|
|
| Autor | Wiadomość |
---|
Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Polana przy wiosce Sro Cze 28, 2017 12:16 pm | |
| Popularne miejsce w wiosce, znajdującej się pod Wishtown, oddzielone od miasta samym Ponurym Borem i rzeką Wishriver. Polana znajduje się niemal w centrum osady, wieczorami gromadząc jej mieszkańców na odpoczynek po ciężkim dniu pracy. Na środku miejsca znajduje się ogrodzony kamieniem krąg z grubą warstwą sadzy, niewątpliwie pozostawiana po rozpalanym ognisku, pieńki drewna służące za siedliska oraz mur. W pobliżu znajduje się również zadaszona studnia oraz najbogatsze z domów. I w tych oto okolicach droga jest wybrukowana, możliwa do przejścia bez grzęźnięcia w błocie podczas deszczów, lecz luksusy te prędko się kończą, w miarę spaceru w stronę innych, często drewnianych chatek, coraz rzadziej porozmieszczanych. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Polana przy wiosce Sro Cze 28, 2017 1:32 pm | |
| Oddychałam pełną piersią. Wkrótce miało zmierzchać; kątem oka obserwowałam wieśniaków krzątających się w pobliżu, gromadzących chrust i zgrabnie ścięte pieńki drewna, aby mogli odprawić swój codzienny tą porą roku rytuał siedzenia przy ognisku, spoglądania w nie, aż w końcu rozmów, zgrabnie przechodzących w przyśpiewki. Opiekowałam się dziećmi, gdy ich matki przelewały sok z kwaśnych jabłek do glinianych dzbanów. Lubiłam to robić. Ceniłam sobie szczerość tych sepleniących, brudnych od kurzu pociech, nie odnajdując w owej czynności chociażby cienia przymusu. Siedząc na murku, plotłam polne kwiaty w potargane włosy kolejnej z dziewcząt, przygnieciona ich nakładającymi się pytaniami, ich błahymi historiami; w dziecięcych oczach zadającymi się być tak śmiertelnie poważnymi… Milczałam, uśmiechając się delikatnie. Dostrzegłam pierwszy język płomienia wydobywający się z paleniska ogrodzonego kamieniami, więc dopełniłam swoje dzieło pojedynczym chabrem, umieszczając go nad uchem dziewczynki. Poprawiłam zielarski fartuch w pasie, pochylając się lekko nad zgromadzeniem wokół mojej osoby. - Czy nie powinniście już korzystać z uroków ogniska? – dopytałam się niewinnie, lecz nie był to taktowny sposób, aby się ich pozbyć – gdybym chciała, uczyniłabym to w o wiele mniej okrężny sposób. Nie, tego wieczoru miałam ochotę otworzyć do kogoś usta, nacieszyć się początkiem lata; rozkoszować się kolejnym dniem w słodkiej utopii, mającej miejsce w wiosce oddalonej wcale nie tak daleko od centrum piekła. Poczułam piąstki zaciskające się na mojej spódnicy, szarpiące materiał w jedną ze stron. Niedobrze. Prędko porwałam dziecko za nadgarstki, biorąc je na ręce, wspierając na biodrze, nim zrobiło sobie krzywdę o cokolwiek znajduje się w moim fartuchu. - A dokończy pani historię… tamtej czalownicy z poltu Plymouth? – wyłapałam błagalną nutkę w głosie chłopca. Zaczęłam kroczyć w stronę ogniska, a wianek młodych za mną. - Czarownicy z portu – poprawiłam go wyraźnie, ze spokojem. W myślach przywołałam, na czym urwałam wspomnianą opowieść. Ach, tak. Kolejne kłamstwa, tkane kolorowymi słowami, przeplatanie nierealnymi faktami. Zapomniałam, że powinnam wymyślić jej dobre zakończenie. Dzieci kochają dobre zakończenia równie mocno co ja. Kiwałam głową na boki. – Zastanowię się… - nie obiecałam, nie odmówiłam. Cóż, czekało mnie improwizowanie. Jakby to była jakaś nowość.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Polana przy wiosce Czw Lip 06, 2017 1:33 pm | |
| Typowy letni dzień. Ptaki śpiewały, ludzie krzątali sie jak zawsze, a inkwizycja paliła. Wszystko było jak zawsze. Uporządkowane. Nudne wręcz. Jednak Samael nie była by sobą gdyby nie goniła za zleceniami badź plotkami, a te w przeciwieństwie tych pierwszych były naprawdę ciekawe. Głosiły one bowiem iż istnieje miejsce w jakim to wszystko niknie. Tak wiem. Mało interesujący opis lecz nie da się więcej wyciągnąć od wieśniaka. Ta grupa społeczna bowiem była nadal zabobonna i wielce strachliwa, a zarazem taka urokliwa. Kobieta na swój sposób darzyła ich nawet pewnym uczuciem zwanym obojętnością co w jej przypadku było już czymś naprawdę wielkim.Wracając jednak do tematu. Sam gdy tylko usłyszała o owych plotkach ruszyła w drogę. Przemierzała trakty, lasy. Odwiedzała każdą wieś w poszukiwaniu informacji oraz jakiś anomalii. Te jednak jak już się zdarzały były dla niej zbyt nudne. Ot wiedźmy czy inne zawirowania. Wszystko, to już znała. Wszystko nudziło ją na tyle by jechała dalej na swym czarnym wierzchowcu jakiego przywiozła ze swojego urlopu. Wierzchowcu jakiego notabene na swój sposób chyba kochała jednak cii bo się wyda. Tak czy inaczej zapadał zmrok, a w raz z nim zaczęły płonąć ogniska oraz stosy. Naturalny był, to widok. Zbyt. Dlatego w chwili gdy przybywała do kolejnej wioski nie zdziwiła ją łuna nad polaną. Przez myśl także przeszło jej iż właśnie kogoś palą dlatego też miała zamiar ominąć owe miejsce lecz z każdym przemierzonym kilometrem uświadamiała sobie iż się myli. To nie były stosy. Nie te jakie znała... -Spokojnie...- zwróciła się do klaczy głaszcząc ją wierzchem dłoni po szyi w chwili gdy zbliżyli się na tyle by mogła minąć pierwszych ludzi. Ci natomiast zdawali się świetnie bawić. Ogniska, śpiewy. Zapewne pojawił się także alkohol bądź inny specjał tego regionu lecz w to nie wnikała. Miała przecież cel. Tym celem oczywiście było wyłapanie wszystkiego co pomoże jej w poszukiwaniach. Dlatego też jadąc z wolna przysłuchiwała się strzępom rozmów jakie doń dobiegały lecz żadna nie przykuwała jej uwagi. Uwagi kobiety na swój sposób przyciągającej uwagę. Bowiem nikt z tu obecnych zapewne nie dosiadał czarnej jak noc klaczy oraz nie zdawał się emanować aurą chłodu. Przecież mimo jej ubioru świadczącego iż od wielu dni jest w drodze wzrok pobocznych przyciągało jej spojrzenie. Pełne spokoju oraz przeszywającego chłodu. Była niczym duch odziana w biel. Była także niczym jeździec zwiastujący złą nowinę dzięki czerni jaka zdawała się uzupełniać jej wizerunek. Wizerunek kogoś, kogo nie powinno tu być... -Mogę się dosiąść? - Owe pytanie padło, z jej ust w chwili gdy zeszła z grzbietu zwierzęcia oraz zbliżyła się do dziewczyny otoczonej grupką dzieciaków. Czemu akurat wybrała ją? Cóż najwyraźniej również lubiła słuchać słodkich kłamstw albo zwęszyła iż osoba bajdurząca może na swój sposób uzupełnić pajęczynę informacji.... |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Polana przy wiosce Czw Lip 06, 2017 9:17 pm | |
| Pogłębiający się z każdą chwilą mrok nadawał mojej opowieści charakteru. Gorejący ogień odbijał się blaskiem w ich szeroko rozwartych oczach. Zrobiłam dramatyczną pauzę, rozkoszując się ich niemożliwym do opisania przejęciem. Nie mogłam teraz zawieść ich oczekiwań, to byłoby nieludzkie. Pochyliłam się, wędrując wzrokiem po twarzach dzieci. - Za swój dar na wieki zapłaciła straszliwą cenę. Podobno, do dziś przechadzając się brzegiem portu, spoglądając głęboko w horyzont, można dosłyszeć jej zwodzenie i odgłos drapania; niczym paznokciami po szkle. Podczas najgorszych sztormów błąka się bezcelowo, a deszcz nie ima jej ciała – suknię ma wciąż suchą, włosy pięknie ułożone, tak jak sobie tego zażyczyła. Pustka jednak trawi jej potępioną duszę. Będzie trwała tak aż ludzie zapomną o jej legendzie i zlitują się nad udręczoną czarownicą – zniżyłam głos, przerywając na chwilę. I moja wyobraźnia miała swoje granice. – Wtedy piekło rozpęta się na nowo – zakończyłam tymi słowami, wyjątkowo czyniąc z czarownicy złą bohaterkę. Wiedźma zapłaciła za swoje grzechy. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Czymże byłaby opowieść bez morału? Wyprostowałam się, chcąc podzielić się wymyślanymi na bieżąco banałami, nowoprzybyła osoba zajęła moją uwagę. Poczułam się niepewnie, choć zawsze zachowywałam ostrożność. Początkowo nie dałam po sobie poznać, że w ogóle zarejestrowałam obecność kobiety ze świata zewnętrznego. Jednak nie mogłam jej ignorować, zwłaszcza, gdy jedna ze starszych kobiet powitała ją serdecznie i zaprosiła pośród swoich słowami: - Proszę, napij się z nami, odpocznij po podróży. – Podsunęła jej lekko nagrzany od ognia sok z pływającymi na jego powierzchni ćwiartkami małych jabłek. – Zapewne przybyłaś do naszej Catherine? Przyjaciele Cath są naszymi przyjaciółmi, czuj się jak w domu, kochana – machnęła dłonią w moim kierunku. Usta drgnęły mi łagodnie. Świetnie. Czyli... jeśli ktoś wygląda podejrzanie, oznacza to, że jest moim gościem? Zareagowałam jak zwykle spokojnie, nie dając niczego po sobie poznać. Wieśniacy przywykli już, że przejezdni często witają u miejscowej zielarki, prosząc o pomoc. Nieczęsto, ale na tyle, by wiedzieć, że to ja bywam sprawczynią zaburzenia ich spokojnej codzienności. Ostatnio, na swojej skórze miałam okazję poznać, jak kończą się niezapowiedziane wizyty z miasta. Zaprosiłam kobietę gestem ręki, mimo wszystko. Mój uśmiech nie zdradzał czujności. - Proszę – przesunęłam się nawet, by zajęła miejsce w pobliżu. Wtedy też rozległ się ucieszony pisk dzieci. Cześć z nich wstała, otaczając czarne jak węgiel stworzenie. Podążyłam za nimi wzrokiem. Hej, a co z zakończeniem mojej opowieści?! Koń skutecznie zajął uwagę moich słuchaczy. - Możemy dotknąć, pszepani? – pytali się, oczekując przyzwolenia. - On gryzie? Mocno gryzie? – Takie i inne pytania padły z ust dzieci, niestrudzonych późną porą. Dałam im trochę czasu na oswojenie się z nowoprzybyłą kobietą i jej czarnym towarzyszem, dopiero po chwili otwierając na nowo usta. - Chyba skradłaś serca moich słuchaczy swoim przybyciem – zauważyłam, rozpoczynając rozmowę, na wstępie darując sobie konwenanse i zwroty grzecznościowe. Kobieta nie wyglądała na taką, która by się tym przejmowała. – Nazywają mnie Catherine. A jak powinnam zwracać się do ciebie? – zapytałam, nie tylko dla ułatwienia dialogu. Chciałam wiedzieć, na czym stoję. Nie pamiętałam jej z mojego pobytu w Inkwizycji, jednak wiele mogło się przecież zmienić od tego czasu… Część dzieci, została z nami, może przez to, że nie potrafiły dopchać się do zwierzęcia, a może chcąc usłyszeć choć słowo więcej na temat wiedźmy z portu. Nagrodziłam zainteresowanych morałem: - Porzucanie historii naszych babć bywa zgubne. Przeszłość jest wszystkim, co nas określa. Nie zapominajcie o dawnych legendach i baśniach; w każdej z nich kryję się odrobina prawdy – dopowiedziałam półszeptem, pochylając się i gładząc siedzącą najbliżej dziewczynkę po policzku. Skorzystałam z chwili zadumy pociech, przerywanej odgłosami zachwytu nad koniem. Odwróciłam się do kobiety. Jej ubiór cieszył moje oko. Odczuwałam satysfakcję, gdy dopełniałyśmy się wyglądem. - W rzeczywistości przybyłaś do mnie? Potrzebujesz mojej pomocy? Mieszkam u skraju lasu, jeśli potrzebujesz prywatności… - zerknęłam znacząco na otaczających nas ludzi. Nie każdy przecież chciał dzielić się problemami natury wszelakiej, gdy wokół znajdowała się setka spragnionych plotek uszu. Wtedy rozległo się pytanie jednego z najmłodszych chłopców, skierowane wyraźnie do nowoprzybyłej. - Jest pani z miasta? Jest pani kimś ważnym? Opowie nam pani historię z miasta? – zasypał ją, a ja niemal odczułam wdzięczność. Gdyby tylko w swojej dziecięcej bezpośredniości zadał pytanie bardziej szczegółowo… „Kim, do cholery, jesteś?”. Powinnam zrugać chłopca za nadmierną ciekawość, ale zamiast tego zerkam z zainteresowaniem na swoją rozmówczynię. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Polana przy wiosce Pią Lip 07, 2017 1:00 pm | |
| Pierwszy kontakt z tubylcami zawsze był dla niej najbardziej drażliwy lecz w tej chwili nie mogła sobie pozwolić na nic innego jak tylko przyjęcie owego naparu oraz delikatne skinienie głowy w ramach podziękowania. Oczywiście tak wypadało. Nie chciała przecież zniechęcać do siebie mieszkańców, którzy to jak widać od razu wskazali jej osobę najbardziej kompetentną w całej wiosce. Catherine. Kim była osoba jaką do tej pory oblegały dzieci? Owa myśl przemknęła przez głowę kobiety w tym samym momencie w jakim usta zetknęły się z naparem. Zabawne jacy ludzie potrafią być przydatni nawet nie zdając sobie, z tego sprawę. Przydatni, a zarazem głupi i tak wielce irytujący. Niczym dzieci zadające tysiąc pytań na minutę. Tak jak te tutaj. Jednak Sam nie przejęła się nimi zbytnio tylko ponownie skinęła delikatnie głową w stronę osoby opowiadającej opowieść po czym przysiadła obok. -Nic wam nie zrobi jeśli jej nie każę...- Odpowiedziała pozbawionym emocji głosem na pierwsze pytania tych małych potworów jednocześnie przy tym niedbałym ruchem dłoni wskazując iż mogą zająć się nową zabawką dodając przy tym. - Mimo wszystko zachowajcie ostrożność. - Owa troska nie była spowodowana grzecznością czy też chęcią uratowania owych dzieciaków. Prędzej można było by ją posądzać o chęć ochrony zwierzęcia niż tych małych paskud no ale cóż zwierzęta zawsze stawiała wyżej od ludzi. Chyba skradłaś serca moich słuchaczy swoim przybyciem Czy miała racje? Nie. Prędzej kobieta mogła by skraść ich dusze. Były one cenniejsze od serc. Zresztą kto by chciał posiadać cudze serce? Na pewno nie Samael. Ona nie była typem zbieracza. Owszem kolekcjonowała dziwne trofea lecz nie była aż tak trywialna. Mimo wszystko na jej ustach zagościł delikatny wręcz niezauważalny uśmiech wywołany tym stwierdzeniem. -Jestem tu przejazdem. Odejdę szybciej niż przybyłam więc nie zawracaj sobie głowy taką drobnostką jak imię. - Odpowiedziała jej skupiając swój wzrok na ogniu, który tak bardzo ją drażnił, a zarazem fascynował. Ogień przecież był pośrednikiem między światami. Wypalał piętna oraz gasił pragnienia. Prawie jak opowieści. Te bowiem zazwyczaj pozostawiały one coś po sobie. Morał, niedokończoną myśl... Wszystko, to zasiewało ziarno w słuchaczu. Prawie tak samo trwale niczym słowa wypowiadane przez kobietę . Słowa mające na celu nauczyć owe dzieci czegoś więcej niż tylko ciemnogrodu. Legendy... Zabawne Sam była jedną, z nich. Wkładano bowiem ją pomiędzy bajki, a legendy. Jej istnienie owiane aurą tak samo tajemniczą jak opowieść, której strzępek było dane jej wysłuchać. -Jednak czasem prawda bywa zgubna... Dlatego pamiętajcie zachowujcie ją dla siebie... - Dokończyła jej wywód nie odrywając spojrzenia od ogniska. Wypowiedziała owe słowa machinalnie. Zdawać się mogło iż tak naprawdę nie miała nawet zamiaru zbytnio rozwodzić się nad nimi lecz gdzieś w głębi siebie odczuwała, że ma racje. Przecież prawda czasem bywa niewygodna... Tak jak przeszłość. Zielarka przerwała jej rozważania swoim pytaniem. Prostym, a zarazem podchwytliwym.Pytaniem na jakie nie dane było jej odpowiedzieć ponieważ w tej samej chwili kolejna paskuda zadała serię pytań. -Mówią o mnie że przybyłam z północy. Inni, ze z południa... A jeszcze inni że przypłynęłam zza wielkiego morza... - Sam postanowiła odpowiedzieć dziecku pomimo faktu iż nadal wpatrywała się w ogień jakby cały świat w koło niej był tylko kolejną iluzją, a osoby otaczające ją tylko cieniami. -Jeśli pragniesz opowieści po których Twój sen będzie niespokojny i płytki, to mogę ci ją podarować. Jednak czy na pewno wiesz o co prosisz młody człowieku? -Przecież mogła dać im wszystko. Mogła pozbawić ich niewinności oraz co najważniejsze mogła podarować im także ukojenie. Wszystko jednak miało swoją cenę. Ci tutaj jednak nie byli by wstanie jej zapłacić za nic co mogła by im dać. Przynajmniej nie te kmioty... |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Polana przy wiosce Pią Lip 07, 2017 2:26 pm | |
| Słowa przybyszki dzieci potraktowały jako zgodę, najwyraźniej nie odczytując już mojego spojrzenia, nakazującego im zachować bezpieczny dystans. Pociechy otoczyły czarne stworzenie wiankiem dookoła, dotykając drobnymi palcami jego piękne, lśniące umaszczenie, podczas gdy ja byłam gotowa poderwać się i jak najprędzej zająć się możliwą kontuzją. Osiodłane konie były z reguły oddane i łagodne, jednak wiedziałam doskonale, że każdy ma swoją granicę, po przekroczeniu której nie czeka nic dobrego. Nie chciałam się wychylać, pozostało mi więc wierzyć w subtelność dzieci z wioski. - Ostrożnie, nie szarpcie za sierść – poleciłam im prędko, choć nie byłam pewna, czy w ogóle mnie dosłyszeli. Przy dzieciach i ich rodzicach zajętych sobą, musiałam mieć oczy dookoła głowy. Zwłaszcza w towarzystwie tej kobiety… Mój brak zaufania pogłębił się. To tylko imię. Aż imię, a mimo to nie podzieliła się nim. Czyżby nawet nie chciała wymyślać chwilowego przydomku na poczekaniu? Nie zachowywała się normalnie, a co najgorsze sprawiała wrażenie niespecjalnie tym przejętej. Ja również nie grałam w otwarte karty – moje prawdziwe imię zostało zapomniane; nie dźwięczało w moich ustach już od wieków, jednak ja, w przeciwieństwie do niej, sprawiałam pozory. Nawet jeśli spełni swoje słowa, odjeżdżając, nie będę czuła się pewnie. Kimże jesteś? - Mimo wszystko, przydomki są przydatne na rzecz rozmowy… - Nie dałam za wygraną, ale też nie zamierzam dłużej naciskać. Tutaj odgrywam rolę zielarki. Kobiety, która nie uciekła przed światem. Takiej, która ma czyste sumienie. Rozmyślania przerywa mi jej dopowiedzenie do morału. Zamrugałam, chwilowo nie wiedząc, jak powinnam się do tego odnieść i połączyć z całokształtem nowprzybyłej. Upijam łyk kwaśnego soku z glinianego kubka, powoli odzyskując rezon. - To prawda. Wiedza jest władzą, jeśli potrafimy z niej korzystać. W innym przypadku, wejście w posiadanie informacji nie przeznaczonej nigdy dla naszych uszu, może doprowadzić nas tam, gdzie wcale nie chcemy zawędrować… - Czyżby z moich ust właśnie padło ostrzeżenie? Widzę po twarzach młodszych, że przestają rozumieć. Nie wiedzą nawet, jak sprecyzować pytanie, by upewnić się, co mam na myśli. Ten morał nie był skierowany jednak do nich. Wkrótce obserwowałam krótką interakcję między malutkim wciąż chłopcem a nowoprzybyłą. Przejął się. Kiwnął głową, nawet dwukrotnie, dając jej znak, że bardzo chciałby usłyszeć tę opowieść, nawet ponosząc straszliwą cenę. Ja również opowiadałam im niezbyt adekwatne do ich wieku historię, jednak wciąż nie wiedziałam, czego mogłam spodziewać się po przejezdnej kobiecie. - Chcę! Proszę! Widziała pani syreny w tym wielkim morzu!? – dopytywał, gdyż najwyraźniej wzmianka o morzu wywarła na nim największe wrażenie. Nigdy nie widział przecież niczego większego od naszego urokliwego jeziorka za pasmem drzew. - Wystarczy. Każdy byłby zmęczony po podróży do naszej zapomnianej przez bogów wioski, nie zamęczajcie pani… - urwałam zdecydowanym tonem, na który nie pozwalałam sobie często. Nie chciałam dzielić się z nimi moimi ziołami na koszmary, zwłaszcza, że sama pochłaniam całkiem spore ich dawki. – Zapewne nie doszlibyśmy nawet do połowy tejże opowieści, nim wasze rodzicielki porwałyby was do łóżek. Następnym razem, może… - dodałam, widząc z wolna pojawiający się zawód w oczach chłopca. Nie oczekiwałam podziękowań, przecież zabrałam mu chwilę rozrywki. Prędko dopiłam sok do dna, natychmiast wciskając kubek w jego rączki. – Weź swoją siostrzyczkę i przynieś mi więcej. Nie zapomnij wybrać najładniejszych jabłek – mrugnęłam do chłopca, dając mu takie właśnie zadanie. Chciałam spędzić z nowoprzybyłą odrobinę czasu sama. A przynajmniej bez większych możliwości do przeszkadzania w naszej rozmowie. - Nigdy nie uwierzę, że pojawiłaś się tu z przypadku – zaczęłam rozmowę, delikatnie, oczywiście nie sugerując jej spisku i kłamstwa. – Może przez to, że nie wierzę w przypadek? – dopowiedziałam cicho, wzrok przenosząc na ręce kobiety. To najszybsza droga, aby się upewnić. – Masz piękne dłonie. Czy mogłabym się im przyjrzeć z bliska? – zapytałam, wyciągając rękę, wewnętrzną stroną do góry. Odrzuciłam już opcję, że jest Inkwizytorką. Znałabym ją, gdyby tak było. Czyżby więc była skazaną? Doskonale wiedziałam, jak święta organizacja lubuje się w miażdżeniu palców, wyrywaniu paznokci… Blizny lub czysta skóra byłyby dla mnie kolejną wskazówką.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Polana przy wiosce Pią Lip 07, 2017 3:04 pm | |
| Wszystko co działo się później było dla niej tylko mglistym wspomnieniem. Nie zwracała zbytnio uwagi na słowa kobiety czy też dzieci najwyraźniej zawieszonych ich konwersacją jaka zdawać by się mogło jest czymś więcej niż zwykłą rozmową. Sam zdawała sobie sprawę z tego od początku. Wiedziała iż musi zważać na słowa gesty czy wszystkie inne drobnostki zdradzające jej właściwe pochodzenie oraz cele. Dlatego też nie odrywała spojrzenia od ognia. Potrzebowała jednego punktu jaki skupi jej całą uwagę na tyle by mogła odwrócić się od wszystkiego co mogło by ją rozproszyć. Od dzieci, święta czy choćby piętna o dziwo będącego teraz chłodnym dzięki łunie padającej na jej ciało. Przyjemne ciepło koiło zmysły oraz rany. Koiło wszystko co mogło zostać zakłócone... -Owszem masz racje.- Przyznała ją bez ogródek nie chowając się za kłamstwami. -W przypadki wierzą ludzie ciemni bądź pragnący w coś wierzyć. Zresztą przeznaczenia nigdy nie oszukasz... - Podjęła grę. Również wypowiedziała słowa jakie miały dać jej do myślenia. Przeznaczenie bowiem zazwyczaj bywało przewrotne tak samo jak i ludzka ciekawość. Nic jednak nie działo się z przypadku. Nawet owa rozmowa miała cel jaki z wolna zmieniał się pod wpływem każdego kolejnego słowa padającego, z ich ust. Słowa nabierającego mocy oraz podszytego podwójnym dnem tak iż tylko wprawiony słuchacz byłby wstanie je wychwycić... Słuchacz bądź ktoś podobny do siebie w pewnym stopniu. Jednak czy one były podobne? Delikatny uśmiech ponownie zagościł w kąciku ust Sam w chwili gdy zbliżyła do nich kubek upijając przy tym zawartość jaka przyznać muszę była nawet w miarę. -Raczej zwyczajne- Odparła odstawiając kubek na ziemię jednocześnie przy tym przerywając kontakt jaki nawiązała z ogniskiem na rzecz uraczenia owej nieznajomej swym spojrzeniem. Było ono takie jak na. Spokojne. Prawie całkowicie pozbawione emocji czy czegokolwiek co mogło by zdradzić jej myśli czy zamiary. Natomiast jej dłonie jak już oznajmiła wcześniej były zwykłe. Przynajmniej tak mogło by się zdawać. Zaznaczyć tu trzeba iż były one typowe dla ludzi którzy często podróżują lecz jednocześnie nie były splugawione przez zanieczyszczenie czy też pracę fizyczną. Na swój sposób można by było powiedzieć iż były nazbyt delikatne. Niczym te jakie posiadają bogate panny z dobrego domu jednak mimo wszystko coś mogło w nich nie grać i nie mówię tutaj o złamaniach. Przecież jej całe ciało nosiło wiele ciekawych blizn czy zadrapań lecz nie dłonie. One bowiem zawsze były inne. Wręcz pasujące do całokształtu tajemniczej kobiety. Lekko zimne, a zarazem takie zwyczajne. Tak jak Sam. -Lubisz historie... Pytanie brzmi czy raczysz dzieci pięknymi kłamstwami czy też ziarnem prawdy kiełkującym w ich sercach i dającym otuchę badź strach? - Odbiła piłeczkę. Skoro tamta pragnęła przyjrzeć się jej to czemu by nie zadać podchwytliwego pytania. Czemu by nie pozwolić sobie na delikatne wybadanie terenu? |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Polana przy wiosce Sob Lip 08, 2017 1:11 am | |
| Przeznaczenie. I ona wypowiedziała to słowo, słyszałam je doskonale. Nie wiedziałam, że tak łatwo się do niego przyznać. W obecnych czasach łatwiej nam było przyznawać się do braku wiary. Porzucić dawne obyczaje, unikać tego, co instynkt podpowiada nam za jedyną, słuszną drogę. Nie przypisałabym racjonalnego, logicznego myślenia do ciemnoty. To raczej kwestia… wewnętrznej wrażliwości. I wychowania, które nauczyło nas widzieć pozornie niezauważalne. Wyłapałam jej drgnienie ust, od biedy mogące być uznane za uśmiech. Nie wiem dlaczego, ale pochyliłam się, również obdarzając ją uśmiechem, jakby zachęcając ją do pogłębienia tego gestu. Rozmawiałyśmy otwarcie niczym stare znajome. Nic dziwnego, że właśnie tak potraktowali nas mieszkańcy wioski. Skorzystałam z okazji, gdy ukazała mi swoje dłonie. Ujęłam jedną z nich, kładąc delikatnie na własnych palcach odwróconych wewnętrzną stroną ku górze. Mogła poczuć ciepło pochodzące od moich rąk, tymczasowo nagrzanych od ogniska. Czyste, pozbawione blizn. W przeciwieństwie do moich dłoni, gdzie całe szczęście dawne rany z tortur zbielały, a przykryły je kolejne, tym razem drobne i łagodne ranki – zadrapania i otarcia, które zawdzięczałam swojej pracy. Musnęłam jej skórę, wodząc palcem wzdłuż kości. Nie jest skazaną, byłam już pewna. Męczennica? Nie, z pewnością byłaby bardziej taktowna. Dziwne przypadki stąpały po ziemi i wiedziałam jedno – ona była jednym z nich. Puściłam ją dopiero, gdy byłam pewna, że skóra pozbawiona dawnych śladów nie przyniesie mi więcej wskazówek. Powinnam podążyć więc inną drogą. Podziękowałam skinięciem głowy. - Kto ich nie lubi? – skontrowałam, wzdychając bezgłośnie. – Gdy dorosną, zapomną o straszliwych rytuałach wiedźmy z lasu. Ale gdzieś w ich umysłach zostanie - niczym cień – świadomość, że nie należy obdarzać zaufaniem nieznajomych. Kto wie? Może pewnego dnia wiedza ta uratuje im życie? – ostanie słowa przypieczętowałam spojrzeniem, przeniesionym z wesoło falującego płomienia, wprost w oczy mojej rozmówczyni. – Nie nazwę tego naciągnięciem prawdy; moje opowieści często nie zawierają jej wcale. Istnieją jednak dobre kłamstwa, nie uważasz? – pytałam się, choć moje zdanie na ten temat jest silnie wyrobione. Odpowiednio ściszyłam głos, aby żadna z pociech zajętych wierzchowcem tego nie dosłyszała. – Pozostawione, by chronić – zastanowiłam się, a ton mojego głosu przybrał nieco nieobecny wyraz. Chronić wszystko, co darzy się przywiązaniem, którego nie śmiałam nazwać uczuciem. Starałam się wrócić na ziemię. – Nie masz mi za złe, że z tobą nie dzielę się ubarwionymi szczegółami? Nie jesteś już dzieckiem. Ale jeśli poprosisz, mogłabym dla ciebie skłamać – zaoferowałam, jakbym obiecywała jej co najmniej wspólną wieczność. W mojej głowie kształtował się plan, powoli dostrzegałam jego szczegóły. Zbierałam poszczególne elementy, formowałam w całość. Wiedziałam, że nie powinnam zostawić sytuacji w rękach losu; musiałam zająć się nią sama. Kim jesteś? Ponowiłam pytanie, jednak po raz kolejny pozostało ono w sferze moich myśli. Czyżby czarownica? Te łatwo było mi rozpoznać, gdy już starały się użyć swoich mocy w mojej obecności. Dostrzegałam brak zrozumienia na ich twarzach, zwątpienie, pogłębiane przez podjęcie nowych prób. Mądrym posunięciem byłoby czekać na rozwój wydarzeń. Lecz ja bardzo nie lubiłam czekać. - Nawet jeśli nie zabawisz tu długo, myślę, że powinnaś skorzystać ze sposobności i zawitać w moim skromnym domu. Noc nie jest czasem podróży – skinęłam głową w kierunku wierzchowca kobiety. Ludzie stąd nauczyli mnie gościnności. Korzystałam z ofiarowanej mi wiedzy, dostosowując ją jednak do osobliwej sytuacji. – Odpocznij, nim ruszysz dalej – namawiałam ją i zapewne czyniłabym to dłużej, gdyby nie powrót ostatniego wiernego mi słuchacza wraz z siostrą i kubkiem soku jabłkowego. Wręczył mi sok z cichym „proszę”, zaraz przenosząc spojrzenie na przejezdna kobietę. Najwyraźniej nie mógł pohamować swojej ciekawości. - A wróci tu pani jeszcze? – usiłował się dowiedzieć. Przejrzał moje kłamstwo, gdy mówiłam „następnym razem”, mając na myśli „nigdy”. Sprytne dziecko. Udałam, że się nie spostrzegłam, wydobywając nożyk przyczepiony do mojego pasa i całą uwagę poświęcając wyciągnięciu dorodnego jabłka pływającego na powierzchni soku. Zamilkłam, oddając nowoprzybyłą uwadze dziecka. Miała szansę podzielić się swoją opowieścią. Ja byłam gotowa, by powrócić do domu w każdej chwili, wedle jej życzenia. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Polana przy wiosce Sob Lip 08, 2017 9:10 am | |
| Kontakt fizyczny nigdy nie był dla niej przyjemny jednak w tej chwili pozwoliła sobie na niego. Nie dla własnej przyjemności lecz dla zmylenia przeciwnika. Przecież skoro tamta tak bardzo chciała poznać jej dłoń, to czemu nie dać jej tego? Za wszystkim bowiem kryła się cena. Nic przecież nie dzieje się z przypadku ani nie jest darmowe. W tym przypadku jednak rachunek pozostaje otwarty tak długo jak tylko będzie, to możliwe. Jednak co się stanie gdy przyjdzie wreszcie go spłacić? Wtedy zapewne nie będzie już tak miło i kolorowo jak w chwili gdy ciepło ciała zielarki stykało się z chłodem nieznajomej. Chłodem naturalnym. Wręcz przenikliwym i nie była to zasługa magii lecz po prostu zwolnionego bicia serca owej niewiasty. Przecież Sam od wielu lat praktykowała tą sztukę dzięki której mogła przetrwać dłużej niż nie jedna osoba w podróży czy też w mało sprzyjających okolicznościach takich jak choćby ta tutaj. -Owa wiedza może równie dobrze ukształtować je w drugą stronę. Nie zapomną nauk a wprost przeciwnie będą one podstawą do ich dalszych działań. Tak czy inaczej w pewien sposób właśnie kształtujesz ich umysły oraz młode wątłe ciała.- Kolejna odpowiedź. Kolejne zboczenie, z trasy normalnej konwersacji jaka w tym przypadku była czymś więcej. Ich słowa można było bowiem ważyć na dwa czy nawet więcej sposobów. Kwestia rozmówcy oraz tego co pragnie wyłapać. Jedni przecież uznają, to za dziecinną rozmowę. Inni za chęć ukazania kto ma racji, a jeszcze inni zapewne doszukają się tutaj rożnych poglądów na świat jaki wszyscy dobrze znają. -Drobne?- Spytała nieznacznie unosząc brew ku górze i nie czekając na odwiedź kontynuowała. -Raczej nazwała bym je słodkimi. Wtłaczanymi w te pragnące poznania głowy... Ubierasz wszystko tak jak chcesz. Kształtujesz świat opowieści wedle siebie samej dzięki czemu śmiem wątpić iż nie wszystko jest kłamstwem nawet tym najsłodszym, a szczegóły... Czasem są zmyślone, a czasem częścią czyjegoś życia... - Ostatnie dwa słowa nieznacznie podkreśliła intonując je tak aby ta mogła skupić się na nich. Czyżby posądzała ją właśnie o kłamstwo lub też naginanie prawdy, a możne po prostu zdawała sobie sprawę iż nawet największa opowieść gdzieś tam inspirowana jest własnymi przeżyciami jakie wywarły jakiś w pływ na daną jednostkę... Tak czy inaczej bawiła się słowem. Chwilą. Nią. Na swój dziwny sposób jakiego wielu zapewne nie zechce zrozumieć. Ale jeśli poprosisz, mogłabym dla ciebie skłamać Przemilczała owe słowa przy tym nijak się do nich nie odnosząc. Pozostawiła je dla siebie. Dla własnych przemyśleń czy co tam posiadała w tej chwili nadal przy tym nie spuszczając wzroku ze swojej rozmówczyni. Wzroku nie zdradzającego tego iż szukała w niej czegoś. Zmiany, anomalii czy choćby jakiegokolwiek gestu zdradzającego jej intencje. Wszystko to bowiem było kluczem do ich spotkania. Spotkania na pozór przypadkowego jednak co jeśli przeznaczenie chciało tego dla nich? I chyba racja leżała po stronie losu skoro tamta podjęła temat postoju. Nie był on częścią planu ani nawet nie zakładała iż takowy może zostać poczyniony dlatego też już chciała ją zbyć lecz w owej chwili pojawiły się po raz kolejne te małe potwory zadające kolejne pytania. -Zapewne nigdy więcej mnie już nie zobaczycie. Dlatego odrzuć nadzieję. - Możliwe, że było to zbyt okrutne jak dla takiego dziecka jednak prawda zazwyczaj bywała okrutna. Prawda wypowiadana przez osoby takie jak Des. Osoby nieplanujące przyszłości ponieważ z każdym dniem mogła zakończyć swój żywot. -Może i noc nie sprzyja wielu... Jednak my sobie poradzimy- Owe słowa skierowała do kobiety dając jej przy tym do zrozumienia iż nie pierwszy raz nocny cień otulał jej ciało gdy podróżowała. Nie pierwszy raz skrywała się pod płaszczem ciemności jaki najwyraźniej zdawał się dopełniać nią samą oraz jej wierzchowca... Wszystko bowiem pasowało do układanki jaką była. -Wy natomiast korzystajcie z nocy. Bawcie się by w końcu móc śnić o wielkim świecie w jakim staniecie się bohaterami. Może nawet takimi samymi jak Ci z opowieści waszej zielarki? - Czemu, to powiedziała? Nie, nie chciała zbywać tych małych potworów a zarazem nie chciała dawać im nadziei jaka nigdy nie istniała. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Polana przy wiosce Pon Lip 10, 2017 11:54 am | |
| Zastanawiałam się chwilę nad jej słowami. Bardzo krótko. Prędko na nowo uświadomiłam sobie, że nie robię im krzywdy. Zamierzałam podzielić się swoimi przemyśleniami, nawet jeśli faktycznie ma wkrótce zniknąć z mojego życia na zawsze - nie chciałam przecież, by uważała moje kłamstwa za zgubne dla ich niedoświadczonych umysłów. - Tym lepiej. Robię wszystko, by nie popadli w skrajności; jak najdalej od fanatyzmu i zawziętości. Uczę wątpić w swoje przeświadczenia, przyznać się do błędu na każdym etapie. Pokazuję dobro i zło, nie wskazując odpowiedniej drogi. Gdy dorosną, wybiorą sami - mówiłam rzeczowo, niemal na jednym tchu. Nie siliłam się na zbędne emocje, w tej scenie byłam nauczycielką, dlatego przybrałam moralizatorski, cierpliwy ton. Nie miałam wiąż pewności, czy nastawienie, jakim się dziele jest najlepszym. Uważałam je za zdrowe, bezpiecznie. Dryfowanie pomiędzy, bez wybierania żadnej ze stron. Kolejną sugestię kobiety wzięłam jako przytyk we własnym kierunku. Jakby... historie opowiadane przeze mnie były wzorowane na mojej osobie. Dobre sobie... Taka historia nie porwałaby żadnego z słuchaczy. - To tylko inspiracja! - żachnęłam się, niemalże oburzona jak artysta, którego sztuka nie została pojęta. - Gdybym korzystała z opowieści tkanych przez nasz los, musiałabym zrezygnować ze szczęśliwych zakończeń, które tak uwielbiam. U mnie... dobro tryumfuje, zawsze. Gdybym pozostała przy codzienności naszego dnia, nikt nie chciałby mnie słuchać. Codzienność! - powtórzyłam z pogardą, energicznie kręcąc głową. Po raz pierwszy mogła dostrzec we mnie osobliwe uniesienie. - Nie ma w tym piękna. Nie odnajdę go w brudzie, odzieraniu z niewinności, chorobach i głodzie. - Bardzo powstrzymywałam się od wejścia na tematy polityczne. Pragnęłam nawiązać do tortur, płonących stosów i niesprawiedliwości tak wielkiej, aż zgrzytało mi pod zębami. Nie było to jednak bezpieczne w obecności nieznajomej ani pośród otaczających nas uszu. Oczywiście, żaden grymas nie odbijał się na mojej twarzy. Sprawiałam wrażenie ożywionej zaistniałą konwersacją, nic więcej. Poznawałyśmy się, czekałyśmy na pierwszy błąd. - Ziarno, ale nic więcej - zgodziłam się, świadoma, że mogłam nie zadowolić jej tą odpowiedzią, choć przytłoczyłam ją nadmiarem słów.Nie zdradzę żadnej zbędnej informacji, do kiedy mnie nie poprosisz, o nie. Nie myśl sobie, że pójdzie tak łatwo. Wydobyłam z naczynia jabłko, nabijając na sam czubek noża. Przyglądałam mu się badawczo, nim podetknęłam je do ust. Słowa chłopca na brutalną odpowiedź przybyszki, przyjęłam ze spokojem, choć w musiałam przyznać, że w dziecięcych ustach zabrzmiały nieco złowieszczo. - Rozumiem. Ja... Ja panią zapamiętam! - mówi, po czym cofa się o krok do swojej siostrzyczki. Po takiej groźbie nie spałabym spokojnie. Rozczulił mnie. Ciekawa byłam, ile w zapewnieniu kryło się prawdy. Kiedy zapomni... Na drugi dzień? Czy po kilku dniach? Prędko zostałyśmy same, choć nie na tyle, by móc rozmawiać swobodnie. Wokół nas rozbrzmiewało wiele podniesionych głosów. I skwierczenie ogniska. Musiałam tłumić mój zawód, gdy odrzuciła zaproszenie. Nie chciała wkraczać na moje terytorium? Do królestwa, którego mogłaby już nigdy nie opuścić? Cóż, to zrozumiałe. Jednak ja nie zamierzam zrezygnować. Załatwię to sama, nie mieszając mieszkańców we własne sprawy. Jak wspomniałam - brzydziłam się codzienności, a jednak broniłam tej magicznej utopii, niczym suka chroniąca swoje szczenięta. W całej spontaniczności, jaka we mnie pozostała, rzuciłam jej twarde, niemal wyzywające spojrzenie; namawiające do podjęcia tego wyzwania. Czułam już wzbierającą się we mnie adrenalinę. - Zabierz mnie więc ze sobą - poprosiłam nagle, na jednym tchu. Identycznie, jak dziecko proszące o opowieść, z jednakową zaciętością. Byłam gotowa w każdej chwili. - Dokąd teraz zmierzasz? - pytałam, lecz nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. - Tylko jeden dzień. W dowolnym kierunku. Nie zwolnię twojej podróży, a twój wierzchowiec wygląda na silnego; udźwignie nas obie. - namawiałam ją, zastanawiając się, czy brzmię już jak desperatka. Bynajmniej. Zielarki z zapomnianych przez bogów wioskach nie musiały być przecież zdrowe na umyśle. - Gdy stwierdzisz, że ci zawadzam, porzucisz mnie, choćby w środku lasu - dopowiedziałam, zupełnie pewna siebie. Potrafiłam obchodzić się ze zwierzętami... A Koszmary? To one obawiały się mnie, nigdy na odwrót. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Polana przy wiosce Pon Wrz 04, 2017 2:39 pm | |
| Dokąd zmierza. Kim jest. I czym może się stać. Te pytania zdawały się być o wiele bardziej złożone niż mogło by się komuś wydawać. Były one esencją jej własnej drogi jaką obrała, a jaka zdawała się nie być pisana nikomu innemu. Tak było i w tym przypadku. Dlatego też kobieta zmierzyła wzrokiem swoją rozmówczynie i jedynie uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. Milczała. Jak długo? Nie jest tego zapewne nikt pewny jednak, to drobnostka. Jeden z niewielu jakie mogą mieć miejsce. -Na pewno tego chcesz?-Zadając to pytanie wzrok swój zwróciła ku płomieniu jaki tańczył ze spokojem odbijając się przy tym w jej chłodnym spojrzeniu. Był on przecież jedyną rzeczą jaka zdradzała jej wnętrze. Jedyny aspekt dzięki któremu można było ujrzeć w niej coś więcej niż w tych prostych chłopach, nudnych mieszczanach czy fanatykach stojących po obu stronach barykady. Fanatycy. Ich można było spotkać wszędzie lecz nie tutaj. Owa wieś zdawała się być jedynym przedsionkiem broniącym się przed całą tą paranoją jaka otaczała świat. Paranoją zataczającą coraz to większe kręgi niczym kamień rzucony na tafle wody. -Nim ogień zgaśnie wyruszamy.- Ponownie odezwała się ku niej wiedząc iż nie będzie, to dobra decyzja jednak miała jej słowo. Jeden dzień. Ni mniej ni więcej. Od wschodu do wschodu. Później ich drogi się rozejdą i jak już wcześniej oznajmiła już nigdy się nie zobaczą. Tak bywało w wielu przypadkach z jakimi było dane sie jej zetknąć. Przypadka w jakich zazwyczaj miała racje. -Radzę Ci się przygotować. Weź co uważasz za stosowne i wróć.- Nie była, to prośba lecz polecenie. Owszem wydane ono zostało swobodnym tonem lecz jeśli tego nie uczyni... Wtedy jej nowa towarzyszka podróży będzie się sama martwić. Sam bowiem dobrze wiedziała jak wyglądają jej zapasy i nie miała zamiaru się dzielić, z nikim nimi. I tutaj następują dwie drogi. Jeśli tamta raczyła uczynić co jej polecono Sam zapewne pokręciła się jeszcze trochę wśród prostego ludu wsłuchując się w ich opowieści, żarty czy zabawy. Jeśli nie, to i tak uczyła to samo. Przecież nie będzie niańczyć owej kobiety. Nie teraz.
Jakiś czas później
Palenisko dogasało zgodnie, z jej słowami. Świat już dawno ucichł tak jak i zabawy otaczające ją. Wszystko było idealne. Cisza, powiew wiatru niosący nowiny ze świata oraz samotność. Znowu czuła się wolna. Siedziała na jednym, z pni. Ile, to już godzin przyglądała sie płomieniom jakie kończyły swój żywot niczym wiedźmy na stosach? Zapewne wiele. Teraz jednak uwagę tej dziwnej kobiety przykuł horyzont. Czyżby wypatrywała nań znaków nowych zmian? Nie. Raczej szukała spojrzeniem swym czegoś lub kogoś... Wiedziała jednak iż nigdy nic tam nie zobaczy. Wiedziała ponieważ już od wielu dni czuła, to samo. Pustkę po wyrwaniu ze swego ciała tego pasożyta... Jednak tęsknoty nie da się wyplenić. Nawet ona tego nie potrafiła. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Polana przy wiosce Pon Paź 09, 2017 10:44 pm | |
| Nagrodziłam ją uśmiechem. Nie sądziłam, że się zgodzi. To znacznie ułatwiało sprawę. Dobrniemy do sedna poza niechcianymi spojrzeniami niewinnych. Potarłam rękoma ramiona, chcąc utrzymać przy sobie jeszcze odrobinę ciepła ogniska przed ruszeniem w niewiadomą i odpowiedziałam wymownie: - Chcę. - Jak sądziłam, moje zaangażowanie może wydawać się podejrzane. Ale po całej serii osobliwości, jakie zaserwowała mi Nieznajoma, nie zamierzałam grać zwyczajnej. Niech nie traci czujności. Niech myśli, że jestem kolejną wariatką stąpającą po ziemskim padole. - Wyczekiwałam podobnej okazji. Wybacz więc mój entuzjazm, jednak zapewniam cię - nie wziął się on znikąd. Dodałam też, że nie będzie żałowała swojej decyzji, choć tego nie mogłam jej zagwarantować. Uległam chęci oddania się słodkiemu kłamstwu. - To nie zajmie długo - mówiąc, poderwałam się, gotowa do działania. Zdjęłam biżuterię, pozostawiając jedynie rzemyki na mojej szyi i nadgarstkach. Rozwiązałam swój zielarski fartuch w pasie, wyjmując z niego najpotrzebniejsze rzeczy. Oddaliłam się od Nieznajomej, przepakowując pojedyncze zioła z kieszeni fartucha do skórzanej torby. Może popadłam w skrajność, mając wrażenie, że na tę podróż przyda mi się dosłownie wszystko. Rozbudzający susz, antidotum na proste trucizny, moje lekarstwo na trapiące sny, kilka ziół leczniczych i środków przeciwbólowych. Specyfik usypiający oraz jedna buteleczka wypełniona po brzegi wyciągiem z czarnych jagód. Tylko tyle zmieściłam do niewielkiej torby na moim pasie. Przełożyłam fartuch przez ramię, podchodząc do rozmawiającej z innymi kobiety z wioski. Jednej z tych, którym zwykłam ufać najbardziej. Według założeń, nadchodząca podróż powinna trwać nie dłużej niż dobę. Nie miałam jednak pewności, czy w ogóle wrócę. Ze spokojem wyjaśniłam staruszce szczegóły, oddając jej w ręce fartuch, klucz do mojej chatki oraz biżuterię. Poleciłam karmić kruki i Fenrisa codziennie, podlewać kwiaty w doniczkach, jednocześnie obiecując powrót na dniach. Udawałam, że ufam tajemniczej Nieznajomej, nie chcąc, aby ktokolwiek stąd się o mnie martwił. Kusiło mnie wydać serię instrukcji na wypadek braku mojego powrotu, ale niepokój i zbędne pytania były ostatnimi, czego teraz pragnęłam. Ucałowałam ją w policzek na pożegnanie, z rozczuleniem ujmując obie dłonie kobiety. Powracałam do Nieznajomej, zagadując jeszcze do mieszkańców wioski, udających z wolna do swoich domostw. Nie zdążyłam życzyć dobrej nocy dzieciakom. Szkoda. Z tą myślą, przedzierałam się przez gąszcze niewydeptanej przez nikogo trawy, odnajdując ją w końcu wzrokiem. Zatrzymałam się, kładąc otwartą dłoń na klatce piersiowej. Nie potrafiłam określić ciążącego we mnie uczucia. Moje serce biło silnie, jednak nie miało to w sobie nic ze strachu. Nie... Towarzyszyło mi prędzej... Podniecenie? Czyżby spokój i stabilizacja nie są tym, czego pragnęłam? Zatęskniłam za bólem i żywymi emocjami? A może straciłam swój instynkt samozachowawczy? Wchodziłam w paszczę lwa i za nic na świecie nie potrafiłam stłumić niecierpliwości. Nie rozumiałam swojego zachowania. Podróż w nieznane powinna jednak przynieść mi odpowiedzi na zadane pytania. Stanęłam tuż obok. - Skąd to tęskne spojrzenie? - zagaiłam, niby, aby obwieścić swoją obecność, a w rzeczywistości korzystając z każdej okazji dowiedzenia się czegokolwiek więcej. Nie miałam nawet pewności, czy prawidłowo odczytałam jej reakcję. Wkrótce kontynuowałam: - Gotowa? - zapytałam, lecz nie przyjmowałam odpowiedzi przeczącej. - Pomożesz mi? - poprosiłam, zbliżając się do wierzchowca, wykonując sugestywny gest. Potrzebowałam pomocnej dłoni, by zająć miejsce na jego grzbiecie. Zapewne nie wyglądałam jako przykład podróżnika - wciąż nosiłam na sobie gorset i czarną spódnicę. Jednak, do cholery, chciałam uchodzić za damę, więc zamierzałam cierpieć. I po damsku zamierzałam dosiadać konia! Niestety, nie ja tu rządziłam, więc gotowa byłam rozciąć suknię na rzecz szybszej podróży. - Kierunek to...? - urwałam, licząc na dokończenie wypowiedzi. Może nie dane mi było jeszcze poznać celu. Miejsce nie miało dla mnie żadnego znaczenia. Wierzyłam w swoje umiejętności. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Polana przy wiosce Wto Paź 10, 2017 11:03 am | |
| Skąd to tęskne spojrzenie? Miała racje. było, to tęskne spojrzenie. Zamknęła w nim wszystko co utraciła. Przyjaźń, uczucie oraz coś czego nikt poza nią nie był wstanie zrozumieć. Przecież nie co dzień traci się siostrę tak bardzo zżytą prawda? Jednak ona jej nie straciła. Wiedziała, że kiedyś powróci. Czuła, to w tym oto wypalonym znamieniu jakie pozostało. Dawniej chciała wiedzieć co ono oznacza jednak teraz? Teraz miała, to gdzieś. Wiedziała jedno znamię będzie się zmieniać tak jak wszystko. Każdy dzień zdawał się przybliżać ją do tego. -Mylisz się- Jej głos ponownie brzmiał jak przedtem. Był spokojny oraz nader chłodny. Jakby maskował wszystko o czym myśli. Jednak nawet głos nie był wstanie zamaskować dotyku. Nieświadomie wręcz przesuwała palcami pomiędzy obojczykami w miejscu gdzie do tej pory niczego nie było, a raczej co skrywał materiał jej ubrania. -Ty tak poważnie?- Spytała wreszcie odwracając się w jej stronę oraz mierząc ją spojrzeniem. Co jak co lecz nie spodziewała się iż kobieta zechce jechać w takim stanie. Przecież jej ubiór był nieadekwatny do wszystkiego. Była zbyt krucha oraz dziecinna. Przynajmniej w jej oczach. Sam bowiem była przygotowana na wszystko a ta tutaj? Cóż. Ponownie zmierzyła ją wzrokiem by wreszcie zawiesić go na jej sukni i gdyby tylko chciała zdradzić swoje emocje, to pewnie pojawił by się grymas na jej twarzy jednak Sam wiedziała już co zrobi. Dlatego też ze spokojem podeszła do juków konia. -Co za utrapienie...- Szepnęła sama do siebie w chwili gdy jej dłoń natrafiła na przedmiot jakiego szukała. Przedmiotem tym oczywiście okazał się zwykły nóż najprawdopodobniej używany do patroszenia zwierząt. Przecież nie użyje swoich sztyletów. Nie teraz. Nie przy niej. Ona bowiem nie może wiedzieć za wiele. Dlatego też każdy jej ruch był powolny oraz opieszały jakby po raz pierwszy trzymała ostrze w dłoni. -Tylko się nie wierć- rzuciła w jej stronę w chwili gdy ostrze po raz pierwszy rozdarło materiał sukni tuż przy kolanach naszej małej zielareczki. -Możemy jechać- Zarządziła w chwili gdy reszta materiału opadła bezwładnie na ziemię, a nóż zgrabnym ruchem wsunęła za cholewę buta. Jednak aby nikt nie pomyślał o niej jak o gburze trzeba nadmienić jedną ważną rzecz. Mianowicie wysunęła ku niej dłoń by teraz pomóc jej wsiąść na konia i co z tego że wyglądała teraz niczym zgwałcona kurtyzana? Sam miała, to gdzieś. Skoro chciała jechać z nią to powinna liczyć się ze wszystkim. Kilka chwil później. Koń leniwie stawiał kolejne kroki dźwigając na grzbiecie naszą panienkę. Tak zielarka siedziała w siodle jak sobie życzyła, a Sam? Przez jakiś czas postanowiła iść koło wierzchowca mając oko na całą okolicę. Były śledzone. Wyczuwała, to od chwili gdy przekroczyły pierwsze skrzyżowanie dróg. Czuła intruza na odległość. Wyczuwała bowiem te zmiany jakie odczuwała jedynie ona. Przeczucie czy raczej przekleństwo krwi? Nieważne. Wiedziała jedno. Muszą w niedługim czasie szybko zmienić trasę. Jeśli chcą pozbyć się intruza... 2x zt. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Polana przy wiosce | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|