|
|
Autor | Wiadomość |
---|
Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Miasteczko Rein Wto Gru 19, 2017 8:53 pm | |
| Po tak podniosłym oświadczeniu nie spodziewał się innej odpowiedzi niż twierdzącej. Mało tego, w jego umyśle już zawitał widok Colette na ślubnym kobiercu oraz rozbrzmiewały kościelne dzwony. Dlatego też poczuł gorzki zawód wraz z pierwszymi słowami pani Lacroix. To brzmiało jak odmowa. Czyżby nie potraktowała jego wyznania poważnie...? Z czasem jednak zrozumiał, że w tych zawiłych słowach kryje się to, co chciał otrzymać. Kiwnął więc niepewnie głową, mówiąc: - Postaram się, proszę pani. Pani Cavendish, choć niczego nie dała po sobie poznać, poczuła ulgę, widząc, że najwyraźniej jej synowi przemówiono do rozsądku. Teraz pozostało obrócić całą sytuację w żart. A przy najbliższej okazji zrobić wykład Lynnowi na temat oświadczania się świeżo poznanej osobie i wrzucania jej w tak niewygodne sytuacje. Uśmiechnęła się pod nosem, ręce krzyżując na piersiach: - Twój ojciec nie byłby zadowolony, słysząc w jak beztroski sposób podjąłeś się równie istotnego zobowiązania. Nie wiem, doprawdy, po kim odziedziczyłeś tę porywczość... - westchnęła ciężko. - Nie jestem zwolenniczką aranżowanych małżeństw... Niestety, na tym polu ciężko dojść mi do porozumienia z moim mężem. Ufam, że związek powinien opierać się na czymś więcej niż umowie czy też biznesie podstarzałych ludzi, chcących dobrze dla swoich pociech. Jednak nie spodziewałam się, że mój Lynn wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia... - Cała wypowiedź skierowana była najprędzej do pani Lacroix. Ostatnie zdanie dodała już zupełnie cicho, uznając temat za zakończony. Całe szczęście. Nie zamierzała bronić synowi niczego, jeśli byłby pewien. Na chwilę obecną wiedziała jednak, że Lynn zwiedziony jest chwilą. Upływ czasu wystarczy, aby przekonać się o prawdziwości jego słów. Cóż, miała cichą nadzieję, że potencjalna partnerka jej syna będzie osobą zamożną, pochodzącą z podobnej warstwy społecznej, ale wiedziała, że istnieją kwestie ważniejsze od statusu i majątku. Lynn, niestety, nie zdążył odpowiedzieć swojej wybrance. Ujął jej ręce, pomagając utrzymać się w pionie, jednak wkrótce do salonu wkroczył lekarz wprowadzony przez Alcestera. Miał on zająć się nogą Colette. Aby nie przeszkadzać mężczyźnie w pracy, Lynnowi kazano wyjść. Posłano po jedną z służących, aby zajęła się gniazdem we włosach chłopca, na co ta nie wyglądała na zadowoloną. Tymczasem, pani Lacroix zaproponowano zwiedzanie posiadłości wraz z pokojami gościnnymi, w których najprawdopodobniej zatrzymają się wraz córką. Chłopiec po skończonym zabiegu, z burzą rozczochranych włosów popędził pod salon, gdzie został złapany przez Alcestera, który stwierdził, że woda na kąpiel jest już gotowa. Ach! Ani chwili spokoju ze swoją przyszłą narzeczoną! Całe szczęście, po zajęciu się nogą Colette, pozwolono im iść razem. Wędrowali więc przez korytarze, pilnowani pod czujnym okiem lokaja. Wtedy też Lynn odezwał się cichutko, nie chcąc, aby usłyszał go ktokolwiek inny niż Colette: - Jak noga? Bardzo boli? - zaczął, gotów wesprzeć ją ramieniem. - Słyszałem, że po kąpieli będziemy mogli pójść na kolację! - poinformował ją, samemu również umierając z głodu. Cóż, gdyby zrobili to w innej kolejności, zapewne wzbudziliby zgorszenie nawet w służbie. Po tym jeszcze bardziej ściszył głos, zmierzając do sedna: - Wtedy w salonie... - zawahał się, nie do końca wiedząc, jak jej to powiedzieć. — Ni-nie byłem do końca szczery. To nie tak, że cię kocham... - To wyznanie, w przeciwieństwie do poprzedniego, przychodziło mu z niemałym trudem. Tym razem był szczery. - Ale nie muszę cię kochać, by wziąć z tobą ślub. Chcę, abyś została moją narzeczoną - dodał z zapałem, natychmiast pesząc się i mając nadzieję, że idący za nimi lokaj niczego nie słyszał. - Dorośli robią tak bez przerwy! Biorą ślub z rozsądku. I ja też chcę tak postąpić. Tylko w ten sposób byłabyś bezpieczna. Jesteś... - przerwał, szukając odpowiedniego słowa. - Jesteś nieodpowiedzialna. Gdyby pozostawić cię samej sobie, zapewne zaufałabyś złemu człowiekowi. Dlatego... Zaopiekuję się tobą, jeśli mi pozwolisz. Ze mną nie przydarzy ci się żadne nieszczęście, obiecuję. A uczucie, je-jeśli ci na tym zależy... Może przyjdzie z czasem - dodał nieśmiało, teraz już zupełnie czerwony na twarzy. Wkrótce to krótkiej rozmowie, zostali rozdzieleni, aby móc pozbyć się tony brudu po ich długiej przygodzie w lesie. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Miasteczko Rein Wto Gru 19, 2017 11:33 pm | |
| Skończyło się na tym, że Valentina poszła zwiedzać, a Col miała spotkanie z lekarzem. Nie lubiła ich. Szczególnie, gdy chodziło o wszelkiego rodzaju igły. Jest pewna, że widok lekarza, przyśpieszał bicie jej serca o dwieście procent. Doskonale wiedziała, jak ważni są. Jednak, nie byłaby chętna do przebywania w ich towarzystwie dłużej, niż to potrzebne. To była chwila, lecz dziewczynka czuła się, jakby trwało to wieczność. Ponadto, kazali wyjść Lynnowi! Jakim prawem!? Ona się na to nie godziła! Miała zaraz powiedzieć na głos, co o tym wszystkim sądzi, jednakże wypuścili ją. Korzystała z pomocy młodzieńca, z wielką chęcią. Niby to nie było nic poważnego, ale i tak bolało. - Bardzo, najbardziej... Chociaż, twój widok działa w cudowny sposób i da się znieść to nieprzyjemne uczucie. Ohoho! Kolacja? Jestem na tak! Po kąpieli? Musimy to załatwić szybko i sprawnie, inaczej wybuchnie mi brzuch z głodu! Zaśmiała się, mocniej opierając się o niego. Słysząc kolejne słowa, nastawiła znacznie bardziej uszu. Nie mogła ominąć żadnego słowa, padającego z ust Lynna. Co prawda, mieli za plecami szpiega. - Jeśli ty chcesz i ja chcę... Nie będzie problemu! Żadnego. Hah, ile to razy powiedziałeś dziś, że jestem nieodpowiedzialna? To racja. Często powtarzasz to słowo i wychodzi na to, że wiesz co mówisz. Gdybym była odpowiedzialna, pewnie teraz nie miałabym problemu z kostką. Nie byłabym tutaj. Nie poznała cię znacznie bardziej. Wiesz co? Cieszę się, że jestem tak nieodpowiedzialna! Rzekła pewnym głosem, choć nie za głośnym. Szpieg podążał wciąż za nimi i nie zamierzał odpuścić. Miała tak małe pojęcia o odpowiedzialności i nieodpowiedzialności, jednak coś jej świtało w tej małej główce. - Bezpieczna z tobą? Hmm, jak najbardziej oddaję się pod twoją opiekę. Wiedziałam, że nie muszę się niczego bać, mając ciebie obok! Czy mi zależy... r-raczej tak! Na pewno! To musi być! Bez tego nic się nie ułoży! Sama się zarumieniła mówiąc o owym uczuciu. Lynn jej mężem? Czy może być lepiej? Ktoś, kto się nią zaopiekował w drodze powrotnej z lasu i nie zamierzał zostawić, choć bardzo go zdenerwowała... Tak, to miłość! Zaraz, jakie są oznaki miłości? Colette miała pełno różnych, ale które należą do tak pięknego i wielkiego uczucia? Nie dane było się jej mocniej zastanowić, bowiem zostali rozdzieleni. Za nic tego nie chciała! Była gotowa do niego wrócić! Jednakże, służba była nieustępliwa. Mieli pełne ręce roboty, ponieważ panienka Colette mogła popisywać się w obecnej sytuacji nowymi ozdobami do włosów. Tutaj gałązki, tu listki, tu małe pajączki... Kąpiel jest fajna, ale oni robili to zdecydowanie niezbyt delikatnie. Niemożliwe, aby była tak brudna! Po dość długim czasie, w końcu skończyli! Nie dość, że była głodna, to i zmęczona. Nie było sensu wiązać włosów, więc na kolację zostawiła rozpuszczone. Na dodatek, dali jej jakieś ubranie na teraz. Naprawdę, najmniej ją obchodziło, co nosi na sobie w tym momencie. Zebrali się wszyscy w jadalni, a Colette na widok Lynna od razu się ożywiła. Zagadywała go co praktycznie co chwila i musiała usiąść obok niego. Matka Col obserwowała ich dwójkę z szerokim uśmiechem, w międzyczasie rozmawiając z panią Celestine. Kolacja przebiegała spokojnie oraz wesoło. Niejeden raz mała wiedźma zasypywała pytaniami wszystkich obecnych w pomieszczeniu, również służących. Po wspólnie spędzonym czasie, nadeszła pora snu. Smutna Col zerkała na chłopaka, mając przy tym lekko czerwone policzki. - Lynn... Nie zostawisz mnie, prawda? Jutro znów się pobawimy? Tym razem nie tak daleko od domu. Jest mi bardzo, ale to bardzo smutno, gdy nie jesteś przy mnie. Ah, dziękuję za wszystko. - Colette, bo odstraszysz go od siebie całkowicie. Odezwała się Valentina, która śmiała się pod nosem. Zniszczyła całą chwilę! Dziewczynka zerknęła na nią wściekła i jeszcze bardziej czerwona na twarzy. - Nieprawda! Mamo! Powiedziała, po czym wróciła spojrzeniem na niego. Starała się patrzeć mu prostu w oczy, lecz wszelkie próby były zabawne. I to nie przez to, iż miała coś do ukrycia, czy kłamała. Po prostu, rodzicielka ją zawstydziła. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Miasteczko Rein Czw Gru 21, 2017 10:17 pm | |
| Wkrótce został wyszorowany i wypucowany za wszystkie czasy. Co prawda zdrapano mu chyba cały naskórek, ale nie pisnął ani słowa. Doskonale wiedział, że na to wszystko zasłużył. Ubrano go odświętnie - w białą koszulę, brązową kamizelkę z chustką w kieszeni i materiałowe spodnie tego samego koloru. Służba podjęła się nawet próby doprowadzenia do normalności włosów Lynna, nie osiągając jednak na tym polu powalających rezultatów. Zasiadł do zasłanego stołu, lekko spóźniony, kiwnięciem głowy witając się z zgromadzonymi. Po raz pierwszy od wieków jadł kolację w tak nielicznym gronie - przy stole siedziały wyłącznie Colette wraz ze swoją rodzicielką oraz pani Cavendish. Nic dziwnego, przecież nikt nie miał zamiaru rezygnować ze swojego posiłku przez nieobecność Lynna, który błądził wtedy w odmętach czarnego lasu. Gdy zobaczył Colette uśmiechnął się do niej porozumiewawczo. Teraz dzielili wspólną tajemnicę i cel - niezbyt romantyczny, bo w ten sposób nie można było określić ślubu z rozsądku, ale jakże szlachetny! Przyjrzał się jej uważnie, nawet wychylając się lekko ze swojego miejsca. Miała na sobie ubrania jego młodszej siostry - odrobinę za duże, ale wciąż wyglądała w nich o wiele lepiej niż Lyanna Cavendish. Był głodny jak chyba nigdy w życiu, a mimo to pozostawał bardzo oszczędny w ruchach, dzieląc jedzenie na miniaturowe kawałki przy użyciu srebrnych sztućców. Mimo to, nie zachowywał sztywnych manier jak na co dzień. Miał wrażenie, że przy dzisiejszej kolacji atmosfera jest zgoła odmienna. Nim się odezwał, wytarł dokładnie usta serwetką. - Oczywiście! Jeśli tylko... - z początku niemal wykrzyknął, ożywiając się wyraźnie, tylko po to, aby zrozumieć, że palnął nietakt. Po wszystkim co dziś urządził, jego rodzicielka ma święte prawo do obiekcji na temat kolejnego wyjścia Lynna. Obdarzył ją więc spojrzeniem. Odezwała się powoli: - Najpierw obowiązki, później przyjemności. Z tego co mi wiadomo, jutro czeka cię całkiem pracowite południe... - zaświergotała niby niewinnie. W myślach przywołał wszystkie z planów, jakie miały go jutro spotkać. Poza lekcją malunku i pójściem do kościoła, nie widział żadnych. Uśmieszek na twarzy pani Cavendish zdradzał jednak, że wrzuciła go w całą masę obowiązków. A jednak, za dzisiejszy wygłup czekała go kara. Cóż. Miał zamiar znosić to z godnością. Przytaknął krótko, godząc się z losem. Wtedy Celestine kontynuowała: - Po wszystkim, oczywiście, jeśli dostaniesz zgodę pani Lacroix, będziesz mógł pokazać Colette małego Irysa; jestem pewna, że przypadnie jej do gustu - mrugnęła do syna, po czym wyjaśniła swoje słowa. - Na wiosnę urodziło się nam źrebię, wciąż nieodłączne od swojej matki... Prawdziwie urokliwy widok - dopowiedziała, najwyraźniej w stronę jedynej osoby przy stole w swoim wieku. - Chociaż... - zastanowiła się nagle, obdarzając dzieci podejrzliwym spojrzeniem. - Skoro czujecie się już na tyle dorośli, może powinnam zainteresować wynajęciem dla was przyzwoitki? - zmrużyła oczy, aż ciężko było poznać, czy jeszcze żartuje. Na samą myśl, Lynna przebiegł zimny dreszcz po plecach. Publiczne oświadczyny mogły być błędem. Nie zamierzał jednak niczego odwracać. Słowa matki pozostawały świętością, ale wciąż - od teraz miał wrażenie, że jego życie potoczy się w odrobinę inny sposób. Kłopotliwy sposób... lecz czy jeszcze tego samego popołudnia nie narzekał na nudę? Reszta kolacji przebiegła bez poruszania ciężkich tematów. Pani Cavendish czuła się zobowiązana prowadzić rozmowę, jednak nie przychodziło jej to z trudem, skoro za towarzyszki miała dwie równie rozmowne osoby. Dzieci wkrótce zostały posłane do łóżek, zostawiając swoje matki same, by mogły zamienić kilka słów... może na temat zapadłej propozycji? Lynn leżał w łóżku z szeroko otwartymi oczyma. Wspominał i analizował wszystkie wydarzenia z minionego dnia, przekonany, że prędko nie zaśnie. Tyle się zdarzyło! Jego pierwsze, niezbyt szczere, wyznanie miłości, otarcie się o śmierć, zagubienie w lesie, poznanie nowej, jakże ciekawej osobistości... Pomylił się. Już wkrótce zmęczenie wzięło górę, a on zapadł w sen, pogłębiony przez nadmiar wrażeń i wysiłek fizyczny.
/zt x2 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Miasteczko Rein | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|