|
|
| Autor | Wiadomość |
---|
Evelyn Mistrzyni Balsamistów
Liczba postów : 9 Join date : 04/03/2017
| Temat: Apteka Sob Mar 11, 2017 10:08 pm | |
| Wstała rześka jak nigdy. Zero koszmarów, zero budzenia się w środku nocy. Pokój na drugim piętrze to był jednak bardzo dobry pomysł. Wyglądała przez wysokie okno – widok był wspaniały. Dniało, słońce jeszcze nie wychyliło się zza ciepłej kołdry chmur zalegających horyzont, jednak rozegnane mroki nocy świadczyły o tym, że niedługo wstanie. Widziała niebo ponad dachami zabudowań miejskich w pełnej swojej okazałości. Brzuchate chmury szkliły się u podstaw chłonąc blask kryjącego się za nimi słońca, aby w niedługim czasie móc zabarwić się nim i ukazać go światu. Im wyżej sięgała wzrokiem, tym obłoki stawały się ciemniejsze, bardziej niebieskie aż po granat. Evelyn spojrzała na zegar stojący na stoliku przy ścianie. Wskazywał wpół do szóstej. Westchnęła. – Czy ja kiedykolwiek będę mogła spać chociaż do wschodu słońca? Wstała, pościeliła łóżko porządnie, tak aby nie zostały na nim ani najmniejsze zagniecenie i nierówność. Następnie podeszła do pięknego gatunku toaletki i długo, bardzo długo czesała swe włosy. Cały czas oglądała swoje odbicie w wielkim lustrze toaletki, upatrując niedoskonałości i zmian. Robiła przy tym różne miny, marszczyła nosek, krzywiła usta, wydymała policzki. Zaczesała włosy na prawe ramię, uśmiechnęła się do lustra zadowolona z widoku i wstała, aby zadzwonić dzwoneczkiem przy drzwiach, na wszelki wypadek dwa razy. Dzwoneczek na lince uruchamiał podobny, jednak większy i donośniejszy, znajdujący się w pokoju służącej piętro niżej. Oczekując kobiety, Evelyn wyszła do garderoby i zaczęła przebierać w ubraniach, przy okazji zrzucając z siebie koszulę nocną i zakładając sztywną halkę do noszenia codziennego. Służąca, do której tak strasznie nie pasowało jej pełne imię – Elisabeth, pełne dostojeństwa i smukłe, gdy ona była pulchną dziewczyną, niemal wiejską, zjawiła się, gdy Evelyn wybrała już szmaragdową suknię z czarnymi koronkami i wyzłacany gorset. – Dzień dobry, panienko. Przepraszam panienkę za tak długie czekanie. – Dziewczyna była wyraźnie stropiona. Jej piegowata twarz zaczerwieniła się po same uszy starając się jakby dopasować barwą do burzy rudych włosów nieudolnie wciśniętych pod czepek. – Ależ nic się nie stało, Betty. – Ta wersja imienia zdecydowanie bardziej pasowała do służącej według Evelyn, a ta jakoś nigdy nie skarżyła się na taki zwrot. – Jeszcze zdążysz się wdrożyć w mój tryb dnia. Tymczasem musisz mi jednak pomóc. Czego by jednak nie mówić o Betty – miała krzepę wystarczającą do idealnego zawiązania nowych, sztywnych jeszcze gorsetów Evelyn na jej smukłej talii. Nauczyła się już także, aby podczas ubierania ani nigdy w ogóle nie dotykać pięknych brązowych włosów swej pani. Kilkukrotnie dostała za to uderzona rzemieniem po dłoniach, które musiała potem długo trzymać w zimnej wodzie, aby przestały piec. Evelyn nie była wyrozumiała, wymagała dużo, wiele jednak robiła sama zostawiając Betty mnóstwo wolnego czasu dla siebie. Ubrana Evelyn stanęła przed wielkim lustrem opartym o ścianę w garderobie i ułożyła na sukni włosy unieruchamiając je materiałowymi złotymi kwiatami na spinkach i wsuwkach tak, aby kosmyki płynęły sztywną kaskadą po prawym ramieniu w dół. Betty stała obok oczarowana. Evelyn w jej oczach była niczym królowa, jej prywatna królowa, od której uroku nie mogła oderwać oczu, dopóki… – Betty? Co ty tu jeszcze robisz? Śniadanie! Która godzina!? – Brwi arystokratki zbiegły się ku sobie, usta zacisnęły, a zwężone oczy skrzyły złością. …dopóki się nie denerwowała. Wtedy bywała straszna i nieprzewidywalna. Jak przy włosach… Wystraszona służąca bijąc pokłony i mamrocząc pod nosem przeprosiny wybiegła z pokoju, a Evelyn słyszała jak tupie biegnąc po schodach do kuchni. Kobieta pokręciła głową z dezaprobatą i również wyszła z garderoby starannie zamykając za sobą drzwi. Skierowała się do pokoju po środku, tego bez okien i zniknęła tam na około kwadrans dając służącej nieco czasu na przygotowania. Nakarmiła węże, skrupulatnie oglądając stan ich skóry, połysk oczu i ruchliwość po zapaleniu świateł. Wszystko było w najlepszym porządku. Zeszła więc na dół do przestronnej jadalni, gdzie już czekało na nią przygotowane w pośpiechu śniadanie. Evelyn spojrzała na ostygłą kawę, przypieczone miejscami do ciemnego brązu grzanki i nieestetycznie ułożone na tacy dodatki, a jej brew uniosła się ku górze z dezaprobatą. Wszystkiemu przez szparę w drzwiach przyglądała się z silnie bijącym sercem Betty gotowa na każdy rodzaj kary. Evelyn jednak westchnęła tylko ciężko i zjadła co lepiej przygotowane jedzenie, a kawy wypiła połowę. Miała zbyt dobry humor, przez brak nocnych mar i nie chciała go sobie psuć. – Za dwie godziny proszę herbatę do apteki, Betty. Gorącą. Sprawdzę termometrem! – zagroziła Evelyn suchym głosem, na co Betty aż poderwała się spod drzwi i nieomal przewróciła. Kiwnęła tylko głową, bojąc się pisnąć chociażby, w tym czasie pani zniknęła. Zeszła do apteki, swojego królestwa, do którego Betty nie miała wstępu pod żadnym pozorem. Apteka znajdowała się na poziomie ulicy, chroniły ją podwójne drzwi i zamykane od wewnątrz metalowe okiennice. Gdy Evelyn zeszła po schodach i otworzyła drzwi od przedsionka, w którym wykonywała leki i parzyła zioła, w aptece panował mrok, cienie kładły się bardzo głęboko. Kobieta wzięła głęboki oddech i wkroczyła w tę noc. Chwyciła klucze i po ciemku szybkim krokiem podeszła do okiennic aby otworzyć je i wpuścić do środka światło. Doskonale pamiętała, który klucz otwierał daną rzecz, więc nie sprawiło jej to większego kłopotu i już po chwili słońce obudzonego już dnia rozpędziło wszystkie cienie, zapanowała jasność. Apteka lśniła bielą ścian, sprzętów i kafelków na podłodze. Przy ścianach stały szklane gabloty pełne słoiczków i pudełek oznaczonych napisami w łacinie i innych, bardziej orientalnych językach. Zawartość ich stanowiły różnobarwne proszki, liście, a nawet całe rośliny zatopione w żelowych substancjach. W głębi apteki stało biurko pełniące funkcję lady. Stanowiło wyraźny kontrast dla bieli, wykonano je bowiem z drzewa różanego i to ono właśnie było odpowiedzialne za słodki, subtelny zapach panujący w całym pomieszczeniu. Na biurku miały swoje ustalone miejsca liczydło, pióro i pliki kartek. Za nim w szklanych gablotach stały opasłe tomy medyczne i zielarskie, biologiczne i chemiczne, nieliczne słoiki z niepokojącymi kształtami zatopionymi w formalinie oraz chromowane narzędzia. Te gabloty od innych różniło też to, że w ich podstawie znajdowały się po dwie szuflady zamykane na klucz. Evelyn przechadzała się po swoim królestwie pilnując zegara stojącego na gablotach za ladą. Bacznie przyglądała się wszystkim szafkom i gablotom, aby nie przeoczyć żadnego odchylenia. Co jakiś czas otwierała której szklane drzwiczki i przekręcała lekko ten czy ów przedmiot, otwierała szuflady upewniając się, że od wczoraj wieczora nic się absolutnie nie zmieniło. Tymczasem krótsza wskazówka zegara zbliżała się do nieubłaganie do siódemki, a dłuższa mozolnie pędziła ku górze. Evelyn stanęła po środku apteki w lekkim rozkroku wysuwając lekko prawe biodro i patrząc się na zegar. Wszystko było już gotowe do otwarcia, jedynie wskazówki musiały osiągnąć oznaczony pułap – siódma za dwie. W końcu określony czas nadszedł. Evelyn uśmiechnęła się promiennie, otworzyła szklane drzwi wewnętrzne oraz zewnętrzne drewniane, które podparła trójkątnym klockiem. Wisiała na nich mała tabliczka z godzinami pracy apteki oraz lecznicy. Znacznie lepiej prezentował się szyld wiszący ponad drzwiami. Składały się na niego litery tworzące wyraz APTEKA otoczone roślinnymi, srebrnymi wzorami. Evelyn była wyjątkowo dumna z tego widoku. Ulice były jeszcze puste, chociaż poranek trwał już w pełni. Evelyn chwilę przyglądała się ulicy i kamienicom z naprzeciwka, jednak nie dojrzawszy nic interesującego wróciła do apteki zamykając za sobą szklane drzwi. Usiadła za biurkiem, zapaliła olejną lampę i zaczęła czytać założony wczoraj rozdział hinduskiej księgi o gadach (na szczęście przetłumaczonej już na angielski). Czekała. Po godzinie przyszło kilku ludzi o wyglądzie średniej klasy inteligenckiej i poprosiło o lek na bóle głowy, ale takie, aby każdy z nich dostał inny. Evelyn nie obchodziły te fanaberie młodych ludzi, pewnie studentów. Tylko jednemu z nich dała prawdziwe lekarstwo, dwaj pozostali dostali sproszkowane zioła bez większego znaczenia medycznego, z jakąś zawartością witamin, z zaleceniem, aby pić je jako napar z suszonym jabłkiem bądź śliwką. Klienci byli widocznie pod wrażeniem jej wiedzy i zaangażowania i tylko pierwszy zdawał się wyglądać na oszukanego – z nim rozmawiała najmniej. Czytała gdzieś o efekcie placebo i bardzo chciała zbadać, jak właściwie działa, a ta sytuacja zdawała się być niepowtarzalną i idealną do wykorzystania. Mijały kolejne minuty i nie działo się specjalnie nic. Nieubłaganie zbliżał się czas podania przez Betty herbaty, a więc i jednej z dwóch przerw w pracy...[/b] |
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Apteka Sob Mar 11, 2017 11:41 pm | |
| Adrastia płynęła właśnie swoim okrętem zwanym „Morski Kurak” na spotkanie z zatoką Czarnobrodek. Legendarnego pirata, który pędził najlepszy rum jaki tylko znał świat. Piratka z czerwonymi włosami stała przy sterach statku i krzyknęła hardym głosem, wskazując migoczący w oddali ląd. - No psubraty! Dzisiaj będziemy pić rum z czaszek naszych wrogów, nie będzie Czarnobrody pluł nam w twarz! Jesteście ze mną? – wyciągnęła pięść w górę, a odpowiedział jej tryumfalny okrzyk mężczyzn oraz kobiet, którzy byli członkami załogi. Kapitan Adrastia Glamred Sparrow odkorkowała butelkę rumu i pociągnęła solidny łyk. Cynamonowy alkohol wlewał się do jej gardła i przyjemnie rozgrzewał ciało. Kobieta przetarła usta rękawem swej jedwabnej, białej koszuli, a na jej ramieniu wylądowała papuga, która rzekła poważnym głosem – Nędzni śmiertelnicy - Poza pirackim wdziankiem, kapitan miała jeszcze przepaskę na oku oraz hak zamiast drugiej ręki, ale nie byle jaki hak! To był hak-korkociąg, który bardzo skutecznie otwierał każdą butelkę wina bądź rumu. Wtem legendarna piratka poczuła, że coś ją uwiera między nogami. Spojrzała, a jej zdziwieniu nie było końca. Okazywało się, że jakimś dziwnym trafem z jej kobiecości wystawała… macka. Obślizgła, długa i gruba macka, która żyła własnym życiem. Kapitan przestraszyła się nie na żarty i nawet krzyknęła w niebogłosy. Wszystko tylko po to żeby obudzić się w swoim łóżku z ogromnym bólem głowy. Była szósta rano, a obok siebie Arcymistrzyni miała kobietę. Młodą blondyneczkę z nowicjuszy, która wczorajszego wieczoru przyszła do niej po radę. Miała wtedy wątpliwości, czy kontynuować swoją karierę inkwizytorską. Glamred po kilku wypitych butelkach rumu dała radę ją tych złudzeń pozbawić, jak również dziewictwa oraz ubrań. Teraz 17 letnie dziewczę wtulało głowę w piersi mistrzyni, a kolanem była pomiędzy jej nogami. Tuląc się jak tylko mogła do czerwonowłosej, której włosy niczym całun rozłożone były na łóżku. Inkwizytorka podrapała się tylko po głowie i odruchowo sięgnęła w stronę szafki nocnej, na której zwykle był dzbanek z wodą. Upiła z niego nieco, a kac morderca nieco się zlitował. Teraz mogła obejrzeć pobojowisko jakie zostało w pokoju. Kołdra była głównie po stronie młodej inkwizytorki, a na podłodze walały się ich ubrania. Koronkowe majteczki blondynki wisiały na oparciu łóżka, a całe prześcieradło było przepocone i nadal wilgotne po ich zeszłej, gorącej nocy. Na szafce nocnej były również puste butelki. Po rumie, który szczycił się marką „Czarnobrody”. Adrastia odruchem sięgnęła po butelkę i potrząsnęła nią. Była pusta niczym urojona ciąża. Inkwizytorka zapłakała wewnętrznie. Stopniowo wydostawała się z uścisku obficie obdarzonej przez naturę blondynki, która się do niej tuliła. Była niemalże jak ośmiornica albo inny Kraken. Taki potężny uścisk, w tak niepozornej istotce. Stronheim musiała aż wcisnąć jej jeszcze jedną poduszkę jako przynętę, by imitowała ciało, do którego się tuliła. W końcu po 10 minutach podchodów arcymistrzyni była wolna. Wstała i podrapała się po swej pupie. Dopiero w tym momencie poczuła efekty ich wczorajszej wspólnej nocy. Piekło jak diabli, a były jeszcze ślady po paznokciach dziewczęcia. Adrastia tylko spojrzała na młodą inkwizytorkę i okryła ją szczelniej. Dolała wody do dzbanka i postawiła na szafce nocnej. Wraz z karteczką „Wypij mnie, a będzie uzdrowiony kac Twój”. Następnie inkwizytorka skierowała się do łazienki, gdzie wzięła kąpiel. Umyła się, uczesała i doprowadziła do jako-takiego porządku. Przebrała się w białą koszulę oraz czarne spodnie i podreptała w stronę swego biurka, przy którym przysiadła. Buchnęła na siebie fioletowym płomieniem, który rozniósł po pokoju zapach fiołków i jałowca. Schowała wszystkie ważne dokumenty, które były na widoku do szafki, a kluczyk wzięła ze sobą. Z wieszaka zdjęła swój kapelusz i ubrała czarny płaszcz. W przedsionku włożyła swe nagie stopy w buty i powędrowała w stronę stołówki. Wiódł ją tam głód oraz kac, który nakazywał spożyć coś tłustego inaczej zawartość żołądka zażąda natychmiastowego uwolnienia. Poprosiła o herbatę oraz jajecznicę z boczkiem. Takim najtłuściejszym jaki tylko był a kobieta, która akurat podawała była chyba nowa, bo nie poznała arcymistrzyni i najpierw chciała ją przegnać na koniec kolejki. Dopiero kiedy koleżanki uświadomiły dziewczynę o swoim błędzie, ta zaczęła przepraszać. Niemal uderzając czołem o posadzkę i błagać o wybaczenie. Adrastia była cholernie głodna i tylko pragnęła jajecznicy. Niczego więcej. Swój posiłek zjadła w ciszy. Dosłownie w kompletnej ciszy, która zapanowała na stołówce. Bardziej zaznajomieni z sytuacją inkwizytorzy wiedzieli dlaczego Arcymistrzyni wyglądała jakby zżarł ją pies i wypluł. Zachowywali szczególną ostrożność i nie drażnili tygrysa, który się posilał. Dopiero kiedy Stronheim skończyła śniadanie, rozmowy na stołówce się rozpoczęły. Opuściła pomieszczenie i udała się do spółki, którą prowadziła. - Witam szanowną Panią Kierownik! – zawołał entuzjastycznie wysoki, tęgi niczym tur mężczyzna pracujący na magazynie. Czerwonowłosa odmachnęła mu tylko niemrawo, a ten już wiedział co się działo. Na pocieszenie jednak wyciągnął jedną paczkę i położył przed inkwizytorką. - No to je ta paczka z Chin i Korei, którą Pani Kierownik zamawiała. Śmierdzi to niesamowicie, ale wygląda na całą – momentalnie ożywiło to skacowaną kobietę, która podeszła i odpakowała paczkę. Było w niej sporo małych słoiczków, które wypełnione były startymi ziołami lub nawet całymi liśćmi. Był tam między innymi żeń-szeń, zielona herbata, ginkgo bilboa, imbir i parę innych ziół, które występowały w tamtych regionach. Oczywiście Adrastia znalazła również pudełko igieł do akupunktury i maści, które zamówiła oraz butelkę alkoholu z ryżu. Niezbyt jej smakowało sake, ale było przydatne jako baza do niektórych maści opartych na ziołach i alkoholu. To zdecydowanie poprawiło humor biednej, skacowanej inkwizytorce, a jeszcze bardziej kiedy mogła zabrać się wozem do swojej najwierniejszej klientki. Zarazem była to jedna z osób, które wspierały ją wewnątrz inkwizycji. Chodziło tu o Mistrzynię Balsamistów, która prowadziła aptekę. Z arcymistrzynią miała umowę, która jasno mówiła, że będą sobie wzajemnie w interesach pomagać. Glamred sprowadzała towary, a Eve dbała o dystrybucję. Poza tym bardzo podobały jej się rozmowy z mistrzynią, gdyż łeb miała nie od parady. Może miała 25 lat, ale była istnym geniuszem medycyny i znała się na rzeczy. Mogły razem się wymieniać doświadczeniami i rozmawiać o medycynie naturalnej, a także sprawach inkwizycyjnych przy herbatce i ciasteczku. Jak dwie normalne kobiety, które jednak miały całkiem sporo władzy w tym niewielki mieście. Glamred jechała wraz z woźnicą, który miał rozwieźć jeszcze towary do kilku innych sklepów. Siedziała jak na szpilkach, gdyż nie mogła się doczekać spotkania z Evelyn. Była trochę jak dziecko, które czekało na pierwszą gwiazdkę, by móc wreszcie otworzyć prezenty czekające pod choinką. Wóz jechał dzisiaj nieco wolniej, gdyż był praktycznie w pełni załadowany, a pudełko Stronheim musiała trzymać na kolanach. Tak było obładowane o! Wymieniła się również ploteczkami wraz z woźnicą, którego dobrze znała. Pracował w spółce jeszcze za czasów, kiedy żył ojciec Adrastii. Tata mówił, że to taki jej przyszywany wujek, bo znali się jak łyse konie i w młodości przeskrobali niejedno. Być może z sentymentu dla przyjaciela, ten mężczyzna dalej pracował dla inkwizytorki. Mógł oczywiście też zostać ze względu na niemałe wynagrodzenie, które kobieta oferowała. Kontynuowała politykę swojego ojca i dbała o pracowników. Zawsze pamiętała kiedy ich dzieci miały urodziny i zawsze danego miesiąca jakiś pracownik dostawał niewielką premię w postaci jakiegoś przedmiotu, a czasami po prostu większej ilości pieniędzy. W tej spółce wszyscy byli jak rodzina i każdy sobie pomagał. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego krótko mówiąc. W końcu wóz zajechał przed otwartą już aptekę. Inkwizytorka odłożyła na moment pudełko i zeszła z wozu, a potem wzięła je od swojego wuja. Pożegnała się z nim miłym uśmiechem oraz odprowadziła go wzrokiem jak odjeżdżał. Ujęła pod pachę pakunek i weszła do apteki. Na głowie arcymistrzyni był ten jej charakterystyczny kapelusz, który teraz był lekko uniesiony w górę. Klientów chyba nie było teraz zbyt dużo, a na miejscu Adrastia znalazła się około godziny ósmej. Posłała ciepły uśmiech szlachciance i pomachała jej wolną ręką. Pewnym krokiem podeszła do biurka, które stanowiło ladę. Gdyby ktoś teraz wszedł to mógłby zobaczyć dwa przeciwieństwa siebie. Po jednej stronie, piękna i zarazem poważnie wyglądająca młoda szlachcianka, zaś z drugiej kobieta, z długimi czerwonymi włosami, do której pasowałoby określenie chłopczycy patrząc po ubiorze. Wzór kobiecości oraz jej najmniejsza dawka. Inkwizytorka położyła paczkę na biurku i spojrzała mistrzyni w oczęta. - Zgadnij cóż dzisiaj przyszło do mojej skromnej spółki i kto właśnie stanie się posiadaczką zawartości pudełka? – zapytała rozbawiona i podsunęła 25-latce pudełko z ziołami. Sama czerwonowłosa oparła się łokciami o biurko, pochylając się przy tym nieco. - Masz chwilkę, by wymienić się inkwizytorskimi ploteczkami przy herbatce i ciasteczku albo porozmawiać o medycynie? – zapytała i zaczęła palcem wodzić wokół kałamarza z atramentem. Ot, tak jak dziecko, które się nudziło i zaproponowało właśnie całkiem niezłą zabawę w jego mniemaniu. Adrastia należała do bardzo specyficznych mistrzów, ale każdy wyżej rangą wiedział, że można było na niej polegać.
|
| | | Evelyn Mistrzyni Balsamistów
Liczba postów : 9 Join date : 04/03/2017
| Temat: Re: Apteka Sob Mar 18, 2017 8:19 pm | |
| Litery na stronicach grubej księgi zamazywały się i mieszały przed oczami Evelyn. Brwi zmarszczyły się, usta zacisnęły, a towarzyszył temu dźwięk pukania palcem o blat biurka – była poirytowana. Strata czasu. Nie ma tu nic nowego. Kompletnie nic! – pomyślała. – Przecież musi być coś, czego jeszcze o nich nie wiem! To nie są takie proste zwierzęta, oni mieli więcej czasu, możliwości, manewru, aby zgłębiać ich właściwości… Tu musi być jeszcze coś! Pośpiesznie zaczęła kartkować tom w poszukiwaniu nieznanych słów, nowych informacji, w poszukiwaniu CZEGOŚ. Ze swego rodzaju transu wyrwał ją dźwięk kopyt, dokładniej zatrzymywanych koni ciągnących powóz. Poderwała głowę i przyglądała się powozowi i siedzącym w nim ludziom przez okna wystawowe apteki. Odruchowo zagięła róg stronicy, aby wiedzieć, gdzie skończyła studiowanie starej wiedzy, i zamknęła ją. Widząc charakterystyczną postać Arcymistrzyni, wstała i odłożyła opasły tom na półkę w gablocie za sobą. Następnie zadzwoniła dyskretnie dzwoneczkiem pod biurkiem, aby przywołać Betty, chociaż podejrzewała, że ta stoi za drzwiami i podgląda ją w pracy. Głupich ludzi zawsze fascynują rzeczy, których nigdy nie będą mogli dosięgnąć. Taka też dla Evelyn była funkcja szlachty i każdego rodzaju arystokracji – strzec przed plebsem tajemnic i bogactw świata, rozwijać je, ale tak, aby nieoświeceni nie mogli splugawić sacrum, na przykład sacrum nauki. – Dwie herbaty. Na zaraz. Pośpiesz się! – syknęła w stronę drzwi, a gdy usłyszała pośpieszne kroki, domyśliła się, że jej przypuszczenia były trafne. Westchnęła głęboko, zapisując w pamięci, aby pod koniec dnia sprawdzić, czy Betty nic nie poprzestawiała ani nie popsuła w pracowni. A jeśli tak… wymierzyć jej stosowną karę. W tej właśnie chwili Arcymistrzyni weszła do apteki obdarzając Evelyn swoim beztroskim uśmiechem, na co ta odpowiedziała łagodnym uniesieniem kącików pełnych ust ku górze. Ciemnowłosa wyszła przed biurko, aby lepiej przywitać gościa bądź raczej wspólniczkę w interesach, co ewidentnie potwierdzało niesione przez nią pudełko. Powściągnęła ciekawość z łatwością, gdyż rozproszył ją gest Arcymistrzyni. O mało, co twarz Evelyn nie przyjęła wyrazu wyniosłego oburzenia, ponieważ według niej poprzez ruch dłoni pozdrawiają się jedynie niżsi rangą. Dała radę jednak opanować mimikę i utrzymała miły wyraz twarzy. Nie przestawała jej dziwić beztroska pełniącej tak wysoki urząd w Inkwizycji kobiety. Mieszczański wygląd, naturalność, ograniczone do minimum maniery… Lecz w tej sytuacji, gdy obie były sobie równe poprzez partnerstwo w handlu, Evelyn czuła się wyższą ponad swoją rzeczywistą przełożoną. I to nie wzrostem, do tego nie potrzeba było niczego, ot, taką stworzyła ją natura. Nie, Evelyn czuła się wyższa rangą, swoimi korzeniami, szlachetnym pochodzeniem, które widać było na każdym kroku. Zdumiewające, że ktoś, kogo ojcem był… kupiec jest teraz przywódcą ważnej, jak nie najważniejszej na świecie organizacji. Rozumiem, że świat zmienia się, dojrzewa… Jednak mimo tego typu myśli, Evelyn wiedziała o godnych podziwu umiejętnościach Arcymistrzyni i sama nie wybrałaby na jej posadę nikogo innego. Evelyn cofnęła się kilka kroków i stała teraz bliżej wewnętrznego końca biurka. Zrobiła to w idealnym momencie, ponieważ właśnie wtedy Adrastia położyła na blacie pudełko z fascynującą zawartością. Nawet z takiej odległości i mimo opakowania, czuły nos arystokratki wyczuwał orientalne zapachy kryjące się paczce. Na słowa Arcymistrzyni roześmiała się krótko, lecz perliście i szczerze. Z jakiegoś powodu jak dotąd tylko płomienna osobowość przywódczyni Inkwizycji potrafiła przełamać trochę suchość ostatniej z tych Hendersonów. Działalność ta napawała Evelyn lekkim strachem, jednak dopóki wciąż potrafiła przywracać swoją szlachecką sztywność i elegancję, dopóty wszystko było w jak najlepszym porządku. Otoczyła pudełko dłońmi i podniosła, po czym zamknęła oczy i zachłysnęła się zapachami, które mieszały się, lecz dla jej wprawionego nosa ów chaos łatwo dało się podzielić na poszczególne linie. – Czuję żeń-szeń, imbir… O! Miłorząb, chwila, już wiem, ginkgo biloba. Brakowało mi go właśnie – Uśmiechnęła się z wdzięcznością i radością typową naukowcom, którzy dostają po miesiącach oczekiwania potrzebny ku dalszym eksperymentom element. Wzrok Evelyn padł na Arcymistrzynię, zahaczył się na biuście piękne eksponowanym przez oparte na blacie biurka łokcie i wygięte w koci grzbiet ciało. Po chwili walki z tą nagłą słabością, oczy obu kobiet spotkały się. – Oczywiście, że mam czas. Właśnie zaczyna się dla mnie przerwa. – Wyszła poza biurko, aby zmienić zakładkę na drzwiach zewnętrznych na „ZAMKNIĘTE”. Ten właśnie moment wybrała Betty, aby ze zwykłym sobie brakiem gracji wpaść do apteki przez drzwi zaplecza. Służąca zatrzymała się w połowie drogi do biurka starając się nie zrzucić nic ze srebrnej tacy ani nie wylać aromatycznej czerwonej herbaty. W końcu udało jej się ustabilizować poziom tacy i kroku i doniosła oczekiwaną herbatę na biurko, po czym ostrożnie poustawiała porcelanowe filiżanki, imbryk, srebrne łyżeczki i talerzyk z kruchymi ciastkami i konfiturą na blacie. Nagle spłonęła żywym rumieńcem, ponieważ w kobiecie stojącej przy biurku w tak niedbałej pozie, rozpoznała Arcymistrzynię. Biedna Betty zaczęła jąkać się próbując wydukać ni to przeprosiny, ni powitanie, kłaniać i czym prędzej cofać po omacku w stronę drzwi na zaplecze. Evelyn spojrzała na służącą pełna zażenowania i westchnęła ciężko. Podeszła do rogu apteki, wysunęła z niego krzesło i postawiła je przy Adriastrii. – Usiądź, proszę, nie będziemy przecież stały pijąc herbatę. Czerwona, mam nadzieję, że lubisz? Mi osobiście bardzo spodobała się herbata tego rodzaju. – Sama zaś zajęła miejsce po drugiej stronie biurka. Obserwowanie Arcymistrzyni było bardzo zajmującym zajęciem. Wszystko wokół ciekawiło ją, nawet kałamarz, i zdawało się, że nie widzi w tym najzupełniej nic dziwnego. Tymczasem Evelyn ujęła imbryk i nalała do obydwu filiżanek gorącego naparu i aptekę, obok nowych ziół zamkniętych wciąż w pudełku, wypełnił ciężkawy i łagodnie gorzki zapach czerwonej herbaty. – W sumie obydwie jesteśmy nowe w Inkwizycji, jednak zważywszy na twoją pozycję, pewnie wiesz o wiele więcej ode mnie. Z chęcią posłucham ciekawostek. Długo przecież nie było mnie w Anglii.. – Zamyśliła się na chwilę. Tak, rzeczywiście, nie było jej w Anglii bardzo długo, całe lata! Tyle mogło się tu pozmieniać. – Zaś co do medycyny, mam w niej pewną biegłość, jednak nie nazwałabym tego swą specjalnością. Wyjechałam z misją opracowania skutecznej broni na koszmary, co na szczęście udało mi się osiągnąć. Lecz… jak to nazwać? – Zaśmiała się krótko. – Bo mówiąc wprost moją specjalnością są trucizny i jady. Lecz jeśli masz tylko ochotę posłuchać mnie w tej gestii nie starczyłoby ci dnia, aby usłyszeć wszystko, a w rzeczywistości niewiele wyciągnęłabyś ze mnie. To ściśle tajna wiedza i jedynie mój uczeń, jeśli znajdzie się kiedyś godny tej posady, będzie mógł ją zgłębiać. – Wyraz jej twarzy zdradzał przebiegłość i potwierdzał szczerość powiedzianych przed chwilą słów. Nawet łamana kołem czy poddawana innym torturom, Evelyn nie zdradziłaby nikomu swojej wiedzy. Zgrabnie ujęła ciasteczko, umoczyła je w słodkiej konfiturze i włożyła do ust. Przy tym uważnie obserwowała swoją rozmówczynię oczekując reakcji na swoją wypowiedź. Evelyn miała świadomość mocy słowa tkwiącej w tonie, tembrze głosu i prędkości wypowiadanych słów. Własne zdania budowała zawsze lekko bez przesady z emocjonalnością, zaś mówiła je w zwykłym tempie, wyraźnie i takim lekkim tonem, aby odbiorca miał świadomość, że wszystko rozumie. Teraz zaś patrzyła prosto w oczy Arcymistrzyni z pewnością siebie, na jaką nigdy wcześniej nie pokusiłaby się nawet. Podniosła do ust filiżankę i zamoczyła usta w herbacie, odważając się na lekki, tajemniczy i może tylko trochę wyzywający uśmiech. |
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Apteka Sob Mar 18, 2017 11:01 pm | |
| Arcymistrzyni bardzo szanowała osoby, które uparcie dążą do swojego celu i poświęcają swoim marzeniom cały wysiłek, by na końcu drogi udało się osiągnąć to czego pragnęła osoba. Wielu arystokratów polegało jedynie na tym, że odziedziczyli fortunę po swoich przodkach i jedyne co z nią robili, to trwonili przez cały czas. Dlatego wielkie rody upadały jeden po drugim, gdyż w końcu kapitał jaki posiadali kończył się. Rzadko kiedy ktoś z nich martwił się o przyszłość i inwestował, zaś Evelyn była ostatnią z Hendersonów. Najpewniej zdawała sobie sprawę, że prędzej czy później będzie musiała dopuścić do swego łona mężczyznę, by przedłużyć swój ród. Znając jej podejście Adrastia wątpiła, by tamta szukała partnera, który byłby przecież obciążeniem dla jej pracy naukowej. Oczywiście zakładając, że wedle pewnej zasady nie trafi na równie pokręconego naukowca jak ona. Kto wie? Może w laboratoriach miała jakiegoś swojego cichego adoratora, z którym dogadywała się jednak nie widziała jego uczucia? To musiałaby być najgorętsza plotka w Inkwizycji, gdyby faktycznie taki związek kwitł w łonie, z którego wychodzą Psy Gończe oraz inne mutanty. Czerwonowłosa nie należała do klasy niższej, ani arystokracji. Szczerze to mogła być teraz bogatsza niż niejeden magnat i mieć znacznie więcej wpływów, które byłaby w stanie wyprzeć w dowolnym momencie. Jeśli tylko by zechciała rzecz jasna, gdyż jak wiadomo wiele państw ściśle współpracowało z Inkwizycją, by pozbyć się wspólnego wroga – Koszmarów. Do tej pory inkwizytorka nie spotkała się jeszcze ze stworzeniem, które nie byłoby wrogo nastawione do gatunku ludzkiego. Były jak żarłoczne zwierzęta, które tylko czekały na ludzką nieuwagę, by w jednej chwili zakończyć ich żywot. Nie zdarzyło się po prostu spotkać Koszmara, który nie działał w oparciu o instynkty i chciał rozmawiać, a mało tego zależało mu na gatunku ludzkim, bo niby czemu miałoby? Ludzie niespecjalnie troszczyli się o los trzody przeznaczonej na rzeź, a trzoda niespecjalnie o los rasy ludzkiej. Czerwonowłosa zawsze lubiła tutaj przychodzić. Pełno tu było ziół oraz lekarstw, a zapach jaki roztaczał cały sklep był dosyć specyficzny. Przywodził jej na myśl Indie, w których niegdyś się zatrzymała oraz może troszkę domostwo mongolskiego lekarza. Chociaż lepszym określeniem byłoby nazwanie go szamanem, gdyż pasterze reniferów mieli swoje własne, stare metody jakimi leczono ludzi. Był to również lud, który cenił sobie tradycję i nie chciał się jej pozbyć. Było to widoczne nawet w budownictwie tych prostych namiotów, gdzie pal miał symbolizować centrum wszechświata. Tam wszystko miało znaczenie, nawet sposób chodzenia i przemieszczania się obozu. Trzeba było zawsze iść ze Słońcem, a nie pod. Tak samo pod określonym kątem musiał być rozstawiony namiot, by nie zaburzyć naturalnego porządku kosmosu. Europejczycy drwili z tego, jednak Adrastia jakoś nie mogła. Wiedziała, że to jest bujda znacznie lepsza niż człowiek, który chodził po wodzie lub przemienił wodę w wino. Chociaż… z drugiej strony zastanawiała się czy jest to możliwe, by Chrystus po prostu był czarownikiem i mógł czynić cuda właśnie dzięki magii? A co jeśli czarownice i Koszmary istniały od zawsze, tylko nikt wcześniej ich nie odkrył? Takiej wiedzy nie posiadała, jedynie mogła spekulować nad możliwościami. Z drugiej strony uważała, że taka zdolność przemiany wody w alkohol na pewno by się jej przydała. Już nigdy nie zobaczyliby jej trzeźwej! Czemu jednak przywitała się w dosyć prosty sposób z Evelyn? Chciała ją stopniowo przyzwyczajać do czasów, w których jej pochodzenie przestanie mieć znaczenie. Klasa średnia bogaciła się, a szlachta ubożała. Adrastia przewidywała, że niebawem magnaci przestaną być istotni, gdyż większość ziem oraz obrotu gotówki będzie w rękach klasy średniej, a cóż innego decydowało o świecie jak nie pieniądz? Inkwizytorka nie czuła się nawet w żaden sposób gorsza od kobiety, mało tego czuła się z nią równa. W końcu były tylko ludźmi i w oczach losu są takimi samymi pionkami jak każdy inny człowiek. Poza tym arcymistrzyni nie lubiła ubierać się formalnie z dwóch powodów. Po pierwsze ta peleryna była niepraktyczna, a po drugie ludzie zachowywali się wobec niej inaczej. Oczywiście ci bystrzejsi rozpoznawali nawet bez tych atrybutów kim ona jest, jednak pozostawał znaczny procent, który tego nie wiedział. Z takimi szło porozmawiać, napić się, bawić, a nawet pociągnąć za język w pewnych sprawach. Zresztą nawet Eve miała swoją aptekę mimo, że nie musiałaby pracować. W końcu Inkwizycja musiała jakoś opłacać pracujących w niej ludzi. Były jak dwie strony tej samej monety. Arcymistrzyni, której gorący temperament oraz lekkoduszna osobowość potrafił przeciwdziałać większości problemów oraz Mistrzyni Balsamistów, która cechowała się opanowaniem i chłodem. Wzajemnie obie kobiety się uzupełniały na różnych płaszczyznach, zwłaszcza że każda z nich miała jeszcze swoje dodatkowe atrybuty. Mistrzyni Balsamistów mogła tego nie wiedzieć, ale Arcymistrzyni dbała o każdego inkwizytora. Dla niej każdy z nich się liczył i nie pozwoliłaby na bezsensowną śmierć. Jeszcze nie zdarzyło się zresztą, by ktoś sprowokował Adrastię do ujawnienia swej mroczniejszej strony i lepiej żeby tak zostało. Czerwonowłosa odwzajemniła uśmiech Mistrzyni, której sprawiła teraz chyba sporo przyjemności. Co do wzroku to z początku nie zauważyła, że Eve wpatrywała się w jej biust z bardzo prostej przyczyny – Arcymistrzyni sama przyglądała się szyi kobiety oraz jej aksamitnie gładkiej skórze, która najwyraźniej nie miała żadnych skaz. Była jak porcelanowa lalka, która została wykonana pieczołowicie przez najlepszego z najlepszych rzemieślników. Adrastia wiedziała, że to niemożliwe i dlatego mogła tylko snuć fantazje o młodej Henderson, którą zaprosiłaby do sypialni na małą lekcję anatomii. Zbadałaby niemalże każdy kawałeczek jej ciała, by upewnić się czy ten rzemieślnik naprawdę stworzył nieskazitelne arcydzieło. Dopiero potem doszło do kontaktu wzrokowego. Uśmiechnęła się pokrzepiającą do służącej, która najwyraźniej miała dzisiaj gorszy dzień. Oczywiście od razu do nozdrzy kobiety doszedł zapach herbaty, która kusiła bardzo mocno. Nawet jeśli nie miała w sobie ani grama alkoholu, to sam jej zapach był na tyle zachęcający, że Adrastia nie będzie bezcześcić napoju. Oczywiście herbatka z rumem zawsze jest dobra, zwłaszcza na chłodne, zimowe wieczory kiedy trzeba się rozgrzać. - Wiedziałam, że będziesz zadowolona, w końcu zdaję sobie jak ważne to dla Ciebie było. Dorzuciłam coś ekstra, by zamówienie dotarło na czas – puściła jej oczko inkwizytorka. By się upewnić, że wszystko dojdzie na czas specjalnie zapłaciła ekstra. Wiadomo, że troszkę na tym traciła ale zyskiwała przychylność swojej partnerki w interesach. To była długotrwała inwestycja i dla stałych klientów czasami trzeba było stracić, by zyskać. Wracając jednak do Betty. Arcymistrzyni powitała ją uniesieniem dłoni i pomachaniem, a jej reakcje w postaci dukania i jąkania się były naprawdę zabawne. Na swój sposób była taką pierdołą życiową, a Eve miała dobre serce i trzymała ją przy sobie. To było bardzo urocze ze strony Mistrzyni Balsamistów, ale kto wie czy po prostu nie potrzebowała królika doświadczalnego? - Dzięki – powiedziała i zasiadła na przysuniętym krześle. Spojrzała na imbryczek i przybliżyła nieco twarz, by zaciągnąć się zapachem. Westchnęła cicho i przymknęła oczy. Evelyn mogła wiedzieć, że Arcymistrzyni miała bardzo czułe powonienie – Zgadzam się, pachnie znakomicie. Miałam okazję taką pić w Chinach i bardzo mi smakowała. To Pu-Erh zgadza się? Sprowadzana z Junnan najpewniej – podzieliła się z Mistrzynią odrobiną swojej wiedzy na temat Chin, przez które miała okazję przejeżdżać. Była to wiedza bardziej empiryczna niż jako tako wyczytana z książek, zresztą takie rzeczy były dla Arcymistrzyni ważniejsze niż jakieś tam teorie, które ktoś sobie napisze w książce i nie podeprze niczym. Inkwizytorka ujęła filiżankę w dłonie i upiła nieco herbaty delektując się jej smakiem. Spojrzała na Eve i odpowiedziała na jej pytanie bardzo luźnym i zrelaksowanym głosem. - Hmm więc powiadasz, że ploteczki z Angli? Cóż niedawno spaliliśmy wiedźmę, która napsuła nam troszkę krwi. Spopieliła paru inkwizytorów, jednak ostatecznie ją dorwaliśmy, a trofeum po niej mam na głowie – wskazała palcem na kapelusz, po czym chwilę później powiesiła go na oparciu krzesła. Zrobiła niewinną minkę udając taką typową mieszczkę, której zależało jedynie na modzie – Nie sądzisz, że mi w nim do twarzy? – po czym po chwili roześmiała się i kontynuowała temat – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak się skubane wycwaniły. Otóż tamta wiedźma była arystokratką i właśnie przez wpływy było ciężko ją namierzyć. Dopiero potem dostaliśmy cynk od kogoś, chyba od jakiejś bardzo zawistnej czarownicy i jej zacieranie śladów wreszcie się skończyło. Szybkie przygotowania, wyburzenie kilku budynków, by ograniczyć ogień i akcja zakończona sukcesem. Wiesz wychodzi na to, że nawet w tym zdegenerowanym grajdołku jakim są czarownice również panuje wewnętrzna niechęć do własnego gatunku. Z tego co wyciągnęliśmy z niej na przesłuchaniu to sama również paliła czarownice, aczkolwiek dla czystej przyjemności – opowiedziała anegdotkę, którą znała z własnych wspomnień. Wiedza, którą miała po założeniu kapelusza pozwalała opowiadać o takich rzeczach, a nawet znać pismo wiedźm i kilka nazwisk, które warto było sprawdzić. Nie minęło dużo czasu nim stosy w Wishtown zapłonęły, a sporo czarownic zostało ujętych – Któż by pomyślał, że w takim pięknym jabłuszku może się czaić taki robal. Nie sądzisz, że to smutne Evelyn? – zadała pytanie retoryczne, aczkolwiek niczego nie sugerowała. Nie było tutaj ukrytej żadnej aluzji, a po prostu chciała jakoś zająć Mistrzyni czas. - Wiesz mamy cały dzień, noc, a służącą można wysłać po wino oraz herbatę. Mam czas – odpowiedziała kobiecie uśmiechając się kącikiem ust. Fascynowała ją medycyna naturalna oraz trucizny. Sama znała się na trucicielstwie jak również zdawała sobie sprawę, że w odpowiednich dawkach nawet lekarstwo może zabić. - Bylebym nie musiała ślęczeć nad papierkową robotą - dodała w myślach Arcymistrzyni. Oczywiście szczerze zaśmiała się, gdy Evelyn powiedziała, że nigdy nie wyda swoich sekretów. Każdy miał swoją granicę bólu i nie wytyczało się jej jedynie poprzez to ile batów może znieść, a tym jak wytrzymała będzie psychika. Arcymistrzyni uważała, że nie ma człowieka, którego nie da się złamać. Każdy miał jakiś słaby punkt, aczkolwiek z Mistrzynią może być ciężko. Nie miała rodziny, ani też osoby bliskiej. Jedyne co pozostałoby to jej ewentualny uczeń. - Oj Evuś, Evuś, nie ufasz mi? – zrobiła udawaną zawiedzioną minkę, a potem uśmiechnęła się perliście do niej i zapytała konspiracyjnym tonem mając wewnętrznie całkiem niezły ubaw z tej konwersacji – No powiedz, masz na oku już jakiegoś „ucznia” – odstawiła filiżankę i specjalnie zrobiła palcami cudzysłów. Miało to dwuznaczny kontekst, zresztą to nie wina czerwonowłosej, że w taki a nie inny sposób arystokratka się wypowiedziała – Z Ciebie może bym nic nie wyciągnęła, ale gdyby zaszła potrzeba to próbowałabym z ucznia. Na szczęście wiem, że jesteś oddana Inkwizycji i nie opłacałoby Ci się nas w żaden sposób zdradzić lub działać na naszą szkodę. Dlatego właśnie tak bardzo sobie cenię naszą znajomość, gdyż masz zasady i się ich trzymasz albowiem nie ma nic gorszego jak człowiek, który jest sprzeczny z własnymi zasadami – tym razem Adrastia podłączyła się do ciasteczek, które umoczyła w konfiturze. Cała jej wypowiedź nie była nacechowana tonem, który sugerowałby jakikolwiek rodzaj presji na Mistrzynię. Wiedziała, że pewnych rzeczy lepiej nie przekazywać dalej i im mniej osób wie, tym tajemnica ma mniejsza szansę wycieknąć na zewnątrz. Trzeba się tego trzymać zwłaszcza jeśli sekrety Eve mogłyby zaszkodzić całej organizacji. Przełożona oczywiście przez całą konwersację patrzyła kobiecie w oczy i uśmiechała się swoim szelmowskim uśmiechem, a na koniec dodała – Wiesz nie zawsze muszę łamać kogoś kołem, by złamać jego wolę. Czasami wystarczy rozmowa, a muszę przyznać że mam momenty, w których brakuje mi pracy jako kat – odpowiedziała i upiła jeszcze jeden łyczek z filiżanki, by potem dolać sobie herbaty. Grzecznościowo jednak najpierw zaproponowała rozmówczyni dolewkę, a potem nalała sobie. Z pudełka wyciągnęła podłużne, zdobione czerwoną tkaniną ze smokami wyszywanymi złotymi nićmi pudełeczko. Puknęła lekko w bok i wysunęły się igły. Dosyć długie, które wykorzystywane są w akupunkturze. - Nie wiem czy znasz tą sztuczkę, ale jest pewien punkt, w który można wbić igłę by przestał boleć wzrok. Myślę, że może Ci się przydać w pracy, gdyż dużo pracujesz wzrokiem moja droga – wstała z krzesła i z jedną igłą podeszła bliżej Mistrzyni. Wyciągnęła w jej stronę rękę prosząc o prawą dłoń, a następnie wbiła igłę w miękką tkankę między kciukiem, a palcem wskazującym. Na kilka milimetrów z niemal chirurgiczną precyzją – Po jakiś 2 minutach powinnaś wtedy przestać odczuwać dyskomfort, jednak jeśli nie masz igieł pod ręką to wystarczy zacisnąć palcami dokładnie to miejsce. Ciekawe, że za wzrok odpowiedzialny jest punkt na ręce nieprawdaż? – wyszczerzyła się Adrastia i wróciła na swoje miejsce. Oczywiście Eve mogła sobie wyciągnąć igłę, a krew nie poleci z tego miejsca. Nie była wbita tak głęboko by coś uszkodzić. |
| | | Evelyn Mistrzyni Balsamistów
Liczba postów : 9 Join date : 04/03/2017
| Temat: Re: Apteka Wto Mar 21, 2017 1:28 pm | |
| Z lekkością, niemal bezdźwięcznie odstawiła filiżankę na spodek rodowej porcelany. Była to jedna z niewielu pamiątek, które pozwoliła sobie zatrzymać po sławnym i bogatym rodzie, do którego należała. Obecnie trudno byłoby znaleźć podobną – o zasrebrzonych krawędziach i wyblakłych drobnych malunkach na bokach przedstawiających kępy polnych roślin. Teraz w modzie był przepych, którego Evelyn szczerze nienawidziła. – I tutaj nie masz racji. Wiedziałaś, że na zboczach Himalajów w Klejnocie Korony Imperium, przesławnych Indiach również hoduje się herbatę? Śmiem twierdzić, że junnanska nie dorównuje smakiem tej indyjskiej. Czuć w niej determinację przeżycia w cieniu strzelistych skał, nie sądzisz? – Z jakiegoś powodu jej spojrzenie spoważniało na ułamek sekundy. Kontynuowała już ciszej i jej słowa pozbawione były już tej lekkości, lecz jedynie wytrawny słuchacz mógł zauważyć tę delikatną zmianę. – Ludzie, których spotkałam w Indiach wysyłają mi owoce swojej pracy przez mego kuzyna, zarządcę północnowschodniej prowincji indyjskiej. Herbata, którą pijesz, nie jest wiele starsza niż rok. Oparła policzek na dłoni i bez pośpiechu maczała kolejne kruche ciasteczko w konfiturze, aż nie nabrało od niej różowawej barwy. Bez większego zaangażowania słuchała opowiadania o czarownicy, jednak nie dała poznać po sobie oznak nudy. Kiwała głową i uśmiechała się lekko spoglądając na Arcymistrzynię w momentach, w których należało to robić. Nietrudno wyuczyć się takich odruchów w wysokich arystokratycznych rodach, w których umiejętność biernego słuchania była wymagana na każdym bankiecie i pomniejszym spotkaniu, na którym poruszano wiele niewielu poruszających tematów. Tak samo teraz monolog o okrutnej czarownicy. Gatunek ten, jako wytwór mutacji i choroby, która naznaczyła również Evelyn, odrażał ją, ale nie bardziej niż zwykli żebracy czy prostytutki, których to widziała często na co dzień. – Och tak, rzeczywiście leży dobrze na tobie, śmiem sądzić, że z pewnością lepiej niż na owej czarownicy! – Spojrzała na kapelusz i uśmiechnęła się miło lekko skinąwszy głową na znak aprobaty. Przestała w końcu bawić się ciastkiem i włożyła je sobie do ust. Słodycz rozlała się po jej języku. Bez pośpiechu uniosła filiżankę do ust i upiła trochę powoli stygnącego naparu. Oczywiście czarownice należało likwidować, jeśli pozwalały sobie na zbyt wiele oraz Evelyn postawiona przed obowiązkiem zabicia jakiejś zrobiłaby to, jednak bez większego przekonania. Uważała, że Inkwizycja przywiązuje zbyt dużą wagę do ścigania czarownic. Ale dlaczego? Odpowiedź jest oczywista. Ponieważ czarownice mają swój rzeczywisty kształt i funkcjonują tak samo, jak normalni ludzie, więc są łatwiejsze do schwytania i pokonania. Co innego Koszmary… – Myślała tak patrząc na pochłoniętą opowieścią Arcymistrzynię. – Oczywiście, gdyby wszyscy Inkwizytorzy byli tacy, jak my dwie, problemy nie pojawiałyby się tak często. Ale nic nie jest idealne. Nawet ta przesławna Inkwizycja, za którą Hendersonowie oddali życie. Tak, czarownice były gatunkiem godnym pogardy, ale czy również unicestwienia? Robak w jabłku… Nie, nie sądziła. „Jabłko”, jakim były wszystkie czarownice jako rodzaj, nigdy nie było piękne. Zgniło przez mutację, złe moce, Koszmary i wykluczenia. Ono od samych narodzin było pełne zbrodni i występku. To nie jabłko z robakiem w środku. Tam są same robaki krążące po sobie wokół przegnitego rdzenia tworząc kształt owocu. Odpowiedziała w myślach, jednak ust nawet nie rozchyliła. W zamian uśmiechnęła się i przytaknęła patrząc głęboko w oczy kobiety. Adriastrio, myślę, że nie wierzysz w to, co mówisz. Nie jesteś taka głupia i ja taka nie jestem. W jakim celu karmisz mnie czymś takim? Oj, Evuś, Evuś, nie ufasz mi? – mimo beztroskiego tonu Arcymistrzyni, na to pytanie również nie odpowiedziała. Zaufanie było czymś, czym jeszcze Evelyn nie obdarzyła nikogo i nie zamierzała zmieniać tego podejścia. Uśmiechnęła się lekko i kontynuowała lżejszą część tego tematu trzymając w dłoni filiżankę z herbatą. – Jak na razie uczeń więcej przeszkadzałby mi, niż pomagał. Zresztą chyba nie powstała jeszcze odpowiednia płeć dla mego ucznia. Kobiety zbyt dużo mówią i są niecierpliwe, a mężczyźni wciąż myślą, że mogą mną rządzić. – Roześmiała się. Doskonale zrozumiała drugie znaczenie słów Inkwizytorki i jej porcelanowe policzki przybrały różowawe odcienie. – Och tak, masz stuprocentową rację! Nie ma nic gorszego niż człowiek sprzeczny ze swymi zasadami. – Mile połechtały ją słowa Arcymistrzyni, więc uśmiechnęła się mile. – Ależ jaki w tym problem? Zabrakło czarownic, które można przesłuchiwać i torturować? – Zaśmiała się krótko i spuściła wzrok na prawie pustą filiżankę. Gdy Arcymistrzyni zaproponowała dolanie herbaty, Evelyn skinęła głową ochoczo i po chwili obie cieszyły się drugą porcją aromatycznego naparu. Pudełko wyciągnięte przez Adriastrię zafascynowało Mistrzynię. Zdobienia były chińskie, co do tego nie miała żadnych wątpliwości, złoty smok wyszywany tak charakterystycznie musiał zostać wykonany przez kogoś z kraju Żółtej Rzeki. Na widok igieł drgnęła lekko, ale wyciągnęła głowę dalej bardzo ciekawa. Tak, teraz przypominała sobie, cóż to za sztuczka! Leczenie tym sposobem nazywano akupunkturą i było niezwykle popularne w Chinach. Z lekkim wahaniem wyciągnęła prawą dłoń i pozwoliła ująć ją Arcymistrzyni. Jej skóra była inna, twardsza niż się spodziewała i do jakiej przywykła. Co prawda obawiała się trochę igły zbliżającej się do jej skóry, gdyż nie miała żadnej pewności, że Adriastria posiada w akupunkturze taką biegłość w rzeczywistości, jaką najwyraźniej twierdzi. Ukłucie jednak było lekkie i nawet nie miała czasu zastanowić się dłużej nad nim. I nagle, choć oczy nie bolały jej wcale, poczuła, jak napięcie wokół nich odpuszcza. Było to uczucie tak dziwne i niespodziewane, że spojrzała szczerze zdziwiona na Arcymistrzynię. Kompletnie straciła rezon. – Tak, zabawne… Nauczyłaś się tego w Chinach, prawda? Czy może w Anglii jest to już powszechnie znana technika? – Delikatnie wyjęła igłę spodziewając się bólu, który jednak nie nastąpił. Również żadna najmniejsza kropla krwi nie wykwitła nawet na jej dłoni. Ujęła pudełko i przyglądała się ciekawie igłom działającym tak niespodziewane rzeczy. W duchu postanowiła pozgłębiać również tę wiedzę. – Niesamowita technika. Szybka i tania. |
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Apteka Sro Mar 22, 2017 4:36 am | |
| Porcelana, w której posiadaniu była Evelyn należała do tych naprawdę drogich i zarazem ładnych. Widać, że wykonywano ją ręcznie, a nie jest typową masówką, którą kupcy sprowadzają dla bogatych arystokratów po naprawdę nieadekwatnych do jakości cenach. No ale ważne, że było spoza granic Anglii czyż nie? Polne rośliny, które były wymalowane na filiżankach idealnie pasowały do obecnej właścicielki porcelany. Chociaż w okresie kiedy stworzono ten zestaw, to mógł być po prostu bardzo popularny wzór. Teraz wszystko miało nadmiar dodatków, a farba czasami odłaziła od filiżanek, a nawet momentami mogła stanowić jedną czwartą wagi przedmiotu. Adrastia z doświadczenia jako kupiec potrafiła w dłoniach wywarzyć dany przedmiot. Potrafiła niemal ze 100% dokładnością powiedzieć, ile dokładnie warzy dany woreczek i nawet nie pomylić się tak bardzo w zestawieniu z wagą kupiecką. Trzeba było przyznać, że Mistrzyni Balsamistów pozytywnie zaskoczyła inkwizytorkę, która kiwnęła z uznaniem głową. Wiedziała, że Henderson była w Indiach i faktycznie mogła to powiązać z tym faktem, jednak musiała przecież też odwiedzić Chiny! Niemniej musiała przyznać rację, że ta herbata smakowała ździebko inaczej. Na pierwszy rzut nie było tego czuć, jednak po drugim i trzecim łyku odczuwała pewną różnicę w smaku. - Zgadza się. W końcu najlepsze rzeczy są ukryte przed wzrokiem człowieka – tak samo najgroźniejsze trucizny były w roślinach lub zwierzętach, które ukrywały się przed wzrokiem ludzkim lub potencjalnych drapieżników. Część roślin nawet wyglądała niemalże tak samo, a dla kogoś bez wprawnego oka taka pomyłka mogła okazać się jego ostatnią. Było to trochę jak granie w rosyjską ruletkę z rewolwerem, który jest naładowany 5 pociskami. Trzeba mieć naprawdę dużo szczęścia w takim wypadku. - Wygląda na to, że Hendersonowie będą mogli zarobić jeszcze na herbacie. Akurat ostatnio zauważyłam, że kończą nam się zapasy w magazynie, więc moja droga muszę powiedzieć iż spadłaś mi z nieba w tej kwestii – odpowiedziała inkwizytorka wietrząc w tym świetną okazję do sprzedawania orientalnej herbaty po zawyżonych cenach. W końcu kto mógłby z nią konkurować? Niewiele osób zwłaszcza, że większość towarów wpływających do Wishtown było wwożone na wozach spółki Stronheim, która dbała o to, by klienci dostali to czego pragną. Zaopatrywała sklepy w tkaniny oraz inne luksusowe dobra, a Evelyn przypadły paczki z ziołami i medykamentami, których pragnęła. Czerwonowłosa delektowała się smakiem herbaty oraz ciasteczek, które były świeżo upieczone, a konfitura wykonana ze świeżych owoców. Nie miała zbyt dużo cukru, ani też za mało. Proporcje były idealne, by zadowolić podniebienie inkwizytorki już o samym zapachu tego wszystkiego nie wspominając. - Myślałam o tym, by poza płaszczami dorzucić do standardowego ubioru inkwizytorów czarne kapelusze z szerokim rondem oraz niezbyt wysokim cylindrem. Są bardzo praktyczne i chronią przed deszczem oraz innymi warunkami znacznie lepiej niż kaptur. Na cylindrze rzecz jasna wyszyte byłoby logo, bo wiesz zawsze w tłumie można pomylić inkwizytora z żebrakiem jeśli ten ma na sobie po prostu czarny płaszcz. Wygląd musi budzić respekt jak również zwracać na siebie uwagę maluczkich ludzi – przedstawiła Adrastia swój pomysł Balsamistce. Chwilowo ubiór inkwizytora to był po prostu płaszcz oraz jakieś własne dodatki, jednak Arcymistrzyni planowała to ujednolicić. Wiadomo, że tak wyglądałby inkwizytor w oficjalnym umundurowaniu, którego nie musiałby nosić w trakcie śledztwa, a podczas pojmania wiedźmy. Zresztą kapelusz ma masę zastosowań podczas walki, jeśli tylko przemyśli się dokładnie swoje posunięcia. Można go chociażby wykorzystać jako przynętę lub coś co może odwrócić uwagę przeciwnika od nadciągającego ataku. Nie mówiąc już o tym, że kapelusz to idealne miejsce, by trzymać coś na czarną godzinę. Zakup takich uniformów na pewno nie będzie tani, a Glamred nie kupi byle badziewia, które będzie słabo wyglądało. Zleci wykonanie tego odpowiedniej spółce krawieckiej, z którą podpisze umowę na dostarczanie takich uniformów do każdego oddziału Inkwizycji w Europie. Czuła to głębokie spojrzenie Mistrzyni Balsamistów i odpowiedziała na nie jedynie tajemniczym uśmiechem. Nie zarzucała jej w tym momencie absolutnie niczego i zdawała sobie sprawę, że jeśli tamta nie ma nic do ukrycia to jest bezpieczna. Zresztą głupio by było redukować swoją kadrę i zarzynać kurę, która znosi złote jaja. Trzeba było to robić z głową, a co do samych czarownic to Adrastia chciała rozwiązać ich problem jak najszybciej. Wiedziała, że każdy dzień zwłoki to kolejne Koszmary, które przychodzą na świat. Im więcej było czarownic, tym więcej tych paskud postawało i ludzkość była w coraz to większym zagrożeniu. Nawet jeśli wiedźma nie miała złych zamiarów to jednak z jej wypaczonego umysłu podczas snu powstawał potwór. Inkwizytorka za to w pełni ufała swoim podwładnym, gdyż jak na razie żadne z nich nie wykazywało niczego podejrzanego. Zresztą jej praca opierała się na budowaniu zaufania wśród pracowników, a jeśli Evelyn tego nie odczuwała to lepiej by czerwonowłosa się nie dowiedziała, że zawaliła zadanie. - Zatem stwórz pół na pół, w końcu jeśli da się stworzyć człeko-koto-jelenia lub innego rodzaju Psa Gończego to tym bardziej hermafrodytę – zaśmiała się inkwizytorka. Zaprawdę nie chciałaby dożyć czasów, gdy nie będzie wiadomo jakiej płci jest rozmówca, a sam siebie nie będzie określał ani jako kobieta, ani mężczyzna. Jak zatem powinna podchodzić do takich osób? Właśnie z powodu tej niewiedzy i nieprzygotowania nie chciała dożyć tych czasów – Ale wiesz… - zakręciła na palcu swoje czerwone włoski i uśmiechnęła się zadziornie – czasami kobiety też lubią dominować. Zresztą spójrz po sobie, masz pod komendą wielu Balsamistów i każdy z nich musi się Ciebie słuchać. Przyznaj, że sprawia Ci to chociaż trochę satysfakcji Evuś i, że lubisz być dominantą – ponownie planowała się z nią podroczyć. inkwizytorka z błyskiem w oku obserwowała różowe policzki swojej rozmówczyni, jednak z uśmiechu na twarzy widać było, że to tylko taki przyjacielski żart i nic poważnego. Evuś wyglądała teraz niemalże jak taka lalka z nieco zdrowszymi kolorkami w okolicach twarzy. Nic tylko wziąć do domu i ustawić w gablotce. - Kiedyś może zabraknąć i co wtedy poczniemy? Wylądujemy wszyscy na bruku i trzeba będzie torturować w imię innych pobudek lub wymyślić coś by nie wypaść z interesu! – zaśmiała się inkwizytorka. W sumie nie zastanawiała się co będzie potem jak już dadzą radę wybić wszystkie Koszmary oraz Wiedźmy. Nie wybiegała tak daleko myślami w przyszłość, gdyż nawet nie wiedziała czy będzie to realne. Najpierw musieliby poznać źródło powstawania czarownic, a potem skutecznie je zlikwidować by przestały się rozmnażać. Arcymistrzyni twardość swojej skóry oraz mięśnie zawdzięczała wieloletnim ćwiczeniom, które przygotowały ją idealnie do pracy na obecnym stanowisku. Jej dłonie mogły się wydawać szorstkie, a paznokcie miała schludnie przycięte. Nie mogła sobie pozwolić na zapuszczanie, gdyż podczas walki paznokieć mógł się złamać i sprawić sporo dyskomfortu, a poza tym… jaki sens było je zapuszczać jeśli nie można było udekorować we Wschodnim stylu? Adrastia jednak delikatnie ujęła aksamitną dłoń Mistrzyni i precyzyjnie wbiła igłę. Na pytanie odpowiedziała twierdzącym kiwnięciem głowy i uśmiechnęła się na pochwałę ze strony Balsamistki, którą najwyraźniej zaskoczyła. W międzyczasie zaczęła się bawić kapeluszem w ramach odruchu bezwarunkowego, a jednocześnie kontynuowała rozmowę. - Akupunkturę wykorzystywano również w Mongolii jednak głównie uczy się tego w Chinach. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak trudno było przekonać Chińskiego lekarza by mnie tego nauczył – było ciężko, gdyż cenę zaśpiewał dosyć wysoką. Miała to być seria przysług, które Adrastia miała wykonać i dopiero wtedy, gdy dowiodła swojej wartości to lekarz postanowił ją nauczyć – Można tym wyleczyć niemalzę każdą chorobę jeśli kuracja zostanie odpowiednio wcześnie zastosowana. Z tego co mówił wynikało, że jest to baaaardzo stara metoda, a według Chińczyków w ciele mamy energię witalną. Nazywają ją Qi – tutaj czerwonowłosa wypowiedziała to w należyty sposób, czyli „czi” – są w nasyzm ciele kanały energetyczne zwane meridianami, które mogą się zablokować w skutek urazu, infekcji lub stresu. Meridiany mają również wpływ na narządy, które są z nimi związane jednak by leczenie było skuteczne igły trzeba wbijać na odpowiednią głębokość – kontynuowała inkwizytorka i skonsumowała kolejne ciastko. Przełknęła i popiła herbatą, by mówić dalej. - Wymaga to absolutnej precyzji, gdyż wbicie igły o jeden milimetr za głęboko może przerwać kanał, uszkodzić mięsień, a nawet w wypadku tych wbijanych w okolice rdzenia kręgowego, doprowadzić do trwałego paraliżu ciała lub nawet śmierci – pouczyła Mistrzynię czerwonowłosa – Mogę Ci pokazać, gdzie są wszystkie takie punkty oraz nauczyć Cię jak należy prawidłowo wbijać igły. Potrzebny będzie nam tylko ochotnik lub jeśli chcesz to część rzeczy mogę pokazać na Tobie. Oczywiście jeśli tylko chcesz – powiedziała uśmiechając się do Henderson i złapała kolejne ciasteczko.
|
| | | Evelyn Mistrzyni Balsamistów
Liczba postów : 9 Join date : 04/03/2017
| Temat: Re: Apteka Pon Mar 27, 2017 6:07 pm | |
| Evelyn była pod wielkim wrażeniem wiedzy, jaką dysponowała i podróży, jakie odbyła jej przełożona. Z niemałą trudnością pozbyła się z twarzy wyrazu zafascynowania dalekowschodnią medycyną i zastąpiła go uprzejmym zaciekawieniem, które w jej mniemaniu bardziej przystawało tak wysoko urodzonej szlachciance, jak ona. Jednak w głębi duszy zakłuło jak cierń uczucie zazdrości. Widziała przed sobą kobietę uśmiechniętą, dumną, utytułowaną, doświadczoną na pewnie wielu lądach i wodach, a przy tym bajecznie bogatą; i to wszystko pomimo jej niskiego pochodzenia. Wyobrażała ją sobie w odległych Chinach, chłonącą wiedzę, kulturę i krajobrazy dookoła siebie niczym oceaniczna gąbka wodę. Zazdrościła jej uznania chińskiego mędrca znającego tajniki akupunktury oraz jej historię. Jednak możliwie tylko przez ułamek sekundy wszystkie te uczucia widoczne były głęboko w błękicie jej oczu. Arystokracja może sobie pozwolić na szczerość wyłącznie wobec samych siebie, z tego powodu jej przedstawiciele wykorzystują momenty, ułamki sekund, aby ukazywać prawdziwe uczucia wobec rozmówcy. Zdarzają się w tej sztuce tak wykwintni artyści, których zamian emocji nawet inny szlachcic nie jest w stanie uchwycić między jednym uśmiechem a drugim. I takim właśnie artystą jest również Evelyn. – Och, byłoby to zbytnią uprzejmością z Twojej strony, Arcymistrzyni – po chwili milczenia Evelyn odpowiedziała na zadaną propozycję nie patrząc się na rozmówczynię, a śledząc wirujące w filiżance drobne kawałki liści herbaty. Ton był lekki, lecz nie przejawiał poprzedniego zainteresowania czy fascynacji. Działała jakby przeciw sobie i dla kogokolwiek mogącego usłyszeć jej myśli, absurdalnie, jednak był w tym dyktowany przez poczucie własnej wartości i nieodłączną żadnemu arystokracie starego pokolenia dumę. Evelyn podniosła do ust filiżankę dalej spoglądając w dół, upiła trochę herbaty i odstawiwszy ją na spodek powróciła do tematów wcześniejszych: – Ależ, jak to być może! Wybacz mi, jednak dopiero po spojrzeniu na zawartość filiżanki przypomniał mi się twój pomysł o herbacie. Podejrzewam, że nie będzie problemu ze sprowadzaniem jej z okręgu mego kuzyna, z Indii. Ludzie tam lubili mnie. – Uśmiechnęła się melancholijnie. – Z chęcią zrobią coś za moim poleceniem nawet nie dostając nic w zamian. Jeszcze dziś wystosuję list do mego kuzyna, Johnatan powinien ucieszyć się. Od przyjazdu nic nie dałam od siebie znaku życia! – Roześmiała się lekko, lecz krótko, odzyskawszy już kompletnie swoją szlachecką sztywność. Spojrzała wymownie na pudełko z medykamentami i ziołami przyniesione przez Arcymistrzynię. W końcu robienie interesów nie polega na rozdawaniu prezentów, prawda? Myślę, że w mojej gestii nawet nie jest uczenie cię tego fachu… Lecz spokojnie, jeślibyś nie potrzebowała herbaty z Indii, odpłaciłabym ci się w inny sposób za szczodrość. Hendersonowie nie lubią być nikomu nic winni. – Zakończyła wypowiedź lekko przytaczając rodową cechę i jednocześnie nieśmiertelne powiedzenie krążące wokół jej rodu od kiedy jej żyjący krewni pamiętali. Rzeczywiście, wiele krążyło swego czasu historii o uczciwości graniczącej z pedanterią przedstawicieli rodu Hendersonów. Niemal na każdym bankiecie czy wystawniejszej kolacji, któryś z zaproszonych gości wspominał dziadka, ojca, babkę czy matkę, którym to nigdy nie udało się podarować czegoś rodzinie Hendersonów, ponieważ zawsze otrzymywali podobny, jak nie identyczny podarunek. Niegdyś Evelyn siedząc przy takim stole i słuchając opowieści, była nastawiona bardzo sceptycznie. Osobiście uważała wtedy, że z pewnością większość jest co najmniej w połowie wyssana z palca. Jednak teraz przytoczywszy rodzinne powiedzonko, z nostalgią przypomniała sobie rodzinny stół, łamane pod stołem poprzez przyjacielskie kopnięcia konwenanse, perlisty śmiech kobiet i smak kawy sprowadzanej przez ojca z Afryki. Zanotowała w pamięci, aby któregoś razu wydać obiad dla dawnych przyjaciół i nowych znajomych z inkwizytorskiego łona. Chociaż niekoniecznie musi być to obiad… Bo gdzieżesz się on odbędzie? W starym dworze? A może lepiej będzie zaprosić ich na teatralną premierę… Tyle nie było mnie w Anglii, co teraz grane jest w teatrach? Niechętnie wynurzyła się z tych wspomnień i planów i podjęła poprzednio zaczęty przez Arcymistrzynię temat. – Tak, masz rację. Lubię być dominującą. Duma również jest naszą cechą rodową. Nie potrafię pozwolić komuś rządzić mną, jeśli jest mniej inteligentny ode mnie. Jednak nie sprawia mi tu satysfakcji, wiesz? Jak tak teraz pomyślę… – rzeczywiście zamyśliła się na chwilę. W myśli układała we właściwy sposób słowa tak, aby przestawiały dokładnie to, co chciała. – Uważam to za naturalne, iż mądrzejsi rządzą głupszymi. Jedynie prawdziwy głupiec nie uznałby żadnego zwierzchnictwa ponad sobą samym. Feudalizm w tym względzie wciąż ukazuje swą siłę, nie sądzisz? Evelyn mówiąc to siedziała obrócona lekko bokiem do swojej rozmówczyni, z głową uniesioną lekko a dłońmi na biurku. Jednak mimo zwrócenia się do Arcymistrzyni półprofilem, krótkimi zerknięciami śledziła jej reakcje. Właśnie tak jest z nami, prawda? Byłabym głupcem znając twoje umiejętności i wiedzę oraz nie uznając twojego prymatu nade mną. Chwilami właściwie jestem takim głupcem, lecz znajdź choć jedną osobę, któraby przyłapała mnie na gorącym uczynku. Myśli Evelyn naznaczone były lekką goryczą, pomimo wyrazu twarzy, który wciąż wyrażał grzeczne zainteresowanie zdaniem Adrastii. W chwili ciszy, która właśnie nastała, dał się usłyszeć nagły hałas za drzwiami zaplecza. Brzmiało to mniej więcej jakby ktoś zrzucił coś cennego i z całym poświęceniem rzucił się na podłogę, aby ratować skarb. Evelyn spięła się cała i spojrzała na drzwi wzrokiem, który jeśli tylko mógłby zabijać, z pewnością zmusiłby dziewczynę z zaplecza do porzucenia swojego ciała i przepłynięcia z przewodnikiem Charonem na drugą stronę Styksu tak, jak wierzyli starożytni Grecy. Na szczęście pośród hałasów, arystokratka nie usłyszała odgłosu tłuczonego szkła ani wysypujących się składników, więc miała nadzieję, że niczemu ze zgromadzonych na zapleczu rzeczy nie stała się większa krzywda. Betty zdawała się być coraz gorszym utrapieniem arystokratki, bo ku temu, że to ona, Evelyn nie miała najmniejszej wątpliwości. – Musisz wybaczyć mi te hałasy. – Westchnęła głęboko i usiadła głębiej w fotelu. Następne słowa mówiła specjalnie głośno wyraźnie przymknąwszy lekko oczy. – Betty dopiero uczy się… Mam nadzieję, że szybko oduczy się grzebania w nie swoich rzeczach i podsłuchiwania pod drzwiami. Po tych słowach rozległ się oddalający się tupot, stuknięcie szkła i głośny trzask. Betty widocznie podczas ucieczki obruszyła coś spódnicą i doprowadziła tym sposobem do upadku któregoś z laboratoryjnych szkieł. Evelyn skrzywiła się, jakby w przypływie nagłego bólu głowy i zacisnęła dłoń na materiale sukienki pod biurkiem. Odetchnęła głębiej jeszcze ze dwa razy i nie ruszywszy się z miejsca kontynuowała tak, jakby przed chwilą nic szczególnego się nie wydarzyło. – Mówiłaś więc o zmianie stroju? Tak, w pewnym sensie masz rację z tym, że niektórzy z Inkwizytorów wtapiają się w tłum żebraków najgorszych ulic. Być może zmiana w gestii oficjalnego wyglądu poprawi jakoś tę sytuację. Według mnie, jest to jednak tylko moja skromna opinia i w żadnym wypadku nie obliguje cię do zastosowania się do niej, Adrastio, a więc można poddać tę sprawę głosowaniu pośród Mistrzów. Z pewnością docelowo to oni byliby odpowiedzialni za wprowadzanie nowych zasad w życie pośród swoich wydziałów. – Ton głosu młodej Inkwizytorki brzmiał rzeczowo, jednak wzrok miała delikatnie zmęczony mówiąc to. Na chwilę spoważniała. – Masz moje poparcie, jednak pod jednym warunkiem… Cylindry będą dostosowane do płci! Dla kobiet model damski, dla mężczyzn męski. Wystarczająco, że płaszcze posiadamy uniwersalne. – Tutaj do jej głosu wróciła lekkość i humor, a na twarz uśmiech. Sięgnęła po kolejne ciasteczko. Maczając je w konfiturze myślała o tym, w jaki sposób ukarze Betty za tak karygodne zachowanie względem jej. Niczego dziewusze nie brakowało, mało która służba ma takie warunki. Widocznie trzeba jej kilka rzeczy ukrócić. Może wtedy poczuje trochę rezonu wobec mnie. |
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Apteka Sob Kwi 01, 2017 2:52 am | |
| Adrastia obecnie bardzo cierpiała z powodu braku tych malowniczych podróży, które odbywała jeszcze kilka lat temu. Nie spodziewała się, że gdy tylko przejmie władzę w Inkwizycji, tak zacznie jej brakować tego uczucia. Kołysanie statku, zapach oceanu, a nawet smród niedomytych, przepoconych marynarzy był czymś czego nie dało się zastąpić. Zapachy może nie należały do najprzyjemniejszych, ale wspomnienia, które wywoływały już tak. Brakowało jej również tych podróży na wozie oraz nocowania pod gołym niebem. Każdy dzień wtedy przynosił coś nowego i każdego dnia odkrywała coraz więcej smaczków, które często umykały badaczom. Najlepiej czuła się właśnie w Chinach. Może nie znała tak dobrze języka, by tam żyć jednak sam Orient miał w sobie to coś. Ludzie funkcjonowali tam na zupełnie innych zasadach niż tutaj w Anglii. Tam również istnieli arystokraci oraz pewien rodzaj władcy, jednak stosunki między nimi były zdecydowanie inne. Tutaj gdyby tylko mogli to pewnie obaliliby królową i sami przejęli władzę, zaś tam nawet nie było o tym mowy. Chińczycy bardzo cenili sobie honor. Jeśli kiedykolwiek zaszłaby potrzeba to Glamred mogłaby się zwrócić o pomoc do swoich sojuszników. Czasami nawet inkwizytorka rozważała czy nie porzucić tej odpowiedzialności, która na niej ciąży. Jednak któż zająłby jej miejsce? Gdzie znaleźliby drugą osobę tak utalentowaną jak ona? Nie mogła sobie zniknąć od tak, zostawiając wszystkich z ręką w nocniku. Chciała jak najszybciej stworzyć sprawnie działający system, który nie będzie potrzebował jej nadzoru. Z drugiej strony nie mogła doprowadzić do tego, że władzę ma jedynie Rada i pomysły zatwierdza się przez głosowanie. Pomysł mógłby być nawet całkiem dobry, gdyby wymagał zgody każdego z członków. W końcu zdawała sobie sprawę z ułomności demokracji, gdzie ludzi można przekupić lub łachmaniarz ma tyle samo do powiedzenia co profesor akademicki. Dobrze, że taki system nie panował w Anglii, inaczej wiedźmy mogłyby mieć całkiem przydatne narzędzie, by raz na zawsze wyeliminować Inkwizycję i na dodatek zgodnie z prawem. Zawsze jednak była ciekawa cóż arystokraci widzą w tym wygodnym życiu? Gdyby mogła to z chęcią zamieniłaby się miejscami z Evelyn na jeden dzień. Chociaż nie. Pewnie utonęłaby w większej ilości papierkowej roboty niż teraz. Nawet nie mogłaby wynająć sobie kogoś, kto by za nią czytał i podpisywał dokumenty. Żałowała teraz, że ze wszystkich mocy jakie mogły jej się trafić, nie dostała akurat klonowania. Wracając jednak do Mistrzyni Balsamistów, to Adrastia myślała żeby młodą Henderson zabrać w podróż. To byłby idealny pretekst, by na dłużej wyrwać się z siedziby Inkwizycji i zrzucić całą papierkową robotę na pozostałych radnych. Oczywiście wszystko byłoby pod pretekstem tego, że to nie są wczasy, a poważna wyprawa mająca na celu dostarczenie niezbędnych danych badawczych. Wszystko w końcu należało zbadać, a kontakty Arcymistrzyni mogą jedynie ułatwić sprawę. Z drugiej jednak strony nie mogła wszystkiego zostawić i pojechać od tak. Nawet jeśli miałaby wszystko zostawić w rękach Rady. Była przywiązana do tego miejsca. Nie mogła opuścić Wishtown właśnie przez swoje stanowisko. Do głowy jednak wpadło jej pewne rozwiązanie. Co jeśli dałaby Evelyn jakiś list polecający od siebie i wysłała w podróż? Dostrzegła u Balsamistki ten melancholijny uśmiech gdy wspominała o Indiach. Najwyraźniej tam czuła się najlepiej, a może po prostu chodziło o to, że Azja wywoływała u niej pozytywne uczucia. Tym bardziej utwierdziło to w przekonaniu Adrastię, że powinna jej w ramach podziękowania napisać list polecający. Wystarczyłoby, że tamta powiedziała czego chce się nauczyć, a czerwonowłosa już znajdzie od tego odpowiedniego człowieka, a znajomości praktycznie uczynią ją nietykalną. W końcu nikt nie chciałby się narazić komuś wpływowemu prawda? Oczywiście jej duma kupiecka nie pozwalała na to, by nie zapłacić za towar w żaden sposób. Wszystko było w porządku tak długo, jak była jakaś forma wymiany. Mogła to być nawet przysługa, aczkolwiek w spojrzeniu Stronheim czaiła się ta iskierka ekscytacji wywołana negocjacjami i wymianą handlową. Odruchowo podparła podbródek dwoma palcami i zaczęła się po nim gładzić. Taki odruch, który wyrobiła sobie podczas przemyślania wszystkich ofert handlowych. Można rzec, że nerwowy tik. - Skoro zrobisz to dla mnie to ja zaoferuję odpowiednie pismo. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała odwiedzić jakieś miejsce to powiedz gdzie chcesz pojechać, a ja już wszystko załatwię. Chiny są pięknym krajem, aczkolwiek ludzie są dość specyficzni – spojrzała w błękitne oczy Balsamistki i rzuciła jej przyjazny uśmiech parskając po chwili – Prezenty raczej oferuje się stałym klientom lub wspólnikom, by zachęcić ich do dalszych inwestycji. Czasami jakieś drobniejsze można oferować nowym osobom, by osiągnąć ten sam efekt. Jesteś pewna, że Hendersonowie nie mieli gdzieś w korzeniach kupców? Bo mamy dokładnie tą samą zasadę – zażartowała. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że wiele rodów zwykle zaczynało od bycia kupcem lub właścicielem ziemi, w którą zainwestowali. Czasami również otrzymywali tytuły i bogactwa za zasługi wojenne, jednak rzadziej zostawało się arystokratą z przypadku. Z Hendersonami pewnie było podobnie, aczkolwiek nie każdy mówił z dumą, że jego rodzina wywodzi się z niższego stanu i po prostu dorobiła się na czymś. Niemniej to była bardzo dobra cecha tej arystokracji, którą reprezentowali Hendersonowie. Ich szczodrość oraz pamiętliwość była czymś czego wielu mogłoby pozazdrościć. Być może głównie dlatego osiągnęli tak wiele. W końcu ile było historii o szlachcicu, którego zdradzili wszyscy gdyż był nadętym bufonem i narobił sobie wrogów? Cała masa. Takie podejście praktykowane długoletnio doprowadziło do obecnego stanu rzeczy jakim jest schyłek arystokracji. Zbyt wielu z nich było zapatrzonych w siebie, a niewielu widziało, że jednak dziadkowa kabza ma dno. Kupcy mieli się znacznie lepiej pod tym względem, gdyż od zawsze znali wartość pieniądza oraz praktykowali pewien rodzaj solidarności zawodowej. Pomagali sobie wzajemnie w trudnych chwilach, tak długo jak nie godziło to w ich interesy. Wzajemne pożyczki były normą, aczkolwiek trzeba było pamiętać o spłacie terminowej, gdyż bardzo szybko można było popaść w długi i wypaść z tej rodziny. - Sprawniejsze i bystrzejsze osobniki przewodzą w stadzie. Warto jednak dorzucić, że mądry człowiek wysłucha opinii drugiego człowieka tak długo jak będzie spójna i logiczna, a następnie wyciągnie z niej wnioski – założyła nogę na nogę i spojrzała w swoją filiżankę herbaty, a następnie na siedzącą Henderson, która wyglądała teraz jak postać z jakiegoś obrazu. Dziewica, która czekała na zakończenie swoich cierpień lub wyczekująca znaku z niebios, który obwieszałby powrót… no właśnie czego? Kochanka, a może dawnych lat? – Nie zawsze jednak jest to reguła. Historia pokazała, że władca może być kompletnym kretynem, który doprowadzi kraj do ruiny, a dopiero rozjuszona gawiedź powstrzyma tę spiralę porażek. Ot, wyjątek potwierdzający regułę ale również przestroga, by zważać na tych głupców gdyż Nec Hercules contra plures. Pod tym względem mamy szczęście, że czarownice nie są zorganizowane w żaden sposób – mogłyby skończyć właśnie jak ci zdetronizowani przez ludzi władcy. Gdyby czarownice się zjednoczyły i aktywnie zaczęły walczyć z Inkwizycją, wtedy najpewniej również Skazańcy mogliby się zbuntować. Powstałby jeden wielki chaos, a cały porządek tego świata przewróciłby się do góry nogami. Adrastia przybrała deczko poważniejszy wyraz twarzy, a może nawet odrobinę smutny, gdyż w każdej chwili jej ukochani Inkwizytorzy mogliby zostać zmieceni z powierzchni Ziemi, gdyby tylko Królowa Anglii zechciałaby odciąć temu gigantowi głowę. Chwilę refleksji przerwał jednak dźwięk z zaplecza. Stronheim odruchowo spojrzała w tamtym kierunku, a mięśnie się napięły. Odruch bezwarunkowy, który spowodowany był takim a nie innym stylem życia. Po chwili jednak na usta arcymistrzyni wrócił uśmiech i parsknęła śmiechem, gdy Henderson zaczęła tłumaczyć służącą. - Nic się nie stało. Mogłabym rzecz, że Betty stanowi dla Ciebie pewną odskocznię od tego poukładanego świata. Zanudziłabyś się bez niej – służąca i pani idealnie się dopełniały. Jedna była perfekcjonistką, a druga niezdarą. Czerwonowłosa mogłaby się założyć, że arystokratka prędzej czy później zatęskniłaby za swoją służącą, która od czasu do czasu robi harmider. W końcu jaki jest sens istnienia porządku, gdy nie ma obok niego chaosu? Inkwizytorka musiała przyznać, że cała sytuacja wydawała jej się komiczna zwłaszcza gdy Mistrzyni Balsamistów traktowała wszystko tak poważnie. Gdyby Glamred była poważna 24/7 to rzuciłaby picie i osiwiałaby ze stresu, a jeszcze swoje czerwone włoski lubi. Jak zaczną pojawiać się siwe włosy to będzie tragedia. - Poza tym ten czerwony płaszcz jest bardzo niepraktyczny. Prościej byłoby dać wszystkim czarne płaszcze i wedle stopnia wyszyć na kapeluszu lub ramieniu odpowiedni symbol. Łatwiej będzie rozróżnić Grabarza, Balsamistę i na przykład Żniwiarza – wtedy strój każdego inkwizytora byłby jednakowy. Miał to być symbol jedności jaką stanowi Inkwizycja, a oznaczenia symbolizować miały obraną przez każdego drogę. Zresztą nie trzeba byłoby się martwić, że materiał się pobrudzi. Na czarnym nie było widać plam z krwi oraz innych zabrudzeń. No i jak dużo będą mogli oszczędzić na materiale! Inkwizytorka zaśmiała się perliście, gdy Evelyn podłapała lepszy nastrój i zarzuciła żartem o cylindrach – Tak! Niech rozmiar cylindra oraz jego pochyłość będzie określona w przepisach. Jak ktoś się nie dostosuje to zapłaci karę – spojrzała na swoją rozmówczynie i sięgnęła po kolejne ciasteczko. Skonsumowała je na sucho, bez maczania w konfiturze – W głowie mam jeszcze jeden projekt. Ściśle tajny – powiedziała kuszącym głosem, puszczając zalotne oczko arystokratce. Rozejrzała się czy nikt nie zagląda przez szybę i przysunęła sobie krzesło, by usiąść tuż obok Henderson. Nachyliła się i zaczęła szeptać swój misterny plan. Wszystko do tej pory było jedynie grą aktorską, którą perfekcyjnie odstawiła Arcymistrzyni. - Planowałam złapać kilka Koszmarów i spróbować je wytresować. Niektóre są jak zwierzęta, więc pewnie da się je nauczyć kilku sztuczek. Jeśli projekt okazałby się sukcesem to można go wykorzystać poza Wishtown. W końcu ogień trzeba zwalczać ogniem. Byłabyś w stanie opracować dla nas jakieś zabezpieczenie na wypadek, gdyby taki eksperyment chciał uciec? – zapytała Inkwizytorka i dla niepoznaki położyła dłoń na udzie Mistrzyni Balsamistów, a głowę oparła na jej ramieniu. W końcu musiała sprawiać pozory, że tutaj nie dzieje się żadne tajemne knowanie. |
| | | Evelyn Mistrzyni Balsamistów
Liczba postów : 9 Join date : 04/03/2017
| Temat: Re: Apteka Pon Kwi 24, 2017 10:18 am | |
| – Jesteś zbyt szczodra dla mnie, Arcymistrzyni. Nie dość, że dostałam posadę, spokój i możliwości wprowadzania w życie moich projektów i dalszej nad nimi pracy, to jeszcze proponujesz mi wyjazdy! – uśmiechnęła się lekko i spojrzała prosto w oczy Arcymistrzyni próbując przeniknąć jej myśli. Ale gdy wśród arystokracji odkrywanie zamiarów nie było trudnym zadaniem, to z Adrastią miała problem. I szalenie ją to irytowało, jednak nie dawała poznać tego po sobie. Jak w każdym spotkaniu z wysoko postawioną personą, kierowała się dyplomacją i wyważała każdy ruch i słowo, nim je zastosowała. – Jednakowoż, gdy tylko odkryję miejsce, w którym mogłabym rozwinąć moje badania, od razu zwrócę się do ciebie z załatwianiem formalności. Dziękuję bardzo za propozycję, możliwe, że skorzystam w niedalekiej przyszłości. Wszystko, dla walki z Koszmarami czy, jak sądzą niektórzy, ze „złem”. – Uniosła do ust filiżankę, lecz słysząc następne słowa o mało co nie zachłysnęła się herbatą. Odłożyła naczynie być może odrobinę zbyt gwałtownie na spodek, przez co po cichej aptece rozniósł się nieprzyjemny brzdęk. Opanowała się szybko, choć pod warstwą pudru policzki jej gorały. – Co za pyszny żart! – Roześmiała się być może odrobinę zbyt długo. – Och, nie, Arcymistrzyni, proszę mi wybaczyć niestosowność. Hendersonowie wywodzą się z rycerstwa. Jesteśmy jednym z najstarszych, czystej krwi rodów Anglii. Mezalians nigdy nie dotknął się naszej rodziny. W tradycji umieramy zbyt młodo, aby myśleć o czymkolwiek innym, co nie jest służbą Koronie, a więc też o handlu. Bogactwa zdobywaliśmy przez łączenie rodów i otrzymywaliśmy w nagrodę za zasługi od królów i królowych Imperium Brytyjskiego. Z całą pewnością zasad swoich nie wywiedli moi przodkowie z doświadczeń kupieckich, a raczej z kodeksu rycerskiego. – Dopiero wyrzuciwszy z siebie obronę swojego rodu, Evelyn uczuła zdziwienie poziomem swojej urazy przez słowa Adrastii. Przecież nigdy nie przejmowała się korzeniami, długimi rzędami portretów na ścianach, odznaczeniami w szufladach, dokumentami i rodowodem Hendersonów. Trwała w pamięci, że jest czystej krwi i kpiła ze swoich przodków w duszy za ich domniemaną głupotę, pyszność i młodą śmierć. A jednak teraz właśnie tego broniła i właśnie taką była – pyszną, głupią szlachcianką, która swoimi działaniami, owszem, służy krajowi i Inkwizycji, lecz także przybliża się do młodej śmierci. Nie uważała tego za odwagę, był to jej obowiązek wobec przodków, którzy walczyli o to, aby teraz to ona miała taką wysoką pozycję. I ani kpiny, ani zapomnienie nie zmieniły jej korzeni i jej samej. Genetycznie była Henderson, a z tej pułapki krwi nie dało się uciec. – Masz rację, organizacja czarownic mogłaby być katastrofalna w skutkach. Jednak, jak to już bywa, zło ma problem z wybraniem przewodnika. Zdrada, zawiść, przekręty nie są na nasze szczęście dobrym fundamentem dla powstania jakiejkolwiek organizacji, więc na razie nie musimy obawiać się tego pośród czarownic. – zamyśliła się. Następne słowa wypowiadała już powoli, ważąc każde z nich. – Lecz z drugiej strony, czy gdyby czarownice rzeczywiście się zrzeszyły, nie byłoby łatwiejszym zadaniem dla Inkwizycji wykrycie ich gniazda i zniszczenie go? W końcu łatwo jest ukrywać coś rozproszonego, lecz gdy zbierze się to w całość, niemożliwym byłoby kompletne zamaskowanie. Nie sądzisz? – Sprawa ta, jako całkowicie teoretyczna hipoteza zainteresowała na chwilę Evelyn. Postanowiła poszukać w swoich atlasach i księgach podobnych zachowań wśród znanej fauny. Człowiek, jako zwierzę, nie może w swoich czynach różnić się zbytnio, więc może wiedza pokoleń przyrodników okaże się pomocna w rozwiązaniu tej kwestii. Sytuacja z Betty wyprowadziła ją z równowagi, więc słowa o „nudzie” Arcymistrzyni kompletnie zignorowała. Pozwoliła jej tu zostać z litości, ponieważ oporządzała razem z nieżonatym bratem tę kamienicę na długo przedtem, nim ją kupiła. Wyrzucanie takich dorosłych dzieci na bruk bez mrugnięcia okiem może i było w jej stylu przed wyjazdem do Indii, ale nie teraz. Zbyt dużo biedy tam widziała, aby teraz nie ulitować się nad tą parką. Postanowiła wychować ich tak, aby dostosowali się do jej oczekiwań, nie na odwrót. Oczekiwała odpłaty za litość. W duchu jednak cieszyła się, że Arcymistrzyni tak uważa. Oznacza to, że wyjdzie i nie rozpowie o jej, Evelyn, rzekomej tyranii. I tak już niezamężna dwudziestopięciolatka była abstrakcją dla otoczenia, które karmiło się plotkami na jej temat. Evelyn nie musiała ich słyszeć, żeby wiedzieć, że istnieją. Trochę zdążyła poznać pospólstwo podczas swojego życia. Rozmowa o strojach rozluźniła ją. Należało do gestii teoretyzowania, analizy i hipotez, a więc najciekawszej dla Evelyn. Pomysły Arcymistrzyni podobały się jej szczególnie, ponieważ nie znała jeszcze wszystkich Mistrzów, o pomniejszych Inkwizytorach nie wspominając. Gdyby spotkała takiego na ulicy czy gdziekolwiek, chciałaby wiedzieć, kim on jest, aby pytając nie strzępić sobie języka. Zresztą również dla pospólstwa ukazywały się w tym względzie same korzyści. Rozpoznawalną Inkwizycję darzono by jeszcze większym szacunkiem, niż dotychczas. Słysząc o kolejnych sukcesach i widząc je w wyglądzie Inkwizytorów, zaufanie zwykłych ludzi do tej ogromnej organizacji mogłoby niezwykle wzrosnąć. – Nie jestem może znawcą, ale mogłabyś udać się ze swymi pomysłami do krawców i innych rzemieślników, którzy wykonaliby projekty. Gdyż jak na razie teoria ujawnia same superlatywy takich zmian. – Uśmiechnęła się z uznaniem. Dobrze, gdy przełożony troszczy się o swoich podwładnych we wszystkich możliwych aspektach. Świadczy to o jego inteligencji. Niezła bestia z tej naszej Arcymistrzyni. Stwierdzenie „ściśale tajny” zainteresowało Evelyn jeszcze bardziej niż kwestia strojów. Szczególne zachowanie i środki ostrożności podjęte przez Arcymistrzynię jeszcze zwiększyły jej zaintrygowanie. Oparła się łokciem na oparciu i przekrzywiła ciało w stronę Adrastii oraz niby niedbałym ruchem założyła włosy za ucho. Czekała na ów projekt z niecierpliwością. „Wytresować”, „złapać”, „nauczyć”, „eksperyment” – te słowa bezładnie uderzały w percepcję Evelyn. Serce zaczęło bić jej nagle mocniej, gdy do świadomości w końcu dotarło pełne znaczenie wypowiedzi Arcymistrzyni. Natychmiast zerwała się z miejsca. – To czyste szaleństwo! Może i zwierzęta, ale niesamowicie niebezpieczne! – Odeszła kilka kroków i zaczęła chodzić w tę i we w tę od ściany do ściany. Lekki stukot obcasów budził ukryte dotąd w sterylnie białej aptece echa. – Szaleństwo, szaleństwo! Narażenie ludzi na przejęcie, ciężkie rany, śmierć! Kto słyszał o tresurze Zła w najczystszej postaci… – jednak powoli zaczęły trawić ją wątpliwości, głos stawał się mniej pewny, kroki zwolniły, uspokoiła się. Założyła ręce na piersi, lecz po chwili uwolniła prawą i zaczęła pocierać brodę dłonią w wyrazie najwyższego zastanowienia. – Lecz skoro czarownice udało się wytresować, dalej się ich używa, czemu nie zrobić tego z Koszmarami, racja. To innowacyjne, nikt tego jeszcze nie próbował, ale czy kompletnie niemożliwe? Specjalna mieszanka jadów, jaką przedstawiałam na początku i jaką wciąż ulepszam potrafi osłabić Koszmary zabierając im nawet do połowy podstawowej mocy. Broń wykorzystująca tę truciznę nie zatrzyma ich to w ucieczce, co prawda, ale ją spowolni… A gdyby tak, użyć jadów inaczej, wyjść poza konwencję broni. – przystanęła nagle i zwróciła się do Arcymistrzyni. Oczy miała otwarte szeroko i błyszczące, usta rozchylone, pierś falowało miarowo dość szybkim oddechem. Głos miała pewny, wciąż mówiła dość szybko, jednak już nie tak gorączkowo, jak przed chwilą. – Powtórzę raz jeszcze – to kompletne szaleństwo. Jednak, gdyby schwytanie Koszmara, chociaż jednego, powiodłoby się, oznaczałoby to przełom prawdopodobnie najbardziej kluczowy w całej historii Inkwizycji. I gdyby, czysto teoretycznie, doszło do takiego przełomu, masz moje słowo i umiejętności, że nie dopuszczę do jego ucieczki. Co prawda, od zawsze pracowałam raczej nad bronią, więc zmiana koncepcji może mi chwilę zająć, dlatego proszę o brak pośpiechu w łapaniu obiektów eksperymentów. Od jutra rozpocznę badania nad pułapkami i innym zastosowaniem dotychczasowych wyników. Każde kolejne odkrycie będę składać na twoje ręce bezpośrednio. Stała już całkiem spokojna pośrodku pomieszczenia. Biel otoczenia niezwykle kontrastowała z kolorami sukni i włosów szlachcianki, jednak teraz obydwa te elementy świata miały tę samą statyczność i uporządkowanie. Evelyn stała z dłońmi splecionymi na brzuchu sztywno ściśniętym gorsetem, z jedną nogą wysuniętą nieco do przodu, wyprostowana z lekko uniesioną głową. Włosy wolnymi kaskadami spływały jej na plecy. – Proszę wybaczyć mi moją porywczość w tym temacie z samego początku. Z całego serca nienawidzę Koszmarów i pragnę wynaleźć broń, która wytępiłaby je wszystkie. Z tego powodu ogromnie wstrząsnął mną pomysł przetrzymywania i tresury tych stworzeń. Mam nadzieję, że cię nie uraziłam w żadnym z moich nieprzemyślanych słów.
|
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Apteka Sro Kwi 26, 2017 6:23 pm | |
| - Najlepszą inwestycją jest człowiek, więc inwestuję w tych najzdolniejszych – wzruszyła ramionami Adrastia z uśmieszkiem na ustach. Przez tysiące lat królestwa i rody upadały. Złoto i inne kruszce podlegały inflacji oraz innym zjawiskom podczas, gdy człowiek pozostawał tyle samo wart co zawsze. Ci bardziej zdolni byli niemalże na wagę złota i o wiele bardziej opłacało się wydać na takiego połowę swojego majątku, by ten mały człowieczek mógł się rozwinąć, a potem zabłysnąć na kartach historii. Arcymistrzyni dbała o to, by w Inkwizycji pracowała najbardziej kompetentne osoby, a kadra Balsamistów składała się z tych najlepszych. Wiadomo, że nie zawsze dało się ściągnąć same elitki z Włoch, gdzie mieściła dosyć ważna placówka, której progi przekraczają tylko ci najzdolniejsi, jednak Evelyn im dorównywała. Ba, nawet w niektórych dziedzinach była znacznie lepsza od nich i Włosi mogli pozazdrościć, że w głównej siedzibie znajduje się taka perełka. Oczywiście nie przeszkadzało to Arcymistrzyni droczyć się ze swoją podwładną, której najwyraźniej jej gra również przypadła do gustu. Lubiła patrzeć jak jej „dzieci” odczuwają radość i śmieją się właśnie w takich błahych sytuacjach, w spokojnym zaciszu domowym. Gdyby mogła to sama wzięłaby na swoje barki ten ciężar i poniosła go, byle nie narażać na niebezpieczeństwo swoich inkwizytorów. Każdy z nich był wyjątkowy, nawet jeśli wśród nich zdarzały się mniej wyróżniające się na pierwszy rzut oka osobniki. Zdarzały się też osoby, które nie popierały doktryn, które były głoszone przez organizacje. Takim najczęściej Glamred dziękowała za współpracę, gdyż nie warto kogoś takiego trzymać w swoich szeregach. Jeszcze zacznie szerzyć niezgodę i sabotować pracę reszty, przy okazji narażając ich na niebezpieczeństwo. Czarownice należało wytępić, a jeśli nie było to możliwe to jak najwięcej z nich pozbyć się. Inaczej prędzej czy później przegrają tę wojnę z Koszmarami i tutaj nie będzie kwestia zmysłów strategicznych, a po prostu przewagi liczebnej. - W takim razie miejmy nadzieję, że jesteś czarną owcą i dożyjesz spokojnej starości żebyśmy obie mogły narzekać na młodzież i że kiedyś było lepiej haha – powiedziała czerwonowłosa z uśmieszkiem na ustach – Szkoda byłoby stracić tak zdolną Balsamistkę, a zarazem świetną partnerkę do konwersacji i przyjaciółkę – dorzuciła zaplatając sobie na palcu kosmyk swych czerwonych włosów. Czym innym dla niej było obżarstwo, pijaństwo i wydawanie pieniędzy, a czymś zupełnie innym jest marnowanie zasobów ludzkich. Monety można wybić ponownie w bardzo krótkim czasie, zresztą to samo tyczyło się alkoholu oraz jedzenia, jednak czymś czego nie można było zastąpić był człowiek z wizją. Osoba kreatywna trafiała się raz na ponad tysiąc i bardzo ciężko było wyłowić takie perełki spośród błota. Właśnie ona sama jak również pozostali mistrzowie byli takimi perełkami i naprawdę ciężko będzie zapełnić ich stołki jeśli zajdzie taka potrzeba. Umiejętności to była kwestia drugorzędna, gdyż nauczyć wszystkiego można nawet małpę. Tutaj potrzebna była wizja i powołanie, które nosił w sobie każdy z inkwizytorów. Tego nie da się nikogo nauczyć, a tym bardziej wpoić tego. Można kogoś indoktrynować, jednak to nie będzie tym samym. - Cóż ich sprawa jest z grubsza bardzo niekorzystna dla nich, dlatego nikt przy zdrowych zmysłach nie wesprze ich – Adrastia chciałaby zobaczyć chociaż jedno państwo, które przygarnie czarownice i będzie zadowolone z tego, że po ich ziemiach hulają sobie mordujące ludzi Koszmary. - Sugerujesz żebyśmy sami je zrzeszyli i potem wbili nóż w plecy? Całkiem niezła opcja, aczkolwiek potrzebny byłby do tego ktoś kto by odegrał rolę przywódcy idealnie. Gdyby tylko rozpalić w nich iskierkę nadziei to mogłybyśmy je spalić w jej ogniu – skomentowała Adrastia. W sumie pomysł był nawet całkiem ciekawy. Stworzyć pozornie bezpieczną przystań i zebrać jak najwięcej czarownic na niej, by potem w najmniej spodziewanym momencie zamknąć wszystkie wyjścia przeprowadzając od razu noc oczyszczenia. Zabiliby tak wiele z nich, jednak ten numer jest jednorazowy i musieliby wyeliminować wszystkie, gdyż nawet z jednej gałązki tego plugawego krzewu, odrośnie cały. Co do samych uniformów inkwizytorskich to arcymistrzyni wpadła teraz na pewien pomysł, który może poniekąd rozwiązać kwestię tkanin. Skoro była teraz z mistrzynią balsamistów to pomyślała teraz, że faktycznie mogły być jakieś stare projekty, które nie były wspierane. Może wśród nich znalazłyby się badania nad jakimś wytrzymałym materiałem, który mógłby zablokować kule i być jednocześnie odpornym na kilka innych rzeczy? Zlikwidowałoby to potrzebę noszenia tych nieporęcznych pancerzy, a lekki i wygodny płaszcz byłby w stanie zablokować lecącą kulę z pistoletu lub po prostu zniwelować nieco jej działanie. Postanowiła się podzielić tą myślą z Evelyn. - Wpadło mi coś do głowy odnośnie samego materiału. Skoro Balsamiści tworzą tak wspaniałe oręże, to może w przeszłości był jakiś porzucony projekt tkaniny, która mogłaby wytrzymać strzał z pistoletu lub częściowo zniwelować pęd kuli? Musiałabym to sprawdzić, bo może dałoby radę to produkować masowo – podrapała się po podbródku czerwonowłosa. Owszem mogło się to wydawać bardzo nieopłacalnym, jednak takie dodatkowe formy ochrony mogliby dostać oficerowie, których bezpieczeństwo powinno być priorytetem. Wtedy takich płaszczy nie byłoby aż tak wiele i koszty nie byłyby tak strasznie. Zwłaszcza, że sama inkwizytorka z chęcią przywdziałaby taki czarny płaszcz bo zbroja lub nawet te lekkie skórzane pancerze naprawdę krępowały jej ruchy. Wolała już ryzykować i pójść bez pancerza, niż spóźnić się o pół sekundy z blokiem. Z początku pomysł Arcymistrzyni wydał się Evelyn czymś niemożliwym i szaleństwem. Stronheim była w stanie to zrozumieć, gdyż nawet największe umysły początkowo podchodziły sceptycznie do jakiegoś pomysłu. Potrzeba im było czasu na przemyślenie wszystkich „za i przeciw”. Stanęła obok i wysłuchiwała pierwszych myśli jakie wylewały się z ust balsamistki. Ceniła sobie, że słowa były ostre niczym brzytwa i określały pomysł jako głupotę. Dla niej w cenie była szczerość, a jest to największa oznaka szacunku wobec człowieka. Zauważyła jednak, że Henderson zwalnia, a w tym czasie sama Arcymistrzyni oparła się o biurko i skubnęła kolejne ciasteczko patrząc na kobietę ze wzrokiem „widzę, że połknęłaś haczyk”. Na ustach czerwonowłosej wykwitał teraz drobny uśmieszek, gdyż właśnie do jej towarzyszki docierały kolejne superlatywy tego pomysłu. Koszmary można było odurzać chemicznie za pomocą jadów, a następnie przeprowadzać odpowiednią indoktrynację lub hipnozę. Wmówić im co jest złym, a co dobrym. Zresztą jeśli małpę w cyrku dało się nauczyć paru sztuczek to i Koszmara da się. Dalej już tylko Glamred mogła zadowolona patrzeć jak tryby w głowie Balsamistki pracują na najwyższych obrotach. Wysłuchała jej opinii, a potem tych przeprosin i wytłumaczenia. Zaśmiała się lekko pod nosem i spokojnym krokiem podeszła do młodej Henderson, którą objęła i pogłaskała po głowie, a następnie odsunęła się kładąc dłonie na jej ramionach oraz spoglądając kobiecie głęboko w oczy. Adrastia teraz mówiła szczerym, pogodnym głosem, wprost płynącym z dobrych intencji oraz przyjacielskości względem kobiety. - Właśnie za tą porywczość Cię cenię. Wyrazem szacunku wobec człowieka nie jest przytakiwanie na każdy jego pomysł, a poddanie go refleksji i bycie z całkowicie szczerym. Evelyn pokazałaś swoje zdanie i stwierdziłaś, że mój pomysł jest szaleństwem. Zgodzę się, że to ryzyko, ale – powiedziała unosząc palec wskazujący prawej ręki w geście krótkiej pauzy na złapanie oddechu – czy tak samo nie było kiedy człowiek pierwszy raz próbował udomowić wilki? Naturalne drapieżniki, które czyhały na niego za każdym rogiem. Musimy mieć plan B na wypadek tego, gdyby wybicie wszystkich czarownic okazało się syzyfową pracą – powiedziała i zdjęła z jej ramion swoje dłonie, składając je bezpośrednio za swoimi plecami. Stronheim miała już w głowie pewien pomysł, by stworzyć rejestr Koszmarów i sklasyfikować je wedle poziomu zagrożenia. Obserwować te najbardziej i te najmniej groźne, by móc potem próbować czegoś na tych najsłabszych. - Wiesz skarbie, że nie poślę żadnego inkwizytora na pewną śmierć z powodu mojego szalonego pomysłu. Na początek będziemy je obserwować i wybierzemy te najsłabsze, które będą sprawiały najmniej problemów. Dopiero potem zapolujemy na coś większego – powiedziała i podeszła ponownie, by skraść z blatu kolejne ciasteczko. Wsadziła je sobie do ust i puściła oczko Balsamistce – Nie musisz być taka spięta Evuś. Rozmawiamy prywatnie i jesteśmy poza pracą. Mogłabyś być nawet obok mnie pijana jak bela, a ja bym nie wyciągnęła z tego żadnych konsekwencji w pracy. No może poza tym, że przyniosłabym Ci wodę na kaca – zaśmiała inkwizytorka. To byłaby hipokryzja gdyby miała ukarać kogoś za pijaństwo. |
| | | Evelyn Mistrzyni Balsamistów
Liczba postów : 9 Join date : 04/03/2017
| Temat: Re: Apteka Sro Maj 17, 2017 7:39 pm | |
| Ach, więc jestem jednak tylko jej inwestycją – pomyślała Evelyn z przekąsem. – Kolejnym projektem, w który włoży pieniądze i będzie czerpać zyski. Kupcy! Krwi i pochodzenia nie oszukasz i nie ukryjesz pod pozorami inności! Arystokratka poczuła się szczególnie połechtana wewnętrznie, że w końcu zdołała rozgryźć swoją przełożoną. Intelekt jednak podpowiadał jej, że nawet jeśli to prawidłowe rozwiązania, to z pewnością jedynie w części, lecz nie przejęła się tym na ten moment. Uczuła się wartościowsza i ważniejsze i postanowiła, że okaże się dla kupczyni bardzo opłacalnym „projektem”. Na kolejne słowa Arcymistrzyni jedynie uśmiechnęła się lekko. Doskonale wiedziała, że ze względu na swoje pochodzenie, pracę i obraną drogę, nigdy nie osiągnie nawet 40 lat. Rekordowo długo żyjący stryj Edward został zamordowany, gdy miał lat 42 i on, jako jedyny przekroczył ten magiczny próg, lecz było to ponad trzy pokolenia temu. Teraz czasy są jeszcze bardziej niebezpieczne, bo oprócz zwykłych niebezpieczeństw podróży, chorób, wojen i złych, chciwych ludzi istniały jeszcze czarownice i Koszmary. Już sytuacja z rodzicami Evelyn pokazała, że są one kolejnym niesprzyjającym „długowieczności” elementem. Szlachcianka żyła z przekonaniem, że każdy dzień może być jej ostatnim, że właściwie dni jej życia są już dawno policzone i czeka na nią ta jedna chwila, gdy spotka się z Bogiem i zda sprawozdanie ze swojego żywota. Jej celem było wymówienie w tej nadchodzącej chwili wszystkich zasług i uratowanych istnień, ciężkiej pracy, przyczynienia się do wyeliminowania ze świata zła. Może wtedy Stwórca wybaczyłby jej mniejsze grzechy i pozwolił spotkać przodków, którzy byliby dumni, że wydali na świat właśnie Evelyn? Tak, właśnie to ją napędzało, pragnienie, żeby pokazać światu, że na tle swoich sławnych rodziców nie wypada szaro, lecz lśni niczym diament! Prędko wynurzyła się z tych ponurych rozmyślań. Nie chciała umierać, jeszcze nie teraz. – Skoro już o tym wspominasz, to zdaje mi się, że słyszałam o czymś podobnym, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Nie jestem pewna, czy znana jest ci profesja mojego ojca? Otóż był on rusznikarzem, pod jego okiem tworzyłam pierwsze rewolwery. Lecz powracając do tkanin… zdaje mi się, że słyszałam mimochodem rozmowę o przygotowaniach dla Inkwizycji na wypadek, gdyby broń palna rozeszła się zbyt szybko wśród niewłaściwych ludzi. W najbliższym czasie przeszukam nasze archiwum oraz biblioteczkę ojca, być może jakieś dokumenty nieco rozjaśnią tę sprawę. – Uśmiechnęła się, przypominając sobie gabinet ojca. Z pewnością wszystko wygląda tam tak, jak to zapamiętała. Będzie mogła znów pomyszkować wśród ksiąg i pism tak, jak to robiła będąc małą dziewczynką i mając w odsieczy pilnującą za drzwiami wierną służącą. Obecnie stara Natalie nie żyła, lecz przecież po śmierci rodziców, wszystko należało do Evelyn, więc nie musiała się bać, że ktoś zabroni jej poszukiwań w starym dworku. Kolejny pomysł Arcymistrzyni zbił Evelyn do tego stopnia z tropu, że w jej głowie rozkręciła się istna karuzela myśli i wątpliwości. Dla lepszego zrozumienia wszystkiego, co kołatało jej się w podświadomości, wypowiadała wiele słów na głos i z rosnącym przerażeniem odkryła, że o to właśnie chodziło Adrastii. Jej uśmiech, poza i spokój pokazywały, że właśnie tego od Evelyn chciała. Tak łatwo dałam się zmanipulować! Tak łatwo dałam się zapędzić w jej pułapkę! Jest jednak tak cwana, jak mówią. Przyjrzała się jeszcze raz swojej przełożonej, niemal taksując ją wzrokiem. Na jej stanowisku taki spryt jest dobrą umiejętnością. Udało jej się podejść mnie tylko dlatego, że Koszmary to dla mnie drażliwy temat. Na pewno. Nagle, bez większego powodu Adrastia podeszła do niej. Evelyn zesztywniała lekko, lecz spodziewała się wszystkiego, tylko nie tego, co po chwili nastąpiło. Nikt nigdy jej nie przytulał. Nie rozumiała tego gestu, więc wpatrywała się w Arcymistrzynię z zaskoczeniem. Raz kiedyś ojciec pogłaskał ją po głowie, jak coś dobrze zrobiła, z wrażenia zapomniała nawet, co to w tedy było. Teraz więc wiedziała, że ten gest oznacza pochwałę. Czuła się niesamowicie dziwnie, jakby ktoś znów wrzucił ją w ciemny czas jej dzieciństwa i odsłonił rąbek zachmurzonego nieba. Ale dlaczego? Przecież wszystko poddałam krytyce. Oczywiście zmieniłam lekko zdanie, przeprosiłam… Ale dlaczego mnie za to chwali? Natychmiast przemieniła twarz w kamienną maskę, której jedyną ozdobą był lekki uśmiech. Nie chciała dać po sobie poznać, jakie konflikty zachodzą w jej środku, jak bardzo jest jeszcze dziecinna. – Spokojnie, nie boję się o to. Gdybyś jednak kiedykolwiek wpadła na pomysł, który swoim ryzykiem zagroziłby istnieniom inkwizytorów, chociaż garści, byłabym pierwszą osobą, która stworzyłaby opozycję przeciw tobie. – Słowa te wypowiedziała tonem lekkim, jednak spojrzenie i poza wyrażały jasno prawdziwość ich znaczenia. – Cieszę się więc, że planujesz rozważne podejście do tego eksperymentu. Ze swojej strony będę w stanie zaoferować wiele, lecz jestem zmuszona prosić cię o pomoc w jednej kwestii… Słowa o tym, jakoby to ona miałaby być pijana, zbyła milczeniem z wewnętrznym niesmakiem. Lekkie upojenie, owszem rozluźniało i wielu rozwiązywało języki, sprawiało, że łatwiej było ich skłonić do robienia zabawnych rzeczy, więc Evelyn lubiła pić w komitywie. Jednak nie za dużo. To ona wykorzystywała ludzi, nie chciała, aby ta tendencja odwróciła się w jakimkolwiek momencie. – A więc kontynuując, potrzebuję grupy, elitarnych jednostek, które pomogłyby mi w badaniach. Sama oczywiście będę czuwać nad ich pracą, lecz takie osoby musiałyby wykonywać mnogość eksperymentów i zdobywać dla zespołu przedmioty, aby poprzez porównywanie wyników stworzyć najlepsze możliwe połączenia. Nie znam tu jeszcze ludzi, zaś balsamistów, których poznałam podczas szkolenia i praktyk nie chcę znajdować, parali się oni bowiem raczej metalurgią i wątpię, iżby mieli być osobami kompetentnymi w tej sprawie. – Z niechęcią wspomniała starą kuźnię, w której ona jako jedna z niewielu miała ledwie wystarczające umiejętności… Liczę więc na twoją pomoc w odnalezieniu takich osób i skierowaniu ich do mnie. Może być ich nawet kilkanaścioro, sama wyselekcjonuję najlepszych. Z taką pomocą wszystko pójdzie o wiele szybciej. Apteka po jakimś czasie zdawała się być nudną. Evelyn tęskniła za miesiącami spędzonymi w towarzystwie znachorów i mędrców hinduskich, wspólnych badaniach i uczeniu się. Oczywiście nie miała teraz zamiaru pobierać nauk od kogokolwiek w Wishtown, była mistrzynią w swojej profesji, dobitnie świadczył o tym jej tytuł. Chciała wypróbować się w roli mentorki i nauczyciela, w wyobraźni szlachcianki wyglądało to dość ekscytująco i dumnie. W jakiś sposób musi w szeregach Inkwizycji zdobyć należne sobie poszanowanie, a nie ma innego sposobu, jak kilka osób, które rozsieją dobre ziarno – będzie się niosło po ludziach, aż opanuje ich wszystkich. Tak samo zresztą złe, lecz o powodzenie tego projektu Evelyn nie martwiła się wierząc w swoje siły. |
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Apteka Pon Maj 22, 2017 10:31 am | |
| Evelyn pewnie zdawała sobie sprawę z faktycznego wieku Arcymistrzyni. 38 lat i całkiem nieźle sobie radziła. Regularnie uczęszczała na sparingi z innymi inkwizytorami by po prostu zabić czas oraz nie wyjść z formy. Głównie obierała sobie za partnerów do tego osobliwego walca osoby doświadczone lub po prostu takie, które były utalentowane. Chciała sama się przekonać na ile prawdziwe są rekomendacje osób z akademii i na ile te rekomendacje są poparte czynami. Dla Adrastii nie ważny był stan, z którego wywodził się dany inkwizytor. Jeśli należycie wypełniał swe obowiązki to awansował w dokładnie takim samym tempie jak każda inna osoba. Arystokracji mogło się to bardzo nie podobać, że Glamred jest osobą nieprzekupną i ich koneksje są jedynie atutem, a nie decydującym czynnikiem. Po znajomości nigdy nie załatwiała posady. Oferowała jedynie jakiś start, po którym osoba mogła udać się tak daleko jak tylko da radę. Zdawała sobie jednak sprawę z jednej smutnej rzeczy. Najpewniej za jakieś 5, może 6 lat zacznie odczuwać pierwsze efekty starzenia się. Jej ruchy staną się znacznie mniej precyzyjne, a dotychczasowy tryb życia odbije się na jej zdrowiu. Do tego czasu musiała znaleźć godną osobę na swoje miejsce oraz zrobić tyle ile tylko mogła. Spełnieniem marzeń byłoby rozwiązanie problemu z czarownicami oraz Koszmarami, jednak miała również plan B. Plan, który obmyślała od dłuższego czasu. Wiedziała, że ta wojna, w której biorą udział doprowadzi do najgorszych możliwych scenariuszy. Ludzie wyginą lub co gorsza powstanie wśród nich taka nieufność oraz będą tak osłabieni, że nie dadzą rady walczyć z Koszmarami. Od jakiegoś czasu miała ułożony pewien plan mający na celu przebudowanie struktury Inkwizycji na wypadek, gdyby palenie czarownic postępowało zbyt wolno. Inkwizytorzy może mieli swój święty zapał, jednak każde źródło prędzej czy później wyschnie. Zresztą wojna również męczy ludzi, a należało pamiętać, że poza polowaniem na czarownice istniały również inne problemy świata, którymi warto by się zająć. - Coś mi się obiło o uszy. Taka tkanina bardzo ułatwiłaby nam sprawę, bo niektóre czarownice mają dostęp do broni palnej. Pomijając już to, że łachudry mają te swoje moce – dodała. Glamred wiedziała całkiem sporo o samych mistrzach oraz ich rodzinach. Informacja była kluczem do zareagowania na wypadek gdyby ktokolwiek z nich zdradził lub był pod kontrolą kogoś. W dobie gdzie mutacje zapewniały moc należało być jak najlepiej przygotowanym by obezwładnić swoich sojuszników jak najszybciej się dało. Jeśli tkanina, o której mówiła Evelyn faktycznie była w archiwum to zdecydowanie zrewolucjonizuje kwestię opancerzenia. Nie trzeba być geniuszem, żeby wiedzieć jak nieporęczne są te pancerze. Nie są lekkie, a na dodatek beznadziejnie sprawdzają się w starciu z czarownicami opartymi o żywioł. Można było dosłownie ugotować kogoś w metalowej zbroi lub zgnieść bo nie dał rady uciec. W grze, której stawką była przyszłość ludzkości trzeba było posiadać jak najwięcej talentów. Stronheim miała ich wiele, aczkolwiek najbardziej przydawał jej się ten, który pozwalał pociągnąć kogoś za język. Umiejętność skutecznej prowokacji oraz odczytywania nastrojów rozmówcy była czymś co wiele razy pozwoliło jej dopaść cel. Czasami nawet nie trzeba było używać tortur, by wydobyć z człowieka określone informacje. Wystarczyło obserwować mowę ciała oraz naturalne odruchy, które się pojawiały. Milczenie lub nawet najmniejsze zakłócenia w głosie również były znakami. Z drugiej strony Evelyn mogłaby w bardzo podobną pułapkę wciągnąć Adrastię jeśli skorzystałaby ze swoich talentów balsamistki. W końcu pracowały na nieco innych szczeblach i zajmowały się czym innym. Arcymistrzyni miała za sobą wiele godzin przesłuchiwania osób, a Evelyn raczej tego nie robiła. Była osobą, która prowadziła badania i dbała o to, by front miał czym walczyć oraz by mógł zwyciężać. Chociaż wiadomo, że sama broń nie wygrywa wojen. - Właśnie dlatego istnieje rada, moja droga Eve. Prowadzę was, jednak czasami potrzebuję kogoś kto mnie powstrzyma przed popełnieniem jakiegoś głupstwa. Tak samo ja dbam o was jak o własną rodzinę – chociaż zachowała już dla siebie, że władzy raczej nie odda. Przyzwyczaiła się do stołka jaki piastowała i niezbyt potrafiłaby się przekwalifikować na coś innego. Jasne, że mogłaby wrócić do robótek, które wykonywała przed awansem jednak to tak jakby wysłać osobę uczoną do kopania rowów, a wieśniaka do laboratorium w charakterze naukowca. Stronheim oparła się dłońmi o blat biurka i wysłuchała z zaciekawieniem w oczach tej skromnej prośby. Potrzeba jej było zespołu, z którym mogłaby pracować. Musiała mieć do tego odpowiednich ludzi o jak najlepszych kwalifikacjach. Na szczęście Adrastia posiadała dokumenty każdego inkwizytora, który aktualnie pracował na terenie Wishtown więc raczej nie będzie problemem przejrzeć te dane przy butelce lub czterech dobrego wina. Chociaż Glamred raczej napisze list do najbardziej prestiżowej placówki we Włoszech, by przywieźli jej kilku najlepszych balsamistów. Oczywiście sprecyzuje kryteria oraz doda coś od siebie na temat tego jak bardzo obchodzą ją kwestie majątkowe osób. Pewnie dorzuci ukrytą aluzję, że jeśli to będą osoby po znajomości, które kompletnie nic nie potrafią to najpewniej fundusze mogą nieco stopnieć, a jak wiadomo nie ma nic gorszego niż brak funduszy na badania. - Kompetentny zespół? Myślę, że da radę to zorganizować. Jak wrócę to przejrzę dokumenty, a potem napisze listy do paru ludzi, co do których mam pewność – posłała Evelyn uśmiech i chciała sięgnąć po kolejne ciastko, jednak dłoń napotkała pustą przestrzeń. Sygnalizowało to koniec obżarstwa czerwonowłosej, która teraz postanowiła zająć się czymś innym. Zamierzała poruszyć rzecz, której najmniej Henderson się spodziewała i nie chodziło tu o preferencje seksualne oraz ulubioną pozycję. - Rzadko Cię ktoś chwalił w ten sposób? Byłaś dosyć zdziwiona oraz reakcja ciała nie pasowała do wzorca częstych interakcji. Spokojnie, to że lubię kobiece piękno nie oznacza iż moje zamiary wobec Ciebie są kierowane w tę stronę – zaśmiała się i podeszła bliżej ujmując podbródek Eve w dwa palce, spojrzała jej głęboko w oczy by szepnąć kuszącym głosem – Chyba, że Ty masz wobec mnie te zamiary wtedy mogę to rozważyć – po czym jak gdyby nigdy nic odsunęła się i wróciła na swoje siedzisko. Oparła ręce na podłokietnikach, a nogę założyła na nogę obserwując z zaciekawieniem reakcję mistrzyni. Nie miała nic przeciwko gdyby Henderson zapragnęła chwili bliskości ze swoją przełożoną, aczkolwiek niekoniecznie musiało to pasować do dumnej szlachcianki, która raczej w tych kwestiach nie była zbyt lotną osobą, a raczej takie wrażenie odnosiła czerwonowłosa. Do tej pory nikogo sobie nie znalazła lub nie chciała, by ktokolwiek się dowiedział o tym, że ma więc pewnie to jakiś znak. Adrastia po prostu teraz miała ochotę podroczyć się z arystokratką.
|
| | | Evelyn Mistrzyni Balsamistów
Liczba postów : 9 Join date : 04/03/2017
| Temat: Re: Apteka Pon Maj 29, 2017 8:39 pm | |
| Evelyn wiedziała oczywiście o wieku Arcymistrzyni, nie lubiła posiadać zbyt małej ilości informacji o ważnych rzeczach i ludziach, a do takiej kategorii z pewnością należała również Adrastia. Z tego powodu budował się w młodej szlachciance podziw dla odwagi i zdecydowania kupczyni. Mogła przecież przeżyć względnie bezpieczne lata w swoim zawodzie, wyróżniając się może jedynie wpływami. Lecz wybrała ścieżkę nieporównywalnie niebezpieczniejszą i zwyczajnie skracającą czas życia. A i tak udało jej się przeżyć już tyle lat, chociaż z pewnością nie dałoby ich się nazwać najbezpieczniejszymi. To dość niesamowite, choć nie niezwyczajne w dzisiejszych czasach, że ludzie porzucają swoje miejsca zamieszkania, style życia, czasem i rodziny dla idei, jaką jest walka. Wielu jest wśród Inkwizytorów właśnie takich zapaleńców ideowych, lecz nieliczni zostali obdarzeni przez Stwórcę tak bystrym i ostrym niczym brzytwa umysłem. – Ach tak, rada. Niczym w starożytnych polis. Demokratia, rządy ludu. Jak górnolotnie to brzmi, nieprawdaż? A przecież z przekazów wiemy doskonale, że żadnego ludu nie było, jedynie najlepsi spośród niego, choć władzę miał i tak najdoskonalszy orator. – Evelyn, jak każda arystokratka lubiła rzucać swoim rozmówcom drobne złośliwostki, tym bardziej chętnie, gdy wiedziała już, na ile może sobie w dialogu z daną osobą pozwolić. Postanowiła jednak w duchu nie komentować dbania, jak o rodzinę. W jej pojmowaniu różniło się to w znaczącym stopniu od przyjmowanej przez większość definicji i nie bardzo miała ochotę na wchodzenie w dywagacje z Adrastią właśnie na ten rozległy temat. – Tak, potrzebuję jak najbardziej kompetentnych osób – przytaknęła. Potem dodała z lekkim przekąsem – Z pewnością niewielu odrzucę po wstępnych testach, lecz ciekawe, ilu odpadnie podczas pracy. Myślę, że akurat ty mnie zrozumiesz… obydwie nie lubimy marnować naszego czasu, nieprawdaż? Oczywiście, Evelyn zauważyła gest Arcymistrzyni i brak ciasteczek na talerzyku. Już miała wzywać służbę, lecz zdążyła jedynie spojrzeć na drzwi prowadzące do mieszkania, gdy padło pytanie, którego w żadnych wypadku nie spodziewała się. Stała więc po prostu niemal po środku apteki i patrzyła na Adrastię nieprzeniknionym spojrzeniem, niezdejmując jednocześnie maski spokoju z twarzy. Jeśli Arcymistrzyni patrzyła w oczy Evelyn mogła zobaczyć w nich jedynie ciemne lustra niemal idealnie odbijające jej twarz w swojej głębi. Niemal tak, jakby szlachcianka odgrodziła się nieprzekraczalnym murem od wszystkiego i wszystkich. Nie powstrzymała tymczasem żadnego z ruchów i gestów Adrastii. Wytrzymała chwilę nawet trzymanie za podbródek i pozwoliła patrzeć na siebie. Po chwili podniosła lekko głowę uwalniając się od dłoni Glamred i cofnęła o półtorej kroku, niemal w tej samej chwili, gdy ta również odpuściła i usiadła przy biurku. Na twarzy szlachcianki pojawił się lekki uśmiech i zaśmiała się mrużąc oczy, lecz ów śmiech pomimo szczerego brzmienia zdawał się kryć za sobą coś więcej. – Ależ o co mnie podejrzewasz! – Usta Evelyn znów poruszył śmiech. – Byłam dość niesfornym dzieckiem, nieskorym do nauki, dopiero wyjazd zmusił mnie do pracy nad sobą. Więc zwyczajnie, nie było mnie za co chwalić, dlatego też zdziwiłam się nieco, lecz proszę, nie bierz tego do siebie pod żadnym pozorem! – uśmiechnęła się i spojrzała wprost na Adrastię. Kłamała jak z nut, wymyślanie siebie na nowo było częstym „sportem” wśród arystokracji, lecz ta sytuacja była na tyle szczególna, że każde z przed chwilą wypowiedzianych przez Evelyn słów Arcymistrzyni mogła z łatwością sprawdzić w dokumentach archiwum Inkwizycji. To prawda, że wyjazd stanowił dla Evelyn przełom, lecz reszta wypowiedzi to zwyczajny stek bzdur. Bardzo młodo rozpoczęła naukę i bardzo młodo ją skończyła; oceny zawsze miała na najwyższym możliwym poziomie; uczenie się było od czasów dzieciństwa i wciąż jest jej największą nieugaszalną pasją. Więc właściwie dlaczego kłamała? Dlaczego nie miałaby kontynuować wyraźnych zaczepek swojej przełożonej? W tym właśnie momencie Evelyn odzyskała grunt pod nogami. Podeszła do czerwonowłosej powoli, falując wyraźnie biodrami. Swobodnym ruchem dłoni przerzuciła niesforne włosy z pleców do przodu tak, aby wszystkie spływały po jej prawym ramieniu w dół. Trzymając lewą rękę na biodrze, pochyliła się do ucha Adrastii, jej brązowe włosy odgradzały twarze kobiet od białej sterylności apteki i z pewnością leciutko załaskotały po policzku Arcymistrzynię. – Nie męczą cię te ciągłe obowiązki? – wyszeptała niskim głosem uśmiechając się przy tym tajemniczo. – Ktoś tak ważny, jak ty, ktoś pracujący tak dużo… mógłby potrzebować miejsca na odpoczynek. A ja… znam takie miejsce. – Rękę, która dotąd spoczywała na biodrze przełożyła na podłokietnik krzesła, na którym siedziała Adrastia i oparła się na nim niemal wisząc teraz górną połową ciała nad przełożoną. – Miejsce dalekie od wścibskich oczu, miejskiego gwaru, a przy tym pełne wszelkich wygód. Puste i otwarte dla mnie i moich… gości – doskonale słyszalna przerwa i inne zaakcentowanie ostatniego słowa wyraźnie wskazywały na jego znaczenie w tym kontekście. – nieprzerwanie. Wystarczy słowo. – Odsunęła się nieznacznie tak, aby widzieć całą twarz Adrastii. Serce biło jej napędzane adrenaliną i wynikającym z tego podnieceniem. Och, jak dawno tego nie robiła! Uwodzenie, wodzenie za nos, flirtowanie – niewinne zabawy, w których, z racji na stan, nie była najgorsza. Mimo wszystko jednak zawsze wywoływało to w niej dreszczyk gwałtownych emocji. Lubię to. Ten stan porwany na chwile i momenty pozornych zbliżeń przerywane chłodem i nieprzystępnością. Patrzyła przez chwilę na twarz Arcymistrzyni chłonąc granatowymi oczyma każdy szczegół, pozostając chwilę dłużej na oczach, brwiach, nosie, aż zatrzymała się na ustach. Przechyliła głowę uchylając lekko usta i przybliżyła się trochę, położyła delikatnie dłoń na policzku czerwonowłosej i… otarła delikatnie kciukiem jej usta. – Och, jakież to urocze. Tak ci smakowały ciasteczka? Miałaś jeszcze na ustach okruszki. – Uśmiechnęła się zwyczajnie, wyprostowała i odsunęła od swojej przełożonej. Podniosła z tacy swoją filiżankę i dopiła chłodną już herbatę, która zdążyła nabrać wyraźnej goryczy. Mimo to trzymała filiżankę jeszcze chwilę w górze, nim ją odstawiła i w końcu spojrzała na Glamred. W ochach Evelyn tańczyły ogniki rozbawienia, a na ustach błąkał się uśmiech.
|
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Apteka Sro Maj 31, 2017 9:45 pm | |
| - Zgadza się. Niezależnie w jakich czasach, polityka działa tak samo. Zmieniają się tylko tyrani, którzy uciskają ciemnotę tak by tamta jeszcze się cieszyła oraz sposób sprawowania władzy. Gatunek ludzki to zaiste w dużej mierze masochiści, zawsze pragną być pod czyimś butem – uśmiechnęła się na poły ironicznie, na poły rozbawiona inkwizytorka. Prawdę mówiąc jeśli ta ciemnota by zechciała to Inkwizycję by wywieźli na taczkach, a królowa straciłaby całkowicie władzę. Co z tego, że miała wojsko które utrzymywało porządek, jeśli rebelia nastąpiłaby wszędzie i gwałtownie to nic by monarchii nie uratowało. Zarżnęliby cała inteligencję jak te prosiaki, które hodowane są na ubój, a potem całe państwo cofnęłoby się w rozwoju. Oczywiście nigdy do tego nie dojdzie, gdyż Adrastia zdawała sobie sprawę jak bardzo ograniczeni są tamci ludzie i jak łatwo było ich zadowolić. Wystarczyło obiecać sztabkę złota, a chłop wydałby własną rodzicielkę i okrzyknął ją mianem czarownicy. Nawet wystarczyło mu dać tak zwane złoto frajerów, czyli nic nie warty kruszec, który tylko imitował oryginał. Tak samo każdy kto miał chociaż trochę oleju w głowie i dobry plan, mógłby nazwać się arystokratą i okoliczna ludność by mu uwierzyła. Wystarczyłoby żeby zaimprowizował parę scenek, które na pierwszy rzut oka potwierdzałyby jego pochodzenie. Dezinformacja była najpotężniejszą bronią jaką tylko można było obecnie wytoczyć. To właśnie dzięki informacjom oraz technice, Inkwizycja była o krok do przodu przed czarownicami i cyrkiem. Właśnie dlatego trzymali wiele krajów w uścisku, który tylko zacieśniał się w momencie gdy władca planował odmówić wsparcia organizacji. Glamred notowała sobie jak będzie przebiegała ta selekcja pracowników Evelyn. Zapowiadało się, że będzie musiała przygotować znacznie więcej dokumentów niż na początku myślała. Z drugiej strony próbując dopasować te puzzle w końcu trafi się jedyna i niepowtarzalna ekipa badawcza, która będzie mogła osiągnąć swój pełen potencjał w grupie. Arcymistrzyni wiedziała jak wielką wartość ma praca zespołowa oraz jak wiele można osiągnąć dzięki znajomościom i kontaktom. Prawdę mówiąc to każdy kupiec sobie pewnie z tego zdawał sprawę, bo to tak naprawdę była podstawa tego zawodu. Pomóż koledze, a on spłaci swój dług z odsetkami i będzie skory do pomocy przy najbliższej okazji. - Czas to pieniądz, a kompetentny zespół tylko je pomnaża – przytaknęła uśmiechając się łobuzersko jak pazerna kupczyna, która już przeliczyła sobie bilans zysków i strat. Zresztą zyski były znacznie większe niż mogło się wydawać, bo stary sprzęt Inkwizycja zazwyczaj wprowadzała do obiegu. W ramach wietrzenia magazynu i robienia miejsca na nowsze oraz o wiele sprawniejsze wynalazki. Plus zawsze z tego był jakiś zysk, który powracał do kieszonki tej światowej organizacji. Jakby nie patrzeć ta cała wojna z czarownicami całkiem nieźle nabijała kabzę Adrastii, ale nie jest tajemnicą że tak się dzieje przy każdym konflikcie zbrojnym. Zdawała sobie również sprawę, że nie wszystko co jest w aktach mistrzyni balsamistów w zupełności będzie jej wystarczyło. Glamred pragnęła bliżej poznać swoją współpracowniczkę oraz dowiedzieć się o niej znacznie więcej niż tylko suche fakty o jej dokonaniach. Chciała zedrzeć z twarzy arystokratki maski i spojrzeć prosto w jej duszę. Czuła, że w pewien sposób mogłaby się zrozumieć z tą kobietą, jednak obie miały swoje obowiązki. Eve badania, a Stronheim prowadzenie organizacji oraz wspomaganie tej pierwszej w jej życiowych celach. - Cóż mój świętej pamięci ojciec mówił, że przeze mnie osiwieje przedwcześnie – uśmiechnęła się i postanowiła zaufać swojej rozmówczyni. Mogła to w każdej chwili sprawdzić, jednak po co miałaby trapić się takimi nieistotnymi drobinami jak kłamstwo na temat dzieciństwa? Przecież rodzice zawsze tak robili z dziećmi, że największe urwisy były wybielane i robiono z nich aniołki. Takie kłamstewka nie czyniły żadnej krzywdy społeczeństwu, a i tak z czasem wyjdą na jaw. Zwłaszcza podczas szczerych rozmów, gdy jednej ze stron podwinie się noga. Balsamistka nieco zaskoczyła czerwonowłosą swoimi akcjami. Arcymistrzyni nie mogła oderwać wzroku od kuszących kształtów oraz pięknych, brązowych włosów, które Henderson wyeksponowała. Kształtne piersi, gładkie dłonie i ten tajemniczy uśmiech połączony z kuszącymi propozycjami sprawił, że inkwizytorka odprężyła się, odmrukując zalotnie. Zaznajomiona była ze sztuką flirtu, więc postanowiła podjąć grę arystokratki. Wyciągnęła delikatnie rękę i ujęła kobietę w talii. Spoglądając głęboko w oczęta Henderson. Po chwili posłała jej zalotny uśmieszek oraz oczko. Zamruczała kusząco dając do zrozumienia, że przystaje na takie zabawy. Zwłaszcza, gdy Evelyn przeszła dalej, pogłębiając ich kontakt fizyczny który przecież jej przełożonej nie przeszkadzał. To były ich prywatne sprawy i zupełnie inaczej traktowała sferę osobistą oraz pracę. W pracy są tylko dwiema inkwizytorkami, dosyć wysoko postawionymi zresztą, a prywatnie… prywatnie kim są? Glamred dawno nie odczuła prawdziwego relaksu, który odciążyłby od niej widmo nadchodzącej pracy. Nawet jeśli urywała się z niej to zawsze wracała, gdyż miała poczucie obowiązku. Nikt nie mógł jej zastąpić i dlatego Henderson trafiła w czuły punkt i przez moment kobieta poczuła właśnie chęć powiedzenia „tak, zabierz mnie ze sobą. Odpocznijmy i niech ktoś inny walczy o świat”. To była bardzo kusząca propozycja, zwłaszcza podparta całą tą grą, w którą grały obecnie. Mimo, że skończyło się na samym smaku. Stronheim lubiła, gdy kobieta miała swój charakter i zgrywała niedostępną. O wiele lepiej wtedy smakowały jej usta, gdy trzeba było zapracować na każdy z tych pocałunków. Inkwizytorka po tym jak poczuła palec balsamistki oblizała odruchowo usta. Faktycznie czuć było na nich jeszcze odrobinkę słodyczy z ciastek, aczkolwiek do tego doszedł jeszcze smak palców mistrzyni. Czerwonowłosa również wstała i przeciągnęła się leniwie, podchodząc bliżej Henderson i stając tuż przed nią. Wyciągnęła ręce, ujmując lekko dłonie brązowowłosej. Uśmiechnęła się na poły zawadiacko, a w połowie lekko smutno. Spojrzała głęboko w oczy kobiety, przysuwając się odrobinę bliżej do niej. Widać było ich drobną różnicę we wzroście, dlatego Adrastia musiała spojrzeć lekko w górę. Szepnęła cicho, aczkolwiek z nutką nostalgii w głosie. - Nawet nie wiesz ile bym dała, by móc zmrużyć oko na jedną noc i nie martwić się o przyszłość rasy ludzkiej. Uwierz, zapragnęłabym chwili odpoczynku, jednak wiem że jestem jedyną osobą zdolną poprowadzić nas do zwycięstwa – przesunęła dłoń na twarz młodej Henderson, którą poczęła głaskać po policzku, uśmiechając się do niej życzliwie. Otworzyła się nieco przed balsamistką, zdradzając jej jedno ze swoich pragnień. Nie chciała bogactwa, a jedynie poczucia dobrze spełnionego obowiązku. - Gorycz tej herbaty idealnie pasuje do ciebie. Herbata zasadniczo zawsze łączy się z ciastkami lub innym rodzajem słodyczy. Jesteś momentami gorzka, a jednak czuć że zawsze można sobie osłodzić życie kiedy tylko zajdzie taka potrzeba. Balansujesz idealnie na tej granicy moja droga plus – tutaj inkwizytorka przerwała i wyszczerzyła się łobuzersko, szybkim ruchem kradnąc całusa swojej podwładnej. Oblizała wargi dokończając przy tym sentencję – Bardzo ładnie pachniesz. Może jednak na krótki czas obie odpoczniemy hum? Zaprosisz mnie na swoje kolana, a może do indyjskich ogrodów gdzie spędzimy razem czas?– odsunęła się i oparła o blat biurka spoglądając na arystokratkę. Taka już była Adrastia. Robiła co chciała i brała dokładnie to na co miała ochotę. Nie liczyła się w takich kwestia z konsekwencjami, zwłaszcza że z Eve czuła pewien rodzaj więzi. To porozumienie, które kształtowała praca i powołanie. Jeśli ona była gorzką herbatą to Stronheim musiała być tym ciasteczkiem. Nie zawsze słodkim, ale w gruncie rzeczy zazwyczaj rodzajem cukru. Oczywiście do teraz czuła ten posmak gorzkich ust inkwizytorki, a wewenątrz czuła to przyjemne ciepełko, które pojawiało się ilekroć z kimś flirtowała. To był warunek najlepszego flirtu, trzeba było umieć wprowadzić się w ten stan. W to wewnętrzne katharsis, które miało nastąpić w dalszym etapie. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Apteka | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|