|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Sybille Ofiara
Liczba postów : 60 Join date : 11/05/2013
| Temat: Malutki park Sob Sty 25, 2014 3:16 pm | |
| Niewielki obszar znajdujący się pod gołym niebem. Minimalnie zmieniono wizerunek tego miejsca, albowiem na tej przestrzeni pozostawiono drzewa i krzewy typowe dla położenia Wishtown. Cały park otacza ścieżka zrobiona z różnych odłamków szkła, należącego najprawdopodobniej do mieszkańców miasta. Tu i ówdzie znajdzie się ławeczkę. Na samym środku zielonego terenu postawiono osobliwą altankę. ♦ ♦ ♦ |
| | | Nimue Żniwiarz
Liczba postów : 15 Join date : 25/01/2014
| Temat: Re: Malutki park Sro Lut 05, 2014 8:16 pm | |
| Czasami ludzie potrzebują odpoczynku od swojej pracy, czy znęcaniem się nad koszmarami. Czasami trzeba odetchnąć od swojej nudnej rzeczywistości i spojrzeć prawdzie w oczy. Piździ jak nie wiem, ale Nimue wręcz musiała wybrać się do malutkiego parku. Tyle wspomnień się w nim mieściło. Tyle razy już tutaj zabijała Koszmary, że nie zliczy na palcach rąk i nóg dziesięciu zuchów. Swoją czerwoną rękawiczką zgarnęła śnieg z ławki, a sama usiadła na części bez śniegu. Wpatrywała się w niebieskie niebo. Kilka razy mrugnęła swoimi oczkami. Nudy jak zawsze. - Ehh - westchnęła cicho, bawiąc się śniegiem. Po chwili ulepiła kulkę i rzuciła go w zupełnie randomowy kierunek tak kilka razy. Nie zastanawiała się po co to robi po prostu, ot tak dla zabicia nudy. |
| | | Pandora2 Ofiara
Liczba postów : 7 Join date : 24/05/2013
| Temat: Re: Malutki park Sro Lut 05, 2014 8:30 pm | |
| Pandora bardzo lubiła zimę. O wiele bardziej niżeli upalne lato, podczas którego jej blada cera była narażona na różnorakie oparzenia i tym podobne paskudztwa. Gdy na dworze panował mróz, a wszystko było okryte śnieżną kołdrą, czuła się jakoś lepiej. I powietrze bardziej się do oddychania nadawało i w ogóle... wszystko było o wiele lepsze. Mimo tego, że obecna pogoda była wyśmienita jak dla niej, to i tak była ponura i poważna. Była Królową, rzadko kiedy się uśmiechała, a zwłaszcza będąc w mieście. Musiała być uważna. Przyszła tutaj pokupować trochę ziół. Zima zimą, ale przy takich warunkach nic nie wyrośnie, a pilnie potrzebowała pewnych medykamentów... ciągle jej jakiś brakowało. Pandora w sumie nie wiedziała, jakim cudem znalazła się w jakimś parku, no ale mniejsza. Może po prostu potrzebowała odpoczynku od tego całego jestestwa. Czasem miała dość swojej fuchy, ale to nie oznaczało, że miała zamiar ją komuś oddać. Prędzej ją inkwizycja zabije, niżeli ktoś zrzuci ją ze stołka. Kobieta nie zwróciłaby w ogóle uwagi na Nimue, gdyby śnieżka, którą rzuciła, nie trafiła ją w ramię. Królowa Wiedźm spojrzała na rudowłosą dość chłodnym wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Po prostu westchnęła ciężko. |
| | | Nimue Żniwiarz
Liczba postów : 15 Join date : 25/01/2014
| Temat: Re: Malutki park Nie Lut 09, 2014 8:35 pm | |
| Nimue w porównaniu do Pandorci nienawidziła zimy. Głównie dlatego, że jest zimna, a do tego jeszcze ten śnieg oślepia wszystkich swoją rażącą bielą. Lato ciepłe, gorące, można się wylegiwać nad plażą, a zima? Nogi i ręce co najwyżej można sobie połamać. Dziewczyna szybko podbiegła do Pandorci. O, masz ci los!~Trafiła w bladą twarz. Nie przejęła się tym, ale musiała przeprosić. - Przepraszam! - szybko krzyknęła i zaczęła to powtarzać strasznie szybko. |
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Pon Lis 23, 2015 12:35 am | |
| Niebo już dawno zaczęło przygasać i ciemnieć, a okolica swój odprężający charakter zamieniła na nieco bardziej intymny, acz (niewspomnienie o tym byłoby zatajeniem części prawdy) niektórzy mogli skrywać w sercach obawę. Nie od dziś krążyły plotki o czarownicach chętnie odwiedzających tereny miejskich ogrodów, aby skorzystać z ich dobrodziejstw – ziemi, z której w niektórych miejscach wyrastały przydatne rośliny. Kiedy Veilore przychodziła tutaj wiosną i latem o tej samej porze, słońce przyświecało jeszcze z góry, wzmacniając u spacerowiczów poczucie bezpieczeństwa oraz roztaczając przyjemną atmosferę, pachnącą kwiatami, od czasu do czasu skracaną kosami trawą, a nawet jedzeniem, z którym grupki ludzi przybywały do parku, żeby zjeść je, zajmując miejsce na jednej z ławek lub na kocu gdzieś pod drzewem. Ale nastała jesień i wszystko swoim zwyczajem poszarzało... zmarniało. Drzewa pogubiły już część liści, które zagrabione w kolorowe górki przez wyznaczonych opiekunów parku oczekiwały tylko procesu gnicia na wilgotnej ziemi. Po wszelkich kwiatach nie pozostało żadnego śladu, nowe miały wyrosnąć dopiero wiosną. Rozmieszczonym tu i ówdzie ławkom niełatwo było przyciągnąć gości. Ich siedzenia mokre były od częstych deszczów, podobnie jak wilgotne podłoże ścieżki wyłożone różnokolorowymi szkiełkami. Woda w kałużach pluskała pod wpływem uderzenia podeszew butów blondynki. W ciszy rozbrzmiewały spokojne, miarowe kroki. W pewnym momencie jej samotność zakłócił starszy mężczyzna zapalający latarnie poustawiane w równych odległościach od siebie, liczących na oko cztery, a może pięć metrów. Uniósł ciemne, krzaczaste brwi najwyraźniej zaskoczony obecnością spacerowiczki i to jeszcze w takich warunkach, ale w chwilę potem jakby dostrzegł coś więcej w półmroku i skinął idącej kobiecie głową. Veilore odwzajemniła się tym samym. Jednakże owe uprzejme gesty nie były zwykłym przywitaniem często widzących się ludzi, choć tak wyglądało to w oczach postronnych. Była umówiona. A jeśli osoba, z którą miała się spotkać, nie zjawiłaby się z jakiegoś powodu na miejscu, latarnik zagadałby ją. Przywitałby Vei nie tylko skinieniem głowy, ale również słowem, a ona kontynuowałaby później swój spacer tak, jakby zapuściła się do parku tylko w tym celu. Wkrótce potem niebieskie oczy o rzadko spotykanym odcieniu ponownie skierowały się na wilgotną, śliską drogę. Zamierzała przejść się jeszcze trochę (ot tak dla zbadania terenu), zanim zdecyduje się wkroczyć w zieleń pośrodku; w niewielki obszar, na którym pozostawiono w spokoju całą roślinność. W jego głębi znajdowała się altana. Wzniesiono ją dokładnie na środku zarośniętego koła. Ona stanowiła miejsce docelowe. Czy wszystko pójdzie zgodnie z planem? Zawsze istniało prawdopodobieństwo, że spotkanie nagle trzeba będzie odwołać, dlatego właśnie wpierw wolała trochę obejść park i zorientować się, czy ktoś, oprócz latarnika, nie kręci się w pobliżu. Cóż to byłoby za schadzka w odosobnieniu, która miałaby się rozgrywać na czyichś oczach? To niedopuszczalne! Zwłaszcza, że czekająca osóbka nie będzie jej szeptać do ucha czułych słówek, a przekaże informacje. Kobieta westchnęła cicho i zrobiwszy rundkę dookoła, rozejrzała się, poprawiła chustę pod szyją i weszła w końcu między półnagie drzewa. Zostawiła za sobą mętne światło zapalonych latarni. Zanurkowała w mrok, doskonale znając drogę. A jednak nie spodziewała się, że ktoś inny może wybrać tę samą. Zdawało się jej? Nie, była tego pewna. Zatrzymała się i wsłuchała w odgłosy otoczenia. W oddaleniu, acz ciągle w zasięgu jej wzroku, przemknął cień w płaszczu niewiadomego koloru, niedającego się precyzyjnie określić w ciemności nocy. Zmrużyła oczy, wsuwając dłoń do kieszeni własnego okrycia, gdzie trzymała zapalniczkę. "Mam nadzieję, że to przypadkowy przechodzeń" – myślała. Sama nie tykała tytoniu, ale gotowa była jej użyć do rozjaśnienia otoczenia, a zarazem ostrzeżenia osoby, z którą chciała się zobaczyć. Płomień miał zwiastować polecenie natychmiastowego, ostrożnego oddalenia się, jeśli napotkana postać stanowiłaby zagrożenie. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Malutki park Pon Lis 23, 2015 1:47 pm | |
| Nadchodzi zima. Dnie stają się coraz krótsze, a chłód już od poranka potrafił przeszyć ciało aż do najmniejszych jego komórek co i róż dawało w kość wielu mieszkańcom tego podłego miasta. Wishtown było chyba najbardziej podłą mieściną jaką znała Sam, a znała ich wiele. Czasem zdawało się jej iż to samo miasto wysysa, z ludzi chęć życia oraz podjudza do wielu okropności… Skrywa tajemnice, a zarazem sprawia iż mieszkańcy dziczeją… Widziała, to na ulicach co dzień. Mijała przecież statecznych mieszczan, plebs, a nawet czasem zapuszczała się ku tak zwanym dzielnicom biedoty i to właśnie w tych dzielnicach najlepiej można było zweryfikować jej słowa. Tutaj bowiem godność ludzka oraz życie było liczone poprzez parę miedziaków, sprzedawanie swych dzieci, a każdy konflikt rozwiązywały pięści czy ostrze noża. Jadnak czy oby na pewno? Sama pora roku nie sprzyjała nikomu. Kupcy coraz rzadziej udawali się w podróże dzięki czemu materiały jakie docierały, informacje oraz plotki stawały się coraz, to mniej ciekawe. Marazm… Z każdym tygodniem widziała jak ludzie popadają w coś w rodzaju letargu z jakiego nie mogą się przebudzić dzięki czemu i ona sama nie potrafiła odnaleźć się tu i teraz… Dlatego właśnie ostatnie dni spędziła na obserwacji zachowań ludzkich co i rusz zmieniając miejsce pobytu. Dziewczyna szukała bowiem jakiegoś zajęcia. Zlecenia jakie wyrwało by ją z otępienie oraz nie ukrywajmy sprawiło iż do jej kiesy spadło by parę monet. Nikt bowiem nie żyje jedynie powietrzem… -Cholerna pogoda…– Mruknęła jedynie gdy wzrok jej padł na niebo jakie jeszcze paręnaście tygodni temu było błękitne oraz niosło wrażenie zmian, a teraz? Chmury do skrzętnie je zasłoniły sprawiając iż ciemność spowiła miasto szybciej niż zakładała sprawiając iż po raz kolejny najgorsze instynkty wychodziły, z istot ludzkich karmiąc przy tym cienie pałętające się po mieście… Tak Sam widziała je zbyt dobrze. One zawsze gdzieś tu się kręcą. Są nieodłącznym elementem życia. Tajnego życia jakie rozgrywało się w mieście… Wielu ludzi bowiem nie wiedziało, o nich bądź też nie chciało wiedzieć. Jednak ta ich cześć, która zdawała sobie sprawę, z istnienia czegoś więcej już dawno skryła się w swych domach czy też karczmach. Tak przecież było lepiej i zapewne kobieta uczyniła by to samo gdyby nie jej wewnętrzny instynkt nakazujący… no właśnie? Sama nie wiedziała kiedy ruszyła się z miejsca. Nie wiedziała także gdzie wiodą jej nogi, a ona sama zdawała się być jedynie biernym obserwatorem swych poczynań do jakich już zdążyła przywyknąć. Wiele bowiem razy zdarzało się tak iż brnęła przed siebie nie znając powodu ani celu swego przeznaczenia, a wszystko przez fakt iż jej ciałem najczęściej wtedy władała siła co do jakiej udało się już jej przywyknąć… Ta obecność. Była, z nią od zawsze. Była jej częścią szepczącą do ucha. Czasem natomiast zdarzało się iż jest ona czymś więcej. Motorem napędowym jej działań tak jak i tym razem. -Po co mnie tu przyprowadziłeś? – Po co pytała? Możliwe, ze z przyzwyczajenia mimo iż dobrze wiedziała, że nikt jej nie odpowie. Przecież jej towarzysz zawsze tak czynił. Odzywał się gdy sama tego nie chciała, a gdy potrzebowała odpowiedzi zawsze milczał jak zaklęty. Jak o owej chwili jaką poświęciła na rozejrzenie się po tym dziwnym miejscu. Nigdy tu nie była mimo iż znała pogłoski krążące o tym miejscu. Pogłoski jakich oczywiście nigdy nie chciała sprawdzić ponieważ wiedziała jak może się to skończyć dla niej. Tak dziewczyna była ostrożna w doborze miejsc. Ostrożność tą wyniosła od matki jaka przestrzegała ją aby nie brnęła tam gdzie instynkt mówi jej aby się nie zapuszczała. Tak było i w tym przypadku. Coś w głębi ducha mówiło jej by zawróciła. Nie brnęła dalej lecz nie mogła. Wszystko przez dobrze jej znaną siłę jaka wręcz zmusiła ją do przyjścia tutaj więc cóż jej pozostało? -Zaraza – Wyszeptała bezgłośnie naciągając kaptur na głowę by uchronić się od deszczu jaki właśnie raczył zawitać na ten świat. Wierzcie mi bądź nie lecz wcale nie była zadowolona, z faktu iż musiała się tutaj znaleźć tym bardziej iż poza deszczem przywitała ją ciemna noc co i rusz zakłócana przez blask lamp jakie najprawdopodobniej zapalono niedawno lecz poza tym nic tu nie było. Cisza jaka towarzyszyła jej w tym miejscu zdawała się być przygnębiająca tak samo jak resztki roślinności jaka jeszcze walczyła, z chłodem i deszczem. Wszystko tu gniło… W pewnym sensie nawet można było uznać iż całe to miejsce oddawało klimat miasta jakie również gniło… Śmierć, wilgoć i niepokój. Trzy słowa opisujące dobrze odczucia jakie miało wielu mieszkańców w tym ona sama przechadzająca się po alejkach szczelnie przy tym okrywając się płaszczem jaki czasem ratował jej życie. Jednak nawet jeśli miała by zginać za jego noszenie nie zdjęła by go, z dwóch względów. Pierwszy i najważniejszy, to fakt iż był ciepły oraz nie raz chronił jej ciało przed wyziębieniem. Drugi powód był bardziej trywialny, a mianowicie zabrała go z ciała matki zanim złożyła ją ziemi… Właśnie dzięki temu miała spokój. Mogła bezkarnie znajdować się w wielu miejscach nie będąc narażoną na ataki. Trzeba było być bowiem głupcem bądź wrogiem alby atakować przedstawiciela kościoła… Zapewne dziewczyna nadal przechadzała by się po owym miejscu wsłuchując w odgłos deszczu czy miasta jakie czasem dochodziły ku niej gdyby nagle nie zatrzymała się w miejscu. Coś było nie tak. Czuła, to bardzo dobrze… I nie tylko ona… Najwyraźniej jej przyjaciel specjalnie ją tu sprowadził. Czyżby chciał spełnić jej życzenie śmierci, a może utkał misterny plan bazujący na wydarzeniach w jakie nieświadomie wplątała się jego podopieczna przychodząc tutaj? Biedna przecież nie wiedziała iż miało tutaj nie być nikogo… Jednak jak już nie raz mówiono. Los jest przewrotny…
|
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Wto Lis 24, 2015 10:14 pm | |
| Kobieta poświęciła jeszcze jedną, krótką chwilę na przysłuchiwanie się odgłosom otoczenia. Prawie nagie gałęzie, w ciemności upodabniające się do pokracznych dłoni o powykrzywianych palcach i szponach, kołysały się na wietrze. Pojedyncze liście w barwach od żółci do czerwieni zrywały się przy co mocniejszym podmuchu, frunęły pokonując nieznaczne odległości, aż lądowały na rozmiękczonym podłożu. Ocierające się o siebie gałęzie skrzypiały delikatnie. Czasem dosłyszeć się dało uderzające powietrze skrzydła. A wkrótce do tych dźwięków dołączyło kapanie. Zaczął siąpić deszcz... już po raz któryś w ciągu ostatniej doby. Świetnie. Ale kroki stawiane na rozmiękczonej od wody, lepkiej ziemi nie ucichły. Brzmiały obco, ich rytm nie przywoływał do jej umysłu obrazu żadnej znanej jej osoby. A zatem nie mogła to być spóźniona dziewczyna. I jakże tego żałowała...! Wreszcie otrzymałaby jakąś konkretną informację o dwóch czarownicach, o których słuch zaginął. Co najgorsze, właśnie je obie ramię sprawiedliwości powinno dosięgnąć. Dlaczego je? Znaczna większość mogła się nie zastanawiać nad schematem obierania sobie kolejnych celów przez Vei. Według wielu żaden nawet nie istniał. I całe szczęście, gdyż wyznawanie niepoprawnych poglądów w tym świecie i w tym czasie było niebezpieczne. Jedynie szaleńcy, głupcy oraz ci, pragnący zginąć w najbliższej przyszłości, przyznawali się do nich publicznie. Blondynka ruszyła w kierunku, skąd jej uszy wychwytywały dźwięki marszu dodatkowej obecności, której się nie spodziewała. Oczywiście nie oznaczało to, że nie brała pod uwagę takiej ewentualności, iż ktoś inny może się zmusić do łażenia po parkach przy panującej obecnie okropnej pogodzie i pod ciemnym niebem przysłoniętym chmurami tak, że nawet jasna księżycowa tarcza nie umiała przebić się przez przytłaczająco gęstą warstwę obłoków. Veilore przyspieszyła, a następnie wyszła z gąszczu po lewej, jakby chciała przeciąć drogę nieznajomemu cieniowi, który przesuwał się parę metrów dalej. Przeskoczyła nad grubym korzeniem, dobyła zapalniczkę i zapaliła ją, jednocześnie osłaniając ogień drugą dłonią. Niewielki płomień rozświetlił małą przestrzeń mdłą poświatą. – Jest tam ktoś? – zawołała, nie pozwalając niezadowoleniu dołączyć do wypowiadanych słów. W pytaniu zadanym przyjemnie niskim głosem kryły się jednak drobne nuty ciekawości i niepokoju. Kiedy postać pojawiła się w kolejnej przerwie między konarami drzew, kobieta ruszyła w tamtą stronę, aby nie pozwolić na zignorowanie swojej osoby oraz dać nieco więcej czasu na usunięcie się dziewczęcia z okolic altany, gdzie początkowo kierowała się ona sama, a teraz również nieznajoma postać. – Zaczekaj chwilę! – odezwała się ponownie i przyspieszyła, gasząc zapalniczkę. Niedługo potem cień nabrał wyraźniejszych kształtów. Okazał się być dziewczyną. – To chyba niezbyt przyjemny czas na spacery? – zapytała, wznosząc przed siebie nowo powstały płomień w zapalniczce. Dostrzegła wtedy szarość płaszcza i na chwilę zaniemówiła. Jakże to? Czy to mógł być jedynie przypadek, że inkwizytorka znalazła się akurat w tym miejscu i w tym czasie? – Och... Jesteś z Inkwizycji? – rzekła raczej stwierdzając fakt niż pytając. Vei zlustrowała ją dokładnie, korzystając z tego, że wreszcie znalazła się blisko tropionej postaci. – Czy coś się stało? W każdej pogłosce kryło się ziarno prawdy, więc nic dziwnego, gdyby nagle miała pojawić się w okolicy niebezpieczna czarownica, czy jeden z tych stworów, których nigdy nie miała i nie będzie miała sposobności ujrzeć. A może to nawet lepiej? Urodzenie się normalnym człowiekiem oszczędziło Veilore nieprzyjemnych widoków, nie wykluczone, że również szaleństwa, chociaż kobieta uważała się za silną i stabilną psychicznie istotę. W swoim krótkim życiu zdążyła doświadczyć wielu nieprzyjemnych rzeczy. Nic do tej pory jej nie złamało. Właściwie to jeżeli miała do czynienia z jakimś problemem, robiła się coraz bardziej odporna... nieugięta... pewna siebie. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Malutki park Sro Lis 25, 2015 3:39 pm | |
| Nie powinno mnie tu być… przemknęło jej przez myśl w chwili gdy do jej uszu dobiegł odgłos kroków nadciągających z pobliża. Kroków jakie zdawały się nieść za sobą coś złowrogiego, a zarazem ciekawego. Któż bowiem tak naprawdę mógł się jeszcze tutaj czaić? Świat był i tak już nadto podły, a to miejsce nijak nie pasowało do porachunków ulicznych gangów, bandyckiego rewiru czy miejsca kultu… Fakt, z tym miejscem mogła się mylić lecz widziała ich już wiele i żadne nie było aż tak urocze, że tak się wyrażę. Art’rein nie drgnęła ani również nie miała zamiaru uciekać gdy tylko pierwsze słowa dobiegły ku niej. Wprost przeciwnie zachowała się tak jakby na coś czekała. Owszem stała teraz w miejscu lecz nie odwróciła się od razu ku kobiecie co mogło świadczyć o nietakcie bądź obserwacji jaką prowadziła, a przyznać trzeba iż właśnie takową czyniła. Musiała wiedzieć czy ktoś jeszcze tu jest. Musiała ocenić sytuacje oraz miejsce w jakim się znalazła, a bywała już w o wiele gorszych niż to. Matka zawsze powtarzała o drogach ucieczki. W tym miejscu akurat Sam zaobserwowała co najmniej trzy, z czego niezmiernie się ucieszyła mimo iż jak zawsze nie dawała tego po sobie poznać. Zresztą nie musiała tego czynić zwłaszcza w chwili gdy głos jaki wcześniej słyszała, z oddali rozbrzmiał zaraz przy niej zadając pytanie na jakie nie raczyła odpowiedzieć. Przecież trzeba było być głupcem bądź szaleńcem by wychodzić w taką noc. W ostateczności można było być także czarownicą, inkwizytorem czy chochlikiem igrającym, z całym światem lecz Art’rein nie należała do żadnej, z powyżej wymienionych istot więc zapewne musiała mieć taki sam ważny powód jak i ta tutaj… Kobieta… Sam pożałowała faktu natrafienia właśnie na nią… Pożałowała ponieważ ostatnimi czasy przyszło stykać się jej z wieloma osobnikami własnej płci i szczerze mówiąc żadne ze spotkań nie kończyło się dobrze… A mogła przecież teraz siedzieć przed kominkiem sącząc przy tym jakieś dziadostwo jakim raczyła by ją pewna niewiasta. Mogła siedzieć tam i słuchać jej wesołego szczebiotania lecz nie… Musiała poddać sie przeczuciu jakie zaprowadziło ją w miejsce nieprzyjemne, chłodne oraz nijak nie znane… Na domiar złego trafiła na kogoś kto nie zdradzał swych uczuć względem frakcji do jakiej notabene należała lecz mniej oficjalnie… Co oczywiście Sam przyznała jednie delikatnym skinieniem głowy w chwili gdy przy użyciu wrodzonej sobie gracji obracała się ku posiadaczce dość charakterystycznego głosu… I tutaj powstała konsternacja. Przecież tamta zadała pytanie bardziej oczywiste niż tym co oddychamy na co oczywiście można było odpowiedzieć na parę sposobów lecz Art’rein wybrała najprawdopodobniej jeden, z bardziej ciekawych. – W tych niespokojnych czasach zawsze coś się dzieje- Jak brzmiała? Tak naprawdę nie wysilała się na wiarygodność ponieważ nie była wytworem wielu lat reżimu zawartego, w akademii lecz czegoś o wiele gorszego… Matki. Ona właśnie nauczyła ją aby nikomu nie odpowiadała wprost oraz by nie obdarzała nikogo zaufaniem. Fakt trochę ta druga zasada została nagięta przez dziewczynę lecz tu i teraz zachowywała się ona tak jak ją uczono. Nie wypytywała także nieznajomej, o jej powody przebywania w tym miejscu ponieważ nie obchodziło ją to za bardzo więc czemu miała poświęcić jej swój czas? Owszem, to właśnie ona mogła być przyczyną dla której tutaj przyszła… Mogła lecz nie musiała… Nic przecież nie było pewne…
|
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Pią Lis 27, 2015 5:59 pm | |
| Jakże była zaskoczona tym płaszczem! Co prawda ogarnął ją również lekki niepokój, ale to tylko w początkowej fazie i jedynie w zaistniałych okolicznościach. Stosunki między nią a Inkwizycją wcale nie rysowały się najgorzej – ba! – można by rzec, wręcz przeciwnie! Chociaż nie należała do organizacji i nigdy nie zamierzała do niej wstępować, co niejednokrotnie proponowała jej Selene, główny kontakt i znakomita kompanka w spędzaniu wolnego czasu. Choć ich poglądy w pewnym momencie szły w inne strony na rozstaju dróg. One właśnie – to jest, jej osobiste zdanie, stanowiło główny powód do trzymania się z daleka od struktur Inkwizycji. – Nie mogę się z tobą nie zgodzić, acz... znacznie bardziej interesuje mnie, czy coś dzieje się albo ma się zdarzyć coś, o czymś nie wiem akurat w tym miejscu i czasie – powiedziała z zainteresowaniem. W końcu... zawsze lepiej wiedzieć, że coś czai się w pobliżu, niż nie być tego świadomą i bezsensownie narazić się na szkodliwy dla siebie rozwój wydarzeń. Wiele wyniosła z okresu służenia w wojsku. Najlepsze decyzje podejmowało się wtedy, gdy znanych było jak najwięcej czynników, które mogłyby mieć wpływ na starcie między wrogimi siłami w danym miejscu. Bez przygotowania pozostaje się tylko modlić o to, aby przeciwnicy również nie opracowali planu i nie mieli przewagi. Inaczej prawie na pewno strategia zmiecie bandę przypadkowo zebranych do kupy ludzi, których nieodpowiedzialny dowódca pośle chmarą na śmierć. Ale czy dowie się czegoś od napotkanej kobiety? Jedyne do czego ta zdawała się być chętna to upodobnienie się milczeniem do pogrążonego w ciszy parku. Vei westchnęła i zgasiła zapalniczkę, chowając ją następnie w kieszeni. Deszcz siąpił coraz mocniej. Nie pozostawiało również wątpliwości to, że osoba, z którą miała się spotkać, dostrzegła nikłe światło i rozpoznała posłany jej znak, a co za tym idzie – raczej nie zastanie jej już pośrodku zadrzewionego terenu. – Tak się składa, że chciałam spokojnie spędzić czas w tutejszej altance. – Co akurat bliskie było prawdzie, gdyż tam właśnie blondynka kierowała swoje kroki, zanim zboczyła z kursu, żeby przekonać się na kogo natrafiła. A w trakcie wypowiadania tych słów, kobieta posłała jej spojrzenie takie, jakby zepsuto jej długo oczekiwaną randkę i teraz czekała na wyjaśnienia, które ów czyn byłyby w stanie usprawiedliwić. – Wolałabym zostać poinformowana, gdyby miało mi coś spaść na głowę, kiedy będziesz realizować swoje plany. Jeśli jakieś oczywiście masz. Do parku przecież nie wchodziło się na wejściówki. Każdy mógł wpaść na podobny pomysł, na jaki wpadła ona sama. Aczkolwiek... trudno uwierzyć w takie zrządzenie losu – oto zamierza się zobaczyć z jedną spośród tych osób, posiadających przeklęty gen, aby wysłuchać co ma do powiedzenia i rozważyć, czy przekazane informacje mają jakąś wartość. Tymczasem tuż niedaleko miejsca spotkania, w zasięgu jej wzroku miga inkwizycyjny płaszcz. A z zarówno jej planów na wyciągnięcie wiadomości, jak i ze spokojnego wieczoru chyba nie pozostanie nic poza okruszkami strawy, którą pożarł dokuczliwy los – takie Veilore miała wrażenie. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Malutki park Nie Lis 29, 2015 12:03 pm | |
| Zaskoczenie chyba towarzyszyło każdej istocie znajdującej się w tym miejscu, a przynajmniej tej dwójce. Sam przecież zaskoczona była jej obecnością oraz wyrzutami? Tak, to dobre określenie. Kobieta bowiem miała ku niej jakieś nieuzasadnione wyrzuty, a przecież Sam jeszcze niczego nie zrobiła! Wprost przeciwnie starała się uczynić wszystko aby to spotkanie nie należało do najgorszych w jej życiu lecz najwyraźniej los chciał inaczej… co gorsza chichotał z niej na całe gardło dając przy tym do zrozumienia, że nie będzie, to przyjemna oraz miła noc zwłaszcza jeśli dodamy padający deszcz jaki nie polepszał nastroju naszej inkwizytorki, która to zaklęła paskudnie pod nosem mając przy tym nadzieje iż jej niewygodna znajoma nie usłyszy tego, a nawet jeśli… cóż mówi się trudno. -Moje dziecko…– podjęła cichym spokojnym głosem jaki prawie wcale nie przebijał się przez deszcz lecz nic sobie, z tego nie robiła –…zawsze gdy w pobliżu pojawia się ktoś, z Najświętszego Oficjum musi się coś dziać. Nie przybywamy bez powodu.– przez cały ten czas zdawała się być wykapaną matką. Ona zawsze w zwyczaju swym miała zwracać się w tym tonie do innych ludzi niezależnie od wieku czy pozycji chyba, że rozmawiała, z kimś wyższym od siebie rangą. Wtedy zachowywała wszelakie konwenanse tak samo jak i Sam., Bądź co bądź była jej wierną kopią poczynając od zachowania, a kończąc na wyglądzie. Można by śmiało stwierdzić iż miała wszelakie powody ku temu aby właśnie tak się zachować oraz odpowiedzieć jej w taki a nie inny sposób co raczej nie wyjaśniało wiele. Wiedzieć jednak trzeba iż przy osobach jej pokroju można było czuć się bezpiecznie. Przecież wszystko wkoło mówiło że z takimi jak ona się nie zadziera, a tym bardziej nie można pozwolić sobie na wiele. Dystans. Był wyczuwalny w każdym słowie czy spojrzeniu jakim raczyła ją Sam lecz tak miało być… -W takim razie mamy podobny cel- odparła jedynie na jej słowa po czym zmierzyła ją zimnym spojrzeniem mówiącym iż nic ją nie obchodzi jej relacja wyrzuty czy choćby zepsuty romans. Prawda była bowiem taka iż Sam niewiele obchodziło. Była jak, to się mówi niewzruszona troskami ludzi zwłaszcza gdy znajdowała się w takim dziwnym miejscu oraz porze. Jednak by dalej utrzymać płaszcz złudzenia kobieta ruszyła w stronę altany nie czekając na intruza. Nie chciała bowiem dać jej nadziei iż ją jej istnienie obchodzi czy co gorsza przejęła się tym wszystkim. Zresztą coś na swój sposób ciągnęło ją w tamtą stronę i może właśnie w tym mniej lub bardziej przytulnym miejscu znajdzie odpowiedz po cholerę tutaj przybyła! Inkwizytorka pewnie stawiała swe kroki mimo iż jej ucho rejestrowało tylko sobie znany szept. Był on natrętny. Wręcz złowieszczy. Całą drogę jaką przemierzyła mówił jej aby uważała, a najlepiej zabiła tą kobietę aby nie pozostawiać śladów… jednak czy była, to prawda? Nie, nie wiedziała. Zdawała sobie jedynie sprawę, z tego że musi coś zrobić, a mianowicie musi poznać prawdziwy sens swej wizyty. Dlatego właśnie brnęła przed siebie nie słuchając swego głosu sumienia? Był on przecież na swój sposób zazdrosny, o nią… jeśli oczywiście można tak powiedzieć. Owy głos nie znosił nowych ludzi, a i tych jakich poznał najchętniej powiesił by na szafocie lecz mimo wszystko był przydatny. Czasem. Jednak jego przydatność miała swoją cenę tak samo jak wszystko… Sam zdawała sobie sprawę, z faktu że przyjdzie ją kiedyś zapłacić… i będzie o wiele bardziej okrutna niż tą jaką chwilowo uiściła czyli uszczerbek na swym zdrowiu… jednak, z drugiej strony byt jaki nazwała Eli dawał jej coś więcej… nierozerwalną wieź jakiej nie odczuwała, z nikim innym. Więź specyficzną, a zarazem tak bardzo symbiotyczną. Nie powinno nas tu być. Dobrze, o tym wiesz a mimo wszystko przywlokłaś nas tutaj… Jaki miałaś cel? Kolejne pytania. Z każdym krokiem narastały coraz bardziej aż do chwili gdy wreszcie przekroczyła progi altany jaka okazała się być przeciętna. Sam widziała w sowim życiu wiele miejsc dlatego to nie zrobiło na niej najmniejszego wrażenia nie licząc oczywiście faktu iż przestało padać jej na głowę dzięki czemu nastrój nieznacznie się jej polepszył przynajmniej na parę sekund zanim nie uzmysłowiła sobie iż tak naprawdę chyba nie jest tutaj sama… – Zaraza- ponownie wypowiedziała bezgłośnie obracając się na pięcie w stronę wejścia by szybko oprzeć się o drewno jakie lata świetności zapewne widziało bardzo dawno temu. Co ja tu robię… ponownie zadała sobie owe pytanie przyglądając się ciemności na zewnątrz. Ciemności jaka zdawała się ją pożerać, z każdą sekundą, a przyznać trzeba iż nie było to najmilsze uczucie jakie mogło towarzyszyć jej dzisiejszej nocy.
|
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Nie Lis 29, 2015 7:58 pm | |
| "Moje dziecko"? W reakcji na ten zwrot blondynka uniosła na ułamek sekundy brwi, nie odwracając przy tym wzroku od nieznajomej. Nie zaglądała do jej papierów, ale na oko były w podobnym wieku. A wziąwszy pod uwagę kilkucentymetrową różnicę wzrostu (choć to tylko pozory – wszak z wysokością bywa różnie), Veilore miała drobne wrażenie, że może być nieco starsza od członkini wyłapującej czarownice organizacji. Ile w tym prawdy? No nieważne, przynajmniej nie teraz. Przecież przypadkowo spotkanych kobiet o wiek się nie pyta. – Mogłybyśmy być siostrami. – Zwracając uwagę na niestosowność zwrotu do sytuacji, posłała dziewczynie uśmiech, nadający twarzy pogodny wyraz. Nieco rozbawiony. Może nawet spacerowiczka rozluźniła się trochę, mimo okoliczności, w jakich akurat przyszło jej spotkać inkwizytorkę. Czujności jednak nie zamierzała zatracać. – Pozwolę sobie zauważyć, że nikt nigdy nie przybywa dokądś bez powodu. Kiedy ktoś idzie na rynek, do sklepu, do znajomego... a nawet jeśli ktoś, na pozór nie mając powodu, podróżuje po świecie, to tak naprawdę jego wędrówka jest celem samym w sobie – rzekła. Tak czy inaczej czarownictwo i wiążące się z nim zamieszanie nie mogło być jedyną przyczyną pojawiania się w jakimś miejscu przedstawiciela Inkwizycji. – Gdyby zawsze coś nadzwyczajnego musiało się przy was dziać, w całym swoim życiu nie mielibyście okazji w spokoju wypić piwa w gospodzie ani o piątej zaparzyć sobie herbaty, nieprawdaż? Przybywając zaś do łóżka, nie dane byłoby wam nacieszyć się kochankami, ponieważ coś zaraz przeszkodziłoby wspólnie spędzanym chwilom... – Vei postanowiła złapać ją za słowo. A nuż dowie się czegoś więcej! Nieskłonna do podzielenia się wiedzą z (prawie) zwykłą obywatelką wojowniczka była trudnym przypadkiem. Uśmiechnęła się lekko, jakby pod wpływem jakiejś myśli. Wszakże "trudny" często łączył się z "interesujący". – A może jednak nie chodzi o jedną z tych wybuchowych, bohaterską akcji? Czyżbyś tak samo jak ja postanowiła tę noc poświęcić na odpoczynek dla zmysłów? – zapytała. – Co prawda pogoda nie obdarzyła nas szczególnymi względami... jednak zarówno pora, jak i miejsce sprzyjają pragnącym samotności i kilku chwil na rozmyślania. Veilore obserwowała dziewczę w szarym płaszczu wchłaniającym spadające z nieba krople wody. Kiedy blondynka stała jeszcze w miejscu, tamta oddalała się, zapuszczając coraz głębiej w park – ku jego środkowi, gdzie i ona chciała się udać. W końcu jak ujęła to nieznajoma, miały podobny cel. Teraz jednak, kiedy spotkanie nie wypaliło, rzeczywista przyczyna, dla której wyruszyła do miejskich ogrodów, rozwiała się jak dym z papierosa. Pozostał tylko kamuflaż, za którym nic się nie kryło. Mimo wszystko, aby uniknąć pytań o bezsensowne łażenie po zmroku na terytorium, według plotek, często nawiedzanym przez czarownice szukające składników do produkowanych przez siebie specyfików, ruszyła tam, gdzie miała siedzieć już dawno. Doszłoby do tego rzecz jasna, gdyby los wprowadzając swój kaprys w życie, nie rzucił jej paru przeszkód pod nogi. Trudno. Przeskoczyła je. Jednakże cel oddalił się znacząco od próbującej pomóc miasto kobiecie. Westchnęła. Droga, jaką obrała sobie Veilore stała się dłuższa od tej, którą początkowo, to jest przed zboczeniem z kursu, szła. Teraz po krótkiej spirali okrążyła wnętrze parku, żeby przekonać się, czy ktoś poza nimi nie bawi się w leśne strachy. A trzeba przyznać, że przemoczona nie wyglądała najlepiej. Przybierający na sile deszcz wdzierał się za płaszcz, mocząc kołnierzyk koszuli. Włosy ociekały wodą. Wyobrażała sobie, że gdy je ściśnie rękoma, na ziemię spadnie strumień. Znalazła się w końcu przy ścianach altanki. Przez niezabudowaną przestrzeń, przez którą była możliwość podziwiania mało atrakcyjnego o tej porze roku otoczenia, blondynka mogła wydawać się sunącym w mroku cieniem. Idąc po półokręgu pod budynkiem, dostała się do wejścia. Wstąpiła na schody, a dalej do pomieszczenia, które dało jej ochronę przed deszczem. Miała uniesione za głową ręce, a dłońmi trzymającymi wstążkę, wiązała ociekające wodą włosy. Zaskoczona, popatrzała na drugi cień przybyły do altany. – To tylko ja. Wyglądasz tak, jakbyś zobaczyła ducha. Czy jak wolisz Koszmara – powiedziała opuszczając ręce wzdłuż ciała. Czy coś mogło się stać? – Jakiś się pojawił? Ja ich nie widuję, ale dużo się o nich słyszy. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Malutki park Pon Lis 30, 2015 11:15 am | |
| Reakcja Vei nie umknęła uwadze kobiecie wypowiadającej owe słowa, a wprost przeciwnie sprawiła swoistą radość. Przecież nie raz było jej dane obserwować reakcje ludzi na jej słowa, a ta tutaj zdawała się być naprawdę przyjemna mimo iż tamta najwyraźniej nie przywykła do tego tpyu określeń. Jednak czego można było się spodziewać po kimś pracującym dla kościoła? Niczego innego jak traktowania reszty ludzi, z dozą rezerwy oraz nazywaniem ich dziećmi. Przecież tak na dobrą sprawę wszyscy byli dziećmi wiary czy też boga…
Uwaga jaką tamta posłała w stronę inkwizytorki pozostała jednak puszczona mimo uszu ponieważ nie miała zamiaru odpowiadać jej na tak oczywistą uwagę czego zapewne nie wymagano od niej w owej chwili, a uśmiech jaki ujrzała był dla niej tak samo nie na miejscu jak i wcześniejsze stwierdzenie prostego faktu. Milczeniem również odpowiedziała jej względem kolejnych słów jakie na swój sposób były naprawdę prawdziwe. Przecież gdyby świat przez cały czas był zagrożony, to tacy jak ona nie posiadali by wolnej chwili czy własnej woli, a całe swe życie spędzili by na walce, z wrogiem oraz przeciwnikami tej prawdziwej wiary nie mówiąc już o tępieniu odmienności czy plugawego pomiotu parającego się czarami.
I nawet jeśli Sam zgadzała, się z każdym jej słowem nie mogła pozwolić sobie na taki luksus jak rozmowa, a tym bardziej na dekonspiracje. Dlatego właśnie ruszyła wtedy w stronę altany i dlatego nie miała zamiaru czekać ani na tą dziwną kobietę czy na to co mogło by się jeszcze wydarzyć, a przecież tak na dobrą sprawę mogło się tutaj wydarzyć naprawdę wiele.
Pierwszą i najważniejszą rzeczą oczywiście był deszcz jaki najwyraźniej chciał potopić ten świat co według Sam było by naprawdę dobrym rozwiązaniem lecz co ona by wtedy robiła? Nie miała by za co żyć więc w duchu miała nadzieję, że jednak ten świat przetrwa ten potop obmywający, go z brudu oraz rozkładu jaki zdawał się żywić resztkami zdrowego społeczeństwa, a jak już przy nim jesteśmy trzeba nadmienić iż na horyzoncie zagościła znajoma twarz na jakiej widok Sam nie odczuła zupełnie niczego. Pustka. Brak jakikolwiek emocji. Może, to i dobrze? Emocje zawsze zabijały ludzi szybciej i trafniej niż strzała czy żelazo.
-Nawet jeśli…-Odezwała się w końcu nie odrywając spojrzenia od ciemności –.nie masz się czego obawiać– dokończyła uważnie przy tym lustrując okolicę swoim spojrzeniem pragnącym wychwycić nawet najmniejszą anomalię jaka mogła być przyczyną jej pojawienia się tutaj. Jednak anomalii nie było. Były same. Dwa istnienia stojące w sercu ogrodu niegdyś tętniącego życiem. Teraz jednak był on niczym innym jak tylko nędzną iluzją piękna niczym słowa wypowiadane przez kobietę. Słowa jakie na swój sposób interesowały Sam na tyle by wreszcie przesunęła swój wzrok na kobietę korzystając przy tym, z osłony jaką dawał jej cień oraz kaptur jakiego nie miała zamiaru zdejmować nawet tutaj.
-Chwalisz się wiedzą oraz z łatwością posługujesz się słowem- zauważyła nie odrywając swojego uważnego spojrzenia od twarzy kobiety. Zdawać się nawet mogło iż pragnęła tym razem wyczytać, z jej mimiki emocje oraz przemyślenia mimo iż na dobrą sprawę nikt zapewne nie potrafił takich rzeczy czynić.
-Starasz się mnie wciągnąć w swoją rozgrywkę zadając sprytne pytania. Brawo Moje Dziecko- Wypowiadając te słowa zrobiła coś czego tak na dobrą sprawę nie robiła nigdy czyli na swój sposób doceniła osobę, z jaką przyszło jej znaleźć się na tym nieszczęśliwym padole. Wierzcie mi bądź nie lecz w swoim życiu doceniła w ten sposób zaledwie trzy osoby, a Vei okazała się być jedną, z nich.
-Wiedz jednak, że nie dam się w nią wciągnąć – dodała niespiesznie dająć przy tym jasno do zrozumienia iż całą ta gra niewiele ją obchodzi, a zarazem ceni sobie swoją prywatność na tyle by ucinać wszelakie próby rozmowy na tematy niewygodne bądź te na jakie nie miała zamiaru odpowiadać, a było tego wiele…
Jednak mimo swych słów nadal nie oderwała spojrzenia od dziewczyny jakby za bardzo się nie przejmując długością spojrzenia jakim ją obdarowała, a przyznać trzeba iż większość ludzi darzyła jedynie przelotnym spojrzeniem. Owszem zdarzały się wyjątki lecz były one najczęściej martwe… Vei jednak była żywa. Oddychała, mówiła, była tutaj. Sam nie do końca rozumiała czemu owa kobieta nadal przebywa w tym miejscu. Przecież każdy ma swoje życie, a z tego co wiedziała o tej porze większość normalnych obywateli bywała w swych domostwach bądź karczmie więc… wniosek był prosty. Ma do czynienia, z kimś kto nie jest przypadkową osobą. Ma swój cel i może nawet misje? Nie, nie była pewna. Jednak owa niewiedza sprawiała iż pragnęła odkryć prawdę. Dlatego właśnie przyglądała się jej, z taką uwagą jakiej nie poświęcała przeciętnym jednostką.
-Powinnam była zadać, to pytanie już dawno temu- ponownie przerwała ciszę jednocześnie przy tym układając swą dłoń na rękojeści jednego, z noży jakie nosiła przy pasie. -Podaj mi choć jeden powód dla którego nie miała bym Cię zabić– Obie chyba już dawno wpadły, na to iż osoba przechadzająca się samotnie po takim miejscu prędzej czy później będzie podejrzana. Jednak Sam nie była typowym siepaczem. Nie zabijała wszystkiego co się rusza bez wcześniejszej weryfikacji, a w tym przypadku weryfikacja była potrzebna. Przecież obie znalazły się w nieodpowiednim miejscu oraz czasie co było albo zrządzeniem losu grającym w jakąś grę bądź czymś zupełnie innym, o czym nawet nie chciała myśleć.
Dziecko zrodzone, z ostatniego życzenia nie miało zamiaru odpuścić. Musiała poznać jej wersje. Musiała również zweryfikować jej zachowanie dlatego też nie spuszczała wzroku, z kobiety nic przy tym sobie nie robiąc ze swej pozy. Przecież wypowiedziała pytanie, z śmiertelną powagą mimo iż opierała się delikatnie o drewno tak aby ułatwić sobie w razie konfrontacji dwie rzeczy. Atak oraz obronę. Była przecież gotowa na wszystko. (dobra prawie na wszystko xD) Nie wiedziała przecież czego może się spodziewać po kobiecie jaka na pozór zdawała się być zwyczajną istotą lecz życie nauczyło Sam jednego. Nic nie jest takim jakim się zdaje na pierwszy rzut oka… |
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Pon Lis 30, 2015 9:37 pm | |
| Altana odznaczała się takim samym odcieniem ciemności co przestrzeń poza nią. Była ładna choć trochę osobliwa. Niestety uroku odejmowała jej późna jesień i tylko oczami wyobraźni dało się zobaczyć jak bardzo miły zakątek musiała stanowić, gdy wokół kołysały się liściaste drzewa, a wyrastające z ziemi rośliny kwitły obdarowując odwiedzających to miejsce zapachami oraz kojącym krajobrazem. Drewno delikatnie skrzypiało pod naciskiem butów wysokiej blondynki. Wszystko jednak było stabilne i nie miało prawa zapaść się z powodu ciężaru dwóch kobiet ani też runąć im na głowę. No chyba, że nastąpiłaby jakaś obca interwencja nienaturalnego źródła, bo wiatr nie wiał z siłą zdolną unosić części budynków czy też wyrywać drzewa z korzeniami. Odruchowo rzuciła okiem na sklepienie altanki, ciesząc się niezmiernie, iż nie przecieka. Dostrzegła również, że ze schronienia nie skorzystały tylko one. Na belce, pogrążony w zwierzęcym śnie, leżał potężny kocur, który następnie lekceważąco ukazał swe żółtozielone kocie oczy, nadstawił uszu, po czym zignorował ludzi krzątających się na dole, jakby uważał się za władcę tego miejsca jakby uznał, że nawet dwunożne istoty go nie przegonią. Nie na ten deszcz, który kaskadami spadał z ciężkich chmur. Veilore uśmiechnęła się delikatnie sama do siebie, a jej wzrok opadł potem do poziomu twarzy nieznajomej. – Nie mam się czego obawiać... No tak, w końcu mam u boku dzielną inkwizytorkę, która mnie obroni – powiedziała, lecz nie do końca była przekonana co do tego sprostania zagrożeniu. Zawsze mogło okazać się większe niż początkowo się zakładało. A co jeśli owe potencjalne niebezpieczeństwo reprezentowałaby tak duża siła, że jedna osoba nie byłaby dlań żadnym wyzwaniem? Co by się wtedy z nimi stało? Czy zdołałyby ewakuować się w bardziej bezpieczne miejsce? A może ich ciała wchłonęłaby lepka ziemia i rośliny, szkielety zaś odnaleziono by dopiero na wiosnę, kiedy do środka parku zaczęłoby wędrować więcej spacerowiczów? Wzruszyła ramionami, zbliżając się do przerwy między jedną podtrzymującą belką a drugą. Po jej "koleżance" nie pozostał najmniejszy ślad. A jeśli jakiś wcześniej był, to został wchłonięty przez błoto i wodę naniesione przez nowych gości tajemniczego zakątka ogrodów. – Mogłabym pomóc ci tylko z czarownicą, już kiedyś z nimi walczyłam, ale Koszmary nie są na moje możliwości – rzekła, powoli odwracając się plecami do balustrady altany. Nie wspomniała jednak o tym, że także na obecnym etapie życia zdarza się jej zajmować takimi sprawami. Od czasu do czasu, ponieważ teraz wyszukiwała pojedyncze jednostki, ale tylko takie, które zasłużyły sobie na karę, a zdołały umknąć Inkwizycji i były przez nią poszukiwane. Już nie służyła w siłach zbrojnych swego państwa. To były czasy! – westchnęła pod wpływem myśli. Vei rozsiadła się w końcu na ławie, która ciągnęła się pod każdą ścianką, pomijając oczywiście wejście. W reakcji na słowa nieznajomej, uniosła lekko brew. Nie chciała, aby jej własne zachowanie zostało odebrane jako jakaś podejrzana rozgrywka. – Ależ jaka znowu rozgrywka? Czy zwykłemu obywatelowi nie wolno wiedzieć, co może go spotkać podczas zaplanowanego odpoczynku? Nie planowałam cię w nic wciągać. Właściwie pierwotnie miałam nadzieję zobaczyć tu pewną osobę... – Kobieta podkreśliła ostatnie dwa wyrazy. Wypowiedziała je tonem sugerującym kogoś szczególnego, bliskiego sercu. Jednakże owa "szczególność" była swego rodzaju półprawdą, ale nie zamierała się z tego wyspowiadać. Od kłamstwa o wiele lepsza jest odpowiednio odmierzona prawda. Nikt by jej nie uwierzył, że w deszczu, mrozie i podczas godzin nocnych wybrała się na wycieczkę po ogrodach, żeby popatrzeć na zgniłe zielsko i nagie drzewa. – ...ale chyba zmieniła plany. Nic dziwnego, okropna pogoda. W dodatku, skoro już tak daleko zaszła, postanowiła odbębnić spacer do końca i dopiero wtedy wrócić do wynajętego w gospodzie pokoju. I to było już stuprocentową prawdą. Veilore nie drgnęła. Zdusiła w sobie wszystkie negatywne uczucia, które dały o sobie znać przy kolejnym pytaniu. I chociaż zastanawiała się, czy nie napatoczyła się przypadkiem na któregoś z tych ułaskawionych morderców, nie dała po sobie niczego poznać. Gdyby mogła, zaczęłaby polować i na takich delikwentów, którym udało się uniknąć kary za swoje zbrodnie. Aczkolwiek... póki co ograniczała się do niewstępowania do oddziałów tej wielkiej organizacji. Być może niektórzy nazwaliby ją idealistką. Nie miała najmniejszej ochoty stać ramię w ramię z najgorszymi przestępcami tego świata, uwolnionymi tylko dlatego, by mogli przydać się Inkwizycji. – A dlaczego miałabyś to zrobić? Założyła nogę na nogę. – Zdaje się, że jesteśmy po tej samej stronie? Veilore postawą, brakiem jakiegoś szczególnego ruchu świadczącego o chęci sięgnięcia po broń, dawała nieznajomej do zrozumienia, że nie da się sprowokować. Jednak spojrzenie, którym blondynka ją obdarzyła mówiło wręcz "ale jeśli zaatakujesz, nie będę stała bezczynnie, a twój płaszcz przestanie mnie obchodzić". W każdej chwili mogła dobyć szabli, kryjącej się pod długim paletotem, po swoją ulubioną broń, ale też po rewolwery chronione przed wilgocią przez kabury i wierzchnie okrycie, które miała na sobie. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Malutki park Wto Gru 01, 2015 2:31 pm | |
| Jej spojrzenie. Przez chwile zdawało się być czymś czego poszukiwała. Czymś co teoretycznie potrafiło wywrzeć na niej podziw lecz była to tylko chwila złudna tak samo jak wszystko inne. Chwila dla której mimo wszystko warto było tutaj przyjść. Wyzwanie. Na pozór obie własnie rzucają sobie takowe w tej sekundzie licząc iż druga strona je podejmie. Sam jednak nie miała zamiaru, z nią walczyć, a wprost przewinie nie tak jak zakładać mogła by blond włosa dziewoja. -Doskonale... -Wyszeptała jedynie pod nosem gdy powolnym krokiem kierowała się ku siedzącej kobiecie. -Mogłaś nie czekać. Mogłaś mnie zabić. – Stwierdziła gdy zatrzymała się przed nią na tyle blisko by nie musieć już wytężać wzroku by oblicze jej było dlań tak wielce widoczne. -Mogłaś wiele…– Zaczęła nieznacznie nachylając się nad nią by kolejne słowa wyszeptać już przy jej uchu tonem jakiego nie powstydziła by się istota nieposiadająca uczuć czy sumienia. -Nadal możesz przeszyć me serce jeśli chcesz… Wystarczy, że wykonasz ruch…– Kobieta zdawała sobie sprawę, z faktu że tamta mogła, to uczynić jeśli chciała. Zdawała sobie również sprawę, z swojego zachowania jakie zdawało się być naprawdę nieprofesjonalne w oczach wielu ludzi ponieważ nikt nie powinien zbliżać się aż tak blisko swego przeciwnika… Sam łamała podstawowe zasady tylko po co? Zaufanie. Czy, to właśnie tym nie obdarzyła w owej chwili Vei mimo iż nie powinna tego czynić. Nikt jednak nie zrozumie postępowania Samaela. Ona zawsze była inna. Wyjątkowa bądź jak uważano za młodu nadawała się jedynie do ośrodka gdzie przebywały wszelakie trudne przypadki… -Mam już swój powód by tego nie czynić…– Dodała nim powoli odsunęła się od niej na moment jedynie zatrzymując swe spojrzenie na jakże, to wytrwałym spojrzeniu swego przeciwnika. Czyż nie była głupcem pozwalając sobie na to? Owszem. Była głupcem lecz jej głupota potraktowana była jedynie chęcią poznania oraz zrozumienia kogoś kto na swój sposób zdawał się być wreszcie istotą o podobnym twardym uosobieniu jakie mimo wszystko stara się maskować pod maską uśmiechu jakim nie raz obdarzała już dziś Sam. Właściwie ten uśmiech połączony, a paskudną pogodą, wilgocią jaką przesiąknięte było to miejsce oraz zepsuciem zdawał się być czymś czego nie rozumiała… Zapewne interesuje Was pewna kwestia jaką jest milczenie jakim zaklina sie wszelakie wcześniejsze kwestie wypowiedziane przez Vei. Kwestie te zdawały się na swój sposób być ważne jednak nie dla Sam jaka prościej mówiąc miała gdzieś jej wyjaśnienia czy nawet próby nawiązania współpracy. Owszem wielu ludzi zapewne zainteresowało by się jej historią oraz czemu tutaj się znalazła lecz nasza bohaterka dzieliła świat na trzy grupy. Nic nie znaczące, Ciekawe, Interesujące. Lecz jak na razie wszystko ją nudziło… Nic nie było wstanie sprawić aby uznała, to za ciekawe. Świat bowiem się nie zmieniał tak samo jak życie w jakim przyszło jej tkwić. Wszędzie widziała te same brudne twarze. Czasem tak jak i w tym przypadku spotykała jednostki jakie miały predyspozycje do bycia ciekawymi lecz tak naprawdę niszczą swój potencjał próżnymi słowami tak jak czyniła, to Vei. Dlatego właśnie Sam nie potrafiła długo zabawić w jednym miejscu. Dlatego odwróciła się plecami do tej dziwnej kobiety nie robiąc sobie nic, z własnego zachowania. Przecież jeśli ta zechciała by ją zabić miała okazje już wcześniej ku temu. Dlatego właśnie Sam wiedziała, że możne spokojnie odwrócić się ku niej plecami oraz udać się w stronę wyjścia, z altany jaka była ostatnim bastionem czegoś na zwór prowizorycznego domu dla wędrowców czy uciekinierów. Tak mam na myśli kota jaki był jedynie zwykłym futrzakiem uciekającym przed złym światem tak jak i one po cześć. Tam dopiero się zatrzymała układając swą dłoń na przemokniętym drewnie jakby podświadomie szukała oparcia przed trudną decyzją zaklętą, w kroplach deszczu jakim zaczęła się przyglądać, z czymś na wzór fascynacji w jakiej kryło się coś zupełnie innego. -Lepiej już idź… – Odezwała się cicho nie wiedząc nawet czy jej słowa dotrą do dziewczyny lecz czy, to ważne? Zapewne było to tak samo ważne jak fakt iż nie wypowiedziała już na głos słów jakie miały być dokończeniem jej polecenia. Dla wielu jej zachowanie mogło zdawać się być dziwne lecz chyba kazdy w tym przeklętym mieście uzna tę organizację za dziwną. Nikt normalny przecież nie rozpala ciemności nocy przy pomocy ludzkich pochodni. Nikt nie werbuje najgorszego ścierwa oraz nie jest tak radykalny… Sam jednak nie pasowała tam. Była inna. Małomówna, dziwna i dla wielu wręcz psychiczna. Jednak czy te cechy miały jakieś znaczenie, w tej chwili gdy stała przy wyjściu chłonąc zapach zgnilizny przez swe nozdrza? Czy brzydota tego świata oraz jego brutalność nie była jedyną słuszną odpowiedzią na jej zachowanie? Świat nigdy się nie zmienia… Ona najwyraźniej też. |
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Pią Gru 04, 2015 12:00 am | |
| Liczyły się sekundy, a nawet ułamki sekund. Jedna reakcja miała możliwość sprostać drugiej wyłącznie wtedy, gdy wybrało się, często instynktownie, odpowiedni moment. Kiedy pominięcie najdrobniejszego ruchu oznaczało zgubę, nie jest dobrze coś zignorować lub przeoczyć. Właśnie dlatego taksowała wzrokiem zbliżającą się nieznajomą, kołyszący się płaszcz i dłonie, które zdawały się nie chcieć sięgać po broń. Jednak zwykły pozór nie mógł stać się źródłem pewności i nigdy nie powinien. Kobieta, mimo przyjęcia swobodnej pozy na ławie, nie pozwoliła mięśniom rozluźnić się nawet na moment od chwili zadania niespodziewanego pytania ze strony tajemniczego dziewczęcia. Były napięte i przygotowane, ostrzeżone o potencjalnym zagrożeniu. – Mogłam... – odparła, rzucając w szumiącą deszczem przestrzeń jedno tylko słowo. Unosząc lekko głowę, aby nadal móc swe spojrzenie kierować na twarz inkwizytorki, zmrużyła oczy, choć teraz twarz nieznajomej znajdowała się bliżej; a co za tym idzie, dostrzegała więcej jej szczegółów, więc mimika najemniczki bardziej wskazywała na zamyślenie niż na takie oto wysilanie zmysłu wzroku. Bo przecież słońca uświadczyć o tej porze się nie dało za największe skarbce tego świata... I rzecz oczywista, mogłaby od razu chwycić za broń i ruszyć do ataku. Ale co spotkałoby ją po takim incydencie? Co (i czy w ogóle) miałaby z podjęcia takiej a nie innej decyzji? Uleganie prowokacji nie było w jej stylu. A zresztą... zabić inkwizytora – źle, dać zabić siebie – jeszcze gorzej. Doprowadzenie pod sąd ostateczny co poniektórych z nich musiało po prostu zaczekać do czasu, aż utracą swój immunitet albo ona sama nie podejmie radykalnych kroków. Na szczęście blondynka była nadzwyczaj cierpliwa, a do tego inne zło zaprzątało jej głowę... Pozostawała jeszcze kwestia, czy nieznajomej taki los, jakim Vei najchętniej obdarzyłaby morderców udających bohaterów, w istocie się należał? Nic nie wiedziała – Mogłabym – powtórzyła po chwili milczenia – ale dlaczego miałabym to robić? Skoro ty nie wykazałaś się względem mnie agresją, nie zaszła konieczność, abym broniła własnego życia. Nie rozstawała się ze swoją bronią, to prawda. Nawet metalowa skryta pod materiałem rękawiczki metalowa proteza prawej ręki kryła w sobie parę niebezpiecznych rzeczy. Jednak nie dobywała swej szabli równie chętnie co szlachta sprzed wieków, nie wywijała nią na prawo i lewo o byle co. Musiała mieć powód. I pewność. – Jeśli teraz bym to uczyniła, czym stałabym się po takim uczynku? – Veilore zadała nieznajomej pytanie, lecz w następnej chwili sama na nie odpowiedziała. – Niczym innym jak morderczynią. Mówiła, próbując objąć jej postać spojrzeniem. Przesunęła wzrokiem po wystających spod kaptura krótkich, czarnych kosmykach, a następnie zsunęła się niżej, jakby chciała upewnić się, że dziewczę nie próbuje odwrócić jej uwagi, ograniczając pole widzenia. Vei czyniła obserwacje nawet wtedy, kiedy tamta się oddaliła i odwróciła. Nie mogła odgonić od siebie myśli, goniących za tą tajemniczą personą. Czy był to przypadek, że pojawiła się akurat teraz? Przecież nikt właściwie nie wiedział, co tu zamierza robić. Zresztą inkwizytorka sprawiała wrażenie, iż niczego nie wie na ten temat. Niektórzy mówią, że światem rządzą przypadki... Jak było tym razem? – Co byś zrobiła, gdybym powiedziała, że mam ochotę jeszcze tu posiedzieć? – zapytała, patrząc na plecy nieznajomej. Vei nie była pewna, czy skorzystać z wspomnianej opcji. Za zasłoną może kryć się jakieś rozwiązanie lub garść interesujących informacji. A szukając tych drugich, czuła się jak w swoim żywiole. Każda kolejna wieść, która w przyszłości do czegoś się przydawała, była niczym trofeum. Nie, z tego Veilore nie potrafiła zrezygnować. Powoli wstała z ławki, leniwie poprawiła ułożenie swego płaszcza. Nie mogła sobie pozwolić na to, aby odejść tak po prostu, bez wybadania dziewczyny i bez próby ogarnięcia sytuacji. – Tutaj przynajmniej nie pada – stwierdziła z delikatnym uśmieszkiem na ustach, chowając ręce do kieszeni. Również ich koci towarzysz miał podobne zdanie na ten temat, uznając altanę za dobre miejsce do schronienia się przed jesiennymi kaprysami pogody. Ruszyła do wyjścia i zatrzymała się za stojącą w przejściu inkwizytorką. Intuicja podpowiadała jej, że odchodząc z parku, przegapi coś ważnego. Wcale nie chciała iść. Acz upewnienie się w niczym by nie zaszkodziło, wręcz przeciwnie – ujawniłoby kolejne możliwe ścieżki do wyboru. Ułożyła zatem lewą, żywą dłoń na barku czarnowłosej i powiedziała: – A ty? Masz co ze sobą zrobić na resztę nocy? W pierwszej kolejności Veilore uznała za stosowne poznanie planów tajemniczej nieznajomej. Bo gdyby zamierzała zostać przy altance... To coś musiało się święcić! |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Malutki park Pią Gru 04, 2015 5:56 pm | |
| Sam dalej uporczywie stała przy wejściu rozpatrując, to co powiedziała wcześniej kobieta oraz uporządkowując sobie wszystkie informacje oraz bodźce jakie wtedy były jej dane. Przecież nie co dzień zbliża się ku komuś obcemu. Nie co dzień dane jest jej tak dobrze poczuć specyficzny zapach człowieka oraz wczuć się w rytm jego serca, a tutaj rytm cały czas był spokojny jakby wszystko co się działo było czymś naturalnym. Inkwizytorka bowiem nie była prostym człowiekiem. Była kimś kto nie potrafił inaczej funkcjonować, a każde spotkanie z innym człowiekiem było dla niej czymś magicznym. Przecież wiele razy w swoim życiu słyszała bicie serc. wiele razy było, to ostatnie co słyszała u swych przeciwników, a tej tutaj odpuściła mimo iż jej reakcje były dziwne. Zdawała się jak ona sama rejestrować wszystko uważnie… Co ciekawsze w ich krótkim lecz jakże, to dogłębnym spojrzeniu kobieta wyczytała coś więcej niż tylko wytrwałość. Mianowicie ujrzała, to co kierowało nią samą czyli chęć poznania… To własnie ona była mocą napędową całego świata oraz jej poczynań. Ona nadawała sens istnienia każdej jednostce niezależnie od rasy, pochodzenia, koloru skóry czy choćby płci. Co byś zrobiła, gdybym powiedziała, że mam ochotę jeszcze tu posiedzieć? Owe pytanie sprawiło iż Sam nawet mogła by się uśmiechnąć lecz nie uczyniła tego. Ba wprost przeciwnie na jej twarzy zagościł grymas nijak pasujący do uśmiechu czy niezadowolenia. Grymas jaki wyrażał chęć poznania mimo iż tamta nie miała prawa go widzieć. Na szczęście. Prawda bowiem była prosta. Nie, nie miała by nic przeciw jej obecności ponieważ jej charakter zdawał się być naprawdę ciekawy i przyjemny… Owa przyjemność oczywiście wynikała, z faktu podobieństwa. Obie były osobami, o mocnym charakterze. Obie były czymś więcej niż tylko przypadkowymi zbiegami okoliczności, a nadmienić tutaj trzeba iż Sam nie wierzyła w zbiegi okoliczności, a zwłaszcza gdy wiedziona była przez swój instynkt czy jak czasem nazywała tą siłę swoją siostrą. To właśnie ta niezrozumiała siła sprawiła iż była tutaj. Ta siła napędzała jej poczynania na tyle by mogła śmiało stwierdzić iż jest czymś wyjątkowym. Nierozerwalna więź… nawet teraz zdawała się być wyczuwalna lecz zwykły człowiek nie widział tego mimo iż Sam widziała dobrze. Nie była tutaj sama… Przecież koło niej stała jak gdyby nigdy nic ona sama. Spoglądała tym samym zamyślonym spokojnym wzrokiem na świat co i rusz zerkając na Vei jakby pragnąc przy tym powiedzieć „przecz mi z oczu”. Jednak Sam rozumiała to bez slow. Wiedziała iż jej siostra jest równie zazdrosna co i enigmatyczna… Przecież żyła, z nią całe swoje krótkie życie i wierzcie mi bądź nie miała już go dość. Dlatego starała się sprowokować Vei. Dlatego pragnęła by ktoś obcy, przypadkowy skrócił jej męki. Jednak najwyraźniej dziś nie było jej, to dane. -Pozostanę tu jeszcze…– odpowiedziała jej prawie natychmiast lecz nie odwróciła się w jej stronę. Nie teraz. Sam bowiem walczyła, z chęcią wyciągnięcia ostrza oraz przebicia nieznajomej… Przecież ta zakłóciła jej przestrzeń osobistą. Jedną, z niewielu rzeczy jaka jej pozostała. Wtargnęła w jej świat bez pozwolenia, a zarazem pozwoliła sobie na coś o czym inni nawet nie śmieli myśleć. Co gorsza reakcja jej siostry była o wiele bardziej natrętna. Ta bowiem pragnęła ponownie przejąć władzę nad jej ciałem tylko i wyłącznie po to aby zacisnąć swój uchwyt na jej szyi. By zobaczyć jak życie ucieka, z tego nędznego istnienia lecz nie! -Zabierz rękę… dobrze Ci radzę drogie dziecko.– Odezwała się wreszcie nadal nie odrywając wzroku od świata. Wyczuć można było bowiem iż na coś czeka. Szuka swym spokojnym martwym spojrzeniem. Przecież coś musiało kryć się w ciemności. Coś musiało być na tyle silne by skupiało jej uwagę na tyle by nie miała zamiaru odciąć jej ręki w tej sekundzie. -Nie byłyśmy tu same prawda?– Spytała nagle obracając się ku niej bokiem tak aby kątem oka móc ujrzeć ciemny zarys towarzyszki jaka najprawdopodobniej nadal stała za nią. -Nie mówię tutaj o kocie ani tym co czai się w ciemności…– Kontynuowała dalej jednocześnie podnosząc dłoń tylko po to aby ująć swój kaptur jaki naciągnęła bardziej na głowę. Tak nadal nie miała zamiaru ukazywać swego oblicza jakie jedynie częściowo zdawało się być widoczne, w magicznym cieniu tego świata. Czy wiedziała? Dziewczyna albo grała albo wiedziała dobrze, ze coś tu nie gra. Nie była przecież głupcem i szczerze powiedziawszy nie miała zamiaru uwierzyć jej na słowo tym bardziej iż z jej słów wynikało jedynie tyle co nic… Któż bowiem przychodzi nocą do tego miejsca? Kochankowie? Nie. Oni zazwyczaj wybierali bardziej przyjemne miejsca… No chyba, że osoba z boku właśnie je wzięła by za pozbawione rozumu zakochane istoty lecz na szczęście było, to niedorzeczne. -Intrygujące jest w tym jedno… cóż skrywa ktoś taki jak Ty za swym spojrzeniem. |
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Pon Gru 07, 2015 4:39 am | |
| To, co pierwsze rzuciło się Veilore w oczy... nieznajoma nawet nie usunęła się na bok, żeby ją przepuścić. Owa czynność, a raczej jej brak, tor jej myśli skierowała ku rozważaniom, czy dziewczyna rzeczywiście chce pozbyć się jej z najbliższej okolicy. Owszem, w staniu na drodze dałoby się dopatrzyć przekazu: nie chcę, abyś stąd odeszła, musisz mi jeszcze coś wyjaśnić; ale to tylko zwykłe wrażenie. Zastanawiała się nad tym. acz miała pewne wątpliwości, czy nie byłaby to nadinterpretacja zachowania wojowniczki w szarym płaszczu. Podczas gdy towarzyszka stała w przejściu, rzucając w stronę Vei raz po raz spojrzenie mówiące coś zgoła odmiennego od treści rozmyślań blondynki, informatorka już dawno podjęła ostateczną decyzję. Niestety gesty, które oczywiście widziała, nie przekonywały kobiety do powrotu do ciepłego, wynajętego pokoju w jednej z gospód Wishtown. O nie, co to, to nie. Zainteresowawszy się tą dziwną personą oraz okolicznościami przybycia jej w to miejsce, Panna Srebrna Rączka nie pozwoliłaby sobie, jakby nigdy nic, oddalić się i zapomnieć o całym zdarzeniu. Umysł przyzwyczajony do wyszukiwania najdrobniejszych informacji bił na alarm – coś jest na rzeczy! Veilore nie odchodź, bo coś przegapisz! Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że jeśli pozostawi nieznajomą w osamotnieniu, a coś niecodziennego się wtedy wydarzy, to nigdy już nie dowie się, co takiego oznaczało przeczucie – przeczucie, że coś tu jest nie w porządku, że inkwizytorka coś ukrywa i nie chce się tym podzielić. – Więc może i ja przeznaczę jeszcze trochę swego czasu na tę osobliwą rozrywkę, jaką stało się dla mnie przesiadywanie w altance o niestandardowych porach dnia i roku? – Już tak blisko było jej do słów "też chciałabym ujrzeć spektakl, który ma się tu odegrać", ale nic takiego nie powiedziała. Cóż, dla nieznajomej chodzenie po podejrzanych miejscach o podejrzanych godzinach raczej nie stanowiło niczego nadzwyczajnego, chyba że odnosiło się to do normalnych ludzi, do których Vei się zaliczała. W pewnym sensie. Tylko dziewczę w szarym płaszczu mogłoby tak sądzić... Bo prawda tak się rysowała, że wcale nie prowadziła życia zwykłego człowieka. Inaczej siedziałaby grzecznie zupełnie gdzie indziej. – Zabrać? – Kobieta posłała delikatny uśmiech tyłowi głowy nieznajomej. – Zastanowię się nad tym... – powiedziała tonem, który wskazywał na drobne drażnienie się z dziewczyną. Podkreśliła to przedłużeniem czasu dotyku. Bez skrępowania przesunęła opuszkami palców po ramieniu inkwizytorki. Dopiero wtedy cofnęła dłoń. – ...o ile zechcesz opowiedzieć mi co nieco o przyczynie twojego przybycia. Pozwolisz na to, aby biedna obywatelka nie mogła zasnąć z ciekawości? Spojrzenie Veilore ruszyło ku przestrzeni poza altanką, lecz wokół nadal panował niczym niezmącony krajobraz ogołoconych z liści drzew o szponiastych gałęziach. Monotonnego szumu pędzącego ku ziemi deszczu też, jak na razie, nic nie zakłócało. Interesujące. Co takiego tajemnicze dziewczę dostrzegło w tej okolicy, że postanowiło tu zawitać? Czyżby wywróżyła jej coś jedna z tych wróżek? Najemniczka uniosła jedną brew. – Widzę tu tylko siebie i ciebie – odparła wymijająco, po czym szybko zwróciła uwagę na kwestii ujętej w kolejnej wypowiedzi nieznajomej. – Czyli jednak coś czai się w ciemności? Nie chciała wracać do swoich planów na dzisiejszy wieczór. Opowiedziałaby to samo, czym już wcześniej nakarmiła inkwizytorkę, bo z jakiej racji miałaby wyspowiadać się obcej osobie? A biorąc pod uwagę fakt, że drugi gość altanki nie podarował jej żadnych konkretnych informacji, Vei tym bardziej nie miała żadnych zobowiązań względem dziewczyny. – Ale przecież sama niedawno wspomniałaś, że nie pojawiasz się nigdzie bez powodu. Nie byłabym zaskoczona, gdyby coś tu za tobą przylazło. – Dodała chwilę później, pracując nad przeniesieniem tematu rozmowy ze swojej osoby na towarzyszkę. Udawanie się w środku nocy na spacery nie było najbardziej wyróżniającą się rzeczą spośród tych, które łączyły się z Veilore. Co w takim razie pomyślałaby sobie to czarnowłose dziewczę, gdyby powiedziała jej, że mieszka w chatce pośród drzew Ponurego Boru, wszak słynącego ze zwiększonego prawdopodobieństwa spotkania wrogiej czarownicy albo Koszmara? Jaką reakcję wywołałaby wieść, że (jeśli trzeba) podejmuje się pracy również o zmroku? Świat nie składał się wyłącznie z istot normalnych. – Każdy ma swoje małe sekrety. A jednak jakimi byłyby one tajemnicami, gdyby opowiadało się o nich każdej napotkanej osobie? – zapytała, po czym wygięła wargi w półuśmiechu. – Czyżbyś pragnęła zasugerować mi bliższą znajomość? |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Malutki park Pon Gru 07, 2015 11:02 am | |
| Miała się przesunąć? Nie, nie miała zamiaru. Przecież gdyby tamta chciała opuścić ten zacny przybytek, to zapewne przeprosiła by ją jak nakazuje grzeczność bądź w jakiś sposób wyminęła… Jednak, to nie był powód dla którego Sam nie przesunęła się ani nie reagowała przez większość czasu na jej słowa. Inkwizytorka wiedziała co się święci. Wyczuwała zagrożenie oraz dostrzegała w mroku cień jaki balansował pomiędzy nikłym światłem łamanym poprzez krople deszczu a mrokiem. Cień jaki w najbliższym czasie mógł sprawić iż na pozór ta spokojna altana stanie się polem walki… Jednak czy oby na pewno? Co jeśli owy cień jest tylko i wyłącznie wytworem jej własnej siostry? -Skoro taka Twa wola- Rzuciła jedynie w przestrzeń gdy ta prawiła coś o pozostaniu tutaj. Zresztą miała jedynie dwa wyjścia pozostawić ją na pastwę świata bądź pozostać i oczekiwać, na to co nieuniknione… A przyznać trzeba iż oczekiwanie było najgorszą rzeczą jaka mogła spotkać Sam. Ona bowiem lubowała się w tropieniu oraz szybkiej akcji a tutaj? Tutaj mogła jedynie czekać, rejestrować spojrzeniem każdą nawet najmniejszą zmianę otoczenia jaka nie dawała jej spokoju. Przecież całe powietrze zdawało się aż drgać od zakłóceń… Nie, to musiało być coś innego? Jenak niby co skoro na dobrą sprawę wyczuwała podobne rzeczy jedynie w paru miejscach? To nie może być prawda… Przemknęło jej przez myśl w chwili gdy usłyszała kolejne jej słowa oraz poczuła jak czas poświęcony na kontakt fizyczny niebezpiecznie się wydłuża. I szczerze było, to dziwne. Drażniące, a zarazem intrygujące tak samo jak zachowanie tej kobiety jaka, z każdą chwilą zdawała się być bardziej natrętna niż pożyteczna, a to oznacza jedno. Świat nigdy się nie zmienia… -Opowieść będzie zbędna…-Zaczęła spokojnie by zaraz potem dodać -już tu jest…– jej głos zdawał się być teraz jakby bardziej martwy, a spojrzenie jak do tej chwili brązowe i spokojne stało się niczym otchłań można. Czarne, pozbawione emocji czy też odruchów jakie przypisuje się człowiekowi. Kolejne słowa. Widzę tu tylko siebie i ciebie Była w błędzie. Nie, nie były same. Nigdy nie będą i nawet reszta jej słów świadczących o odsuwaniu podejrzeń od swej osoby jedynie przebijała się przez wiatr jaki zerwał się jakby niespodziewanie. Wiatr sprawiający iż przeraźliwe zimno oraz deszcz rozpoczęły walkę, z altanką. Pragnęły wedrzeć się do ostatniego bastionu ciepła niosąc za sobą coś więcej niż tylko zmianę pogody. Chłód. Przeszywający, a zarazem tak wielce inny. Zdawał się otulać ciało Sam, z matczyną troską zmazując, z niej ostatnie wspomnienie ciepła jakie było pozostawione przez dłoń Vei… -Mogę zasugerować Ci wiele… o ile przeżyjemy…– Odpowiedziała na jej ostatnie pytanie przemilczając słowa, o sekretach. Przecież ona miała rację. Każdy zdawał się je posiadać. Każdy trzymał swego trupa czy, to w szafie czy głęboko w sercu niczym Sam. Każdy sekret jednak zdawał się być niczym w porównaniu, ze zmianami jakie nosiły pewne decyzje… Tak jak choćby ta jaka została podjęta przez szary płaszcz. Decyzja nakazująca jej ruszyć bez słowa w ciemność gdzie po raz ostatni widziała owy cień. Ciemność jaka towarzyszyła jej przez całe życie, a zarazem pochłaniała ją na tyle by, z jej ludzkiej natury pozostała jedynie delikatna nić jaka mimo wszystko nie potrafi pozostać zerwana. Nić dzięki, której ma chęć na śmierć. pragnie jej. Dlatego też ruszyła przed siebie z wrodzoną elegancją oraz gracją wyciągając ostrze jakie widział, o wiele więcej niż ona. Ostrze jakie posiadała przypasane do pasa, a z jakim nie rozstawała się prawie nigdy. Uchwyciwszy rękojeść mocniej. Wyszeptała dwa słowa jakich nie dało się usłyszeć. Słowa jakie towarzyszyły jej od zawsze niczym chęć śmierci… A brzmiały one… |
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Wto Gru 08, 2015 10:39 pm | |
| Veilore rzuciła jej spojrzenie o trudnym do odgadnięcia znaczeniu. Jaką inną wolę mogłaby wyrazić skoro atmosfera, która wytworzyła się w czasie ich rozmowy, nabrała tak wyrazistego tajemniczego charakteru? Nie byłaby sobą, gdyby nie chciała zaspokoić swego pragnienia wiedzy. Jeśli nadarzała się okazja, korzystała z niej, nie pozwalając na to, aby interesujące sprawy przemykały jej koło nosa. I choćby kobieta miała zostać takim tylko świadkiem, który nie dostrzegłby wszystkiego ze względu na swoje pełne człowieczeństwo, a co za tym idzie - nieumagicznienie, skuszona nowością nie złożyłaby nadciągających wydarzeń w łapska zapomnienia. ...Chociaż może owa "pełnia człowieczeństwa" nie była stuprocentowa. Zerknęła na swoją prawą dłoń odzianą w rękawiczkę. Zamiast prawdziwej skóry, mięśni i kości, pod materiałem znajdował się chłodny metal protezy. – Taka właśnie jest moja wola... I nie zmieni się do czasu, aż czegoś się dowiem – rzekła zdecydowanym tonem głosu. Gorzej, że rodziło się w jej głowie swego rodzaju zwątpienie. Co kryć się mogło między konarami drzew i zalegającym w nich mrokiem? Przesuwające się chmury na parę sekund odsłoniły księżyc, ale jego światło podkreśliło tylko kształty sterczących gałęzi. Nic tam nie widziała ani też nie dojrzała żadnych efektów wskazujących na obcą interwencję. Niestety... nawet gdyby coś takiego zaszło, nie ukazałoby się to jej oczom, więc wypowiedź na temat posiadania wiedzy wyłącznie o obecności tylko Vei oraz nieznajomej w okolicy altanki, wcale nie mijał się daleko z prawdą. – Jesteś pewna? – mówiła, skupiając się na otoczeniu, acz nic nie zwróciło jej uwagi. Dotąd miała szczęście nie spotkać żadnego Koszmara, a przynajmniej nie trafić pod jego wpływy, bo przecież niczego by nie zobaczyła... W każdym razie ciągle żyła! I należało teraz zadbać o to, aby nadal tak pozostało. Veilore nie śpieszyło się na tamten świat, a każda chwila była dla niej cenna. Bez względu na obecny obraz rzeczywistości, cieszyła się życiem i tym, co ze sobą niosło – także wyzwaniami i wysiłkiem. – Podobno jesteś nieustraszoną Inkwizytorką? Nie powinnaś przypadkiem pałać silniejszą wolą walki i pragnieniem wygranej? – zapytała. Pewna znana jej panna już wrzałaby z chęci rzucenia się na przeciwnika, oczywiście od samego początku przewidując tylko zwycięstwo, wyzbywszy się natomiast wszelkich wątpliwości...
– Hej! Zaczekaj! – Veilore zawołała za czarnowłosym dziewczęciem, które zdążyło już wyjść na zewnątrz. Obejrzała się jeszcze za siebie. Kot nadal leżał tam, gdzie ujrzała go po raz pierwszy. Nie przejmował się niczym, co działo się wokół niego. Naprawdę coś pojawiło się w parku? Zastanawiała się. Zwierzęta posiadają znacznie bardziej wyczulone zmysły, a ich instynkt nie dopuściłby do pozostania w miejscu zagrożonym katastrofą. Kocur nawet nie zjeżył sierści, a jego gibkie ciało spoczywało na belce rozluźnione, nie zaś sztywne. Coś groźnego wzburzyłoby niewielkie umysły fauny miejskich ogrodów, a przecież na niebie nie dostrzegła wznoszących się ptaków ani nie usłyszała bijących powietrze skrzydeł. Zwróciła spojrzenie w kierunku wyjścia z altanki, po czym truchtem dogoniła milczącą nieznajomą – w końcu nie chciała stracić jej z oczu. Zbyt intensywna aura tajemnicy otaczała tę dziewczynę, żeby Veilore zdecydowała się zrezygnować ze swojego przedsięwzięcia, jakim miała być obserwacja... i ewentualnie pomoc, jeśli rzecz jasna byłaby w stanie jej udzielić. Sięgnęła na tyły głowy i mocniej zacisnęła wstążkę, a potem opuściła ręce, jedną z dłoni układając na rękojeści przytroczonego do pasa ostrza, które odsłoniła uchylając skrawek swego płaszcza. Przed sobą miały wewnętrzną krawędź pierścienia parku. Zbliżały się do niej z każdym krokiem. Ale czy rzeczywiście coś stamtąd je obserwowało? Przecież był środek nocy, księżyc, odkąd tu przybyła, chyba tylko raz wyjrzał zza powłoki chmur. W jaki sposób dziewczyna w szarym płaszczu dojrzała cokolwiek z takiej odległości i to jeszcze między konarami drzew? |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Malutki park Czw Gru 10, 2015 9:42 am | |
| Powinna? Nie. Ona nie była inkwizytorem takim jakich szkolą. Była czymś zupełnie innym. Zaprzeczeniem wszystkiego co znano, a zarazem po czym można było spodziewać się wyuczonych zachowań… Po niej zaś nie można było spodziewać się niczego. Była jedną niewiadomą dla jakiej świat był jedynie złem koniecznym, a wszyscy ludzie zdawali się być tylko niepotrzebnym dodatkiem. Jednak czego można było się spodziewać po kimś takim jak ona? -Jeśli potrafisz tak samo biegać jak wyciągasz broń, to szykuj się– Odezwała się gdy tylko tamta znalazła się przy niej i wierzcie mi bądź nie lecz obecność innej żywej istoty sprawiała jej delikatną przyjemność. Oczywiście proszę tutaj sobie nie myśleć, o jakiś dziwnych rzeczach (tak do Ciebie piję Dokuś) ponieważ owe uczucie było tylko i wyłącznie spowodowane tym iż nie musiała sama stawiać czoła czemuś czego do końca nie potrafiła zrozumieć czy też rozpoznać. Oczywiście owy kłopot był rzeczą nieznośną dla niej samej, a zarazem dawał jej pewne informacje jakie zaprzątały jej głowę. Sam wiedziała, że z wiekiem wszystko się zmieni. Mówiono jej o tym lecz nie przypuszczała, ze nastąpi to tak szybko… Jednak pomimo swych obiekcji szła dalej ramię w ramię, z Vei mając nadzieję iż jest, to kolejna przeszkoda do przejścia… Kolejna nic nieznacząca chwila w jej życiu Jak wielce się myliła… Deszcz jak na złość nie przestał padać, a szum resztek jeszcze nie opadniętych liści sprawiał iż ta specyficzna melodia zdawała się układać cały świat do snu… Nawet sam księżyc nie miał zamiaru wyjść zza pierzyny, z chmur dzięki czemu ciemność zdawała się być bardziej przeraźliwa niż wcześniej, a świat przypominał teraz jedną wielką nekropolię dzięki ciszy… Spytacie jaka cisza? Prawda była taka iż od chwili gdy ujrzała, to coś w ciemności przestała odczuwać odgłosów miasta. Zdawać się mogło iż cały świat zamarł, a ona pozostała tutaj pośród deszczu i zgnilizny niczym ostatni paladyn mimo iż daleko było jej do tego tytułu czy podejścia, do świata… -Było tutaj… Jeszcze chwilę temu…– przemówiła wreszcie jednocześnie przy tym kładąc dłonie na rękojeściach sztyletów jakie oczywiście delikatnie wyciągnęła tak aby nie marnować czasu w razie konfrontacji jakie oczywiście nie chciała przeżyć… Tak. Jej chęć śmierci była tak silna iż marzyła wręcz o niej. Mogła by nawet pozwolić czemukolwiek pozbawić ją życia lecz nie skrytobójczo, a w otwartym konflikcie… Jednak, to co działo się tutaj było raczej tym pierwszym. Sam wyczuwała intruza. Doskonale wiedziała, że gdzieś tutaj jest. Obserwując je. Jednak nawet świat był przeciwni niej w tej oto chwili. -Nie wiem co to… – Mówiła cicho rozglądając sie przy tym bacznie po otoczeniu -Obserwuje nas… Bawi się… – Dodała a przez jej twarz przemknął grymas jaki mógł zostać uznany za coś bardziej paskudnego niż najbardziej ohydny uśmiech lecz czy tak naprawdę był nim? Nie, to tylko złudzenie jak cała ta cisza okalająca miasto…
|
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Sob Gru 12, 2015 3:04 am | |
| Veilore patrzyła się przed siebie, próbując przeniknąć wzrokiem ciemność zalegającą między drzewami budującymi okrąg, otaczający ów niewielki skrawek ziemi ze znajdującą się pośrodku altanką – miejscem docelowym, w którym nie zrealizowały swych zamierzeń. Teraz oddalały się od drewnianej konstrukcji, nie odnajdując sensu w trwaniu pod jej dachem. A przynajmniej najemniczka nie miała czego już szukać w altance, gdyż z pierwszych planów nic nie wyszło. Natomiast ciekawość nakazywała jej nogom podążać śladem nieznajomej oraz obserwować jej poczynania i wszelkie nadzwyczajne wydarzenia, które mogłyby się rozegrać w tym opustoszałym zakątku. – Jeszcze nie wiemy, czy cokolwiek tam jest... – Zauważyła. W nocy wszystko zdaje się groźne, odrealnione i nietrudno coś pomylić z zupełnie czymś innym. – Kiedy tutaj szłam, latarnik zapalał lampy. Może to on? Ale nie chciał nam przeszkadzać? – rzekła, lecz było to jedynie branie pod uwagę różnych możliwości. Kobieta nie zamierzała uśpić swojej czujności. Mimo wszystko dobrze wiedziała, że świat nie jest taki bezpieczny, dlatego nie odrywała dłoni od rękojeści tkwiącego przy boku ostrza. Choć powątpiewała, aby jej zwykła broń przydała się do zapolowania na coś, co nie należy do tego świata... W każdym razie nawet bez czarownic i Koszmarów żadnego skrawka Ziemi nie sposób nazwać rajem. Jeden człowiek stanowił dla drugiego wystarczające zagrożenie. – ...ale ostrożność nie zaszkodzi... – mruknęła cicho, kiedy dotarły do granicy tworzonej przez pierwsze, zwilżone wodą konary, a następnie wsunęły się między nie i zaczęły zagłębiać coraz dalej, aż widok altany prawie w całości zasłoniły drzewa. Veilore przenosiła wzrok to z jednego fragmentu otoczenia na drugi, usiłując odnaleźć jakiś niepasujący element, zarys, próbujący schować się kształt albo działanie jakiejś mocy. Jednak nic podobnego nie ujawniło się niestety. Cokolwiek jej towarzyszka wypatrzyła albo musiało znaleźć sobie doskonałą kryjówkę, albo w rzeczywistości niczego tu nie było. – Jeśli ktoś lub coś tu stało, to raczej nie miało zamiaru czekać i powitać nas w uprzejmy sposób. – Spojrzała w chmurne niebo poprzekreślane krzyżującymi się gałęziami, po czym opuściła głowę do normalnej pozycji i wysunęła szablę z pochwy. A kiedy już broń znalazła się w jej lewej dłoni, kobieta zaczęła wodzić oczyma po podłożu. Nie tkwiła w miejscu. Leniwym krokiem zaczęła się przechadzać raz tu a raz tam. Poszukiwała śladów, bo przecież jeśli coś żywego obserwowało je z tego miejsca, to po jego obecności powinny zostać jakieś poszlaki. Oczywiście nie dotyczyło to kreatur tworzących się ze śniących umysłów czarownic... ale przecież one nie mają nic wspólnego z istotami z krwi i kości. – Skąd ty to wszystko wiesz? Masz jakiś radar? – zapytała, znikając między kolejnymi drzewami i krzakami. Prawdę mówiąc ją samą ogarniało nieprzyjemne wrażenie, że czyiś wzrok przylepia się do niej. Działo się to w podobny sposób, jak ktoś zerknie ku napotykanej osobie, tak ta persona odruchowo i instynktownie obdarza obserwatora zainteresowaniem, upewniając się tym samym, że naprawdę czyjeś oczy wwiercały się w jej ciało. Jednakże w tym przypadku obie nie wiedziały, gdzie skierować własne ślepia. Nieznany im byt krył się, czaił – być może w oczekiwaniu na odpowiedni moment. W pewnym momencie uwagę najemniczki przykuł fragment wilgotnego podłoża. Zrobiła parę kroków, oddalając się jeszcze bardziej od nieznajomej, aż w końcu pochyliła i sięgnęła ku stercie liści wymieszanej z błotem. Złapała w dłoń ułamaną gałązkę. Wtedy dostrzegła, że było ich więcej w różnej odległości... zbyt dużo jak na tak słaby wiatr. I dlaczego w takich ilościach nagromadziły się akurat na najbliższej im przestrzeni a nie dalej? Blondynka odnalazła szlak wyznaczony przez nienaturalnie złamane patyki. Wyglądało na to, że nie mogły zerwać się inaczej niż pod naciskiem o znacznej sile. – Wydaje mi się, że nie byłyśmy jedynymi gośćmi tego parku. Chyba masz rację. – powiedziała donośnie tak, aby czarnowłosa dziewczyna dosłyszała jej wypowiedź. Pozostawała jeszcze jedna kwestia do rozwiązania... Czy ów tajemniczy, nadprogramowy "spacerowicz" nadal przebywał w pierścieniu drzew? Veilore zastanawiała się, rozglądając raz po raz dookoła, ale ciągle idąc za połamanymi gałęziami. Długo nie musiała rozwiązywać tej zagadki. Gdy patyki doprowadziły ją trochę inną drogą z powrotem w okolice paru metrów od inkwizytorki, jednocześnie atmosfera zagęściła się. W jednej chwili, w trakcie wykonywania kolejnego kroku, coś po jej lewej, około dwa metry nad głową, świsnęło w powietrzu. Drzewa zatrzeszczały. – Uważaj! – zawołała bez zastanowienia. Czemuś przeźroczystemu o mało nie udało się śmiertelnie przebić postaci w szarym płaszczu. Veilore aż zatrzymała się w szoku. Zakrwawiony kształt przypominający proste ostrze wyrwało się z ramienia inkwizytorki. Ciemny kształt, z którego skapywały krople krwi zaczynał nienaturalnie się oddalać, jakby płynął w powietrzu po łuku. Śledziła je, zanim posoka również nie stała się przeźroczysta jak sam skrytobójca... czy raczej – skrytobójczyni. Żadne jej wspomnienie nie ukazywało latających, zakrwawionych Koszmarów. One były bytami eterycznymi... A zresztą – po co miałby wprowadzać w życie podobny atak, skoro z pewnością dysponowałby potężną mocą? Nie poświęcając temu zagadnieniu zbyt wiele cennego czasu, zaciskając dłoń na rękojeści, pobiegła ku czarnowłosej dziewczynie. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Malutki park Sob Gru 26, 2015 7:54 pm | |
| jedna czwarta sekundy. Tyle trwa mrugnięcie oka. Tyle trwała nieuwaga... Dla jednych, to tylko nieświadome mrugnięcie. Dla innych był, to zmarnowany czas, a dla Sam chwila w jakiej stała się ofiarą. Była, to chwila w jakiej poczuła przeraźliwy ból rozdzierający jej ciało oraz chwila gdy poczuła czyjś dotyk nie tylko w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą padł cios... Ciszę jaka nastała przerwał metaliczny odgłos spadającego sztyletu na dróżkę co oznaczało tylko jedno. Dziewczyna w jednej sekundzie straciła poczucie czucia. Silny jak do tej pory uchwyt nagle rozluźnił się a ona sama nie wiedziała co sie dzieje. Przecież to była tylko chwila. Jedna czwarta sekundy. Drobnostka. Jednak ta delikatna zmiana sprawiła iż Sam poczuła ciepłą ciecz jaka wydobywała się, z jej ciała barwiąc przy tym jej czarne ubranie oraz szary płaszcz na piękny specyficzny kolor. -Błąd...- delikatny szept padł, z ust Samaela w chwili gdy jej spokojne spojrzenie poruszało się za ostrzem jakie powoli wysuwało się z jej ramienia. Tak przynajmniej teraz postrzegała świat. Niczym coś otoczonego dziwną niewidzialną siłą spowalniającą wszelakie ruchy. Nawet jej samej. Dlatego właśnie miała czas aby zauważyć ten błąd. Dlatego miała czas aby poczuć zapach własnej krwi jaki sprawił iż powoli zaczynała rozumieć co się stało. Była ranna. Jednak nie martwa... To był właśnie ten błąd. Żyła... Cios nie przeszył jej serca nie spełniając przy tym jej pragnienia jakie przyprowadziło ją tutaj. Pragnienia, o szybkim końcu oraz zmianie... Możliwe, że właśnie dlatego jej spojrzenie zaczęło się zmieniać, a źrenice rozszerzać na tyle by każdy spoglądający nań z boku mógł dostrzec brązowy ocean w miejscu gdzie jeszcze parę sekund temu było spokojne spojrzenie. Ocena jaki zdawał się pochłaniać tę chwilę. Kobieta opadła na kolana. Było, to zamierzone tak samo jak wszystko co teraz miała zamiar czynić. Nie mogła przecież pozwolić sobie na błąd czy utratę ostrza jakie było jej bliskie. Dlatego właśnie starała się je podnieść lecz, z marnym skutkiem. Dłoń zdawała się odmawiać posłuszeństwa co jeszcze bardziej wzmocniło, w niej gniew jaki narastał pozostawiając przy tym otwarte wrota dla jej siostry. Dla kogoś kogo nie powinno było się dopuszczać do świata tak zwanego żywych... Nienawiść... To ona wypływała teraz, z rany dziewczyny i była tak samo mocna jak wiatr jaki nagle się zerwał. Ten jednak był inny niż wcześniejszy. W powietrzu dało wyczuć się chłód czy jak kto woli nadchodzącą zimę. Nie, nie tą jaką obie wyczuwały wcześniej lecz zupełnie coś innego. Coś co nie należało do naturalnego cyku życia, a wprost przeciwnie. Czyżby owy wiatr i powolny spadek temperatury, to wytwór napastnika? Jeśli tak to jaki miał w tym cel skoro cios jaki został wyprowadzony zdawał się należeć do kogoś kogo można określić mianem egzekutora? Spytacie jednak cóż działo się z Sam? Nic. Klęczała w miejscu gdzie jeszcze parę chwil wcześniej wyrwano jej kawał skóry i nie tylko. Klęczała jak gdyby wszystko, to co się dzieje było snem bądź dziełem chwilowym. -Błąd... -Wyszeptała ponownie czując jak wszystko się zmienia. Przecież nie była tutaj sama. Był intruz oraz niechciany gość... Intruz był zapewne już przy niej lecz po co? Marnowała przecież cenny czas jaki mogła wykorzystać na przygotowanie strategii tak jak czyniła, to Samael... Czyżby intruz okazał się być naprawdę tylko białowłosą głupią dziewoją ? |
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Sob Sty 02, 2016 3:07 am | |
| Dziś, pod nieprzeniknioną opończą pani nocy, razem z nimi obiema znajdowało się dodatkowe istnienie; jednostka, która stanowiła dla nich zagrożenie znacznie większe niż byle zbój w ciemnej uliczce. Ich przeciwnik był przygotowany i mimo niedopatrzenia jakie popełnił, tylko człowiek niedoświadczony nie dostrzegłby tego – tego, że napastnik musiał się kryć i czaić, obserwować od początku rozgrywające się w altance wydarzenia (może nawet od samego wstąpienia do parku? Któż to wiedział?). Nieco dokładniej rzecz ujmując, z pewnością szczególną uwagę poświęcił pannie w szarym płaszczu, wszakże została ona wybrana na pierwszą ofiarę. Veilore pozwoliłaby sobie odebrać protezę, jeśli spojrzenia czarownicy nie przykuł szary płaszcz z wyszytym symbolem Inkwizycji i tylko dlatego nie na nią spadł rozpoczynający starcie cios. Moment, w którym blondynka oddaliła się na tyle daleko, że byłoby zbyt późno na jakąkolwiek reakcję, zdawał się wręcz idealny do pozbycia się niebieskookiej wojowniczki. Ale nie. Jak na razie była cała i to panna w szarym płaszczu otrzymała poważną ranę. Być może wiedźma uznała Veilore za mniejszy problem – taki, którym można zająć się później. Jednakże nie od dziś wiadomo, że niedocenianie przeciwnika samo w sobie jest błędem, zwłaszcza wtedy, gdy nic nie wie się osobie, z którą chce się skrzyżować ostrza. Niewidzialność niedoszłej skrytobójczyni czyniła ją niebezpieczniejszą od tych wszystkich typów spod ciemnej gwiazdy. Ale Veilore również miała swoje za sobą. Żadna z niej zwykła najemniczka. Jako żołnierz wraz ze swoimi kompanami w oddziale walczyła w imieniu bezbronnych rodaków. Poświęciła temu kawał czasu, kiedy Inkwizycja dopiero się rozprzestrzeniała, a jej kraj nie był jeszcze objęty wpływami tej organizacji oraz później, gdy rosła pozycja zawodowo zwalczających czarownice. Walczyła dopóki nie odkryto jej płci, jednak doświadczenie, które zdążyła zdobyć, nie pozwalało jej teraz na zwątpienie we własne siły. Gdy chwilę temu coś świsnęło w powietrzu, kobieta nie zauważyła żadnej postaci. Nic. A to rodziło znaczącą przewagę. Nawet inkwizytorce nie udało się całkowicie uniknąć zranienia. To znacznie komplikowało sprawę, w końcu trudniej walczyć z kimś, kogo się nie widzi... aczkolwiek nie było to całkowicie niemożliwe. Blondynka usłyszała tylko charakterystyczny dźwięk ciała mknącego przez stawiającą opór przestrzeń, a tło muzyczne tworzyło trzeszczenie gałęzi, z czego Veilore wywnioskowała, że czarownica prawdopodobnie czepia się ich jak cholerny pająk swojej pajęczyny. Najemniczka czyjąś nadprzyrodzoną zdolność uznała za swego rodzaju przeszkodę, które tak bardzo lubiła przeskakiwać. Przepadała za wyzwaniami i kiedy ruszyła biegiem ku zranionej inkwizytorce, czuła już szybsze krążenie własnej krwi zwiastujące opanowywani ciała przez podekscytowanie przemieszane z lękiem oraz chęcią do działania, a ta rosła z upływem każdej kolejnej sekundy, niwelując odruch strachu. Owa mikstura wrażeń często towarzyszyła jej podczas paru lat służby w wojsku. Gdyby zaś ktoś stwierdził, że lubi ten szczególny rodzaj dreszczyku, Veilore nie zaprzeczyłaby temu faktowi. – ...żyjesz!? – zawołała, będąc już tylko parę susów od tajemniczej nieznajomej. Ale wtedy rozległo się głośne uderzenie gdzieś wysoko. Przypominało jakby tupnięcie o drewnianą powierzchnię... Jasny gwint! – Padnij! Cholera! – Kobieta rzuciła się na klęczącą czarnowłosą dziewoją w odzieniu mocno nasiąkającym krwią i niemalże wbiła ją w miękką ziemię najmocniej jak się dało. Nieważne, że bolało! Sama też w tym samym czasie padła płasko na podłoże. W sekundę, a może nawet mniej, coś wytworzyło nad ich plecami podmuch powietrza. Natychmiast po tym, jak niewidzialna postać je minęła, Veilore poderwała się z ziemi i pociągnęła za sobą ranną inkwizytorkę w stronę granicy tego niewielkiego zalesionego obszaru. Musiały wydostać się na otwartą przestrzeń, jako że nagromadzone drzewa dawały wiele miejsc do podparcia dla prędko poruszającej się czarownicy. Pajęczyna nie powstanie w pustce, a podmokła, lepka ziemia zdradzi położenie wroga. Tak samo jak deszcz. Biegła więc po stronie uszkodzonego ramienia nieznajomej, aby w razie czego od tej strony dziewczynę ubezpieczyć. I nasłuchiwała. I zaklinała w myślach los, aby nie pozwolił ulewie ustać. Szum deszczu przerwało kolejne tupnięcie i trzeszczenie gałęzi. Szarpnęła inkwizytorkę w bok, a od przybywającego wraz z przeciwniczką ostrza oddzieliło je grubszy konar drzewa, na którym momentalnie powstała szpara, z której zaraz wyciekną soki rośliny. Ale o tym Vei już nie myślała. Co innego zaprzątało jej głowę. Przetrwanie. Zdobycie przewagi. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Malutki park Sob Sty 02, 2016 1:23 pm | |
| To tylko ciało. Tak można było podsumować w tej oto chwili postać klęczącą na ziemi. Była bowiem niczym innym jak tylko pustą powłoką ponieważ jej myśli oraz duch przebywały w innym wymiarze dzięki czemu ciało nie odczuwało żadnych bodźców ze świata zewnętrznego. Pustka, cisza, ciemność... Wszystko, to towarzyszyło Sam aż do chwili gdy poczuła kolejną falę bólu oraz uderzenie jakie okazało się być niczym innym jak kontaktem, z ziemią. Do nozdrzy kobiety dobiegł specyficzny zapach wilgotnej ziemi oraz zimno jakie przeszyło jej ciało tak samo silnie jak odczucie bólu czy też świst wiatru jaki zdawał się wygrywać specyficzną melodię słyszalną jedynie dla niej... Jednak czy to wszystko? Tak. Kobieta nie słyszała ani głosu swej towarzyszki ani kroków stawianych przez napastnika... Była ślepa oraz głucha na świat zewnętrzny. Ot skutek uboczny przerwania jej stanu. Co jednak działo, się z jej ciałem pozbawianym racjonalnego myślenia? Tak naprawdę Sam było wszystko jedno. Tak naprawdę w tej chwili poddała się nieznajomej, o jakiej nic nie wiedziała. Jej zmysły rejestrowały ruch co oznaczało, ze przemieszcza się lecz nie mogła nic zrobić. Nadal bowiem jej zmysły były przytępione na tyle aby przez jakiś czas była odsłonięta całkowicie lecz, z czasem wszystko się zmienia... Świst ostrza przelatującego obok niej był pierwszą rzeczą jaką usłyszała. Kolejną był odgłos wbijającego się ostrza w drzewo... To wystarczyło. Sam obróciła głowę w miejsce gdzie mogły stać. Jej spojrzenie wyrażało teraz więcej niż można było by zobaczyć kiedykolwiek. Przecież jej spojrzenie wręcz błyszczało, z radości jaką dawała jej ta sytuacja. Radości jaka zamieniła się w złość gdy tylko przesunęła go na swoją towarzyszkę jaka notabene mogła uratować jej życie. Owszem inni by się cieszyli lecz nie inkwizytorka. -Będziesz przynętą- w chwili gdy wypowiadała te słowa szybko rozpięła klamrę trzymającą swój płaszcz po czym rzuciła go w jej stronę kontynuując -Kup mi trochę czasu, a dostaniesz intruza na tacy- Nic więcej nie powiedziała. Nie musiała. Przecież nie zdradzi jej całego swojego planu ani nie powie czego planuje. Nie w chwili gdy wiedziała jedno. Potrzebuje czasu, a go nie posiada dlatego też musi ją wykorzystać. Dlatego pragnęła zrobić, z niej ofiarę... Głos inkwizytorki dał jasno do zrozumienia Vei iż nie przyjmuje odmowy czy sprzeciwu, a nawet jeśli tamta miała by jakieś ale, to trudno... Nie miały czasu na kłótnie oraz spory dlatego też dziewczyna zaraz po wydaniu poleceń ruszyła, w stronę gdzie drzewa przybierały na sile jak by była samobójcą... Jednak miała plan i liczyła na swoją towarzyszkę... Owszem przeczuwała, że ta wybierze otwartą przestrzeń lecz... No właśnie sama musiała znaleźć miejsce gdzie będzie mogła się skupić mając przy tym nadzieję iż nikt nie podażą jej śladem... Czarnowłosa biegła przed siebie. Nie obracała się. Nie nasłuchiwała. Po prostu biegła by wreszcie zatrzymać się przy jednym, z bardziej spróchniałych drzew jakie lata swej świetności miało dawno za sobą. Była zmęczona. Każdy oddech był dla niej bolesny prawie tak samo jak ramię, z którego nadal wyciekała krew... ...Z każdą kolejna kroplą Sam odczuwała słabość jaka ogarniała jej ciało. jej zmysły przez chwilę skupiły się na otoczeniu. Cisza... Nagle została przerwana przez coś co mogło zostać odebrane przez nią za odgłosy pościgu, walki czy choćby odgłosy powolnie budzącego się życia w pięknej nocy miasta... Jednak, z każdą kolejna chwilą dziewczyna skupiała się na swym oddechu... Wdech, wydech... Samael czuła jak jej serce zwalnia, a wraz ze spokojem jaki ją ogarniał pojawiła się delikatna para wodna w wydychanym powietrzu... Nadchodzi zima. Temperatura odczuwalna zaczęła maleć drastycznie aż wreszcie każdy, z tu zebranych mógł ujrzeć pierwsze płatki śniegu spadające, z nieba. Jednak zaraz... Było, w tym coś dziwnego ponieważ gdyby w tej oto chwili ktoś wykorzystał tę chwile i spojrzał przed siebie zauważył by iż śnieg pada jedynie w tym konkretnym miejscu... Kolejne płatki śniegu spadały z wrodzoną sobie gracją na ziemie, a z każdą minutą było ich coraz więcej i więcej aż wreszcie pierwsze konary czy drzewa zostały okryte przez białą puchową kołdrę ukazującą świat, w zupełnie innej perspektywie... |
| | | Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
| Temat: Re: Malutki park Nie Sty 03, 2016 8:01 pm | |
| Biegły, a właściwie świadomie pędziła tylko Veilore, kiedy w tym samym czasie nieznajoma była przez nią zmuszana do szaleńczego biegu. Podeszwy dwóch par butów wbijały się głęboko w podmokłą ziemię albo zagłębiały się w stosach przegniłych, ciemnobrązowych liści. Próbie wydostania się z niekorzystnego dla nich terenu towarzyszyły dźwięki łamiących się gałęzi pod ich stopami oraz nad głowami, gdzie na większych wysokościach poruszał się niewidzialny wróg. Prawda... mogło być gorzej – ich głowy mogły już dawno toczyć się po podłożu odcięte przeźroczystym ostrzem. Plan czarownicy sam w sobie był dobry, a składało się na niego oczekiwanie na okazję do wprowadzenia go w życie, przygotowanie pola walki pod siebie, zaczajenie się oraz rozpoczęcie działań. Ale nie wszystko poszło po myśli skrytobójczyni. Nie udało się jej unicestwić ofiary za pierwszym razem, a przecież szansa, której nie wykorzystała w pełni, doprowadziła do tego, że kobieta w szarym płaszczu i Veilore były świadome zagrożenia i już rozpoczęły swego rodzaju starcie o zdobycie przewagi. Zaczynał się im rysować jakiś plan, natomiast z zamierzeń cichego pozbycia się dwóch osób nie pozostał nawet pył. No może jednak jakieś małe okruszki, bo jeszcze nie udało się do końca rozciąć pajęczych nici pułapki kryjącego się drapieżnika. Veilore siłą rzeczy zatrzymała się za grubszym konarem, gdy ciągnięta przez nią dziewczyna odzyskała przytomność umysłu i stawiła opór. Złotowłosa najemniczka stanęła w miejscu i przyległa do grubego konaru plecami, kierując swe spojrzenie na swoją towarzyszkę, jednocześnie rozluźniając uchwyt na jej przedramieniu i otulającym go przemoczonym materiale. Zobaczyła w drugich oczach złość. Dlaczego? Uniosła lekko brwi, ale zaraz niebieskie oczy Vei również zaiskrzyły zdenerwowaniem. Panna w szarym płaszczu miała czelność obdarować ją gniewem za porwanie z głównej strefy zagrożenia? Dziewczyna mogła tam zginąć już na miejscu, gdyby ostrze czarownicy przeszyło ją nieco dalej! Jakby ważniejsze rzeczy nie zaprzątały myśli blondynki, to z chęcią paroma porządnymi szarpnięciami przypomniałaby inkwizytorce, kto uratował nie tylko jej życie, ale także honor. Bo z pewnością zostałaby zapamiętana jako "ta, która zginęła tragiczną śmiercią, dając się zajść od tyłu niczym żółtodziób w pierwszych miesiącach po ukończeniu kursu". Wzięła parę głębszych oddechów, aby dotlenić płuca, które po tej krótkiej przerwie znowu zostaną przymuszone do pracy na najwyższych obrotach. Tutaj prawdopodobieństwo śmierci było dla wojowniczek wyższe. Nie powinny nawet się zatrzymywać. – Musimy biec dalej. Ona gdzieś tu jest – rzekła. "Przynętą!?" – Vei powtórzyła to sobie w myślach. Na bogów, którzy nie istnieją! Przecież wiedźma z pewnością je teraz widziała. Obserwowała! Jak miały zamienić się rolami? Złapała płaszcz z niejakim obrzydzeniem, które akurat nie miało nic wspólnego z wsiąkniętą w materiał krwią. Nie pałała miłością do Inkwizycji, nigdy nie chciała wstępować do jej oddziałów i samo nałożenie na siebie jednego z charakterystycznych płaszczy wywołało w jej ciele nieprzyjemny dreszcz. Acz z drugiej strony przecież ranna dziewczyna nie będzie w stanie walczyć, nie w tak efektywny sposób, w jaki czyniłaby to, będąc sprawną w stu procentach. Uszkodzona ręka nie da pewnego uchwytu, a druga... Czy inkwizytorka była oburęczna? Dla Veilore używanie obu rąk w podobnym stopniu nie było trudnością, jedyną przeszkodę stanowiła proteza prawej dłoni. Mechanizm to nie prawdziwa, czująca tkanka, dlatego Vei bardziej przerzuciła się na lewą rękę. – Mam wrażenie, że to nie wyjdzie – powiedziała, zaznaczając swe obawy, po czym zarzuciła na siebie szary płaszcz, myśląc nad tym, ile z tej sceny widzi ich przeciwnik. Gdy dłonie w rękawiczkach uporały się z klamrą inkwizycyjnego odzienia, Veilore przegnała z ust grymas. Zamiast niego posłała czarnowłosej uśmieszek. – No, lepiej na razie się gdzieś schowaj. Zajmę się czym trzeba. Nim do końca rozbrzmiały ostatnie sylaby wypowiedzi, blondynka wznowiła swój bieg. Z początku wolniej, jakby jej zamiarem było skuszenie niewidzialnej wiedźmy czy też zwrócenie na siebie jej uwagi. Po paru sekundach nico przyspieszyła, ale nic się nie działo, co było nader niepokojące, choć powinna raczej cieszyć się, że w promieniu paru metrów nie znajduje się niewidzialny przeciwnik. Veilore zwolniła i obejrzała się przez ramię. Niebieskie tęczówki skierowała najpierw na kształt mknący między drzewami, na nieznajomą, od której dostała płaszcz, a chwilę potem uniosła wzrok ku koronom drzew. Niektóre się uginały, niektóre nie, ale trzeszczenie i uderzenia o drewno jakby oddalały się, miast ciągnąć za nią. Zagryzła lekko wargę. No tak, na co czarownicy uganianie się za przebierańcem, kiedy prawdziwy inkwizytor zamierzał się oddalić w przeciwnym kierunku. Stało się tak, jak podejrzewała, więc zawróciła parę metrów, szablę zahaczając o dwa ostatnie palce i dobywając zza własnego wierzchniego odzienia dwa rewolwery. Kobieta wypaliła z nich cztery razy w stronę poruszających się gałęzi w górze. Na oślep, bo przecież nie widziała swego przeciwnika, ale był to raczej ruch mający na celu przykuć do siebie zainteresowanie wiedźmy-skrytobójczyni. Czy zadziałało? Nie wiedziała. Przez parę sekund oczy najemniczki nie zarejestrowały żadnego skutku wystrzałów. Dopiero po chwili odgłosy zaczęły się zbliżać do niej, więc jeden z rewolwerów schowała do kabury i wznowiła bieg z szablą w lewej ręce i pistoletem w drugiej. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Malutki park | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|