|
|
| Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Shilvia Cavendish Hodowca
Liczba postów : 141 Join date : 04/02/2016
| Temat: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Sro Gru 04, 2019 9:05 pm | |
| Akcja dzieje się w maju, w rezydencji Cavendisha.
______________________
- PANIE CAVENDISH!!! - dobijała się do jego pieczary już od paru minut. Dobra, może przyszła dziś wcześniej niż zwykle, nawet bardziej niż było to przyzwoite, ale nie mogła się powstrzymać! Miała dobry humor, a tylko w niedziele mogła robić cokolwiek innego, niż siedzenie w pracowni, albo nudzenie się u pani Monaghan. Zegarmistrz miał to nieszczęście, że był on jedyną osobą, z którą chciała ten czas spędzać. Z resztą… sam się do tego zobowiązał! - UGH! - dość już obijania tej kołatki, ręka ją już boli. Nie to nie! Trzeba znaleźć jakiś inny sposób na dostanie się do środka. Rozejrzała się. Co robić, co robić? Piwnica i tylne wejścia zawsze są zamknięte. Może przez okno? Rozmawiała o tym kiedyś z nim, że zaduch w środku jest nieznośny i że powinien częściej wietrzyć w środku. Jeśli wziął sobie to do serca to była uratowana. Nie myśląc już ani chwili dłużej ruszyła na obchód. Okrążyła rezydencję jeden raz… i drugi… i trzeci, co jest?! Ściana za ścianą, okno za oknem, wszystko zamknięte na cztery spusty. Mimo to wytrwale (ale kompletnie bez sensu) sprawdzała każde, czy nie jest chociażby trochę poluzowane. W końcu zatrzymała się po drugiej części rezydencji, przy obskurnym ogrodzie. Na całe szczęście o tej porze roku było już ciepło bo inaczej by się zaziębiła. Naprawdę robiła się zdesperowana. Czemu on jeszcze nie wyszedł? Może coś mu się stało?! Musiała jak najszybciej dostać się do środka Dookoła leżało trochę kamieni. Po chwili namysłu stwierdziła, że nie warto ryzykować trzech tuzinów uderzeń pałką po tyłku za zbicie szyby, a pomysł z wygryzieniem zamków nawet dla niej był zbyt durny. Znowu była w kropce. Nagle spojrzała w górę. Był to balkon - ten sam, na którego wejście było w sypialni pana Cavendisha. Zaraz, zaraz… NO PRZECIEŻ! Tylko jak się tam wdrapać? Aż tak wysoko nie potrafiła skakać. Chwila, przecież obok przebiegała rynna! Shilvio, twój geniusz dziś nie znał granic. Bez zwłoki ruszyła przed siebie, wdrapując się na parapet pobliskiego okna. Przełknęła ślinę. Wiedziała, że tylko kwestią czasu było zanim ten dom spróchnieje do końca i się rozleci, ale zdecydowała się iść dalej. Wejście po rynnie okazało być jednak o wiele trudniejsze niż jej się wydawało, ledwo co poruszała się do góry, a blaszana konstrukcja wydawała takie dźwięki, jakby miała się zaraz zawalić pod jej ciężarem. Nie mogła się bać, była już za daleko - na wysokości balkonu. Teraz, albo nigdy! Wyciągnęła jedną rękę i złapała za belkę. Łatwiejsze już za nią, teraz jeszcze druga, przełknęła ślinę i… Już! HA! Udało się! Była już praktycznie na miejscu, teraz wystarczyło się tylko wciągnąć i po kłopocie. No już Shilvia, podciągaj się! - ... - Ale dziewczyna dalej jak wisiała tak wisi, zapewne z boku wyglądała komicznie. Znowu spróbowała, i znowu, ale ani drgnęła. Chyba naprawdę myślała, że na tych jej patykach da radę się wciągnąć do góry. Spojrzała w dół. Wysoko. Dopiero teraz obleciał ją konkretny strach, tym bardziej, że już ledwo się utrzymywała. - AAAAA! - krzyknęła bezradnie. - POMOOOCY! PANIE CAVENDISH! KTOKOLWIEK!!! - wyła, mając płacz na końcu nosa. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Sro Gru 11, 2019 7:18 pm | |
| Z każdym zgięciem materiału przed nim, miał wrażenie, że serce kruszeje mu na kolejne kawałki. Siedział na podłodze w ciemnym zaciszu garderoby, z każdej strony otoczony nierówno złożonymi wieżami ubrań i tabunami wzbitego w powietrze kurzu. Jedynie łuna światła z przedpokoju przebijała się zza uchylonych drzwi na niezbędne mu w tej chwili dziecięce odzienie. To, co zdołało uchować się na półkach garderoby przed pożarciem moli lub wyprowadzką Shilvii, teraz spoczywało w rękach Lynna, który z uczuciem niegodnym przedmiotu, składał ubrania w kostki, by przenieść je do leżącej obok, pokaźnych rozmiarów walizy. Był pochłonięty zadaniem na tyle silnie, że nawet jeśli jakiekolwiek dźwięki z bram domostwa naruszyły tutejszą ciszę, nie zwróciłby na nie uwagi. Oddał się zajęciu w zupełności, pozwalając wspomnieniom zawładnąć sobą. *** Rękawy do wewnątrz, długość koszuli wpół. Czyli minęło już tyle czasu... — podsumował swój wewnętrzny wywód, nawet na moment nie przerywając czynności. Kolejny strój wylądował w walizce, wypełniając ją po brzegi. Zatrzasnął jej klapę, zasuwając zamek. Gotowe. Teraz wystarczy powiedzieć Shilvii... — westchnął w duchu, uprzątając resztę rzeczy i wstając z podłogi. Wiedział, że się do niej przywiąże. Wiedział to od pierwszego dnia. Nie dał jej możliwości wyboru i tłumił w sobie głęboko myśl, że zrobił to wyłącznie dla siebie, usiłując ulżyć w samotności. Udało mu się. Lecz decyzja, jaką podejmował teraz, po raz pierwszy była daleka od egoistycznych pobudek, jakimi zwykł się kierować. *** Dopiero w okolicach sypialni doszły go wrzaski, bynajmniej nie zwiastujące nic dobrego. Rozejrzał się wkoło, usiłując zlokalizować źródło dźwięku. Rzucił trzymaną w rękach walizkę, w pośpiechu się rozglądając. Wybiegł na balkon, rzucając się do barierki, by obdarzyć spojrzeniem ogród, z którego najwyraźniej dochodził ów dźwięk... Żyłby w tym przekonaniu może sekundę dłużej, gdyby tylko jego uwagi nie przyciągnął mały, czarny kształt, najwyraźniej wdrapujący się do wnętrza balkonu. Lynn wrzasnął w głos, cofając się o krok. Gdy pierwsze objawy szoku minęły i zdołał pojąć, że to tylko kolejny z genialnych inaczej pomysłów Shilvii, jego pierwszym odruchem było wyciągnięcie ku niej dłoni. Chwila. Co za idiotyzm, jak mógł się nie nauczyć jeszcze przez ten cały czas?! — Wytrzymaj jeszcze trochę — rzucił jej w biegu, nagle znikając we wnętrzu swojego mieszkania. Czyżby wierzył w zdolności i silne ręce dziewczyny? Może, ale nim Shilvia zdążyła się nad tym zastanowić, Lynn powrócił, tym razem wyposażony w swoją największą broń - śrubokręt drewnianą laskę. Wychylił ją przez barierkę, polecając dziewczynie się uchwycić. Uczynił to we względnym spokoju, nawet oszczędzając jej codziennej porcji wyzwisk i wyrzutów, jak „wielkim” intelektem się wykazała, decydując się na tak niestandardowe wejście. Jeśli się uchwyciła, pomógł Shilvii w stanięciu na stabilnym gruncie, gryząc się w język, by chociaż dziś nie zacząć dnia od awantury. Jednocześnie wiedział, że ta jest nieunikniona... — Wcześnie jak na ciebie — skomentował jedynie na powitanie, uśmiechając się niezręcznie. |
| | | Shilvia Cavendish Hodowca
Liczba postów : 141 Join date : 04/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Czw Gru 26, 2019 11:49 pm | |
| -NIE WYTRZYMAM, AAAAAA!!! - wtórowała mu. Wiedziała, tak, wiedziała że skorzysta z najbliższej okazji, by się jej pozbyć. Ta była wręcz idealna, prawda? Nie musiałby się nawet nikomu tłumaczyć - po prostu wypadek. O Fortuno! Tyle razy pozwoliłaś się jej otrzećo śmierć, ale czy to właśnie w taki okrutny sposób przyszło jej zginąć? Przecież nie zdążyła nawet spisać testamentu! Miała nadzieję, że pan Cavendish domyśli się, że jej grzebień, kolekcję guzików i kamieni, oraz na wpół naprawionych… O, a jednak wrócił. Ach, wszystko działo się tak szybko. Nie myślała już więcej, tylko mocno, zupełnie jak małpka z cyrku uchwyciła się laski. Przekraczając próg balkonu spojrzała mu w oczy. Ach, wszystko jasne. Skoro nie pozwolił jej spaść to teraz na pewno spierze ją laską na kwaśne jabłko. Oddychała szybciej. Dziewczyna kompletnie straciła rezon (o ile kiedykolwiek w ogóle go miała) i poddała się swoim instynktom przterwania. Przyjęła postawę obronną: zrobiła parę kroków w tył, skuliła się i zasłoniła twarz, wołając. - Przepraszam, przepraszam! Niech mnie pan nie bije! - zawołała żałośnie. Chwilę zajęło jej przyjęcie do wiadomości tego, że tym razem tego nie zrobi. Rozdziawiła lekko palce, by móc na niego spojrzeć, po czym wyprostowała się i całkowicie zdjęła dłonie z twarzy. Coś było nie tak, nie rozumiała czemu. Pan Cavendish, którego znała i (platonicznie (chociaż i tak też nie)) kochała, obrzuciłby ją przynajmniej setką wyzwisk, a tu nic. Czyżby czegoś od niej chciał? Była skołowana. - J-ja umm… ja pukałam, a-a pan nie… - Natychmiast jej twarz oblał czerwony rumieniec. Sama, bez jego obelg zrozumiała, że pomysł z wdrapaniem się przez balkon nie był zbyt… wyszukanym. - Ale coś się mogło panu stać! Mogłam tak pomyśleć, prawda?! Wtedy bym sobie nie wybaczyła gdyby się panu coś… Rozumie pan! - mówiła jednym tchem. - Nie ważne - ciągnęła dalej skrępowana. - A pan niech nie udaje! Obiecał mi pan, że pójdziemy gdzieś na wycieczkę, albo mnie pan gdzieś zabierze w fajne miejsce jak będzie już ciepło! - skrzyżowała ręce. - Albo, w ogóle coś fajnego zrobimy. Ja pamiętałam i wstałam wcześnie, a pan pewnie spał jak zwykle. Niedługo jednak utrzymywała swoją “groźną” postawę. Rozejrzała się dookoła. Rzadko bywała u niego na balkonie. Ach, jak dopiero tutaj można było poczuć tą majowość maju. Nawet ogród z tej perspektywy straszył trochę mniej (ale tylko trochę). Dobra, rozmarzyła się trochę, a nawet złagodniała. Tą piękną chwilę przerwał im (bądź tylko jej) głośny dźwięk jakby warczenia, wydobywającego się z Shilvii. Ach, taka dziś był przejęta, że nie zjadła nic na śniadanie! Wszystko jasne, w przeciwnym razie sama wciągnęłaby się bez pomocy laski na balkon. - Głodna jestem - jęknęła. - Mam nadzieję, że ma pan tu coś do żarcia - sama siebie okłamywała. Mimo to zupełnie nie w jej stylu, może pobudzona tym że dziś jej nie zrugał, sama bez czekania na niego skierowała się do sypialni. Najwyżej jednak ją palnie, a co jej tam! Zwolniła kroku. Walizka. Stanęła w miejscu. Poczuła jakby coś szarpnęło nią w dół. Nagle zrobiło się tu strasznie zimno. - Panie Cavendish, co to jest..? - zapytała tym tonem, który zazwyczaj zwiastował same najgorsze rzeczy. - Jedzie gdzieś pan? - obróciła się do niego. Jej wzrok był zimny i ostry, jakby kompletnie innej osoby niż minutę temu. Niech lepiej dobrze zastanowi się nad tym co odpowie, bo od tego zależał jego cały żywot z nią. Wiedział jak ona nienawidziła, kiedy ją tak zostawiał. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Pią Kwi 10, 2020 10:17 pm | |
| Jęknął w duchu. A więc takim go zapamięta. Jako pastwiącego się nad nią dziada, szukającego pretekstu, by się wyżyć, czyż nie? Miało to swoje niewątpliwe plusy... Może dzięki temu ich rozstanie przebiegnie bez większego żalu? — Och, tak. Byłem zajęty — mruknął nieobecnym tonem, ukradkiem zerkając w stronę drzwi. Chciał jej to wszystko wynagrodzić. Ostatni raz być dla niej tym, kim powinien. Lecz... jak wielką hipokryzją byłoby to z jego strony? Im szybciej to zrobi, tym lepiej. — Rozumiem. — Nie rozumiał wcale. Dla uproszczenia sprawy tak ukrócił jej słowotok, by nie usiłowała dłużej zagłębiać się w nieistotne sprawy. Zdziwił się jednak, gdy przypomniała mu o dawnej obietnicy, w najmniej pożądanym momencie. Choć miał ochotę odłożyć swoją decyzję na chociaż dzień dalej, wiedział, że czas go nagli. Wszystko zostało ustalone, Veilore znała plan. Pozostało mu najważniejsze. Jeden punkt, od którego zależało właściwie wszystko. — Będziemy mieli jeszcze okazję, Shilvio. Teraz musisz mnie posłuchać... — usiłował skupić na sobie jej uwagę, odrzucając tematy podjęcia jakichkolwiek czynności. Gdy jednak sięgnął do ostatecznej decyzji, spostrzegł się, że nie może tego uczynić. Nienawidził zmian. Nie kojarzył ich z niczym pozytywnym w życiu, a teraz miałby dobrowolnie przystać na kolejne wywrócenie swojej codzienności do góry nogami? Miałby pojawić się nazajutrz w zakładzie zegarmistrzowskim, nie zastając jej po skończonych lekcjach? Nie ganić ją za setkę idiotycznych wypowiedzi i błędów? Nie dawać się zaskoczyć setką genialnych inaczej pomysłów na minutę? Wszystkie jej nawyki, które jeszcze wczoraj uznawał za irytujące, teraz zdawały mu się potrzebne do życia równie co oddychanie. — Wiesz... Masz rację. Musimy zacząć dzień od śniadania. Chyba powinienem mieć jeszcze wino i mąkę... — zastanowił się na głos, choć nie miał najmniejszego pomysłu, co może stworzyć z połączenia tychże składników. Z radością przystał na jej pomysł, zamierzając korzystać z ostatnich danych im chwil. Dlatego, jak w wielkim szoku był, gdy Shilvia przyłapała go na gorącym uczynku, odnajdując wielką walizę w przedpokoju, która on w przypływie zdarzeń, zdążył już wyrzucić z głowy. Zamarł, desperacko doszukując się dogodnego kłamstwa, które pozwoli mu zostać przy życiu choć sekundy dłużej. Wyjaśnienia nie przyszły z pomocą. Za późno było na kłamstwa, gdy został przyłapany na gorącym uczynku. On również pozbył się uśmiechu z twarzy, by spokojnym, ale stanowczym tonem oznajmić jej: — Nie. Nigdzie się nie wybieram — odparł zgodnie z prawdą. — Spakowałem cię. Będziemy musieli się rozstać, Shilvio. Opuścisz to miasto razem z moją dobrą przyjaciółką — wyjaśnił jej, jakby mówił o codziennej przechadzce do parku. Wiedział, że nie może w tej chwili ulec dziewczynie, nade wszystko stawiając na swoim. |
| | | Shilvia Cavendish Hodowca
Liczba postów : 141 Join date : 04/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Wto Maj 05, 2020 12:12 am | |
| Zamrugała. W pierwszej chwili nic, ale to nic nie zrozumiała, ani jednego słowa, zupełnie jakby zapomniała ludzkiej mowy. Był to dla niej tylko niby zlepek obcych dźwięków, a jednak wprowadził ją w stan kompletnego osłupienia. Powoli rozkładała każde słowo na czynniki pierwsze. W pokoju zrobiło się się tak cicho, że słychać było, aż karocę przejeżdżającą dwie ulice dalej. Przeszedł ją lodowaty deszcz - nie przesłyszała się, a jednak coś blokowało ją w środku. - Ja… nie rozumiem - wydusiła w końcu. Dawno na pewno nie widział jej tak bladej. Wyglądała, jakby zobaczyła mrocznego żniwiarza we własnej osobie, albo nawet gorzej… - Żartuje pan, prawda!? Żartuje pan… - wybuchła okrutnie desperackim tonem, przyozdabiając się równie bezdusznie desperackim uśmiechem. Nie mogła, a może raczej nie chciała wierzyć. Za wszelką cenę. -Ż-żartuje pan, panie Cavendish?! - powtórzyła po raz kolejny, wyglądając jakby za kolejnym miała się ugiąć pod własnym ciężarem. - Proszę, ja nic nie rozumiem Po raz kolejny między rozbrzmiała ta ponura cisza. Próbowała odgadnąć. Grunt osówał się spod nóg, ostanim razem chyba… chyba przy ich pierwszym spotkaniu tak się czuła. W końcu jednak dojrzała - to jego spojrzenie. Nie musiał już nic mówić. Zmarszczyła brwi, a dłonie powoli zacikała w pięści. Słowami nie dało się opisać tego co teraz zaczynało się w niej kotłować. - A więc to tak, nie żartuje pan - syknęła. Mężczyzna mógł już się spodziewać co zaraz nastąpi, lepiej by spisał już testament. -To ja mam opuścić miasto?! - ledwo przeszło jej to przez gardło. Jej oddech przyspieszył, powoli znowu zaczynała przypominać dzikie zwierze z lasu. - Czyli chce się mnie pan pozbyć, tak? CH-CHCE MNIE PAN WYRZUCIĆ?! Jak… Jak… - za chwile rozpęta się tu piekło. - JAK ŚMIECIA!!! |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Pon Maj 18, 2020 5:54 pm | |
| Choć na co dzień nie wykazywał się przesadną cierpliwością, tym razem pozwolił jej przetrawić wypowiedziane słowa w milczeniu, nie przerywając procesu myślowego, jaki zachodził w głowie Shilvii. Miał wystarczająco wiele czasu, by wiedzieć, że popełnił błąd. Zaczął od zdecydowanie niewłaściwej strony. Czy jakikolwiek dialog powinien zaczynać się od: „nasze drogi muszą się rozejść”? Zdecydowanie nie. Jedynym plusem niefortunnego początku był jednak fakt, że nie było odwrotu — musiał przebrnąć przez walkę, którą sam zainicjował. — Poczekaj. Nim się zdenerwujesz... — urwał, po jej tonie głosu słysząc, że jest już na to za późno. — Pozwól mi wyjaśnić — mimo wszystko próbował. Zbliżył się, pochylając się na tyle, by ich twarze mogły się niemal zrównać. Natychmiast poczuł lekką obawę o swoją jeszcze nie tak paskudną facjatę i ostatnie zdrowe oko, lecz niczego nie dał po sobie poznać. Zachował niespotykany sobie spokój. — Nikt nie chce cię wyrzucać, Shilvio — zaprzeczył powoli i wyraźnie, oczywiście nie sądząc, że tak łatwo mu w to uwierzy. — To konieczne, gdyż... — wziął powietrze w płuca, starając się brzmieć przekonująco. — Prawdopodobnie grozi ci niebezpieczeństwo. Właśnie z tego powodu, twoja noga nie postanie już więcej w moim zakładzie. Uznałem za stosowne... I odpowiedzialne, odsunąć cię od źródła problemu — wraz z każdym swoim słowem wyraźnie tracił na pewności siebie. Zabawne, jak zielone dziewczę wysokie na pięć stóp potrafiło go rozbroić. — Nie na zawsze, jak sądzę. I przysięgam, trafisz w dobre ręce. W tym wieku przyda ci się opieka pod kobiecą dłonią... — tłumaczył, jakby chciał ją przekonać do zakupu wystawionego na targu towaru. — Jeśli usiądziemy i pozwolisz mi to wszystko wyjaśnić... Zacznę od początku — poprosił ostrożnie, wiedząc, że warto było próbować, jeśli istniały choć nikłe szanse na powodzenie. |
| | | Shilvia Cavendish Hodowca
Liczba postów : 141 Join date : 04/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Pią Wrz 24, 2021 6:13 pm | |
| - Bez sensu… - syknęła jak jakieś zwierze, zaciskając przy tym zęby. W końcu nie wytrzymała i zasłoniła sobie uszy, odwracając sie do niego tyłem, warcząc przy tym. Cała ta zabawa w zrobienie z niej normalnej ludzkiej dziewczynki (albo chłopczyka) zdawała sie być zupełnie bezowocna, ciągle wychodził z niej ten dziki zielony stwór z lasu. Im dłużej przebywała wśród normalnych ludzi tym intensywniejsze zdarzały się jej wybuchy złości przy zegarmistrzu, być może zachęcona jego zwiększoną łagodnością, albo jego dziwnymi wyskokami po których zawsze wracał pokrzywdzony. - BEZ SENSU! BEZ SENSU! - zgrzytała zębami zasłaniając uszy. Nagle odwróciła się gwałtownie z powrotem w jego stronę. Kompletnie oniemiała na sekunę, jeśli mężczyzna jeszcze coś widział na to swoje jedno oko, to mógł dojrzeć jak wszystko wewnątrz niej pękało. Po chwili znów na jej twarz wróciła wściekłość. Zacisnęła oczy i chwytając się za głowę zaczęła się ze sobą szamotać w miejscu. W końcu wybuchła, jakby na niego nacierając: - CISZA! NIE CHCĘ!!! - darła się mu w twarz wciąż ciągnąc się za włosy, zupełnie jakby miała cokolwiek do powiedzenia w tej kwestii. - JAKIE NIEBEZPIECZESTWO?! - zawodziła, a w jej głosie było słychać coraz więcej desperacji. - Udało mi się z koszmarem, nie boję się inkwizytora! - gestykulowała żywo rękoma - Jak jakiś przyjdzie do zakładu to się schowam, albo go pogryzę, albo, a-albo potne kolcami!!! - próbowała desperacko go przekonać. - I NIE CHCĘ ŻADNEJ KOBIECEJ RĘKI!- huknęła. - Mieszkam już u pani Monoghan czego pan jeszcze chce?! Zdawać by się mogło, że powoli się uspokajała, był to jednak pozór. Zrobiła dwa kroki w tył i po chwili namysłu powiedziała stanowczo jak nigdy. - Z resztą jest pan głupi, mam jeszcze u pana dług. Nie mogę wyjechać, i koniec! - szybko podbiegła do walizki zaczłęła się rozpakowywać, co znaczyło wyrzucanie wszystkich rzeczy za siebie, pod nogi i na boki.
Ostatnio zmieniony przez Shilvia Cavendish dnia Sob Paź 16, 2021 1:05 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Pią Paź 08, 2021 3:29 pm | |
| Wiedział, że czekający go obowiązek nie będzie należał do prostych. Wbrew krzykom, jakie wkrótce rozbrzmiały w sypialni, wyjątkowo nie zawtórował jej, cierpliwie czekając aż dziewczyna wyrzuci z siebie wszystko, dopiero wtedy podejmując spokojny dialog. — Spłaciłaś swój dług. Jesteś wolna — odparł bez żalu. Nigdy nie liczył, ile w rzeczywistości były warte narzędzia, od których zaczęła się ich wspólna historia. Nie zaprzątał sobie myśli wydzielaniem, ile czasu jeszcze spędzą razem. Nigdy nie wypowiedziałby na głos równie kliszowej frazy, lecz chwile, które spędził Shilvią nie miały swojej ceny. Przełknął więc jej słowa, podejmując ostatnią szansę, by zrozumiała jego punkt wiedzenia. Zamiast uginać kark, spoglądając dziewczynie w oczy, uklęknął przy niej, zadzierając głowę, nawet na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego miedzy nimi. — Nie na zawsze. Chcę byś przeczekała to zagrożenie z dala od zakładu. To dla mnie bardzo ważne. — Czując do siebie najprawdziwsze obrzydzenie sięgnął do tanich formułek - wszystko, by wygrać tę bitwę bez ofiar. — Jesteś w stanie mi uwierzyć? — po raz kolejny odpowiedział spokojem na jej nieskrępowany (i jakże zrozumiały!) wyraz oburzenia. Ich role odwróciły się - tym razem to on kajał się przed nią, zupełnie zdany na jej łaskę i zrozumienie. Niemal błagalnie spoglądał na nią z dołu. |
| | | Shilvia Cavendish Hodowca
Liczba postów : 141 Join date : 04/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Pią Paź 29, 2021 4:57 pm | |
| - Nie wierzę! - huknęła, posyłając mu kolejne rozwścieczone spojrzenie. -Są inne wyjścia! Chce! Się! Pan! Mnie! Tylko! Pozbyć!!!- krzyczała wyrzucając kolejne rzeczy z walizki, a kiedy już ją całkiem opróżniła, chwyciła ją oburącz i rzuciła mu ją pod nogi krzycząc: - HGRAAAAAH! Oddychała ciężko kołysząc sie przy tym niespokojnie, lecz to co on poczynił całkowicie ją zatkało, aż dziwne że jeszcze nie zemdlała. Z rozdziawionymi ustami przyglądała się jak ten przytłaczający dystans pomiędzy ich twarzami się zmniejszał, aż w końcu ich oczy znalazły się na jednej linii. Chyba po raz pierwszy w życiu widziała go z tej perspektywy. Nie była bezduszna. Jak na dłoni widziała, że przepełniał go żal i wyrzuty sumienia. Od ich pierwszego spotkania chyba do tej pory nic tak nie szarpało jej od środka jak jego jednookie spojrzenie w tym momencie. Usta samoistnie wydęło się jej na kształt podkowy, a nogi zaczęły się giąć pod samym ciężarem. Drżała. Czyżby miała dać za wygraną, rozpłakać się i rzucić mu w ramiona? Po jej zielonym trupie. - Ach, tak? - Zacisnęła zęby jeszcze mocniej, po czym w przypływie adrenaliny, kopnęła walizkę mocniej w jego stronę, po czym z automathu robiąc jednak krok do tyłu. - Skoro jest tu tak niebezpiecznie, to czemu nie pojedzie pan ze mną?! To pan ciągle obrywa po głowie od koszmarów i różnych zbirów! To pan potrzebuje ochrony bardziej ode mnie!!!- krzyczała mu w twarz, tylko połowicznie zdając sobie sprawę z tego co wygaduje. Podeszła bliżej, zupełnie jakby miała mu za moment sprzedać siarczystego policzka, lecz zamiast tego huknęła desperacko. - JAK WRÓCĘ TO PANA PEWNIE JUŻ NIE BĘDZIE!!! - jej oczy napełniły się łzami. Pokój zaczynał wokół niej wirować, a ona sama się zachwiała. Niedobrze, naprawdę niedobrze. Zrobiła pare niepewnych kroków w tył, jakby nie mogąc się przy tym zdecydować czy zwinąć się w kulkę, czy rzucić się na niego i pogryźć po nogach, czy doszczętnie rozpłakać w twarz. Nagle w przypływie mądrości ją olśniło i szybkim krokiem podeszła do rogu łóżka, obok którego stał nocny stolik. Nagle niespodziewanie podchwyciła w rękę ramkę ze zdjęciem grupki ludzi, gdzie ledwo rozpoznać mogła tylko pana Cavendisha, po czym wzniosła ją w górę niczym deklaracje niepodległości i obwieściła. - SKORO SPŁACIŁAM JUŻ DŁUG TO… ROBIĘ SOBIE KOLEJNY! NIE MOGĘ PANA ZOSTAWIĆ!!! - wzięła głęboki wdech i nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego zatopiła swoje zęby w roku metalowej ramki i odgryzła spory kawałek.
|
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Pią Paź 29, 2021 6:02 pm | |
| Ręka drgnęła mu lekko, by powstrzymać dziewczynę, jednak pozycja Lynna nie zmieniła się choćby o cal, jakby nogi wrosły mu w podłogę. Nie mógł odmówić Shilvii, że jej argumenty trafiały w sedno. Gdyby nie forma ich „dyskusji” i lekki stres, że zaraz skończy ze stojącym nieopodal świecznikiem rozbitym na głowie, poczułby dumę z jej rozwoju. Nie była już dzikim dzieckiem, które poznał w odległej mu przeszłości. Nie był w stanie nią manipulować i zwodzić, by padło na jego rację. Została mu tylko szczerość. — Gdybym tylko mógł, wyjechałbym z tobą, Shilvio. Musisz mi uwierzyć — poprosił. — Inkwizycja ma mnie na oku. Igrałem z losem wystarczająco długo, przyjmując cię do zakładu… — wyjaśnił pokrótce, czując w tym swoją winę. Ich zbliżenie wynikało z początkowego kaprysu, chęci zakpienia z Inkwizycji. Nie myślał wtedy, że zielona dzikuska wzbudzi w nim jakąkolwiek sympatię, nie wspominając o tym, że zacznie ją traktować jak córkę. Powoli dostrzegał swoje błędy. Pielęgnował swój nawyk dbania o nieistotne szczegóły, a wszystko, co było ważne doceniał, gdy było już na to za późno. Wstał z kolan, gdy zapragnęła pochłonąć pierwszy z przedmiotów, jaki wpadł jej w ręce. Spojrzał na nią ze zgrozą wymalowaną na twarzy, ale ponownie, nie powstrzymał dziewczyny, zbliżając się do niej na wyciągnięcie dłoni. Nie próbował dyskutować z pomysłem zaciągnięcia nowego długu, a samo tłumaczenie, że nieważne, co zrobi, ich relacja nie wróci do umowy zawartej w pierwszym dniu ich znajomości. — Jeśli boisz się, że nie zastaniesz mnie po swoim powrocie… — zaczął bardzo ostrożnym tonem, sięgając do kieszeni swojej kamizelki. Wyjął na wierzch srebrną Lilly na drobnym łańcuszku, który odczepił drżącymi dłońmi. Szał Shilvii powodował u niego mocne bicie serca, gdy wyciągał tuż pod jej nos kolejny z metalowych przedmiotów, o której wartości nie musiał nikomu przypominać. — Oddasz mi to, jak spotkamy się ponownie, dobrze? |
| | | Shilvia Cavendish Hodowca
Liczba postów : 141 Join date : 04/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Nie Paź 31, 2021 3:03 am | |
| Jej policzki szybko zapełniły się kolejnymi częściami ramki. Nawet nie przeżuwała ich zbyt dokładnie - od razu połykała, przez co nieomal się nie zakrztusiła. Już sama nie wiedziała co chciała tym osiągnąć. Pierwsze łzy zaczęły spływać po jej twarzy. Kiedy usłyszała jego kolejne słowa, rzuciła mu ostatnie wściekłe spojrzenie. Jak on śmiał ją wciąż uspokajać, gdy była już taka groźna?! Bez namysłu zamachnęła się, roztrzaskując ramkę ze zdjęciem o podłogę, robiąc przy tym okropny hałas. Zanim jednak zegarmistrz zdążyłby zareagować, skutecznie wyrwała mu Lilly z ręki. - JEST PAN GŁUPI! - wołała. - SPOTKA JĄ TEN SAM LOS CO WSZYSTKO CO TRAFI W MOJE RĘCE! - wybuchnęła mu w twarz, zapewne opluwając jeszcze resztkami ramki. Nie zastanawiała się za długo - wsadziła ukochany zegarek zegarmistrza do buzi i zacisnęła na nim zęby. Zanim jej zęby zmiażdżyły bezcenną pamiątkę po narzeczonej mężczyzny, poczuła jak w gardle stanął jej wielki kawał poprzedniego “posiłku”. Pobladła. Mimowolnie zaczęła kaszleć, wyjmując zegarek z buzi i opierając się na łóżku. Wyglądało to naprawdę niedobrze, jakby zaczęła się dusić, ale na szczęście udało się jej wypluć całkiem spory kawałek metalu. Jeszcze chwilę stała tak oparta rękoma na łóżku, ciężko oddychając, po czym zacisnęła zęby, powoli osuwając się na kolana, kładąc przy tym twarz na pościeli, krzyżująć ręce. Minę przy tym miała wyjątkowo nietęgą. Jakby dopiero teraz spojrzała na mechanizm, zdając sobię sprawę z tego jakie szkody mogła wyrządzić i co tak naprawdę zrobiła - na pokrywce z zewnątrz widniało duże wgłębienie po jej zębach. Zmroziło to jej krew w żyłach. Jak mogła? Gdyby ktoś jej tak… Poza tym jeszcze to on jej dał! W końcu wydobył się z niej przygłuszony przez pościel głośny szloch, przeszywający pusty pokój. Cała poprzednia złość wydawała się z niej ulecieć, a zostało tylko tłamszące poczucie żalu i krzywdy. Zacisnęła dłoń na Lilly, jakby próbując ją schować. Zaczęła majaczyć coś pod nosem, dopóki nie podniosła lekko głowy: - J-ja przepraszam! Nie chciałam! Niech mi p-pan wybaczy… L-lill-ly... buuuu! - ledwo dało ją radę zrozumieć, przez rozedrgany głos. Rozpłakała się do reszty. - P-przepraszam! Starałam się! N-nie wiem czemu tak wyszło - podniosła głowę jeszcze wyżej. Miała przepuchnięte oczy i zasmarkany nos. Chyba próbowała się uspokoić, wciąż jednak nie mogła spojrzeć mu w oczy. - Tak się starałam być normalna… M-myślałam, że mnie nie znajdą, j-jak… jak będę... - pociągnęła nosem. Wyglądało na to, że zanosiło się jej na kolejny wybuch płaczu. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Sob Sty 15, 2022 9:38 pm | |
| Przez myśl przemknęło mu, że powinien od początku obrać inną taktykę, przyznając jej rację, że nie chcę jej już dłużej znać, zwyczajnie wystawiając jej spakowaną walizkę przed drzwi. Gdy zastanawiał się, gdzie popełnił błąd, nie sięgając do kłamstwa w wyraźniej potrzebie, ona działała, demolując jego sypialnię, a wkrótce sięgając po więcej. Wydał z siebie zduszony okrzyk, w panice goniąc za nią rękoma, lecz nie będąc w stanie uchronić Lilly przed skończeniem w szczękach Shilvii. Pobladł gwałtownie, zakrywając usta dłonią, nie będąc w stanie wyrazić, jak wielki błąd popełnił, wrzucając swój największy skarb wprost w szał dziewczyny. Wszystko wokół zdawało się zatrzymać. W szoku spoglądał na dyszącą Shilvię jak i leżący na podłodze, ośliniony zegarek, na którym widniały wyraźne ślady zębów. W pierwszej chwili porwał w dłoń Lilly, nie dbając o ledwie duszącą się Shilvię, w istnej grozie oceniając szkody. Mamrotał coś pod nosem, jakby chciał przeprosić przedmiot we własnej dłoni lub pocieszyć, jakby mógł wyprostować jej wgniecenia. Słowa Shilvii dobiegały go z daleka, a on nie był w stanie ich przetworzyć, po dłuższej chwili rozumiejąc, w jakiej sytuacji się znalazł. Był ojcem, któremu córka narysowała na świeżo odmalowanej ścianie swoje największe arcydzieło. Był rodzicem, który biorąc pod opiekę swoje dzieci, musiał być gotowy, że wszystkie materialne przedmioty spisane są przy nich na straty, z jednoczesną równowagą w postaci dostarczania mu tego, co żaden, nawet najbardziej cenny przedmiot nie był w stanie mu oddać. Otwartą dłonią potarł usta, wciąż nie potrafiąc oderwać wzroku od zegarka. Ledwie widział przez wzbierające się łzy, gdy mimowolnie przywołał wspomnienia, w których jako dziecko w domu Cavendishów dziesiątki razy rozmontowywał mechanizmy w domu, zbierając baty, jako że rzadko kiedy był w stanie zmontować je ponownie. Opadł bezsilnie na łóżko, opuszczając dłoń z trzymanym wciąż zegarkiem. — Mam na dole mąkę. Możemy zrobić kluski i porozmawiać… — zaproponował, lecz jego głos był nienaturalny przez ogrom hamowanych emocji. — Jesteś najlepszym, co mnie spotkało w życiu, Shilvio — dodał, a tym razem jedynie słowo dzieliło go od wybuchnięcia z nią głośnym płaczem. |
| | | Shilvia Cavendish Hodowca
Liczba postów : 141 Join date : 04/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Sro Lut 02, 2022 12:06 am | |
| Nie mogła się uspokoić. Ponownie zanurzyła twarz w pościel, szlochając niespokojnie, aż rozbolało ją gardło. Miała wrażenie, że wszystkie jej zmysły spowijała coraz to gęstsza mgła, powoli odcinając ją od świata realnego. Czy jeszcze słyszała jego słowa? Kto wie? Czy cokolwiek z nich rozumiała? Nawet jeśli już po fakcie, by ją o to zapytać z pewnością nawet by o nich nie pamiętała… A jednak na krótką chwilę wstrzymała oddech, nie wydając z siebie już żadnego dźwięku. Trwała w takim stanie już kilka chwil, po czym powoli przysunęła rękę w stronę jego nogi, chwytając się materiału spodni, zacisnęła na nim dłoń w pięść. Szybko to samo z drugą i „podciągnęła się” przyciskając czoło do uda mężczyzny. Jeszcze nigdy z własnej woli nie była niego tak blisko. Drżała. Bóg jeden wiedział co mógł znaczyć ten trwający dobre 15 sekund osobliwy gest. Jak szybko to zrobiła, tak szybko też puściła go i zerwała się na równe nogi. Wyglądała jednak jeszcze żałośnie, jakby jej kolana w każdej chwili mogły odmówić jej posłuszeństwa. Głowę wciąż miała zwieszoną w dół, a jej kruczoczarne gniazdo na głowie przykrywało spłakaną doszczętnie twarz, odkrywając jedynie wygięte w podkowę, mocno zaciśnięte usta. Pociągała jeszcze przez chwilę nosem, gdy w końcu wydusiła z siebie ciche, bezpłciowe - [b]Chodźmy…{/b]
|
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Pią Gru 30, 2022 1:35 am | |
| Nie drgnął, nie chcąc przerywać osobliwego zbliżenia, pomimo braku pojęcia o jego znaczeniu. Nie śmiał unieść ręki, choć cała przyzwoitość, jaka w nim została, aż krzyczała, by ułożył ją Shilvii na głowie. Nie uczynił tego, i całe szczęście, prędko tracąc swą szansę. Również pociągnął nosem, ściskając Lilly w dłoni tak mocno, aż pobielały mu knykcie. Był na granicy, zmuszając się do skorzystania z ciszy, jaka zapadła po burzy. Schował zegarek w kieszeń, gryząc się w język, by nie wydobyć z siebie przeprosin. Wstał z łóżka. — Już jutro… będziemy musieli się pożegnać. Tylko tymczasowo, obiecuję. Spakowałem ci wszystko, co potrzebne — usprawiedliwiał się, ruszając do kuchni. — Moja przyjaciółka, Veilore, dobrze się tobą zajmie. Lepiej niż ja. Popłyniecie razem do Skandynawii — streścił wszystko, właściwie powtarzając się, w odrobinę mniej nerwowych okolicznościach. — Dobrze? — zapytał ją o zgodę, jakby wciąż miała wybór. |
| | | Shilvia Cavendish Hodowca
Liczba postów : 141 Join date : 04/02/2016
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem Nie Cze 23, 2024 2:32 pm | |
| Szła za nim jak nakręcana lalka, albo drewniany konik na kółkach. Czuła się jakby pomiędzy nią, a wnętrzem posiadłości była gruba ściana wykonana z mętnego szkła - wszystkie bodźce docierały do niej z opóźnieniem. Dopiero na pytanie: Dobrze? - podniosła wzrok i spojrzała mu oczy. Początkowo zaczęła kiwać głową na „tak”, ale chwilę później jej przpuchnęniete oczy znowu napełniły się łzami i zaczęła kręcić głową. - Nie….Panie Cavendish…- zaczęła łkać jak małe dziecko. Wyciągnęła swoją rękę i złapała za kawałek koszuli wystający mu ze spodni, jakby miał jej zaraz uciec. -Nie chcę bez pana… boję się…- z nosa pociekła jej mokra stróżka. Znowu zakryła twarz dłońmi.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Retro: Shilvia i Lynn przed rozstaniem | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|