Merveille zastanowiła się chwilę nad słowami Deneve. Faktycznie – równie dobrze mogła wcale nie wracać do tamtej sprawy. Zdecydowanie odpadało poczucie honoru – to słowo bawiło każdego, kto musiał przeżyć na ulicy jako dziecko. Pozostawała wdzięczność czuta tak bardzo i od tak dawna, że chciała zrobić coś dobrego dla swojej wybawczyni mimo czasu, który upłynął.
- Faktycznie. To jest… niepozorne narzędzie, które może przynieść ogrom władzy – oceniła Merv, w duchu dumna z siebie, że potrafiła stworzyć tak – w jej opinii – inteligentne zdanie. Podwędzanie książek i gazet nie było jednak taką złą decyzją.
Podświadomie wiedziała, jak to działało – obserwowała, jak czasem jakiś rzezimieszek patrzył na jej ekscesy przychylniejszym okiem po tym, jak w czymś mu pomogła – ale teraz postanowiła sama korzystać z wdzięczności bardziej świadomie.
Ambler położyła zakupione jabłka tam, gdzie wskazała Noita. Chwilę zastanowiła się nad jej propozycją, po czym cofnęła się, złapała czapkę za daszek i machnęła nią zamaszyście przy ukłonie.
- Muszę się tu jeszcze czegoś dowiedzieć, ale bardzo dziękuję. Do widzenia. – Posłała Deneve uśmiech.
Chwilę patrzyła za odjeżdżającym powozem, a następnie zaczęła rozpychać się łokciami, by dopchnąć się do mężczyzny, któremu wyświadczyła przysługę. Oddała zarobione pieniądze, a ten – wyraźnie zaskoczony, że dobrze zrobił, ufając jej, że nie zniknie z tymi jabłkami – zdradził jej lokalizację czarnego rynku. Merveille zdecydowanie miała tego dnia sporo do zrobienia – zamierzała nie tylko się rozejrzeć, ale też wybadać, kto i co mówi o Deneve.
z/t