IndeksSzukajRejestracjaZaloguj

Share
 

 Leśna Droga Śmierci

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2  Next
AutorWiadomość
Iris
Pożeracz Mięsa
Pożeracz Mięsa
Iris

Liczba postów : 50
Join date : 18/09/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptySob Paź 22, 2016 8:40 pm

Leśna Droga Śmierci.
Mało widoczna wydeptana ścieżka, rzadko uczęszczana, która prowadzi w głąb ponurego, mrocznego lasu. Nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych dróżek. Zwyczajna, przy której można spotkać ślady stóp, kopyt czy wózków. Czasem przejdzie wilk lub coś bardziej groźnego. Im głębiej, tym mroczniej, lecz jest to już specyfika Ponurego Boru. Jednak z czasem można dostrzec coś, co wyróżnia się wśród reszty. Są to barwy złota i nie pasującego brązu,  litery U oraz symbole oznaczające smoka zjadającego swój własny kolor. Gdy ktoś jest w stanie to zobaczyć, jego los może być już policzony.
Symbol ten należy do grupy dość dobrze zorganizowanych bandziorów, którzy wierzą w nowy porządek. Nie są znani, choć zdążyli już zyskać odpowiednie dobrodziejstwa materialne, aby móc zbudować sobie dość przestronną, dobrze wyposażoną kryjówkę. Nowi na kryminalnej ścieżce i niezwykle niebezpieczni. Miejsce zostało określone przez liczne zgony.
Leśna Droga Śmierci 06df96e1d3334ea09a6d7b28946eadc1

Popołudnie. Leśna Droga Śmierci.
Kilka listów, plotek i wiadomości zostało przesłanych wprost w paszczę Inkwizycji. Informacje w nich zawarte mówiły o tym, że na terenie lasu grasuje coś niezwykłego, trudnego do opisania, ale niebezpiecznego. Dokładniej chodziło o Wiedźmę korzystającą z czarów lub Koszmara. Były to słowa, których nie można byłoby zignorować lub potraktować jako nieśmieszny żart. W nich umieszczono dokładne położenie, gdzie widziano ponoć jegomościa w magicznej otoczce. Miejsce było zlokalizowane głęboko w lesie, na mapach nie było mowy o ścieżce. Okoliczni jednak świadom byli, że do tegoż miejsca można dojść pewną drogą. Nazywała się Leśną Drogą Śmierci, a wszystko przez częste mordy w tamtym miejscu. Niekiedy można było tam spotkać świeżą krew, wilki zjadające truchła, a w nozdrze drażnił swąd gnijących, o ile odeszło się wystarczając od ścieżki by znaleźć jakiegoś starszego trupa.
Dlatego też osoba, która miała przystąpić do ewentualnego zadania, otrzymała dokładne informacje, które mogły zostać uznane za pomocne i wysłana w teren. W szczególności by zachowała szczególne bezpieczeństwo, gdyż zagrożenie nie jest znane, a w razie dominacji przeciwnika, wycofać się jak najszybciej.
Nikt raczej nie spodziewał się, że ktoś przygotował niespodziankę dla łowcy.
Powrót do góry Go down
Isabelle
Żniwiarz
Isabelle

Liczba postów : 138
Join date : 11/03/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyNie Paź 23, 2016 11:30 am

Cisza, dookoła panowała dziwna cisza, gdy Isabelle szła w kierunku Ponurego Boru. Dlaczego ona musiała się tym zająć? Odpowiedzi ni widu ni słychu. Wezwano ją do wyżej postawionych, przedstawiono sprawę i pouczono. A dalej? "Radź sobie sama. Bądź ostrożna". Wielce pomocne, naprawdę.
  Na terenie Wishtown udało jej się złapać powóz, lecz teraz szła piechotą, ponieważ podobno konie mogły się spłoszyć, przerazić ujrzawszy dzikie zwierzę. Pewnie jednak nie to było głównym powodem; nie zwierzęta, a strach dorożkarza przed zdradziecką ścieżką. Po co narażać swoje życie, kiedy nie trzeba? Niech Inkwizycja to robi.
  Isabelle uśmiechała się w duchu, patrząc przez chwilę na oddalający się pojazd, chociaż tak naprawdę nie było jej do śmiechu. Stała przez chwilę, potem jednak ruszyła.
  "Prawdopodobnie wiedźma. Lub Koszmar. Zajmij się tym." Jakiś miły, zatroskany obywatel postanowił spełnić swój obowiązek wobec walki z mutacją. Ciekawie.
  Drzewa zamknęły się nad nią, pozostawiając w niej poczucie jakiegoś zamknięcia. Zadrżała lekko i ciaśniej opatuliła się płaszczem. Miała złe przeczucia, a ta droga nie cieszyła się dobrą sławą. Rozejrzała się niespokojnie. Nie było to miejsce, w które poszłaby dobrowolnie, ale rozkazy to rozkazy.
  Liście powoli zmieniały kolory, a oddech dziewczyny ulatywał do nieba pod postacią ledwo widocznej pary. Nie było jej jednak jakoś szczególnie zimno; marsz ją rozgrzewał, zresztą płaszcz też dodawał nieco od siebie, a nałożony kaptur chronił głowę, chociaż jednocześnie ograniczał troszkę pole widzenia.
Powrót do góry Go down
Iris
Pożeracz Mięsa
Pożeracz Mięsa
Iris

Liczba postów : 50
Join date : 18/09/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyNie Paź 23, 2016 1:37 pm

Wbrew pozorom, miejsce to nie powinno budzić jakiegoś szczególnego strachu, poza złą renomą. Wokół pełno złotych, powoli opadających liści, wydeptana dróżka, kiepawo zadbana przez rzadkość jej użytkowania, a ponadto nic specjalnego. Zwykła, ot co. Długa i kojąco cicha, gdzie jedynym dźwiękiem był szum drzew targanych przez jesienny wiatr. Lecz jej natura okazywała prawdziwe oblicze dopiero po zagłębieniu się wewnątrz lasu.
Wraz z przekroczeniem bezpiecznego progu zapuszczenia się w głąb, kolejnym krokom towarzyszyło potęgujące się, niepokojące uczucie obserwacji. Jakby ktoś czaił się w odległych krzakach, patrząc wprost w nasze oczyska. Co gorsza, rozglądając się wokół nie można było dojrzeć niczego, poza ponurym pięknem lasu. Dodatkowo, było tu o wiele więcej drzew, gęściej, a to powodowało, że głosy z miasta nie dochodziły, a wiatr stanowczo osłabł. Wcześniejsza kojąca cisza została wymieniona na dość przygnębiającą głuchotę. Zero dźwięków poza własnymi stopami, łamiącymi trawy i zgniatającymi gałęzie. Nawet krzaki zatraciły malowniczość przez swe wietrzne poruszanie, zdając się być martwe. Mówiąc w skrócie, atmosfera zrzedła, nafaszerowana uczuciem braku bezpieczeństwa. Coś tu było i ewidentnie nie miało pozytywnych zamiarów.
Wtem, gdy wszystko wydawało się stracić życie, gęste i długie krzaki nieopodal kobiety zaczęły się ruszać. Z nich nagle wyskoczyła bardzo niepasująca do tegoż miejsca istota. Była to łania, piękna, żywa, pełna energii, wylądowała blisko inkwizytora. Jednak nie na tyle, by ta mogła sięgnąć jej dłonią. Oczyska przepięknego stworzenia łupnęły na Żniwiarkę, pełne niewinności i czystości, której inne potworki mogły tylko pozazdrościć. I wraz z ich wymianą spojrzeń, ta uciekła prędko, w popłochu, siną w dal, prosto przed siebie, pozostawiając po sobie mierną atmosferę z przed chwili. Czyjejś misternej obserwacji, która prowadziła przed siebie.
I jeśli Inkwizytorka rozpoczęła chód przed siebie, po paru chwilach rozszedł się niezwykle mroczny, cholernie smutny dźwięk.
Był to nieprzyjemny odgłos pisków sarny, która jeszcze chwile temu czmychnęła przed Żniwiarzem. Coś pełnego bólu, prawdopodobnie została właśnie upolowana i zjadana żywcem przez coś nieprzyjemnego. Choć jeśli kobieta postanowi przybyć możliwe jest że uratuje niewinne stworzenie. Mogła też iść przed siebie, kontynuując misje.
Powrót do góry Go down
Isabelle
Żniwiarz
Isabelle

Liczba postów : 138
Join date : 11/03/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyNie Paź 23, 2016 8:42 pm

Zła renoma. A czy to nie ona właśnie przyczynia się do omijania takich miejsc? Obawiania się ich i śmierci? Najwyraźniej dla tego dorożkarza sam fakt, że ludzie tam ginęli wystarczał, by omijał to miejsce szerokim łukiem. Może nawet się go bał? Mniejsza z tym, szczerze, nie obchodziło to Isabelle ani za grosz.
Inkwizytorka nie wiadomo dlaczego zaczęła iść ciszej, ostrożniej, jakby nie chciała zakłócać królestwa ciszy. Do tego to uczucie bycia obserwowanym. Nie polecała, zdecydowanie. Isabelle próbowała zastosować pewną sztuczkę, mianowicie jeździła wzrokiem po otoczeniu, kątem oka usiłując dostrzec ruch. Niestety, oczy płatały jej figle, a ona sama nic nie zobaczyła oprócz wszechobecnych drzew, skutecznie ograniczających widoczność i zlewających się w jakby ścianę. Bardzo nieprzyjemne uczucie. Oblizała nerwowo usta, jednak nie zatrzymywała się.
Serce zaczęło jej niespokojnie bić, gdy krzaki nieopodal zaczęły się ruszać. Chwyciła prawą ręką rewolwer, nie wyjmując go póki co z pokrowca, lecz będąc gotową uczynić to w każdej chwili. Momentalnie uspokoiła się jednak, widząc stworzenie. Powoli wyciągnęła rękę przed siebie, patrząc w oczy zwierzęcia i uśmiechając się delikatnie. Nie zdążyła zrobić nic więcej, gdyż umknęła równie szybko, jak się pojawiła.
Kobieta odczekała chwilkę, lecz zaraz ruszyła dalej. Nie przybyła tu na podziwianie lokalnej fauny; miała misję do spełnienia. Zdążyła zrobić ledwie kilka kroków, gdy coś zmroziło jej krew w żyłach. Piski sarny. Tego wspaniałego stworzenia. Inni pewnie powiedzieliby, że taka kolej życia. Cóż, łańcuch pokarmowy nie wybiera.
Wahała się. Żniwiarz wyraźnie wahała się czy pomóc zwierzęciu, czy iść dalej. Jednak miała w sobie jeszcze resztki empatii. W końcu co ma do stracenia? Rozejrzała się po raz ostatni dookoła i ruszyła szybko w kierunku pisków.
Powrót do góry Go down
Iris
Pożeracz Mięsa
Pożeracz Mięsa
Iris

Liczba postów : 50
Join date : 18/09/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyPon Paź 24, 2016 12:33 am

Rozejrzenie się dookoła niewiele dało. Niczego nowego na terenie wokół nie było, a piski biednego zwierzęcia nie cichły, będąc cały czas tak samo głośne. Żniwiarka miała dość dużo czasu na zainterweniowanie. Dlatego też nie dziwne, że po paru chwilach doszła do odpowiedniego miejsca, gdzież znajdowało się strudzone życiem zwierzę z jasno wyrysowanym problemem. I było to mniej poważne niż mogło się zdawać.
Pies, dość duży, z rodziny pinczerów. Praktycznie cały czarny, z elementami brązu na paszczy i łapach. Doberman, trzymający we swych żelaznych szczękach nogę leżącej sarny. Mocno, nie pozwalając uciec zdobyczy. Mimo że gryzł, to nie z myślą o rozszarpaniu i zabiciu, a przytrzymaniu biedaczyska w miejscu. Widać, że był wytrenowany i zapewne doświadczony w tej dziedzinie. Mogło to oznaczać tylko jedno. Musiał mieć właściciela, więc kogoś, kto jest gdzieś w tym rejonie. Lecz mimo tego, ani słychu, ani widu. Żniwiarz mogła rozejrzeć się, szukając właściciela, czy też nawet krzyczeć, niestety bezskutecznie. Mógł to być również myśliwy, który nie miał szczęścia i padł ofiarom tego, z czym miał poradzić sobie inkwizytor. Teraz jednak musiała zadecydować. Mogła odejść z tego miejsca, powracając bardziej na teren misji, pozostawiając gryzącego psa i sarnę na pastę losu, albo jakoś zareagować. Doberman nie wyglądał na takiego, który z chęcią odda swoją ofiarę, a gdy tylko ktoś mu przeszkodzi, zostanie również przez niego zaatakowany. Z drugiej strony łania będzie cierpiała i jeśli ktoś jej nie pomoże, czekają ją jeszcze długie godziny umierania.
Powrót do góry Go down
Isabelle
Żniwiarz
Isabelle

Liczba postów : 138
Join date : 11/03/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyPon Paź 24, 2016 8:04 pm

Gąszcz drzew utrudniał trochę orientację w terenie, lecz Isabelle nie poddawała się. Złote liście niekiedy spadały z roślin wokół niej; nawet kilka razy zamierzyły się na twarz dziewczyny.
Nie było to jednak daleko, gdyż zwierzę nie przebyło wcale wielkiej odległości, zanim coś je dopadło. Kobieta miała wciąż wątpliwości co do słuszności swojego postępku. Serce biło jej szybko, jakby pragnęło ujrzeć na własne oczy świat dookoła. Oczom Inkwizytorki ukazał się iście niepokojący widok. To nie dzikie stworzenie było przyczyną cierpienia sarny, lecz dobrze wyszkolony doberman.
Isabelle miała ochotę zakląć, jednak nie zrobiła tego. Stanęła tylko w pół kroku, oceniwszy sytuację. Najwyraźniej ktoś mógł się wybrać na polowanie, a ona utrudniała to zadanie, jednocześnie nie wykonując powierzonej misji. Z tym, że gdzie był myśliwy? Czy nie powinien być zaraz za psem, by ukrócić cierpienia nieszczęsnej łani? A co jeżeli pupil wykonywał zadanie, a jego właściciel ma kłopoty, przez jej ociąganie się.
Serce ścisnęło jej się z żalu, widząc jaki ból sprawiają zwierzęciu szczęki psa. Nie mogła jej tak zostawić, po prostu nie mogła. Ale co mogła zrobić? Nie była medykiem. A sarna z chorą nogą nie przeżyje długo, a nawet ten krótki czas będzie naznaczony cierpieniem.
- Dobry piesek, spokojnie – zwróciła się półszeptem do drugiego ze zwierząt, jednocześnie powoli kierując prawą, lekko drżącą rękę w stronę kabury i wyjęła rewolwer. Rozległ się metaliczny szczęk, gdy go odbezpieczyła. Teraz wystarczyło tylko strzelić i ukoić ból sarenki, prawda? Prawda?!
Nie, nie mogła. Nie mogła po prostu strzelić do bezbronnej istoty. Postąpiła krok do przodu.
- Piesku puść ją – przemówiła łagodnie, w sumie nie licząc na pozytywną reakcję. Czuła się nieco idiotycznie. Powinna iść dalej, a tymczasem wyrzuty sumienia nie pozwalały jej się stąd ruszyć. Za bardzo szkoda jej było sarenki. W sumie mogłaby spróbować odciągnąć psa, narażając tym samym siebie. Ale co tam. Wolną ręką sięgnęła powoli i urwała jakąś gałąź. Podjęła już decyzję.
Powrót do góry Go down
Iris
Pożeracz Mięsa
Pożeracz Mięsa
Iris

Liczba postów : 50
Join date : 18/09/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptySro Paź 26, 2016 3:46 pm

Łania piszczała z bólu. Coraz intensywniej krwawiła przez pogłębiające się rany. Pies trzymał jej nogę dalej w stalowym uścisku, którego żadna siła teraz by nie rozwarła. I choć zwierz zwrócił na nią uwagę, unosząc wzrok na tyle, ile mógł, strzygnął uszyskami na szepty, tak ani myślał o zaprzestaniu powierzonego zadania, nie rozumiejąc też prawdopodobnie kobiety. Robił to, co miał robić, w przeciwieństwie do pewnej Inkwizytorki, która mogła ponieść tego konsekwencje. Do tego nawarstwiające się uczucue obserwacji. Ktoś tu był, lecz nie jeden, a kilku. Co gorsza, ewentualne rozglądanie się wokół nic by nie dało. Las zdawał się być po prostu nieżywym w dalszej mierze, pozbawiony dźwięków miasta czy targającego drzewami wiatrem. Niespokojna atmosfera.
Powrót do góry Go down
Isabelle
Żniwiarz
Isabelle

Liczba postów : 138
Join date : 11/03/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptySro Paź 26, 2016 9:03 pm

Stróżka potu spływała jej po plecach, a serce biło niespokojnie, gdy tak stała z tym patykiem. W głowie milion myśli, czy postępuje dobrze. Zmrużyła lekko oczy, w skupieniu wysuwając koniuszek języka. Nie mogła strzelić ani do łani, ani do psa, chyba że ten ją zaatakuje, co było raczej pewne.
Opuściła dłoń z rewolwerem. Powolutku, wsuwając go do kabury, tak, by w razie potrzeby móc go szybko dobyć. Jakiś zbłąkany kosmyk wpadł jej do oczu, więc spróbowała odgonić go dmuchnięciem. Nie na wiele to się zdało, więc poprzestała, całą swoją uwagę skupiając na psie. Rozejrzała się ostrożnie wokół, choć znowu nic nie dostrzegła.
Odetchnęła głęboko;na jej twarzy malował się już całkowity spokój, gdy kucnęła i prawą ręką jeździła po podłożu, szukając kamyka. Gdy już jakiś miała w ręce, wstała, podeszła bliżej psa, na tyle, ile miała odwagę. A z drugiej strony tak daleko, by nie dopadł jej pierwszym skokiem.
Wszystko to nie trwało jakoś szczególnie długo. Przymknęła oczy, a jej twarz w tym momencie nie wyrażała jakichkolwiek emocji. Odchyliła do tyłu ramię i, równocześnie z otwarciem swoich ocząt, zamachnęła się, rzucając kawałkiem skały tak, by trafić psa w nos. Wiedziała, że to go zaboli. Jeśli jej się udało, to świetnie. Jeśli zaś spudłowała? Cóż, od czegoś ma patyk w ręce.
Powrót do góry Go down
Iris
Pożeracz Mięsa
Pożeracz Mięsa
Iris

Liczba postów : 50
Join date : 18/09/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptySob Paź 29, 2016 2:02 pm

Pies szargał dalej swą piszczącą ofiarą, nie mając zamiaru jej wypuścić w dalszej mierze. A atak w postaci kamienia niestety spudłował. Nie trafiła w nos, bardziej w czaszkę, a to nie było dla niego specjalnie bolesne na tyle, by wypuścić taką pyszotę spod swych zębisk. Jednak sprawiło, że zwiększył ilość powarkiwań, traktując ją jak wroga. To natomiast zwiastowało atak z jego strony, jeśli dziewczyna postanowi dalej brnąć w swoim celu uratowania łani, a nie ewentualnego człowieka. Jednak los miał dla niej jeszcze inną przygodę. O wiele mniej przyjemną, którą lada chwila miała rozpocząć.
- Piękny pies, nie? Doberman. Dobrze wytrenowany, robi dokładnie te rozkazy, które zostaną mu wydane. I to chyba w przeciwieństwie do Inkwizycji, co? - rozszedł się dojrzały, męski głos, basowy i z szczyptą chrypki. A zza krzaków za Isabelle wyłonił rosły mężczyzna, ubrany w długi, skórzany płaszcz i podobne temu wytrzymałe obuwie. Na ramieniu żółto-brązowy sygnet z napisem pod "Uroboros". W rękach dzierżył dubeltówkę, której lufa wymierzała wprost w dziewczynę. I jeśli ta znała się choć odrobinę na broni palnej, powinna wiedzieć że otrzymanie ran z tego typu broni, skończyłoby się dla niej cholernie tragicznie. Lecz co gorsza, nie tylko ten mężczyzna wyszedł zza krzaków, a parę innych z podobnym ubiorem. Trzeba było ich pochwalić, że byli wcześniej świetnie ukryci. Mieli oni spory arsenał. Rewolwery, strzelby, które nadawały się perfekcyjnie pod polowania czy na średnią odległość, w której się aktualnie znajdowali. Sześć przeciwników. - A teraz... Powolutku, nie odwracając się, weeeź odepnij kaburę i wyrzuć pistolet. Wiesz, dziewczynko, nie chciałbym teraz nacisnąć świerzbiącego mnie palca przez myśli, że i Ty mogłabyś pociągnąć za spust. Już, już, nie ociągaj się. Jesteś tu sama, nie ma nikogo wokół, a szkoda tracić tak życie - ten sam głos przemówił po raz drugi.
Powrót do góry Go down
Isabelle
Żniwiarz
Isabelle

Liczba postów : 138
Join date : 11/03/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyNie Paź 30, 2016 9:49 pm

Drgnęła na ludzki głos, chcąc się obrócić. Coś jednak podpowiedziało jej, żeby tego nie robiła.
- Wprost wspaniały – zaczęła głośno. - I jak podejrzewam upodobanie do zadawania bólu ma po właścicielu? - pstryknęła palcami. - Och, no tak, przecież pies ma po części taki charakter jak właściciel. Co do Inkwizycji? Nie dla plebsu przeznaczone są metody jej działania. Przecież jej członkowie to nie zwierzęta.
Zerknęła przez ramię uśmiechając się słodko do mężczyzny. Tylko chwilowe zmarszczenie brwi sygnalizowało, że zdawała sobie sprawę z wymierzonej w nią broni. Ręka drgnęła jej w kierunku rewolweru. Wyjęłaby go, gdyby mężczyzna był sam. Wtedy bez problemu by z nim sobie poradziła
Była otoczona, co do tego nikt nie miał wątpliwości. Zbadała czujnym wzrokiem przeciwników, przyglądając się każdemu z nich i posyłając im pełne wyższości spojrzenie spod uniesionych brwi.
- Oho, cóż za miłe towarzystwo – powiedziała. - Podejrzewam, że raczej nie jesteście myśliwymi, tylko popierdoleńcami odpowiedzialnymi za trupy przy drodze. Jakieś słowa na usprawiedliwienie? Chociaż nie sądzę, by takim cholernikom coś one dały – wzruszyła ramionami.
- Booo? - przeciągnęła sylabę. - Słońce, jeśli mnie nie sprowokujesz, to was nie zabiję – mówiła ze sztuczną pewnością, której wcale tak do końca nie odczuwała. - Skąd pewność, że w pobliżu nie ma innych Inkwizytorów? - uśmiechnęła się kpiąco, próbując ugrać co nieco na czasie.
Nie obejmowała wzrokiem rozmówcy, a gdyby mogła stanąć z nim twarzą w twarz, z ogromną radością pokazałaby mu środkowy palec. Odpięła jednak zręcznie pasek, opuszczając kaburę kawałek od siebie. Zaraz potem zamachnęła się i rzuciła patykiem w kierunku jednego z napastników. Kto powiedział, że jest normalna? Jeśli udało jej się trafić, uśmiech na jej twarzy stał się jeszcze szerszy. W tym czy w innym wypadku miała przerąbane.
Powrót do góry Go down
Iris
Pożeracz Mięsa
Pożeracz Mięsa
Iris

Liczba postów : 50
Join date : 18/09/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyCzw Lis 03, 2016 2:31 pm

Z każdym jej kolejnym słowem, cholernie nieadekwatnym do sytuacji i rzekomym przeszkoleniu w inkwizycji, misja oddalała się od wykonania jej pomyślnie. A to wszystko przez to, że szajka bandziorów nie była bezmózgimi istotami, nie wiedzącymi z kim stoją w parze. Świetnie zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie sprawiał osobnik płci żeńskiej przed nimi stojący. Dlatego też pewność siebie, która była co najmniej alarmująca, a później jeszcze rzut patykiem... został potraktowany jak atak. To z kolei sprawiło, że wszystkie pukawki wypuściły ołów prawie w tym samym momencie. Strzelby napędzane amunicją gauge 12 typu buckshot, które rzuciły dość solidną grupę kul. Do tego rewolwery, ale nie byle jakie, gdyż kalibru .44 magnum. Pociski wzmacniane, mogące bez problemu przebić się przez ciało, pozostawiając po sobie bardzo ohydną ranę wylotową. Na miejscu można było powiedzieć, że misja właśnie skończyła się niepowodzeniem. Tylko szczęście uratowało ją na tyle, by mogła przeżyć te solidne przestawienie, nie dostając żadnym z pocisków krytycznie. Zła, wręcz głupia decyzja, która zapisała ten dość tragiczny finał.
Szajka bandziorów postanowiła odejść, nie licząc na to, że ta osóbka przeżyła.
- Nie nasza strata... Naprawdę to zrobiła...? - mruknął jeden z nich.
- Jak widać... Spenialiśmy, ale kurwa! Jak mogła rzucić po prostu kijkiem? Porypana jakaś?! - rzucił drugi.
- Zostawmy to, ruszajmy. Nie wzięliśmy żywcem, trudno, poszukamy następną ale już nie z inkwizycji... To są kurwa tępe świry! - zakrzyknął. Odeszli daleko.

Rany Isabelle:
Strzelba używała amunicji śrutowej, czyli wystrzeliwała kilkanaście pomniejszych pocisków. Jako, że był to dość wysoki kaliber - bo gauge 12, śruciny były dość duże i w ilości... 12. Z odległości 20 metrów, nabyła poważnych obrażeń w okolicach pleców, lędźwi, pośladków i ud, pamiętając też o tym, że broni tego typu były dwie, nie jedna. Pociski wbiły się w ciało, nie za głęboko, żaden nie przebił ciała na wylot. Ran jest sporo.
Rewolwery kalibru .44 magnum. Nie jest to malutki i niegroźny kaliber. Pociski .44 magnum są potężne, a przez to wzmacniane. Pociski te przebiły się przez ciało Isabelle. Dostała w plecy, tworząc bardziej groźną ranę wylotową na brzuchu. Jelito zabolało. W prawe ramie, lewe przedramię i nogę. Jeśli chodzi o ramię i przedramię, niefortunnie pociski zderzyły się z kośćmi, łamiąc je. Dzięki temu rana wylotowa nie była już taka groźna, lecz mimo to powodująca groźne obrażenia.
Wymaga szybkiego leczenia i zatamowania krwawienia. Pamiętając też o tym, że sama będzie miała wielkie trudności z zatamowaniem krwawienia.
(Ciekawostka.
Gauge to kaliber we strzelbach. Lecz w przeciwieństwie do zwyczajnych, tutaj im mniejsza cyferka, tym większy pocisk. Gauge 20 jest mniejszy od gauge 12. Przy okazji, ilość kul w środku, o ile jest to buckshot - śrutowa - jest większa w większych gaugach, choć kulki w tym przypadku są mniejsze. Zdarzają się przypadki nadania nazwy normalnego kalibru, lecz przeważnie używają właśnie gaugów.)
Powrót do góry Go down
Isabelle
Żniwiarz
Isabelle

Liczba postów : 138
Join date : 11/03/2016

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyNie Lis 13, 2016 10:03 pm

Gdy tylko wypowiedziała te słowa, od razu gorzko tego pożałowała. Przez myśli przeleciało jej pytanie, dlaczego zawsze musi działać pod wpływem chwili. Dodatkowo ten patyk. Gdyby mogła, palnęłaby siebie w łeb, zanim rzuciłaby tym patykiem. Tego typu zachowanie nigdy nie przynosiło jej korzyści; wręcz przeciwnie – wpakowywało ją w jeszcze większe gówno.
Pociski przeszyły jej ciało, sprawiając, że nogi nie były w stanie utrzymać jej ciężaru. Osunęła się powoli na ziemię, przygnieciona bólem. Pot zrosił jej czoło, a Isabelle z trudem łapała oddech. Ostatkiem sił przyłożyła rękę do brzucha, by zaraz mieć ją całą skąpaną w jej własnej krwi. Przymknęła oczy, już nawet nie słysząc słów bandytów.
Walczyła z ogarniającą ją ciemnością. W końcu, osunęła się w słodkie odrętwienie, jakby to było jej najcudowniejsze wybawienie.
Powrót do góry Go down
Lourel Sinder
Grająca na uczuciach
Lourel Sinder

Liczba postów : 45
Join date : 26/12/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptySro Kwi 17, 2019 5:46 pm

Przyległa do pnia pokaźnego drzewa, napierając na nie wyciągniętymi dłońmi i z trudem opanowując oddech. Przerwała swój morderczy bieg, słaniając się ze zmęczenia, pewna, że kolejny krok zakończy się dla niej upadkiem. Płuca szarpały, jej czarną grzywkę oblepił pot. Z trudem przełknęła ślinę, rozglądając się wkoło.
Zamarła. Nic się nie zmieniło. Przebiegła setki jardów, by ujrzeć dokładnie ten sam widok, który pożegnał ją przed pierwszą próbą ucieczki. Jęknęła w duchu. Oderwała ręce od kory, poprawiając upolowaną zwierzynę u pasa, rzucając błagalnym tonem:
Proszę, zostaw mnie. Naprawdę muszę wrócić do domu. Sama.
Odpowiedziała jej wyłącznie cisza, jeśli tylko tak można nazwać wszechobecne życie w obrębie Ponurego Boru. Do kogo mówiła? Nie miała u swojego boku żadnego towarzysza, nie licząc martwej zwierzyny przywiązanej do jej pasa za ptasie, pokryte drobnymi łuskami nóżki.
Ruszyła marszem przed siebie, wiedząc już, że musi poradzić sobie w inny sposób. Była zmęczona, obolała, pokryta ziemią i kurzem, lecz jej wyraz twarzy nie zdradzał rezygnacji. Jeszcze nie. Przedzierała się przez rosłe pnącza, z braku towarzystwa zaczynając mówić do siebie:
Ściemnia się. Zamarzam. Doskonale — mruczała sarkastycznie, cały czas spoglądając za siebie przez ramię. — Lepiej być nie mogło. Gdyby ktoś mnie zapytał, w jaki sposób pragnę uwieńczyć mój żywot, z pewnością opisałabym okoliczności dzisiejszego wieczoru. Lourel Sinder, dziewczyna, która zmarła od chodzenia w kółko. To brzmi dumnie. Tak dumnie, że zamiast płakać nad moim nagrobkiem, ludzie będą zwijać się ze śmiechu. Nie pomoże mi nawet mądrze brzmiąca, łacińska inskrypcja, jeśli jej treść będzie głosiła ten absurd! — jęknęła, dopisując całą historię do swojej wyprawy na polowanie, która nie poszła zgodnie z jej planem.
Wyobraźnia nieco ją poniosła. Znała okolice jak własną kieszeń i z pewnością nie umarłaby z głodu ani zimna. Jej desperacja nie wkroczyła jeszcze na poziom tak wysoki, by nie pozwolić sobie na odrobinę żartów. Szła przed siebie, niosąc za sobą dźwięk przyciszonego narzekania.
Reilia, ty zakuty łbie. Pewnie to samo spotkało ciebie i do dziś błąkasz się ścieżkami Ponurego Boru... — prychnęła, uśmiechając się smutno i ponownie nie powstrzymując się od krótkiego spojrzenia za siebie.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t594-lourel-sinder
Merveille
Handlująca półprawdami
Merveille

Liczba postów : 125
Join date : 02/11/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyCzw Kwi 18, 2019 6:56 pm

Merveille nadal nie mogła się nadziwić temu, jak wielkim i niezbadanym terenem był Ponury Bór, który, mimo swojej złej sławy – a może właśnie dzięki niej – przyciągał różne indywidua. O ile lata doświadczenia sprawiły, że młoda wiedźma doskonale wiedziała, jak przeżyć w miejskiej dżungli, tak las nadal pozostawał dla niej terenem nie do końca pewnym. Mogła w końcu trafić w nim na naprawdę różne osoby i stwory, zarówno te przyjazne, jak i te mniej.
Wzięła głębszy oddech. Ku jej zadowoleniu powoli zbliżała się wiosna, więc nie musiała już aż tak martwić się mrozami, które od dawna oznaczały dla niej przeznaczanie ciężko zarobionych i w pocie czoła kradzionych pieniędzy na rzeczy tak banalne jak koce, ciepłe jedzenie czy noclegi w karczmach. Czas skupić się na tym, co naprawdę ważne! Klient sam się nie zdobędzie, potencjalny współpracownik nie zgłosi, a przypadkowy przechodzeń sam nie zda sobie sprawy, że ktoś inny zrobi zdecydowanie lepszy użytek z jego pieniędzy niż on sam.
Szła, na chwilę zapominając o otaczającym ją świecie i odpływając myślami. Na szczęście ocknęła się w porę. Głupio by było, gdyby zgubiła się dlatego, że nie uważała na drogę.
Mimo że nałożyła swoje nieśmiertelne okulary, na które się niegdyś sporo wykosztowała, obecnie i tak nie wszystko widziała. Słońce zachodziło.
- Im szybciej tam dojdę, tym lepiej – mruknęła, przyśpieszając kroku i nie pozwalając już na to, by coś ją rozkojarzyło.
Gdy dostrzegła jakąś postać, w pierwszym momencie Merveille myślała, że jej się przywidziało, później, że chyba powinna ją ominąć. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że nie ma ku temu żadnych powodów. Zbliżyła się powoli do trochę starszej od niej dziewczyny, którą w sumie mogłaby nazwać sąsiadką.
- Widywałam cię w lepszym stanie, Lourel – przyznała, unosząc rękę w geście powitania i uśmiechając się lekko.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t585-merveille-ambler
Lourel Sinder
Grająca na uczuciach
Lourel Sinder

Liczba postów : 45
Join date : 26/12/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyPią Kwi 19, 2019 10:11 pm

Gdzieś w oddali, pomiędzy drzewami, mignął jej kolor, lekko odstający od zieleni drzew. Natychmiast podążyła za nim wzrokiem. Często spotkanie drugiej żywej duszy w gęstwinie Ponurego Boru zakrawało o cud. Lourel z pełną świadomością stąpała po często uczęszczanych ścieżkach, prowadzących do ich wspólnego domu, mając nadzieję, że prędzej czy później, ktoś ją odnajdzie i pomoże... Dlatego czym prędzej zawołała, by nie zostać przeoczoną:
Mer! MERVEILLE! — zawołała, zwracając na siebie uwagę nie tylko dziewczyny w pobliżu, ale i dziesiątek żywych mieszkańców boru. — Nigdy nie cieszyłam się bardziej na widok twoich lepkich rączek! — krzyczała do niej już z oddali, natychmiast przyspieszając krok do lekkiego truchtu, by móc znaleźć się możliwie blisko dziewczyny.
Oczywiście, nie omieszkała nawiązać do niezbyt pochwalanego przez Lo zajęcia Merv. Nie darowała sobie, lecz wiedziała, na co może sobie pozwolić i gdyby sprawiała tym dziewczynie choć cień przykrości, z pewnością nigdy nie wróciłaby do tematu.
Gdy znalazła się tuż przed Merveille (i jeśli jej nie powstrzymano) wykonała swój standardowy gest na przywitanie, a mianowicie, ujęła jej obie dłonie, dziękując w duchu za ten wspaniały wynalazek, jakim były rękawiczki bez palców. Od pierwszego słowa, wolała wiedzieć, co grało w duszy człowieka, by odpowiedzieć możliwie celnie. Co więc poczuła?
Uśmiechnęła się do niej serdecznie i nie puszczając nawet na moment, pospieszyła z wyjaśnieniami:
Merveille, twoje słowa mnie ranią. Jestem chodzącym przykładem sterylności u szczytu sił witalnych, gotowym zawitać na podwieczorku u samej królowej Wiktorii — szczebiotała, czując jak kawałki zastygłej ziemi kruszą się z jej twarzy przy każdym z wypowiedzianych słów. — W każdym razie, dobrze cię widzieć! — uśmiechnęła się ponownie, rezygnując z przywdzianej ironii.
Nie mogłam wrócić do wioski... To stworzenie nie odstępuje mnie ani na krok...! — żachnęła się, natychmiast wykonując gwałtowny obrót i celując wyciągniętą dłonią w... gęste zarośla?
Spoglądała we wskazane miejsce w osłupieniu. Pokryte mchem pnie drzew, kłącza i cierniste macki... Czy był to widok, który mógł szokować, zwłaszcza je, wiedźmy z Wioski Czarownic? Nie... Lou dałaby sobie rękę uciąć, że jeszcze przed chwilą stała tam zjawa z jej najgorszych koszmarów. Wiedziała, że umysł płata jej figle, nie po raz pierwszy w obrębie Ponurego Boru.
Och — wydukała rezolutnie, spuszczając wzrok w zażenowaniu. Czuła się jak magik na scenie, któremu popisowa sztuczka skończyła się fiaskiem. — Nieważne. Wygląda na to, że zlękła się twojej osoby... — wypowiedziała te słowa z zamiarem powrotu do żartów, lecz jej ton zdradzał zaniepokojenie nowym stanem rzeczy.
Czuła, że na darmo dopuściła do zbędnego zamieszania wokół swojej osoby, co w żadnym stopniu jej nie odpowiadało. Nie mogła cofnąć słów ani gładko przejść do zwykłych tematów. Choć problem wyglądał na rozwiązany, wciąż nie mogła odpędzić od siebie dziwnego uczucia niepokoju. Ukradkiem zerkała w tył, opuszczając wolno obie dłonie.
Jak rozumiem, dzisiejszą noc spędzisz w naszym skromnym zakątku? — uśmiechnęła się, zaraz kiwając głową na ścieżkę, niemo proponując dalszą podróż.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t594-lourel-sinder
Merveille
Handlująca półprawdami
Merveille

Liczba postów : 125
Join date : 02/11/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptySro Kwi 24, 2019 2:05 pm

- Ja przynajmniej mam lepkie tylko ręce — odparła z uśmiechem, również przyśpieszając kroku. Popatrzyła na martwego ptaka przy pasie Lourel. — Nie wiedziałam, że polowania na istoty żywe są takie... wymagające, zwłaszcza dla tych lubiących być czystymi. To ja już chyba zostanę przy polowaniu na cudze sakiewki.
Nie miała nic do ukrycia, więc nie opierała się przed wzięciem jej za ręce przez Lou. Ta zaś mogła zorientować się, że Merv jest w typowym dla niej, dobrym humorze, którego zmącić nie mógł nawet urwany kontakt z jednym jej dostawców — w tym konkretnym przypadku dostawczynią — i idąca za tym konieczność sprawdzenia, co się z nią stało. Merveille była przyzwyczajona do nagłego, niezapowiedzianego znikania na jakiś czas osób z jej środowiska. Stosunkowo rzadko kryły się za tym jakieś straszne, mrożące krew w żyłach powody, w końcu obracała się głównie w towarzystwie pomniejszych złodziejaszków, a nie zorganizowanych grup przestępczych.
Była ciekawa, co Lourel robi sama w takim stanie. Na pewno wiedziała, że do wioski niedaleko, więc dlaczego się tu kręciła — najwyraźniej — bez konkretnego celu? Coś tu Ambler nie pasowało.
- Nie wiedziałam, że królowa tak zaniżyła standardy. Myślisz, że też jestem godna wbicia do niej na herbatkę? Ucz mnie, mistrzyni! — Skłoniła głowę teatralnie. Dygnięcie było obecnie poza jej możliwościami. Uśmiechnęła się szerzej. — Ciebie też — odparła.
Popatrzyła w miejsce wskazane przez Lourel, unosząc pytająco brew. Trudno jej było zinterpretować zachowanie dziewczyny. Żart? Prawda? Żadna z tych opcji nie brzmiała wystarczająco przekonująco, zwłaszcza biorąc pod uwagę ton Lourel. Merveille nie uśmiechało się ani zostanie zaskoczonym przez zbagatelizowane zagrożenie, ani danie ciemnowłosej szansy do wypominania jej przy każdej okazji, że tak łatwo dała się nabrać. Postanowiła spróbować wycelować w coś pośrodku, nie do konca pewna, czy jej się to uda. W końcu jej towarzyszka mogła bez większego trudu odczytać jej prawdziwe intencje.
- Oczywiście! Jestem postrachem wszystkich żywych stworzeń Ponurego Boru! Choć satysfakcję miałabym zdecydowanie większą, gdybym wiedziała, co dokładnie przestraszyłam — na końcu jej ton brzmiał nieco poważniej.
Ponownie zerknęła ukradkiem w miejsce, które wcześniej wskazała Lou.
- Jasne. W końcu nie mogę pozwolić, byście się za mną stęskniły, prawda? — zapytała zaczepnie, po czym zaczęła powoli iść znajomą drogą.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t585-merveille-ambler
Lourel Sinder
Grająca na uczuciach
Lourel Sinder

Liczba postów : 45
Join date : 26/12/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyWto Kwi 30, 2019 8:53 pm

Zachichotała na jej słowa, nawet darując sobie kolejne uszczypliwości. Wiedziała, że Merv zaśpiewa inaczej, gdy już zakosztuje upolowanej zwierzyny na kolację.
Ujmując dłoń dziewczyny, na moment ciążące nad Lourel uczucie niepokoju zniknęło, a ją przepełniła lekkość spowodowana nastawieniem Merveille. Pogoda ducha, jaką w sobie nosiła była rzadkością na miarę złota w obecnych czasach. Nic dziwnego, że czarownica obdarzona mocą odczytywania emocji, zawsze wracała do niej chętnie swoimi ciekawskimi rękoma.
Wielu rzeczy nie wiesz, Merveille Ambler — rzekła oficjalnie, z trudem utrzymując powagę. — Lecz wprowadzę cię w ten świat, obiecuję. A zresztą... Z kim się zadajesz, takim się stajesz...! — zawołała, z rozmachem dotykając czubka nosy dziewczyny palcem wskazującym. I całkowicie umyślnie zostawiając nań ciemny ślad ziemi.
Z niechęcią puściła jej dłonie, gdy ruszały w dalszą podróż, przedłużając kontakt fizyczny o nieznaczne chwile. Nie do końca wiedziała, jak obrócić poruszoną sprawę w żart, jednak zdradzając swoje rozemocjonowanie, była zmuszona do wyjaśnień...
Idąc u boku dziewczyny, podjęła temat:
Uroki Ponurego Boru przypędzają mnie o zawał. Czyli dzień jak co dzień. Ja... — zaczęła w pogodnym tonie, lecz wkrótce zawahała się, nie powstrzymując rozejrzenia się po okolicy. — Koszmar. Obserwowała mnie całe polowanie. Czułam to. Z początku z oddali, z czasem stając się coraz bardziej odważna — wyznała, ściszając głos do konspiracyjnego szeptu. Świadomie użyła formy żeńskiej, co na tym etapie mogło dziwić Merveille.
Oddalałam się, a ona nagle pojawiała się wśród pni drzew. Błądziłam. Biegłam. Prosiłam. Zawsze pojawiała się za mną, lecz nigdy nie widziałam, by się poruszała... — jęknęła żałośnie, przypominając sobie duszący ją wtedy strach. — Wiesz, nie mogłam sprowadzić jej za sobą do Wioski... Tatko przyrządziłby mnie na kolację razem z tym biedakiem — usiłowała zażartować, wskazując na martwe zwierzę u swojego pasa.
Nie musiała tego mówić, ale śledząca ją istota bez problemu trafiłaby do bram Tir na Nog. A nie wiedząc, czego się po niej spodziewać, mogłaby narazić mieszkańców na zagrożenie. Sprawa była oczywista - musiała się jej pozbyć. Na setkę różnych sposobów.
Nie spodziewała się, że właśnie obecność niepozornej Merveille spłoszy Koszmara. Zamrugała powiekami, po omacku odnajdując dłoń dziewczyny, pragnąc poznać jej reakcję na rzucony temat.
Ledwie przybyłaś, a po potworze ani śladu, ha ha! Merveille, nieustraszona pogromczyni... — urwała, o mało nie potykając się o wystający korzeń.
Lourel zachwiała się niebezpiecznie, omal nie upadając, ciągnąć za sobą trzymaną dziewczynę. Prędko odzyskała równowagę, gwałtownie unosząc głowę. I zastając najstraszniejszy widok, jaki tylko mogła sobie zażyczyć.
Wrzasnęła w głos. Ona. Znowu ona. Serce podskoczyło jej do gardła. Nie musiała unosić ręki, by wskazać na powód jej zaskoczenia. Postać, która wyłaniała się zza drzew odcinała się wyraźnie od mroku tła. Stała spokojnie, wychylając się zza pnia, obejmując go częściowo białą jak kreda dłonią.
W odległości kilkudziesięciu stóp stała przed nimi naga, humanoidalna postać o bielutkiej skórze i włosach, opadającymi kaskadami aż do samej ziemi, przykrywającymi dziewczęce ciało istoty. Nic nie uczyniła. Stała. Patrzyła. Nic więcej. Spoglądała na nie wielkimi, czarnymi oczyma, z których odchodziły równie ciemne strugi łez, zastygłych na kamień.
Lourel była o krok od rzucenia się do biegu w przeciwną stronę.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t594-lourel-sinder
Merveille
Handlująca półprawdami
Merveille

Liczba postów : 125
Join date : 02/11/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyPią Maj 03, 2019 3:10 pm

- Ej! – Odruchowo sięgnęła do ubrudzonego nosa. Zaśmiała się. – Dobra, pierwszą lekcję chyba możemy uznać za zakończoną.
Gdy ruszyły, mimowolnie również zaczęła odczuwać pewien niepokój, w miarę jak słuchała opowieści Lourel. Cóż to była za „ona”? Co spowodowało, że tak bardzo zainteresowała się czarownicą? Dlaczego zniknęła, gdy zobaczyła Merveille? Czy nie wróci?
Jedno było pewne – tak jak mówiła Lou, za nic nie mogły doprowadzić nieznanego Koszmara do wioski. Przecież naraziłyby w ten sposób na niebezpieczeństwo całą wspólnotę, a Merv, mimo że była przyzwyczajona do rozpadania się większych lub mniejszych grup z różnych przyczyn, nie zamierzała sama do czegoś takiego doprowadzić.
- Nie dopuściłabym do tego. Z tego co mi wiadomo, nikt w wiosce nie jest ludożercą, więc to byłoby zwykłe marnotrawstwo – spróbowała odpowiedzieć żartobliwie, choć wyszło jej to raczej średnio przekonująco. – W sumie… Słyszałam kiedyś plotki, że Cyrkowcy jedzą niektórych swoich widzów. Gdyby więcej osób wiedziałoby o istnieniu Tir na Nog, pewnie o nas krążyłyby podobne historie, przykładowo… bo ja wiem… napadające na podróżnych, ujeżdżające Koszmary wiedźmy. Odnajdujesz się w tym opisie? – zapytała z uśmiechem.
Odbiegła od tematu. Gdy sobie to uświadomiła, humor jej się trochę pogorszył. Wiedziała, że unikanie problemów ich nie rozwiązuje, a mimo to zdarzało jej się to robić, gdy nie wiedziała, jak owy problem ugryźć. Powróciła myślami do Koszmara, o którym mówiła Lourel. Znowu poczuła się niepewnie, ale też tliła się w niej… ciekawość. Powinna nienawidzić tych stworów, a mimo to, ilekroć ktoś o nich wspominał, słuchała jego historii z zafascynowaniem, niezależnie od jej prawdziwości. To co nieznane przeraża, ale też ciekawi.
W zamyśleniu ledwo zarejestrowała wzięcie jej za dłoń przez Lou i zdanie przez nią wypowiedziane. Dopiero przy potknięciu się towarzyszki panna Ambler oprzytomniała i spróbowała ustać na nogach. Podniosła wzrok zaraz potem, patrząc na istotę wyglądającą zaskakująco ludzko… i może dlatego tak przerażającą. Im mniej coś miało wspólnego z dobrze znanym Merveille światem, tym trudniej wywoływało w niej strach. Obrzydzenie – owszem, ale młoda czarownica zdecydowanie bardziej bała się stworów takich jak ten, którego przed sobą miała.
Uciekanie nie miało sensu, przecież do tej pory ona i tak wracała. Nie reagowała też na prośby. Co zatem można było zrobić? Przestraszyć ją? Najwyraźniej bała się nieznanego, ale na jak długo by się jej pozbyły? Lourel miała broń, ale czy w ogóle udałoby się im ją zabić albo chociaż unieruchomić? A jeśli tak, czy to było naprawdę konieczne?
Merveille, niepewna, co powinna uczynić, zrobiła dwa kroki w stronę Koszmara, chcąc zorientować się, czy ten jakkolwiek na to zareaguje. Przypatrzyła się mu. Gdyby miała kierować się wyglądem kobiety i tym, co powiedziała Lourel, Ambler uznałaby to stworzenie za zwyczajnie samotne i trochę ciekawskie. Problem w tym, że nie uśmiechało jej się przebywać w towarzystwie potencjalnie groźnej istoty, o której niewiele wiedziała.
- Też lubię… poznawać nowe osoby. Ale to nie znaczy, że robię to za wszelką cenę, nawet wbrew ich woli. To samolubne i po prostu… niefajne – stwierdziła z przekonaniem, patrząc uważnie na białą kobietę. Wątpiła w to, że jej słowa coś dadzą, ale jeśli chciała tę noc spędzić w wiosce, musiała spróbować zrozumieć, co kierowało stojącą przed nią istotą, przy okazji niczego jej nie obiecując, dlatego powstrzymała słowa, które cisnęły jej się na usta.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t585-merveille-ambler
Lourel Sinder
Grająca na uczuciach
Lourel Sinder

Liczba postów : 45
Join date : 26/12/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptySob Maj 04, 2019 8:49 pm

Doskonale to czuła. Każde słowo Merveille wypowiedziane w pośpiechu było jak odwrócenie się od problemu - zamkniecie oczu, gdy widok przestał dziewczynie odpowiadać. Lourel rozpoznawała w niej ciążącą świadomość i chęć zagłuszenia głosu z tyłu jej głowy. Złagodniała. Nie planowała straszyć swojej towarzyszki... Przynajmniej do czasu, aż sama drżała z niepewności.
Bardzo dyskretnie, jakby samymi opuszkami palców... posłała w kierunku Merveille spokój, być może niewystarczający, by poskromił otaczające je napięcie, lecz zdaniem Lo, niezbędny im w tej chwili. Działanie mocy było tak lekkie, aż jego odbiorczyni mogła nie wyczuć różnicy.
Czarownica chciała, by choć jedna z nich wykazała się racjonalnym myśleniem. Po wypowiedzi Merv, gest zwieńczyła lekkimi słowami, wypowiadając je tonem, jakby siedziały już przy wieczornym ognisku, wspominając stare dzieje:
Każde większe zgromadzenie jest okraszone swoistymi mitami. Legendami powstałymi przez słowa ludzi niewtajemniczonych. Reilia karmiła mnie tymi bajkami, do kiedy miałam jeszcze chęci ich słuchać — wspomniała, przywołując na twarz niemrawy uśmiech. — Słyszałam, że wcale nie istniejemy, gdyż nie można nas odnaleźć. Cała Wioska Czarownic jest bujdą, mającą na celu straszenie pociech przed snem. Słyszałam też, że wyłącznie niewiasty samotnie wędrujące po Ponurym Borze mogą nas odnaleźć - jednak powrotu nie ma. Wstępując w nasze szeregi nieubłaganie zostaje się wiedźmą! — opowiadała jedną z niezliczonych historii, jakie przyniosła jej siostra. — Słyszałam również, że nie da się z nami walczyć. Nasza leśna forteca jest niemożliwa do naruszenia... Poza... Jak ona to ujęła — Lourel zastanowiła się na moment. — Możliwością spalenia całego Ponurego Boru do zgliszczy — zakończyła w dość smutnym tonie.
Chyba dostrzegam już więcej prawdy w twoich wymysłach... — uśmiechnęła się, wspominając do czego zdolne jest każde, pojedyncze indywiduum w Tir na Nog.
Podjęcie rozmowy w tych utrudnionych, niepewnych warunkach nie było najmądrzejszym z pomysłów. Nie tylko straciła czujność, na moment zapominając o możliwym niebezpieczeństwie, ale i... zwyczajnie przestała patrzeć pod nogi.
Wyczuwając zagrożenie puściła swoją towarzyszkę. Wolała mieć wolne ręce do obrony, ucieczki, a również... Jej moc nie zawsze działała tak, jakby sobie tego życzyła. W skrajnych sytuacjach, pod wpływem impulsu, wbrew woli przekazywała trzymanemu człowiekowi porcję chowanych negatywnych emocji. A tłumaczenie się z błędu nie należało do najprzyjemniejszych. Sądziła jednak, że sama Merveille o wyglądzie dziecka doskonale pojmie swoiste skutki uboczne magii...
Dobrze postąpiła. Nie kontrolowała już swojego strachu, spotęgowanego przez dziwaczne zachowanie dziewczyny, podchodzącej do pojawiającego się dosłownie znikąd Koszmara. Serce tłukło jej w piersi młotem. Strach w pierwszej chwili paraliżował, lecz umysł Lourel w ułamku sekundy wkroczył na wyższe obroty. Merveille zareagowała. Wykonała pierwszy krok. Musi więc jej pomóc. Musi zareagować. Cokolwiek. Dla ich dobra i zachowania własnego honoru - by Merv w przyszłości nie wyśmiewała jej za tę chwilę zwątpienia.
Nie minęła kolejna chwila, a krótkowłose dziewczę sięgnęło po swą broń - długi łuk z drewna cisowego, drugą z dłoni wyjmując strzałę z kołczanu, przytykając ją w centrum łęczyska. Drżącymi palcami sięgnęła do cięciwy, lecz nie napięła jej, dostrzegając reakcję stworzenia na słowa Merv.
Koszmar zachowywał się dokładnie tak jak zapamiętała - był spokojny, uprzejmie zainteresowany wypowiedzią dziewczyny. I to było najgorsze. Jawnie zaatakowana, Lourel nie zawahałaby się strzelić. Polując, nie myślała o wykonywanej czynności jako morderstwie. Była ona albo oni. Dobro większości i dobro jednostki. Ale teraz... Nie dostrzegała w stworzeniu cienia agresji. Miała przed sobą osobę swojego wzrostu, o czarnych, lecz rozumnych oczach. Istotę o dziesięciu palcach rąk i nóg. Humanoidalną postać, nie wykazującą cienia złych intencji... Tak, to było najgorsze.
Dostrzegła drgnienie dłoni stworzenia na korze drzewa. Zachowała ostrożność, lecz okazało się to zbędne. Koszmar nie rzucał na nie czaru, nie szykował się do ataku. Wskazał dłonią okolice tułowia Lorurel... Starając się porozumieć z Merveille.
— Hrr... H... — zacharczała, otwierając bielutkie wargi. Mówienie sprawiało jej wyraźną trudność, jakby jej struny głosowe nie były przystosowane do tak wymagających czynności. Po kilku próbach udało się jej wypowiedzieć:
— Mhrraraigh... do chrrara... mo chrrara. Tabhrrair dom é ar ais... — mówiła głosem zdecydowanie nieprzyjemnym dla ludzkiego ucha, po czym częściowo skryła się częściowo za pniem drzewa, jakby tracąc odwagę. Zza drewnianej osłony widziały jej twarz, po której nagle spłynęła gęsta jak smoła, czarna łza, stygnąc na policzku Koszmara, nim dobiegła podbródka.
Lourel nie rozumiała kompletnie niczego, jednak jej intuicja (zawodząca ją średnio pięć razy na minutę), podpowiadała jedno rozwiązanie. Słowa same cisnęły się jej na usta:
Boję się, że... Ona jest moja — zaczęła niejasnymi słowami, lecz Merveille po chwili zastanowienia mogła połączyć wątki. One, jako wiedźmy, były w końcu matkami wszystkich Koszmarów, przyczyniając się do ich narodzin wbrew własnej woli. — Myślisz, że mnie poznaje...? Czy ja powinnam...? — urwała, bojąc się kończyć zdania. Co? Wziąć za nią odpowiedzialność? Zaopiekować się? Wychować jak swoje...? Sama myśl napędzała ją przerażeniem.
Możesz ją spłoszyć...? Ja... Nie chcę jej dotykać — wypowiedziała strachliwie, nie tłumacząc się ze swojego irracjonalnego zachowania. Przecież wszystko byłoby proste, gdyby wysłała jej potężną porcję strachu, nieprawdaż? Oczywiście. Sam pomysł dotknięcia Koszmara sprawiał jednak, że opcja błąkania się po Ponurym Borze do końca swych dni, wcale nie brzmiała tak tragicznie...
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t594-lourel-sinder
Merveille
Handlująca półprawdami
Merveille

Liczba postów : 125
Join date : 02/11/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptySob Maj 18, 2019 9:14 pm

Zdenerwowanie – sytuacją i na samą siebie – stosunkowo szybko ustąpiło spokojowi przemieszanemu z lekką niepewnością. Stało się to na tyle naturalnie i stopniowo, że Merveille nie była pewna, czy to ona się opanowała, czy to Lourel – niemal dosłownie – maczała w tym swoje palce. Mogłaby to co prawda sprawdzić, puszczając jej dłoń, ale zdecydowanie wolała nie ryzykować.
W miarę jak słuchała opowieści Lourel, stawała się coraz mniej spięta. Lubiła poznawać różne mniej lub bardziej prawdopodobne historie, ponieważ bywały interesujące, a ponadto dzięki nim lepiej rozumiała okolicznych mieszkańców, to, co siedziało im w głowach.
No i... będę miała nowe plotki do rozsiewania – pomyślała, uśmiechając się lekko.
Uwielbiała to robić – dawać mylne tropy, jednocześnie nie tracąc aż tak na wiarygodności. W końcu mówiła to, co wszyscy. Była głosem tłumu – zamiast wypytywać wszystkich wkoło, wystarczyło zapytać ją, w pełni zdając sobie sprawę, że największą zaletą takiego rozwiązania było zaoszczędzenie na czasie. To wszystko stanowiło dla niej rozrywkę, a że przy okazji jej portfel stawał się trochę grubszy, a bliskie jej osoby mogły poczuć się bezpieczne tak długo, jak wrogowie krążyli we mgle? Miłe skutki uboczne.
Już otwierała usta, by coś powiedzieć, lecz wtedy, na chwilę, straciła równowagę, a zaraz potem zobaczyła nietypowe stworzenie. Znaczy... może nie aż tak nietypowe. W gruncie rzeczy, gdyby zmienić kilka elementów wyglądu tego Koszmara, byłby jak nieśmiały, lecz przy tym natarczywy człowiek. Nie wiedziała, jak postąpić. To nie było zwierzę ani potwór, tylko rozumna istota zbyt przypominająca ją czy jej znajomych. To wszystko komplikowało.
Kątem oka zauważyła broń w dłoniach Lourel, a potem z ust białej kobiety wydostał się niezrozumiały dla niej charkot. Czy to jakiś język? Tak, chyba tak. Niewykluczone, że kiedyś, chodząc ulicami różnych miast, słyszała coś podobnego brzmieniowo, ale nie wiedziała, z czym konkretnie jej się to kojarzy. Zemściło się na niej to, że mogła się pochwalić jedynie łamanym francuskim. 
Zresztą... to było bez znaczenia. Gest kobiety mówił wystarczająco. Chciała czegoś od Lourel... albo nie, raczej chciała jej samej.
Nawet jeśli łza, która spłynęła wcześniej po policzku Koszmara, minimalnie poruszyła Merveille, na liście jej priorytetów zdecydowanie wyżej stało bezpieczeństwo kogoś, kogo znała niż szczęście stwora, którego nie mogła do końca rozgryźć. Mimo wszystko powinna go rozpatrywać jako zagrożenie, odstawiając na bok jego domniemaną ludzkość czy swoją fascynację takimi bytami.
- Twoja... – szepnęła.
Ciekawe, jak często zdarzają się takie sytuacje? Co bym zrobiła, gdybym to ja...
Pokręciła głową. Później będzie zastanawiać się nad takimi rzeczami. Na razie musiała jakoś spełnić prośbę Lou, co, przy jej zupełnie niestrasznym wyglądzie, nie było taką prostą sprawą.
- Nie wiem, czy mnie rozumiesz, ale... to nie jest dobry moment. Odejdź!
Ostatni raz spojrzała na Koszmara. Schyliła się po pierwszego z brzegu, stosunkowo krótkiego kija i rzuciła w stronę stwora, celowo pudłując. Drugą ręką sięgnęła do zawieszonego na szyi gwizdka, który nosiła tak często, że czasami zapominała o jego istnieniu. Dmuchnęła w niego, licząc, iż nieznany dźwięk sprawi, że biała kobieta wycofa się chociaż na chwilę.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t585-merveille-ambler
Lourel Sinder
Grająca na uczuciach
Lourel Sinder

Liczba postów : 45
Join date : 26/12/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyWto Cze 11, 2019 8:56 pm

Rzut patykiem zdecydowanie bardziej przestraszył samą Lourel niż Koszmara. Zacisnęła ona palce mocniej na łuku, gotowa do napięcia cięciwy, gdyby stworzenie zareagowało. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Czarne oczy podążyły za lecącym kształtem, lecz wiedźmy z pewnością nie uzyskały pożądanego rezultatu.
Lou czuła się żałośnie. Kryjąc się za plecami Merveille, była w stanie popędzać ją piskliwym głosikiem na zasadzie: „zrób coś, cokolwiek, byleby zadziałało!”, samej jednak nie wykazując się chociażby okruchami odwagi. Narażała ją na niebezpieczeństwo z powodu własnego strachu, inaczej tego ująć nie mogła. Wstydź się, Lourel...
Przy kolejnym działaniu, stworzenie zlękło się dźwięku, kryjąc się za swoja stała kryjówką w postaci pnia drzewa. Lecz gdy powietrze w płucach Merveille skończyło się, jej czarne oczy wyłoniły się na nowo, a ona sama zaskrzeczała przeraźliwie:
— Tabhrrair dom é ar ais.
Powtórzyła jakby znane im słowa, nie wróżące jednak dojścia do porozumienia. Lourel chciała tylko powodu. Realnego zagrożenia, które sprawiłoby, że użyłaby łuku, jak zwykła czynić to setki razy na polowaniach. Czym różniła się ta sytuacja od prób zdobycia zwierzyny na kolację? Wyłącznie tym, że jej mięsa nie skosztuje?
Odetchnęła głęboko, o drżących rękach opuszczając strzałę i łuk. Musiała zareagować. Zwłaszcza, jeśli był choć cień szansy, że Koszmar powstał z jej snu... Gdybym tylko mogła, nie zasypiałabym, by nie dawać istnienia tak udręczonym duszom jak ta...
Merv... — zaczęła cichutko, zbliżając się do dziewczyny. — Chyba w ten sposób się jej nie pozbędziemy — zauważyła, wbrew swojej bierności używając liczby mnogiej. — Jeśli się rozdzielimy, możliwe, że podąży za jedną z nas. Druga wtedy będzie mogła wezwać pomoc... — zaoferowała, nie patrząc na swoją rozmówczynię, a wprost w czarne oczy obserwującego ich stworzenia, do obecności którego wciąż nie potrafiła przywyknąć.
Była pewna, że Koszmar podąży za nią, tak jak czynił to dotychczas. Merveille wróciłaby do niej z pomocą. Łowcami z wioski, ojcem Lourel, Linusem, czy... Reilia. Wiedziałaby jak postąpić;. Poczuła się tylko gorzej. Muszę przestać polegać na innych.
Lub... — zawahała się, śmiejąc się nerwowo, co absolutnie nie pasowało do sytuacji. — Mogłabym ją złapać w ręce, sprawdzić, czego chce i posłać w czorty! Hehe, warto będzie dla twojej uciechy, gdy ze strachu zmoczę spodnie. - W nieumiejętny żart usiłowała ubrać to, co przyprawiało ją o mdłości na samą myśl.
Czekała jednak na decyzję i radę Merveille. We względnym spokoju, jako że Koszmar za drzewem należał do niezmącenie cierpliwych.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t594-lourel-sinder
Merveille
Handlująca półprawdami
Merveille

Liczba postów : 125
Join date : 02/11/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyWto Cze 25, 2019 4:24 pm

Chciałoby się powiedzieć, że jej działania przyniosły efekt odwrotny od zamierzonego – bardziej przestraszyła swoją towarzyszkę niż potencjalne zagrożenie. Merveille jednak zawsze – momentami wręcz rozpaczliwie – skupiała się na pozytywach, więc chwilowe schowanie się… kobiety postanowiła uznać za swój mały sukces, nawet jeśli nijak nie poprawiło to ich sytuacji.
Znowu. Znowu te słowa, których znaczenia mogła się jedynie domyślać.
Naprawdę, chyba w końcu nadejdzie ten chwalebny dzień, kiedy przekroczę próg biblioteki Wishtown. Tylko po to, by przejrzeć wszystkie słowniki, jakie się w niej znajdują. O ile mnie stamtąd wcześniej nie wyrzucą.
Pokręciła głową. Wybieganie myślami tak daleko w tej sytuacji nie było najmądrzejszym rozwiązaniem. Musiały jakoś rozwiązać problem, teraz, zaraz.
Otrząśnij się, Merv.
- Naciskanie nic nie da… – znowu, mimo że wiedziała, że to bezowocne, spróbowała nawiązać dialog, łudząc się, że jakaś magiczna siła pozwoli jej pokonać barierę językową. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby Koszmary miały taką umiejętność.
Wtedy usłyszała słowa Lourel. Tak… to było jakieś rozwiązanie, którena dodatek, mimo że opierało się na ucieczce, wymagało pewnej odwagi.
Czy potem byśmy się odnalazły? – zastanowiła się. – Las jest duży, a w panice prawdopodobnie ta odciągająca uwagę nie będzie zwracała większej uwagi na to, gdzie biegnie. Na ile skuteczne byłyby poszukiwania? Przecież przez ten czas może się wiele wydarzyć. Z drugiej strony… Zbyt wszystko komplikuję, wystarczy kręcić się w kółko, a ludzie z wioski szybko ją… mnie… znajdą. Albo nie…
Nie lubiła pesymizmu, ale w takiej sytuacji nie mogła odgonić swoich obaw. Chociaż… Nie, to kłamstwo. Uświadomiła to sobie, gdy usłyszała drugą, kuszącą propozycję.
Czuła, że, mimo wszystko, pierwszy plan może się udać, ale nie przyjmowała do siebie wiadomości, że tę sprawę tak… zostawią bez żadnego wyjaśnienia. Po raz pierwszy od dawna na swej drodze napotkała Koszmara, na dodatek będącego dosłownie na wyciągnięcie ręki. Tak jak każdy z tych stworów, krył w sobie różne sekrety. Merv miała w głębokim poważaniu to, jak i dlaczego Koszmary powstają, ale ich inność, tajemniczość i nieprzewidywalność były dla niej kwintesencją prawdziwej magii, a dziwna więź łącząca je z wiedźmami stanowiła coś, czego nie mogła porównać z niczym innym.
Odkładając jednak na bok jej samolubne pobudki… Ponad dziesięć lat temu przysięgła sobie, że będzie dbać o swoich przyjaciół, bliskich i towarzyszy. Nie mogła ot tak złamać tego postanowienia, nawet jeśli nikt poza nią samą o nim nie miał pojęcia.
Nie wiedziała, jak długo biała kobieta będzie czekać w bezruchu, więc musiała się śpieszyć i skrócić swoją analizę obu rozwiązań do minimum. Hej, teoretycznie miała w sobie coś ze ścisłowca, w końcu chciała kiedyś (i w sumie nadal trochę chciała) majstrować przy zabaweczkach balsamistów.
- Pomoc innych by się nam przydała… ale minie sporo czasu, nim przybędzie wsparcie, a szukanie się będzie problematyczne. No i pogonią ją, a ona i tak kiedyś po ciebie wróci. Załatwienie sprawy tu i teraz wszystkim nam zapewni spokój... Jej też. Najwyżej potem będziesz mnie przeklinać po kres swych dni albo dłużej, jakoś to zniosę. – Uśmiechnęła się szeroko – pytanie tylko, czy pokrzepiająco, czy lekko drwiąco, tuż po tym, jak wspomniała o śmierci i duchach. Znając ją – jedno i drugie jednocześnie.
Choć starała się zachować obiektywność i mieć na uwadze dobro Lourel, coraz bardziej skłaniała się ku drugiej opcji. Miała nadzieję, że, mimo usilnych starań, nie było tak z powodu jej wręcz dziecięcej ciekawości.
- Nie dam cię skrzywdzić – zapewniła, zachowując dla siebie to, jak beznadziejna była w biciu się.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t585-merveille-ambler
Lourel Sinder
Grająca na uczuciach
Lourel Sinder

Liczba postów : 45
Join date : 26/12/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyCzw Cze 27, 2019 8:40 pm

Obie z możliwych dróg wymagały od Lourel sięgnięcia do nieznanych jej wcześniej pokładów odwagi. Po rozstaniu mogłyby się nigdy nie odnaleźć, a gdyby wtedy coś stałoby się Merveille, czarownica nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Decyzja zapadła. Cóż, zrobię to, co robię najlepiej. Bułka z masłem - usiłowała się przekonać, wiedząc, że nie będzie to zwyczajny dotyk.
Dobrze... — przytaknęła cicho, przełykając ślinę podczas spoglądania w czarne oczyska Koszmara. Choć wymieniły dużo słów, stworzenie wciąż cierpliwie czekało, nie przerywając, choćby miały zacząć rozrysowywać plany jego zgładzenia patykiem na ziemi.
Jej oddech przyspieszył, ale cudem zmusiła się do ruszenia naprzód. Ku oczekującemu Koszmarowi. Nim wyciągnęła dłoń naprzód, chcąc pokazać, że nie ma złych zamiarów, poczuła potrzebę dodania czegoś jeszcze:
Zrobię to. Ale mam warunek — poinformowała ją stanowczo, na ile pozwolił Lourel obecny strach. Nim jednak przeszła do przedstawienia go, zdecydowała się wyjaśnić powód swojej głębokiej niechęci. — Wiesz... Całe wieki temu miałam sposobność stanąć oko w oko z Koszmarem. Kamiennym ptakiem, chyba tak... Nie pamiętam. Ale na pewno nigdy nie zapomnę tego, co siedziało w jego środku — wypowiedziała cicho, po latach zmuszając się; chcąc, by ktoś ją zrozumiał.
Próbowałam z różnymi charakterami ludzi, ze zwierzętami, czułam wiele, jednak... Pustka, jaką zastałam we wnętrzu Koszmara... — zawahała się, nie potrafiąc oddać słowami odpowiedniego wrażenia. — Pochłaniała mnie — dopowiedziała niejasno.
Merveille, wyobraź sobie, że zostałaś porzucona na tym świecie, mając pełną świadomość, inteligencję i wolę wyboru. Nie masz żadnego celu ani wiedzy na temat swojego powstania, ani rodzicielki — usiłowała jej zobrazować. — To poczułam. Bezkresną, przejmującą tęsknotę za nieznanym. Strach i samotność w ogromnym świecie, w którym wszelakie gatunki zwykły łączyć się w pary. Podczas gdy on... Nie miał nikogo podobnego sobie. Był pozostawiony, stworzony z przypadku. Nie miał niczego, co powodowało, że czuł przywiązanie do tego miejsca. Nie nosił w sobie ni jednej pozytywnej emocji. Niemożliwy bezsens usiłował zapełnić agresją, mordem i realizowaniem swoich podstawowych potrzeb; jedynym, co napędzało go w tej egzystencji.
Swój monolog wypowiedziała bez pośpiechu, zerkając na stworzenie przed nimi. Bierne, cierpliwe. Tak ciekawe świata.
Spróbuję. Ale chcę, byś trzymała mnie za rękę. Przekażę ci każdą jej emocję. Chcę, byś mnie zrozumiała — wypowiedziała swój warunek, nie grzesząc logiką. Odważnie spojrzała jej w oczy.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t594-lourel-sinder
Merveille
Handlująca półprawdami
Merveille

Liczba postów : 125
Join date : 02/11/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptySob Cze 29, 2019 2:58 pm

Gdy była małym dzieckiem, Koszmary wręcz do niej lgnęły, im jednak była starsza, tym rzadziej je widywała. Jako trzylatka potrafiła godzinami przypatrywać im się zza okien rezydencji i próbować z nimi rozmawiać, co zapewne, zaraz obok jej opowieści o dziwnych stworach, było głównym powodem rezygnowania z pracy kolejnych opiekunek.
Od tamtego czasu jej wiedza o Koszmarach i podejście do nich trochę się zmieniły, lecz nadal głęboko w niej została chęć zrozumienia ich. To co mówiła Lourel, nie brzmiało zbyt zachęcająco, ale przecież Merveille nie mogła teraz stchórzyć! Nie po tym, jak sama namawiała Lou do szybkiego rozwiązania sprawy. Nie tylko uraziłoby to jej dumę, ale też pozbawiłoby jedynej w swoim rodzaju okazji poczucia się przez chwilę tak jak dzieci czarownic. Jak istoty, którym przecież również ona dawała życie.
Czując na sobie wzrok kompanki, również na nią spojrzała. Kiwnęła z determinacją głową.
- Zróbmy to.
Zbliżyła się do niej i chwyciła za rękę. Powoli ruszyła w stronę białej kobiety, nie chcąc jej wystraszyć. Wystarczająco długo czekała na podjęcie przez wiedźmy decyzji. Jeśli chciała porozmawiać z Lourel, to w pewnym sensie osiągnęła swój cel. Merv miała tylko nadzieję, że nikt potem nie będzie niczego żałował, nawet Koszmar stojący naprzeciwko niej i Lou.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t585-merveille-ambler
Lourel Sinder
Grająca na uczuciach
Lourel Sinder

Liczba postów : 45
Join date : 26/12/2018

Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci EmptyNie Lip 07, 2019 9:10 pm

Przyzwolenie Merveille nie dodało Lourel odwagi - nie poczułaby się lepiej, gdyby wspólnie zostały zaatakowane. Wiedziała jednak, że od teraz nie ma odwrotu, przez to odkryła w sobie energię, mimo że jeszcze niedawno umierała ze zmęczenia. Machinalnie już odczytała, jakie emocje kryły się w Merveille; z pewną dozą zazdrości spostrzegła, że w dziewczyną kieruje ciekawość w dziwnym połączeniu z troską. Ośmieliła swoją towarzyszkę uśmiechem, zbliżając się ostrożnie do stworzenia, bezbronna jak nigdy wcześniej.
Obie dłonie miała zajęte - jedną z nich wyciągała ku Koszmarowi, a drugą kurczowo ściskała Merv. Gdyby Koszmar zaatakował, nie miałaby czym się bronić. Zdawała się więc na dotyk, ani trochę niewprawiona w zdawanie własną mocą krzywdy. Lekkomyślność dwóch czarownic z Tir na Nog mogła przejść do historii jako kolejna opowieść, którą straszy się pociechy przed snem.
Wyciągnięta ręka drżała jej zauważalnie. Niemniej niż nogi jak z waty, lecz te ku uciesze godności Lourel były ukryte pod materiałem ubrań. Nie miała pojęcia jak się do tego zabrać, lecz nie powodowało to, że choć na moment się zatrzymała. Za co złapać to stworzenie? Za szyję, usiłując dusić w razie potrzeby? Za ramię, po przyjacielsku? Czy w romantycznym geście ułożyć palce na jej policzku, ścierając gęstą łzę? Wzdrygnęła się na samą myśl.
Nim zdążyła zdecydować, Koszmar zrobił to za nią - cofnął się o krok, okrążając drzewo, by skryć się przed wzrokiem nadchodzących ku niemu postaci.
Poczekaj! Nie musisz się nas bać...! — jęknęła, nie wierząc, że z własnej woli goni za Koszmarem.
Skręciła, wymijając pień drzewa i stając oko w oko ze stworzeniem. Serce łomotało jej ciężko w piersi. Choć Merveille nie dzieliła mocy odczytywania uczuć z Lou, to bez problemu mogła wyczuć targający nią strach. Wyciągnęła dłoń wyżej, a Koszmar podążył za nią wzrokiem. Nie czekał, nie uciekał dalej. Również wyciągnął dłoń, w niemal ludzkim, znanym cywilizacjom geście. Złączyły się w pełnym obaw i niezrozumienia kontakcie.
Lourel nie zamierzała szczędzić czarownicy niczego. Sama się bała i w całym swoim egoizmie, pragnęła, by Merveille przeżyła to samo co ona. Ku lepszemu zrozumieniu. Ku świadomości, że nie będzie musiała przechodzić przez to samotnie.
Uczucia targnęły nią gwałtownie, choć przyjęła je niczym oczekiwanego gościa. Przekazywała je jak kawałek chleba przy wspólnym stole, gdy naszła jej kolej. Dzieliła się nimi, chcąc zachować ich idealny kształt i obraz - nie dając niczego od siebie i nie łagodząc żadnego ze stanów. Oddawała jej wszystko jeden do jednego, nim w ogóle zrozumiała, z czym ma do czynienia.
Podróż po wnętrzu Koszmara nie była piekłem, którego się spodziewała po minionych doświadczeniach. Nie. Stworzenie było rozumne, odróżniające zło od dobra. A jednak...
Pierwszym uczuciem, jakie rozpoznała była niewątpliwie tęsknota. Rozpychała się na pierwszy plan, tłumiąc pozostałe z wrażeń. Tęsknota wyraźna, skierowana ku konkretnej, doskonale znanej jej osobie... rzeczy? Nie była pewna. Dochodziła głębiej, bez problemu doszukując się zawziętości, niezmordowanego uporu, napędzanego przez ciepłe, pozytywne uczucie. Przywiązanie, nietypowa więź, opierająca się na zaufaniu, na wspólnym spędzeniu niezliczonej ilości dni.
Lou miała wprawę w określaniu tego, co dla Merveille mogło zdać się ciągiem chaotycznych doznań, niemających ładu ani składu. Powoli zaczynała rozumieć i bynajmniej nie poprawiało jej to nastroju...
Jako kolejny zamigotał jej przed oczyma brak pojęcia dla zaistniałej niesprawiedliwości - pustki, jaka nigdy nie powinna mieć miejsca. I równoległe jej pragnienie powrotu do stanu błogiego spokoju, nim Lourel wkradła się do ich życia...
Urwała dotyk, wyrywając obie ręce i odsuwając się o pół kroku. Stworzenie zlękło się, lecz nie opuściło dłoni. Wtedy Lourel zrozumiała, że gest, który w pierwszym wrażeniu odebrała jako chęć współpracy, był jedynie pragnieniem odzyskania tego, co niegdyś należało do niej. W oczach czarownicy stanęły łzy. Nie śmiała zapytać Merveille, czy zrozumiała cokolwiek z emocjonalnego bełkotu - całą uwagę poświęciła Koszmarowi. Była mu to winna.
Przepraszam cię... Tak bardzo cię przepraszam... — wypowiedziała, lecz nie spowodowało to zrozumienia, a tym bardziej rozgrzeszenia wyrządzonych win.
Bez słowa więcej dobyła martwego zwierzęcia u pasa, odplatając jego pokryte łuskami nogi. Wyciągnęła go ku Koszmarowi, bez zawahania pragnąc, by znów znalazł się w dłoniach swojej dawnej przyjaciółki.
Przyjęła go, unosząc lekko. Łepek ptaka opadł bezwładnie przez białe ramiona Koszmara, przytykającego go mocno ku swojej piersi. Czy była świadoma, że ptak już nigdy nie zaśpiewa? Lourel tego nie wiedziała. Ale tyle wystarczyło. Tamta oddaliła się bez słowa, nie siląc się na chrapliwe pożegnanie, nie obdarzając ich już ani jednym spojrzeniem zza strasznych oczysk więcej. Zniknęła zza kolejnymi drzewami, mijając mchy i wyższe trawy, poruszając się w absolutnej ciszy, pozostawiając Lou i Merveille same.
Tato mnie zabije... — jęknęła, nie będąc w stanie wydusić z siebie nic więcej.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t594-lourel-sinder
Sponsored content




Leśna Droga Śmierci Empty
PisanieTemat: Re: Leśna Droga Śmierci   Leśna Droga Śmierci Empty

Powrót do góry Go down
 
Leśna Droga Śmierci
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next
 Similar topics
-
» Leśna Dróżka
» Igrzyska śmierci Wishtown
» Droga Cmentarna

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Wishtown :: Lasy :: Ponury bór-
Skocz do: