|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Mea Culpa Biały Indianin
Liczba postów : 11 Join date : 27/01/2017
| Temat: Rynek Nie Lut 05, 2017 1:08 pm | |
| First topic message reminder :
Podróże między miastami i miasteczkami zazwyczaj nie należały do najkrótszych, jednak ta do Wishtown rozpoczęła się na długo przed świtem i dopiero, gdy krótka wskazówka zegarka głównego kupca przebyła większość drogi do szczytu tarczy, ujrzeli zbliżające się zabudowania. Mea zdążyła już przyzwyczaić się do leżącego wokół, jak się dowiedziała, śniegu, gęstego angielskiego powietrza, masy ludzi i starych, pięknych miasteczek. Jednak krajobraz, który otaczał ją teraz… całkowicie zapierał dech w piersiach. Śnieg na przedpolu Wishtown nie przypominał mokrych zwałowisk na bokach ulic, widocznych gdzieniegdzie w miastach ani brunatnych mlaskających mas, pokrywających wszystkie trakty i drogi. Tutaj z mroków nocy wyłonił się śnieg błyszczący bielą kojarzącą się Mei z chustami pastora, którymi przykrywał kawałki chleba na mszy. Z puszystych chmur po chwili zaczęły spadać grube, białe płaty; powietrze trwało nieruchome, świat pogrążył się w ciszy wstrzymując oddech razem z dziewczyną siedzącą na tyle wozu kupieckiego nurzającego się w bieli. Śnieg padający z nieba z daleka wyglądał jak kłębki bawełny, z których Cicha Rzeka zwijała grube nici do tkania, a przy styczności z czymś ciepłym rozpadał się na malutkie, pojedyncze gwiazdki. Kupcy, z którymi podróżowała również zamilkli (gdy Mea odwróciła się do nich, zauważyła, że się lekko uśmiechają), nawet konie stąpały ciszej – dźwięk kopyt tłumił puszysty śnieg. Jechali pośród takiej scenerii aż do samego miasta co jakiś czas zmuszeni – konie również – do strzepywania śniegu z głów. Dziewczyna wpatrzona w śnieżny pejzaż nawet nie zauważyła zbliżającego się miasta, dopiero widząc pierwsze, mijane, niskie zabudowania, zaczęła się rozglądać. Przyzwyczaiła się już do widoku budynków, które im głębiej wjechać w miasto, tym bardziej rosły i stawały się ozdobniejsze. Jednak teraz, gdy każdy parapet, gzyms i rzeźbienie otulał biały kocyk, a szyby skrzyły się w nieprzypominających niczego wzorach malowanych mrozem, podziwiała angielskie miasto tak, jak za pierwszym razem. W końcu domy przemieniły się w kamienice, a ulica poszerzyła – wjeżdżali w centrum, już zdążyła nauczyć się mniej więcej rozkładu miast. Wóz przyśpieszył, było już całkowicie widno, mieszkańcy wylegli na ulice zmierzając na rynek, co oznaczało tylko jedno – spóźnili się. Mea wyczuła tę nerwową atmosferę kupców i odruchowo ścisnęła lalkę zapominając na chwilę o pięknie świata wokół. W końcu wóz zatrzymał się, para kupców wysiadła i zajęła się końmi, Mea zaś chwilę obserwowała otoczenie, aby bez wyrzutów sumienia móc zeskoczyć. Starszy kupiec, na którego wszyscy wołali Jeff uśmiechnął się do niej, podał jej mieszek z pieniędzmi, wskazał głową na powoli robiący się tłok przy straganach i pchnął ją w ich stronę. – Pooglądaj sobie, dziewczyno. To już ostatnie miasto, ale bardzo ładne – powiedział, po czym odwrócił się do wozu pomagając towarzyszowi w układaniu ubrań i tkanin. Mea stała jednak nieco niepewna i oglądała się wciąż na znajome twarze, dopiero gdy po chwili ludzie zaczęli zbierać się wokół towarów zza oceanu, dziewczyna ruszyła z miejsca w głąb rynku Wishtown. Pierwszy raz tak późno przyjechali do jakiegokolwiek miasta, zawsze więc miała więcej czasu na przyzwyczajenie się do gęstniejącej masy ludzkiej przelewającej się między przyprawami, których zapach kręcił ją w nosie i odurzał, a najmodniejszych krojów ubraniami, między słoikami pełnymi kolorowych substancji a pięknymi kapeluszami, z których rond wylewały się kaskadami wieczne kwiaty, między świeżym mlekiem i jajkami a delikatnymi rękawiczkami z piórami, haftami, koronkami. Stragany tego dnia zajmowały sporą przestrzeń rynku Wishtown, resztę dopełniali kręcący się ludzie. Ktoś gdzieś stroił skrzypce i na początku to właśnie tam dziewczyna chciała iść, chłonąc otoczenie wszystkimi zmysłami, jednak w tym momencie jej uwagę przykuło zupełnie co innego. Stanęła przed niewielkim stoiskiem okrytym drewnianym daszkiem, na którym w rzędach rozłożono szale, tiule i przede wszystkim rękawiczki. Z tyłu na półeczkach stały wykwintne czepki i kapelusze, ale tym, w czym utkwiła swój bystry wzrok był cylinder. Z kroju męski, ciemnobrązowy, lecz na półce pysznił się wręcz wśród piór i wstążek delikatną i białą jak śnieg koronką powplataną pomiędzy turkusowe wieczne róże otulające rondo z prawej strony. Stała więc tak po środku uliczki między straganami zapatrzona w jeden punkt, trzymając w jednej ręce luźno lalkę i nie zważając na ludzi, którzy potrącali ją co chwila śpiesząc w różnych kierunkach. Turkusowe oczy Mei wczepiły się w turkusowe kwiaty. Jaki on piękny, taki piękny – pomyślała. Nawet sprzedawca już nie próbował nawiązać z nią kontaktu wzrokowego, oczarowanej dziewczyny nie udawało się wcale przywrócić do rzeczywistości. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Kouka Czarownica Niepewności
Liczba postów : 37 Join date : 17/07/2018
| Temat: Re: Rynek Nie Sie 12, 2018 11:41 am | |
| Burza. Jakby za mało miała dziś problemów. Z drugiej strony lubiła gdy padało. Po deszczu zioła zawsze pachniały lepiej, a co za tym idzie, łatwiej było je sprzedać. Dzięki temu miała więcej pieniędzy i raz na jakiś czas mogła sobie pozwolić na wynajęcie jakiegoś pokoju w karczmie, więc ostatecznie wychodziło na to samo. Chociaż może nie tym razem? Zielonowłosa sprawiała wrażenie jakby na prawdę chciała pomóc. - Za darmo? - Dopytała tylko, zerkając w stronę niewielkiego woreczka z monetami który miała u boku. W jej głosie było słychać nutkę zainteresowania. Jedzenie i spanie nie wydawały się złe, jeśli jednak miałaby wydać na to wszystko co zarobiła, to karczma wydawała się tańsza. Z drugiej jednak strony wciąż nie rozumiała czemu nieznajoma jest tak miła. Skoro nie przejmowała się śmiercią innych to czemu przejmuje się tym że Kouka śpi na ulicy? - Jeśli to podstęp, zatrzymam twoje serce - Wraz z tymi słowami Fanny mogła poczuć lekki nacisk na klatkę piersiową, jakby pokazujący że młódka wcale nie żartuje. Mimo że wcale nie miała mocy by kogoś zabić, wiedziała że wiedźma raczej nie zaryzykuje sprawdzenia, czy dziewczyna mówi prawdę. Samej Kouce dawało to coś w rodzaju lekkiej pewności siebie. Jeśli zielonowłosa uwierzy w to kłamstwo, to nie będzie ryzykowała skrzywdzenia jej, czy innych brudnych sztuczek. - Strasznie dużo palisz. Jeśli faktycznie mogę u Ciebie przenocować, to w zamian mogę spróbować pomóc Ci rzucić - Mruknęła cicho, jakby zgadzając się na propozycje Fanny. - Toooo... którędy? - Dodała trochę głośniej starając się ukryć nieufność która wciąż kłębiła się w niej, względem nowopoznanej. |
| | | Fanny Szmaragd
Liczba postów : 348 Join date : 16/10/2016
| Temat: Re: Rynek Sro Sie 15, 2018 9:23 pm | |
| Fanny najwidoczniej zainteresowała młódkę swoją propozycją, gdyż ta zaczęła dopytywać, czy za darmo i tak dalej. Kobieta wzruszyła ramionami spoglądając na brudną, zaniedbaną dziewczynkę. Doszła do wniosku, że wyrośnie ona na prawdziwą piękność, jeśli tylko ktoś wyciągnie do niej pomocną dłoń. A tym kimś miała być Fanny. A przynajmniej tak to wyglądało w jej założeniach. - Nie chcę twoich pieniędzy. Mam wystarczająco swoich. - rzekła, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Zdawała sobie sprawę, że Kouka radziła sobie jak mogła i jakoś jej to wychodziło. Nie chodziła ciągle z pustym żołądkiem, od czasu do czasu sypiała pod solidnym dachem, chociaż tego ostatniego nie mogła przecież wiedzieć. Nie śmierdziała jednak, więc gdzieś od czasu do czasu musiała brać kąpiel. A gdzie mogłaby to indziej zrobić, aniżeli w karczmie? Gdy usłyszała groźbę ze strony dziewczynki, to uśmiechnęła się delikatnie. Jeszcze nie tak dawno temu panna Morland sama chciała się zabić. Podcięła sobie żyły. Gdyby nie As, jej najdroższa przyjaciółka, nie byłoby jej tutaj, a Kouka mogłaby różnie skończyć w łapach tamtych zbirów. Czyli ciąg przyczynowo skutkowy został zachowany. Wnioski były jednakże zaskakujące. Niemniej jednak, propozycja dziewczyny wciąż wydawała się być kusząca. Pani detektyw nie wiedziała, czy zdobyłaby się na kolejną próbę samobójczą, toteż, gdyby ją ktoś wyręczy... - Zrób to. Jeśli nie ufasz mi, zatrzymaj moje serce teraz. Obie na tym skorzystamy. Ja, bo wreszcie odejdę z tego parszywego świata, a ty, bo zyskasz moje pieniądze, które mam przy sobie. A mało tego nie jest. Starczyłoby ci na zamieszkanie w karczmie na kilka tygodni. - powiedziała spoglądając w oczy czternastolatce, by chwile później zrobić krok w przód, jakby chciała ją sprowokować. Czuła lekki ucisk na klatce piersiowej, ale nic poza tym. I z jakiegoś względu nie przerażała ją perspektywa ewentualnej śmierci. O nie. To było nawet dosyć....kuszące. Fanny nie spodziewała się, że bezdomna za nią pójdzie, że zdecyduje się skorzystać z tej szansy. Dlatego też była mile zaskoczona, gdy usłyszała resztę wypowiedzi. - Nie chcę rzucać. Nie zamierzam tego robić. - rzekła, po czym poprawiła swoje zakupy, które trzymała w dłoni, zaciągnęła się kolejy raz mocno prawie zbliżając się do końca papierosa. Jeszcze się tam coś jednak zostało. - Tędy. - powiedziała, po czym odwróciła się w stronę wyjścia z uliczki nie sprawdzając, czy Kouka za nią idzie ruszyła wolnym krokiem w stronę swojej przyczepy na terenie cyrku. Zamierzała ją tam przechować, dopóki nie zechce wrócić do swojego mieszkania, które nie kojarzyło jej się zbyt dobrze. Zielonowłosa nie szła przym szybko, czyli swoim normalnym tempem. Szła wolno dając możliwość młódce nadążyć za nią. Czy jednak potrzebnie? Czy zielarka zdecyduje się na nią iść?
z/t Fanny |
| | | Gabriel Łowca Koszmarów
Liczba postów : 89 Join date : 19/01/2018
| Temat: Re: Rynek Sro Lut 27, 2019 9:30 pm | |
| Gabriel lubił się przechadzać po mieście. Niektórzy go rozpoznawali i uchylali kapelusze w formie przywitania, inni pospiesznie odwracali wzrok i udawali, że go nie widzieli. Tak, w środowisku arystokratycznym uchodził za dziwaka i niektórzy go za to uwielbiali, inni nienawidzili. Nie zamierzał wpływać więc ani na jedną, ani na drugą stronę. Niemniej jednak kupił kilka potrzebnych rzeczy, kilka takich, które były ładne, ale z kolei kompletnie nie przydatne, po czym wyszedł z tłumu. Odśnieżył jedną ławek stojących nieopodal, po czym usiadł na niej. Było zimno, ale był przygotowany na to. Ubrany w ciepły płaszcz, pod spodem kamizelkę i koszulę. Wszystko wykonane z materiałów najwyższej jakości, dzięki czemu ubrania dobrze utrzymywały ciepło. Nie marzł. Postanowił zatrzymać się na chwilę, pomyśleć, wrócić wspomnieniami do innych czasów. Czasów, gdy ten rynek wyglądał całkowicie inaczej. Nie był aż tak duży, chociaż w porównaniu z tym w Londynie ten ledwie był wiejskim targowiskiem nie wartym uwagi. Ludzie jednak tutaj przekrzykiwali się z taką samą, albo i większą zapalczywością chcąc zwabić do siebie klientów, by zarobić kilka groszy na chleb. W końcu wszyscy musieli jeść, większość z nich zapewne miała rodziny na utrzymaniu. Może i mieli mniej pieniędzy, ale zapewne byli dużo bardziej szczęśliwi. Bo mieli do kogo wracać. Gabriel nikogo takiego nie miał. Odpędził od siebie myśli, które zaczęły się pojawiać w jego skupiając się na przyjemniejszych rzeczach. Świecące słońce, delikatny wiaterek. Nawet smród z rynsztoków był mniejszy. Tak, to mógł być dobry dzień. |
| | | Rachel Herrington Akrobatka
Liczba postów : 199 Join date : 11/06/2016
| Temat: Re: Rynek Sro Lut 27, 2019 10:09 pm | |
| Tego dnia, Rachel spokojnie przechadzała się po mieście, szukając zajęcia. Dzień miał zapowiadać się dobrze, ale w ostatniej chwili wszystkie plany się rozwiały. Kieszenie niektórych cyrkowych znajomych blondynki, jak i jej samej, zaczynały się kurczyć, więc umówili się w mieście na kawałek rozrywki. Występy kolorowo ubranych ludzi zawsze przyciągały tłumy gapiów, nawet zimniejszymi porami, a to zwiastowało również pojawienie się kilku osobników, zdolnych do rzucenia groszem. A dodatkowo z informacji młodej akrobatki wynikało, że straż na rynku przypadło pełnić dwóm niezbyt rozgarniętym mężczyznom, których zresztą znała. Nie raz z braku innych zajęć decydowała się napsuć im trochę krwi, a potem uciec bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Przynajmniej swoim. Niestety, póki co dzień zapowiadał się całkowicie normalnie. Zwiększając pole obserwacji, wdrapała się na dach jednego z niższych budynków. Ludzie. Wszędzie ludzie. Co za nuda. Kręcili się w pośpiechu, dosłownie wyrywając co lepsze towary z rąk. Rachel poczuła się dość dziwnie, bo od dawna nigdzie nie pędziła, nie miała obowiązków. Lubiła swoje życie. Zwłaszcza, gdy kątem oka dostrzegła pewną ostatnio poznaną sylwetkę. Może jednak uda jej się doprowadzić do czegoś ciekawego dzisiaj? Zgrabnym ruchem zeskoczyła z dachu, opadając na pobliskie beczki, a z nich na ziemię. Jeśli dobrze kojarzyła, obiekt jej obserwacji usiadł na ławce gdzieś w tamtym kierunku. - Hej, czy ty nie jesteś...? - Usłyszała niepewny głos za sobą. Odwróciła się i zorientowała, że stoi przed nią jeden z jej ulubionych strażników. Uśmiechnęła się. Widocznie ma dzisiaj dobry humor, jeśli myśli, że uda mu się ją złapać. - Zaiste, miło widzieć szanownego pana - powiedziała wesoło, kłaniając się teatralnie. - Obawiam się jednak, że nie mam czasu na spotkanie. Wie pan, obowiązki wzywają... Zdążyła jeszcze sprzedać mu pstryczka w nos i nie czekając na odpowiedź, rzuciła się biegiem wzdłuż uliczki. Zawsze ta sama historia. Owy strażnik był kiedyś świadkiem zdarzenia, zwanego dalej próbą kradzieży, z udziałem panienki Herrington, nie jednego zresztą. Widocznie uparł się, by spełnić rolę strażnika sprawiedliwości. Rachel lubiła tę zabawę. Kierowała się dalej przed siebie, wymijając ludzi i skacząc między nimi, powodując niewielkie zamieszanie. Dziewczynie było to jak najbardziej na rękę. Nikt oczywiście nie spodziewał się, że to młódka była sprawcą tego wszystkiego, więc nieszczególnie zwracali na nią uwagę. Zdążyła zwinąć jabłko z jednego straganu i niewielki kwiatek z innego. Będzie na później. Wybiegła wreszcie z wąskiej uliczki, kierując się wciąż w obranym wcześniej kierunku. Zwolniła, mając chwilę oddechu. Strażników póki co nigdzie nie było widać. Postanowiła troszeczkę zaskoczyć Gabriela, ciekawa jego reakcji. Wskoczyła na oparcie ławki od tyłu, by później miękko wylądować na kolanach arystokraty. Zaklęła cichutko, widząc, że jej ulubieniec zdołał sobie poradzić z tłumem i rozgląda się, próbując dostrzec jej sylwetkę. - Witaj, dawno się nie widzieliśmy - zwróciła się rozbrajającym tonem do Gabriela, jednocześnie sięgając do spiętych wcześniej włosów. - Wybacz moją nonszalancję, po prostu założę, że jesteś w stanie mi pomóc. Pewien stary znajomy nie chce mi dać spokoju. Wyjaśnienia może nie były wystarczające, ale na więcej nie było czasu. Rozpuściła jasne kosmyki, pozwalając im na zasłonięcie twarzy i szybkim ruchem zbliżyła się bliżej do Łowcy, wciągając go tym samym w pocałunek. W rozbawieniu obserwowała, jak nierozgarnięty strażnik pobiegł w zupełnie innym kierunku, nie rozpoznając w zajętej Rachel dziewczyny, której szukał, jednocześnie dając jej chwilowy spokój. Oderwała się od zimnych ust Gabriela i uśmiechnęła uroczo. |
| | | Gabriel Łowca Koszmarów
Liczba postów : 89 Join date : 19/01/2018
| Temat: Re: Rynek Sro Lut 27, 2019 10:31 pm | |
| Gabriel cieszyły się z tego, że miał chwilę oddechu od obowiązków. Nikt mu nie biadolił za uchem, że koszmar jest do zabicia, że trzeba przeprowadzić inspekcję fabryki, że obiad podano do stołu, czy że złapano jakiegoś drobnego złodziejaszka na próbie uszczuplenia majątku mężczyzny o kilka tanich świecidełek. Po prostu otaczał go typowy gwar miejskiego targu, na którym ludzie licytowali się o najróżniejsze towary. Nie spodziewał się przy tym, że jego spokój wkrótce zostanie zakłócony. A już tym bardziej, że stanie się to w taki sposób. Pogrążony w swoich myślach z zaskoczeniem zobaczył, że ktoś usiadł na jego kolanach. To była Rachel, która powiedziała, że ktoś ją gonił. Następnie rozpuściła włosy i pocałowała go namiętnie, ale bez tej niegdysiejszej pasji. Czyli po prostu ukrywała się. Sposób może i niezbyt akceptowalny społecznie, ale jakże skuteczny. Od pocałunków jakoś ludzie odwracali wzrok. Gabriel odwzajemnił to dziwne powitanie kobiety, łapiąc się jednak na myśli, że tęsknił za dotykiem tych cudownych ust. Był zaskoczony, ale starał się nie okazywać tego za bardzo. Wszedł w końcu w rolę mężczyzny siedzącego ze swoją drugą połówką na ławce. Delikatnie ją objął, a gdy akrobatka oderwała się od jego ust, to uśmiechnął się do niej. - Ty to masz wejście. - powiedział do niej, odgarniając opadający kosmyk z jej policzka i zakładając go za ucho dziewczyny. - Kto cię gonił? Może powinienem z tą osobą porozmawiać, by ci dała spokój? - zapytał. Poprzez "rozmowę" w takich sytuacjach miał raczej na myśli sposoby siłowe, jeśli te dyplomatyczne by nie pomogły. A rzadko kiedy pomagały. I mimo iż goniącym był strażnik, o tyle Gabriel mógł się wyłgać czymkolwiek. Na przykład tym, że strażnik sam się potknął i sobie głupi ryj rozwalił. - A skoro już się spotkaliśmy, to może poszlibyśmy gdzieś, jeśli masz wolną chwilę? Jakaś kawa, herbata, coś mocniejszego? - zapytał spoglądając jej w oczy. Nie liczył na to, że ich spotkanie skończy się tak jak ostatnio. Chciał po prostu spędzić z Herrington trochę czasu. |
| | | Rachel Herrington Akrobatka
Liczba postów : 199 Join date : 11/06/2016
| Temat: Re: Rynek Sro Lut 27, 2019 11:01 pm | |
| Z satysfakcją obserwowała, jak jej plan działa doskonale. Jej „ogon” raczej nie zamierzał wracać zbyt szybko, ale dziewczyna wciąż brała pod uwagę fakt, że może się tutaj znów pojawić. Wróciła myślami do obecnej sytuacji, skupiając na mężczyźnie. Pozwoliła się objąć, przekrzywiając główkę w rozbawieniu. - Nie ma takiej potrzeby - odpowiedziała. - Może to zabrzmieć dość dziwnie, ale to mój partner do zabawy. Zrobiłoby się nudno bez niego. Wizja jej ulubionego strażnika trzęsącego się bardziej niż zazwyczaj i, po rozmowie z Gabrielem, zapewne z podbitym okiem jakoś nie przypadła Rachel do gustu. Wolała jednak uniknąć odpowiedzi, dlaczego owy człowiek uparł się, by ją gonić. Dziewczyna zaiste prowadziła dość dziwne życie, ale było jej z tym dobrze. - Kąpiel - wyrwało jej się, gdy zimniejszy powiew zaatakował jej twarz - Ciepła kąpiel. A później można myśleć o herbacie... lub czymś innym. - dodała nonszalancko, usadawiając się wygodniej. Co prawda nie zamierzała tutaj spędzić całego dnia, ale skoro już miała chwilę odpoczynku, to zamierzała z niej w pełni skorzystać. Dzień, jak na zimę, był nieco cieplejszy, ale wciąż temperatura była za niska, by pozwalać sobie na pozostawanie na zewnątrz zbyt długo. Przypomniał o tym malutki, zimny dreszcz, który bezczelnie przespacerował blondynce po plecach. - Wydaje mi się, że znam pewną gospodę, w której dawno mnie nie było. Z tego, co kojarzyła, właściciel ma u niej pewnego rodzaju dług, więc o szczupły stan oszczędności nie powinna się martwić. |
| | | Gabriel Łowca Koszmarów
Liczba postów : 89 Join date : 19/01/2018
| Temat: Re: Rynek Sro Lut 27, 2019 11:31 pm | |
| Gabriel cieszył się, że spotkał dzisiaj tę nastolatkę. Herrington była nad wyraz energiczną osobą, a dodatkowo zdawała się go lubić. Co można było stwierdzić po kobiecych nogach. Zazwyczaj, jeśli były za jego głową to znaczyło, iż jakaś kobieta go bardzo lubiła. Ale czy tak się miał skończyć dzisiejszy wieczór? Wątpliwe, chociaż kto wie? - Chyba nie chcę wiedzieć, co przeskrobałaś, że goni cię miejski strażnik. Potrąciłaś jakąś babcię w szalonym biegu? Zwinęłaś coś z targu? - zapytał żartobliwym tonem. W końcu nie był najlepszą osobą do tego, by oceniać kogokolwiek, za to co dana osoba robiła. Gdy jednak kobieta wspomniała o kąpieli, to i Crew nagle zapragnął takową wziąć. Fakt, był ciepło ubrany, ale wciąż była zima. Nawet przez jego drogie ubranie przenikało nieco chłodu. Może nie był on jakoś irytujący, ale wciąż szczypał w policzki. I mężczyzna chętnie by je jakoś rozgrzał. Chociażby ciepłą strawą i czymś mocniejszym. - Tak, kąpiel brzmi zachęcająco. Jak rozumiem, masz na myśli wspólne dzielenie wanny? - zapytał ją, gdyż kobiety raczej rzadko wspominały o kąpieli przy mężczyźnie, jeśli chciały ją odbyć samą. Zwłaszcza, iż dwuznaczne stwierdzenie o "czymś innym" mogło niejako sugerować grzeszne myśli, jakie kołatały się w głowie cyrkówki. No i teraz też i w jego głowie. - No to prowadź. - powiedział, gdy kobieta wspomniała o gospodzie. Pieniędzmi nie powinna się przejmować, gdyż Łowca miał ich w nadmiarze. Nawet teraz nosił przy sobie pewną ilość gotówki. Nigdy nie wiadomo, kiedy pełna sakiewka mogła się przydać, czyż nie? Mężczyzna zastanawiał się również, o której gospodzie mówiła Rachel, ale o tym miał się przekonać zapewne już niedługo. |
| | | Rachel Herrington Akrobatka
Liczba postów : 199 Join date : 11/06/2016
| Temat: Re: Rynek Czw Lut 28, 2019 12:16 am | |
| Ponownie nie odpowiedziała na pytanie dotyczące powodu pościgu. Co prawda nie sądziła, że mężczyzna potępiał by ją w jakikolwiek sposób, ale wolała póki co zostawić ten temat. Nie odpowiedziała także na drugie pytanie, pozostawiając je do otwartej interpretacji. Chociaż odrobinę owej interpretacji pomogła, przygryzając dolną wargę. Bała się powiedzieć otwarcie, że znów chce poczuć dłonie mężczyzny na swoim ciele, ale... tak właśnie było. Gdy doszli do jako takiego porozumienia, gładko zsunęła się z jego kolan, stając obok na ziemi. Po raz kolejny poczuła się całkiem malutka, gdy i on się podniósł. Całkiem przydatne mieć kogoś takiego po swojej stronie. Gdy oboje już stali, sięgnęła ręką do kieszeni, prezentując ukradkiem ukradzione jabłko. Podrzuciła je delikatnie do góry, złapała i włożyła do wcześniejszego miejsca. - Świat nie jest sprawiedliwym miejscem. Dlaczegóż my mielibyśmy tacy być? - mruknęła głębszym tonem niż poprzednio. Właściwie nie do końca była to prawda. Widziała, że sprzedawca nie do końca miał czyste sumienie, więc gdy kradła owoce, to tylko z tego jednego stoiska. Widząc znajomą twarz strażnika w tłumie, wpadła na pewien pomysł, zdolny jeszcze odrobinę poprawić jej humor. - Chcesz przez chwilę doświadczyć losu cyrkowca? - spytała Gabriela z niewinnym uśmiechem. Odwróciła się i korzystając faktu, że strażnik poszukuje jej wzrokiem, bezczelnie pomachała do niego, niewątpliwie zwracając jego uwagę. - A teraz wiej. Złapała Łowcę za rękę i puściła się biegiem gdzieś między budynki.
[z/t] x2 |
| | | Pismawr Floromanta
Liczba postów : 5 Join date : 10/09/2018
| Temat: Re: Rynek Sob Mar 02, 2019 10:48 am | |
| Podróż była męcząca, ale dotarcie na miejsce nie było jej zakończeniem. Tak, jak zakupy nie są skończone, dopóki nie wyjmie się ich z toreb i nie pochowa w szafkach i lodówce. Po osiągnięciu celu podróży wypada ogarnąć sobie jakieś warunki bytowe. Na to jednak Noir nie był przygotowany. Nie myślał zbyt wiele, kiedy opuszczał dotychczasowo zamieszkałą wieś. Działał pod wpływem impulsu. Nie jest jednak aż tak głupi, aby nie móc sobie poradzić w zupełnie obcej miejscowości, bez pieniędzy, wśród krzywo patrzących na jego wygląd ludzi, z dwójką koni do wykarmienia, podatny na rabunki... No, może być ciężko. Jakoś jednak trzeba zacząć, a nie da się zrobić zbyt wiele nie mając przy sobie ani jednego funta. Na szczęście w wozie poza masą swoich gratów, miał też mnóstwo owoców i warzyw, które udało mu się zebrać z ogrodu, a także nieco ziół zebranych po drodze. O tej porze roku trudno o świeże plony, jednak floromancie ni mróz nie straszny. Nawet uśpioną zimnem różę przywołałby do rozkwitu, nikt przecież nie musi wiedzieć jak to robi. I lepiej, żeby nie wiedział, bo prawdopodobnie skończyłby gorzej niż jego matka. To ustaliwszy postanowił wybrać się, nigdzie indziej, jak na miejski rynek. Tu na pewno znajdzie jakichś kupców na swoje dobra. W dodatku może naliczać za nie nieco więcej z powodu wyżej wymienionych względów. Ze swoją aparycją niełatwo mu jednak znaleźć chętnych na handel, pomimo dokładania wszelkich starań, by do każdego się uśmiechać i wyglądać w miarę nie-jak-tajemniczy-truciciel. Mimo to, rozłożył stoły, wyłożył nań towary i wziął się do pracy. Po jakimś czasie stania jak słup i czekania na zainteresowanych postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Pomimo chłodu zrzucił z ramion szmaciany płaszcz strzygi, upiął wysoko włosy i odgarnął część kosmyków od twarzy. Choć nadal blada skóra i jasne ślepia mogły wzbudzać podejrzliwość, to już nie sposób było nie zauważyć nieporadnego, acz pogodnego uśmiechu kierowanego w stronę innych. Co prawda niektórzy mogliby wyobrazić sobie na jego twarzy iście Jokerowy makijaż i już wydawałby się mniej approachable, ale to jeszcze nie te czasy. Kilka starszych pań skusiło się na zakup ziółek, ale potrzebował większego ruchu. Dobrze by było, gdyby udało mu się sprzedać wszystko, wtedy na pewno stać byłoby go na przenocowanie gdzieś oraz stajnię. Bardzo tego nie lubił, ale nadszedł czas, aby zacząć nieco zachęcać do zakupów potencjalnych klientów. Westchnął, poukładał ładniej towar i postanowił wziąć się do roboty. Przeleciał wzrokiem po rynkowym placu, szukając pierwszej ofiary. Akurat przechodził tędy pewien jegomość, prawdopodobnie duchowny, ale przecież oni też muszą jakoś żyć i robić czasem zakupy, prawda? W pewnym momencie udało mu się uchwycić spojrzenie mężczyzny. Musiał wykorzystać tę okazję. Uśmiechnął się pogodnie, pomachał do niego i przywołał do siebie ręką. - Zapraszam do kupna świeżych warzyw, prosto z ogrodu, w rozsądnych, acz przystępnych cenach. - zagaił zachęcająco, mając nadzieję na jakąś porządną transakcję. |
| | | Elias Carter Grabarz
Liczba postów : 24 Join date : 12/12/2017
| Temat: Re: Rynek Czw Cze 27, 2019 9:12 pm | |
| Elias zakończył właśnie odwiedziny w domu jednej z wielu rodzin w Wishtown, gdzie musiał udzielić smutnej posługi w postaci ostatniego namaszczenia. Niestety jak zwykle w tym okresie, śmierć zbierała swoje żniwo wśród starszych osób. Takie jednak było już życie i wola Pana. Carterowi pozostawało jedynie mieć nadzieję, że zmarli trafiają w lepsze miejsce niż ten pełen zgryzot padół łez. Pastor uniósł ręce do twarzy, chuchając na nie lekko, by je rozgrzać. Dzień był dosyć chłodny, a jemu został do przejścia jeszcze spory kawałek. Jednak nagle jego uwagę przykuł pewien stragan stojący na rynku. Co jak co, ale o tej porze trudno było o świeże warzywa i zioła. Białowłosy zmarszczył lekko brwi. Podejrzane... Zwłaszcza, że i sam sprzedawca nie należał do przeciętnych. Nietypowe oczy i wzrost sprawiały, że z pewnością przykuwał do siebie uwagę. Nie wyglądał na wędrownego kupca, bardziej na trupa, który jakimś cudem wrócił do życia i postanowił rozpocząć działalność gospodarczą. Nieznajomy odezwał się do niego pierwszy, zachęcając do zakupu swoich towarów.
- Witaj, bracie. - odpowiedział życzliwym tonem, przenosząc spojrzenie na warzywa i zioła leżące na straganie. Szybki rzut oka pozwolił mu stwierdzić, że były w bardzo dobrym stanie. - Nie sądziłem, że o tej porze ktokolwiek dysponuje świeżymi warzywami i owocami. Niestety nie trafiłeś zbyt szczęśliwie, bo ledwie wczoraj mieliśmy w mieście dzień targowy. Z chęcią jednak kupię od ciebie trochę warzyw i owoców, o ile rzeczywiście ceny będą przystępne. I tak miałem zamiar przesłać część własnych zbiorów do sierocińca, a teraz nadarza się okazja, żeby trochę je wzbogacić. Interesują mnie głównie jabłka i wszelkiego rodzaju warzywa. Więc... Na jaką cenę mogę liczyć i jaką ilością dysponujesz? |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Rynek | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|