|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Zachodnia część boru Sob Gru 08, 2018 4:26 am | |
| Zachodnia, najbardziej oddalona od miejskiej aglomeracji, część Ponurego Boru. W miejscu przeważają drzewa iglaste porastające na skalistych terenach. Strefa nieprzyjazna wędrówkom nie tylko przez wszechobecne Koszmary i dziką zwierzynę, ale też przez ukształtowanie powierzchni - od tego miejsca, podążając wgłąb boru konieczna będzie wspinaczka po skałach ku górze, od stromych urwisku zaczynając, a na mrocznych jaskiniach kończąc.
Ostatnio zmieniony przez Ringleader dnia Sro Gru 26, 2018 8:59 pm, w całości zmieniany 3 razy |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Gru 08, 2018 4:29 am | |
| Dni mijały szybko. Czas wyleczył ich rany i załagodził emocje towarzyszące powrotowi do życia Gerarda. Czas jednak nie ostudził zapału Setha, gotowego do największych poświęceń, aby osiągnąć swój cel. Po wyjściu ze szpitala długo zabiegał o wznowienie misji, która ostatnio nieźle dała mu w kość. Ze strony przełożonych napotykał szereg odmiennych reakcji na swój entuzjazm: pobłażanie, zdziwienie, a nawet rozbawienie. Znali go tutaj. Wiedzieli, że jest zdolny wejść do paszczy najgorszego potwora, jeśli czeka go za to sowita nagroda. Był pewny, że wszystko pójdzie jak z płatka, a przynajmniej nie spodziewał się utrudnień na etapie nieuwzględniającym ponowny zamach na życie Gerarda Larsena. Życie zaskoczyło go swoją przekornością, robiąc mu na złość tam, gdzie spodziewał się tego najmniej. Christine, kobieta, którą uważał za przyjaciółkę, stanęła mu na drodze do tego, co on było mu niemal spełnieniem chciwych marzeń. Gdy wszyscy udzielili Sethowi błogosławieństwa (skoro przepadał za samobójczymi misjami...), ona stanowczo zabroniła mu powtórki, szczególnie niechętnie podejmując temat, gdy dowiedziała się, że w misji ma brać udział jedna ze skazanych, Yvette. Początkowo tłumaczyła się obawą o zdrowie żniwiarza i niezaprzeczalnym faktem, że teraz pozbawienie życia Gerarda byłoby co najmniej podejrzane. Odmawiała mu, do kiedy z prośby Gerarda, nie wystawiła się za nimi sama mistrzyni katów. Z tym Chris oponować nie mogła, trzymając się wciąż swoich bezsensownych argumentów, napędzanych wyłącznie obietnicą złożoną Albertowi, aby trzymać tę dwójkę, wyraźnie mającą coś ku sobie, na dystans. Christine przegrała z kretesem, łamiąc daną obietnicę i jednocześnie tracąc uznanie Setha, który nie miał zamiaru prosić kobiety o nic więcej. Gdy żniwiarz dopiął swego, zaczęły się przygotowania. Pozbycie się Koszmara nękającego okolice Ponurego Boru schodziło na dalszy plan. Knuł o wiele bardziej złożone przedsięwzięcie, myśląc o nim w każdej minucie swojego dnia. Szykował się na każdą ewentualność, do tego stopnia, aż stało się to jego drobną obsesją. Niestety, obecność Yvette, wiedźmy ślącej szczęście, nie pomagała mu w żadnym scenariuszu, jeśli tylko chciał do końca sprawiać pozory przykładnego inkwizytora, który nie śmiałby podnieść ręki na swoich braci. Istniały pewne możliwości, jednak od czasów pamiętnej rozmowy nocną porą, nie miał odwagi spróbować po raz kolejny złapać ją na osobności. Jeśli miałby ocenić swoje szczęście, niewspierane żadną mocą, to sądziłby, że o wiele więcej ma wspólnego z drugą bliźniaczką, Yvonne... *** Nastał długo wyczekiwany dzień. Wyruszyli konno samym świtem, razem z kilkoma eskortującymi ich targarzami, rozpoczynając długą podróż na zachodnią część Ponurego Boru. Ścinając drogę i jadąc samym borem, zaoszczędziliby znaczną część czasu, jednocześnie zapewne tracąc życie, narażając się na setkę czyhających na nich tam niebezpieczeństw. Dlatego podróżowali naokoło, sam cel osiągając dopiero późnym zmierzchem. Tragarze pomogli im zrzucić rzeczy. Wspólnymi siłami zaczęli rozbijać obóz, nie zamierzając wstępować do boru nocą. Seth po ciemku zszedł z konia, ukradkiem spoglądając na Yvette, trzymającą się bliżej swojego opiekuna, który kazał przywdziać jej odpowiednie do misji odzienie. Chciał z nią porozmawiać, lecz od teraz czuł, że każde słowo wypowiedziane w obecności Gerarda będzie brzmiało sztucznie, wymuszenie, a samo spojrzenie kata, przeszywające go na wylot w końcu rozszyfruje jego zamiary. Nie przyznawał się do tego, lecz odczuwał strach. Czekało go zbyt wiele niewiadomych. Za wiele punktów w planie, które mógł spieprzyć... Przełknął ślinę, stojąc w milczeniu z boku, nie zamierzając pomagać innym w rozpaleniu ogniska. Dopiero gdy obóz został rozbity, reszta pomagających im mężczyzn oznajmiła powrót do bram Inkwizycji. Cóż im się dziwić, że woleli podróżować w mroku niż odmrażać sobie tyłek na tym wypizdowie... Żniwiarz opierał się plecami o pień pobliskiego drzewa, podczas gdy Gerard załatwiał formalności - umawiał się z resztą inkwizytorów na dzień powrotu, pomoc w transporcie, ewentualne dostarczenie żywności... Tak, jego niedoczekanie. Wkrótce zostali sami, we trójkę, otoczeni martwą ciszą i mrokiem ledwie rozjaśnianym przez płonące palenisko. *** Trząsł się z zimna, lecz w uporze zachowywał dystans od Gerarda i Yvette przy ognisku, sprawiając człowieka pozbawionego resztek humoru. Wkrótce zbliżała się pora snu, co było mu pocieszeniem. Już sądził, że wytrwa w milczeniu do świtu, gdy rozległ się cichy głos Gerarda: - Zamarzniesz, jeśli spędzisz tam noc - oznajmił cicho, wskazując na trawę pod nogami Setha. Mówiąc, odwrócił się od ogniska, ukazując swoje rozgrzane, przeorane bliznami oblicze. - Podejdź, ogrzej się trochę. Miejsca starczy dla wszystkich - zaprosił go uprzejmie. Żniwiarz nie miał zamiaru upierać się na swoim. Zwłaszcza, jeśli jego racje były podparte wyłącznie niepewnością przed tajemną misją. Ociężale zbliżył się do nich, siadając po przeciwnej stronie paleniska, poprawiając rynsztunek u pasa, by wbijał mu się w żadną część ciała. Podjął zaproszenie, lecz nie czuł się zobowiązany do podjęcia rozmowy. Pałeczkę przejął więc Gerard, przybierając uśmiech na twarz. - Obawiasz się jutra? - Niewinne pytanie, które było dla Setha niczym obelga. Musiał więc bronić swojej dumy... - Nie kpij - uśmiechnął się drapieżnie, podejmując wyzwanie. - Nie mogę się doczekać jutra - odparował, mimo wszystko, zadowolony z tego chwilowego rozładowania napięcia, jakie towarzyszyło im od rana. Poczuł się odrobinę swobodniej. - Słusznie... - przytaknął mu Gerard, wpatrując się w płomień. Po chwili ciszy pociągnął łyk z otwartej piersiówki, spoczywającej dotychczas w jego dłoniach. Wkrótce wyciągnął przedmiot ku żniwiarzowi. - Skusisz się? - zapytał. Choć Seth nie miał najmniejszej ochoty pić z katem, poczuł się w obowiązku odgrywać swoją rolę. Kiwnął głową, odbierając naczynie i natychmiast upijając z niego kilka drobnych łyków. Co on, do cholery, pija? Spirytus?! - przeszło mu przez myśl, gdy płyn niemal wypalił mu gardło. Oczy zaszły mu łzami, lecz nie dał po sobie poznać żadnej słabości. Oddał Gerardowi piersiówkę, wzdychając lekko. - Yvette? - odezwał się ponownie, tym razem wyciągając alkohol w stronę dziewczyny. Setha nie zdziwiła już ta pobłażliwość skierowana do skazanej; bardziej skupił się na przekazaniu jej w myślach, by nie popełniała jego błędu. Szkoda tylko, że jeszcze nie posiadł umiejętności telepatycznych. Planował prędko zasnąć, jednak coś pokusiło żniwiarza, do zadania pytania, trapiącego go już od dłuższego czasu. Czyżby posiadał kompleks z tego powodu? - Jakim cudem skazane są względem ciebie tak posłuszne? - usiłował się dowiedzieć, świadom, że porusza szeroki temat, na który Gerard może nie mieć ochoty się zwierzać. Żniwiarz spojrzał na białowłosą, tym razem bez wyrzutów sumienia. Chciał wiedzieć, naprawdę. Czy istnieje sposób, aby okiełznać tę bezczelną dziewczynę? I jeśli tak... Czy byłby w stanie się go zastosować? Kat odpowiedział mu tajemniczym uśmiechem, z niezrozumiałą nikomu troskliwością spoglądając na skazaną. Wtedy też padły słowa, które zmroziły krew w żyłach Setha: - Pokaż mu blizny, Yvette. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Gru 08, 2018 9:06 pm | |
| Mozolnie płynące dni odciskały swe piętno na Yvette. Przyłapała się kilka razy na popadaniu w zadumę, a pogoda za oknem niesamowicie temu sprzyjała. Szukanie sposobu na wyrwanie się z tego stanu, tylko zaostrzało uciążliwą bolączkę. Zachmurzone niebo, czasem deszcz... Jesień jest piękna, aczkolwiek istna zima zajmuje pierwsze miejsce w guście kobiety. Cierpliwa strona Yv posiadała wiele barw zależnych od sytuacji, jednak w miarę szybko doprowadzała sprawy do końca i tego samego wymagała od świata, który ją otaczał. Był to często powielany błąd, zważając na miejsce w jakim przebywa od tylu lat. Walka nie miała żadnego sensu. W większości przypadków, zwycięsko przyjmowała codzienną rzeczywistość oraz funkcjonowała w zupełnej zgodzie ze swoim losem. Niekorzystne myśli odganiała na bok, choć to właśnie one pozwalały na moment odciąć się i zwyczajnie pofantazjować o innym życiu. Niedobrze, bardzo niedobrze. Zaraziła się tymi bzdurami od Yvonne, która większość czasu bujała w obłokach. Nawet sama obserwacja siostry przynosi szkody, lecz nie tylko ona się temu przysłużyła. Poznanie Setha też miało w tym spory udział, a dalsze wydarzenia wzmacniały te dziwne odchyły od normy. Pozbycie się ich będzie ciężkim wyzwaniem. Los wziął na poważnie jej słowa, gdy mówiła o tym, że sama w razie czego postara się o zejście kata z tego świata. Bliźniaczka nie musiała się niczym martwić, bowiem Yvette zamierza zakończyć raz na zawsze ich cierpienie. Co prawda, nieopisanie pomaga w tym zadaniu żniwiarz, który zasłużył na spory szacunek ze strony białowłosej. Zapewne ma swoje powody, jednakże nie zmienia to faktu, iż przy okazji ściągnie duży problem z głów sióstr. xxx Wokół panowało duże zamieszanie i myślała, że będzie zmuszona pomóc z niektórymi rzeczami, ale odkąd Gerarda rozpieszczało zdrowie, spędzała przy jego boku każdy moment. Sytuacja wróciła do tej sprzed ataku Koszmaru, czyli panowała całkowita zwyczajność. Dostała wytyczne odnośnie stroju, który ma na siebie włożyć i właśnie wtedy, pojęcie diabelnie niewygodnej garderoby zyskało w oczach dziewczyny nowy kształt. Ściskające jej nogi spodnie przeszkadzały w każdym ruchu oraz skutecznie odbierały chęci do kolejnych kroków w przód. Uparcie wmawiała sobie, że to nic takiego, da radę, główny cel jest warty tych męczarni... Czy aby na pewno? Czuła, jakby największą bitwę prowadziła z owym kawałkiem cholernego materiału niż morderczym katem. Nie sądziła, by mogła dogadać się ze swoim dolnym ubiorem, więc po prostu odpuściła wzdychając ciężko. Zapanowała kompletna cisza, gdy zostali sami. Trzymający się na uboczu Seth przyciągał ciekawskie spojrzenie Yv, gdy tylko odrywała oczy od ognia. Wyglądał na takiego, który dużo myślał i planował, co zapowiadało problemy. Zagłębianie się w morzu gdybań prowadzi jedynie do utonięcia, a zatem nieodwracalnej porażki. Szczerze żałowała, iż opcja kolejnej rozmowy została im sprawnie odebrana. O dziwo, Gerard przywołał mężczyznę do ogniska. Troska? Bez żartów. Potrzebował go tylko do zgładzenia bestii, toteż nie pozwoli mu zamarznąć. Białowłosa chcąc zachowywać się normalnie, nie mogła wtrącić swoich czterech groszy i zaproponować czegokolwiek względem żniwiarza. Obserwacja całkowicie wystarczyła. Spoglądając na skierowaną w swoją stronę piersiówkę, postanowiła w końcu się odezwać. - Nie mam zamiaru być niegrzeczna, ale doskonale pan wie o mojej niechęci do jakichkolwiek trunków. A śmiem twierdzić, iż nie jest to mocna, ziołowa herbatka. - odrzekła oziębłym, jakże i lekko drwiącym tonem. Palić się do picia? Zjawisko zadziwiające dla Yvette. Coś wewnątrz trzymało ją z dala od takiego urozmaicenia czasu, ponieważ musiała panować nad tym co ma miejsce. Gdyby straciła kontrolę, cały świat ległby w gruzach. Nigdy nie próbowała alkoholu i tak zostanie, widząc zachowania ludzi po nim. Pytanie padające z ust Setha wywołało zmieszanie u czarownicy. Naprawdę chciał wiedzieć? Pewne kwestie powinny pozostać w głębinach niewypowiedzianych słów. Chęci słuchania opadły maksymalnie, aż padło polecenie, którego się obawiała najbardziej. Wahanie trwało kilka sekund, albowiem opór mógłby bez problemu wywołać złość przed którą ciągle uciekała. Pokiwała krótko spuszczoną głową, by zacząć rozpinać gorset. Całe szczęście, zrobiła to zręcznie i już po chwili, położyła ulubioną część ubioru nieopodal. Wcześniej postąpiła tak samo z czarną peleryną, która zaskakująco hamowała zimno. Istnieje możliwość, że zamierzchłe czasy uodporniły Yv na jesienne temperatury, więc takie odzienie wierzchnie to ideał. Klęcząc przy palenisku, złapała dłońmi w rękawiczkach dolne krańce białej bluzki. Toczyła wewnętrzną walkę, chociaż musiała wykonać polecenie. Gardziła tym sukinsynem niezmiernie, a zmuszanie do pokazania wielkiej szkody na swym ciele było... Kolejnym paskudnym wykroczeniem. Zacisnęła zęby, przymykając powieki i unosząc materiał pod spore piersi. Błyskawicznie przypomniała sobie dawny ból. Blizny posiadały wiele kształtów, lecz jedno jest pewne, zajmowały całe żebra. Jedne były pociągłe, inne wywijały się w różne kierunki, po prostu kat posiada olbrzymią kreatywność. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sro Gru 12, 2018 11:46 pm | |
| Po odmowie Yvette Gerard skinął jedynie głową, pytając najwyraźniej z grzeczności, a doskonale spodziewając się, jaką odpowiedź usłyszy. Seth za to odetchnął z ulgą, chociaż z drugiej strony, reakcja dziewczyny na ten rodzaj trunku mogłaby być zabawna. Naczynie poszło w ruch, uwzględniając jedynie kolejkę dwóch mężczyzn, podejmujących cichy dialog na chwilę przed snem. Ogień rozgrzewał ich ciała, rozświetlając mrok na skraju lasu. Pomimo że znajdowali się o kilkanaście stóp od domu wielu wiedźm i legowiska Koszmarów, otaczająca ich atmosfera porównywalna była do ciepła, jakie równie dobrze mogli zastać ciepłej, rodzinnej karczmie z nosem przed kominkiem. Byli skłonni do przyciszonych rozmów, zmęczeni podróżą i niepewni czy dożyją kolejnego dnia. Czy istniały motywy bardziej sprzyjające zwierzeniom? Zapewne nie, dlatego padło to pytanie. Jednak ułamki sekund po jego wypowiedzeniu, Seth pożałował, że je zadał. Co chciał tym osiągnąć? Zaznaczyć swoją dominację, wyższość nad skazaną, pokazując, że musi się dostosować do rozkazów, niezależnie jak poniżające by one nie były? Pytanie to miało drugie dno - chciał wiedzieć, chciał utrzeć jej nosa za całą zuchwałość, jaką go obdarzała. Jednak... nie takim kosztem. Miało zapiec, nie zaboleć. Uniósł dłoń w powstrzymującym geście, usiłując przerwać tę straszliwą scenę, nim dziewczyna uporała się z gorsetem. - To nie będzie konieczne... - oznajmił cicho, na co Gerard uniósł jedynie brwi. Nie odwrócił jednak wzroku, co mogłoby być w tej sytuacji najlepszym z wyjść. Wkrótce wzrok Setha padł na odsłonięty brzuch i żebra dziewczyny, doskonale oświetlony blaskiem ogniska. W pierwszej chwili poczuł ulgę, nie dostrzegając głębokich, wciąż świeżych ran, czy poważnych poparzeń. Zamiast tego dostrzegł jakby... tatuaże? Wzory odcinały się jaśniejszym kolorem na skórze dziewczyny, tylko dzięki temu zdołał pojąć, że ma przed oczyma nie dzieło osobliwego artysty, a efekt zadawanych ran. Nie zamierzał udawać, że odpowiedź w formie obrazu nim nie wstrząsnęła. Otworzył usta ze zdziwienia, gestem dłoni wskazując najwyraźniej, że tyle wystarczy. Wtedy też Gerard przeszedł do wyjaśnień, mylnie, a może celowo dopełniając to, czego Seth już nie chciał wiedzieć. - Yvonne nosi identyczne ślady. Nie ma lepszej drogi nauki posłuszeństwa - pouczył go niczym wielki znawca, wskazując pojedyncze blizny. - Jedna popełni błąd, odpowiadają obie. Ból jest najefektywniejszym nauczycielem. Nie myśl sobie, że narażam w ten sposób ich zdrowie. Każdą ranę zanurzam w alkoholu, wcieram sole, przyżegam ogniem. Jestem estetą, jak sam widzisz - odpowiedział, sprawiając wrażenie dumnego. Seth przytknął palce do twarzy, nie wiedząc nawet, jak to skomentować. Mylił się co do Gerarda. Myślał, że jest zwyrodnialcem bez większego pomyślunku potrafiącym jedynie niszczyć i zadawać cierpienie. Rzeczywistość była znacznie gorsza. Mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę ze zła, które czynił, przypisując mu artystyczne podłoże. Zdecydowanie był to wystarczający powód, aby chcieć się go pozbyć. Czuł się lepszy od kata, zabijając w sobie myśl, że nie miał ku temu żadnych podstaw. Był przecież rzeźnikiem, przymuszonym do zawodu. Za coś trzeba żyć. Ktoś musi. Tak, to nie to samo... Nawet nie chciał wiedzieć przez co dziewczyna musiała przechodzić. I ciało żniwiarza zdobiło wiele blizn, jednak każdej ranie jaką otrzymywał, towarzyszyła silna adrenalina, łagodząca ból. Jej „tatuaże” wykonywane były powoli, z pełną premedytacją. Z pasją i z argumentem czynienia wyższego dobra. Zaklął w duchu. - Nie skomentujesz tego? - Po dłuższej chwili ciszy Gerard pociągnął go za język, najwyraźniej rzucając mu wyzwanie. Podzielił się szczerością i oczekiwał od mężczyzny tego samego. Wskazał Yvette, że ta w końcu może się ubrać. Co miał powiedzieć? Przytaknąć mu, pogratulować kreatywności? Nic takiego nie przeszłoby żniwiarzowi przez usta. Mógł grać, jednak aprobacja tych czynów w żadnym życiu nie wydawała mu się wiarygodna. Zebrał się na uśmiech, patrząc rozmówcy prosto w oczy. - To najbardziej pojebany zwyczaj, jakiego doświadczyłem ostatnimi czasy, gratuluję - prychnął z rozbawieniem, oswajając się z ogromnym przeżyciem, jakie wywarły na nim te blizny. W powietrzu rozległ się śmiech. Gerard zawtórował mu, aż ktokolwiek zastałby ich teraz, mógłby pomyśleć, że wspominają przezabawna sytuację ze swoich młodzieńczych lat. - Rozumiem to. Jednak wciąż odnoszę wrażenie, że uważasz swój system kar za lepszy... - Kat wciąż się uśmiechał, jednak w jego głosie pojawił się wytyk, początkowo niezrozumiały Sethowi. - Nigdy przecież nie oszpeciłbym ci twarzy, wiesz o tym, Śnieżynko? I mam nadzieję, że nigdy więcej nie będę zmuszony zostawić cię pod cudzą opieką - mruknął, przelotnym spojrzeniem spoglądając na szyję dziewczyny. Jeśli Seth dobrze odczytał jego logikę, Gerard miał mu za złe siniaki, jakie żniwiarz pozostawił na szyi dziewczyny, gdyż te nie były... wystarczająco przemyślanie? Za mało chłodne i wyważone? A może sprawiały jej za mało bólu? Był tak wściekły, że nie zdołał nawet przejąć się treścią słów, niebezpiecznie nawiązujących do przekazania Yvette w ręce innego opiekuna... |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Czw Gru 13, 2018 5:27 pm | |
| Upokorzenie jakiego doznawała w obecnej chwili nie dorównywało w żadnym stopniu ukrytej wewnątrz złości. Pokazanie prawdziwych emocji, które wytrwale towarzyszyły białowłosej przy tym przedstawieniu, zakończyłyby jakąkolwiek walkę o lepsze jutro. Posłuszne wypełnianie rozkazów niczym pies i stale uniżone podejście było wyćwiczoną zasłoną, by uniknąć kolejnych uszkodzeń. Choć niekiedy ta zasłona przechodziła ciężkie próby. Pamięć nie zawodziła, a dzięki niej wróciło namacalne cierpienie z całkiem niedawnych czasów. Każde wykonane cięcie na bladej skórze, każda spływająca po policzkach łza, ciche błagania o litość, brak możliwości ucieczki i absolutna rezygnacja z walki w obawie o gorsze czyny kata... Nietrudno było się domyślić dzięki komu powstawały nowe szramy do kolekcji. Yvette nie była idealna, jednak dokładała wszelkich starań, by nie popełniać błędów. Co innego Yvonne, która wypowiadała bezczelne spostrzeżenia oraz oznajmiała całemu światu swe niezadowolenie. Upominanie tej dziewuchy czasem szło na marne, chociaż w większości przypadków zamykała jadaczkę. Wzięcie całej winy na siebie nie wchodziło w grę, aczkolwiek wiedźma doszła do wniosku, iż taki ruch zaszkodziłby bliźniaczce. Prędzej czy później, nauczy się trzymać język za zębami dzięki owej brutalnej metodzie. Naprawdę, przy dużej liczbie inkwizytorów należy zważać na słowa. Jedni zignorują, inni zaś mogą stać się istnym potworem. Gerard należał do drugiej grupy i zabawa w bagatelizowanie zachowań siostry niekoniecznie mu odpowiadała wręcz wcale. Dopiero potem, kątem oka zwróciła uwagę na reakcję Setha. Była ona dość... niespodziewana? Zszokowany wyraz jego twarzy niby można było prosto wytłumaczyć, w końcu taki widok jest niespotykany. Jednakże, miała dziwne przeczucie, że kryło się za tym coś więcej. Przyzwolenie dotyczące założenia odzieży z powrotem wywołało ulgę, ponieważ oprócz niezręczności danej sytuacji, musiała panować nad ogromną chęcią niezbyt stosownego wtrącenia swoich trzech groszy. Obok niej siedział surowy opiekun, a nie zmieszany Albert. Gdy skończyła, usłyszała ogromnie interesujące stwierdzenie. - Mimo pańskiego zapewnienia... - zaczęła wolno, skupiając wzrok na twarzy starszego mężczyzny - ...czuję małą obawę w tej kwestii. Nie mogę mieć pewności, iż czas nie zmieni pana zdania, a to byłoby... - urwała wypowiedź, starając się jak zawsze dobrać najodpowiedniejsze słowa. Szybko porzuciła wyobrażenia o bólu, który miałby miejsce przy demolowaniu twarzy. Mówił prawdę? Dotychczas zajmował swoją artystyczną wizją tylko żebra. Może rzeczywiście zostawi lico Yvette w spokoju. Mimo wszystko, lepiej mieć jasną deklarację. - Całe moje ciało należy do pana, lecz jeśli mogłabym mieć drobną prośbę... Proszę oszczędzić twarz. - rzekła trochę za stanowczym tonem. Wzmiankę o cudzej opiece puściła mimo uszu, jakby w ogóle jej to nie dotyczyło. Po części, tak właśnie było. Z drugiej strony, odciągnięcie uwagi Gerarda od tego tematu równało się niemożliwemu, a już coraz mniej widoczne siniaki na szyi kobiety niczego nie ułatwiały. Wolno przyłożyła dłoń do krwiaka, przenosząc spojrzenie na ogień. Kusiło ją, aby zerknąć na żniwiarza. Odrobinę bała się odzewu Gerarda, gdyby bez problemu spostrzegł dłuższe przyglądanie się Sethowi. A jednak, zaryzykowała. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Pią Gru 14, 2018 2:57 am | |
| Kat spojrzał smutnym wzrokiem na dziewczynę, jakby jej brak wiary był dla niego w rzeczywistości bolesny. Seth mógłby się nabrać na ten przejaw wrażliwości, gdyby nie słowa, które mężczyzna wypowiedział chwilę temu... - Gdy dostałem was pod opiekę, zaproponowano mi, abym wyciął na waszych twarzach „pierwsza” i „druga”. Aby nigdy was nie pomylić... Aby nigdy omyłkowo nie zaznać nieszczęścia - wyznał cicho, wspominając pierwsze chwile ich znajomości. - Nigdy nie dopuściłbym się tego grzechu. Dbam o szczegóły, jednak za bardzo obawiałbym się pomyłki, zostawiając na waszych twarzach ślad, pozwalający rozróżnić ciebie i twoją siostrę na pierwszy rzut oka... - mówił cicho, lecz w jego głosie wyczuwalne były targające nim emocje. Wczuł się, w końcu poruszał temat tego, co jawiło się dla niego sztuką. - Wiem, że nie jestem idealnym opiekunem. Bywam porywczy, jednak nigdy nie wybaczyłbym sobie tej zbrodni na estetyce. Zakończył wywód, pociągając łyk z piersiówki i wbijając spojrzenie w dogasające płomienie. Nim podał alkohol swojemu kompanowi, zagarnął drewno wgłąb ogniska, wzbijając złote iskry w powietrze, dając płomieniowi drugie życie. Szczerość była na swój sposób urzekająca, nawet jeśli obnażała najczarniejsze z ludzkich pobudek. Ciekawość pchała Setha do pociągnięcia tematu, aby ułamek sekundy później powstrzymywać chęć zatkania sobie uszu. Rozmowa z Gerardem była jak wypadek na mieście z ofiarami śmiertelnymi - mało kto chciał oglądać cudze zwłoki, a mimo to ludzkie zainteresowanie tworzyło wokół wydarzenia tłum gapiów. Fascynowało go to. Jednak nie mógł prowadzić rozmowy, nie dając niczego od siebie. Postanowił się wtrącić. - Istnieją bardziej pouczające kary. Takie, których nie wspomina się w koszmarach. Nie mówiąc o tym, że czasami najsilniejszą z motywacji jest zwyczajna pochwała, nagroda... - mruknął, pouczając go, nim zdążył się ugryźć w język. Po co mu to wszystko mówił? Przecież zamierzał się go pozbyć i sprzątnąć Yvette sprzed jego nosa. Martwym na nic zdadzą się rady. - Wiem, że ograniczają cię zasady. Nie możesz pozwolić sobie na wszystko. A dodatkowo, najwyraźniej czerpiesz inspirację ze swoich katowskich sesji... Jesteś świadomy, co zaboli najmocniej. - Sam nie wiedział, co próbował osiągnąć ostatnimi ze słów. Usprawiedliwić jego działania, aby Gerard nie czuł się winny? O nie, miał już w tym swój cel... - Co proponujesz? - uśmiechnął się kat, aż jego blizny błysnęły w blasku ognia. Wymieniali się życzliwie spostrzeżeniami, choć ofiara tortur, których dotyczył ich dialog, siedziała już obok. - Przemoc nie jest konieczna. Nie na tym etapie - odparł powoli, sam nie wierząc w to, co mówi. Jakby sam nie dusił jej, nie szarpał i nie obezwładniał wiele dni temu w siedzibie Inkwizycji. - Nigdy nie widziałem bardziej posłusznej skazanej- skłamał, powstrzymując uśmiech. Dopiero wtedy też odwzajemnił jej spojrzenie. Oddałby wszystko za to, by Gerard zostawił ich sam na sam. Aby mógł przeciągnąć ten nikły kontakt bez żadnych konsekwencji. Blask w jego oczach pogłębił się przez płonący tuż obok ogień. - Wiele lat temu, nim skończyłem naście lat, zwykłem podróżować z ojcem. Gdy stawałem się marudny, brał mnie za fraki i zrzucał z konia. Czasami pół drogi powrotnej musiałem przebiec za nim, by nie spędzić samotnie nocy, gdzieś na skraju świata. Zdarzało mu się zwalniać tempa, lecz zazwyczaj nie był tak łaskawy. Wracałem od niego z połamanymi kończynami, a moja matka wpadała w szał, mówiąc, że już nigdy mnie do niego nie puści - zaśmiał się, zwierzając się z lat, które mimo wszystko, wspominał najcieplej. - Innego razu, zabiegając o jego uwagę, gdy był zajęty, wysyłał mnie po wiadro wody do studni w wiosce oddalonej od Wishtown o dziesiątki mil. Gdy miał lepszy dzień, dawał mi w dłoń łopatę, każąc przekopać działkę. Kilka razy w ciągu miesiąca - nie powstrzymywał radości, choć za młodu nie było mu wcale do śmiechu. Był szczerze wdzięczny ojcu za to wychowanie. Przynajmniej w razie konieczności potrafił trzymać język za zębami i nie wyrósł na psychola, jakim niewątpliwie jest Gerard. Czego chcieć więcej? - Sugerujesz, że za każdy popełniony błąd, powinienem wręczać Yvette łopatę w dłoń...? - zakpił, kręcąc z powątpiewaniem głową. Jak sądził, jego kompanowi poważnie padło na mózg. - O panie, nie! - roześmiał się w głos, co pogłębiła piękna wizja Yvette przekopującej inkwizycyjne kwiatki na dziedzińcu. - Mam na myśli kary, które uczą. Przynoszą więcej niż bezsensowne cierpienie... - Doskonale wiedział, co Gerard odpowie. Ból nie był bezsensowny, ból uczył, bla, bla. Gówno prawda. Podzielił się jedynie przykładem, w którym po wielu, wielu latach był wdzięczny za te kary. - Zresztą, co ja tam wiem. Yvette, pamiętasz jeszcze życie na wolności. Z pewnością masz świadomość, co motywowało cię najbardziej. I jak trzymali cię w ryzach twoi rodzice... - zwrócił się bezpośrednio do skazanej, przekazując jej pałeczkę w tym przedstawieniu. Zaczęło się niewinnie, chciał się w końcu dowiedzieć, jak okiełznać tego złośliwego ognika, podejmując temat w nieodpowiedni sposób, przechodząc przez rady Gerarda, których nigdy nie próbowałby się zastosować. Może wypowiedź Yvette da mu pogląd na kwestię, który gotów będzie rozważyć? |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Pią Gru 14, 2018 2:55 pm | |
| Nie miała bladego pojęcia, iż ich twarze mogły ucierpieć już na początku życia w siedzibie Inkwizycji. Zaproponowano mu tak paskudny patent? Całe szczęście, uratowało je boskie poczucie estetyki opiekuna. Gdyby trafiły w ręce kogoś mniej wybrednego i znacznie bardziej agresywnego, to żebra byłyby najmniejszym problemem. Szczerość czy nie, postrzeganie Gerarda jako potwora, nadal pozostawało takie samo w głowie Yv. Żadnej taryfy ulgowej, ponieważ samo oszpecenie ciała było czynem niewybaczalnym. Nie wspominając o niechcianym dotyku przed tą istotną misją... Jedno musiała mu przyznać, a mianowicie zdolność natychmiastowego rozróżniania ich. Nauczył się tego znakomicie w ciągu tych siedmiu lat. Niewiele osób to potrafi. Uważnie słuchała Setha, choć mogło na to nie wyglądać. Szczególnie, gdy odnalazła niedaleko nadwiędły mlecz. Zrywając go i skupiając wzrok tylko na nim, nie wtrącała się w rozmowę dwójki mężczyzn. Postąpiła słusznie, albowiem z każdą chwilą poznawała żniwiarza coraz lepiej. Podziw jaki w niej budził zwykłą historią z dzieciństwa był wielki. Tak, mało w niej zwyczajności, ale jak dokładnie wygląda typowe wspomnienie z dziecięcych lat? Tym bardziej, że mina ciemnowłosego nie wyrażała smutku albo bólu. Brak cierpienia, choć to musiało być dla niego ciężkie i bolesne. Mimo wszystko, podczas opowieści zachowywał się jakby był zadowolony z przejścia przez te wszystkie nieprzyjemności. Tak powinna wyglądać szczęśliwa rodzina? Nawet jeśli, powoli dochodzi do białowłosej, iż wraz z siostrą były pozbawione chociażby namiastki tego wszystkiego. Powątpiewała, by kat zastosował się do tych rad. Jest typem człowieka, który pozostaje na zawsze taki sam. O dziwo, Yv nauczyła się dziś czegoś nowego dzięki owej rozmowie. Nie tyle co nauczyła, ale zrozumiała pewne rzeczy i patrzy teraz kompletnie inaczej w stronę odległych czasów. Wyrywała po kilka płatków z mlecza, bawiąc się w wyliczankę, aż nagle padły słowa, które unieruchomiły jej dłonie. - Motywowało...? - powtórzyła za nim cicho, starając przypomnieć sobie zamierzchły, okropny los. - Głód i... - przerwała, zrywając ostatnie płatki. Lepiej byłoby zacząć od początku. Inaczej cała odpowiedź straci sens. - Nie znam naszego ojca. Zapewne był jednym z klientów matki, zaś ona... Cóż, była specyficzna. - rzekła, wzdychając krótko oraz rzucając roślinę do ognia. Dziwka dziwce nierówna, zabawne. Nie padł rozkaz opowiadania wszystkiego, więc pozwoliła sobie na ominięcie niektórych wydarzeń. - Nienawidziła nas, szczególnie mnie. Im więcej pracowałam, tym bardziej okazywała wrogość. Wciąż nie mam pojęcia czemu... - odparła przyciszonym tonem, chcąc jakoś sobie to wyjaśnić. Wpatrywała się w swe dłonie szukając odpowiedzi. Harowała ciężko, aby ta kobieta choć raz spojrzała na nią przychylnie. Zadowolenie matki było największym celem, zaraz obok dostania posiłku. Pomimo częstego policzkowania oraz szarpania bliźniaczek, Yv dalej wypełniała zdania z pełną perfekcją, która weszła jej dość szybko w krew. Ophelia, bo tak nazywała się ich matka, nie szczędziła krytyki czy dosłownego poniżania dziewczynek. Przemoc towarzyszyła im często, aczkolwiek bywały dni gdzie były ignorowane. Dotąd wiedźma zastanawia się, czemu rodzicielka płakała przy większości konfrontacji ze swoimi dziećmi. - W pewnym momencie, zaczęłam też brać na siebie wszelkie obowiązki Yvonne. Nie muszę tłumaczyć dlaczego. Rozpętałam wtedy piekło, bowiem według matki powinnam wykonywać tylko swoje obowiązki, a nie obnosić się dookoła z tym co potrafię. Jest to lżejsza wersja jej wypowiedzi. Skończyło się na głodzeniu mnie... - mruknęła z pewnym wyrzutem w głosie. Bezsilnie przyłożyła dłoń do czoła mierzwiąc prostą grzywkę. - Co do kar... Brutalność tej kobiety w słowach doskonale wystarczyła w moim przypadku. Niezwykłe, iż bicie bolało mniej od słów. - odparła zamyślona, zamykając całkowicie oczy. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Gru 15, 2018 2:20 am | |
| Gdy padło pierwsze z wyjaśnień, Seth zrobił wyjątkowo głupią minę, marszcząc brwi w niedowierzaniu. Głód, naprawdę? To nie było zbyt pomocne, zwłaszcza jeśli Gerard mógłby chcieć się do tego dostosować... Oczywiście, gdyby tylko miał przeżyć dzień dłużej, niżby tego chcieli. Jak się wkrótce przekonali, kat był odmiennego zdania. Po wysłuchaniu opowieści Yvette przemówił: - Nieodpowiedzialna kobieta. Nigdy nie pozbawiłbym swoich podopiecznych jedzenia. Jaki pożytek miałbym z was, gdybyście słaniały się z niedożywienia, gdy potrzebowałbym waszych darów? - zapytał. Samej postaci rodzicielki też nie przyjął zbyt ciepło. - Przemawiała przez nią zazdrość, to pewne. Byłyście młodsze, piękniejsze od niej. Wygląd był jedynym, co posiadała. Jedynym, co sprawiało, że mogła zarabiać na chleb. Przemijała, mając przed sobą to, co wspominało jej o nieubłaganym upływie czasu i o tym, że kiedyś była niewątpliwie piękną kobietą - zabrzmiał nawet pocieszająco, przedstawiając swoją wizję. Choć Seth nie odezwał się ani słowem, bo nie czuł się upoważniony do jakiejkolwiek oceny nieznanej mu kobiety na podstawie zasłyszanej opowieści, popadł w niemałą zadumę. Zastanowił się, czy kiedykolwiek los skrzyżował ich ścieżki, jako że jego ojciec lubił obracać się w towarzystwie prostytutek, tych mniej lub bardziej luksusowych... Odsunął tę wizję od siebie, nim zdążyła na stałe zakiełkować w jego głowie. Zrobiło mu się szkoda dziewczyny, choć chciał usłyszeć, jak wyglądało jej dzieciństwo. Najwyraźniej nigdy nie doświadczyła braku przemocy, nawet w przeszłości, a w murach Inkwizycji przybrała ona jedynie inną formę. Jednak ile było dzieci, które mogłoby się poszczycić normalnością w tych chorych czasach? Westchnął, ostatecznie przytakując Gerardowi na temat matki bliźniaczek. - Zauważasz to jednak? Niesprawiedliwe jest karanie obydwu, gdy jedna najzwyczajniej na świecie ma pecha... - mruknął Seth, po ostatnich słowach dziewczyny. Pomimo swoich zapewnień, sam miał nieposkromioną ochotę rozprawić się z Yvonne za porażkę w kolejnej okazji pozbycia się Gerarda. Jej pech dosięgnął przez to ich wszystkich... - Gdyby tylko jej niewyparzony język był zasługą nieszczęścia... - mruknął z uśmiechem Gerard, wylewając ostatnie krople alkoholu w ognisko, powodując, że płomienie na moment rozgorzały mocniej. - Na nic mi twoje rady... - Twoja sprawa. Ale skoro jesteśmy już przy zwierzeniach... To chyba twoja kolej na opowieść z dzieciństwa? - wyszczerzył zęby. Zerkając na kata i podsumowując jego cała osobowość, zdecydowanie można było wyciągnąć wniosek, że jego przeszłość nie należała do najszczęśliwszych. Z dziwną satysfakcją przysłuchiwałby się, jakie demony przeszłości trapiły Gerarda Larsena. Handlowałby tą wiedzą w całej Inkwizycji! Ku niezadowoleniu Setha, kat pokręcił jedynie głową, powoli podnosząc się do pozycji stojącej. - Nie tym razem. Czeka nas jutro ciężki dzień. Śpij już, ja obejmę pierwszą wartę - oznajmił, zaraz przenosząc wzrok na swoją podopieczną. Sprawiał wrażenie, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, jednak ostatecznie życzył jej tylko dobrego snu, oddalając się od nich, by mieć lepszy punkt obserwacji całego terenu. Seth spoglądał chwilę na oddalające się plecy mężczyzny. Skinął mu na pożegnanie, zaraz dość głośno oznajmiając: - Dobranoc, Yvette. Ściągnął z siebie płaszcz, zamierzając się nim przykryć i zasnąć. Nim jednak legł przy ognisku, zamierzał skorzystać z dosłownie kilku sekund, w których Gerard nie mierzył ich czujnym spojrzeniem. Musiał wykorzystać ten moment, inaczej z pewnością wybuchnąłby od nadmiaru niewypowiedzianych słów. W ułamku chwili, na samych kolanach, przysunął się do dziewczyny, silnie chwytając jej nadgarstek i przyciągając ją do siebie. Tym samym mógł zadać skazanej nieprzemyślany ból i zostawić kolejne z siniaków, przeciw którym walczył tak Gerard, jednak w tej chwili, nie myślał o tym wcale. Działał, zupełnie skupiony na tym, by donośniejszym głosem nie zwrócić na siebie uwagi kata. - Chcę ci tylko powiedzieć... - zaczął, lecz gdy w końcu stanął oko w oko z realizacją swojego drobnego planu, który tyle knuł, nie wiedział, co dalej. Zawahał się, jednak nie trwało to długo. - Ja nigdy czegoś takiego nie zrobię. Może nie jestem najlepszym inkwizytorem, na jakiego mogłabyś trafić, jednak zapewniam cię... Ze mną będzie inaczej - przyrzekł jej, uwzględniając najdalsze plany, mimo że nie zrealizowali ich najbliższego i najważniejszego punktu. - Spójrz - mruknął, puszczając jej nadgarstek, by swobodnie podwinąć rękaw swojej zimowej kurtki wraz z koszulą. Ukazał malunek zaznaczony czarnymi konturami na swoim przedramieniu. Był on ledwie widoczny w cieniu, jaki powstał zza jego pleców zwróconych do ogniska, lecz wyraźnie przedstawiał skrawek ćmiego skrzydła, częściowo nadkruszonego, częściowo ukrytego pod materiałem ubrań mężczyzny. Spod rękawa wydobywały się jeszcze litery, zapisane drobnym drukiem, najwyraźniej cudze imiona i nazwiska. Czarny tatuaż, gdzieniegdzie poszarzały już ze starości, wyraźnie nadgryziony przez ząb czasu. - Znam dobrego artystę. Jeśli będziesz chciała... Po wykończeniu tego śmiecia, na jednej z setki naszych wypraw możemy odbić kurs, aby przykryć to, co zostawił po sobie na twoich żebrach... - zaproponował prędko, nie grzesząc nadmiarem czasu. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Gru 15, 2018 5:29 pm | |
| Zazdrość? Czy naprawdę przez Ophelię przemawiała typowa zazdrość? Być może jest to trafna odpowiedź, likwidująca nieświadomość tych lat, lecz spojrzenie jakim je codziennie obdarzała było straszne. Nienawiść grała tu istotną rolę, ale drugi plan mogła obejmować silna zawiść. Ciekawe spostrzeżenia ze strony niezmiernie diabolicznego człowieka. Wspomnienie matki będzie wiecznie żywe, jednakże płynie z tego pewna lekcja, która przydałaby się Yvette na wolności. Niestety, calutkie życie spędzi w tym więzieniu i możliwość skorzystania z pobranej nauki, nigdy nie nastanie. W sumie, wyjdzie to na dobre całemu światu. Historia Gerarda? Wytężałaby słuch z wielkim zaintrygowaniem, zaś potem dokładnie zilustrowała Yvonne, dodając swoje komentarze na pierwszym miejscu. Mimo braku tolerowania tego mężczyzny w jakimkolwiek stopniu, słuchałaby jak najęta. Szkoda, iż Seth nie zdołał magicznie wpłynąć na kata i sprawić, aby zaczął mówić. Coś czuła, że ominęła ich totalnie mocna opowiastka przed snem. Odpowiedziała to samo w stronę swojego opiekuna, choć dopiero zaraz dotarła do niej ważna informacja. Zostawił ich samych. Tym sposobem dał czarownicy szansę na długo wyczekiwaną rozmowę, więc zamierzała bez reszty rozkoszować się wolną chwilą. Żniwiarz błyskawicznie ją wyprzedził, wzbudzając krótki lęk. Niespodziewany chwyt Setha trochę zabolał, nie mówiąc o całkowitym wytrąceniu z klęczącej pozycji. Teraz siedząc na ziemi, była skierowana w jego stronę i szeroko otwartymi oczami przypatrywała się z bliska znanej twarzy. Słowa, które wypowiadał zdawały się tak niemożliwe i nieprawdopodobne, chociaż ona jak głupia była skłonna w nie uwierzyć. Co się z nią działo? To pierwszy raz, gdy ma okazję komuś zaufać i doskonale wiedziała, iż nie powinna tego robić. Podobno same z tym problemy, ale dla wizji końca blizn oraz bezpiecznej bliźniaczki... Zrobi to. - Seth, ja... - otworzyła delikatnie usta w ramach kontynuowania wypowiedzi, jednak nie wiedziała co mówić. Pełno obaw i myśli nachodziło głowę białowłosej. Nie potrafiła się odnaleźć w tym chaosie. Wreszcie, powiedziała coś, przed czym zawsze dawała sobie ostrzeżenie: - Mam nadzieję. Zafascynowana, starała się dopatrzeć tej rzeczy, którą chciał pokazać. Dzieło jakie ujrzała na jego ręce szczerze ją oczarowało. Masując nadgarstek, samowolnie bardziej zbliżyła się do ciemnowłosego, jak również pochyliła w celu dokładniejszej obserwacji. - Piękne... - wyszeptała. Zdjęła rękawiczki w pewnym momencie, bo wpadł jej do głowy genialny pomysł. Postanowiła pogładzić widoczny kawałek arcydzieła, robiąc to znienacka. Zachowała się niczym dziecko, które musi dotknąć czegoś, co go ciekawi. Kładąc zimną dłoń na przedramieniu Setha, łagodnie oraz ostrożnie jeździła opuszkami trzech palców po tworze na skórze. Słyszała o tatuażach, choć za nic nie podejrzewała, że tak dobrze się prezentują. - Nie wiem, czy da się naprawić to oszpecenie, ale jeśli byłaby taka szansa... Będę naprawdę wdzięczna za twoją pomoc. Och... Rozumiem. - zamilkła nietrwale, rzucając mu tajemniczy uśmiech. - Robisz to specjalnie. Moja wdzięczność tylko się pogłębia. Bardzo niegodziwe zachowanie, mój drogi. - oskarżyła go żartobliwie. Gerard nie powinien jeszcze wrócić, toteż pozwalała sobie stawiać odważne kroki przy żniwiarzu. Ostatnim razem obiecała, iż ograniczy swe niemądre wybryki do minimum, ale on sam się o to prosi. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Czw Gru 27, 2018 12:42 am | |
| Nie był sobą. Czuł się, jakby śnił, a dziwny głos w głowie, kazał mu iść za rozwiązaniami, by zrealizować nieznaną mą mu powieść. Żadne z jego działań od momentu odwrócenia się Gerarda nie było przemyślane. To nie było do podobne do Setha. Gonił za impulsem, popędzany stresem i podarowaną im chwilą wolności, liczoną w sekundach. I dopiero gdy w odpowiedzi doszedł do niego spokój dziewczyny, poczuł się przemożnie głupio. Spojrzał na nią w pełnym zaskoczeniu, zaciskając usta w wąską kreskę. Nie chciał się chwalić, nie oczekiwał jej zachwytu, a teraz czuł się jak ostatni palant z najgorszym z możliwych tekstów na podryw: „hej mała, chcesz zobaczyć moją dziarę?”. Nikt na niego tak nie działał, choć doskonale znał pozycję siedzącej naprzeciw niego Yvette. Skazana, nad którą miał przewagę, całkowitą władzę. Kobieta. Nikt, przy kim powinien czuć się jak niedojrzały wyrostek. Musiał się uspokoić. Zacząć myśleć. W końcu zacząć myśleć. Cofnął się, siadając na własnych piętach, nie przerywając jednak dotyku. Gerard mógł ich dostrzec w każdej chwili. Czy warto było balansować na granicy, mogąc utracić tak wiele? - Nie wiem, na co mi twoja wdzięczność... - zaczął dość oschle, jednak jego oczy zdradzały setki żywych emocji, zdecydowanie dalekich od bierności. - Wiem jednak, że powinnaś nauczyć się kontrolować własną moc. Nie chciałabyś, abym się od niej uzależnił... - mruknął cicho, zachowując spokój. Doskonale to czuł. Tym bardziej, że był świadomy, czego ma się spodziewać - na tym etapie potrafił zdefiniować i nazwać, to co pojawiło się w jego głowie niczym lampka kontrolna. Wiedział, doskonale wiedział, jak to jest odczuwać brak tego, co niegdyś było mu codziennością. A to... cholera, to przecież działa jak narkotyk. - To musi się udać. Mam plan. Gdy będziemy mieli więcej czasu... Wszystko ci wyjaśnię - powiedział, lecz nie oczekiwał, by los obdarzył ich większą swobodą. Kusiło go, by przedłużyć chwilę o nieznaczne sekundy, lecz zdusił pragnienie w zarodku. I tak już przesadził. Na tyle, że nawet szczęście pomiędzy nimi, jakie zdążyło narodzić się z mocy Yv, z pewnością by ich nie uratowało. - Śpij już - szepnął, odsuwając się i równocześnie przerywając ich kontakt. Rozejrzał się. Gerard oddalił się na wystarczającą odległość, zasiadając na pokaźnym kamieniu, z którego miał całkiem dobry widok na polanę i miejsce ich obozu. Był odwrócony do nich plecami, jednak nie mieli pewności, czy stan ten utrzymywał się od dłuższego czasu. Seth przeniósł się na przeciwległą część ogniska, kładąc się na ziemi i przykrywając płaszczem. Serce wciąż biło mu mocno, jednak zmęczenie podróżą w końcu dawało się we znaki. Uspokajał się, nie zdążając przetworzyć minionego dnia, prędko oddalając się w krainę snu... *** Obudziło go szarpanie, choć miał wrażenie, że ledwie położył się spać. Otworzył niemrawo oczy, czując potężny ból w głowie. Ledwie przetworzył dosłyszane słowa: - Wstawiaj. Twoja kolej warty. - Najwyraźniej przemówił do niego sam Gerard, który przyszedł na spoczynek. Choć Seth oddałby duszę za pięć minut więcej snu, obowiązek i wisząca nad nim twarz Gerarda zmusiły go do nadludzkiego czynu, a mianowicie podniesienia się na równe nogi. Sapnął krótkie „idę”, widząc jak przez mgłę. Czuł się fatalnie. Ledwie dotarł do kamienia, na którym uprzednio siedział Gerard podczas warty, a poległ na ziemię pod nim. Zupełnie nie zwracał uwagi na świat zewnętrzny, po raz pierwszy w życiu i w swojej karierze, dopuszczając się karygodnego czynu. Zasnął na własnym posterunku, narażając swoich kompanów i siebie na niebezpieczeństwo. Zasnął jak zabity, przez ułamek sekundy nie myśląc o zagrożeniu. *** Gerard obudził się jako pierwszy wraz z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca. Przewrócił oczyma, gdy dostrzegł wśród trawy leżącą na płasko sylwetkę Setha. Obudził Yvette, zamierzając wkrótce ruszyć w drogę. - Ten kretyn zasnął... - mruknął jeszcze pod nosem, jakby nie mogąc w to uwierzyć. Pokręcił głową, zaraz zwracając się ponownie do skazanej: - Wyciągnij z toreb jedzenie. Zjemy i wkrótce ruszamy - oznajmił rzeczowo. - Gdy będziemy na szlaku, zdejmij rękawiczki. Być może będziesz potrzebna - dodał, nie wątpiąc, że moc Yvette na tej niebezpiecznej ścieżce okaże się przydatna. A kontakt przez jej wyciągnięte dłonie był zdecydowanie najszybszym z rozwiązań. - Ja pójdę go obudzić... Jak powiedział, tak uczynił, podchodząc do śpiącego mężczyzny, szturchając go wcale brutalnie czubkiem buta. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Czw Gru 27, 2018 10:39 pm | |
| Kontakt ze skórą mężczyzny trwał wystarczająco długo, aby wiedźma ponownie zaznała uczucia sporego zdumienia. Dokładnie tak samo jak przy pierwszym spotkaniu, gdy śmiało zaproponował dotknięcie swej dłoni i znosił bliskość kobiety bez znaków odrazy. Raczej nigdy nie oswoi się z niespotykanym zachowaniem Setha, które nader dominuje wśród innych, znanych jej inkwizytorów. - Nie bądź taki pewny. - odparła, powstrzymując się przed szerszym uśmiechem, aczkolwiek dokładała starań do zachowania cichego tonu. Całkiem zabawnie byłoby ujrzeć omotanego szczęściem żniwiarza, niepotrafiącego zacząć dnia od sporej dawki pozytywnej energii. To wszystko znaczyłoby... ciągły kontakt fizyczny. I choć zwykle chęci Yv krążyły wokół braku, bodajże muśnięcia swojej skóry, to w tym wypadku jest skłonna obdarować tego człowieka błogosławieństwem. Mówiąc prościej, jego dotyk zaliczałby się do tych akceptowanych. Czemu? Sama chciałaby wiedzieć, co dokładnie wywołuje niespodziewaną ekscytację, gdy ma okazję znów spotkać się z tym ledwie znanym jegomościem. Mimo wszystko, uzależnienie od mocy z czasem byłoby uciążliwe i kłopotliwe. Straciłaby całe człowieczeństwo, przeobrażając się dosłownie w chodzące szczęście. Straszna myśl, którą szybko od siebie odepchnęła. - Oby ten czas nastał... - rzekła wątpliwie, myśląc nad możliwością zaistnienia kolejnej podobnej sytuacji. Nazajutrz Gerard bezustannie będzie blisko nich, w końcu mają wyznaczony cel do osiągnięcia. Seth uciekł spod wpływu mocy, zostawiając rękę Yvette w powietrzu. Zacisnęła dłoń, bacznie obserwując jego ruchy oraz układanie się do snu. Powinna zrobić to samo, ale poświęciła dłuższą chwilę na wbijanie wzroku w plecy ciemnowłosego. Wyglądało na to, że naprawdę poszedł spać i nie zamierzał nagle odezwać się w jej stronę. Dlaczego w ogóle miałby? Niedługo potem założyła rękawiczki, rzucając jeszcze okiem w stronę oddalonego kata. Dopiero teraz naszła ją myśl, iż nigdy nie zdradzała mu żadnych informacji odnośnie przeszłości. Nic dziwnego, przecież to było nieistotne. Legła zaraz na twardym podłożu, zamykając szczelnie powieki, a sen przyszedł dość szybko. xxx Mogła pomarzyć o samoistnej pobudce, ponieważ dziewczynę ze snu wyrwał Gerard. Przez moment leżała bez ruchu i podziwiała obłoki, które płynęły po jasnoniebieskim niebie. Z trudem podniosła się do siedzącej pozycji, pozwalając sobie ziewnąć, wcześniej zasłaniając dłonią usta. Lekko potargane włosy przeczesała palcami, na nowo zawiązując czarną wstążkę. Przyjęła do wiadomości rozkaz, jak i wcześniejszą wzmiankę o żniwiarzu, lecz szczególnie dziś odrobinę ociągała się z wykonaniem powierzonego zadania. Skarciła się cicho za to lenistwo, gdy kat powędrował budzić towarzysza. Sprawnie poszło czarownicy wyjęcie przygotowanego wcześniej jedzenia, zaś czekanie na ich powrót był niesamowicie nudny. Patrząc na rozłożone rzeczy, coś mocniej poruszyło jej dawną postawę, która najwidoczniej nadal chowała się głęboko wewnątrz Yvette. Zaczęła wszystko równo układać rodzajem, kształtem czy wielkością. Podczas pracy, w jej ręce wpadły niezbyt zachwycające wyglądem jabłka, więc normalnym ruchem było dla niej wypolerowanie ich jak najbardziej to możliwe. Brak szmatki zmusił ją do użycia kawałka bluzki, co przyjęła ciężko, ale jeśli chodzi o perfekcję... Tylko jedno słowo: wyrzeczenie. Pomyślała, że skoro narzucony obowiązek został wypełniony śpiewająco, to może skierować swe kroki w stronę mężczyzn. Zdejmując i chowając rękawiczki, wzięła dwa błyszczące owoce w dłonie, po czym ruszyła naprzód. Będąc blisko, wyczekała odpowiedni moment, aby wtrącić swoje trzy grosze. - Któryś z panów ma ochotę? - zapytała, wyciągając przed siebie ręce z jabłkami. Spoglądała raz na Gerarda, raz na Setha. Jednak, w przypadku drugiego mały, przyjazny uśmiech przyozdobił twarz białowłosej. - Nie są zatrute. - zapewniła. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Gru 29, 2018 4:55 pm | |
| Jego poranki nigdy nie należały do najprzyjemniejszych. Jednak dziś, życie zaskoczyło go na nowo. Seth czuł się, jakby ktoś próbował wyciągnąć go z krypty po wielowiekowym śnie. Coś niemiłosiernie pozbawiało mężczyzny odpoczynku, szturchając go w plecy. Szturchanie, co gorsza, zaraz przeobraziło się w potężne łapska chwytające go za fraki, stawiające w pozycji pionowej. Gdyby kat nie przytrzymały go jeszcze dłuższej chwili, z pewnością runąłby na ziemię z powrotem. Trząsł się z zimna i mrużył oczy, oślepiony blaskiem świtu, nie mogąc otworzyć ich przez dłuższy czas. Gdy w końcu udało mu się rozchylić powieki na wystarczającą szerokość, obdarzył Gerarda pytającym spojrzeniem, mogącym sugerować, że zapomniał o swojej misji, a nawet gdzie się w danej chwili znajduje. Czuł się jak w przeddzień poważnej choroby - jego mięśnie były zesztywniałe, a on sam nie pragnął niczego poza spaniem. Nim się obejrzał, u ich boku pojawiła się Yvette, wyciągająca ku nim jakiś rozmazany obiekt... Zatrute jabłka, tak? - Z pewnością nie można tego samego powiedzieć o wczorajszym spirytusie twojego podopiecznego... - jęknął, tylko w ten sposób potrafiąc wytłumaczyć swój obecny stan. Kat roześmiał się serdecznie, najwyraźniej ukontentowany z żartu Setha. Odebrał owoc od dziewczyny i zanurzywszy w nim swoje zęby, klepnął kompana po plecach, aż ten na moment stracił równowagę. - Kordiał, jeśli chodzi o ścisłość. Inkwizycyjne specyfiki już zupełnie pozbawiły cię kubków smakowych... - westchnął, udając współczucie. W przeciwieństwie do żniwiarza był pełen sił i werwy. - Biedny, niezaprawiony w boju Seth. Kiedyś nauczę cię jak powinno się pić. Teraz nie traćmy czasu. Zjedz i ruszajmy - ponaglił go. - Nie jestem pewny, czy to dobry pomysł... - mruknął, sceptycznie spoglądając na owoc. Obawiał się, że cokolwiek trafi do jego ust, zostanie zwrócone w trybie natychmiastowym. Gerard spoważniał, natychmiast tracąc ochotę do żartów. Zmierzył kompana ostrym spojrzeniem. - Zjesz śniadanie i ruszamy - powtórzył dobitnie, o wiele twardszym tonem. Wyminął go, ruszając ku miejscu obozu. Gdyby tylko miał więcej siły, może zdobyłby się na sprzeciw. Z Gerardem byli tą samą rangą i nic nie pozwalało jednemu na wydawanie rozkazów drugiemu, a jednak w kacie było coś, co sprawiało, że czuło się przed nim pewien respekt. Seth wiedział, że ma rację i chcąc nie chcąc, odebrał od dziewczyny jabłko, przez rękawiczki muskając jej palce. - Nie mogę się doczekać, aż się go pozbędziemy... - mruknął pod nosem, wyraźnie pozbawiony humoru. Nie zależało mu nawet, aby dosłyszała go stojąca w pobliżu Yvette, po prostu poczuł potrzebę złorzeczenia mężczyźnie. Gdy wrócili do obozowiska, nie tracąc ani chwili, zaczęli przygotowywać się do podróży. Zjedli przygotowane przez Yvette śniadanie, pakowali się i szykowali. Poranna toaleta, gaszenie ogniska, odrobina marudzenia, aż w końcu byli gotowi do drogi. Gerard zarzucił na ramię wielką torbę, która dotychczas spoczywała pod drzewami, drugą z nich podając żniwiarzowi. - Ruszymy górskim szlakiem - zarządził kat, nagle zmieniając plan, który został ustanowiony już zamku Inkwizycji. Mężczyzna, choć swoją pracę wykonywał najczęściej w lochach, torturując wiedźmy, został przyłączony do tej misji właśnie przez doskonałą znajomość terenów, po których teraz stąpają. Od poprzedniego razu nic się nie zmieniło. - To krótsza droga, choć bardziej stroma - dodał, dostrzegłszy powątpiewające spojrzenie żniwiarza. W końcu ruszyli. Seth bardzo nie chciał okazywać słabości, zwłaszcza przed Yvette, jako że powodzenie ich sekretnej misji zależało w dużej mierze od niego. Już czuł na sobie jej zawiedzione spojrzenie, za co nie mógł dziewczyny wcale winić. Właściwie w tej chwili sam w siebie wątpił. Podczas ich poprzedniej wyprawy, musieli dostosować tempo, by nie zgubić wiedźm. Teraz to on szedł kilkanaście kroków za katem, ledwie nadążając. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Gru 29, 2018 9:04 pm | |
| Między innymi, to miała na myśli, gdy kat częstował ich mocnym trunkiem. Sam widok cierpiącego Setha wystarczył, by dziewczyna ekspresowo pogłębiła swą niechęć do jakiegokolwiek alkoholu. Nigdy nie zrozumie dobrowolnego sięgania po ten obrzydliwy napitek. Jednakże, towarzysząc od tylu lat Gerardowi, przenigdy nie miała okazji ujrzeć go w podobnie złym stanie, choć często korzystał z tej magicznej piersiówki. Pytanie... Czy kiedykolwiek był pijany? A jeśli tak, to ile musiał wypić? Ciężko sobie wyobrazić. Wydawał polecenia na prawo i lewo, co najwidoczniej denerwowało Setha. Dla niej słuchanie rozkazów kata było codziennością, lecz wiedziała, iż zupełnie inaczej musiało to wyglądać między inkwizytorami. Odprowadziła spojrzeniem Gerarda, zostając przez króciutki moment ze żniwiarzem. Patrząc na niego, otworzyła lekko usta z zamiarem powiedzenia czegoś, jednak zrezygnowała i poszła w ślady starszego mężczyzny. Po całych przygotowaniach, które absolutnie nie trwały długo, rozpoczęli wędrówkę. Jak zwykle, była zwolniona z obowiązku niesienia nawet najmniejszych bagaży, ponieważ moc mogła być potrzebna w każdej chwili. Otoczenie wyglądało groźnie i pewnie takie właśnie było. Została zaskoczona, gdyż usłyszała coś interesującego. Idąc obok opiekuna, dostała szansę na odkrycie niektórych rzeczy dotyczących go. Jedno jest pewne, zignorowanie białowłosej nie wchodzi w grę. Bez obaw. - Zna pan każdy skrót w tym lesie? Rzadko zdarzała się okazja, bym służyła panu poza miastem. - rzekła przerywając ciszę i skupiając wzrok na pociętej twarzy. Zapewne istniało pełno kwestii, których nie wiedziała oraz już nie będzie miała szansy dowiedzieć się. - Jeśli pańskie obeznanie wśród tych lesistych terenów jest tak duże, jak w przypadku miejskiego otoczenia... Imponujące. - stwierdziła beznamiętnie, chociaż dało się wyczuć mały podziw w tonie jej głosu. Zerkała ukradkiem w tył, by sprawdzić stan Setha, a ten z kolei pozostawał niezmienny. Musiał czuć się naprawdę źle, zaś błądzenie po lesie mogło to pogorszyć. Wtórnie poczuła coś, co przed spotkaniem mężczyzny za cholerę nie miałoby miejsca. Zamiast myśleć tylko i wyłącznie o dyskretnej misji, to martwiła się jego zdrowiem. Nieśmieszny żart albo podły bakcyl, załapany od Yvonne. Zamartwianie się o wprawdzie obcego człowieka, do czego doszło! Westchnęła cicho, jak i bezradnie. - Wygląda na to, że pan Seth nie jest w najlepszej formie.- zwróciła się skrycie do opiekuna, zakrywając jedną dłonią usta po boku. Pewnie sam doskonale o tym wiedział, ale co jej szkodzi trochę zagadywać kata. Przed jego wypadkiem, Yvette była jedyną osobą z którą mógł wymienić klika słów na spokojnie. Siostra zaczynała się zawsze buntować i pyskować, czerpiąc dziwną satysfakcję ze swojego zachowania. Spokojny dzień u bliźniaczki? To jeszcze większy żart niż te głupie odczucia Yv w ostatnich dniach. Wygrała, okiełznała spodnie. Pełny komfort w owej części garderoby nie nadejdzie, lecz przynajmniej ruchy czarownicy stały się płynniejsze. Całe szczęście, peleryna zasłaniała tył i uchroniła ją przed ośmieszeniem się na oczach żniwiarza. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Gru 30, 2018 5:30 pm | |
| Szli, realizując swój plan i doprowadzając misję do kolejnego etapu. Postęp był widoczny, a więc Gerard nie miał nic przeciwko rozmowie. Oczywiście nie zwolnił przy tym kroku, nawet gdy musieli przedzierać się pod kamienne pagórki, w rzeczywistości, stające się coraz bardziej strome, jak przewidywał. - Prawdopodobnie każdy. Czego nie mogę powiedzieć o każdej uliczce Wishtown. Świat zmienia się pod wpływem ludzkiej ręki. Tam, gdzie wczoraj chodziłem do szewca, tam dziś otworzyli kolejną spelunę dla biedaków. Zaś obrzeża Ponurego Boru... od dziesięcioleci pozostają niezmienne - poinformował ją ze spokojem, rozglądając się po terenach, po których niegdyś stąpał o wiele częściej. - Spójrz. Przewrócona kłoda. Nadgryziona jedynie przez robactwo i ząb czasu. Pozostawiona w niezmiennym stanie od okresu, w którym bywałem tu po raz pierwszy... - wskazał na wystające ze skał, zwalone drzewo, przykryte w dużej mierze zielenią i mchem. - Niegdyś mieszkałem w pobliżu - zdradził w końcu prawdziwy powód obeznania w terenie. - Na skraju cywilizacji i dziczy, Śnieżynko - dodał już ciszej, wspominając drewnianą chatkę, którą ostatecznie mu odebrano. W oddali Seth starał się grać na czasie. Czuł się odrobinę lepiej niż po samej pobudce, podejrzewał więc, że za kilka godzin będzie w stanie wrócić do normalności. Zmierzają na szczyt góry najbardziej stromą z możliwych dróg? Świetnie. Łatwiej będzie go zrzucić i upozorować wypadek. Chociaż, po tym co przeżyli ostatnio, był pewny, że w przypadku Gerarda, po morderstwie będzie musiał odnaleźć jego zwłoki, wnieść na górę i zrzucić jeszcze raz dla pewności. Skurwysyn jest nieśmiertelny, sądząc po zeszłej misji. Gdy dostrzegł odwrócone ku niemu twarze, uśmiechnął się blado, starając się tym samym przekonać ich, że jest okazem zdrowia. Uśmiech spełzł mu z twarzy, gdy dosłyszał szorstką wypowiedź Gerarda: - To za mało powiedziane. Seth po prostu bada moją cierpliwość - wzruszył ramionami, wyciągając nogi, by ominąć większe kamienie w drodze. - Cieszę się, że przynajmniej moja druga oblubienica pozostała za murami Inkwizycji. Nikt jak ona nie wiedział, na której strunie należy zagrać, by człowiekowi puściły nerwy... - powiedział ciszej, lecz w jego głosie dźwięczała złość. Yvonne była najwyraźniej wychowawczą porażką mężczyzny. - Och, bracie... Po co ten pośpiech? - zawołał na nich z tyłu Seth, starając się brzmieć wesoło. - Zrobilibyśmy dłuższy postój, zagralibyśmy w karty... - zaoferował ochoczo, czując, że właśnie odpoczynek będzie tym, co go uleczy. Spojrzenie Gerarda sprawiło, że porzucił wszelakie nadzieje. - Wziąłeś ze sobą karty na misję w Ponurym Borze...? - powtórzył w niedowierzaniu, nawet nie licząc na odpowiedź. Odwrócił się plecami do Setha, nie chcąc już na niego dłużej patrzeć. Szli dalej, a z każdym krokiem góra stawała się mniej przyjazna podróży. Bywały odcinki, które musieli pokonywać pochylając się mocno i wspomagając rękoma w pełnym skupieniu. Ślady stóp w zieleni już dawno zaniknęły. Nie były to tereny uczęszczane. W końcu stanęli przed wyższą półką skalną, którą w planach mieli pokonać, jeśli tylko chcieli iść dalej. Jej krawędź sięgała sporo ponad głowę Yvette, dlatego Gerard od razu zaproponował: - Podsadzić cię? Seth za to spoglądał na przeszkodę niepewnie. Prędzej umrze ze wstydu niż zgodzi się na jakąkolwiek pomoc od kata...! |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Pon Gru 31, 2018 11:08 am | |
| Uważnie słuchała jego wypowiedzi, a ta była dość intrygująca. Rzeczywiście, miasto zmienia się ciągle i trudno odnaleźć te same ścieżki, co tu. Dobrze myślała, towarzyszenie mu w takich warunkach wcale nie miało miejsca. Podobna przechadzka zapadłaby głęboko w pamięci Yv. Ważne, że dowiedziała się czegoś nowego. Mieszkanie w tym miejscu byłoby... dziwne. Mimo wszystko, mowa o Gerardzie, który zaskakująco idealnie pasuje do tych okolic. Jest w tym coś niepokojącego, trzeba przyznać. On naprawdę wspomniał o kartach i przerwie. Milcząc, obserwowała reakcję kata oraz wesołą minę Setha, przez co dusiła w sobie pragnienie parsknięcia śmiechem. Pierwszy raz miała do czynienia z takim typem osoby w Inkwizycji. Gdy starszy jegomość odwrócił się tyłem, dziewczyna rzekła z rozbawionym wyrazem twarzy w stronę młodszego: - Jest pan niesamowity. Z upływem czasu droga była coraz bardziej trudna. Nie zauważyła znikającej zieleni, lecz prędko wyrosła przed nią dość kłopotliwa przeszkoda. Niby jak miała ją pokonać? Nawet podskoczenie nic by nie dało, więc została kompletnie wyłączona z gry. Rozmyślając nad sposobem wejścia, padło pytanie od kata. - Chyba tylko pan może mi pomóc w tej problematycznej sytuacji, także... - odwróciła się w jego stronę, stawiając wewnętrzny opór chęci powiedzenia czegoś, co mogłoby go rozgniewać. Poległa. - Rozumiem, iż opcja "na barana" odpada? - zapytała poważnie w celu upewnienia się, ale natychmiast opuściła głowę delikatnie w dół i pozwoliła małemu uśmieszkowi wślizgnąć się na usta. - Przepraszam, to był bardzo nieodpowiedni żart. Pokornie błagam o wybaczenie. - mówiła uniżonym tonem. Cała wina leży po stronie tego śmieszka za nimi. Jego wpływ jest straszliwie zły i dopiero teraz dostrzega skutki wynikające z samego podpatrywania zachowań mężczyzny. Brakuje jej odporności co do żniwiarza, a dzięki temu ożywa w niej strona, która powinna być całkowicie kontrolowana lub chociażby uśpiona. Przy Gerardzie nie sposób żartować, zwłaszcza, że kobieta wie jak bezwzględny potrafi być. I choć kara powinna ominąć Śnieżynkę, to zapewne usłyszy kilka nieciekawych słów. Następne dni będzie karcić się w myślach za swój haniebny występek. Pocieszenie czerpała z porównywania siebie do Yvonne. Przynajmniej używa mózgu i przeprosiła od razu, aczkolwiek obawiała się, że dobra reputacja, którą zbudowała u kata runie niczym zamek z piasku. Jak mogła wypowiedzieć te słowa na głos? Obcowanie z Sethem, wystarczająca odpowiedź. Nie będzie Yv do śmiechu, gdy zapomni się w siedzibie. Pomimo tego wszystkiego, ujrzenie miny Alberta byłoby równie ciekawe, jak i zabawne. Musi wypróbować te różne zagrania na przyszłym opiekunie, bo dotychczasowe zaliczały się jako drobny wstęp. Tak, Seth nie będzie miał łatwo. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Sty 06, 2019 5:09 pm | |
| Zmarszczył brwi, gdy dosłyszał jej słowa. Wyglądał, jakby nie wyłapał zawartego w zdaniu żartu, choć bardzo się starał, by to uczynić. Wyraz twarzy mężczyzny zmienił się też podczas prędkich przeprosin dziewczyny. Nic nie wskazywało, że jakkolwiek odniesie się do wypowiedzi, zwłaszcza gdy wkrótce jego spojrzenie padło na człapiącego w ich stronę Setha. W powietrzu rozległ się niski półgłos Gerarda: - Na barana? - powtórzył głucho. - Odpada. Jedyny dostępny nam baran w tej chwili ledwie daje radę nieść własny bagaż - odparł, uśmiechając się do niczego nieświadomego Setha. - Musimy poradzić sobie sami... - mruknął jeszcze, zwracając się w kierunku wyższej półki skalnej. Pozbył się własnej torby, bardzo ostrożnie kładąc ją na kamieniu. Początkowo nie wiedział, jak zabrać się do pomoc dziewczynie, jednak niczego nie dał po sobie poznać. Zarządził cicho „przygotuj się”, po czym z niezwykłą lekkością chwycił ją pod ramiona, unosząc do góry. Był niezwykle silny, podnosząc Yvette niczym porcelanową lalkę. Gdy dziewczyna znalazła się na tyle wysoko, by móc bez problemu dosięgnąć dłońmi krawędzi skalnej półki. Musieli współpracować; jeśli dziewczyna usiłowała się podciągnąć, on złapał ją niżej, w końcu popychając ją, by mogła przerzucić nogi na stabilne podłoże. Chwilowo nie dostrzegał postaci Yvette z tej perspektywy, dlatego niemal od razu zapytał: - Na górze bezpiecznie? Wkrótce po tym Sethowi udało się ich dogonić. Powstrzymał ogarniającą go senność, z szerokim ziewnięciem obwieszczając swoje przybycie. - Moja kolej, jak rozumiem? - zapytał, zbliżając się do ściany, odłożywszy torbę. Był tak wyprany z sił, że nawet stojący przed nim mur wydawał mu się idealnym miejscem do spania. Gerard zlitował się nad mężczyzną, własne dłonie splatając w koszyk. Cóż, taką formę pomocy Seth mógłby w ostateczności przyjąć. W niezwykle ociężały sposób ułożył stopę na wyciągniętych rękach, odbijając się od ziemi, by nie bez większych problemów przerzucić większość ciała na nową płaszczyznę. Korzystając chwili z sam na sam z Yvette uniósł ręce w powietrze, wypowiadając bezgłośnie: „zabiję go, po prostu zabiję”, mimo że nie wyglądał zbyt przekonująco, by móc bez problemu to uczynić z pełnym sił Gerardem. Z dołu dobiegł ich głos: - Odbierzecie torby. Byle ostrożnie. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Sty 06, 2019 7:11 pm | |
| Cóż za łagodne podejście ze strony kata, aż wierzyć się nie chce, gdy przed oczami widnieje obraz częstego szarpania bliźniaczki. Yvette ujdzie na sucho praktycznie każdy żart i zachowanie odstające od normy, podczas gdy Yvonne dostaje upomnienie za głośne westchnięcie. Niesprawiedliwość jest wśród tej dwójki stałym bywalcem. Pomoc w wejściu na górę była niezastąpiona, choć bardzo nie przepadała za takimi sytuacjami. Z trudem szło jej podciągnięcie się, a na pewno bez Gerarda już dawno odpuściłaby sobie to zadanie. Odetchnęła głębiej będąc już na górze, po czym rozejrzała się uważnie po nowym miejscu. - Na to wygląda... - odparła prędko, otrzepując swe ubranie. Krótką chwilę samotności wykorzystała w celu poprawienia cholernych spodni, które za nic nie chciały współpracować. Poradziłaby sobie doskonale w sukience, przez głupie wymysły opiekuna każdy ruch był ciężki. Mało tego, materiał ocierał się tu i ówdzie... Od tego momentu podziwia kobiety w spodniach. Żniwiarz pierwszy pojawił się na górze, co wytworzyło niecne pomysły w głowie białowłosej wiedźmy. Doskonale zdawała sobie sprawę z obecności kata, ale skoro los dał im taką szansę, to grzechem byłoby jej w pełni nie wykorzystać. Podeszła żwawo do młodego mężczyzny podczas narzekania, by złapać nagle jego rękę w obie dłonie oraz pociągnąć go całego lekko do siebie. Chciała mieć mały dostęp do szyi, zaś po osiągnięciu tego, wciągnęła nosem powietrze i wypuściła spomiędzy delikatnie uchylonych warg. Zaraz potem odezwała się cicho z nieukrywanym, acz niezwykle bezwstydnym uśmiechem: - Nie myliłam się wtedy... Naprawdę podoba mi się twój aromat. Zresztą, wyglądasz równie smakowicie... Jawna prowokacja, jednakże kryła się za tym sama prawda. W laboratorium panująca gorączka mogła stworzyć omamy zapachowe, lecz teraźniejszy krok upewnił ją w tej kwestii. - Już biorę, musiałam dokładniej sprawdzić otoczenie. - rzekła głośno, puszczając Setha i idąc zwycięskim krokiem w stronę wołającego Gerarda. I choć ta konfrontacja nie trwała długo, dalsze oczekiwanie mogłoby wywołać podejrzenia. Uważnie wzięła jedną z toreb, odsuwając się na bok. Minimalny optymizm znikał, gdy podążali dalej nieprzyjemnym skrótem. Wystarczy jeszcze kilka takich przeszkód, aby wywołać u niej złość. Pomoc Gerarda jest dobra, aczkolwiek przy kolejnej skalnej ścianie przedyskutuje ten temat. Gdyby tylko miała tę umiejętność, jak i siłę... Wtedy nie istniałby powód dla którego miałaby być podnoszona w taki sposób. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Sty 06, 2019 11:07 pm | |
| Nie zaliczał się do okazów zdrowia, jednak podczas nieoczekiwanego ruchu Yvette, jego mózg nagle wkroczył na wyższe obroty, wysyłając mu ostrzeżenie: zbliża się niebezpieczeństwo. Jak inaczej miał zareagować na coś, do czego kompletnie nie przywyknął, a co od zawsze opisywano mu jako zło wcielone? Złapała go za rękę, a on uczynił to samo, natychmiast przytykając drugą dłoń do jej palców, chcąc uniknąć niespodziewanych zdarzeń. Zbliżyła się, a on zesztywniał, pomimo odczuwanej mocy Yvette. Cóż za paskudne zboczenie zawodowe! Doszukiwał się nadchodzącego zagrożenia. Możliwej drogi, nieoczywistej na pierwszy rzut oka. Trzymał jej ręce, przynajmniej je kontrolując, doskonale wiedząc, że nie ma w nich żadnej broni. Dopiero po dłuższej chwili przeszła mu przez głowę dwa słowa: Zęby. Szyja. Drgnął lekko, jakby Yvette w rzeczywistości miała zamiar rozszarpać mu gardło własnymi kłami. Nie potrafił jej zaufać. Nie teraz. Nawet gdy wypowiedziała ciche słowa, puszczając go i wymijając, nie stracił czujności, pewny, że to nie koniec. - Jesteś niemożli... - urwał warkliwie, wściekły na nią i na swoje ciało, które zdradzało go w najmniej pożądanej chwili. - Przysięgam ci, że nim ciało tego skurwiela zdąży ostygnąć, zerżnę cię w najbliższych krzakach - obiecał jej, nie zamierzając tym razem dawać jej żadnej taryfy ulgowej. Mógł w tej chwili wychodzić na gorszego opiekuna niż Gerard, lecz miał to w serdecznym poważaniu. Dziewczyna pogrywała nim zbyt długo. Wychylił się zza krawędzi, dostrzegając na sobie spojrzenie kata. Wszystkie słowa wypowiadał cicho, z niezwykłą ostrożnością, jednak to nie powstrzymało drobnego dreszczu niepokoju, jaki poczuł na swoich plecach. Chwilowo pozwolił Yvette grać pierwsze skrzypce, przyglądając się jej pracy, jednak po chwili dołączył do odbierania ciężkiego bagażu. Sam Gerard poradził sobie bez niczyjej pomocy na dole, dość zręcznie wskakując na półkę, podciągając się i dopiero pod koniec chwytając wyciągniętą dłoń Setha, który aż dyszał ze wściekłości. Oczyma wyobraźni widział, jak w tym pięknym momencie sprzedaje mu kopniaka, a kat w upadku, nieszczęśliwie łamie sobie kark. Wizja zbyt piękna, by była prawdziwa. Musiał czekać na chwilę, którą tak doskonale zaplanował... - Doskonale - rozległo się podsumowanie kata. - Jesteśmy coraz bliżej... W rzeczywistości, byli już w terenach, które mogli kojarzyć ostatnim razem. Nieopodal spieprzali na złamanie karku, gdy misja potoczyła się nie tak, jakby tego chcieli... Założywszy torby, ruszyli dalej po terenach równie skalistych, lecz już bardziej przystępnych człowiekowi. Podróż nie trwała długo, łącznie zajmując może pół dnia i to biorąc pod uwagę marudzenie Setha. Niebo jeszcze nie zdążyło się ściemnić, gdy wszystko wskazywało na to, że są już niemal na miejscu. - Zachowajcie ciszę. Oczy dookoła głowy - zarządził Gerard, czego zarówno Seth jak i Yvette byli zapewne świadomi. Wkrótce trafią do swojego celu... Gdzieniegdzie dochodził ich odgłos sypiących się ze szczytu wzniesienia kamieni. Wiedzieli już, że nie są sami. Dopiero teraz miało zacząć się to, po co tu przybyli... - Tędy. - Tym razem Seth przejął dowodzenie, ściszając głos i ostrożnie prowadząc ich okrężną drogą, oddalając się od najwyższego punktu wzniesienia, które w rzeczywistości okazało się jaskinią z ogromnym, kamiennym wejściem. Zatrzymali się pod pagórkiem, kryjąc się wśród traw i za pojedynczym głazem. Chwilowo byli bezpieczni, z tej pozycji obserwując teren. - Oho, mam go - mruknął, a w jego głosie rozbrzmiała podejrzana radość. - Gdzie? - mrużył oczy Gerard. Gdy przylegli do głazu, wychylając jedynie głowy na bezpieczną wysokość, Seth wskazał palcem na oddalony od nich kilkanaście jardów... kamień? Ów kamień leżał na środku wydeptanego kręgu, pomiędzy belkami połamanego drewna i... kośćmi, należącymi zarówno do dzikich zwierząt jak i ludzi. Wyglądał on bardzo niepozornie, z pewnością przeciętny obserwator nie dostrzegłby w tym elemencie otoczenia niczego podejrzanego. Gdyby nie... W pewnej części kamienia wyryte były wgłębienia przypominające... twarz. Po dostrzeżeniu jej, na pierwszy rzut oka można byłoby stwierdzić, że to przypadek, a ludzki umysł płata nam figle. Gdyby tylko nie reszta elementów idealnie współgrająca z kamienną twarzą. Od wielkiej głowy odchodziła potężna szyja połączona z grubymi barkami i rękoma zakończonymi skalnymi, długimi na kilkanaście cali pazurami. Stworzenie było zwinięte kłębek, jednak po ostatniej misji wiedzieli już, że nie należało ono do specjalnie ogromnych - ledwie przewyższało samego Gerarda. Wtedy też również poznali inną, wartościową im informację... Potwora nie raniła zwyczajna broń biała ani palna. W żaden sposób. Mieli przed sobą Koszmara, który bardzo lubił swoje życie i najwyraźniej nie zamierzał się z nim prędko rozstawać. Od czasu do czasu ciskając w biednych gości Ponurego Boru kamieniami, aby móc kolekcjonować ich kości. - Musimy poczekać, aż wejdzie do swojej skurwiałej nory - szepnął Seth, na co Gerard syknął cicho. Zgadzał się z planem, ale był zagorzałym przeciwnikiem przeklinania przy damach, nawet tych w postaci wiedźm. Wtedy też żniwiarz przypomniał sobie, że to najwyższa pora wtajemniczyć dziewczynę w ciąg dalszy misji. - Posłuchaj, Yvette - zwrócił się do niej konkretnie, nie zapominając jednak ich ostatniego dialogu. - Wiesz już, że ten cholerny głaz jest dość oporny, jeśli chodzi o pomoc mu w przejściu na drugi świat - mruknął, powstrzymując drgnienie warg, bo w obecnej sytuacji jego słowa mogły mieć też inne znaczenie. - Nie imają się go pociski, co pięknie udowodnił mi ostatnim razem. Z Gerardem postanowiliśmy... - zaczął od czasu do czasu zerkając też na rozmówcę. - Nawet nie próbować z nim walczyć. Pogrzebiemy go w jego własnym domu. Sprezentujemy mu pochówek na wieki w gruzie - dodał, sięgając po klapę od swojej torby. Otworzywszy ją, Yvette mogła w końcu poznać jej tajemniczą, ciężką zawartość. Choć wygląd tejże zawartości nie był zbyt wymowny. Zbite paczuszki, owiązane lnianą nitką i tekturą, wypełniające bagaż po brzegi. Seth pospieszył z wyjaśnieniem: - Materiał wybuchowy. Wytwór między innymi wspaniałego Alberta - mruknął znacząco, nie powstrzymując poruszenia brwiami. - Twój opiekun podłoży ładunki pod same bramy jaskini, a ja, po jego powrocie, z twoim szczęściem, wyceluję broń. - W kilku prostych punktach przedstawił dość złożony plan. I te właśnie punkty powinny dać Yvette sporo do myślenia. Po pierwsze, nie było możliwości zamienienia zadań kata i żniwiarza, jako że ten pierwszy nie zwykł obsługiwać broni palnej podczas pięknego rozkwitu technologicznego, podobnie jak wielu inkwizycyjnych zwyrodnialców zatrzymując się dwie epoki wstecz. Drugim przekazem, ukrytym w niewinnych słowach Setha, był ich rzeczywisty, tajny plan. Jakże łatwo byłoby w tym momencie upiec dwie pieczenie na jednym ogniu! Pogrzebać obydwa potwory razem, na wieki! Miałby doskonałe alibi. Nawet jeśli ktoś z Inkwizycji zdołałby odkopać ciało Gerarda, sekcja zwłok nie wskazałaby żadnych śladów walki czy obrażeń pochodzących od broni. A powód, dla którego Gerard omyłkowo wysadził się w powietrze... Cóż, to wymyśli się w drodze powrotnej. - Wystrzał zainicjuje zapłon. Czysta i bezproblemowa robota - wyjaśnił z uśmiechem na ustach, aż garnąc się do pracy. - Rozumiesz, Yvette? Po odpowiedzi skazanej i Gerard postanowił wtrącić swoje trzy grosze. - Brzmi prosto, prawda? Dlatego też... proponowałbym drobną zmianę w tymże planie. Yvette, twoją rolą będzie podłożenie ładunków. Są ciężkie, lecz powinnaś dać radę - wyrzekł niespodziewanie, aż Sethowi krew odpłynęła z twarzy. - Co? Chyba żartujesz, nie będziemy narażać jej na... - oburzył się jawnie, wściekły, że ktoś próbuje majstrować przy jego doskonałym planie. - Yvette... Mogłaby wyjść spacerkiem z Inkwizycji główną bramą, jeśliby tego chciała. Nie narażam jej. Wiem, że poradzi sobie lepiej ode mnie, poruszając się nawet tuż pod nosem Koszmara. Ma szczęście - wyjaśnił mu w możliwie prostych słowach, zupełnie pewny siebie. Seth warknął w złości. Nie mógł pozwolić sobie na więcej. Nie mógł zaciągnąć go siłą do paszczy potwora, nie mógł zmusić do wykonania tej misji. To byłoby podejrzane. Jednak w całej swojej złości nie powstrzymał się od komentarza: - Takie szczęście, że trafiła na ciebie - syknął, patrząc na niego z furią w oczach. O dziwo, dostrzegł na twarzy kata cień rozbawienia. Szczerość. Lubił ją, ponad wszystko inne. W końcu. - To nie podlega dyskusji. Masz jakieś pytania, Yvette? - zwrócił się jeszcze do dziewczyny ze stoickim spokojem. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Pon Sty 07, 2019 8:03 pm | |
| Pomimo nieprzyjaznych obszarów, krajobraz był wart podziwiania. Yvette napawała oczy każdym ładnym widokiem, ignorując przez jakiś czas dwójkę inkwizytorów, tym bardziej, iż poprzednim razem na nieudanej misji, takiej możliwości nie miała. Może to dziwne, lecz podobnie było z miastem. Niby bywała tam często z Gerardem i zawsze istniała szansa zaobserwowania czegoś interesującego, niemniej jednak uparcie wmawiała sobie, że te pierdoły nie zasługują na uwagę. Powoli docierało do niej, ile wspaniałych rzeczy musiała przegapić, gdy błądziła myślami wokół zleconego im zadania. Napotykając wzrokiem przypadkowe krzaki, raz jeszcze w jej głowie zabrzmiała groźna obietnica żniwiarza. Powinna się tego mocno obawiać, a tymczasem czerpała niespotykaną radość z walecznej reakcji Setha. Co chciała osiągnąć? Tak właściwie, nic specjalnego. Czuła jakby satysfakcję, choć dodając do tego małą sympatię, nastrój Yv utrzymywał pozytywny poziom. Zawsze omijała kłopoty szerokim łukiem, starała się nikomu nie podpaść, posłuszeństwo przede wszystkim, zaś tu... Było inaczej. Mimo iż, zdążyła już wybłagać przebaczenie za swe śmiałe zachowanie, to bez zahamowań dążyła w tym samym kierunku. Dokładnie jak ćma lgnąca raz po raz do światła. Tylko teraz, szansa na totalne zignorowanie przeprosin kobiety bardzo wzrosła. Dotarcie do celu wywołało niemiły dreszcz, który przeszedł po calutkich plecach dziewczyny. Z pełną uwagą, wychylając się odrobinę zza głazu, odszukała spojrzeniem istotę, która najwidoczniej relaksowała się w zupełnej samotności. Upiorne przyzdobienie podwórza wywoływało niemały strach, jednak świadomość, że nie musi podchodzić bliżej, trochę ją uspokoiła. Irytujący ten niepokój, przecież widziała już wcześniej to stworzenie i nawet była dość blisko, gdy sprawy wymknęły się spod kontroli. Dokładnie! Mocniej działało otoczenie usłane kośćmi niż sam Koszmar. Tyle dobrego, iż szybko sobie to uświadomiła. W końcu nastał moment, w którym mogła poznać cały plan. Milcząc, utrzymywała ciągły kontakt wzrokowy z Sethem, bo w wypowiedzi chodziło też o drugie dno. Odporność stworzenia była konkretnym problemem, lecz informacja o pogrzebaniu go oraz ujrzana zawartość torby, przegoniła wszelkie wątpliwości. Sprawnie połapała się w jego tłumaczeniu, które było dość zabawne. Próby przekazywania tajnych wiadomości będą musieli poćwiczyć. Ta cała forma pozbycia się potwornej dwójki pięknie się prezentowała, chociaż poszłoby tak łatwo? Jak się zaraz okazało, będzie to nie lada wyzwanie. Szok, czyli pierwsza reakcja czarownicy na słowa Gerarda. Wlepiała wrzosowe oczy w opiekuna, a im dłużej to trwało, tym bardziej wiedziała, że brak tu żartu. To prawda, miała szczęścia pod dostatkiem, lecz nijak widziała swobodne poruszanie się obok niebezpiecznej bestii czyhającej wgłąb legowiska. Raczej zerowe szanse na zmianę zdania, chociaż żniwiarz próbował tyle, ile mógł. Tak czy owak, była zmuszona do wykonania zadania. Przełknęła cicho ślinę, aby westchnąć zaraz i postarać się wewnętrznie zmotywować, gdyż doskonale wie, iż może to zrobić z łatwością. Żadna wiedźma nie poradziłaby sobie tak dobrze w wyjściu bez szwanku, jak sama Yvette. Należy jej się miano królowej, przynajmniej w tym. Nie ma się czego bać. - Oczywiście, że zrobię to najlepiej z was, drodzy panowie. - stwierdziła z wyższością, rozpinając u góry swoją pelerynę i rzucając ją gdzieś na ziemię. Ograniczone ruchy ma już zapewnione dzięki dolnej części odzieży, niepotrzebna jej też góra. Czekanie przyniosło rezultat, toteż urocze stworzonko weszło do pieczary. Odebrała torby, które miło zaskoczyły białowłosą swą wagą. Były ciężkie, ale świetnie dała sobie radę z niesieniem ich. Dźwiganie różnych rzeczy za starych czasów, opłaciło się w najmniej spodziewanym momencie. Wahanie znikło całkowicie, gdy ruszyła ciut ociężale w stronę jamy. Wybrała okrężną drogę, by ominąć kości i hałas związany z deptaniem po nich. Będąc przy wyznaczonym punkcie, oparła się o kamienną powierzchnię w celu odetchnięcia. Idealnie, prawie skończyła. Jeszcze tylko ustawienie materiału, po czym nastąpi wyczekiwany wybuch. Zaciekawiona, rzuciła ostrożnie okiem do nory. Nic ciekawego, tylko więcej szczątków. Niebawem wszystkie paczki zostały równo rozmieszczone po obu stronach, zaś wielce zadowolona Yv ruszyła w stronę mężczyzn, otrzepując przy tym dłonie.
Ostatnio zmieniony przez Yvette dnia Sro Sty 09, 2019 12:10 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sro Sty 09, 2019 1:07 am | |
| Tyle razy był już zagrożony, tyle razy spotykał się w oko w oko ze śmiercią, że nie czyniło na nim to już większego wrażenia. Nie obawiał się działania, nigdy nie zawahał się, gdy musiał pociągnąć za spust. Reakcja w postaci walki to naturalne, co potrafił oddać na każdej misji. Jednak to, co został podczas oczekiwania na powrót Yvette... Przerastało go. Bierność. Sekundy ciągnęły się w nieskończoność, każdy jej krok przedłużał się o całą wieczność. I nic nie mógł z tym zrobić. Wyciągnął swą inkwizycyjną broń, trzymając ją w pogotowiu, lecz nie dane mu było jej użyć. Nawet spokój i miarowy oddech Gerarda wydały mu się w tej chwili niemożliwie drażniące. Nie mógł skupić się nad zmianą ich tajnego planu, pewien, że jeszcze trochę, a nabój przeznaczony na eksplozję, utkwi w czaszce kata. Nie odetchnął nawet, widząc podłożone torby. To dopiero połowa sukcesu. Ileż by oddał, by to mężczyzna obok był w tej chwili na jej miejscu! Pięknie wystawiona na cel, gdyby tylko właśnie ją miał wysadzić w powietrze... Wkrótce zbliżała się do nich, a on wstrzymał oddech w piersi. Dopiero gdy znalazła się wystarczająco blisko, pozwolił sobie na nabranie powietrza, popędzając ją cicho. Wyszedł po nią o krok, jakby obawiał się, że potwór w ostatniej chwili przebudzi się i ich zauważy. Pociągnął ją za dłoń w swoją stronę, zmuszając do skrycia się za kamieniem. Znalazł się za nią, od razu przechodząc do działania. Mieli szczęście, bo choć niebo już poszarzało, bez problemu wiedział gdzie trafić. Nachylił się nad dziewczęciem, ignorując rady Gerarda, docierające do niego jakby przez mgłę. W końcu dostał to, czego chciał. Mógł działać. Moja kolej. Nim wyciągnął broń, jego ręka niczym wąż powędrowała do szyi dziewczyny, sunąc po niej, chwilowo zaciskając nań palce. Po plecach Setha przebiegł dreszcz. Piękne uczucie władzy ze świadomością, że wkrótce zobaczy najbardziej zjawiskowe fajerwerki w swoim życiu. Dotykał ją tylko brzegiem przedramienia, pochodzącego z podwiniętego rękawa, ale dbał o to, by kontakt ich skór był stabilny. Wyciągnął rękę z odbezpieczoną bronią, gotową do oddania strzału. Yvette służyła mu za podpórkę, dodatkowo przynoszącą szczęście. Choć nie zwykł wątpić w swoje umiejętności, teraz jednak pomyłka mogłaby być opłakana w skutkach. Wsparł broń ręką oplatającą dziewczynę, w zupełności gotów. - Wyceluj dobrze - dotarły do niego słowa Gerarda. Skwitował je jedynie uśmiechem. Może nie był dziś do końca sobą, czyniąc z siebie głupca zbyt często, a skazana przed nim doprowadzała go do szewskiej paski, ale teraz, na sekundę przed wystrzałem, był spełniony. Dla takich chwil żył i oddał się Inkwizycji. Nacisnął spust. Odrzut wystrzału broni był niewielki, zdołał go stłumić na tyle, że Yvette poczuła jedynie lekkie szarpnięcie. Huk, jaki mu towarzyszył był spory, jednak nigdy, w całych ich życiach, nie zaznali dźwięku, który rozległ się w następnej kolejności. Wszyscy niewątpliwie zwrocili się do celu, jednak do wydarzenia doszło tak prędko, że ich oczy ledwie potrafiły nadążyć. Pierwszy był płomień wyzwalający się gwałtownie, oświetlający swoim blaskiem każdy, najskrytszy zakamarek mrocznej pieczary. A później nastąpiła eksplozja. Wybuch tak potężny, aż grunt pod ich stopami niebezpiecznie zatrząsł się. Jakby cała ziemia poczuła zagrożenie, jakim niewątpliwie był wybuch, odpowiadając reakcją obronną. Nie byli nawet w stanie dostrzec, czy jaskinia zawaliła się na potworze - natychmiast musieli kryć się za własnym schronieniem, gdyż eksplozja okazała się być o wiele potężniejsza, niż tego oczekiwali. Setki pomniejszych kamyków i dziesiątki głazów zostało rozrzucone na wszystkie strony świata, w tym wprost na ich wysunięte twarze. Natychmiast chwycił za głowę Yvette, wciskając ją całą w ziemię, by znalazła się na niej możliwie płasko. Przykrył ją własnym płaszczem, jednocześnie ochraniając ręką z bronią głowę. Nie interesował się za to Gerardem, nie mając nawet czasu, by życzyć mu w tej chwili śmierci. Pomimo ochrony, jaką zapewniała im skała przed nimi, czuli na własnych plecach kamienne okruchy, obijające ich mniej lub bardziej boleśnie. Chaos nie ustępował, grunt osuwał się im pod stopami; cała góra zdawała się sunąć w dół, a oni jakby znajdowali się na szczycie początku lawiny. I wtedy hałas ustał - oczywiście nie do końca, zewsząd wciąż sypały się skruszone kamienie. Kurz opadł, chwilowo nic nie spadało im na głowy. Przeżyli to, chyba. Sporym niedopowiedzeniem ze strony Alberta był opis materiału wybuchowego, jaki im sprezentował. Albo chłopina był naprawdę skromny. Seth ostrożnie puścił Yvette, jeszcze nie chowając broni do kabury. Podnosił głowę o milimetry, chcąc w końcu spojrzeć na swoje dzieło. Wciągnął prędko powietrze. Stojąca przed nimi jeszcze niedawno jaskinia... Już nie istniała. Teraz leżał przed nimi ułożony spory kopiec gruzu, będący grobowcem Koszmara. Cała góra żyła, sypiąc się, jednak w jej centrum zapadła doskonała cisza, zwiastująca śmierć stworzenia. Zawył z uciechy, dopiero teraz kryjąc broń. Seth cieszył się jak dziecko, pewny siebie wychodząc zza głazu. Chciał podejść bliżej, nawet jeśli nie było żadnych szans na wyciągnięcie trofeum z potwora. Nim podążył ku zawalonej jaskini jak oczarowany, rozejrzał się po swoich współtowarzyszach misji. - Wszyscy cali? - ocenił ich stan. Na pewno nie uniknęli każdego, najdrobniejszego kamyczka. Ich ciała pokrywał kurz, u Gerarda, jak i u Setha dostrzec można było zaczerwienienia od uderzeń i lekkie zadrapania. Poza tym, nie odnieśli większych obrażeń. Niestety. - Widzieliście? JAKIE TO BYŁO PROSTE! - wykrzyknął w powietrze, zanosząc się śmiechem. Stanął na kamieniu, który służył im za osłonę, niczym pan i władca wszechświata. - ALBERT, TY CHORY SKURWYSYNU, UWIELBIAM CIĘ!!! - krzyczał wniebogłosy, wiedząc już, że uściska tego zrzędliwego dziada po powrocie. Oczywiście tuż po świętowaniu za inkwizycyjną wypłatę. Gerard, z kolei, nie podzielał entuzjazmu kompana. Otrzepał się z kurzu, bardziej szczegółowo oceniając, czy jego podopiecznej nic się nie przydarzyło. - Mamy szczęście, że nie runęliśmy wraz z całą górą... - westchnął ciężko, rozglądając się za porzuconym płaszczem dziewczęcia. W końcu nie chciał, aby przeziębiła się z tak głupiego powodu. W tle dochodził ich rozentuzjazmowany odgłos Setha: - Reszta zawita tu dopiero o świcie...! - mówił o inkwizytorach, którzy pomogli im z transportem i bagażami. - My uwinęliśmy się w rekordowym tempie. Zdążymy jeszcze zapolować na jakąś klępę, dam sobie rękę uciąć, że widziałem gromadkę młodych po drodze... - bredził, wczuwając się i nieświadomie sięgając do myśliwskiej gwary. Zapewne kontynuowałby dalej, gdyby nie niepokojący hałas dochodzący go tuż nieopodal. Zsuwający się głaz. Niby nic nowego w otaczającym ich, dogasającym już chaosie, ale.... - Co to było? - dopytywał Gerard, podnosząc się na równe nogi. Grobowiec. Rzecz naturalnie martwa. Teraz niewątpliwie poruszyła się, wydając z siebie dźwięk. - Nie... Nie skończył. Kamienie eksplodowały na nowo, wzbijając się w powietrze. Z grobu wyłoniła się kamienna łapa, niewątpliwie należąca do tego, co jeszcze niedawno uważali za trupa. Pierwszym odruchem Setha było sięgnięcie po broń. Poradziłby sobie z tym w ułamku sekundy, gdyby tylko... Potwór jakkolwiek odczuwał próby zabójstwa. Nie mogli nic zrobić. W szoku patrzyli, jak Koszmar przekopuje się przez gruz, wyłaniając na powierzchnię. Wył przy tym wściekle, wydobywając z siebie cały ból po utracie domostwa i cierpienie, jakie zostało mu niesprawiedliwie zadane. Jego głowa, pokaźny korpus i bark były poważnie nadkruszone. Poza tym ciężko było nie dostrzec, że stracił jedną rękę, zostawiając ją w jaskini. Z rany potwora ciekła czarna posoka, a z jego kamiennego gardła wydobywał się przeraźliwy skowyt. Konał, to nie podlegało wątpliwości. I najwyraźniej swoje ostatnie tchnienie pragnął przeznaczyć na zemstę. Dostrzegł ich, szamocząc się i wyrywając nogi z kamiennego więzienia. Potwór nie należał do najinteligentniejszych, ale mózgu wystarczyło mu na połączenie faktów - ludzie, których zastał na miejscu zbrodni nie mogą należeć do dobrych. Zawył po raz ostatni, jedyną ręką jaka mu została nabierając dziesiątki kamieni i ciskając nimi jak torpedami. Nie mieli wyboru. Seth, zeskakując z pola rażenia, wydał prosty, a jakże wymowny rozkaz: - Spierdalamy! Rzucił się do ucieczki, w pierwszej chwili ciągnąc za sobą Yvette, a w kolejnej znów okrywając ją własnym płaszczem. Nim się spostrzegli, sprowokowany Koszmar w szale podążył za nimi, na moment nie rezygnując w ciskania w nich wszystkim, co trafiło w jego kamienną łapę. - Zajmij się sobą, kretynie, Yvette sobie poradzi! - wrzasnął na nich również uciekający Gerard, który już odrobinę bardziej wiedział, jak obchodzić się z mocą skazanej. Faktycznie, Seth w tej chwili spowalniał ich bieg, jednocześnie nie utrzymując kontaktu z jej skórą. Niespecjalnie miał jednak czas na dłuższe zastanawianie się. - Szukajcie miejsca, by się skryć! - dobiegł ich jeszcze głos. Dosięgnął ich istny armagedon. Powtórka z rozrywki. Tak jak ostatnio. W tym wszystkim ledwie mieli szansę jednocześnie rozglądać się i biec, a co niektórzy... jednocześnie myśleć nad tym, jak sprawić, by kat niby niechcący potknął się i pozostał sam na sam z Koszmarem...[/color] |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sro Sty 09, 2019 5:53 pm | |
| Niecierpliwość żniwiarza była widoczna, jak i odczuwalna, aż nadto. Zanim spokojnie zdążyła wrócić za jako tako bezpieczny głaz, mężczyzna wyszedł jej na przeciw, po czym energicznym chwytem pokierował do siebie. Wyglądało na to, że ogromnie chciał doprowadzić choć jedną sprawę do samego końca. Poniekąd rozumiała jego frustrację. Kat sprawnie uniknął pułapki, która była przygotowana specjalnie dla niego. Unicestwienie Gerarda będzie nieziemsko trudnym zadaniem, ponieważ opiekun nie zalicza się do ludzi głupich. Niejednokrotnie pokazywał swój spryt w przeróżnych sytuacjach, zaś zdumiona Yvette czerpała z tego pewne nauki. Chciała by znikł po tych wszystkich krzywdach, a jednocześnie sporo wyniosła z jego towarzystwa przez tyle lat. Zadziwiający człowiek, mimo wszystko. Udzielenie szczęścia Sethowi to pestka, ot przeciętna czynność, którą wykonywała praktycznie zawsze. Tak właśnie myślała do pewnej chwili, gdyż znaczną niespodzianką była jego dłoń, zaciskająca się na szyi skazanej. Ten jeden ruch wystarczył, aby udanie ją rozkojarzyć. Próby opanowania myśli szły opornie, choć dokładała wszelkich starań. Powinna być przygotowana na zaskakujące zagrywki, w końcu uświadomił białowłosej do czego jest zdolny. Pokusił się o taki ruch przy kacie? Dużo ryzykował. Same ślady po pierwszym spotkaniu wywołały niezadowolenie starszego inkwizytora, więc zaprezentowanie mu tej akcji w pełni, nie było najlepszym pomysłem. Zapewne wspomni o tym zajściu, gdy zakończą misję. Że też przyszło jej robić za żywe podparcie, kto by pomyślał! Ani drgnęła w czasie wycelowywania Setha, lecz po wystrzale cała się krótko poruszyła. Hałas był zaskakujący, acz znośny, jednakże wybuch przebił jakiekolwiek głośne dźwięki. Dokładniejsza obserwacja wielkiego bum nie wchodziła w grę, albowiem Seth zadbał o ochronę Yv. Szczerze zaskoczył dziewczynę tym postępowaniem, bo była wręcz pewna, iż każdy zadba o siebie. W szczególności zostawią wiedźmę, przecież nic by się nie stało, szczęście czuwa ciągle. Co prawda, mówił wcześniej o zapewnieniu jej bezpieczeństwa, ale nie myślała, że ta opcja będzie aktywna nawet za życia Gerarda. Dziwne zachowanie. Błoga cisza nastała wreszcie po jakimś czasie. Stojąca już na równych nogach Yvette poprawiała ubranie, zerkając ciekawa na miejsce eksplozji oraz niezrozumiale przysłuchując się radości żniwiarza. Wniosek jest jeden... Mężczyzna był w swoim żywiole. Wyjątkowy z niego okaz. - Chyba było blisko. Za blisko. - odparła, dostrzegając skrawki swojego wierzchniego ubrania pod stertą kamieni. Ostrożnie podeszła odrobinę bliżej, by zbadać ten przypadek i niestety, straciła dziś cennego członka tej podróży. Nie dość, że kamienie go skutecznie przygniotły, to nie nadawałby się więcej do użytku. Westchnęła smutno, odwracając się plecami i rzucając mu ostatnie spojrzenie przez ramię. Podejrzany odgłos zapowiadał kłopoty, zaś białowłosa wycofała się kilka kroków w tył, tak dla bezpieczeństwa. Koszmar przeżył, co więcej, wyglądał na okrutnie wkurzonego. Chcieli go zabić, zrozumiała reakcja, która niosła za sobą bardzo niemiłe dla ich trójki skutki. Pomimo odniesionych ran, był gotów zemścić się za podłą próbę zabójstwa. Kobieta została chwycona znienacka przez Setha, gdy miała zamiar zacząć sama biec. Brak dotyku zaniepokoił ją na tyle, iż sama złapała drugą ręką jego odsłonięte przedramię. W najgorszym przypadku przeżyłaby tylko ona. To nie mogło się tak skończyć. - Biegnięcie prosto... - mówiła, w międzyczasie łapiąc krótkie oddechy - ...wpakuje nas tylko w gorsze tarapaty, musimy skręcić albo lepiej zjechać po jednym z tych stromych brzegów. - rzekła do niego, lekko odwracając się czasem w tył. Kat radził sobie nieźle, nawet bez pomocy Yvette. Jednak jak wiadomo, walka z tym stworem nie szła mu za dobrze. Rzucane kamienie przelatywały obok, lecz żaden z nich nie znalazł się chociażby obok nóg biegnącej dwójki. Niezastąpione szczęście w pełnej okazałości. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Pią Sty 11, 2019 6:38 am | |
| W przeciwieństwie do Gerarda, Seth był zupełnie nieprzyzwyczajony do mocy Yv. Nie wiedział jak z niej korzystać, aby wykrzesać pełen potencjał. Nie ufał magii, woląc polegać na sobie, a czasami najzwyczajniej na świecie o niej zapominając. Jeszcze nie był świadomy, że w obliczu największego zagrożenia, bezpieczniej jest ścisnąć dziewczynę ze wszystkich sił i trzymać niczym ostatnią deskę ratunku, niż próbować szczęścia gdzie indziej. W całym chaosie nie spostrzegł, że podczas kontaktu ich skór, w rzeczywistości, kamienne pociski dziwnym przypadkiem nie znajdowały się nawet blisko. Zbiegali po stromym zboczu, w końcu wracając na bardziej zielone tereny, co chwila usiłując się kryć za różnego typu ostojami... Skazana niewątpliwie miała rację. Niemal od razu padły słowa: - W las! - krzyknął krótko, wskazując ręką w prawą stronę, omyłkowo puszczając Yvette. Dla wygody, polecenia Gerarda, ale też jej bezpieczeństwa nie podjął kontaktu ponownie. Rozłącznie biegli niewątpliwie sprawniej. Co z tego, że wkrótce oberwał okruchami skały odbijającymi się od pnia drzewa, orzącymi skórę jego twarzy. Potwór miał niezłego cela. Seth syknął z bólu, gdy większe odłamki trzasnęły go w barki i żebra. Ataki tymczasowo ustały, gdy wbiegli w głąb gęstwiny leśnej. Nie kontrolowali jednak drogi, cel był prosty - znaleźć się jak najdalej od goniącego ich stworzenia. Zyskali chwilową przewagę, nie spoczywając jednak na laurach, nie pozwalając sobie na chwilę wytchnienia. Drzewa osłaniały ich przed pociskami, a dodatkowo Koszmar nie mógł się pomiędzy nimi rozpędzić. - Dajesz radę, Śnieżynko? - rozległ się podniesiony głos Gerarda. Dziewczyna mogła mieć szczęście, jednak maraton, jaki właśnie przemierzali należał do niewątpliwie wymagających. Sam kat dyszał, lecz nie zostawał w tyle. Poruszali się całkiem sprawnie, aż w ich umysłach mógł zakwitnąć promyk nadziei na wyjście z kłopotów bez szwanku. Las nagle zaczął się przerzedzać, a oni wypadli na skalną polanę uwieńczoną... Skarpą. Urwisko. Droga bez wyjścia. A raczej z jednym wyjściem, tym prosto w dół. Tak stromym, że samobójstwem byłoby w nie skoczyć. Czekało ich gwałtowne hamowanie, jeśli nie chcieli zbyt prędko rozstać się z życiem... Seth w porę złapał się wystającego pnia, lecz jego twarz znalazła się ponad urwiskiem, przez co mógł zaobserwować, jaka odległość dzieli ich ku dołowi. Bynajmniej nie był to pocieszający widok. Gerard tymczasem porwał Yvette, przytrzymując ją, by nie spadła, ale też nie puszczając, a użyczając jej szczęścia. Najwyraźniej miał w głowie plan. Trzymał ją blisko siebie za nadgarstek. - Musimy zawrócić - Seth podzielił się z nim tą oczywistością. Ledwie wypowiedział swoje słowa, a spostrzegli się, że jest już na to za późno. Potwór przedzierał się przez drzewa, biegnąc wprost na nich. A oni mogli się tylko cofać. Dobra wiadomość jest taka, że chwilowo przestał ciskać kamieniami, gdyż ciężko było je znaleźć na leśnym runie. A zła wiadomość brzmiała... Cóż, zapewne wkrótce zginą. Koszmar wył, nacierając w ich kierunku niczym rozjuszony byk, taranując drzewa, zaznaczając posoką z rany czarną ścieżkę, rujnując wszystko, co napotkał na swojej drodze. Drewno szło w drzazgi, leśne żyjątka rozpierzchały się w popłochu. A dwójka inkwizytorów wraz ze skazaną stali w miejscu, najwyraźniej czekając na śmierć. Śmierć? Niedoczekanie! Nie mogli poddać się bez walki...! - Zwab go pod urwisko! - zawołał nagle Gerard, a Seth w mig pojął, co kat ma na myśli. Musieli postawić wszystko na jedną kartę. Pokonać potwora jego własną siłą rozpędu. Gerard trzymając ściśle Yvette wcisnął się możliwie bok, schodząc z pola rażenia, podczas gdy Seth biegiem cofnął się pod samą krawędź, prowokując bezrozumnego Koszmara jeszcze bardziej. Nie miał czasu na dłuższe wabienie go, nie miał czasu też na zadbanie o własne bezpieczeństwo. Właściwie, nie miał czasu na nic. Żniwiarz stanął u samego urwiska, znajdując się nagle, jak nigdy wcześniej, blisko kamiennego Koszmara. Seth w ostatniej chwili runął na ziemię, kryjąc głowę i łapiąc się czego popadło, by zyskać odrobinę stabilności. Koszmar, choć nie grzeszył inteligencją, w porę zauważył krawędź, po której nie było niczego, gwałtownie hamując i podobnie jak Seth, łapiąc się swoją jedyną ręką podłoża. Dla stworzenia było już jednak za późno. Jego cielsko runęło w dół, a on z nieludzkim rykiem usiłował wbić pazury z skalne podłoże, by powstrzymać to co nieuniknione. Wszystko mogłoby się dobrze skończyć, gdyby nie to, że potwór omyłkowo potrącił swoją kamienną głową leżącego na ziemi żniwiarza, ciągnąc go za sobą w przepaść... Dopiero wtedy Yvette mogła poczuć, jak reaguje Gerard. Mężczyzna w pełnym zaangażowaniu rzucił się na pomoc kompanowi, w ułamku sekund dobiegając do skraju skarpy i dosłownie w ostatniej chwili porywając w ręce wyciągniętą dłoń Setha. Ściskał go mocno, podczas gdy nogi żniwiarza bezwolnie poruszały się w powietrzu. Spojrzał w dół, widząc sunące się kamienie, wciąż słysząc ryk Koszmara turlającego się z urwiska, kruszącego na kolejne kawałki, obijającego o wystające skały... Ulga. Przeżył to. Jest uratowany... Zapadła błoga cisza, w której w końcu mógł wziąć pełen oddech. I wtedy Sethowi stanęło serce. Gerard, dotychczas poważny i skupiony... Nagle uśmiechał się, i zamiast wciągnąć towarzysza do góry (bo zdecydowanie miał ku temu predyspozycje i możliwości)... On gapił się na niego z wykwitającą satysfakcją. Wiedział już, jak bardzo ma przejebane. Role odwróciły się - żniwiarz przez dłuższy czas nie był w stanie wykrzesać z siebie słowa. Od kiedy wiesz, skurwysynu? - przeszło mu przez myśl, a uśmiech Gerarda zwiastował tylko jedną odpowiedź: od bardzo dawna. Żniwiarz był zależny od mężczyzny. Nie mógł się podciągnąć bez jego pomocy, nie miał o co wesprzeć nóg. Z kolei, Yvette, jeśli już dostrzegła, co jest między nimi grane, z pewnością nie mogła próbować powstrzymać Gerarda siłą, jeśli nie chciała przy tym pozbawić życia Setha. Najwyraźniej... przyszedł czas dyplomacji. W przypływie desperacji próbował zgrywać głupiego: - Bracie... Już po wszystkim. Możesz mnie wciągnąć - wypowiedział, lecz jego głos nie brzmiał pewnie. - Och, Seth... Nawet w obliczu śmierci wybierasz kłamstwo. Zechciej choć raz pokazać mi swoją prawdziwą twarz... - poprosił go cichym, powłóczystym głosem. Nie rozumiał. Wyciągnięta ręka zaczęła go boleć. Próbował pojąć, kiedy został oszukany. Czyżby Yvette... Stała po stronie kata? Czy od początku wiedziała o wszystkim, kpiąc z jego wielkich planów? Jaki to miało sens? Skazana, która trzymała stronę swojego oprawcy...? Boże, nie chcę widzieć jej uśmiechu. Nie teraz, chociaż nie ona... - rozpaczliwe myśli nawiedziły jego umysł. Poczuł, że jeśli ujrzy twarz Yv w tym samym wyrazie satysfakcji, co u Gerarda... To dobrowolnie wyrwie się z uścisku, skacząc w przepaść. To nie mogła być prawda. Nie kłamała. Jeśli nie... Zapewne tylko ona mogła go teraz uratować. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Pią Sty 11, 2019 2:19 pm | |
| Posłuchanie rady dziewczyny było obłędnie dobrym pomysłem, inaczej potwór dopadłby ich szybciej niż przewidywali. Uszkodzenie jakiego doznał motywowało go do walki, choć wyglądało naprawdę poważnie. Nadzieja, że niebawem padnie jawiła się znikomo. Odcięcie dopływu mocy i zupełne wystawienie się na zagrożenie, cudowny zabieg, który zirytował wiedźmę. Gdyby mieli czas na odpoczynek, zganiłaby żniwiarza z olbrzymią przyjemnością. Mocny wysiłek fizyczny za nic nie leżał w naturze Yv, która tymczasem dawała z siebie sto procent w ucieczce. Na pytanie Gerarda pokiwała twierdząco głową, porzucając najmniejsze chęci prowadzenia dialogu podczas trwającego biegu. Nie spostrzegła kiedy poważnie zaczęło brakować jej tchu, lecz gwałtownie została zatrzymana w którymś momencie. Głęboko, jak również szybko oddychając, kątem oka śledziła dalsze poczynania stwora. Zaszli tak daleko! Niemożliwe, by nastał teraz koniec. Nie umrze, nie mogła... Musi żyć, oby szczęście działało jeszcze mocniej, aniżeli dotychczas. Szansa na wspomaganie Setha znikła natychmiast po przerwaniu dotyku, jeżeli to nie miałoby miejsca, prawdopodobieństwo pomyślnego zakończenia wzrosłoby o milion. Cała ta sytuacja wynika z nieuwagi mężczyzny. Doprawdy złe przeczucie ogarnęło Yvette, gdy usłyszała słowa kata. Samo to, że ją trzymał i stał znacznie oddalony od szalejącego stworzenia, wywołało niemałe podejrzenia. Poświęciła kilkanaście sekund na obadanie wzrokiem jego pociętej twarzy, jednakże błyskawicznie wróciła spojrzeniem do całkiem wystawionego mężczyzny. Bezradność jaką aktualnie czuła była nie do zniesienia. Pierwszy raz chciała pomóc komuś tak bardzo, i brak tu mowy o Yvonne. Zamarła, zaciskając dłonie w pięści, gdy Koszmar ruszył prosto przed siebie. Etap upadku kamiennego monstrum przyjęła z małą radością, jednak prawie zerwała się do biegu widząc zjeżdżającego po ziemi żniwiarza. Prawie, ponieważ wyprzedził ją Gerard, o dziwo łapiąc sprawnie towarzysza. Mogła odetchnąć na nowo, czego nadzwyczaj potrzebowała. Wpierw bezlitosna ucieczka, potem niepojęte zmartwienie Sethem, a właśnie... Przecierając twarz dłońmi, zauważyła, iż znajomy nadal wisiał w powietrzu. Coś się wydarzyło. Kat bez problemu go przejrzał? Niedobrze, cholernie niedobrze. Bez zwłoki postanowiła interweniować, bo jak na razie wszystko zmierza ku śmierci nieodpowiedniej osoby. Ostrożnie przysuwając się w ich stronę, zerknęła krótkotrwale w stronę wiszącego inkwizytora. - Na co pan czeka? Wystarczy wciągnąć pana Setha. - zaczęła spokojnie, wlepiając oczęta w uśmiechającego się Gerarda. - Sądząc po pańskiej minie pojawiły się komplikacje na tle relacji, jednakże uważam, iż jest pan ponad to i zabicie kogoś w tak ordynarny sposób... Nie, nie pasuje to panu. Często byłam świadkiem pana pracy, doskonale wiem co mówię. - rzekła bez wahania, acz obawiała się, że niesiona pomoc może pogorszyć sprawę. Cóż, zawsze warto spróbować. Obojętny wyraz twarzy był chyba wizytówką Yv. Mimo to, teraz ze wszelkich sił starała się przegonić delikatny cień strachu. Nie tylko ze względu na Setha, a i rozmowy z tą nieobliczaną wersją opiekuna. - Wydaje mi się, że artyści tak nie postępują. Mylę się? - dalej ciągnęła pogawędkę, odważnie się prostując i krzyżując ręce pod biustem. Robiła co mogła, chociaż przewidzenie reakcji oprawcy jest niesamowitym wyczynem. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Sty 20, 2019 1:16 pm | |
| Kombinował na wszystkie możliwe sposoby, mimo że każda z dróg zdawała się kończyć dla niego tragicznie. Usiłować podeprzeć się nogami, by dać ulgę wyciągniętemu ramieniu, tracącemu siłę z każdą chwilą w powietrzu. Ile mógłby tak wytrzymać? Zdał sobie sprawę, że na boku w rozpiętym płaszczu wciąż spoczywa jego broń... Byłoby to samobójstwem, ale może zdążyłbym pociągnąć tego potwora do piekła ze sobą... Nim podjął jakąkolwiek decyzję, dosłyszał głos dziewczyny, a wkrótce też dostrzegł twarz w tej niezbyt sprzyjającej rozmowom pozycji. I jak na złość, to właśnie rozmowa była tym, co mogło go uratować. W innym przypadku, dlaczego Gerard miałby przedłużać agonię żniwiarza, pastwiąc się nad jego losem, trzymając go w garści? Właściwie... Był on sadystą, katem. Zapewne nie mógł sobie odmówić tej chwili władzy, nawet jeśli miałby po wszystkim uciszyć go, puszczając Setha w przepaść. Twarze inkwizytorów zostały zwrócone ku zbliżającej się Yvette. Setha zadziwiał spokój prowadzenia ich rozmowy. Mu osobiście daleko było od opanowania, choć jeszcze łaskawie powstrzymał się od krzyków i wyklinania kata. - Och, łamiesz mi serce, Śnieżynko... - zaczął Gerard, a w jego głosie w rzeczywistości zabrzmiało cierpienie. - I ty jesteś w to zamieszana? Do końca żywiłem nadzieję, że byłaś ponad wszystkim... - szepnął, kiwając smutno głową. Wypowiadał się niejasno, lecz mogli na wskroś pojąć, że stosunkowo bierne próby powstrzymania Gerarda przez Yvette, kat odebrał jako zdradę. Powoli wydawał swoją ocenę, kierując się własną, jak dotąd niezawodną intuicją. - Skończ pieprzyć - usiłował przerwać im Seth, czując, że jeszcze słowo, a Yvette wyląduje razem z nim w przepaści. Nie potrafił pogodzić się z losem, wciąż walcząc. Jednak...Z dwojga złego, nie chciał pociągać dziewczyny za sobą do odpowiedzialności. Szarpnął się, zaczepiając wolną ręką o krawędź urwiska, trzymając się stabilniej. - Nie sądzisz, że wystarczy już...? Auu! - urwał, gdy na jego palce natychmiast z impetem opadł but Gerarda, przyciskając je mocno do podłoża. - Nie trudź się. Teraz ja zadaję pytania - syknął, niezadowolony, że przerywa mu się nawet w chwili, w której ewidentnie rządził. Zwrócił się ponownie w stronę skazanej. - Co więc proponujesz, Śnieżynko? Bardziej artystyczne podejście? - zapytał odrobinę kpiąco. Nikt chyba nie wątpił w kreatywność kata. Z pewnością jego „artystyczne podejście” skończyłoby się rozczłonkowaniem i zawiązaniem flaków Setha w kokardkę. Spojrzał w dół, gdy pod butem poczuł szarpanie się niezbyt zadowolonego z sytuacji żniwiarza. Natrafił na jego wściekłe spojrzenie. - Spokojnie, Seth. Rozmawiamy. Nie ma powodu do niepokoju - rzekł cicho, co bynajmniej nie zadziałało na mężczyznę znajdującego się w nieciekawej pozycji. - Chcę wiedzieć, kto jeszcze za tym stoi. Chcę to usłyszeć od ciebie... od was - poprawił się zaraz, mrużąc oczy, przelotem zerkając na Yv, zakładając, że spiskowali przeciw niemu. - Christine? Suka nigdy za mną nie przepadała... - podpowiedział im, wyraźnie oczekując odpowiedzi. Ta nie nadeszła ze strony Setha. Jeszcze nie. Warknął cicho. Choć nie rozstał się z mistrzynią grabarzy w ciepłych stosunkach, nie chciał jej w to mieszać... Co miał powiedzieć? Na kogo zwalić winę? Ile wyznać, by nie powiedzieć więcej, niż wie ten przeklęty skurwysyn? - Śmiało - zachęcił ich jeszcze, zdobywając się na uśmiech, za który Seth znienawidził go do granic możliwości. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Sty 20, 2019 4:47 pm | |
| Nie rozumiała, czemu spotykał ich tak wielki pech? Wszelkie zamierzenia powinny iść pomyślnie, a tymczasem kat bez przeszkód odkrył cel tej całej wędrówki. Ktoś tu musiał być porządnie przeklęty, bo przecież bliźniaczka została w siedzibie. Trzeba to jakoś wytłumaczyć... Milczała twardo, gdy Gerard wypowiadał słowa odnoszące się do niej. Przez chwilę, poczucie winy dręczyło Yv do tego stopnia, iż zrezygnowała z udziału w rozmowie. Walczyła ze swoimi przekonaniami, choć stare rany dokładnie wskazywały na zło siedzące wewnątrz tego mężczyzny. Nie jest mu za nic wdzięczna, nadal jest tą samą bestią, która siedem lat temu wzięła ją oraz siostrę pod swe czarne skrzydła. O mały włos, a sama wydałaby sobie wyrok, kierując się prawie porzuconymi wyrzutami sumienia. Wyraziste wspomnienia dokładnie pokazywały, że wraz z Yvonne utrzymały się w Inkwizycji nie dzięki opiekunowi, a rozmowie i zgodzie na jakąkolwiek możliwą współpracę. Same osiągnęły ten końcowy wynik, nie należą się mu żadne wyrazy wdzięczności. Jest tylko sadystycznym potworem. Czyżby przegrali...? Jak zawsze Yvette postrzegała świat zbyt realistycznie, tym razem chciała walczyć. Wierzyła nieprzerwanie, że są w stanie wybrnąć z opłakanej sytuacji zwycięsko. Łapiące ją z każdej strony konsekwencje, jak i wzrastające napięcie, rozbudziły zuchwałe zachowanie wiedźmy. - Najwyższy czas powiedzieć prawdę. Wystarczy tego teatrzyku. - przerwała ciszę, podnosząc wolno wzrok w górę i rzucając katu nienawistne spojrzenie. - Trzymasz tam niewłaściwą osobę... Został poproszony o pomoc, a jego wielka niechęć idealnie wpasowywała się w mój plan. Nie sądzisz chyba, że tamten przysłowiowy kretyn byłby w stanie sam wymyślić coś bardziej sensownego. - rzekła głośno, jak również wyraźnie. Stąpała po coraz cieńszej krawędzi, jednak obawa o karę jaka przyjdzie po tym wszystkim, zeszła na drugi plan. Pojęcie o wielu rzeczach było znikome dla Yvette, zaś wzięcie całej odpowiedzialności na siebie zaliczało się do jednej z nich. Chronienie obcego człowieka? Ewentualne, drobne zmartwienia jeszcze znosiła, lecz coś takiego... Duma kobiety została naruszona. Dbanie wyłącznie o siebie powinno jawić się jako priorytet, jednakże póki co, uparcie odchodzi od kolejnej ustalonej zasady. Tak jak w przypadku siostry, inna reakcja nie miałaby miejsca. Wyjaśnienia są zbędne, ponieważ czarownica sama zastanawia się "dlaczego?". Pewnie minie długi okres czasu, gdy otrzyma jasną odpowiedź. Wystawiając przed siebie rękę, wysunęła wskazujący palec w stronę Gerarda. - Nie próbuj porównywać mnie do Yvonne, która potrafi tylko na okrągło szczekać. W przeciwieństwie do niej, umiem posunąć się do czynów... - ostrzegła, nie spuszczając z niego oka. - Możesz zapomnieć o dalszym szpeceniu mnie. Więcej nie dotkniesz mojej skóry. Nigdy. - warknęła stanowczo, aczkolwiek wewnątrz czuła, iż trochę przesadziła z pewnością. Teraz wkopała się na dobre, dosłownie wchodząc na szczyt ładnie ustawionego stosu i podpalając go. Istniała możliwość cofnięcia słów i błagania o przebaczenie, ale nie zamierzała tego zrobić. Ostatnia wypowiedź była szczególnie prawdziwa, a do tego zawierała w sobie pełno konkretnej złości. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Zachodnia część boru | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|