|
|
Autor | Wiadomość |
---|
Frans Anker Skandynaw
Liczba postów : 99 Join date : 18/12/2016
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Sob Sty 26, 2019 10:20 am | |
| Po dość powolnym poranku, który oscylował wokół rozmyślań o Shannon i całego zbioru sytuacji, którą otaczało ją i jego, Frans nie miał wyboru a rozpocząć pracę w swoim biurze, na co wyjątkowo nie miał ochoty. Więc i też zdecydował się na wypełnianie wszelakich papierów i przyjmowaniu spotkań w swoim salonie co były definitywnie bardziej komfortowe. I też nie musiał za bardzo się przejmować zmianą pomieszczeń, ponieważ jego biuro a część mieszkalną, w której rezydował, oddzielał niewielki korytarz i para drzwi. Jedną z ciekawszych sytuacji, która go dzisiaj napotkała była niespodziewana wizyta Attaché ambasadora Szwecji, który oprócz koperty przyniósł mu życzenia zdrowia w nowym roku oraz zapewnienie, że pan ambasador dalej chciałby z nim utrzymywać pozytywne kontakty. Spowodowane zostało to wydarzeniami sprzed ostatnich miesięcy, które obejmowały niepodległość Norwegii. Ciekawsza była jednak koperta. Zawierała ona zaproszenie na bal organizowany w Ambasadzie w przyszłym tygodniu. Dla niego i osoby towarzyszącej. Potem wybrał się na codzienny lunch z Louise i wrócił.... Wszedł wprost w zaspę. - Szlag by to - Wymruczał niezadowolony i ostrożnie wycofał się z zaspy rozglądając się po miejscu, w którym obecnie się znajdował. Rozmyślanie o tym, jak minął jego dzień musiało go wprowadzić w dość spore zamyślenie, bo za bardzo nie wiedział gdzie doszedł. Był już wieczór zaś dość spore opady śniegu z ostatnich dni spowodowały, że całe miasto było przykryte warstwą śniegu co tylko utrudniało mu rozpoznanie terenu. Z pomocą przyszedł mu wielki napis przymocowany nad wejściem budynku, przy którym się znajdował. Złote litery głosiły “Biblioteka Wishtown” więc też znajdował się w centrum miasta. Po wyjściu z zaspy i otrzepaniu się ze śniegu uznał, że musi na chwile przystanąć. Jeśli miał myśleć to bez poruszania się, bo znowu wpadnie w zaspę albo w coś gorszego. Ustawił się więc przy jednej z latarni by nie stać na środku ulicy i zaczął obserwować. Dość niskie temperatury skutecznie trzymały większość mieszkańców w swoim domostwach powodując, że centrum było relatywnie puste, przynajmniej w porównaniu do zwykłego dnia. Mimo przyzwyczajenia do niskich temperatur dalej był relatywnie ciepło ubrany, bowiem jego ciało okrywał czarny materiałowy płaszcz, kończący się w okolicy kolan, wraz z luźno przewieszonym, szarym szalikiem. Nie był to może ostatni szał mody, ale było eleganckie i z dobrych materiałów co było dla niego najważniejsze. Nie mógł oderwać swoich myśli od poranka, a raczej od słów, które wtedy wypowiedział. Teraz jednak nie wiedział, czy to ona była jego przekleństwem, czy to on jej. I nieprędko się tego dowie. |
| | | Lilith Topaz
Liczba postów : 87 Join date : 01/01/2019
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Sob Sty 26, 2019 9:31 pm | |
| Szła nieśpiesznym krokiem, niosąc stertę papieru – ot, nieistotne lub nieaktualne bazgroły wszelkiej maści, które w jej pracowni jedynie zbierały kurz i zajmowały cenne miejsce. Już miała wychynąć zza zakrętu… - Jak to zniknęła? – dobiegł ją głos z oddali. Lilith zatrzymała się w pół kroku. Nie miała ochoty się z nikim mijać, nawet wymienianie krótkiej, uprzejmej formułki uważała za coś męczącego. Była niemal pewna, że – ktokolwiek się zbliżał – skręci w inny korytarz niż ten, w którym się znajdowała: nie było tam nic ciekawego dla większości mieszkańców zamczyska. Postanowiła poczekać, aż tamte sobie pójdą. Chcąc, nie chcąc, do jej uszu dobiegła wymiana zdań dwóch kobiet. - Po prostu. Wiesz, to w sumie nie aż tak dziwne: trzymała się na uboczu. Słyszałam różne rzeczy, wiesz, że nawet jak na wiedźmę… - Wiem, wiem, mówiłaś. Ale wciąż mnie zastanawia, dlaczego… - Anne mi powiedziała, że czasami w pobliżu jej domu kręcił się taki jeden, który mógł mieć z tym jej zniknięciem coś wspólnego: wysoki, zadbany, z brodą, nietutejszy… - Dla Anne praktycznie każdy to obcy, chyba tylko szanowna pani szalona naukowiec rzadziej niż ona wychodzi poza mury zamku. - Cicho! Nie mów tak, jeszcze będziesz miała kłopoty. Ale faktycznie podejrzana sprawa, prawda? Myślisz, że nie żyje? Topaz, zniecierpliwiona, z zadowoleniem zdała sobie sprawę, że głosy i kroki czarownic oddalały się. Odczekała jeszcze chwilę, po czym wznowiła marsz. *** W zbiorze miejskiej biblioteki co prawda próżno byłoby szukać czegoś, co mogłoby pomóc Lilith w pracy, lecz panna Farewell lubiła od czasu do czasu poczytać coś dla relaksu, dlatego szła teraz powoli przez miasto, kierując się w stronę czerwonego budynku. Rzadko bywała w Wishtown, dlatego kilka razy zgubiła drogę, ale wreszcie udało jej się dotrzeć na miejsce. Widząc kogoś, odruchowo mocniej naciągnęła kaptur. Przyjrzała się uważniej mężczyźnie. Widziała go kiedyś? Nie, na pewno nie. Mimo to wydawał jej się dziwnie znajomy… A mogła jednak te parę dni temu minąć się z tamtymi czarownicami. Wtedy przynajmniej nie usłyszałaby plotek. Zaklęła w duchu. Brodacz wręcz idealnie pasował do opisu. Powinna udać, że nic się nie stało? Ta opcja była bardzo kusząca, ale wiedziała, że potem będą ją gryźć wyrzuty sumienia. Nadal, mimo najszczerszych chęci, nie umiała ich zagłuszyć. Zastanowiła się. Teatrzyk, dwie sekundy na sprawdzenie słuszności słów wiedźm, przeproszenie, pożegnanie się i szybkie ulotnienie. Tyle wystarczyło, by przywrócić spokój samej sobie, a jednocześnie nie wydawało się szczególnie niebezpieczne. W pobliżu nie widziała nikogo, na kogo mogłaby zwalić rzekome popchnięcie, ale tu na pomoc przychodziła jej pora roku. Zbliżyła się do mężczyzny. Gdy była wystarczająco blisko, wydała z siebie krótki okrzyk zaskoczenia i przechyliła się w stronę brodacza, desperacko chwytając się jego rękawa, spodziewając się, że mężczyzna popatrzy na nią, by zobaczyć, co się stało. Wydawało jej się to naturalną reakcją. - Przepraszam… – Poszukała wzrokiem jego oczu. – Trochę dziś ślisko… Nic się panu nie stało? – zapytała, jeszcze nieświadoma, że planowane dwie sekundy trochę się… wydłużą. |
| | | Frans Anker Skandynaw
Liczba postów : 99 Join date : 18/12/2016
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Nie Sty 27, 2019 1:52 am | |
| Wszystkie jego rozmyślania kończyły się jednak jednym wnioskiem: Było to uczucie bez pokrycia, które pojawiło się ot, tak i było wyjątkowo głupie. Wiedział, że będzie musiał kiedyś odpuścić i pewnie to zrobi. Nie zauważył, że ktoś mu się przyglądał, ale na całe szczęście udało mu się zauważyć młodą dziewczynę, która praktycznie poleciała w jego stronę, więc nie myśląc oprócz jej złapania się rękawa, sam złapał ją w okolicach Talii, by utrzymała równowagę. - Nie, nic. Wszystko w porządku? - Zapytał, a chwile później ich oczy w końcu się spotkały na wyjątkowo magiczne kilka sekund, zaś jego ręce bezwładnie się zsunęły z jej talii a on...zastygł
***
Przekręcił głową, rozglądając się po pomieszczeniu wypełnionym krzesłami. Znajdował się w pierwszym rzędzie, w sali do ogłoszeń w domu Oficera znajdującego się w Sztokholmie. Była ich dwudziestka, nowa krew Czarnego Batalionu, zaczynająca w 1835. Każdy z nich miał na sobie czarny uniform ze złoto czerwonymi zdobieniami, wpatrzeni w jednego z generałów, który używał Angielskiego, a nie szwedzkiego, co pewnie musiało być spowodowane tym, że Angielski był jego pierwszym językiem przez ostatnie kilka lat. - ...też wrogo nam dostawionym wiedźmom. Kobietom, które zostały obdarzone nieludzkimi mocami, które chcą zachwiać panowanie Karola Czwa... - Słowa generała stawały się coraz bardziej zniekształcone aż do momentu, w którym ustały.
***
Nie był to zbyt ciekawy widok. On i trójka żołnierzy wpatrywali się w nagie ciało kobiety. Zapach był nie do zniesienia, bo był środek lata, a ona musiała tu być już dwa dni. Jej dłonie i stopy były przybite kilkoma gwoździami do drzewa, zaś same rany były poszarpane co wskazywało na to, że próbowała walczyć i żyła, kiedy ją tutaj przybijali. Jej twarz była mocno pobita, niemal zmasakrowana zaś jej brzuch, piersi i klatkę piersiową pokrywały różne rany jakby zadane nożami, siekierami i widłami, w których zagnieździły się różne owady. - ...To ta, która brała udział w ataku na nasz konwój? - Każdy z nich miał chustki przy twarzy. Zapach naprawdę był okropny, tak samo, jak widok. - Postrzeliłem jedną z nich w nogę, więc to chyba ona.... - Odpowiedział Frans, wskazując na dziurę po pocisku poniżej jej kolana. - ....Wygląda na to, że wieśniacy znaleźli ją gdzieś w okolicy i ją tak urządzili. Mówiłem, że zarządzenie poszukiwań po dniu to błąd. - Nie podobało mu się to wcale, ale jego ludzie nie widzieli w tym żadnego problemu. - Henryk ma przez nią poparzone ręce, a sama miała na sobie list gończy za okradanie wiosek. Zasłużyła na śmierć. - Odrzekł jeden z żołnierzy - Ale nie na taką To dalej człowiek.
***
Brodacz spojrzał na pustą już szubienice skonstruowaną w środku lasu, a potem przeniósł wzrok na swoich żołnierzy, którzy ciągnęli trzy martwe kobiety w stronę zbiorowego grobu. Miały tam spocząć z inną trójką które powieszone raptem trzydzieści minut temu. Nie okazywali im w ogóle szacunku, ale była to najlepsza dla nich opcja. Śmierć przez rozstrzelanie czy powieszenie były wyjątkowo przyjemne w przeciwieństwie do samosądów, czy spotkań z regularną armią i torturami. Wszystko musieli robić w lasach, by nie przyciągać chętnej do oglądania gawiedzi, a także by nikt odkopywał ich ciał. Nie mieli nawet ich spalać. Po zrzuceniu ciał jego podwładni zaczęli je zakopywać.
***
- Nie! Proszę! Nie chciałam! - Krzyki młodej kobiety wypełniały całą chatkę jednak przerwał je głośniejszy dźwięk. Strzał, który przebił jej czaszkę i odrzucił klęczącą kobietę swoją siłą uderzenia. Był wściekły. Zawsze zachowywał zimną krew, ale, ale. By się upewnić stanął nad ciałem i strzelił jej jeszcze dwa w klatkę piersiową. Był cały czerwony ze złości i huczenie w uszach jeszcze to potęgowało. Głośne głosy jednak go wybudziły i wymrukując różne przekleństwa odwrócił się i ruszył w stronę drzwi, przechodząc obok ciała, które miało taki sam uniform jak on. Mężczyzna miał rozłupaną głowę, a obok niego leżała siekiera do drewna. Gdyby wszedł tylko z nim.
***
Wspomnień związanych z wiedźmami było jeszcze kilka, ale ograniczyły się do rozmów. Jedna z nich dotyczyła Inkwizycji, która dopiero co weszła do kraju, i przeniesienia misji zajmowania się wiedźmami do wyszkolonych tylko do tego zadania oddziałów wojska. Mężczyzna zmienił się. Czarny, elegancki uniform oficera zmienił się w płaszcz i eleganckie spodnie. Sztokholm, Oslo i lasy Skandynawii stały się zabudowanym Wishtown, zaś on właśnie zastrzelił Inkwizytorkę, która używała Shannon jako tarczy. Jak dotarli do Perły, ich późniejszą rozmowę oraz zniknięcie. Mogła także zobaczyć urywki rozmów z młodą dziewczyną o blond włosach i...metalowych rękach, rozglądanie się po okolicy chatki czy rozmowę, ponownie z tą samą blondynką i sukcesie szmuglu wiedźm do Norwegii. Widziała kawałek jego dzisiejszego poranka, ale bez jego myśli nie miał on zbytniego sensu.
***
Mężczyzna przekręcił szybko głową i instynktownie złapał kobietę w pasie i pociągnął ją w stronę ściany Biblioteki, odsuwając się od źródła światłą i gdy już tam dotarli i puścił ją, szybko opierając się o ściane plecami. Jego oddech był ciężki, a on sam nie wyglądał najlepiej. Było mu słabo, szczególnie że przypomniał sobie rzeczy, o których już zapomniał. I ten smród. Był jednak w stanie spojrzeć w stronę dziewczyny. - C...czego chcesz - Nie wiedział co powiedzieć ani co zrobić. Nie wiedział jak długo to trwało, w szczególności, że widział wszystko...i wiedział, że to definitywnie była magia. Nie wiedział też, czy dziewczyna z kapturem też to widziała, ale skoro on tak zareagował to z nią mogłoby być gorzej. Więc też przygotował się na sytuacje, jakby miała się znowu zachwiać i patrzył się w nią...ale nie w jej oczy, by ją jak coś złapać. Będzie miała dużo, bardzo dużo tłumaczenia. |
| | | Lilith Topaz
Liczba postów : 87 Join date : 01/01/2019
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Nie Sty 27, 2019 6:05 pm | |
| Gdy mężczyzna się odezwał, jej przypuszczenia się potwierdziły – obcy akcent dawał do zrozumienia, że nie jest stąd. Ledwo zarejestrowała to, że ją złapał, zbyt skupiona na jego oczach. Poprawiła chwyt, by trzymać jego rękę za przegub. - Tak – odparła krótko na pytanie brodacza. – Jeszcze raz przepraszam. – Wolną dłonią spróbowała złapać jego drugą rękę za przedramię, tuż przed tym, jak moc zaczęła działać. Popełniła błąd. Użyła zbyt ogólnego hasła. Początkowo zachłystnęła się ilością wspomnień mężczyzny, ich brutalnością. Już chciała uznać go za zwykłego mordercę, niewiele różniącego się od przeciętnego Inkwizytora, już chciała, pod wpływem emocji, przerwać to wszystko… Ale gdyby to zrobiła, nie byłaby sobą. Nie byłaby prawie nieokazującą uczuć Lilith Farewell, która starała się je zagłuszyć logiką i zdrowym rozsądkiem. Chciała być prawie jak psychopata, jak zimny geniusz z powieści. I zazwyczaj jej się udawało – tak długo, jak w grę nie wchodziły bliskie jej osoby i sprawy. Wtedy na chwilę traciła nad sobą panowanie, by potem przywołać siebie do porządku. To była właśnie taka sytuacja. Uspokoiła się w porę, by do niej dotarło, że słyszy pewne… współczucie w głosie mężczyzny patrzącego na zmasakrowane ciało w stanie rozkładu. Po gniewie nie było już ani śladu, zastąpiła go czysta, niemniej niebezpieczna ciekawość. Zdawała sobie sprawę, że to wszystko trwa już zbyt długo, by mężczyzna uznał to za zwykły przebłysk, za spłatanie mu figla przez jego własny umysł, dlatego chciała zobaczyć jak najwięcej. I patrzyła. Na to, jak nieznane jej okolice zmieniają się na w miarę znajome Wishtown, szczególną uwagę zwracając na wydarzenia z ubraną jak mężczyzna kobietą oraz rozmowę o szmuglu czarownic – to pierwsze uświadomiło jej, że, wbrew plotkom, było raczej mało prawdopodobne, by to brodacz stał za zniknięciem czarownicy mieszkającej pod Ponurym Borem; to drugie zaś wzbudziło jej zainteresowanie ze względu na społeczność czarownic. Czy Ananke o tym wiedziała? Koniec. Poczuła się tak, jakby ktoś ją wypchnął, a chwilę potem znów stała przed biblioteką. Nim uświadomiła sobie, co się dzieje, znajdowała się już kawałek dalej. Odsunęła się trochę od mężczyzny, ale nie zamierzała biec – czuła, że nawet w takim stanie brodacz miał szanse na złapanie jej. Opustoszała ulica miała swoje zalety, ale również wady. Odetchnęła. Oglądała cudze wspomnienia na tyle często, by się do tego przyzwyczaić, zdystansować, ale i tak czuła się zmęczona. Gdy do jej uszu dotarło pytanie mężczyzny, minęło kilka sekund, nim mu odpowiedziała. Udawania głupiej nie brała już nawet pod uwagę, tak samo przyznania się do jakichkolwiek powiązań z większą grupą wiedźm – nawet jeśli ochroniłaby czarownice wierne królowej, mogłaby obciążyć winą Cyrk lub osoby kryjące się w lesie, a tego też nie chciała. Postanowiła na razie mówić krótko i zwięźle, ale jednocześnie unikać konkretów. Nie patrząc na mężczyznę, odpowiedziała typowym dla niej wyćwiczonym, chłodnym, opanowanym tonem: - Spokoju, szanowny panie. Jak na dzisiejsze czasy i te okolice, wymagam bardzo dużo, nieprawdaż? Jednego dnia witasz się z pracownicą sklepu, drugiego nikt nie wie, gdzie się podziała… Norma, ale czyż strach o to, że pewnego dnia ja również przepadnę jak kamień w wodę, nie jest naturalny? |
| | | Frans Anker Skandynaw
Liczba postów : 99 Join date : 18/12/2016
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Nie Sty 27, 2019 9:32 pm | |
| Potrzebował chwili by w miarę dojść do siebie. Nie był aż tak przyzwyczajony do przewijania wspomnień w szybkim tempie, jak Lilith a sam mężczyzna odzwyczaił się już od brutalniejszych widoków...tak jak kobiety przybite do drzewa. Moc dziewczyny była naprawdę imponująca, przynajmniej ta, którą na nim użyła. Chociaż najbardziej zaskakujące było to, że użyła jej na nim w środku miasta. Musiała mieć do tego powód. - Strach jest jak najbardziej adekwatnym uczuciem, jednakże może zaistnieć sytuacja, gdzie oprócz sklepikarek zaczną znikać również klienci lub dostawcy. Co poniekąd może być dla was dobre - Odpowiedział i po wsunięcie dłoni do ciepłych kieszeni podszedł do fioletowowłosej, unikając kontaktu wzrokowego. Nie wiedział, jak to działa i nie chciał kolejnej serii po jego wspomnieniach. - Pewna klientka może się okazać córką lub żoną arystokraty, i gdy zniknie to ktoś podejmie odpowiednie kroki co sprawi, że porywacz będzie musiał ograniczyć swoje łowy - Wyjaśnił do końca i westchnął, spoglądając co chwile na Lilith. Nie wiedział, gdzie miał się patrzeć, szczególnie że był nauczony, by podczas rozmowy skupiać się na twarzy, ale..nie mógł. Przynajmniej do momentu, w którym by się dowiedział, jak działa jej moc. Frans rozejrzał się po pustej ulicy, upewniając się, czy nikogo nie ma w okolicy i gdy już się upewnił, postanowił być bardziej trochę bardziej bezpośrednim. Chciał wyjaśnień. - Nie wiem czego chciałaś się dowiedzieć w taki sposób. Ale wiem, że zobaczyłaś wystarczająco dużo by wiedzieć więcej o moim życiu niż większość osób, które znam. Przypomniałaś mi o rzeczach, o których nie chciałem pamiętać. Chce wiedzieć czemu - Starał się by jego głos teraz bardziej wymagający, który jakoby miał wymusić na dziewczynie odpowiedź. Z drugiej strony sam nie wiedział, jak miał się czuć. Nie był przecież pospolitym mordercą. Był żołnierzem, wykonywał rozkazy i często walczył w obronie własnych. Czy to przeciwko wiedźmom, czy innym zagrożeniom, którymi zajmowało się wojsko. Oraz jak głupia musiała być ta dziewczyna, by zrobić coś takiego w środku miasta, na jakie niebezpieczeństwo się narażała i....sam już nie wiedział, czy miał coś jeszcze dodać. Normalna osoba postawiona w takiej sytuacji zaczęłaby krzyczeć ze strachu, by ściągnąć tu jakąkolwiek pomoc. A on nie dość, że był spokojny i uciął sobie z nią rozmowę, i jeszcze zastanawiał się, czy nie wpędziłaby się w kłopoty. Definitywnie nie był normalną osobą - Użycie swojej mocy było bardzo niebezpiecznie z twojej strony. Powinnaś uważać. Jesteś zbyt młoda, by umrzeć - Nie wiedział czemu tak powiedział, ale nie był to pierwszy raz w którym...zależało mu na bezpieczeństwie nieznanej mu osoby. Tak było z Louise, kiedy pierwszy raz ją poznał, czy z Shannon, czy w innych mniej szych i nic nieznaczących dla tej sytuacji przypadkach. Służba w wojsku przecież opierała się na zasadzie dawania bezpieczeństwa nieznanym mu osobom, a on jako wtedy Oficer musiał w to wierzyć. I mówiąc to, chciał spojrzeć w jej oczy, ale zmógł się, by zrobić to na parę sekund, po czym odwrócił od razu głowę, co mogło być dla niej nawet zabawne . Szczególnie biorąc pod uwagę różnice ich wzrostów i siły, którą posiadali.
Ostatnio zmieniony przez Frans Anker dnia Pon Sty 28, 2019 8:34 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Lilith Topaz
Liczba postów : 87 Join date : 01/01/2019
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Pon Sty 28, 2019 7:53 pm | |
| Trochę ją zaskoczyło to, jak spokojnie – przynajmniej na razie – przebiegała ta rozmowa. Nadal jednak była czujna. W takiej sytuacji, w jaką się wpakowała, wszystko mogło się zdarzyć. Skoro już podjęła tak głupią i nieprofesjonalną decyzję, musiała dopilnować, by wyrządziła ona jak najmniej strat. Jak dużo ten mężczyzna mógł o niej wiedzieć i jak bardzo mogło to zaszkodzić wiedźmom? Nie, to złe pytanie. Poprawne brzmiało „Jak bardzo mogło to zaszkodzić idei, w którą wierzyła i tej garstce osób, na której jej zależało?”. Owszem, czasami nazywała inne czarownice siostrami, ale bardziej z poczucia, że tak wypada – w rzeczywistości łączyła ją z nimi niewiele silniejsza więź niż z nosicielami czy zwykłymi ludźmi. - „Nas”, co? – mruknęła pod nosem. Nie była do końca pewna, co mężczyzna rozumiał przez to jedno, krótkie słowo, dlatego uznała, że powstrzyma się od komentarza pierwszej części wypowiedzi mężczyzny. Tak, ona też raczej nie czułaby się komfortowo, gdyby jakiś szaleniec o nietypowych zdolnościach w kilka chwil tyle się o niej dowiedział. Pytanie było proste i oczywiste… Zatem dlaczego odpowiedzenie na nie sprawiało jej tyle kłopotu? - Dlaczego? Ponieważ nie ufam panu – odparła, nie rezygnując z oficjalnego tonu. – Jak mniemam, z wzajemnością. Choć ja mam tę przewagę, że dużo wiem o nim, a on o mnie prawie nic… Choć problemem jest to, że może się domyślać, od czego zależy moja moc – pomyślała. Miała się pozbyć asa w rękawie i wszystko powiedzieć? - Tak wiele wspomnień o… nas. Tak wiele nieprzyjemnych, smutnych i podejrzanych wspomnień. Jakiś czas temu doszły mnie słuchy o kobietach przepadających bez wieści. Ma pan coś wspólnego ze zniknięciem tylu… wiedźm – ostatnie słowo wyszeptała. – Być może także ze zniknięciem… jej. Kolejna wypowiedź mężczyzny to było coś, czego się nie spodziewała. Drgnęła. Uniosła lekko kąciki ust. - To ostatnie, czego bym się spodziewała po kimś w twojej sytuacji – przyznała, po raz pierwszy zwracając się do niego na „ty”. – Zapewniam jednak, że wszystko było zaplanowane. Nie, nic nie było! A raczej było, ale ona dała ponieść się emocjom i zawaliła sprawę – ona, ostatnia osoba, która zachowałaby się tak pochopnie. Zdecydowanie powinna przez dłuższy czas nie pojawiać się w Wishtown. Zdecydowanie. - Chcę gwarancji, że nie wyrządzisz krzywdy… moim siostrom, że decyzję o… zmianie miejsca zamieszkania podejmują świadomie – powiedziała cicho. |
| | | Frans Anker Skandynaw
Liczba postów : 99 Join date : 18/12/2016
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Wto Sty 29, 2019 5:08 pm | |
| Zdecydował się jej nie odpowiadać, a poczekać aż powie to, co chciała powiedzieć. W ten sposób mógł ją bardziej zrozumieć oraz, oraz wystarczająco obmyślić swoje odpowiedzi. Potwierdziła też, że widziała to samo co on. Tylko czemu widziane przez nich kawałki jego przeszłości oscylowały wokół wiedźm? Mogło to znaczyć, że jej moc miała jakiś limit, nie wiedział jednak jaki.
Ugh. Czemu tylko wiedźmy? Skoro widziała jak wspominano o nich na inauguracji może to oznaczać, że widzi tylko rzeczy związane z...albo gdybym jakoś to sprawdził.
- To zrozumiałe. Ale sam fakt, że cię jeszcze nie wydałem sprawia, że jestem twoją zaufaną osobą w najbliższej okolicy, droga Pani. - Odpowiedział i pozwolił sobie na uśmiech w stronę czarownicy. Uwielbiał sytuacje, w których realia tworzyły takie...specjalne sytuacje. A ta była zdecydowanie mu na rękę. - Was. Nie chce burzyć twojego światopoglądu, gdzie wszyscy władający magią będą wspólnie maszerować w celu sprawienia by żyło wam się lepiej. Ale dalej jesteście przede wszystkim ludźmi. Może ty jesteś dobrą osobą, ale inne wiedźmy wcale nie muszą być. Zresztą sama mogłaś to zobaczyć. - Odparł spokojnie i zdecydował się spojrzeć jej prosto w oczy. Oczywiście domyślał się, że dzięki nim, używała swojej mocy, ale wcale się jej nie bał. Nie miał czego. - Świat i ludzie nie są czarno biali. Wydajesz się inteligentną dziewczyną, więc powinnaś to wiedzieć. - Dopiero po paru sekundach zdecydował przesunąć swój wzrok gdzie indziej. Jej okulary, ubiór, twarz, usta czy ledwo widoczne włosy. Próbował wyłapać jak najwięcej szczególnych elementów, by ją lepiej zapamiętać, gdyby miała zamiar go teraz opuścić. W końcu sytuacja przebiegała najpewniej, inaczej niż ją sobie zaplanowała. Sam zresztą dalej z nią rozmawiał, prawda? Chociaż specjalnie nie odpowiadał na niektóre rzeczy jak domniemanie oskarżenie o to, że mógłby mieć coś wspólnego ze znikaniem wiedźm czy Shannon. Widziała to, co przeżył więc i też nie musiał jej odpowiadać, skoro już znała odpowiedź. I też miał pewną przewagę w tym, że najprawdopodobniej brała go za kogoś innego. - Znajduje się w całkiem dobrej sytuacji. Ty również. W końcu nie wszyscy mogą sobie pozwolić na spokojną pogawędkę z osobą, która potrafi widzieć wspomnienia innych. Nie wszyscy mogą sobie pozwolić na bycie oficerem czy na zabójstwo członka organizacji, która zbudowała to miasto. I to w celu uratowania kogoś takiego jak ty - W ich okolicy nie znajdował się nikt, a i też raczej wątpił by ktokolwiek to usłyszał z większej odległości, więc i też mógł pozwolić sobie na relatywną swobodę. Zignorował oczywiście jej zapewnienie, bo w tej sytuacji było to najmniej ważne i zdecydował spuścić z tonu, szczególnie że dziewczyna mimo prób zachowania zimnego i oficjalnego tonu pokazała mu, że jej zależy. Doceniał to. Takich osób było niewiele więc i też czemu miałby ją w takiej sytuacji odepchnąć, i kontynuować swoje wyniosłe odpowiedzi?. Na jego twarzy pojawił się lekki, przyjemny uśmiech a on sam pokiwał kilka razy głową. - Jestem przedsiębiorcą, nie bandytą. Dlatego też zwrócono się do mnie o pomoc w transporcie tych kobiet w bezpieczniejsze dla nich miejsce. Robią to w pełni świadomie i wiedzą czego się od nich będzie się wymagało w ich nowym miejscu zamieszkania. W końcu Norwegia ma pisane prawa, które je chronią i traktują jak normalnych obywateli. - Jego głos był tak samo spokojny, jak wcześniej, jednakże był bardziej...cieplejszy, jeśli cokolwiek to wyjaśnia. - Są bezpieczne i pewnie są spokojne o swoje życia. A ja nie zamierzam ich krzywdzić. Nie mam do tego powodu, nie czerpie też przyjemności z bólu innych, i też bym im nie pomagał, ani z tobą nie rozmawiał, gdybym miał zamiar zrobić im coś złego, nieprawdaż? |
| | | Lilith Topaz
Liczba postów : 87 Join date : 01/01/2019
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Czw Sty 31, 2019 8:28 pm | |
| Tym razem ona również powstrzymywała się przez dłuższy czas od odpowiedzi, odczekując chwilę i ostrożnie dobierając słowa. - Gdybym była optymistką, radośnie bym ci przytaknęła. Gdybym była pesymistką, zauważyłabym, że, być może, niewydawanie mnie na razie jest dla ciebie bardziej opłacalne. Najbliżej mi jednak do realistki, więc uznam obie opcje za prawdopodobne. Nieoczekiwanie naszła ją pewna dosyć głupia myśl. Porównania do szachów słyszała tak często, że wręcz obrzydziły jej tę grę, ale toczona teraz rozmowa bardzo jej się kojarzyła właśnie z szachami – ostrożność i podejrzliwość, planowanie, próba rozgryzienia przeciwnika, a wreszcie to, że, jak słusznie zauważył mężczyzna, oboje byli w dobrej sytuacji i mieli równe szanse – szanse na dowiedzenie się jak najwięcej i przemienienie tego pechowego spotkania w coś, co może być dla nich korzystne. Tak, trudno było ocenić, kto ostatecznie wyjdzie zwycięsko. Przynajmniej na początku. Czuła, że mężczyzna zdobywa nad nią przewagę. - Nie jestem aż tak naiwna, by tego nie wiedzieć. Wiem, że różnimy się od was jedynie ze względu na posiadanie mocy i konsekwencje tegoż, że jesteśmy różnorodne i każda działa – o ile działa – na własną rękę… Jesteśmy bardzo podobne do ludzi i dlatego chcę, byśmy były tak traktowane – oświadczyła, w większości spraw będąc szczerą. Nagięła prawdę jedynie w przypadku działania wiedźm – chociaż tyle mogła zrobić. To jeszcze nie był czas, by wprost potwierdzić istnienie większej, zorganizowanej grupy, a już na pewno nie mogła się przyznać, że do takiej należy. Słuchała uważnie, nie wtrącając się już ani razu. To był dobry moment, by zastanowić się nad paroma sprawami. Myślała o wielu rzeczach. O tym, czy o dzisiejszych wydarzeniach powinna kogokolwiek informować – doszła do wniosku, że zachowa je dla siebie, przynajmniej na razie. Czuła się źle z tą decyzją, bo zwykła nie mieć tego typu sekretów przed Ananke; wolała zaszkodzić sobie niż sprawie, a opuszczanie kraju przez potencjalne sojuszniczki królowej trudno nazwać korzystnym. Jednakże Lilith stała na zbyt niepewnym gruncie i nie potrafiła przewidzieć tego, jak się skończy jej rozmowa z brodaczem. Na chwilę obecną uznała, że opowiadanie królowej wszystkiego ze szczegółami nie jest konieczne. W tym konkretnym przypadku postanowiła pójść na pewien kompromis i przy najbliższej okazji wspomnieć niby mimochodem o problemie, ale nie zająkując się o mężczyźnie i szmuglu czarownic za granicę. Na razie. Jak będzie potem – czas pokaże. Następnie zastanawiała się, czy po tym wszystkim kiedykolwiek będzie mogła przyjść do Wishtown, niczym nie ryzykując, a jeśli tak – czy zakup peruki i nowej sukni wystarczy, by poczuć się bezpiecznie i uniemożliwić rozpoznanie. Czuła na sobie wzrok mężczyzny i się domyślała, co to przyglądanie się mogło mieć na celu, jednakże nie odwracała się; jedynie patrzyła gdzieś ponad nim, by moc nie uaktywniła się sama z siebie. Czasami zerkała na niego, by mieć pewność, że nigdy go z nikim nie pomyli. - Jesteś przedsiębiorcą, a ci zwykli dbać o swój szeroko rozumiany interes. Zapytam wprost: czy jest jakaś cena za twoją… szlachetność? – zapytała, nadal nie wykluczając możliwości, że za niewydaniem jej mogło kryć się coś więcej niż zwykła dobroduszność. |
| | | Frans Anker Skandynaw
Liczba postów : 99 Join date : 18/12/2016
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Pią Lut 01, 2019 6:45 pm | |
| Uśmiech nie schodził z jego twarzy, a jedynie lekko się powiększył, gdy usłyszał słowa Lilith. Zdecydowanie się z nią zgadzał. Poza ich rozmową świat toczył się jej dalej. Ludzie o rozmaitych historiach, problemach, czy przynależnościach przechodzili koło budynku biblioteki, zajmując się własnymi przemyśleniami, czy rozmowami. Dla nich i Frans i Lilith byli jednymi z wielu prawdopodobnie bogatszych mieszkańców, którzy nie chcieliby, ich rozmowa była słyszalna dla normalnego zjadacza chleba. I było to normalne i akceptowalne. I mało ważne. Ważniejszy był...śnieg. Z nieba zaczęły powoli sypać płatki śniegu, opadając czy to na kaptur i barki dziewczyny, czy też na Samego Norwega, które topniały przy spotkaniu z jego włosami. Na całe szczęście opad był całkiem lekki, lecz dodawał tylko do sytuacji, w której oboje się znaleźli. - Zgadzam się. No i też sojuszników można poznać w nieprawdopodobnych sytuacjach. - Odpowiedział spokojnie, wyjmując swoją rękę z kieszeni, przejeżdżając nią po swoich włosach. Mimo trzydziestu siedmiu lat wyglądał na młodszego i zadbanego co też bardzo mu pasowało. W konwersacjach na temat co jest ważniejsze: Wygląd czy Wiedza należał do strony, która twierdziła, że obie rzeczy są ważne. Mogłeś być głupcem, który wyglądał na mądrego i geniuszem, który wyglądał na głupca. Tak więc czemu ograniczać się do bycia jednym lub drugim, skoro mogłeś być i tym, i tym jednocześnie? - “Nas” - Powtórzył, spoglądając na kobietę. Zdawał sobie, że niektóre wiedźmy wyznawały, że nie są ludźmi, ale i też nie był osobą, która w to wierzyła. - Jesteś człowiekiem tak samo jak ja czy inni. Twoja moc nie sprawia, że stałaś się innej rasy. Ot każdy z nas posiada różne umiejętności czy to naturalne czy nie, ale wszystko sprowadza się do tego, że jesteś normalną osobą moja droga - Odparł, przedstawiając swoją własną opinią na ten temat i zaśmiał się lekko, słysząc o działaniach na własną rękę. Było to kłamstwo. Nawet jeśli sam nie wiedział o tym, że coś takiego jak Królestwo istniało (bo nie wiedział) posiadał na tyle wiedzy by twierdzić, że czarownice musiały zbierać się w większe grupy. - Nie zamierzam się wypytywać, czy działasz sama, czy nie, ale nie wierzę w to, że każda z was potrafiłaby działać sama. Osobiście jestem zdania, że na świecie istnieje kilka bardziej scentralizowanych grup czarownic. Łączenie się w grupy daje siłę i przetrwanie i też te grupy tworzą podziały na hierarchie, zasady, filozofie. Na tej zasadzie powstawały pierwsze Polis, jeśli interesuje cię historia tworzenia starożytnych ośrodków cywilizacji. - Frans uśmiechnął się szeroko i spojrzał na góry, wpatrując się w lekko zachmurzone niebo. - Trzeba tylko pamiętać, że w końcu Polis urosły do takich rozmiarów, że pojawiły się na mapie innych cywilizacji, co też zmusiło je do działań. Porozumień, sojuszy, czy też większej uwagi ze strony swoich wrogów. Niestety - Dodał. Chciałby jego wypowiedź była najbardziej transparentna i wyglądała na ciekawostkę, ale też jak ponad połowa ich rozmowy zawierała drugie dno. Nie było one ani ostrzeżeniem, ani radą a niewielką lekcją historii. Kto wie. Może to co mówi kiedyś jej i nie tylko się przyda. Jednak wyglądało na to, że nie brała go dalej za osobę, którą chciał dla niej być co było dla niego szczerze niepocieszające. Nie był byle łotrzykiem, który stał się na tyle bogaty i chciał więcej od życia. Mógł mieć wszystko, co materialne i niematerialne. Można było pomyśleć, że ilość władzy i środków, które posiadał sprawiały, że mógł posiąść przyjaźnie, miłości i nie tylko. I mógł. Ale czy były one realne? Otóż nie. I dlatego też mimo posiadania wielu współpracowników czy znajomości liczba jego przyjaciół była...bardzo niewielka. I też dlatego zdecydował się pokazać jej swoje niezadowolenie jej słowami. - Dbam o swój interes, uwierz. Ale nasza rozmowa się do tego nie zalicza. Nie jestem osobą która ciągle poszukuje sposobów by się wzbogacić bo doszedłem do momentu gdy jest to dla mnie naturalne. Pracowałem na to od momentu gdy osiągnąłem osiemnaście lat, przekładając służbę wojsku, rozwijanie swoich umiejętności czy wiedzy nad moje życie prywatne, w większości nieudane i niespełnione miłości i nie tylko. - Zaczął, nie za bardzo się przejmując tym że praktycznie karmi ją informacjami o sobie. I tak wiedziała o nim dość sporo, mimo że poznali się raptem dwadzieścia minut temu więc i też nie przeszkadzało mu odkryciu kilku faktów o sobie. Ba. Było to nawet potrzebne. - Dlatego też czuje się lekko obrażony przez twoje słowa. Jestem oportunistą i przedsiębiorcą, ale nie sprawia to, że zatraciłem swoje człowieczeństwo na rzecz pieniądza i sukcesu. Ale skoro nalegasz. - Tutaj ukłonił się lekko przed nią, chowając swoją lewą rękę za plecami. Tego na pewno się nie spodziewała . - Chciałbym poznać twoje imię. I zaprosić cię na kolacje - Stwierdził i uśmiechnął się lekko, przechodząc do normalnej już pozycji. Był naprawdę ciekawy jej reakcji. W końcu nie była to normalna rozmowa i sam nie chciałby stała się normalniejsza. |
| | | Lilith Topaz
Liczba postów : 87 Join date : 01/01/2019
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Nie Lut 03, 2019 3:03 pm | |
| Nie była aż tak spięta jak na początku. Wyglądało na to, że los się do niej uśmiechnął, najwyraźniej stwierdzając, że nawet perfekcjonista może czasami popełnić tak głupi błąd jak ona dzisiaj. Zaczęła nawet czuć pewną sympatię do stojącego przed nią mężczyzny, ale wspomnienia o pojmanym przez Inkwizycję ojcu nadal były zbyt żywe w jej pamięci, by czuła się w pełni zrelaksowana przy kimś, kto znał jej sekret, a nie należał do wiedźm lub oddanych zwolenników królowej. To chyba właśnie to uważała za niezwykłe – większość ludzi bałaby się i gardziła kimś, kto bez ich pozwolenia użył na nich swoich mocy, a Frans nie dość, że nadal z nią rozmawiał, to jeszcze się uśmiechał. - Buldog i wyżeł są do siebie podobne, a jednak uważamy je za dwie różne rasy – zauważyła swoim zwyczajowym, chłodnym tonem, uniosła jednak lekko kąciki ust. Subtelna zmiana, lecz godna odnotowania, zważywszy na to, że Lilith nie była zbyt ekspresyjna. – Rozumiem jednak i szanuję twój punk widzenia. Szczerze mówiąc, mimo że nie do końca się z nim zgadzam, chciałabym, by podzielało go więcej osób. Nie dawał się wodzić za nos. Z jednej strony Topaz lubiła inteligentnych ludzi, z drugiej – zdecydowanie trudniej było wcisnąć takim jakąś bajeczkę. Gdy Frans wspomniał o różnych poglądach i hierarchii poszczególnych grup, potwierdził, iż to nie przypadek, że nadal żyje, mimo tak barwnej przeszłości i – prawdopodobnie – wielu ludzi, którzy ucieszyliby się z jego śmierci. Mimowolnie Lilith przypomniała sobie rozmowę z Ananke, którą ucięły sobie jakiś czas temu – to, jak wyliczała różne grupy wiedźm: te pragnące spokoju i ukrywające się w wiosce czarownic, te wykorzystujące swoją magię w zbierającym różne indywidua Cyrku, a wreszcie te oddane królowej i sprawie. - Być może takie grupy istnieją, jak tak o tym mówisz, to nawet prawdopodobne… Do moich uszu nie dotarły jednak informacje o takowych. No, chyba że o zrzeszających fanatyczne, pozbawione kręgosłupa moralnego… kobiety, ale tego typu stowarzyszenia i tak nie przetrwają. – Wzruszyła ramionami, dalej idąc w kłamstwo. Przyznawać się do świadomego mówienia nieprawdy wtedy, gdy nie było jej to na rękę? Nigdy! – Z drugiej strony, cenię sobie wolność na tyle, że nigdy nie interesowało mnie dołączenie do kogoś. Zrobiła pauzę, wzrokiem odprowadzając przechodzącą koło nich kobietę po trzydziestce. Lilith celowo starała się unikać takich słów jak „wiedźmy” czy „czarownice”, ale i tak wstrzymała się chwilę, gdy uznała, że ktoś jest tak blisko nich, że mógłby coś usłyszeć. - Niestety – potwierdziła słowa Fransa. W końcu ona sama nie chciała być postrzegana jako ktoś na tyle ważny, by chcieć się go pozbyć. Jednakże, po chwili zastanowienia, dodała: – Choć jeśli ktoś chce wygrać, musi liczyć się z ryzykiem. Czy istnieje coś takiego jak bezpieczne zwycięstwo? A raczej… czy te polis mogły zwyciężyć wroga zupełnie bezpiecznie? – zastanowiła się i ponownie delikatnie uśmiechnęła. – Bynajmniej nie jest to pytanie retoryczne. Jej ostatnie słowa, te o cenie, były nietaktowne. Uświadomiła to sobie dopiero wtedy, gdy usłyszała niezadowolenie w głosie Fransa. Można by rzecz, że była wręcz upośledzona, jeśli chodzi o uczucia – teoretycznie znała się na psychologii trochę lepiej niż przeciętny Smith, a jednak od czterech lat tak bardzo bała się okazać słabość, zostać wykorzystaną, zdradzoną lub stracić bliskie jej osoby, że nauczyła się nie okazywać emocji, a z czasem także je do pewnego stopnia kontrolować. Mimo że coraz częściej łapała się na myśli, że to nie do końca dobre rozwiązanie, nie tak łatwo zmienić człowieka. Jego propozycja to ostatnie, czego mogła się spodziewać. Gdyby była tą samą osobą co parę lat temu, parsknęłaby śmiechem, ale teraz „jedynie” się uśmiechnęła – pełny uśmiech na jej twarzy to jednak coś naprawdę rzadkiego. - To naprawdę niewielka cena – stwierdziła z lekkim rozbawieniem. – Lilith – oznajmiła, nie bawiąc się w fałszywe imiona. Lekkomyślne? Być może, w końcu te kilka liter to, wbrew pozorom, bardzo ważna informacja. A jednak postanowiła zaufać mężczyźnie na tyle, by tym razem być szczerą. –Przyjmuję zaproszenie. I… Wybacz. Faktycznie trudno nazwać takie pytanie uprzejmym. Po prostu… osoby takie jak ja muszą być ostrożne. Do tego stopnia, że czasami ostrożność graniczy z paranoją. Choć myślę, ze to niewielka cena w zamian za gwarancję, że przeżyję jutrzejszy dzień. – Popatrzyła przepraszająco. |
| | | Frans Anker Skandynaw
Liczba postów : 99 Join date : 18/12/2016
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Nie Lut 03, 2019 11:09 pm | |
| Można było powiedzieć, że był zadowolony, widząc jak dziewczyna się luzowała, wraz z postępem rozmowy. Sam też był dość spokojny i zadowolony, że obróciła się w takim, a nie innym kierunku, bo zawsze, mogli się rozejść dobre parę minut temu, w dość nieciekawych warunkach. A tak wszystko szło po myśli obojga. - Kto wie. Może Nauka kiedyś wszystko wyjaśni i ludzie przestaną was traktować jako coś strasznego, a jako osoby warte uwagi. Mam nadzieje - Odpowiedział jej, uśmiechając się ciepło. Być może nie wszystkie były, ale stał przed taką, która definitywnie na nią zasługiwała. Zdecydował się ponownie spojrzeć w jej oczy, ale pamiętając o jej ruchach, by tego nie robić, domyślał się, że mogła nie mieć całkowitej kontroli nad swoją mocą. Cóż. Szkoda. Szczególnie że taka interakcja była dla niego kluczowa i zawsze mu się wydawało, że mógł kogoś obrazić, jeśli podczas rozmowy patrzył się gdzieś indziej niż na twarz osoby, z którą rozmawiał. Jej słowa apropo braku informacji o grupach wiedźm wokół Wishtown, za bardzo go nie dziwiły, ale też raczej im nie wierzył. Ot w tym momencie nie chciał na nią napierać, a i też wierzył jej, że nie zdecydowała się do żadnej dołączyć. Raczej wyglądała na taką, która sobie potrafiła sobie poradzić z wieloma rzeczami. - Cóż. To zawsze jakaś forma towarzystwa, choć można myśleć o innych, niż typowych klubach - Można było myśleć, że zszedł z toru, ale akurat wymawiał swoje słowa, kiedy przechodziła obok nich jakaś kobieta. Na całe szczęście jego słowa musiały brzmieć normalnie, bo i też nie przejęła się nimi i kontynuowała swoją drogę. Ich konwersacja szła naprawdę sprawnie, zakładając jak się rozpoczęła. Na pewno znaleźli wspólny język i nawet zgadzali się w kilku momentach, co było dla niego idealne. Lubił, gdy ktoś się z nim zgadzał. - Oczywiście, że istnieje. Ot trzeba poczekać na odpowiedni moment i wykonać ruch. Polis czasami same ogłaszały swoje istnienie światu, by zaskoczyć innych, i też, bo czas i stan świata sprawiały, że było to najmądrzejsze posunięcie - Połowa jego życia opierała się na takich posunięciach i oczekiwaniu na właściwy moment więc i też miał względne doświadczenie pozwalające mu na to własne stwierdzenie. Szczególnie że nie było w tym żadnej większej filozofii i naprawdę każdy mógłby dojść do ponownego wniosku. To, co było jednak najważniejsze to pozytywna odpowiedź Lilith na jego “żądania”. Wyglądało na to, że robiła to też z własnej nieprzymuszonej woli, a nie z grzeczności czy innych pobudek, co było zresztą widać poprzez jej uśmiech, więc był bardzo zadowolony tym faktem. Problemem było to, gdzie mógłby ją zabrać. Był zimny i spokojny wieczór więc wszystkie znane mu, porządne restauracje były pewnie pełne i musieliby czekać na stolik, co skreślało Diamentowy Kielich, a i też zabranie jej do gorszego miejsca nie było w jego stylu. Ale wpadł na pewien pomysł, który zakładał wcześniej wspomnianą restaurację oraz jego mieszkanie. - Lilith. Na pewno do ciebie pasuje. - Zaczął i rozejrzał się wokół, dopinając w głowie resztę swojej wypowiedzi. - Niestety obecna godzina i dzień sprawiają, że większość restauracji w centrum miasta jest wypełniona ludźmi, którzy także chcieli zjeść kolację, więc chciałbym zaproponować kolację w moim mieszkaniu. Nie jest to najlepsza opcja, ale mieszkam nad Diamentowym Kielichem, więc też mógłbym poprosić właściciela, o to by, posłał kelnerów z kolacją wprost do mojej jadalni. - Dokończył, zastanawiając się, jak zareaguje na zaproszenie do jego własnego mieszkania, ale też według niego była to druga najlepsza opcja zaraz po porządnej restauracji. I też w jego głowie narodziła się myśl, że jego dom mógłby być lepszy na swobodną rozmowę, na których tematy lepiej by nie usłyszały postronne rozmowy. Tak więc też nie nie zostawało nic innego, jak się ruszyć spod biblioteki. - Więc też, jeśli nie miałabyś nic przeciwko, myślę, że moglibyśmy się tam udać. - Dodał jeszcze i wyciągnął lekko swoje ramie, sygnalizując w ten sposób, że jest właściwie gotowy do drogi. |
| | | Lilith Topaz
Liczba postów : 87 Join date : 01/01/2019
| Temat: Re: Biblioteka publiczna Czw Lut 07, 2019 6:45 pm | |
| Jej dzisiejszy błąd był karygodny. Wiedziała to doskonale i nie miała złudzeń co do tego, że tylko ogrom szczęścia sprawił, iż nikt nie przechodził ulicą akurat wtedy, gdy użyła swojej mocy, a ta nie wywołała jakiejś… gwałtownej reakcji u mężczyzny. Każdy zachowywał się trochę inaczej podczas przeglądania jego własnych wspomnień, ponieważ nie do końca mógł się kontrolować i, szczerze mówiąc, Frans mógł to znieść dużo gorzej. No właśnie, Frans – zdawał się być nastawiony do wiedźm neutralnie lub nawet pozytywnie, a przecież Topaz nie musiała trafić na kogoś takiego. Co, gdyby właśnie w tym momencie prowadzono ją do siedziby Inkwizycji? To zaskakujące, jak wiele tego wieczora mogło wpędzić Lilith w poważne kłopoty. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna kusić losu i następnym razem być dużo ostrożniejsza, w końcu słynęła ze swojego zdystansowanego podejścia do praktycznie wszystkiego. A mimo to dzisiaj coś jej uderzyło do głowy i zachowała się tak nierozważnie… Odpędziła od siebie te myśli. Powinna na razie skupić się na pozytywach. W zaciszu swojego pokoju przemyśli dokładnie to, co zrobiła i jakie środki podejmie. - Również żywię taką nadzieję. Byle tylko nie popadać ze skrajności w skrajność – przytaknęła. Słysząc odpowiedź Fransa na pytanie o „polis” (w rzeczywistości Lilith chętnie podchwyciła tę swego rodzaju przenośnię), pokiwała lekko zamyślona głową. - Grunt to wyczuć odpowiedni moment – powiedziała cicho, znowu przypominając sobie rozmowę z królową. Gdy mężczyzna skonkretyzował swoją propozycję, szybko przeanalizowała wszystkie za i przeciw. Po chwili wahania stwierdziła, że chyba może na tyle zaufać Fransowi; poza tym kontynuowanie ich rozmowy w miejscu, gdzie każdy mógł ich usłyszeć, byłoby dosyć lekkomyślne, zważywszy na to, że poruszali dość… wrażliwe tematy. - Dobrze – odparła krótko, zbliżając się do niego i, uważając to za zwykłą formalność, dała się wziąć pod ramię. Ruszyli, z każdym krokiem oddalając się od miejsca, które już zawsze będzie się jej kojarzyło z dzisiejszym zajściem.
z/t x2 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Biblioteka publiczna | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|