IndeksSzukajRejestracjaZaloguj

Share
 

 Lourel Sinder

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Lourel Sinder
Grająca na uczuciach
Lourel Sinder

Liczba postów : 45
Join date : 26/12/2018

Lourel Sinder Empty
PisanieTemat: Lourel Sinder   Lourel Sinder EmptyCzw Gru 27, 2018 2:12 am

Lourel Sinder | Lo, Lou | 19 lat | Czarownica | Wędrowcy | Grająca na uczuciach | Nauczycielka, pomoc medyczna, łowczyni  

Skrócona wersja KP:

Wkrótce zapadł zmrok uniemożliwiający ich dalszą jazdę w gęstwinie Ponurego Boru. Zatrzymały się na pierwszy postój długiej wyprawy, jeszcze pełne energii, niezmordowane trudami podróży. Reilia pierwszy dzień spędziła w milczeniu spowodowanym stresem i pełną świadomością, że podąża drogą, od której nie ma odwrotu. Dopiero podczas rozpalania wieczornego ogniska zaczęły rozmawiać, wezbrane napięcie opadło, a ona sama odetchnęła z ulgą. Miała jej przecież tyle do przekazania...
***
Grzejąc zmarznięte palce przy ognisku, uniosła spojrzenie na swoją rozmówczynię, słysząc zadane pytanie. Wiedziała, że padnie ono prędzej czy później. Z zadowoleniem podjęła temat:
Jak wygląda? Spójrz na mnie. Jesteśmy bliźniaczkami. Spójrz na moje dłonie — wypowiedziała, radośnie mrużąc zielone oczy i wyciągając ręce. — To z nimi będziesz miała pierwszy kontakt, rozmawiając z Lo. To jej odruch. Każda rozmowa z nią łączy się z dotykiem. Zachowanie stosownego dystansu? Zapomnij! Naturalnie, już z przyzwyczajenia, podchodzi do rozmówcy chwytając jego dłonie, jak niewidoma, która odczytuje niezbędne znaki. Chłonie resztę wrażeń dotykiem, nie mając wstydu lub uznając już swój nawyk za normalny — uśmiechnęła się do wspomnień, prędko jednak markotniejąc i popadając w zadumę.
Dłuższy czas zawiesiła spojrzenie w palenisku. Powrót do przeszłości był dla niej równocześnie bolesny, jak i pokrzepiający.
Przepraszam — pokręciła głową,  wkrótce otrząsając się  z zamyślenia. — To nie ma większego znaczenia. Jestem pewna, że poznasz ją i bez moich wskazówek. Lo podcina włosy, tuż za uchem. Niezbyt wprawnie, co widać na pierwszy rzut oka. Poza tym, nie różnimy się niczym — przeczesała palcami swoje długie, ciemne włosy, z których była prawdziwie dumna. — Jest równie niska co ja, może odrobię bardziej wątła... Nie dostrzeżesz jej wśród tłumu ludzi. Ale jestem pewna, że gdy już ją odnajdziesz, nie pomylisz Lo z nikim innym... — zapewniła, wzrokiem powracając do płomienia.
***
Świt zastał je o wiele zbyt prędko. Obolałe mięśnie od długiej podróży teraz dały się wyraźnie we znaki. Reilia wyciągnęła skostniałe członki, cała drżąc z zimna. Przez głowę nie przeszło jej jednak, aby zawrócić.
Obdarzyła spojrzeniem swoją zaspaną towarzyszkę, wspominając, w którym punkcie rozmowy odpłynęła w objęcia Morfeusza, zmęczona wielogodzinną jazdą. Podróż nie sprzyjała opowiedzenia tej historii. Dlatego nim ruszyły dalej, podjęła dialog jako pierwsza.
Musisz wiedzieć o najważniejszym. Jej darze. Ostrzegę cię, nim padniesz ofiarą paskudnego nawyku Lourel... — zaczęła, wzdychając ciężko, jednocześnie pakując ekwipunek w juki konia, nie tracąc ani sekundy z podarowanej im chwili. Kontynuowała, gdy obie ruszyły w drogę.
Mówiłam, że pierwsze, z czym będziesz miała kontakt, gdy ją spotkasz, to jej dłonie. To zasługa jej mocy, dzięki której przez dotyk dostrzegała ludzkie emocje tak wyraźnie, jak my widzimy otaczający nas świat. — Nieświadomie ściszyła głos; teraz ledwie można było ją dosłyszeć przez tętent końskich kopyt. — Więcej niż dostrzegała — poprawiła się wkrótce, pewniejsza swoich słów. — Czuła je. Jej stan był zależny od tego, co dotknęła. Czasami nie potrafiłam ocenić czy podczas rozmowy ze mną, miałam przed sobą ją, czy rozmawiałam z sobą samą, rozumiesz co mam na myśli? Śmiała się, gdy inni się śmieli. Ale potrafiła się też zalać łzami przy pierwszym kontakcie dłoni z osobą, która skrywała swoje cierpienie zbyt długo — wspomniała, do dziś nie potrafiąc ocenić, czy dar od losu Lourel w postaci wiedźmiej mocy był jej błogosławieństwem czy przekleństwem.
Prychnęła, gdy usłyszała komentarz swojej towarzyszki. Owszem, było to nieraz przydatne, ale...
Nie tylko odczytywała, co siedziało w człowieku. Potrafiła również na to oddziaływać. Potrafiła... Uspokoić mnie, gdy tego potrzebowałam. Spotęgować radość, gdy się cieszyłam. Zabrać cały ból, jaki mogłam tylko w sobie nosić... — mówiła cicho, świadoma jednak, że wypowiedziane zdania brzmią dla kobiety abstrakcyjnie. Przywołała w myślach żywy przykład, chcąc przybliżyć to wrażenie możliwie namacalnie.
Na krótko po osiedleniu się w Wiosce Czarownic, poważnie zachorowałam. Od wielu dni trawiła mnie gorączka. Dreszcze odbierały resztki sił, pot palił na mojej rozgrzanej skórze. Wtedy... Przytykała dłoń do mojego czoła, przynosząc mi ulgę. Odbierała całe cierpienie, pozostawiając mi sen pozbawiony mrocznych mar. Bywały noce, w których zasypiałam wyłącznie dzięki niej. Wtulała się w moje ciało, skrupulatnie pilnując, by kontakt naszych zerwanych skór nie przerwał się — westchnęła, widząc tamten okres jak przez mgłę. — To przydatna zdolność i byłam jej często wdzięczna, ale... — urwała, zbierając myśli.
Nie zawsze chciałam, by zaglądała mi do głowy — dokończyła, okazując swoje niezadowolenie. — To nie było przyjemne. Nauczyłam się odtrącać jej ręce, cofając się, gdy zbliżała się ku mnie. Pragnęłam świadomości; czasami wolałam pocierpieć niż zadowolić się chwilową ulgą, którą namiesza mi w głowie. To było jej największe przekleństwo. Chciała uszczęśliwiać ludzi na siłę...
***
Kolejne z pytań padło niespodziewanie, tuż przed postojem. Sprawiło jednak, że Reilia zaczynała rozumieć, co może kierować jej rozmówczynią.
Czy ty... Obawiasz się spotkania z nią? — zapytała z nieukrywanym rozbawieniem. — Niepotrzebnie. To ja jestem tą złą siostrą. Polubicie się, jestem pewna. W końcu, tutaj, wewnątrz — przytknęła dłoń do klatki piersiowej — jest moim kompletnym przeciwieństwem — zaśmiała się, obdarzając znaczącym spojrzeniem kobietę u swojego boku. — To chodząca empatia. Niemal na siłę doszukiwała się dobroci w ludziach. Czasami brakuje mi u innych jej pozytywnego nastawienia, nieustannego żywienia nadziei na niemożliwe... — uśmiechnęła się do wspomnień. — Nie bój się. Kłótnie z nią nie istniały — przybrała pocieszający ton głosu. — Chociaż... Było to spowodowane jej oszustwem. Gdy coś przeskrobała, a ja przyłapałam ją na gorącym uczynku, gorąco przepraszała. Nim zdążyłam się odsunąć, brała mnie za dłonie i sprawiała, aż zapominałam o całym problemie, zajmując swoje myśli nowym wrażeniem. Przeklęta krętaczka... — Reilia nie mogła powstrzymać radości, choć gdy w przeszłości po raz wtóry padała ofiarą zagrywek Lourel, wcale nie było jej do śmiechu.
Z czasem nabrała świadomości, że ponownie odbiegła od konkretów, podążając za tokiem niespójnych myśli; wspomnieniami, jakie same rodziły się w jej głowie. Tym razem dokładnie się zastanowiła, nim wypowiedziała kolejne słowa:
Nigdy nie poznasz jednak jej całego charakteru, jeśli nie zawitasz w Wiosce Czarownic. Dopiero wtedy w pełnej krasie objawi się jej domatorstwo, usilne i, moim zdaniem, bezsensowne trzymanie się tradycji. Dobro wioski i rodzina były dla niej jedynymi świętościami. Jednak ona poczuwała się co najwyżej do tworzenia tej społeczności niczym cegła w murze. Nigdy nie miała ambicji ryzykować, by osiągnąć więcej. Wiesz, ile znaczy dla mnie wolność. Lo... nigdy nie dała namówić się na opuszczenie rodzinnego ganku, na podróże, będące dla mnie nieraz jedyną motywacją do wstawania rano.
Dlaczego, zapytasz? Nie mam pewności. Nie hamowała się z żadnymi uczuciami, nie kryła w sobie emocji, jednak... Nie wiem, dlaczego tak bardzo różnimy się od siebie w tej materii. Okazywała strach przed nieznanym, jednak czy było to głównym powodem, dla którego nie wychylała nosa poza granice wioski? — zastanowiła się na głos, sama nie znając odpowiedzi. — Prędzej... Pragnęła stabilności, tego, by nic nie naruszyło jej cennej utopii. Poczuwała się do odgrywania swojej roli, niczym trybik w większym, skomplikowanym mechanizmie, tym samym spełniając swoje nudne obowiązki... Miała to, czego trzymała się od lat, poświęcając się temu w zupełności — wyjaśniła, dopiero w tych słowach odnajdując cień zadowolenia z wypowiedzi; rozwiązanie, jakie mogło kierować jej siostrą. — To część osobowości Lo, której nigdy nie zrozumiem i z którą nigdy się nie zgodzę... — dodała półgłosem, lecz bierny sprzeciw Reilii nie miał już żadnego znaczenia. I tak miały się już nigdy więcej nie spotkać...
***
Po dłuższej chwili ciszy, gdy zakończyły kolejny dzień podróży Reilia uznała za stosowne naprostować swoje poprzednie słowa, by nie zostać źle zrozumianą.
Tęsknota każe mi opisywać ją wyłącznie w ciepłych słowach, jednak wbrew wizji, która zapewne narodziła się już w twojej głowie, Lo miała swoje wady. Cały ich szereg! — prychnęła, wspominając pojedyncze chwile z Wioski Czarownic, które teraz zdawały jej się być poprzednim życiem. — Kłamała, a jej kłamstwa jeszcze tego samego dnia wychodziły na wierzch. Nawet się z nich nie tłumaczyła, oczywistym dla niej było, że czyni to dla czyjegoś dobra. Większego dobra. Idiotyczne wymówki, w które prędko przestałam wierzyć. Bywała też uparta, gdy jej zależało. A zależało zbyt często. Przywiązywała się do rzeczy, ludzi, miejsc, stanów. Uważała też, że żarty i sarkazm są najlepszymi metodami na rozładowanie atmosfery. Przyznaję, potrafiła odczytać mnie bezbłędnie, odgadując niechciane myśli, nim potrafiłam je uformować w słowa, jednak gdy zmusiłam ją do zachowania dystansu... Lo zdarzało się palnąć nietakt tak wielki, aż zgrzytało mi pod zębami — oznajmiła z wyraźnym politowaniem. Pokręciła głową, rozpakowując z toreb resztki prowiantu, jakie im zostały.
***
W końcu zrozumiała, że zadawane nieustannie pytania nie służą tylko bardziej szczegółowemu poznaniu Lourel. Wykazywała radość opowiadając o siostrze, a towarzyszka jej podróży, uchwyciła ten moment, najwyraźniej chcąc sprawić jej  przyjemność. Reilię ogarnęły wstyd i wdzięczność jednocześnie. Wtedy też po raz kolejny poczuła, że zwróciła się do odpowiedniej osoby.
To trudne pytanie. Każdy mieszkaniec Wioski miał swoją rolę, zadanie, które musiał wykonywać... Ona chwytała się wszystkiego, co nie zmuszało jej do wychodzenia poza granice lasu. Ruszała na polowania, ale też...  Lo była swojego rodzaju... terapeutką. Pomagała u miejscowej lekarki, dawała ludziom znieczulenie, gdy tego potrzebowali. Sadziła róże w wiosce i... Udawała, że potrafi wróżyć z ręki — usiłowała w kilku słowach opisać wszędobylską, skorą do pomocy siostrę, nie chcąc zanudzić swojej towarzyszki. Kontynuowała, niewyczerpawszy tematu:
Opiekowała się również młodszymi czarownicami - dzięki niej poznawały lepiej swoje moce, ledwie wiedząc, czym tak naprawdę są. Była nauczycielką. Z powołania, z najprawdziwszej chęci. Uczyła młodszych czytać, pisać, przekazywała swoją nieskończoną wiedzę na temat okolicznej fauny i flory... Lecz jej konikiem, najprawdziwszą miłością zawsze była astronomia. Nikt, tak jak ona nie kochał spoglądać w nocne niebo. Gwiazdy. Nie mogła ich dotknąć, ni sięgnąć czarnego bezkresu. Nie oznacza to, że nie próbowała. Wiedziała o nich wiele, a najbardziej chyba pociągało ją to, że nigdy nie zgłębi całej ich prawdy. Sprawdź to sama. Spróbuj zapytać, jak nazywa się gwiazdozbiór nad waszymi głowami. To co zalśni w jej oczach będzie niczym w porównaniu z tym, co ujrzysz po spojrzeniu w górę — wypowiedziała z pasją, dając rozmówczyni przedsmak tego, co może zastać u Lourel przy zapytaniu o astronomię.
Wspierałyśmy bezpieczeństwo wioski naszymi mocami. Każda z nas dokładała do tego swoją cegiełkę. Lo chwytała się wszystkiego, ale... jej najważniejszą rolą w wiosce było witanie nowoprzybyłych. Każda z wiedźm, wykazująca chęci osiedlenia się na tych terenach, musiała stanąć oko w oko z Lo. Domyślasz się dlaczego, prawda? — zapytała, zerkając kobietę ukradkiem. — Słowa potrafiły zmylić, jednak emocje, jakie kierowały człowiekiem, mającym zamiary inne niż chęć zaznania spokoju, schronienia w naszej wiosce... Tego nie sposób było udawać... — dokończyła, zwieńczając wypowiedź cichym westchnieniem. Wspomniała potwierdzającą jej słowa historię:
Blisko pół roku temu zawitała u nas nowa. Pojawiła się niespodziewanie. Była ranna, prosiła o pomoc. Prosiła o schronienie. Była wiedźmą, naszą siostrą, udowodniła to. Taką jak my. Nim wpuściłyśmy ją pomiędzy siebie, pomiędzy nasze rodziny, przywołano Lo, aby opatrzyła jej rany i... poznała prawdziwe zamiary - ściszyła głos do szeptu.
Przewijała bandażem rany nowoprzybyłej, najdelikatniej jak potrafiła. Widziałam, jak zalewa się łzami. Płakała, bo wiedziała, że swoimi słowami skaże ją na śmierć. Widziałam też, jak przytrzymywała rękę przybyłej na dłużej, w nadziei, że pomiędzy duszącym pragnieniem wolności i zemsty, dostrzeże też promyk światła, który pozwoli jej wierzyć, że nie stanowi dla nas zagrożenia.
Lo z najprawdziwszym żalem powiedziała nam o wszystkim. Opatrzoną wiedźmę przesłuchiwano całymi dniami, a następnie zabito we śnie, w środku naszej wioski. Dla spokoju Lo, zapewniłam jej niemal bezbolesną śmierć. Nasz dom jest dla niej ważny, owszem. Ale pewnego dnia, zwiedzie ją okruch dobroci w czarnej duszy, który ona mylnie zinterpretuje jako grę wartą świeczki. W każdym dostrzegała nadzieję, pozwalająca dać drugą, jak i setną szansę. Pewnego dnia ją to zgubi, jestem pewna... — zakończyła swój wywód ze smutnym akcentem, wyjawiając na głos swą największą obawę, która miała spore szanse się ziścić.
***
Las stawał się gęstszy i mniej przyjazny podróżnym. Ich droga dobiegała kresu. Mniej miały czasu na rozmowę, postoje służyły natychmiastowemu zapadnięciu w sen, regenerując obolałe mięśnie i zmęczone umysły. I tematy, które poruszały, stawały się cięższe, ledwie wyciągane na realną powierzchnię.
Zawsze ciążyło nade mną wrażenie, że była nieświadoma tego, jak funkcjonuje świat zewnętrzny, jego obraz kreując o to, co zostało jej pokazane w wiosce. Nie znała życia. Nie chciała słuchać opowieści, które nie kończyły się szczęśliwie dla naszych sióstr spoza wioski. Niektóre z moich słów uznawała za próby wystraszenia jej, nie potrafiąc uwierzyć w okrucieństwo Inkwizycji i ludzi. Próbowałam. Naprawdę próbowałam ją uświadomić. I co bym nie powiedziała, ona nie chciała mordu, nie pragnęła zemsty. Dobrowolnie dała się zamknąć w tej ciasnej klatce — dokończyła, a w jej głosie dźwięczała złość. Reilia kochała swoją siostrę, jednak nigdy nie potrafiła pojąć jej nastawienia do spraw niewątpliwie ważnych... — Opowiadałam ci, jak tam wylądowałyśmy? Nie? Chwila... — zastanowiła się, układając w myślach kolejną z opowieści.
Do wioski trafiłyśmy jak każda z tamtejszych czarownic. Pragnęłyśmy spokoju. Pragnęłyśmy tego, co powinno przysługiwać każdemu człowiekowi stąpającemu po ziemskim padole. Nie chciałyśmy dłużej żyć w strachu, niepewne, czy dożyjemy kolejnego dnia, czując oddech wroga na karku. Doświadczyłyśmy „dobroci” Inkwizycji. Ich misji tępienia plagi. Wiemy, do czego są zdolni i jak bardzo pozbawione szans byłybyśmy walcząc z tą potęgą w pojedynkę. Trafiłyśmy więc do miejsca, którego nigdy nie nazwę domem. Nie zrozum mnie źle. Jestem wdzięczna za bezpieczeństwo, jakie zapewniła mi Wioska. Jednak... Jestem wolnym duchem, a niekończące się zasady mnie przytłaczały. Złota klatka wciąż pozostawała klatką...
Nim zamilkły na dłuższy czas, pełnym żalu tonem szepnęła:
Mam dość tego zakłamanego świata. Wiesz, dlaczego to robię. Czuję, że mnie rozumiesz. To moja walka. Rzygam tą biernością Wioski.
***
Zwolniły jazdy, docierając do kresu ścieżki. Zatrzymały się, jednak żadna z nich nie zsiadła z konia ani nie odważyła się przerwać napiętej ciszy. Koniec. Musiało do tego dojść. Ich ostatnie spotkanie. Obie pozwoliły ciszy trwać, przedłużając chwilę o nic nieznaczące sekundy. Reilia spuściła wzrok, w końcu się przełamując:
To koniec naszej podróży. Tutaj się rozstajemy — uraczyła swą kompankę oczywistością, którą trzeba było wypowiedzieć na głos. — Ona pozostała w wiosce, ja trafiłam tutaj... Mówiłam ci, że... Będzie mnie szukać. Znam ją. Zginie w tym świecie, jeśli ktoś jej nie poprowadzi za rękę. Proszę cię. Proszę cię tylko o to. I dziękuję ci. Za wszytko, co dla niej zrobisz. Idź już. Wiesz już o niej wystarczająco wiele. Teraz działaj — zdobyła się na twarde pożegnanie, dużo siły wkładając w to, by jej głos nie zadrżał. Pożegnała się z nią skinieniem głowy, wymijając towarzyszkę, zmuszając konia do lekkiego kłusa.
Ruszyła do przodu, gotowa zostawić przeszłość za sobą.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t594-lourel-sinder
Devil
Kryptowiedźma w kitlu
Devil

Liczba postów : 234
Join date : 09/08/2013

Lourel Sinder Empty
PisanieTemat: Re: Lourel Sinder   Lourel Sinder EmptyWto Mar 19, 2019 6:26 pm

Przeczytałam, świetne. Bardzo ładna KP. ♥

Takie tam małe babole:


Lourel Sinder Chibi_dev_akcept_c_zps5mtn4q1h
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t120-doktoryna
 
Lourel Sinder
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Wishtown :: Organizacja :: Zapisy-
Skocz do: