|
|
| Autor | Wiadomość |
---|
Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Gospoda na kurzej nóżce Pią Paź 02, 2015 9:55 pm | |
| Gospoda złej sławy. Piwo jest tu rozwodnione, gospodyni gruba i brzydka, a jedzenie nawet w najświetniejszych latach tego miejsca nie było zjadliwe. Świetna opcja jeśli przekładasz ilość nad jakość lub nie obchodzi Cię rodzaj wypitego trunku, a fakt, że można w nim utopić wszelakie smutki tego świata. Koszmarna lokalizacja na randki, oświadczyny, noc poślubną, za to magnes na biedaków i całą hołotę tego miasta. Jeśli już odważysz się przekroczyć próg gospody, zasada jest jedna - nigdy, przenigdy, jeżeli Ci życie miłe, nie komentuj poziomu spalenia potraw, ich ogólnej obrzydliwości, ani nie proś o nic na krechę. Gospodyni ma lata doświadczenia w brutalnym pozbywaniu się nieuprzejmych gości. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Pią Paź 02, 2015 11:54 pm | |
| Noc była jeszcze wczesna, ale to nie przeszkadzało zgromadzonym tu mężczyznom zalać się w trupa, ledwie kontaktując ze światem zewnętrznym lub odkrywając na nowo swój głęboko ukryty talent do śpiewania. Gospoda pękała od stężenia testosteronu, ruch był niesamowity, alkohol lał się hektolitrami, a zgiełk i zapach niekoniecznie świeżego potu zdecydowanie przekroczyłby dopuszczalne normy, gdyby te tylko istniały. Może nie zabrzmi to dobrze, ale Jacqueline czuła się jak w domu. To wszystko, łącznie z pijackim bełkotem i wyszukanymi przekleństwami, budziło w niej wspomnienia, za którymi nigdy nie przypuszczała, że może tęsknić. Wyjątkowo ceniła sobie szczerość, a gdzie mogłaby doświadczyć jej bardziej, niż pośród pijanych mężczyzn, w całej swojej prostoduszności potrafiących na zmianę wymieniać się wyzwiskami lub nawet ciosami i podśpiewywać ludowe piosnki, trzymając się ramię w ramię, aby nie upaść. Nie istniały tu konwenanse, nie było żadnych skrywanych wewnątrz żali. Dlatego kochała to miejsce, od podłogi po sufit, łącznie z specjalnością gospodyni – spaloną z zewnątrz, a surową w środku pieczenią. Właśnie była w trakcie swojego wystąpienia, gestykulując żywo za pomocą kufla piwa i wolnej ręki, opowiadała chętnym do słuchania lub niezbyt zdatnym do robienia czegokolwiek innego, o jednej ze swoich morskich przygód. Nawet sporo było w tym prawdy, ale Jack nie byłaby sobą, gdyby nieco nie podkoloryzowałaby sytuacji, wplatając w swą historię szaleńcze sztormy, kilka syren i klątwę kapitana napadniętego statku. Klasyka. Nie każdy wierzył w te opowieści, ale nikt nie potrafił odmówić jej talentu do bajdurzenia. Zresztą Jack była najtrzeźwiejsza z całego towarzystwa, co sprawiało, że o odrobinę racjonalniej od swoich kompanów potrafiła wykładać argumenty na temat wiarygodności historii. Już dochodziła do meritum, gdy jeden z siedzących nieopodal mężczyzn zwymiotował znajdującemu się najbliżej koledze na buty. Ten, jak się można było spodziewać, zachwycony nie był i to tak łagodnie powiedziawszy. Warknął ochryple, podrywając się na równe nogi, a przy okazji wytrącając piwo z rąk Jacqueline. - Ożeż ty...! – Ryknął, chociaż nie wymyślił ostatecznie godnego wyzwiska, od razu przechodząc do czynu. Szarpnął prawie zupełnie nieprzytomnego jegomościa za koszule, biorąc porządny zamach zaciśniętą pięścią. Nim uderzył z pewnością poczuł na swojej łysej głowie ciężkie uderzenie. Rozległ się brzęk tłuczonego szkła. Jacqueline stała nad nimi z resztką pochwyconej butelki, którą zdecydowała się roztrzaskać właśnie na owym towarzyszu. - Trochę szacunku dla sztuki! – Wrzasnęła, chociaż niekoniecznie była poruszona tym, że ktoś przerwał jej opowieść, a bardziej utraconym kuflem, za którego zapłaciła. Na efekty nikt nie musiał czekać długo, w gospodzie na kurzej nóżce, bójki było codziennością i zapewne kłamstwem byłoby stwierdzenie, że nikt ich nie wyczekuje. Tym razem zaczęło się od nich, a później poszło jak domino. Jack dostała kopniaka w tyłek, przyprawionego słowami: - Moja gorzałka, ty łajzo jedna!!! – Nie zdążyła się odwrócić, ale nie musiała być jasnowidzem, by wiedzieć, że głos należał do właściciela butelki którą porwała. Kolejny dołączył się obrońca Jack, wielce oburzony twierdząc, iż nie dane mu było wysłuchać do końca przygód dzielnych piratów. Wkrótce rozległa się kolejna riposta, głosząca, że historie Jacka to „chłam, gówno, dno i dziesięć metrów mułu”. Doszło do szarpaniny, wymiany niezbyt zręcznych ciosów i wrzasków, jakby chodziło tu o honor samej królowej. Była gdzieś pomiędzy obrywaniem od faceta z tupecikiem, a okładaniem młodzieńca z zadbanym wąsem, gdy do akcji wkroczyła gospodyni i tak łaskawie pozwalając im się bawić jeszcze przez chwilę. Westchnęła i z siłą godną niedźwiedzia, szarpnęła pierwszą dwójkę z brzegu za fraki, kopniakiem otwierając drzwi i najzwyczajniej na świecie ciskając jegomościami na całkiem imponującą odległość. Jack też to nie ominęło, wkrótce wylądowała z głową w ziemi, ale to nie przeszkadzało jej w kontynuacji dzieła! Dalej zażarcie walczyła z... zupełnie nową osobą, gdy ktoś ciągnął ją za koszulę, a ktoś upodobał sobie kopanie jej po kostkach. Dysząc i zipiąc broniła się i atakowała, zupełnie nieświadoma tego, jak ich pijacka bójka komicznie wygląda. Czując, że przegrywa zdecydowała się na broń ostateczną – kopniak w krocze, co było niepodważalnie zabronione wśród mężczyzn, jednak ona, choć aktualnie może na to nie wyglądała, ale mężczyzną nie była.
|
| | | Czarna Dama Żniwiarz
Liczba postów : 62 Join date : 29/09/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Sob Paź 03, 2015 7:47 am | |
| Jakiś czas później, po szpiegostwie w klinice Noita, czarnowłosa czuła narastającą irytację związaną z bolącą wargą, równie ochoczo pulsującą kostką i odrętwiałym ciałem - z pewnością, ból był o wiele mniejszy niż w pierwszym dniu szkód, ale żniwiarz z dnia na dzień był coraz bardziej sfrustrowany, więc - jak dla niej - wychodziło na jedno. Ludzie z inkwizycji nie zauważyli zaistniałej sytuacji, głównie dlatego, że żadne spojrzenie nie lubiło wędrować w kierunku Czarnej Damy, a ta nie lubiła afiszować się ze swoimi słabościami, tym bardziej, że w kręgach mieli rzucające klątwy żmije. Poinformowała najważniejszą osobę, że na kilka dni wypada, ale będzie dostępna w sytuacjach awaryjnych. I po sprawie. I tak zaczęła rozsądnie marnować czas. Pewnego dnia, postanowiła w końcu rozruszać kości. Wykonała kilka ćwiczeń rozciągających odrętwiałe od leżenia mięśnie, przemyła ciało letnią wodą, przebrała się w nie rzucającą się w oczy kieckę, schowała w wyższym bucie sztylet i ruszyła w świat, a dokładnie do centrum miasta. Zaczynało się robić ciemno, więc nie sposób było spotkać porządniejszą damę czy panicza, za to zaczynał robić się klimat typowo pijacki, doprawiony łatwością popełnienia zbrodni i grzechu. Mary załapała się na ostatnie jabłko, gdy wszyscy w pośpiechu zwijali swoje stragany, a potem ponownie stopiła się z cieniem, bo tam czuła się najlepiej (no i inni czuli się lepiej, ale to niezbyt kłopotało tę czarnowłosą personę). Na chwilę obecną, podróż zakończyła się kilka przed "Gospodą na kurzej nóżce", gdzie obserwowała zaskakująco drobno wyglądającego młodzieńca, który walczył z kimś innym, a jeszcze jeden jegomość walczył z drugim jegomościem, gdzie potknął się o - najwidoczniej - dżentelmena, który przez alkohol usnął w środku akcji. Czarnowłosa kobieta stoczyła poważny konflikt, między rozsądnym wykurowaniem się do końca, a wyładowaniem swojej frustracji. Która opcja wygrała? No jasne, że druga. Ostatecznym argumentem było rzekome unieruchomienie kostki, dzięki wyższemu butowi, co po (bardzo) małej części było prawdą. Słysząc pisk jednego z mężczyzn, postanowiła obdarować kolejnego z mężczyzn nadgryzionym jabłkiem, które ze średnią siłą uderzyło go w tył głowy. Mężczyzna, który chciał zaatakować drobniejszego młodzieńca, padł jak długi. Kolejny, widząc swojego kumpla potraktowanego w ten sposób - a któremu sam zmasakrował policzek - postanowił obronić jego honor i ryknął jak niedźwiedź, jednocześnie z podobną gracją idąc w kierunku swojego nowego przeciwnika. Czarnowłosa, która już powoli odczuwała ciepło adrenaliny, przerzuciła gąszcz włosów na plecy i przygotowała pięści, będąc bardziej niż chętna podpić oko temu pijakowi. Sama zaczęła powoli pokonywać odległość ich dzielącą, a facet po chwili wziął duży zamach, z zamiarem poczęstowania karmą. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Sob Paź 03, 2015 10:27 am | |
| Gdy usłyszała skomlenie kopniętego faceta, automatycznie poczuła ukłucie współczucia. Posunęła się o krok za daleko, więc osiągając potrzebę rozgrzeszenia zaczęła go żywo przepraszać, podczas gdy kolejny z pijaków uczepił się jej chudej łydki, szamocząc niemiłosiernie, jakby co najmniej byli na statku, a noga Jacqueline okazała się jedyną stabilną ostoją. - Na siedem mórz, nie chciałam! Celowałam wyżej, jak boga kocham!!! – Wykrzyczała donośnie, starając przebić się przez ogólny harmider. Chwyciła mężczyznę za dłoń na znak pokoju, stawiając go na równe nogi. Co może było błędem, bo wkrótce zarobiła właśnie od niego lewego prostego. Zupełnie się tego nie spodziewała, więc z podobnym zaskoczeniem przyjęła chwilową ciemność przed oczyma, zakończoną tysiącem gwiazd, wirujących wokół niej. Ocknęła się na kolanach, co właściwie było dobrą sposobnością, aby na czworakach wycofać się z tego chaosu. Ale nie byłaby sobą, gdyby zrezygnowała z tak wspaniałej (w jej mniemaniu) zabawy. Jabłko świsnęło jej nad głową. Podniosła się, lekko zamglonym wzrokiem wypatrując kolejnej ofiary. Przez wysoki poziom adrenaliny nie czuła krzty bólu, chociaż doskonale wiedziała, że ciemna krew spod rozciętego łuku brwiowego zalewa jej prawe oko, ograniczając lekko pole widzenia. Na krótki moment uwagę Jacqueline zwrócił leżący na ziemi mężczyzna, z żywym przerażeniem w oczach. Rozejrzała się, wyszukując jego powodu. I wtedy ujrzała ją, kostuchę o czarnych oczach, zapewne według zalanego w szpadel jegomościa, idącą o krok do przodu, kosę zastępując gołymi pięściami. Widok iście przerażający i właściwie w podobnym stopniu dziwny. Z kobietą się jeszcze nie biła, zdecydowanie też nie planując tego robić. Nim nadchodząca kostucha zdążyła wyssać z kogoś życie (bo zapewne po to tu zmierzała, jak spodziewać się było można), paru szarpiących się mężczyzn zwaliło się na nią, z pewnością wystawiając na próbę jej zmysł równowagi. Jack lubiła być w centrum zdarzenia, więc przeskakując turlającą się parę, niby na szczycie miłosnych uniesień, znajdując się przy nowoprzybyłej kobiecie. - Ale żeby damę tak!? – Zagroziła mężczyznom wyciągniętą pięścią, z porządnie zdartą skórą na kostkach. Oto znalazła kolejny powód do obicia czyjejś facjaty, właściwie totalnie nie pamiętając jaki był pierwotny ku temu powód. Wymieniała krótkie ciosy, aż zwaliła się na ziemię, tuż pod buty stojącej nieopodal kobieciny, dając wszystkim niezapomnianą okazję do zdeptania tej wciąż gładkiej twarzy.
|
| | | Czarna Dama Żniwiarz
Liczba postów : 62 Join date : 29/09/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Sob Paź 03, 2015 6:15 pm | |
| Mary, skupiona na swoim sapiącym i ryczącym niedźwiedziu, jakby co najmniej ukradła mu słoik z miodek, nie zareagowała w porę na atak kolejnych grizli. Najprawdopodobniej, gdyby była w pełni zdrowa, utrzymałaby wszystkich jegomościów na swoim ciele, a nawet odwdzięczyłaby się, jednak w tej sytuacji była zmuszona do utrzymania równowagi na obu nogach - jedna z nich zareagowała prądem mocnym, niemal przecięciem błyskawicy, od kostki po samo biodro; jej żałosny stęk zginął w tłumie i spotkała pośladki o ziemię i już szykowała się na zrobienie z niej naleśnika, gdy drobny młodzieniec postanowił zabawić się z mężczyznami. Chwilę później, dołączył do Mary, która dopiero co odzyskała władzę w nodze i nad wzrokiem. Nie zastanawiając się dłużej, odsunęła się od źródła problemu, którego liczebność powoli malała, jednocześnie pociągnęła za sobą ciemnowłosego. Sama, jakże szlachetnie ignorując ból kostki, wstała i chwyciła chłopaka za górną garderoby, dźwigając go na proste nogi - no cóż, miała w sobie więcej siły niż wyglądała. Młodzieniec okazał się być całkiem urodziwy i gdyby lubiła to, co miał między nogami, śmiało zaciągnęłaby go do jakiejś ciemnej uliczki, a całą bójkę potraktowała jako grę wstępną. Niestety, Mary wolała kobiety i nawet ładna buźka tego chłopaka tego nie zmieni. Miała kolejny powód, aby złoić komuś skórę. Już, już miała odwrócić się, aby wykorzystać podstawowe ciosy, których uczyli ją na szkoleniu w inkwizycji, ale jakiś facet postanowił walnąć ją z piąchy w tylną część głowy, przez co świat przed Mary krótko zawirował, a potem mężczyzna potknął się o własne nogi - wszystko poszło jak domino, cielsko mężczyzny z brzuchem piwosza runęło na żniwiarza, ta pociągnęła za sobą młodzieńca, którego przed chwilę podniosła i tak pozostali. Czarnowłosa potrzebowała kilku sekund na przystosowanie się do sytuacji, gdzie zaraz napięła wszystkie mięśnie i starała się wydostać spod mężczyzny. Nie lada trudne zadanie i za pierwszym razem opadła ciężko na młodzieńca, którego kości biodrowe wbiły się w jej brzuch. - Przepraszam - powiedziała kulturalnie. - Zawierć się, a skręcę ci kark - stwierdziła równie uroczo, przy czym przez chwilę utrzymała przez chwilę kontakt wzrokowy, nim ponownie nie powzięła się za zrzucenie worka kartofli, który jak na złość wdrapywał się coraz bardziej na nią. Prawdopodobnie, Mary potrzebowała jedynie odrobinę więcej motywacji - mianowicie, dłoni mężczyzny na swoim pośladku - a wstąpiły w nią nowe siły, dzięki którym - z wyraźnym jękiem bólu i odrobinę mokrymi skroniami - zrzuciła ciężkie cielsko chłopa, które ciężko opadło po jednej stronie młodszego chłopaka, a żniwiarz po drugiej stronie, widocznie ciężko dysząc. Kostka pulsowała nieprzyjemnie o momentu naruszenia jej, większe siniaki zabolały. Przynajmniej szwy są na miejscu, pomyślała z zadowoleniem sunąc po wardze językiem. Drugi, przysypiający od samego początku mężczyzna, zgarnął dla siebie ciałko młodzieńca i przytulił do siebie, mamrocząc coś przez sen, a Mary stwierdziła - po tym, jak zdołała wyprowadzić dwa porządne ciosy, a kostka nie swędziała, kuła, tylko bolała - prawie - jak sama cholera, w końcu odnalazła spokój duszy. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Nie Paź 04, 2015 9:17 pm | |
| Co chwila coś ją ratowało, to tłukło na nowo, raz co raz widziała niestrudzonych mężów, którzy mścili ją i jej puchnące siniaki, jednak doskonale wiedziała, że to wszystko było przypadkiem, bo z pewnością nikt nie miał na myśli heroicznych czynów rodzaju ratowania kumpli w opałach. Prędzej całą bandę można byłoby posądzić o absolutny brak pomyślunku, jeśli tylko nie organu odpowiadającego za tę czynność. Nic dziwnego, że Jack idealnie się tam odnajdywała. Ręce losu zdecydowały się ją podnieść do góry, dzięki czemu uniknęła stratowania, a jak już musnęła stopami o podłoże, spostrzegła, że wcale nie była to zasługa losu, tylko pani kostuchy. Nie zdążyła się nadziwić, bo prędko runęła ponowie na ziemię, tym razem w nieco bardziej dogodnej pozycji, bo pod miękkim brzuchem jedynej damy w otoczeniu. - Zaryzykuję! – Odkrzyknęła jej na groźbę, szczerząc zęby w uśmiechu. Zbierając siły, zaczęła się szamotać, zwalając lub przynajmniej pomagając spaść kobiecie. Zadanie miała utrudnione, bo niefortunnie znalazła się na samym spodzie tej kanapki. Gdy już zdołała wyczołgać się spod tony żywej masy, była poważnie spocona i zdyszana. Ale jak walczyć, to tylko do utraty tchu! Nie zważając na padające wokół niej ciała, z trudem usiłowała podnieść się na nogi, po raz kolejny tego przyjemnego wieczoru. Nawet jeśli miała piękne plany, to skończyło się na wpadnięciu w łapska pijanego mężczyzny, który jakby pomylił ją z przytulanką do snu. Kto by się spodziewał spotkać tu tylu wrażliwców? Jako że spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego; zareagowała w mało klasyczny sposób – piszcząc jak mała dziewczynka lub przynajmniej jak kastrat. Wiła się i wierciła, zaraz wyrywając się z jego diabelskich sideł. Zamierzała odwdzięczyć się temu śpioszkowi za porządną porcję stresu, biorąc zamach i celując kopniaka wprost w jego twarz, ale ostatni walczący mężczyźni szturchając ją, zakrzywili nieco tor jej stopy. Kopnęła ową damę, wprost w kostkę. Przestraszyła się, bo po kobietach można było się spodziewać wielu rzeczy. Teraz mogła rozpocząć się wojna i to prawdziwa, z użyciem wszystkich dostępnych środków, od zębów i paznokci zaczynając. Walka między mężczyznami toczyła się dla wyładowania negatywnych emocji, a między kobietami; po to aby zabić. Niezbyt rozważnie usiłowała złagodzić sytuację: - Czy jako kobieta nie powinnaś teraz siedzieć w domu i haftować, czytać poezję przy świecy, piastować bachory lub cokolwiek innego, co kobiety robią? – Może miała być to próba żartu, ale był nieśmieszny do kiedy Jack skrywała swą płeć pod materiałem męskich ubrań i kaszkietu skrywającego jej włosy. Gdyby sama zadała sobie to pytanie, odpowiedziałaby (jak tylko skończyłaby się histerycznie śmiać) że znajduje się właśnie tam gdzie powinna. Ale pani kostucha póki co nie mogła o tym wiedzieć.
|
| | | Czarna Dama Żniwiarz
Liczba postów : 62 Join date : 29/09/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Sro Paź 07, 2015 4:06 pm | |
| Czarna Dama niespodziewanie poczuła się dziwnie zakłopotana, bowiem - jak dotąd - tylko kaci byli na tyle nienormalni - albo raczej, o podobnym poziomie zwichrowania - żeby tak perfidnie zaczepiać i szczerzyć się w jej kierunku. Nie miała szansy nad tym się rozdrabniać bardziej, niż stwierdzeniem o pewnym braku instynktu samozachowawczego młodzieńca, któremu zapragnęła rozkwasić nos na miazgę. Niestety, cały pokład irytacji wyczerpał się zaraz po wydostaniu się spod cielska, który postanowił zaatakować chłopaka. Ten wydał z siebie pisk krojonego szczura, wijąc się w podobny sposób i w końcu mu się udało. Mary przyglądała się temu rozbawiona, z pewną satysfakcją dostrzegając zamiar kopnięcia bezczelnego jegomościa... A zakończyło się to kopniakiem w ranną kostkę, przez co na raz zrobiło jej się niedobrze, to zakręciło w głowie i choć nie pisnęła, to rąbnęła z całą siłą mordercy nadludzkich świń o chodnik, przy okazji obijając sobie samą lewą dłoń, czym niekoniecznie była przejęta. Oddychała głęboko, wdeeech, wyyydech i na przemian, gdzieś to świergotanie (przyszłego) trupa wchodziło jednym uchem, drugich wychodziło, aż uniosła się, przy czym wyraźnie starała się nie obciążać rannej kostki i spojrzała na chłopaka, którego nawet urokliwa buźka nie uratuje. A, och! Cóż to był za wzrok! Sam władca piekieł płonął z zazdrości, a widły wiły się pod wpływem jego ostrości! Ach, a cóż za aura, upadabniająca do kostucha bez porannej kawy, czysto-morderczy instynkt i ścinanie głów wszystkim, co nieuważnie otworzą drzwi! Ta czarna aura zza pleców Czarnej Damy i buźka bladsza niż wcześniej! Chwyciła młodzika za fraki i przyciągnęła do siebie mocnym szarpnięciem; niczym głodny lampart małe, głupie jagnię. - Najwidoczniej, nie spotkałeś żadnej kobiety lub twoja własna robi cię w konia! - sapnęła z irytacją, szarpiąc biednego młodzieńca siłą dwóch tytanów, a potem już miała wyprowadzić czysty cios, lewy sierpowy prosto w szczękę i tą ranną dłonią, jednak... Jednak ktoś postanowił zainteresować się hałasem, który robi zgraja pijaków - i jeden żniwiarz - na środku ulicy i z litanią przekleństw zaczął grozić, że mają w końcu się zamknąć. Gdzieś tam między mamrotami o bezużytecznych ludziach, którym tylko alkohol w głowie. Jakiś bezużyteczny pijak postanowił pokłócić się i z nim, choć trudno było nazwać to kłótnią, kiedy słowa były syczane, mamrotane przez alkohol, co nie uszło kpin strażnika ciszy ulic. Któryś tam dołączył do dyskusji, machając żywo pięściami, a któryś popadł w filozoficzną zadumę, rozmyślając nad definicją spokoju ulic. Mary przewróciła oczami i puściła młodzieńca, przy okazji odpychając go z siłą nie przystającej haftującej damie. W planach miała godnie odejść, lecz szybko się zmieniły pod wpływem bólu kostki, który przyczynił się do niemal-kucnięcia. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Czw Paź 08, 2015 11:23 pm | |
| Przebywając długie lata pośród samych mężczyzn, nieświadomie nabrała od nich parę cech charakteru i zwyczajów, tak typowych dla tej płci. Niestety, Jacqueline straciła też kobiecą umiejętność porozumiewania się bez słów i odczytywania zamiarów według gestów i wyrazu twarzy. Dzięki temu przynajmniej przez krótki czas cieszyła się błogą nieświadomością zamysłu panny kostuchy, z pewnością niezbyt wygodnych dla biednego Jacka. Początkowo nawet zdołała wyrzucić kobietę z myśli i udzielić sobie rozgrzeszenia za ten straszliwy czyn kopnięcia damskiej kostki. Jednak dzięki dłoni, która sprawiła, że jej stopy oderwały się od podłoża, prędko pojęła, iż winy wcale nie zostały zapomniane, a ona łatwo ich nie odkupi. Dobra, w słowach czarnej (ba, nawet zdającej się ciemnieć z każdą chwilą) panny może i było trochę prawdy. Jej przypadek był niezbyt klasyczny, więc nie mogła porównywać się do normalnej damy. I fakt, z żadną nie zżyła się wyjątkową więzią, pozwalającą na nadanie sobie wzajemnie przydomku chociażby „przyjaciółek”. Ale wbrew pozorom, nie urwała się z kosmosu i jakieś pojęcie o kobietach posiadała. Dodatkowo, co chyba najważniejsze – nie mogła zaprzeczyć swoim uczuciom podziwu, uwielbienia, może pożądania dla ich tajemniczości, czy ogromnych zasobów gracji, niezależnie od wykonywanej czynności. Kochała tę ich charakterystyczną sprzeczność, zawiłość, bywająca w jednakowym stopniu denerwująca co piękna. I to szczerze. Nie zdążyła odpowiedzieć (zresztą jej riposta znajdowała się nie tyle co na końcu języka, a prędzej w otchłaniach nieukształtowanych jeszcze myśli), gdyż do akcji wkroczyło paru trzeźwych i silnych jegomościów, usiłujących zaprowadzić porządek, co w ich przypadku okazało się dziecinnie proste. Właściwie to dzięki nim przestała lewitować w powietrzu, a właściwie runęła na ziemię. Bijatyka wyglądała na skończoną, zamiast odgłosów walki, wokół rozchodziły się komentarze na jej temat, lecz i te wkrótce zaczęły cichnąc, a mężczyźni rozchodzili się do swych żon (zapewne czekających już z wałkiem) lub kończyli swą przygodę zasypiając nieopodal, w bardziej ustronnym miejscu. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Cisza zapadła tak nagle, a ona jeszcze nie ochłonęła, oddychając ciężko i czując krew pulsującą jej w skroniach. Potrzebowała naprawić to, co zrobiła. I wedle tej pierwszej myśli, pochyliła się nad swoją ofiarą, którą niechcący kopnęła w kostkę. - Nie znam się na złamaniach, ani skręceniach, pani – zaczęła ostrożnie, cały czas w gotowości, gdyby kostucha zapragnęła jednak pochłonąć jej duszę, jak zapewne niegdyś planowała – Ale wiem, że to moja wina. Jeśli masz jakieś życzenie... – Oho, niebezpieczne słowo. Chęć zadośćuczynienia okazała się jednak ważniejsza. – Spełnię każde. Powiedz słowo, a na plecach zaniosę cię do szpitala. – Oznajmiła dziarsko, nie usiłując się tłumaczyć, że wcale nie celowała w jej stopę, bo i kto by jej w to uwierzył? - Na przeprosinach też się nie znam, ale czuję, że powinnam panią przeprosić. Za kopniaka i moje słowa. Chociaż zdania nie zmienię – dalej uważam, że pasuje pani do owego miejsca jak cnotka do burdelu – Wzrokiem obdarzyła jej suknię z delikatnym koronkowym materiałem. Następnie zerknęła na jej dłonie, które o człowieku mówiły najwięcej. Były smukłe i delikatne, chociaż... nie aż tak. Palce nie należały do osoby nieskażonej pracą fizyczną, spędzającej połowę swego żywota w domu na właśnie typowo kobiecych (według Jacka) zajęciach. Coś tu nie grało, panna kostucha nie mogła być statystyczną mieszkanką Wishtown, na co niezbitym dowodem było chociażby to, że zamiast ominąć bójkę pijaków szerokim łukiem, ta wniknęła w jej centrum. Nie dodała już niczego więcej, nie usiłując zgadywać, a za to czekając, aż czarnowłosa sama zaprzeczy.
|
| | | Czarna Dama Żniwiarz
Liczba postów : 62 Join date : 29/09/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Sob Paź 10, 2015 11:07 am | |
| Kostucha, choć niekiedy lubiła obserwować skomplikowane, niekiedy bardzo ekscentryczne psychiki kobiet, niekoniecznie brała to wszystko osobiście (wszak miała JAKIŚ instynkt samozachowawczy); jednocześnie, sama nie uważała siebie za wielce skomplikowaną osobę, choć nie miała okazji tym się pochwalić, bo rzadko kto miał ochotę myszkować po psychice zabójcy i/lub dziwaka. Chociaż przez chwilę dała popis swojej chęci przemocy, szybko skumulowała ją w środku, a przyczynił się do tego młodzieniec, który ostudził mroczne zapędy celnym strzałem w uszkodzoną kostkę. Ta pulsowała ochoczo, paraliżowała, chciała wydusić łzy z oczu, a żniwiarz wciąż słyszał w głowie charakterystyczne chrupnięcie, choć przysiąc nie mogła, że to nie była wyobraźnia. Każdy normalny osobnik najpewniej zemdlałby lub zwymiotował na miejscu, jednak czarnowłosa - ze względu na profesję - była wytrzymalsza na ból od typowych dam; czuła jedynie szybko krążącą krew w żyłach, namawiającą do przelania krwi winnego. Sztylet niepokojąco palił skórę na łydce. Mimo to, spojrzenie, które posłała młodzieńcowi, było niepokojąco beznamiętnie. Gdy młodzieniec zaczął wykazywać skruchę, czrarnowłosa wyprostowała się powoli i przyjrzała mu się upierdliwej niż wcześniej; prawdziwy skan głębi czarnych oczu potrafił wprowadzić bezbronną ofiarę w poważny dyskomfort. Nieznacznie uniosła kąciki ust, cnotka w burdelu! Ha! - Do cnotki mi co najmniej daleko, młodzieńcze. Inni bardzo lubią mnie dymać - stwierdziła nadzwyczaj prostacko i prosto; chociaż posłużyła się metaforą, stwierdzenie to nosiło w sobie dużo racji. Inkwizycja obraca nią jak tylko może i wykorzysta, jak tylko możliwe. Każdego z nich. A oni się godzili, bo zazwyczaj to lubili i taka była ich rola. - Choć nie wyglądasz na silnego, chętnie skorzystam z twoich pleców. Zanim to zrobię, chciałabym poznać twoje imię - i choć tak powiedziała, już zbliżyła się do niego i obróciła tyłem do siebie, średnio-delikatnie, bo nadal bolało ją jak cholera, a winnego miała - dosłownie - w garści. I nie bacząc, czy ten odpowiedział lub nie, podskoczyła i oplotła nogi wokół jego pasa, mocno trzymając się tego ciałka rękami. - Nie do szpitala. Zabierz mnie w jakiejś spokojne miejsce, gdzie napijemy się piwa - powiedziała cicho Mary, śmiało owiewając ucho swoim oddechem. Głos wydawał się być bardzo kruchy, ulotny, a sama ścisnęła młodzieńca mocniej; trudno powiedzieć, dlaczego: bała się spaść, nie chciała, żeby ten odchodził lub po prostu chciała go udusić? - Ty stawiasz, oczywiście. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Nie Paź 11, 2015 12:40 pm | |
| - Niewątpliwie. - Nie mogła się powstrzymać od śmiechu, słysząc tak prostoduszne stwierdzenie z ust - jakby to nie patrzeć - damy. - Ludzie muszą ustawiać się do ciebie w kolejce, aby cię "wydymać"! - Huknęła kolejną porcją śmiechu, podkreślając ostatnie słowo, które nagle przypadło jej do gustu. Ucieszyła się z tak prostego życzenia, niewymagającego pomocy wszechświata, a jedynie udostępnienia jej skromnych barków i wciąż niespożytych zasobów sił. Gdyby była bardziej rozważna (i przy okazji, z większą chęcią przynudzałaby innym) to nie zgodziłaby się na propozycję piwa, tylko namawiałaby swą nową towarzyszkę na profesjonalną opiekę i odpoczynek. Ale szczerze, niewiele ją to obchodziło, a opcja dalszej zabawy o wiele bardziej się jej podobała. - Jacqueline. Choć wszyscy mówią na mnie Jack. –Odpowiedziała, rozbawiona, że musiało dojść do wymiany godności przed tym drobnym zbliżeniem („no przecież nieznajomemu na plecy nie wskoczę” – jakby mówiła). – A jak powinnam się zwracać do Ciebie? – Natychmiast usiłowała się zrewanżować, by nie musieć nazywać jej dalej w myślach „Kostuchą”. Chociaż to zapewne będzie silniejsze od niej jeszcze przez długi czas. Przystała biernie na postępowania kobiety, zaraz czując dodatkowy balast na plecach. Silnie oplotła dłońmi jej uda, przedzierając się przez gąszcz tiulu, koronki i jakby tego było mało – kolejnej warstwy, będącej halką. Doprawdy, nawet gdyby chciała się ubrać w tak skomplikowany wytwór, zapewne nie wiedziałaby jak. Jack nie odnosiła wrażenia, jakby panna Kostucha trzymała ją w garści, bo chociaż była głowę pod nią, to ona narzucała im tępo i stąpała po stabilnym gruncie, ewentualnie decydując się na porzucenie swojego bagażu. - Spokojne miejsce? – Zastanowiła się głośno, w myślach przebierając wszelakie karczmy i gospody, w których Jack miała okazję gościć, odejmując te, do jakich ma zakaz wstępu. – Zero z ciebie pożytku z tą nogą. Potańczyć nie możesz, ani... – Przerwała prędko, zapominając, że nie powinna przypominać, czyja to tak naprawdę była wina. Nie zamierzała jej porzucać, oczywiście. Jackqueline była wolnym duchem, kroki stawiała tam gdzie tego sobie zażyczyła, niezobowiązana żadnymi obietnicami i paktami, bez pracy i rodziny, jedynie z chęcią spędzenia tej nocy w sposób, który pozwoli wywołać uśmiech na jej twarzy. Kostucha, choć sprawiała wrażenie groźnej, podzielała choć częściowo chęć do przedłużenia tego urokliwego wieczoru, więc do kiedy ich cele pokrywały się, mogły spędzić razem te parę chwil. - Z tym stawianiem... Może się potargujemy? – Zapytała, idąc przed siebie. I choć czarnowłosa ciążyła jej na plecach, nie okazywała zmęczenia, starając się zapewnić kobiecie jak najlepsze warunki, skoro właśnie takie było jej życzenie. A jeśli już przeszło do spraw związanych z pieniędzmi. Och, pojawiał się poważny problem. Jack była biedna jak mysz kościelna, wypad do droższej knajpy równał się konieczności złapania lepszej fuchy, bądź ewentualne niezapłacenie czynszu. Nie zwolniła kroku, ale plany miała niejasne, zaczynając od miejsca, a kończąc na formie zapłaty – przecież ciężko będzie uciekać z bagażem na plecach przed karczmarzem, który ostatecznie nie dostał swej należności. Wszystko zapowiadało się na to, że będzie musiała zrobić użytek ze swych drobnych rączek, przywłaszczających sobie rzeczy, nienależące do niej. - Zanim cię gdziekolwiek zaprowadzę... Powiedz mi tylko; co sądzisz o... drobnych kradzieżach, tak to nazwijmy. Jesteś pośród zwolenników obcinania kończyn za podobne przewinienia? – Zapytała uroczo, jakby zupełnie nie odnosząc się do poprzedniej wypowiedzi, ani faktu, że jest bez grosza przy duszy.
|
| | | Czarna Dama Żniwiarz
Liczba postów : 62 Join date : 29/09/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Sro Paź 14, 2015 7:23 am | |
| - Jestem aż takim atrakcyjnym obiektem? - stwierdziła prychnąwszy rozbawiona, nie mając ochoty wyprowadzać młodzieńca z błędu mówiąc, że inni niekoniecznie chcieli się do niej zbliżać, a już nie daj wiedźmo i inny diable - zadzierać. Oczywiście, oprócz młodzieńca, który śmiał nawet kopnąć jej ranną kostkę i nic nie interesowało ją to, że niechcący. Kostucha znad swojej wielkiej kosy uniosła wyprofilowaną brewkę słysząc jakże niemęskie imię młodzieńca - i nagle zaczęła zastanawiać się, czy młodzieniec faktycznie jest młodzieńcem, a nie panienką z zamiłowaniem do męskich ciuchów i zwyczajów. Jakkolwiek coś jej śmierdziało i wcale nie był to tylko alkohol, jakieś resztki kobiecej intuicji gdzieś tam nieśmiało dzwoniły, skutecznie przytłumione przez ignorancję. - Jacqueline brzmi dość kobieco, nie sądzisz? - zapytała dość ostrożnie, z niekoniecznie ostrożnym spojrzeniem, które ponownie zmierzyła sylwetkę niby-chłopaka, na ile mogła z pozycji pleców. Z drugiej strony, mógł powiedzieć jej nieprawdę, albo rodzice chcieli dziewczynkę - hej, takie rzeczy też się zdarzały! - Mam na imię Mary - odpowiedziała w końcu, wszak to nieeleganckie się nie odwzajemnić, jakkolwiek silne dłonie obejmujące uda były odrobinę rozpraszające i wprowadzały w drobny dyskomfort. Gdy ten śmiał jeszcze narzekać, od razu wbiła swoje blade, silne palce w barki, a ból niósł ze sobą o wiele więcej niż jakiś tam jeden komentarz. Potem uśmiechnęła się lekko, choć Jack nie mógł tego widzieć i powiedziała frywolnie: - Jeśli do tańca zaprosiłby mnie jakiś wyjątkowo przystojny mężczyzna, nawet boląca kostka nie stanowiłaby problemu. Mary zdecydowanie nie zamierzała się targować - Jack miał ją donieść na przyjemne miejsce i posadzić przed równie przyjemnym i dobrym piwem, kupionym z pieniędzy przez niego posiadanych. Ten, choć nie był tego świadomy, nie skazał jedynie na ból jakiejś tam damy, bo zabrał żniwiarzowi fuchę na czas nieokreślony, a wręcz zrobił z niej luksusowe danie główne, podane na surowo, jeszcze wierzgające, żeby zaostrzyć apetyt. Z wisienką w ustach, tak dla zmysłowości. A chętnych do rozszarpania jej skóry, ścięgien i mięśni nie brakowało. Z zamyślenia wyrwał ją przesłodzony głos. - Nie, niekoniecznie - odpowiedziała jedynie, domyślając się, o co może chodzić - a Czarna Dama nie posiadała większych skrupułów moralnych, żeby dostać to, czego chciała. - Ale lubuję się w odcinaniu kończyn, które śmiały mnie kopnąć, a z radością spełniam swoje wizje artystyczne, gdy ktoś nie dotrzymuje słowa - dodała równie słodko, jednocześnie odrobinę mocniej zaciskając kościste palce na ramieniu młodzieńca. Przecież nikomu odrobinę presji nie zaszkodzi, prawda? Nawet, gdy wywołuje je kobieta, która dosłownie jest babą na wozie. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Nie Paź 18, 2015 4:26 pm | |
| Dobry humor jej nie opuszczał. Zamierzała się droczyć z tym swoim czarującym blastem na plecach, do kiedy tylko nie dozna poważnego uszczerbku na zdrowiu. - Atrakcyjna? Jak na moje oko, rzekłabym; przerażająca. Ale! To nie odejmuje ci atrakcyjności. – Zaczęła, z typową dla siebie prostodusznością. – Znałam kiedyś mężczyznę, który za cel w życiu ustanowił sobie oswoić rekina. W niebezpieczeństwie jest coś pociągającego, nikt temu nie zaprzeczy – Nie dodała oczywiście, że dawny kompan wylądował ostatecznie między szczękami rekina. Jakiś tam instynkt samozachowawczy jednak miała. Powoli dostrzegała zapalające się w głowie Kostuchy światełko, jednak nie zamierzała wyprowadzać jej z błędu. To byłoby zbyt proste. Zresztą niechętnie tłumaczyła się z tego, co nią kierowało. Była zdania, że nie okłamuje ludzi, a gdyby nie kierowali się pozorami, życie byłoby prostsze. Mary więc musiała albo bardziej precyzować pytania, albo znaleźć inny sposób na odkrycie tejże tajemnicy. - Bardziej kobieco brzmieć nie może – Zapewniła ją gorąco, co dalej nie było wystarczającą podpowiedzią. – Wola moje matki, Francuzki. Wiem, imię iście kretyńskie, a wygląda jeszcze gorzej na papierze, zapewniam cię. Dlatego zostań przy Jacku, droga Mary. – Rozgadała się nieco, niekoniecznie chcąc umilić kobiecie podróż, a raczej lubiąc bredzić, nawet odbiegając znacznie od tematu. Mogłaby również dorzucić trzy grosze o tym, że jej imię jest jednym z paru wyrazów jakie jest w stanie napisać i odczytać, jednak palce wbite w kark skutecznie to uniemożliwiły. - Au! Dlaczego z całego splotu nóg musiałam trafić akurat na twoją kostkę!? – Wrzasnęła, zaraz lekko ją podrzucając, aby nie zapomniała kto sprawuje tu władzę (a przynajmniej posiada niewielki jej skrawek). Czuła, że los się od niej odwrócił, ale nie porzuciła nadziei. Na początku jednak musiała sprawić, by jej bagaż nie usiłował jej zamordować na każdym kroku. Tylko jak udobruchać śmierć zaglądającą w oczy? Jak przekonać Kostuchę, że to jeszcze nie pora na dramatyczne rozwiązania? - Doprawdy, wszystko potoczyłoby się lepiej, gdyby tego wieczoru złapała cię chęć na haftowanie. Albo chociażby na kibicowanie w bezpiecznej odległości. Co cię, kobieto, skłoniło do wtrącania się w poważne sprawy samców!? – Usiłowała nie dać się zastraszyć, dużo sił wkładając w to, by jej głos brzmiał naturalnie. Co jednak proste nie było. Zdecydowanie nie, do kiedy tylko Kostucha siedziała na jej plecach, a Jack mogła sobie tylko wyobrażać co tamta knuje. - Nie bój się, słowa zawsze dotrzymuję. A szczególnie wtedy, gdy mam zaciśnięte dłonie niemal na szyi. Już wkrótce posadzę cię w wymarzonym miejscu, a piwa nie zabraknie ci przez całą noc. – Oparła prędko, zakładając, że kradzież będzie nie tylko udana, ale i obfita. Dla Jacka była to ostatnia nadzieja na szczęśliwe zakończenie i ponowne doprowadzenie się do stanu głębokiej nietrzeźwości, gdyż po tej upojnej walce, cały alkohol zdążył z niej wyparować. Zdecydowała już, gdzie zamierza wstąpić. z/t
|
| | | Astaroth Połykacz ognia
Liczba postów : 397 Join date : 06/02/2016
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Nie Mar 13, 2016 1:57 pm | |
| Po wyjściu z burdelu, to Astaroth postanowiła prowadzić. Nie chciała powtarzać sytuacji, kiedy Lizzy zaciąga je obie w miejsce, gdzie zdecydowanie nie powinny się pojawić. Nie uśmiechała jej się powtórka z rozrywki, gdy mała nieświadomie wsadza nos tam, gdzie nawet As miała na tyle godności, żeby nie zaglądać, dlatego trzymała młodą piromankę za rączkę i prowadziła ją przez miasto. W głębi duszy modliła się, żeby mała zapomniała o tej całej sytuacji. Ot, dojdą do gospody, tam zajmą się swoimi sprawami, trochę się powygłupiają i popiją, a w tym szale zabawy umknie im fakt, że tego wieczora zawitały w domu wątpliwej rozkoszy. Tak byłoby zdecydowanie łatwiej dla nich obu. Cyrkówka uniknie głupich i żenujących wykładów na temat pieprzenia, a Lizzy zachowa swoją dziecięcą niewinność i nie będzie się narażała na zbyt wielki przypływ informacji naraz. Obopólna korzyść, yay! Szkoda, że to nie było takie proste, a Astaroth na tyle znała swoją małą przyjaciółkę, by wiedzieć, że tak łatwo nie odpuści. Nadzieja matką głupich. Było już całkowicie ciemno, a zabawa trwała na całego, gdy przekroczyły próg prawdopodobnie najgorszej meliny w całym Wishtown. Na nic droższego nie było jej stać, a w takich miejscach zabawa zawsze jest przednia. Dużo tyłków do podpalania i pijackich mord do obicia, oj tak. Będą mogły się wyszaleć (oczywiście w granicach przyzwoitości!), a później wrócić do siebie o świcie. Był jeszcze jeden, cholernie istotny plus- w takiej zapyziałej knajpie nie bywały ładne dziewczęta, które mogłyby skupić na sobie głodne spojrzenie Astaroth i kusić ją do złamania przysięgi danej Lizzy. Nie, tej nocy będzie trzymać łapki przy sobie. Najgorsze już miała za sobą, teraz powinno pójść z górki. Tuż przy wejściu zdjęła płaszcz i odwiesiła go na wieszak, po czym spojrzała na przyjaciółkę. - Jakie ballady masz w zanadrzu, hm? Mam ochotę nieco rozgrzać atmosferę, podczas gdy ty zajmiesz się zabawianiem gawiedzi – powiedziała jak gdyby nigdy nic, uśmiechając się złośliwie i zacierając łapki. A nuż jednak uda się pobawić, zamiast robić za nauczycielkę życia i przekazywania go? |
| | | Lisbeth De'nar Mała piromanka
Liczba postów : 58 Join date : 07/01/2016
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Nie Mar 13, 2016 2:36 pm | |
| Jak ona dobrze ją znała... Możliwe że naprawdę były spokrewnione bądź nawet Lizze podrzucili do chatki w lesie skoro była bardziej podobna do swojej przyszywanej matki niż do prawdziwej. I nie mówię tutaj o pasji jaką łączyły odnośnie ognia lecz właśnie o poznanie siebie. Obie dobrze wiedziały czego miały się spodziewać oraz jak odczytywać pewne zachowania dzięki czemu ich znajomość zdawała się być oparta na dość dziwnych zależnościach lecz cóż począć? Ast dobrze zdawała sobie sprawę z tego co kryje się pod czaszką młodej, a kryło się tam naprawdę wiele. Nawet teraz gdy była prowadzona przez zatłoczone miasto myślała, o tym co mówiła Ast oraz o tym co ujrzały jej oczy... Jednak nadal nie potrafiła stwierdzić dlaczego nie była, to karczma. Czemu kazano jej nie zaglądać za parawan i czemu jej przyjaciółka zachowywała się tak dziwnie... Przecież nie była sobą. Nie zaczęła pić ani nawet zadawać się z innymi kobietami jakich było tam sporo. Czemu?! To pytanie spędzało jej sen, z powiek oraz mamiło na tyle by po raz pierwszy nie przejmowała się mijającymi ją ludźmi jacy nie istnieli dla niej w tej chwili. Ba cały świat dla niej nie istniał dzięki czemu starsza piromanka mogła w spokoju i bez oporu prowadzić ją gdzie tylko chciała... Muzyka była prawie tak dobrze słyszalna co widzialny był blask padający z okien przybytku jakiego nie znała, a możne znała? Lizze nigdy nie przywiązywała wagi do miejsc dlatego też nieważne ile razy przybędzie do tego samego przybytku, tyle razy będzie, to dla niej coś naprawdę wspaniałego. Tak było i dziś. Zabawa jaka miała tutaj miejsce zdawała się czarować na każdym kroku. Muzyka wymuszała nawet na najbardziej zdrętwiałej istocie jakiekolwiek delikatne ruchy, a piwo zdawało lać się strumieniami... Jak nic brakowało jeszcze małych puszczalskich panienek no ale cóż nie można mieć wszystkiego prawda? No chyba że zaliczymy do tego grona Ast ze swoim niewyżytym tyłkiem oraz nieświadomą dziewczynkę jakiej oczy zaczęły się błyszczeć po raz kolejny tego dnia zaraz po przekroczeniu progu tego urokliwego przybytku. -Od dawna mam pomysł...- Odparła jednocześnie posyłając jej delikatny uśmiech po czym przeniosła wzrok swój na wnętrze karczmy i nie czekając na cud ruszyła przed siebie. Mijała, klientów, kelnerki oraz szemrane typy aż wreszcie znalazła się przy jednym, ze stolików usytuowanych prawie przy samym środku sali. szybko wgramoliła się na niego nie zwracając uwagi na fakt iż właśnie depcze komuś posiłek a innemu wylewa piwo bo i po co? Była przecież kobietą na jaką trudno było się złościć zwłaszcza gdy zaraz po swych złych uczynkach prosi szeptem pewnego typa wyglądającego na kata inkwizycji by uciszył zabawę jaka panowała w tych murach i o dziwo mężczyzna spełnił jej prośbę z taka łatwością jakby co najwyżej Lizze rzuciła nań jakiś urok! -Szanowni goście, dostojni mieszkańcy oraz goście!-Zaczęła nieznacznie podnosząc głos mimo iż nie musiała przez fakt ciszy jaka zapadła w karczmie i szczerze powiedziawszy można było by zaryzykować stwierdzenia iż prawie wszystkie spojrzenia były wbite teraz w tą dziewczynę stojącą na stole. Dla wielu zapewne wyglądało to niczym sen bądź jakaś cud bo przecież jakim cudem ktoś o jej urodzie oraz figurze był wstanie przyjść do takiej speluny? Chyba świat naprawdę oszalał skoro anioły alkoholicznego stanu zawitały wśród żywych... -Opowiem Wam historię jeśli oczywiście nasi wspaniali grajkowie zechcą mi pomóc...- Owe słowa skierowała do niedawna przygrywającej dwójki grajków jacy nie mieli większego wyboru co do odpowiedzi. I właśnie tak zaczęła się podróż... Lizze przy akompaniamencie instrumentów zabrała wszystkich do świata jakiego nie znali. Świata baśni, legend, dawnych wierzeń, miecza oraz topora! Świata gdzie przypadkowy człowiek niezależnie od stanu mógł stać się bohaterem, a co za tym idzie dała im nadzieję na lepsze jutro... Nie obyło się oczywiście nawiązań do inkwizycji oraz drobnych sugestii odnośnie rebelii lecz Lizze nie była by sobą gdyby w swej opowieści nie podburzała ludzi... Jednak jak i wszystko tak i owa opowieść zakończyła się smutno. Przecież świat nie jest dobry, a każdy wybór zdawał się być konsekwencją wcześniejszego... Lecz czy oni, to zrozumieją? Wielu jej słuchaczy zapewne zaraz powróci do dalszej konsumpcji i zapomni lecz zawsze pozostaje cząstka w jakiej zasieje ziarno niepewności... Cząstka dla której nie przestanie tego robić... Jedną, z tych osób była oczywiście Ast i wierzcie bądź nie lecz dziewczę przez cały czas wpatrywała się tylko w nią. Jakby chciała jej pokazać iż nie opowiada tego wszystkim lecz jej. Czy jak tylko zechcecie, to interpretować... Pominę fakt iż nawet na niej wzorowała jednego bohatera lecz kto jak kto ale Ast zapewne wyłapała ten drobny niuans. -Ludzie nigdy się nie zmienią.. - Wyrzekła tę mądrość gdy już zeszła ze swej sceny zgarniając przy tym mały woreczek monet jaki zarobiła. -Jednak można na nich zarobić... Ach więc nie miałaś mi o czyms powiedzieć?- Lizze jak na nią już przystało przechodziła do wielu rzeczy bezpośrednio z wrodzonym sobie spokojem oraz gracją jak gdyby była jakąś księżniczką a nie wiedźmą no ale cóż... każdy jej ruch zdawał się jasno mówić że nie pasuje do tego miejsca oraz czasu lecz mimo wszystko udało się jej odnaleźć Ast w tłumie ludzi i zapewne odnalazła by ją zawsze niezależnie od okoliczności czy miejsca... |
| | | Astaroth Połykacz ognia
Liczba postów : 397 Join date : 06/02/2016
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Pon Mar 14, 2016 8:09 pm | |
| Zabłysły jej oczy, gdy tylko usłyszała o nowym pomyśle swojej małej, ognistej przyjaciółki. Co jak co, ale słuchanie jej ballad było równie ciekawe co wpadanie z nią w kłopoty, chociaż te dwie czynności nieraz łączyły się w trakcie jednego wieczoru. Zaskakiwało ją, jaki młoda miała talent do opowiadania zmyślonych, baśniowych historii, do wplatania w nie różnych aktualnych wątków i do pobudzania publiczności. Taka młoda, taka niewinna, a takie opowieści snuje, że niejeden odpływał przy nich jak małe dziecko słuchające kołysanek. Astaroth nigdy nie nie doceniała Lizzy, ale w tej kwestii uważała, że młoda piromanka doszła do perfekcji. Zaśmiała się, obserwując, jak młoda podporządkowuje sobie każdą jednostkę znajdującą się w gospodzie. Nawet najwięksi twardziele ustępowali jej i przymykali oko na to, że zrobiła scenę ze stołu, ignorując leżącą na nim zastawę. Czasami zastanawiała się, czy panienka De'nar nie miała dodatkowego daru, który prócz władzy nad ogniem, dawał jej władzę nad ludzkimi umysłami. Wystarczyło spojrzeć na to, jak działała na wszystkich. Jak grzecznie ją traktowali, jak unosili wzrok znad kiepskiej, przypalonej strawy, żeby spojrzeć na nią, jak nadstawiali uszu, żeby usłyszeć jej ballady. Astaroth nie była wyjątkiem. Gdy tylko Lizzy odeszła od niej i ruszyła zabawiać gawiedź, podążyła w stronę baru i usiadła przy nim. Podparła policzek dłonią i skinęła leniwym gestem w stronę gospodyni, aby podała jej specjał tego lokalu, czyli rozwodnione piwo. Dostała kufel akurat wtedy, kiedy Lisbeth zaczęła swój występ i od tamtego momentu miała wzrok wbity w młodą, czasami tylko zasłaniając sobie widok kuflem, gdy popijała złocisty trunek, nie mający w ogóle smaku. Była absolutnie zapatrzona i zasłuchana w występ dziewczyny. Od czasu do czasu tylko poruszyła nieznacznie dłonią, a wtedy płomienie świec i ogień w kominku muskały siedzących blisko nich dżentelmenów po ubraniach albo nagiej skórze, powodując krótkie jęki i okrzyki, którym wtórowały paskudne przekleństwa, co powodowało na ustach Astaroth lekki, złośliwy uśmiech. Nie byłaby sobą, gdyby nie skorzystała z okazji zrobienia komuś na złość, jednak to nie odrywało jej uwagi od występu. Miała tę przewagę nad przeciętnym słuchaczem, że znała Lizzy, znała poruszane przez nią tematy i łapała smaczki, które dla typowego Jacka-pijaka były tylko kolejnymi słowami bez większego znaczenia. To dawało jej dodatkową przyjemność ze słuchania, a czasami można było zobaczyć, że na jej ustach gości szeroki uśmiech, niewątpliwie oznaczający, że coś z treści ballady połechtało jej ego albo mówiło o bliskich jej tematach. Gdy Lizzy skończyła swoją opowieść, starsza wiedźma zaczęła bić jej brawo, po czym uśmiechnęła się do niej ciepło. Nie zdziwiła się, że dziewczę nie miało najmniejszych problemów ze zlokalizowaniem jej wśród gawiedzi. Bądź co bądź, As totalnie wyróżniała się w tłumie, a młoda przez cały swój występ miała ją na oku. - Ładna historyjka, pani bard. Jednak myślę, że Aster Ogniowładca w życiu nie chciałby związać się z księżniczką – zachichotała, gdy tylko Lisbeth podeszła bliżej i poklepała miejsce koło siebie. - Zamówić ci coś? – spytała. Jeszcze było ją stać na to, żeby postawić młodej coś do jedzenia czy do picia. Normalnie pewnie wzięłaby jej piwo, ale wiedziała, że młoda ma na tyle słabą głowę, żeby odpłynąć już na początku. No i była dzieckiem, a tych nie powinno się upijać. Wszystko wskazywało na to, że młoda zapomniała o ich drobnej wpadce w burdelu, bo zajęła się lepszymi rzeczami... Ale nie! Jak grom z jasnego nieba spadło na Astaroth pytanie o rzecz taką prozaiczną i tak dobrze jej znaną, lecz zarazem tak trudną do wytłumaczenia dziecku. Postukała palcami w blat baru, spoglądając niespokojnie gdzieś w przestrzeń i zastanowiła się chwilę. - A co miałam ci powiedzieć? – zapytała, spoglądając na piromankę. Tak, najłatwiej udawać Greka i mówić, że się zapomniało. Może odpuści...? |
| | | Lisbeth De'nar Mała piromanka
Liczba postów : 58 Join date : 07/01/2016
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Pon Mar 14, 2016 8:36 pm | |
| Dla Lizze opowiadanie ballad było sztuką. Nie tak ostrą jak stosy palone przez inkwizytorów czy tak porywającą jak spektakle cyrkowców... To była jej sztuka. Tworzyła ją całą sobą. Każdy gest, uśmiech czy spojrzenie nie było przypadkowe. Wszystko bowiem było w tamtej chwili dopracowane na tyle aby nikt nie oderwał od niej wzroku ani uszu... Musiała przecież porwać tłumy. Ukazać im świat jakiego nie znali, a zarazem opowiedzieć o czymś bliskie... Musiała wskazać im szlak jakim mieli podążyć by drogi wielu splotły się razem tu i teraz... By każdy z obecnych w tym urokliwym przybytku stał się nie tylko słuchaczem lecz i jej niewolnikiem... Tak Lizze potrafiła władać sercami oraz umysłami istnień gdy tylko pragnęła. Był, to swoisty talent nieskalany genem czy zimnym wyrachowaniem... Przecież... Ona zawsze była słodka jak bez a jej spojrzenie ciepłe niczym słońce w czerwcowym dniu. -Obie dobrze wiemy że wolał by się związać z księciem... - Odpowiedziała naturalnie, a na jej twarzy zagościł tajemniczy uśmieszek jaki w połączeniu z delikatnym blaskiem świec odbijającym się w jej oczach dawał niezapomniany widok. Młoda panna jak to miała w zwyczaju usiadła na wskazanym przez Ast miejscu zachowując przy tym swą grację. -Dziwię się że jeszcze tego nie zrobiłaś...- Skomentowała jej pytanie ponieważ zbyt długo się znały by starsza musiała zadawać tego typu pytania. Kto jak kto lecz ona powinna wiedzieć co pija jej córka oraz że po występie zapewne będzie miała rozpalone usta smagane ciepłem ognia jaki tlił się w jej drobnym ciele. Ognia jakiego płomień zdawał się rozbłyskać z każdą chwilą gdy opowiadała kolejne historię... -...Jednak jeśli przy tym jesteśmy..- Nie nie dokończyła bo i po co? Wystarczył fakt położenia zaraz przy dłoni Ast dość sporych rozmiarów sakiewki wypełnionej pieniędzmi za jakie można było najeść się do syta jeśli miało się tak mały żołądek jak Lizze oraz wprowadzić się w stan wątpliwej przyjemności alkoholowej... I to wszystko dzięki talentowi jaki ta mała posiadła. No ale cóż Ast nie powinna narzekać! Przecież, to młoda na swój sposób utrzymywała ją od czasu do czasu mimo iż na prawdę powinno być inaczej. -Miałaś mi wytłumaczyć skąd sie biorą dzieci oraz postawić kolejkę.. - Lizze była bezpośrednia. Zawsze mówiła, to co myśli co raczej nie powinno było zdziwić ani Ast ani nikogo kto ją znał... Oczywiście przypominanie o takich rzeczach w karczmie było dość dziwne co raczej potwierdzić mogły ukradkowe spojrzenia niektórych gości jacy usłyszeli jej słowa oraz samego właściciela tego przybytku... Jednak Lizze nie przejmowała się tym ponieważ już znalazła sobie zajęcie godne wiedźmy! Cóż więc uczyniła? cóż wstała z miejsca jakie zajmowała do tej pory tylko i wyłącznie po to aby obrócića się w stronę sali i na nowo usiąść lecz tym razem na blacie gdzie na szczęście nikt nie postawił jeszcze kufla czy miski a jedyną rzeczą jaką napotkał jej tyłek była dłoń przyjaciółki. -Chyba powinnam częściej, to robić... - Słowa te były skierowane raczej do niej samej niż do kogokolwiek znajdującego sie w karczmie. Lizze bowiem spoglądała na całą salę z sentymentem malującym się w spojrzeniu oraz dozą tęsknoty... I nawet ślepiec zauważył by taką mieszankę emocji oraz odruchowe przygryzanie dolnej wargi na tyle aby zagościła nań pierwsza niewinna kropla krwi... |
| | | Astaroth Połykacz ognia
Liczba postów : 397 Join date : 06/02/2016
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Pią Mar 18, 2016 4:10 pm | |
| Widok Lizzy idącej przez karczmę i oświetlanej jasnymi płomykami faktycznie dawał niesamowite wrażenie. Astaroth zawsze uważała, że dziewczynie do twarzy było z ogniem, który pięknie rozświetlał jej oczy i łagodne, dziecięce oblicze. Genetyka zadziałała na jej korzyść, dając jej taką właśnie urodę i do tego mutację, która tę urodę jeszcze bardziej podkreślała, chociaż młoda pewnie wolałaby dar kontrolowania umysłów. Ot, żeby więcej ludzi zwracało na nią uwagę i żeby czynić ich sobie poddanymi, albowiem starsza wiedźma doskonale wiedziała, jak bardzo młoda lubiła przyciągać spojrzenia, zwłaszcza podczas występów. Wtedy oczy świeciły jej się tak samo, jak w tym momencie. - Z księciem? Z facetem? Wolne żarty - prychnęła i wychyliła kufel, lecz z jej ust nie schodził lekki uśmieszek. A jednak młoda miała całkiem przyzwoity tok rozumowania, który cyrkówce wydawał się bardzo logiczny. Skoro As wolała kobiety, to Aster powinien woleć mężczyzn. Z tym, że nawet w kompletnie innej rzeczywistości płomienna czarownica nie tknęłaby palcem faceta. Nawet, gdyby sama nim była. Po prostu nie i już. - Wolałby założyć własne królestwo i mieć harem złożony z pięknych pań - zachichotała, postawiwszy kufel na blacie. To dopiero byłoby życie... Nie musieć nic robić, nie musieć zarabiać ani kraść, bo wystarczyłoby skinięcie, a wszyscy rzucaliby się z hojnymi daninami dla swojego władcy, który na co dzień kąpałby się w mleku i kochał z najpiękniejszymi kobietami w królestwie. - Tylko się upewniałam - mruknęła, po czym zwróciła się do barmana i poprosiła o miód pitny. Nawet nie zwracała mu uwagi na to, aby był rozcieńczony, bo wszystko w tej spelunie było zmieszane z wodą w stosunku 1:1 i nie miało smaku. Po chwili mężczyzna postawił przed nią kufel, który natychmiast przesunęła w stronę Lizzy. W tym samym momencie, kiedy ta położyła przy jej dłoni sakiewkę. Astaroth spojrzała na nią, zmrużyła nieco lśniące ślepia, a później odsunęła od siebie woreczek. - Nie wezmę tego. Ty to zarobiłaś, kup sobie za to coś ładnego albo coś do jedzenia. Dzisiaj ja płacę - powiedziała, przenosząc wzrok na swoje piwo. Głupio jej było, że młoda w ogóle wpadła na taki pomysł, aby oddać jej swoje pieniądze. Astaroth nie narzekała na biedę, zarabiała na występach i dokradała, jak jej trochę brakowało, a Lizzy... Ona żyła tylko z tego, co sobie ugrała. Do tego żyła sama. Fakt, cyrkówce zdarzyło się raz czy dwa skorzystać z takiej propozycji w akcie desperacji, ale tej nocy to się nie powtórzy. I później już też nie. Musiała dbać o swoją małą, ognistą przyjaciółkę. Chociaż czasami miała ochotę zrobić temu gnomowi krzywdę, tak jak w tym momencie, gdy jednak okazało się, że jednak nie zapomniała o tym, o czym As bardzo chciała, żeby zapomniała. Niech to szlag. - Kolejki ci nie postawię, a co do reszty... - zaczęła, ale nie było jej dane skończyć, bo Lisbeth podniosła się ze swojego miejsca i bezceremonialnie rozsiadła się na blacie. Cyrkówka odruchowo cofnęła rękę i uniosła wzrok na młodą, której emocji nie umiała do końca odczytać, ale widziała, że coś się w jej serduchu tli i bynajmniej nie jest to radość z udanego wieczoru. Westchnęła cichutko i rozejrzała się, po czym jak gdyby nigdy nic podniosła się z krzesła i usiadła koło Lizzy na skraju blatu, ku niezadowolonemu zerknięciu barmana, który jednak nie odezwał się słowem. - Co do wcześniejszego tematu... - odchrząknęła, kładąc rękę na ramieniu młodej. - Dzieci nie biorą się z kapusty ani nie przynosi ich bocian. Ludzie muszą je sobie... Zrobić - powiedziała i pomasowała sobie kark. Widać było, jak bardzo głupio jej o tym mówić i tłumaczyć, chociaż z każdą sekundą coraz lepiej jej to szło. - Do tego potrzeba faceta i kobiety i tego, co oni mają pod bielizną. Gdy to, co facet ma wejdzie w to, co ma kobieta - tutaj wykonała sugestywny gest wkładania palca wskazującego w kółko z dwóch palców drugiej ręki. -Wtedy może powstać dziecko. Łapiesz póki co? - spytała, spoglądając na młodą z tajemniczym, choć trochę niepewnym uśmieszkiem na twarzy. Chyba nie było tak źle, jak się obawiała, ale dalej istniała szansa, że u Lisbeth będzie ciężko z rozumieniem tematu, a Astaroth czuła się zobowiązana opowiedzieć jej wszystko ze szczegółami, chociaż czuła się przy tym wyjątkowo idiotycznie. |
| | | Lisbeth De'nar Mała piromanka
Liczba postów : 58 Join date : 07/01/2016
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Pon Mar 21, 2016 3:46 pm | |
| Lizze zbyt dobrze znała spoją przyjaciółkę oraz chyba podświadomie podbierała postaci do swych ballad. Tak było i w tym przypadku. Skoro on był wzorowany na Ast, to musiał mieć coś z niej prawda? Dziwnym zdawać się może fakt iż ktoś pokroju Lizze w ogóle potrafił myśleć o tego typu rzeczach. Przecież na dobrą sprawę nie powinna wiedzieć ona nic o preferencjach innych a tu proszę takie dziwne rzeczy tworzy w swych opowieściach! Młoda jednak niczym dziecko uśmiechnęła się na jej uwagę odnośnie głównego bohatera ponieważ było, to w stylu Ast. Ona zawsze myślała w ten swój specyficzny sposób co oczywiście Lizze zanotowała w głowie i postara się poprawić przy kolejnej opowieści by w jakiś sposób móc zaspokoić niedosyt jaki miała po dzisiejszym wieczorze jej przyjaciółka. No proszę... Nie mogła przecież jej zawieść! Zresztą ich relacja zdawała się być naprawdę specyficzna. Z jednej strony obie znały się zbyt dobrze, a z drugiej dystans jaki je dzielił zdawał się być podobny do przepaści dzielącej jedną, z krain mieszczących się w jej opowiadań. Owa szczelina zdawała się być czymś w rodzaju bariery jaka nie pozwalała zwaśnionym królestw połączyć swych sił... Tak było i w ich relacji. Obie były dalekie dla siebie pomimo bliskości jaką tworzyły. I nawet teraz gdy Ast nakazała barmanowi podać alkohol... W oczach Lizze była nadal tak samo daleka niczym płomień jaki tlił się na samotnej wyspie... Jednak obie zdawały się być niczym wyżej wymienione wyspy... -Obie wiemy że potrzebujesz tego bardziej...- Odezwała się w końcu dalej obserwując salę oraz ludzi jacy zdawali się być dla niej czymś więcej niż tylko ciekawymi obiektami. Zwłaszcza teraz gdy cześć, z gości nadal im się przyglądała. Czemu, to robili? Sama nie wiedziała. Możliwe, że było to spowodowane jej występem bądź zachowaniem. Cześć także mogła podziwiać tą dwójkę jaka zachowywała się zupełnie inaczej niż wymagają tego okoliczności lecz ona zawsze były inne. Były niczym zgrany duet łączący wiele sprzeczności. Zresztą. Nieważne co powiedzą... Dla Lizze świat nadal będzie zamknięty w łupinie, a ona będzie jego królową również zamkniętą we własnej łupinie stworzonej z emocji oraz dalekiej bliskości Ast. -Więc nie bądź dziecko tylko bierz... Ja jeszcze dziś coś zarobie- Dodała tym razem przenosząc wzrok swój w stronę siostry by ta znów mogła ujrzeć ten dziwny blask malujący się w jej tęczówkach. Blask zrozumienia oraz co najważniejsze ognia tlącego się w świecach czy też w jej sercu. Owe spojrzenie zdawało się mówić wiele. Przecież Lizze dobrze wiedziała że ich dwójki tylko Ast potrzebuje pieniędzy na życie oraz swoje zachcianki... A ona sama? Nie, nie potrzebowała ich zbyt wiele. Zresztą siedziała teraz w karczmie w jakiej było ciepło. Oplatała palcami kufel z alkoholem trzeciej jakości jaki wcześniej zebrała ze stolika oraz przyglądała się swej płomiennej siostrze. I szczerze nic więcej nie potrzebowała od życia. Przynajmniej w tej chwili. Jednak chwila szybko zmieniła się w lekcję anatomii prowadzoną przez nieudolną nauczycielkę. Czemu nieudolną? Powiedzmy sobie szczerze Ast nie wiedziała jak ma sie do tego zabrać, a co najgorsze była ostatnią osobą jaka mogła mówić o seksie ponieważ Lizze nijak nie rozumiała o co jej chodzi... Dlatego też zapytała prosto z mostu gdy ta skończyła swój wywód. -łapię- Burknęła jedynie po czym pozwoliła sobie na delikatny wręcz niezauważalny łyk ze swego kufla. -Jednak po co mają to robić? I jak, to ma się do Ciebie?- Lizze dobrze wiedziała, że Ast jest dziwna i również dziwnie się zachowuje. I owszem piła ona do samej Ast oraz jej podbojów jakie miały miejsce za jej plecami no ale cóż chyba nie chciała by tego widzieć w wykonaniu przyjaciółki. Było by to chyba nazbyt dziwne i raniące? -Dobra ale... Ale jak mają powstać dzieci skoro robią, to w powietrzu? - Zadała kolejne pytanie nie przejmując się dziwnymi spojrzeniami współbiesiadników siedzących na tyle by móc przysłuchiwać sie tej rozmowę z rozbawieniem czy też pogardą w oczach.. I tak oto nastał kolejny akt naszej komedii pod tytułem uświadomienie niewinnej. -Wiem!- Dziewczę nagle uśmiechnęło się wesoło prawie przy tym wylewając zawartość swego kufla na siebie no ale przecież wpadła na pomysł genialny w swej prostocie jakim oczywiście chciała podzielić się ze swoja przyjaciółką. -Może po prostu pokaż mi to... |
| | | Astaroth Połykacz ognia
Liczba postów : 397 Join date : 06/02/2016
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Czw Mar 24, 2016 9:56 am | |
| Zdawała się nie dosłyszeć słów Lizzy, jakby zasłoniła się przed nimi ogniowym murem, a całą swoją uwagę poświęcała opróżnianiu kufla i obserwacji ludzi, których spojrzenia coraz częściej uciekały w stronę dwóch piromanek. Astaroth miała ochotę dobitnie wyjaśnić nim, czemu gapienie się na dwójkę rozmawiających dam jest co najmniej niekulturalne, ale... W sumie to miała to w głębokim poważaniu. Niech sobie patrzą, ona miała większe problemy, niż paru pijaków patrzących w jej stronę. Lisbeth była trudna, w co starsza czarownica nigdy nie wątpiła. Czasami męczyła ją upartość młodej, tym bardziej, kiedy chciała udowodnić, jak bardzo to ona nie ma racji, całkowicie psując szyki cyrkówce. Ot, tak jak teraz. Oczywistym było, że Astaroth nie weźmie tych pieniędzy za żadne skarby świata, więc nie było potrzeby przekonywać jej, aby stało się inaczej i jeszcze wmawiać jej, że potrzebuje tych pieniędzy. Z jednej strony troska Lizzy była urocza, a z drugiej... Toć obydwie wiedziały, że starsza z nich, patrząc na jej niezwykłą dorosłość i umiejętność radzenia sobie w życiu, nie miała problemów z pieniędzmi. Zawsze znalazła sposób na szybkie zdobycie ich na swoje drobne zachcianki, które też nie były na tyle pieniędzochłonne, aby miała narzekać na brak środków. Dopiero gdy młoda znowu się odezwała, As popatrzyła na nią i przez chwilę milczała, wpatrując się w ten charakterystyczny błysk w jej oku, po czym szybko opróżniła kufel, który odstawiła z impetem na blat koło siebie, prawie tłukąc szkło w drobny mak. - Nie pieprz, dzieciaku. Możesz rozsypać te pieniądze na podłogę lub wrzucić je w śnieg, jeśli tak bardzo ich nie chcesz, ale ja ich nie przyjmę. Też potrafię zarabiać, więc nie będę cię okradać - zrymowała podświadomie. Ciebie nie okradnę, ale nie miałabym problemu z ogołoceniem kieszeni wszystkich tu zgromadzonych - dodała w myślach. Jednak umiała też zarabiać w całkiem uczciwy sposób, który nie powodował, że Inkwizycja czy policja dostawały białej gorączki, słysząc o kolejnym złodzieju. Była połykaczem ognia, umiała wróżyć, grać w karty... No i kradła. Nie mogła narzekać na biedę. Okej, może i pomimo swoich starań była dość miernym nauczycielem, ale miała ku temu dobry argument - tę wielką przepaść między nimi. Nie tylko przepaść w rozumowaniu świata, stylu życia, wieku i tym podobnych, ale też w rozumieniu podstawowych czynności i uczuć, do jakich seks i miłość niewątpliwie należały. Astaroth coraz bardziej czuła, że to nie ma absolutnie żadnego sensu, ale i tak brnęła w to dalej, bo skoro zaczęła, to wypadałoby skończyć. Zresztą, Lisbeth była już w takim wieku, że dobrze byłoby, gdyby to wiedziała, nawet jeśli jeszcze długo nie będzie miała zamiaru korzystać z tej wiedzy. O ile uda się przekazać ją do końca, zanim starsza z nich straci cierpliwość i strzeli sobie w łeb. Już po pierwszym pytaniu ze strony młodej wiedziała, że to będzie długa i ciężka lekcja. - Jak to po co? Nie chciałabyś mieć grupki małych brzdąców? - prychnęła. Bo ja to bym nie chciała. - Zresztą, to jest cholernie przyjemne. A co to ma do mnie do mnie? - zapytała i podrapała się po policzku, widocznie zastanawiając się nad odpowiedzią, która byłaby na tyle zrozumiała, aby Lizzy mogła to zrozumieć, po czym machnęła ręką. - Później, bo się pogubisz - odparła wreszcie. Wymijająco bo wymijająco, ale jednak. Nawiasem, cholernie ciekawa była, jak mała połączyła wątek robienia dzieci z Astaroth. Przecież nigdy w życiu nie widziała jej w akcji, mogła najwyżej nakryć ją na podrywaniu jakiejś panny, co jeszcze nie musiało niczego oznaczać, prawda? - Nie robią tego w powietrzu - odrzekła, marszcząc nieco brwi, jakby przyjaciółka właśnie powiedziała jej o tym, że Inkwizycja ratuje wiedźmy. - Co do miejsca, mogą to robić gdzie chcą, przy czym najczęściej wybiera się łóżko. A co do reszty... - zaczęła, wbijając wzrok gdzieś w przestrzeń, zmniejszając znacznie kółko zrobione z palców i kląć się w myślach, że nie pozwoliła Lisbeth zostać w burdelu, żeby zobaczyła to na własne oczy. - W każdym razie, nie robią tego w powietrzu, jasne? I mów o pół tonu ciszej, bo to nie jest temat, który porusza się publicznie. Tak samo, jak nie robi się dzieci publicznie - powiedziała, uśmiechając przy tym ledwie zauważalnie, chociaż jej uśmieszek szybko zniknął, za sprawą tego, co zaproponowała jej młoda. Niby Astaroth, naczelna zdobywczyni kobiecych wianków, powinna nie mieć oporów przed zaliczeniem kolejnej, ale... To była Lizzy. Jej młoda przyjaciółka, która była dla połykaczki ognia niczym młodsza siostra, albo czasami nawet jak córka. Takich rzeczy nie robi się w rodzinie, jeśli chce się, aby była to szczęśliwa rodzina. - Nie - odpowiedziała stanowczo. - Nie pokażę ci tego. Nie ma takiej opcji. Jak bardzo chcesz sobie popatrzeć, możesz wrócić do burdelu, o ile cię z niego nie wyrzucą - burknęła. Teoretycznie mogłaby jej pokazać, jak robi to na kimś innym, ale tutaj pojawiało się parę problemów. Raz, to mogłoby nieźle zaburzyć ich relację i sposób, w jaki mała postrzegała As. Dwa, żeby pokazać jej dokładnie to, o czym mówiła, musiałaby zrobić to z facetem, a szybciej oddałaby się w łapy Inkwizytorki, niż pozwoliła tknąć się mężczyźnie. |
| | | Lisbeth De'nar Mała piromanka
Liczba postów : 58 Join date : 07/01/2016
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Czw Mar 24, 2016 12:07 pm | |
| Ast powinna zmienić profesję na bycie wróżką ponieważ Lizze bez wahania zgarnęła pieniądze ze stołu, otworzyła sakiewkę i najzwyczajniej w świecie zanurzyła w jej wnętrzu swoją dłoń by po chwili rozrzucić monety po gospodzie obserwując przy tym jak piękne srebro błyszczy w świetle świec oraz mroku. Jak ludzie ruszają, z miejsc by uszarpać jak najwięcej dla siebie... Zdawać by się mogło że tylko one w tym momencie postanowiły dalej zajmować swoje miejsca. Ast zapewne zrobiła, to przez niedowierzanie czy też raczej zrozumienie, a Lizze.. Ona po prostu lubiła bawić się ludzką naturą dlatego też tego typu gest był dla niej o wiele bardziej wartościowy niż jakby dała na ochronkę świętej Magdaleny czy inny przybytek inkwizycji. Tak czy inaczej młoda nie była by sobą gdyby nie zatrzymała cześć pieniędzy dla siebie. Była, to mała kwota lecz wystarczająca na jej potrzeby jakie okazywały się być bardziej zachciankami niż poważnymi zakupami... -Miałaś rację... Inni bardziej skorzystali- Nie, nie była złośliwa uwaga, a wprost przeciwnie. Na twarzy Lizze gościł przepiękny szczery uśmiech oraz radość tym co zrobiła. Oczywiście wielu uznało by ją za głupia albo cierpiąca na nadmiar pieniędzy lecz dziewczę uczyniło, to przez wzgląd na ludzi właśnie... Skoro Ast nie chciała, to czemu inni nie mieli by dostać trochę gotówki? Czemu by nie sprawić komuś radości oraz nie obudzić w nim pierwotnych instynktów ujawniających się w chwili gdy brzdęk monet roznosił się przez salę? -Szkoda tylko, że już dawno to zrobiłaś...- Nachyliła się nieco w przód tylko i wyłącznie po to aby stworzyć, z włosów zaporę uniemożliwiającą odczytanie jej emocji jakie malowały się na jej twarzy w chwili gdy wyszeptała te słowa odnoszące się do okradzenia przez Ast... Och gdyby ta dziewczyna wiedziała jak dawno oraz poważnie okradła Lizze. Gdyby wiedziała że przez jedno wydarzenie ich dwójka związała ze sobą swój los poprzez ogień oraz tego typu wycieczki. Gdyby tylko wiedziała jak łatwo jest okraść kogoś takiego jak Lizze... Zapewne gdyby wiedziała, to nie siedziała by tutaj teraz, a ich wspólna historia wyglądała by zupełnie inaczej no ale cóż. Czasem nieświadomość jest lepsza od wszystkiego. Jednak życie bywa przewrotne i obie wylądowały w tym miejscu oraz co gorsze kontynuowały rozmowę na temat dzieci... Szczerze mówiąc, to starsza, z nich produkowała się a Lizze jedynie słuchała. W skupieniu oraz spokoju nadal chowając się za burzą swoich włosów niczym za tarczą jaka oddzielała ją od całego świata. Możliwe, że nie chciała by jej przyjaciółka przyglądała sie jej teraz. By w jakikolwiek sposób mogła zrozumieć co też kryje w sobie młodsza... Przecież tak zawsze było lepiej. Dla tej dwójki. Żyły obok siebie mimo iż były dla siebie bliskie i nawet teraz mimo tego co je łączyło musiała zostać zachowana granica... -Nie chce... Nie wiem..- odpowiedziała wreszcie na pytanie odnoszące się do gromadki dzieci jakie było naprawdę trudnym pytaniem! Przecież jak ktoś w jej wielu ma wiedzieć czego chce? Owszem miała siostrę oraz matkę no ale czy tego chciała? Nie! Była zbyt młoda i zbyt zwariowana by myśleć, o przyszłości tak bardzo odległej, a zarazem niezrozumiałej. -Przyjemne? Co w tym przyjemnego? i czemu mówisz, że się pogubię? I... jak nie w powietrzu?- Młoda wiedźma zaczęła zadawać pytanie za pytaniem jednocześni wreszcie obracając głowę w stronę swej rozmówczyni dając jej przy tym do zrozumienia, ze zaczęła się bardziej interesować tym wszystkim. Jej twarz bowiem wyrażała zaciekawienie, a spojrzenie bardzie śledziło każdy ruch towarzyszki prawie tak samo jak przy ostatniej nauce nowych sposobów na podpalanie domu! Nagle jednak dziewczyna, z gracją ześlizgnęła się ze stołu i gdy tylko stopy jej dotknęły ziemi ta obróciła się w stronę Ast splatając przy tym dłonie na piersiach. -Czemu nie można, o tym mówić?- Spytała lustrując ją uważnie co bardziej mogło przypominać wyczekiwanie na najlepszy moment by rzucić się w jej stronę w jakiś niecnych planach lecz Lizze nie była skytobujcą lecz zwykłym dzieckiem zbyt upartym oraz nieco wkurzonym ostatnimi słowami jakie padły ze strony jej siostry.. Jak, to nie chciała jej pokazać?! Czemu tak bardzo chce się jej pozbyć? I czemu zdaje się bać tego tematu? Młoda nie wiedziała lecz nie maiło, to już znaczenia ponieważ mała piromanka skłoniła się w stronę Ast tak jak w zwyczaju czyniła, to przed występem by w kolejnej chwili obrócić się napięcie. Zrobiła parę kroków tylko i wyłącznie po to aby znaleźć się na środku karczmy gdzie z delikatnym wręcz niewinnym uśmiechem na ustach oznajmiła na tyle głośno by chyba każdy ją usłyszał. -Czy ktoś tu z obecnych zechce udzielić mi dogłębnych wyjaśnień w temacie płodzenia dzieci? - Tak przez cały ten czas wpatrywała się w Ast. Prowokowała ją swoim zachowaniem ponieważ wiedziała co może sie zdarzyć... Była przecież w karczmie, a co za tym idzie wielu ludzi o mniej lub bardziej szemranym pochodzeniu tutaj przychodzi i zapewne któż zainteresował by się jej słowami i nie tylko... No dalej! Co zrobisz? Zdawały się krzyczeć ogniki w oczach Lizze wpatrzone w kobietę jaka mogła poczuć się teraz niczym jedyna istota w całym tym przybytku. |
| | | Astaroth Połykacz ognia
Liczba postów : 397 Join date : 06/02/2016
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Pią Kwi 01, 2016 3:58 pm | |
| Te słowa były tylko szybko rzuconym żartem, mającym tylko uzmysłowić, że próby przekonywania Astaroth do wzięcia pieniędzy są równie bezsensowne, co rozrzucenie ich po sali. Tym większe zdziwienie zawitało na twarzy wiedźmy, gdy jej młodziutka towarzyszka jednak wzięła to na serio. Cyrkówka obserwowała to wszystko z rozdziawioną buzią i jeszcze szerzej uchylonymi oczami i przez pierwszych parę sekund w ogóle nie mogła ogarnąć umysłem, co się tutaj stało, a gdy już to zrobiła, przejechała dłonią po podbródku i parsknęła śmiechem. To było tak bardzo w stylu Lizzy, a zarazem tak cholernie głupie, że As zaczęła żałować, że w ogóle zaproponowała coś takiego. To nie były takie małe pieniądze! A młoda wyrzuciła to wszystko pierwszym z brzegu ludziom, obserwując, jak rzucają się niczym gołębie na chleb, co bardzo przeczyło poglądom starszej. Astaroth bardzo szanowała pieniądze! Dopóki nie zobaczyła czegoś fajnego, na co warto je wydać albo się nie nudziła... - Po jaką cholerę w takim razie występowałaś i zbierałaś pieniądze? Długo nie pożyjesz z takim nastawieniem do życia i gotówki, dzieciaku – prychnęła i pstryknęła ją w czoło. Oto słowa pani, która potrafiła roztrwonić majątek zarabiany przez tydzień w jeden wieczór na alkohol, hazard i kobiety. Przynajmniej nie wyrzucała ich w błoto. Zdziwiła się, widząc taką zmianę w zachowaniu Lisbeth, która zdawała się całkowicie zamknąć na cokolwiek, co As mogłaby powiedzieć czy zrobić. - Ej, to było dawno i nieprawda. Po prostu na gwałt potrzebowałam gotówki – zaczęła się tłumaczyć, otaczając młodą piromankę ramieniem. Bo przecież chodziło o to, jak skorzystała z okazji i „pożyczyła” od niej trochę drobnych, prawda? Bo niczego innego jej nie ukradła! Tak, Astaroth w życiu nie wpadłaby na to, że przypadkiem mogłaby zabrać jej cokolwiek innego, niż rzeczy materialne, a jedyne inne, jakich w tym momencie pomyślała, to pocałunek lub dziewictwo, czego też sobie nie przywłaszczyła. Nie w tym przypadku. To była jej mała, ogniowa siostra, której przecież nie zrobiłaby czegoś takiego. A przynajmniej tak myślała. Ach, ta jej duma i resztki godności. Coraz bardziej miała ochotę odrzucić je na bok, a raczej spalić i wypierdolić popiół do śmietnika, a później zaciągnąć Lizzy w jakąś zaspę i pokazać jej, dlaczego pieprzenie jest przyjemne i dlaczego nie robi się tego w powietrzu, ale... To byłoby dziwne. Nawet jak dla As. Miała jakieś limity i granice wiekowe, gdzie po prostu nie była w stanie tknąć nikogo, nawet po pijanemu. Nie i już, bo to niemoralne. Tym bardziej, gdyby miała to zrobić ze swoją przyjaciółką. - Bo faceci i kobiety są tak zbudowani, żeby to było przyjemne. Wsadź sobie łapę w gacie, pomiziaj się chwilę tam na dole i sprawdź. Byle nie tutaj – zaśmiała się, ściągając ku sobie spojrzenia siedzących wokół mężczyzn, którzy tylko pokręcili głowami i parsknęli pod nosem. - Po prostu nie w powietrzu i... bo nie. A widziałaś, żeby ktoś robił dzieci publicznie? – dodała, obserwując wyczyny Lisbeth, mrużąc przy tym srebrne ślepia i marszcząc lekko brwi. Nie wiedziała, co młoda chciała uczynić, ale nie podejrzewała zbytniego zagrożenia, więc tylko skinęła barmanowi, aby napełnił jej kufel. Myślała, że piromanka pójdzie znowu grać albo... cokolwiek. Aż zachłysnęła się piwem, gdy usłyszała jej prośbę skierowaną do wszystkich siedzących w karczmie, zrobiła majestatyczną, piwną fontannę, o mało co nie chlapiąc barmana. Gdy już się ogarnęła, spojrzała na Lisbeth z prawdziwym mordem w oczach, a gdy zobaczyła, że jakiś koleś idzie do niej i oferuje swoją pomoc. - Wypierdalaj, koleś – warknęła, nie wiadomo kiedy pojawiając się między nim a Lizzy, po czym szarpnęła go za poły koszuli i przyciągnęła bliżej siebie. - Zostaw ją, jeśli nie chcesz skończyć z płonącą nogą od krzesła w dupie – syknęła, wbijając nienawistne spojrzenie w tego, który chciał tknąć jej małą przyjaciółkę. Facet, wyższy od Astaroth o głowę, najwidoczniej doszedł do słusznego wniosku, że wiedźma faktycznie mogłaby to zrobić, więc tylko cmoknął zniesmaczony, wymamrotał coś pod nosem i odsunął się od cyrkówki, trzymając dłonie na wysokości głowy. Kobieta popchnęła go jeszcze, przez co ten zatoczył się o parę kroków do tyłu, co miało oznaczać ostateczny koniec ich rozmowy. Wtedy Astaroth rozejrzała się po całej gospodzie, szukając potencjalnego chętnego na wpierdol od kobiety, ale żaden się nie zgłosił. Wszyscy patrzyli na nią rozbawieni lub zdumieni, ale nikt nie śmiał do nich podejść. Czas na Lizzy. - Upadłaś na głowę? – warknęła, dla odmiany to ją łapiąc za kołnierz i ciągnąc w stronę ich poprzedniego miejsca. Młoda już mogła poczuć, jakie ciepło biło od dłoni As, która niewątpliwie mogłaby oparzyć, gdyby dziewczyna dalej ją denerwowała. - Chcesz zostać dziwką? Oddawać się byle komu? Proszę. Tylko później nie płacz, że jakiś stary zboczeniec zrobi ci krzywdę – dodała zaraz, puszczając ją i siadając na krześle koło baru, po czym wypiła chyba z pół kufla naraz, patrząc na przyjaciółkę spode łba. I tutaj mógłby pojawić się śmiech na sali, patrząc na to, co każdej nocy wyczyniała Astaroth, lecz jej zachowanie były zgoła inne od zwyczajów dziwek: nie płaciła ani nie brała pieniędzy za seks, nie uprawiała go z byle kim i zazwyczaj to ona pełniła rolę zdobywcy. Odstawiła naczynie na blat, nie odrywając rozognionego spojrzenia z oblicza Lisbeth. - Już wolałabym sama uświadomić ci to i owo... – burknęła pod nosem, lecz po fakcie miała cichą nadzieję, że Lizzy tego nie dosłyszała. Niby byłoby to lepsze niż wystawienie jej na pewne zgwałcenie przez niewyżytego pedofila, ale to nadal wiązałoby się z tym, że zrobiłaby coś, czego nigdy nie chciała zrobić – tknięciem swojej przyjaciółki w sposób inny, niż ten przyjacielski. |
| | | Lisbeth De'nar Mała piromanka
Liczba postów : 58 Join date : 07/01/2016
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Sob Kwi 02, 2016 4:38 pm | |
| jak chciała żyć? Tak naprawdę nie miała pojęcia. Zresztą nie musiała wiedzieć, z racji iż była jedynie dzieckiem. Zarabiała na podstawowe swoje potrzeby i więcej nie było jej potrzeba do życia dlatego też wyrzucenie pieniędzy w tłum nie był tak bolesny. Zresztą ona tak naprawdę nie znała jego wartości, a śpiewała i grała czasem dla własnej przyjemności, a nie z innych powodów. Ot taka była, z niej drobna duszyczka jaka mimo wszystko i tak dała by jej te pieniądze. Nie dlatego że musiała lecz chciała. Lizze może i była dzieckiem lecz swój honor miała, a był on solidniejszy niż ten złodziejski! Dlatego też sama wzmianka na temat dawnego kredytu wywołała na jej twarzy uśmiech. naturalny, delikatny, dziecinny. Ot na zwyklejszy mówiący "i tak wiem lepiej". Przecież młoda mimo swego wieku była nader opiekuńcza w stosunku do Ast... Wynikało, to najczęściej z faktu traktowania ją jak własną rodzinę bądź kogoś o wiele bardziej bliższego, a może był to odruch czystej dobrej woli? Nieważne. Najważniejszym bowiem jest jedno. Zawsze i wszędzie jej pomoże niezależnie od okoliczności oraz tego co przyniesie życie, a w dzisiejszych czasach jest ono naprawdę nieobliczalne więc tego typu deklaracje - mimo iz nie padły głośno- są cenione bardziej niż próżne słowa jakich wiele można wypowiedzieć w życiu.... Tak jak na przykład mozolne tłumaczenie starszej piromanki odnośnie dolnych partii ciała ludzkiego oraz braku powodu robienia tego w powietrzu. Jednak, o czym ona mówiła? Lizze nie miała zamiaru przecież robić wszystkiego co tamta powie, a tym bardziej nie odpowiedziała jej na pytanie odnośnie robienia dzieci. Czemu? Nie musiała tego robić oraz co najważniejsze nie chciała... Przecież miała już inny plan prawda? Młoda piromanka. Zaledwie lat piętnaście mając bądź i nie stała samotnie na środku karczmy. Wypowiedziała słowa jakich zapewne nikt by się nie spodziewał, a tym bardziej jej towarzyszka jaka w urokliwy sposób zareagowała nań... Co zaś robiła młoda niewiasta? Dalej stała w miejscu. Dłonie swe wsparła na biodrach. Twarz zwróconą miała ku siostrze do jakiej uśmiechała się radośnie, a zarazem niewinnie co oczywiście spowodowane było jej zachowaniem. Nikt przecież nie potrafi odstawić ludzkiej fontanny lepiej niż Ast! Oczywiście Lizze wolała by oglądać ten spektakl w wykonaniu ognia lecz i trunkiem się zadowoliła na tyle by nie zwracać uwagi na otoczenie jakie mówiąc krótko zrobiło się mniej przyjazne... Jednak skąd młoda miała wiedzieć? Nikt nie powiedział jej ani nie wyjaśnił jak bardzo brzemienne w skutkach może być jej zachowanie, a tym bardziej zwrócenie na siebie uwagi mniej lub bardziej podejrzanych typów... Jak już jesteśmy przy nich nadmienić trzeba tutaj iż jeden powoli zmierzał ku niej lecz niedane było mu spełnić swych planów przez wzgląd na anioła jaki czuwał nad nią... ...Aniołem tym była jej siostra. Wystrzeliła ona ze swego miejsca niczym ognista strzała i brnąc w porównanie prawie przebiła jegomościa nie tylko swym wzrokiem co nienawiścią jaka biła od niej samej. Przynajmniej w tej chwili. Później padły słowa. Następnie spojrzeniu dziewczęcia ukazał się widok wręcz mistyczny, a przedstawiał on właśnie Ast walczącą niczym zwierze, o swoje młode. Zaciekłość mieszała się z nienawiścią oraz troską... -Hm?- Tyle właśnie była wstanie wydusić, z siebie Lizze w chwili gdy była niczym małe szczenie zaciągana w bezpieczne miejsce przez matkę jaka w owej chwili zapewne nie chciała słyszeć ani słowa sprzeciwu. Lisbeth natomiast nie chciała się jej sprzeciwiać. Nie gdy była pod wpływem jej zachowania jakie na swój własny sposób urzekło ją na tyle by stać się posłuszną przynajmniej na chwil parę. -Dziwką? Oddać? Zboczeniec? - Powtórzyła trzy słowa jakich sensu nie zrozumiała przyglądając się jej oraz nieznacznie przekrzywiając głowę w bok niczym wyżej wymienione szczenie słuchające, z uwagą pomruków swej matki niezależnie od tego czy były one spowodowane wkurzeniem czy też troską. Można tutaj oczywiście wierzyć bądź nie lecz Lizze widziała tą troskę w jej spojrzeniu. Chowała się ona dość dobrze, za wkurzeniem oraz chęcią mordu. Skryła się za ciepłem dotyku oraz ognia jaki nie był jej straszny ponieważ obie pochodziły od tego samego żywiołu. Obie były ogniem lecz w tej chwili ich relacja oraz kolejne słowa jakie padły, z ust Ast wskazywały na coś innego. Mianowice wskazywały na walkę dwóch różnych żywiołów. Wykluczających się, a zarazem powiązanych na tyle by nie mogły istni one bez siebie. Tak samo oczywiście było, z tą dwójką. Owszem mogły żyć osobno i obok siebie przez miesiące lecz sama świadomość nadawała sens tej dziwnej relacji jaką czekał ciężki okres... ...Oczywiście Ast mogła się łudzić iż Lizze nie usłyszała jej słów. Mogła wmawiać sobie wszystko co tylko chciała lecz i tak znała prawdę. Bez usłyszenia odpowiedzi. Bez zbędnych słów. Przecież w tej chwili ważne było spojrzenie. Nie cały świat czy wnętrze karczmy. Nie goście jacy nijak nie zrozumieli tej sytuacji i albo ją negowali albo naśmiewali się czy też snuli jakieś dziwne opowieści przy resztkach piwa. Liczyło sie spojrzenie... Przynajmniej dla Lizze. Ona bowiem w swej dziecinności oraz prostocie potrafiła wiele przekazać. Tak bylo i tym razem... Spoglądała na Ast ze zrozumieniem, zażenowaniem, zachwytem oraz czymś co można było nazwać przywiązaniem? Nieważne. Wielu aspektów spojrzenia jakim obdarzyła jedyną najbliższą sobie osobę nie trzeba było rozumieć czy też tłumaczyć. Przecież obie na swój sposób potrafiły interpretować tego typu chwili... Więc? Cóż uczynisz skoro znasz odpowiedź zamkniętą w spojrzeniu oraz nienaruszonej niewinności swej przyjaciółki?
|
| | | Charlotte „Charlie” White Siewca zwątpienia
Liczba postów : 45 Join date : 30/01/2017
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Sob Sty 01, 2022 2:38 pm | |
| Przyszły stądSpacer nie należał do najkrótszych, a może jedynie sprawiał takie wrażenie przez dziwną atmosferę, której nie sposób było zignorować. A może to tylko Charlie i jej wyobraźnia? Kobieta musiała cały czas się powstrzymywać, żeby nie zacząć zagadywać mężczyzny w głupkowaty sposób. Chciała podroczyć się z nim dłużej. Może zaleźć za skórę, ale jedynie odrobinę. Zagiąć w jakimś słownym pojedynku i znowu zauważyć, jak uśmiech spełza z jego twarzy, choćby nawet i na ułamki sekund. Impuls był tak silny, że musiała niemalże gryźć się z język za każdym razem, ale czuła, że w końcu nie wytrzyma i palnie coś, czego palnąć nie powinna. I może palnęłaby, gdyby nie dotarli na miejsce. Gdyby nie obecność Jamesa, pewnie stanęłaby jak wryta, a następnej sekundzie niechybnie zamieniając się w słup soli. Przed nimi rozpościerał się nie pierwszy lepszy budynek, lecz to przeklęte miejsce. Zimny dreszcz przebiegł po plecach wiedźmy, kolana niemalże ugięły się w połowie kroku, ale ostatecznie wzięła się w garść, nim ktokolwiek zdążył coś zauważyć. „Spokojnie, Charlie... To była tylko potrawka wieprzowa... Nie może cię skrzywdzić, jeśli jej nie zamówisz...” Wszelkie wewnętrzne pocieszenia stały się nic nie warte w momencie, gdy drzwi stanęły otworem, a całą ich trójkę owiały zapachy dochodzące z wnętrza przybytku. Halo, Inkwizycja? Gdzie zgłosić ewidentne uprawianie czarnej magii w kuchni gospody? |
| | | Merveille Handlująca półprawdami
Liczba postów : 125 Join date : 02/11/2018
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce Nie Sty 16, 2022 8:10 pm | |
| Cisza była z rodzaju tych, które ciążą, ale Merveille nie zamierzała tego zmieniać. Jeszcze wpędziłaby się w kłopoty, i na co jej to? Na ten moment nie miała nic do zyskania. Jeśli już, to być może od Piotra lub kogoś z jego ludzi. Networking na miarę dziewiętnastego wieku. Z pewna ulgą przyjęła widok gospody. Bynajmniej nie dlatego, że ją lubiła. Nikt jej nie lubił, ale czasami potrzebował. Ambler w swoim życiu jadła gorsze rzeczy i spała w jeszcze gorszych miejscach. Jej poprzeczka nie była zawieszona zbyt wysoko, a żołądek praktycznie ze stali. W wieku dwunastu lat miała mocniejszą głowę niż przeciętny dorosły. Co cię nie zabije, to cię wzmocni. Oczywiście teraz, gdy musiała zostać na noc w mieście, stać ją było na coś lepszego, ale nadal czasami musiała się stawiać w tym przeklętym miejscu. Tak jak teraz. Ciężki, domagający się otworzenia okien zapach uderzył w jej nozdrza, gdy tylko znalazła się w środku. James rozejrzał się. Utkwił w kimś wzrok i dopadł do niego w kilku długich krokach. Merv czym prędzej także zbliżyła się do stolika na uboczu, by wszystko usłyszeć. - Szukamy Piotra, Bane. Bane, przygarbiony siwy brodacz ze znaczną nadwagą, zerknął na Ambler i White. - Znowu sprawiłeś sobie jakąś babę? Na dodatek z dzieciakiem? Rekordem była ta brzuchata, która zwiała z kasą. Przerastasz samego siebie. – Pociągnął łyk z kufla, a jego twarz i ton głosu wyrażały jedynie zmęczenie i znudzenie. Wtorek jak wtorek, Nowy tydzień, nowa panna-lub-nie Credence’a. – Rozmokła buła z ciebie. – Kolejny łyk. James spąsowiał. - To one się przypałętały, chciały do Piotra i mam na nie oko. - I, jak na rozmokłą bułę przystało, nie spławiłeś ich. - Blondyna… Pani jest od Frosta. Bane na kilka sekund zatrzymał kufel w drodze od stołu do jego ust. Potem wypił kolejny łyk. Najwidoczniej był wprawiony w boju, bo piwo nie robiło na nim wrażenia. - To zmienia postać rzeczy. A ten tu? – Wskazał palcem Merv. Zawahała się. Teoretycznie jej rola mogła się tu zakończyć, w końcu doprowadziła Charlie na miejsce. Nie chciała jednak zrobić zwrotu w tył – przynajmniej nie chciała, dopóki nie pozna osobiście Piotra, a podejrzewała, że wynajmował któryś z pokoi. Zerknęła na Charlie, próbując wybadać, czy ją tu jeszcze chciała. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gospoda na kurzej nóżce | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|