle. Jedyny ruch na jaki mogła sobie pozwolić to mocniejsze skulenie się. W głębi duszy błagała niebiosa, aby zapaść się pod ziemię lub cofnąć czas. Gdyby miała możliwość skorzystania z tej drugiej opcji, to zapewne darowałaby sobie - mimo wielkiego bólu - te słowa. Blondynka była tak zdezorientowana, że nawet podjęła się próby wykombinowania jakiegoś sprytnego i zawiłego planu, aby obrócić to wszystko w jeden wielki dowcip. Niestety, ale miała taki nieładny zwyczaj, że gdy czuła się nie komfortowo w danej sytuacji starała się obrócić ją w - czasem lepszy, czasem gorszy - żart. Finalnie jej plan poniósł sromotną porażkę już na samym starcie. Blondynka doszła do wniosku, że jest za późno na odratowanie tej sytuacji. Wtedy też usłyszała ciche pytanie szatynki, które zadziałało na jej łzy jak idealnie pasujący klucz. Niemal natychmiast zaczęła błagać dodatkowo o to, żeby jej łkanie było najkrótsze jak się da. Strach połączony z obawami nad wyraz mieszał jej w głowie, a cichy płacz definitywnie nie pozwalał jej wycedzić ani jednego, króciutkiego słowa. Remilia zaczęła się obawiać, że właśnie przez te słowa, które przed momentem padły z jej ust, traci najcenniejszą osobę jakąkolwiek mogła poznać. Nic dziwnego, że zaczęła panikować i snuć niemiłe scenariusze przyszłości jaka ma ją czekać. Nagle poczuła, że ktoś ją objął. Nikt im nie towarzyszył, więc nie ciężko było się domyślić, że to szatynka przytuliła ją do siebie. To było już za wiele jak dla niej, rozkleiła się doszczętnie, a jej szlochanie nasilało się. I jak w takim stanie miała spojrzeć na Cole? Bardzo wstydziła się swojej postawy, ale nic nie mogła na nią zaradzić. Po raz pierwszy doświadczyła tak specyficznego, skrajnego uczucia. Czuła niewyobrażalną radość zmieszaną ze spokojem, z powodu wyznania, lecz to właśnie z jego winy odczuwała też ogromny strach i bezradność. Wiedziała, że zapamięta ten - w niektórych sytuacjach przeciwny sam sobie - stan na bardzo długi czas, jak nie na wieczność. Odruchowo przytuliła się do przyjaciółki próbując zapanować nad płaczem, co o dziwo nawet jej pomalutku wychodziło. Kolejna wypowiedź szatynki tylko podsycała jej panikę. A co jeśli Cole nie chce skrzywdzić jej, mówiąc prosto z mostu, że lubi ją, ale tylko jako przyjaciółkę? Może ma już kogoś, tylko nigdy nie wspominała o tej osóbce i widywali się, kiedy dziewczyna była najwidoczniej zajęta? A może szatynka jest tak sam zdezorientowana jak Rem? Wszystkie myśli zaczęły jej się plątać, co powoli irytowało blondynkę. Znów zapanowała cisza. Na szczęście nie trwała już tyle co z początku, ale była na tyle długa, aby panna Tennebrace została kolejny raz zmiażdżona przez natłok myśli. Nie. Zdecydowanie to wszystko zaczynało ją przerastać. Dobrze myślała, przy pierwszym podejściu, że to będzie cholernie ciężka sytuacja. Jedyne co jej się udało w ten krótki czas to opanować do końca płacz. Cała rozdygotana przetarła zapłakaną twarz, ale dalej nie chciała spotkać się wzrokiem z towarzyszką. Oparła się czołem o dziewczynę, a dokładnie o jej dekolt. Cole - w porównaniu do Remilii - miała bardziej kształtne ciało, więc na spokojnie blondynka mogła sobie pozwolić na wygodne oparcie się o jej pierś. W normalnych warunkach paliłaby się ze wstydu, ale wystarczająco była już zawstydzona, dlatego nie odczuła zbyt wielkiej różnicy w tej kwestii. Po prostu było jej tak wygodniej, ot co. Słuchała uważnie wywodu koleżanki. Nie szczególnie przepadała za poruszaniem prywatnych tematów. Wychodziła z założenia, że jeśli ktoś nie zacznie pierwszy, to nie ma sensu wypytywać się o wszystko. Dobrze pamięta w jakich okolicznościach ich drogi się skrzyżowały. Atmosfera jak i sytuacja nie należały do tych najmilszych, więc tym bardziej nie widziała sensu z inicjatywą dążenia tego tematu. Sama raczej też za dużo o swojej przeszłości nie wspominała. Jedyne osoby, które mogą wiedzieć coś więcej to jej ojciec i mentor. Resztę ciekawskich zbywała z tematu, dlatego poniekąd była w stanie zrozumieć Cole. Na chwilę rozmarzyła się w ramionach przyjaciółki. Było jej tam wygodnie, a zarazem ciepło, dyskretnie wtulała się w nią coraz mocniej. Z letargu wyrwały ją kolejne słowa, które ani razu nie przeszły blondynce przez głowę. "Być ze sobą?" głos szatynki utkwił w głowie starszej dziewczyny. Jej serce ponownie przyśpieszyło, a wszystkie ponure myśli właśnie odeszły w niepamięć. Jak nigdy dotąd chciała poderwać się na równe nogi i spojrzeć bardzo pytającym wzrokiem na Cole. Wrócił jej zapał, motywacja, chęć do działa, bo była mała nadzieja, że dziewczyna nie odebrała jej uczuć negatywnie. Był tylko tyci problem.... W postaci głowy szatynki, w którą z impetem przydzwoniła swoją własną. Przez sekundę nie mogła złapać równowagi i wylądowała na pupie może z krok dalej niż przed momentem była. Instynktownie złapała się za głowę, która pomalutku zaczynała dawać sygnały, że coś poszło nie tak. Zaraz po tym spojrzała na Cole. -Przepraszam! Wszystko w porządku? Nic ci nie jest? Przepraszam. - bez namysłu zaczęła bombardować młodszą dziewczynę na przemian pytaniami i przeprosinami. Zbliżyła się do niej, żeby sprawdzić czy, aby na pewno nic poważnego jej nie zrobiła. Nie widziała gdzie dokładnie ją uderzyła, dlatego złapała najdelikatniej jak potrafiła i przyglądała się jej twarzyczce, a to z jednej strony, a to z drugiej strony. Gorzej chyba już być nie mogło, na nowo zaczęła błagać, aby mogła zniknąć w tej chwili. -Ja przepraszam, nie chciałam. - gorączkowo przepraszała szatynkę, jakby właśnie zadała jej ostateczny cios, po którym tamta nie miała się już pozbierać. -Proszę nie umieraj, zostań ze mną. Patrz na mnie. - najnormalniej w świecie panikowała, dalej ciągnąc swój wywód. Swoją drogą dawno nie przyglądała się z takiego bliska przyjaciółce. Powoli i ostrożnie jeździła palcami po jej twarzy, tak aby zlokalizować miejsce bólu. Znalazła je. Ofiarą w tym wypadku był podbródek Cole. Na szczęście nie zrobiła jej nic poważnego, po prostu nieszczęśliwie stłukła jej lico. Odetchnęła z ulgą, chociaż ból głowy narastał, ale nawet i to nie mogło jej powstrzymać od powrotu do tematu. Przyklękła przy przyjaciółce i odchrząknęła krótko. -Zawsze Cię wysłucham. Tylko proszę, nie zmuszaj się do niczego. - już z całą powagą odpowiedziała dziewczynie. Wbrew pozorom jakie mogła omyłkowo sprawiać nie była jeszcze do końca opanowana. Serce biło jej jak dzwon, rumieniec tak jak ją odwiedził, tak też chyba postanowił zostać na troszkę dłuższą chwilę, ale pomimo takiego niewyjściowego wyglądu była w stanie skupić swój wzrok na oczach dziewczyny. Już się nie bała, a w miejsce strachu zawitała malutka iskierka nadziei. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Dzika plaża Wto Maj 29, 2018 10:36 pm | |
| Przytulała Remilię w najlepsze, lecz coś poszło nie tak i cała atmosfera, która sprzyjała opowiedzeniu tego co leży brązowowłosej na sercu, prysła w jednym momencie. Została uderzona w podbródek, przez co przygryzła dolną wargę i rozcięła od wewnątrz swe usta. Wiedziała, ten dzień nie mógł być udany bez jakieś uszczerbku na zdrowiu, choć liczyła na tę odpowiednią chwilę do zwierzenia się i podzielenia bólem z którym musiała się mierzyć codziennie. Nie było to jej najwidoczniej pisane, jakby świat chciał pogrążyć Colette jeszcze bardziej i odebrać wszystkie siły do życia. - Nie, nic. - odezwała się w końcu cicho, zasłaniając dłońmi dolną część swej twarzy. Była zawiedziona i nawet ból, który powstał po uderzeniu nie równał się z tym okropnym uczuciem wewnątrz przez które chciała się rozpłakać. Dlaczego nikt nie mógł jej wysłuchać? Prosiła o zbyt wiele? Może nie powinna się narzucać innym i po prostu zniknąć? Zdecydowanie ułatwiłoby to kilka spraw... - Nic mi nie jest. Spokojnie. - dodała tylko, ale nie chciała na razie spojrzeć na dziewczynę. Wiedziała, że nie zrobiła tego specjalnie, aczkolwiek i tak delikatnie zdenerwowało to wiedźmę. Metaliczny posmak krwi ogarnął calutkie wnętrze ust, a jakiekolwiek próby tamowania małej rany szły na nic. Małej? Sama nie wiedziała i nie miała czasu na dalsze rozmyślania, albowiem zaskoczyła ją nagła bliskość Rem. Z trudem pozwoliła blondynce na dotykanie swojej twarzy, bo najzwyczajniej w świecie obawiała się mimowolnie pojawiających się łez. Kosztowało to mnóstwa wysiłku, by przetrzymać przypływ ogromnego smutku i uczucia kompletnej samotności. - To nie jest dobry moment na całą opowieść, jednak... Opowiem ci niedługo. - rzekła bez większych emocji, ale z drobnym uśmiechem na twarzy. Utrzymywała kontakt wzrokowy, oraz bliską pozycję jeszcze przez chwilę, aby wreszcie odsunąć się trochę w tył. - Wracamy do domu? Przygotuję nam śniadanie lepsze, niż... w restauracji! - powiedziała lekko drżącym głosem, starając się zachowywać wesoło jak zawsze i przybierając szerszy uśmiech. Musiała pokazać, iż wszystko w porządku i mogły bez problemu ruszać w drogę. Zawracanie głowy przyjaciółce byłoby nie na miejscu. Dobrze wiedziała, że historia Rem była znacznie boleśniejsza, no i miała też na głowie inne problemy z aktualnych czasów. Do jej głowy przyszła nagle wspaniała myśl, która byłaby w stanie dać im dłuższą chwilę wytchnienia. Popatrzyła na dziewczynę szeroko otwartymi oczętami i uraczyła ją prawdziwym oraz szczerym uśmieszkiem. - Rem, wyjedźmy stąd na jakiś czas! Znów odwiedzimy różne ciekawe miejsca, a o tym zapomnijmy. Wrócimy tu, ale nie tak prędko. Wiesz o co mi chodzi? Atmosfera Wishtown jest smutna i przygnębiająca, zaś to udziela się nam dwa razy bardziej. - przerwała podekscytowana, nie mogąc pojąć czemu wcześniej na to nie wpadła. Odpoczynek to coś koniecznego w ich przypadku, więc nie ma sensu zwlekać. - Szalone pomysły zawsze wychodzą nam na dobre, chodź! - odparła wstając na równe nogi i ciągnąc przy tym Rem za dłoń w górę. - Wróćmy do domu, spakujmy się i w drogę. - oznajmiła wesoło jak nigdy i czekała tylko na równie optymistyczną reakcję dziewczyny. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Dzika plaża | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|