IndeksSzukajRejestracjaZaloguj

Share
 

 Pokój na Poddaszu

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Lisbeth De'nar
Mała piromanka
Lisbeth De'nar

Liczba postów : 58
Join date : 07/01/2016

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyPią Wrz 07, 2018 2:00 pm

Cisza.
Muzyka już dawno przestała grać, a ogień dogasał spokojnie w kominku. Niedobitki gości z wolna wytaczały się ku swoim domostwom czy innym celom jakie nie obchodziły młodej dziewczyny stojącej przy jedynym oknie ukazującym świat. Oknie skierowanym na panoramę miasta. Śpiącego miasta. Przecież była jeszcze wczesna pora, a może już późna dla kupców oraz rzezimieszków. Obie te grupy przecież zaczynały swoja pracę w podobnych godzinach lecz nie ona. Lizze bowiem spoglądała przez okno z wyraźną nostalgią, a zarazem oczekiwaniem malującym się na twarzy. Przecież była gotowa.
Całą noc udawała że dobrze się bawi. Piła, jadła a czasem nawet zatańczyła. Nic dziś nie spaliła oraz nie dorabiała więc czuła się naprawdę dobrze. Oczywiście jej cało dawało znać iż czas na spoczynek lecz jej umysł uporczywie twierdził coś innego. Przecież nie mogła sobie pozwolić by jej gość zastał ją śpiącą czyż nie?
Możliwe, że właśnie dlatego zaraz po przyjściu do pokoju pachnącego drewnem oraz stęchlizną charakterystyczną dla rzadko używanego pomieszczenie przebrała się. Nie, nie chciała wyjść na kogoś niewychowanego dlatego też zamieniła swój podróżny strój na coś odpowiedniego do okoliczności.
Skrzypienie.
Kroki.
Zbliża się. Przemknęło jej przez myśl w chwili gdy po raz kolejny dzisiejszego dnia usłyszała ten charakterystyczny dźwięk jaki niosły za sobą zbutwiałe deski tak charakterystyczne dla tego miejsca.
-Już myślałam że nie przyjdziesz- Zdawać się mogło iż mówiła w pustkę lecz dobrze wiedziała do kogo mówi. Przecież przez cały ten czas spodziewała się nieuniknionego, a poza tym gdzieś z tyłu głowy miała nadzieję iż jej gość jednak ją odwiedzi. Oficjalnie czy też nie. Była tego pewna. Przecież tak wiele wiedziała na jej temat mimo iż ona sama zapewne na jej nie wiedziała nic. Ot taka ciekawostka. Jak poznać osobę nie dając się złapać? Wystarczy dobrze za młodu się skradać. Jednak były to stare czasy. Za stare. Teraz gdy Lizze wydoroślała wszystko było inne lecz nie ona. Nadal przecież wyglądała niczym niewinna porcelanowa lalka, a jej ciało nijak nie przypominało tych kobiecych. Zabawne. Czas dla niej sie zatrzymał.
-Miło znowu Cię widzieć- Tym razem wypowiedziała te słowa jednocześnie obracając się w stronę swojego gościa uśmiechając się przy tym jak miała w zwyczaju jednocześnie poprawiając niedbale dłońmi sukienkę przypominającą jedną z tych jakie zakłada się na uroczystości pogrzebowe. Przecież nie przywita swego gościa w stroju jaki upodobała przez ostatni rok, a moze dwa?
Powrót do góry Go down
Veilore
Panna srebrna rączka
Veilore

Liczba postów : 229
Join date : 22/08/2015

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyWto Wrz 11, 2018 7:45 pm

Jeszcze w czasie trwania imprezy, zabawa zdawała się nie mieć końca i dopiero gdy pora zaczęła robić się tak późna, że aż wczesna, ludzie zaczęli stopniowo opuszczać przybytek gospodarza. Wstawał kolejny dzień. Nawet jeśli dla części gości był on dniem wolnym (co za tym idzie, nie musieli iść na kacu do pracy), to zapewne mieli rodziny i obowiązki i dla nich musieli odzyskać trochę sił. W przypadkach, gdy sprawa wyglądała inaczej – w końcu i tak nabawili się za wszystkie czasy, zasługiwali na porządny odpoczynek po tak hucznym imprezowaniu; musieli więc oddalić się od parkietu i stołów, by wrócić do swych łóżek.
Veilore była jednym z tych gości, którzy siedzieli w gospodzie najdłużej, lecz i ją, po licznych wydarzeniach tej nocy, w pewnym momencie opuściły resztki energii, jaką tryskała wcześniej. Kobieta pożegnała się z kim przyszło jej tego dnia się bawić, ale przed ostatecznym ulotnieniem się ze Złotej Kaczki, pragnęła zrobić coś jeszcze, co wiązało się z pojawieniem dziewczęcia, które spotkała kiedyś w Ponurym Borze, a które wyraziło ukradkiem chęć do rozmowy na osobności. W jakiej sprawie? Czy miało to wyglądać tak, że poprzestaną na pogawędce o czasach minionych – momencie w historii, w którym się natknęły na siebie pewnej zimy? Czy też chodziło o coś ważniejszego? Może znów zwróciła ku sobie czujne oko Inkwizycji? Vei nie miała pojęcia. Nie ułatwiał tego fakt braku kontaktu przez ostatni czas. W dodatku na przyjęciu kobieta miała wrażenie, że czarownica bawiła się nawet dobrze? Z tego, co Vei zaobserwowała, tamta raczej przesadnie się nie martwiła...
Zmęczenie nie pozwoliło najemniczce na dłużej trwające rozterki i stawiania sobie kolejnych pytań, w próbach dojścia do jakiejś logicznej odpowiedzi. Koniec końców wszystko można podsumować jako jedną wielką niewiadomą, której rozwiązanie pozna się tylko we właściwym momencie.
Blondynka odnalazła właściwe drzwi. Choć wiedziała, że jest oczekiwana, to nie zamierzała wparować do środka od tak. Zapukała i weszła dopiero wraz ze słowami, które usłyszała z pomieszczenia. Uśmiechnęła się subtelnie, pokonując próg.
Na takim wydarzeniu wręcz chce się zostać do końca – powiedziała, usprawiedliwiając godzinę odwiedzin. Dawno tak dobrze się nie bawiła. – Ale jednocześnie nie mogłam sobie odpuścić twojego zaproszenia.
...Oczywiście, że Veilore była ciekawa. Tajemnicza prośba o odwiedziny w pokoju kusiła, a najemniczka zainteresowała się tym, co dziewczyna chce jej być może przekazać. Ów powód nie był jednak jedynym. Vei chciała również dowiedzieć się, jak Lisbeth radzi sobie po inkwizycyjnej pogoni i krótkiej rekonwalescencji w leśnej chatce, gdyż nigdy potem się nie zobaczyły... aż do tej pory.
Ciebie również miło widzieć, Liz. – Veilore odpowiedziała z szerszym już uśmiechem, jednocześnie zamykając za sobą drzwi. Na język cisnęły się jej tysiące pytań. Może nie miały okazji napatoczyć się na siebie, ale kobieta podejrzewała, że niekiedy jest obserwowana czy to przez czarownicę czy kogoś innego, bowiem po tym, jak dowiedziała się, od samej Lizzie zresztą, że ta doskonale wie, gdzie znajduje się drewniana chatka, zaczęła pod tym kątem zwracać większą uwagę na otoczenie. Niekiedy udawało się jej dostrzec pewne oznaki czyjejś obecności. Pytanie kto jednocześnie chadzał po lasach i był na tyle specyficzną osobą, by tylko siedzieć pod chatką i obserwować? Odpowiedź nasuwała się sama.
Wyglądasz lepiej niż ostatnim razem i zmieniłaś się. Chyba już nie masz problemów z... wiesz...? – Veilore nie chciała mówić tego słowa na głos tuż przy drzwiach, bo nigdy nie wiadomo, do czyich uszu mogły dotrzeć wzbudzające podejrzenia wyrazy.
Wszystko w porządku?
Najemniczka nie chciała zdradzać, że wie o obserwacjach, dlatego poprzestała na prostym pytaniu, które nie wskazywało w żaden sposób, że dziwi się, iż Lizzie po długim czasie braku odzewu, zdecydowała się nagle na pogawędkę w cztery oczy (na co w sumie nie było szans podczas imprezy).
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t161-veilore-silver-hand
Lisbeth De'nar
Mała piromanka
Lisbeth De'nar

Liczba postów : 58
Join date : 07/01/2016

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyWto Wrz 11, 2018 8:18 pm

"Tajemnicza prośba o odwiedziny w pokoju kusiła" - Czyżby? Cóż też kwitło niczym młody naiwny kwiat w głowie jej gościa? Zapewne tamta miała wiele pytań. Zbyt wiele. Jednak młoda kobieta nie miała zamiaru odpowiadać na większość z zadanych czy też tych jakie przemkną przez myśl jej rozmówczyni. Była teraz kimś innym. Zupełnie.
Czas bowiem zmienia ludzi, a w jej przypadku zmienił za wiele. Nie była już tą samą naiwną dziewczynką co wtedy tamtej pamiętnej zimy gdy ich drogi przecięły się nie raz czego raczej jej dziwna rozmówczyni nie była świadoma, a nawet jeśli cóż... jakoś mało ją to obchodziło. Liczyło się bowiem tu i teraz. Liczyło się przyjęcie zaproszenia, a co za tym idzie podjęcie wyzwania jakie niosło ono ze sobą.
-Przyszłaś- Skomentowała jedynie jej obecność odwzajemniając uśmiech jakim została obdarzona po czym nieznacznie poruszyła się niczym lalka w czasie przedstawienia dla dzieci.
-Nie, nie mam problemów. A może mam?- Przewrotna odpowiedź narodziła się w jej głowie oraz ujrzała światło dzienne w chwili gdy dziewczę zrobiło pierwszy krok aby zmniejszyć dystans je dzielone, a przyznać trzeba iż jej ruchy były pewne, a zarazem poosiadały sznyt niczym z jakiejś arystokratycznej rodziny. Tak samo jej słowa. Były inne. Niosły za sobą naleciałości jakiegoś dialektu ze stron jakich raczej nie dano było poznać najemniczce, a może?
-Od kiedy lubujesz się w konwenansach?- Spytała i zanim tamta miała okazje na odpowiedź kontynuowała - Nie jesteś raczej typem osoby lubującej się w nich, a co za tym idzie dziwi mnie fakt zadawania sobie trudu z Twej strony by wypaść jak najlepiej w naszej małej pogawędce- Kolejne kroki zmieszały dystans miedzy nimi dzięki czemu w przeciągu chwili Lizze znalazła się dosłownie na wyciągnięcie ręki od swego gościa. Jaki miała w tym cel? Na pewno pragnęła spojrzeć jej w oczy. Chciała by ta mogła bezbłędnie dostrzec ogień jaki malował się w jej źrenicach. Ogień tak niezmienny a zarazem tak charakterystyczny.
-Takie zachowanie nie pasuje do Ciebie - Podsumowała jej słowa jednocześnie przemilczając fakt o wyglądzie bo i po co miała wdawać się w szczegóły? Dobrze zdawała sobie sprawę z faktu iż wygląda inaczej lub jak, to padło z ust jej gościa lepiej.
Pozwoliła sobie na ciszę.
Leniwa chwila w której to Lizze przyglądała się twarzy zmęczonej przez los. Twarzy tak znajomej, a zarazem tak dalekiej. Przecież nie raz widziała ją oraz jej wyczyny. Nie raz brała udział w jej życiu mimo iż był, to bierny udział. Znała ją, a zarazem pozwoliła sobie na anonimowość oraz samotność. Zabawne. Vei... Kobieta wielu twarzy oraz talentów. Stała teraz przed nią niczym sługa na jakimś dworze oczekując na rozwinięcie drobnego niewinnego zaproszenia jakie tak naprawdę niewinnym nie było. Nic bowiem co dotyczyło tej młodej kobiety nie było takim jakim mogło się zdawać.
-Oczywiście napijesz się prawda?- Spytała odwracając się od swego gościa leniwie, a zarazem tak powoli jakby robiła, to niechętnie. Chciała aby tak to wyglądało. Chciała aby ta bliska jej osoba uważała ją za tą samą małą istotę jaką była jakiś czas temu. Ot pozwoliła sobie na tą drobną grę. Nie, nie dla niej lecz dla siebie. Była bardka odwróciwszy się napięcie skierowała swe kroki do kufra jaki otworzył się wydając przy tym przeciągliwe skrzypnięcie.
-Gdzie, to było... ach... Jest!- Ostatnie słowo wręcz wykrzyczała pozwalając sobie przy tym na zakłócenie ciszy jaka je otaczała. Ciszy dochodzącej z zewnątrz miasta oraz z samej karczmy. - Specjalnie dla Ciebie spróbuj, a później... - Mówiąc to rzuciła w jej stronę butelkę z dziwną ciemną zawartością jaka nijak nie zdradzała zawartości. -przejdziemy do bardziej ciekawych zagadnień jakie zapewne masz ochotę rozwiązać.
Powrót do góry Go down
Veilore
Panna srebrna rączka
Veilore

Liczba postów : 229
Join date : 22/08/2015

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyNie Wrz 16, 2018 1:52 pm

Veilore skinęła głową, po raz kolejny potwierdzając, że owszem, zjawiła się, bo niepodobna  przecież nie skorzystać z możliwości dowiedzenia się czegoś o tajemniczej dziewczynie, która miała w zwyczaju czasem podpatrywać jej leśne życie. A zatem ta oto najemniczka miała podstawy, aby nie odrzucać zaproszenia czarownicy i by chcieć się do niej nieco zbliżyć. Nawet jeśli nieco igrała z ogniem, którym dziewczę mogło manipulować w większym stopniu nawet niż swoją własną kończyną.
Gdybyś miała, raczej nie bagatelizowałabyś tego w ten sposób.
Chociaż z drugiej strony Veilore miała wrażenie, że po tej istotce wszystkiego można się spodziewać, nawet i tego. Zresztą prawdopodobnie długo jej nie było w okolicy, biorąc pod uwagę, że ostatnimi czasy nie odnajdywała żadnych śladów po jej obecności. Kto wie, jakie przemyślenia ukształtowały się w tej dziwnej główce podczas rozmaitych podróży. Wędrówki wszak bardzo sprzyjały myśleniu, szczególnie te samotne i Vei wiele o tym wiedziała. W pewnym jednak momencie blondynka podniosła lekko jedną brew.
Konwenanse...? Zależy od kiedy nazywasz tak zwyczajną uprzejmość i prawdę – odpowiedziała tymi słowy. Konwenanse były jej znane aż za dobrze, choć w obecnym życiu nie przywiązywała do tego większej uwagi, bo w końcu... nie musiała. Nikt nie zmuszał jej do życia w ciasnych ramach. Wszak jednak nie oznaczało to, że na co dzień zachowywać się będzie jak chamka, prawda?
Nadal jednak trudno nazwać to zwykłym konwenansem, bo słowa wypowiedziane przy przywitaniu nie miały tylko na celu zwyczajowej wymiany uprzejmości. W odpowiedzi, która padła przed chwileczką z ust blondynki „prawda” bardzo dobrze nakierowywała na właściwy tor myślowy. Veilore rzeczywiście miło było ponownie zobaczyć młodą czarownicę, choćby z tego względu, że najemniczka żyła od momentu pierwszego i jedynego jak dotąd spotkania w ciągłym przeświadczeniu, że może być przez nią obserwowana i nie mogła liczyć na ujawnienie się dziewczyny. Taka była głębsza część podłoża jej słów, choć nie zdradziła tego w tak dosadny sposób, nie chcąc by Lisbeth dowiedziała się już teraz o tym, że wie o jej sekretnym podglądaniu.
„Takie zachowanie nie pasuje do ciebie” – usłyszała Veilore, przyglądając się, jak Lizzy zbliża się w jej kierunku. Mogłaby jej odpowiedzieć „Co możesz o mnie wiedzieć, znając moje życie takie, jakim jest w lesie?”. Nie miała tam zbyt wielu gości. Raz na jakiś czas może. Tymczasem poruszanie się po mieście wyglądało zdecydowanie odmiennie. Lisbeth była świadkiem jej codziennych zajęć obracających się wokół życia w lesie, częstej samotności, od czasu do czasu jakichś smutków i innych emocji, lecz przede wszystkim dbania o swój skromny zakątek, jaki nieczęsto gościł ludzi, czy w końcu drobnych przyjemności jak wypoczynek z książką, z trunkiem na przykład, natomiast nie widywała specjalnie wiele jej kontaktu ze znajomymi, przyjaciółmi, osobami, z którymi akurat pracowała. Cóż mogła więc wiedzieć?
Niczego jednak Vei nie odrzekła na poprzednie słowa czarownicy. Prawdę mówiąc kobieta czuła się nieco ...niezręcznie? Ze świadomością, że w jakimś nieznanym jej celu persona, która dotąd w ciszy obserwowała jej codzienne życie w lesie, dzisiaj zechciała porozmawiać, że podchodziła niebezpiecznie blisko? Veilore nie miała niczego, czego mogłaby się wstydzić. Nie. Powód niepewności leżał gdzie indziej, bardziej po stronie swego rodzaju niewielkiego poczucia osaczenia?
Te odczucia nie brały jej we władanie. Spokojnie przyglądała się dziewczynie i jej wszystkim czynnościom, skoro już dostała od losu taką okazję. Ciekawość igrała w jej szafirowych oczach. I tylko może odrobinę przyspieszone bicie serca mogło ziarno niepewności w jej duszy.
Wypiłam już dosyć dużo na dole... – I uznawała to za wystarczającą ilość na najbliższą dobę.
Kobieta zamrugała kilkukrotnie, orientując się, co do posunięcia Lisbeth. Złapała zręcznie butelkę. Dosyć zaskoczona obróciła butelkę w dłoniach. Nieokreślony ciemny płyn kołysał się w szklanym naczyniu. Veilore przychodziła na myśl jakaś nalewka. Może z czarnego bzu? Czarnej porzeczki?
Tylko odrobinę, jeśli napijesz się ze mną – dodała po chwili namysłu nad zawartością. W tych okolicznościach chyba wolała nie pić jako jedyna w pomieszczeniu. Wstępnie wyraziwszy zgodę na przyjęcie skromnej porcji trunku, Vei weszła wgłąb pomieszczenia i położyła butelkę na stoliku znajdującym się na wyposażeniu pokoju na poddaszu. Przysiadła potem na łóżku i wpatrzyła się z delikatnym uśmieszkiem na rozmówczynię.
Więc? Będziesz mi w tym towarzyszyć? – rzuciła małe wyzwanie, nie zamierzając pić samej. – Myślę, że ułatwi ci to nawilżenie gardła podczas opowiastki, którą bardzo chciałabym usłyszeć. Na pewno zgromadziłaś ich wiele od tamtego czasu.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t161-veilore-silver-hand
Lisbeth De'nar
Mała piromanka
Lisbeth De'nar

Liczba postów : 58
Join date : 07/01/2016

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyNie Wrz 16, 2018 2:55 pm

Przewrotne pytanie jakie wydostało się z ust jej gościa było czymś co sprawiło iż uśmiech zagościł na jej ustach w chwili gdy stawała na równe nogi.
-Z chęcią- Odparła puszczając w jej stronę oczko nie mając nawet w planach szukania kubków bo i tak ich nie miała. Owszem pewnie w swym kufrze znalazła by coś ciekawszego od kubków lecz po co będzie się starać? Nie znajduje się w miejscu z jakiego pozwoliła sobie odejść więc nie musiała przejmować się etykietom, a tym bardziej taką drobnostką jak kubek. Była przecież w podrzędnej karczmie gdzie najlepiej alkohol wchodzi z butelki więc tak miała zamiar go pić.
-Skąd pomysł, że uraczę Cię opowieścią?- Spytała w chwili gdy pozwoliła sobie usiąść koło niej jednocześnie opierając plecy o drewnianą ścianę tak iż prawie uderzyła głową o spadzisty dach, a na jej twarzy zagościł delikatny grymas. Czyżby jednak naprawdę udało się jej uderzyć?
Nastała cisza. Przelotna niczym świeży powiew wiatru jaki wdarł się do pomieszczenia przez jak się zdaje nieznacznie uchylone okno. Cisza ta była naturalna. Wręcz potrzebna w tej sytuacji w jakiej obie się znalazły, a jaka zdawała się być przyjemnym przerywnikiem pomiędzy dalszą częścią tego dziwnego spotkania jakie najwyraźniej nie zapowiadało nic dobrego. Przecież Vei siedziała w obecności młodej czarownicy jaka nijak nie przypominała tej z dawnych czasów. Była ona bowiem teraz odmieniona. Siedziała spokojnie wpatrując się w przestrzeń przed sobą, a jej ciało zdawało się być pogrążone w letargu dzięki czemu dziewczę wyglądało teraz niczym jedna z tych lalek eksponowanych na witrynach sklepowych dla dzieci szlachcianek.
-Nie powinnaś była tu przychodzić- Odezwała się wreszcie dziewczyna cichym przyjemnym głosem. Tym samym jaki można było słyszeć zanim wyjechała. Głosem należącym do osoby lubiącej opowiadać przepiękne historie.
-Co jeśli nie było by mnie tu a Tobie przyszło spotkać się z czymś o wiele gorszym bądź nawet pożegnać się z życiem? Co jeśli właśnie dałaś wplątać się w drobną intrygę albo co gorsze jest to Twoja ostania chwila? -Zawiesiła na chwilę głos i zdawać by się mogło iż pragnie kontynuować lecz tak się nie stało. Przecież prościej było milczeć oraz wpatrywać się w przestrzeń. Prościej było pozostać tą niewinną lalką niż osobą jaka nawiązuje kontakt wzrokowy. Pytanie jednak brzmi czemu.
Powrót do góry Go down
Veilore
Panna srebrna rączka
Veilore

Liczba postów : 229
Join date : 22/08/2015

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyNie Wrz 16, 2018 6:01 pm

Skoro Lisbeth z chęcią przystała na wspólne uraczenie się trunkiem, Veilore postanowiła sięgnąć po odstawioną butelkę z tajemniczą zawartością. Od razu też usadowiła się nieco wygodniej na łóżku, opierając się plecami o jego wezgłowie posiadającym bardzo proste kształty. Nie było to na pewno dzieło sztuki meblarskiej. Wtedy też usłyszała pytanie dziewczyny.
Cóż... po coś musiałaś mnie tutaj sprowadzić, prawda? Nawet jeśli nie w celu opowiedzenia mi czegoś, to wspominałaś, że zajmujesz się podobną działalnością. A ja bardzo lubię słuchać – odrzekła zgodnie z prawdą. W jej głowie jednocześnie zrobiło się inne pytanie, a raczej nie zrodziło, tylko wyszło na pierwszy plan. Przez jak długi czas Veilore będzie zmuszana do zastanawiania się nad powodem, dla którego została zaproszona, a który był jeszcze bardziej tajemniczy niż wnętrze butelki? Ile pytań przyjdzie jej jeszcze zadać i ile w zamian otrzyma nieprecyzyjnych, nic nie mówiących odpowiedzi?
Najemniczka odkorkowała butelkę, miała zamiar zapoznać się z wonią ciemnej zawartości, ale jej młodsza rozmówczyni jakby odpłynęła w świat swoich osobliwych myśli. Ponieważ nie widziała innego słusznego sposobu, na nawiązanie z nią kontaktu w tym stanie, to chwyciła jej rękę, wcale nie mocno, i zdecydowanie wcisnęła jej w dłoń butelkę.
Napij się. Będzie ci lżej – stwierdziła Vei, a gdy dotarły do niej jej kolejne słowa po „wybudzeniu” Lizzie, kobieta poczuła delikatny dreszcz. Ot tak dziwnie zadziałała nań sytuacja i mieszanka odczuwanych emocji. Uniosła niepewne spojrzenie, kierując je ku oczom ciemnowłosej dziewczyny. Gdzieś na skraju świadomości pojawiło się jakby mgliste wrażenie, że może dobrze się stało, że pochopnie nie napiła się podarowanego trunku, choć blondynka nie chciała posądzać swej rozmówczyni od razu o złe intencje. To był bardziej taki cichy, ledwie słyszalny podszept.
Co przez to rozumiesz..? – zapytała od razu. – Sama mnie tutaj ściągnęłaś. Myślę też, że masz ku temu jakiś ważny powód.
Veilore zmrużyła oczy. Tym razem nieco rozbawiły ją pomysły Lisbeth. A kogóż tutaj miałaby się spodziewać po imprezie urodzinowej? Oddziału węszącej Inkwizycji? Jakiegoś mordercy z policyjnej listy do sprowadzenia w stanie żywym lub martwym? Teraz miała wrażenie, że dziewczyna zaczyna już bajać, chcąc wprowadzić odpowiedni nastrój.
Nadal żyję, widać mam szczęście – powiedziała z uśmiechem. – A ty nie wydajesz się mieć zamiaru tego zmieniać. Siedzisz spokojnie, podczas gdy masz mnie na wyciągnięcie ręki. Choć gdybyś chciała mi coś zrobić, nie potrzebowałabyś do tego rąk. Osobliwie zaczynasz historie – stwierdziła na koniec.
Czy już dawno jej życie nie zakończyłoby się w tragiczny sposób, jeśliby rzeczywiście coś w tej chwili jej groziło? Po co zwlekać? Dlaczego by ryzykować odkrycie planu i wzmożenie czujności drugiej osoby, co miałoby wielki wpływ na powodzenie potencjalnego przedsięwzięcia.
Mów dalej, Liz.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t161-veilore-silver-hand
Lisbeth De'nar
Mała piromanka
Lisbeth De'nar

Liczba postów : 58
Join date : 07/01/2016

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyNie Wrz 16, 2018 6:21 pm

Jej zamiary... jakie były na prawdę? Tego chyba nie wie nikt poza samą zainteresowaną jaka w tej oto chwili dzierżyła w dłoni butelkę, z specyficzną zawartością jaka o dziwo przystawiła do swych ust i jak gdyby nigdy nic upiła z zawartości łyk odpowiedni do jej oblicza. Najwyraźniej nie było tam trucizny skoro wypiła prawda? Zresztą alkohol zawsze rozluźniał, a tego Lizze nie chciała. Musiała przecież być skupiona na tym co robi oraz mówi. Musiała. Przecież po to ją ściągnęła.
-A co jeśli nie chce mówić?- spojrzała w jej stronę jednocześnie subtelnie przysuwając butelkę ku niej dając przy tym do zrozumienia aby i ta wreszcie skosztowała tajemniczej zawartości przywiezionej z dalekich krain. Zawartości jakiej zapewne nawet i ten stary pijak nie znał, a możne znał? Kto ją wie. Tak czy inaczej Lizze nie spuszczała spojrzenia z twarzy swej towarzyszki jednocześnie kontynuując
-Co jeśli zwabiłam Cię tutaj w niecnych celach? Ot taki kaprys? Cóż wtedy uczynisz?- Zadając te pytania starała się dopasować swój głos do głosu jaki dobrze znała. Do głosu jej młodszej siostry jaka ją porzuciła. Oj tak. Tak bardzo pragnęła oddać głos Ast. Tak naprawdę ta sytuacja ją bawiła przez wzgląd na zaistniałą sytuację w jakiej najzwyczajniej w świecie starała się bawić samą Vei jak i sobą. Bawiła się chwilą oraz słowem wiedząc iż jest na wygranej pozycji. Przynajmniej na razie. Do czasu aż tamta nie pozna prawdy jaką ukrywa. Prawdy zamkniętej szczelnie pod jej niewinnym obliczem dziecięcia.
-Zapewne teraz zadajesz sobie wiele pytań. Czemu więc nie zadasz ich mnie?- Kolejne pytania połączone z nagłą zmianą pozycji. Nagłym zerwaniem się z miejsca tylko i wyłącznie po to aby móc się znaleźć jak najbliżej najemniczki. Łowy rozpoczęte, a Lizze zdawała się w owej chwili być łowcą a nie zwierzyną... Zdawała się posiadać pewną kontrolę nad chwilą oraz wszystkim co dzieje się w tym małym ciasnym pomieszczeniu. Jej królestwie.
Powrót do góry Go down
Veilore
Panna srebrna rączka
Veilore

Liczba postów : 229
Join date : 22/08/2015

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyNie Wrz 16, 2018 11:41 pm

Tak czy owak, butelka wciśnięta w dłoń podziałała i Vei przyciągnęła uwagę dziewczyny do chwili obecnej, dzięki czemu mogły kontynuować dalszą rozmowę bez zbytniego oddalania się od rzeczywistości i przesadnego tonięcia we własnych myślach.
Gdy czarownica rozbudziła się łykiem tajemniczego napoju, Veilore przyszło przejąć butelkę. Ale jaką kryła ona zawartość, tego jeszcze najemniczka nie wiedziała, choć dowiedzieć się bardzo chciała. Z czystej ciekawości. W końcu łyczek czy dwa nie mogły zbytnio przecież wpłynąć na stan jej świadomości. Może gdyby postanowiła wypić więcej? Na szczęście, Veilore znała swoją granicę i nie chciała jej przekraczać.
Uraczmy się wreszcie tą zagadką – rzuciła, delikatnie kołysząc butelką przez chwilę, aby rozruszać aromat zamknięty we wnętrzu naczynia i spróbować wyczuć jego zapach przed wzięciem pierwszego łyka.
Zapach dosyć słodki. Może coś ziołowego jeszcze? – zastanawiała się, na głos, jakby chciała zyskać potwierdzenie lub zaprzeczenie od czarownicy. Szczerze mówiąc Veilore była świadoma, że jej zmysły są nieco przytłumione po zabawie i lejącym się na niej alkoholu i być może przez to nie był to dobry moment na profesjonalną degustację. Wypiła pierwszy łyk. To nie była jakaś zwykła nalewka z czarnego bzu czy innego ciemnego owocu, jak na początku blondynka podejrzewała. Językiem subtelnie zmyła z ust pozostałości smaku trunku. Wydawało się jej, że kiedyś mogła coś takiego pić. Lub coś podobnego? Trudno powiedzieć, bo to na pewno nie było w ostatnich latach jej życia.
Najemniczka starając się wychwycić różne nuty smakowe pozostałe na jej języku, zerknęła na swoją towarzyszkę.
A nie chcesz? Czy tylko udajesz, że nie chcesz i droczysz się ze mną? Czy nie na tym polega bycie bardem, by wyśpiewywać różne historie? – zapytała, zupełnie nie spodziewając się, co nastąpi później.
To zmierzało w dziwnym kierunku i w dodatku brzmiało jakoś tak znajomo. I jakby siedząca tu czarownica ponownie zmieniła przywdziewaną maskę. Ponowie nasiliły się towarzyszące jej przybyciu tutaj emocje wynikające ze zdawania sobie sprawy z pewnych rzeczy. Najemniczka czuła się bardzo nieswojo, szczególnie po tym, jak Lizzie niespodziewanie zmniejszyła dystans między nimi i znalazła się naprawdę, naprawdę blisko. Gdyby Veilore nie trzymała zdecydowanie butelki, nagły ruch zapewne by ją wytrącił. Może spadłaby na podłogę, narobiła hałasu, a i jeszcze trunek byłby stracony na zawsze.
Cóż miała czynić? Blondynka nie poruszyła się ani w jedną, ani w drugą stronę, gdyż właściwie każda ta droga ucieczki została odcięta przez bliskość i zawsze mogące wejść do gry płomienie, gdyby wykonała jakiś niepotrzebny ruch. Było jej wiadomo, z kim ma do czynienia. Dziewczyna swego czasu popisała się przed nią swoją mocą. Pytanie czy Vei chciała uciekać? Ot właśnie nie, a przynajmniej niekoniecznie, ponieważ nie istniał inny sposób na rozwiązanie sprawy z zaproszeniem, z obserwacjami i całą resztą.
Zaskoczenie, które wstrzymało na krótko jej głos kobiety, minęło. Nadal jednak nie wiedziała, czego się spodziewać po tym spotkaniu. Bo prawdę mówiąc nie przewidziała nawet takiego obrotu spraw; takiej zagrywki.
Czemu? – szepnęła, odzyskawszy mowę. – Może dlatego, że nigdy na nie nie odpowiadasz?
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t161-veilore-silver-hand
Lisbeth De'nar
Mała piromanka
Lisbeth De'nar

Liczba postów : 58
Join date : 07/01/2016

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptySob Paź 06, 2018 2:06 pm

W chwili gdy usta jej gościa zetknęły sie z butelką a kubki smakowe poznały smak trunku wszystko stało sie mało ważne. Cały świat stanął w miejscu. Wszystkie dotychczasowe słowa oraz czyny okazały się być niczym dla Lizze. Przecież dopięła swego.
-Zrobiłaś, to...- Wyszeptała wprost do jej ucha korzystając z sytuacji iż wstając mogła się nad nią nachylić, a jej głos zdawał się brzmieć złowrogo niczym wróżba przeklętej istoty. Dziewczę ponownie podeszła do okna tylko i wyłącznie po to aby obrócić się w stronę swojej towarzyszki opierając się przy tym nieznacznie na parapecie.
-Pamiętasz słowa jakie nie raz padły z moich ust tam na dole?- Spytała dobrze wiedząc iż niekoniecznie tamta musiała je słyszeć lecz nie liczyła nawet na odpowiedź. Przecież nikt poza paroma osobami raczej nie zwrócił uwagi na młodą kobietę śpiewającą pod nosem w karczmie wypełnionej ludźmi. Jednak gdyby tak się stało wielu mogło usłyszeć strzępek owej pieśni strzępek brzmiący "strzeżcie sie mnie". W tych słowach było wiele prawdy. Tak jak w kolejnych wypowiedzianych przez młodą kobietę.
-Chciałaś historię więc ci ją opowiem...- Rozpoczęła spokojnie lustrując wzrokiem zapewne zdziwioną towarzyszkę. Przecież nic nie zapowiadało iż tak to się skończy, a przynajmniej Vei mogła zakładać inaczej znając jej dziwne upodobania. -Zapewne słyszałaś opowieści o statku widmo. Jeśli nie to wiedz iż nie mówię tutaj o tym co morza przemierza lecz o statku jaki zacumował niedawno w miejskim porcie.- Zrobiła pauzę tylko i wyłącznie po to aby zbudować sobie drobny klimat niepewności.- Ludzie powiadają iż przybył pusty. Inni zaś mówią o niedopitkach załogi mamroczących o dziwnych nadnaturalnych zdarzeniach, a ci bardziej spostrzegawczy rozpowszechniają plotki jakoby siła nieczysta wydostała się z okrętu. Ja jednak znam prawdę.- Ponownie zamilkła lecz tym razem pozwoliła sobie podejść do towarzyszki tylko i wyłącznie po to aby uchwycić jej podbródek w dwa palce co miało na celu skoncentrować jej wzrok na tańczącym ogniu w oczach Lizze.
-Znam prawdę. Widziałam śmierć, krew, rozczłonkowane ciała oraz owe złe siły. Widziałam oraz przeżyłam... Do czasu. Właśnie teraz trucizna przemierza moje ciało tak samo jak i Twe.- Zwolniła dotyk poprzez opuszczenie dłoni tak by swobodnie opadła przy jej boku - Spożyłaś truciznę, a ja mam dla Ciebie pewne zadanie... Jednak aby Cię zmotywować sama też ją spożyłam... Widzisz ludzie potrafią szybko działać jeśli są pod drobną presją... A TY... możesz stracić swoje życie jak i mnie posiadać na sumieniu.-Milczała chwilę. Tak krótką iż zapewne nikt nie zdołał by wejść w jej słowo. -Nie, nie mam odtrutki... Została skradziona przez ową nieczystą siłę, a Ty pomożesz mi ją odzyskać... Przynajmniej mam taką nadzieje...
Powrót do góry Go down
Veilore
Panna srebrna rączka
Veilore

Liczba postów : 229
Join date : 22/08/2015

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyPon Paź 22, 2018 1:14 am

Veilore uniosła lekko brew, a następnie pokręciła przecząco głową. W czasie trwania imprezy na dole było zbyt głośno i zbyt tłoczno, aby wychwycić pojedyncze słowa. Muzyka mieszała się z pijackimi przyśpiewkami, wszystkimi rozmowami, dźwiękami wydawanymi przez maltretowany milionami podeszew butów parkiet czy na przykład licznymi toastami, tworząc bez przesadyzmu istną kakofonię.
Wszystko szło w nieoczekiwanym kierunku i wyglądało na to, że Veilore zaczęła wpadać po uszy w kłopoty wraz z przelewaniem się cieczy z butelki do wnętrza żołądka. W swej nieświadomości nie podejrzewała, że trunek może być doprawiony trucizną, skoro Lisbeth bez wahania postanowiła się nim uraczyć. To byłby dla najemniczki szczyt szaleństwa. Ale... widać czarownica była bardziej niepoczytalna niż kobieta do momentu zakończenia opowiastki myślała. Dlatego też z niedowierzaniem błądziła w spojrzeniu swojej rozmówczyni, szukając jakby zaprzeczenia tego, co przyszło zostało powiedziane.
Bo przecież... U licha! Jaki statek...? Jakie morze...? Bo o złych siłach... to słyszało się niemal na co dzień w tym mieście. Płomienna czarownica musiała zawędrować gdzieś naprawdę daleko. Ale tak czy owak wszystko to brzmiało tak nieprawdopodobnie, że blondynka nie była w stanie w to w całości uwierzyć, a znacznie łatwiej przyszłoby jej uznać usłyszane słowa za zwyczajne bajanie i próbę przekazania prośby w dosyć specyficzny sposób.
A mimo to... mimo to, gdy przełknęła ślinę, jakoś automatycznie Veilore zrobiło się niedobrze. Przez kilka sekund wstrzymała zarówno powietrze, jak i czający się bunt trzewi. Chwila zwłoki nic jednak nie zmieniła i najemniczka szybko wylądowała przy oknie, natychmiast otwierając je na oścież. Poranne powietrze wtargnęło nagle do pomieszczenia. Tymczasem z wysokości okna ku ziemi poleciała treść żołądka Veilore, lądując albo na podłożu, albo na czyjej głowie. Blondynka nie czuła się na siłach, by zwrócić na to uwagę. Jeszcze przez chwilę wychylała się nad parapetem z zamkniętymi oczyma, łapiąc przy okazji świeże powietrze. W końcu jednak sięgnęła po lnianą chustkę i przetarła nią usta. Obrzydliwy posmak pozostał... aczkolwiek za nic nie skusiłaby się zabić go kolejnym łykiem proponowanego trunku, nawet jeśli okazałoby się, że trucizna to kolejny nie mający nic wspólnego z rzeczywistością wymysł czarownicy.
Vei zamknęła okno i odwróciła się plecami do szyby, żywiąc nadzieję, że wszystko okaże się podłym żartem, a jeśli nie... to tę skromną ilość, którą zdążyła wypić z butelki Lisbeth, zdołała wydalić razem z wszystkim, czego przed chwilą pozbył się zbuntowany żołądek.
Kiedy najemniczka zebrała się w końcu w sobie, a jej umysł otrzeźwiał rozbudzony wydarzeniami i świeżym powietrzem, uchyliła powieki i wbiła spojrzenie w czarownicę.
Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? – zapytała, chcąc czy nie chcąc, wchodząc w tę dziwną grę prowadzoną przez Lisbeth.
Zmrużyła lekko powieki.
Możesz mi przedstawić jakieś dowody? Zatruwanie siebie samej własną trucizną jest dosyć nieprawdopodobne. I szalone. Nie sądzisz? W dodatku gdybyś nas nie zatruła, nie potrzebowałabyś tej odtrutki, a więc musiałabyś chcieć czegoś bezpośrednio związanego z twoją rzekomą złą istotą. Nic nie trzyma się w tej chwili kupy.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t161-veilore-silver-hand
Lisbeth De'nar
Mała piromanka
Lisbeth De'nar

Liczba postów : 58
Join date : 07/01/2016

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyPon Gru 10, 2018 5:36 pm

-Czy naprawdę jestem jeszcze trupem, czy istotą ludzką?- Pytanie padło niespodziewanie w chwili, gdy tamta liczyła na inne słowa. Jednak czy były one ważne w tej chwili? Przecież tak naprawdę Lizze staje się właśnie jedną, z tych trudnych istot odczuwających nie tylko zatrucie, lecz coś zupełnie innego. Coś, czego nie chciała za bardzo jej ukazywać jednak skoro tamta pragnie dowodów... Cóż najwyraźniej nie miała innego wyjścia. Nie w chwili, gdy i tak nie miała już nic do stracenia. Przecież umiera.
-Pragniesz dowodów. Jednak czy aby już ich nie dostałaś? Nie widziałaś znaków, jakie przyniosłam wraz ze sobą? Nie słuchasz plotek, a może przestałaś w końcu polować?- Zamilkła na chwilę jednocześnie wstając z miejsca, ponieważ inaczej nie będzie wstanie ukazać jej prawdy. -Byłaś łowcą. Tropiłaś i byłaś tropiona, lecz zatraciłaś swój instynkt. Zapiłaś go oraz rozleniwiłaś w swoim lubieżnym życiu. Ja jednak pragnę Ci na nowo go przywrócić. Oczywiście nie ma nic za darmo, a teraz skup swój pijacki wzrok.- Odwróciła się tyłem ku niej tylko i wyłącznie po to, aby zsunąć z siebie jak do tej pory zbyt dobrze leżącą suknię. Ta zaś opadła na podłogę odkrywając jej jeszcze młode, lecz nie piękne ciało. Było ono bowiem oszpecone. Przynajmniej tak mógłby określić amator delikatnych jędrnych kształtów. Inny amator świeżych blizn zapewne miałby uciechę psychiczną czy też nawet fizyczną. Jednak nie Lizze. Ona zdawała się być niewzruszona pomimo świeżych blizn biegnących od karku a kończywszy się przy prawej kostce.
Rany były świeże, a zarazem inne. Kiedy zostały zrobione? Czym oraz co najważniejsze, jakim cudem jeszcze Lizze potrafiła chodzić?
-Nie daj się zwieść spojrzeniu... To jedynie cześć tej historii... Więc jak nadal nie jesteś wstanie mi uwierzyć? - Dziewczę nie odwracała się ku niej. Nie musiała. Przecież pragnęła ukazać jej jedynie dowód nic więcej. Wiedziała przecież kim była. Znała jej dziwne upodobania, a co za tym idzie pragnęła jak najszybciej zakończyć tą szopkę. Dla własnego dobra. Pytanie brzmi czy teraz zechce jej uwierzyć... Czy zechce pomóc... Zresztą młodej było już wszystko jedno. I tak umierała....
Powrót do góry Go down
Veilore
Panna srebrna rączka
Veilore

Liczba postów : 229
Join date : 22/08/2015

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyWto Gru 11, 2018 1:56 am

Kolejne kluczenie wokół tematu... ale niczego innego Veilore nie spodziewała się po Lisbeth. Widocznie dziewczyna nie potrafiła powstrzymać się przed tymi zabiegami nawet w obliczu realnego zagrożenia życia – o ile rzeczywiście realne było. A najemniczka? Ona chciała wprost podanej informacji, chciała coś sprawdzić, gdyż cała ta sprawa woniała zaprawdę dziwnie, nie wspominając o oczywistym zmęczeniu po hucznej imprezie. A więc Vei zastanawiała się: skoro czas był dla jej rozmówczyni tak ważny, dlaczego zwlekała? Dlaczego ciągle trzymała się z daleka od istoty problemu? Wreszcie czemu nadal nie określiła jak najemniczka ma jej pomóc, czego oczekuje?
Nie wiem nic... Poza jednym. Jeśli mówisz prawdę, to jesteś szalona. Pomogłabym ci bez tych wszystkich ceregieli. Wystarczyło poprosić... powiedzieć, że potrzebujesz pomocy. I to by wystarczyło.
Przez twarz blondynki przeszedł lekki grymas. Po prostu nigdy nie podejrzewała, że ktoś może mieć o niej takie zdanie. Jasne... zdarzało się jej doprowadzać do tego, że wiedźmy źle kończyły, były to jednak przypadki, gdy tropiła poszukiwanych przestępców, a ci niekiedy okazywali się być osobami obdarzonymi genem. Jasne, można by z tego wyciągnąć jakieś błędne wnioski... Widocznie może Lisbeth źle zinterpretowała jakieś obserwacje...
Naprawdę masz mnie za kogoś, kto potrzebuje „zachęty”? Szantażu, żeby zdecydować się komuś pomóc? – powiedziała z wyrzutem w głosie. Vei nie mogła się pogodzić z faktem, że wiedźma mogła mieć o jej osobie tak niskie mniemanie. Kobieta zacisnęła palce w pięści i zaraz je rozluźniła. Była w stanie zastanowić się nad czyimś stwierdzeniem, że może zbyt często urzęduje w gospodach i pubach, że łatwość, z jaką przychodzi jej wejście z kimś do łóżka nie przystoi. W końcu każdy miał swoje zdanie na te tematy. Jednakże podważanie jej podejścia do ludzi? Tego typu afrontu wyjątkowo nie potrafiła zdzierżyć.
– Nic o mnie nie wiesz... – stwierdziła nagle. – Obserwowałaś mnie, śledziłaś moje codzienne życie... ale kompletnie nic nie wiesz, Lisbeth – mówiła dalej, zdradzając, że doskonale wiedziała o jej obecności.
– Teraz powiem krótko, masz dwie minuty. Jeśli chcesz je poświęcić na zbędne gierki, to wychodzę i szukaj mnie dopiero wtedy, gdy zmienisz zdanie i uznasz, że naprawdę potrzebujesz pomocy.
Najemniczka odstąpiła ostrożnie od okna, czekając na to czy przyjdzie jej wyjść, czy pozostać na miejscu i wysłuchać w końcu o co chodzi. Czuła się jeszcze dosyć słabo na nogach, ale nie brał udziału w tym tylko alkohol, a świadomość, że istnieje taka opcja, że w jej ciele wylądowała jakaś trucizna.
Masz ostatnią szansę. Choć powinnam od razu wyjść. Jasne piję, fakt że spędzam czas z różnymi ludźmi... na swój sposób... też nie wszystkim może się podobać. Nie dlatego, bo jak widzisz, jestem świadoma swoich wad... Powinnam wyjść, po uważasz mnie za ścierwo, które nie wyciągnie ręki do potrzebującego.
Milczenie się przedłużało. Veilore już miała wrażenie, że nieubłaganie nadchodził moment opuszczenia pomieszczenia, kiedy młodsza dziewczyna odwróciła się i pozwoliła swojemu odzieniu zsunąć się z ciała. Najemniczka była w szoku, dlatego też milczenie przedłużyło się jeszcze bardziej, tym razem z jej strony.
Co... co ci się stało? – wydusiła z siebie w końcu. – Kto ci to zrobił?
Być może czekał ją jednak czekała ją dalsza część opowieści, a potem działania?
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t161-veilore-silver-hand
Lisbeth De'nar
Mała piromanka
Lisbeth De'nar

Liczba postów : 58
Join date : 07/01/2016

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyWto Gru 11, 2018 5:43 pm

Wymówki, wymówki... Cała blond włosa. Najwyraźniej nie potrafiła żyć bez nich. Karmiła się nimi oraz usprawiedliwiała swoje nędzne życie. Tak przynajmniej sądziła nasza młoda już nie dama. Znała ją. Jej zachowanie, nawyki oraz inne rzeczy, o jakich się nie mówi głośno, a zarazem mało wypada. Tak czy inaczej, co do jednego miała racje. Ludzie zasłaniający się wymówkami są niczym. Jednak czy Vei wreszcie weźmie się w garść? Odrzuci maskę swych słabości oraz przyjmie prawdę? Owa kwestia była bez znaczenia. Przecież i tak prędzej czy później wszystko straci na sensie.
-Zapłaciłam za błędy. Za to, kim byłam kiedyś- Prosta odpowiedź. Nie mogła przecież inaczej jej odpowiedzieć. Nie w chwili, gdy był to początek opowieści o wojowniku, jaki łatwo śmierci nie ulega...
-Mówiłam już. Do pobliskiego portu zawiną statek. Większość załogi została wybita do nogi, inni umarli zaraz po zejściu na ląd. Oficjalnie się jeszcze o tym nie mówi jednak przeżyła jedna osoba... Stoi ona przed Tobą- Zawiesiła głos, a na jej twarzy zawitał delikatny można by uznać iż szyderczy uśmieszek. Trwało, to mniej niż sekundę jednak coś w owym uśmiechu zdawało się złowieszczego, pomimo iż zagościł on na jakże urodziwym licu.
-Ci głupcy nie wiedzieli, z czym mieli do czynienia... Ja również....- Cień smutku zagościł na jej obliczu skrywanym przez długie kruczoczarne włosy. -Nieczysta siła... Nie wiem czym lub kim jest. Jedyne co jest pewne, to fakt, iż zawsze pobiera pewną opłatę... Tamci umarli, a ja przeżyłam.- Brak emocji zdawał się odbijać niczym księżyc w klindze bądź jeszcze bardziej dobitnie. Lizze zdawała się naprawdę odmieniona. Przecież z jednej strony potrafiła się dobrze bawić, by po chwili posunąć się do takiego zagrania jak otrucie.
-Ja umieram.... - Wyszeptała w chwili, gdy na nowo materiał zakrył jej ciało dzięki czemu mogła sobie pozwolić na ponownie zwrócenie swego oblicza w stronę starej znajomej.
-Ty również... Taka jest cena naszej współpracy. Z tą różnicą, że mam mniej czasu. Tak więc pomożesz? Zechcesz rzucić się w pościg za czymś co przecieka mi przez palce? I nie, nie patrz tak na mnie.... Wiem, że wygląda to okropnie jednak nie na tyle, by wykluczyć mnie.- Nieśmiało uczyniła krok w jej stronę tak, aby skrócić dystans do minimum jaki dzielił je w tej chwili. Musiała przecież spojrzeć w jej oczy. Musiała pozwolić sobie na tą zbędną chwilę w jakiej przyszło jej gnić w tym miejscu. Zresztą zostało jej jeszcze dwa dni do opuszczenia tego miejsca... Samej czy z nią.
Powrót do góry Go down
Veilore
Panna srebrna rączka
Veilore

Liczba postów : 229
Join date : 22/08/2015

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyNie Gru 30, 2018 7:09 pm

Widok, jaki ledwie chwilę temu ukazał się jej oczom, sprawił, że wszelki opór względem kontrowersyjnych poczynań wiedźmy rozpadł się. Oczywiście nadal – mało powiedziane – nie podobało się Veilore, że została otruta. Na wszystkich bogów, których dawniej i dzisiaj uroili sobie ludzie! Cóż to za szalone sposoby na uzyskanie pomocy? Godna ich była jedynie prawdziwie niespokojna dusza. Taka jak ta, która przed najemniczką stała. Nieobliczalna, choć niekoniecznie winna tego, jaka się stała... A przecież jednocześnie poszkodowana i doświadczona tak mocno. Veilore autentycznie jej współczuła, mimo że prawdopodobnie doznała od niej krzywdy. Zależało jej również na własnym zdrowiu, to rzecz niezaprzeczalna, bo któż by nie był zmartwiony w takiej sytuacji. Acz nie potrafiłaby tak po prostu wyjść, jak to wcześniej zakomunikowała, że zrobi czy też że powinna.
Blondynka milczała długo, ale też słuchała, co Lisbeth ma do powiedzenia. Wszakże Vei sama o to prosiła. O wyjaśnienia.
– Musiałaś wędrować w takim stanie wiele dni... to musiała być ciężka podróż... – szepnęła, lustrując dziewczynę wzrokiem. Zapytywała siebie przy tym, jak ona w ogóle trzymała się na nogach, skoro pozostawiła obrażenia samym sobie.
Gdy wiedźma odziała się, a potem zbliżyła, Veilore obdarzyła ją współczującym spojrzeniem. To musiało być okropne przeżycie. Być może nawet porównywalne z tym co działo się w inkwizycyjnych lochach.
Pomogę ci – powiedziała w końcu. – Pomogę tobie, nam... Chociaż wplątałaś mnie w to tak okrutnie. – powtórzyła. – Nie wiem jednak, czy nie powinniśmy wpierw zająć się twoimi ranami? To wygląda źle. Naprawdę. A może choć trochę ci to ulży?
Kobieta przyglądała się, jak Lisbeth ponownie się zbliża. Nie spuszczała z niej spojrzenia, bowiem teraz wiedziała, że czarownica miała nieciekawe przeżycia w ostatnim czasie. Kto wie, ile niegdyś takich przeżyła? Na ile te obecne utrudniały jej poruszanie się? Czuła, że przyjdzie jej dowiedzieć się, jak do tego wszystkiego doszło i co lub kto był sprawcą; czuła, że nie ominie jej to. Przełknęła gęstą ślinę.
– Co zamierzasz, Lisbeth? – zapytała Veilore. – Jaka właściwie ma być moja rola? Jak pomóc?
Najemniczka drążyła temat. W końcu dotąd nie padło żadne słowo, jak Lis chciałaby rozwiązać swój... a raczej teraz ich wspólny problem. Jeśli chodziło o odnalezienie winowajcy zamieszania... Veilore była całkiem dobra w szukaniu ludzi. Ale jeśli rzeczywiście mowa była o siłach nieczystych.? To już rzecz dosyć wątpliwa... Jeszcze bardziej wątpliwa była kwestia pozbycia się trucizny z organizmu. Veilore cały czas miała wrażenie, że coś jest nie do końca tak, jak przedstawia to wiedźma. I postanowiła być czujna. Nawet nie miała pewności, czy jakakolwiek odtrutka istnieje... czy w ogóle starczy jej dla ich obu.
– Chcesz zacząć jakieś poszukiwania? Zmierzyć się ze swoim oprawcą?
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t161-veilore-silver-hand
Lisbeth De'nar
Mała piromanka
Lisbeth De'nar

Liczba postów : 58
Join date : 07/01/2016

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyPon Gru 31, 2018 4:44 pm

Cisza trwała o wiele za długo. Jedyne co było słyszalne w tej chwili, to szum krwi pomieszanej z winem, jakie wcześniej wypiły. Trucizna nadal trwała w ich ciałach. Lizze to wiedziała. Znała skutki uboczne tego specyfiku, ponieważ była, to część gry, jakiej się podjęła za oceanem.
Ocean... Bezkres naturalnego świata. Groźnego, a zarazem tak pięknego... Wiele razy wpatrywała się w niego, gdy tam przebywała. Wiele godzin spędziła na brzegu przyglądając się dzikości świata. Tak samo było i teraz. Przyglądała się swojej towarzyszce z tą samą fascynacją doszukując się czegoś więcej. Przecież litość była jedynie przejściowa. Z czasem nic nie pozostanie z niej tak więc była ona niczym.
-Zamierzam ruszyć w drogę śladem plotek oraz krwi. Jedno jest pewne pragnienie jej zdaje się być wyznacznikiem naszego gościa.- Odpowiedziała zgodnie z prawdą nadal starając się nie przerywać kontaktu wzrokowego jaki nastał pomiędzy nimi. Kontaktu, jaki zdawać się mógł być dziwnym. Przecież z jednej strony posiadamy kobietę z wielką ilością empatii, lecz z drugiej była ona. Dziewczyna z widoczną dziwną iluzją malującą się w oczach. Niby mówiła prawdę, lecz była, to jedynie część, jaką chciała zdradzić.
-W kufrze znajdziesz mapę. Jest dość podniszczona i zdaje się posiadać zaznaczone miejsca, jakich już nie ma- Kontynuowała a ton jej głosu zdawał się być niczym jedna z jej ballad - Naniosłam na niej nazwy miejsc, jakie są nam znane. To zawsze jakiś pomysł prawda?- Nie, nie czekała na odpowiedź. Wiedziała przecież, że nie musi jej pozyskać przez fakt, iż cała ich wyprawa jest piękna, a zarazem okrutna. Wiedziała, że wszystko jest zależne od czasu, lecz ona go nie posiadała. Nie w chwili, gdy czytała o wielkiej niebieskiej wstędze, jaka ma pojawić się na niebie za trzy dni. Do tego czasu musi być na miejscu.
-Zapoznaj się z nią, a ja za chwilę do Ciebie powrócę- Wyjaśniła przerywając jednocześnie kontakt wzrokowy jaki do tej pory im towarzyszył. Zrobiła, to oczywiście tylko i wyłącznie po to, aby wyjść z pomieszczenia. Ile jej nie było? Na tyle by Vei mogła przejrzeć wszystko co tylko pragnie, a było tego wiele. W samym kufrze bowiem poza mapą znajdowało się parę ubrań, księgi nieznanego pochodzenia spisane dziwnym błękitnym atramentem, parę papierów mało ważnych, lecz w nich można było wyszukać coś co mogło przykuć uwagę ciekawskich oczu. Był, to bowiem akt własności pewnej miejscowości położonej zapewne za oceanem oraz pierścień z dziwnym herbem. Do tego oczywiście jak przystało na barda można było odnaleźć parę wierszy, fraszek czy poematów, czy portretów różnych osób w tym i owej panny.
-Zapewne nie jesteś gotowa, lecz możemy ruszać- Ciszę, jaka nastała w pomieszczeniu zakłócił głos młodej kobiety, jaka pojawiła się w drzwiach pokoju. Lizze tym razem była przygotowana do podróży. Była odziana w prosty podróżny strój skrojony akurat pod jej sylwetkę. Strój ten najwyraźniej wykonany był gdzieś daleko, ponieważ tkanina oraz metalowe wstawki, jakich zadaniem była ochrona najbardziej problematycznych miejsc nie pochodziły z rejonu tego miasta czy kontynentu. -Jeśli coś potrzebujesz możemy się zaopatrzyć w najbliższym sklepie - Dodała mierząc jej marną sylwetkę wzrokiem. Tu wypada nadmienić, iż Lizze wyglądała mimo wszystko naprawdę dobrze. Owszem była zmęczona i obolała jednak pomimo tego zdawała się bardziej żywa od swej towarzyszki. Zapewne dlatego nie podjęła rozmowy o opatrywaniu czy innych głupotach. Zdarzyła się przyzwyczaić, jeśli tak określić można ową kwestię.
-Wybacz, że musiałam Cię otruć- Rzuciła w jej stronę jakby bardziej zalotnym tonem, gdy tylko na nowo znalazła sie przy niej na chwilę, jaką wykorzystała do zamknięcia kufra na zamek w kształcie herbu, jaki wcześniej tamta mogła ujrzeć.
-Była to odrobina poświęcenia...
Powrót do góry Go down
Veilore
Panna srebrna rączka
Veilore

Liczba postów : 229
Join date : 22/08/2015

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyPon Sty 07, 2019 3:20 pm

Lisbeth mogła mieć pewne trudności z określeniem, co właściwie przynoszą jej obserwacje Veilore, bowiem w głowie kobiety panował mętlik wywołany skrajnymi emocjami. Współczucie przecież zależało zupełnie po innej stronie barykady niż nieufność, powątpiewanie w czyjeś intencje, a nawet poczucie zagrożenia. Ale w splątanym kłębku, jaki tworzyły te wspomniane i inne emocje, znajdowała się między innymi chęć niesienia pomocy czy próba wybaczenia drogi postępowania, jaką obrała sobie czarownica. Przecież ona też znajdowała się w stresowej sytuacji. Gdy zaś istniało realne prawdopodobieństwo utraty życia, człowiek bywał zdolny do różnych rzeczy...
Veilore  była pewna, że chce pomóc, jednak ciągle nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Wydarzenia przybrały nieoczekiwany obrót. Kto by pomyślał, że udana zabawa zakończy się aktem otrucia. Nie potrafiła się z tym pogodzić, momentami nawet nie chciała wierzyć – ale należało coś z tym zrobić, co do tego kobieta nie miała żadnych wątpliwości. Najwyższy czas przedsięwziąć jakieś kroki. Ale w tym celu ona, jak i jej trucicielka musiały się udać do źródła całego problemu.
Tylko... co było tym źródłem?
Ile miały czasu?
Kiedy dowie się chociaż tyle, żeby poczynić jakieś wstępne plany?
Bezczynność jak i niedoinformowanie zaczynały coraz bardziej ciążyć najemniczce. Nadal jeszcze była w lekkim rauszu i choć wydawało się, że otrzeźwiała, to nie myślała do końca sprawnie, jakby to miało miejsce bez kropli alkoholu w organizmie. Niektóre fakty, połączenia mogły jej umknąć. Ale przeciągająca się bierność odbierała im cenne sekundy, minuty... i tego była w pełni świadoma.
– Pozostawia za sobą śmierć... – powiedziała w zamyśleniu, spoglądając gdzieś indziej niż na Lisbeth. Jeśli zdarzyło się więcej takich masakr jak ta, o której wspomniała jej wiedźma i którą jakimś cudem przeżyła, rozwiązanie sprawy zapowiadało się na łatwiejsze niż na początku zakładała. Po zgonach zawsze pozostają jakieś wiadomości, wieści, zapiski, plotki. Szczególnie te najdziwniejsze i najtrudniejsze do wyjaśnienia z pewnością nie uniknęły stosownego odnotowania.
– To wiele ułatwia – stwierdziła półszeptem.
Veilore skierowała spojrzenie na kufer, kiedy dziewczyna o nim wspomniała.
– Nie lepiej i wygodniej zakupić nową i aktualną? – zapytała z nutą krytycyzmu. Wszakże jeśli rzecz, która miała im pomagać w podróży, była tak stara, że nie wskazywała istniejących obecnie miejscowości, to w każdej chwili mogła się rozpaść; nawet niekoniecznie tylko pod wpływem rąk, ale po prostu od ewentualnych niekorzystnych warunków pogodowych. Coś tak wiekowego powinno spoczywać w muzealnej gablocie.
Najemniczka postanowiła jednak zajrzeć do kufra. Zanim, jak to zakomunikowała, Lisbeth opuściła pomieszczenie, Vei przy niej otworzyła kufer i odszukała stary pergamin, po drodze dostrzegając różne inne rzeczy, którym była w stanie odrobinę się przyjrzeć, ale w nich nie grzebała, bo mapa leżała na wierzchu. Wzięła ją ostrożnie swoimi dłońmi ukrytymi w rękawiczkach, po czym przysiadła na jednym z niewielu mebli, które znajdowały się w tym pokoju. Zajęła proste, drewniane krzesło, przy identycznie surowym biurku.
Ostrożnie rozłożyła arkusz, podczas gdy jej rozmówczyni już wychodziła z pokoju. Mapa była malowana ręcznie, rzeczywiście stara. Kolory mocno już wyblakły, również część nazw stała się nieczytelna, dlatego świeżo dodane, ręczne dopiski zdawały się tym bardziej wyraźne. Odnalazła stolicę, a nad nim słabo widoczne Lundenburh. Reszta miejscowości i nazw geograficznych, która zdążyła zmienić swoje nazwy, również posiadała takie dopiski. Można powiedzieć, że z fascynacją przyglądała się znalezisku. Z kolejnym pytaniem czekała na powrót czarownicy, a kiedy ta wróciła, blondynka oderwała dłoń od policzka i włosów, prostując się na krześle. Skierowała ku dziewczynie swoje ciemnoniebieskie tęczówki.
– Dowiadywałaś się już, czy gdzieś się powtórzył podobny przypadek? Czy zaczynamy od zera? – zapytała, podnosząc się jednocześnie z siedziska. – Większość rzeczy mam przy sobie. Część zostawiłam u znajomej. Możemy podjechać bryczką. Po drodze wezmę resztę i pojedziemy dalej do końca miasta, będzie znacznie szybciej.
Blondynka zgarnęła mapę, schowała ją z powrotem do kuferka.
– Bierzesz to wszystko ze sobą? – zapytała. – Spakuj się, jeśli coś jeszcze masz do zabrania. Ja pójdę załatwić nam transport.
To postanowiwszy, najemniczka wyszła z pomieszczenia i skierowała się na dół. Lokal już właściwie opustoszał z imprezowiczów. Do czasu uporządkowania ostatnich rzeczy, gospoda była zamknięta dla nowych gości.
Veilore wyszła na zewnątrz i odszukała jakiegoś woźnicę pozbawionego zajęcia i machnęła nań, aby podjechał bliżej. Trochę pieniędzy miała w kieszeni, więc bez wahania je wykorzystała, skoro miało im to pomóc szybciej pokonać trasę.
Kiedy wróciła do pokoju, niezależnie czy Lisbeth postanowiła zabrać się z kufrem, czy z czymś wygodniejszym do podróżowania, Veilore wzięła ją pod ramię i pokierowała na dół.
– Mówisz to z taką łatwością, że nie ma w tym żadnej skruchy. To poświęcenie jest moim kosztem, jednak nie ma to dla ciebie znaczenia, takie odnoszę wrażenie. Chodźmy.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t161-veilore-silver-hand
Lisbeth De'nar
Mała piromanka
Lisbeth De'nar

Liczba postów : 58
Join date : 07/01/2016

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyPon Sty 07, 2019 3:44 pm

Mapa rzeczywiście była stara jednak to był jej atut. Gdyby dziewczyna pragnęła zostać głupcem zapewne zakupiła by nową jednak jak miała tropić owego złota jeśli nie dzięki czemu co miało pomóc? Nie zawsze nowe znaczy lepsze. Tak było w tym przypadku. Stare nazwy, miejsca czy zapomniane ruiny były jedyną rzeczą jaka jej pozostała, a zarazem najbardziej aktualnym.
-Wiem tyle ile było dane mi poznać. Lizze milczała cały czas wiedząc że teraz nie ma sensu wypowiadać pewnych słów . Przecież na wszystko przyjdzie czas. Na wyjazd, polowanie czy nawet stanie się ofiarą. Tak czy inaczej musiała coś zrobić dlatego też bez słowa spakowała wszystkie rzeczy jakie były jej potrzebne a następnie pozwoliła się poprowadzić w dół schodów niczym skazaniec prowadzony na śmierć przez kata.
-Raz matka rodziła, raz przyjdzie umrzeć- Odrzekła jej starym powiedzeniem by po chwili dodać konspiracyjnym szeptem.
-Nie ty jedna umierasz... pamiętaj. - Nie można przecież zapominać iż obie były w tym po uszy czy też kres swego życia więc czemu miała odczuwać skruchę? Blondynka miała jeszcze czas lecz nie ona. W jej żyłach już od dłuższego czasu krążyła podejrzana substancja lecz młoda nie myślała o tym jak o czymś złym. Przecież raz się rodzi i raz umiera prawda?
Kobiety wreszcie opuściły ten zacny przybytek usadowiwszy swoje zacne mienie w powozie jaki ruszył w wyznaczonym przez nie kierunku.
-Pytałaś o podobne przypadki - Odezwała się w końcu przerywając ciszę jaka przerywana była jedynie przez miarowy stukot kopyt oraz kół.
-Podobny bądź nawet taki sam miał miejsce dawno temu w odległym mieście. Było, to jeszcze w czasach gdy światem rządziły inne siły. Wtedy jednak łupem nie padł statek lecz całe miasto.- przerwała na chwilę jednocześnie wbijając swój wzrok w okno powozu jednocześnie przy tym przygryzając nieznacznie wargę co zapewne świadczyło jedynie o tym iż pragnęła przypomnieć sobie szczegóły tego mitu, legendy czy może zapisków?
-W ciągu jednej nocy całe miasto wyparowało. Wszystko wyglądało tak jakby mieszkańcy w popłochu opuścili swoje dobytki i nie mówię tutaj o biedocie lecz o każdej warstwie społecznej. Co najdziwniejsze zabrakło również zwierząt... Nie uświadczyłaś ni szczura czy ptaka... Jedni nazwali to pogromem mimo braku ciał. Inni zaś owe zdarzenie nazwali incydentem w... Ach i tak nie znasz tego miejsca.- W końcu zamilkła, a głowa jej opadła w bok. Widać było iż dziewczę jest zmęczone. Nie na tyle by pozwolić sobie na sen. Było, to inne zmęczenie. Psychiczne lecz czy ktoś kiedyś zrozumie jaką ona musiała zapłacić cenę?
Powrót do góry Go down
Veilore
Panna srebrna rączka
Veilore

Liczba postów : 229
Join date : 22/08/2015

Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu EmptyWto Sty 15, 2019 6:47 pm

Na dobrą sprawę Veilore nie wiedziała przecież czego dokładniej szukają. Jak sądziła chodziło o coś lub kogoś, kto winny był zamachu na życie wielu ludzi w tym jej rozmówczyni. Dlatego nie tylko zdziwiła ją reakcja i spojrzenie wiedźmy, ale przy okazji doprowadziły one do pewnego zastanowienia, które miało kobiecie towarzyszyć również później. Wszak jeśli miały tropić... to lepiej korzystać z aktualnych pomocy.
– Z tym że mi zależy... a tobie najwyraźniej nie – odrzekła blondynka, mając oczywiście na myśli życie, które dobierała im trucizna. Najemniczka nie podchodziła w tak obojętny sposób do zejścia z tego świata, jak jej towarzyszka zdawała się podchodzić, o nie! – nie była gotowa na śmierć i nie zamierzała się z tym pogodzić. Vei wzięła zapakowane rzeczy i zeszły na dół.
Gdy przeszły przez główną, opustoszałą prawie salę, nikt nie zwrócił na nie szczególnej uwagi. Ci, którzy byli jeszcze na chodzie, dawno już opuścili przybytek albo zajmowali się sprzątaniem. Nie zauważyła nigdzie Astaroth, z którą przyszło jej tego dnia zamienić kilka słów. „Może to dobrze...” Chyba lepiej, jakby nikt ich teraz nie zatrzymywał... Obecne wydarzenia to nie było coś, w co chciałaby wplątywać kolejne osoby, jeśli nie istniała taka potrzeba. Vei postarała się zatem, aby szybko wydostały się na zewnątrz, żeby przypadkiem nieprzewidywalnej Lisbeth nie wpadło do głowy angażować w przedsięwzięcie. I tak oto znalazły w powozie, który na nie cierpliwie czekał, a potem ruszył w trasę, jaką mu zlecono.
Oczywiście, jak Veilore wspomniała, po drodze zarządziła mały przystanek przed kamienicą, gdzie mieszkała jej znajoma, u której zostawiła swoje rzeczy. Zabrała swoją skromną walizkę, w której znajdował się między innymi zapas amunicji i odzież na zmianę.
– Praca wzywa? – zapytała kobieta, odprowadzając blondynkę do drzwi.
– Tak... Wyjeżdżam na jakiś czas – powiedziała. Przez chwilę chciała dodać „Mogę już nie wrócić”, ale ani teraz, ani nigdy wcześniej coś takiego nie było w stanie przejść jej przez gardło. Zawsze jakoś sobie radziła, prawda? Jej wątpliwości raczej wynikały z faktu, że coś powoli ją zabijało.
– Nie wyglądasz zbyt dobrze – stwierdziła pani domu, aczkolwiek raczej miała na myśli jakieś czające się w obliczu najemniczki zmartwienie.
– Nie spałam całą noc. Zdrzemnę się po drodze i się poprawi.
Uśmiechnęła się mimo wszystko i pożegnała, nie dając kobiecie możliwości wyciągnąć z niej nic więcej.
– Już jestem gotowa – oznajmiła, ponownie zasiadając w powozie na przeciwko czarownicy. – Teraz możesz opowiadać.
Vei położyła walizkę obok i oparłszy łokcie na kolanach, pochyliła się lekko w stronę swojej towarzyszki. Czekała je przejażdżka na skraj miasta, a to oznaczało, że miały jeszcze trochę czasu i bez jakichkolwiek przeszkód Lisbeth mogła ją dalej wprowadzać w swoją historię. Blondynka podejrzewała, że czarownica zdaje sobie dobrze sprawę z tego, że bez informacji, najemniczka będzie tylko o tyle przydatna, że może ją obroni i zapewni odpowiednie wsparcie. Ale do poszukiwań potrzebne było jakieś podłoże, punkt zaczepienia... A więc zamieniła się w słuch.
– Rzeczywiście, mogę nie znać tego miejsca. Nigdy wcześniej nie miałam nawet okazji usłyszeć tej historii. Nie pochodzę stąd – przyznała. – Ale jeśli jest tak, jak mówisz... i powtarzało się to już w przeszłości... to powinnyśmy temu zapobiec, żeby nikt więcej już nie ucierpiał.
– Wszystko w porządku? Pogorszyło ci się? – zapytała w pewnym momencie drogi, gdy oblicze Lisbeth nieco przygasło, jakby zmęczone tym wszystkim. Sama oparła się o ściankę powozu. Z chęcią przespałaby się po zarwanej nocy i dać organizmowi spokojnie pozbyć się alkoholu. Niestety, w obecnej chwili było to niemożliwe, czekała je wysiadka.
– Czy to zapomniane miejsce jest naszym kolejnym przystankiem? – zapytała w końcu, wkrótce orientując się, że zbliżają się do końca trasy, bo woźnica nie zamierzał wyjeżdżać z miasta.
Nadszedł czas, by znów znaleźć się na nie do końca świeżym powietrzu. Nawet tutaj docierała woń dymu z fabryk.

~ ZT x2 –> VERGE VILLAGE
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t161-veilore-silver-hand
Sponsored content




Pokój na Poddaszu Empty
PisanieTemat: Re: Pokój na Poddaszu   Pokój na Poddaszu Empty

Powrót do góry Go down
 
Pokój na Poddaszu
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1
 Similar topics
-
» Pokój Yv & Yv
» Pokój Amona
» Pokój badań.
» Pokój numer 3
» Pokój przesłuchań

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Wishtown :: Wishtown :: Uliczki :: Gospoda pod Złotą Kaczką-
Skocz do: