|
|
Autor | Wiadomość |
---|
Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Sty 26, 2019 9:35 pm | |
| Na nic zdało się jej wiedźmie szczęście, gdy tak długo kusili los, ślepo wierząc, że kat nigdy ich nie przejrzy. Posunęli się o krok za daleko. Przecenili własny spryt, idąc ponownie na misję, która miała być zgubna tylko dla jednej ze stron. A może... W nieszczęściu, przed jakim niewątpliwie stali, kryło się coś więcej? Czyżby dopadły ich chwilowe chmury przysłaniające piękny, słoneczny dzień? Niestety, nic na to nie zapowiadało. Gerard rządził sytuacją, doskonale zdając sobie sprawę z tego, co czynił. Mało tego, wszystko wskazywało na to, że znał ich każdy dotychczasowy krok... Po słowach Yvette obaj mężczyźni przechodzili ciężkie chwile. Cierpiący wyraz twarzy nie odstępował Gerarda na krok, a Seth z kolei rozpaczliwie usiłował się podeprzeć stopami o niezbyt stabilną ścianę skalną. Ironicznie, to właśnie wyciągnięte ręce kata i stopa przygniatająca dłoń inkwizytora, przynosiły mu nieco ulgi. Poza kłopotaniem się o własne przetrwanie, teraz jednak doszły mu troski o życie skazanej. Dlaczego to robiła...? Przecież nie wisiała nad urwiskiem. Głupia Yv... Gdzie podział się twój instynkt przetrwania? - Yvette, nie musisz... - starał się jej przerwać i ponownie zwrócić uwagę Gerarda na siebie. Nie rozumiał jej planu, o ile w ogóle takowy posiadała. Nie zamierzał pozwalać dziewczynie brnąć w to samej. Chętnie wskoczy w bagno za nią. Nim zdołał odezwać się ponownie, przerwały mu słowa kata: - Sądziłem, że odpowiada ci taki układ... Myślałem, że jesteś wyjątkowa. Nie sprzeciwiałaś się, gdy... - urwał, jakby wahając się. Najwyraźniej przywoływał historię znaną tylko im. Seth bardzo żałował, że z tej perspektywy nie widział twarzy mężczyzny, lecz drżący ból w głosie przynosił mu wystarczającą satysfakcję. Po raz pierwszy w życiu słyszał, że Gerard się zająknął. Niestety, nie miał czasu napawać się tą chwilą dłużej. Musiał przejąć pałeczkę w tym przedstawieniu, nie zamierzając dłużej bezczynnie wisieć. Z dwojga złego wolał już obrać jeden z dwóch dostępnych mu kierunków. Góra albo dół. - To wszystko... Jest tylko moją i wyłącznie moją zasługą - odpowiedział, zabierając winę Yvette dla siebie. Nie sądził jednak, że mężczyzna mu uwierzy, jako że niespodziewanie obie strony przyznały się do grzechu, przypisując sobie wszystkie zasługi. Mówił spokojnie, na ile tylko pozwalała mu niewygodna pozycja. - Nie mam pod swoimi skrzydłami żadnej skazanej. Gdyby omyłkowo podwinęła ci się noga... Istnieje szansa, że Szczęśliwa wylądowałaby u mnie - wyjaśnił w prostych słowach, zmuszając się do szczerości. Prawie. Nie miał wyjścia. Nie mógł sięgać po dalece odbiegające od prawdy historie, nieświadom, ile wie Gerard. Chciał odwieść go od pomysłu zamieszania w sprawę osób trzecich, zwłaszcza Christine. Przez ułamek sekundy napotkał spojrzenie kata, zadzierając głowę ostro ku górze. Ten jednak wkrótce zwrócił się ku Yvette, pytając: - Czy to prawda? Też tego chciałaś, Śnieżynko? Naprawdę wolisz... jego? - pytał, zasmucony, ale już spokojniejszy. Docenił ich chwilową szczerość, w końcu czując, że stąpa po stabilniejszym gruncie. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Sty 27, 2019 12:22 am | |
| Dotarła do najbardziej niemożliwego punktu w swojej historii, więc każde wypowiedziane tutaj słowo wywoływało zaskoczenie, które trudno było ukrywać. Niemniej, wiedźmie jakoś się udawało z lepszym czy gorszym skutkiem. Ręce Yvette bezwładnie zawisły w powietrzu, gdy poznała prawdziwe myśli kata. Szeroko otwartymi oczami, wpatrywała się w stojącego nieopodal mężczyznę. Tego było zdecydowanie za wiele. On naprawdę uważał te reakcje za kompletne przyzwolenie, zachęcające do dalszego działania... Ona wyjątkowa? Wcale. Walka i łzy znikły z biegiem czasu przy ich kolejnych, krwawych spotkaniach, ponieważ przestała widzieć w tym sens. Los był zbyt silny oraz okrutny, a przeciwstawianie się mu mogło pogorszyć sprawy. Zresztą, miała idealny przykład Yvonne. Nie ma ratunku dla tego człowieka. - Ty... - zaczęła półszeptem, jednak zaraz zacisnęła zęby i nie odezwała się więcej. Popełniła wielki błąd, który przyciągnął natychmiast dziwną sympatię kata. I mimo złości na siebie samą, wiedziała, iż zachowałaby się tak samo przy ponownej okazji. Nie chciała zostać pobita i wyszarpana, wybór uległej postawy był najlepszy z najlepszych. Seth miał czelność wtrącić trzy grosze do rozmowy, biorąc całą winę na swe barki. Czemu jej tego nie zostawił? Spokojnie załatwiłaby wszelkie niejasności, w końcu moc nie pozwoliłaby wyrządzić białowłosej większej krzywdy. Co prawda, nie miał podstaw do zaufania wiedźmie, ale nawet jeśli... Istniała szansa na całkowite przyciągnięcie uwagi Gerarda, zaś w ten czas mógł spróbować wydostać się z tej opłakanej pozycji. Jaka odpowiedź byłaby idealna? W każdym razie, musiała twardo trzymać się swojej poprzedniej wypowiedzi. - Wierzę... - mruknęła na początek pod nosem, chcąc jakoś uporządkować myśli i słowa. - Wierzę, iż on nie posunie się do podobnych praktyk, co ty. To bardzo naiwne z mojej strony, ale... Jestem w stanie mu zaufać. - odparła, przymykając powieki oraz przenosząc wzrok na Setha. Jedna z najgłupszych rzeczy to zaufanie komuś. Brawo Yv, oby ten wybór nie okazał się znacznie gorszy. - Wstyd mi za te podłe zagrywki, lecz... brak nowych blizn brzmi niezwykle miło. - rzekła pewniej, wracając ostrożnie spojrzeniem do starszego inkwizytora. Przewidzenie kolejnych akcji kata było jeszcze bardziej nierealne niż przedtem. Sam smutny wyraz jego twarzy czy głos, wprowadził niezłe zamieszanie w umyśle dziewczyny. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Sty 27, 2019 12:07 pm | |
| Nie okazywał zaskoczenia, choć światopogląd kata najwyraźniej legł w gruzach. Przyglądał się dziewczynie zza zmarszczonych brwi, w milczeniu przysłuchując się jej słowom. Zaufanie. Mówili o tym jak o codziennym śniadaniu, jakby to nielogiczne połączenie między skazaną a oprawcą było czymś zwyczajnym. Uznała żniwiarza za lepszego, nie zerkając nawet w kierunku innej opcji, opcji wolności. Wybierała pomiędzy siekierą a nożem, jakby zastanawiając się jedynie, co przyniesie jej łagodniejszą śmierć. Czy potraktował jej decyzję poważnie? A od kiedy królik zamknięty we wnykach mógł decydować w jaki sposób zostanie przyrządzony? - Myślisz, że masz jakikolwiek wybór? Że twój głos będzie brany pod uwagę? - zapytał się dziewczyny już zupełnie odmiennym, pełnym złości głosem. Często pytał ją o zdanie, teraz jednak zaprzeczając wszystkiemu. Z cierpieniem nigdy nie było mu do twarzy. Furia, jaka zaczynała go ogarniać była mu zdecydowanie bliższa. Nie zmienił jednak pozycji, tłumiąc szał w sobie, wciąż trzymając żniwiarza. Odetchnął, spuszczając wzrok na mężczyznę pod sobą. - Nie chcę cię zabijać, Seth - poinformował go nagle, spokojniejszym tonem. - Nie chcę mieć wrogów. Wiem, że jesteśmy tacy sami. Nie czujemy się zobowiązani doktrynami Inkwizycji. Za nic mamy wojnę i emocje z nią związane. Jesteśmy tu z innych pobudek. Z możliwości, jakie daje nam Święta Organizacja. Nie mogę oddać się temu, co kocham, gdy czuję na sobie oddech nieumiejętnie podchodzącego do tematu mordercy. Nie ma w tym honoru, Seth. Nie chcę byś dłużej czatował na moje życie. I naprawdę, nie chcę cię zabijać - powtórzył. - Ale jeśli będę zmuszony... Żniwiarz nie był w stanie wydusić z siebie słowa pod natłokiem sprzecznych informacji. Czyli...? Dyskusja w tej opłakanej pozycji miała jednak sens? Czy on dawał mu znak, że jeszcze mogą dojść do porozumienia? - Co proponujesz? Chyba nie jesteś człowiekiem, którego zadowoli byle obietnica...? - wysapał, będąc coraz bardziej obolały. Był gotów poprzysiąc na własną matkę, że od teraz będzie omijał Gerarda i Yvette szerokim łukiem, byleby znaleźć się w końcu na stabilnym gruncie. - Nie. Zadowoli mnie szczerość. Jestem w stanie przejść wiele. Ale spisek, szachrajki w papierach i gra, której zasad nikt mi nie wyjaśnił... To zbyt wiele. Nie chcę się dostosowywać, ale nie dam zaszlachtować się za cudze poglądy. Jest mi tu naprawdę dobrze. Gerard równie dobrze mógł przemawiać w innym języku, po podobnie wiele zrozumiałby Seth. Jaki miał w tym cel? Dlaczego po prostu nie puści jego rąk? O ile byłoby prościej... - Mówiłeś, że wziąłeś ze sobą karty. Zagramy o obie z sióstr. Z honorem. Jeśli przegram, przysięgam odpuścić - wypowiedział rzeczowo, jakby jego słowa były zupełnie normalne. Seth na moment otworzył usta w zdziwieniu, jeszcze niepewny, czy nie ma do czynienia z żartem. Nikt się nie zaśmiał, więc poczuł się w obowiązku zapytać: - A jeśli ja przegram...? - usiłował się dowiedzieć, nim zawrze pakt z diabłem. Na szali leżało jego życie, cóż więcej mógłby od siebie oddać? - Dasz mi spokój. I zabierzesz ze sobą Yvonne - zdecydował po chwili namysłu. Przełknął ślinę. Do całego pakietu własnego nieszczęścia miałby przygarnąć jeszcze pechową bliźniaczkę? Nie spodziewał się, że nawet po wszystkim dobrowolnie poprosi radę o opiekę nad nią... Teraz jednak, wisząc nad przepaścią, cale od śmierci, gotów był podjąć się wszystkiego. - Umowa - przytaknął, patrząc mu wściekle w oczy. Dobili targu? Nie rozumiał, dlaczego Gerard daje mu tak wielką szansę, gdy na każdej płaszczyźnie miał nad nim przewagę. - Doskonale. Podaj mi swoją broń - rozkazał, wypuszczając skostniałe palce żniwiarza spod własnego buta. Oho, głowa na karku. Chyba wciąż sądzi, że coś knuję... Nie miał jednak większych problemów z sięgnięciem do skórzanej kabury, w celu dobycia swojego najcenniejszego, inkwizycyjnego skarbu. Zgodził się przecież na wszystko. Podpisał pakt z diabłem, oddanie mu w ręce broni, podczas gdy Gerard był w stanie zabić go samym wyprostowaniem palców, zwyczajnie nie robiło na Sethcie wrażenia. Bez krzty żalu podał ją mężczyźnie. Zabezpieczoną, z lufą wycelowaną w swoją stronę. Słuszny ruch. Od razu po tym, poczuł silne szarpnięcie, zwiastujące długo nienadchodzący ratunek. Został rzucony na ziemię, słodką, stabilną ziemię. Jego naprężone przez wieki mięśnie drżały, a on sam przez chwilę był w stanie jedynie leżeć, zupełnie wyczerpany i załamany. Nie czuł satysfakcji, choć udało mu się zachować życie. Przynajmniej chwilowo. Czuł, że nastały właśnie ciężkie czasy. Przyłapano go. Cała Inkwizycja mogła się dowiedzieć. Chris umyje ręce, nie przyznając się do winy. Na jej miejscu, zresztą, zrobiłbym to samo. Gapił się w skałę przed jego twarzą, niespecjalnie chętny do dalszej walki, ani nawet użycia kart, które nieszczęśliwie zabrał ze sobą. Nie był świadom tego, co dzieje się tuż obok niego. Gerard, mający w końcu wolne ręce, zbliżył się do swojej podopiecznej. Wziął solidny zamach, uderzając ją zewnętrzną stroną dłoni. Z pełnią żalu warknął: - Nie przyniosłaś mi szczęścia. W jak podłej sytuacji się znaleźli? Nawet przez chwilę nie liczył na wygraną. Z trudem zebrał się sobie, w czym pomógł mu jeszcze kopniak Gerarda, wraz z jego słowami: - Wstawaj. Idziemy do obozowiska. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Sty 27, 2019 4:59 pm | |
| Miał rację i to wykluczało Yv z dalszego dyskutowania. Głupie upieranie się byłoby marnowaniem drogocennego czasu. Daleko jej do decydowania o własnym losie, nigdy nie dostąpi tego zaszczytu, gdyż jest własnością Inkwizycji. Wiedziała o tym lepiej niż ktokolwiek inny, choć posiadała na tyle odwagi, aby wyrazić otwarcie swoje zdanie. Nie spodziewa się żadnych zmian po tym incydencie, chyba że na gorsze. Duże prawdopodobieństwo, iż właśnie tak będzie. Zrobiła kilka małych kroków w tył, by dokładniej przemyśleć całe zajście. Opuszczając lekko głowę w dół, zacisnęła dłonie i zamknęła powieki. Postąpiła słusznie? Bez przerwy starała się w tym upewniać, a jednak wciąż czuła, że większa część winy leży zupełnie po jej stronie. Gdyby istniało inne wyjście, które zapewniłoby od razu bezpieczeństwo żniwiarzowi... Kłamstwa zawsze wychodziły na jaw, z kolei te duże pchały się na światło dzienne niesłychanie szybko. Wolała porzucić ryzyko jak najdalej, wyznając odrobinę naruszoną prawdę. Zrzucając winę na kogoś innego rozpętałaby konkretne piekło, zaś wtedy decyzja ta mogłaby być ostatnią w życiu wiedźmy. Wyraźnie usłyszała ich układ. Rozwiązanie problemu za pomocą kart wydawało się idiotyczne, ale skoro tylko to im zostało, warto spróbować. Sama propozycja płynąca z ust Gerarda zdawała się być niewiarygodna. Poczuła jeszcze większą złość, gdy dostrzegła pewną rzecz. Tak łatwo zrezygnowałby z niej po siedmiu latach? Zostawiając na moment pozostałe niuanse, nie przywiązał się choć trochę? Coś podobnego, oprócz oburzenia wywołał smutek. Jakim prawem to odczuwała, przecież chodziło o kata, który czerpał radość z zadawania jej bólu! Za sprawą kart był gotów pozbyć się białowłosej, od tak. A ona głupia ubzdurała sobie jakąś minimalną troskliwość płynącą od niego, żałosne. Niedługo uniosła głowę, przenosząc spojrzenie na zbliżającego się kata. Wzbudził spory lęk, gdy przybrał na dodatek tą groźną minę. Stała nieruchomo, aż padło mocne uderzenie, wycelowane idealnie w policzek. Mimowolnie odwrócona głowa w bok, jak i delikatnie cała sylwetka, zdradzała, iż z pozoru niegroźny cios zawierał w sobie niemałą siłę, przynajmniej dla Yvette. Mogła się tego spodziewać... Bolało. Przyłożyła drżącą dłoń do uderzonego miejsca, gładząc skórę palcami i przy okazji zasłaniając na chwilę policzek. Nie odważyła się nawet zerknąć w stronę opiekuna. Cud, że ten czyn mu na razie wystarczył. Ślad w przypadku szyi dało się łatwo ukryć, aczkolwiek z tym będzie znacznie gorzej. Powrót zapowiadał ostateczne rozstrzygnięcie sporu. Przy ponownej podróży Yvette utrzymywała spory dystans, co do dwójki mężczyzn. Miała dziwne wrażenie, iż nie tylko Gerard jest na nią wściekły. Seth pewnie też miał jej za złe takie rozegranie sytuacji, tylko w tym wymęczonym stanie nie okazywał tego. Wszystko się spieprzyło, choć szczęście powinno stać po ich stronie. Kat wygrał po raz kolejny. Nie potrafiła pojąć, czyżby jego pomyślność w jakiś sposób dorównywała wiedźmiej mocy? A może to wszystko zasługa owego doświadczenia? Niemożliwe, by sama znajomość życia wystarczyła w walce przeciwko szczęściu. Jeśli taka jest prawda, zwycięstwo zawsze będzie należeć tylko do niego. Idąc tym tropem, Seth spotka kłopoty przy nieszkodliwych kartach i istnieje olbrzymia szansa na porażkę. Wtedy Yvonne zostanie mu przekazana, a Yv czeka dalsze życie w towarzystwie aktualnie wrogo nastawionego inkwizytora... Ocieplenie relacji raczej odpada. Podczas ich rozgrywki, obdarowanie żniwiarza błogosławieństwem jest awykonalne. Jeszcze dochodzi czujność Gerarda, która będzie pracowała na najwyższych obrotach. Co robić? Musi gdzieś być jakieś wyjście, o wiele lepsze niż wcześniejsze. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Pią Lut 01, 2019 7:03 pm | |
| Gerard prędko odpuścił Yvette, popychając za to zniechęconego żniwiarza, aby szybciej ruszył w drogę. Na krótki moment zapadła żenująca cisza, w której dopiero mogli przetworzyć natłok ogarniających ich wydarzeń. Uniknąłem śmierci. Wlazłem z deszczu pod rynnę. Kat... Kat niewątpliwie w coś pogrywa. O co w tym wszystkim chodziło? Seth nie dopytywał. Ręce wciąż trzęsły mu się z niedawnego wysiłku, pomimo powrotu na bezpieczne podłoże, czuł na sobie spojrzenie Gerarda, gotowego wycelować w niego jego własną broń. Spełnił więc polecenie mężczyzny, idąc w dół zbocza. Ściemniało się, lecz znał drogę. Nim przestąpił więcej niż parę chwiejnych kroków, zdał sobie z czegoś sprawę. Ostrożnym ruchem, tak, aby kat nie posądził go nic groźnego, wyjął z płaszcza talię kart, a następnie pozbawił się wierzchniego odzienia. Rzucił je niedbale w stronę Yvette, która w efekcie eksplozji straciła swoją pelerynę. Nie powiedział jej ani słowa, nawet nie spojrzał jej w oczy. Po tym, włożył talię kart w inną kieszeń, ruszając w dół i nie zamierzając przeciwstawiać się woli kata, przyjmującego jego gest ze spokojem. Nie tylko unikał jej spojrzenia. Najchętniej rzuciłby się do biegu, aby zostawić tę dwójkę za sobą. Czuł wstyd. Palący wstyd i zawód, jakie mógł czuć kilkulatek, któremu w brutalny sposób uświadomiono, że jego dziecinne marzenia nigdy nie miały racji bytu. Nie miał już w sobie nadziei. Wiedział, że uczestniczy w grze kontrolowanej przez Gerarda. Był jedynie marnym pionkiem, którego on w każdej chwili mógł strącić z planszy. Ty kretynie... Ty skończony kretynie. Tyle obiecał, siląc się nawet szczegóły, widząc blask wiary w jej oczach. Sam w to wierzył. Wyprawy po nieznane, przygody sięgające horyzonty tego, co znali. A teraz...? Nie ufał Gerardowi, miał zerową pewność, czy nie zostanie przez niego zastrzelony po wszystkim, czy nawet w trakcie. Przegrał. Nim w ogóle zaczął rozgrywkę. Poddali się własnym myślom, spory odcinek drogi powrotnej pokonując w milczeniu. Gerard zerkał na swoją podopieczną, doskonale widząc ślad na jej twarzy, jakiego był sprawcą. Nie szczędził w końcu siły. I jak zwykle, za każdym razem, mocno tego żałował. Nie przeprosił, lecz w równym stopniu nienawidził jej bić, jak i tracić nad sobą kontroli. Yvette będzie nosiła oznakę jego słabości jeszcze przez dłuższy czas. Efekt chaotycznego, nieprzemyślanego gestu, który musiał wykonać, by nie wybuchnąć. Był gotów zbesztać każdego, kto skrzywdzi ją w równie nieumiejętny sposób, jednocześnie samemu nie potrafiąc utrzymać nerwów na wodzy. Nie wytrzymał długo w ciszy. Za wiele myśli cisnęło mu się do głowy, za wiele pytań, na które wciąż nie znał odpowiedzi, choć, jakby się zdawać mogło, i tak wiedział więcej, niż się spodziewali. - Masz mi za złe wybór tej kary, Śnieżynko? - rzucił, a jego głos ociekał emocjami. Wyrzutem, wściekłością, ale i pragnieniem zrozumienia. - Uwierz mi, stać mnie było na więcej. Ale nie zrobiłem niczego, co mogłoby cię oszpecić. Przecież... Są estetyczne. A odrobina bólu? Taki jest cel karania! Cel i cena. Brzmiał nawet, jakby próbował wyjaśnić lata okaleczania dziewczyny. Kilka kroków przed nimi, rozległo się ciche prychnięcie Setha, któremu na moment przerwano apatyczny nastrój. Spowodowało to jedynie mocniejsze zaciśnięcie palców Gerarda na dzierżonej przez niego broni. - Czego jeszcze o tobie nie wiem...? - zapytał cicho, nie sądząc jednak, że otrzyma odpowiedź. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Pią Lut 01, 2019 11:05 pm | |
| Nie mogłaby zignorować kurtki podarowanej przez Setha, która rzucona w jej kierunku wylądowała na ziemi, więc podniosła ją i otrzepała dokładnie przed ruszeniem w dalszą drogę. Wiedziała jaki był zamysł mężczyzny, lecz jego dobroć wciąż pozostawała zagadką. Zaplanowane wydarzenia zapewne nigdy nie staną się realnymi, także mógł już porzucić małą, wymuszoną sympatię. Mimo to, porażka jest nieczęstym gościem u Yvette i znacznie przebijała bólem uderzony policzek. Ściskała w rękach wierzchnie odzienie, rozmyślając nad dotychczasowymi wydarzeniami. Aż nieco przygryzała nerwowo dolną wargę, a to niecodzienne zjawisko. Czemu nie skorzystała z jedynej szansy na ogrzanie się? Uważała, iż użycie ubrania byłoby wielce niesprawiedliwym czynem. Wymęczony żniwiarz bardziej tego potrzebował. Chłód towarzyszył wiedźmie od najmłodszych lat, większa ilość też nie stanowi problemu, jednak w jego przypadku tak osłabiony organizm jest bardzo narażony. Musi zwrócić szybko podarek, gdy tylko nadarzy się okazja. Głos Gerarda przeraził ją na tyle, że lekko zmrużyła oczy w oczekiwaniu na jakieś kolejne równie silne uderzenie. Co dziwne, nic nie nadeszło oprócz słów pełnych czegoś niezrozumiałego dla Yv. Pierwszy raz spotykała tą stronę opiekuna... Minęła chwila zanim wybrnęła ze zdziwienia jakie jej zafundował. - Wątpię, aby były piękne dla kogoś poza panem. - odparła wolno, przełykając ciężko ślinę. Szacunek powróciłby prędzej czy później, odnoszenie się do starszego inkwizytora na "ty" odpada na dłuższą metę. - Moim zachowaniem nie zasłużyłam na większość z tych blizn. Rozumiem fantastycznie działanie sprawiedliwości, ale... Nie ja na to pracowałam, tego jestem pewna, a pan... Pan i tak stosował tę karę również wobec mnie!- rzekła wściekłym tonem. Od dłuższego czasu darowała sobie patrzenie na kata, choć teraz ośmieliła się to zrobić. Spojrzenie jakim go uraczyła było pełne goryczy. Ponowne denerwowanie go może skończyć się drugim policzkiem, pomimo że sam zaczął ten temat. Możliwe, iż niepotrzebnie się uniosła, lecz duszenie w sobie tych emocji wcale nie pomagało. Westchnęła głęboko. Chciała przywrócić wcześniejszy spokój, który trzymał ją z dala od zbyt emocjonalnych reakcji. Niestety, szło opornie. Nawet przetarcie twarzy dłońmi wywołało tylko ból, który wynikł z zapomnienia o zranionym policzku. Syknęła cicho, gdy uraziła bok swej twarzy. Ani na chwilę nie rzuciła odzienia Setha na ziemię, ciągle było przewieszone przez jedną rękę. Zaraz je poprawiła i na nowo przyciskała do ciała. - Sam pan nie chciał wiedzieć wielu rzeczy. - odpowiedziała jeszcze ciszej, przymykając powieki oraz zerkając uparcie w bok. Głupi smutek nachodził dziewczynę bez przerwy, jakby to ona popełniła największy błąd pod słońcem. Gerard nie potrafił lub nie chciał dostrzec swojej winy, więc białowłosa przejęła rolę czarnego charakteru, dążącego w stronę śmierci opiekuńczego człowieka. Jak miała sobie z tym poradzić? Przedtem podobna sytuacja nie miała miejsca. Dalej trzymała się swojej niewinności, chociaż miała teraz pełno wątpliwości. Jego postępowanie jest karygodne... Na pewno? Nadal żyją po tych latach, a przecież gdyby chciał wyrządzić im sporą krzywdę, dawno by to zrobił. Kim dla niego są? Zwykłym płótnem na którym tworzy dzieła czy kimś więcej? Naprawdę sprawował nad nimi opiekę? A może było to zwykłe kłamstwo? Chciała dowiedzieć się tego wszystkiego, ale jak zacząć? Wątpi, aby trasa zaliczała się do dobrych miejsc na taką rozmowę. Z drugiej strony, w jej świecie pojawił się Seth. I choć nie ukrywał ogromnej chęci szybkiego wzbogacenia się, mówił niezwykle prawdziwie o czekających ich wyprawach. Nie obawiał się dotyku, jak i bliskości Yvette. Wyróżniało go, aż nazbyt wesołe usposobienie, a poza tym szczerze brał pod uwagę jej zdanie. Pomimo często irytujących prowokacji ze strony kobiety, nie zmienił swego podejścia i dalej chciał współpracować. Ten idiota, taka właśnie przeszła myśl przez głowę Yv. Utrzymała kamienny wyraz twarzy, lecz o mały włos i wpuściła mały uśmiech na usta. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Lut 02, 2019 5:04 pm | |
| Przysłuchiwał się ich pięknej, niemal rodzinnej sprzeczce, czując jak złość wrze w nim na nowo. Dlaczego wciąż jest taka usłużna? Wszystko się wydało, grzeczności są zbędne. Zbędne i utwierdzające go w przekonaniu, że racja wciąż może leżeć po jego stronie. Szedł w znacznej odległości od nich, nie przekraczając jednak dystansu, po którym mógłby uronić choćby słowo z dialogu pary. Niech myślą, że go to nie obchodzi, przynajmniej do czasu, aż padnie kolejna „mądrość”, niepozwalająca mu zachować milczenia. Na takową długo czekać nie musiał. - To niemożliwe. Owszem, piękno bywa subiektywne, lecz składowymi piękna są... zachowanie proporcji. Umiar. Harmonia barw, przekaz, jaki niesie za sobą dzieło. Powtarzalność i pierwsze, zapierające dech w piersiach wrażenie. Czy coś pominąłem? To wszystko... Zawiera się w obrazie, który stworzyłem. W uniwersalnym ujęciu... są piękne - żachnął się, mówiąc prędko, wyraźnie natchniony, lecz wciąż zły, że musi tłumaczyć podopiecznej tę oczywistość. - Kara nie była bez powodu. Miałaś wpływ na Yvonne. I swoją układnością i ogładą nie pozostawałaś bez winy. Leżała ona w tym, że nawet nie poczuwałaś się do odpowiedzialności, aby nad nią zapanować. Spoglądanie na jej cierpienie miało być nauczką... A może zaczęłaś to lubić, tak bardzo, że nawet co spotykało ciebie w następnej kolejności było odpowiednią ceną? - posądził ją, mrużąc oczy i doszukując się na jej twarzy kłamstwa. Po krótkiej przerwie kontynuował: - Ból, który często za nią znosiłaś... To miało sprawić, że powinnaś zrobić wszystko, aby nie przechodzić przez to ponownie. Wszystko. Łącznie z wyrwaniem złośliwego języka twojej siostry. Aby nie zadawać jej więcej cierpienia, jeśli ją kochałaś. Jej i sobie. Co za koszmar. On... najwyraźniej w to wierzy. Co musi dziać się w jego głowie, skoro wypowiada te słowa z takim przekonaniem? Co on knuje, do cholery? Używa czasu przeszłego. Tłumaczy się. To spowiedź z własnych zbrodni. O co w tym wszystkim...? - Seth usiłował pojąć motywy Gerarda, lecz zrozumienie nie istniało w zasięgu jego wyobraźni. Odwrócił się do nich przez ramię, w końcu wtrącając się: - Skończcie ten cyrk - syknął na nich, mówiąc o ich zażartej sprzeczce. - Kurwa, Yv, jak w ogóle możesz usprawiedliwiać to wypaczenie? Jak możesz być tak spokojna? Sprawiedliwość? Metody wychowawcze? Nie. Nie ma w tym ani krzty szlachetności. To zbędne okrucieństwo, dla zaspokojenia własnego, CHOREGO poczucia sztuki... - podniósł głos, czując, że nim dojdą na dół zbocza, udusi mężczyznę gołymi rękoma. Nie obchodziło go, że nie ma przy sobie broni. Własne życie w obliczu nieposkromionej chęci skrzywdzenia kata, schodziło na dalszy plan. - Gerard, bracie... - nazwał go tak z przyzwyczajenia, lecz złość w głosie Setha odbierała przydomkowi wszelaki pozytywny wydźwięk. - Powinni cię zamknąć w szpitalu dla czubków. Pojeby jak ty NIE MOGĄ funkcjonować w społeczeństwie - wyznał dobitnie, nie mając najmniejszego zamiaru sięgać do kłamstwa, gdy wciąż balansował na granicy życia i śmierci. - Yv, załóż płaszcz. Natychmiast - dodał, gdy przenosząc spojrzenie na dziewczynę, spostrzegł, że jego poświęcenie poszło na marne. Przystanął w miejscu, oczekując wyroku. Odpowiedzi. Agresji, może wycelowania broni. Dlatego... Jakże zdziwił się, gdy ripostą Gerarda był spokój. Spokój wymieszany z... rozbawieniem? - Nie przeklinaj, prosiłem cię - wypowiedział tylko, schodząc na dół, zbliżając się do żniwiarza, który bardzo tęsknił na zrozumieniem sytuacji. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Lut 02, 2019 7:43 pm | |
| Pomyłki się zdarzają, szczególnie, gdy chodzi o spostrzeganie niektórych osób. Każde słowo wypowiedziane przez kata, rozmywało jakiekolwiek pozytywne myśli na jego temat. W głowie czarownicy obraz Gerarda został zbudowany od nowa, w najciemniejszych barwach. Wcześniejsze wahania znikły, zaś ich miejsce zajęła czysta nienawiść. Stojący przed nią potwór był doszczętnie pozbawiony uczuć. Szkoda, że wcześniej nie potrafiła tego dostrzec i dalej przypisywała mu skrawki serca, wspaniała z niej idiotka. Już dawno nie była taka zła. Jak mógł mówić takie rzeczy? Śmiał nawet wygarnąć jej polubienie widoku torturowanej siostry! Zaciskała zęby, aby powstrzymać się od niepotrzebnych wtrąceń, jednakże on sam prowadził do mocniejszej wymiany zdań niż się zapowiadało. Jakby tego było mało, tekst o obowiązkowym wyrwaniu języka Yvonne sprawił, iż drżąca ze złości Yv postawiła mały krok w kierunku tej okrutnej istoty. Starała się racjonalnie myśleć, więc zaatakowanie go bez broni odpadało, choć jakikolwiek atak mógłby skończyć się śmiercią dziewczyny. Walka? Nic z tego. Użycie mocy? Jej moc w żaden sposób nie może nikogo skrzywdzić. Poza tym, żniwiarz nie dał rady, a co dopiero ona. Śmiechu warte. Wtem do rozmowy doszedł Seth, który zawarł pełno prawdy w swojej wypowiedzi. Miała olbrzymią ochotę odkrzyknąć mu, iż doskonale o tym wie i szczerze żałuje za swoją długą ślepotę, lecz milczała. Wpatrzona w ziemię, odkrywała jakie cierpienie zadawała siostrze rezygnując z dosłownego wtrącenia się pomiędzy ich potyczki. Musi to naprawić. - Zdechniesz w męczarniach i właśnie z tego będę czerpać największą radość. Nic innego mnie tak nie zadowoli. - rzekła pod nosem, ale nie starała się brzmieć bardzo cicho. Jeszcze lepiej, gdyby jednak znienawidzony opiekun usłyszał. Odpuściła postawienia na swoim w przypadku sporu o odzienie, by zaraz założyć płaszcz. Nagle zapanowało ciepło, którego nieźle zaczęło jej brakować od jakiegoś czasu. Po krótkim zachwycie zwykłym ubraniem, ruszyła przed siebie żwawo. Zwolniła kroku przy żniwiarzu, chcąc... Właściwie, co ona chciała? Rzucić mu dobre słowo? Żeby jedno. - Nie przegraliśmy. Pomimo jego doświadczenia, nadal mamy szansę odnieść sukces. Ta gra w karty... To szansa, a jestem w stanie wierzyć w twoje zacne umiejętności gry. Muszę wymyślić tylko sposób na podarowanie ci odrobiny błogosławieństwa. - powiedziała szeptem, zerkając uważnie na kata nieopodal nich. Wspomnienie o zabójstwie było zbędne. Jasne, mogłoby się udać, ale po co ryzykować jeszcze raz tym samym podejściem? Gerard zgodził się na grę, tyle w zupełności starczyło. Nie miał szczególnego szczęścia przy hazardzie, gdy mogła obserwować jego poczynania. - Ten płaszcz jest już moją własnością. Zasługuje na lepszego właściciela. Zastanowię się nad oddaniem ci go, jeśli przyłożysz się do ostatecznej rozgrywki. Jeszcze jedno... - przerwała na moment, przypominając sobie ważną rzecz - Najwidoczniej, twoje obietnice zerżnięcia mnie są tak słabe jak ty teraz. Mogłam to przewidzieć. - zakończyła jeszcze bezczelniej niż zaczęła, uśmiechając się przy tym perfidnie. Urocze podnoszenie go na duchu nic nie da, zaś na coś takiego powinien jakoś waleczniej zareagować. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Lut 02, 2019 9:48 pm | |
| Kat wciągnął głośno powietrze, przymykając powieki z uśmiechem, jakby poziom szczerości, na jaki wkroczyła Yvette niósł za sobą najsłodszy zapach. Tak niewiele trzeba było, naprawdę? Odwrócenie kota ogonem, pogrożenie ich własną bronią? Gdybym wiedział, częściej organizowałbym podobne przedstawienia. - Raczej nie oddam ci tej satysfakcji, Śnieżynko... - zastanowił się na głos, odpowiadając jej równie cicho, nie zerkając już w kierunku dziewczyny. Doskonale widział ich krótki kontakt, lecz nie zrobił z tego powodu zupełnie nic. Nie był to w końcu pierwszy raz, gdy dostrzegał ich próby zachowania dyskrecji. Uśmiechnął się do siebie, bezwstydnie przyglądając się ich twarzom podczas krótkiej wymiany zdań. - Hm? - zdziwił się Seth, nie spodziewając się prób motywacji z jej strony. Właściwie, potrzebował tego, lecz całe jestestwo Gerarda napędzało go równie mocno, aby podjąć działania po raz kolejny. Aż do skutku. - Nie sądzę, że... - chciał jej przerwać, w porę jednak dotarły do niego kolejne słowa Yvette. - Ty podła mendo. Teraz nie wiem czy bardziej wolę udusić ciebie, czy jego. Zatęsknisz jeszcze za chwilą mojej słabości - prychnął, nie powstrzymując uśmiechu. Mógłby przechwalać się, że wygra pojedynek w pierwszej partii, lecz byłoby to bardzo naciągane kłamstwo. Słynął w Inkwizycji z tego, że całkiem dużo zarabiał, porywając się na iście samobójcze misje. I również z tego, że większość swojego dobytku trwonił przez hazard, wychodząc na zero lub tonąc w długach. Oferta gry od kata była pięknym wymierzeniem policzka. Bez cudu lub oszustwa nie mieli żadnych szans na wygraną. Czuł jednak, że nie o to w tym wszystkim chodziło. Gra? To kpina, chwilowe zajęcie czasu. Podjął urwaną myśl, nie siląc się na szept, a mówiąc tak, aby Gerard nie miał problemów z dosłyszeniem go: - Yv, nie sądzę, by gra miała cokolwiek zmienić, niezależnie od jej rezultatu. On... Nie ma żadnych powodów, aby podjąć się gry, w której może tylko stracić. Tu chodzi o coś więcej niż wygrana w karty... - zastanowił się. Choć mówił do skazanej, patrzył w oczy Gerarda, natrafiając na jego rozbawione spojrzenie. Najwyraźniej był z siebie dumny, jak wszystko zaplanował. - Powiedz mi, Gerard, co ty knujesz? Dlaczego to robisz? Nie jestem człowiekiem honoru. Tańczę, jak zagrasz, bo wymachujesz moją własną bronią. Ale zasady, jakie ustaliłeś... Przecież nie masz pewności, że będę się ich trzymał - prychnął, usiłując poznać, w jaki sposób kat zmusi go do przygarnięcia pod swoje skrzydła Yvonne, gdy Seth niewątpliwie będzie zapierał się każdą kończyną i zębami. - Jesteś, Seth. Jesteś człowiekiem honoru. Sam fakt, że mi o tym mówisz, już o tym świadczy. Dlatego zapewniam cię, że w moich czynach nie kryje się żaden podstęp. Świetnie. Dzięki, Gerard, już wszystko rozumiem. Że też usiłuję z nim dyskutować... Ewidentnie brakuje mu piątej klepki - odpowiedział mężczyźnie w myślach, wzdychając jedynie i ruszając w dół stromego zbocza, by szybciej znaleźć się w obozie. Nim to jednak uczynił, solidnie uszczypnął skazaną w tyłek. *** Gdy dotarli na dół, było już zupełnie ciemno. Pocieszała go myśl, że za niecałe dwanaście godzin przyjedzie po nich wsparcie. Chciał zobaczyć twarze innych inkwizytorów, nawet jeśli Gerard miał wtedy zdradzić swój prawdziwy plan, zabijając go lub wyznając reszcie, że został zaatakowany. Seth zamierzał zachować spokój. I wyprzeć się każdego, stawianego mu zarzutu. Żniwiarz był nieskończenie zmęczony, głodny i wściekły, lecz jak Gerard, zajął się zbieraniem patyków i większych gałęzi, by w ogóle móc dostrzec w wieczornym mroku talię kart. Zajęli te same miejsca, w których jeszcze tego samego dnia zaczęła się ich przygoda. Trawa pod ich butami była jeszcze wydeptana. Usiedli, niczym starzy przyjaciele, a minione godziny, zdrady, nieudany spisek, morderstwo na Koszmarze, nigdy nie miały miejsca. Uklęknął, gdy Gerard w końcu rozpalił ognisko, pilnując jednak by zająć miejsce blisko Yvette. Jednocześnie, wszyscy byli blisko siebie. Sam nie wiedział, jak korzystać z dobrodziejstw skazanej, gdy było to praktycznie niemożliwe od przeoczenia przez Gerarda. Wyciągnął podróżną torbę, kładąc pomiędzy nich, aby służyła im za prowizoryczny stół do kart. Nagle ogarnęło go rozbawienie. Sam nie wierzył w to, co robi. - Co za absurd. Gramy o ciebie w karty, jak się z tym czujesz, Yv? Doświadczyłaś kiedyś czegoś podobnego? - roześmiał się, choć wcale nie powinno być mu do śmiechu. Niezależnie od wyniku, ciekawiło go, co się wydarzy. Czy uda im się oszukać, czy oszustem okaże się Gerard? - Zacznijmy. Do trzech rozdań? Klasycznie, nie znam się wymyślnych odmianach jak ty. Tylko... Niech będzie to uczciwa rozgrywka - dodał, obdarzając ich znaczącym spojrzeniem. Również nie tracił humoru, co było niemal przerażające. - Pozwól, że rozdam - zaoferował się, z wiadomych powodów nie dając kart dziewczynie. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Lut 03, 2019 3:51 pm | |
| Właśnie tego jej brakowało. Uśmiech jaki pojawił się na twarzy mężczyzny natychmiast poprawił przygnębiony nastrój, dając kolejne pokłady sił w tej niesamowicie męczącej wyprawie. Co racja, obeszło się bez miłej pogadanki, ale wyszło lepiej niż podejrzewała. Wolała odepchnąć świadomość, iż istniała ewentualność znaczniejszej szkody aniżeli poprawy, czasem wypada podjąć ryzyko. - Coś więcej... - mruknęła zamyślona zaraz po nim. Czy to prawda? Prowadził swą dziwaczną rozgrywkę, ale czyżby szykował coś jeszcze? Teraźniejsza, rozbawiona mina kata, nieopisanie denerwowała Yv. Z chęcią posunęłaby się do czegoś złego, aby zetrzeć mu ten cholerny uśmiech z pyska. Niestety, nie jest na tyle głupia i nie skopiuje nieprzewidywalnego zachowania bliźniaczki w tych warunkach, aczkolwiek mogłoby to wprowadzić niezłe zamieszanie. Prawdę mówiąc, odgrywanie roli Yvonne jest monstrualnym wyzwaniem, które za każdym razem zaskakuje inaczej. Wyuczenie się większej agresywności w słowach, jak i czynach, wcale do prostych nie należało oraz wciąż jest twardym orzechem do zgryzienia. Można by rzec, że przy niej zachowanie Yvette to pestka. O dziwo, siostra ma z tym problemy. Ignorowanie od tej pory opiekuna było najlepszym wyjściem. Nieco zmęczona, nawet nie dopuszczała myśli o jakimkolwiek dialogu z nim. Brak serca płynący z wszelakich wypowiedzi straszliwie ją zadręczał, więc nic dziwnego, iż szukała możliwości odetchnięcia. Aktualnie głos Gerarda był najohydniejszym dźwiękiem, także część jego wypowiedzi starała się puścić mimo uszu. Nagłe uszczypnięcie w pośladek wywołało niedługie zdziwienie, które prędko zamieniło się w pragnienie rewanżu. Uznała ten ruch za rozpoczęcie małej bitwy, w środku wojny z demonicznym katem. To takie głupie! Zamiast całkowicie skupić się na chorym artyście i wyjściu cało z tragicznego położenia, poświęcała czas na jakieś gierki. Chyba też jest wariatką. xxx Zbliżało się rozwiązanie problemu raz na zawsze, a Yv ogarniała radość, że już niebawem pozbędzie się tych upierdliwych spodni ze swych nóg. Powrót do siedziby będzie taki cudowny, zapewne żadna wiedźma prócz białowłosej nigdy tak nie pomyślała. Stojąc pod drzewem, mogła trochę rozluźnić się na moment i spokojnie powdychać leśne powietrze. Rzucała okiem w stronę mężczyzn, by zobaczyć jak idzie im zbieranie potrzebnego surowca. Wkrótce wygodnie zasiadła na ziemi, choć nie miała najmniejszego zamiaru być tak blisko okrutnego potwora. W związku z tym, przesunęła się w stronę Setha zdecydowanie za bardzo, ponieważ bezceremonialnie napierała na niego ramieniem. - Zawsze mogło być gorzej. - stwierdziła, obserwując bacznie otoczenie. Pozostawało cieszyć się z takiej, a nie innej opcji. Gerard mógł wysunąć koszmarniejszą propozycję i odnieść zwycięstwo ot tak, jednakże nie zrobił tego. Miał zaskakująco dobry humor, jakby wcielał w życie idealny plan, mający na celu totalne zniszczenie tej dwójki. Znów dziewczynę znikąd nachodził niepokój, którego lekceważenie mogło źle się skończyć. Mimo to, podczas tasowania kart upatrzyła sprzyjającą sytuację, by zastosować odwet na żniwiarzu. - Powiedzieć ci coś ciekawego? - spytała młodszego inkwizytora z uśmiechem. Nie czekając na odpowiedź, przybliżyła wolno usta do jego ucha, zasłaniając całe to zajście dłonią. Zdradzenie metody na pokonanie kata? A gdzie tam, toż to zwykłe złapanie zębami płatka ucha żniwiarza. Może owy czyn nie był zbyt delikatny, ale uszczypnięcie także lekkie nie było. Zaraz oddaliła się wielce zadowolona, przenosząc wzrok na torbę przed nimi. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Czw Lut 07, 2019 9:49 pm | |
| Dzień zakończyli tak jak zaczęli - w pozornie doskonałych humorach, którym towarzyszy gęste myśli, zdecydowanie nieodwzorowujące ich wyrazów twarzy. Seth cały promieniał, czując już znajomy dreszcz emocji, jaki zaznawał przy grze o dużą stawkę. Nie oznaczało to jednak, że potrafił choć na sekundę porzucić podejrzenia o podwójnych zamiarach Gerarda. Przyglądał się rozdzielanym w wielkich rękach kata kartach, gdy usłyszał słowa Yvette. Nachylił się w kierunku skazanej, przede wszystkim chcąc uczynić na złość mężczyźnie. Jego kpiący wyraz twarzy miał głosić jawnie: „spójrz, woli mnie, choć mówiłeś, że jesteśmy tacy sami”, nawet jeśli było to nieprawdą. Po wszystkim, co zrozumiał nad przepaścią, wiedział, że jest to szpilą w czarne serce kata. Miał z tego satysfakcję. Nawet jeśli przegra, Gerard nie pozbędzie się świadomości, że skazana nie nosi, ba, nie nosiła nigdy cienia lojalności do swojego oprawcy. Będą musieli żyć z tą niechęcią, nie cofną przecież tego, co wydarzyło się dziś. Wszystko ulegnie zmianie, niezależnie od wyniku. Sam nie wiedział, czego się spodziewał. Nie przemyślał tego, skupił się na nienawiści do Gerarda, dlatego czując na swoim uchu zęby dziewczyny, nie mógł powstrzymać zdziwienia, jakie wyraźnie rozbłysło w jego szarych oczach. Prędko zdołał nad sobą zapanować, by w spokoju odsunąć się i wypowiedzieć: - Mmm... naprawdę interesujące. To może się udać - odparł, kiwając lekko głową, lecz kącik warg drgnął mu w uśmiechu. Nie odważyłby się na podobny gest przy Gerardzie, nawet jeśli tama wszelakich pozorów już runęła. Zemści się na niej w inny sposób. Mężczyzna zdążył w tym czasie rozdzielić karty na dwa, niemal równe stosy, jeden z nich odsuwając spoza ich prowizorycznego stołu. - Ucz się, Yvette. Czuję, że ta wiedza przyda ci się w przyszłości - rozkazał jej, wskazując na karty. Po chwilowym załamaniu w jego głosie nie pozostał już ślad. Ożywił się, stał się pewny siebie i skory do żartów. - A ty, Gerard, rozdawaj. Nie ufam ci ani nie wierzę w twoją wygraną, lecz zagram z ciekawości. Chcę na własnej skórze przekonać się, co knujesz. A zresztą, nigdy nie odmówię partii kart... ani kobiet i alkoholu - wypiął dumnie pierś. Lubił kreować się na postać powierzchowną, czerpiącą radość z podstawowych pobudek. W praktyce nie był w tym mistrzem. Powstrzymał nawet mrugnięcie do Yv, bo ona jako jedyna z towarzystwa mogła zwątpić w te słowa. W końcu darował jej ostatnim razem... - Alkoholu, mówisz? - uniósł brew Gerard. - Być może powinieneś zacząć odmawiać. Lub przynajmniej... Uważać z kim pijesz - zaczął troskliwym tonem, a do żniwiarza już docierało, co zamierzał mu tym przekazać. - Musisz mi wybaczyć, Seth. Nie chciałem zostać zaszlachtowany we śnie, więc zapewniłem, że zapadłeś w naprawdę głęboki sen. - W prostych słowach przyznał się do poczęstowania mężczyzny czymś zdecydowanie innym niż alkohol. Żniwiarz przyłożył dłoń do twarzy. Dał się zrobić jak dziecko. Kurwa, wiedziałem, że to nie był zwyczajny kac... Skurwysyn musiał udawać, ze pije - przemknęło mu przez myśl. Piękne zagranie, bracie. Jeszcze trochę i zacznę cię podziwiać. Nim zdążył przekląć kata lub wygłosić wyrazy uznania, ten kontynuował: - Nasz Albert to prawdziwy człowiek renesansu. Wspaniały balsamista. Potrafi zrobić wszystko, zna się na każdej dziedzinie nauki... I jednocześnie w żadnej nie jest mistrzem. Jego ładunki wybuchowe stanowią zagrożenie dla ludzi w odległości połowy jarda, a dyskretne, w założeniach, rozwiązanie problemu słyszała zapewne sama Królowa Wiedźm u podnóży Wish Mountain. Jego specyfik na spokojny sen, choć w dawce dla konia, powoduje niemal stan śpiączki... Nawet eksperymenty na czarownicach nie kończą się tym, czego by się spodziewał... Może dlatego, że przeprowadza je w rękawiczkach? - zagaił, rzucając Yv znaczące spojrzenie. Serio, nawet to...? - zwątpił w myślach Seth, otwierając usta ze zdziwienia, czego nie przeoczył Gerard. - Och, myśleliście, że nie wiem? Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć, Śnieżynko? - zapytał łagodnym głosem, w spokoju rozdając po kilka kart sobie i Sethowi, po upewnieniu się, że jego chwilowy kontakt z Yv dobiegł końca. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Pią Lut 08, 2019 2:16 pm | |
| Wisiał nad nią omen niechybnej śmierci, gdyby Gerard jednak zdecydował się wyznać wszyściutko po powrocie. A jak podchodziła do tego Yv? Rzucając w siną dal myśli o planie uratowania swojej skóry i skorzystania ze sprzyjających warunków, by odciągnąć uwagę kata od tych dokuczliwych myśli, obdarzała wysokim zainteresowaniem zupełnie niewłaściwe rzeczy. Jedną z nich była, na pierwszy rzut oka, słabo widoczna reakcja Setha. Niby nic, niemniej wychwyciła w blasku ogniska fascynujące drgnienie w okolicy jego ust. Żadna pomsta nie nadeszła, więc najwyraźniej wiedźma nie musi się obawiać. Przynajmniej do czasu, gdy ich przeciwnik jest blisko. Swoją drogą, mężczyzna był w pewien sposób bezbronny i pięknie wystawiony na kolejne zaczepki z jej strony, a pokusa zdawała się być przez chwilę zbyt ogromna. W porę opanowała swe nieznośne chęci, aby poświęcić większość uwagi kartom. Bliższe zapoznanie z karcianym światem mogło być ciekawe. Znała tylko najbardziej podstawowe informacje, więcej nie było potrzebne. Jednakże, jeśli żniwiarz wygra i zaczną wspólne podróże, wypadałoby wiedzieć sporo na ten temat. Nie ma co ukrywać, przed nią trochę nauki w owym kręgu. Już na samym starcie ma okazję obserwować dosyć poważną potyczkę, która w mniejszym czy większym stopniu, zmieni niektóre sprawy. Wzmianka o byciu zawsze otwartym na towarzystwo pań, wywołała niewielki uśmiech na twarzy Yvette, a cała mina jasno mówiła: "A więc to tak?", choć doskonale pamiętała zajście w szpitalnej sali. Nie taki wilk straszny, jak go malują... Pozytywne emocje diabli wzięli, gdyż wyszedł na jaw bardzo niemiły fakt. Mimo tego czynu ze strony kata... nieuwaga Setha była niemożliwa! Yv stroniła od trunków i uniknęła w ten sposób jakiegokolwiek działania, lecz on od razu sięgnął po podejrzaną piersiówkę. Ciche westchnienie wydobyło się z jej ust, zaś palcami u obu dłoni ścisnęła swe uda. Gerard prowadził w tym wszystkim od samego początku, osłabiał towarzysza, panował nad sytuacją w każdym danym momencie, bawił się z nimi jak z dziećmi i nie mieli o tym pojęcia, aż sam podjął decyzję o wyznaniu im tego. Czyżby była to kompletnie stracona pozycja? Gdzieś musi mieć słaby punkt, który doszczętnie go zniszczy. Tylko gdzie? Pewnie miała szansę na dostrzeżenie czegoś takiego, podczas wieloletniego bycia przy nim. Choć zdenerwowanie ogarniało kobietę na nowo, to i tak z zaintrygowaniem słuchała wypowiedzi dotyczącej Alberta. Dobrze wiedziała, iż ostatnie zdania odnoszą się do niedawno wzmocnionej u siebie mocy. Dłuższy czas unikała patrzenia na opiekuna, ale teraz rzuciła mu pogardliwe spojrzenie, a na ustach pojawił się drwiący uśmiech. - Mniemam, że porządny opiekun powinien znać stan swoich podopiecznych. Czekałeś na moje wytłumaczenie? Jakież to głupie, w końcu jestem tylko niewdzięczną skazaną, która pożąda twojej zguby. - odpowiedziała prosto, zjeżdżając wzrokiem z jego osoby na rozdane karty. Chciała osiągnąć pełne skupienie, ponieważ zależało jej na zdobyciu jak największej ilości informacji z rozgrywki. Oprócz szczęścia, które idealnie się sprawdza w hazardzie, nauczy się samej gry.
Ostatnio zmieniony przez Yvette dnia Sro Lut 27, 2019 7:44 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Lut 16, 2019 11:19 pm | |
| Kat ściągnął usta w wąską kreskę, napinając blizny przecinające jego twarz. Wzrok Setha automatycznie przebiegł przez odłożoną na bok broń, jakby wyczuwając nadchodzące zagrożenie. Sam Gerard, choć wyraźnie zdenerwowany ostrymi słowami Yv, nie drgnął, nie zamierzając pozwolić sobie na utratę kontroli po raz drugi. - Wiedziałem. Dopytywałem nawet Alberta, lecz dogadanie się z tym człowiekiem graniczy z cudem... Chciałem to jednak usłyszeć z twoich ust - wyznał w końcu, spuszczając wzrok na swoje karty. Bez problemu prowadził dialog, przekładając je w odpowiedniej kolejności, w myślach sięgając już do strategii wygranej. - Łudziłem się na odrobinę lojalności po tych wszystkich latach. Wciąż się łudzę. Chociaż... Teraz, nie ma to już najmniejszego znaczenia... - ostatnie zdanie dodał zupełnie cicho. Z każdym wyjaśnieniem Gerarda, Seth rozumiał coraz mniej. Zauważał sentyment mężczyzny, pewien żal, którego pochodzenia jeszcze nie potrafił podjąć. Jakby... Rozliczali się z przeszłości. Nie wtrącał się w ich spór, miał wrażenie, że tę kwestię muszą rozwiązać sami. - To utrzymujący się stan? - zapytał jeszcze, nie rezygnując ze sposobności poznania swojej podopiecznej, nawet jeśli szanse na posłuszną, szczerą odpowiedź pozostawały nikłe. Seth pozwolił im dyskutować, nie czując potrzeby stawania w obronie Yv ani prawienia morałów inkwizytorowi. Zajął się swoimi kartami, ostrożnie podnosząc je przed swoją twarz. Dyskretnie przełknął ślinę. Cóż, mogło być gorzej... - stwierdził dość optymistycznie, spoglądając na karty w różnych kolorach. - Yvy, spójrz - odchylił lekko karty w jej kierunku, by miała do nich wgląd. - Zasada jest prosta - musisz zebrać jak najlepszy układ kart. Pięć kart na ręce, dwie tury, w których możesz je wymienić - wyjaśnił w skrócie, w następnej kolejności pokrótce omawiając, jakie są możliwe układy, zaczynając od tych najsilniejszych. Grał, wymieniając dwie karty, ze stosu, omawiając przy tym co dokładnie robi. Powstrzymał skrzywienie, gdy po drugiej turze skończył zaledwie z dwoma parami. Nim wyciągnął karty na stół, podjął dość filozoficzną myśl: - Gerard, bracie... Zacząłem zastanawiać się po co w ogóle jest ta gra. Nie uważasz, że naturalną kolejnością rzeczy jest moje zwycięstwo? Yvette nosi swoje szczęście. Niezależnie od tego, czy rozdaje karty czy nie, los powinien jej sprzyjać, jeśli tylko naprawdę pragnie mojej wygranej... - obdarzył ją znaczącym spojrzeniem, wciąż nie potrafiąc zaufać dziewczynie do końca. - Co próbujesz tym osiągnąć? Testujesz legendarne już szczęście? - po raz kolejny próbował zrozumieć, dlaczego grają w karty zamiast, na przykład, prać się po gębach. - Nie działa to w ten sposób. Wierz mi, miałem całe lata na rozpracowanie, jak działa „szczęście”. Cóż, może być ono chwilowym impulsem, jednak zazwyczaj... to długoterminowy proces. Zdążyłem nauczyć się już, że to, co teraz zdaje się być pechem, w przyszłości okaże się być doskonale zaplanowaną drogą do upragnionego celu - mówił zawile, nie ułatwiając niczego Sethowi. - Odsłaniaj karty - popędził go, gdy skończyli już ostatnią turę. Spełnił żądanie kata, z mocno bijącym sercem ukazując swoje marne dwie pary. Zawsze istniała szansa, że jego przeciwnik ma po prostu słabszy układ. - Och. Sam widzisz. Różnie to bywa... Ale, powiedz mi, Seth. Czy ty się w ogóle starasz? Jeśli nie, nawet szczęście ci nie pomoże... - rzucił z rozbawieniem, odsłaniając przed nim pięć kart w jednakowym kolorze. Żniwiarz zaklął szpetnie, a jego przeciwnik w porę syknął, jakby chciał go zagłuszyć. - Śnieżynko, potasuj i rozdaj kolejną partię... - poprosił ją, zbierając karty z torby. Najwyraźniej zmienił zdanie, wręczając karty dziewczynie. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Nie Lut 17, 2019 1:34 pm | |
| Panowanie nad złością, która natychmiast uwalniała się w dziewczynie od niektórych stwierdzeń kata, było niezwykle wymagającym zadaniem. Same słowa o lojalności wręcz prowokowały do przeogromnie niekulturalnej odpowiedzi, ale nie z nią te numery. Wcześniej dobitnie dała upust swej wściekłości, co wcale nie powinno mieć miejsca i obiecała sobie, iż porzuci równie agresywne zachowania. Nie pierwszy raz chciała bronić siostry oraz siebie, jednak tu emocje aż nazbyt wyrywały się spod kontroli, gdy w pełnej okazałości widziała obrzydliwe oblicze opiekuna. Jak śmiał utrzymywać ten spokój? Nie potrafiła opisać uczuć, które kłębiły się wewnątrz niej, bo oprócz czystej niechęci, dalej miała maleńką nadzieję na ujrzenie jego smutku czy oznak przywiązania. Czemu dalej liczyła na coś takiego? Jest totalną idiotką i wariatką w jednym, a mimo tej świadomości, nie może zignorować upierdliwego przygnębienia. Musiał posiadać jakieś ludzkie odruchy, choć pewnie sama siebie okłamuje. Zawzięcie liczy na cud, dyskretnie zerkając czasem w jego stronę. - Nie miałam czasu na dokładniejsze testy. Sama nie jestem świadoma wielu rzeczy, związanych z rozszerzeniem działania mojej mocy. - spokojnie odpowiadając, pozbyła się wcześniejszego podłego spojrzenia, jak i uśmiechu. Wzdychając ciężej, kontynuowała wypowiedź. - Teoria nigdy nie dorówna praktyce w tym przypadku, lecz wydaje mi się, że nie dane ci jest wypróbowanie owej nowości. - wywnioskowała, zbierając siły na kolejną słowną potyczkę, która zapewne nadejdzie po jej odpowiedzi. By szczegółowo przeanalizować karty, znów znacznie naparła swoim ramieniem na ramię Setha. Tłumaczenie żniwiarza było pomocne na tyle, iż mogła bardziej wczuć się w ich grę. Niestety, karty które zostały w ręce mężczyzny wyglądały źle. Jak tak dalej pójdzie, dwójka pechowców będzie razem i w najgorszym przypadku, pozabijają się. Yvonne i Seth, za nic nie może do tego dopuścić. Obdarzając młodego inkwizytora lekko zdziwionym spojrzeniem, prychnęła zaraz głośniej. Odwróciła głowę w drugą stronę na znak chwilowego gniewu, przygryzając dolną wargę. Za kogo on ją miał? Pieprzoną cudotwórczynię? Gdyby mogła sterować szczęściem, ta głupia rozgrywka wyglądałaby zupełnie inaczej już na początku. Biorąc głęboki wdech, wróciła do normalnej pozycji. - Właśnie, może to czas zacząć się starać. Nie uważasz, Seth? - mruknęła z wyrzutem, przyglądając się doskonałym kartom Gerarda. Bezczynność w takiej sytuacji była nieznośna. Yvette pewna tego, iż jest zdolna przebić swym szczęściem kata, szukała uważnie jakiejś drogi by przekazać błogosławieństwo nieszczęśnikowi obok. Teraz dziwi ją wiele rzeczy, aczkolwiek tego się absolutnie nie spodziewała. Gerard powierzył kobiecie karty, choć wcześniej jego mina mówiła stanowcze "Nigdy". Tasowanie poszło jak z płatka. W międzyczasie dostrzegła ważny element, który uciekł jej gdzieś po drodze. Mianowicie, chodziło o porwane ubranie Setha. Rozdając karty, obmyśliła niezbyt dokładny plan. Ryzykowanie to jedyne co im zostało, jeśli chcą wyjść zwycięsko z tej potyczki. - Pomogę ci bez używania mocy, chociaż nie licz na dużo. Dopiero rozpoczęłam przygodę z kartami. - rzekła wyraźnie, w celu ukazania katu własnych zamiarów. - Albo poprzeszkadzam, jeszcze nie zdecydowałam. - dodała z czarującym uśmiechem. Siadając skierowana o wiele bardziej do Setha, zasłoniła nogą swoją dłoń, ponieważ ta wylądowała ukradkiem na jego udzie. Sprawnie odszukała dziurę w materiale spodni, by wsunąć w nią palce. Dodatkowo pochylając się odrobinę całym ciałem, zapewniała sobie większą ochronę przed wykryciem. Stało się! W końcu mogła jakoś pomóc. Czy szczęście będzie na tyle łaskawe, aby rozmyć podejrzenia Gerarda, o ile takowe powstały? Powinno. Czy sprawi, że żniwiarz wygra? Oby. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Wto Lut 26, 2019 9:17 pm | |
| Seth nie okazywał zrozumienia podczas ich dialogu, aż ten w końcu, zaczął przelatywać bezwiednie przez jego głowę, nie zatrzymując się w niej ani chwili dłużej. Nie dosłyszał nawet kończących dialog, przekornych słów Gerarda: - Brzmisz na bardzo pewną siebie... Skupił się na grze, choć nie szło mu powalająco dobrze, godząc się już z myślą, że Gerard bawi się z nimi jak z dziećmi, szczycąc się każdą informacją, jaką dotychczas uważali za tajemnicę. Ale tajemnice się już skończyły. Nie miał nic więcej do ukrycia. Prawda...? Owszem, miał drobne wyrzuty sumienia za traktowanie dziewczyny. A z drugiej strony dręczyło go poczucie winy, że bywa dla niej zbyt pobłażliwy i w przyszłości relacje, jakie powinny dzielić inkwizytora i skazaną, zatrą się. Nie sądził jednak, by Gerard miał wyciągnąć to na wierzch. Gdyby to uczynił, Seth z pewnością oskarżyłby go o czary. Wkrótce została mu uświadomiona porażka, przypieczętowana kpiną z każdej strony. Starał się, a jakże, lecz nie jak tego udowodnić. Nie przygotował się do oszustwa, ale gdy przegrana stawiła go pod murem, poczuł się w obowiązku zaryzykować. Był pewny, że teraz przypadnie jego kolej na rozdawanie i już rozmyślał, jak ukradkiem przemycić do rękawa kilka kart, lecz... Okazało się to zbędne. Gerard przekazał karty Yvette. Zdążył jej jedynie odpyskować: - Nie, Yv, czemu miałbym? Po co mi u boku skazana bez cienia wiary w swojego... - „Pana” - chciał dokończyć, lecz w porę ugryzł się w język. Nie przy Gerardzie, jeszcze nie. - Opiekuna. Wiem, co robię, spokojnie - skłamał gładko i tak naturalnie, że jego kompani spokojnie mogliby uwierzyć, że kompletna porażka jest częścią większego planu. - Rozdawaj, nie obijaj się - teraz on ją popędził, uśmiechając się niecnie. Zdziwił się, gdy poczuł na własnej skórze, gdzieś w okolicy ud, dotyk dziewczyny. Tyle ryzykowała dla jego wygranej? Nie dał niczego po sobie poznać. Skoro już byli na scenie, musiał grać. Odsłonił karty, na twarzy okazując jedynie lekkie znudzenie, choć serce w piersi przyspieszyło mu o kilka ładnych uderzeń. Nieźle. Czyżby role się odwróciły? Po pierwszej wymianie miał jeden z najlepszych możliwych układów. Ale zapragnął więcej, ryzykując i wymieniając dwie karty. Cholera, chyba przesadziłem... Na ręce trzymał pięć kart w jednakowym kolorze, następujących po sobie. Możliwe wysokich. To nie zdarzało się często. Ba. Nigdy nie widział takiego układu. Dość niepewnie rzucił je na stół, bojąc się reakcji Gerarda na układ, z którym kat nie miał żadnych szans na wygraną. - Yvette, skarbie. Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumna. A teraz podejdź do mnie bliżej - poprosił ją grzecznie, nie rzucając ich prowizorycznym stołem, nie krzycząc i nie denerwując się, choć oszustwo było widoczne jak na dłoni. Czy szczęście dało się w ogóle w jakiś sposób kontrolować? - zastanowił się Seth. - Niech będzie, remis - kiwnął głową Gerard, o dziwo uznając wygraną przeciwnika, samemu szczycąc się też wcale dobrym, lecz gorszym układem kart. - Teraz moja kolej. Poradzę sobie, Yvy, nie bój się - zapewnił ją, odbierając talię. Brzmiał, jakby w siebie wierzył. Zawsze tak było. Za każdym razem, nim zdążył obstawić cały swój majątek i przegrać go w opłakanym stylu. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sro Lut 27, 2019 7:40 pm | |
| Spora zuchwałość, która w nią wstąpiła, wyjątkowo nie była częścią pokazu. Pomimo krytycznego położenia od dłuższego czasu, a wręcz od startu wycieczki na bezludny obszar, uznała, że zadręczanie się porażką jaka ich spotkała jest głupim wyjściem. Idąc tą drogą nic nie zyska, natomiast pewnością może trochę osiągnąć. I choć znała doskonały sposób na błyskawiczne rozdrażnianie kata, to ma dziwne przeczucie, iż takie zachowanie będzie czymś równie działającym. Skąd pomysł na irytowanie go? Nie pomysł, zaś potrzeba! Całe wnętrze białowłosej domagało się napsucia mu krwi, dopóki ma zaszczyt przebywać w towarzystwie Gerarda. Dziecinne zachowanie, ma tą świadomość, lecz chociaż tak mogła wyrazić swą nienawiść poprzeplataną z rozczarowaniem oraz zwyczajnym smutkiem. Tyle lat podporządkowania, znoszenia wielce niesprawiedliwych kar, uganiania za cholerną aprobatą, aby ostatecznie przejrzeć na oczy i dostrzec bestię w ludzkiej skórze, której obojętna jest strata Yvette. Zaraz, to brzmi znajomo... Bez ustanku patrzyła w karty Setha, nie trudząc się z ukryciem szerszego uśmiechu. Tak jak się spodziewała, układ z łatwością pobijający każdą kartę tego potwora. Rzucił wyzwanie szczęściu, więc niech poczuje jego prawdziwą siłę. Myślał, że jest niepokonany, cóż za pech. Mierny dobry los sprzyjający katu, nigdy nie dorówna mocy białowłosej. Oto dowód, który wywołał u niej niespotykaną ekscytację. - Idealnie... - szepnęła z zadziwiającym blaskiem w oczach. Z trudem oderwała spojrzenie od swojego dzieła, by przenieść je na mówiącego do niej opiekuna. Próba oszukania go w ten sposób była nieprzemyślana i przede wszystkim, wielce idiotyczna. Chciała wykiwać inkwizytora, czy sprawdzić komu los sprzyja bardziej? Wcześniej obawiała się, że umiejętność będąca z nią od urodzenia nagle osłabła, jednak to zajście pokazało, iż dalej jest we wspaniałej formie. - Rzuć okiem raz jeszcze na ten niezwyciężony układ, a potem wyjaśnij... Jakbym mogła nie być dumna? - wypowiedziała się nieskromnie, tym razem trzymając na ustach triumfalny uśmieszek. Nie spełniła prośby Gerarda. Mało tego, zaraz rzuciła krótkie, acz jakże wyzywające: - Zmuś mnie. Zapewnienia Setha były szczerze niewystarczające. Nie chodziło tu o brak wiary w żniwiarza, ponieważ jakimś cudem pojawiały się nowe pokłady. Jednakże, chciała się wykazać. Udowodnić, że może na nią liczyć i poza tym, zaufać jej. Z tym będzie problem, ale małe kroki mogą okazać się sukcesem. Czas wszystko pokaże. Powinna zostawić mu resztę roboty? Mimo swych egoistycznych pobudek związanych z katem, czułaby się źle zrzucając wszystko na jego barki, jak i obserwując niewątpliwie nadchodzącą przegraną. Niewątpliwie... Najwidoczniej nadal ma spore ubytki, jeśli chodzi o wiarę. - Niby tak. - wymamrotała, niezbyt zadowolona. Zabrała dłoń z uda mężczyzny, aczkolwiek dalej siedziała blisko, za blisko. Byłaby w stanie pomóc, gdyby coś znów szło nie tak, nie mniej ten czyn drugi raz nie ma prawa bytu. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Pią Mar 08, 2019 9:59 pm | |
| Zesztywniał wraz z zgęstnieniem się atmosfery. Wcześniejsza wymiana zdań przelatywała przez umysł Setha bez większych szkód. Prędko pojął jednak, że dotarli do punktu, w którym nie może dłużej ich ignorować. Wraz z odmową Yvette odłożył karty na torbę, szykując się na wybuch. Wiedział już czego się spodziewać. Przekroczenie tej cienkiej granicy cierpliwości mężczyzny było nieuniknione. I tak wytrzymał zadziwiająco wiele, ograniczając się uprzednio do wymierzenia dziewczynie policzka. Jego potencjał kata sięgał o wiele dalej. Gerard naprężył mięśnie, już w pozycji siedzącej wydając się na tyle wielki, że mógłby równać się ze stojącym człowiekiem. Z jego gardła wydobył się niski, chrapliwy zgrzyt: - Chcesz tego? - odparował. Był do tego zdolny. Był zdolny zmusić ją do wypełnienia rozkazu w najmniej delikatny sposób. W imię zasad. By wiedziała, na co może sobie z nim pozwolić, choćby mieli się rozstać; by wspominała go jako człowieka, z którym się nie pogrywało. Nie zamierzał czekać na odpowiedź ani ewentualne przeprosiny. Chciał efektów, nie słów. Wtedy też Seth nie wytrzymał rosnącego napięcia, widząc już postać Gerarda nachylającego się w stronę dziewczyny. Poderwał się ze swojego miejsca. Z dwojga złego wolał już tę grę bez zasad niż chaos, nad którym z pewnością nie mógłby zapanować. - Hej, spokojnie - powiedział natychmiast, unosząc ręce w uspokajającym geście. - Ja się odsunę. Wyjdzie na to samo. Nie ma powodu do stresu - rzekł na jednym tchu, przesuwając się, w nadziei, że to rozwiązanie wystarczy Gerardowi. - Skończmy grę. Wtedy porozmawiamy - obiecał, lecz nie miał najmniejszej ochoty na rozmowę. Za wiele padło kłamstw, za wiele niewyjaśnionych zagadek. W napięciu czekał na reakcję kata, wkrótce z ulgą przyjmując jego chłodne spojrzenie i... brak dalszych poczynań. Skinął głową, nie wyglądając jednak na zadowolonego z narzuconego rozwiązania. Satysfakcję przyniosłaby mu kara. Z niezrozumiałego nikomu powodu, ta musiała jeszcze poczekać. - Dobrze - przytaknął Seth, zasiadając z powrotem przy torbie, zgodnie z umową w pewnej odległości do Yvette. - Rozdam karty - poinformował go dla spokoju. Gerard przewrócił jedynie oczyma, zbierając w sobie jeszcze odrobinę nadludzkiej samokontroli. Oszukiwać trzeba umieć. Żałosne. Nie wróżę wam bogatej przyszłości - przeszło mu przez myśl, lecz powstrzymał słowa cisnące mu się na język. Dla dobra sprawy. Musiał wsadzić dumę w kieszeń. Miał przecież swój cel, a kolejna utrata cierpliwości mogłaby zrujnować jedyną ku niemu drogę. Żniwiarz stał się gadatliwy. Uspokajał kata w każdym słowie, informując go o każdym swoim poczynaniu. Tasowaniu, rozdaniu, nachodzących go myślach, chłodzie ogarniającej ich nocy. Właśnie tak okazywał swój stres. I jednocześnie tak go tuszował, pragnąc zając wszystkie złe myśli kata. Tak samo czynił ze swoim ojcem, do kiedy ten nie zapadł w sen, a go ominęła kara. Gra trwała.Seth zgodnie z obietnicą daną Yvette i Gerardowi, działał sam, zdając się wyłącznie na swoje wątpliwe szczęście i umiejętności. Rozdając, obdarzył się dwiema dodatkowymi kartami, układając je w idealnie równym stosie. Stara zagrywka. Będzie miał w czym wybierać. Chciał wygrać, nie sądząc jednak, że wynik tej rozgrywki miał znaczenie. Wymieniał karty, nie spoglądając już na Yvette, nie chcąc nawet kusić jej do nieczystych zagrywek, tak łatwych do wykrycia. Los bez niczyjej pomocy obdarzył go całkiem dobrymi kartami. Los i dodatkowe karty. Niezauważalnie oddał je do stosu, zbierając całkiem dobry układ. Miał się czym pochwalić. Para i trójka. Szanse na wygraną były spore. Chociaż... Tyle przeżył już tego dnia, że spodziewał się dosłownie wszystkiego. Nie zamierzał poddawać się wątpliwościom, pozwalając im na dłużej zagnieździć się we własnym umyśle. Działanie prowadziło do niemyślenia. Dlatego tak kochał to robić. Rzucił karty na torbę, zadzierając nos ku górze. Zrobił wszystko, co mógł. Czekał na jego reakcję. Gerard przechylił głowę, przyglądając się zza zmarszczonych brwi obnażonym kartom. Uśmiechnął się, co sprawiło, że serce Setha na moment stanęło. Trzymał go w niepewności dobre kilka sekund, by wkrótce wypowiedzieć: - Cóż... Wygrałeś. Kat odrzucił swoje karty, nie ukazując ich nigdy na światło dzienne, tym samym zakańczając rozgrywkę. Zapadła cisza. Koniec był nieprawdopodobny. Mieli po tym wrócić do zwyczajnego zachowania? Dialogu? Czy może walki? Spokój nie mógł być końcem. Cisza zgrzytała mu pod zębami. Seth wyciągnął rękę do Yvette, zwracając się wyłącznie do niej. - Podejdź - poprosił ją, jak najszybciej chcąc rozplanować w swojej głowie plan obrony, sięgając po szczęście dziewczyny. Spodziewał się ataku, zapowiedzi końca tej farsy. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Gerard milczał w uśmiechu, niezależnie już od poczynań Yvette.[/color] |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sob Mar 09, 2019 6:57 pm | |
| Posunęła się o krok za daleko. Dobrze wiedziała co nastąpi po tych dwóch słowach, które wyraźnie miały na celu sprowokowanie kata. Irytujący uśmiech na jego twarzy był na tyle nie do zniesienia, iż natychmiast zapragnęła naruszyć w jakiś sposób tą niezrozumiałą satysfakcję. Nie chciała pozwolić, aby wszystko szło zgodnie z nieznanym planem inkwizytora. Śmieszne, że Yv była wielce odważna do czasu. Gdy tylko mężczyzna zaczął zbliżać się w jej stronę, ta ciut wycofała się w tył. Nieco zlękniona czekała na kolejny ruch, by w razie czego poderwać się z miejsca i biegiem oddalić na bezpieczną odległość, choć bojowy stan Gerarda niszczył wszelkie możliwości ucieczki czy ukrycia. Dokładnie czuła przyśpieszone bicie swego serca. Pewnie przyszykował coś gorszego od kolejnych blizn, a ta myśl tylko powiększała strach dziewczyny. Ratunek w postaci Setha nadszedł w samą porę, inaczej naprawdę uciekłaby z tego miejsca bez chwili namysłu. Miałaby w głębokim poważaniu konsekwencje, które nastąpiłyby bezzwłocznie po tym incydencie. Nawet jeśli awaryjna sytuacja minęła dzięki interwencji żniwiarza, Yvette wolała zachować spory dystans między nimi. Ta torba pośrodku nic nie zdziała, gdyby kat znienacka raz jeszcze spróbowałby tego samego, a zapewne to zrobi. Nie odpuści takiego zachowania względem niego, wiedźma zna go za dobrze w tych sprawach. Gadatliwość Setha była godna podziwu. Padały typowe tematy używane podczas beztroskich pogaduszek, zaś Yv w kompletnej ciszy słuchała i w którymś momencie, rozpoczęła walkę z nadchodzącą sennością. Zmęczona całym dniem wyłapała krótki moment, który przeznaczyła na odpoczynek. Pozwoliła sobie zamknąć powieki, aż nagle usłyszała słowo klucz - "wygrałeś". Wtem rozbudziła się, zerkając w stronę dwójki mężczyzn. Udało mu się? Bez żadnej pomocy? Zbyt piękne, żeby było prawdziwe... Bacznie obserwowała ruchy kata. Wyglądało na to, iż zdecydowanie rozgrywka zakończyła całe starcie pomiędzy zebranymi tu. Jednak, zawsze jest haczyk i nic nie ma za darmo, więc coś jest nie tak. Musi być! Widząc wyciągniętą rękę żniwiarza przez chwilę była zdezorientowana. Nie potrafiła przyjąć do wiadomości wygranej, dzięki której mogła pożegnać się z niektórymi trudnościami codzienności. To był żart, racja? Wystarczy, że się zbliży i obydwoje wybuchną gromkim śmiechem, ukazując naiwność kobiety w całej okazałości. Mało tego, zostanie oskarżona o spiskowanie oraz migiem skazana na śmierć. Jaką miała pewność, że gdzieś po drodze nie dogadali się poza jej spojrzeniem? Upadła tak nisko. Jak mogła podejrzewać kogoś, kto był z nią od początku tego cyrku? Obietnice Setha wcale nie brzmiały sztucznie, jakby mogła wziąć je za blef, kiedy mówił tak szczerym głosem. Jako jedyny był dla niej absolutnym wsparciem podczas tej niedorzecznej misji. Zbyt dużo myśli... Ostrożnie przybliżyła się do niego, podając dłoń i tylko wyczekując jakiegoś niemiłego zajścia, które już dawno stworzyła w swej głowie. Nic. Kątem oka kontrolowała zachowanie Gerarda. - Niesamowite, dalej się uśmiechasz. Czyżbyś specjalnie przegrał? - spytała zaniepokojona obrotem spraw, chociaż dalej wokół panował dziwny spokój. - Seth miał rację. Wcale nie chodziło ci o grę, więc... O co? - naciskała, bo chciała poznać prawdę. Planował już od jakiegoś czasu pozbycie się Yvette? Niemożliwe, nic by z tego nie zyskał. Straciłby szczęście, dość przydatne w tych czasach. Gdyby prawda wyglądała w ten sposób, po prostu byłoby to zbyt okrutne. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sro Mar 13, 2019 12:22 am | |
| Stanął na równe nogi, natychmiast ujmując wyciągniętą dłoń Yvette i przyciągając ja silnie ku sobie. Nie cieszył się z wygranej, jak zwykle to bywało. Nie miał najmniejszego powodu. Wręcz przeciwnie, całe zamieszanie i ustawiona scena gry przysporzyły mu więcej pytań i zmartwień. Naprężył mięśnie, gotów na wszystko. Obserwował każdy, najmniejszy ruch Gerarda, który powoli odkładał resztę kart, podnosząc się, by stanąć im naprzeciw. Twarz kata zdradzała spokój wymieszany z rozbawieniem. Seth nie był pewny, które z tych emocji drażniło go w tej chwili bardziej. Na pytanie dziewczyny, zaczął cicho: - To wszystko... - urwał, zaraz przenosząc wzrok na żniwiarza. - Daj nam chwilę. Chcę porozmawiać z Yvette w cztery oczy - dokończył zdecydowanym tonem, natrafiając na natarczywe spojrzenie Setha. O nie. Nie zamierzał jej odstępować na krok. Trzymał ją za rękę mocno, sięgając granicy bólu. Nawet gdyby chciała odejść w tej chwili do Gerarda, spełniając jego kolejne żądanie, nie miał najmniejszej ochoty ją puszczać. Nie pozwolę jej. Chociażby siłą. - Spierdalaj - wyrwała mi się wdzięczna odmowa. Był w iście bojowym nastroju. - To koniec gierek. Nie piszę się na nic więcej. A ty, pokaż, ile warte są twoje słowa - rzucił mu wyzwanie, chcąc powołać się na ich sztuczny układ, których zasad pewnie nigdy nie zrealizują. - Yvette, nie oddalaj się chociażby na krok - zwrócił się do skazanej, by wkrótce powrócić dialogiem do Gerarda, chcąc sprowokować go jeszcze bardziej. - Nie mów, dobrze - przytaknął, zaciskając zęby, odnosząc się do braku odpowiedzi na pytanie dziewczyny. - Nie obchodzi mnie to. Ale ja spełnię swoje warunki. Yvette zostaje ze mną - poinformował go zwyczajnie, brzmiąc, jakby naprawdę miał na tyle władzy, by do tego doszło. Nie chciał dłużej grać. Choć znał się na kartach, szczęście nie dopisywało mu zbyt często. Ale potrafił walczyć. Potrafił się bronić. I czuł, że wkrótce nadejdzie pora, aby wykorzystać inne umiejętności. Nie rozumiał, ale wiedział jedno - gdy przyjdzie zrozumienie, wolał mieć Yvette pod ręką. Aby uniknąć najgorszego. A może, gdy najgorsze przyjdzie, pozbawić się bólu otępiającą radością? Gerard, choć nieprzyzwyczajony do podobnego tonu wobec siebie, wciąż zachował spokój. Mało tego, z pełną pokorą, nie zastrzelił jeszcze Setha. - Przepraszam. To mój brak wychowania. Nie mam ani jednego powodu do śmiechu. Ani jednego, przysięgam - odpowiedział w końcu dziewczynie na jej pierwszy zarzut, w przelocie obdarzając ją wygłodniałym spojrzeniem. - Po prostu... Wasza niepewność jest tak urocza. Jakbyście nie potrafili uwierzyć w chwilowy zryw dobroci serca... - prychnął, przechylając lekko głowę. - Ty nie masz serca - odparował natychmiast Seth. Zacisnął wargi, urywając dialog, pozostawiając między nimi ciężką, napiętą atmosferę. Cisza nie trwała długo. - Dobrze, nie rozmawiajmy. Ale to nie zwalnia cię z stania na warcie. Chcesz iść pierwszy? Czy gramy w karty o kolejność? - zaśmiał się, machając dłonią w stronę niezłożonych kart, doskonale wiedząc, co usłyszy. Seth podobno nigdy nie odmawiał partii. Podobno. Na wizję kolejnej rundy naszły go mdłości. - Cokolwiek. Idź pierwszy - syknął, chcąc, by w końcu zszedł mu z oczu. Miał tyle pytań... Tyle kwestii, które musiał przekazać Yvette... |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Czw Mar 14, 2019 12:20 am | |
| Poziom zagrożenia nie był równie mocno odczuwalny co wcześniej, gdyż stała bardzo blisko Setha. Pewnie duży wpływ miał też dotyk, któremu daleko było do delikatności i właśnie dzięki niemu wiedziała, że to wszystko nie jest popieprzonym snem. Pomimo ogromnej chęci poznania zamiarów kata od pierwszego do ostatniego kroku, na myśl o samotnej rozmowie, bez ochrony jaką zapewniał młody inkwizytor, zadrżała krótko. Gdyby Gerard dorwał ją po tych bezczelnych wypowiedziach... Śmierć byłaby istnym wybawieniem i nie nadeszłaby szybko, może wcale. Na szczęście, żniwiarz uratował Yv po raz kolejny. Kiwnęła tylko głową, gdy usłyszała słowa Setha. Nie zamierzała postawić nawet kroku w stronę kata, za nic. Zapewne dostałaby same kłamstwa, choć istnieje cień szansy na prawdę. Co jeśli chciał wszystko wyznać tylko jej? Był do tego zdolny? Czy ona właśnie odwracała się od jego dobrej strony? Miał taką? Cholerne wątpliwości nawiedzały jej głowę, a ona zawzięcie z nimi walczyła. Nie mogła dać się znów nabrać, przecież dobitnie udowodnił, że wraz z Yvonne były dla niego tylko marionetkami. Może jednak coś do niego dotarło przez tą misję? Słowa o pozbawieniu siostry języka czy potrzebnych karach u Yvette były srodze skandaliczne, ale może przemyślał ogół przez drogę i zmienił odrobinę swój pogląd na całą sprawę. Kogo ona chce oszukać? Chyba tylko siebie. Szuka jego dobrych cech, stara się go jakoś usprawiedliwić, zamiata pod dywan te karygodne zachowania, a to zwykły szaleniec. Jest taka głupia. Postawa Setha wzbudzała podziw u kobiety. Zachowywał się w tak odważny sposób przed kimś, kto nieprzemiennie siał strach wśród wiedźm, jak i swoich kompanów. Niewielu podjęłoby się takiego czynu. Większość już przy pierwszym starciu rzuciłaby czarownicę na pożarcie, chcąc uratować swój tyłek za wszelką cenę. On nadal walczył o przejęcie nad nią opieki, nawet jeśli był całkowicie wymęczony i wszędzie poobijany... Jak mogła w niego wątpić? Wciąż nie otrzymała żadnej konkretnej odpowiedzi od Gerarda, lecz dostrzegając to dziwne spojrzenie w swoim kierunku, w trybie natychmiastowym zbliżyła się bardziej do żniwiarza. Ostrożności nigdy za wiele. Tym bardziej, że przedtem miała zaszczyt ujrzeć podobny wzrok w nietypowej sytuacji. Wtedy chciał zrobić coś niewybaczalnego, jednakże plany pokrzyżowało mu szczęście Yv i brak większego przygotowania. Zanim mężczyzna odszedł, musiała dowiedzieć się jednej rzeczy. Rzeczy, która męczyła ją przez cały ten czas. - Chcę tylko wiedzieć... Naprawdę byłam zwykłym narzędziem przez te siedem lat? - zadała ostatnie pytanie, aczkolwiek wiedziała jaka będzie odpowiedź. Spoglądała na kata bez żadnego wyrazu na swej twarzy, mimo iż w środku kłębiło się pełno emocji, które nie do końca rozumiała. To powinno się już skończyć. Teraz chciała rozmawiać tylko z Sethem, a pewnie dużo mieli sobie do powiedzenia. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Wto Mar 19, 2019 10:27 pm | |
| Kat starał się utrzymywać ze skazaną kontakt wzrokowy, choć wyprostowana sylwetka Setha niczym mur pomiędzy nimi, nieco utrudniała mu sprawę. Mógłby jeszcze raz powołać się na chwilową władzę, sięgając po broń, przypominając im o poznanych tajemnicach. Również był zmęczony. Niemniej niż oni, pomimo znacznie bardziej udanego dnia. Czuł się w obowiązku do wyjaśnień, lecz nie oznaczało to, że chciał to uczynić. Nade wszystko cenił sobie szczerość, doskonale znając ciężar jej głoszenia. Odpuścił, po raz kolejny tego dnia. Nie walczył z bojowo nastawionym Sethem. Może list będzie lepszym rozwiązaniem na przekazanie tego, co planował od dawna? Nim jednak opuścił ich, zdecydował się na odpowiedź dziewczynie. - Narzędziem? Takiej odpowiedzi ode mnie oczekujesz? - zapytał, czując żal, jak dalece byli od zrozumienia siebie. Myślał, że jest inna, że jest jego bratnią duszą rozumiejącą go, nim wypowie słowa na głos... - Nie znoszę się powtarzać. I nie mam słów, które cię usatysfakcjonują. Jesteś moją wychowanką. A jednocześnie porażką wychowawczą. Chciałbym, abyś mnie rozumiała. Abyś była mi bliższa. Może wtedy los zapragnąłby dla mnie lepszego życia - prychnął, zbierając się do odejścia. - Narzędzie? Dobre sobie. Nigdy nie potrzebowałem takiego narzędzia. To, co uznawałem za najcenniejsze, nie potrzebowało dodatkowego szczęścia - rzucił jej, mówiąc wiele, lecz w rzeczywistości nie wyjaśniając niczego. Seth również nie rozumiał. Jednak w jego głowie kłębiła się tylko jedna myśl: „byleby w końcu zszedł z moich oczu...”. Nie tracił czujności nawet na chwilę, powstrzymując złość, gdy mężczyzna zwrócił się i do niego: - Broń oddam ci rankiem... Nie spoglądał na nich, oddalając się na odległość kilkunastu kroków, by wzrok zawiesić na dłuższy czas w mroku nocy. *** Odprowadzał jego oddalające się plecy wzrokiem. Gdyby tylko miał swój pistolet... Tak, miał najszczerszą ochotę strzelić mu iście honorowo w tył głowy. A zresztą... Kogo on oszukuje? Dzień obfitował w okazję do pozbawienia życia kata. Seth wahał się. Bał się konsekwencji, ale i resztki moralności nie pozwalały mu na wykorzystanie szansy. Nie zamierzał nigdy się do tego przyznawać. Wolał uchodzić za słabszego fizycznie niż psychicznie. Dopiero gdy upewnił się, że Gerard nie zamierza do nich wrócić, zdał sobie sprawę, że swoim uściskiem zadaje dziewczynie ból. Zluźnił zaciśnięte palce, odczuwając dziwną mieszankę złości i radości przez działanie jej mocy. - Wybacz... - szepnął, niezbyt z siebie dumny. Nie kontrolował się, doskonale o tym wiedział. Odsunął się, powracając do torby i kart, które przed chwilą jeszcze wymieniał z katem. Choć jeszcze przed chwilą słowa same cisnęły mu się na język, teraz czuł niemały opór przed przerwaniem rosnącej ciszy. Musiał to zrobić. Nie mieli wiele czasu. - Po raz pierwszy w życiu... Nie chcę tam wracać - zaczął cicho, zbierając karty i na nich skupiając swoje spuszczone spojrzenie. Przez „tam”, rozumiał Inkwizycję. Swój drugi dom, miejsce, które zapewniło mu niemal wszystko, czego kiedykolwiek pragnął. - Boję się, że nie mam po co. Ta durna gra... Ten cały teatrzyk... Nie wiem, dlaczego się na to silił, lecz teraz... To wszystko może runąć. Mogą oskarżyć mnie o zdradę. Kto wie, może już czeka na nas komitet powitalny w postaci inkwizycyjnej rady, gotowej zdecydować, na jaki los zasługujemy... - mówił bez przekonania, przekładając karty między palcami. Po raz pierwszy w życiu rozważał ucieczkę. Jednocześnie nie robiąc w tym kierunku nic, będąc rozdarty. Czas uciekał. O świcie powinna pojawić się reszta ich kompanów, a on tępym wzrokiem spoglądał w karty. Nim schował je wszystkie do tali, coś tknęło go, aby sprawdzić, jakie karty odrzucił Gerard w ostatniej potyczce. I to był jego błąd. Cztery damy we wszystkich kolorach. Układ przewyższający to, co udało się zebrać Sethowi. Brew mu drgnęła w niedowierzaniu. Czyli... Gerard wygrał, świadomie pasując? Takiej drogi chciało dla nich szczęście? O co w tym wszystkim chodziło...? Prędko ukrył karty w talii, tasując je i chowając do kieszeni, póki co nie chcąc trapić tym Yvette. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sro Mar 20, 2019 5:16 pm | |
| Odpowiedź Gerarda wbiła ją w ziemię, nie dając szansy na rozwinięcie tematu i tym samym, pozostawiając Yvette w absolutnym bezruchu. Spodziewała się czegoś kompletnie odmiennego, a dostała coś, przez co ma istne wyrzuty sumienia. Czemu w tej chwili zachowywał się jak zupełnie inny człowiek? Gdzie złość, utrata kontroli nad sobą i wielka chęć ukarania jej? Odbiło mu po całości, jedyne wytłumaczenie tej zmiany... Mimo to, czuła rozrastający się smutek. Gdyby tylko znała właściwe decyzje, które mogłyby zmienić na lepsze końcowy efekt, a nawet nigdy nie doprowadzić do stania w tym miejscu. Na pewno istniała inna droga, lecz straciła szansę na wybranie jej. Jakimś cudem powróciło wstrętne uczucie z młodszych lat, gdy bez przerwy zawodziła tę kobietę. Pomimo starań, zawsze na twarzy matki widziała wymalowaną pogardę oraz rozczarowanie, co rzadziej spotykało siostrę. Chyba sama zafundowała sobie powtórkę z historii, ale teraz rozumiejąc poszczególne rzeczy. Nie porzucali jej ot tak, wedle swego kaprysu, po prostu wytrwale na to pracowała. Dostrzeżenie swoich błędów ułatwiłoby sprawę, ale Yv wciąż uparcie trzymała się tego, iż w siedzibie bezbłędnie wykonywała rozkazy i wskaźnik konfliktów wynosił całkowite zero, więc gdzie dokładnie zawiniła w relacji z katem? Rozumieć go? Być bliższą? To wykraczało poza powierzone wiedźmie zadania. Ponadto, nie potrafiła złapać z nim takiej więzi. Był oprawcą, był przesiąknięty brakiem zwyczajnych ludzkich emocji, był wielbicielem zadawania cierpienia i nawet nie widział brzydoty we własnoręcznie stworzonych bliznach na jej skórze. On jeden uważał je za dzieło sztuki, zaś Yvette już od długiego czasu ma opory przed zdejmowaniem gorsetu, nawet jeśli chodzi o spanie. Im ciaśniej materiał przylegał, tym większy spokój odczuwała. Nikt nie widział tych paskudnych szram. Niestety, badania były różne, więc uchronienie się przed balsamistami było niemożliwe. Teraz jednak widział to i Seth, a z kolei ten widok musiał go też zrazić w jakiś sposób. Daleko dziewczynie do zrozumienia Gerarda, jak również podzielania jego pasji. Najwidoczniej oboje nosili mylne wyobrażenia względem siebie. Czyli naprawdę nadszedł czas na pożegnanie się... Nie mogła zdecydować jakie uczucie bardziej górowało, radość czy przygnębienie? Bądź co bądź, w jakimś stopniu przejmował rolę ojca, którego nigdy nie dane było jej poznać. Z drugiej strony, mogła cieszyć się umiarkowaną wolnością, z dala od następnych bolesnych kar. Ostatecznie uważa, że ten krok ku zmianie jest warty tej całej boleści w sercu. Ona minie, to stan krótkotrwały. Podobno. Zamyślona, nie spostrzegła kiedy mężczyzna ją puścił i oddalił się. Na jego nieszczęście, wypowiedziane słowa błyskawicznie dotarły do uszu Yv. Powoli odwróciła się w jego stronę, by umieścić na nim swe zaszokowane spojrzenie. - Co do...? - odezwała się cicho, uświadamiając sobie postawę przyjętą przez Setha. - Czy ja dobrze rozumiem? Cały ten czas towarzyszył mi nędzny tchórz? - spytała, by zaraz roześmiać się krótko, iście nie dowierzając w tą wypowiedź. To nie mogło się dziać. Przebyła taką drogę tylko po to, aby wybawiciel okazał się być zwykłym tchórzem, który obawia się ponieść odpowiedzialność za swoje czyny? Skoro był w stanie podjąć takie zadanie, ucieczka z tego miejsca jest czystą hańbą. Zresztą, w grze, jak i w życiu, musisz dotrwać do końca. - Oj tak, lepiej uciekaj. Masz jeszcze trochę czasu do świtu. Nikt nie potrzebuje obok równie beznadziejnego przypadku, zrobisz wszystkim przysługę. Jestem pewna. - rzekła ozięble, odwracając się do niego plecami. Mieszanka wściekłości i obawy przed samotnym stawieniem czoła temu, prawdopodobnie nieistniejącemu, problemowi była strasznie dokuczliwą myślą. - Kurwa... - przeklęła pod nosem, krzyżując ręce pod piersiami. Uniosła głowę, chcąc odszukać na ciemnym niebie rozwiązanie problemów. Zazwyczaj radziła sobie sama, jednakże tutaj od pewnego momentu głupio stawiała na to, że bez strachu może liczyć na wsparcie żniwiarza. Cóż, przeliczyła się. - Nic. Właśnie tyle są warte twoje wcześniejsze słowa? Każde słowo, które wypowiadasz? Seth... Naprawdę zaliczasz się do pieprzonych tchórzy? - chciała uzyskać szczerą odpowiedź, choć dalej nie zamierzała na niego spojrzeć. - Zostawisz mnie z tym samą? - zapytała bardzo cicho na koniec. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sro Mar 20, 2019 6:05 pm | |
| Wyprostował się gwałtownie, z sykiem wypuszczając powietrze z piersi. O tak, Yvette doskonale wiedziała, gdzie nacisnąć, aby zabolało. Warknął, wbijając wściekłe spojrzenie w jej oczy. - CO POWIEDZIAŁAŚ?! - huknął na nią, zbliżając się ponownie. Nie widział tego, lecz w ułamku sekundy zwrócił na siebie uwagę siedzącego nieopodal kata, gotowego zareagować. Nie obchodziło go to. W porywczości dorównywał starszemu mężczyźnie. - Zaraz odszczekasz swoje słowa - warknął, celując w nią palcem, mając najszczerszą ochotę ją udusić. Powstrzymał pragnienie, nie dotykając jej, a wyżywając się na leżącej torbie. Sprzedał jej kopniaka, aż ich bagaż z całą zawartością poleciał nad trawą o kilkanaście kroków dalej. Gdyby tylko to mu wystarczyło... - Nie pomyślałaś, że chcę dla ciebie... dla nas jak najlepiej?! - wykrzyczał, poprawiając się prędko. I w tym momencie Gerard, który już miał reagować, opadł z powrotem na kamień, nie spuszczając ich jednak z oczu. Kat uśmiechnął się pod nosem. - Jesteś nieskończenie głupia - ściszył w końcu głos, choć wciąż dźwięczała w nim złość. - Głupia, ale lojalna. Chyba. Nie widzisz w tym swojej szansy ucieczki. Mi... przez myśl nie przeszło, by dać nogę bez ciebie. Nie po tym wszystkim, co dziś się wydarzyło - wspomniał. W rzeczywistości, wypowiadając na głos każda ze swych obaw, składał jej pewnego rodzaju ofertę. Ofertę, która nie powtórzy się prędko. Stłumił w sobie idiotyczne myśli, gotów nie tylko wziąć konsekwencje, ale i kombinować, kręcić i kłamać do ostatniego tchu, by wyjść z sytuacji obronną ręką. - Zapomnij, idiotko. Nigdzie się stąd nie ruszam - prychnął i aby udowodnić prawdziwość swoich słów, opadł na ziemię, krzyżując ręce na piersi. Naprawdę, musiał nauczyć hamować swoje przemyślenia przy dziewczynie, nim uzna go za ostatniego słabeusza... |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sro Mar 20, 2019 7:26 pm | |
| Tej reakcji nie przewidziała. Postawiła wszystko na dalsze użalanie się nad swym losem i szukanie drogi ucieczki od możliwej kary, która mogłaby okazać się śmiertelna. Inkwizytor miło zaskoczył Yv, ale idąc dalej pozytywne odczucie zamieniało się w równie agresywne nastawienie, co nie mogło skończyć się dobrze. - Dla nas...? - powtórzyła za nim szeptem, dopiero teraz pojmując ukryty przekaz między poprzednimi słowami. Nie wiedziała, że brał ją pod uwagę. Sugerował to od pierwszego zdania, a ona to pominęła! Wspólna ucieczka. Wyszliby na tym jeszcze gorzej niż zostanie na miejscu i przyjęcie niezbyt wesołego losu. Poza tym, porzucenie Yvonne było niedopuszczalne, choćby okazja na normalne życie stała otworem, nie mogłaby tego uczynić. Gdyby jednak pokusiła się o spełnienie swojej egoistycznej zachcianki, potem spojrzenie w lustro byłoby trudnym zadaniem. - Nie kłamiesz? Chciałeś mnie zabrać ze sobą...? - dopytywała się, odwracając ostrożnie z powrotem w stronę mężczyzny. Jakby nie mogła przyjąć informacji, że ktoś pomyślał o niej. - Idio... Jak śmiesz, skończony kretynie?! - podniosła na niego głos, dochodząc do chwili w której chciała odwdzięczyć się za te wyzwiska, które i tak nie dorównywały niemiłym wypowiedziom samej Yv. Klęknęła między nogami Setha, by przybliżyć swą twarz do twarzy żniwiarza. - Każdy wziąłby twój wywód za deklarację samotnej ucieczki, baranie. Jeśli nie chcesz kolejnych nieporozumień, może naucz się dobierać odpowiednie słowa? Taka mała rada ode mnie. - prychnęła, nie odrywając oczu od jego szarych ślepi. Mało co ją obchodził kat, który pewnie miał ubaw po pachy z tej komicznej wręcz sytuacji. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Zachodnia część boru Sro Mar 20, 2019 8:24 pm | |
| Westchnął ciężko, czując ponownie ogarniające go zmęczenie. To był długi dzień. Pełen wrażeń, emocji i zwrotów akcji. Oddałby wiele za możliwość zdrzemnięcia się, co absolutnie nie wchodziło w grę, do kiedy kat z nieznanymi mu wciąż zamiarami był w pobliżu. I tak nie zmrużyłby oka. Przeniósł spojrzenie w tlący się płomień, starając się opanować zmęczenie i odzyskać spokój ducha. - To pewnie nie miałoby sensu... Ale ucieczka z tobą miałaby większe szanse na sukces - odparł cicho. - Nie zrozum mnie źle. Inkwizycja to mój dom. Może nie zawsze zgadzam się z jej zasadami, jednak to miejsce, zapewniające mi wszystko, czego kiedykolwiek chciałem. Ale teraz, gdy wiem, że nie przewidziałem wszystkiego... Kto wie, może powrócę wprost do więziennej celi? - prychnął histerycznie. Ostatecznie pokładał nadzieję w Christine, która zapomni o ich ostatniej sprzeczce i zechce zamieść sprawę pod dywan. - Cóż, poradzę sobie. Jak zawsze - dodał optymistycznie, oczywiście nie mając żadnego planu. - Nie każdy. Nie ten, kto pół życia powinien myśleć o ucieczce. Doprawdy... Nigdy cię nie zrozumiem. Tyle nieporozumień wynikło z twojego nastawienia. On serio myślał, że pochwalasz jego system kar - mruknął, nawet nie podnosząc wzroku na osobę, o której mówił. - Dotrwajmy po prostu do rana... Zobaczymy co przyniesie jutro - powiedział, jednocześnie niczego nie chcąc tak mocno jak jutra. Czuł się jednak gotowy. Bardziej niż przed ich dialogiem. Wsunął swoje zimne dłonie w szerokie rękawy swojego płaszcza, wciąż spoczywającego na ramionach Yvette, bezceremonialnie chcąc się ogrzać i zaznać odrobiny szczęścia. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Zachodnia część boru | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|