IndeksSzukajRejestracjaZaloguj

Share
 

 Sala obrad

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Sala obrad   Sala obrad EmptySro Mar 20, 2019 10:30 pm

Tu będzie opis. Rly.
Powrót do góry Go down
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptySro Mar 20, 2019 10:33 pm

Mistrzyni grabarzów poprawiła czarną wstążkę owijającą jej wysoki kołnierz. Jej zacięta mina zdradzała, że jest gotowa na wszystko. I w rzeczywistości tak było. Choć brzydziła się przemocą, w tej chwili była skłonna skopać tyłki całej radzie spróchniałych dziadów i mistrzów, by w końcu zabrali się za to, co wygłaszali podczas składania świętej przysięgi. Zerknęła na zegarek. Ponad dwie godziny dzieliły ją do kolejnego spotkania rady. Dobrze. Zamierzała dobrze wykorzystać ten czas, po raz setny czytając zebrane dokumenty i listy. Nie dam się zagiąć tym skurwysynom, pomyślała, mimowolnie zaciskając zęby.
Nim jednak ponownie zasiadła biurka, przywołała do swojego gabinetu jedną z grabarzy. Poleciła przekazać zapieczętowany list wprost do rąk mistrzyni balsamistów i przypomnieć jej o zbliżającym się posiedzeniu rady. Choć Christine i Fleur były równe rangą, treść  listu odważnie głosiła:
Droga Fleur, jeśli się spóźnisz, wyślę Cię na tortury zamiast jednej z czarownic. Ósma rano. I ani minuty później.
Ubierz się odpowiednio. Nic gorszącego, nic powszechnie uznawanego za dziwne. Przytakuj. Nie ziewaj, nieważnie jak kurewnie nudne nie byłoby biadolenie tych starych dziadów. Zachowuj się. Nie patrz na nikogo z wyższością. A już na pewno nie na tego zakompleksionego skurwysyna, Arthura.
Dzisiejsze spotkanie rady jest dla mnie ważne. Zgadzaj się ze mną we wszystkim. Choćbym stwierdziła, że dobrym pomysłem będzie przydzielenie Ci misji na Księżycu. We wszystkim. Powtórz za mną. We wszystkim.
To tyle. Pamiętaj, ósma rano.
Twoja ulubiona koleżanka, która z żalem Cię zamorduje, jeśli ją zawiedziesz.

Jak wielkie konsekwencje spadłyby na nią, gdyby list trafił w niepowołane ręce? Wolała nie wiedzieć. I dla własnego zdrowia psychicznego bezgranicznie ufała swoim ludziom.
Czy kobieta, do której zaadresowany był list posłucha się mistrzyni grabarzów? Chris bynajmniej wątpiła. Zawczasu wolała jednak ostrzec Fleur o powadze sytuacji. Mając szczerą nadzieję, że nie sprowokuje jej do zupełnie odwrotnego zachowania. Cóż, zawsze mogła wycofać się w ostatniej chwili... Co zupełnie nie było w stylu Christine.
Czym cotygodniowe spotkanie rady różniło się od setki pozostałych, że kobieta zdecydowała się wysłać koleżance po fachu przypomnienie? Tego Fleur wiedzieć nie mogła, bo Chris nie wtajemniczyła jej w swoje plany. Zamierzała postawić ją przed faktem dokonanym, unikając ewentualnego sprzeciwu, pytań i knucia planów. Ufała jednak jej ambicji. Tak niespotykanej ostatnimi czasy cesze...
***
Jeśli Fleur przybyła do sali obrad przed czasem, miała szansę zamienić kilka słów z mistrzynią grabarzy, nim rozpoczęło się spotkanie. Na kilka minut przed umówioną godziną do pomieszczenia zaczęły się schodzić różne persony. Ludzie odpowiedzialni za tę organizację, podejmujący najważniejsze decyzje, dbający o rozwój Inkwizycji, jej taktykę i plany. Czyli ludzi, którzy porządnie obijali się ostatnimi czasy.
Christine spojrzała na nich z obrzydzeniem, zasiadając na swoje miejsce, gdy nadszedł czas. Banda rozwydrzonych, rozpuszczonych dziadów. Nieraz zastanawiała się, czy z upływem lat i ona porzuci swoje ideały, nad wartości moralne stawiając własną wygodę i majątek. Wzdrygnęła się na samą myśl.
Wyprostowała się z poważną miną na krześle przy złączonym stole, słysząc znaną już na pamięć formułkę, głoszoną przez posiwiałego ze starości mężczyzny:
- Zbieramy się na jedenastym w tym roku posiedzeniu rady Inkwizycji. Zaczniemy od niedokończonej w zeszłym tygodniu kwestii, a następnie przejdziemy do podsumowania zaległych raportów i doniesień. Arthurze, czyń honory - zwrócił się on do elegancko ubranego mężczyzny w złotych oprawkach okularów.
Wywołany jegomość wstał, przejmując głos. Christine doradzała Fleur zachowanie pozorów, lecz sama wkrótce musiała powstrzymywać się, by nie zacząć ziewać. Następowała ta nudna część zebrania. Oczywistości, które ona już dawno przetworzyła i podpisała.
Zaletą monologu Arthura był fakt, że przebiegał on niewątpliwie sprawnie. Nikt mu nie przeszkadzał, nikt ze zgromadzonych nie odważył się mu przerywać. Zapewne tylko dlatego, że nie poruszał on jeszcze wrażliwych kwestii. Czasami sala obrad przeradzała się w istne pobojowisko. To nie był jednak czas na rozpętanie awantury.
Nim mężczyzna usiadł, wywołał on do zdania raportu kolejnego inkwizytora. Tak minęła pierwsza godzina spotkania. Wkrótce głos zabrał starszy pan, uprzednio otwierający obradę:
- Doskonale. Wychodzimy na zero - podsumował, najwyraźniej zadowolony z tego miernego rezultatu. - Mistrzyni Neseti, zabierze mistrzyni głos w sprawie ostatnich badań? Czy znane są już rezultaty? Czy spełniły one powszechne oczekiwania? - zwrócił się oficjalnym tonem do Fleur, która już zapewne siedziała wśród zgromadzonych na sali.
Chris uniosła brew w lekkim zdziwieniu. Nie spodziewała się bezpośredniego zainteresowania. Już miała podrywać się, by upomnieć mężczyznę, aby własną ciekawość zaspokajał poza salą obrad, lecz w obecnej sytuacji byłoby to nie na miejscu. Musiała dać jej się wykazać. Przeniosła na nią spokojnie spojrzenie, modląc się w duchu, by Fleur nie palnęła niczego głupiego.
Powrót do góry Go down
Fleur
Arcymistrzyni
Fleur

Liczba postów : 39
Join date : 18/02/2019

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptySob Mar 23, 2019 12:23 am

Rangi... w większości przypadków nie miały dla Fleur znaczenia. Czy to inni mistrzowie, czy podlegający jej balsamiści, każdego traktowała tak samo. Z nutką dystansu i chłodnym opanowaniem, pozostawiając cieplejsze relacje jedynie dla tych, których chociaż trochę lubiła czy znała... dla ludzi, których uważała za wartościowych, jak chociażby Christine. Czemu więc poczuła nutkę strachu, ekscytacji, może nawet podniecenia, gdy do jej drzwi zapukał jeden z grabarzy wręczając jej list? Może dlatego że nawet w na piśmie Chris umiała być przerażająca? Nigdy nie wiadomo, co chodziło jej po głowie, nawet gdy się uśmiechała, Fleur odnosiła wrażenie, jakby ta jej groziła.
A ów list, gdzie wręcz nie przebierała w słowach! Uwielbiała to! Gdy tylko odprawiła kobietę, pochwyciła jedną z poduszek przytulając ją do siebie i wijąc się po łóżku z ekscytacji. Mimo że wciąż była w piżamie, mistrzyni grabarzy dokładnie wiedziała jak ją wybudzić. Wspomnienie o Arthurze było zabawne, tak samo jak o gorszącym ubiorze... nie żeby któryś z tych oblechów był godzien patrzyć na ich zgrabne nóżki. Pfi! Jednak najciekawszym był sam fakt wysłania takiego listu. Stało się coś ważnego? Gdyby dostawała takie co tydzień, może by to zignorowała, prowokując Chris by tu wpadła, jednak tak nie było. Niestety!
Gdy tylko wstała z łóżka, szybko przemyła twarz i ogarnęła włosy, zastanawiając się, co powinna ubrać. Mogła się pochwalić obszerną garderobą... jednak chciała coś prostego, ale i ładnego, może cała na czarno? Przez chwilę ją to kusiło, jednak wydawało jej się zbyt żałobne dlatego pochwyciła niebieską spódnicę z kamizelką i koszulą, które jakiś czas temu poleciła jej kupić Christine. Skoro nalegała na normalny ubiór, niech będzie coś, co sama zaproponowała!

Wystrojenie się nie trwało długo, dzięki czemu zdążyła na chwile przed rozpoczęciem spotkania, zasiadając - niestety! - nie obok Christine, jako że ktoś ją ubiegł. Przywitała ja jedynie delikatnym uśmiechem, chociaż gdy tylko spojrzała na Artura, musiała walczyć z samą sobą by nie zacząć się śmiać. Zawsze ją to zastanawiało, kto wybierał tych ludzi do tej roli. Na czym właściwie się znali i co osiągnęli? Miała wrażenie że połowa osób na tej sali to nic innego jak banda przegrywów, które dzięki odrobinie szczęścia mają możliwość dojścia do głosu, zwłaszcza męska część, której obecność tu widziała jedynie jako chęć podreperowania swojego ego. Westchnęłaby jednak mogłoby to być uznane za niegrzeczne, dlatego siedziała w ciszy, obserwując jak coraz to kolejni ludzie zaczynają swoje przemówienia. W między czasie jej uwadze nie umknął fakt nieobecności włochatej bestii i kobieciarza, co przyjęła z ulgą. Zawsze wydawali jej się dzicy i prymitywni. Problematyczni, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że z ich obecnością te spotkania bywały ciekawsze...
Gdy prowadzący zadał jej pytanie, początkowo skwitowała je chwilką ciszy, jakby się zastanawiała nad odpowiedzią, wprawdzie jednak rozmyślała, gdzie mogła się podziać ta dwójka osobników. NIE MÓWCIE MI ŻE KOBIECIARZ WYRWAŁ BESTIE?! Jakaś parodia pięknej i bestii?!
- Ciężko mówić o powszechnych oczekiwaniach, skoro zazwyczaj ludzie nie wiedzą nad czym pracujemy, jednak niestety nie ma żadnych znacznych postępów, o których warto wspomnieć. Mimo iż bardzo bym chciała, nowe osiągnięcia to nie coś, co rośnie na drzewach. Wymagają czasu. Jednak gdy któryś z balsamistów osiągnie coś nowego, od razu dam wam o tym znać - Nawet jeśli pytanie w pewnym sensie sprawiło Fleur radość - w końcu kto by się nie cieszył gdy ludzie pytają o jego pracę - to jednak uważała iż wchodzenie z tutaj zebranymi w szczegóły nie było niczym więcej niż... stratą czasu.
Nawet dla niej raporty były czasami niezrozumiałe, jako że każdy balsamista zajmował się z goła czymś innym, każdy był na swój sposób najlepszy w swej dziedzinie. Nawet jeśli była mistrzynią, ona również często prosiła o pomoc balsamistów, którzy w różnych dziedzinach byli lepsi od niej. Jaki więc był sens tłumaczenia tak zawiłych rzeczy komuś nowemu? Ich obchodził tylko efekt końcowy, a takowych, żadnych nowych nie było.
- Co do mojej własnej pracy... obecnie poszukuje materiału który byłby najbardziej kompatybilny z zdolnością do blokowania mocy wiedźm... to mogłoby nieco ułatwić proces, tak mi się wydaje. - Ciężko tu mówić o pewności, takiej nigdy nie mieli, dlatego robili testy. Ciekawe czy to właśnie te kajdany były powodem zainteresowania mężczyzny? A może chciał wykazać zainteresowanie bo wraz z Christine były tutaj jedynymi dwoma przyzwoicie wyglądającymi damami? Kto wie co im siedzi w głowach.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t606-fleur#9011
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptySob Mar 23, 2019 8:25 pm

Do ostatnich minut nie miała pewności, czy Fleur pojawi się na czas. Dlatego, gdy ujrzała ją w progu sali obrad, odetchnęła z ulgą. Dotarła. To najważniejsze. I... O cholera, czy mnie oczy nie mylą? Znam ten strój! Christine skinęła do kobiety na przywitanie, obdarzając ją ciepłym uśmiechem, przeczącym każdej złośliwości, jaką kiedykolwiek mogła zawrzeć w ofiarowanym Fleur liście. Ten drobny sukces pozwolił mistrzyni grabarzy wierzyć w powodzenie jej planu.
Początkowo kobieta spełniała oczekiwania Chris. Wyglądała na pochłoniętą własnymi myślami, lecz nie ziewała i nie okazywała znudzenia. Nikt nie mógł wymagać od niej więcej.
Gdy, przemówiła, Christine słuchała jej z zapartym tchem, marszcząc brwi i w myślach usiłując przekazać, jak powinna formować zdania, co powiedzieć, a co przemilczeć. Szkoda tylko, że nie opanowała zdolności telepatycznych. Cóż, nie było tak źle. Oczywiście, kilka spraw przedstawiłaby inaczej, lecz w ogólnym ujęciu, Fleur poradziła sobie dobrze. Jak spodziewać się było można, mogli wrócić do dalszych formalności. Nie przewidziała tylko, że odpowiedź mistrzyni balsamistów mogła urazić niejedną wrażliwą duszę...
Mężczyzna w złotych oprawkach, imieniem Arthur, nie byłby sobą, gdyby nie wtrącił się w tę uderzającą go w godność wypowiedź. Podniósł się ze swojego miejsca, dłonie w spokoju kładąc na blacie przed nim.
- Mistrzyni, z całym szacunkiem - zwrócił się do jasnowłosej kobiety z wymuszonym uśmiechem. - Ludzie nie wiedzą nad czym pracujecie? Jak rozumiem, ma mistrzyni na myśli praczki na targu lub naszych zacnych, acz niewtajemniczonych adeptów? Pragnę wyłącznie przypomnieć, że znajdujemy się wśród światłych osobistości, które potrafią zrozumieć, czym na co dzień parają się balsamiści, jako że wbrew ich mniemaniu, nie jest to sztuka niemożliwa od ogarnięcia umysłem...
Ukłonił się lekko ku Fleur, a po sali przebiegło lekkie poruszenie. Wspaniale, Arthurze. Ledwie zaczynamy, a ty zdążyłeś przypomnieć wszystkim, że zawartość twoich pantalonów jest widoczna wyłącznie pod solidnym szkłem powiększającym. Szybko poszło. Christine nie mogła się nadziwić, że mężczyzna ze swoim wrażliwym podejściem nie wylądował jeszcze w wariatkowie.
Nim zdążyła się spostrzec, mężczyzna kontynuował:
- Wszyscy kochamy własne dzieci. Lecz nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy je wywyższać na tle innych - dodał żartobliwie, lecz lego oczy zza okularów pozostały poważne.
- Arthurze, jestem pewny, że w zamiarach mistrzyni nie leżało postawienie swojego kunsztu ponad pracę innych. - W ich rozmowę wtrącił się nagle kolejny jegomość, imieniem Albert. Był on mężczyzną w sile wieku, jednym z balsamistów. Podobnie jak Arthur, wstał on ze swojego miejsca, najwyraźniej poczuwając się do obowiązku obrony własnej mistrzyni.
- Jestem świadom, że śledzisz na bieżąco postępy naszego dzieła w raportach, lecz uwierz mi, nie sposób pisemnie oddać całego trudu, jaki wkładamy w codzienne badania. W innym przypadku, raporty byłyby kompletnie niezrozumiałe nie tylko dla wspomnianej praczki z targu, ale i również dla ciebie - skinął głową, zachowując powagę.
Po sali przebiegł kolejny pomruk. Christine czuła już nadchodzące piekło. Każde posiedzenie rady zaczynało się tak samo. Niewinnie. Przyzwoicie. Potrafili rozmawiać jak ludzie, w swojej kolejności, w odpowiednim tonie. A później następował przełomowy moment, w którym ktoś nadepnął komuś na odcisk. Padały niewygodne stwierdzenia. I słowa obrony własnych przekonań, niczym jedynych, najwspanialszych dzieci. Ale co z tego, jeśli te dzieci krzywdziły cudze dzieci? Rozpętywała się wojna. Wykształceni ludzie, mistrzowie, świetlni ludzie w dojrzałym wieku potrafili przekrzykiwać się wzajemnie, kląć, obrażać cudze matki i rodziny, łapać za słówka i wypominać najmniejsze porażki, niemające już żadnego znaczenia.
Tak szybko dziś zaczęli? Czy może jest jeszcze szansa na załagodzenie sporu, nim ten rozgorzeje w pełnym ogniu?
- Przepraszam panowie, wróćmy do spotkania. Mistrzyni, dziękuję za zaspokojenie mojej ciekawości, z najwyższym utęsknieniem będę wyczekiwał dalszych informacji na ten fascynujący temat... - wtrącił się prędko przewodniczący rady, najwyraźniej podzielając myśli Christine.
- Oczywiście. Wróćmy, nim do dialogu wtrącą się kolejne, nieistotne persony, które, jak zwykle, mają najwięcej do powiedzenia... - zdążył jeszcze rzucić Arthur, nim zasiadł na swoim miejscu z paskudnym uśmiechem w stronę Alberta, który podsumował jego słowa jedynie uniesieniem brwi.
Był to też moment, w którym Christine straciła swoją cierpliwość. Przewróciwszy oczyma, odezwała się donośnie:
- Chcesz coś jeszcze dodać, Arthurze? Śmiało, puść wodze swojej nieskończonej frustracji. Wyżyj się, raz a porządnie. - Jej ton był ostry, nieprzyjemny. W przeciwieństwie do zgromadzonych tu mężczyzn, niespecjalnie przejmowała się konwenansami. Owszem, na obradach miała swoje hamulce. Najgorsze wiązanki i przekleństwa zachowywała wyłącznie dla własnych myśli.
Wspomniany mężczyzna uśmiechnął się jedynie bezczelnie, wzruszając ramionami.
- Nie? Świetnie. Możemy przejść dalej. Nie mam całego dnia - ucięła temat, czując, jak wzbiera się w niej złość. - Mistrzyni, korzystając z okazji, poruszę temat, który nie cierpi zwłoki. Część balsamistów nie nadąża z dostarczaniem raportów w odpowiednie ręce. Mogę poznać przyczynę tego niedopatrzenia? Czy zamierza mistrzyni wyciągnąć konsekwencje z zachowania własnych podwładnych? - zapytała twardo, a Fleur nawet przez sekundę nie mogła wyczuć sympatii, jaką niewątpliwie obdarzała kobietę Christine.
Rzuciła jej kolejne wyzwanie, stawiając jasno niedociągnięcie, które - co prawda - nie zależało od niej. Wierzyła jedna, że kobieta wyjdzie z sytuacji z obronną ręką, prezentując się w dobrym świetle. A inni dostrzegą, że Christine nie zawsze stoi za nią murem. Oby.
Powrót do góry Go down
Fleur
Arcymistrzyni
Fleur

Liczba postów : 39
Join date : 18/02/2019

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptySob Mar 23, 2019 11:06 pm

Ah, jaką rozkoszą dla jej uszu był trzask pokruszonego ego gdy tylko Albert doszedł do głosu, z jaką przyjemnością słuchała kolejnego potoku głupstw, wypływających z jego ust. Nie umiała ukryć delikatnego uśmiechu który wpełzł na jej blade lico, nie odzywając się jednak ani słowem. Ci bystrzejsi sami dostrzegą lukę w jego słowach. W końcu nie bez powodu istniał podział na grupy wewnątrz inkwizycji... nie bez powodu już od najmłodszych lat akademia sprawdzała predyspozycje ludzi w najróżniejszych dziedzinach. Swoimi słowami, zaprzeczył właśnie całemu temu systemowi. Przez chwile czuła pokusę, by zaproponować rozwiązanie balsamistów, skoro byle każdy może zajmować się tym co robili, skoro nie była to żadna wyjątkowa wiedza, jednak czy powinna się wdawać w kłótnie z tym prymitywnym samcem? Czemu miałaby marnować swój cenny czas, jak i pozostałych, tylko po to by ostatecznie i tak głupiec nie zrozumiał swojego błędu? Niestety jej współpracownik nie podzielał jej opinii. Nie mogła zaprzeczyć, że doceniała jego postawę. Zawsze miło gdy ktoś stał po twojej stronie, jednak nie był to spór w który warto było się angażować.
Leniwie, wciąż lekko się uśmiechając oparła policzek na dłoni, drugą machając delikatnie w stronę starszego balsamisty, jakby prosząc go by usiadł. Mógł jednak wyraźnie dostrzec iż nie było w tym geście ani złości, a jej twarzy wyrażała jedynie lekkie rozbawienie całą tą sytuacją. Nie była osobą, która przejmowała się opinią innych, czy tym że jej ego zostanie urażone, dlatego obserwacja Artura... miód na jej znudzone tym spotkaniem serce. Dopiero na jego przytyk w stronę Alberta, skierowała zimne niczym lód spojrzenie w stronę tego wygadanego błazna, który prawdopodobnie swoją obecność tu zawdzięczał jedynie dobrym plecom. Mógł dostrzec tę niemą, niewypowiedzianą groźbę która zawisła w powietrzu. Nienawidziła tego. Ludzie którzy nadużywają swojej władzy, którym uderzyła ona do głowy.
Powstrzymała ciche prychnięcie, pozwalając przejąć pałeczkę Chris, która w kilku słowach podsumowała, najwidoczniej ich wspólnego wroga.
Zresztą... najwidoczniej planowała poruszyć sprawę dla której prosiła o jej pojawienie się, ale czy nie mogła zapytać o te raporty prywatnie? A może ktoś inny jej się poskarżył, dlatego pyta o to publicznie? Co za utrapienie.
- Nie powiedziałabym, że się spóźniają. Nasza praca wymaga od nas dużej precyzji i dokładności. Gdy ludzie są zmęczeni, łatwo popełniają błędy co wpływa na wydajność naszej pracy, ale też czasami mały błąd może zadecydować o wypadku w laboratorium i zniszczenia miesięcy pracy. Dlatego dbam o to by wszyscy byli w odpowiedniej kondycji i zdrowiu. Raporty sporządzane są w każdy piątek, jednak jak już mówiłam, nie zawsze czynimy postępy, dlatego uważam, że nie ma sensu robić protokołu o tym, że w ciągu tygodnia nic się nie zmieniło. Niech zamiast tego pójdzie odpocząć, zrelaksować się. Wypoczęty umysł szybciej wymyśli nowe rozwiązania. - Zaczęła tłumaczyć, zerkając spokojnie na zebranych. Ciekawiło ją, czy ktokolwiek tutaj podziela jej opinie co do troski o zdrowi i kondycje swoich podopiecznych. Czy raczej widzą ich jak mrówki robotnice, zmuszone do ciągłej, nieprzerwanej pracy?
- Jednak żadne raporty nie są pomijane. Spóźnienia o których wspominasz... prawdopodobnie masz na myśli dwutygodniowe podsumowania w których jest wspomniane iż cały poprzedni tydzień nie przyniósł żadnych zmian i raport z niego jest zawarty w podsumowaniu. Dodatkowo wszystko jest wspomniane w moich własnych sprawozdaniach i podsumowaniach pracy każdego balsamisty w danym tygodniu. Nawet jeśli pozwalam im na wypoczynek, nie zamierzam tolerować obijania się, jeśli jednak nalegacie by raporty były regularnie co tydzień nic na to nie poradzę - Opóźnienia były dozwolone jedynie wtedy, kiedy na to pozwalała i kiedy nie miały one zbyt dużego znaczenia co prawdopodobnie zauważył każdy, kto przegląda jej podsumowania które powoli wyjęła z teczki, układając je na stole. Ostatnie dwa tygodnie, jednak wystarczyło to by pokazać że wcale nie olewają swoich obowiązków.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t606-fleur#9011
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptyNie Mar 31, 2019 6:32 pm

Niedosłyszalny syk wydobył się z warg Christine, gdy padały pierwsze słowa mistrzyni balsamistów. Niedobrze. Mogła poczekać i załatwić kwestię spóźnień na osobności, po obradach, nie hamując się i wyrzucając Fleur każdą z wad popełnionego grzechu. Nie, liczyła na to, że jej zarzuty zostaną odparte. Zmiażdżone i zdruzgotane. Pokonane sprytem i doświadczeniem. Tymczasem... Działo się tu coś bardzo niepokojącego.
Już pojedynczymi zdaniami Fleur sprowokowała połowę zgromadzonych tu osobników do podjęcia dyskusji. Christine na próżno usiłowała uciąć temat, nim ten rozgorzeje w pełnym ogniu:
- Być może masz rację, mistrzyni. Fakty są jednak jasne. A te brzmią one: nie dostaję raportów na czas. To jedyna interesująca mnie informacja.
Złudne były jej nadzieje, iż uda się w ten sposób łagodnie przejść do dalszych obrad. Nim przewodniczący przejął pałeczkę, jedna ze starszych kobiet zasiadających po prawej stronie Chris z oburzeniem podłapała temat.
- Nie stać nas, by płacić inkwizytorom za odpoczynek! Owszem, jestem świadoma, że rezultaty w tej dziedzinie są sprawą niepewną, lecz nie chcę nawet słyszeć, że w każdy piątek po korytarzach Inkwizycji biegają rozleniwieni balsamiści! - podniosła głos, wzrokiem łypiąc po członkach rady, jakby szukając winnego tego zachowania. Zatrzymała się na zażenowanej Chris. - Mistrzyni Darleston, była mistrzyni świadoma tych poczynań? Jesteśmy w stanie wojny! Dopiero gdy dobiegnie jej koniec, przyjdzie czas na odpoczynek - żachnęła się, na co Christine przewróciła jedynie oczyma, nie zdążywszy jej odpowiedzieć.
Wojna. Piękne słowo. I znacznie wyolbrzymione. Stan, który utrzymywał się między Inkwizycją a wiedźmami, prędzej można było określić mianem „bitwy na grabki w piaskownicy”, bez większych szkód dla obu stron. Emocje budzą się w nich dopiero wtedy, gdy okazuje się, że budżet Inkwizycji nie jest wydawany na ich upragnione cele.
- Proszę o zachowanie spokoju. - Do dyskusji włączył się kolejny jegomość. Phileas Lushington, grabarz. Był on przystojnym mężczyzną o ciepłym spojrzeniu i wyjątkowo wytwornym ubiorze. Uśmiechał się on przy każdym wypowiedzianym słowie. - Rozumiem poruszenie, lecz pozwolę się wtrącić, nim sala obrad przerodzi się we wspomnianą wojnę - skinął głową w stronę oburzonej kobiety, której twarz natychmiast złagodniała.
W ciepłym usposobieniu Phileasa było coś, co w rzeczywistości pozwalało na utrzymanie trudnych charakterów członków rady w ryzach.
- Droga mistrzyni - przeniósł wzrok na Fleur. - Brak zmian jest również cenną informacją. Informacją, która nie może zostać pominięta. Świadomość, że stoicie w miejscu, a może i powód, dla którego tak się dzieje, jest dla nas istotną wiedzą. Czasami ten mur zdaje się być zbyt wysoki do przeskoczenia. I wtedy okazuje się, że nawet osoby, które uważacie za niegodne zaglądania do waszej pracy, stają się pomocne. Wielokrotnie byłem świadkiem dokonań niemożliwego, wyłącznie przez brak wiedzy, iż jest to niemożliwe. Oferując absurdalne rozwiązania, odrzucone przez balsamistów na samym starcie lub jawne oczywistości, o jakich wy już z przyzwyczajenia zapominacie. Pozwól nam sobie pomóc, mistrzyni. Nikt z nas nie jest tu skazany na pracę w pojedynkę - zwieńczył swoją odpowiedź uśmiechem, powodując, że wszelakie pomruki w głębi sali ucichły.
Christine westchnęła cicho. Choć była wdzięczna Phileasowi za opanowanie sytuacji, czuła uciekający jej między palcami czas, trwoniony na uwagi, których nigdy nie powinni słyszeć. Mężczyzna nie kończył, korzystając z danej mu chwili:
- Raport jest dialogiem. Powiedzenie „stoję w mgle tak gęstej, że nie wiem nawet, gdzie jest północ” jest jego rozpoczęciem. Dopiero brak dialogu jest problemem. Zdaje się, że nie doceniasz wartości słów. Nawet tych brzmiących „w tym tygodniu nie zrobiłem kroku w żadnym kierunku” - położył dłoń na własnej klatce piersiowej.
Chris dałaby sobie rękę uciąć, że słyszała westchnienie pełne uwielbienia po swojej prawej stronie. Ogarnęły ją mdłości.
- Dostarczane nam informacje pełnią również funkcję inspirującą. Nic mnie nie motywuje tak jak osiągnięcia innych. Wiem wtedy, że nie mogę zostać w tyle. Ale i rozwiązania, które pomogły tobie, wbrew pozorom, mogą się okazać zbawienne dla innych inkwizytorów, specjalizujących się w odmiennych dziedzinach - przytoczył kolejny przykład. - Mistrzyni, jesteś młoda. Masz święte prawo nie wiedzieć wielu rzeczy. Niewiedza jest grzechem łatwym do wybaczenia. Dopiero tkwienie w owym stanie przysparza nam problemów... - ukłonił się lekko, milknąc i dając znak prowadzącemu, że skończył swój przydługi monolog.
Christine zamierzała skorzystać z okazji, by zakończyć temat, nim ktokolwiek dodatkowo zechce pouczyć mistrzynię balsamistów.
- Dziękujemy za cenne rady, Phileasie. Myślę, że rozjaśniło to wszelakie wątpliwości. Mistrzyni Neseti, dziękuję za odpowiedź. Z pewnością nikt jak mistrzyni nie dba o własnych podwładnych, lecz raporty leżą w naszym wspólnym interesie. Nie mam nic więcej do powiedzenia - zakończyła w twardym tonie, przelotem zerkając na papiery wyciągnięte z teczki Fleur. Nie zamierzała trudzić się na wstanie z własnego miejsca, by sprawdzić prawdziwość słów kobiety. Nie miało to już najmniejszego znaczenia.
- Wspaniale - ucieszył się prowadzący, jak zwykle pełen optymizmu. Wyciągnął z kamizelki swój kieszonkowy zegarek, oceniając czas, który jak zwykle znacznie przeciągnęli. - Przed poruszeniem kwestii finansowych, proponowałbym przerwę. Myślę, że wszystkim nam przyda się odrobina świeżego powietrza... - ogłosił ku uldze niektórych. - Widzimy się na sali punkt dziesiąta - powiedział, a chwilę później rozległ się zewsząd dźwięk przesuwanych krzeseł.
Część zgromadzonych wyszła z sali, niektórzy połączyli się w grupki wracając do rozmów, a inni nie ruszyli się nawet z miejsca. Arthur w pośpiechu dołączył do prowadzącego, stając z nim nieopodal drzwi wejściowych. Albert nie wstał z miejsca, splatając oparte na łokciach ręce w koszyk i ukrywając w nich głowę. Mężczyzna, który wygłosił Fleur dość wyczerpujący wykład, zaczął przechadzać się po sali podziwiając zawieszone w ozdobnych ramach obrazy, mimo że znał ich każdy szczegół na pamięć. Christine bez pośpiechu ruszyła na taras, odpalając papierosa i ćmiąc go wolno, przyglądała się inkwizycyjnym błoniom.
Jeśli Fleur zapragnęła wrócić do poruszanych na zebraniu kwestii, teraz miała okazję podejść do pozostałych tu osób. Choć sądząc po ciężkiej przeprawie, jaką niewątpliwie było spotkanie rady, równie dobrze mogła chcieć wyjść przed zamek Inkwizycji, by tłuc głową w jeden z jego murów...
Powrót do góry Go down
Fleur
Arcymistrzyni
Fleur

Liczba postów : 39
Join date : 18/02/2019

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptyPią Kwi 05, 2019 5:43 pm

Prawdę mówiąc, nie chciało jej się kłócić, miała nadzieje uniknąć zbyt wielu zbyt upierdliwych pytań. Jak na razie nie było najgorzej, jednak zeszli na temat dość kontrowersyjny i nie wiedziała jak to rozegrać. Z jednej strony gdyby rozmawiała z sama Chris, nie byłoby to żadnym problemem. Miała ona dość otwarty umysł i była w stanie dostrzec wady i zalety wielu sytuacji i rozwiązań. Była pewna że gdyby porozmawiał o tym w cztery oczy, przyznałaby jej racje, z drugiej strony w sumie, nie powiedziała by Fleur zaprzestała swojej praktyki. Jedynie że chce regularne raporty. Mogła to załatwić. Ale problemem była reszta ptasich móżdżków tutaj zebranych.
Zerknęła na zrzędzące babsko z lekkim zażenowaniem, znudzeniem, ale też głęboka pogardą. Drażniło ja że taki robak, pozwala sobie mówić to co jej ślina na język przyniesie. Podważać jej rozwiązania które niemalże od zawsze były skierowane w stronę korzyści inkwizycji. Sama obecność Fleur w tym miejscu była swego rodzaju dowodem. na to, gdyż przejmując rodzinny biznes mogłaby żyć znacznie lepiej niż obecnie. Mimo to poświęciła to wszystko dla pracy tutaj. A teraz ktoś podważa jej rozwiązania.  Żałosne.
Ludzie chyba zapominali jak wiele niesamowitych rzeczy zostało odkrytych podczas zwykłych przerw, obijania się czy dni wolnych. Chociażby Newton i jego spadające jabłka. Z samej obserwacji zwierząt podczas zwykłych dni powstało wiele ciekawych rozwiązań. Miała wrażenie że nikt tutaj nie doceniał tego, jak bardzo zwykłe przerwy odpoczynek, czy rozmowa wpływają na kreatywność i na rozwój ludzki.
Przynajmniej tak myślała do czasu aż nie odezwał się kolejny z uczestników tego posiedzenia.
Miała wrażenie że mężczyzna ją rozumie, ale jednocześnie... nie rozumie. Szkoda że nie umiał jednak dostrzec że sam raport jest słabą pomocą dla pozostałych balsamistów, skoro i tak muszą one trafiać do grabarzy a od nich do archiw. Część balsamistów nawet nie będzie pewnie wiedziała o istnieniu takiego raportu. W końcu skąd mieliby wiedzieć o istnieniu czegoś co jest non stop ukryte na półce i zakodowane? A Ci którzy będą wiedzieli, będą musieli się uganiać za grabarzami i bawić w rozszyfrowywanie danego protokołu. Raport jako rozmowa w celu rozwoju był przydatny, jeśli ktoś umiał to wykorzystać, a sam papier był potrzebny głównie w celu wymian wiedzy z inkwizycją w innych regionach dlatego dziwiło ją że Phil mówi o rozmowie, ale chce by to była rozmowa za pomocą głupich papierków.
- Dziękuje Phileasie. Ciesze się że widzimy to podobnie, bowiem również uważam że rozmowa jest bardzo ważna, już nie mówiąc o wzajemnej pomocy. Chyba żaden balsamista nie osiągnął niczego bez pomocy innych. Mogę też zapewnić że drzwi do laboratoriów, nawet do mojej pracowni są zawsze otwarte i jeśli ktoś chce, może zawsze do nas dołączyć i zaproponować swoje pomysły. Jednak myślę że zaszło nieporozumienie. To nie tak, że spóźniamy się z raportami by nie dzielić się informacjami. Po prostu robimy to między sobą na bieżąco, podczas codziennej pracy bo, tak jak wspomniałeś, widok postępów nas też motywuje. No i pewnie wielu jest też bardzo ciekawskich więc nie zdziwiłabym się gdyby wymiana informacji byłaby ich ukrytym hobby. - Sama powstrzymywała się od rozmów na ciekawiące ją tematy tylko dlatego, że nie to było celem tego spotkania. Szkoda że niewielu rozumiało iż bez tej ciekawości nie można być dobrym balsamistą, a jeśli ktoś jest ciekawski to wiadomo że będzie rozmawiał, szukał nowych informacji, rozwiązań. Zakładanie że balsamiści się na nie zamykają... bolało ją? Zwłaszcza że to oni byli zamknięci na rozwiązania które sama wprowadzała. Hipokryzja. Zresztą... każdy jest hipokrytą...
Na szczęście Chris postanowiła uciąć temat, co białowłosa skwitowała jedynie przelotnym uśmiechem. Jej słowa wydawały jej się lekko kpiące, mimo to nie przeszkadzało jej to. Zwłaszcza że pewnie i tak się myliła. Nie była asem interakcji międzyludzkich, a skoro mistrzyni grabarzy zrobiła to, na co liczyła balsamistka, tym bardziej nie powinna się oburzać.
Zwłaszcza że w końcu nadeszła długo wyczekiwana przerwa a po niej sprawy finansowe. W końcu będzie miała spokój i będzie mogła oddać się własnym myślom.
Gdy większość osób odeszła od stołu, sama również postanowiła wstać, w celu rozprostowania nóg. Mimo iż zazwyczaj gdy ludzie coś mówili - wstawali. Jej się nie chciało, zawsze przemawiała na siedząco, dlatego nie zamierzała marnować tej okazji i rozciągnęła się lekko, ignorując tutaj zebranych.
Dopiero wtedy podeszła do Alberta klepiąc go lekko po plecach.
- Nie przejmuj się się. Obelgi z ust robaka i tak nic nie znaczą - Mruknęła nachylając się nad nim. Tak by tylko on mógł ją usłyszeć. Wciąż była mu wdzięczna że stanął po jej stronie, jednak nie chciała poświęcać mu zbyt dużo czasu.
Zamiast tego podeszła do Phileasa, odgarniając delikatnie włosy, które chwile wcześniej - gdy schylała się nad starszym balsamistą - opadły do przodu.
- Jeśli byłbyś zainteresowany to najciekawiej w laboratorium jest w piątki. Jak zajdziesz to zobaczysz - Zazwyczaj wtedy chodziła, rozmawiała z balsamistami czy pytała ich o różne pomysły. Często wywiązywała się z tego długa naukowa dysputa z której każdy mógł coś wynieść. Może akurat znajdzie on tam to, czego szukał. Jednak i mu nie zamierzała poświęcić dużo czasu. Jeśli faktycznie był taki zainteresowany ich pracą. Skoro tak bardzo chciał im pomóc. Niech to pokaże. Niech to nie będą puste słowa. Ciekawe czy faktycznie się pojawi.
Prawdziwym celem, który chciała zaczepić podczas tej przerwy była Christine, która uciekła na taras.

Cichym krokiem zbliżyła się do niej od tyłu, mając nadzieje że starsza kobieta jej nie dostrzeże, a gdy tylko miała ją w swoim zasięgu, mogła ona poczuć jak mistrzyni balsamistów obejmuje ją lekko w pasie.
- A ty gdzie uciekasz. Nie mów że straciłaś pewność siebie, po tym śmiałym liściku. Byłam zaciekawiona, po co mnie tu wzywasz, a chodziło tylko o kilka papierków - Początkowo mówiła cicho, z nutką zadziorności w głosie, jednak szybko wróciła do swojego normalnego, spokojnego tonu. Również jej uścisk nie trwał długo, jedynie kilka niezauważalnych sekund.
Nigdy nie lubiła tych papierosów które jej przyjaciółka paliła. Potem wszystko śmierdziało. W sumie może to był właśnie jej sposób na obronę przed Fleur? Sprytna bestia.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t606-fleur#9011
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptySob Kwi 06, 2019 11:22 pm

Sala wciąż pustoszała, jednak balsamista imieniem Albert, zapadł w swojego rodzaju trans, w zupełności ignorując bodźce zewnętrzne. Dopiero gdy Fleur wyrwała go z zamyślenia, natychmiast oderwał dłonie od twarzy, czując na sobie niespodziewany dotyk. Spojrzał na nią, a w oczach mężczyzny kryło się wyłącznie bezdenne zmęczenie. Ostatnimi czasy poświęcał pracy każdą minutę swojego życia, lecz owo zmęczenie nie pozwoliło mu na okazanie braku szacunku wobec przełożonej.
- Nie poczułem się urażony, mistrzyni. - Choć byli już po oficjalnych obradach, jego ton głosu pozostał w dość podniosłym tonie. - Gdybym przejmował się każdą uszczypliwością ze strony moich kompanów, z pewnością osiwiałbym dobrą dekadę temu - dodał już mniej poważnie, a po jego wargach przebiegł bardzo blady cień uśmiechu.
Kiwnął jedynie głową, gdy Fleur zdecydowała się pójść dalej, wracając do swojego transu i rozmyślania nad niewątpliwie trapiącymi sprawami.
Kolejny z mężczyzn sprawiał wrażenie wyraźnie radego z zaczepki mistrzyni balsamistów. Powitał ją swoim legendarnym już, ciepłym uśmiechem. Po słowach kobiety wyciągnął ku niej dłoń w serdecznym geście uściśnięcia, zapewniając ją:
- To dla mnie najprawdziwszy zaszczyt, mistrzyni. Obiecuję przeszkadzać w pracy balsamistów możliwie nieznacznie - zachichotał, przelotem zerkając na przechodzącego w pobliżu inkwizytora, który nie miał innego wyjścia, niż również odpowiedzieć śmiechem.
Wtedy Phileas nachylił się nad kobietą, zwracając się bezpośrednio do niej.
- Jesteś typem osoby, którą każdy pragnie mieć po swojej stronie... mistrzyni. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę mógł nazywać cię swoją sojuszniczką - szepnął nad jej głową, ostrożnie balansując na granicy poufałości i bezczelności.
Czyżby oferował jej pakt? Atmosfera fałszu, kłamstw oraz tworzenia przeciw sobie koalicji i układów była wszechobecna. Wiele trzeba było przeżyć pośród członków rady Inkwizycji, by potrafić odróżnić szczery uśmiech od tego, który niósł za sobą nadzieję na dowolne korzyści. O ile tylko istniały jakiekolwiek korzyści z spółkowania z kolejną mistrzynią...?
- Do zobaczenia po przerwie! - pożegnał ją donośniejszym tonem, jak zwykle uśmiechając się czarująco. Nie spoglądając na nią dłużej, powrócił do krążenia po pomieszczeniu, wkrótce dołączając do Arthura i przewodniczącego rady.
Starsza kobieta, którą upomniała Fleur na radzie, obserwowała ją od dłuższego czasu, sądząc, że mistrzyni zawędruje również do niej. Przeliczyła się, obserwując, jak Fleur podąża za swoją przyjaciółką na taras.
Po raz kolejny przytykając końcówkę papierosa do ust, Christine nie zdradzała swojej niecierpliwości, lecz jeśli miała być szczera - nie sądziła, że Fleur może do niej nie dołączyć. Dlatego z mijającymi w ciszy minutami, powstrzymywała chęć odwrócenia się w kierunku sali, by przywołać do siebie kobietę wyczekującym spojrzeniem.
Nagle, zupełnie niespodziewanie, poczuła uścisk na własnej talii. Poderwała się lekko, natychmiast obracając i wyrywając z uścisku. Pierwszym widokiem, jaki zastała Fleur, było rozwścieczone spojrzenie Chris. Odsunęła się na bezpieczną odległość, a jej oddech wyraźnie przyspieszył.
Niby niewinny gest, a wywołał w Christine dużo emocji. Nim wypowiedziała chociażby słowo do Fleur, w zamieszaniu rozejrzała się po wnętrzu sali obrad, usiłując sprawdzić, czy ktokolwiek był świadkiem tego zachowania. Z ulgą wodziła po zajętych własnymi sprawami twarzach członków rady, do czasu aż nie dostrzegła rozbawionego spojrzenia Phileasa, niepowstrzymującego się od krótkiego mrugnięcia. Wtedy mistrzyni grabarzy wybuchnęła, zachowując absurdalne połączenie dyskretnego i groźnego tonu:
- Fleur Neseti, pragnę ci przypomnieć, że wkrótce sięgniesz trzeciej dekady swojego życia, więc, proszę, z łaski swojej, nie zachowuj się, jakbyś ledwie zaczynała akademię!
Chris sprawiała wrażenie wyraźnie poddenerwowanej, nie powracając do uprzedniego stanu spokoju. Zaciągnęła się po raz ostatni papierosem, bezwstydnie wyrzucając niedopałek przez balustradę tarasu, by wypuścić z płuc gęstą chmurę dymu tytoniowego i natrzeć na kobietę po raz kolejny.
- Skończ pierdolić - przewróciła oczyma. Były poza obradami. Chris nie trzymały już żadne zasady ani maniery. Do kiedy tylko nikt nie słyszał ich dialogu, nie zamierzała się hamować. - Miałam wobec ciebie interes. Miałam, bo nie jestem pewna, czy twój kurzy móżdżek udźwignie taką porcję nowych informacji - syknęła na nią, lecz wkrótce jej wyraz twarzy złagodniał, a ona sama pozwoliła naprężonym dotychczas mięśniom na rozluźnienie.
Oparła się pośladkami o skraj kamiennej balustrady, zakładając nogę na nogę. Niezbyt bezpieczna pozycja, lecz nie sposób było odmówić Christine swoistej elegancji. Do kiedy, oczywiście, nie otworzyła ust, klnąc jak szewc.
- Nie jestem już pewna, co wkurwia mnie w tobie bardziej... Twoja osobowość, czy fakt, że jesteś mi teraz potrzebna - uśmiechnęła się drapieżnie, przechylając lekko głowę i bawiąc się niesfornym kosmykiem kruczoczarnych włosów, jak nierozgarnięta trzpiotka.
Powrót do góry Go down
Fleur
Arcymistrzyni
Fleur

Liczba postów : 39
Join date : 18/02/2019

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptyNie Kwi 07, 2019 5:44 pm

Typ osoby którą każdy chce mieć przy sobie... gdyby Chris usłyszała te słowa w tej chwili, zdecydowanie by zaprzeczyła. Idealny przykład tego, że im więcej czasu z kimś spędzamy, tym więcej wad tej osoby widzimy, chociaż tutaj sytuacja była zgoła inna. Mistrzyni Grabarzy po prostu momentami bywała doprawdy zabawna, przez co spędzanie z nią czasu było całkiem relaksujące, nawet gdy była zdenerwowana. Może dlatego lubiła się z nią droczyć? Zwłaszcza tutaj gdzie działało to znacznie lepiej niż w zaciszu gabinetu? Ciężko powiedzieć co siedziało Fleur w głowie. Bywała nieprzewidywalna, a czasami wręcz postępowała wbrew powszechnym oczekiwaniom, by najzwyczajniej w świecie utrzeć komuś nosa. Może nawet teraz jej zachowanie było swoistą karą za wspomnienie o spóźnionych raportach? Prawdopodobnie Chris nigdy się nigdy się nie dowie.
Tak samo jak nie dowie się o tym, jak uroczo wyglądała jej reakcja gdy nagle uciekła rozglądając się dookoła.
Fleur podążyła za spojrzeniem starszej towarzyszki, zerkając na mężczyznę z którym jeszcze niedawno wymieniła kilka słów. Chciał sojuszu. Ciekawe, czy był godny zaufania. Podzielał jej punkt widzenia więc nie była całkowicie przeciwko. Nie był tak głupi jak chociażby to stare babsko.
Nie krępowała się, jedynie pomachała mu lekko, przywdziewając na twarz delikatny uśmiech, po czym spojrzała na czarnowłosą, gdy doszedł ją ten formalny zwrot. Neseti. Jedynie nazwisko zostało jej po rodzinie. Zawsze dziwnie się go słuchało.
- Lubie gdy moja ofiara ucieka, zwłaszcza w nocy... - W jej głosie można było usłyszeć pewną nutkę drapieżności, gdy przygryzła lekko dolną wargę, szybko jednak porzuciła temat. Skoro Chris czegoś potrzebowała, nie zamierzała odwracać się do niej plecami. A nie miały tyle czasu by mogła pozwolić sobie na droczenie się z nią.
- Masz racje. Przejdźmy do rzeczy. - Wzruszyła delikatnie barkami, ignorując fale obelg która poszła w jej stronę. Domyślała się że Christine raczej tak nie myśli i że po prostu chce się odgryźć. Inaczej raczej by nie utrzymywały ze sobą kontaktu, zwłaszcza że Fleur nie była typem osoby zmuszającym innych by przy niej byli.
Powolnym krokiem podeszła do poręczy, opierając się o nią rękoma by zerknąć w dół. Było dość wysoko.
- Co planujesz? Głosowanie i chcesz mój głos czy może ktoś knuje przeciwko inkwizycji i chcesz przyprawę do herbatki? - Mruknęła wysuwając z rękawa niewielką fiolkę z bezbarwnym płynem. Nie trudno było się domyślić co jest w środku. W sumie też to było powodem dla którego się zbliżyła do poręczy. Nawet jeśli nie naruszała przestrzeni kobiety, mogła mówić na tyle cicho, by tylko ta ją słyszała. No i nie musiała patrzeć na jej zgrabne nóżki, które w pozycji w której siedziała, były idealnie wyeksponowane. Chyba na serio chciała by na nią zapolować.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t606-fleur#9011
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptyNie Kwi 07, 2019 10:00 pm

Nozdrza kobiety nieznacznie drgnęły, zdradzając jej irytację, choć na obliczu przywdziewała względny spokój. Jasne, miała ochotę wyminąć Fleur, zostawiając ją w niewiedzy, co byłoby dla niej niewątpliwie największą karą. Jednak... Fakty pozostawały jasne. Potrzebowała obecności mistrzyni balsamistów, więc musiała schować swoją dumę w kieszeń, powstrzymując nawet swój cięty język.
Pragnęła powiedzieć, że ona, z kolei, lubi, gdy jej ofiara przyznaje jej rację. Lubi, gdy jest posłuszna i zdyscyplinowana. Nie zamierzała jednak poddawać się zasadom gry Fleur, zbywając jej słowa milczeniem.
- Zgadłaś - przyznała kobiecie na kolejną wypowiedź. - Niemal. Bo chcę wszystkich twoich głosów - rzuciła bezpośrednio.
Gdyby ktoś podsłuchał dialog mistrzyń, obie z pewnością miałyby z tego powodu sporo nieprzyjemności. Kupno głosów, pakty i układy poza obradami... Było to surowo zabronione, lecz jednocześnie czynił to każdy człowiek zasiadający przy wspólnym stole w radzie.
Mówiła do niej, ledwie przechylając głowę na bok, zerkając jedynie na jej biodra, nie mając dostępu do twarzy Fleur.
- I zapamiętam sobie, by uważać na twoje... herbatki - mruknęła z łagodnym rozbawieniem, pozwalając na rozluźnienie atmosfery, choć sprawiło to Christine wiele trudności.
Była ogarnięta niepokojem przed nieznanym, stresem spowodowanym przez trzymanie się odmiennej opinii, która nie zachwyci z pewnością reszty członków rady. Bała się. Lecz był to rodzaj strachu, motywujący ją do działania, sprawiający, że wiedziała jedno - musi stawić mu czoło, by nie żałować niczego w przyszłości.
- Fleur... - zaczęła, ściszając głos do ledwie słyszalnego szeptu. - Mam wrażenie, że jesteśmy podobne - wypowiedziała, jakby zaprzeczając uprzednim obelgom. - Jesteś ambitna. Widzę twoje starania. Doceniam je. Widzę, że chcesz wykrzesać resztki dobra z tego skurwiałego miejsca... - kontynuowała z trudem, jakby sama nie wiedząc, do czego zmierza.
- Owszem, miewasz swoje chwile zaćmienia mózgu. Ostatnimi czasy zbyt często. To pewnie przez brak słońca - prychnęła, śmiejąc się cicho, przybierając obrażony wyraz twarzy, pozwalając sobie na delikatny żart. - Nie jesteś idealną kompanką... Ale wciąż, najlepszą, jaką mam - przyznała jej, wracając do poważniejszego tonu.
- Żałuję, że nawet zajmując wysokie stanowiska, jesteśmy zniewolone przez pierdoloną parodię ustroju demokratycznego, w którym, skurwysynom z rady nie zależy na wygraniu „wojny”, a jedynie na tym, by trwała ona bez końca, by mogli się na niej bogacić. Bogacić na życiu i zdrowiu ludzi ginących za ideały, w które oni sami nie wierzą... - mówiła z pełną nienawiścią, której nie złagodziły długie lata pracy pośród skorumpowanych inkwizytorów.
- Fleur... - powtórzyła jej imię, z lekkim żalem zerkając w stronę mistrzyni. - Jesteś osobą, której ta żałosna placówka potrzebuje. Masz szansę zajść daleko... O wiele dalej niż ja... - westchnęła, mówiąc wiele, jednak nie nakreślając jasno sprawy, do której niewątpliwie dążyła.
Powrót do góry Go down
Fleur
Arcymistrzyni
Fleur

Liczba postów : 39
Join date : 18/02/2019

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptyPon Kwi 08, 2019 12:58 pm

Wszystkich głosów? Słowa te zaintrygowały białowłosą, nie umiała powstrzymać tej ekscytacji która w niej rosła za każdy razem gdy ktoś postanawiał ją wykorzystać w swoich planach. Nie tyle łechtało jej to ego, co pozwalało jej być na bieżąco z najróżniejszymi intrygami i smaczkami inkwizycyjnego życia, jednak nie spodziewała się że to akurat mistrzyni grabarzy wyskoczy z jakimś większym planem. Chociaż nie było to tak dużym zaskoczeniem jak jej kolejne słowa. Fala komplementów jednak była jeszcze większym szokiem. Zdarzało się że się wyzywały, kłóciły, czy nawet czasami rzucały kłody pod nogi, jednak w większości przypadków były to nic nieznaczące przyjacielskie utarczki na które mogły sobie pozwolić dzięki wzajemnemu zaufaniu i zrozumieniu. Obydwie wiedziały że nawet jeśli jednego dnia rwały sobie włosy z głów, następnego mogły na siebie liczyć.
W przeciwieństwie do dwulicowych żmij które liczyły tylko na swoja korzyść. Fałszywi ludzie zawsze mówili to co chciało się usłyszeć, byle by tylko przekabacić Cię na swoją stronę, dlatego nie umiała powstrzymać tego dziwnego lęku... niepewności która pojawiła się w jej głowie. Co pchnęło Christine do takich wyznań? Początkowo myślała że chodzi o przeforsowanie jakiejś regulacji lub ujawnienie jakichś machlojek jednak teraz... zaczynała się bać.
Westchnęła lekko, odwracając się tyłem do barierki by oprzeć się o nią podobnie jak jej towarzyszka. Jednak w przeciwieństwie do niej, zamiast zakładać nogę na nogę, jedynie zaczęła wpatrywać się w ziemie, zbierając myśli.
- To przerażające, jak kilka słów potrafi zmiękczyć człowieka. Nie spodziewałam się że masz o mnie aż tak pochlebną opinie. Teraz czuje się sprowokowana by nie zawieźć twoich oczekiwań jako mistrzyni balsamistów. - Mruknęła cicho, z typowym dla siebie spokojem. Nie chciała pokazywać swoich wątpliwości, zwłaszcza że ufała Christine i nie chciała by ta źle ją zrozumiała.
- Jednak nie mogę sobie pozwolić na bezmyślne zgadzanie się z tobą podczas każdego głosowania. Wiem że chcesz dobrze jednak nie sądzisz że jeśli od tak na to przystanę, to nie będę się różniła od tej całej bandy idiotów, którzy bezmyślnie podążają za tym obiecanym cukierkiem, którego i tak nie dostaną?
Możesz być pewna że jeśli uznam pomysł za dobry, to wspomogę Cię w każdy możliwy sposób, jednak nie zamierzam popierać czegoś z czym nie będę się zgadzać. Jestem pewna że ty też tak łatwo byś nie przystała na tą propozycję -
Była odpowiedzialna nie tylko za siebie ale też pozostałych balsamistów, już nie mówiąc o tym że od ich pracy zależało też życie innych. Były mistrzyniami. Jedno ich słowo mogło skazać kogoś na tortury lub śmierć, dlatego nie mogła tak łatwo go oddać. Stała by się pionkiem. Nie różniłoby się to niczym od tego jakby miała wyjść za jakiegoś nadętego kupca i być na każde jego posyłki.
- Poza tym za bardzo sobie umniejszasz. Masz duży potencjał. Nie jesteś mdła niczym reszta rady i nie boisz się mówić tego co myślisz. Masz jaja by stanąć przeciwko wszystkim nie ważne ilu by ich było. Nie bez powodu Ci ufam, więc i ty zaufaj mi i powiedz co planujesz. - Ciekawe czy to właśnie tego nienawidziła Chris? Gdy w jednej chwili miała przed sobą Fleur śmieszkę, by po chwili słuchać od niej słów wypowiadanych tonem, nie pozwalającym na sprzeciw. Zupełnie nic nie robiła sobie z rang, wieku, czy doświadczenia. Żyła w własnym tempie, zmuszając innych by dostosowali się do niej lub zeszli jej z drogi.
Sprawy nie poprawiał fakty iż Chris mogła poczuć jak spojrzenie dwubarwnych oczu wwierca się w nią z każdą sekundą gdy białowłosa oczekiwała na odpowiedź. Jakiekolwiek wyjaśnienie.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t606-fleur#9011
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptyPią Kwi 12, 2019 8:46 pm

Uniosła brew w szczerym zdziwieniu na reakcję Fleur. To było takie proste? Powinnam była od tego zacząć.
- Zmiękczyć człowieka? - powtórzyła za nią z lekkim rozbawieniem. - Mam nadzieję, że wtórujesz mi żartem. I wcale nie można zmanipulować cię tak łatwo. Chyba że... - udała zastanowienie. - Tylko ja tak na ciebie działam. Wtedy wszystko jest tak, jak być powinno. I uwierz mi, mogę wymyślić bardziej chwytające za serce brednie. Jestem w tym dobra. Problem zaczyna się dopiero, gdy próbuję być szczera - zauważyła, częściowo wyrzekając się wypowiedzianych słów, zachowując przy tym poważny, lecz lekki ton.
- Fleur, dostaniesz swojego cukierka - posłużyła się wspomnianą metaforą, lecz nie wiedziała czy to, co planuje dla mistrzyni balsamistów jest słodką bezą czy obrzydliwą anyżową landrynką. - Zastanów się więc, droga wolna. A później się zgódź - powtórzyła jawnie swoje żądanie.
Ileż razy ona głosowała wbrew swoim przekonaniom na cudze życzenia, by później, gdy zależało jej bardziej, upomnieć się o przysługę? W pojedynkę nie była w stanie osiągnąć niczego. Stopniowo gromadziła wartościowych ludzi wokół siebie, lecz przewaga bezdennej korupcji rujnowała wszystkie plany Christine.
- Już, już - usiłowała jej przerwać, wcinając się w zdanie. Z żalem, bo uwielbiała trafne komplementy. - Na mnie to nie działa. Nie czuj się zobowiązana, Fleur - mrugnęła do kobiety.
- Nie zamierzam z tego czynić tajemnicy. Planuję spore za.... - urwała w pół słowa, gdy u progu tarasu ujrzała stojącą postać Phileasa. Jego kojący uśmiech zbił ją nieco z tropu.
Nie rozumiała tego człowieka. Od lat miała go pod sobą w szeregach grabarzy, jednak nigdy nie miała szans poznać jego prawdziwego nastawienia, ni motywów, a to skreślało go z listy potencjalnych sojuszników. Być może niesłusznie? Prowadził inteligenty dialog, nie okazywał złośliwości bezpośrednio, co czyniło z niego trudnego rozmówcę, gdy nie zgadzali się ze sobą. Coś w nim sprawiało, że Chris wolała zachować dystans.
- Za...? Zamieszanie? - z rozbawieniem usiłował dokończyć przerwaną myśl, zbliżając się do obu kobiet.
- Zażenowanie, Phileasie. Zażenowanie spowodowane faktem podsłuchiwania dialogu dwóch dam - ucięła temat prędko, zeskakując z kamiennej balustrady i krzyżując ręce na piersi w postawie oczekiwania na wyjaśnienia. Dobre wyjaśnienia.
- Proszę o wybaczenie, mistrzyni - ukłonił się służalczo. - Nigdy nie miałem w zamiarach tak podłego czynu. - Choć wypowiadał słowa przywodzące na myśl skruchę, jego rozbawiony głos rujnował wrażenie tego uczucia. - Z czystej troski przybyłem na taras, by poinformować dwie mistrzynie o zbliżającym się końcu przerwy - kiwnął głową, obracając się w kierunku sali, w której na nowo witali ludzie.
W rzeczywistości tak było, temu Christine zaprzeczyć nie mogła. Nie wracając już do dialogu z Fleur odrzekła:
- Doskonale. Udajmy się więc na ciąg dalszy batalii.
Poszła przodem, zostawiając tę dwójkę za sobą, by zająć swoje miejsce przy wspólnej ławie.
Powrót do góry Go down
Fleur
Arcymistrzyni
Fleur

Liczba postów : 39
Join date : 18/02/2019

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptyWto Kwi 23, 2019 1:13 pm

Prychnęła cicho, w lekkim rozbawieniu. Mogła być miękka, czy znaczyło to jednak że da się zmanipulować? Wręcz przeciwnie. Czasami działała wręcz przeciwnie niż ludzie mogliby się spodziewać. Jak chociażby podczas picia alkoholu, gdy ludzie stawali się coraz bardziej wylewni, a ona coraz bardziej ostrożna. Tak było i teraz. Nawet jeśli Chris próbowała ją zmiękczyć, jedynie odpychała ją od podjęcia decyzji, której tak wyczekiwała mistrzyni grabarzy. Zdawała sobie sprawę że w tym stanie jej opinia i decyzja może nie być obiektywna i przemyślana a nie zamierzała na to pozwolić.
- Tak jak być powinno? Chętnie posłucham co masz na myśli, oczywiście na osobności - Ciekawe co wymyśli ciemnowłosa kobieta. A może to tylko śmiała gra jej towarzyszki?
- Może przy okazji odbiorę swojego cukierka - Mówiąc to oblizała delikatnie wargi, przyglądając się mistrzyni z pewną drapieżnością. Co miała na myśli? Tego raczej nikt nie wie. Zwłaszcza teraz, gdy była w humorze by się podroczyć.
Co prawda nagłe pojawienie się Phileasa nieco popsuło jej plany, jednak to była dobra okazja by sprawdzić czy można mu zaufać.
- Zażenowanie? Ale przecież rozmawiałyśmy o zamówieniu ciast byś mogła nabrać ciałka tu i ówdzie - Mruknęła niewinnie, wskazując wymownie na piersi i bioderka Chris.
- Chociaż nie uważam by to było potrzebne i pewnie nie ja jedyna, prawda? - Zerknęła na mężczyznę, ciekawa jego reakcji. Powstrzymywała się od buchnięcia śmiechem. Wiadomo że nie mógł zaprzeczyć, był mężczyzną i w dodatku podwładnym Chris a teraz? Został zapytany o ten niezwykle wrażliwy wśród kobiet temat i nie za bardzo miał jak uciec.
- Chociaż szczegóły zamówienia zostawmy na później. Może będziesz chciał do nas dołączyć? - Zwróciła się bezpośrednio do grabarza. Mimo iż się droczyła z tą dwójką, była pewna że grabarz ma wystarczająco dużo rozumu by zrozumieć sens jej słów. Skoro oferował jej sojusz, będzie miał okazje się wykazać i zrobić pierwszy krok w jego kierunku, a Chris dostanie w swojej sprawie dodatkowy głos. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
Nie czekała na jego odpowiedź. Nie zamierzała wywierać na nim presji, by nie wyglądało to podejrzanie, w ten sposób nie mógł jej o nic oskarżyć. Powoli wyminęła mężczyznę, kierując się w stronę swojego miejsca, by następnie zebrać raporty które ułożyła wcześniej na stole. Jeśli ktoś chciał się z nimi zaznajomić. Miał na to całą przerwę, a chaos działał jej na nerwy.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t606-fleur#9011
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptyWto Kwi 30, 2019 7:25 pm

// ostrzegam, w tym odcinku jest trochę prywaty, nie bij xD
Uniosła wysoko brew, zaczynając żałować swojej decyzji. Zachowała milczenie i powagę, pozostawiając nawet po swoim odejściu ciężką atmosferę, niespecjalnie sprzyjającej przekomarzaniom z grabarzem. Mężczyzna przez chwilę sprawiał wrażenie skruszonego, by po odejściu Christine cicho odeprzeć:
- Nie mnie to oceniać, mistrzyni... - Jego głos był spokojny, równocześnie pozbawiony większych uczuć. Wiedział, że posunął się o krok za daleko. - Chcę tego, mistrzyni. Chcę udowodnić, że jestem człowiekiem godnym zaufania. Wiem, co się tu święci. I mam nadzieję, pozwolisz mi sobie pomóc - skinął dyskretnie głową, zachowując poważny ton, któremu nawet nie towarzyszył jego słynny, rozbrajający uśmiech.
- Tymczasem... - mruknął, przepuszczając ją w drzwiach, wkrótce wracając za nią do sali obrad.
Po powrocie nastało większe ożywienie, inkwizytorzy zbierali się do sali niosąc za sobą ożywione dyskusje, gotowi do dalszych, jeszcze bardziej emocjonalnych potyczek.
Christine poprawiła swoją suknię podczas podsuwania krzesła. Zajęła miejsce, lecz do samego początku kolejnej części obrady spoglądała na Fleur i Phileasa. Nie znosiła tego uczucia. Nie panowała nad sytuacją, stojąc przed zbyt dużą ilością niewiadomych. Czas podjęcia decyzji nadchodził nieubłaganie, a ona czuła, że równie dobrze mogłaby zawierzyć rzutowi monetą...
Z tą myślą rozpoczęła drugą część obrad, poruszającą między innymi sprawy finansowe, skutecznie studzące jej zapał. Mistrzyni grabarzów wywoływana była wielokrotnie, by przedstawić, jak trzyma się obecna sytuacja Inkwizycji, odczytując spisane na papier podsumowania zeszłego tygodnia. Obyło się bez zaskoczeń - nikogo nie dziwło, skąd czerpią najwięcej zysków ani też zaciągnięcie kolejnego długu, by zachować stabilność. Usiadła ponownie, wiedząc, jaką część spotkania mają przed sobą.
- Wspaniale - powtórzył po raz wtóry tego dnia przewodniczący, niezrażony żadną ze złych wieści. - Jak zwykle przekroczyliśmy zakładany czas, lecz musimy w tym tygodniu podjąć wiele niecierpiących zwłoki decyzji. Uchwalmy teraz wspólnie trapiące nas i naszych kompanów kwestie - zakończył radośnie, rozglądając się po zgromadzonych. - Kto chce zacząć? - zapytał, doskonale wiedząc, że każdy ze zgromadzonych wie, co powinien uczynić.
Nastąpił czas głosowań. Pojedynczy członkowie rady w swojej kolejności wstawali, zgłaszając kwestie, które obijały się o uszy inkwizytorów już od dłuższego czasu, po to, aby właśnie dziś zostały postanowione, wyklarowane i przypieczętowane - przynajmniej do czasu kolejnych obrad.
Niektórzy przytaczali długie dokumenty, inni rzucali kwestiami z głowy, reprezentując swoje lub cudze sprawy, przedstawiając je w superlatywach. Inkwizytorzy podnosili ręce, by głosować. Za, przeciw lub wstrzymując się od głosu, gładko przechodząc do kolejnych kwestii.
Sporo wrażeń przyniosło im głosowanie o posadzenie żywopłotu odgradzającego błonia Inkwizycji. Mniej decyzja o wydaleniu jednego, niesfornego adepta Akademii im. Św. Rozalii. Jako kolejna padła propozycja otworzenia kolejnego projektu w laboratorium balsamistów, dotycząca badań nad genezą Koszmarów. Ze sporym zadowoleniem przyjęła się również propozycja rozbudowy skrzydła szpitalnego.
Co zabawne, Christine, zarzekająca się o chęci przejęcia wszystkich głosów Fleur, nie zerknęła na nią ani razu podczas głosowania, jakby tracąc kobietą zainteresowanie. Głosowała bez słowa, w pełnym skupieniu. Za. Przeciw. Za. Za. Na kolejny wybór o zaostrzeniu kontroli w archiwum po ostatnim wypadku - zagłosowała tak ochoczo, aż niemal poderwała się z miejsca.
Większości propozycji nie towarzyszyły dyskusje. Do czasu aż reprezentant zastępujący mistrza katów, nie przybliżył im sytuacji, która zjeżyła włosy na karku Chris.
- Dziękuję za oddanie mu głosu - rozpoczął potężny w barkach mężczyzna, pasujący do pozostałych zebranych jak pięść do twarzy. Kat, choć nie wyglądał na okrzesanego, wypowiadał się z niezaprzeczalną klasą. - Reprezentuję jednego z moich inkwizycyjnych braci, Gerarda Larsena - wprowadził ich w temat, a po sali przebiegł cichy pomruk. Więzień, który po latach wyszedł na wolność i wcielił się w rolę kata był tu ulubieńcem. I zmorą spędzającą sen z oczu Christine.
- Larsen, kat zasilający nasze szeregi zaoferował swoją pomoc w kontroli oddziału inkwizytorów na nowym lądzie. Przedstawił nam szczegółowy plan, ofiarując swój czas, doświaczenie i gotowość do wielomiesięcznego, a może wieloletniego przedsięwzięcia. Larsen jest gotów do dzielenia się z naszymi dalekimi kompanami wiedzą, jak i czerpiąc wiedzę, by po powrocie podzielić się z nami tamtejszymi praktykami - zaprezentował w skrócie, kilka razy zerkając na trzymaną w dłoniach kartkę. - Pomyślał on o wszystkim, uprzednio dobrowolnie oddając w ręce innego inkwizytora swoje dwie podopieczne. Seth Finley, żniwiarz opiekujący się siostrami Lloyd, zaufany kamrat Larsena, zobowiązał się wziąć za niego odpowiedzialność. Pozwolę sobie przytoczyć list, motywujący jego działania... - odchrząknął i przysunął bliżej trzymany dokument.
Nigdy nie udostępnił światu jego zawartości, gdyż przerwał mu potężny trzask. Wszyscy zebrani zwrócili się ku źródłu dźwięku, a mianowicie ku Christine, która uderzyła otwartą dłonią w blat ławy.
Przeżyła już jedną porażkę, dopuszczając do przekazania Yvette i Yvonne w ręce Setha. Za nic na świecie nie mogła pozwolić na wypuszczenie tego człowieka wolno...
- Pragnę tylko przypomnieć, że mówimy o wyciągniętym z więzienia mordercy i gwałcicielu, który jeszcze niedawno musiał przebywać pod kontrolą innych Inkwizytorów. Mówimy o człowieku nieobliczalnym, okrutnym, a co najgorsze - dumnym ze swoich czynów. Gerard Larsen nie zasługuje na wolność. A już na pewno nie na urlop z dala od konsekwencji. To morderca, przypominam - rzekła zażarcie, pewna, że padnie martwa na podłogę, gdy głosowanie nie przebiegnie po jej myśli.
- Mistrzyni, proszę o zachowanie spokoju. Wszyscy tu jesteśmy w mniejszym lub większym stopniu mordercami. Nie ma powodu do uniesień - mruknął rozbawiony jej poruszeniem Arthur, wypowiadając z lekkością trudną do przełknięcia prawdę, której zaprzeczyć nie mogła.
- To nie czas na dyskusje, drodzy państwo - przerwał im zaniepokojony przewodniczący. - Myślę, że usłyszeliśmy wystarczająco. Proszę, głosujmy - oznajmił, ja zwykle przymierzając się do liczenia głosów za.
Christine spróbowała po raz kolejny, robiąc wszystko, by powstrzymać choć kilka wyciągniętych dłoni:
- Zapewniam was, każdy kto się ku temu przyczyni, będzie zmywał krew z własnych rąk - warknęła, rozglądając się po zebranych, chcąc wywrzeć na nich presję. W końcu spojrzała na Alberta i Phileasa, którzy nie głosowali na „tak”, aby wkrótce utkwić wzrok we Fleur.
Kurwa. Pozbędę się go stąd, ale co z tego? Chciałam go wykończyć, a nie dawać drugą szansę. To zamiatanie problemu pod dywan. O nie, temu problemowi trzeba było ukręcić kark. Seth mi za to srodze zapłaci... Serce tłukło w piersi Christine. Ze strachem obserwowała kolejno unoszące się ręce.
Powrót do góry Go down
Fleur
Arcymistrzyni
Fleur

Liczba postów : 39
Join date : 18/02/2019

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptySro Maj 01, 2019 1:30 pm

Szybko stłumiła nutkę współczucia do mężczyzny, który najwidoczniej uświadomił sobie w jakiej sytuacji się znalazł. Sam chciał dołączyć do ich gry. Powinien być świadomy że jeśli sam nie ma żadnej mocy, to prawdopodobnie zostanie wykorzystany przez tych, którzy takową posiadają. Zwłaszcza że w obecnej chwili, nie mógł im nijak zagrozić ani nic udowodnić. Mógł jedynie czekać na resztki które mu zostawią.
O ile nie postanowią go usunąć. Chociaż z strony Fleur raczej nie musiał się tym martwić. Nie miała w zwyczaju szkodzić tym, którzy starają się pomóc i znają swoje miejsce, jednak grabarz nie mógł tego wiedzieć.
Westchnęła lekko wyrzucając te myśl z głowy. Te spotkanie było zaskakująco ciekawe, a sądząc po rozmowie z Chris, miało stać się jeszcze ciekawsze. Musiała się skupić i podejść do tego na poważnie, nie tylko ze względu na koleżankę po fachu, ale również ze względu na własne zasady które sprawy służbowe przekładały nieco wyżej niż jej własne kaprysy.
Chociaż musiała przyznać, ciekawość zżerała ją od środka. Co planowała ciemnowłosa kobieta? Czy Phileas zagłosuje tak jak one? Czemu musiała czekać aż przejdą przez finanse i głosowania nim mistrzyni grabarzy poruszy ten temat?
Powstrzymała ciche prychnięcie skupiając się na głosowaniach.
Przed chwilą było wspomniane o tym iż musieli zaciągnąć kolejny dług a teraz chcą trwonić pieniądze na trochę krzaków? Nie zamierzała się na to zgodzić, tak samo jak na wydalenie jednego z studentów. Mimo iż sprawiał problemy, po części była ciekawa jego punktu widzenia i motywów. Nie wszyscy byli tacy sami a sądząc po jego opisie... warto mu było dać szanse.
Dwie kolejne sprawy były nieco bardziej sensowne chociaż musiała się nieco zastanowić nad pomysłem badania koszmarów. Był to niezwykle kosztowny i niebezpieczny projekt angażujący nie tylko balsamistów ale też żniwiarzy, psy gończe, a nawet katów, jednak ciekawość przechyliła szale i ostatecznie zgodziła się zarówno na pomysł poznania koszmarów jak i poszerzenia szpitala. Podobnie w przypadku archiwum. Mimo iż nie lubiła papierologii, archiwum posiadało dane i materiały zbyt ważne i potencjalnie niebezpieczne by mogły trafić one w ręce wiedźm, czy niektórych inkwizytorów.
Idealnym przykładem był chociażby inkwizytor którego wspomnienie od razu spowodowało niemałe poruszenie na sali. W ciszy słuchała pomysłu nawet nie siląc się na powstrzymanie delikatnego uśmiechu. Miała wrażenie że ostatnimi czasy dzieje się tu coraz więcej absurdalnych rzeczy. Nawet Christine traciła panowanie nad sobą, ona, która miała doświadczenie jako doradczyni arcymistrzyni a także negocjatorka w najróżniejszych sprawach. Nie żeby Fleur nie była w stanie tego zrozumieć.
- W takim razie może też wypuścimy wszystkie wiedźmy? Nasza reputacja i tak dużo bardziej nie ucierpi niż przy wysłaniu Larsena.
Pomyślcie tylko. Samo włączenie go w szeregi katów wywołało niemałe poruszenie. Naprawdę sądzicie że jak wyślemy go z dala od nas. Gdzieś gdzie ludzie go nie znają, nie postanowi uciec? Chociaż ucieczka byłaby chyba dla nas najmniej szkodliwa. A co jeśli zacznie działać z imienia naszej placówki. Z naszych funduszy jako przestępca? Jeśli wykorzysta swoje nowe przywileje do działania na szkodę inkwizycji lub zbrata się z wiedźmami? Skoro już wcześniej wziął pod swoje skrzydła dwie skazane? Może i teraz zachowuje się przyzwoicie, jednak możecie zagwarantować że tak samo będzie gdy spuścimy go z oczu? Ta sytuacja nie różni się niczym od wypuszczenia wiedźmy. W końcu trzymamy je by nie szkodziły ludziom. sam pomysł wydaje mi się dobry jednak póki nie zostanie wybrana inna osoba, jestem na nie.  
- Prawdę mówiąc, sama chętnie przygarnęła by pod swe skrzydła wiedźmę, zwłaszcza z jakąś ciekawą mocą, jeśli ta umiałaby się zachowywać, jednak teraz nie zamierzała się do tego przyznawać.
- Poza tym Arturze, chyba zapomniałeś czym zajmuje się inkwizycja. Nie zabijamy by potem zaspokoić się cieleśnie. Robimy to by móc stworzyć przyszłość w której ludzie nie będą musieli obawiać się śmierci z rąk wiedźmy lub koszmarów. Dlatego wysłanie Larsena jako naszego reprezentanta będzie jawnym znakiem iż jesteśmy po prostu bandą gwałcicieli i morderców, a nie wiem jak wy, ale ja nikogo nie zgwałciłam ani nie zabiłam.   - Sam fakt iż została nazwana mordercą ją irytował. Nigdy nikogo nie zabiła. A to że jej twory były do tego wykorzystywane ją irytowało, jednak porównywanie ich do zwykłego mordercy i gwałciciela było jawną obraza, ponieważ była pewna że znaczna większość tutaj zebranych, nawet jeśli skorumpowana, nie uciekła by się do czegoś takiego. Przeniosła swój wzrok z Artura, powoli zerkając na zebranych aż na Chris, po czym wróciła do przeglądania swoich dokumentów. Jak zawsze mówiła na siedząco, z nutką obojętności w głosie, jednak wprawdzie w środku wręcz walczyła z sobą by się nie śmiać. Każdy kto się teraz na to zgodzi, jakby potwierdzał iż nie są niczym innym niż bandą gwałcicieli i morderców. Co wy na to, rado?
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t606-fleur#9011
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptySro Maj 01, 2019 4:15 pm

Rozgorzała dyskusja, do której włączyła się sama Fleur. Christine była jej za to wdzięczna - dostrzegła jak jedna z uniesionych dłoni cofa się ukradkiem, w niespodziewanym rozmyśleniu. Reprezentant kata zobowiązany był go bronić:
- Mistrzyni Neseti, z całym szacunkiem... Gerard Larsen zamknął swoją przeszłość. Poprzysiągł wierność Inkwizycji, a jego czyny zostały zapomniane, gdy stał się jednym z nas. Ufam Gerardowi. Jest mistrzem w swoim fachu, to niezaprzeczalny fakt - mówił z pasją, aż Christine zemdliło. - Seth Finley, nasz wierny żniwiarz ręczy za niego głową. To powinno wiele dla nas znaczyć - posilił się kolejnym argumentem. Co jak co, ale młody żniwiarz nigdy nie zawiódł świętej organizacji. Za bardzo kochał pieniądze, by nie być na każde skinienie mistrzów z góry.
- Niech więc Seth wybierze się z nim w podróż. Zostawiając siostry Lloyd na miejscu - skwitował cierpko Albert, a tu i ówdzie rozległy się pomruki poparcia. Nie mógł wybaczyć ani sobie, ani Christine porażki przejęcia Yvette pod opiekę Setha.
- Sądzę, że powinniśmy to przemyśleć na spokojnie. Ten plan wymaga dopracowania. Nasze zdania, na chwilę obecną, są zbyt podzielone. - Przewodniczący usiłował uspokoić zebranych w sali ludzi. Na daremno. Nie mógł zatrzymać już tej machiny.
- To spora szansa. Nie każdy jest gotów oddać całe lata Inkwizycji. Szkoda jednak będzie stracić na tak długo oddanego Inkwizycji człowieka - rzekł Arthur, kontrując ostatnią wypowiedzi Christine i Fleur, a tym samym, przerywając ciszę, która zapadła po słowach kobiety.
- Nie chciałem nikogo urazić swoją propozycją, proszę o wybaczenie - mruknął przedstawiciel Gerarda, przelotem spoglądając na dwie mistrzynie. - Niesłuszne jest porównanie kata do posiadaczki przeklętego genu. Gerard nie stanowi już zagrożenia. Jest człowiekiem, z którego Inkwizycja może być prawdziwie dumna. I jednocześnie, jedyną osobą, podejmującą się tak wymagającej, długodystansowej misji. Nie przewidywałem takiej opcji, lecz sądzę, że Gerard Larsen nie będzie miał nic przeciwko okresowej kontroli i regularnym, częstszym niż zwykle, składaniu raportów - mówił, ukazując, jak bardzo mu na sprawie zależy.
- Doskonały pomysł. Dorzucenie nam pracy w postaci sprawdzania jego gównianych raportów i wysyłanie dobrych pracowników, by określili, czy pies wciąż jest na smyczy. Wszystko w imieniu czegoś, czego naprawdę nie potrzebujemy! - żachnęła się Christine, jawnie zdradzając, że nerwy zaczęły jej puszczać.
- Mistrzyni Darleston! - upomniała ja jedna z członkiń rady, oburzona jej zachowaniem. Christine o mało nie pokazała jej środkowego palca.
- Jest to opcja godna rozważenia... - rozległ się inny głos.
- Jestem za, o ile Gerard nie podejmie tej wyprawy w pojedynkę. Nie możemy tak ryzykować - odezwał się Phileas.  
- WYPRASZAM SOBIE - huknął Arthur, gdy padły słowa Fleur, mocno godzące go w dumę. - Doprawdy, mistrzyni? Doprawdy?! Wydając rozkazy, podpisując dokumenty, wysyłając swoich podopiecznych na front, a nawet kreując prototypy broni, przyczyniasz się do MORDERSTW, mistrzyni - podniósł głos, aż sąsiad Arthura odsunął się nieznacznie. Nie wspominał on o gwałtach, bo wciąż było to tematem tabu - wszyscy jednak wiedzieli, jak traktowane są kobiety pozbawione wszelakich praw, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. - Nie obchodzą mnie życia pomiotów piekielnych, lecz dzierżąc władzę, odpowiadamy również za życia naszych braci i sióstr - zakończył w twardym tonie, przytykając kilka otworzonych ust.
Zagłosował za, choć prawdopodobnie zrobił to w emocjach, uprzednio przecież się wahając.
Zapadła cisza, którą zobowiązany był przerwać prowadzący:
- Dobrze... Siedem głosów za. Kto jest przeciw?
Prowadzący na bieżąco liczył głosy:
- Siedem głosów za, pięć przeciw. Reszta wstrzymuje się od głosu. Sprawa pana Larsena zostaje TYMCZASOWO rozpatrzona pozytywnie. Na dniach opracujemy strategię jego działań - skinął głową, nie śmiąc spojrzeć na Christine, która zbladła jak ściana. - Czy ktoś jeszcze chce poruszyć niezbędne Inkwizycji kwestie? - zapytał, rozglądając się po sali, pokrótce notując wyniki.
Trochę czasu minęło, nim członkowie rady wrócili do dawnego toku. Padło wiele męczących prawd, które godziły w resztki ich moralności. Niemrawo kolejne z osób przedstawiało swoje problemy i propozycje ich rozwiązań. Choć głosowanie na temat kata przysporzyło im sporo wrażeń, po wszystkim nie należało okazywać ani satysfakcji, ani tym bardziej żalu. Sprawa była prawdopodobnie przesądzona.
Christine milczała, tymczasowo rezygnując z udzielania się. Nie mogła pozwolić, by zobaczyli, jak dotknęła ją ta porażka. Odetchnęła, nie dając się przytłoczyć czarnym wizjom Gerarda na wolności. Słuchała jednym uchem, ożywiając się dopiero, gdy przewodniczący rady po raz kolejny zapytał, kto chciałby przejąć jego rolę.
Zabierała wyjątkowo dużo głosu na tym zebraniu. I z pełną świadomością, wstała po raz kolejny, czyniąc to ponownie.
- Ja. Muszę poruszyć kwestię, którą odkładamy o wiele za długo, udając, że temat nie istnieje... - zaczęła spokojnym głosem, nieporównywalnym do jej ostatniego oburzenia.
Rozległo się ciche prychnie, skwitowane zaraz pomrukiem niezadowolenia. Przenosząc wzrok wzdłuż ławy, prędko spostrzegła w czyim wykonaniu.
- Wszyscy wiemy, Arthurze, że spieszysz się na swoje spotkanie klubu krykieta. Właściwie, nie jesteś nam już potrzebny. Droga wolna, nikt nie będzie miał ci za złe, jeśli w tej chwili opuścisz zebranie. Poradzimy sobie równie dobrze bez ciebie - zachęciła go prawie uprzejmie, nie kryjąc jednak w oczach ogromnej żądzy mordu na mężczyźnie.
Miała szczerą nadzieję, że ten błazen czym prędzej opuści scenę, a ona nie będzie musiała oglądać go dłużej na oczy.
- Nie odpuszczę sobie przyjemności posłuchania twojej sprawy, mistrzyni. Mam nadzieję, że będę mógł przysłużyć się jej swoim głosem - odparł, nie szczędząc kobiecie jadu.
Jego rozjuszony wyraz twarzy dodał jej nieco otuchy. Słowa. Tak niewiele trzeba, by wzbudzić emocje w drugim człowieku. Tylko tyle, by zachęcić do przymknięcia się i oddania jej możliwości mówienia. Skinęła mu w podzięce, podejmując temat ponownie:
- Pragnę poruszyć kwestię nieobsadzonego wciąż stanowiska arcymistrzyni.
Rzuciła jednym zdaniem, natychmiast przerywając, dając swoim słuchaczom chwilę na przetrawienie wiadomości. Nie pomyliła się; w całej sali rozległ się hałas, spowodowany kilkoma z zaskoczonych głosów, z których wyłapać było można między innymi:
- Nie nie pora na poruszanie tak istotnych spraw bez uprzedniego przygotowania do tematu...
- Zwłoka jest nam na rękę, mistrzyni, sama jesteś tego świadoma...
Westchnęła, pozwalając każdemu dorzucić swoje trzy grosze. Sprzeciw, głosy poparcia, wyrazy zdziwienia. Milczała we wszechobecnym chaosie, cierpliwie czekając na ciszę.
- Dość już zwlekaliśmy. Wizerunek Inkwizycji na tym traci. Nie możemy wiecznie kłamać i udawać, że tak być powinno. Unikamy odpowiedzialności, gdy jest ona rozdzielona pomiędzy nas, doskonale o tym wiecie - zrobiła krótkie wprowadzenie, rada z ciszy, jaka wkrótce zapadła. - Potrzebujemy godnego reprezentanta. Dlatego...
Za szybko ucieszyła się z oddanego jej głosu. Przerwała jej kpiąca wypowiedź:
- Niech zgadnę, zaproponujesz swoją kandydaturę? - Arthur uniósł brwi w jawnym politowaniu.
Christine uśmiechnęła się przebiegle. Cóż za idiotyczny pomysł! Oczywiście, pragnęła tego; już na samą myśl mając dreszcze. Jednak... Podpadła już tylu inkwizytorom, że nie zdążyłaby dokończyć zdania, a wywaliliby ją za drzwi. Musiała radzić więc sobie w inny, możliwe bezbolesny sposób, aby dojść do swojego celu...
- Nie. Z pełną pokorą i świadomością, nie śmiałabym tego uczynić. Owszem, ze względów historycznych stanowisko to zarezerwowane jest dla kobiet - zerknęła znacząco po zgromadzonych inkwizytorach.
Najwyższe rangą stanowisko od początku obejmowała kobieta, by pokazać światu, że istniała równowaga pomiędzy tymi, z którymi walczyli. Kobieta, tak jak wiedźma, będąca jednak jej zupełnym przeciwieństwem - walcząca z magią, mrokiem, trzymająca się największych cnót i świętych przysiąg.
- Jednak obecnie, niewiele kobiet stąpa po naszej placówce, godnych objęcia tej najwyższej funkcji - wzruszyła krótko ramionami. Świadomie zamierzała przypodobać się swoim uprzedzonym do kobiet kolegom po fachu. - Poza jedną, aktualnie zasiadającą pomiędzy nami. Pragnę zaproponować kandydaturę mistrzyni balsamistów, Fleur Neseti na stanowisko arcymistrzyni - wypowiedziała donośnie, gotowa na wszystko.
Nie musiała długo czekać na falę chaotycznych reakcji. Rozlegały się głosy:
- To niemożliwe!
- Mistrzyni jest za młoda!
Większość zdań wyrażała swoje zaskoczenie, jednak nikt nie wyraził jawnego poparcia ani sprzeciwu. Na początku warto było obadać teren, dowiadując się, co o temacie sądzą pozostali inkwizytorzy.
Christine w międzyczasie spojrzała krótko w oczy Fleur. Będzie udawała, że o wszystkim wie? Czy pokaże swoje zaskoczenie? Do ostatnich chwil nie miały okazji omówić planu, lecz los nigdy nie obdarzy je lepszym momentem - Chris musiała to zrobić teraz, narażając się nawet na sprzeciw samej Fleur.
- Jeśli już skończyliście, chcę odeprzeć wasze wątpliwości. Owszem, mistrzyni Fleur sięgnęła wieku dwudziestu dziewięciu lat, co oznaczałoby, że ma szansę zostać najmłodszą arcymistrzynią w historii Inkwizycji. Nie zaprzeczę temu. Czy jednak wiek na tym poziomie ma znaczenie? Z doświadczeniem, jakie posiada mistrzyni? - rzuciła pytanie w przestrzeń, aby każdy mógł się nad nim zastanowić.
Nagle odsunęła swoje krzesło, odstępując na krok od stołu, razem ze swoją teczką papierów, do których przelotem zerknęła.
- Pozwolę sobie przytoczyć kilka faktów z życia mistrzyni... - odchrząknęła, spuszczając wzrok i udając, że czyta. Nie musiała. Doskonale znała zapisane słowa. - Fleur Neseti w roku 1838 ukończyła Akademię im. Św. Rozalii jako jedna z najlepszych. Niektórzy z was pamiętają ją jeszcze z czasów szkolnych jako pełną nieposkromionej ciekawości i pasji uczennicę - uśmiechnęła się w kierunku najstarszych w radzie jegomości. Chris również pamiętała Fleur. Jako dziwacznego odludka, z którym nikt nie chciał rozmawiać. Ale to wspomnienie zachowała tylko dla siebie.
- Wielu z was o tym nie wie, ale mistrzyni Neseti od dziecka była przyrzeczona bogatemu kupcowi, największej miłości jej życia. Tego samego roku, po zakończeniu nauki, dla dobra Inkwizycji, z żalem zerwała zaręczyny, by w całości móc się poświęcić pracy i walce ze zmutowanym genem - powiedziała smutno, tym razem zerkając w stronę reszty zgromadzonych kobiet, z pewnością poruszonych tym poświęceniem.
Skąd Christine wiedziała o tej historii? Od samej Fleur? A może miała swoje dojścia? Nieistotne, przekręciła ją na swoją korzyść, pewna, że nikt nigdy nie dojdzie prawdy. Chyba że pobity przez Fleur narzeczony zapragnie się nią podzielić. Mistrzyni grabarzów tymczasowo unikała wzroku Fleur, pewna, że zostanie przez nią zamordowana za wyciąganie tych żenujących wspomnień na wierzch.
- Nie muszę mówić, że mistrzyni Neseti jest najlepszym, co mogło spotkać oddział balsamistów - ukłoniła się w stronę Alberta i jeszcze jednego jegomościa. - Nie sposób zliczyć zrealizowanych przez nią badań i projektów, przyczyniających się do rozwoju Inkwizycji i przechylenia szali wojny na naszą stronę. Wszyscy wiemy o ostatnim projekcie dotyczącym poszukiwań materiału przygaszającym nadprzyrodzone zdolności czarownic. Mistrzyni Neseti wielokrotnie oddawała nam możliwość szansy na pokojową wygraną. Wyniki nie kłamią. Mało który z mistrzów Inkwizycji przynosił nam tyle zysków. Jej badania interesują sponsorów, nieobawiających się zainwestować w nią sporych sum. Awans mistrzyni balsamistów mógłby przynieść organizacji wiele namacalnych korzyści.
Przedstawiała po kolei fakty - wyłącznie te na korzyść Fleur, pewna już niemal, że kupiła cała radę, sądząc po zapadłej ciszy. Na zakończenie dorzuciła:
- Poza tym, mistrzyni Neseti jest dziedziczką niemałej fortuny swojego rodu, co otwiera nam drzwi w wielu kwestiach, w których pierwsze skrzypce grają pochodzenie i majętność - dodała, chcąc ugłaskać nawet samego Arthura. - Jeśli kogoś interesują szczegóły, zapraszam do zapoznania się z nimi - machnęła trzymaną w ręku teczką, w której zgromadziła wszelakie dane na temat Fleur. Statystkę, wyniki i finanse. Wszystko, co powinno ich interesować. Puściła ją w obieg po sali.
- Nie musimy decydować teraz. Jednak proszę was o zastanowienie się nad moją propozycją - rzekła łagodnie, łaskawie dając im trochę czasu.
Zapadła cisza, przerywana wyłącznie szelestem pojedynczych kartek. Przewodniczący bardzo ostrożnie zwrócił się do Fleur:
- Mistrzyni... Czy zechcesz zabrać głos w tej sprawie? - Nic dziwnego, że za stosowne uznał zapytanie o zdanie osoby, o której już tyle się rzekło.
Powrót do góry Go down
Fleur
Arcymistrzyni
Fleur

Liczba postów : 39
Join date : 18/02/2019

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptySro Maj 01, 2019 9:49 pm

Gdy usłyszała swoje nazwisko, powoli podniosła wzrok znad papierków, z cichą satysfakcją dostrzegając iż jedna z osób jednak zmieniła zdanie. Wystarczyło tylko dobrać kilka odpowiednich słów i już ludzie ulegali. Zabawne jak łatwo było niektórymi manipulować. Nawet Artura poniosły emocje z czego byłą dumna, nie zamierzała jednak się z nikim przekrzykiwać, dlatego poczekała w spokoju aż sytuacja się uspokoi na tyle, by mogła spokojnie dojść do słowa.
- Skoro zostało już postanowione, mam nadzieje że będziecie świadomi iż odpowiedzialność za jego czyny spada na was. Ponieważ nie, nie jest on niczym różnym od wiedźm. Tak samo jak one, jest bombą, która nie wiadomo kiedy wybuchnie. - Równie dobrze mogliby wypuszczać wszystkie wiedźmy na wolność zaraz po tym, jak stworzy coś co pozwoli pieczętować ich moce. Nie znaczyło to iż były niegroźne. Sama ich obecność wciąż mogła powodować powstawanie koszmarów. Nie oczekiwała jednak iż ktoś to zrozumie. Dla nich liczyły się tylko pieniądze.
- Poza tym Arturze, nie musisz krzyczeć. Jestem pewna że nie jesteśmy dziećmi i każde z nas przeszło trening pozwalający nam uniknąć tak mizernych prób zastraszenia. Miałam Cię za człowieka kultury, mógłbyś więc się takową wykazać jeśli chcesz ze mną rozmawiać. Ale niech będzie, wytłumaczę Ci.
Rozumiem że moi rodzice to mordercy. Twoi też? Albo żniwiarzy? W końcu dali oni życie czemuś co zabija. Oczywiście że nie są, czemu więc ja miałabym być mordercą, tylko dlatego że ktoś wykorzystuje moje produkty do zabijania? Można mnie poprosić o dowolny typ ekwipunku, a to że ludzie pragną ekwipunek do zabijania ma mnie czynić współwinną? Czy kowale też są według Ciebie mordercami?
- Mruknęła z nutką zainteresowania, opierając się delikatnie o blat stołu i wpatrując w mężczyznę. Ciekawe co odpowie? O ile odpowie. Prawdę mówiąc, nie przepadała za zabijaniem. Była świadoma że czasami inaczej się nie da, jednak wolała tego unikać, jak na razie skutecznie, chociaż sądząc po złości jej rozmówcy, ten nie miał tyle szczęścia. A może kryło się za tym coś głębszego czego wstydził się przyznać? Oj Arturze, Arturze. Trzeba mu się przyjrzeć jednak teraz... skupiła się na pozostałych sprawach poruszanych przez prowadzącego. Już mniej błahych. Nie żeby wyjazd kata znaczył dla niej zbyt wiele, po prostu wyrażała swoją opinie. Zwłaszcza że była to sytuacja która wyraźne poruszenie, chociaż nie tak duże jak to, które powoli nadciągało wraz z zbliżającym się planem Chris.
Oczywiście jak zwykle krótka sprzeczka z Arturem była konieczna.
- Małżeńskie sprzeczki potem - Mruknęła cicho, jednak na tyle głośno by mogli ją dostrzec wszyscy tu zebrani. Chciała dowiedzieć się o co chodzi już od początku spotkania, dlatego miała nadzieje że Chris ruszy tyłek i wytłumaczy swój pomysł, zamiast się kłócić z tym idiotą, a była pewna że w ten sposób na dobre uciszy ich spór do końca zebrania. Zwłaszcza że w tej sytuacji próba tłumaczenia się przyniosła by jedynie odwrotny efekt.

Nie spodziewała się jednak iż tematem który chciała poruszyć było stanowisko arcymistrzyni. Uniosła delikatnie brwi, w geście zdziwienia, tym śmiałym posunięciem, by następnie zerknąć na pozostałych zebranych. Jedynie na Albercie i Phileasie zawiesiła wzrok na nieco dłużej, ciekawa ich reakcji. A więc to dlatego ciemnowłosej tak bardzo zależało na głosie Fleur. Początkowo nie miała pojęcia kogo zamierza wytypować mistrzyni grabarzy, mimo to liczyła że dwójka mężczyzn podąży za nią, jeśli faktycznie postanowi poprzeć Chris. Nie spodziewała się jednak iż chodziło o nią samą.
Odruchowo odwróciła wzrok w kierunku przemawiającej kobiety, z dziwnym, mieszanym wyrazem twarzy. Początkowo było na nim widać nutkę rozbawienia, może niedowierzania? które jednak szybko przeszły w delikatną irytację by zniknąć za maską spokoju i opanowania, póki ludzie wciąż wszczynali chaos i nikt nie zwrócił na nią większej uwagi.
Z początku myślała iż to żart, jednak Chris nie należała do ludzi którzy robiliby sobie żarty z takich spraw, więc gdy dotarło do niej w jak upierdliwej sytuacji się znalazła, nie umiała powstrzymać nutki poirytowania. Nie lubiła być w centrum uwagi, zwłaszcza takiej, zwłaszcza gdy Chris przeszła dalej do realizacji swojego pomysłu i zaczęła opisywać ją w samych superlatywach. Nie spodziewała się, że Chris zdobędzie fakty z tego krótkiego okresu kiedy była poza inkwizycją jednak musiała przyznać, ledwie powstrzymała się od śmiechu na wspomnienie o tamtej niedorajdzie za którą miała wyjść. Ciekawe czy Christine znała prawdę o tym jak to naprawdę było? Wątpiła by jej były narzeczony komukolwiek o tym powiedział. Byłaby to dla niego zbyt duża hańba, jednak reszta informacji... najwidoczniej Christine planowała to już od dłuższego czasu, skoro wiedziała nawet o jej pochodzeniu.

Powoli wstała z krzesła gdy prowadzący zapytał ją o jej głos. No cóż, poważna sprawa to ten jeden raz nie zaszkodzi!
- Nie spodziewałam się być jednym z tematów dzisiejszych obrad, tak samo jak nie spodziewałam się że usłyszę jeszcze kiedyś o byciu młodą. Dziękuje. - Tutaj skinęła głową w stronę osoby która jej to wytknęła jeszcze nie tak dawno. Nie miała nic przeciwko temu, mogłaby słyszeć to częściej.
- Mistrzyni Darleston, nie wiem skąd zdobyłaś tak szczegółowe informacje, na temat mojego życia prywatnego jak i odnośnie mojego majątku. Szkoda że z takim samym zapałem nie trwają poszukiwania królowej wiedźm - Mruknęła z delikatną, zadziorną nutka, wlepiając spojrzenie swoich dwubarwnych oczu w kobietę. Nie miała nic do ukrycia, jeśli chciała wiedzieć, mogła spytać zamiast ją stalkować.
- Jeśli jednak chodzi o sam pomysł. Brak Arcymistrzyni faktycznie ostatnimi czasy stał się problemem. Wiedźmy się panoszą a w naszych szeregach brak spójności i współpracy, co zresztą idealnie widać chociażby tutaj, na spotkaniu rady. Dwójka mistrzów nieobecna a obrady jak zwykle przeciągają się z powodu nic nie wnoszących kłótni. Inkwizycja potrzebuje kogoś kto będzie mógł ją reprezentować ale jednocześnie kogoś kto będzie w stanie opanować i wykorzystać w pełni potencjał jaki ta instytucja posiada, nie patrząc na własne korzyści i wygody. Dlatego rozumiem czemu zostałam zaproponowana i dziękuje za to. Jeśli inkwizycja faktycznie może zyskać dzięki temu, jestem skłonna zostać Arcymistrzynią, jeśli mnie wybierzecie, chociaż jest to zadanie niewątpliwie trudne, dlatego wciąż będę liczyła na waszą pomoc i radę - Nie lubiła takich przemówień. Nie za bardzo nawet wiedziała co powiedzieć dlatego skrywała ulgę, gdy w końcu mogła w spokoju usiąść, zerkając jedynie po otaczających ją ludziach. Ostatnie słowa dodała jedynie ze względu na nich. teraz rada miała najwyższą władzę w inkwizycji. Prawdopodobnie wielu z tutaj zebranych obawiało się utraty władzy po mianowaniu arcymistrzyni a w ten sposób? Miała nadzieje że uda jej się ich zmylić.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t606-fleur#9011
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptySro Maj 01, 2019 11:37 pm

Odpowiedzialność. Nikt z tu zgromadzonych nie będzie poczuwał się do odpowiedzialności, nawet jeśli kat wyrżnie pół Ameryki. Konsekwencje spadną na jednego, zawartego w umowie człowieka, Setha Finleya. Który zostanie postawiony przed sprawą dokonaną, nic nie mogąc na nią poradzić.
Przedstawienie trwało. Arthur nie zamierzał się poddawać:
- Nie zmienię zdania, mistrzyni. Nikt tu nie jest bez winy. Wszyscy tu decydujemy o losach mniejszych. Do kiedy prowadzimy wojnę, inaczej tego nie nazwę - zarzekł się, ostatecznie pokorniejąc i spokojnie rozsiadając się na swoim siedlisku.
Oczywiście, Fleur musiała podzielić się najmniej stosownym komentarzem w najmniej odpowiedniej ku temu chwili. Arthur udał, że niczego nie słyszy, lecz Christine rzuciła kobiecie piorunujące spojrzenie, zapisując obelgę w odmętach własnego umysłu. Nie dała się jednak sprowokować, miała swoją misję, która wymagała od niej pełnego skupienia.
Po przedstawieniu zebranych faktów (mniej lub bardziej naciąganych), Christine oparła dłonie na blacie stołu, gotowa sprostować każdy zarzut Fleur, która zdecydowałaby się wahać.
- Droga mistrzyni Neseti, mam swoje sposoby. Gdyby poszukiwanie Królowej Wiedźm było tak proste, jak pociągnięcie kilku sznurków, z pewnością cieszylibyśmy się zwycięstwem dobre lata temu - odparła również niezbyt poważnym tonem, choć w jej głosie dźwięczała lekka irytacja. Cóż, Chris zasłużyła sobie na tę złośliwość, lecz miała nadzieję, że Fleur uderzy po obradach.
Była ukontentowana przemówieniem kobiety. Tak samo jak większość rady. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku...
- Nie mam nic do dodania - rzuciła po wypowiedzi Fleur, kiwając głowa w stronę przewodniczącego.
- Och. Tak. W takim razie... - Mężczyzna wyglądał na zagubionego, nie spodziewając się poruszenia tylu istotnych tematów jednego dnia. - Czy zgodzimy się wstępnie sprawdzić, kto jest za? - zapytał cicho.
Głosowali ostrożnie. Nikt nie chciał pozostać sam w swojej decyzji. Jednak gdy w górę uniosły się pierwsze dłonie, poszło gładko. Spora większość rady poparła kandydaturę Fleur. Albert. Phileas. Nawet Arthur, który był gotów przełknąć swoja dumę i zapomnieć o uprzednich przytykach. Fleur była postacią, która mogła ich wszystkich zjednoczyć. Nie budziła konfliktów jak Christine, miała w sobie sporo charyzmy i gdyby tylko potrafiła czasami ugryźć się w język przed wypowiedzeniem niektórych słów...
Mistrzyni Darleston z dumą i ciężko bijącym sercem obserwowała przebieg decyzji, oddając honory przewodniczącemu w liczeniu głosów.
- Czternaście głosów za. Zero przeciw. Sześć głosów neutralnych - podsumował, a Christine miała najszczerszą ochotę zawyć z uciechy, jakby to ona sama zasiadła już na stołku arcymistrzyni. - Miejmy jednak świadomość, że jest to decyzja, która nie może zostać uchwalona z dnia na dzień. Dotyczy ona poważnej roli w organizacji i wymaga niewątpliwego przygotowania... - uprzedził wszystkich przewodniczący.
Chris uśmiechnęła się, powstrzymując machnięcie dłonią. Formalności. Najgorsze mamy za sobą. Przeszkolą ją, dadzą okres próbny, a z czasem ogłoszą światu, kto teraz sprawuje tu władzę... Panowie i panie, następuje nowa era w Inkwizycji. Szykujcie się na zmiany. Była pewna, że nic nie może zepsuć jej nastroju. W duchu już otwierała szampana, upijając się do nieprzytomności z nową arcymistrzynią.
- Tak... Dziękujemy, mistrzyni Darleston za tę propozycję. Mam nadzieję, że już wkrótce wspólnie będziemy mogli świętować awans mistrzyni Neseti. Tymczasem... Myślę, że wystarczy nam wrażeń na dziś. Czy możemy uznać obrady na zakończone? - zapytał, rozglądając się po zgromadzonych.
Christine w pełnym zadowoleniu zasiadła na swoje miejsca z uczuciem spełnionego obowiązku. Nie spodziewała się nadciągającej burzy.
- Proszę o wybaczenie, jednak jestem zmuszony przetrzymać szanowną radę chwilę dłużej. Nie zamierzałem poruszać tego tematu dziś, ale zważywszy na okoliczności... - zerknął przelotem na Fleur. - Nie pozwolę na zmydlenie radzie oczu, mistrzyni Darleston - zwrócił się nagle do zaskoczonej Christine. - Mistrzyni... Znasz się z mistrzynią Neseti od lat. Liczysz na to, że będziesz miała przyszłą arcymistrzynię po swojej stronie. Zapewne już zawarłaś wiele paktów płynących na twoją korzyść. Pozwolę sobie stwierdzić, że znam cię wystarczająco. Nie, nie możesz obsadzić swoimi kompanami większości istotnych Inkiwzycji stanowisk... Masz władzę w grabarskim dziale. Co jest, moim zdaniem, i tak o wiele za dużo jak na postać, która nigdy nie powinna nas reprezentować - oznajmił twardo.
Chrisitne poczuła, jakby ktoś uderzył ją w twarz. Powiedział to. Powiedział to na głos. Wcześniej krył się za fałszywymi uprzejmościami, rezygnując z grania w otwarte karty. Tym razem jednak rzucił prosto z mostu, co o niej sądzi, rezygnując nawet z form grzecznościowych.
- Nie rozśmieszaj mnie. Czy możemy już zakończyć obrady? - zerknęła na przewodniczącego, jednak jej wypowiedź wyraźnie straciła na mocy.
Żart. To musiał być żart. Zbladła, a nim przewodniczący rady zdążył odpowiedzieć, z końca sali rozległ się kolejny głos jednej ze starszych kobiet:
- Muszę zgodzić się z Arthurem. Sprawujesz władzę w grabarskim dziale nienagannie, mistrzyni. Jednak sposób bycia mistrzyni i tego, co sobą mistrzyni reprezentuje.... - urwała, choć każdy już doskonale wiedział, co kobieta ma na myśli. - Budzisz w nas chaos, tworzysz wśród nas konflikty, mistrzyni. Emocje, o jakie nigdy byśmy się nie podejrzewali. To poważny problem. Problem, który trzeba czym prędzej rozwiązać - poinformowała ją, wyprostowana, pewna swoich słów. Jasnym było, że chciała wypowiedzieć te słowa już wieki temu.
Przewodniczący pozwolił im mówić, niepewny jeszcze, do czego zmierzają. Arthur kontynuował:
- Osoba, która reprezentuje sobą tak niski poziom, nie powinna reprezentować nas. Mistrzyni Darleston, proponuję ci spróbować rozwiązać własne, prywatne problemy, a dopiero później przystępować do tych na większą skalę - mówił, w końcu wstając z miejsca i przechodząc do konkretów. Tego, po co podjął temat. - Jesteś wartościową podporą dla Inkwizycji, mistrzyni. Jednak... Nie możesz obejmować przedstawicielskiej roli mistrzyni grabarzy. Twoja osoba naraża nas na śmieszność. Chodzi to za mną od dawna. I jestem pewny, że nie tylko za mną... - spojrzał po swoich towarzyszach. - Plotki wyłącznie rosną. Nikt nie będzie traktował nas poważnie, jeśli swoim usposobieniem będziemy przypominać Cyrkowców. Wiem, nie powinienem tego mówić. Nie powinno mnie interesować, kim jesteś po godzinach i z kim zadajesz się po spełnieniu swoich obowiązków. A jednak... Żałuję, ale ma to znaczenie dla otaczającego nas świata - ściszył głos, w rzeczywistości okazując skruchę.
W łagodnych słowach ubierał cała osobistość Christine. Nawiązywał do jej braku wstydu, poszanowania zasad, ale przede wszystkim... Wszedł w jej prywatą strefę. Jej upodobania. Wkroczył tam, gdzie nikt nie powinien mieć dostępu. Fakt, z jakim nigdy się nie kryła. Akurat teraz.
- To prawda, mistrzyni. Nie możemy dłużej udawać ślepych ani głuchych. Dochodzą nas coraz to nowe głosy. Nie masz żadnych hamulców. Nawet w miejscach publicznych. To zachowanie godne potępienia... - odezwała się inna z kobiet, ściągając usta w geście oburzenia.
Publicznie? Przed oczyma stanęła jej sytuacja sprzed pewnego czasu. Krótki, nic nieznaczący pocałunek w karczmie. Pocałunek przesączony alkoholem, wtedy jeszcze wbrew woli Chris. „Opinia znaczy więcej niż myślisz”, powiedziała wtedy Erin, sama jeszcze nie znając znaczenia tych tego zdania.
Nie była w stanie wykrztusić z siebie słowa. Ona, wyszczekana, wiecznie mająca coś do powiedzenia. Łzy stanęły jej w oczach. Nie. Nie mogła pozwolić sobie na słabość przy nich wszystkich...
Wtedy... Po wszystkim powiedziała jej, że zasługuje na pocałunek w lepszych warunkach. Jak bardzo była nieświadoma! Skręciło ją w środku. Na szali leżała jej godność, ambicja i część duszy. A ona mogła się wyłącznie przyglądać, jak inni decydują za nią.
- Owszem. Dlatego zmuszony jestem zażądać degradacji mistrzyni Darleston oraz ograniczenia zakresu jej obowiązków. Od czasu aż znajdziemy godnego następcę. - Arthur dokończył to, do czego zmierzał. Nie musiał dodawać nic więcej. Wszyscy doskonale wiedzieli, że nie kłamał w kwestii mistrzyni.
- Dobrze... Widzę, że wasza propozycja ma swoje podstawy. Przeprowadźmy więc, ostatnie już, głosowanie podczas tego zebrania... Czy są na sali osoby, które popierają propozycję Arthura? - zapytał cicho, z żalem spoglądając na Christine.
W górę uniosło się wiele rąk. Nie potrafiła ich zliczyć, była za bardzo roztrzęsiona. Widziała wahanie Alberta. Wiedziała, że go zawiodła. Phileas rozglądał się po sali, lecz zachował dłoń przy sobie. Fleur... Cholera, jakie to miało znaczenie? Zbyt wiele głosów....
- Kto jest temu przeciwny? - Mężczyzna zapytał głucho.
Niemal nikt nie podniósł ręki. Ani Albert, ani Phileas. Nim spuściła wzrok, zerknęła na Fleur, kręcąc lekko głową, by nie narażała swojej świeżo objętej posady na przegraną już sprawę. Blada jak ściana słuchała swojego wyroku:
- Dziewięć głosów za. Trzy przeciw. Reszta zachowuje neutralność - wypowiedział bez emocji.
Christine Darleston była skończona.
- Przykro mi, mistrzyni - odezwał się Arthur, lecz nie potrafiła pojąć już dopływających jej słów. Mężczyzna wykazywał szczerą skruchę. Po raz ostatni nazywając ją „mistrzynią”. - Nie obawiaj się. Nikt nie pozwoli na publiczne upokorzenie twojej osoby. Gdy przyjdzie czas, wykreujemy historię oddającą ci honory. Lepszy powód odejścia, nie narażając cię na cudze kpiny. Do czasu aż padnie kandydatura na przyszłego mistrza grabarzów, proponuję, by twoje odejście było tajemnicą znaną jedynie wśród członków rady i mistrzów. Pragnę, by do samego końca poważnie traktowano twoje rozkazy - wypowiedział, a zewsząd rozległy się głosy poparcia.
Nie odpowiedziała mu. Słowa uwięzły jej w gardle. Patrzyła w stół, jak skarcona uczennica. Wciąż nie docierało do niej, co właśnie się wydarzyło.
- Tak... - Prowadzący próbował przerwać martwą ciszę, jaka nagle zapadła. - Zakończmy spotkanie na dziś, nim padną kolejne decyzje, wywracające do góry nogami Inkwizycję. Tak. Właśnie tak. Oficjalnie zamykam jedenaste w tym roku posiedzenie rady. Dziękuję wszystkim za przybycie - rzekł, starając się zachować oficjalny ton.
Tyle. Ludzie bez słowa zaczęli opuszczać pomieszczenie. Jedynie Christine nie ruszyła się ze swojego miejsca, siedząc w tej samej, niezmienionej pozycji. Niektórzy unikali jej widoku. Inni zerkali z ciekawością, ostatecznie oddając się z miejsca czym prędzej. Przewodniczący rady zbliżył się do kobiety, lekko ujmując jej ramię. Szepnął kilka słów wprost do jej ucha, by po wszystkim westchnąć i jak reszta udać się do wyjścia.
Powrót do góry Go down
Fleur
Arcymistrzyni
Fleur

Liczba postów : 39
Join date : 18/02/2019

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptyPią Maj 03, 2019 2:53 pm

Pociągnięcie kilku sznurków. Wątpiła by to wystarczyło. Chyba nikt w inkwizycji nie wiedział o jej przeszłości tych smaczków, a teraz wiedzieli o nich ludzie, którym nie do końca ufała.  Mimo to nie zamierzała się teraz o to kłócić, co się stało, to się stało, mogła jedynie w ciszy obserwować przebieg głosowania. Nie ważne jaki byłby wynik, zarówno porażka jak i wygrana były dla niej bez znaczenia. Nie zależało jej na zostaniu Arcymistrzynią jakoś szczególnie, dlatego próżno było po niej szukać niepewności czy spięcia, które natomiast dostrzegła u Christine.
Na szczęście jednak dla mistrzyni grabarzy, wynik był dość jednostronny. Ciekawe czy Artur zagłosował na nią dlatego że wcześniej go przygasiła, czy może nie chciał być jedynym odstającym od reszty w obawie przed zemstą? W sumie... nie miało to najmniejszego znaczenia. Ktoś jego pokroju i tak nie był godzien by marnowała na niego czas. Zamiast tego jedynie skinęła głową w stronę przewodniczącego na jego wspomnienie o przygotowaniach. Później do niego zajrzy w tej sprawie.
Gdy zebranie się zakończyło, powoli podniosła się z krzesła, tylko po to by zostać zatrzymaną przez kolejne bezsensowne wtrącenie upierdliwego mężczyzny. Z teczką w dłoni wsłuchiwała się w jego słowa, z nutką nieskrywanego zaskoczenia. Nie lubiła pokazywać po sobie emocji, jednak nie spodziewała się tak otwartego ataku. Rzadko kiedy ludzie odważali się tutaj mówić śmiałe rzeczy, chyba właśnie za to Christine często ją karciła, jednak nie zamierzała się wtrącać, zamiast tego usiadła na krawędzi stołu, obserwując całą tą sytuację z nutką czystego zaciekawienia. Jeśli stanęłaby teraz po jej stronie, tylko potwierdziłaby słowa Artura co mogłoby pogorszyć jej sytuacje. Reakcja Chris była do przewidzenia, po ich zatrzymywał skoro chciał się po prostu pokłócić? Dopiero słowa kolejnej kobiety sprawiły że Fleur niemalże ogłupiała.
Tworzy konflikty? Owszem, jej spory z Arturem bywały dość częste jednak prócz tego, często to ona pchała ważne sprawy do przodu, niczym siła napędowa bez której rada stała by w miejscu. Już nie mówiąc o tym że równie często jak kłóciła się z Arturem, brała też udział w przygaszaniu innych konfliktów. Czemu więc to ona została uznana za winna a nie mężczyzna?
Mruknęła cicho, przenosząc spojrzenie swych dwubarwnych oczu na prowodyra tego całego zamieszania. Wątpiła by ta cała akcja była niezaplanowanym spontanem. Nie odważyłby się tak wystąpić, gdyby nie miał pewności że przynajmniej część stanie po jego stronie.
Nie mogła zaprzeczyć że częściowo ma racje jednak Chris nie była jedyną która tak robiła. Fleur była nawet skłonna powiedzieć iż czyny mistrzyni grabarzy są znacznie bardziej błahe niż niektórych innych zebranych tu, a nawet tych nieobecnych, dlatego początkowo gdy usłyszała o propozycji zdegradowania Chris, z jej ust wydobyło Cię ciche prychnięcie.
- Opinia nie była przeszkodą przy uwolnieniu gwałciciela - mruknęła cicho powracając do wcześniejszego tematu Larsena. Nagle wszyscy zrobili się bardzo moralni... kto by się spodziewał?
Nie mogła jednak powstrzymać głosowania, dlatego jedynie obserwowała jak ręce powoli się podnoszą. Mimo iż widziała znak Christine, zignorowała go, zastanawiając się, czy jej głos sprzeciwu byłby w stanie przekonać pozostałych i czy wciąż mieli jakakolwiek szanse wygrać. Dwa głosy mogła mieć pewniakiem, jednak wciąż wyszło by 6 do 9, dlatego jedynie zerknęła w strone Phila i Alberta, wzruszając barkami w geście obojętności, a może zrezygnowania? Mimo iż sprawiała wrażenie iż jest to jej obojętne, była to tylko maska. Nie chciała pokazywać że popsuli jej plany. Czekała jedynie aż prowadzący przedstawi decyzje a gdy wszystko ucichło powoli rozejrzała się dookoła.
- Przy następnym spotkaniu warto będzie omówić sprawy zachowania pozostałych reprezentantów, skoro już się za to zabraliśmy - Skoro już wyciągnęli na wierzch sprawę psucia opinii inkwizycji, nie zamierzała tak o puścić tego w niepamięć, dlatego miała nadzieje że prowadzący przystanie na jej pomysł. Nie udzielała się więcej, jedynie siedząc i obserwując jak ludzie tłoczą się w przejściu. Nie zamierzała się przeciskać zresztą, chciała zagadać do Chris na osobności, dlatego gdy wszyscy opuścili pomieszczenie, powoli wstała z stołu, podchodząc do kobiety i delikatnie ją przytulając do siebie niczym małe dziecko.
- W biurze mam ukryty pierścień który powoduje biegunkę, możesz go użyć na Arturze - Mruknęła cicho, powoli ją puszczając i przyglądając się jej.
- Poza tym nie przejmuj się, nadal przecież będziesz mogła robić to samo i uczestniczyć w spotkaniach rady, po prostu nie będziesz musiała się męczyć z publicznymi urzędasami. Chyba że chcesz odejść z inkwizycji i zostać moją gosposią? Będziesz miała większą władzę niż rada. I darmowe dobre wina, wiem że lubisz - Mruknęła żartobliwie, chociaż wprawdzie była ciekawa co teraz planuje Christine? W końcu od dawna poświęcała się inkwizycji i ranga wiele dla niej znaczyła. Jej utrata zabolała ja pewnie tak samo jak Fleur zabolałoby gdyby ktoś zniszczył wszystkie wieloletnie dane jej badań. Ciężko byłoby się po tym pozbierać.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t606-fleur#9011
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad EmptySob Maj 18, 2019 3:48 pm

Ostatnie z osób opuściły pomieszczenie, zostawiając je same. Zza uchylonych drzwi dochodziły je przytłumione głosy ożywionych rozmów. Wciąż nie potrafiła uwierzyć w to, co właśnie się wydarzyło. Wszystkie bodźce dochodziły ją z opóźnieniem, nie przebijając się przez jedyną myśl zajmującą umysł kobiety.
Była w szoku tak wielkim, aż nie potrafiła się smucić, choć uświadamiała sobie fakt, że pozbawiono ją wszystkiego, czego pragnęła. Władzy. Ambicji. Celu, jedynego w życiu celu.
Robiła takie rzeczy... Spiskowała, usiłowała pozbawić życia niejednego inkwizytora, który szkodził jej planom... Knuła, manipulowała, kłamała na każdym kroku, a oni... degradują ją przez to, że nie podobali jej się mężczyźni? Pokręciła głową, a słowa pocieszenia Fleur dochodziły do niej jakby przez mgłę.
To nie mógł być koniec. Trafiła na złe okoliczności. Zły dzień. Zły dobór rady. Nie to nie mogło się wydarzyć naprawdę.
Powoli wstała ze swojego miejsca, ignorując drżenie własnych nóg. Nie spojrzała na towarzyszącą kobiecie białowłosą. Tylko domyślała się, dlaczego jeszcze znajduje się u jej boku. Słowa wpadały jednym uchem Christine, a wypadały drugim, nie spędzając w jej głowie ani chwili.
Odsunęła się, ruszając w stronę drzwi.
- Gratuluję, Fleur -wyrzekła słabo, nawet na nią nie zerkając.
Niestabilnym krokiem podążyła do swojego gabinetu, chcąc się w nim znaleźć możliwe prędko.
/zt x2
Powrót do góry Go down
Sponsored content




Sala obrad Empty
PisanieTemat: Re: Sala obrad   Sala obrad Empty

Powrót do góry Go down
 
Sala obrad
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Sala treningowa
» Sala z kominkiem
» Sala treningowa
» Sala balowa
» Sala audiencyjna

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Wishtown :: Wishtown :: Siedziba Inkwizycji-
Skocz do: