|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Chatka Shannon Pią Lip 21, 2017 10:30 pm | |
| Kilkupokojowa chatka, częściowo drewniana, częściowo z ceglaną dobudówką, oddalona kawałek od najbliższej wioski, przykryta w dużej mierze drzewami, gdyż sama siedziba znajduje się na skraju lasu. Dookoła miejsce pokryte jest nieprzeplewionymi chaszczami, wydeptanymi jedynie przez wąską, początkowo niezauważalną ścieżkę, aż do zetknięcia się z drewnianym płotem otaczającym chatkę. Już na pierwszy rzut oka dostrzec można wiele jej dziwactw - na lnianych sznurkach obok prania suszą się zioła niezbędne do pracy Badb Cathy, a ramy okienne i główne wejście upstrzone są kolorowymi kwiatami, kośćmi, piórami oraz tajemniczymi, zawiłymi malunkami. Na dachu i przy otwartych na oścież oknach można spotkać dwóch ulubieńców zielarki - Hugina i Munina, jej kruków. Na ganku przed wejściem zaś, gości wita wilczur o szarym futrze, na ogół spokojny. Wspomnieć należy jeszcze, że siedziba, choć nie tak dawno wyremontowana, pokryta jest w sporej części mchem i bluszczem, łącznie z dachem. Całe miejsce sprawia wrażenie utopionego w zieleni; pomagają w tym również rośliny doniczkowe na każdym dostępnym parapecie oraz zasadzone w rządkach krzewy i warzywa. Samo wnętrze chatki jest o wiele bardziej interesujące. Już po pierwszym spojrzeniu, można stwierdzić czym na co dzień para się Shannon, a także sądzić o jej przeogromnej potrzebnie posiadania i kolekcjonowania (nie do końca) przydatnych przedmiotów. Goście zielarki mają zazwyczaj dostęp do dwóch połączonych ze sobą pomieszczeń - kuchni i oraz przestronnego salonu wyposażonego w kominek, bujany fotel zasłany poduszkami (ulubione miejsce Cath), parę drewnianych krzeseł i stolik. To w ogólnym ujęciu. A poza tym, miejsce jest od góry do dołu pokryte przeróżnymi ozdobami, trofeami, książkami oraz przedmiotami niezbędnymi jej do pracy. Tam gdzie sięga odrobina światła, tam żyją rośliny. Na suficie uwieszone są warkocze zasuszonych ziół, warzyw, przypraw i kwiatów. Równie spotykanym elementem wystroju pomieszczeń są obrazy, również mozaiki, wszelakiej maści minerały, kamienie, świece, biżuteria (również podrabiana), tysiące podpisanych jej drobnym pismem buteleczek z tajemniczymi proszkami lub cieczami w jasnych i przyciemnianych szkłach niczym w aptece. A bogowie tylko wiedzą, co znajduje się w tajemniczych pudełkach, szkatułkach i skrzynkach, znajdujących się na oraz pomiędzy regałami wypełnionymi po brzegi książkami. Wchodząc do salonu, w oczy rzuca się postać manekina przywdzianego w wykańczane suknie, szyte przez samą zielarkę. W kierunku kuchni dostrzec można leżące na półkach oraz wiszące pod sufitem miedziane i żeliwne garnki, a także gliniane kubki. Charakterystycznym dla Shannon jest również wieczny zapach ziołowych kadzideł, którymi zapewne przesiąknęło już całe jej mieszkanie. Na jednej z szaf honorowe miejsce zajmuje połamana częściowo pozytywka - jej pamiątka po pobycie w Inkwizycji, której dźwięku nigdy nie słyszała. W progu pomiędzy salonem a tylnym wyjściem, a dokładniej pod osuwającymi się deskami podłogi znajduje się jedyny z przedmiotów, niechętnie eksponowany przez Badb Cathę, a raczej skrzętnie ukrywany - żniwiarski, czarny płaszcz. |
| | | Nadia Vinogradova Poszukiwaczka przygód
Liczba postów : 64 Join date : 19/05/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Nie Lip 23, 2017 11:52 am | |
| Szła dziarsko od swojej wioski aż do domku Badb, dzierżąc w dłoni niewielki podarunek - metalową bańkę wypełnioną świeżym, kozim mlekiem. Nie wypadało bowiem iść w gości z pustymi rękoma, tym bardziej, gdy miała to być niezapowiedziana wizyta. Miała nadzieję, że jej znajoma będzie akurat w swojej chatce, a nawet jeśli nie, to nigdzie jej się nie spieszyło. Poczeka, pobawi się z psem, aż jego właścicielka wróci. Miała cały czas świata, a nieobecność zielarki kiedyś musiała się skończyć. Dlaczego tak jej na tym zależało? Ciężko powiedzieć, bo podjęła decyzję o wyjściu bardzo spontanicznie. Cath działała na Nadię jak magnes, przyciągając ją do siebie swoją tajemniczością i unikalnością. Znały się od jakichś trzech lat, a ruda dalej miała wrażenie, że nie zna dobrze uzdrowicielki i nie słyszała jeszcze wszystkich jej opowieści. Właśnie to sprawiało, iż wracała do chatki zawsze z takim samym zapałem i radością, a zielarka nie zdawała się być z tego powodu nieszczęśliwa. Oby tym razem było tak samo. Już zbliżała się do domku kobiety, gdy poczuła bardzo delikatne, nieprzyjemne mrowienie, które pojawiało się zawsze, gdy znajdowała się blisko Badb lub jej mieszkania. Z początku nie rozumiała, czym ono jest i zwalała wszystko na ekscytację, którą czuła za każdym razem, kiedy miała wejść do chałupy pełnej ziół i rozmaitych, tajemniczych przedmiotów oraz wysłuchać opowieści osoby, którą okoliczni ludzie nazywali "wiedźmą ze spalonej chatki". Z czasem jednak odkryła zaskakującą rzecz: mrowienie to powodowało, że Nadia momentalnie traciła wszelkie zdolności polimorficzne. W pobliżu Badb nie umiała się zmienić w żadne zwierze ani nawet wytworzyć drobnego elementu zwierzęcego ciała, takiego jak poroże czy kocie wąsy. Nie wiedziała jednak, czego to zasługa. Przypuszczała, że kobieta mogła mieć amulet chroniący przed magią lub ochraniała siebie i swój dom w jakikolwiek inny sposób. Nigdy jednak jej o tym nie powiedziała ani nie zapytała, bowiem skoro broniła się przed magią, na pewno miała powód. Nigdy również nie przyznała się przed nią do tego, że jest czarownicą, chociaż momentami miała wrażenie, iż Cath doskonale by ją zrozumiała. Różne plotki chodziły po wsi, a wielu ludzi wierzyło, że ich zielarka w istocie może mieć magiczne zdolności. Niewielu ludzi mówiło to na głos, częściej można było to odczytać z ich spojrzeń lub aluzji ukrytych w ich słowach, toteż i Nadia czuła jakiś opór przed bezpośrednią rozmową o tym. Tym razem jednak było inaczej. Coś było nie tak. To dziwne mrowienie nie ustępowało, lecz błądziło po różnych częściach jej ciała, jak chmara owadów obchodzących jej skórę. Starała się nie zwracać na to uwagi, dopóki nie przejechała dłonią po twarzy. Zamiast gładkiego, lekko rozgrzanego słońcem lica, pod palcami poczuła szorstką sierść sterczącą z lekko wydłużonego pyska. Zamarła. Przecież nie była zestresowana, żeby nagle zacząć odstawiać takie cyrki... Najgorsze było to, że nie mogła przywrócić swojej ludzkiej formy. Starała się, skupiała z całej siły, lecz nic z tego. Zaraz poczuła, że z głowy wyrastają jej też rogi, a paznokcie zmieniają się w ostre pazury. Odstawiła bańkę na ziemię i oparła się o najbliższe drzewo, próbując złapać oddech między kolejnymi męczącymi próbami naprawienia tego wszystkiego. Wtedy usłyszała szczekanie. Odwróciła głowę i zobaczyła wilczura zielarki, ujadającego na nią. Kochane psisko, które zawsze siadało jej u stóp, gdy tylko przychodziła i które zawsze tak niepewnie prosiło się o pieszczoty. Teraz musiał zobaczyć w niej intruza, który co prawda nosił znajomy zapach, ale wyglądał co najmniej dziwnie. W tej chwili Nadię można było poznać jedynie po sylwetce, ubiorze i rudych kudłach, które również powoli zmieniały się w szarą sierść i spod których wystawały dwa różki. Spokojnie, Fenris, to tylko ja! Z jej ust jednak, zamiast pokrzepiającego okrzyku, wydobył się wilczy skowyt, który najwyraźniej jeszcze bardziej rozsierdził psa, teraz ujadającego jak szalony przy wejściu do domku Badb, zapewne próbując przywołać właścicielkę lub odstraszyć potencjalnego napastnika. Nadia odsunęła się o krok. Powoli zaczynała panikować, nie na żarty przestraszona tym, co się z nią działo. Pierwszy raz bowiem znalazła się w sytuacji, gdy przemiana w człowieka była dla niej niemożliwa. Zwykle gdy zdarzało jej się "mrygać", wszystko mijało jak tylko się uspokoiła i pomyślała o powrocie do ludzkiej formy. Teraz nawet próby zrelaksowania się szły na marne, a narastający lęk wcale nie pomagał. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Nie Lip 23, 2017 11:21 pm | |
| Obdarzyłam szelmowskim spojrzeniem swoje odbicie w lustrze, opierając obie dłonie na jego ramę. Było już odrobinę lepiej, myślałam, że wracam do normy. Myliłam się. Na nowo roześmiałam się bez powodu, a fakt ten bawił mnie jedynie bardziej. Na zmianę pociłam się i marzłam, szczękając zębami. Bałam się i zanosiłam histerycznym śmiechem. Leżałam plackiem na dywanie przy kominku, a zaraz bujałam w fotelu, kryjąc głowę pomiędzy podkulonymi kolanami. Wspomnienia wracały. Te dobre i złe. Obrazy wokół mnie tańczyły, błyskały, nie pozwalając dać się uchwycić w jedną spójną, logiczną całość. Nie zwykłam przeklinać i nikt nie posądziłby mnie o wiązankę, która nagle opuściła moje usta. Aż zakryłam je ze zgorszeniem. Naprawdę byłam rada, że nikt mnie w tej chwili nie widział. Czytałam kiedyś, że nie ma idealnych lekarstw. Jedne potrafią pomóc na wątrobę, ale co z tego, skoro przy dłuższym stosowaniu uszkadzają wzrok. Zioła musiały działać podobnie, nieraz wyrządzając więcej szkód niż pożytku. Nie sądziłam, abym tym razem była na dobrej drodze, próbując doprowadzić do tego, co Bradley usiłował osiągnąć przez lata. Ale gdy efekty zażytej porcji ziół uniemożliwiły mi opuszczenie domu, wiedziałam, że nie dana mi nawet będzie sposobność, aby to sprawdzić. Obróciłam się wokół własnej osi, zaraz usiłując zachować równowagę. Nie udało się. Obiłam sobie pośladki o kant stołu. Świetnie. Ukłucie bólu przywróciło mnie na ziemię. Zerknęłam na notes porzucony na podłodze, w którym notowałam odczuwalne zmiany. Do czasu aż zioła nie uderzyły mi do głowy, powodując, że spisywanie czegokolwiek na papier wydało mi się być niemożliwie nudne w tak pięknej, kolorowej chwili. Odetchnęłam, ostrożnie siadając na podłodze po turecku. Przymknęłam oczy. Wdech i wydech, to nie jest takie trudne, Shannon. Wdech i... Śmiech. Padłam na dywan, ociężale pojmując, że ten rechot należy do mnie. Kiedy ostatnio się tak śmiałam? Przeturlałam się pod regał, aż ten zachwiał się niebezpiecznie, gdy w niego uderzyłam. Do cholery, ileż to będzie trwało!? Dźwięk. Wysoki, układający się w całość, w której skład wchodziło kilka pojedynczych nut. Zamarłam, poważniejąc natychmiast. Zamilkłam, otwierając szeroko oczy. Również i to mogłabym uznać za halucynację, dziwaczny omam słuchowy, gdyby tylko nie rozległ się tuż nad moim uchem. Z istnym przerażeniem zerknęłam na źródło dźwięku - połamaną pozytywkę, która nigdy wcześniej nie zagrała w mojej obecności. Pozytywka. Magia. Tuż pod moim nosem. Serce biło mi mocno w piersi. Wstałam na równe nogi, chwytając przedmiot w dłonie, zaciskając na nim palce mocno, aż moje knykcie pobielały. Wpatrywałam się w konstrukcję niczym w wyrocznię, oczekując kolejnej wskazówki z niebios. Wtedy rozległo się szczekanie, na które odwróciłam się gwałtownie. Odpowiedziało na nie donośne wycie. Za dużo bodźców na raz. Ogarniał mnie strach. Broń. Potrzebuję broni. Natychmiast! Odłożyłam pozytywkę, dopadając do szafki, jednocześnie wyglądając przez okno i wypatrując źródła zamieszania. Fenris ujadał, a moja głowa pękała na dwoje. Zamarłam, gdy dostrzegłam jej rudą czuprynę. Nadia, ten słodki lisek. Poznałabym ją wszędzie, nawet w postaci... upiornego wilka. Tak, to chyba było to. Nie myśląc wiele, wypadłam na ganek, w biegu poprawiając włosy i ujmując poły sukni w dłoń, starając się uspokoić Fenrisa. Widziałam ją wyraźnie, tak jak ona mnie - mogła dostrzec szok odbijający się na mojej twarzy. Pierwsze niezaplanowane uczucie, jakim obdarzyłam tutejszego mieszkańca. Nagle zwątpiłam. Cholera, musiała być wiedźmą albo ciążyła na niej klątwa. Rozejrzałam się gwałtownie wkoło, upewniając się, czy mamy świadków. Mogłam zatrzasnąć drzwi, udać, że nie chcę mieć nic wspólnego z tą potępioną rasą. Ale z drugiej strony... Obiekt badań zawitał u mych drzwi. Jak mogłabym odmówić? Zaczęłam biec, porywając koronkowy materiał jednej z moich czarnych spódnic, suszący się aktualnie na podwórku. Spieszyłam się, w obawie przed cudzymi spojrzeniami, jakie cudem skierują się na moją zapomnianą przez bogów wioskę. Szepnęłam jej imię na przywitanie, gdy wylądowałam kilka kroków przed nią, raniąc swoje bose stopy o leśne chaszcze. Ani słowa więcej. Zarzuciłam trzymany w ręku materiał na głowę Nadii, szczelnie przykrywając jej głowę i część twarzy. Jeśli jej nie zdarła, suknia opadała na resztę jej ciała, osłaniając ramiona oraz zakończone pazurami palce. - To niebezpieczne witać innych w takiej formie. W żadnym miejscu na świecie. Nawet pod moją chatką na jego krańcu - ostrzegłam ją cicho, poprawiając materiał i starając się uspokoić przyspieszony oddech. Rozejrzałam się ponownie. Ani śladu żywej duszy, nawet wilczur przestał ujadać. - Chodź prędko, nim przestanie nam dopisywać szczęście - zaproponowałam, zachęcając ją, by poszła ze mną do chatki. Starałam się jej nie dotykać, mając wrażenie, że moje dłonie mogłyby zaradzić prędko tej anomalii. Modliłam się tylko, aby Nadia nie okazała się kolejną halucynacją spowodowaną próbami leczenia moich „mocy”. |
| | | Nadia Vinogradova Poszukiwaczka przygód
Liczba postów : 64 Join date : 19/05/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Wto Lip 25, 2017 2:44 pm | |
| Zatoczyła się lekko, chwytając się za głowę, jak obłąkaniec próbujący uciszyć głosy rozbrzmiewające w czaszce. Ona natomiast usiłowała uspokoić swoje moce, które teraz kompletnie wariowały. Nie pamiętała czasów, gdy czuła się tak bezsilna z powodu swojej magii. Może w momencie, gdy ta objawiła jej się po raz pierwszy, lecz nigdy później nie miała takich problemów. Zupełnie tak, jakby ktoś manipulował nią z boku i śmiał się w głos, obserwując, w co jeszcze może ją zamienić. Wtedy dostrzegła kolejny ruch przy chatce. Drzwi otworzyły się i wyszła z nich Badb. Widząc ją, Nadia aż podskoczyła i szybko schowała się za drzewem, nie chcąc, żeby kobieta widziała ją w takim stanie, ale już było za późno. Nie dość, że mogła ujrzeć w rudej czarownicę, to jeszcze w najgorszym jej wcieleniu, karykaturalnie strasznym i nieokiełznanym. Rosjanka stała tak schowana w połowie, wyglądając w stronę Cath, kompletnie przerażona. Z jednej strony miała ochotę uciekać, z drugiej uginały się pod nią nogi. Gdyby mogła, krzyczałaby o pomoc, chociaż to byłoby wybitnie nierozsądne. Gdyby ktoś ją zobaczył, pewnie skończyłaby z widłami w plecach, a jej wilczo-jelenia głowa zawisłaby nad czyimś kominkiem. Nie wiedziała też, czy powinna ufać zielarce. Trochę się już znały i darzyły sympatią, lecz to nie była typowa sytuacja. Cath prawdopodobnie chroniła się przed magią i na pewno miała ku temu powód, a oto na progu jej domku stoi wiedźma, czy raczej magiczny potwór, który nie umie zapanować nad swoją mocą i może zrobić komuś krzywdę. Bo chociaż Nadia jeszcze panowała nad swoimi czynami i myślami, tak nie mogła zagwarantować, że nie zezwierzęci się całkiem. Teraz wszystko było możliwe. Gdy Badb dobiegła do Nadii, ta spojrzała na nią z lękiem w wilczych oczach, a następnie spanikowała całkiem, widząc jedynie, że zielarka coś jej narzuca na głowę. Próbowała się wyszarpnąć i zaskomlała rozpaczliwie, usiłując wyrwać się z pułapki. Przez pierwsze sekundy naprawdę myślała, że kobieta ma wobec niej złe zamiary i przerobi ją na trofeum. Tym bardziej zrobiło jej się głupio, kiedy okazało się, że Cath usiłowała jej jedynie pomóc, zanim inni ludzie zobaczą monstrum, jakim teraz była i podniosą alarm. Ruda postanowiła jej ulec, bo jakie inne miała wyjście? W tym stanie lepiej żeby nie wracała do wioski, a tutaj może otrzyma pomoc. Może istniały na to jakieś ziółka... Jeśli tak, to chyba nigdy nie przestanie dziękować Badb za pomoc. Poprawiła materiał spódnicy, aby chociaż widzieć, dokąd idzie. Miała ochotę wyściskać kobietę, ale w tym stanie wolała darować jej takich wrażeń. Nie chciała patrzeć teraz w lustro i pragnęła w razie możliwości unikać sytuacji, gdy zobaczy ją zielarka. Było jej głupio, że znowu przestała panować nad swoimi mocami. Wstydziła się tego, ale obecnie nic nie mogła poradzić. Wzięła jeszcze bańkę z mlekiem i ruszyła powoli i odrobinę chwiejnie w stronę chatki. Czuła się jak pijana, a miała wrażenie, że to nie koniec atrakcji i wkrótce odkryje kolejne zwierzęce dodatki. Wydawało jej się, że czuje, jakby jej rósł ogon... Ale tego na szczęście nie było widać spod materiału sukienki, nie tak bardzo jak resztę anomalii. Kiedy przechodziła obok Fenrisa, ten warczał ostrzegawczo, lecz widząc, że idzie razem z jego właścicielką, nie próbował jej atakować. Chociaż tyle dobrze. Po wejściu do chatki od razu udała się do salonu i ciężko opadła na jedno z krzeseł. Postawiła mleko na stoliku i skuliła się, jeszcze bardziej naciągając na twarz (czy też raczej pysk) spódnicę. Nie chciała, żeby Cath ją teraz oglądała. Jeśli da jej chwilę, to przecież samo przejdzie, prawda...? A jeśli nie, to przecież kobieta już ją widziała. Jeżeli istniał cień szansy, że może jej pomóc, to powinna wiedzieć co robić już po tych krótkich oględzinach. Nadia bowiem nie miała najmniejszego zamiaru ściągać z siebie bezpiecznej osłony, dopóki nie będzie miała pewności, że wszystko wróciło do normy, a zamiast dziwnej hybrydy wilka, jelenia i lisa Badb zobaczy najprawdziwszego człowieka, do którego wyglądu już przywykła. Gdyby chociaż mogła powiedzieć kobiecie, jak się teraz czuje i dlaczego wygląda tak, jak wygląda... |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Wto Lip 25, 2017 6:17 pm | |
| Widziałam jej przejęcie. Głębokie przerażenie, widoczne jak na dłoni. Wszystko przeze mnie - jak zwykle. To ja byłam sprawczynią jej desperackich prób powrotu do normalności, paniki przed krzywdzącą oceną, jaka mogłaby paść z moich ust. Gdyby tylko wiedziała, z pewnością nigdy więcej nie zawitałaby pod moją chatką. Ja jednak postanowiłam z pełną premedytacją wykorzystać okoliczności. Odegrać rolę dobrej zielarki, niosącej pomoc w każdej sytuacji. Nie zamierzałam dzielić się z nikim informacjami, które mogły być wykorzystane przeciwko mnie. Kwestia przyzwyczajenia - choć chciałam wierzyć, że Lisek został oszczędzony przez brud tego świata, zwyczajnie, nie zwykłam ufać nikomu. Wracałam więc w jej towarzystwie. Starałam się zachować ostrożność, rozglądając się zarówno wkoło, jak i rzucając ukradkowe spojrzenie Nadii. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Nie była już do końca sobą, moje obawy nie sięgały wyłącznie długich pazurów zdobiących aktualnie palce kobiety. Wyglądem znacznie odbiegała od normy, ale czy zmiany zaszły również w jej umyśle? Na wszelki wypadek przyspieszyłam kroku, nie chcąc dopuścić do sytuacji, w której na nowo będę ofiarą. Fenris pomiędzy szczeknięciami łypał na nią podejrzliwie. Wtedy postanowiłam uspokoić go, wypowiadając półszeptem zdanie skierowane również do Nadii. Aby nie zapomniała. - Cicho, psino. To nasz rudy Lisek; ten sam co zawsze. Obwąchał ją, dopiero wtedy spostrzegając się, że mówiłam prawdę, choć zapewne nie zrozumiał moich słów. Wyczuł w niej coś innego, lecz od tej pory uciszył się, rozpoznając w dziwnym stworzeniu dobrze znaną mu postać. Minęłam zdezorientowanego wilczura, wprowadzając kobietę do wnętrza izby, zamykając za sobą drzwi. Znalazłyśmy się same. Kątem oka dostrzegłam, jak tamta opada na wolne krzesło, nim zdążyłam jej to zaproponować; ja byłam zbyt zajęta zaciąganiem zasłon na okiennicach. Nie chciałam mieć żadnych świadków. W pomieszczeniu zapanował półmrok, więc pospiesznie zapaliłam kilka ze świec, aż wnętrze salonu na nowo wypełniło się przyjemnym, pomarańczowym światłem. Wtedy dopiero odetchnęłam, zbierając myśli i skupiając się, aby nie pozwolić zażytym wcześniej ziołom ogarnąć mojego umysłu. Ukucnęłam przy jej kolanach, dyskretnie spoglądając z dołu na pokrytą futrem twarz. Chęć dotknięcia rogów kobiety niemal mną zawładnęła. Oddałabym pół skarbów ze swojej chatki, aby móc to uczynić bez żadnych konsekwencji. Pragnęłam poczuć magię pod moimi palcami; żywą i realną, blisko mnie jak nigdy wcześniej. Nie wiedziałam, ile w tym zasługi ziół pozbawiających mnie logicznej oceny otoczenia, ale odnosiłam wrażenie, że czuję ją wgłębi siebie. Drżała, płonęła. Prosiła o uwolnienie. Niemal westchnęłam. Za długo już przyglądałam się jej bez słowa, za nic nie potrafiąc nasycić się widokiem namacalnej magii tuż przed sobą. Dopiero krótki dźwięk wydobywający się z pozytywki za moimi plecami sprowadził mnie na ziemię. Działała, choć nie tak jak powinna, co budziło we mnie jedynie gorętsze emocje. Prawdziwy dar z nieba. - Nie możesz mówić? - usiłowałam potwierdzić moje przypuszczenia, powoli układając podarowane mi puzzle w jeden spójny obraz. - Nie bój się. Jakoś temu zaradzę - powiedziałam spokojnie, przybierając pocieszający ton. Nie na długo. - Lecz po raz pierwszy nie mam nawet pomysłu, od czego zacząć... - spojrzałam twardo w jej zwierzęce, lecz rozumne oczy. Celowo posunęłam się do tego kroku. Chciałam zasiać w niej strach i niepewność, jakby miała spędzić w tej postaci resztę swoich dni. W rzeczywistości podejrzewałam, że czas grał na korzyść Nadii - gdy minie działanie zażytych przeze mnie ziół, moja moc zapewne wróci do pełni swoich bezużytecznych możliwości. Dlatego wolałam podjąć decyzję szybko. Podniosłam się, krocząc po pomieszczeniu w tę i z powrotem, udając głębokie zamyślenie. Nie było nad czym się zastanawiać. Zdecydowałam, jak tylko ją zobaczyłam. - Jest pewien sposób. Nie do końca bezpieczny. Znam mieszankę ziół, które potrafią osłabić magiczne właściwości, przynajmniej według zasłyszanych legend i opowieści, bo... nigdy nie miałam sposobności wykorzystać jej na kimkolwiek. Nie wiem, jakich efektów ubocznych można się spodziewać po jej zażyciu. Może niepotrzebnie ci o tym mówię... - ściszyłam głos pod koniec wypowiedzi, obracając się do niej tyłem, przytykając dłoń do ust, jakbym powiedziała zbyt wiele. Otwarcie kłamałam, zwłaszcza o testach, które przecież przeprowadziłam na własnej osobie, będąc świadoma skutków ubocznych i działania ziół, wciąż mnie trzymających. Prawdą zaś było to, że sposób nie należał do bezpiecznych. Odwróciłam się powoli, wracając wzrokiem do Nadii. - To działanie klątwy? - zapytałam prosto z mostu, nawiązując oczywiście do jej niecodziennego wyglądu. Odpowiedź nie przyda mi się do rozwiązania zagadki, chciałam poznać ją dla zaspokojenia ciekawości. Pokrzywdzona przez los czy świadoma siebie czarownica? - Nie chcę narażać twojego zdrowia, Nadio... - dodałam półszeptem. |
| | | Nadia Vinogradova Poszukiwaczka przygód
Liczba postów : 64 Join date : 19/05/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Sro Lip 26, 2017 7:43 pm | |
| Gdyby tylko wiedziała, że Badb spróbuje wykorzystać fakt, iż oto miała w swoim domku wiedźmę, którą mogła wykorzystać do swoich celów... Ale nie wiedziała. W swojej naiwności próbowała sobie wmówić, że zielarka miała tylko i wyłącznie dobre intencje i chciała jej pomóc, a przynajmniej na to wyglądało. Teraz było jej już wszystko jedno. Zmęczona przemianami, była gotowa zrobić wszystko, żeby wrócić do swojej formy. Nawet, jeśli przez ten czas miała na moment paść ofiarą ciekawości Cath. Słysząc jej słowa kierowane do Fenrisa, zwiesiła głowę. Nie czuła się, jakby była tą, co zawsze. Nie witał jej bowiem radosny uśmiech gospodyni i merdający ogonem pies, lecz przerażenie i zaskoczenie. Dobrze było słyszeć, że przez swoją inność nie straciła przychylności kobiety, lecz mówienie, że jest taka jak zawsze, było dla Nadii strasznym naciągnięciem faktów. Nic nie było takie jak zawsze. Widziała, jak Cath zaciąga zasłony, jakby na tym odludziu ktoś w ogóle próbował zaglądać w okna zielarki. Czuła się jak potwór, który nie powinien oglądać światła dziennego, więc siedział w chatce, oświetlany blaskiem świec. Nie tak miało wyglądać to spotkanie. Nie pozwoliła kobiecie na zbyt długie oględziny, bo gdy ta przykucnęła, ruda jeszcze bardziej się przygarbiła i całkiem opatuliła twarz materiałem spódnicy. Pomimo, że Badb była jedyną osobą, która mogła jej teraz pomóc, nie chciała zbyt długo kazać jej na siebie patrzeć. Wolała oszczędzić jej koszmarów, lepiej aby zapamiętała jej ludzką formę. Zastrzygła wilczymi uszami, gdy usłyszała dźwięk pozytywki i wtedy zdała sobie sprawę z tego, że słyszała jej granie od momentu, kiedy tylko przekroczyła próg chatki. Dziwne, bo cóż za zabawka gra aż tak długo? Nie widziała, żeby gospodyni nakręcała ją w międzyczasie, a nawet jeśli, to było wybitnie nieśmieszne. Zaraz po tym dobiegły do niej słowa kobiety. Nadia najpierw pisnęła głosem zbitego psa, aby zaraz pokręcić głową. Jeśli zielarka nie rozumiała wilczej mowy, nie mogła liczyć na rozmowę. To, co później usłyszała, wcale nie dodało jej odwagi. Wyjrzała spod spódnicy, nie odsłaniając jednak niczego prócz samych oczu, którymi wpatrzyła się z lękiem w kobietę. Miała nadzieję, że z czasem magia odpuści, że może to tylko tymczasowe anomalie spowodowane problemami z tą dziwną mocą, która dotychczas odbierała jej zdolności, ale dalej pozostawało to ziarnko niepewności i lęku, że będzie musiała zostać w takiej formie do końca życia, tułając się po lasach i strasząc wędrowców. Tym bardziej pragnęła, żeby Cath jednak znalazła jakieś lekarstwo na jej przypadłość, nawet jeśli dotychczas nie używała na nikim tego typu mieszanek, bo nigdy nie spotkała tak dziwnej odmiany wilkołaka. Obserwowała każdy jej najmniejszy ruch, w pełni zawierzając jej swoje zdrowie. Nieraz przecież pomagała jej w różnych dolegliwościach, więc może i tym razem się uda... Dlatego słysząc o skutkach ubocznych takiej terapii, nie śmiała się sprzeciwić w jakikolwiek sposób. Jeśli to miało sprawić, że Nadia znowu stanie się człowiekiem, nie miała zamiaru dyskutować. Mogła zażyć każde zioło, byle tylko wszystko wróciło do normy. Jako, że kobieta stanęła do niej tyłem, ruda podniosła się z krzesła i po chwili wahania położyła jej dłoń na ramieniu, a kciuk drugiej dłoni uniosła ku górze. Widok ostrych pazurów i lekko owłosionych dłoni miał dodatkowo zmotywować Badb do podjęcia jak najszybszych działań, choćby i miało mieć to cały szereg działań niepożądanych od halucynacji po biegunkę. Było jej wszystko jedno. Zawahała się. Nie powinna ot tak przyznawać się do swojego magicznego rodowodu, nawet jeśli już było wiadomo, że miała coś wspólnego z czarami. W normalnej sytuacji prawdopodobnie zrzuciłaby wszystko na klątwę. To byłoby bezpieczniejsze. Gdyby zielarka nie dodała słów o bezpieczeństwie jej zdrowia, zapewne tak by zrobiła, lecz to zmusiło ją do refleksji. Jeśli kłamstwo miało nieść za sobą większe konsekwencje, wolała już zaufać do reszty Cath, dlatego po dłuższej chwili pokręciła delikatnie głową, w jej mniemaniu jasno dając znać, że chodziło o wiedźmie korzenie, a nie efekt czyjejś złośliwości lub karę za grzechy. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Czw Lip 27, 2017 6:56 pm | |
| Byłam gotowa. Mało tego - nie mogłam się doczekać. Pośpiech nie był jednak wskazany. W mojej głowie tworzył się już plan, któremu poświęcałam całą moją uwagę i skupienie, za nic na świecie nie chcąc pozwolić sobie na szereg czynności podpowiadanych przez mój wciąż zamroczony umysł. Nie chciałam wyjść w jej oczach na niepoczytalną, zwłaszcza, że miałam do odegrania całkiem ważną rolę. Stąpanie twardo na ziemi wychodziło mi do czasu, aż mnie dotknęła. Wtedy... Odpłynęłam. Słyszałam ruch, lecz nie sądziłam, że zostanie on zwieńczony tym niespodziewanym gestem. Odwróciłam się gwałtownie. Może zbyt gwałtownie. Nie potrafiłam się dłużej powstrzymywać; najzwyczajniej na świecie ujęłam tę samą futrzastą dłoń, która spoczęła na moim ramieniu, a po moim odwróceniu się, zawisła w powietrzu. Kontrolowanie własnych emocji dawno nie sprawiało mi tyle kłopotu. Rozchyliłam lekko usta w niemym zachwycie, czując jak wszystkie uczucia, tak uporczywie przeze mnie skrywane, teraz wyciekają ze mnie jak z dziurawego naczynia. Przejechałam kciukiem po jej krótkich, wilczych włoskach, przyglądając się im tak intensywnie, pragnąć zagłębić się w każdym, najmniejszym szczególe. Całe szczęście, nie utonęłam w tym stanie do cna. Resztkami świadomości trzymałam się całego tu i teraz. Nie chciałam stracić takiej okazji. Była w końcu najprawdziwszą czarownicą, co potwierdziła swoimi słowami. Dziewczyna taka, jakich wiele, różniąca się co najwyżej pochodzeniem. Nie mogłabym zgadnąć, sądzić o jej tajemniczej mutacji, ale to nie było dla mnie żadną nowością - widywałam zbyt wiele wiedźm, aby móc stwierdzić, że nie mają w sobie nic charakterystycznego wyłącznie dla tej rasy. Nie pozwoliłam sobie na dłuższe zamyślenie. Improwizowałam; do mojej roli przejętej, skłonnej do pomocy zielarki dołączyła jawna ekscytacja, iście prowiedźmowa. Udałam, że wykonany gest był w pełni świadomy - zacisnęłam palce na dłoni kobiety mocniej, unosząc ją, przystawiając sobie do piersi i przyjmując ton charakterystyczny dla podniosłych chwil. - Nie wstydź się tego. Wciąż jesteś piękna - mówiłam z gorącą fascynacją, wyjątkowo wypowiadając najszczerszą z prawd. Idealna w swojej postaci. - Jedynym czynnikiem zmuszającym mnie do pośpiechu i podjęcia prób zachowania twojej tajemnicy jest to, że w oczach świata widnieje ona jako grzech - wytłumaczyłam się w pośpiechu ze swojego niezbyt może łagodnego zachowania. - Nie bój się; w tej chwili, twoje bezpieczeństwo jest dla mnie najważniejsze. A twoje sekrety zaś nigdy nie opuszczą tej chatki - zapewniłam ją, kiwając głową. Chciałam dodać jeszcze kilka słów o dotrzymywaniu tajemnicy, zobowiązującej równie mocno, co w zawodzie lekarza, gdy za jej głową, samym kątem oka dostrzegłam spoglądającą na mnie twarz, wbitą w drewniane deski pomieszczenia. Śmiała się ze mnie, bezczelna suka. Ostatkiem rozsądku uderzyłam gołą dłonią w stojący nieopodal regał, a nadchodzący ból i huk, jaki usłyszałam chwilę później, pozwoliły mi nie odpowiedzieć twarzy w drewnie wiązanką przekleństw. Tylko tego mi brakowało. Twarz zniknęła. Odetchnęłam z trudem, puszczając Nadię i objaśniając moje dziwaczne zachowanie skąpym komentarzem, śmiertelnie poważnym: - Mole. Zjadają mi zioła. Dawno nie doświadczyłam równie żenującej sytuacji. Odsunęłam się, udając, że nic się nie stało i wszystko rozegrane jest zgodnie z planem. Przeszłam do szykowania naparu, wstawiając wodę do ciężkiego, żeliwnego czajnika i umieszczając go nad żarzącym się wciąż drewnem w kominku. Poruszałam pogrzebaczem w popiołach, starając się wyciągnąć z paleniska jeszcze resztki życia. Odwrócona do niej tyłem, długo zbierałam myśli. Przemówiłam cicho: - Możesz usiąść. Czuj się swobodnie - mruknęłam, zostawiając rozpalony ogień i przechodząc do szykowania ziół. Porwałam dwa gliniane naczynia z zastawy, jeden tajemniczy woreczek leżący w pudle pod stołem i zniknęłam we wnęce kuchni - nie chciałam, by widziała, co robię. Przyszykowałam ten sam zestaw, do którego sięgałam dzisiaj. Wkrótce popędziłam do salonu po gotującą się wodę. Jeden z kubków zalałam w całości tam, gdzie uprzednio nasypałam sproszkowanej na drobny miał mieszanki, dopasowując dawkę do postury i wagi Nadii. Wyglądała, jakby rozpuściła się w całości, pozostawiając jedynie brudnobiały kolor naparu. Mieszanina nie miała zapachu, lecz w smaku nikt nie mógłby uznać tego za rarytas. Zalałam również drugi kubek, zasypując go identyczną zawartością ziół, ale woda w tym przypadku sięgała nieco ponad dna. Wróciłam do salonu, w dłoniach dzierżąc tylko jeden kubek, ten pełny. Parujące naczynie wypełnione po brzegi naparem postawiłam na stole, a następnie skinęłam na Nadię. Uśmiechnęłam się lekko, wyciągając się i sięgając po chochlę wiszącą przy suficie. - Powinno zadziałać. Nie spiesz się, wątpię, by smakowało dobrze - wzruszyłam ramionami, pozwalając sobie skorzystać z darów, które przyniosła i nalewając do niewielkiego garnuszka pełną chochlę mleka. - Skorzystam z twoich darów, wypijemy razem. Do dna! - Coraz częściej pozwalałam sobie na beztroski ton i humor, gdy pierwsze zaskoczenie minęło. Obym tylko nie popadła w skrajność, odpływając, jak zdarzało mi się już zbyt często tego dnia. Wstawiłam mleko na ogień, przyglądając się jej badawczo. - Nie wiem, czego się spodziewać. Poznam, gdy będzie cię bolało, nawet bez słów. Wtedy mogę podać ci leki na sen. Nie bój się, już niedługo będziemy się z wszystkiego śmiały - niemal obiecałam, choć moje przypuszczenia miały prawo spełnić się szybciej niż sądziłam. Wkrótce po dojrzeniu pierwszych bąbelków na tafli mleka, odjęłam naczynie od ognia, trzymając przez materiał sukni i chuchając intensywnie, aby nie wykipiało. Zniknęłam w kuchni, zaraz powracając z glinianym kubkiem wypełnionym gorącym mlekiem. I ziołami, czego Nadia już wiedzieć nie mogła. Nie brakowało mi stanu, jaki trzymał się mnie przez cały poranek, to raczej kwestia zachowania realnych wyników. Zamierzałam się poświęcić dla dobra sprawy - nie chciałam dopuścić do żadnych nieścisłości. Działanie zażytych przeze mnie ziół wyraźnie mnie już opuszczało, co mogłoby sfałszować wyniki, których się spodziewałam. Nadia musiała odzyskać swoją formę wyłącznie za sprawą naparu przed nią, a nie moich mocy. Dlatego zamierzałam przytępić je, idąc sprawdzoną ścieżką. Żywiąc nadzieję, że tym razem uda mi się kontrolować wszelakie środki uboczne. Usiadłam blisko niej, uśmiechając się promiennie i otaczając dłońmi mój kubek. - Na działanie trzeba będzie poczekać. Nie dłużej niż dwa kwadranse, jak sądzę - udałam, że zgaduję. W rzeczywistości zapisałam moment pierwszych objawów, gdy tylko je dostrzegłam. Spodziewałam się jednak, że Nadia może zareagować inaczej niż ja. Nie przywykła do faszerowania się każdym z napotkanych chwastów, na szczęście dla niej. Mogła przeżyć to wszystko intensywniej. Albo nie przeżyć tego w ogóle. Dopuszczałam każdą opcję. Postanowiłam skorzystać z ofiarowanej mi ciszy przed burzą, upijając pierwszy łyk najgorszego mleka, jakie kiedykolwiek piłam. Niczego nie dałam po sobie poznać, oblizując białe wąsy z uśmiechem. - Widywałam gorsze przypadki. Ostatnio na moich rękach o mało nie dokonała żywota pewna dziewczyna, młodsza od ciebie. Za nic, nawet w obliczu śmierci nie chciała mi powiedzieć, co jest powodem jej dolegliwości... Współpraca jest ważna; bez zaufania mogłabym narobić więcej szkód niż pożytku - zaczęłam opowieść, popijając powoli mleko. - Nie uwierzysz, co było przyczyną... - urwałam, jakbym oczekiwała, że zgadnie, zupełnie zapominając, że umiejętności mowy Nadii nie mają się teraz najlepiej. |
| | | Nadia Vinogradova Poszukiwaczka przygód
Liczba postów : 64 Join date : 19/05/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Nie Sie 13, 2017 6:06 pm | |
| Zdziwiła się mocno i początkowo chciała cofnąć dłoń, gdy ta została ujęta i nagle Badb zaczęła się jej przyglądać z ogromem fascynacji. Znowu zapragnęła zapaść się pod ziemię, bo po kim jak po kim, ale po zielarce się tego nie spodziewała. Widziała to po jej twarzy, że nie chodziło tu o zwykłe zbadanie jej stanu, bo to zrobiła już wcześniej. Tym razem ciekawość wygrała z profesjonalizmem, czego Nadia po raz pierwszy doświadczyła w zachowaniu Cath. Teraz mogła już zacząć poważnie rozmyślać nad dołączeniem do Cyrku jako dziwoląg, kobieta-zwierzę, dzika i rozumna zarazem, o ile po drodze nie zatraci swojego człowieczeństwa i nie zostanie zamknięta w klatce. Odwróciła wzrok, żeby nie musieć patrzeć na to, jak najbardziej opanowana osoba jaką znała na chwilę całkiem porzuca pozory, aby przyjrzeć się fascynującemu przypadkowi. Nieprzyjemne zwątpienie powoli mijało, z czasem gdy Badb przystawiła sobie jej dłoń do piersi i zaczęła ją pokrzepiać. Nadia nie wstydziła się tego, kim była. Było jej jedynie źle, że akurat teraz straciła panowanie i musiała prosić o pomoc Badb. Bała się, że nie wróci do swojej normalnej formy. Nie podobało jej się to, że ktokolwiek widział ją w tym stanie. Mimo wszystko zielarka zdawała się chociaż częściowo rozumieć jej lęk i - co najważniejsze - przyrzekła nie mówić nikomu o tym, co widziała, a to już było sporo. Rosjanka chciała jej podziękować i zapewne robiłaby to bardzo długo, gdyby tylko mogła teraz mówić jak człowiek zamiast posługiwać się wilczą mową. Pozostało jej jedynie przytulić kobietę, wtulić się w nią jak małe dziecko w swoją matkę. Czy istnieje bardziej prawdziwa forma podziękowania i okazania zaufania? Huk. Ruda odskoczyła od Badb niczym spłoszona sarenka, aby zaraz przyjrzeć się badawczo regałowi, a następnie samej zielarce, sprawczyni całego zamieszania. Nawet nie doszukiwała się kłamstwa w jej zdawkowych tłumaczeniach, bo czemu miałaby to robić? Sama borykała się z problemem moli przegryzających ubrania i latających wokół suszących się ziół, chociaż siła, z jaką kobieta chciała zabić jednego drobnego owada była zastanawiająca. Przynajmniej nie musiała czuć się aż tak bardzo zażenowana, bo Nadia najwidoczniej nie chciała podważać jej słów, a nawet gdyby chciała, to nie miałaby jak. Po dłuższej chwili faktycznie przysiadła na wcześniej zajmowanym krześle i przez chwilę obserwowała Cath, a gdy ta zniknęła, aby przygotować swój napar, odchyliła się do tyłu i westchnęła. Im dłużej pozostawała w takiej niekontrolowanej formie, tym bardziej się męczyła, zupełnie jakby nie siedziała w chatce, tylko biegała po całym lesie i goniła króliki. Już tak miewała, kiedy zbyt długo gościła w zwierzęcym ciele, lecz wtedy mogła w każdej chwili przestać używać magii. Teraz nie mogła i nie wiedziała, jak wytrzyma kolejne minuty czekania. Prawdopodobnie to sprawiło, że gdy Badb wróciła z naczyniem pełnym parującego... czegoś, Nadia od razu się na to rzuciła, ignorując radę kobiety i nieprzyjemną woń naparu. Przeszkodą okazała się dopiero jego temperatura, toteż gdy napój poparzył dziewczynie język, ta powoli odstawiła go na stolik. Postanowiła poczekać, ale tylko chwilkę, a później wypić wszystko duszkiem. To też zrobiła po paru minutach, gdy Cath ściągnęła z ognia mleko i po chwili wróciła z pełnym jego kubkiem. Wydawało jej się, że wyczuła w tym mleku coś jeszcze, ale zwaliła to na napar, który teraz trzymała w dłoniach tuż przy pyszczku. Po chwili, gdy już opanowała skuteczny sposób picia jako pół-wilczyca, faktycznie opróżniła kubek, niezrażona okropnym smakiem, bo nie takie rzeczy przecież pijała. Bardziej wystraszyły ją wcześniejsze słowa zielarki, te o bólu i braku pewności co do efektów, ale to nie miało teraz znaczenia. Dużo gorzej chyba nie mogło być. Początkowo nie czuła się jakoś inaczej. Nic dziwnego, skoro mogło minąć dopiero pół godziny, zanim cokolwiek zacznie się dziać. Dlatego początkowo była w stanie jako tako prowadzić konwersację z Badb, raczej na zasadzie potaknięć i kręcenia głową, chociaż ciężko było jej się skupić. W głębi duszy cieszyła się, że zaufała zielarce, więc może nie skończy jak tamto dziewczę, którego historia tak zaintrygowała Nadię, iż energicznie zaprzeczyła, gdy została zapytana o przyczynę. Po części dlatego, że nie mogła odpowiedzieć, ale też dlatego, żeby kobieta jak najszybciej kontynuowała historię. Ból przyszedł nagle po zaledwie kilkunastu minutach. Uderzył w głowę, aby potem rozpłynąć się nieprzyjemnym ciepłem po całym ciele, wciąż jednak jakby chcąc wywiercić dziurę w jej czaszce. Syknęła boleśnie, żeby zaraz potem złapać się jedną dłonią za głowę i poczuć, że nogi się pod nią uginają, a całe ciało nieco zwiotczało, zupełnie jak gdyby była mocno pijana i traciła władzę nad własnymi kończynami. Świat zawirował, a Nadia pochyliła się powoli i podparła zwieszony łeb na dłoniach, palcami przeczesując rude kosmyki. Zamknęła oczy, ale nawet pod przymkniętymi powiekami świat zdawał się wirować. Czuła, jakby zaraz miała osunąć się z krzesła, dlatego, zaraz jedną ręką kurczowo chwyciła się siedzenia. Rosjanka, zbyt zajęta pulsującym bólem czaszki i próbami utrzymania się w miejscu, całkowicie nie zwróciła uwagi na to, że sierść z jej dłoni zaczęła powolutku zanikać, a pazury skracać się. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Wto Sie 15, 2017 6:31 am | |
| Biedny, niecierpliwy Lisek. Z żalem obserwowałam jej desperackie poczynania, jakby każda z oddzielnych sekund w tymże ciele była torturą. Nauka była jednak warta jej bólu, nawet jeśli nie mogła wiedzieć o podjętej przeze mnie samolubnie decyzji. Wynagrodzę ci to, Lisku. Zakończę twoje cierpienia, gdy cię przerosną, obiecuję. Łagodnym ruchem dłoni wzniosłam toast mlekiem za to co nas czekało. Niech Bogowie mają nas w opiece. Nie kazałam jej dłużej czekać na dalszy ciąg lekko ubarwionej opowieści, kontynuując ją wkrótce po odjęciu od ust kubka, uśmiechając się, jakbym piła najlepszej jakości wino. Zaraz oblizałam usta, nie chcąc tracić ni kropli. Nie spieszyłam się, choć wyczekiwałam pierwszych objawów z utęsknieniem. Nie było sensu się denerwować, zerkać co chwila na zegarek. Jak podczas burzy, nie oczekiwałam kolejnego piorunu. To było nieuniknione. Odetchnęłam, ogrzewając palce i przemówiłam spokojnie, wzrok wlepiając w zwierzęce oczy Nadii. - Była pokojówką w jednym z bogatszych gospodarstw pod miastem. Dziewczyna piękna jak sen, lecz miała paskudny nawyk... - mówiłam, pochylając się lekko, tworząc tajemniczą atmosferę. Nie wiem, na ile mi się udało. Odpłynęłam na krótki moment, odstawiając naczynie i zaciskając paznokcie wewnątrz dłoni. Mocno. Ból pomagał w pozostaniu na stabilnym gruncie. - Gdy przywieziono ją do mnie, ledwie oddychała. Twarz miała siną, oczy czerwone. Każde jej słowo wymagało o niej niemożliwego wysiłku, a jednak na każde z moich pytań mających dowieść prawdy, zarzekała się: "nie wiem", marnując cenny jej tlen. Objawy pasowały do wielu przypadków. "Nie wiem" przeszło w "nie powiem", gdy zapewniałam ją, że nie przeżyje kolejnej godziny. Pękła, gdy było już niemal za późno. Ledwie rozumiałam jej słowa. Okazało się, że regularnie podkradała wino z barku swojej pani, lubując się w wcale drogich trunkach. Jej pani zaś nie była ślepa. Postanowiła sprawdzić, kto jest złodziejem, najszybszą z możliwych dróg, jako że jej służba liczyła kilkanaście osób. Skojarzyłam fakty... To ja dałam pani domu zioła na problemy z wątrobą. Kropla w szlkance wody, mówiłam. Śmiertelne w dużych dawkach, ostrzegałam. Nigdy nie słuchają. Ona posłuchała, wykorzystując to w możliwie okrutny sposób... - zapadłam we wspomnienia; przed oczyma stanęło mi upokorzenie, jakie musiała znosić wtedy dumna służąca. Musiała zniżyć się do prawdy, wyciągając na wierzch cały swój brud. - Wiedziałam, jak zareagować. Przeżyła, ale... - przerwałam, milknąc, gdy dostrzegłam grymas bolu wykrzywiający twarz Nadii. Zaczęło się. Zerknęłam na zegar, odnotowując w głowie godzinę. Proces przebiegał inaczej niż u mnie, co było wiroczne na pierwszy rzut oka. Moje przekleństwo odchodziło bezboleśnie, ale cóź się dziwić - ona cała była magią, widoczną w każdym calu. Zmieniała się. A ja po raz kolejny odrzuciłam moje zwyczaje i podążyłam za chwilą fascynacji, jakbym chciała nasycić się resztkami zachodzącego słońca, nim zniknie ono za horyzontem. Poderwałam się z miejsca, pochylając się nad Liskiem, podziwiając zmiany zachodzące w oczach, co było jeszcze bardziej zjawiskowe od zastania gotowych efektów. Nie potrafiłam zamknąć rozchylonych warg. Wolę nie wiedzieć, jak kretyńsko wyglądałam. Przynajmniej powstrzymałam się od kolejnego dotyku, a chęć poczucia zanikającej magii pod swoimi palcami stawała się niemożliwa do przezwyciężenia. Udało mi się wyprostować po wielu próbach. Odsunęłam się niechętnie, ogranczając czas bez spoglądania na nią do minimum. Sięgnęłam po pióro i notes, otwarty na kartce, na której zapisywałam swoje urwane obserwacje minionego poranka. Obdarzyłam ją twardym, konkretnym tonem: - Powiedź, co czujesz, gdy tylko będziesz w stanie. - Najpierw obowiązki, później przyjemności. Oddzieliłam kreską na papierze poprzednie zapiski, patrząc wprost na nią spisywałam szczegóły takie jak godzina, czas działania i obserwacje, którym w tym momencie miałam setkę. Nie wiem, czego oczekiwałam. Chwilę temu byłam rozemocjonowana i gotowa do największych poświęceń w imię nauki, a teraz... Pod moim piórem, przy użyciu mojej ręki... Malowałam kwieciste szlaczki. Góra. Dół. Tulipan. Cholera! Złość mną zawładnęła, z warknięciem gwałtowbie odwróciłam się, aby cisnąć moim cennym notesem, celując w okno, mając ochotę pozbyć się go na dobre. Zaciągnięte zasłony skutecznie uniemożliwiły mu lot na ganek, więc kartki oprawione skórą wylądowały z cichym plaskiem na dywanie. Kurwa. Traciłam pomysły, aby się z tego wyłgać. Niepewnie zerknęłam na Nadię, jakbym miała nadzieję, że przegapiła ten chwilowy napad szału. Niemożliwy do przegapienia. Musiałam się uspokoić. Paznokcie na wnętrzy mojej dłoni orały skórę. Czy to pora liczyć do dziesięciu? Jeden. Dwa. Trzy. Chochlik. Tulipan. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Uderzyłam otwartą dłonią w czoło, zaraz zanosząc się śmiechem. Zaczęło działać i na mnie. Czułam zbliżającą się falę, która pochłonie mnie tak, jak uczyniła to ostatnio. Wyszeptałam jeszcze, jakby to były moje ostatnie słowa: - Nie jestem dziś sobą. Księżyc w trzeciej kwadrze, sama rozumiesz. - Gdybym myślała odrobinę trzeźwiej, z pewnością zastanowiłabym się, dlaczego po wypowiedzeniu tych bredni, nie trafił mnie piorun lubbnie umarłam ze wstydu. - Jak się czujesz, Lisku? Czy to już pora świętować? - zapytałam, gryząc się w język, by nie dodać po tym nic głupszego. Wiedziałam, że wkrótce nie powstrzymam się wcale; to piekło miało się dopiero rozpocząć. Znacznie przeliczyłam własne możliwości. /post pisany z tele, proszę o wyrozumiałość ;n; |
| | | Nadia Vinogradova Poszukiwaczka przygód
Liczba postów : 64 Join date : 19/05/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Sro Sie 23, 2017 11:21 am | |
| Nadia pragnęła efektów już teraz, zaraz, toteż nawet czekanie na dalszą część opowieści strasznie jej się dłużyło. Bujała się lekko na krześle i patrzyła uważnie na Badb, próbując skupić na nią całą swoją uwagę i uważnie słuchać, żeby zapomnieć o tym, co teraz się działo. Co do samej historii, dziewczyna nie rozumiała, jak można być tak okrutnym i wykorzystywać leczące zioła, aby ukarać kogokolwiek za cokolwiek. Zaczęła się też zastanawiać, ilu zielarzy sprzedawało swoje specyfiki ludziom, którzy następnie wykorzystali je do złych celów. Czasem była to przecież najlepsza droga do zdobycia gotowej i sprawdzonej trutki. A później przyszła fala bólu i nie było czasu na zastanawianie się nad czymkolwiek, prócz tego, czy przeżycie takiej kuracji zmniejszającej ilość magii jest w ogóle możliwe. Czuła się bowiem tak, jakby ją otruto i zostało jej góra piętnaście minut życia, zanim jej mięśnie całkiem zwiotczeją i osunie się martwa na podłogę. Czuła, że Badb nad nią stoi i ją obserwuje, więc nic złego nie powinno się stać, a dodatkowo przecież wiedziała, iż to może zaboleć, lecz mało ją to teraz pocieszało. Była spanikowana i z ogromnym trudem utrzymywała resztki świadomości. Czuła jednak zachodzące zmiany i uciekającą magię. Jej skóra była coraz gładsza i pozbawiona włosków, pysk skracał się, jednak o wiele za wolno, aby mogła ogłosić zwycięstwo. Poproszona o relację, miała dziką ochotę rzucić się na zielarkę i zrobić jej krzywdę. Jakim cudem miała powiedzieć cokolwiek? W odpowiedzi zawyła krótko, próbując dać jej do zrozumienia, jak głupi to jest pomysł. Dopiero po dłuższej chwili spróbowała ponownie, w przerwie między kolejnym uderzeniem bólu i otumanienia. Z początku brzmiało to jak głos z piekieł, dźwięk dzikiego zwierzęcia samego Lucyfera, jednak z każdym słowem zdawał się być coraz bardziej ludzki, aż wreszcie nabrał cech głosu Nadii ze śpiewnym akcentem na czele. - Boli... Czuję, że tracę zmysły, zaraz chyba zemdleję... Spojrzała błagalnie na Cath i jakie musiało być jej przerażenie, gdy zobaczyła, jak ta cisnęła swoim notesem w stronę okna. Całym jej ciałem targnął dreszcz, a Nadia zacisnęła palce na materiale sukienki. Wszystko na marne, nawet ona nie wie, co robić... Zaczynała godzić się z własną śmiercią, bo uznawszy gest Badb za akt gniewu z powodu porażki. Cóż innego mogło wzbudzić w niej tak silnie negatywne emocje? Kostucha jednak nie przychodziła, nie zapukała do drzwi chatki ani nie ukazała się dziewczynie jako stara kobieta z kosą. Zamiast tego Rosjanka ze zdumieniem spostrzegła, jak zmienia się jej ciało. Z pyska nie pozostało już nic, a jej twarz zdawała się wrócić do normalności, tak samo jak dłonie. Sięgnęła ręką do tyłu i przejechała po miejscu, z którego wcześniej wyrastał ogon, po którym teraz nie było śladu. Z jej oględzin wynikało, że pozostały jedynie rogi, teraz nieśmiało wychylające się spod rudej czupryny. - Bozhe moy... - szepnęła wreszcie w sposób całkowicie ludzki. Dopiero teraz zdjęła ze swoich ramion spódnicę Badb i odwiesiła ją na oparcie krzesła. Spojrzała na kobietę i przeszedł ją dreszcz, kiedy ta zaniosła się śmiechem. Przerażał ją i napawał niepokojem. Obawy narosły, gdy ta zaczęła mówić bzdury i zachowywać się całkowicie inaczej, niż zazwyczaj. To nie była Badb jaką znała. A co jeśli cała ta złośliwa magia przeszła z Nadii na Cath? Ruda zepchnęła tę myśl na bok. To byłaby jedna z gorszych rzeczy, jakie mogły im się teraz przytrafić. - Jest w porządku, chyba... Jak ty się czujesz? - zapytała i podniosła się z krzesła, żeby sprawdzić dłonią, czy zielarka nie ma może gorączki i nie potrzebuje pomocy. Nie było jej jednak dane dojść do niej i tego sprawdzić, bo dość szybko straciła równowagę i wywaliła się o własne nogi. Próbowała złapać się fartucha Badb, ale to nie uchroniło jej przed upadkiem na deski podłogi. Syknęła i zaczęła rozmasowywać obolałe biodro, gdy usłyszała złośliwy chichot, dochodzący jakby znikąd. Rozejrzała się nerwowo po pomieszczeniu i wtedy dojrzała to: chochlika chowającego się za nogą krzesła, na którym przed chwilą siedziała i śmiejącego się z niej. Bezczelna bestia. Zdenerwowana kopnęła stołek, a istota zniknęła. Nadia zamrugała parokrotnie, lecz wszystko zdawało się wrócić do normy. Częściowo, bo dalej miała wrażenie, jakby siedziała na płynącym podczas sztormu statku. - Cath, blyat, czemu hodujesz w domu znikające chochliki? - warknęła na zielarkę, aby zaraz zakryć usta i zarumienić się. Jakim cudem mogła być tak niemiła i jeszcze przeklinać na Bogu ducha winną kobietę? Miała wrażenie, że wciąż nie jest do końca sobą, mimo że jej ciało wróciło do poprzedniej formy i wcale nie czuła się inaczej niż zwykle. A jednak... coś tu było nie tak. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Czw Sie 24, 2017 3:06 pm | |
| Obiecywałam sobie zareagować, załagodzić jej cierpienie. Tyle pamiętałam. Sekundę później wlepiałam w nią spojrzenie, marszcząc brwi i usiłując przypomnieć sobie, co to ja miałam uczynić... Podlać kwiaty? Tak, chyba to miałam na myśli... I zapewne wstałabym po blaszaną konewkę z deszczówką, gdyby nie pytanie Nadii, które zajęło mnie do reszty. Musiałam przemyśleć odpowiedź. Stałam więc w miejscu, zaglądając wgłąb siebie, aby ocenić, co czułam w danej chwili. Niepokój mieszał się z podejrzaną euforią, jakbym oczekiwała wybuchu fajerwerków, które w następnej kolejności mogą spalić do zgliszczy moją niczemu winną chatkę. Chyba powinnam... uspokoić się? Dlaczego miałabym...? - Moje serce mocno bije - szepnęłam konspiracyjnym szeptem. - Też... Też to czujesz? Bogowie nas opuścili... - otworzyłam oczy, rozglądając się z przerażeniem dookoła. Nadchodzący upadek Nadii tylko potwierdził moje słowa. Szarpnęła mój cenny fartuch, zrywając go w pasie i sprawiając, że część jego zawartości wysypała się. Ususzone zioła, czy świeże owoce czarnych jak krucze pióra jagód, bynajmniej nie służące leczeniu jakiejkolwiek przypadłości. Ewentualne zagrożenie, jakie za sobą niosły, przyprawiło mnie jedynie o rozbawienie. Roześmiałam się w głos, za nic na świecie nie potrafiąc opanować chichotu - chyba nawet zagłuszając stworzenie, które Nadia posądzała o powód jej potknięcia. Śmiałabym się zapewne bez końca, gdybym nie została brutalnie uświadomiona. - CHOCHLIKI!? - ryknęłam z przerażeniem, zupełnie zapominając o reszcie świata i całkiem istotnym fakcie, że wcale nie jestem hodowczynią jakiejkolwiek rasy tych stworzeń. - Szybko! Pomóż mi je złapać!!! - krzyknęłam w głos, natychmiast padając na kolana, by znaleźć się na poziomie Nadii i chochlików. Musiałam zaprowadzić je do łóżek przed świtem, inaczej rozpierzchną się na dobre! Sięgnęłam po włóczkę wełny leżącą w pudle pod manekinem, natychmiast wręczając ją mojej towarzyszce niedoli (jako przecież niezbędny przedmiot do walki z chochlikami), podchodząc do niej na czworaka. Sama ujęłam w dłoń drewnianą łyżkę, gotowa na walkę do ostatniej kropli krwi. Zamarłam. Wypatrywałam najmniejszego drgnienia, niemal zlewając się z mrokiem domostwa. Musiałam myśleć jak chochlik. Stać się chochlikiem. Tak... Co zrobiłabym, gdybym była chochlikiem...? Cholera! Wiem! Zerwałam się, wracając zszokowanym spojrzeniem do Rosjanki. Widziałam do doskonale. Siedział w jej rudych włosach. Zrobiłam wielkie oczy. - Widzę go... Spokojnie, Lisku. Tylko... spokojnie. Ani drgnij... - uniosłam nawet ręce w uspokajającym geście, zbliżając się powoli na kolanach. Rzuciłam się na nią znienacka, zapominając nawet o istnieniu trzymanej przeze mnie śmiercionośnej broni, drewnianej łyżki. Nim jednak zdążyłam po niego sięgnąć, rozpłynął się w powietrzu, aż z moich ust wydarł się okrzyk oburzenia. - Małe cholery! Istna plaga, robią mi dziury w pończochach, zawsze!!! - wyklinałam, czując jak zalewa mnie gorąca nienawiść. - Wszystko przez te durne kozy! - wykrzyczałam jeszcze, nagle obdarzając wzrokiem bańkę z mlekiem, przyniesioną przez Nadię. Doznałam brutalnego olśnienia. - Kozie... mleko... - wysapałam z szokiem wymalowanym na twarzy, nie potrafiąc pogodzić się z tak wielką zdradą. - I ty przeciwko mnie, Brutusie!? Chciałaś mnie otruć!? - zawołałam, zaczynając autentycznie kaszleć i ściskać się za gardło. Moje chwile były policzone. |
| | | Nadia Vinogradova Poszukiwaczka przygód
Liczba postów : 64 Join date : 19/05/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Sob Paź 14, 2017 1:12 pm | |
| Będąc już na podłodze u stóp Badb, upstrzona różnymi ziołami, które wypadły z jej fartucha, spojrzała na zielarkę ze zdumieniem. Nigdy jeszcze nie widziała, aby ta wprost pokazywała swoje negatywne emocje, tym bardziej strach. Jej głośne bicie serca też było niepokojące, jednak nie to przykuło uwagę rudej, tylko słowa kobiety, które niezwykle ją oburzyły. - Nie mów tak, bo batyushka usłyszy i wygoni nas z cerkwi i nie pójdziemy do Nieba! - powiedziała głośniej, niż początkowo planowała, patrząc na Cath błagalnie. Rodzice będą zawiedzeni, a wszystko przez tę zielarkę! Ale postanowiła jej wybaczyć, bo przecież ta tylko próbowała pomóc i pewnie się przestraszyła. Każdy by się przestraszył widząc Nadię w takim stanie. Przez chwilę kompletnie nie wiedziała, co się właściwie dzieje, aż usłyszała przestraszony krzyk. A tak, chochliki. Znowu słyszała ich szyderczy śmiech gdzieś z tyłu swojej głowy, a jeden nawet postanowił pokazać się wśród suszonych pod sufitem ziół, więc wkurzona Nadia rzuciła w niego garścią czarnych jagód, które rozsypały się na podłodze podczas jej upadku. - Nie złapiemy ich. One latają pod sufitem i są śliskie - odpowiedziała zrozpaczona, czując, że zawodzi Cath. Gdy jednak ta podała jej włóczkę, ruda na nowo odzyskała nadzieję i już nawet układała w głowie plan. - Ty je ogłuszysz, a ja zwiążę i damy je Fenrisowi na pożarcie! - powiedziała i zaśmiała się niekontrolowanie i całkiem szalenie. Czuła się jak geniusz, geniusz zła, władca chochlików i ich najgorszy oprawca. Zamarła po chwili, dostosowując się do rozkazów Badb. Już nie była wspaniałym chochlikobójcą, tylko zwykłą trzęsidupą. Jej przerażony wyraz twarzy mówił tylko jedno: "zabijgozabijgozabijgoszybko". Była tak spanikowana, że gdy zielarka się na nią rzuciła, przytuliła się do niej jak mały dzieciak, ciesząc się, że już jest chyba po wszystkim, a dzielna Cath ją uratuje. Zwątpiła dopiero w momencie, gdy kobieta zaczęła się drzeć. Ostrożnie ją puściła i odsunęła się do tyłu. W samą porę, bo zaraz po tym została oskarżona o próbę otrucia, co przyjęła do siebie bardzo poważnie. Zakryła usta dłonią, ze zdumieniem patrząc na bańkę z mlekiem. - Nie chciałam cię otruć! Mateczka mówiła, że jest świeże i dobre, sama doiłam Katyushę! - krzyknęła, podnosząc się z podłogi. - Jak mogę ci pomóc? Podać ci szklankę wody zanim umrzesz? - wypytywała, wymachując rękami, aż wreszcie chwyciła naczynie z mlekiem i nalała je do glinianego kubka, który następnie podała kobiecie. - Raz ci zaszkodziło, to teraz na pewno pomoże. Taka... odtrutka! - powiedziała i odsunęła się kawałek w bok, żeby móc obserwować, czy jej wspaniały pomysł na cokolwiek się zdał. Jeśli nie, to będzie musiała znaleźć łopatę i zacząć kopać Cath ładny grób, a później sprowadzi księdza. Nie mogę tego zrobić, bo to ja ją zabiłam! Naprawdę lepiej byłoby, gdyby Badb jednak przeżyła to otrucie, bo w przeciwnym razie Nadia już była gotowa do ucieczki do Rosji, aby tam ukrywać się do końca życia. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Pon Paź 23, 2017 8:39 pm | |
| Doskonale rozumiałam jej tok myślenia. Skubana, znała się na rzeczy! Oczywiście, przecież nie dałabym się otruć byle komu. Ja, sprytna, przebiegła... - Similia similibus curantur, kurwa! Ad augusta per angusta! - jęknęłam, a łzy stanęły mi w oczach. Jeśli to jedyne wyjście, to pozostało mi... zatkać nos i za ojczyznę! - Maledictus lactus, co mnie tobą pokarało...? Zrobię to szybko. Albo wcale. Zmuś mnie. Facile dictu, difficile factu, prawda? LEJ, NIM SIĘ ROZMYŚLĘ - bredziłam pod nosem, starając się dopasować do jej dziwacznego języka, nieświadoma, że nie za bardzo mi się powiodło. Zacisnęłam powieki, rozchylając usta na nieznaczne milimetry, gotowa przyjąć tą straszliwą karę w postaci koziego mleka. Zupełnie zapomniałam o potrzebie przegotowania go, ale kto by się tam przejmował bakteriami w obliczu śmierci! Zwłaszcza, że w moim obecnym życiu nie poznałam osoby, która wierzyła w istnienie jakichkolwiek drobnoustrojów. - Jestem gotowa. Żegnaj, okrutny świecie! Vale et me ama! - W końcu udzieliły mi się te wszystkie debilne romanse, które ukradkiem czytałam. Śmierć winna być podniosła, nieprawdaż? Zasługiwałam na coś więcej niż zgnicie pomiędzy wałęsającymi się chochlikami, otruta kozim mlekiem. Padłam jej w ramiona, właściwie nie zmieniając za bardzo pozycji, po wciąż znajdowałam się na podłodze. Głowę odchyliłam do tyłu, świadoma swojego końca, powoli się z nim godząc. Dłonią uczepiłam się materiału jej sukni, chcąc, aby się nade mną pochyliła. To jej oddam moje ostatnie słowa. Moje ostatnie tchnienie. Chwile, które były policzone. Niech widzi. Niech wie. Wybaczyłam jej. Po moich policzkach spłynęły łzy. Szepnęłam niewysłowionym żalem: - Mogłybyśmy być szczęśliwe. Wybrzeża Irlandii są naprawdę piękne... Słowa te odbiły się echem w mojej głowie. Osunęłam się na jej kolana, czując ciężar na swoich powiekach. Wtuliłam się w przyjemnie pachnący materiał, a na mojej twarzy widniał już wyłącznie spokój. Zasnęłam niczym dziecko, a sny moje były czyste i beztroskie. Po raz pierwszy od dawna. *** Głowa napieprzała mnie niemiłosiernie. Długo walczyłam z otworzeniem powiek. Co ja wczoraj...? Nie mogłam pozbierać myśli. Nie pamiętałam szczegółów. Moim ostatnim wspomnieniem był Lisek, któremu miałam pomóc... Otworzyłam oczy. Co ujrzałam? Czy wciąż była przy mnie? |
| | | Nadia Vinogradova Poszukiwaczka przygód
Liczba postów : 64 Join date : 19/05/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Sob Paź 28, 2017 4:44 pm | |
| - Mangusta...? - szepnęła cicho, patrząc z niedowierzaniem na Cath. Nie rozumiała niczego z tego, co mówiła, chociaż domyślała się, że chodzi o łacinę. Ach, niech to diabli, że nigdy nie próbowała jej zgłębiać! Przynajmniej wiedziałaby, co mówi do niej zielarka na łożu śmierci... Nie, to nie mogło się tak skończyć. Nadia może i nie rozumiała większości tego, co mówiła kobieta, ale zrozumiała jedno: właśnie zgodziła się na kurację. Pal licho drobnoustroje, liczył się czas, a mleko od Katyushy jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziło. Z tą myślą ruda przysunęła naczynie do ust Badb i przechyliła je lekko, żeby napoić ją życiodajną trutką i odtrutką w jednym. Po chwili odstawiła kubek na bok i poczęła przyglądać się kobiecie, oczekując jakichkolwiek zmian na lepsze. Niestety, ta wcale nie wyglądała lepiej, a kiedy padła jej w ramiona, objęła ją mocniej i łzy stanęły jej w oczach. To był koniec! Zabiła wspaniałą Cath, najlepszą zielarkę i znachorkę w całej Anglii, osierociła Munina, Hugina i Fenrisa. To była jej wina. Znowu słyszała chochliki śmiejące się z niej gdzieś w tle. Pochyliła się nad Badb, nie mogąc wydusić ani słowa. Było jej tak głupio. Kiedy kobieta się odezwała, Nadia rozpłakała się do reszty. - Przepraszam! Wolałabym Alpy Francuskie! - załkała, gładząc "martwą" zielarkę po głowie. Ponownie spojrzała na jej twarz, teraz taką spokojną. Czy właśnie tak wyglądała śmierć? Teraz Badb była w lepszym świecie, gdzie mogła żyć bez obaw i trosk. Ruda czule przejechała dłonią po jej policzku, aby zaraz delikatnie zahaczyć o szyję i... wyczuć puls! Z początku myślała, że to kolejny wymysł jej wyobraźni, przez co jeszcze przez dwie minuty nie drgnęła ręką, ale to tylko potwierdziło jej teorię. Czuła pulsującą tętnicę, a to oznaczało, że w Badb jeszcze tkwiło życie. To znaczyło, że jeszcze była nadzieja! Rosjanka rozejrzała się wokół. Nie mogła tak zostawić jej na podłodze, bo jeszcze się przeziębi albo zjedzą ją szczury i naprawdę umrze. Wreszcie jej wzrok padł na ulubiony fotel Cath. Powoli podniosła się z podłogi, trzymając się czego popadnie, żeby nie upaść, po czym ujęła kobietę pod pachami i zaczęła wlec w stronę salonu, przy okazji bardzo uważając, aby się o nic nie potknąć, bo mogłoby się źle skończyć dla nich obu. Wreszcie jednak podołała. Ostrożnie ułożyła zielarkę na fotelu i przykryła ją jakimś kocem, który znalazła obok, otarła pot z czoła i usiadła obok, podziwiając swoje dzieło. Wspaniale. Badb wypocznie, a jak odzyska przytomność, to pomyśli się dalej, co z nią zrobić. Teraz Nadia nie miała na to sił. Ziewnęła i oparła głowę o podłokietnik. Początkowo chciała pilnować snu Cath, żeby rzucić się do pomocy gdy ta się ocknie, ale nie trwało to długo. Już po paru minutach była równie śnięta co zielarka i zwyczajnie zasnęła, oparta o bok fotela.
Obudziła się... nawet nie wiedziała kiedy. Ledwo też kontaktowała, gdzie jest. Gdy otworzyła oczy, zachowywała się jak spłoszone zwierzę i pragnęła jak najszybciej uciec. Podniosła się gwałtownie z podłogi i rozejrzała wokół. Była w domku Badb. Wspomnienia stopniowo wracały. Nagła przemiana, panika, zioła, chochliki... Chochliki? Przecież one nie istnieją. Cath siedziała na fotelu. Była martwa? Nie, spała. Ale zachowywała się dziwnie, to Nadia pamiętała doskonale. Rosjanka spojrzała na nią niepewnie. Widziała więcej niż powinna. Z jednej strony była zielarką i na pewno nikomu się nie wygada, a z drugiej nigdy nie można ufać ludziom w tej sprawie. Ruda zastanawiała się przez chwilkę, biła z myślami, a w tym czasie zdążyła dojść do kuchni. Podniosła kubek z mlekiem, które z niewiadomych przyczyn stało na podłodze i upiła łyk. Ach tak. To po nim Cath zaczęła się dziwnie zachowywać. A to ciekawe, bo samo mleko smakowało całkiem normalnie, tylko nie było przegotowane. Nadia zastanawiała się, czy nie wykorzystać tego momentu i nie uciec, ale szybko tę myśl porzuciła. A co jeśli Badb coś się stało i trzeba będzie się nią zająć? Jeśli tak, w życiu nie wybaczyłaby sobie wymknięcia się i zostawienia jej na pastwę losu. Kiedy wróciła do salonu, zielarka już nie spała. Miała otwarte oczy i rozglądała się wokół. Na pierwszy rzut oka nie wyglądała bardzo źle, ale wiadomo, pozory mogą mylić, toteż Nadia powoli podeszła bliżej, przyglądając jej się uważnie. - Witaj. Wszystko w porządku...? - zapytała dość niepewnie, co nie było wcale takie dziwne przez pryzmat tego, co działo się wcześniej i co Nadii udało się zapamiętać. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Nie Paź 29, 2017 6:55 pm | |
| Nie pamiętałam zbyt wiele. I cichy głos w moim umyśle mówił mi, abym dla własnego spokoju się nie doszukiwała. Posłuchałam, głównie dlatego, że w obecnej chwili myślenie powodowało u mnie niemal ból fizyczny. Oczywiście, podejrzewałam, do czego doszło. Drugi raz w ciągu jednego dnia przeceniłam własne możliwości. Żałosne. Gdy padło pytanie, długo nie otwierałam ust, obawiając się, że wraz z tą czynnością, zwyczajnie zwymiotuję. Z trudem podkurczyłam nogi, oplatając je natychmiast rękoma, rozglądając się po pobojowisku w salonie. Fartuch, z którego wypadły różne specyfiki. Włóczka. I drewniana łyżka. Nie wnikałam. Zeszyt z moimi zapiskami leżał pod ścianą. Żywiłam nadzieję, że pod moją „nieobecność” nie zajrzała do jego środka. Powinnam jednak zachować ostrożność. I przestać kłamać w tak bezczelny sposób. - To moja wina - wypowiedziałam cicho, a głos miałam nieco zachrypnięty. - Musiałam się pomylić. - W bardzo niejasne słowa usiłowałam ubrać to, co się wydarzyło, jednocześnie nie chcąc przyznawać się do wszystkiego. - Masz bardzo silny organizm, Lisku... Czułam, jak zalewa mnie gorąco, zapewne odbijając się rumieńcem upokorzenia na mojej twarzy. Nie chciałam, aby widziała mnie w tym stanie. I za nic na świecie nie chciałam, aby to ona opiekowała się mną. Byłam na tyle zdenerwowana, że już w obecności Nadii, miałam ochotę spalić wszystkie moje zapiski dotyczące testowanego lekarstwa. Tygodnie mojej pracy. Do niczego, jak krwią w piach. Powstrzymałam mdłości, opuszczając nogi na podłogę, podnosząc się bardzo powoli. Doczłapałam się do framugi drzwi salonu, kurczowo obejmując swój brzuch. - Twoi rodzice z pewnością się o ciebie martwią. A mnie jak nic oskarżą o sprowadzenie cię na złą drogę - wypowiedziałam, zaraz znikając w kuchni. Przepłukałam twarz i usta wodą, czując się już odrobinę lepiej. Wróciłam do salonu. Nie wiedziałam, jak postąpić. Znałam jej tajemnicę, a to rodziło już pewne komplikacje. Nie zaczynałam jednak tematu, sądząc, że to ona prędzej będzie ciekawsza moich planów przy okazji zdobytej wiedzy. Zamiast tego podeszłam do sprawy mniej odpowiedzialnie. Jednak w pewnych kwestiach nie potrafię odpuścić. - Nadia. Znasz zasady - oznajmiłam nagle poważnym tonem, zbliżając się do niej i taksując ją spojrzeniem. Poza bańką mleka nie miała przy sobie nic. Biała sukienka. Oczy zawiesiłam odrobinę dłużej na czerwonych koralach, prędko jednak wyrzucając ten pomysł z głowy. - Wszystko ma swoją cenę. Chcę kosmyk twoich włosów - zażądałam odważnie, gestykulując łagodni jedną ręką. Tego, w swojej bogatej kolekcji, jeszcze nie miałam. |
| | | Nadia Vinogradova Poszukiwaczka przygód
Liczba postów : 64 Join date : 19/05/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Czw Lis 30, 2017 5:05 pm | |
| Przykro było jej patrzeć na Badb będącą w takim stanie. To było coś nowego, innego. Zazwyczaj to do zielarki przynoszono ludzi, którzy jęczeli z bólu i przy każdej możliwej okazji zwijali się w pozycję embrionalną i to im trzeba było zapewnić ulgę w cierpieniu. Teraz to ona wyglądała na totalnie wymęczoną i pozbawioną sensu istnienia, dlatego Nadia chciała z całego serca ją pocieszyć i pomóc. - Myślałam, że umrę - odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko, jakby bawiła ją sama myśl, że byle zioło od znachorki sprawi, że się przekręci. - To nie twoja wina. Koniec końców pomogło, nawet jeśli miało skutki uboczne... - dodała zaraz, chociaż już ciszej i bardziej markotnie. Znowu uderzyła w nią myśl, że Cath wiedziała coś, czego nie powinna wiedzieć. Ciekawe, jak wiele pamiętała. Czy ma w głowie obraz Rosjanki przemienionej w połowie w zwierzę, zwijającej się z bólu i ze strachu? Czy może jej to umknęło przez... cokolwiek, co się stało? Odprowadziła ją spojrzeniem, chociaż miała ochotę od razu rzucić jej się na pomoc. Stała jednak jak wryta, zastanawiając się, co właściwie powinna zrobić. Chciała odpowiedzieć, że jej rodzice na pewno nie martwią się bardziej niż trzeba, bo ufali zarówno Nadii, jak i samej Cath. Zresztą, ile razy już zdarzyło jej się wrócić do domu następnego dnia i wziąć ich na piękny uśmiech... - Jak dużo pamiętasz? - zapytała i aż sama się zdziwiła, że akurat te słowa padły z jej ust. Nie była pewna, czy chciała wiedzieć, ale najwidoczniej podświadomie pragnęła odpowiedzi. Ot, aby oszacować, jak bardzo ma przekichane. Starała się ukryć lęk w swoim spojrzeniu, gdy zielarka odezwała się do niej tak poważnie. Naprawdę bała się, że w imię tych zasad zaraz straci głowę. W końcu była wiedźmą, a kto lubił wiedźmy? Dlatego odetchnęła głębiej, gdy okazało się, że nie o takie reguły chodzi, lecz o standardową procedurę. I nawet nie chciała się wykłócać, że przecież przyniosła jej mleko, bo po pierwsze, ono nie liczyło się jako bibelot, które to Badb zbierała, a po drugie, już wystarczająco nabroiła. - Dobrze. Daj mi nożyczki albo cokolwiek ostrego - powiedziała, wyciągając przed siebie rękę. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Sob Gru 02, 2017 6:43 pm | |
| Również uśmiechnęłam się ponuro, zadowolona, że udało nam się to wszystko obrócić w żart. A czy istniało coś lepszego od wyśmiewania samej śmierci? - Jasne. Następnym razem ograniczę się więc do zmierzenia twojego tętna i naparu z melisy na dobry sen - prychnęłam z rozbawieniem, czując jak kolory wracają na moją bladą twarz. Poczułam się już lepiej, nawet jeśli wciąż miałam ochotę ugryźć się w tyłek z niechcianej porażki po podjętej próbie kontrolowania swojej „mocy”. - Co za paskudny dzień! - wykrzyknęłam w końcu, pozwalając sobie na okazanie odrobiny emocji, jako że było to uzasadnione. - Przy naszym kolejnym spotkaniu, lepiej wykorzystam twoją obecność, obiecuję. Możemy... pojechać na wycieczkę! Albo nie, lepiej - popłynąć! - Wiedziałam, jak doskonale mogła dostrzec błysk w moich oczach. Oddałam się pomysłowi, widząc go tak dokładnie, jak rudzielca przed sobą. - W podróży poczytasz mi rosyjską poezję, a ja... ja udam, że ją rozumiem i dopiszę do niej swoją treść - zaproponowałam, śmiejąc się jak dziecko. Całe napięcie, chęci zmiany świata uszły ze mnie, gdy zrozumiałam, że wróciłam do punktu wyjścia. Dlatego też oddałam się przyjemniejszej wizji, usiłując czerpać przyjemność z danej mi codzienności. Niechętnie powróciłam na ziemię, odpowiadając na zadanie pytanie: - Przebłyski - przyznałam zgodnie z prawdą. Znałam powód, dla którego znalazłam się w minionym stanie, jednak, co działo się w trakcie, pozostawało dla mnie nierozwiązaną, pogmatwaną zagadką. Co gorsza, obecnie nie chciałam się nawet nad tym zastanawiać. Przeanalizuję sytuację, gdy znajdę się już w samotności, ot. - Mam żenujące wrażenie, że palnęłam niewybaczalny nietakt. Ty pamiętasz, co się wydarzyło? Nie oszczędzaj mnie, wolę wiedzieć - zapewniłam ją, chcąc znać znaczenie tajemniczej chwili, w której wymachiwałam drewnianą chochlą, nawet jeśli przez to miałam umrzeć ze wstydu. Westchnęłam, gdy przystała na moje żądanie. Nie zamierzałam ukrywać zadowolenia i za nic miałam to, że Nadia w danej chwili może potraktować mnie jako ostatniego dziwaka. Każdy miał swoje zboczenia. Na jej szczęście, moje były stosunkowo niegroźne. Prędko rozejrzałam się po pomieszczeniu, jakby w obawie, że się rozmyśli. Przybory do szycia spoczywały w jednym z pudeł przy manekinie. Schylając się, wydobyłam nożyczki. Zbliżyłam się niepewnie, wyciągając przedmiot ostrą stroną skierowaną ku sobie. Obdarzyłam ja czujnym spojrzeniem. - Pomóc ci? - zapytałam głucho, nie mogąc się doczekać. Podniosła to była chwila. |
| | | Nadia Vinogradova Poszukiwaczka przygód
Liczba postów : 64 Join date : 19/05/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Sro Gru 13, 2017 6:59 pm | |
| Zaśmiała się cicho i tylko odrobinę nerwowo, bo chociaż cieszyła się z tego, że jej znajoma wracała do formy, to dalej się trochę o nią martwiła. Zwłaszcza, gdy ta zaczęła całkowicie z czapy mówić coś o płynięciu na wycieczkę. Tym razem jednak nie wyglądała na odurzoną czy obłąkaną, więc Nadia uznała, że tylko próbuje rozładować atmosferę po tym wszystkim, co przeżyły. - Zgoda. Popłyniemy w dół rzeki, poczytam ci Puszkina, a później rozpalimy ognisko gdzieś przy brzegu i będziemy śpiewać do białego rana - pociągnęła to dalej i nawet zdążyła się napalić na ten pomysł, który pewnie nigdy nie dojdzie do skutku. Któż jednak zabroni jej marzyć? Wcale nie uspokoiła jej odpowiedź zielarki, bo miała wrażenie, że ta nie do końca pojęła jej aluzję do magicznej części tego spotkania. Oczywiście, te przebłyski mogły tyczyć się ogółu, ale Rosjanka wolała wciąż podchodzić do tego z pewną rezerwą. - Nie martw się. Chyba obie palnęłyśmy wiele nietaktów... - odmruknęła. - I też nie pamiętam wszystkiego. Na pewno polowałyśmy na chochliki i myślałyśmy, że umierasz - odparła, delikatnie rumieniąc się z zażenowania. Przynajmniej pamiętała, co się wydarzyło po tych wątpliwej jakości ziołach, nie to co po alkoholu, lecz w tym wypadku zaczęła się zastanawiać, czy to dobrze, czy jednak nie do końca. Może wolałaby pewnych rzeczy nie pamiętać. Wzięła nożyczki do ręki i zwinnym ruchem uwolniła pojedynczy kosmyk ze splotu warkocza. Pokręciła głową na propozycję Cath i już po chwili trzymała w palcach ucięty rudy, niezbyt długi pukiel. Wyciągnęła go w stronę zielarki, aby po sekundzie zawahać się i lekko cofnąć rękę, przyglądając się czujnie kobiecie. - W zamian obiecaj, że cokolwiek zapamiętałaś, zachowasz dla siebie i nikomu nie powiesz ani słówka - zastrzegła. Potrzebowała takiego zapewnienia. Wszystko musiało zostać między nimi, nie ważne, czy chodziło o magiczny sekret Nadii, czy o naćpanie się ziołami w desperackiej próbie odkręcenia tego wszystkiego. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Nie Gru 17, 2017 11:22 pm | |
| Wierzyłam jej naiwnie, w moich wyobrażeniach siedząc już nad brzegiem szerokiej wody, wsłuchując się te miękkie, przyjemne brzmiące słowa, których znaczenia nie znam. Pytałabym się o wszystko, testując cierpliwość Nadii, do kiedy nie miałaby dosyć mojej naturalnej ciekawości i chęci odkrywania świata na każdej z płaszczyzn. Wtedy i ja musiałabym oddać jej odrobinę poświęcenia. A może moje prośby o więcej i błyszczące oddaniem oczy będą dla Nadii wystarczającą nagrodą? Była dobrą, niewinną dziewczyną. Tyle wystarczyło, by wyróżniać się na tle tego okropnego miejsca. Tyle też sprawiło, że miałam ochotę jej pomóc. Przełknęłam ślinę, czując jednoczesną ekscytację i wyrzuty sumienia, ujmując rudy kosmyk włosów. Idealna zdobycz. Takich jeszcze nie miałam... Ale nie sądziłam, że mi je odda. Cholera, gdybym tylko mogła, przytwierdziłabym je z powrotem go głowy Nadii. Zmusiłam się do łagodnego uśmiechu i kiwnięcia głową w podzięce. W tym samym czasie obiecywałam jej gorąco: - Nadia... Znam osoby takie jak ty... Obiecuję ci, że zachowam twój sekret aż do grobu. Ale wiedz też, że w razie problemów, zawsze będziesz mogła się do mnie zwrócić. Pomogę ci, na ile będę w stanie. Nie tylko w problemach, na które mogę zaradzić ziołami... - sugerowałam, obdarzając ją poważnym spojrzeniem. Dłoń ułożyłam na ramieniu dziewczyny, czując, że powinnam się ugryźć w język, nim powiem o słowo za wiele. A jednak... - Nie jesteś sama - dodałam już zupełnie cicho. Mogła interpretować to, jak tylko chciała. Ja nie dopowiedziałam już ani słowa wyjaśnienia. Nie zamierzałam się do niczego przyznawać. To i tak zbyt wiele. Schowałam swój cenny skarb w postaci włosów Nadii, po czym pożegnałyśmy się. Odprowadziłam ją na ganek, gdzie spędziłyśmy jeszcze trochę czasu z uradowanym Fenrisem, a następnie nasze drogi rozeszły się. Musiałam wrócić do chatki, aby ogarnąć ten cały burdel, jaki zostawiłam za sobą po ziołach, jakich nie zażyję już nigdy więcej. /zt x2 |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Sro Sty 24, 2018 5:42 pm | |
| Miałam słabość do detali, co było widoczne w każdym rogu mojego zagraconego zupełnie nieprzydatnymi elementami mieszkania, jak i w moim ubiorze, którym nieustannie zdawałam się gorszyć innych. Oddawałam to również swojej pracy, z największą uwagą przytwierdzając do obitego płótnem podłoża zasuszony tułów motyla o czarnych skrzydłach z wykwitłymi białymi plamkami u samych ich krańców. Trwałam w bezruchu, wstrzymując oddech, sprawiając w końcu, że owad pozostał na swoim miejscu. Wtedy do ramki z ciemnego drewna przyłożyłam cienkie, idealnie dopasowane szkiełko, zamawiane wprost na wymiar. Idealnie. Dopiero wtedy odetchnęłam pełną piersią. Czarny motyl. Podarek, który miał spłacić mój niespłacalny dług. Nim posłałam po chłopca, mającego dostarczyć prezent do samego serca Wishtown, dołączyłam do ramki krótki liścik, zaadresowany do Fransa Ankera. *** Powoli wracałam do normalności. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakbym kilka dni temu wcale nie otarła się o śmierć, jawnie oskarżona o paranie się magią. Oczywiście, miałam więcej szczęścia niż rozwagi; po wszystkim pozostała mi wyłącznie rana na przedramieniu. Bezmyślnie przejechałam kciukiem po materiale bandaża, wspominając minioną chwilę i natłok wydarzeń wkrótce po niej. Pokręciłam głową, aby otrząsnąć się z zamyślenia. Miałam co robić. Ciążyła nade mną nierozwiązana zagadka w postaci zapisków męczennicy, które wydobyte zostały z jej nieżywego ciała. Już wtórą godzinę siedziałam przy biurku, z setką bezwartościowych teorii i spisanych na papier prób rozszyfrowania notatek martwej kobiety. Z każdą chwilą irytowałam się bardziej, a szyfr zdawał mi się kombinacją losowych liter. W końcu odrzuciłam pióro, zostawiając na papierze pokaźną plamę atramentu. Zaklęłam pod nosem, odwracając się wściekle do wnętrza pomieszczenia, zwracając na siebie uwagę wyrwanego ze snu Fenrisa, który zaskomlał żałośnie. Wtedy wstałam na równe nogi, prostując kości i obolałe mięśnie. Minęłam zaspanego psa, głaszcząc go krótko po głowie. Pora na przerwę, tak. Siedziałam tu od rana, bez żadnych rezultatów. Może to pora wybrać się do wioski? Ostatnio zaniedbałam jej mieszkańców; unikałam odwiedzin, poświęcając się w każdej możliwej chwili zapiskom męczennicy. Cóż, najwyższy czas wyjść do ludzi. |
| | | Fanny Szmaragd
Liczba postów : 348 Join date : 16/10/2016
| Temat: Re: Chatka Shannon Sro Sty 24, 2018 11:03 pm | |
| Strata. Poczucie straty było zależne od stopnia przywiązania. Ona utraciła miłość swojego życia, zatem i jego sens. Próbowała się przez to zabić, by uciec od cierpienia. Nawet tego nie potrafiła zrobić. Fanny chciała sobie podciąć żyły. I zrobiła to. Chęć otworzenia swoich naczyń krwionośnych i pozwolenia posoce płynąć wygrała z chęcią zarzucenia sobie pętli na szyję. Lepiej było usnąć i się nie obudzić, niż cierpieć katusze. Chociażby przez chwilę dłużej niż to było wymagane. Miłość ją zabiła. I nawet jeśli jej ciało jeszcze jakimś cudem żyło, to dusza była martwa, wciąż rozpadająca się na kawałki i składająca się z powrotem. Czy tak wyglądało piekło? Przeżywanie od nowa tego samego bólu, dzień po dniu, godzina po godzinie, minuta po minucie. I tak przez wieczność. Nic dziwnego, że ludzie byli w stanie zrobić wszystko, byleby to ustało, byleby przestało... ...szeptać. "Zabij się. Jesteś nic nie warta. Nawet ona cię nie chciała." Nie! - krzyczała w myślach. Biła się po głowie, uderzała nią o ścianę, aż pojawiła się krew, aż ktoś ją powstrzymał. Chciała wybić sobie z głowy te głosy, które popychały ją do makabrycznych czynów. Nie! Nie zapanujesz nade mną! Już zapanowałem. Nie! Wypierdalaj z mojej głowy! A potem nastała cisza...
***
Pierwsze zadanie od tygodni. A może miesięcy? Fanny już nie liczyła upływającego czasu, gdyż zatrzymała się w przeszłości. Nie interesowała ją teraźniejszość ani przyszłość. Przyszłości nie było. Odeszła razem z miłością, która rozpaliła jej serce by chwilę później je spopielić, zostawić martwe. Królowa dała jej szansę. Szansę na to, by stać się użyteczną, by zrobić coś dobrego. A jeśli już nie dobrego, to właściwego. Od wielu dni szpiegowała Badb badając jej nawyki, jej sposób bycia, jej moc, która sprawiała, że magia wokół niej przestawała istnieć. Iście fascynująca anomalia, która wpływała na wszystkich wokół. - Badb... - powtórzyła w myślach zapamiętując imię, przyporządkowując ją do konkretnej twarzy. Fanny wydawało się, że wiedziała już wszystko na temat nieznajomej. Wydawało jej się? Wcześniej nie ruszała do działania, jeśli nie wiedziała absolutnie wszystkiego ze stu procentową pewnością. Podeszła do drzwi od chatki, w której, niewątpliwie, znajdowała się osoba,z którą zielonowłosa miała się spotkać. Podniosła rękę, by zapukać do drzwi, ale zawahała się. Zawahała? Już miała ją opuścić, gdy przypomniała sobie słowa królowej. "Wierzę, że tylko to zadanie ożywi cię. Tęsknię za dawną Tobą...". A może sobie to tylko wyobraziła? Wreszcie jednak odetchnęła głęboko, po czym zapukała do drzwi trzy, zdecydowane razy. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Czw Sty 25, 2018 5:35 pm | |
| Z Fenrisem jednakowym czasie unieśliśmy głowy w stronę rozchodzącego się dźwięku. Nie spodziewaliśmy się gości. Niezapowiedziane wizyty pozostawały jednak dla mnie codziennością - ludzie zbyt często potrzebowali pomocy lub uważali swoje sprawy za niecierpiące zwłoki. W każdym razie, psiak okazał się być bardziej zaangażowanym. Przypadł do drzwi, szczekając doniośle, podczas gdy ja w pośpiechu ukrywałam zapisane kartki w górnej szufladzie biurka. - Już idę! - zawołałam, chcąc zaoszczędzić trochę czasu. Nim otworzyłam drzwi, już w drodze do nich zerknęłam przez przysłonięte zwiewną firanką okno, dostrzegając w nich samotną, nieznajomą mi postać. Zwątpiłam. Kryjąc się za ścianą, powstrzymałam absurdalny odruch, aby udawać, że we wnętrzu chatki nikogo nie ma. Zdecydowanie było już na to za późno. Rzuciłam ostatnie spojrzenie na wnętrze pomieszczenia, wzrok zatrzymując na pudełku przykrytym częściowo materiałami do szycia i włóczkami, w którym spoczywała naładowana broń. Dwa kroki od wejścia, tak na wszelki wypadek. Owszem, obawiałam się nieznajomych. Ale zdecydowanie nie odbiło się to na mojej rozpromienionej twarzy, gdy rozchyliłam drzwi, wyglądając na... zielonowłosą kobietę. Niczego nie dałam po sobie poznać. Obdarzyłam ją uśmiechem, zupełnie ignorując tlące się we mnie chęci ucieczki. Starałam się zachowywać zwyczajnie, roztwierając drzwi na oścież, poprawiając szare futro na ramionach, gdy do mieszkania wdarł się chłodny powiew wiatru. Ludzie z czystym sumieniem nie mają czego ukrywać, nieprawdaż? - Potrzebujesz pomocy - bardziej stwierdziłam niż zapytałam, jakby nie istniał inny powód ku odwiedzinom mnie. Automatycznie darowałam sobie wszelakie formy grzecznościowe. Na skraju lasu, w zapomnianej przez bogów wiosce, konwenanse nie obowiązywały. - Ugh! Co za ziąb, wejdź czym prędzej do środka! - zaprosiłam ją gestem dłoni, nie zamierzając stać w progu dłużej, niezależnie, kim by nie była. Co jak co, gościnności nikt mi nie odmówi. Jeśli przekroczyła próg mojej chatki, zamknęłam drzwi, uspokajając Fenrisa i odciągając go na bok, by nie krzątał się pod nogami mojego gościa. Rzuciłam jeszcze krótkie „rozgość się”, zbliżając się do kominka, by pogrzebaczem przewrócić nadpalone kawałki drewna, chcąc wykrzesać z nich jeszcze odrobinę ciepła. Obserwowałam ją w spokoju, który kosztował mnie nieco wysiłku. Mogłam tylko zgadywać, jaki był cel jej dzisiejszej wizyty. W końcu zbliżyłam się, aby móc się dokładnie przyjrzeć nieznajomej kobiecie. - Nie jesteś tu z powodu przypadku, nieprawdaż? - Nim zapytałam ją o imię, chciałam poznać przyczynę, używając tego absurdalnego wyrazu. Przypadek! Czy naprawdę Ziemia nosiła jeszcze ludzi, wierzących w to zjawisko? |
| | | Fanny Szmaragd
Liczba postów : 348 Join date : 16/10/2016
| Temat: Re: Chatka Shannon Czw Sty 25, 2018 7:38 pm | |
| Fanny musiała nieco poczekać, by drzwi chatki się wreszcie otworzyły. Nim to nastąpiło to marzła niesamowicie. Aż trzęsła się z zimna żałując solennie, iż nie ubrała się cieplej. Skórzane, ocieplane rękawiczki, szmaragdowy płaszcz z grubym podbiciem, ciepłe rajstopy, grube, ocieplane buty na płaskiej podeszwie, spodnie oraz coś na kształt swetra okazały się być nie wystarczającym wyposażeniem na ten mróz, który teraz panował na zewnątrz. Skąd mogła jednak wiedzieć, że będzie aż tak zimno? Drzwi jednak po dłuższej chwili, która, na chłopski rozum Fanny, była zbyt długa jak na dotarcie do nich, wreszcie się otworzyły. Zielonowłosa postarała się o przywołanie uśmiechu na twarzy, ale nie wiedziała jak jej to wyszło. W końcu od dawna nie miała żadnego powodu do radości czy uśmiechu. Może wyszedł on dosyć naturalnie, a może jak grymas? Z prawdziwą wdzięcznością przekroczyła próg chatki czując bijące od kominka ciepło. Gdy usłyszała, że może się rozgościć to skierowała się w stronę kominka razem z gospodynią. - Skoro mogę się rozgościć to pozwolisz, że spędzę chwilę w tym miejscu? Prawie zamarzłam. - powiedziała, kucając przy kominku, zdejmując rękawiczki i wystawiając dłonie, by te się nieco ogrzały. Przyjemne ciepło natychmiast zaczęło pieścić jej skórę, o stanie której kobieta nawet nie chciała myśleć. Zima zdecydowanie nie działała kojąco na jej ciało. Jej pękające od czasu do czasu dłonie były czerwone i czasem irytująco swędziały, gdy mikro ranki się goiły. Zielonowłosa zdjęła zaparowane okulary, wyjęła cienką chusteczkę przetarła je, po czym założyła z powrotem na nos, by cokolwiek widzieć. Gdy zaś padło pytanie odnośnie powodu jej wizyty tutaj, to pani detektyw wyprostowała się. - Nic nie dzieje się przypadkiem. Nazywam się Fanny Morland i przysyła mnie Królowa z serdecznymi pozdrowieniami. - powiedziała, chociaż wątpiła, by Badb uspokoiła się tą oficjalną formułką. Ludzie zazwyczaj byli dwukrotnie bardziej zestresowani, gdy dowiadywali się, że ktoś taki jak Królowa Czarownic chce ich widzieć. Spojrzała kobiecie prosto w oczy chcąc zbadać jej reakcję. Jaka będzie? Gwałtowna? A może kobieta przyjmie tę wiadomość ze spokojem? Dalsza konwersacja wszakże zależy od tego, co się za chwilę stanie. |
| | | Badb Catha Kolekcjonerka
Liczba postów : 66 Join date : 09/04/2017
| Temat: Re: Chatka Shannon Pią Sty 26, 2018 10:47 pm | |
| Podążałam za nią wzrokiem. Uważnie, w pełnym skupieniu, jakby to miało pomóc mi w dostrzeżeniu szczegółu, mającego zdradzić pierwotne zamiary nieznajomej. Nie byłam świadoma, że już wkrótce poznam je w postaci możliwie brutalnej szczerości. Przytaknęłam radośnie, natychmiast zabierając się do przybliżenia drewnianych taborecików i niskiego, kawowego stolika tuż pod kominek, aby docierało do nich możliwie dużo ciepła. Oczywiście, trochę mi to zajęło, bo jak wszystko w moim wyposażeniu, zasłane było niepotrzebnymi gratami. Gestem dłoni zaprosiłam ją na miejsce przy palenisku. - Wkrótce się rozgrzejesz - zapewniłam, obdarzając wzrokiem jej okrycie wierzchnie. - Rozbierz się, powieszę twój płaszcz - zaproponowałam, bardziej ze względów własnego bezpieczeństwa, niż z grzeczności. Miałam wrażenie, że pod grubym materiałem może kryć się kilka interesujących rzeczy. I wtedy, nim zdążyłam zadać kolejne z trapiących mnie pytań, wyznała mi cel swojej wizyty, który niemal zwalił mnie z nóg. Przez lata, będąc miejscową zielarką, nauczyłam się rozpoznawać potrzeby ludzi, nim jeszcze padły jakiekolwiek z wyjaśnień. Niektóre z nich były nadmiar oczywiste, zwłaszcza, gdy w progu mojej chatki witała matka z dzieckiem wysypanym krostami. Inni jednak, pozostawali dla mnie bardziej wymagającą zagadką. Zielonowłosa właśnie należała do grupy ludzi, nad którymi mogłabym pogłowić się dłużej. Oceniając jej odważną aparycję, styl bycia i łatwo zauważalną pewność siebie, spodziewałam się równie oryginalnych próśb. Rzucenia klątwy, czego, oczywiście, nie byłabym w stanie zrobić? Wróżby? A może wyleczenia nieopisanej nigdzie wcześniej choroby niekonwencjonalnymi sposobami? Dlatego, to, co usłyszałam, było dla mnie jak grom z jasnego nieba. Serce stanęło mi w miejscu i miałam wrażenie, że minęły wieki nim wznowiło swój bieg. Spokojnie. Tylko spokojnie. Domyślałam się, że nie chodzi o królową Wiktorię, choć nie wiem, która z wersji byłaby w tej chwili bardziej absurdalna. Całe szczęście, udało mi się nie przerwać gry. Okazałam zdziwienie, wyłącznie dlatego, że uznałam to za naturalną reakcję. Uprzejme zaskoczenie, skwitowane uśmiechem i przechyleniem głowy w jedną ze stron, nakłaniając ją do rozwinięcia tematu. Jakby ten był niewątpliwie interesujący, a nie mrożący krew w moich żyłach. - Królowa? - powtórzyłam, nie tracąc uśmiechu. - Nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego królowa miałaby zainteresować się moją skromną i nieszczególną osobą? - zapytałam, w rzeczywistości się nad tym głowiąc. - Fanny... - powtórzyłam jej imię, starając się zapamiętać i w ten sposób zaczynając swój wywód. - Ja nazywam się Catherine Anndra, lecz mam wrażenie, że jesteś już tego świadoma... - zaryzykowałam, przedstawiając się godnością, jaką raczyli mnie mieszkańcy tutejszej wioski, urokliwie skracając i przekręcając ją wedle własnego widzimisię. Wyczekiwałam jej reakcji, czując silne bicie swojego serca. Najwyraźniej grała w otwarte karty. Wolałam być świadoma, ile wiedziała. - Masz moją ciekawość, Fanny - wypowiedziałam, niczym dziecko, niemogące doczekać się kolejnego rozdziału przygodowej powieści. - Nie spiesz się. Przygotuję nam herbaty - zaproponowałam nagle. Od odpowiedzi kobiety zależało przecież, co wyląduje w jej naparze poza odrobiną cukru. |
| | | Fanny Szmaragd
Liczba postów : 348 Join date : 16/10/2016
| Temat: Re: Chatka Shannon Pon Sty 29, 2018 2:11 pm | |
| Słowa zielonowłosej najwidoczniej zaciekawiły Badb. Ta kobieta była, jak widać, doskonałą aktorka, gdyż zagrała swoją reakcję w taki sposób, że nawet Fanny, mimo zdolności do dostrzegania szczegółów, nie zauważyła strachu, jaki obleciał zielarkę. I, faktycznie, pani detektyw może i zaczęła wyjawiać powód swojej wizyty w dość brutalny i bezpośredni sposób, przez co mogła sprawiać negatywne wrażenie. Postanowiła podejść do tej sprawy łagodniej, gdyż nie chciała w końcu spłoszyć Catherine, a jedynie z nią porozmawiać. Spłoszenie kobiety mogło doprowadzić do tego, iż ta podejmie głupie decyzje, których mogą obie żałować. Podała swój płaszcz gospodyni ukazując w ten sposób kaburę z rewolwerem przypiętą do lewego biodra. Nie pokazała broni specjalnie, oczywiście. Po prostu zazwyczaj miała ją przy sobie, gdyż rzadko kiedy chodziła po ulicach z kimś. Względy bezpieczeństwa przede wszystkim, czyż nie? Usiadła na powrót przy kominku wciąż próbując odmarznąć. Wyciągnęła dłonie w kierunku płomienia czując ich zbawienne ciepło rozlewające się po jej całym ciele. - Tak, jestem świadoma kim jesteś. Królowa kazała mi dowiedzieć się co nieco o tobie, ale o tym porozmawiamy za chwilę. - powiedziała, po czym cieszyła się, że wreszcie była w miejscu, gdzie wiatr nie siekł jej twarzy, a mróz nie odmrażał jej kończyn. Było w tym miejscu miło i przytulnie, chociaż można było wyczuć jakieś dziwne napięcie wiszące w powietrzu. Fanny nie była jeszcze w stanie zdać sobie sprawy z tego, dlaczego panowała tutaj teraz taka, a nie inna atmosfera. Po prostu jej instynkty podpowiadały jej, że coś było nie tak, ale kobieta postanowiła na razie nie drążyć tego tematu. Uznała bowiem, że prędzej czy później dowie się wszystkiego. Westchnęła. - Będziesz miała coś przeciwko, jeśli sobie zapalę tutaj? Czy wolałabyś, bym tego nie robiła? - zapytała z czystej grzeczności. W końcu została tutaj przyjęta dosyć serdecznie, więc nie zamierzała okazywać się niewychowanym chamidłem. Ponadto, nie zamierzała bazować na swojej pozycji w hierarchii, gdyż nie była tak pyszna i arogancka, jak Umbra, która szczyciła się pozycją Rubinu kiedy tylko się dało. Jeszcze brakowało tylko tego, by tamta zaczęła mówić, że studiuje prawo, jest weganką i uprawia crossfit.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Chatka Shannon | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|