|
|
| Autor | Wiadomość |
---|
Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: La Chambre Rouge Czw Sie 02, 2018 7:58 pm | |
| Najbardziej ekskluzywne miejsce w całej kamienicy kameliowej. Znudziły ci się zapyziałe, ciasne i zimne pokoiki ze skrzypiącym łóżkiem? Masz przy sobie trochę za dużo pieniędzy? A może masz ochotę na jakąś małą odskocznię, lub na coś bardziej “egzotycznego”? W takim razie La Chambre Rouge jest idealnym miejscem dla ciebie. Jak sama nazwa wskazuje jest to ciemne, krwiście czerwone pomieszczenie zdobione na wzór tureckiego haremu, oświetlona jedynie blaskiem świec. Podłogi zdobią autentyczne dywany sprowadzane ze wschodu, ściany są zdobione wymalowanymi białymi i złotymi arabeskami. Na środku znajduje się duża kanapa, przykryta po brzegi walcowatymi poduszkami, pokrytymi przeróżnymi orientalnymi wzorami. W rogach pomieszczenia znajdują się mniejsze jej mniejsze wersje, oddzielone kotarami dla pomniejszych chwili intymności. O odpowiedni klimat dbają tu również liczne, ukryte kadzidełka, oraz latające po pokoju egzotyczne ptaki; kanarki, papugi, rajskie ptaki wypuszczone z pozłacanych klatek. Nie są one tutaj jednak jedyną muzyką, często, bądź też na zlecenie sponsora odbywają się tu mini koncerty na wschodnich instrumentach włącznie z pokazem tańca wykonywanym przez bliskowschodnie piękności. Dobry nastrój odwiedzających jest priorytetowym zajęciem barmana, stojącym za wymalowanym w dość niejednoznaczne sceny barem, w którym półki uginają się od egzotycznych trunków. Jeśli jednak ma się ochotę na coś bardziej egzotycznego, poleca się również kącik z sziszą. A kiedy przyjdzie co do czego, do wyboru są cztery w pełni wyposażone sale, dostosowywane do upodobań klientów, zarówno do zabaw we dwójkę, z przyjaciółmi, delikatnych i subtelnych zabaw, oraz ostrych sesji mistrza i służącego. Mówiąc krótko - Płać, pal, pij i się baw. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: La Chambre Rouge Pon Sie 27, 2018 10:18 pm | |
| W końcu nastał ten magiczny dzień - ostatni piątek miesiąca, a wraz z nim “Wieczorek Orientu” co oznaczało koncerty, tańce, ekskluzywny tytoń, alkohol, nowe towarzyszki i oczywiście nowe twarze na widowni, nie tylko stałych klientów. Zapowiadała się naprawdę dobra zabawa i poniekąd prognoza ta się sprawdziła. Mimo wolnego startu, panowie usadowieni na środku pokoju zaczęli się rozluźniać, co skutkowało to coraz głośniejszym śmiechem, a i same artystki nie narzekały na brak uwagi. Dobry nastrój udzielał się wszystkim, no prawie wszystkim… Wyjątkiem były dwie postaci przy barze, posępnie spoglądające na resztę gawiedzi. - Szefunia dziś nie ma? - zapytała śniada kobieta, ze szmaragdowo zielonymi oczami i mnóstwem kolczyków w uszach i nosie, stojąca za barkiem. Postaci w długich za łopatki rudych włosach najwyraźniej wspomnienie o owym osobniku było nie w smak. - Nie - mruknęła stojąc do kobiety tyłem, udając, że ją to w ogóle nie obchodzi. - Czy zawsze muszę tu z NIM przychodzić? Sama też potrafię się wyśmienicie bawić. - Właśnie widzę - zadrwiła, na co postać, odwróciwszy się, w końcu uraczyła ją lodowatym spojrzeniem. Kobieta jednak zareagowała śmiechem. - Hihi, wybacz, Lori! Chodź, nie gniewaj się już na mnie. Zrobię Ci twojego ulubionego drinka, na koszt firmy oczywiście. - Przemyślę to… - Osobę najwyraźniej o imieniu Lori odpowiadał taki układ, aczkolwiek sięgając po kieliszek trunku od razu sprostowała - Tylko mnie dziś nie rozpijaj, Sally kochanie. Jutro czekają mnie bardzo ważne… obowiązki. - Wiem, wiem… “tajemnica” - westchnęła Sally (a właściwie Salimah) - Spokojnie, kolejnych nie mogę ci postawić - będziesz musiała się trochę bardziej postarać, by jakiemuś dżentelmenowi zależało na tym byś była mniej trzeźwa. - Po co tyle zachodu? W każdej chwili mogę sama za siebie zapłacić, złotko. - Aż tak jest między wami źle? - wypaliła kobieta za ladą, lecz kolejne zimne spojrzenie rudowłosej postaci zgasiło ją kompletnie. Komunikat był jasny - dziś nikt nie miał prawa wspominać o tym osobniku. - Z resztą… strasznie niemrawe to dzisiejsze towarzystwo, nie uważasz? - Ruda wydęła w grymasie czerwone usta. - Wszyscy tylko nos w siebie i fajki, stare pryki… - westchnęła. - Widzisz tego wąsacza z brzegu? - wskazała końcówką wachlarza, na ów jegomościa. - Kretyn miał przyjść do mnie już ponad pół godziny temu. Nie dość, że jeszcze trzy razy tyle czasu zmarnowałam próbując się z nim porozumieć, bo albo przyszedł już kompletnie zachlany, albo przerwę między uszami, ma większą niż między jedynkami. - prychnęła teatralnie chowając się za wachlarzem, przy czym Sally zakrywając usta ręką cicho zachichotała. Lori jednak nie miała najmniejszego zamiaru mu odpuszczać. - Zobacz sama! To ja mu z własnej nieprzymuszonej, dobrej woli proponuje towarzystwo, a mu wystarczy, że migną mu przed oczami piersi, a już zapomina o wszystkim! Ugh, faceci! - Wzdrygnęła się, patrząc jak jedna z kobiet tu pracujących kręci się przed nim, po czym siada na kolanach i rozpina koszulę. Rudowłosej, ze względu na panujące tutaj ciemności i brak okularów, rozpoznanie jej zajęło dłuższą chwilę, lecz i to w końcu się udało. Zapadła cisza. Po paru momentach postać odwróciła się do kobiety za ladą, cały czas wpatrującą się w tę nieszczęsną dwójkę z kamienną, lecz spokojną twarzą. - Wybacz, skarbie, nie wiedziałam, że to... - zmieszała się rudowłosa. - Nie szkodzi - śniada piękność nie dała jej skończyć. - Nie rusza mnie to. To tylko jej praca. Shadiya jest profesjonalistką, potrafi ją oddzielić od tego co czuje naprawdę. Zawsze, kiedy już wszyscy wyjdą zapewnia mnie o tym, chociaż nie musi… - westchnęła. Mimo wszystko wolałaby o tym nie myśleć. Lori również nie skomentowała i tego. Zamyśliła się nagle. Czym w jej świecie teraz była wierność, a czym jeszcze zaufanie, ech… Miała nadzieję, że naprawdę już dzisiaj nie poruszą tego tematu. - W każdym bądź razie, chyba będę musiała zwyczajnie poczekać na Ivy - ciągnęła, wracając do bardziej trywialnego tematu. - On ma lepszego nosa do TYCH spraw. Zobaczę koło kogo się kręci i wtedy wkroczę do akcji - oznajmiła, najwyraźniej dumna ze swojego planu. Niestety, Sally miała dla niej tylko smutny uśmiech i złe wieści: - Ivy dziś nie będzie - skutecznie skupiła na sobie uwagę rudowłosej. - Ani reszty chłopców, na twoje nieszczęście. - Co?! Ale dlaczego? - postać nie dowierzała. - No, normalnie - sprostowała kobieta. - Pan Wick, dzisiejszy sponsor, po ostatnim… ekchem… “incydencie” nie życzył sobie żadnych “niejasności”, dla siebie i swojego towarzystwa - Tylko kobiety. - CO!? Dlaczego ja się dopiero teraz o tym dowiaduje?! - huknęła Lori, po czym załamała ręce. - Ach, kochanie, co za kompletna katastrofa! - natychmiast sięgnęła po kieliszek, dopijając trunek do końca. Chyba będzie musiała opuścić to miejsce, by nie narazić się na jeszcze większą kompromitację. Widok ten krajał serduszko Sally, widząc przyjaciółkę w tak kiepskim stanie. Nagle jednak coś przykuło jej uwagę. Chyba jednak było światełko w tunelu… - Ej, Lori, znasz tę zeberkę? - Rudowłosa podniosła wzrok, całkowicie zdezorientowana. - Tego młodego, o tutaj. Siedzi sam od jakiegoś momentu i się na nas patrzy. Pierwszy raz go widzę, a ty? - dopytywała. - Nie… - odparła zaintrygowana. - Ale chętnie go poznam bardziej - uśmiechnęła się, po czym przysłoniła twarz wachlarzem i bardziej wyeksponowała nogi. Ten nieznajomy mógł być jej ostatnią szansą na uratowanie tego przeklętego wieczoru.
Ostatnio zmieniony przez Matthew dnia Nie Gru 08, 2019 8:57 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Astaroth Połykacz ognia
Liczba postów : 397 Join date : 06/02/2016
| Temat: Re: La Chambre Rouge Czw Sie 22, 2019 11:18 am | |
| "I żebym więcej cię tu nie widziała!" To chyba najgorsze słowa, które można usłyszeć od kobiety. Niestety, wyglądało na to, że nie każda śniada piękność z La Chambre Rouge potrafiła się bawić albo, o zgrozo, potrafiła bawić się świetnie, ale nie rozumiała, że świat nie kręci się wokół niej. Ta jedna po prostu bardzo nie mogła przyjąć do wiadomości, iż monogamia jest pojęciem stworzonym przez naszą pokręconą kulturę, a nie stanem naturalnym dla każdego szanującego się człowieka. Co nie oznaczało, że zakazanego owocu nie można podziwiać z daleka, nie próbując go zerwać. Jegomość, który dopiero zaczął swoją przygodę z tym przybytkiem, wiele słyszał o legendarnych "Wieczorkach Orientu", jednak to, co zastał na miejscu, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. Zapach sziszy unosił się już od samego wejścia, przebijany jedynie przez subtelną woń kadzidełek. Całość sprawiała wrażenie jeszcze barwniejszej i rozpraszającej uwagę niż zawsze. On jednak doskonale wiedział po co przyszedł. Od razu zaczął rozglądać się po tancerkach, śmiało kręcących biodrami w rytm muzyki z instrumentów, których nazw nawet nie znał. Nigdzie nie widział JEJ. Ale to chwilowo nie był problem. Widział przynajmniej tuzin innych kobiet, na które mógł popatrzeć, ot, w ramach małego zastępstwa. Doskonale przecież wiedział, że ONA miała się tu dzisiaj zjawić i dać pokaz. W związku z tym zamówił szklaneczkę indyjskiego feni i rozsiadł się przy sziszy wraz z paroma innymi dżentelmenami, aby razem z nimi nacieszyć się widokami i rozmową. Z czasem zaczął się niecierpliwić. Jego ulubionej tancerki jak nie było, tak nie było, a ileż można patrzeć na inne, nie mając możliwości nawet dotknięcia ich? Gdy pogodził się z faktem, że nie ujrzy Behiye w najbliższym czasie, zaczął się rozglądać za innymi możliwościami. I tak jego spojrzenie wędrowało od damy do damy, ale każda miała w sobie coś, że wkrótce przeskakiwał wzrokiem na inną. Za duży nos. Zbyt ciemna. Zbyt elegancka, przez co pewnie też zbyt trudna. Nikt zapewne nie posądzałby tego jegomościa o zbyt dużą wybiórczość i jakiś szczególnie wyrafinowany gust, ale po prostu nie potrafił podejść do pierwszej z brzegu damy, gdy w głowie nadal miał obraz tej jedynej, idealnej w każdym calu. Kiedy zaczął już wątpić i chciał pójść po kolejny kieliszek jakiegoś egzotycznego trunku, dostrzegł przy barze kobietę żywo dyskutującą z egzotyczną barmanką. Ta druga raczej nie wchodziła w grę, ale rudowłose dziewczę to już była inna sprawa. Z jednej strony wyglądała całkowicie inaczej niż wszystkie te wschodnie tancerki, ale to właśnie przykuwało spojrzenie. Wyglądała jak elegancka dama, a im dłużej jej się przyglądał, tym bardziej wywierała na nim wrażenie charakternej i pewnej tego, czego chce. Patrzył więc dalej, gładząc delikatnie bródkę i zastanawiając się, czy to właśnie ją obierze sobie za cel. Po chwili poczuł lekkie szturchnięcie w bok. - Co się tak gapisz, Charlie? Bądź mężczyzną, idź do niej! - szepnął już niezbyt trzeźwy towarzysz palenia, na co mężczyzna zwany Charlesem uśmiechnął się pod nosem i wciągnął dym do ust, aby po chwili wypuścić go nosem. Nie musiał długo czekać, aż jego uwaga została odzajemniona. Widząc, jak ruda na niego zerka, a następnie swoim zachowaniem zachęca go do podejścia, nie miał już wyjścia. Trzech jego nowych kumpli huknęło głośnym "ooo", gdy mężczyzna o dwukolorowych włosach podniósł się z miękkiej poduszki i powoli ruszył w stronę baru. Gdy znalazł się blisko nich, zdjął kapelusz, ujął dłoń piegowatej nieznajomej i delikatnie ucałował jej wierzch. - Charles Watson, miło mi panienkę poznać. Napije się panienka czegoś? - zapytał, uśmiechając się najbardziej czarująco jak tylko potrafił. Rudowłosa z bliska wyglądała jeszcze piękniej, aż powoli przestawał żałować, że nie potrafił uzbroić się w cierpliwość i poczekać na występ Behiye. Zajmie sobie czas w inny, lepszy sposób, o ile nie uda mu się przedwcześnie spłoszyć swojej nowej ofiary. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: La Chambre Rouge Pon Kwi 05, 2021 9:04 pm | |
| A jednak podszedł. Dziewczyny wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia, przy czym Lori przyjęła pozycję jak najbardziej zajętą czymkolwiek innym jak nie zalotami, zupełnie jakby przed chwilą nie eksponowała kostek w zachęcającym geście. “Leniwie” podniosła (choć niewiele) wzrok na jegomościa i wygięła usta w lekko kpiący uśmieszek. - Miło mi pana poznać panie Watson - dopiero teraz miała szansę mu się bardziej przyjrzeć. Z bliska wydawał się o wiele młodszy niż wcześniej, a do tego ten głos… Może za młody? Jeszcze chwila, a dałaby po sobie poznać, że ma jakieś skrupuły. - Podejrzewam, że pan nie jest z tych stron, panie Watson? Mało który mężczyzna z Wishtown jest tak bezpośredni. Zazwyczaj zmuszona jestem chwilę czekać nim przestanie obijać w bawełnę, a czekanie przecież strasznie uwłacza damą... - znowu nie mogły się powstrzymać i na sekundę spojrzały sobie znacząco w oczy. - Właśnie miałam opuścić ten lokal, aczkolwiek spędzenie tu jeszcze paru chwil nikomu nie zaszkodzi... - odgarnęła włosy od niechcenia swoim wachlarzem. - Moja przyjaciółka, Salimah, jest wirtuozem ginu z imbirem, choć domyślam się, że pan preferowałby odrobinę szkockiej. Mam rację, Panie Watson? Śniada kobieta za barem przewróciła oczami - Moja koleżanka ma dziś wyjątkowy nastrój do komplementów, z grzeczności jednak nie zaprzeczę… Nie znajdzie Pan w tym mieście nikogo kto widział tyle barów i wód ognistych, od giblartaru po Indus. Jestem do Pańskich usług... - mierzyła rzekomego jegomościa wzrokiem. -Mam nadzieję, że nie będzie to pański pierwszy w życiu trunek, potrafią namieszać w głowie - zaśmiała się pod nosem, czemu również cicho zawtórowała jej ruda znajoma, oczywiście tego nie zdardzając za bardzo. |
| | | Astaroth Połykacz ognia
Liczba postów : 397 Join date : 06/02/2016
| Temat: Re: La Chambre Rouge Wto Kwi 06, 2021 5:42 pm | |
| Głos rudowłosej piękności zabrzmiał dla niego jak najpiękniejsza pieśń. Był stosunkowo niski, ale dzięki temu jeszcze bardziej kuszący. Nie przepadał za tymi wszystkimi głośnymi, piskliwymi siksami, za bardzo go męczyły. Zwłaszcza w tym miejscu, gdzie wszyscy chcieli się oddać błogiemu relaksowi, przesadnie wysoki ton mógłby popsuć cały nastrój. - Ponieważ nie jestem stąd. Nie do końca - odpowiedział, jednak nie chciał zdradzać swoich sekretów. Wiedział, że kobiety od grania w otwarte karty mimo wszystko preferują odkrywanie tajemnic kawałeczek po kawałeczku. Dlatego musiał idealnie zrównoważyć to, co mówił, aby nie wypaść ani na zamkniętego gbura, ani na gadatliwego natręta. - Nigdy nie lubiłem konwenansów. Nie potrafię tak po prostu orbitować wokół piękna, jak już je zobaczę - rzekł, uśmiechając się spod wąsa do swojej nowej towarzyszki. Szybko jednak poczuł, że został chociaż częściowo rozpracowany, co nie było takie trudne - jakkolwiek próbował przez lata złagodzić swój charakterystyczny akcent, tak ten zawsze potrafił się przemknąć w najmniej oczekiwanym momencie. Mimo to nie dał się zbić z tropu, lecz wysłuchał obu pań na tyle dokładnie, na ile wcześniej wypity trunek mu pozwalał. - Zgadła panienka, chociaż nie jestem w stanie przejść obojętnie obok propozycji spróbowania czegoś nowego. W końcu szkocką można wypić w każdej dziurze, a drugiej takiej okazji do skosztowania trunków z drugiego końca świata może nie być - odpowiedział, przez chwilę zatrzymując wzrok na Salimah. Była ładna, egzotyczna, ale za bardzo przypominała wszystkie pracujące tu kobiety, w tym piękną Behiye, która namieszała mu w głowie. Dlatego po chwili znowu miał spojrzenie wpatrzone w rudą. - Dla odmiany o doborze trunku pozwolę dzisiaj decydować pięknej... - urwał, zerkając sugestywnie na swoją rozmówczynię, licząc, że uzyska od niej chociażby imię, pseudonim, cokolwiek. Byle zbliżyć się do niej o krok bliżej. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: La Chambre Rouge Nie Cze 20, 2021 8:47 pm | |
| Przygryzła wargę uśmiechając się coraz nikczemnej z każdym jego kolejnym słowem. Podobało jej się to co mówił, ciekawe czy zdawał sobie z tego sprawę. Wystarczył tylko jeden porozumiewawczy błysk w oku i Salimah również zdawała sobie sprawę z tego co ma zrobić. Odwróciła się od nich tyłem, dając osobliwe parce chwilę prywatności. - Ależ mi pan schlebia, panie Watson - zaświergotała, palcem przejeżdżając po swoim wachlarzu. - Nie potrafię się nie zgodzić, rzeczy naprawdę warte uwagi bywają ulotne, niczym pierwsze pierwiosnki. Nie warto latać wokół nich zbyt długo, potrafią się znudzić i z powrotem schować się pod ziemię. Mam jednak nieodparte wrażenie, że mówi pan to każdej byle uroczej damie jaką pan napotka. Większość „ślicznych” kwiatuszków można wyrwać stosunkowo łatwo, niektóre jednak mogą mieć kolce, panie Watson. Zrobiło się tu nagle strasznie komfortowo. Młody bawił ją niesamowicie. Pewna kwestia sprawiła, że w jej oku pojawił się bardzo, ale to bardzo niebezpieczny płomień. - Więc nie boi się pan podejmować ryzyka panie Watson? Muszę przyznać, że to imponujące - cmoknęła. -Większość ludzi boi się próbować nowych rzeczy. Tkwią w swoich wygodnych ramach i definicjach, dobre wiedzą kim są, może się im to nawet podoba. W pewnym sensie po każdym doświadczeniu człowiek zostaje zmieniony na zawsze, przerażające - przysunęła do niego pantofel niebezpiecznie blisko. - Byłby pan gotowy na dowiedzenie się czegoś nowego o sobie Panie Watson, nawet jeśli odmieniłoby to pańskie życie na zawsze… mówię o drinku oczywiście - zaśmiała się i wróciła do wcześniejszej pozycji. - Ach, gdzie moje maniery! - obruszyła się, zasłaniając wachlarzem, niby zawstydzona. - Ludzie tutaj mówią na mnie Lorelei~ spojrzała na niego znacząco - Dla moich drogich przyjaciół jestem jednak Lori~ tajemniczy uśmiech wszedł jej na usta. Ich intymną chwile przerwał cichy śmiech kobiety stojacącej za barem. - Hihihi, wybaczcie, że przerywam… ale zmieniające życia drinki są już gotowe. Ale już znikam! Proszę, nie gniewaj się na mnie PANNO LORI LORELEI Ruda natychmiast przewróciła oczyma - dziękuję moja droga przyjaciółko, teraz Pan Watson na pewno myśli, że jestem niepoważna…
Ostatnio zmieniony przez Matthew dnia Pią Lis 12, 2021 7:02 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Astaroth Połykacz ognia
Liczba postów : 397 Join date : 06/02/2016
| Temat: Re: La Chambre Rouge Nie Sie 15, 2021 2:31 pm | |
| Widząc przygryzioną wargę swojej nowej towarzyszki miał dwa podejrzenia co do tego, co zaraz się stanie - albo jego duma zostanie sromotnie zmiażdżona, albo wręcz przeciwnie, a jego próba zaimponowania kobiecie zakończy się powodzeniem. Biorąc pod uwagę taktyczny odwrót barmanki, który nie uszedł jego uwadze, coraz bardziej skłaniał się ku drugiej wersji. A to z kolei wybitnie mu się podobało, bo powoli zaczynała mu imponować zadziorność tej niepozornej istoty. - Rozszyfrowała mnie panienka, przyznaję z bólem serca. Nie znaczy to jednak, że lubię chadzać na łatwiznę. Wyrywanie ledwo ukorzenionych kwiatków i robienie z nich wianków ma swój urok, ale na dłuższą metę nie stanowi żadnego wyzwania. Nie daje radości - wyjaśnił. Wyglądało na to, że trafił na przypadek, gdzie będzie musiał włożyć trochę więcej wysiłku w próbę podbicia kobiecego serca, ale nie wyglądał na wystraszonego. Pomimo młodego wieku, był pewny swoich umiejętności i uroku osobistego. Uśmiechnął się tajemniczo, pochylając się trochę w stronę rudej. Och, gdyby tylko wiedziała, jak bardzo ją rozumiał. - Myślę, że zarówno w przypadku drinków, jak i innych życiowych kwestii, czasami warto puścić wodze fantazji. Porzucić dotychczasowe przyzwyczajenia, pozwolić zredefiniować to, co się wie o sobie i o świecie. To bywa bardzo odświeżające - odsunął się, a delikatny uśmiech nie znikał z jego twarzy. - Miło mi Pannę poznać, Panno Lori - odrzekł, ale natychmiast jego uwagę zwróciła barmanka. Absolutnie nie rozumiał jej rozbawienia, ale czy aby było to konieczne? Śmiech był lepszy niż płacz. - Absolutnie nie - zwrócił się do Lorelei. - Ale myślę, że twoja koleżanka może mieć co do jednego rację - co powiesz na to, że będę mówić ci po prostu Lori, a ty mi Charlie? Bez tego nadętego, niepotrzebnego "Pan" i "Pani", jak dwójka obcych ludzi? - zaproponował, przyglądając się rudowłosej, lecz nie spodziewał się sprzeciwu. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: La Chambre Rouge Pon Sie 30, 2021 8:05 pm | |
| Zaśmiała się głośniej, przykrywając oczywiście usta, nie mogła być zbyt ostentacyjna. - Och, oczywiście, nic nie powinno być za proste. Aż chciałabym rzec, że jest pan uroczy, panie Watson - odpowiedziała wyraźnie rozbawiona. - zepsułabym, jednak panu zabawę, nieprawdaż? - odsunęła się na tył siedziska, biorąc przy tym łyk drinka. Ona również bawiła się wyśmienicie z jej nowym znajomym i chciała bawić się jak najdłużej, choć było to odrobinę wbrew jej zasadom. Nie zamierzała się jednak zbytnio spoufalać, drobny, słodki flirt był jak appetizer przed daniem głównym - warto rozbudzić kubki smakowe, by rozkoszować się daniem głównym. Ku kolejnym jego słowom uniosła jedną brew w tajemniczym geście. - Hmmm… Wyjątkowo szybko chcesz zostać moim przyjacielem Charlie - mruknęła niejednoznacznie, jakby nie mogła w pełni się tym cieszyć - Dystans w tych chłodnych stronach daje bezpieczeństwo. Jeśli już trochę czasu w Wishtown wiesz zapewne w jak bardzo nieprzyjemnej sytuacji można się znaleźć spoufalając się tak ochoczo. Co jeśli okazałabym się okrutną wiedźmą żywiącą się sercami zbyt pewnych siebie młodzieńców. Albo kimś jeszcze gorszym… Miałabym cię, Charlie, w garści… - uśmiechnęła się niecnie. - Iście nie mam pojęcia czy imponuje mi ta odwaga i sprzeciwianie się żywiołowi tego miasta, czy rozmawiam z szaleńcem rzucającym się w sam środek rozżarzonego ognia - na jej twarzy gościł spokój, poczęła sączyć swój trunek. Salimah obserwowała ich w milczeniu, przez myśl przeszło jej coś niepokojącego. - Skoro już jesteśmy przyjaciółmi, Charlie, muszę ci się zwierzyć, że picie drinków, nie ważne jak dobrych, nie jest jedyną uciechą, której można zażyć w tym miejscu - zaświergotała jakby wcześniej wcale nie insynuowała żadnych niepokojących rzeczy. - Tak się składa, że za parę minut rozpocznie się kameralny koncert sitarowy, uroczej i utalentowanej Lakshity. Jej muzyka pieści wszystkie zmysły - uwierz mi na słowo, lepsze od niejednego pocałunku i nie tylko. Nie mam racji Sally? - uśmiechnęła się, przykładając złożony wachlarz do swoich ust. - Och? Rzeczywiście… - odpowiedziała wyrwana z zamyślenia barmanka, co o dziwo uszło uwadze rudej najwyraźniej skupionej na czymś zupełnie innym. - Mhm. Znam wręcz idealne miejsce, z którego można delektować występem - wnet wyciągnęła rękę i końcem wachlarza wskazała na oddaloną lekko od epicentrum shishę, otoczoną poduszkami i leżanką. Kto wie jakim cudem z jej wzrokiem ją dojrzała. Udawanie, że wcale nie zna tego lokalu na wylot kiepsko jej szło. - Paliłeś już kiedyś, Charlie? - zamruczała enigmatycznie. Miała ambitne plany co do reszty wieczoru. Niemalże nie pociekła jej ślina na samą myśl.
Ostatnio zmieniony przez Matthew dnia Pią Lis 12, 2021 7:03 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Astaroth Połykacz ognia
Liczba postów : 397 Join date : 06/02/2016
| Temat: Re: La Chambre Rouge Pon Wrz 27, 2021 8:01 pm | |
| Pokręcił lekko głową, jednak nie wyglądał na szczególnie przejętego. Przeciwnie - wyglądało na to, że spodobały mu się jej słowa. - Dlaczego miałaby panienka? Najlepsza zabawa jest wtedy, kiedy obie osoby się bawią - odparł zdawkowo i również upił trochę swojego trunku. Nie miał pojęcia co to było, ale smakowało wyśmienicie. Idealny dodatek do ich jakże miłej i niewinnej rozmowy. Przechylił lekko głowę na bok. Jego serce ukłuła trwoga. Czy to jest ten moment, kiedy zaczynają się robić schody? Kiedy poszedł o krok za daleko? Ale ponownie jego nowa towarzyszka okazała się jedynie zwodzić go, owijać sobie wokół palca, przeciwko czemu absolutnie nie protestował, a nawet brnął w to jeszcze dalej, jakby sprawdzając, jak bardzo pozwoli mu to robić. - Dlaczego nie oba naraz? Sprzeciwianie się duchowi Wishtown - nudnemu, a zarazem przesiąkniętego grozą zarówno ze strony czarownic jak i ich katów, wydaje się być obowiązkiem każdego, kto chciałby wieść tu jakkolwiek ekscytujące życie, ale jest też rzucaniem się w pożogę i proszeniem się o kłopoty. Ale chyba nie muszę ci tego mówić, prawda? Sama wydajesz się kobietą, która odstaje od reszty, inną niż wszystkie. Inaczej byś tu nie siedziała i nie rozmawiała ze mną - zauważył. Z każdą kolejną minutą był coraz śmielszy, coraz mniej ostrożnie balansując na granicy z bezczelnością. - Ach tak? - zapytał, odchylając się nieco do tyłu. Jedynie półuśmiech zdradzał, jakie myśli mogły teraz przejść mu po głowie. Odruchowo zerknął w stronę miejsca, gdzie prawdopodobnie odbędzie się koncert, a następnie na duże, miękkie poduszki. Miał ją w garści. Co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości. Teraz tylko nie mógł pozwolić, aby mu umknęła. - Zdarzyło mi się raz czy dwa, ale nigdy w tak doborowym towarzystwie - mruknął, a następnie wstał ze stołka i wyciągnął wolną rękę w stronę Lori, żeby zaprowadzić ją we wskazane miejsce. Naciągnął co prawda trochę faktów, bo zdarzało mu się już miewać całkiem piękne towarzyszki przy paleniu shishy, ale równie dobrze mógł się wyprzeć i twierdzić, że to nie on. I byłoby to po części prawdą. Tak samo jak fakt, że mało która w ogóle mogła się mierzyć z Lori. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: La Chambre Rouge Czw Sty 27, 2022 3:28 pm | |
| - Wyśmienicie - Ujęła jego dłoń wstając z miejsca (mimowolnie zauważając przy tym ich różnicę wzrostu) i rzuciła dziwnie nieskorej do zabaw Sally wymowne spojrzenie oddalając się od baru. Wszystko szło zgodnie z jej planem - szedł tam gdzie ona pociągnęła sznurek. Nawet nie musiała mu odpowiadać niczym innym poza słodkim uśmiechem. Niedługo dowie się jak bardzo inne jest doświadczenie z nią jak z innymi kobietami. Przemykając przez korytarz, wśród gęstej mgły fajkowego dymu, nie pchając się szczególnie w sam środek męskiego tyglu na środku sali, przez dosłownie ułamek błysnęło znajome jej oblicze starego „znajomego”. Była chyba jednak już zbyt podchmielona, by pozwolić sobie na zepsucie tej chwili. Uśmiechnęła się pod nosem i pociągnęła swojego kompana mocniej za rękę. W końcu dotarli na miejsce - dwie satynowe leżanki wypełnione atłasowymi poduszkami, wyhaftowanymi w fikuśne geometryczno-floralne wzory. A wszystko to pachniało… dość tandetnie. Usadowiła się wygodnie, kierując Charliego na skierowaną do niej prostopadle podłużną kanapę. Zanim zdążyła się dobrze wyciągnąć, uniosła palec do góry i zamachała nim w dość tajemniczym geście, po czym znów powróciła wzrokiem do swojego uroczego towarzysza. - Mam nadzieję, że twoi dobrzy koledzy wybaczą mi że zabiorę sobie ciebie na trochę, bo raczej nieprędko cię oddam - zaśmiała się pod nosem. - Choć może się mylę… Nie widziałam, żebyście wchodzili razem - westchnęła, zadając osobliwe pytanie. Czemu zależało jej tak, by nie był wcale tak blisko związany z towarzystwem? W pewnym momencie obok nich pojawiła się jasnooka, śniada kobieta, a wraz z nią nabita już tytoniem shisha, oraz wiadro węgielków i tak jak szybko się pojawiła, tak i znikła wymieniając się jednym spojrzeniem z Lori. Rudowłosa piękność wręcz nie posiadała się ze szczęścia. - Moja ulubiona, wyśmienicie! - splotła dłonie, po czym ochoczo sięgnęła po węgielek. - Pozwolę sobie zacząć, Charlie, mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko… - zapytała zalotnie, nim położyła gorejący kamyczek na cybuch. W końcu doczekała się. Subtelnie ułożyła dłoń na ustniku, delikatnie dotykając każdym palcem podłużnej metalowej części. W końcu uniosła ją w okolice swoich ust, przytykając ją do dolnej wargi. - Podobno są dwa typy ludzi. Jedni biąrą dużo krótkich wdechów, a drudzy robią to powoli… Ja osobiście nie wyobrażam sobie nie pozwolić na delektowanie się tą chwilą. Uwielbiam trzymać dym w ustach najdluźej jak tylko mogę, dopiero później pozwalając mu wedrzeć się mi do gardła i wypełnić całe ciało… - w końcu wysunęła lekko język, ostentacyjnie przejeżdżając końcówkom ustnika wzdłuż jego środka, by w końcu szczelnie zacisnąć wokół niego wargi. Zaciągnęła się powoli, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego. Dawała sobie czas. W końcu ospale przymknęła oczy, a z jej ust uleciała subtelna stróżka jasnego dymu. -A jak jest z tobą? Charlie Watson - uśmiechnęła się drapieżnie. Jednym okiem obserwowała małe zamieszanie wokół środka sali. Koncert najwyraźniej się trochę opóźni. |
| | | Astaroth Połykacz ognia
Liczba postów : 397 Join date : 06/02/2016
| Temat: Re: La Chambre Rouge Sro Maj 25, 2022 8:02 pm | |
| Nie zwracał uwagę na żadne rozpraszacze znajdujące się obok, żaden dym ani zataczający się jegomościowie nie mogli odciągnąć jego uwagi od celu. Czuł się jak drapieżnik tropiący ofiarę, nawet jeśli przypominał bardziej niewinną zebrę na środku sawanny. Rozsiadł się wygodnie na leżance, ignorując fakt, że zapachem przypominała raczej stary fotel zrobiony rączkami biednych dzieci w fabryce dwa miasteczka dalej. Miał teraz większe priorytety niż bycie snobistycznym bucem. - Bo nie weszliśmy - odpowiedział szczerze. Odchylił się do tyłu i oparł na łokciach, wyciągając nogi. - Widzisz, lubię poznawać nowych ludzi. Uwielbiam wręcz. To jak branie drinka wieczora za każdym razem - raz trafisz na absolutne paskudztwo, innym razem prawdziwe dzieło sztuki. Na tej skali oni są jak piwo z wodą - ostatnie zdanie powiedział trochę ciszej i uśmiechnął się, zerkając krótko na swoje byłe towarzystwo. Nudni i przewidywalni, zawodzą oczekiwania, ale aż jest ci głupio, że jakiekolwiek miałeś. Nie miał najmniejszych wyrzutów sumienia, że zostawił ich dla ekwiwalentu drogiego koniaku, który wcześniej przeleżakował całe lata w dębowej beczce po bourbonie. Spojrzał na przyniesioną shishę, a następnie odprowadził spojrzeniem piękność, która ją przyniosła, zatrzymując na niej wzrok parę sekund dłużej niż sam chciał. Albo i nie? Jedna naraz, Charles, jedna naraz. - Ależ oczywiście - skiwnął głową, zapraszającym gestem wskazując na shishę. Przecież nigdzie mu się nie spieszyło. Podczas gdy Lori delektowała się dymem, on mógł się delektować nią, nawet jeśli tylko z daleka. A z każdą kolejną chwilą czuł to przyjemnie nieznośne uczucie w brzuchu, w pomieszczeniu zrobiło się też trochę cieplej, więc poluzował chustkę na szyi i rozpiął jeden guzik. Może i lepiej, że ta płotka Behiye dała mu spokój - dzięki temu miał okazję poznać kogoś, kto potrafi się dobrze bawić. - Również nie lubię się spieszyć. Wolę celebrować przyjemne momenty, przeciągać je jak najdłużej, a kiedy myślę, że nie mam już sił w płucach, to zrobić krótką przerwę, aby wrócić po więcej - zamilkł na chwilę i wyciągnął dłoń po ustnik, aby delikatnie wziąć go z ręki pięknej kobiety, przy okazji lekko muskając jej skórę. - Z paleniem mam tak samo - uśmiechnął się i zaciągnął się powoli. Ciepły, lekko cytrusowy dym otulał jego usta, gdy przyglądał się swojej towarzyszce. Po chwili pozwolił mu ulecieć przez usta, gdy oddał jej ustnik. Jej kolej. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: La Chambre Rouge | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|