Imię i nazwisko: Karen Rutherford
Pseudonim: Rheziah
Wiek: 35 lat
Rasa: Nosiciel/bestia
Grupa: Inkwizycja
Ranga: Mistrzyni Psów Gończych
Zawód: -//-
Broń:
Obdarzona przez czułe zmysły, ostre kły i pazury, Karen uznała, że dodatkowa, osobna broń sprawiłaby tylko więcej problemów. Rezygnując z ostrza czy broni palnej, skupiła się na wzmocnieniu naturalnych atutów. Posiada na prawej ręce fragment ażurowej, metalowej zbroi, pozwalającej na parowanie, a same szpony dostały dodatkowy, żelazny pancerz. Dodatkową zaletą całej zbroi jest zdolność do rozproszenia ataków magicznych.*
Umiejętności:
- Wyostrzone zmysły, czuły węch i słuch
- Błyskawiczny refleks
- Niesamowita szybkość i zręczność
- Wyczuwanie emocji
- Dość dobrze sobie radzi w relacjach z innymi drapieżnikami, często pomaga przy ujarzmieniu szczególnie narwanych osobników
- Możliwość tropienia wiedźm i koszmarów po zostawianych przez nie śladach magicznych, jednak ta umiejętność nieszczególnie działa w zatłoczonych miejscach, ze względu na ogromną ilość tropów
Charakter:
Może warto zacząć od opisania charakteru Karen przed przemianą. Nie była złą kobietą. Może trochę arogancka, momentami szczera aż do bólu, asertywna. Nie dała sobą pomiatać. Fakt, że dołączyła do badań dobrowolnie pomógł jej oswoić się z nową rzeczywistością. Nie zrobiła tego, by wzmocnić swoje zmysły i skuteczniej walczyć, zabijać, ale z poczucia obowiązku i honoru. Jednocześnie ma poczucie, że pozbyła się słabości i kruchości zwykłego człowieka. Zawsze podziwiała Inkwizycję i chciała przysłużyć się ich celom. Jednak nie wszystko było tak kolorowe. W trakcie badań traktowano ją fatalnie. No i nie była przygotowana na aż tyle bólu. Z pewnością był to ciężki okres, który zostawił ją silną, zdecydowaną i bezwzględną. Z początku wydawać by się mogło, że długo tłumiony gniew z przeszłości okaże się zbyt trudny do opanowania i cały eksperyment Inkwizycja uzna za nieudany, ale Karen przyrzekła sobie, że wyjdzie z tego. Przejdzie, wytrzyma, wytrwa. A potem będzie służyć. Z pomocą jednego balsamisty zdołała odnaleźć w sobie człowieka i od tamtej chwili starała się stanąć jak najwyżej w hierarchii. Nie lubiła dominacji. Lubiła dominować. Oczywiście ze zdrowym rozsądkiem, jako rozumna bestia. Jednak geny wilcze dały o sobie znać i ogarniał ją gniew, gdy ktoś jej rozkazywać. Jedyną osobą, którą akceptowała wyżej od siebie, była Arcymistrzyni. Pośród wielu negatywnych cech, takich jak niezależność, niecierpliwość, w większości przypadków braku poczucia winy, a także lekceważenie kontaktów fizycznych i nie angażowania się w bardziej skomplikowane relacje społeczne, Karen posiada też pozytywne cechy. Jest stanowcza, rzadko kiedy okazuje wątpliwości i wahanie, nie działa pochopnie, w znacznej mierze ufa instynktom, ale nie daje się im ponieść. Stara się panować nad wściekłością i gniewem, by nie robić kłopotów sobie i Inkwizycji. Nie preferuje niepotrzebnej bezwzględności i agresji. Ma świadomość tego, że już może nie być akceptowana w społeczeństwie, więc nie pogarsza tej sytuacji. Nie potrzebuje uznania, ani akceptacji, ale nie chce robić sobie niepotrzebnych wrogów. O Inkwizycji mówi z szacunkiem i nie toleruje jej obrazy. Swój aktualny wygląd i nabyte umiejętności traktuje jak dar, który pomógł jej zrozumieć świat.
Ma jednak ciemną stronę osobowości. Czasem bywają dni, gdy bardzo trudno zapanować jej nad emocjami. Głównie negatywnymi. Przypomina to swoistą walkę między rozsądkiem człowieka, a duchem bestii. Nie chce nikomu nieświadomie zrobić krzywdy, więc gdy czuje, że emocje biorą górę, ucieka w odosobnione miejsce. Głównie jest to jej własna komnata, urządzona dość surowo i zabezpieczona kilkoma dodatkowymi zamkami i zasuwami.
Wygląd:
Wydawać by się mogło, że w Karen niewiele pozostało z człowieka. Jedynie humanoidalna sylwetka i normalna, lewa dłoń pozbawiona nienaturalnie długich palców zakończonych szponami. Jednak, gdyby przyjrzeć się bliżej tej personie, znalazłoby się o wiele więcej ludzkich szczegółów. Zaczynając od całkiem rozumnych, ludzkich oczu, może tylko troszeczkę naznaczonych błędnymi ognikami szaleństwa bestii, poprzez może niezbyt okazałe, ale jednak kobiece kształty klatki piersiowej, na krągłych biodrach kończąc. Wracając do głowy, można powiedzieć, że sporo dłuższe futro, przypominające zarówno wyglądem jak i dotykiem włosy, także jest jakąś pozostałością po cechach ludzkich.
Z drugiej jednak strony... Karen posiada też dużo cech, które nadają jej przerażający wygląd, przez całokształt lekko przygarbionej sylwetki i niezgrabnego chodu. Najbardziej rzucającym się w oczy, charakterystycznym elementem jej „twarzy” jest bez wątpienia wydłużony pysk, aż nazbyt przypominający wilczy. Nie zabrakło też zwierzęcych uszu i potężnych kłów w szczęce. A skoro już o szczęce mowa... Cała lewa strona, szczególnie żuchwa, pozbawiona jest kawałka kości. Zamiast ziejącej dziury, postanowiono wypełnić braki specjalnie stylizowanym, metalowym odlewem, zawierającym także odcinek zębów i kły. Skóry nie udało się odtworzyć. Idąc dalej, prawa ręka Karen w mniejszości jedynie zachowała normalny wygląd. Mięśnie nieco przybrały na masie, całość się nieco wydłużyła, a dłoń niemal całkowicie zdeformowała. Teraz palce przypominają bardziej długie i ostre szpony.
Co do ubioru, Rheziah uważa, że ubrania są niewygodne, ograniczające ruchy i okropnie upierdliwe, ale nosi je z czystej przyzwoitości. Przynajmniej w miejscach do tego stosownych. Zwykle jest to luźna, biała koszula, rozpięta na tyle, na ile wymagają tego zasady kultury osobistej, luźne, płócienne spodnie i wygodne, niezbyt sztywne, wysokie buty na płaskiej podeszwie. Nie przykłada zbytniej wagi do swojego ubioru, więc postanowiła zrezygnować z dodatków. Może poza naszyjnikiem. Jednocześnie wie, jak powinien się prezentować jeden z mistrzów Inkwizycji, więc przy oficjalnych spotkaniach, a nawet czasem przy spacerach po terenie zakonu, zakłada skórzaną zbroję.
Historia:
Eksperymentom przeprowadzanym na Karen z pewnością można by nadać miano „okrutnych”. Była jednym z pierwszych obiektów testowych, a przynajmniej jedną z pierwszych, które przeżyły. Do badań zwerbowano naukowca, który za możliwość przeprowadzania doświadczeń oddałby wszystko. Za swe wcześniejsze projekty został wtrącony do więzienia pod zarzutem zagrożenia bezpieczeństwu miasta, poprzez modyfikowanie tkanek i genów zwierząt. Wszak, kto wiedział, jak niebezpieczną bestię jest w stanie stworzyć? Sam naukowiec nie był szalony. Kierował się jedynie chęcią rozwinięcia nauki i dogłębnego poznania struktur zwierzęcych, a także ludzkich. Dostęp do zwiększonej ilości obiektów testowych zapewniła mu Inkwizycja, oferując wolność w zamian za pracę nad ich projektami. Balsamiści zakonu chcieli bowiem stworzyć człowieka, który z połączenia ze zwierzęcymi drapieżnikami stworzy swoistą broń do walki z wiedźmami.
Naukowiec korzystający z wcześniejszej wiedzy i poprzednich eksperymentów, dał życie zupełnie nowej istocie.
Tak narodziła się Rheziah.
Widziała prawdę o miejscu, w którym się znajdowała. Widziała śmierć, czuła ją. Czuła też ból. Niesamowity ból, który nie mógł zostać ukojony. Ból rozrywających się ścięgien i łamanych kości, zrastających się na powrót, silniejszych i wytrzymalszych. Wielokrotnie przeklinała tych, który jej to robili. Wielokrotnie przeklinała stół, który stał się towarzyszem udręki. Przeklinała jego zimno, które okazywało się jedynym, prawdziwym elementem otaczającej rzeczywistości. Przez ból i wściekłość traciła zmysły. Obraz zlewał się w jeden wielki wir, wypełniony sylwetkami wyimaginowanych postaci, zniekształconych tak, jak zniekształconą ona miała się stać. Nie rozpoznawała głosów ludzi, którzy starali się do niej dotrzeć. Nie potrafiła rozróżnić rzeczywistości od omamów słuchowych. Jedyną myślą, która pozwoliła jej przebrnąć przez to morze cierpienia, był głos małej dziewczynki.
„Mamusiu, kim oni są?”
„To Inkwizytorzy” - chciała odpowiedzieć, lecz zapomniała, jak składa się słowa. „Oni są dobrzy, pomogą.” Chciała w to wierzyć, lecz zapomniała, czym jest wiara. Czym jest dobroć. Za to poznała, czym jest ból.
Wielokrotnie podczas sesji traciła przytomność. Możliwe, że naukowcy sami wprowadzali ją w stan narkozy, by chociaż na chwilę ograniczyć jej cierpienie. Jednak ono było silniejsze. Wiedziało, jak się obronić. Wracało do niej, przybierając nową formę. Dręczyły ją wizje, przedzierające się niestrudzenie przez resztkę świadomości. Chciała zapomnieć, oderwać się, uciec. Chciała umrzeć. Lecz zawsze trzymała ją blada dłoń dziecka.
„Pójdziemy teraz na lody, dobrze? Tam, na końcu ulicy.”
„Truskawkowe, twoje ulubione. Zawsze jesz je co środę.” Pamiętam.
„Tak!” Wizja była rozmyta, lecz dostrzegła uśmiech i radosne klaskanie w dłonie.
Później była ciemność.
Następna wizja.
„Mamusiu.. A co tu się stało?”
„Nie patrz tam, dziecko. To...” Wiedźmy. To wtedy powiedziałaś. Zrujnowana kamienica. Gruzy objęte płomieniami.
„To był nasz dom, prawda?”
Obudziła się z krzykiem. Łzy ciekły po jej twarzy, zlewając się z potem. Nie mogła się ruszyć. Nigdy nie mogła. Tłumaczyli, że przejdzie rehabilitację, gdy to piekło się skończy. Nie kończyło. Ile mogły być warte ich obietnice?
Jak dawno to mówili? Miała wrażenie, że mijały lata. Wieki. Jej ciało umierało i rodziło się na nowo. Kiedy to się zaczęło? Kim wtedy była?
Kim jest teraz?
Kłębkiem nienawiści i wściekłości. Nie wiedziała, czy potrafi nad tym zapanować.
Zwątpiła, gdy umarł kolejny człowiek. Nie widziała tego. Czuła. Słyszała szepty. Mówiły o śmierci. Także dla niej. Mówiły, że nie zostało wiele czasu. Znalazła pocieszenie w ich słowach.
„Mamusiu, nie zostawiaj mnie tu. Chcę być z tobą.”
„Nie możesz. Bądź cierpliwa. Wkrótce wrócę.”
„Zostawiłaś!” - chciała wykrzyczeć. „Jednak mnie tam zostawiłaś!” Chciała pokazać całemu światu swoją rozpacz. Chciała płakać. Nie mogła. Jej oczy zapomniały o łzach. „Miałaś wrócić po mnie!” Była teraz tą małą dziewczynką, ubraną jak laleczka w kremową suknię z kokardkami. „Nie wróciłaś.”
Oni zostali moim domem. Inkwizycja. Dali opiekę, bezpieczeństwo, miłość. Dali cel. Ideę. Mieli wizję, a ja chciałam podążać ich drogą. Teraz miałam się wykazać. Miałam zwrócić swój dług wobec nich. Nie przeszkadza mi, że zostanę narzędziem. Nie wiedziałam jednak, jak ciężki krzyż będzie mi dane nieść. Nie wiedziałam, ile razy załamię się pod jego ciężarem. Ile razy połamią się moje barki.
Przebudziła się. Bez bólu. Bez emocji. Uświadomiła sobie, że może się poruszać. Czuje ręce i nogi. Swoje własne kończyny. Potem dostrzegła resztę. Czuła strach. Cała komnata przesycona była wonią przerażenia. Czego się bali? Kto?
Nie czuła się normalnie. Czuła się... nieswojo. Obserwowała uważnie ludzi przed sobą. Chciała zaatakować. Chciała rzucić się im do gardeł, poczuć ich miękkość pod swoimi pazurami. Chciała patrzeć na świeżą krew. Ale nie zrobiła nic. Nie ruszała się.
Dyskutowali. Jedni krzyczeli, żeby ją zabić. Inni mówili, że już nie żyje, a to tylko drgawki. Naukowiec milczał. Wtedy się odwróciła. Wszyscy się cofnęli, dyskusje umilkły. Gdy z jej gardła dobył się ostrzegawczy warkot, ktoś wystrzelił. Nie wiadomo, czy chciał ją zabić, czy strzelił z przestrachu. Bestia zawyła i rzuciła się w kąt.
- To potwór - powiedział ktoś.
- Nie - odezwał się w końcu poważny głos. Stał w cieniu, nie rozpoznała, do kogo należał. - To człowiek.
Karen długo przechodziła rehabilitację, przyzwyczajając się do nowego ciała. W kilku chwilach chciała to zakończyć, błagała o śmierć, lecz nikt nie usłuchał. A przy życiu trzymała ją wizja spokojnego społeczeństwa, propagowana przez zakon. Wierzyła w ich ideały. Wiedziała, że jest teraz bronią na drodze ku wyplenieniu błędów natury. Dowiedziała się, czym jest. Połączeniem wilka i człowieka. Była jedną z pierwszych, więc balsamiści do końca nie wiedzieli, w jakich proporcjach łączyć geny, dlatego się jej bali. Nie sądzili, że Karen jest w stanie opanować to ciało. Ale udało się. A determinacja pozwoliła jej osiągnąć wysokie stanowisko w hierarchii.
Skutkiem strzału okazała się rozerwana skóra na pysku i pokruszona część szczęki. Powstała fatalna blizna, odsłaniająca metalowe zęby i kły. W pewien sposób był to swoisty test wytrzymałości, ponieważ powinna odnieść dużo większe obrażenia. Uznano to za dobry znak.
Teraz potrafi już swobodnie się poruszać, biegać z niezwykłą szybkością i panować nad naturą bestii bez niczyjej pomocy.
Ciekawostki:
- Umie pisać, jednak sprawia jej to problem. Z jej dominującej ręki wystają pazury, które znacznie utrudniają utrzymanie pióra, więc raczej stara się to robić lewą ręką.
- Miewa trudności z mówieniem, czasem bardziej przypomina to warkot.
- Wciąż jest płodna, jednak nie może rozmnażać się ze zwykłymi ludźmi.
- Po swoim apartamencie chodzi zwykle bez ubrań.
- Uwielbia polować i robi to dość często, ale według konkretnie wytyczonych zasad.
- Nie zdarza jej się wyć do księżyca ani zwiększać aktywności w czasie pełni.
- Nie umie szczekać, ale warczeć już tak.
- Unika jedzenia surowego mięsa i smaku krwi.
- Uwielbia psie przysmaki.
*Raczej służy do blokowania nagłych ataków niż aktywnego używania w walce. Potrzebuje sporo czasu do ponownego naładowania się.