|
|
Autor | Wiadomość |
---|
Fanny Szmaragd
Liczba postów : 348 Join date : 16/10/2016
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Sro Kwi 12, 2017 3:28 pm | |
| Fanny wiedziała, że została wreszcie dostrzeżona. W końcu wyraźnie widoczne było to, jak Zjawa się w nią wpatrywała, jak ją lustrowała. Zdawała się intensywnie nad czymś myśleć. Kim była zielonowłosa? Po co się do niej zwracała? Jak to możliwe, że ją widziała? A może nad czymś jeszcze innym? Prawdopodobnie, pani detektyw nigdy się tego nie dowie. Zresztą, nie miała zamiaru zatruwać sobie tym głowy. Gdy usłyszała ten zimny, demoniczny głos, to mimowolnie włoski na karku stanęły jej dęba. Ot, typowo ludzka reakcja. Nie można jednak powiedzieć, iż panna Morland bała się zjawy. Chociaż może powinna? Była raczej ciekawa tego, z czym (lub z kim) miała do czynienia, jak ona działała i dlaczego nie zdecydowała się na przejście na drugą stronę, w zaświaty. Pani detektyw zastanowiła się przez chwilę nad tym, czy gdyby po śmierci miała możliwość wyboru pomiędzy zostaniem tutaj jako duch, a przejściem na drugą stronę, to którą opcję by wybrała? Musiałaby lepiej poznać te stworzenia. To, czym się kierowały, to, co je tutaj trzymało, to, co było powodem, dla których zrezygnowały z możliwości opalania się na chmurkach, jeśli ta cała bujda głoszona przez klechów i kaznodziei miała w sobie chociaż krztę prawdy. Patrząc jednak na to, co się działo na tym świecie najpierw, prawdopodobnie zrobiłaby z życia kilku osób horror, a potem poszła dalej. A może w ogóle przestałaby sobie zaprzątać głowę tym światem, tylko od razu skierowałaby swoje oczy ku zaświatom? Któż to mógł wiedzieć? Fanny zastanowiła się chwilę nad zadanym jej pytaniem, które jednocześnie było groźbą zawieszoną w powietrzu, wplecioną między wyrazy, chociaż niezwykle jasną i klarowną. - Na początek może powiedz mi czym Ty tak naprawdę jesteś, bym wiedziała co nieco o Tobie, zanim poproszę cię o pomoc. Lubię wiedzieć, z kim mam do czynienia. - powiedziała, po czym usiadła na jakiejś ławeczce pod ścianą budynku. Wyciągnęła z płaszcza paczkę fajek, po czym wyciągnęła jedną i odpaliła ją srebrną zapalniczką. Założyła nogę na nogę, wolną rękę zaś położyła na oparciu. Noc była chłodna, ale jej to nie przeszkadzało zbytnio. Zaciągnęła się mocno, po czym wypuściła z ust chmurę dymu. Pozostaje jednak pytanie, dlaczego Fanny zapytała z czym ma do czynienia. Poza oczywistym zaspokojeniem ciekawości, wiedziała, że aby poprosić kogoś o pomoc musiała wiedzieć, kim tak naprawdę była ta osoba. I jaka była cena udzielenia tej pomocy. Nie można było przecież poprosić o pomoc pierwszego lepszego ducha, który się napatoczy, by potem ten duch wrócił i rzekł coś w stylu "dawaj duszę". Lepiej było wiedzieć na czym się stoi. Panna Morland jednocześnie zdawała sobie sprawę z tego, iż prawdopodobnie balansowała na granicy niebezpieczeństwa. W końcu była świadkiem tego, co ta istota potrafiła. |
| | | Vengeful Spirit Mściwy Duch
Liczba postów : 71 Join date : 07/02/2017
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Czw Kwi 13, 2017 1:09 pm | |
| Mściwa nie wiedziała skąd wziął się ten pogląd, że na końcu czeka człowieka to światełko w tunelu. Znała to trochę z innej perspektywy. Wiedziała, że przed samą śmiercią człowiekowi towarzyszy rozgoryczenie, smutek i desperacka chęć przedłużenia własnego żywota. Kiedy jej głowa została odcięta sama Zjawa nie widziała żadnego tunelu, ani tym bardziej nie została postawiona przed sądem bożym, który rzekomo czekał na każdego. Nie widziała bram niebiańskich, w których stał Święty Piotr, ani również otchłani piekielnych z Lucyferem. Widziała jedną rzecz, a była to pustka. Czuła się jakby była zawieszona pomiędzy życiem, a śmiercią. Posiadała swoją świadomość, jednak wokół niej nie było niczego. Jedynie istniała tam ciemność, ból oraz samotność, z których została wyrwana przez swoje wskrzeszenie. W trakcie tego zawieszenia miała naprawdę dużo czasu na przemyślenia i refleksję nad swoim życiem oraz postępowaniem, które doprowadziło ją do tego stanu. Wtedy dostała drugą szansę i powróciła na Ziemie jako Duch Zemsty, by niczym błękitna mścicielka dokonywać sprawiedliwości według swojego uznania, a nie kodeksów moralnych czy ziemskich praw. Dla niej nie miało znaczenia, że coś jest niedozwolone. Nie obchodziły ją skorumpowane sądy czy funkcjonariusze prawa. Ona wymierzała sprawiedliwość dokładnie taką jaką zażyczyły sobie ofiary. W swoim mniemaniu była jedyną osobą, która mogła złamać wszystkie zasady tego świata i nie ponieść żadnych konsekwencji tego czynu. - Istotnie mniej pysznym bytem lub lekkomyślnym. Jam jest Vengeful Spirit, Mściwy Duch – odpowiedziała jednocześnie komentując w ten sposób zachowanie Zielonowłosej, która jak gdyby nigdy nic rozsiadła się i zapaliła papierosa. Zjawa zastanawiała się czy kobieta traktowała ją poważnie, czy jednak uważała że ma przed sobą kolejny okaz. Dokładnie taki jak w cyrku, jednak jeśli zasugerowałaby Spirit bycie Koszmarem lub co gorsza uniżenie jej do poziomu zwierzątka w klatce to biada jej, oj biada. Nie uciekła jednak, a wystawiała się bezpośrednio na furię błękitnoskórej, która rozejrzała się na boki próbując dostrzec ewentualnych pomocników kobiety. Nic jednak nie zauważyła, ani tym bardziej nie wyczuwała w pobliżu nikogo poza ewentualnymi przestraszonymi ludźmi w domach, którzy mogli słyszeć całe to miażdżenie stoiska jednak nie mieli tyle odwagi, by sprawdzić co się dzieje. - Czego pragniesz? – zapytała ponownie Zjawa. Musiała mieć do niej jakiś interes, gdyż w przeciwnym wypadku po prostu ominęłaby ją szerokim łukiem lub uciekła. Ludzie nie nawykli do angażowania się w nie swoje sprawy, zwłaszcza gdy mogła im się stać krzywda. Fanny jednak najwyraźniej czegoś od Ducha chciała, a na dodatek nie była przestraszona pokazem umiejętności czy wyglądem Zjawy. Najpewniej ciekawość zaślepiła ją do tego stopnia, że nie zwracała uwagi na takie szczegóły lub najzwyczajniej w świecie widziała już podobne istoty. Równie przerażające oraz niebezpieczne dla śmiertelnika.
|
| | | Fanny Szmaragd
Liczba postów : 348 Join date : 16/10/2016
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Sro Kwi 19, 2017 6:57 pm | |
| Nie można powiedzieć, że Fanny miała kiedyś styczność z bytem takim, jaki stał przed nią. A raczej nad nią. Nie była jednak przerażona, gdyż nie raz widziała Koszmary, które wyglądały niesamowicie upiornie, potwornie. Vengeful jednak wyglądała bardziej...ludzko, a zatem i mniej przerażająco, chociaż zielonowłosa wiedziała, że pozory potrafią mylić. Wiedziała również, że tak było prawdopodobnie i w tym przypadku. Zdawała sobie sprawę z tego, iż w tym przypadku, najprawdopodobniej, miała do czynienia z bytem o wiele groźniejszym, o wiele bardziej niebezpiecznym, mimo iż wygląd nieco temu przeczył. Ale czy na pewno? W końcu, nie Venge nie wyglądała w końcu do końca ludzko. Płomienna czupryna, niebieski odcień skóry...to mogło być przerażające dla niektórych. Jak jednak zostało dobrze zauważone, pani detektyw była chorobliwie ciekawa. Czy i w tym przypadku okaże się, iż ciekawość to pierwszy stopień do piekła? Sposób jej wysławiania się przywodził na myśl ludzi, którzy żyli dawno dawno temu. Możliwe również, iż żyła całkiem niedawno. Któż to wiedział? - Czego pragnę? - zapytała retorycznie. Udała chwilę zastanowienia, chociaż wiedziała, iż mogła być już teraz postrzegana jako osoba pyszna i arogancka. Zresztą, zostało jej to powiedziane wprost. - Faktycznie, jest coś czego pragnę, ale zanim wyrzeknę swoją prośbę, chciałabym się dowiedzieć jeszcze, jaka jest cena twojej pomocy? Chcę wiedzieć, na czym stoję. - powiedziała, spoglądając na kobietę wzrokiem, który aż ociekał ciekawością. Bo czegóż mógł chcieć duch? Pieniędzy? Nie, to napewno nie to. Względów? Władzy? Na co duchowi takie rzeczy? Wnioskować by można, iż zechce coś, co uczyni ją silniejszą, potężniejszą. Dusze? Wspomnienia? Sama nie wiedziała. Miała przy tym nadzieję, iż Vengeful zejdzie do niej, by zielonowłosa mogła się jej przyjrzeć, bo mimo iż nosiła okulary, to jednak jej wzrok nie był doskonały. Był raczej...przeciętny, więc kobieta musiała wytężać wzrok, by dojrzeć coś więcej, niż tylko sylwetkę ducha. |
| | | Vengeful Spirit Mściwy Duch
Liczba postów : 71 Join date : 07/02/2017
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Nie Kwi 23, 2017 2:30 am | |
| W Wishtown był doprawdy niezły gabinet osobliwości. Poza tym, że mieszkali tu też zwykli ludzie i paliło się na stosach czarownice, a światem praktycznie rządziła organizacja samozwańczych zbawicieli, to jeszcze były tu takie specyficzne perełki jak chociażby Cyrk. Tamci różnili się nieco od Inkwizycji oraz mieszkańców. Przełamywali tabu i lęk przed nieznanym, byleby dostarczyć ludziom rozrywki oraz wrażeń. Ryzykowali skupiając wokół siebie czarownice oraz nosicieli. Te grupki łapały Koszmary i pokazywały je publiczności w bliżej nieznany sposób. Może po prostu mieli kogoś kto za pomocą swojego daru pozwalał tymczasowo zrobić z kogoś nosiciela? Ważne jednak było to, że zdarzały się w mieście osoby, które nie uciekały na widok Spirit i zarazem nie należały do zaprawionej w bojach Inkwizycji, a do ciekawskich śmiertelników z Cyrku. Sądząc po włosach Fanny i obecnie panującej modzie to chyba tylko tam by zagrzała miejsce. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że Zjawa również zaczęła odczuwać ciekawość oraz fascynację tą śmiertelną duszyczką, a to był już progres. Gniew był stopniowo wygaszany przez pytania rojące się w głowie Ducha. „Jakie są jej pragnienia i czego ode mnie oczekuje? Czyżby była szalona lub łaknęła wrażeń do tego stopnia, że stawia swe życie na szali?”. Mniej więcej takie myśli krążyły po jej głowie i przed dokładnie takim zachowaniem ostrzegała swoją kontrahentkę. Oczywiście zanim potraktowała ją w bardzo nieprzyjemny sposób cząstką swojej mocy, by ukazać jej nieco inny obraz rzeczywistości. Zdarła wtedy z oczu Astaroth te różowe okulary, przez które artystka patrzyła na świat. Jeżeli dla niej było to tak istotne i faktycznie było to jej sensem życia to przetrwa tą próbę charakteru. Vengeful potrzebowała kontrahentów, jednak nie znaczy to, że o nich nie dbała. Wręcz przeciwnie, dla niej byli najważniejsi i pod tym względem nie okłamała Cyrkówki, że jest wyjątkowa. Nie ma dwóch takich samych osób na świecie, a bycie własnością żądnej zemsty Zjawy jest jeszcze dodatkowym atutem podkreślającym ten stan. - Są trzy zasady. Pierwszą oko za oko, co dasz to otrzymasz z nawiązką. Jeśli którakolwiek z nas zginie to pakt zostanie anulowany. Ostatnia pozwala mi okazać łaskę gdy człowiek, nędzna istota okażę szczerą skruchę za swe czyny. Ceną jest zasada pierwsza oraz bycie naznaczoną przez całe życie – rzekła enigmatycznie Zjawa podchodząc nieco bliżej kobiety, praktycznie zatrzymując się na 10 metrów przed nią i zerkając na nią swymi czerwonymi ślepiami, które gdyby mogły to przebijałyby teraz Fanny na wylot. Chciała się przewiercić do jej wnętrza i zobaczyć cóż Hipnotyzerce roiło się w głowie. Spirit jednak nie powiedziała czego dokładnie będzie chciała w zamian, gdyż po prostu Morland jeszcze nie wypowiedziała swojego życzenia. Duch nie negocjował i po prostu wyceniał jak sprawiedliwy lichwiarz. Człowiek mógł jedynie doprecyzować warunki umowy oraz zakres usług, jednak nie mógł bezpośrednio wpłynąć na cenę. Jedynym realnym wpływem byłoby zwężenie lub poszerzenie zakresu prośby, którą składano duchowi. Nie mógł się jednak potem z tej umowy wycofać, chyba że nie została wypełniona do końca. Rzadko się to zdarzało, jednak było możliwe przy odpowiednich okolicznościach. Stopniowo błękitny płomień Zjawy malał wraz z jej uspokajaniem się. Znikała również powoli biała grzywa, która sięgała wcześniej pleców Ducha, a teraz już tylko ramion. Może to i dobrze, bo kto wie co mogłoby się stać gdyby nadnaturalną istotę rozzłościło cokolwiek w tym momencie. Zwłaszcza po tamtej kłótni, do której pewnie kiedyś jeszcze wróci. W końcu będzie musiała odwiedzić połykaczkę ogni i sprawdzić jak się miewa oraz czy nikt nie położył łapsk na własności Ducha. Niechybnie taka osoba by je straciła. - Czego pragniesz? - ponowiła Zjawa już odrobinę ponownie zirytowana. Zemsta do najcierpliwszych nie należała. Zwłaszcza, gdy nie odzyskała jeszcze pełni dobrego... no względnie dobrego nastroju. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Pon Lis 19, 2018 1:43 pm | |
| Jedna dorożka mknęła w drogę powrotną na tyle szybko, na ile pozwalał stangretowi jego zdrowy rozsądek i umiejętność określenia równowagi między potrzebą pracodawczyni a bezpieczeństwem. Żadna to dla niego była nowość, wszak niemal każdy dzień kobiety, której sprzedawał swoje usługi, wypełniony był rozmaitymi zajęciami, głównie skupiającymi się na sprawowaniu opieki nad odziedziczonym biznesem. Czasem zdarzało się tak, że praca zmuszała dr Noita do wyjazdu poza klinikę, aby klienta obsłużyć na miejscu i bardzo często bywali to członkowie śmietanki towarzyskiej, z którymi dobra znajomość przynosiła wiele korzyści. Pośpiech był wskazany nie tylko w jedną stronę, ale także w drodze powrotnej, gdyż Deneve nigdy do końca nie ufała zatrudnionemu personelowi – w szczególności członkom rodziny, których sprowadzała do swojej kliniki – i zawsze lepiej się czuła, gdy znajdowała się w pobliżu, nad wszystkim trzymając pieczę. Jeśli najświetniejszy lekarz Wishtown musiał opuścić na jakiś czas rezydencję, dla Deneve za każdym razem była to mała tragedia, gdyż nabierała przekonania, że bez niej szansa na to, iż ktoś spartaczy robotę, niebezpiecznie wtedy wzrastała. Na nieszczęście w czasie drogi doszło do komplikacji opóźniających powrót do posiadłości. W pewnym odcinku dwa dostępne rozwidlenia zostały zablokowane przez członków Inkwizycji w jednej i tłumek gapiów zagonionych w drugą tak, aby nie blokowali przejazdu w prosto prowadzącą drogę. Lekarkę, choć jej obojętna mina nie wskazywała na jakąkolwiek emocję, przeszły ciarki. Kobieta doskonale zobaczyła zajście przez okienko dorożki, które odsłoniła, gdy poczuła, że konie zwalniają. Niestety ta jedyna droga prowadziła prosto w ulice targowe, gdzie przejazd utrudniały nie tylko stoiska, ale jeszcze większa ilość ludzi, którzy przychodzili tam załatwić sprawunki. Albinoska westchnęła ciężko, bo wiedziała już, że będzie ją to kosztowało wiele cierpliwości. Nie musiała nawet patrzeć na zegarek schowany w kieszonce kamizelki. W głowie automatycznie uruchomił się jej taki jeden czasomierz naliczający, ile czasu już zmarnowała tego dnia. „Gorzej mogłoby być tylko wtedy, gdyby zatrzymała mnie Inkwizycja” – pomyślała Dev. Całe szczęście nie miała powodu do obaw, bo nikt bez ważnego powodu nie zatrzymywałby powozu, którego oznaczenia wprost wskazywały, że należy do jej kliniki, bo na takie wyprawy „biznesowe” właśnie wybierała tę. Doktorka myliła się jednak co do tego, że nikt jej bezpośrednio nie zatrzyma...
Ostatnio zmieniony przez Devil dnia Pon Gru 10, 2018 1:12 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Pon Lis 19, 2018 5:47 pm | |
| Ten dzień nie należał do zbyt udanych. Żaden ze sprzedawców, z którymi rozmawiała Merveille, nadal nie był skory do wyjawienia jej położenia Czarnego Rynku, mimo że starała się tego dowiedzieć od czasu, gdy ktoś powiedział jej o jego istnieniu, czyli ładnych paru tygodni. W końcu miejsce pełne nielegalnego towaru otworzyłoby przed nią tyle możliwości... Pocieszała się w myślach, że niedawno nawiązała dobrze się zapowiadającą współpracę, ale nie zmieniało to tego, że jej nieodłączny uśmiech dzisiaj był trochę wymuszony. Pchała wózek wypełniony jabłkami, które obiecała sprzedać. Miała nadzieję, że dzięki temu pewien mężczyzna spojrzy na nią przychylniejszym okiem i wyjawi jej w końcu tak ciekawiącą ją informację. Od początku ten konkretny sprzedawca najbardziej entuzjastycznie reagował na pomoc panny Ambler w różnych sprawach. Tych mniej i bardziej legalnych. Jednakże patrząc na wciąż dużą liczbę owoców w wózku, dziewczyna zaczęła wątpić, że uwinie się z tym w ciągu dnia, bo nikt nie kwapił się do kupowania. Wtedy oczom handlarki ukazał się powóz. Zagwizdała cicho. Gdyby ją było stać na coś takiego... Oczy się jej zaświeciły, gdy coś sobie uświadomiła. Jeśli ktoś się tak woził, to na pewno kupienie dwóch kilogramów tych durnych jabłek nie było dla niego dużym wydatkiem, prawda? Prawda?! Gdy dorożka znajdowała się jakieś osiem metrów od Merv, ta zablokowała drogę wózkiem i stanęła przed nim, machając rękoma. - Piękne, dojrzałe i czerwone, pyszne w całości i krojone! Kto mógł, a nie spróbował, ten później tego żałował! - krzyczała na cały głos, starając się zagłuszyć ewentualne "Zjeżdżaj stąd!". - Upewniam panią, pana i stangreta, że cel podróży może poczekać! Okazjonalna to cena, pewni, mili państwo, bądźcie, bierzcie, kupujcie, potem mnie za blokowanie drogi sądźcie! - dodała, widząc spojrzenia naocznych świadków: jedni wyglądali na zirytowanych, drudzy na rozbawionych. Ciekawe, do której grupy należała osoba wewnątrz powozu... |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Pon Gru 10, 2018 1:18 pm | |
| Nie inaczej jak podejrzewała Deneve, dorożka zwolniła do iście żółwiego tempa. Nawet konie zdawały się poirytowane przebieraniem kopytami wręcz w miejscu. Stangret robił, co tylko mógł, by nie pozostawać w bezruchu i chociaż trochę posuwać się do przodu. Ludzie widząc powóz starali się usuwać z drogi, lecz nie mieli za bardzo gdzie się wcisnąć, toteż wszystko to szło w powolnym dosyć tempie. Aż do pewnego momentu... gdy pojazd nagle zatrzymał się całkowicie, co nie uszło uwadze siedzącej w środku albinosce. Podniosło się jej ciśnienie, nie było nic gorszego niż utknięcie przy jednoczesnym śpieszeniu się do obowiązków, a mnóstwo ich przecież czekało Deneve w rezydencji. „...Ta Inkwizycja, zawsze przez nią jakieś problemy.” – pomyślała lekarka, bo oczywiście znalazła się w słabo przejezdnej ulicy właśnie przez niezaprzeczalnie pełną zaangażowania akcję złapania jakiejś wiedźmy, w związku z czym postanowiono zablokować ulicę, którą jej stangret chciał jechać. Pytanie, co tym razem się stało? Wpadli na korek innych powozów, które wcześniej tu wjechały? A może przestrzeń między straganami stała się tak wąska, że przyjdzie czekać im do wieczora, aż tłum się przerzedzi...? Jednak, jak się chwilę później okazało, nie było to ani jedno, ani drugie. Zwyczajnie ktoś z premedytacją stanął na środku drogi, a mężczyzna musiał wstrzymać konie. – Zejdź z drogi, panienko, to niebezpieczne! – zawołał mężczyzna ze swojego miejsca na powozie. – Spieszymy się! Tylko że dziewczę nic sobie nie zrobiło z tych nawet uprzejmie wypowiedzianych słów, więc jak stanęli, tak stali dalej. Deneve zdążyła w tym czasie uchylić odrobinę drzwiczki, żeby dowiedzieć się, co zaszło i usłyszała każde natrętne słowo zachęty do kupna towaru oferowanego przez dziewczęcy głos, który zdawał się, mimo ogólnego hałasu wokół, lekko znajomy. Acz ta myśl zakiełkowała w umyśle lekarki gdzieś na jego skraju, nie zwróciła na to większej uwagi, wszak miała na co dzień do czynienia z wieloma ludźmi, trudno byłoby się od czasu do czasu nie doszukać w tłumie jakiegoś znanego jej głosu. – Panienko, powtarzam, proszę zejść z drogi. Nie widzisz? Jesteśmy z kliniki i czas akurat jest dla nas istotny! – mówił nadal bez zdenerwowania, choć wewnętrznie mógł być nieco zirytowany faktem, że sprzedawczyni jabłek go zignorowała. Ale mężczyzna nie był ulicznym woźnicą, więc wydzierać się z przekleństwami na przechodniów po prostu mu nie przystawało. To ostatnie czego można się po nim było spodziewać. – Louis, co się dzieje? Deneve w końcu uchyliła drzwi mocniej. Założyła cylinder na głowę i wychylając się na schodkach z laską pod pachą, zerknęła w stronę powożącego, a potem na... Merveille. Kto by pomyślał...
Ostatnio zmieniony przez Devil dnia Pią Sty 04, 2019 12:14 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Czw Gru 13, 2018 7:39 pm | |
| Trwając w błogiej nieświadomości tego, że całkiem niedaleko ktoś inny miał dużo większe problemy niż rozwijanie interesu, dziewczyna uparcie ignorowała uprzejme prośby o zejście z drogi, jedynie na chwilę wątpiąc: wtedy, gdy usłyszała słowo "klinika". Miała nadzieję, że nie będzie pośrednim powodem pogorszenia się czyjegoś stanu, mimo wszystko nie lubiła poważnie szkodzić osobom, które nic jej nie zrobiły... Gdy usłyszała nowy głos i ktoś uchylił drzwiczki powozu, Merveille stała się czujna i gotowa do biegu. Zastanawiała się, czy dopięła swego i pozbędzie się towaru, czy może jednak powinna czym prędzej brać nogi za pas. Zmierzyła wzrokiem eleganckiego pasażera i... zamarła. Nie było mowy o pomyłce. Znała tylko jedną osobę o dosłownie białej karnacji. Mimowolnie uśmiechnęła się szeroko. Tak, nie miała wątpliwości, od ich ostatniego spotkania minęło trochę czasu, ale zbyt mało, by Deneve mogła się zmienić nie do poznania. Handlarka niezbyt wierzyła w przeznaczenie, ale jednocześnie jeszcze mniej w zbiegi okoliczności, toteż nie wiedziała, jak wyjaśnić samej sobie, że oto miała przed sobą panią doktor. Nagle sprzedaż owoców przestała być priorytetem Merveille, choć i tak wciąż znajdowała się wysoko na jej liście rzeczy do zrobienia, w końcu inaczej młoda czarownica nie byłaby sobą. Dziewczyna pociągnęła wózek za sobą i pośpiesznie ruszyła w stronę Deneve, tym samym przestając blokować drogę. Z boku musiało to wyglądać na ostatnią próbę przekonania kobiety o wyższości jabłek nad resztą świata i, w konsekwencji, zarobienia trochę pieniędzy, lecz Mer powiedziała coś zupełnie z tym niezwiązanego: - Witam - zaczęła, mając nadzieję, że niezupełnie zraziła do siebie Deneve. - Nie spodziewałam się, że jeszcze raz cię zobaczę. Nie żeby mi to przeszkadzało - przyznała z uśmiechem na ustach. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Pią Sty 04, 2019 2:50 am | |
| Spotkanie zaskoczyło Deneve. Zaprawdę...Kto by pomyślał? – raczej nie miała okazji ponownie zetknąć się z osobami, które napotkała podczas swoich podróży. „Ale może to i dobrze..?” – przemknęło jej przez myśl. Obecnie albinoska była zdecydowanie inną osobą niż dawniej. Życie poza domem przywróciło jej znaną z dzieciństwa empatię oraz jakąś taką wrażliwość na otoczenie, podczas gdy obecnie do człowieka w potrzebie odniosłaby się z dosyć mechanicznym podejściem pozbawionego choćby cienia współczucia: obowiązek wypełniony, pora przejść do kolejnego. Pewne rzeczy udawała... jeżeli wypadało, ale nic zupełnie nie czuła. Żadna wewnętrzna reakcja nie zmuszała jej do przejmowania się czyimkolwiek losem bardziej niż następnym posiłkiem. Lecz były to zmiany, które trudno było dostrzec na pierwszy rzut oka. Inaczej sprawa wyglądała z aparycją, bo tutaj Merveille (jeśli jej wspomnienia nie były zbyt mgliste) to mogła wychwycić kilka różnic. Na pierwszy plan wychodziło lepiej dopasowane i wyraźnie lepszej jakości odzienie równające się całkiem sporej sumce funtów. Co prawda tamtego czasu nieczęsto musiała martwić się o przetrwanie, jednak jej przychody były nieporównywalnie mniejsze od odziedziczonego i rozrastającego się majątku. Mocno podkrążone oczy świadczyły o poważnych problemach ze snem, chociaż bardziej by pasowało określenie „przepracowanie”. Kiedy dziewczyna zeszła z drogi, stangret odzyskał nadzieję, na wznowienie podróży przez miasto. – Ta mała zeszła, chyba możemy ruszać – powiedział Louis. – Zaczekaj chwilę... – odparła Deneve, nadal mając Merveille w polu widzenia. Widziała, jak ta próbuje się przedostać przed powóz. Prawdę mówiąc w głowie Dev rozgrywał się dylemat, jak potraktować owo niespodziewane, ponowne spotkanie. Kilka wspomnień wyskoczyło z szufladek pamięci i albinoska niekoniecznie była z tego faktu zadowolona, choć sama Merv nie miała z nimi nic absolutnie wspólnego poza tym, że wszystko działo się w czasie, w którym podróżowała razem z bliską sercu kobietą... Zdecydowanie wolała uniknąć pytań o dalsze losy, najlepiej, gdyby nigdy nie zaistniały w głowie napotkanej dziewczyny. – Właśnie tak mi się zdawało, że słyszę znajomy głos. Widzę, że zmysły mnie nie oszukały. – powiedziała i w tym samym momencie zeszła z ostatniego stopnia schodków, po czym stanęła na brukowanej ulicy, wspierając się na lasce. – A ja nigdy nie pomyślałabym, że kiedyś trafisz do Wishtown. Co ciebie tutaj sprowadza? Deneve zerknęła na zegarek na łańcuszku, wsuwany do kieszonki kamizelki. To już chyba należało zaliczyć do tików... – Prowadzisz tutaj jakiś swój interes? – zapytała. |
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Wto Sty 08, 2019 12:09 pm | |
| Z bliska Merveille mogła lepiej się przyjrzeć Deneve. Jej uwadze nie umknął zadbany ubiór pani doktor – dziewczyna od dawna na podstawie tego, co ktoś miał na sobie, dosyć trafnie oceniała jego status społeczny, a czasami nawet mogła zgadnąć, czym owa osoba zajmuje się na co dzień. Właśnie dlatego tak ją frustrowało to, że nie mogła sobie przypomnieć, w co ubrana była albinoska, gdy się poznały. Tuż po – w gruncie rzeczy bezsensownej – bójce Merv bardziej się przejmowała tym, by jak najszybciej wrócić do pełni sił. Jednakże było coś, co młodej czarownicy nie pasowało. W jej pamięci pozostał obraz osoby ciepłej i przejmującej się losem innych, teraz zaś odczuła pewien dystans. Stwierdziła jednak, że to dziwne wrażenie jest spowodowane tym, od jak dawna się nie widziały. No właśnie, minęło tyle czasu, a jedyną poważniejszą zmianą w moim wyglądzie są skrócone włosy – pomyślała nieco przygnębiona. Mogła sobie wmawiać, że to nic takiego, ale tak naprawdę miała kompleks na punkcie jej dziecięcej urody. Jakby nie patrzeć, gdyby jej życie potoczyło się inaczej, teraz kończyłaby szkolenie na balsamistę i rozglądała się za kandydatem na męża. Co ją sprowadza do Wishtown? Mimowolnie uśmiechnęła się szerzej. Na usta cisnęło jej się jedno słowo: „sentyment”, ale wiedziała, że w jej przypadku jest to najgorsza odpowiedź z możliwych. Amber Brown nie żyła, a Merveille Ambler nigdy wcześniej nie była w Wishtown. - Ciekawość – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Tak, była ciekawa tego, czy i co się tu zmieniło; ciekawa miejsca, gdzie ścierały się ze sobą przeciwne światy. A wreszcie chciała sprawdzić, czy uda jej się patrzeć na znajome miejsca nie jako ktoś, kto powrócił, a kto przybył tu pierwszy raz, kto umie odciąć się od przeszłości. Nie. Nadal tego nie potrafiła. Z tyłu jej głowy pojawiła się myśl, że mogłaby również zapytać o to, jak kobieta tu trafiła, ale Merveille wiedziała, że targ nie był najlepszym miejscem na długie wspominki. Na razie postanowiła się z tym wstrzymać. Sprawdzenie zegarka przez Deneve nie umknęło uwadze dziewczyny. Jak powinna odczytać ten gest? Zniecierpliwienie? Upewnienie się, że ma czas? Nawyk? - Interes? – powtórzyła, dając sobie chwilę na ułożenie odpowiedzi. Mogłaby potraktować to jako wymianę formalności, ale wiedziała, że powinna wykorzystać nadarzającą się okazję. – Zależy, co rozumiesz przez „tu”… Jestem w pracy dwadzieścia cztery na dobę, a każde miejsce, na tym placu zaczynając, a na zwykłej uliczce kończąc, jest dobre, by ubić interes. Handluję… prawie wszystkim. Nie tylko owocami – dodała, uśmiechając się lekko. – Niezwykłe, ilu ciekawych, mających wiele do powiedzenia ludzi można poznać, nie ograniczając się… naprawdę różnych ludzi – podkreśliła, zastanawiając się, czy jej aluzja była wystarczająco jasna, a jeśli tak – czy udało jej się zainteresować Deneve. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Nie Sty 20, 2019 7:53 pm | |
| Lekarka odczuła na sobie porównawcze spojrzenie, jednak nieszczególnie się nim przejęła. Była obrazem przepracowania i jakiegoś wyprania z emocji. Pozwoliła sobie tylko na jedną dosyć gorzką myśl: „Patrz, jak się kończy ślepe podążanie za ambicją. Dokładnie tak, jak widzisz”. Na szczęście Dev nie wypowiedziała tej trafnej samooceny na głos, po prostu schowała zegarek z powrotem do kieszonki. Kobieta była świadoma, że taki gest odbierano jako niegrzeczny w stosunku do rozmówcy. W przypadku większości osób, wśród których się obracała, byłaby w stanie wykonać go z premedytacją, bez żadnych oporów uświadamiając kogoś, że właściwie to ma lepsze zajęcia w planie, lecz w obecnej chwili nosił znamiona zwykłego odruchu, ewentualnie bardziej niż „nie mam dla ciebie czasu” mówiącego „muszę się upewnić, że na pewno go mam”. „Ciekawość” – czy swego czasu nie to samo pokierowało jej nogami w drogę powrotną do Wishtown? Zgadza się, nic innego, tylko ciekawość i chęć osiągnięcia czegoś w życiu. I w sumie do tej pory nic się nie zmieniło, a nawet osobiście Doktoryna wysuwała wniosek, że tylko to pcha ją do przodu. – Wybacz. Dobrze, że po tamtej bójce nadal cieszysz się dobrym zdrowiem – powiedziała. Lekarka raczej nie dostrzegła żadnych oznak tego, że dziewczynę ostatnimi czasy dotknęły podobne nieprzyjemności. Być może teraz unikała otwartych konfliktów, szczególnie że na pewno trzeba było zawrzeć trochę znajomości w nowym miejscu. – Cóż, to podobnie jak ja. Teraz też. Wracam z pracy, można powiedzieć, do pracy. Jak zapewne zdążyłaś zauważyć, nadal zajmuję się tym, co wcześniej... Doszło mi jednak wiele innych obowiązków. Rodzinne interesy, formalności, utrzymywanie znajomości, a także... problemy z konkurencją, ciągłe dbanie niesprowadzenie na siebie zainteresowania Inkwizycji, konflikty z krewnymi... Wszystko to sprawiało, że dzień miała wypełniony po brzegi, a jeśli znajdywała wolną chwilę, to okazywało się często, że woli ją poświęcić badaniom niż rzeczywistemu odpoczynkowi. Obawa o czas stanowiła dla kobiety rzecz codzienną, naturalną. – Mówisz, że handlujesz, ale odnoszę wrażenie, że równie mocno zależy ci na znajomościach, na przykład z tego zajęcia płynących. – stwierdziła albinoska w pewnym momencie, po czym dodała, chcąc Merveille nieco pociągnąć za język, gdyż wydawało się jej, że dziewczyna ma więcej do powiedzenia niż faktycznie mówiła: – Chyba się nie mylę? Czy po prostu chodziło o sprytne pozbycie się jabłek poprzez zagadanie, czy o coś zupełnie innego? To było niemożliwe do rozpoznania dla Deneve. Ale skoro już wyszła z ledwo jadącego w tłumie powozu, a jedyna perspektywa jaka ją czekała w najbliższych godzinach to ślimacza jazda zawalonymi uliczkami, równie dobrze mogła zamienić się w słuch. Albo ewentualnie kupić te cholerne jabłka. Kucharki w klinice znalazłyby dla nich przeznaczenie. – Ale może ty chcesz coś ciekawego usłyszeć. Możesz się spodziewać, że wpakuje się tutaj więcej wozów, niekoniecznie dostawczych, bo Inkwizycja zablokowała dwa rozwidlenia na skrzyżowaniu przed targiem. |
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Pon Sty 21, 2019 7:26 pm | |
| Młodsza z czarownic przytaknęła. - Też mnie to cieszy – przyznała. – Trochę zmądrzałam od tamtego czasu. Teraz wiem, kiedy trzeba wiać – dodała w myślach. – Tamta bójka… chyba chodziło o różnicę poglądów, a paru członkom grupy puściły nerwy. Chyba. To było takie… bezsensowne i niepotrzebne. - Obecnie staram się trzymać się z daleka od głupków bez widoków na przyszłość – dodała po chwili, ciszej. Uśmiechnęła się, ale nie był to szczery uśmiech. – To trochę śmieszne. Byli ode mnie silniejsi, a koniec końców to oni skopali sobie życie, nie ja. Kradzieże sklepowe, kieszonkowstwo, żebranie, naciąganie – Merveille nie była do końca pewna, jakie uczucia wzbudzały w niej owe hasła, idealnie obrazujące to, czym niegdyś się zajmowała. Z jednej strony wiązały się z wieloma przykrymi wspomnieniami, z drugiej zaś czuła dumę, wiedząc, że… jej się udało. Tak po prostu. Jej życie nadal było dalekie od ideału, ale robiła krok za krokiem do osiągnięcia swoich celów. Nie umarła z głodu, chłodu, przez pobicie; nie skończyła za kratkami albo na łasce i niełasce ludzi silniejszych, bardziej wpływowych, uniknęła upokorzenia. Większość dzieciaków, z którymi parę lat temu trzymała się razem, nie miało tyle szczęścia. Nie lubiła myśleć zbyt długo o przygnębiających rzeczach. Skupianie się na pozytywach było zdecydowanie bliższe jej naturze, dlatego po chwili wyprostowała się i rozchmurzyła. - Mam nadzieję, że z tymi obowiązkami idzie satysfakcja – oświadczyła, szczerze życząc swojej dawnej wybawicielce jak najlepiej. Zauważyła przepracowanie lekarki, ale – a może właśnie dlatego – miała nadzieję, że to przejściowe, nieświadoma tego, jak bardzo się myliła. Trafna uwaga Deneve trochę zaskoczyła Merveille, co można było dostrzec bez trudu. Na jej twarzy jednak po chwili pojawił się uśmiech. To, że rozmowa zeszła na te tory, w pełni jej odpowiadało. Chwilowe zmieszanie ustąpiło pewności siebie. - Jesteś bardzo blisko prawdy – przyznała. – Handel stoi u mnie na pierwszym miejscu… ale czyż nie wiąże się on bezpośrednio z tym, że codziennie widuję się z innymi ludźmi? Gdybym nie chciała tego sprzedać, nie spotkałabym cię. – Wymownie spojrzała na wózek z zawartością. – W Wishtown żyje zbyt wiele... interesujących osobistości i za wiele się dzieje, by tego nie zauważyć. A korzyści płynące z takiego stanu rzeczy są liczne: poznanie nowych osób, szybsze rozwijanie interesu, mniejsze ryzyko, że ktoś wykorzysta twoją niewiedzę, możliwość pomocy innym… no i zaspokojenie ciekawości. – Wyliczała na palcach, celowo nie mówiąc cisnącego się jej na usta słowa: „pieniądze”. Wiedziała, że ten jeden wyraz można ubrać w zdecydowanie ładniejsze określenia. – Wiedza to skarb – stwierdziła. – A handlować można rzeczami nie tylko materialnymi – oświadczyła lekkim tonem, wzruszając ramionami. Rozgadała się. Uświadomiła to sobie dopiero wtedy, gdy skończyła mówić. Czy powiedziała za dużo? Może powinna w pewnym momencie ugryźć się w język? Ostatnie słowa Deneve sprawiły, że Merveille natychmiast skupiła na niej całą swoją uwagę, odrzucając na bok roztrząsanie tamtej sprawy. „Inkwizycja” – o ile pojedyncze osoby należące do tej organizacji miały nawet szansę na zdobycie sympatii siedemnastolatki, ilekroć słyszała nazwę tej organizacji, robiła się nerwowa. Ostatnio raczej rzadko korzystała ze swojej mocy, na dodatek praktycznie zawsze w wiosce czarownic, ale to nie zmieniało tego, że widok charakterystycznych płaszczy z kapturem napawał ją w pełni uzasadnionym strachem. Z drugiej strony odzywała się w niej ta przeklęta ciekawość, każąca dopytać Deneve o szczegóły: - Wiesz może… Dlaczego to zrobili? Widziałaś coś? – spytała niepasującym do niej, poważnym tonem. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Pon Mar 18, 2019 11:39 pm | |
| Kobieta wysłuchała uważnie swojej rozmówczyni. Każde słowo mogło zdradzić coś więcej o powodach, dla których dziewczyna tyle jej opowiadała podczas tej przecież przypadkowo rozpoczętej pogawędki, choć wzajemność z jej strony na tym polu była jednak o wiele mniejsza. A zresztą, nawet gdyby z charakteru była dużo bardziej wylewna, o czymże miałaby mówić? O klinice? O tym, że jej życie obracało się wokół mniej lub bardziej schorowanych ludzi? Nie było w tej materii nic do opowiadania: to ledwie statystyka: pacjent wyleczony i wypisany, następny wyleczony i wypisany; kolejne udane operacje – dobrze, znakomicie, skuteczność wzrasta i tak dalej. A może o rodzinnych konfliktach? Bo przecież nie o swoim darze i kwestiach z nim związanych, nie o badaniach potajemnie prowadzonych w ukrytym laboratorium. Nie o obawach, że w końcu popełni jakiś błąd, że ktoś uwierzy w nie do końca czczą gadaninę innych medyków z miasta, którym nie w smak były czyjeś sukcesy i odbieranie im klienteli. W każdym razie to były tematy tak męcząco codzienne, że brakowało jej chęci do ich poruszania. „...Satysfakcja? Zdecydowanie za rzadko” – przyznała w myślach Deneve. Poświęcała mnóstwo czasu, a efekty ciągle były mizerne. Przynajmniej jeśli chodziło o badania, bo klinika miała bardzo dobrą opinię. Westchnęła, po czym już na głos ujęła to inaczej: – Nie obraziłabym się, gdybym doświadczała jej częściej. Ale któż by tak nie chciał? Owe słowa brzmiały znacznie pozytywniej i w przeciwieństwie do wypowiedzianej w duchu myśli, nie skłaniały do drążenia tematu, dlaczego albinoska sądzi tak, a nie inaczej. – Za to ty ciągle zdajesz się rozglądać za okazjami, które przyniosą ci sukces. I za tymi, którzy potencjalnie będą w stanie odsłonić ci okno z jeszcze lepszym widokiem niż obecnie? – odrzekła dosyć barwnie na wcześniejsze zapewnienie Merveille, że stara się obecnie nie wplątywać w towarzystwo gwarantujące szybki upadek na dno społeczeństwa, a jak się kobiecie wydawało, wręcz przeciwnie, teraz ciągnęło ją do tych znajomości, które mogą wnieść coś korzystnego do jej życia. Lecz i w tym przypadku istniały pewne zagrożenia. Na przykład wiedza kto kogo nie lubi bywała cenna, gdy chciało się poznać wiele osób i utrzymywać większość tych kontaktów. Jej młodsza rozmówczyni powinna zdawać sobie z tego sprawę, zanim wplącze się w jakiś konflikt, który normalnie by jej nie dotyczył. – Cóż... mam nadzieję, że czeka cię pasmo powodzeń. Szkoda by było, gdyby taka zaradność się zmarnowała – powiedziała. „Dziwne, że jeszcze nie próbuje mi wcisnąć tych jabłek” – przemknęło jej przez myśl, zanim zagadnęła dziewczynę o inny temat sprawiwszy, że jej uwaga porzuciła wszelkie inne zagadnienia. – Niezbyt jestem poinformowana, jechałam. I spotkała nas niemiła niespodzianka w postaci zablokowanej drogi. Sądzę, że obstawiali jedną kamienicę albo coś w tym stylu. Deneve wzruszyła ramionami. – ...I właściwie moje zainteresowanie sprawą kończy się na tym, że nie mogłam pojechać szybszą drogą – stwierdziła. Cała Dev, zupełnie nie interesowało jej do jakich okropnych scen doszło podczas przeprowadzanej akcji, a można być pewnym, że miały miejsce nieciekawe rzeczy – wszak obecność inkwizytorów i owe „nieciekawe rzeczy” były zjawiskami wręcz równoznacznymi. Incydent kobiety nie dotyczył, toteż wolała zostawić go za sobą i nie zaśmiecać umysłu zbędnymi myślami. Lekarka miała zamiar coś jeszcze dodać, jednak w połowie drogi nadchodzące słowa ugrzęzły jej w gardle. Po prostu jej przerwano. Ktoś zakłócił ich jakże uroczą pogawędkę. I to nie byle kto. „Świetnie. Wywołałyśmy wilka z lasu” – pomyślała. Dwaj inkwizytorzy w płaszczach, których nie sposób nie zauważyć w tłumie, podeszli do nich. Dotąd zajęte rozmową nie zauważyły, że od jakiegoś czasu wypytują pobliskich sprzedawców. W końcu dotarli również do nich, korzystając z faktu, że się nie przemieszczały. Mężczyźni skinęli głowami na powitanie. – Witam. Jak reprezentujemy interesy Inkwizycji. Zajmiemy tylko chwilę. Deneve zerknęła na swoją towarzyszkę, po czym uchyliła kapelusza. – Dzień dobry – odpowiedziała spokojnie, choć wcale nie czuła się komfortowo z perspektywą rozmowy z inkwizytorami. – W czym możemy pomóc? – Goni nas czas. Chcielibyśmy zadać tylko kilka pytań. |
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Czw Kwi 04, 2019 3:42 pm | |
| Oj, dziewczyna, mimo swego doświadczenia zdobytego podczas przeprowadzania różnych transakcji, nie zawsze potrafiła bezbłędnie odczytać jakiegoś człowieka. Jej rozmówczyni wątek satysfakcji zakończyła retorycznym pytaniem, a nastolatka nie miała powodu do doszukiwania się fałszu czy drugiego dna w tych, w gruncie rzeczy optymistycznych, słowach. Jedynie kiwnęła głową. Merveille, słysząc przenośnię Deneve tyczącą się sukcesów, rozłożyła ręce. - Zaczynając na dnie, można albo do końca życia babrać się w bagnie, albo spróbować coś zyskać. Zrobię wszystko, by osiągnąć moje wyśnione szczęście - odparła równie poetycko. - Uwielbiam... wiedzieć. A skoro ta wiedza może doprowadzić mnie do czegoś lepszego... Choć oczywiście oprócz wiedzy pożytecznej jest też ta szkodliwa. Problem polega na ich odróżnieniu. Nie, nie była w tym za dobra: bywała zbyt ciekawska, balansowała na granicy, w ostatnim momencie gryząc się w język. Ryzykowała. Jej ideał to osoba pozornie niewnikająca w sprawy innych, dowiadująca się o wszystkim mimochodem. Czyżby niedościgalny wzór? A może jednak coś osiągalnego? Okaże się w przyszłości, gdy na nowo zadomowi się w Wishtown. Wracając do nadmiernej ciekawości - w przeciwieństwie do Deneve, Merveille chciałaby wiedzieć, co się stało w tamtej kamienicy, nawet jeśli nigdy by się to jej nie przydało. Taka była już jej natura. Ścierały się w niej dwie postawy: z jednej strony unikała kłopotów, z drugiej nie potrafiła zupełnie zerwać ze swoimi nawykami. Obawiała się uczucia niepewności i jednocześnie je uwielbiała. Dozowana adrenalina. Najwyraźniej ktoś postanowił spełnić jej niewypowiedziane na głos życzenie, choć w tej mniej przyjemnej formie. Wzdrygnęła się, słysząc nowe głosy, mimo że nagłe zamilknięcie Deneve ją w pewnym stopniu uprzedziło. Merveille popatrzyła na Inkwizytorów niemal natychmiast. Na jej twarzy widać było zaskoczenie. Po części prawdziwe, po części udawane. Grunt to naturalność: musiała stłumić swoje zdenerwowanie, ale nie całkowicie. W końcu zupełny spokój w takiej sytuacji byłby równie podejrzany co strach w oczach i drżenie rąk. Kiwnęła głową w geście powitania. - Nie jestem pewien, czy mogę pomóc... ale się postaram. - Deneve mogła dostrzec subtelną różnicę w głosie Merveille: mówiła trochę niżej. Chłopak na ogół nie wzbudzał w Inkwizytorach zbyt wielkich podejrzeń, więc gdy handlarka spotykała ich na swej drodze, zazwyczaj wykorzystywała jej wygląd na swoją korzyść. - Co się stało? - Przekrzywiła lekko głowę, nie spuszczając wzroku z mężczyzn.
Ostatnio zmieniony przez Merveille dnia Sro Sty 01, 2020 7:44 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Sob Gru 21, 2019 8:58 pm | |
| Wiedza pożyteczna i wiedza szkodliwa, Merveille poruszyła bardzo ciekawe zagadnienie, nad którym warto by na chwilę przystanąć. Czyż nie rozsądniej jest wiedzieć, niż nie wiedzieć? Nie lepiej poznawać, niż zadowalać się codziennością i tym, co ona nam przyniesie? A w końcu czy nie bardziej wartościowe jest poszerzanie swych horyzontów niż ograniczenie się do najbliższych nam ścian? Deneve była podobnego zdania co do zdobywania informacji... czy raczej w ogóle wiedzy jako takiej. Kobieta spostrzegła tylko jedną drobną różnicę między nimi. Polegała ona na podejściu do sprawy. Podczas gdy Merveille dzieliła wiedzę, lekarka nie uważała, aby wspomniana wartość mogła być moralnie dobra lub zła albo pożyteczna lub szkodliwa – informacja po prostu jest, czeka na odkrycie. O takiej na przykład szkodliwości decyduje jedynie to, czy ktoś, kto nie powinien wiedzieć, że wiesz; dowie się, że wiesz. Dlatego pewne rzeczy bezpieczniej przemilczeć. Zdecydowanie poradziłaby dziewczynie, żeby nie chwaliła się wynikami swoich poszukiwań. – Jeśli będziemy coś wiedzieć, to zapewne dowiemy się dopiero z gazet – Deneve zwróciła się do inkwizytorów, ale można to było wziąć za mrugnięcie oczkiem w stronę dziewczyny, jakby dające jej iskierkę nadziei, że nie wszystko ją ominie i zdąży jeszcze zaspokoić swoją ciekawość. Ale póki co obie musiały pozbyć się kłopotliwego towarzystwa. – ...Ale proszę, pytajcie – zachęciła. Jeden z inkwizytorów zadał pierwsze pytanie: – Czy zauważyliście może coś podejrzanego? – Poza strasznym korkiem, nieszczególnie. Ubolewam nad tym, bo zmusiło mnie to do pójścia na piechotę, żeby móc przemieszczać się w rozsądnym tempie. Mój transport pewnie gdzieś tam utknął na dobre. Deneve niedbale machnęła w dosyć przypadkowym kierunku ręką, ale niezaprzeczalnie chodziło albinosce tylko o to, by zwyczajnie ponarzekać i nieco rozluźnić atmosferę. – Chodzi nam raczej o to, czy nie widzieliście jakiejś podejrzanej osoby? Może ktoś przedzierał się przez targ, wyglądał jakby uciekał? Kobieta zerknęła na swoją rozmówczynię. Jej zachowanie uległo zmianie... jakby przestawiła się na tryb „rozmowa z inkwizytorem”. A przecież jako wiedźma, a dodatkowo jako osoba prowadząca własne badania w temacie zjawiska ich istnienia, Dev na pewno miała więcej do ukrycia przed Inkwizycją niż Merv. Może nawet powinna stresować się bardziej ze względu na swój swój albinizm, co samo w sobie mogłoby zostać podpięte pod „podejrzane”. – Właściwie to byliśmy zajęci dobijaniem targu... – w tym momencie zerknęła na dziewczynę i jej towar. Nie zapomniała podchwycić męskiej końcówki. – Chyba że ty coś widziałeś? – zapytała. |
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Sro Sty 01, 2020 9:01 pm | |
| Krótka chwila. Tyle było potrzeba Merveille, by się uspokoić. Ilekroć widziała te charakterystyczne płaszcze, w pierwszym momencie myślała o tym, że być może poznali jej sekret – czy to bycia czarownicą, czy zaginioną podopieczną grabarza. Wiedziała, że na to pierwsze szanse wynosiły zero – przecież używała swej mocy rzadko i w ustronnych miejscach, a do Wishtown przybyła latem, ledwie parę miesięcy wcześniej i nie miała „szansy” zwrócenia na siebie uwagi. Z kolei druga sprawa, przedawniona i tycząca się zasłużonego, ale w gruncie rzeczy całkiem przeciętnego inkwizytora już raczej nikogo nie interesowała. Obawy handlarki nie miały większej podstawy, lecz i tak w pierwszym momencie dochodziły do głosu. Potem znowu skrywały się wewnątrz niej. Ambler zwróciła uwagę na słowa Deneve. Jak tak teraz o tym myślała, to powozy rzadko tędy przejeżdżały, chyba że nie było innego wyjścia. Czy albinoska wiedziała coś więcej? Równie dobrze mogła nadinterpretować, ale może… Uśmiechnęła się, słysząc uwagę o korku. Nie była już spięta, a jedynie przysłuchiwała się wymianie zdań z umiarkowaną ciekawością wymalowaną na twarzy. Jej postawa mówiła „Nie mam nic do ukrycia”. Jak rzadko kiedy była to prawda, dlatego gdy padło pytanie w jej stronę – jak dobrze, że doktor przyjęła nagłą zmianę formy na męską z taką naturalnością! – zaczęła mówić od razu. - Cieszę się, że mam okazję zobaczyć inkwizytorów w akcji – zaczęła od małego pochlebstwa, lecz zadbała o to, by nie brzmiało ono ani ironicznie, ani zbyt entuzjastycznie – dlatego przykro mi przyznać, że nic mi się nie rzuciło w oczy. Panuje tu dzisiaj jeszcze większy zgiełk niż zwykle, ale to wszystko… – Wtem ją oświeciło – do głowy przyszedł jej prosty, choć być może skuteczny plan. Przyłożyła dłoń do brody, a jej rozbiegany wzrok wskazywał na to, że nad czymś intensywnie myśli. – Teraz mi się przypomniało. Kilka minut temu widziałem bardzo szybko idącą kobietę, podenerwowaną, ale skupiłem się na udowadnianiu jakości mojego towaru, więc się nie przyjrzałem. Nie jestem pewien, może po prostu zapomniała czegoś kupić. Szła gdzieś… w tę stronę. – Wskazała w kierunku mnóstwa stoisk. Wiedziała, że nie zaczynała się tam żadna uliczka, zdążyła już poznać wszystkie prowadzące na targ drogi. Na czym jej zależało? Na powiedzeniu czegoś, co faktycznie mogła widzieć, lecz pozbawionego szczegółów. Podejrzewała, że szukają jakiejś czarownicy. Nie zamierzała im przez przypadek ułatwić zadania, zbiegiem okoliczności wskazując właściwą drogę, w końcu nie chciała skazywać jakiejś biednej wiedźmy na śmierć. Miała jednak nadzieję, że to, co powiedziała, zabrzmi jak coś niekoniecznie pewnego, ale wartego sprawdzenia. Kto wie, może kupi poszukiwanej nieco czasu? Nawet jeśli nie, liczyła na to, że inkwizytorzy odejdą stąd i zajmą się przepytywaniem kogoś innego. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Czw Lut 13, 2020 1:40 pm | |
| Deneve z każdą chwilą coraz bardziej liczyła na to, że inkwizytorzy w końcu pójdą tropić wiedźmę, która wywinęła się im z rąk. Nie żeby coś, ale na ich miejscu nie przedłużałaby konwersacji, bo groziło im ryzyko zarzucenia niekompetencji; raz że czarownica im uciekła, a do tego przerywali pościg na nazbyt przydługawy moment. – Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby ta kobieta uciekała z czyimś portfelem. Taki zgiełk to idealna okazja dla złodziei. Nie raz i nie dwa próbowano mnie tu okraść – dorzuciła małą uwagę, nic nie wprowadzającą do tematu. Lekarce zależało na tym, żeby znudzić inkwizytorów i poprzez to ich się pozbyć. Później już nie wtrącała się do wypowiedzi Merveille, aczkolwiek w zaciszu swojego własnego umysłu zwróciła uwagę na to, że dziewczyna próbuje nie zagłębiać się w szczegóły; czy to ze względu na to, żeby przy ewentualnym nadgorliwym przepytywaniu nie wpaść na próbach przypomnienia sobie, co przed chwilą powiedziała, czy to przez dobroduszność wstrzymującą ją przed narażeniem kogoś innego na przykre przesłuchania i ewentualne skończenie w płomieniach, jeśli oskarżenie okazałoby się prawdziwe. Deneve wolała pozostać przy strategii „nic nie widziałam, nic nie słyszałam”, nie narażając się tym samym na kolejne pytanie, które jak w tamtym momencie podejrzewała, tak właśnie musiało nastąpić. Powstrzymała jednak swoje westchnięcie. – Jak wyglądała? – usłyszały zaraz po tym, jak Merveille skończyła mówić o swoim spostrzeżeniu. – Spieszy nam się – powiedział drugi, jakby chciał przypomnieć o tym zarówno swojemu partnerowi, jak i przepytywanej osobie, żeby popędzić ją do szybszego zobrazowania podejrzanej uciekinierki, czy wizerunek zgadza się z ich własną wiedzą. – To bardzo groźna wiedźma, to poważna sprawa. „Jak każda czarownica, na którą się natkniecie, czyż nie? Każda wymaga wyeliminowania dla dobra świata” – pomyślała lekarka z nutą sarkazmu. Całe szczęście, że inkwizytorom się spieszyło. Deneve już zaczynała mieć wrażenie, że tak się uczepią, że zaraz wproszą się na przykład na jakąś wspólną kawę we czwórkę. Albinoska co prawda bywała już w bliskim towarzystwie z członkami tej instytucji, ale to i tak zawsze była dosyć niekomfortowa sytuacja, nawet jeśli miało się odpowiednie obycie. |
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Nie Mar 08, 2020 7:02 pm | |
| Merveille zarejestrowała uwagę Deneve, domyślając się po chwili, co ta miała na celu... i chyba nawet wspólnymi siłami udało im się go prawie w pełni osiągnąć, bowiem młoda wiedźma usłyszała w tonie głosu jednego z Inkwizytorów lekkie zniecierpliwienie. Choć dodatkowe pytanie wymagało od niej powiedzenia czegoś więcej, paradoksalnie pośpieszanie jej przez drugiego z mężczyzn dało jej kilkanaście cennych sekund na przemyślenie sprawy, a ona sama załatwiła sobie jeszcze drugie tyle. - Naprawdę? Aż tak niebezpieczna? Słyszała panienka? – zwróciła się do Deneve, chcąc pokazać swoje przejęcie sprawą. Podrostek zaaferowany tym, że mógł choć przez chwilę znaleźć się w centrum uwagi i potem chwalić się swoim kolegom przeżytą przygodą, wydawał się rudowłosej całkiem wiarygodną kreacją. A przy okazji dosyć irytującą dla Inkwizytorów, którym zależało na czasie. – Jak tylko pomyślę, że mogłem być tak blisko kogoś tak groźnego!... Tak coś czułem, że jest podejrzana. Dobra, ale nie mogę przesadzać w drugą stronę, bo jeszcze posądzą mnie o utrudnianie śledztwa albo coś w tym stylu – zreflektowała się. - No bo widzą panowie Inkwizytorzy, jakbym wiedział, że to może być ważne, to bym zwrócił na nią większą uwagę, a tak... To nie był ktoś, kogo wygląd zapamiętuje się na dłużej, całkiem dobrze pasowała do tłumu... Była przeciętna i jedyna wyróżniająca ją rzecz, jaką pamiętam, to właśnie zdenerwowanie i szybki krok, jakby tylko chęć niezwrócenia na siebie uwagi wszystkich wkoło blokowała ją przed zerwaniem się do biegu. Nie wiedziała, czy czarownica w istocie wyglądała przeciętnie, ale uznała, że sensowniej jest iść w tym kierunku niż wymyślać cokolwiek charakterystycznego, zwłaszcza że owa przeciętność to pojęcie względne. Przeczuwała, że i tak zmarnowała już wystarczająco dużo czasu Inkwizytorów, a gdyby ci doszli do wniosku, że chłopak fantazjuje, z pewnością by się zdenerwowali. Póki co mówiła coś niezbyt przydatnego, ale i nie można jej było zarzucić zmyślania, bo Inkwizytorzy nie mieli jak tego sprawdzić. Grunt, by nikogo nie znaleźli, a Merveille i Deneve zostawili w spokoju. Powodzenia, nieznajoma czarownico. Ukryj się i nie daj się im. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Sro Cze 10, 2020 12:28 am | |
| – Słyszę, a jakże. Skoro jest tak niebezpieczna, trzeba ją jak najszybciej ująć, nim doprowadzi do krzywdy przykładnych obywateli! – powiedziała Deneve z porównywalnym przejęciem oraz za osłoną wszelkich pozorów, równie fałszywym, co przepowiednie jakiejś ulicznej wróżki, niemającej akurat nic wspólnego z magią. Inkwizytorzy zdawali się chcieć już wycofać, na to wskazywały ich wyrazy twarzy, nieco zawiedzione, zmęczone brakiem konkretnych informacji. – Takich rzeczy się nie przewidzi – powiedział jeden z nich. – Cóż, oczywiście sprawdzimy ten trop, ale wypytamy jeszcze okolicznych sprzedawców i mieszkańców. Proszę się zbędnie nie zamartwiać. Inkwizycja załatwi ten problem tak szybko, jak jest to możliwe. – Po to stoimy na straży tego miasta, aby niwelować takie zagrożenia – dodał drugi. – W razie otrzymania jakichś cennych informacji proszę przesłać wiadomość do siedziby lub stawić się osobiście. Nie już możemy tracić więcej czasu, bywajcie. „Oczywiście, już pędzę” – pomyślała z ironią Deneve. Jeśli jakiś argument miałby ją skłonić do przekroczenia progu Inkwizycji, to musiałby być silnie przekonujący, że czynność ta będzie konieczna. W innym wypadku nie zamierzała tego robić; nie tylko ze względu na bycie wiedźmą, ale po części wynikało to z konkurencyjności inkwizycyjnego szpitala i jej kliniki. Mężczyźni tymczasem skinęli głowami w ramach pożegnania, po czym ponownie zanurkowali w tłum ludzi, najpewniej kierując się w stronę wskazaną przez Merveille, aby wypytać ludzi mających w pobliżu swoje stoiska. Deneve westchnęła. – No i poszli. Szczerze wątpię, żeby znaleźli kogokolwiek w takich warunkach – stwierdziła przy okazji. Za to dodatkowo pomyślała, że jeśli sprawa tej wiedźmy jest naprawdę ważna dla Inkwizycji, to w niedługim czasie obie zapewne zaczną zauważać na ścianach, słupach czy latarniach miejskich wywieszone podobizny, mniej lub bardziej zgrabnie rozrysowane, informujące o konieczności przekazania wiedzy na temat poszukiwanej osoby, jeśli takową wiedzę się posiadało. – Tyle z tego dobrego, że pozbędziesz się jabłek. Kobieta nieznacznie się uśmiechnęła. – Skoro już powiedziałam, że dobijamy targu, to je kupię – dodała po chwili, wyjaśniając dokładniej, co ma na myśli. Szkoda tylko, że jej powóz utknął gdzieś w korkach i sama będzie musiała iść z torbą przez miasto. Tak swoją drogą lekarka była ciekawa na ile jej rozmówczyni koloryzowała swoje spostrzeżenia, a w jakiej części są one prawdziwe. – Na czym tam jeszcze stanęłyśmy? |
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Czw Lip 30, 2020 7:10 pm | |
| Wycofywali się. Pozbyły się ich. Teraz, gdy zaskoczenie i strach praktycznie minęły, Merveille dostrzegła komizm tej sytuacji: Inkwizytorzy pytali, czy nie widziała uciekającej wiedźmy! Ją, również wiedźmę! Zakamuflowała rozbawienie tym, że uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, mógł być równie dobrze oznaką wiele innych rzeczy: wsparcia, ulgi czy zadowolenia. - Wierzę, że się uda. Powodzenia panom - kłamstwo przyszło jej z łatwością. Patrzyła w ślad za mężczyznami w płaszczach, czując, że wszystko z niej ulatuje. Powinna się tak nie denerwować. Powinna się przyzwyczaić, jeśli nie chciała, by to o nią wypytywano. Musiała nad tym popracować, ale grunt, że mimo wszystko jej gra była na tyle dobra, by nie narobić sobie problemów. A może to była kwestia tego, że razem z nią przepytywano panią doktor? Słowa Deneve przywołały ją do rzeczywistości. Merveille przytaknęła, kiwając głową. I dobrze - pomyślała, ale nie pozwoliła, by ta odpowiedź na stwierdzenie Noity opuściło jej usta. - Prawdopodobnie już jej tu nie ma. Korek, mnóstwo ludzi... Miała dość czasu. Ciekawe, kto to. Jej twarz rozświetlił uśmiech, gdy albinoska wróciła do tematu jabłek. - Dziękuję, interesy z panią to przyjemność. - Posłała jej szelmowski uśmiech i ukłoniła się teatralnie. W duchu nie mogła się doczekać, aż w końcu sprzedawca w nagrodę wprowadzi ją w mroczniejszy rejon targu. Ambler na kolejne pytanie zmarszczyła czoło. Założyła ręce do tyłu i odchyliła się, szukając w pamięci momentu, w którym jeszcze rozmawiały we dwie. - Nie jestem pewna... Ale mam pytanie. Propozycję. - Zawahała się na moment. - To było dawno, ale dla mnie nadal ma znaczenie. Nigdy nie podziękowałam ci odpowiednio, że zajęłaś się jakimś dzieciakiem z ulicy, który nie był w stanie zapłacić tyle, ile faktycznie ci się należało. Czy jest możliwość... bym mogła się jakoś odwdzięczyć? |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Pon Wrz 07, 2020 3:46 am | |
| Chociaż Deneve była tak samo wiedźmą jak tajemnicza poszukiwana persona, nieszczególnie zajmował ją jej dalszy los; równie dobrze co uciec, mogłaby zostać pojmana – albinosce nie robiło to żadnej różnicy. Nie zamierzała dalej zaprzątać sobie tym głowy, bo codzienność przynosiła jej zbyt wiele ważniejszych rzeczy, którym należało poświęcać uwagę. A że na chwilę obecną, całe szczęście, nie chodziło po tym świecie zbyt wiele osób, które wiedziały, że dysponuje nadprzyrodzonymi zdolnościami, toteż tym bardziej nie interesowała jej wspomniana kwestia, bo nie musiała się martwić, że ktoś ją wyda. – Nie powinno cię to interesować, Merveille. Lepiej nie drążyć tunelu w kierunku prowadzącym prosto do Inkwizycji na odpytki – siłą rzeczy, z pewnością niezbyt przyjemne nawet dla zwykłych ludzi. Być może jako lekarz powinna być mniej egoistyczna, bardziej empatyczna, ale charakter kobiety stanowił tych cech wręcz odwrotność. Gdyby okazało się, że jakaś taka uciekinierka z inkwizytorami na ogonie szukałaby u niej schronienia, nie narażałaby całej kliniki ani siebie dla jednej jednostki. Nie zrobiłaby nic więcej niż było to wymagane od profesji, jaką się zajmowała, a raczej do której, ją wytresowano, bo owo określenie wydawało się jej najbardziej trafne do opisania życia sprzed ucieczki. – Słowo się rzekło. Deneve przeniosła nieco swojego ciężaru na laskę, spoglądając na swoją rozmówczynię. – Masz rację, to było dawno. Niemniej tak jak i teraz w tym mieście, tak i po drodze wypełniałam swoje obowiązki. Co mogłam zrobić innego jako wędrowny lekarz? Przejść obok? – zapytała. – Nie jesteś mi nic winna. Albinoska nie potrafiła tak od razu wynaleźć czegoś, do czego mogłaby odnieść ofertę Merv. W jaki sposób miałaby niby wykorzystać propozycję dziewczyny? Westchnęła cicho. – Nie wiem... Hm. Chyba jeszcze jest jakaś szansa, że mój transport jeszcze nie opuścił okolicy. Możesz mi pomóc z tymi jabłkami. Szczerze przyznam, że nie chce mi się iść z nimi przez pół miasta – stwierdziła, mówiąc pierwszy lepszy sposób, który przyszedł jej do głowy. Bo przecież nie zamierzała jej dawać jakichś swoich specyfików do handlowania. Taki interes byłby już mało legalny. Deneve wzięła jeden z pakunków. Nadszedł ten moment, aby ponownie rzucić się w tłum, lecz tym razem bez zapasu przestrzeni, którą dawał powóz. Potrzebowała dodatkowego czasu, żeby przemyśleć słowa swojej dawnej, niespodziewanej pacjentki. Kiedy wyruszyły w drogę, tłum może nie był tak gęsty, jak na początku, ale nadal nie pozwalał, żeby komfortowo poruszać się po ulicy i między straganami. Całkiem prawdopodobne, że w brnięciu przez masę ludzką pomagała niecodzienna, elegancka prezencja Deneve – ewentualnie także laska, za pomocą której lekarka byłaby w stanie wymusić nieco przestrzeni wokół siebie. W trakcie przemieszczania się, do uszu wiedźmy zdołały dotrzeć jakieś skrawki rozmowy, które wychwyciła wśród gwaru w momencie, w którym padło dosyć niewyraźnie jej nazwisko. Plotki bądź komentarze... przyzwyczaiła się do tego, więc nie zareagowała jakoś szczególnie, poza tym, że wywróciła oczyma. Nie wiedziała o czym dokładnie mówią. Podejrzewała, że jej towarzyszka nawet nie zdążyła tych strzępków słów wychwycić – chociaż kto wie. Jednak to zdarzenie podsunęło lekarce pewien pomysł do rozważenia. |
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Czw Wrz 24, 2020 8:18 pm | |
| Merveille odrzuciła na razie na bok myśli o wiedźmie. Miała nadzieję, że udało jej się uciec i na pewno spróbuje wybadać sprawę, poznać jej kontynuację... ale to potem, teraz znowu skupiła się na Deneve. Pokręciła stanowczo głową, słysząc jej słowa. - To dosyć... jak to się mówi?... idealistyczne podejście. Wierz mi, mało kto zrobiłby coś takiego za darmo, i to dla zafajdanego dzieciaka, który nie może mu się nijak odwdzięczyć. Jeśli trzeba będzie coś załatwić, jestem zawsze chętna. Ambler wiedziała, że z perspektywy Noity to mogło być nic wielkiego, ale honor tej pierwszej nie pozwalał jej nie zaproponować swojej pomocy. - Oczywiście, zrobię to - przytaknęła. Czuła, że tak błahe zadanie miało po prostu zakończyć temat i nieszczególnie jej się to podobało, ale nie pokazała tego po sobie. No i kim ona była, by uszczęśliwiać kogoś na siłę? Ruszyła obok Deneve, niosąc jabłka. Mimo spotkania z Inkwizytorami obecny dzień wydawał się Merv całkiem udany, przynajmniej jak do tej pory. Zrobiła mały kroczek ku zadomowieniu się w półświatku Wishtown. Dla innych to były tylko jabłka, dla niej - pokazanie się jako ktoś dotrzymujący słowa. Merveille przywykła do przeciskania się pomiędzy ludźmi. Zdecydowaną większość swojego życia mieszała się z tłumem, zabierała pieniądze, uciekała przed kimś, gdzieś szła. Ludzie, wszędzie ludzie. Pchanie się i lawirowanie między sukniami uważała za coś normalnego. Nic dziwnego, że zauważyła pewną różnicę: większy luz. Popatrzyła na albinoskę. Biała skóra i włosy. Męski, elegancki ubiór. Laska. Deneve nie tylko wyglądała na całkiem bogatą, ale też prawdopodobnie stanowiła jedną z bardziej charakterystycznych osób wśród mieszkańców Wishtown. Komuś takiemu ludzie schodzą z drogi. Zwłaszcza gdy dostają laską po nogach. Jakby na potwierdzenie jej rozważań, Ambler wydało się, że słyszy gdzieś słowa "doktor" i "biała". - Znają cię tu całkiem dobrze, prawda? - zapytała. - Może powinnam zwracać się do ciebie per pani, ludzie tego oczekują od ulicznika robiącego drobną przysługę komuś bogatszemu - zastanowiła się, po czym uśmiechnęła szelmowsko, sugerując lekko żartobliwy charakter tego zdania. - Są tu jacyś inni lekarze czy masz ten... monopol? - zagadnęła. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Pią Mar 19, 2021 1:18 am | |
| Idealistyczne... Być może wtedy nawet bardziej, bo przecież nie podróżowała z garncem złota. Nie miała dostępu do rodzinnego majątku. Uciekła, nie chcąc pozostawiać po sobie śladów, więc była zmuszona na siebie zarabiać. A teraz? Teraz rozważanie czy wziąć od kogoś pieniądze czy nie, było rzeczą wręcz niewartą zachodu. Mała, nieistotna kwota w jedną czy w drugą stronę... Więc o ile nie chodziło o leczenie osób ważnych i majętnych, od których warto było zainkasować odpowiednio wysoką sumkę, nie przejmowała się zbytnio kwestią zapłaty. A niekiedy nawet okazywało się, że uzyskana w ten sposób wdzięczność była całkiem przydatna. Wystarczyło gdzieś w pobliżu wspomnieć o jakichś problemach, z kimś, z czyjąś niewyparzoną gębą, a słuchacz sam uznawał, że należy tego kogoś oduczyć plotkarstwa na temat lekarki, która uratowała mu, czy komuś bliskiemu życie. – Zapamiętam, Merv. Jeśli zdarzy się coś, czego sama nie będę mogła załatwić, dam ci znać. Pytanie jak można się z tobą skontaktować? Gdzie cię można spotkać? – zapytała się towarzyszki. – Z takim wyglądem trudno nie kojarzyć się ludziom, nawet jeśli nie mieli jeszcze okazji zawitać do mojej kliniki – stwierdziła, a zaraz potem dodała: – Nie wspominając o towarzyskim skandalu i dokonaniach. Tak więc, bywa, że jestem na językach ludzi... niekoniecznie zawsze pozytywnie. Deneve zerknęła na niosącą jabłka dziewczynę. Pytanie nieco ją rozbawiło. – Nie mam tylu rąk, żeby zajmować się każdym katarem. Oczywiście że są inni. Część z nich to szarlatani, a część z nich nie umyje rąk przed zabiegiem. Część jest dobra, ale za droga. Jest jeszcze szpital Inkwizycji, ale chyba nie muszę tłumaczyć z jakiego powodu nie jest dla wszystkich i dlaczego jakość usług będzie niższa. Trudno skupić się na dwóch celach jednocześnie, a powód istnienia Inkwizycji, na punkcie którego jej członkowie mieli obsesję, nierzadko chorobliwą, był dla nich znacznie bardziej zajmujący niż rozwijanie innych działalności. No i oczywiście nie zdecyduje się przekroczyć progów Inkwizycji ten, kto posiada jakieś nadzwyczajne umiejętności ani ten, kto na co dzień obcuje z taką osobą, a nie uległ propagandzie; ani też ten, kto widzi Koszmary, ale nie jest pewny, czy posiada jakieś umiejętności, ale jeszcze się one nie objawiły, czy jest tylko nosicielem. – Naprawiam błędy lekarskie innych, a do tego trudne przypadki to moja specjalność. Ludzie wiedzą, gdzie przyjść, więc cóż, także dlatego jestem rozpoznawalna. Deneve chyba zaczęła dostrzegać w dali ponad głowami innych ludzi skrawek dachu swojego powozu.
|
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Wto Kwi 20, 2021 4:36 pm | |
| Merveille zastanowiła się chwilę. Nie miała stałego miejsca w mieście i wątpiła, by sytuacja się kiedykolwiek zmieniła – uważała to za zbytnie ryzyko. Nie była postawnym, charyzmatycznym mężczyzną z grupą osiłków pod sobą, tylko wtapiającą się w tłum paserką. Musiała unikać problemów i móc uciec, kiedy tylko pojawi się taka konieczność. Och, właśnie, nadal nie sprawdziła jeszcze wszystkich potencjalnych kryjówek na czarną godzinę! Powinna to zrobić tak szybko jak tylko będzie mogła. Pojedyncze, charakterystyczne tylko dla niej miejsce wiązało się z zagrożeniem. Z drugiej strony byłaby beznadziejną sprzedawczynią, jeśli klienci nie mogliby do niej trafić. - Najszybciej znajdziesz mnie tutaj, zwłaszcza popołudniu. Zwykle wtedy jest najwięcej ludzi… czyli klientów. – Posłała Deneve perskie oko. – I pamiętaj – jeśli zajdzie taka potrzeba, mogę dla ciebie załatwić naprawdę dużo – zapewniła być może odrobinę zbyt entuzjastycznie. Słuchała lekarki z zainteresowaniem. Otaczające ją plotki i opary skandalu pomieszane z podziwem brzmiały jak atmosfera, która potrafiła zmęczyć, ale niosły ze sobą też pewien dreszcz emocji. A może myślałaby inaczej, gdyby to tyczyło się jej? Może po pewnym czasie zostałyby tylko zmęczenie i nuda? Nie wiedziała i raczej nie miała się o tym nigdy przekonać. - Czyli naprawiasz ludzi. To pewna władza – oceniła. – Chociaż… pewnie też odpowiedzialność. W pewnym momencie ktoś zdaje się tylko na ciebie. W pewnym stopniu ci ufa. Po dotarciu do powozu Ambler zadarła głowę i spojrzała niepewnie na Noitę. W tym momencie czuła się jak mała mrówka. - Gdzie powinnam to położyć? – Poruszyła lekko jabłkami. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. Sro Cze 02, 2021 4:52 pm | |
| Mimo tego, co powiedziała Merveille, Deneve miała przeświadczenie, że przy potencjalnym wypadzie na poszukiwania, prędzej to jej rozmówczyni wypatrzyłaby ją, niż odwrotnie. Dziewczyna miała większe predyspozycje do wtapiania się w tłum i uciekania od spojrzeń, których nie chce się na sobie odczuwać. – Będę wiedzieć na przyszłość, Merv.Najlepiej, gdyby ta przyszłość przyniosła mniej zmartwień niż więcej, ale znając życie, Deneve była pewna, że prędzej czy później coś się zadzieje, co okaże się zbyt kłopotliwe, by to zlekceważyć i udawać, że problemu nie ma. Bycie osobą majętną, zaradną i kontrowersyjną zawsze wiązało się z pewnymi nieprzyjemnościami. – Pewna władza... Cóż... masz rację. Chociaż nie tylko w kontekście wzięcia pod opiekę czyjegoś ciała i życia. Czasem ta władza sięga w pewnym sensie znacznie dalej. Wdzięczność bywa narzędziem tej władzy. Zobacz – zaoferowałaś mi pomoc, przysługę, mimo że wcale cię o to nie poprosiłam ani nie niczym nie zasugerowałam. – powiedziała, opierając się o obecnie najbliższy, bo towarzyszący jej przykład. Gdy dogoniły powóz, stuknęła parokrotnie laską w ściankę pojazdu. Mężczyzna, który powoził wychylił się zerknąć, co się dzieje, po czym zatrzymał konie już całkiem. – Połóż w środku – rzuciła, chwytając drzwiczki i otwierając je. – Podwieźć cię gdzieś, czy masz tutaj coś jeszcze do zrobienia? – zapytała na koniec. Potem pojazd ruszył; albo z samą Deneve, albo również z jej towarzyszką, jeśli ta postanowiła skorzystać z oferty. [Z/T] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Pas owocowo-warzywny. | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|