|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Rezydencja rodu Noita Sro Sie 05, 2015 7:29 pm | |
| Wiekowa, choć utrzymywana w dobrym stanie czteropiętrowa rezydencja, łącznie z okalającymi ją ogrodami, zajmuje spory kawałek gruntu w obszarze bogatszej części miasta. Sam budynek można podzielić na dwa skrzydła, w których mieszczą się pokoje oraz część środkową z salą o wysoko położonym suficie, z której można przejść zarówno do obu skrzydeł, na wyżej położone piętra w tej części rezydencji oraz do znajdującego się na tym samym poziomie dużego salonu wręcz sali, która niegdyś bywała na pewno miejscem organizowania spotkań towarzyskich czy bankietów i pomieszczeń dla służby, kuchni, pokojów etc. Lewe skrzydło rezydencji zostało przeznaczone na potrzeby kliniki, dlatego posiada ono osobne wejście i wjazd na teren posiadłości.
Ostatnio zmieniony przez Devil dnia Sob Lis 17, 2018 9:11 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Sro Sie 05, 2015 7:32 pm | |
| Mogłaby jeszcze dodać, że wszędzie będzie lepiej niż pod opieką przeklętej lekarki, nawet w rynsztoku „wyciupcianą” do cna, ale nie miała na to już sił, które odeszły wraz z pierwszym, bolesnym starciem z podłożem. Jako osoba nieprzytomna nie miała zbyt wiele do powiedzenia, cóż. Jakby tacy mieli w ogóle jakieś prawo głosu, ha! Nie, jedyną czynnością jaką wykonywała było wyłapywanie cennego tlenu i pokładanie swojego zacnego tyłka na siedzeniu w środku pojazdu. Nieprzytomna osoba nie mówiła „nie”, nieważne jak bardzo byłaby czemuś przeciwna. Niepowtarzalna okazja dla niewyżytych seksualnie lekarek, nieprawdaż (nie żebym coś sugerowała!)? Droga do najspokojniejszych nie należała, pośpiech i kocie łby to paskudne połączenie, zwłaszcza jeśli ma się bezwładne ręce, aby w razie czego nie hamować twarzą. Tylko cudem nie zleciała z miejsca, na którym usadziła ją Deneve, chociaż niespecjalnie jej na czymkolwiek zależało. Nie była ani trochę bliska powróceniu do przytomności, a jednak coś zaświtało jej na moment w głowie, rozchyliła ciężkie powieki, nie wierząc w to, co widzi: - Umarłam i trafiłam do piekła? – Wyszeptała niemrawo, stwierdzając, że o wiele za często ma tego białowłosego diabła przed oczyma. Przebłysk świadomości nie trwał długo, zaraz przewróciła się na drugi bok i najnormalniej na świecie zasnęła. Chwilę pochrapała, wymieniła imiona dawnych ukochanych i przysięgę, jaką składała przy przystąpieniu do Inkwizycji i całe szczęście nie więcej, bo dojechały na miejscu, a więc straciła możliwość na więcej popisów. Woźnica obwieścił koniec drogi donośnym zawołaniem, oferując zaraz pomoc. Oczywiście nie za darmo, noszenie truposzy też miało swoją cenę, którą planował wliczyć w ostateczne koszta. - Którą mam się zająć? – Zapytał, rozglądając się zaraz po obu kobietach, nie wiedząc, z którą będzie trudniej. Cóż, Selene nie była smukłą damulką, ale przynajmniej nie było ryzyka, że zejdzie z tego świata, gdy ktoś nią choćby delikatnie ruszy. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Sro Sie 05, 2015 9:56 pm | |
| Wraz ze znalezieniem się na powozie losy każdej zaczęły zależeć od dorożkarza i jego końskich kompanów. Nie dało także zapomnieć o cholernym czasie, na którym Doktorynie zależało. Ten chyba jednak postanowił uprzykrzyć jej życie i zaczął się niemiłosiernie dłużyć, drwiąc sobie z niej w rytm drżenia wozu na kocich łbach. Na początku stała i nie mając co ze sobą zrobić, rzucała okiem kolejno to na nieprzytomne kobiety to na budynki, które podczas jazdy mijały. Im bardziej wpatrywała się w te drugie, tym wolniej zdawały się przewijać. Zwalniały dokładnie tak, jak gdyby jakaś wyższa moc bawiła się zegarem świata. Skrawek dolnej wargi lekarki zniekształcił się pod wpływem przygryzienia, po czym wrócił do pierwotnej formy. – Nie da się szybciej? – zawołała, odwracając się w stronę woźnicy. W tym samym momencie do jej uszu dobiegło jakieś mruczenie. Niby to nic, a potem spojrzała w dół na siedzenia. Drgające usta pani inkwizytor przykuły jej uwagę i wzmocniły zmysł słuchu. Piekło? A jakże! Deneve Noita mogłaby pretendować do tronu na samym dnie piekielnej otchłani, skąd jej obecny władca uciekłby przed nią gdzie pieprz rośnie. Jednakże znajdowały się wszystkie (mniej lub bardziej) w świecie rzeczywistym i jak na razie nie kierowały się w stronę żadnego światła. No chyba, że się weźmie światła rezydencji, ale do chwili, w której będzie ona widoczna pozostawało jeszcze parę minut. Wojowniczka nie umarła, bynajmniej żyła i Deneve mogła tylko rozmyślać nad energiczną reakcją na widoki po odzyskaniu pełnej świadomości umysłu. - Powiedzmy, że tak jakby, owszem. - Uśmiechnęła się kącikiem ust. Odpowiedź białowłosej była zbędna, ale nie mogła się powstrzymać. Resztę podróży Doktoryna spędziła już w pozycji siedzącej. Siedziała w nogach rudzielca (oczywiście bez skojarzeń) i postukiwała laską w podłogę pojazdu. Postępujące zmęczenie udzielało się także jej, chociaż odpływać w niebyt rzecz jasna nie zamierzała... a przynajmniej nie teraz. Jeszcze czego! Najpierw widziało się jej skończyć jedno, a potem dopiero zacząć drugie, tzn. odpoczynek. Teraz była na niego najmniej odpowiednia pora. Dlatego gdy tylko znaleźli się przy Rezydencji Noita, zmobilizowała wszystkie siły, na te końcowe działania. Wzięła parę głębszych wdechów, jakby to coś miało pomóc na utratę energii. Czynność zadziałała tylko tyle, że dźwignęła się na nogi i korzystając z pomocy woźnicy, przeznaczyła mu pilne zadanie przetransportowania matki chłopca do sali operacyjnej, a sama wzięła na ręce przemoczonego rudzielca, drzemiącego jak niewinne dziecię. Doktoryna prostym wyliczeniem faktów i okoliczności uznała że lepiej jak wywali się gdzieś po drodze z inkwizytorką niż z tamtą pacjentką. W końcu kto jest wytrzymalszy...? W ten właśnie sposób zostawili powóz na pastwę losu obwąchujących go, ciekawskich wyżłów, które mądrze stwierdziły, że za panią lepiej nie iść. Następnie, to jest po wejściu do części rezydencji przeznaczonej dla pacjentów, wytłumaczyła każdy etap drogi na salę, gdzie ma ułożyć kobietę trzymaną na rękach. – Potem wróć tutaj i czekaj na mnie. Ja odniosę to uparte babsko. Oboje ruszyli w odpowiednich kierunkach – dorożkarz w stronę sali operacyjnej, a Deneve w kierunku jednego z pokoi. Tam zamierzała na razie wojowniczkę ułożyć i najlepiej przywiązać do łóżka, żeby przypadkiem nie zrealizowała jakiegoś kolejnego planu nadwyrężania rannej nogi. – Ciężka jesteś jak nie wiem - wymamrotała ledwo. A może tak tylko jej się zdawało – może naprawdę straciła na tyle dużo sił, żeby całkiem serio zacząć narzekać na ciężar wojowniczki? |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Sro Sie 05, 2015 10:21 pm | |
| Och, sporo czasu minęło zanim odzyskała choć skrawek świadomości, a jeszcze więcej zanim, zrozumiała w jakim się znajduje położeniu. We własnym mniemaniu mogłaby je określić jako „tragiczne” albo i jeszcze gorzej, gdyby tylko znała bardziej wyrafinowane słowa. Sytuacja nie była wesoła, skoro już zdążyła wytknąć lekarce, co ją denerwowało od samego początku. Przecież mogła to wziąć do siebie, prawda? Selene powątpiewała, aby białowłosej zrobiło się smutno z tego powodu (nie podejrzewała ją o posiadanie czegoś tak ludzkiego jak uczucia), ale bardziej obawiała się o własną skórę. O ile dobrze skojarzyła fakty, aktualnie znajdowały się w rezydencji owej wiedźmy, co wcale nie było pozytywną informacją. Terytorium lekareczki, no proszę. Tylko czekać, aż zamknie biedną, półświadomą Sel w piwnicy za te wszystkie docinki. Kobieta to mściwa istota, która nie spocznie do kiedy nie dopełni swoich słodkich porachunków. A przynajmniej rudowłosa wymyśliła sobie taką teorię, mając już zbyt wielkie wyobrażenia na temat tego, co się wkrótce wydarzy. Przekroczyły próg drzwi, czy właściwie białowłosa go przekroczyła, taszcząc te parędziesiąt kilo w postaci Selene. Pomieszczenie, w którym się znalazły nieco zamurowało otumanioną inkwizytorkę, ale czego można było się spodziewać po tak bogatym wyglądzie zewnętrznym budynku. Chlewu i szopki? Nie, nie tym razem. Eleganckie umeblowanie, wszystko w umiarze i dobrym guście. Chociaż Sel nie była osobą, która może się bez końca zachwycać estetyką jakiegokolwiek przedmiotu, więc szybko wyrzuciła wszystkie podobne myśli z głowy. Deneve zresztą skutecznie ją odwiodła od myślenia o nie-jej-słowach. - Proszę cię, przeklęta lekarko. To przez całe żelastwo, które noszę. – Odpowiedziała niemrawo, mając na myśli całą broń, która na sejmitarach wcale się nie skończyła. Jeśli białowłosa chce pozbawić ją ubrań, będzie musiała uważać, aby się nie skaleczyć, od butów zaczynając, a na rękawach kończąc. – Zresztą już mi lepiej. Po co to… to… to wszystko. – Wypowiedziała jednym tchem, jakby do końca sama nie wiedziała, co planuje przekazać. Im więcej mówiła, tym w jej głowie jednak stawało się jaśniej. Już pojawiały się pierwsze myśli typu „jak stąd zwiać?”. Rozglądała się za drzwiami, zapamiętując drogę powrotną. Ot, tak, na wszelki wypadek. Nie minęło dużo czasu, a nawet mimo narzekań na wagę Selene, zdołały dotrzeć do łóżka, na którym ranna kobieta została ułożona. W jednej chwili poczuła się, jakby miała osiemdziesiąt lat na karku. Z jednej strony była potwornie zmęczona, a z drugiej, za nic nie mogłaby zasnąć, czując szarpiący ból z paru, a może paruset części ciała. - Macie w swojej zasranej klinice coś takiego, jak znieczulenie? Może być w postaci alkoholu. – Wysapała, decydując się jakże uprzejmy i nienaganny sposób zostać pacjentem młodej lekarki. Na początku chciała powiedzieć, że nie pogardziłaby znieczuleniem w postaci roztrzaskania losowej cegłówki na głowie, ale obawiała się, że białowłosa z chęcią odbierze jej słowa na poważnie. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Sro Sie 05, 2015 10:46 pm | |
| Lekarka wkroczyła do jednego z pomieszczeń kliniki przeznaczonego dla pacjentów. Pierwszą rzeczą, którą uczyniła, było pozbycie się ciężaru z ramion. Odetchnęła, gdy wojowniczka znalazła się na łóżku, ona mając już uwolnione ręce, otarła rękawem koszuli pot z bladego czoła, pod którym szare oczy śledziły ciało rudzielca. – To żelastwa się pozbędziemy. Nie będzie ci tutaj potrzebne. – Wzięła głębszy wdech, aby uspokoić płuca. – Widzę, że trochę doszłaś do siebie. Możesz zacząć grzecznie wszystko wyciągać na stół, a tymczasem ci załatwię znieczulenie. W trakcie przemierzania pokoju rzuciła jeszcze "ale o alkoholu zapomnij". Musiała najpierw sprawdzić stan jej nogi i właściwie nie tylko, bo nieźle inkwizytorkę potraktowano podczas walki. Doktoryna pospiesznym krokiem opuściła pomieszczenie, wszakże nie było czasu do stracenia, albowiem w innej sali czekała na nią matka chłopaka. Po drodze zaliczyła umówione spotkanie z dorożkarzem, który wspomnianą kobietę zaniósł w odpowiednie miejsce. Zapłaciła mu i kazała zniknąć sprzed oczu, po czym weszła do pomieszczenia, gdzie trzymała wszystkie leki. Wnętrze było utrzymane w pedantycznym ładzie, każdy trochę ogarnięty mógłby w końcu odnaleźć to, czego akurat potrzebuje (o ile nie była to receptura własna), a ona, twórczyni tego porządku, weszła, chwyciła, co trzeba i błyskawicznie wróciła na korytarz. W końcu też dotarła do swej upartej kalekiej, pacjentki. Zobaczywszy na szafce parę sztuk broni, zmrużyła lekko oczy. Najwyraźniej domyślała się, że jest tego więcej niż to, co ujrzała wyłożone na blat. Wbiła przenikliwe, szare spojrzenie w wojowniczkę. – Wszystko – powiedziała dobitnie. – I tak jak będziesz spała, wszystko odłożę na bok. No co? Przecież nie mogła pozwolić jej w tym stanie uciec z kliniki, a była pewna, że inkwizytorka spróbuje to zrobić, gdy tylko poczuje się lepiej. Zbliżyła się do kobiety leżącej na łóżku. – Oto twoje znieczulenie. – Zanim rudzielec zdążył zmienić zdanie, szybko wbiła jej w rękę igłę strzykawki z bliżej nieokreślonym specyfikiem. Do krwiobiegu łowczyni czarownic nie zdążyła wpłynąć cała dawka, kiedy rdzawa, poplątana czupryna opadła bezwładnie na poduszkę.
W tym stanie albinoska pozostawiła ją, aby móc zająć się poważnie ranną matką spotkanego dziecka. Pod drzwiami sali zastała chłopca. Nie poświęciła mu żadnej uwagi. Weszła do sali operacyjnej, jednak żadna operacja się nie dokonała. Kobieta prawdopodobnie by jej już nie przeżyła. Czuła to, ogarniając jej gasnące ciało swoją mocą. Oczyściła ranę, a też same umiejętności płynące z mutacji genu, sprawiły, że rana na nodze zaczęła się zasklepiać. Organizm pobudzony jej mocą gwałtownie i wręcz niemożliwie przyspieszył regenerację do tego stopnia, że wkrótce na nodze pozostała tylko szpecąca blizna, która być może w przyszłości miała szansę częściowo zniknąć. Ową bliznę dla pozoru obwiązała opatrunkiem, a pacjentkę pozostawiła w uśpieniu. Koniec końców została zawieziona do podobnego pokoju, w jakim znajdowała się Selene i tam pozostała ze swym dzieciakiem, a lekarka nierównym krokiem zeszła sobie zrobić kawę z niezbyt zdrową dawką cukru. W takich przeklętych okolicznościach nie mogła sobie pozwolić na spanie. Nie wtedy, kiedy tuż obok miała członka inkwizycji. Dochodząc właśnie do jej pokoju, pochłaniała ostatnie łyki kawy. Kubek odstawiła na stolik, po czym pozbyła się zbędnego odzienia śpiącego rudzielca, aby dostać się między innymi do nogi, a w drugiej kolejności do wszystkich sinych potłuczeń czy paskudnych otarć. Poświęcenie nadmiernej uwagi tym drugim darowała sobie, zajęła się nogą. z którą sprawa nie wyglądała zbyt dobrze.
Doktoryna właśnie zbierała się do wyjścia z żelastwem inkwizytorki, lecz dostrzegła jej spojrzenie. Zatrzymała się i wbiła oczy w rudzielca prawie całego obsmarowanego maścią. Nodze poświęcała znów trochę swoich wrodzonych umiejętności. W tym przypadku jednak proces leczenia nie był tak szybki, ale jednak tempo było bardziej efektywne niż normalne, ale o skutek ten jak i lekki niedowład (żeby tak nie umyśliło się wojowniczce za szybko uciekać) mogła obwinić jakieś tajemne, dodatkowe składniki w strzykawce czy nasączony opatrunek. – Cóż. Właśnie między innymi dlatego teraz ciężko ci się ruszać – odpowiedziała na jej wrogo błyszczące się oczy. – Nie pozwoliłabyś mi tego wziąć. Nie ukradnę ci twoich zabawek, mam swoje metalowe drobiazgi. A jakbym cię miała zabić, to już byś nie żyła. Nic ci nie grozi dopóty, dopóki jesteś moją pacjentką, więc odpoczywaj. Też by mi się to przydało – pomyślała. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Sro Sie 05, 2015 10:58 pm | |
| Półprzytomnie rozglądała się wkoło. Miejsce było bardziej ekskluzywne i zadbane od inkwizycyjnego szpitala, w którym zwykła się cucić, po mniej udanych eskapadach na czarownice, jednak wciąż pozostawało szpitalem, a co za tym szło – wolała spędzić noc w rynsztoku niż tu. Z tą myślą poderwała się lekko, jakby w jednej chwili miała słać kwiaty chirurgom, całusy pielęgniarkom i ewakuować się stąd w trybie natychmiastowym. Jej cudowna nieświadomość nie trwała długo, gdy zaraz przed twarzą Selene stanął straszliwy obraz białowłosego Lucyfera i na powrót zrozumiała, że jest w dodatkowym kręgu piekielnym, przeznaczonym dla nadgorliwych inkwizytorek. Zapragnęła odpłynąć tam, gdzie przed chwilą jeszcze dryfowała – w krainę nieświadomości i marzeń sennych. I cóż prawdopodobnie doszłoby do tego cudu, gdyby tylko owy szatan nie usiłował pozbawić jej najcenniejszego dobytku, jaki posiada. Może nieco większymi zasobami siły zdołałaby pokazać kobiecie minę pt. „Moja broń jest mi potrzebna, w przeciwieństwie do twojej pomocy, diable wcielony” albo chociaż środkowy palec. Deneve odeszła, a rudowłosej wpadł do głowy pomysł, aby udawać nieprzytomną resztę nocy. Najlepiej resztę tygodnia! Szybko jednak zrozumiała, że przeraźliwa pani doktor nie będzie wymagała pisemnego upoważnienia do przechowywania jej broni, a co gorsza, nie wyglądała na taką, co by prosiła się o zgodę usunięcia Sel którejkolwiek z kończyn. Obudziła się zupełnie, właściwie to nabierając pewności, że nie zmruży oka przez resztę nocy. Niepełnosprawność byłaby jej największym koszmarem… no bo jak miałaby polować na wiedźmy? O lasce i drewnianej nodze!? Mogłaby je co najwyżej zabić śmiechem. Ociężale wyjmowała swoje dzieci, jedyne potomstwo na jakie mogła i chciała sobie pozwolić – zgrabne i cienkie jak igły sztylety, noże do rzucania z idealnie wyważoną i kształtną rękojeścią, egzotycznie zakrzywione ostrza, których przeciętny śmiertelnik nazwy nie potrafiłby prawidłowo wymówić i najcenniejsze, niezaprzeczenie piękne sejmitary z nawęglaną stalą, ze zdobnym trzpieniem zdobionym rzeźbionymi kwiecistymi motywami. Odkładała je z szacunkiem, aż pośród głuchej ciszy towarzyszącej nocy, nie rozległ się żaden donośniejszy dźwięk. Oczywiście nie oddała wszystkiego. Zasłała żelastwem cały blat stolika przy łóżku i nie spodziewała się, aby ktoś spodziewał się, że jej garderoba może pomieścić go jeszcze więcej. Sama nie wiedziała, dlaczego uwierzyła, że białowłosa położy ją grzecznie spać i zajmie się tym, czymkolwiek zajmuje się statystyczny diabeł na parę godzin przed świtem. Co ona robiła z ta igłą?! Dlaczego w nią celowała?! - Au! – Wydusiła z siebie, bardziej z chwilowego przerażenia niż bólu, jednak nie zastanawiała się nad zaistniałą sytuacją zbyt długo. Odpłynęła w miejsce, które mimo wszystko w towarzystwie białowłosej kobiety starała się unikać. Ogarnęła ją ciemność. Nie opierała się długo. Obudziła się gwałtownie, gdy tylko narkoza zaczęła słabnąć. Automatycznie sprawdziła, czy wszystkie cztery kończyny znajdują się na swoich miejscach. Ponownie zajęło jej chwilę, nim połączyła wszystkie fakty dotyczące miejsca i czasu, w jakim się znajdowała. Kobieta coś do niej mówiła, jednak Sel część słów musiała dopowiedzieć sobie sama, a część zgadywać. - Nie boję się śmierci z twoich rąk – Wychrypiała na jej niedorzeczny pomysł. Nie ukrywała narzędzi swojej pracy dla jednej pani doktor, a dla setki innych person, mogących przebywać w klinice. W ciągu swojej krótkiej, ale owocnej kariery zdążyła narobić sobie wrogów, wyczekujących chwil słabości, takich jak ta. – Chociaż może powinnam zacząć. – Dopowiedziała, wspominając ostrą igłę, pojawiająca się dosłownie znikąd. Całe szczęście istniały skrytki odzieniu Inkwizytorki, dzięki którym nie pozostawała zupełnie bezbronna. O ile tylko Deneve nie zapragnie pozbawić jej bielizny w bliższej przyszłości. Noc zdawała się dogasać, a zmęczenie na twarzy pani doktor pogłębiać. Selenie nie dawała jej więcej niż dwie godziny. Przez taki obrót sprawy, mogłaby zachować wszystkie swoje kończyny. Z początku udawała, że śpi, a gdy białowłosa łaskawie zdecydowała się dłużej nie czyhać przy jej łóżku, dalej nie wstawała, tępo wlepiając wzrok w jaśniejący z każdą minutą sufit. Gdy słońce zupełnie zalało pomieszczenie, uznała to za idealny moment, aby usiłować się podnieść. Dev mogła się szczerze zdziwić, jak człowiek składający się w większości z ran, siniaków i zadrapań, może jednego dnia słaniać się przy pomocy laski, a kolejnego naciągać spodnie na tyłek i uciekać z tej przeklętej kliniki aż za horyzont. W swojej naiwności myślała, że jej nieludzka wytrzymałość i zdolność błyskawicznej regeneracji jest zasługą ciężkiej pracy i treningów, jednak było w tym coś więcej. Naciągnęła prześcieradło na ramiona, nie chcąc straszyć swoją nagością i stawiając drżące nogi na posadzce, uczyniła parę pierwszych, chwiejnych kroków z nieocenioną podporą wszelakich mniej lub bardziej stabilnych elementów tego pomieszczenia, od łóżek zaczynając, a na ramach obrazów kończąc. Po paru krokach twarz miała mokrą od potu i nic nie zapowiadało, aby mogła swobodniej uciekać przed białowłosym diabłem. Usiadła wcale daleko od jej posłania, na jednym z wolnych łóżek, w sąsiedztwie leżącej na boku kobiety, oddychającej nierówno i chrapliwie. Zebrała kolejną porcję sił, nachylając się nad ową postacią, próbując ocenić czy nie potrzebuje pomocy. Cóż, Selene była ostatnią osobą na świecie, która mogłaby tej pomocy udzielić, zważywszy na jej stan. Do jej ucha dochodziło niezdrowe rzężenie, na które nie musiała mieć żadnego tytułu naukowego, aby stwierdzić, że nie wróżyło niczego dobrego. I może, w normalnych okolicznościach rzuciłaby się do udzielania jej prowizorycznej pomocy, gdyby tylko zaraz nie ujrzała... wzorów, symbolów i słów w nieznanym jej języku, wytatuowanych w kolorach czerni i czerwieni, umiejscowionych na całej długości szyi nieprzytomnej kobiety, nieumiejętnie przykrytych chustą. Odmienność nie była tu mile widziana, a Selene była aż przeczulona na jej punkcie. Zwątpiła, obserwując rozpaczliwe ruchy klatki piersiowej kobiety. Nagle zza jej pleców rozległ się dźwięk, a właściwie huk otwieranych drzwi. Odwróciła się, spodziewając się tylko jednej osoby. - Zostanę tu dobę, nie dłużej. – Oznajmiła, natychmiast kierując się potulnie w stronę swojego łóżka, równie pokracznie jak w drodze pierwotnej. Było to dosyć łaskawa obietnica w przypadku Selene, ale nie byłaby sobą, gdyby nie zbadała bliżej sprawy osobliwej kobiety, w niepoprawny sposób obnoszącej się ze swoją odmiennością. - A ona. Chyba się dusi. - Dodała, jakby od niechcenia, siadając i czekając na rozwój sytuacji. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Czw Sie 06, 2015 1:46 am | |
| Gdy nastała godzina tak późna, że aż wczesna, w Deneve wzmogła się ochota rzucenia wszystkiego jak stoi (bądź leży) i zdrzemnięcia się parę godzinek, a najlepiej – paręnaście, żeby doprowadzić organizm do stanu używalności po wrażeniach dnia i nocy poświęconej na obowiązki trochę bardziej magiczne niż zazwyczaj. W końcu, zakończywszy ostatni obchód, opuściła część jednego skrzydła rezydencji, która została przeznaczonej na klinikę; potem zaś przeniosła się do salonu, gdzie rozsiadła się w fotelu przed przygaszonym kominkiem, jakby w planach miała nie odpoczynek, a dalsze czuwanie. Nic z tych rzeczy! Przeliczyła się i to mocno. Od momentu wtopienia się w fotel, ledwie chwilę gładziła łeb szarego psa, który wyczuwszy spokojnie się przybliżył. Nic nie wniosła ostatnia kawa, powieki mimowolnie zasłoniły jasne oczy kobiety, a ta zapadła wkrótce w lekki sen. ...i cholernie krótki... choć może lepiej, że się dobudziła? Że odebrała mętne wołania podświadomości, iż dzieje się coś niepokojącego? Deneve otworzyła nagle oczy i zdezorientowana rozejrzała się po pomieszczeniu naświetlonym światłem wschodzącego słońca. Która godzina? Co się stało? Poruszyła się, a ruch ów sprawił, że twarz Doktoryny wykrzywiła się w grymasie bólu – tak się kończy spanie w fotelu. Wstała na równe nogi i niesiona przeczuciem, powróciła na teren kliniki w nie do końca takim stanie, w jakim powinna się prezentować, to jest w wymiętej koszuli, potarganych włosach i znikającym śladzie na policzku. Z każdym krokiem trzeźwiała. Spoglądała w wejścia kolejnych pokoi, a w międzyczasie przygładziła dłońmi materiał koszuli. Ta próba ogarnięcia się niewielki przyniosła skutek, więc w takiej postaci, w jakiej się zbudziła, wtargnęła do sali z ulokowanym w niej rudzielcem i jeszcze jedną pacjentką. Albinoska wpierw, rzecz jasna, zwróciła uwagę na inkwizytorkę, która nie znajdowała się tam, gdzie być powinna. Popatrzała się na nią z dezaprobatą. Tym razem już spokojniej wkroczyła do pokoju. – Chyba wystarczająco się nadwyrężyłaś poprzedniego dnia. Jeszcze ci mało? – rzekła, po czym postanowiła ją poprawić. – Wyjdziesz dopiero wtedy, kiedy ja uznam, że jest to możliwe. – A nie zapowiadało się, aby kolejny dzień coś zmienił, skoro dziewczyna nie zdążyła dotrzeć nawet do drzwi. To był jej teren. Pacjent, którego stan wymagał pozostania na miejscu, wychodził wyleczony albo martwy. Tymczasem wypowiadając ostatnie słowa, podchodziła już do drugiego zajętego łóżka, do kobiety, której charkotliwy oddech postawił ją na nogi. Tego jednak nie mogła powiedzieć – że przyszła, bo dotarło do niej, że coś dzieje się z pacjentką. Nawet wspomnienie o rzekomym przeczuciu byłaby niebezpieczna – przeczucie? Przy zarwanej nocy? Ktokolwiek by to usłyszał, odpowiedziałby na to nie innymi słowami jak "Ja spał(a)bym twardo co najmniej do wieczora!". I nic by go nie zdołało wyrzucić spod kołdry. – Wątpisz w mój słuch? – odpowiedziała. – Dobrze się złożyło, że postanowiłam zrobić jeszcze jeden obchód. – dodała, uznając tę wersję za najbardziej wiarygodną i dla jej samej bezpieczną. Zsunęła z chorej kobiety resztki przykrycia, których jeszcze nie zdążyła z siebie zrzucić. Nie musiała osłuchiwać kobiety ani też wykonywać żadnych specjalnych badań, żeby wiedzieć, iż dolegliwości ją męczące nie miały przyczyny czysto chorobowej. Wiedzy dostarczył Deneve zmysł. Potrząsnęła ramię kobiety sądząc, że może odzyska świadomość. – Słyszy mnie, pani? Nic nie wskazywało na to, aby powróciła do rzeczywistości. Nie był to normalny, zły sen, jak i nie choroba. W pewnym momencie lekarka dostrzegła na szyi tajemnicze znaki. Nigdy czegoś podobnego nie widziała, czy zatem mogłaby uznać wzory za jakąś wskazówkę? Niby nie poświęcając im uwagi, rozwiązała chustę na szyi kobiety, jakby chciała upewnić się, że nic nie będzie przeszkadzało jej oddychać. Jednocześnie podejmowała próby wewnętrznego uspokojenia pacjentki. Niewiele minęło czasu, a Deneve odblokowała kółka łóżka i ruszyła prowadząc łóżko w stronę wyjścia. – A ty się stąd nie ruszaj. – zwróciła się do inkwizytorki.
Z kobietą przejeżdżała korytarzem po parudziesięciu minutach, ale nie wyglądało na to, aby łóżko miało wrócić na swoje miejsce. Zamiast tego zawędrowało do kolejnego wolnego pomieszczenia, pustego, które albinoska zamknęła od zewnątrz. Na niedawne wysiłki było to dla niej za wiele. Trafiła się jej wariatka czy raczej... częściowo pozbawiona zmysłów czarownica. Nie mogła w tej chwili odpowiednio zająć się taką pacjentką, nic więcej, poza podaniem leków uspokajających, zrobić nie była w stanie. Parę godzin zamierzała spędzić w gabinecie, poświęcając czas na sen, a zmierzając ku owemu pomieszczeniu, napotkała pytające spojrzenie rudzielca leżącego w łóżku. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Pon Sie 10, 2015 7:48 pm | |
| Na wrotach do rezydencji Noitów mogła dumnie wisieć inskrypcja z powtarzaną nieustannie - jak zaklęcie – dewizą: „Wyjdziesz stąd albo zdrowy, albo martwy”, pod warunkiem, że w pobliżu będzie znajdował się podpis „Nie dotyczy Selene”. Co z tego, że żyjąc w ten sposób uszkodzi się prawdopodobnie jeszcze bardziej, a co gorsza, będzie musiała wrócić do któregoś ze szpitali? Nie wiadomo czy liczyła na cud, czy może wierzyła w swoją całkowicie logiczną teorię, że w ten sposób straci mniej czasu. Jak według przykładnej pracoholiczki Sel – czas to pieniądz! Albo chociażby kolejna wiedźma w jej opiekuńczych ramionach! Przemilczała komentarz lekarki, bo przecież nie wypadało jej, poważnej i dorosłej kobiecie mówić, że najbardziej nadwyręży się przecież podczas wspinaczki po wcale niskim ogrodzeniu. Nie udawała podporządkowania się, po prostu zachowała swą wiecznie zrównoważoną, opanowaną postawę. Siedziała cicho na łóżku, udając okaz zdrowia. Nie przegapiła nawet chwili, wyłapywała wzrokiem każdy oddech tajemniczej kobiety, wszelaki ruch, licząc na najdrobniejszą chociaż wskazówkę. Nie odkryła więcej niż uprzednio. Symbole widziała po raz pierwszy w życiu, a napisy głosiły treści w języku, o którym nigdy wcześniej nie słyszała. Gdyby tylko była w inkwizycyjnym szpitalu! Z pewnością znalazłby się ktoś, kto zna się na rzeczy, w przeciwieństwie do Selene, miłośniczki rozwiązań możliwie gwałtownych i zdecydowanie niekompromisowych. Cóż tu wiele mówić - była typem człowieka z młotkiem, widzącym wszędzie gwoździe. Odprowadziła spojrzeniem Deneve, wraz z jej pacjentką, wyjątkowo wyrzucając z głowy pomysł o ucieczce. Nie mogła odejść, gdy do piekła dostarczono ulubiony rodzaj rozrywki Inkwizytorki. - Nie zamierzam. Tylko wracaj szybko, nim zmienię zdanie. – Poczucie humoru nie imało się Selene, nie poznałaby żartu nawet wtedy, gdyby dostała nim w twarz. Mówiła absolutnie poważnie, jak zawsze. Już po paru minutach w samotności zaczęła się wiercić, wzdychać, aż w końcu ponownie wstała, błąkając się po sali, niczym duch nawiedzający cmentarz. Kulała, a jakże, powolne kroki sprawiały jej ból, ale każda chwila była zbawieniem, bo czas powrotu do zdrowia kobiety nie był liczony w tygodniach, ani miesiącach, tylko w dniach i godzinach. Pani doktor wtargnęła po upłynięciu całej wieczności, gdy Selene akurat podziwiała jeden z obrazów na ścianie, przedstawiający mityczną postać z kopytami i porożem. Oraz odkrytą piersią, a jakże! Prędko przeszła trybu zamyślonego znawcy sztuki, rzucając kobiecie spojrzenie pt. „Mamy do pogadania!”. Dała jej sekundę na złapanie oddechu i zaczęła swój wywiad: - Kim jest ta kobieta z tatuażem? Znasz ją? – Ostrożnie zrobiła krok, żałując braku laski. – Jak tu trafiła? Jest chora? Przeżyje? – Kolejna masa pytań padła z jej ust, chociaż i tak nie oddawała wszystkiego, co miała w zanadrzu. Najpierw musiała zbadać, czy Deneve jest chociaż minimalnie chętna do współpracy. Usiadła na krawędzi łóżka, obserwując ją czujnie i wyczekując tak niezbędnych do życia informacji.
|
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Sro Sie 12, 2015 11:18 pm | |
| Może ów rudzielec nie przyjmował tego do wiadomości, ale poruszając się w takim tempie, jaki zaprezentowała w sali, zanim dotarłaby do połowy drogi prowadzącej do bram, zostałaby dogoniona i odeskortowana na pierwotne miejsce. A gdyby Deneve była dodatkowo w wyjątkowym nastroju, zawsze mogłaby puścić za nią swoje psy, które szybko zwaliłyby uciekinierkę z niepewnych nóg i zaciągnęły grzecznie pod wejście do kliniki, gdzie ona stałaby ze skrzyżowanymi rękoma w oczekiwaniu na ujrzenie tej porażki. A tymczasem albinoska zatrzymała się przed wejściem do pokoju z uwięzioną... tzn. ulokowaną w nim inkwizytorką. Dziewczyna, niczym piekąca się w płomieniach stosu czarownica, ewidentnie paliła się do zadania szeregu pytań – pytań męczących, od razu rodzących chęć ich uniknięcia oraz ominięcia poruszania się po gruncie udawanego niedoinformowania. Dlatego też kiedy została nimi bezceremonialnie obrzucona, obdarzyła inkwizytorkę spojrzeniem, które, jeśliby mogło się wypowiedzieć, przemówiłoby słowami: Kobieto, jestem zmęczona, daj mi kilka godzin spokoju, a najlepiej to cały dzień. W chwili obecnej najmniejszą miała ochotę na zaspokajanie ciekawości swojej pacjentki, na odpowiadanie na śmiało postawione pytania, jakby druga kobieta była sławną śpiewaczką operową, a rudzielec dziennikarzem przysłanym przez wielbicieli. Wbrew pozorom Deneve rozumiała jednak zainteresowanie inkwizytorki, zapewne należało do jej codzienności szukanie odstających od reszty jednostek, żeby takie sprawdzić pod kątem poziomu magiczności. – Czy aby nie za wiele tych pytań? – rzekła. – Nie wydajesz się wstrząśnięta. Nie wydaje mi się również, abyście były rodziną. Obowiązuje mnie tajemnica lekarska, więc wybacz, nie mogę podać ci informacji dotyczących stanu zdrowia. W ten sposób wymigała się od odpowiedzi na część pytań. Dyskretnie wsunęła do kieszeni lewą dłoń, która znalazła się w bandażu w wyniku niespodziewanej reakcji niezrównoważonej psychicznie czarownicy, dotąd zachowującej się stosunkowo normalnie. A jednak nie mogła całkowicie zignorować inkwizytorki. Wyszłoby na to, że coś ukrywa (jak w istocie było) i (nie daj) zostałaby oskarżona o utrudnianie śledztwa. Lub gorzej, stałaby się obiektem dokładnych obserwacji. – To, co zdołałaś zobaczyć to już nie moja sprawa. Przyjęłam ją przedwczoraj, wtedy po raz pierwszy znalazła się w mojej klinice. Wystarczy? W przypadku, gdyby ktoś wiedział, że jest czarownicą, pomyślałby z pewnością, że próbuje obronić swoją kompankę. Niestety okazałoby się to stwierdzeniem mylnym i to bardzo. Przede wszystkim, dziedziczka rodu Noita nie była do nikogo przywiązana, a zatem nie miałaby żadnych oporów przed zdradzeniem kogoś, jeśli ów czyn miałby przynieść jej jakieś korzyści czy zwyczajnie uratować cztery litery. Możliwe, że nie sprzedałaby tylko psów, a z taką oto wytatuowaną pacjentką nic jej nie łączyło. Postępowaniu Deneve przyświecał inny powód. Lekarce zależało na tym, aby zbędnie nie tracić cennych punktów reputacji. Choćby miała przywiązać inkwizytorkę pasami do łóżka, a potem uspokoić medykamentami, nie pozwoliłaby na to, aby jedna uparta pacjentka rozpoczęła kampanię wojenną na terenie rezydencji w celu zaszkodzenia drugiej. Niedoczekanie, jeśli Selene myślała, że zajmie się uganianiem za wiedźmami po korytarzach jej kliniki! Pacjent przestawał być jej pacjentem dopiero, gdy opuszczał posiadłość. Co się z nim stanie daleko na ulicach miasta, już jej nie obchodziło. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Nie Sie 16, 2015 10:03 pm | |
| Gdyby tylko Selene była odrobinę sprytniejsza! Mogłaby wymyślić łzawą historię o sobie i tajemniczej kobiecie z tatuażem, która okazała się jej zaginioną kuzynką ze strony babki z trzeciej linii! Chociaż, chwila. Dalej pozostaje mały szkopuł – nasza niezbyt sprawna fizycznie inkwizytorka absolutnie nie potrafiła kłamać. Nie dla niej były rozmowy, po stokroć bardziej wolała działanie. Dlatego zamiast pukać do pomieszczenia, grzecznie pytając „czy zastałam może jakąś wiedźmę?”, wyważy kopniakiem drzwi (co oczywiście jest metaforą, zważywszy na jej obecną niemoc). Nie zamierzała się dłużej rozwodzić, widząc że nawet gdyby pani doktor codziennie spisywała szczegółową biografię kobiety, Sel nie dowiedziałaby się niczego. Nie była pewna czy było to spowodowane tajemnicą lekarską, czy może zwykłą przekornością. Obstawiała to drugie, przy czym inkwizytorka nie pozostawała zupełnie bez winy. Niespecjalnie potrafiła rozmawiać z ludźmi, dlatego też, chcąc coś uzyskać, nie bawiła się w podchody, komplementy i podteksty, a zwyczajnie grała na otwartych kartach, wyrzucając z siebie wszystko przy pierwszej możliwej okazji. - Ależ jestem wstrząśnięta. I nie mogę tego tak zostawić, byłoby to krzywoprzysięstwem wobec Inkwizycji. – Zapewniła ją gorliwie, co prawda niezbyt pamiętając co ślubowała przystępując do organizacji, jednak przez parę lat w zawodzie nabrała przeświadczenia, że jej pragnienia idealnie pokrywają się z fundamentami Inkwizycji. Inaczej nie byłaby przecież tak wzorowym Katem. Śmiało mogła więc głosić „nasz kodeks nakazuje mi to robić”, nigdy nie zastanawiając się nad tym czy jakikolwiek kodeks w ogóle istnieje. - Chcę ją przesłuchać, gdy się obudzi. – Zażądała twardo, wbijając w nią swoje uporczywe spojrzenie. - Ewentualnie… Istnieje spora szansa na to, że zaczną mnie szukać, szczególnie po całym zamieszaniu pod szubienicą, więc to nie muszę być ja. – Miała tu na myśli oczywiście swoich współtowarzyszy z organizacji. – Mimo wszystko liczę na współpracę. – Dodała elegancko (gdyż maniery nie pozwalały jej na wrzaski i groźby). Celowo i z przyzwyczajenia wspomniała o innych osobnikach Inkwizycji, nie dając doktor zapomnieć, kto sprawuje władzę w mieście. Pewne było, że nie wyrzuci potencjalnej czarownicy z głowy, aż do czasu rozwiązania zagadki. Wtedy zapewne przyjrzy się bliżej postaci białowłosej kobiety, świadomie bądź nie udzielającej schronienia nie temu, komu powinna. Nie zdążyła rzucić kolejnym pytaniem, gdyż po pomieszczeniu rozległo się burczenie pewnego wygłodzonego brzucha. Niewątpliwie należącego do Selene. Speszyła się lekko, zaczynając tłumaczyć: - Dawno nic nie jadłam. Może dopiszesz mi jakieś śniadanie do rachunku? – Spuściła wzrok, automatycznie sztywniejąc. Nie lubiła prosić. Jednak w przeciwieństwie do snu ograniczającego się do (w najlepszym przypadku) paru krótkich godzin na dobę, jeść musiała. Och, i jadała, wcale nie mniej niż nieprzeciętnych rozmiarów koń. – Chciałabym również skorzystać z kąpieli. Pod przysięgą, że moja noga nie postanie za bramą twojej kliniki, pani. – Ukłoniła się lekko, świadoma, że dotąd każdym swoim gestem okazywała, jak bardzo nienawidzi tu przebywać.
|
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Wto Sie 18, 2015 1:00 am | |
| Albinoska spojrzała się surowo na rudzielca. Wyglądała na oburzoną, ale tego wymagało odegranie wiarygodnej scenki. – Próbujesz mi wmówić, że przysięgałaś męczyć chorych w szpitalach? – odrzekła. Już wyobrażała sobie jak wyglądałoby potencjalne przesłuchanie rudzielca, zwłaszcza że kobieta z tatuażem na szyi raczej nie mogłaby racjonalnie odpowiadać, będąc nie do końca sprawną umysłowo. Deneve była pewna, że wizja ułożona w głowie niewiele różniłaby się od tej rzeczywistej. – Cóż za impertynencja. – dodała chwilę później. – Próbujesz grozić mi swoim towarzystwem? Uzmysłowię ci jedno. Gdybyś miała przy sobie inkwizycyjną odznakę, wrzuciłabym ją w to samo miejsce, w które trafił twój ekwipunek. Tutaj jesteś pacjentką. Tylko i wyłącznie. Ja zaś jestem lekarzem i mam za zadanie dbać o tych, którzy się tu zjawią. Racz mi więc nie przeszkadzać w wypełnianiu moich obowiązków. Umówicie się na pogawędkę dopiero za murami tej posiadłości, kiedy obie będziecie mogły opuścić klinikę. Czy ci się to podoba, czy też nie, wcześniej nie zaczniesz swojego śledztwa. – wypowiedziała wszystko tonem nie znoszącym sprzeciwu i pewnym, charakterystycznym dla tego grona osób, które mają wiele wpływów, a co za tym idzie – mogą pozwolić sobie na wiele rzeczy. Interpretację zachowania pozostawiła inkwizytorce. Albinosce jednocześnie mogło zależeć na perfekcyjnym wykonywaniu pracy, jak i utrzymaniu reputacji. Wszakże czasem wystarczy jedna plotka, by komuś zaszkodzić, a zrodzić ją mogło w takim samym stopniu i pojmanie wprost z kliniki czarownicy, i zakłócenie spokoju zwykłego pacjenta absurdalnymi podejrzeniami inkwizytorki. Choć w tym przypadku raczej nie mogła ich nazwać wyssanymi z palca. Na odgłos burczenia westchnęła cicho, bo w sumie sama jeszcze nie zdążyła nic zjeść, więc, naturalnie, kolejne słowa, choć obojętne i chłodne, nie mogłyby mieć tego samego brzmienia. – Nie musisz o to prosić. Zdaje się... – Kobieta spojrzała na wiszący na ścianie zegar, powstrzymując w pierwszym odruchu wyciągnięcie ręki z kieszeni. Wolała uniknąć kolejnej fali pytań, a już na pewno w tak krótkim odstępie czasu. – ... że za pół godziny będzie pora na śniadanie. Sądzę, że zdążysz w tym czasie doprowadzić się do porządku. Zaraz ktoś po ciebie przyjedzie.
Lekarka odeszła na jakiś czas pozbywając się kłopotu. Wkrótce do pokoju Selene wraz z wózkiem wjechała pielęgniarka, trzymająca dodatkowo szlafrok i ręcznik. – Dr Deneve poleciła mi, przez wzgląd na pani trudności w poruszaniu, pomóc w dotarciu do łazienki. – poinformowała zgrabna, całkiem ładna kobieta z upiętym wysoko bujnym, brązowym kokiem. Za pomocą tej kobiety, Selene znalazła się na korytarzu, przejechała obok jedynego zamkniętego pokoju wśród tylu przymkniętych, a następnie znalazła się w upragnionej łazience.
W tym samym czasie Deneve przygotowała dokumenty do wypełnienia dla swej nowej pacjentki, prawdę mówiąc jednak niechcianej, a to dlatego, że niebezpiecznej. Niekoniecznie dla niej samej, bo istnienia tak wewnętrznie i skrycie działających mocy niezwykle trudno byłoby się domyślić. Dla niej problem łączył się przede wszystkim ze snem i drugą kłopotliwą pacjentką. Czarownicą. Nie wiedziała jakim talentem została obdarzona owa wyróżniająca się persona, ale przy takim pomieszaniu zmysłów wszystko mogło okazać się cholernie niebezpieczne. Jak dotąd ich nie ujawniła. Na szczęście. Doktoryna obecnie ciągle miała prawo odmówić kontaktu z chorą ze względu na jej szaleństwo, ale w momencie, w którym stanie się wiadome wszem i wobec, kiedy wszystkie wątpliwości prysną niczym bańka mydlana, a niedoinformowanie stanie się przeszłością, bo pacjentka sama się pokaże od tej drugiej strony, nie będzie mogła na nic wpłynąć. Deneve doskonale zdawała sobie z tego sprawę, chociaż po poprzednim udawanym uniesieniu spowodowanym próbą panoszenia się po klinice, wysunięty wniosek przedstawiałby się zupełnie odwrotnie. Siedząc w gabinecie oparła czoło na dłoniach. Mijały minuty. Zamknięte oczy słabo zastępowały prawdziwy sen, zatem albinoska zebrała siły, chwyciła odłożone arkusze spisane na maszynie, z pozostawionymi polami do podania informacji. Wzięła je ze sobą, aby po drodze zostawić je w sali, w której umieściła rudą inkwizytorkę.
Ponownie zajrzała do pokoju z wojowniczką, gdy ta znajdowała się już na swoim miejscu. – Smacznego – rzekła, wsuwając się do pomieszczenia. Tym razem lekarka prezentowała się schludniej. Wczorajsze, pomięte odzienie zostało zastąpione czystym i świeżym, a koszula – w przeciwieństwie do poprzedniej, zakurzonej i poplamionej krwią uratowanej kobiety – lśniła bielą dokładnie tak samo, jak krótkie włosy zarządzającej kliniką kobiety. Tylko na twarzy malowało się kontrastujące z prezencją zmęczenie. – Mam nadzieję, że porzuciłaś swoje zamiłowanie do pracy na rzecz odpoczynku i nie będziesz sprawiać mi problemów – powiedziała, będąc już w głębi pokoju. – W wolnej chwili wypełnij te karty. Potem postaram się przekazać informację twoim przełożonym. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Sro Sie 19, 2015 11:20 pm | |
| Od kiedy poznała swoją „ulubioną” panią doktor, miewała cudowne chwile zapomnienia, w których niemal żałowała, że była dla niej nieuprzejma. Zastanawiała się „Co ona mi takiego zrobiła? Przecież chce dla mnie dobrze.”. A następnie – jak grom z jasnego nieba – przychodziły momenty, takie jak ten. Wszystko wracało, lekka irytacja przeobrażała się w istny szał, jakiego nie znała wobec innych. - Tak, do ciężkiej cholery. Przysięgałam wyciągać ich siłą z łóżka, razem z kroplówkami, męczyć na wpół umierających, prześladować i napastować, choćby i na zasranym stole operacyjnym! – Wrzasnęła w odpowiedzi, jakby wszelakie konwenanse nigdy nie istniały. Jej słowa oczywiście nie zakrawały nawet o ironię, Sel nie znała takich poważnych zabiegów stylistycznych. Po prostu odpowiednio interpretowała swoją przysięgę, jak zwykle zbyt gorliwie. – Robiłabym i po stokroć gorsze rzeczy, gdyby istniał choć cień pewności, że mam do czynienia z wiedźmą! - Krzyczała dalej, nie zważając na to czy słychać ją na korytarzu, czy także w pomieszczeniach obok. Jak dobrze, że była nieświadoma, że stoi naprzeciw przedstawicielki tejże rasy. Całe szczęście. W odmiennym przypadku przestałaby ufać własnemu cieniowi. Selene nie znała tak skomplikowanych słów, więc zwyczajnie je zignorowała. Rozumiała ogólny sens wypowiedzi, a ten w żadnym stopniu jej się nie podobał. - Stąpasz po bardzo niestabilnym gruncie, doktorko. – Syknęła, usiłując dać kobiecie do zrozumienia, że jest o krok od złamania prawa. A Sel, strażnik cnót w Wishtown, nie mogła do tego dopuścić. – Będziesz miała kłopot, jeśli ona w magiczny sposób zniknie z twojej kliniki, nim zdążę się nią zająć – Dodała, tym razem nie starając się ukryć ani groźby, ani tonu głosu, z którego niemal sączył się jad. A później straciła całą godność, wyjeżdżając z sali na wózku. Tak, na wózku. Deneve naprawdę się starała, aby ją upokorzyć. Nie zdążyła delektować się samotnością, nie zdążyła też pomyśleć o złamaniu przysięgi, bo była zajęta intensywnym kombinowaniem, co zrobić, aby zachować resztki swojego sprzętu, znajdującego się pod bielizną. Dano jej sekundę prywatności w wielkiej, kamiennej łaźni i tylko to sprawiło, że zdołała przemycić podwiązkę i jeden zgrabny, zaledwie parocalowy sztylet, o cienkim jak igła ostrzu. W mniemaniu Sel, mogła sobie nim co najwyżej podłubać w zębach, nie miała jednak prawa narzekać, zwłaszcza że pozbawiono ją całego dobytku. Wjechała na salę w ten sam sposób, co wyjechała, jak najbardziej gotowa do kolejnej porcji awantur o ciężkim do określenia temacie. Uzupełniła swój zapas nienawiści, zarezerwowany tylko dla pani doktor. - Problemy? Ja? – Zapytała z udawanym niedowierzaniem. Odbiło jej na tyle, że aż zaczęła żartować. To powoli zahaczało o chorobę psychiczną w przypadku Selene. Z czarującym uśmiechem odebrała od niej papiery i przejrzała z wierzchu. Nie dostrzegła żadnych warunków, w których zobowiązywała się zostać jej królikiem doświadczalnym, seks-niewolnikiem lub chociażby zgody na dobrowolne oddanie zdrowych narządów. Podpisała się na każdym świstku imieniem i nazwiskiem, a następnie zapełniła wolną przestrzeń dokumentów swoim krzywym pismem, głoszącym: „JESTEM W PIEKLE. ZABIERZCIE MNIE STĄD.” a także „PRZYŚLIJCIE POMOC, DŁUGO NIE WYTRZYMAM”. I wiele, wiele innych. Uśmiechając się niewinnie oddała Deneve pióro wraz z papierami, w całości pokrytymi jej bazgrołami. Była zupełnie dumna ze swojego pomysłu.
|
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Czw Sie 20, 2015 10:17 pm | |
| Nie zareagowała, bo w pewnym sensie miała rację, ale nie oznaczało to, że zgadzała się z fanatycznym podejściem do obowiązków. Nie zamierzała wywieszać białej flagi - róbcie co chcecie; nie zamierzała oficjalnie ulegać tego typu groźbom, rezygnując ze swego perfekcyjnego prowadzenia kliniki. Uśmiechnęła się więc kwaśno, a jej jedyną odpowiedzią było: – Gdyby nie nasze podatki, bylibyście śmiechu wartą, nieudolną ekipą, a społeczeństwo wyklęłoby was w kilka pokoleń naprzód, bo bylibyście zmuszeni niczym rozbójnicy napadać na bezbronne wsie. Za tę cenę oczekuję trochę szacunku do tego miejsca i mojego zawodu. Kobieta poprzestała na tym. Nieszczególnie widziało się jej uciekać do stwierdzania faktów. Jeśli kopie się swoich sponsorów, trzeba liczyć się z tym, że mogą przestać nimi być. Deneve sprawiała wrażenie jakby zachowanie pacjentki nie ruszało jej w żaden sposób. W milczeniu czekała, aż inkwizytorka wypełni formularz. Jak się później okazało, wykazała się ona nadmiernym "entuzjazmem" w zapełnianiu kartki, co ugodziło w jej poczucie estetyki. I jak, do cholery, te zapiski miały wyglądać pośród wszystkich kart zapisanych bez udziwnień?– Wykazałaś się nadzwyczajną wyobraźnią – rzekła z nutą ironii, a brzmiało to, jakby gdzieś tam w duchu kończyła tę wypowiedź słowami "...nie spodziewałam się jej po inkwizytorce rzucającej się o lasce prosto w błyskawicę". – Dziękuję. – Albinoska sięgnęła po zapisane kartki. Odwracając się i ruszając w kierunku drzwi, przesunęła spojrzeniem po formularzu począwszy od najbardziej rzucających się w oczy hieroglifów, kończąc zaś na sprawdzeniu wszystkich danych. Wtedy właśnie, nim jeszcze w ogóle zdążyła opuścić pomieszczenie, jej ręka drgnęła nieznacznie. Bynajmniej nie przez jej uszkodzenie, którego ukazania już się nie obawiała wiedząc, że niekoniecznie musiało zostać powiązane z kobietą o szyi ozdobionej tatuażami. Powodem były imię i nazwisko inkwizytorki, które dotąd było jej nieznane. Niemożliwe – tak sobie myślała i w trakcie przymykania drzwi, rzuciła krótkie acz badawcze spojrzenie zajmującemu łóżko rudzielcowi. To musiał być jakiś pieprzony żart. Deneve wróciła do swojego gabinetu. Przyniesione karty umieściła w teczce, a tę z kolei dorzuciła do stosiku teczek osób obecnie przebywających w klinice. Brakowało tam jeszcze informacji o poszkodowanej z wczorajszego ataku. Zamknąwszy szafkę, nabrała ochoty zerknięcia jeszcze raz na pole z imieniem i nazwiskiem. Nie zapomniała ich, skądże! Ale wydawały się tak nieprawdopodobne, że zdawało się kobiecie, iż były zwyczajnym przewidzeniem. Zajęła się jednak obowiązkami, pacjentami, w tym też czasie pielęgniarka zakomunikowała jej, że matka chłopca w końcu się obudziła, Deneve więc wróciła do jej sali, aby dowiedzieć się o jej samopoczucie oraz dopełnić formalności tak, jak w przypadku upartego rudzielca. Następnie poleciła podanie jej późniejszego śniadania. Jej dziecko otrzymało je w tym samym czasie, jak wszyscy pozostali. Ostatecznie wylądowała w swym gabinecie, ale tym razem miała chwilę wolną. Na pięć minut rozłożyła się w fotelu, po czym wyciągnęła arkusz, chwyciła pióro w rękę i zaczęła pisać. Zamiast zwykłego powiadomienia o miejscu przebywania inkwizytorki postanowiła trochę jeszcze jej dopiec, odsuwając od śledztwa. Wilk syty i owca cała. Szanowna Arcymistrzyni Inkwizycji,
Piszę w celu przekazania dwóch niezwykle istotnych informacji, które poczuwam się do obowiązku, ku sprawnemu zarządzaniu tak ważną w obecnych czasach instytucją, niezwłocznie Pani dostarczyć. Od wczorajszych tragicznych wydarzeń niejaka Selene Torment, jedna z Waszych podwładnych znajduje się w prowadzonej przeze mnie klinice, mieszczącej się na terenie posiadłości rodu Noita. Wobec starszych obrażeń, jak i świeżych, odniesionych na polu walki koniecznym stało się udzielenie jej jak najszybszej pomocy. Tymczasowo nie jest w stanie wypełniać swoich obowiązków. Do czasu odzyskania pełni sił pozostanie pod moją opieką. Śpieszę wyjaśnić kwestię drugą, niemniej ważną, zachodzi podejrzenie, iż w lecznicy pojawiła się czarownica. Jej stan uniemożliwia prawidłowo tego ocenić. Wymagam zachowania spokoju, niemile są mi widziane skandale. Jako lekarz zaś nie mogę pozwolić sobie na oficjalne działanie na szkodę pacjenta, które zostać może nagłośnione ze szkodą dla mej reputacji – zwłaszcza, gdy o winie świadczą niejasne przesłanki, a stan umysłowy wspomnianej osoby nie pozwala na przesłuchanie. Z obawy o pozostałych ludzi znajdujących się w budynku, w zamian za dostarczenie tej informacji, proszę o obserwację kliniki bez ingerencji, dopóki pacjentka nie opuści progu posiadłości, ponieważ przedwczesne wykrycie mogłoby poskutkować sprowadzeniem niebezpieczeństwa na chorych.
Z poważaniem, Dr Deneve Noita Tak brzmiała wiadomość, która trafiła następnie w ręce posłańca. Oddawszy mu list, wróciła do budynku, a po dosyć długiej przerwie postanowiła odszukać jedną z pielęgniarek. – Lorna, sprawdziłaś czy z panną Winckler wszystko w porządku?Pielęgniarka podeszła do niej i oddała klucz. Kobieta wyglądała na dosyć zakłopotaną. Próby ukrycia tego spełzły na niczym. Dołożyć do tego jasnoszare spojrzenie ciągle sprawiąjace wrażenie przenikającego na wylot, a niepewność wychodziła na wierzch. Wzięła od niej klucz i schowała do kieszeni. – Jej stan w porównaniu z wczorajszym atakiem, wydaje się stabilny, ale nie odzyskała przytomności. Nie budziła się, kiedy tam wchodziłam...– Jesteś spęta. Czy coś się wydarzyło? – zapytała, marszcząc lekko białe brwi. Odpowiedziało jej milczenie. – Jesteś zobowiązana informować mnie o stanie pacjentów. Chyba nie chcesz stracić pracy? – dodała już ostrzejszym tonem. – Ja... przepraszam, ale panna Selene, chciała zajrzeć do pokoju... więc... dałam jej zerknąć... ale tylko zerknąć!No nie! Ostatnie docierało do niej już z kilku metrów, ale właściwie już tego nie słyszała. Wparowała do sali przeznaczonej dla inkwizytorki. – Chyba coś powiedziałam! Żadnych prób przesłuchań. Chyba niewystarczająco dostało ci się podczas walki! Och... – odwróciła się, bo pielęgniarka ją przywołała. – Zaraz wrócimy do rozmowy. Nie próbuj ruszać się z miejsca. – i wyszła. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Nie Sie 23, 2015 7:57 pm | |
| Selene potrafiła ustąpić, dać za wygraną. Gdy popełniała błąd nie miała oporów, aby przeprosić. Ale w tym oto przypadku nawet przez głowę jej nie przeszło, by pozwolić Dev wypowiedzieć ostatnie słowo. Zaśmiała się jej w twarz. Krótko i wyjątkowo złośliwie, bo zdecydowanie nie była rozbawiona. Aż pomyślała, że gdyby tato widział ją w tej chwili, z pewnością wymierzyłby jej odpowiednią karę za to zachowanie. I Selene nie była z niego dumna. Ale białowłosa działa na nią jak czerwona płachta na byka, wystarczyło jedynie, że otworzyła usta, a Inkwizytorce automatycznie podskakiwało ciśnienie. Można było się posunąć do stwierdzenia, że do nikogo nie żywiła tak silnych i gwałtownych uczuć jak do owej kobiety. W kompletnie negatywnym znaczeniu. Była zaślepiona uwielbieniem do Inkwizycji, dlatego na słowa Deneve poczuła się, jakby został jej wymierzony policzek. Może i wyjdzie ze szpitala ze zdrową nogą, ale nie było co już mówić o naprawie jej solidnie nadszarpniętej psychiki. - Gdyby nie Inkwizycja, mogłabyś co najwyżej żreć gruz z fundamentów swojej zasranej kliniki. – Prychnęła z żywą kpiną w oczach, jednak nie zmuszając się do kolejnej porcji śmiechu. Zaczynała nabierać przekonania, że jeszcze trochę i spędzi resztę czasu tutaj przywiązana pasami do łóżka. Za wiele pomylonych wiedźm spotkała w swoim życiu, aby mieć zastrzeżenia, co do słuszności istnienia tej organizacji. Źródło zła tego świata. Koszmarów, nie pozostawiających kamienia na kamieniu, tam gdzie się pojawiały. Postanowiła oszczędzić sobie trochę zdrowia i ignorować ją resztę dnia. Przeklinając chwilę, w której tu trafiła i udając, że nie słyszy pani doktor, zajęła się swoim śniadaniem, pochłaniając je w nienaturalnym tempie. Posiłek był skromny, bo dla Sel właściwie wszystko, co nie zawierało w sobie co najmniej funtowego steka wołowego nie było zbyt sycące. Została sama, dla odmiany w zupełnej ciszy i spokoju. Zaplanowała sobie dużo odpoczynku i snu w szpitalnym łóżku, jednak na planach się skończyło. Po kilku sekundach z zamkniętymi oczyma, stwierdziła, że tyle bezczynności jej wystarczy. Bez wyraźnego pomysłu, póki co leniwie obserwowała jedną z pielęgniarek, zbierającą puste naczynia po śniadaniu. A gdyby tak…? Korzystając z okazji, poprosiła kobietę o pomoc. Nie kłamała, nie owijała w bawełnę powodu, dla którego chciała zajrzeć do pokoju z wiedźmą. I może właśnie ta dziecinna szczerość sprawiła, że pielęgniarka obiecała ją zaprowadzić do chorej. Na chwilę. Selene usiłowała nie myśleć o konsekwencjach, nie dla siebie samej, tylko dla kobiety, chcącej tylko spełnić jej życzenie. Odrzuciła propozycje podjechania na wózku, wolnym krokiem ruszyły wzdłuż korytarza, cały czas blisko siebie, dlatego że Inkwizytorka wciąż kulała. Wkroczyła do pokoju za nią, zachowując czujność. Pochyliła się nad nieprzytomną postacią, aż jej długie i wciąż lekko mokre włosy opadły na śnieżnobiałą pościel. W końcu miała dużo czasu, aby przyjrzeć się tajemniczym symbolom. Nie miała już wątpliwości, widziała je gdzieś wcześniej. Znaki były magiczne, niezrozumiałe słowa skrywały swoje znaczenie, które bez większych problemów mogli rozszyfrować balsamiści z organizacji. Przejechała palcem wzdłuż jej krtani, siłą woli powstrzymując się, aby nie skręcić wiedźmie karku. - Bez dotykania. – Usłyszała twardy głos za swoimi plecami. Była kontrolowana, ale nie to sprawiło, że nie zajęła się czarownicą od razu. Nie chciała dla pielęgniarki źle, nie po tym, na co odważyła się zrobić, być może z obowiązku wobec miasta, a może z głupoty. Gdyby pozbawiła chorą życia, ta straciłaby zapewne więcej niż pracę. - Doktor Deneve nie musi wiedzieć – Odparła, ale wkrótce posłusznie się odsunęła. Postanowiła zająć się nią, gdy nie będzie miała świadków. Wróciły, Selene wyraźnie uszczęśliwiona, a lekarka przeciwnie – zestresowana i poruszona, zapewne żałując swojej decyzji. Podziękowania nie pomogły, białowłosa zapewne trzymała krótko swe podwładne. Została sama, obmyślając kolejny ruch. Akurat nieświadomie trzymała pod materiałem szlafroka rękojeść sztyletu, utrzymującego się na podwiązce, gdy do sali wtargnęła wyraźnie podburzona szefowa. Selene nie była złośliwą osobą, ale na ten widok poczuła coś na wzór satysfakcji. Nawet gdyby chciała odpowiedzieć jej, że tak łatwo się nie podda, nie zdążyła, bo zza uchylonych drzwi rozległo się wołanie: - Obudziła się! I znów ma atak! „Nie próbuj ruszać się z miejsca” – uznała to za wyborny żart, bo za nic na świecie nie potrafiłaby usiedzieć w swoim łóżku. Nie po tym, co usłyszała. I właściwie musiała się spieszyć, zanim zajmą się wiedźmą przed nią, a co gorsza, jeszcze ją wyleczą! Ruszyła za Deneve, czekając aż zniknie za rogiem korytarza, poruszając się bezszelestnie bosymi stopami po miękkim dywanie. Miała szczęście – doktor skręciła zaraz do jednego z pomieszczeń, niewątpliwie sięgając po leki uspokajające lub inne środki na przypadłość, której Sel nie potrafiła nazwać. Wyminęła zręcznie (jak na kulejącą wciąż osobę) jedną z pielęgniarek, czekającą na rozkazy przełożonej, wsuwając się do środka do otwartego już pomieszczenia. Widok był dosyć niepokojący – czarownica spadła z łóżka i klęcząc na ziemi, trzymała się za szyję, szarpiąc ją oraz z wielkim trudem walcząc o każdy oddech. Nie mogła mówić, mimo że usilnie próbowała. Rzęziła ciężko, błagalnym wzrokiem obdarzając Selene. Ta nie czekała dłużej, zresztą nie mogła, bo już słyszała kroki dobiegające z korytarza. Miała dosłownie parę sekund dla siebie. Rzuciła się na kobietę, niemal w locie dobywając sztyletu. Również znalazła się na podłodze, tuż za jej plecami, nie zwracając uwagi na tępy ból w nodze. Silnie szarpnęła pukle jej rozwianych włosów, wyginając jej głowę do tyłu. Przytknęła ostrze do wyeksponowanej szyi, nie pozwalając wiedźmie nawet drgnąć. - Nie masz wiele czasu na zmówienie ostatniej modlitwy… - Ostrzegła ją szeptem, wyczekując pojawiającej się w progu Dev. Nawet nie mogła rozkoszować się jej strachem, niewątpliwie paraliżującym każdą z kończyn kobiety. W końcu na przedstawienie wparował gość honorowy, w otoczeniu swojej świty składającej się z dwóch pielęgniarek. Zapewne biegła, lecz w przeciwieństwie do Selene, spóźniła się. Przycisnęła sztylet mocniej, ostrzegawczo wbijając wzrok wprost w oczy białowłosej. - Załatwię to szybko. Nie zbliżaj się.– Zagroziła jej, aż można się było spodziewać, że miała jeszcze dodać „albo ją zabiję”, jakby wcale nie miała w planach tego zrobić. Dłonie zaciśnięte na sztylecie drżały z wyczerpania, spowodowanego wciąż niezbyt dobrym stanem zdrowia, dlatego chcąc je ustabilizować wbijała je w naskórek kobiety, orząc jego powierzchnie, niemal od podbródka aż do obojczyków. Czuła ciepłą krew zalewającą jej palce, jednak nie wykonała jeszcze ostatecznego cięcia, jakby w nadziei, że zostawią ją samą. Wolała zaoszczędzić tego widoku przynajmniej dwóm niewątpliwie przerażonym pielęgniarkom, ukrytym za plecami doktor. Nim jednak zarówno Deneve, jak i Inkwizytorka zdążyły wykonać jakikolwiek ruch, zdarzyło się coś dziwnego. Akurat, gdy ostrze śliznęło się po mokrej od krwi szyi, naruszając magiczne symbole na całej jej długości, kobieta nabrała powietrza w płuca, tak rozpaczliwie, jak mógł to zrobić tylko tonący człowiek, któremu udało się wypłynąć na ułamek sekundy ponad taflę wody. Łapała oddech łapczywie, ale o wiele swobodniej, niż jeszcze chwile temu. - Po… Poczekaj… - Chora wychrypiała, siniejąc na twarzy. Nagle mogła również mówić?! Selene była w szoku. Nieświadomie odsunęła dłoń, wzrok wlepiając z jej szyję, na której symbole pośród szkarłatu krwi, zaczynały stopniowo blednąć, aż zniknęły całkowicie. Upuściła ostrze, to z głuchym brzękiem upadło na posadzkę. Odsunęła się, nie potrafiąc opanować drżenia, a świadomość runęła na nią niczym piorun z nieba. Nie miała do czynienia z wiedźmą. Jeszcze przed chwilą usiłowała bez większego pomyślunku zamordować bezbronną kobietę, będącą niewątpliwie ofiarą strasznej klątwy. Obserwowała tępo jej klatkę piersiową, z każdą chwilą spokojniej nabierającą oddech. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa więcej, czekała aż zostanie stąd wyniesiona siłą. W kącikach jej oczu zalśniły łzy, częściowo z upokorzenia, a częściowo ze strachu, przed tym czego mogła się dopuścić.
|
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Wto Sie 25, 2015 12:54 am | |
| Kapryśny los najwyraźniej zamierzał nie dopuścić do pouczającej rozmowy Deneve z inkwizytorką, o czym albinoska przekonała się w bardzo krótkim czasie, bo kobieta z tajemniczymi symbolami na szyi raczyła dostać drugiego ataku. W skutek tego lekarka musiała zmienić swoje plany, stłumić wzburzenie i zapomnieć o przemożnej chęci przywiązania Selene do łóżka. Zacisnęła jasne wargi i szybkim krokiem ruszyła w odpowiednim kierunku. Poleciła dwóm pielęgniarkom nie czekać, sama zaś przyspieszyła, aby zniknąć w "spiżarce" pełnej różnorakich środków. Przed drzwiami tymczasem przemknęła postać, lecz zanim Deneve chwyciła odpowiedni specyfik i odwróciła się, tamta zdążyła zniknąć z przerwy jaką były drzwi. Lekarka myśląc, że pielęgniarki w końcu ją wyprzedziły, początkowo nie przypuszczała, że tą osobą mógł być rudzielec. Przekonała się o tym, kiedy wybiegła i natknęła się na podwładne, którym nakazała ruszać dalej. Ich twarze jednoznacznie wskazywały na to, kto przed nimi minął ten sam odcinek korytarza. Deneve przeklęła cicho i zaciskając zęby biegiem ruszyła do celu, a na miejscu zastała, rzecz jasna, wraz duszącą się kobietą płomiennowłosą inkwizytorę w pozycji nie pozostawiającej wątpliwości, że druga z pacjentek jest gotowa uczynić to, co sobie postanowiła. Albinoska zatrzymała się w progu, a zaraz za nią stanęły mające jej pomóc pielęgniarki. Podjęła wyzwanie, szare oczy wytrzymały spojrzenie inkwizytorki. – Daj spokój. Sama jesteś w kiepskim stanie. Odłóż to i uspokój się! – poleciła. Blada dłoń zacisnęła się na drewnie framugi drzwi, kiedy nie nastąpiła żadna reakcja... przynajmniej nie pozytywna. Co było najgorsze, nie miała wielkiego pola do działania. – Przecież nie możesz być pewna, na jakiej podstawie? Do cholery, sama nazwałaś te wzory "tatuażami"! Poza tym... – urwała w chwili, kiedy ostrze przemknęło po szyi kobiety, a z jej ust wydobyły się z trudem wypowiedziane słowa. Poszkodowana o dziwo zdawała się wracać do normy (pomijając fakt, że krwawiła), przeciwnie sprawa się miała z inkwizytorką. Deneve tymczasem na nic już nie czekając wkroczyła do sali, popchnęła Selene w ramiona odważniejszej pielęgniarki, która pokonując szok poczłapała jej śladem. – Odprowadźcie ją do jej sali – rzekła albinoska, przykucając przy rannej kobiecie. Uniosła ją lekko i starła rękawem koszuli napływającą krew. Obawiała się, że rana będzie poważniejsza, ale po tym zabiegu, na szczęście, okazała się stosunkowo płytka, nie była na tyle głęboka, aby mogła zagrozić życiu. Ale z pewnością wyglądałaby inaczej, gdyby wcześniej nie odebrała inkwizytorce broni... ...a jeśli o inkwizytorce mowa, pielęgniarka wyprowadziła dziewczynę z pomieszczenia. Na korytarzu dołączyła do niej druga. Na obliczach obu rysował się strach przemieszany zwątpieniem wiadomego źródła. Dlaczego ci, którzy powinni ludzi chronić, bez zastanowienia kierowali swój oręż przeciw nim? Deneve w tym czasie podniosła kobietę i ułożyła ją na łóżku. – Spokojnie, proszę się nie martwić. – Po tych słowach wyjechała z nią z pomieszczenia i skierowała się do sali operacyjnej, odpuszczając podanie leku uspokajającego na rzecz narkozy.
Kilka godzin później drzwi do pokoju, w którym znajdowała się Selene uchyliły się mocniej, a przez wystarczającej szerokości szparę zajrzała zarządzająca tą kliniką lekarka. Dojrzała siedzącą w przytłaczającej ciszy inkwizytorkę. Bez skrępowania weszła do środka i przymknęła za sobą drzwi. – Niedługo podadzą obiad. Przyszłam obejrzeć twoją nogę i zmienić opatrunki – oznajmiła nader spokojnie jak na niedawne wydarzenia. Podeszła do zajętego łóżka i zsunęła kołdrę z nóg rdzawowłosej kobiety. Z kieszeni koszuli wyjęła zwinięte w rulon bandaże oraz środki do przeczyszczenia okolic uszkodzeń, a wszystko to ułożyła na wolnej powierzchni materaca. Ale zanim wzięła się do pracy, uniosła wzrok na twarz swojej pacjentki. – Jesteś zadowolona? Chyba nie muszę mówić, że gdyby jednak ta kobieta była czarownicą, naraziłabyś przebywających tu ludzi na niebezpieczeństwo? – Kto wie, co mogłaby w ostatnim, gniewnym ruchu zrobić obdarzona nieznanymi mocami wiedźma. Deneve tym razem z kieszeni spodni wyciągnęła złożoną kartkę na krawędzi przebitą dwa razy tkwiącym w niej, cienkim sztyletem. Od wewnętrznej strony arkusza notatnikowego formatu znajdował się szkic znaków, które wcześniej znajdowały się na szyi kobiety, a po ich naruszeniu znikły. Rzuciła przedmiot na uda rudzielca. – Zamierzałam to przekazać któremuś z twoich kompanów, którego przysłano by w celu zbadania sprawy... Gwoli ścisłości, w liście raczyłam nie tylko poinformować o twojej obecności w mojej klinice, ale niepewności względem jednej z pacjentek. – Podkreśliła zwłaszcza to "niepewności". Po tej wypowiedzi, albinoska podwinęła rękawy, a następnie zaczęła odwiązywać stary opatrunek z nogi Selene. Obrażenia, które w nieznanych dla Deneve okolicznościach odniosła inkwizytorka, wyglądały o wiele lepiej. Właściwie to również te najświeższe i mniejsze, otrzymane pod stosem, rozmieszczone na różnych częściach ciała, były w nadzwyczajnie dobrym stanie. Domyślała się w tym roli pewnej kobiety. – Niedługo powinnaś wrócić do pełni sił – stwierdziła. Wkrótce zakończyła zmienianie opatrunków, specyfik wsunęła na powrót do kieszeni, a zaraz potem zaczęła zbierać zużyte materiały. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Wto Sie 25, 2015 3:10 pm | |
| Już dawno nie była tak bezbronna jak teraz. Pod materiałem skromnej koszuli nocnej pozostawała zupełnie naga, a wszechobecna miękkość materiału otaczającego pierze, potęgowała uczucie. Nic nie ciążyło, a przez tą lekkość była skazana wyłącznie na siebie i własne, gołe, dłonie. I wyjątkowo było jej to przerażająco obojętne. Pustym wzrokiem obserwowała poczynania pani doktor, poddając się im bezwolnie. Słyszała jej słowa, ale nie zdobyła się na odpowiedź. Czas płynął wolno, a z każdą sekunda coraz bardziej zagłębiała się w gęste i nieprzyjemne myśli. Nie rozumiała, jak Deneve mogła zadać tak niepoważne pytanie. Oczywiście, miała do tego prawo. Mogła zostać wyrzucona za bramy kliniki, nim zdążyłaby mrugnąć. Nic takiego nie wydarzyło się, dalej przebywała w swoim śnieżnobiałym posłaniu, dla odmiany pozwalając doktor mówić. I nie, nie była zadowolona. W żadnym stopniu. Faktycznie, przez pewien czas mogła powodować zagrożenie. Przecież uczono ją działać szybko, bez wahania i podwójnego zastanawiania się. Czasami chwila była wszystkim, różnicą między życiem a śmiercią. "Nie dać szansy na rewanż, zająć wiedźmie ostatnie myśli." "Zabić prędko, nawet największym kosztem", dobrze pamiętała te słowa. I nigdy nie lekceważyć ich mocy. Wtedy zawahała się przez okoliczności. Nie była pewna, czy może to zrobić, więc instynktownie czekała na przyzwolenie lub na gest, który by ją do tego zmusił. To nie był jej teren, nie wiedziała na ile może sobie pozwolić. „Czy naprawdę jestem tak zepsuta?” – Zastanowiła się, nie potrafiąc wyjść z szoku. Do głowy Selene wpadło kolejne uporczywe wspomnienie. „Jesteście tu, bo dostaliście drugą szansę.” – Twardy, nieukrywający pogardy głos, zadźwięczał jej w uszach. Była młoda i przerażona, z kiełkującą dopiero nienawiścią, potrzebująca kogoś, kto mógłby ją ukierunkować, poprowadzić za dłoń, aż nabierze pewności co mieniło się czernią, a co bielą. Stała pośród innych, świeżo upieczonych Katów, w znacznej części składających się z morderców, przemytników, gwałcicieli i złodziejów, którym organizacja ofiarowała możliwość zapełnienia swej kartoteki na nowo, szlachetnymi czynami, czynami ku chwale Inkwizycji. Nikt nie spodziewał się, że pośród nich znajduje się czysta jak łza i brzydząca się przemocą Selene. Z rozmyślań wyrwał ją przedmiot, lądujący lekko na jej nogach. Ledwie obdarzyła go spojrzeniem i odłożyła na bok, mimo że leszcze niedawno dałaby się pokroić za możliwość odczytania owych symboli. Czuła ogromną potrzebę spotkania się z kobietą, którą skrzywdziła, złożenia chociaż najżałośniejszych prób przeprosin. Kiwnęła głową, czy też bardziej wzruszyła ramionami na wyrok pani doktor, wracając do gapienia się w przestrzeń. |
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Czw Sie 27, 2015 1:26 pm | |
| Gdy tylko udało się Deneve zgromadzić w rękach zużyte bandaże, wyprostowała się i obdarzyła inkwizytorkę nieodgadnionym spojrzeniem. Kto by pomyślał, że dziewczyna tak się przejmie. Czyżby nie akceptowała tego, co przed kilkoma godzinami się wydarzyło? W chwili obecnej Selene w jej oczach wyglądała na taką, którą najdelikatniejsza, odpowiednio ukierunkowana sugestia doprowadziłaby do okna, a następnie pod fundamenty budowli... Tego zaś Deneve wolałaby uniknąć, nie tylko dlatego, aby nie zaszkodzić opinii kliniki, ale także ze względu na matkę swej pacjentki, nawet jeśli nikła istniała szansa na ponowne spotkanie czarownicy, z którą podczas dobrowolnej "banicji" z miasta spędziła tak dużo czasu. – Czasem wypada trochę się zastanowić – rzekła. Można by przysiąc, że inkwizytorzy nie patrzą zupełnie na nic w szale wypełniania swych obowiązków. Widocznie do czasu aż popełnią błąd... Albinoska odstąpiła od łóżka swej pacjentki i podeszła do kosza, do którego wrzuciła wszystko, co dotąd znajdowało się w jej dłoniach. W tym czasie do pokoju dotarła pielęgniarka ze wspomnianym przez lekarkę ciepłym, lekko dymiącym obiadem. Taca z mięsną potrawą podkolorowaną warzywami wylądowała ostrożnie na stoliku przy łóżku inkwizytorki. Obok pojawił się zaraz kubek herbaty. Deneve zaczekała aż jedna z jej podwładnych opuści opomieszczenie, aby udać się do kolejnej sali. Odprowadziła kobietę spojrzeniem, po czym wróciła szarymi tęczówkami do swej pacjentki. Przez tę chwilę, na jaką składało się wyrzucenie nieświeżych bandaży oraz przybycie pielęgniarki, Doktoryna zastanawiała się jak kontynuować swój monolog, bo w istocie był to monolog, na który zezwalało milczenie rudowłosej inkwizytorki, o wątpliwościach. Co dziwne po raz pierwszy przyszło śnieżnowłosej właścicielce rezydencji do głowy ów zapewne oczywisty fakt. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę z jednej ważnej kwestii, która mogła zostać wykorzystana w sporze, gdyby tylko jej zmęczony umysł dostrzegł to szybciej. – Z medycznego punktu widzenia czarownice są naprawdę interesujące – stwierdziła, nie mówiąc jednak wprost, że mogła przyjmować do swojej kliniki. Nie miała też najmniejszego zamiaru zdradzić, iż sama nią jest. – Mój ojciec zdążył wiele mi przekazać na ten temat. To one są źródłem tych... całych Koszmarów, nieprawdaż? Zdarza mi się je widzieć, podobnie jak mojemu zmarłemu ojcu. Problem leży w tym, że ani tutaj, ani w pobliżu rezydencji żaden się nie pojawił, pomimo że ta kobieta w pewnym sensie spała. Również moje psy nie wykazywały żadnych oznak niepokoju. Albinoska zsunęła podwinięte rękawy koszuli do ich prawidłowego ułożenia, poczym przygładziła je dłońmi. – Z drugiej strony jej stan nieprzytomności mógł się różnić od normalnego snu. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Pią Sie 28, 2015 9:45 pm | |
| Może wszyscy Kaci, jak jeden mąż, nie zastanawiali się długo nad swoimi decyzjami, działając instynktownie i nie uwzględniając czegoś tak błahego jak konsekwencje. Ale nie wszyscy byliby zdolni do okazania żalu w takich sytuacjach. Inkwizycja dzięki swojej władzy potrafiła wyciągać z tarapatów oddane przypadki, a poczucie bezkarności wzrastało w zastraszającym tempie. Grupka ludzi o krystalicznie czystych ideałach stopniowo mogła zacząć przeobrażać się w skończoną hołotę, tworzącą więcej szkód niż pożytku. Do kiedy tylko przyświecał im ten sam cel, Selene była zdolna tolerować wiele, chociaż niespecjalnie wierzyła we wszystko co się mówi o organizacji z Wishtown, z racji na jej fanatyczne uwielbienie. Najgorsze było to, że nic nie zapowiadało się na wielkie zmiany. Wiedziała, że w przyszłości rozkładanie sytuacji na czynniki pierwsze nigdy nie dojdzie do skutki, ani zastanowienie się dwa razy, z kim ma do czynienia i czy będzie warto. Nie odczuwała głodu, niezbyt więc ucieszyła się na widok niegdyś wyczekiwanego obiadu. Aby nie sprawić więcej problemów, zaczęła dłubać sztućcami w jedzeniu, w żółwim tempie przekładając skrojone kawałki w różne miejsca na talerzu. Po wszystkim upiła łyk herbaty, ponownie odkładając talerze na bok. - Interesujące? – Powtórzyła automatycznie, nie dostrzegając w wiedźmach niczego, przy czym mogłaby się dłużej zastanowić, a już na pewno nie tak, aby nazwać to „interesującym”. – Niby czemu? I wewnętrznie są inne? – Zapytała, chociaż niezbyt rozważnie, gdyż wystarczyło się zastanowić, co jest powodem ich przeróżnych, nadprzyrodzonych zdolności. „Nawet ona…” – pomyślała ze zdziwieniem, nie spodziewając się, że miasto jest tak hojnie obdarzone nosicielstwem. - Owszem, tam gdzie wiedźma, tam i koszmar lub wręcz ich całe stado – Przytaknęła, bardzo niechętnie przyznając się do faktu, że jest zdolna wiedzieć te potwory. Uważała to bowiem za upokarzające, że z normalnego małżeństwa, nieskażonego żadnym genem, powstała ona, ze skazą którą wbrew woli mogłaby przekazać dalej. Nie przeklinała jednak tego wiecznie, przecież było to całkiem pomocne w wykonywanym przez nią zawodzie, gdyż zapewne ciężko byłoby walczyć na oślep. – Tyle że nie wszystkie koszmary mają odwagę zamieszkiwać miasto. Te, które spotkałam w moim krótkim życiu i z którymi miałam sposobność walczyć, mogłabym zliczyć na palcach jednej dłoni. Wszystkie pozostawały na zapomnianych przez boga krainach. – Podzieliła się swoim doświadczeniem. Chociaż na oczy widziała ich nieco więcej, stworzenia te najczęściej nie należały do takich, z którymi można prowadzić równą walkę. W większości przypadków należało najzwyczajniej na świecie brać nogi za pas i nie zatrzymywać się, do kiedy tylko nie znajdzie się pod własnym łóżkiem, szczękając ze strachu zębami przez kolejny tydzień. Niezbyt rozumiała do czego doktor dąży. Nie zadawała więcej pytań, nie była skora do kontynuacji tej rozmowy. Gdy jednak cisza zapadła na dłuższy czas odważyła się ją przerwać: - Kiedy będę mogła opuścić szpital? – Zwróciła się do niej, chociaż ustalona doba jeszcze nie minęła, ale czuła się już na tyle pewnie, aby o własnych siłach wyjść z tego miejsca. – I… czy będę mogła się z nią spotkać? – Zapytała cicho, nie precyzując kogo ma na myśli, równocześnie nie spodziewając się, że Deneve mogłaby nie domyślić się, o kogo chodzi.
|
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Nie Sie 30, 2015 12:55 am | |
| Lekarka kiwnęła twierdząco głową. Wszystko, co kręciło się wokół czarownic było interesujące, począwszy od procesu aktywowania mocy (wiadomym jest, że o jej pojawieniu się decyduje gen, a jednak jeszcze nikt nie doszedł do tego, na jakich zasadach dana czynność wpływająca na rzeczywistość może zostać wykonana), idąc przez problem powstawania koszmarów, a kończąc na przyczynie tajemniczej mutacji. – Nie, skądże. Wyglądają tak samo, to nadal ludzie, nie żadne mityczne stwory – odpowiedziała, a po krótkiej zwłoce dodała – ...choć jako inkwizytorka masz zapewne całkowicie odmienne zdanie na ten temat. Przez chwilę obserwowała starcie Selene z przyniesionym jej obiadem. Nie szło jej to zbyt efektywnie, więc rzuciła krótkim spojrzeniem a la "jak nie zjesz, to nie wyzdrowiejesz i przykro mi bardzo, dłużej tu ze mną posiedzisz". – Nigdy nie zastanawiało cię, skąd wziął się problem i jak dokładnie całość działa? Dla Deneve tłumaczenie: za daną moc odpowiada gen, źródłem koszmarów jest pogrążony we śnie umysł czarownicy, nie było wystarczające. Uproszczenia są dobre dla tych, którym trzeba podawać na tacy suche fakty, a w życiu nie mają czasu zastanawiać się nad składowymi przedstawionego im zagadnienia. Mając środki, mogła sobie pozwolić na zgłębianie podobnych tajemnic. Lekarka była żywo zainteresowana nie tylko tak po prostu. Sama była czarownicą, gen dał jej ciału nadzwyczajne umiejętności, dlatego też ciekawiły ją ich podstawy. A zarówno ciągłe szlifowanie talentu, jak i zbadanie ich istoty, mogłyby jej pozwolić lepiej nim zarządzać. Przede wszystkim jednak chciała poznać swoje granice. Deneve powoli zaczęła się zbierać do wyjścia widząc, że jej pacjentka raczej nie jest skłonna do jakichś dziwnych dysput z doktorami. Zresztą białowłosą kobietę czekały obowiązki i o tej porze nie mogła sobie pozwolić na długie pogawędki. Poza tym w najbliższym czasie miał pojawić się ktoś z inkwizycji zdolny do ogarnięcia sytuacji oraz wyjaśnienia, co właściwie dolegało posądzonej o bycie wiedźmą pacjentce. Swoim zagadnięciem próbowała głównie delikatnie wybadać Selene, zastanawiając się jednocześnie, jaka byłaby jej reakcja na wieść, że wyszła z łona czarownicy. Zdecydowanie nie mogła tu zajść żadna pomyłka. Imię i nazwisko się zgadzało. Na minimalnie dłużej opuściła blade powieki, wracając do obrazu pięknej kobiety. – Wypiszę cię, kiedy całkowicie dojdziesz do siebie. Ale sądząc po twoim szybkim metabolizmie – Postarała się o bezpieczne określenie. – obrażenia, które odniosłaś, niebawem nie będą już kłopotem. Albinoska obróciła się, zatrzymując się w przejściu z sali na korytarz. – Sądzisz, że powinnam się na to zgodzić po tym, co nawyprawiałaś? – zapytała, po czym wzruszyła lekko ramionami. Nie dała jednoznacznej odpowiedzi. – To nie ode mnie zależy. A na chwilę obecną, ta kobieta potrzebuje spokoju. Chyba zgodzisz się ze mną, że ostrze na gardle nie należy do miłych sposobów leczenia, którego przecież spodziewała się po przybyciu do kliniki. Dobrze, że chociaż jej to pomogło. A przynajmniej na to wygląda. – poinformowała albinoska. – Ach, i być może odwiedzi cię jakiś twój znajomy, bo kogoś mają przysłać. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Pon Sie 31, 2015 3:00 am | |
| Selene bardziej interesowało to, czy wiedźmy różnią się od ludzi wewnętrznie… to znaczy organami. Może na ich mózgach rósł paskudny guz? Nie pytała o więcej, bo było to bezcelowe. Zarówno Deneve przy sekcji zwłok lub sprawni Balsamiści wieki temu odkryliby taki szczegół. Nie chodziło również o powierzchowność, bo to potrafiła odróżnić sama. Jak zdążyła już zauważyć, czarownice (a przynajmniej te mniej rozgarnięte lub zbytnio ceniące swoją niepodległość) miały skłonności do chełpienia się swoją odmiennością. Przykładu nie należało daleko szukać, bo w sławnym cyrku przewijało się od groma pomyleńców. Na prezentacje mocy nie trzeba było czekać długo – te, które na wiedźmy wyglądały, najczęściej nimi były. Lub dochodziło do tragedii, tak jak dzisiaj. - Nie twierdzę, że posiadają dodatkowe dwie nerki i kolejny zmysł, cokolwiek. Różnica między normalnymi ludźmi, między mną, tobą, a nimi – mówiąc o wiedźmach, w jej głosie nie sposób było nie wyczuć pogardy, ba – nawet wrażenia, że Sel powstrzymuje się od splunięcia – leży tutaj – dokończyła wypowiedź, wskazując palcem na swoją głowę. – Nikt poza wiedźmami nie rodzi się z podobnym okrucieństwem. – Odpowiedziała, z żywą pewnością, zupełnie nie dopuszczając do myśli innego rozwiązania. Temat może nie był najodpowiedniejszy na szpitalne łoże, ale zdecydowanie pozwolił rudowłosej zająć myśli, kłębiące się wokół ostatniego wydarzenia. O niczym innym nie wypowiadała się z takim zapałem w oczach! - Nie ja jestem od zastanawiania się – cień uśmiechu pojawił się na ustach dziewczyny – Ja robię to co mi polecono. I wiem, że w ostatecznym podsumowaniu nie popełniam błędu. – Jej wizja była doprawdy majestatyczna, nieuwzględniająca żadnych rys w planie. – Ale czy coś, może ktoś, kreator koszmarów i tego całego chaosu może być miłosiernym stworzeniem? Jeśli istnieją jednak okruchy zorganizowania i wiedźmy mają swój początek u jednego źródła, z pewnością jest to kara dla ludzkości, klątwa, jaką mogła sprezentować nam najgorsza z potworności. – Rozgadała się, ale tak już miała w zwyczaju, gdy ktoś poruszał te niebezpieczne treści. – Jestem prostym człowiekiem. I zobowiązałam się tępić zło tego świata, do kiedy tylko starczy mi tchu. - Całości pompatycznego przedstawienia brakowało tylko hymnu inkwizycji, ewentualnie garści salutujących żołnierzy. - Zresztą, Deneve – Po raz pierwszy zwróciła się do doktor imieniem, co dotarło do niej dopiero później. – Mam przy tym swoje osobiste pobudki. Wiedźmy zamordowały mą rodzicielkę. Chociaż i bez tego uświadomienia o ich okrucieństwie trafiłabym do inkwizycji, prędzej czy później. – Z jej ust padło kłamstwo, choć nieświadome. Gdyby nie śmierć jej matki, zapewne teraz śmigałaby po lesie jak driada, mieszkając w oddalonej od cywilizacji chatce, polując na zające i sarny. Nie wiedziała co skłoniło ją do zwierzania się nowopoznanej osobie, którą dodatkowo jeszcze wcale nie tak dawno, miała ochotę udusić własnymi rękoma. Ach, zmusiła ją do rozmowy. A dlaczego, a jak to? I proszę, Sel jak na tacy podała jej odpowiedź na wszystko, łącznie z nawiązką. Ktoś taki jak ona nie miewał tajemnic, jednak zazwyczaj nie sprzedawała swojego życiorysu byle komu. Gdy doszło do formalności, znów postawiła na swoim. Mimo wszystko, wolała nie spędzać nocy w szpitalu. Zapewniła ją więc prędko: - Będę w stanie wyjść stąd o własnych siłach. Przykryła się szczelnie pościelą, chociaż jej zamiary były dalekie do zwyczajnego pójścia spać. Pomimo ogólnego zmęczenia, spowodowanego nieprzespaną nocą, nie byłaby w stanie zasnąć w obcym łóżku przez długi czas. - Nie mam prawa tego od ciebie żądać. – Oznajmiła tylko cicho i pokornie, nie oczekując cudów i w dużej mierze spodziewając się odmowy. Chciała jedynie rozgrzeszenia, choć na to mogło być jeszcze zbyt szybko.
|
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Wto Wrz 01, 2015 2:14 am | |
| Doprawdy niezwykłe jest to, jak los uwielbia drwić sobie z istot od siebie zależnych. Sprytnie zataja przed jednostką jak największą liczbę równoległych ścieżek i rzuca w potok wydarzeń zupełnie innych, niż gdyby pole widzenia było choć o ułamek szersze od posiadanego. Oto z córki wspaniałej osoby – kobiety może nie pozbawionej skaz, bo każdy je miewał, ale idealnej na swój sposób – czyni brutalnego pogromcę dotkniętych podobną przypadłością, jaka trafiła się rodzicielce, której zapewne nie posądziłaby o jej posiadanie. Gdyby, rzecz jasna, tamta nie zniknęła i nie pozostawiła w niewiedzy. I oto również stawia tę jednostkę obok innego, w jej mniemaniu, śmiertelnego wroga, który z kolei ją leczył. Najciemniej pod latarnią. – Tak uważasz? Być może i tak jest – powiedziała raczej bez przekonania. Oparła się o framugę. Zło zawsze miało swoje źródło, swoją przyczynę, powód, dla którego się zrodziło. – W przeciwieństwie do ciebie mogę sobie pozwolić na filozofowanie bez obawiania się kształt swojego światopoglądu. Mnie z inkwizycji nie wyrzucą – zaznaczyła. Dev nie miała wątpliwości, że jednym z głównych kryteriów branych pod uwagę w procesie przyjmowania do wspomnianej organizacji jest bezkrytyczne podejście do wyznawanych poglądów. – Okrucieństwo nie wynika z bycia lub nie bycia czarownicą. Ono zawsze jest konsekwencją przeżyć. Powiedzmy sobie szczerze, tworzenie koszmarów to zło, ale czy uważasz, że należy kogoś karać za coś, na co nie ma się wpływu, jak na pracę serca? Chciałabyś zostać ukarana za czyn wykonany twoimi rękoma, ale przy udziale obcej woli, nie twojej? – zapytała. – Okrucieństwo nie może istnieć samo z siebie. Wyzwalają je doświadczenia, czasem poczucie władzy, ale byle jaki przywódca może okazać się katem dla bezbronnych i nie potrzebuje do tego mieć żadnych nadprzyrodzonych zdolności. Dojście do takich stwierdzeń nie zajęło Deneve wiele czasu. Nie musiała niczego sobie potwierdzać doświadczalnie, bo doświadczenie już miała. Skupienie władzy w jednej garści często doprowadza do wypaczeń. Czarownice nie są pod tym względem wyjątkowe – ów problem dotyczy całej ludzkości. Dla Deneve jasnym było, że nie tylko moc zmienia jednostkę, podobny efekt daje władza jako taka czy wreszcie bogactwo. Zwłaszcza to ostatnie. Większość życia spędziła w towarzystwie osób o niepoliczalnym majątku. I to wśród tej grupy najwięcej ujawniało się moralnego zepsucia. Albinoska sama nie była święta, ale wiedziała o znacznie gorszych przypadkach. – Przyjrzyj się czasem swojemu środowisku. Obserwuj je – rzekła, jakby gdzieś tam w milczeniu gwarantowała jej, że dostrzeże takie same okrucieństwo, o jakie posądza czarownice. Płaszczykiem Inkwizycji, idącą wraz z nim pozycją oraz władzą dało się usprawiedliwić dosłownie wszystko, a brak konsekwencji pogarszał problem. – Ja znam swoje aż nazbyt dobrze. Wolałabym niektórych rzeczy nie wiedzieć. Albinoska wysłuchała jej wyjaśnień, ale jej twarz pozostała niezmieniona. – Przykro mi – odrzekła, ale trudno byłoby się doszukać w tym najmniejszej nuty żalu nad śmiercią cudzej matki czy współczucia. Wszakże wiedziała, że konkretnie ta matka, gdy ostatni raz ją widziała, trzymała się wręcz doskonale. Selene jednak nie mogła odebrać tego inaczej, jak suchej, obowiązkowej formułki. – Muszę teraz dokończyć swoją pracę. Jeszcze zostało mi parę rzeczy do doglądnięcia, dlatego później, o ile zechcesz, dokończymy to, co zaczęłyśmy – oznajmiła. Wyjdziesz zaś wtedy, kiedy do końca wyzdrowiejesz. Jak masz chodzić dobami w jednym opatrunku, jak miało to miejsce z tym, w którym przybyłaś, to lepiej, żebyś wyszła stąd już całkowicie poskładana.
Lekarka zniknęła po tych słowach w korytarzu. W ciągu kolejnych godzin parę razy dało się słyszeć w pobliżu jej kroki, a na koniec o dziwo dwie pary nóg zatrzymały się przed drzwiami do pokoju Selene. Deneve zajrzała dyskretnie do środka, chcąc sprawdzić, czy rudowłosa kobieta śpi. Przez okna prześwitywał mrok, ale inkwizytorka nie nawet nie pomyślała o drzemce. – Może, pani wejść – zwróciła się do kogoś obok i otworzyła drzwi, przepuszczając kobietę w jednym z tych wszystkim znanych inkwizytorskich płaszczy. – Mogłabym zostać? Chciałabym się dowiedzieć, z czym miałam do czynienia w mojej klinice. Odpowiedziało jej skinienie głowy, więc przekroczyła przejście zaraz za gościem. Przymykając drzwi, ziewnęła w wierzch lewej dłoni, po czym przysiadła sobie na wolnym łóżku. Na twarzy lekarki, oprócz zmęczenia, kryła się ledwie zauważalna melancholia. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Nie Wrz 06, 2015 8:44 pm | |
| Nie wierzyła w przeznaczenie, a wszystkie brednie na temat paranormalnych sił rządzących wszechświatem odstawiła już wieki temu między bajki i legendy, lub jako profesję charakterystyczną dla wiedźm i co gorsza – kobiet, udających wiedźmy zza swojej szklanej kuli i talii kart. Całe szczęście, w swojej nieświadomości nie musiała jeszcze nazywać losu, który spowodował, że trafiła na Denevę, nikogo innego. - Nie dogadamy się – Ucięła temat, nim zdążyła się zdenerwować. Miały różne poglądy na temat czarownic, Selene była w stanie to tolerować, ale za nic na świecie nie potrafiła, nawet nie chciała przyjąć do wiadomości tego, że są one jak ludzie – ze słabościami i złem nabywanym poprzez otoczenie i lata doświadczeń, a nie genetycznie zaprogramowane do mordowania, siania zniszczenia, strachu, cierpienia i zapoczątkowania istnienia koszmarów. – Ale nie myśl, że mówię tak, ponieważ wymaga ode mnie tego Inkwizycyjna przysięga. Nie, organizacja daje mi tylko możliwości i chroni prawnie. Gdyby przyświecał nam inny cel i tak kontynuowałabym swoją misję i głosiła te same prawdy, na własną rękę. Wolała prędko zakończyć tę rozmowę, nim Deneve podsumuje „W sumie to… niektóre wiedźmy są całkowicie jak ludzie”. Rudowłosa nie mogłaby podobnego bluźnierstwa puścić mimo uszu, mimo że wystarczająco wiele nabroiła w szpitalu. - Widzę to. I za każdym razem utwierdzam się coraz bardziej w tym samym przekonaniu. – Odparła cierpko, nie rozumiejąc do czego doktor pije. Z każdą wytropioną wiedźmą dowiadywała się o nich więcej i rzeczywiście nie wykraczało to poza ramy poznania coraz to nowych odchyłów, metod tortur, szaleństwa i wspomnianego wcześniej okrucieństwa. Dobrze, zdarzały się też normalne wiedźmy, a nawet takie, które na początku podawały się za ludzi, zdobywając zaufanie Selene. Takich nienawidziła najbardziej. Podłe stworzenia, żerujące na podstawowych ludzkich odruchach, perfekcyjne udające empatię. Kiwnęła jej głową na pożegnanie, nie czując się lepiej, mimo wypowiedzianej setki słów. Pożałowała prędko chwili słabości, najwyraźniej jednak nie była do końca sobą. Ułożyła się wygodnie na łóżku, przymykając oczy, jakby medytacja miała zastąpić jej sen. Zmieniała pozycję sto razy, nudząc się niemiłosiernie i zastanawiając, jakim cudem przewracanie się z boku na bok ma jej pomóc w wyzdrowieniu. Ostatecznie mogłaby obiecać, że wyjedzie na wczasy z dala od Wishtown i wiedźm, byleby nie przebywać w szpitalu. Z absolutnej bezczynności wyrwało ją pukanie. Uznała, że rzucenie „proszę!” będzie w tej sytuacji dziwne, więc jedynie podniosła się bardziej, odrzucając częściowo pościel. W kroczącej ku niej osobistości rozpoznała jedną z Grabarzy, głównie po granatowym płaszczu, niż twarzy. Nigdy nie miała okazji przyjaźnić się z członkami Inkwizycji, spędzającymi większość doby przy biurkach, naprzeciw pokaźnych stosów papieru. - Selene Torment, dobrze cię widzieć w jednym kawałku – Ukłoniła się lekko na powitanie, a rudowłosej prawie udało się ukryć zdziwienie, że kobieta pamięta jej godność. Oczywiście nie mogła odwdzięczyć się tym samym, w przeciwieństwie do pani Grabarz nie posiadała jawnego dostępu kartoteki wszystkich Inkwizytorów. Uśmiechnęła się więc krzywo, mrucząc niewyraźnie pod nosem, co przy dobrych chęciach można było uznać za przywitanie i pozdrowienie. - Jak samopoczucie? – Zapytała z oczywistej grzeczności, nawet jeśli prawdopodobnie obchodziło ją to tyle co płonąca na stosie wiedźma. - Nie mogło być lepiej. Doktor Deneve ma złote ręce. – Niezbyt prawdziwy w mniemaniu Selene komplement ledwo co przeszedł przez jej gardło, co mógł sugerować jawnie kwaśny wyraz twarzy, gdy tylko spoglądała na białowłosą, również znajdującą się nieopodal szpitalnego łóżka. - Wspaniale – Westchnęła z zadowoleniem, może szczerym lub dobrze udawanym. Załatwiwszy formalności, twarz jej spoważniała, co zwiastowało nieuchronne przejście do sedna sprawy.
|
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Sro Wrz 09, 2015 1:08 am | |
| Zająwszy miejsce na pustym, obecnie nie przeznaczonym dla żadnego pacjenta łóżku, Deneve wbiła wzrok w postępującą ku Selene inkwizytorkę. Na raz aż dwie pod jednym dachem. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek w jej progach nastąpi takie zebranie. Już jedna stanowiła niemałe zagrożenie, a dwie? – Nie przeszkadzajcie sobie. Wtrącę się tylko wtedy, kiedy będę chciała, aby jakąś kwestię mi wyjaśniono – rzekła. Rzuciła porozumiewawczo spojrzeniem w stronę niepozornego krzesła stojącego przy szafce, ale przysłana członkini organizacji postanowiła z niego nie skorzystać. Stanęła nad łóżkiem i z tej wyprostowanej pozycji rozpoczęła konwersację z rudowłosą kobietą. Ot zwykła wymiana zwyczajowych uprzejmości, która ostatecznie miała się przerodzić w rozmowę o problemie, który sprowadził drugą z inkwizytorek. Kiedy z ust jej pacjentki wydobył się niechciany komplement, a akurat oczy obu na moment skierowały się ku niej, skinęła lekko głową. Jednakże, czyniąc to, Doktoryna nie musiała nawet mieć w zasięgu wzroku rudzielca, żeby wiedzieć, co naprawdę myśli na ten temat. Niepotrzebny był jej wcale nie skrywany, nie pozostawiający złudzeń, wyraz twarzy, wystarczyły jej ostatnie wydarzenia, zarówno z kliniki, jak i wcześniejsze, spoza niej. – Zdążyłam już co nieco usłyszeć od doktor Deneve – zaczęła kobieta w granatowym płaszczu. Sięgnęła rękoma ku związanym w mysiego koloru kok i jakby zbierając się się do ciągu dalszego wypowiedzi, zacisnęła mocniej węzeł utrzymujący fryzurę w jako takim porządku, niekoniecznie idealnym. W tym czasie do sali zajrzała pielęgniarka, której kazała przygotować kawę, co by nie powiedzieć, odpowiednią na tę późną porę, po ciężkim dniu, kiedy praca jeszcze miała się przeciągnąć. Kobieta w rękach trzymała tacę z trzema filiżankami i kawiarką. Weszła, ułożyła wszystko na stoliku, a swoją obecność w pomieszczeniu zakończyła rozlaniem do naczyń ciemnobrązowego płynu i odejściem do domu. Jej zmiana właśnie dobiegła końca, a obowiązki miała przejąć inna pracownica. – Mam nadzieję poznać teraz twoją wersję wydarzeń, Selene. Chwilowo niewiele możemy się dowiedzieć. Wracam właśnie od kobiety, która wywołała całe to zamieszanie. Powiedziała, że nic nie pamięta. Twierdziła, że była w domu, ostatecznie doszłyśmy do tego, iż zdawało się jej, że jednak chyba gdzieś wychodziła, ale nie jest wstanie sobie przypomnieć, co wydarzyło się, gdy znalazła się na ulicy. Najdawniejszą myślą, jaką potrafiła przywołać, była ta o podjęciu decyzji o pójściu do lekarza – mówiła z wyraźnym znużeniem. Dziewczyna sprawiała na Deneve wrażenie braku dużych pokładów cierpliwości co do takich zawikłanych spraw, w których główne źródła nie są w stanie chociażby minimalnie rozjaśnić sprawy, a jedyną opcją jest czekanie. – Możliwe, że to przez szok... – Albinoska nie mogła się powstrzymać i wymownie spojrzała na rudowłosą pacjentkę. Deneve wcale by się nie zdziwiła, że po takiej pobudce kobiecinie wszystko, co postanowiła podświadomie opowiedzieć zaraz po powrocie do rzeczywistości, uleciało z głowy jak drobny pył wzniesiony przez podmuch wiatru. – W takim wypadku po jakimś czasie moja pacjentka przypomni sobie wydarzenia. – Gorzej jeśli to jakiś rodzaj opętania, co właściwie podejrzewam – odrzekła, po czym zwróciła się znowu do swej głównej rozmówczyni. – Selene, pamiętasz może znaki, które miała na szyi? Przynajmniej upewniłabym się co do charakteru zjawiska. Deneve sięgnęła po jedną z filiżanek. W zamyśleniu pochłaniała przyjemny zapach kawy, a nacieszywszy się nim, upiła bez pośpiechu parę łyków. Minęła dłuższa chwila, w której tylko jednym uchem przysłuchiwała się rozmowie inkwizytorek. Połowę jej umysłu wypełniało kolejno kilka myśli, niezbyt ze sobą powiązanych. Kiedy lekarka uniosła oczy, a tęczówki połyskiwały powracającą uwagą, druga inkwizytorka rozwodziła się prawdopodobnie na temat znaków. – Można spróbować hipnozy. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Nie Wrz 20, 2015 10:01 pm | |
| Niepokój wzrastał, jakże bała się konsekwencji tego, do czego się dopuściła. To wydarzenie będzie wieczną skazą na jej dziele, pracy jaką wykonywała nie tylko dla siebie, ale jak się jej zdawało; dobra ogółu. Z grozą wysłuchiwała kobiety w granatowym płaszczu, bardzo nie chcąc przyznawać się do winy. Upiła łyk kawy, do której nigdy w życiu nie sięgała, po czym odstawiła ją daleko od siebie, podnosząc się bardziej i zbierając myśli przed odpowiedzią. - Nie miej mi tego za złe, ale... – Zaczęła, natychmiast milknąc. Słowa przychodziły jej z trudem, a przez myśl nie przeszło jej nawet, aby zacząć kłamać, nie tylko z racji obecności świadka całego zajścia, jednak przez zwykłą ludzką przyzwoitość, jakiej niektórym często brakowało. – Och, byłam pewna, że mam do czynienia z wiedźmą. Przypadek tak oczywisty, że aż raziło... Odmieniec, niezdarnie skrywający skutki swych przeklętych rytuałów lnianą chustą. Zrozum, nie mogłam tego tak zostawić. Zakradłam się do jej pokoju, a zastałam ją duszącą się, szarpiąc swoją szyję, drapiąc do krwi symbole na niej wyryte. Nie mogła mówić, poruszała jedynie bezgłośnie ustami, najwyraźniej... prosząc mnie o coś, na co ja nie zwróciłam najmniejszej uwagi. – Gdy powtarzała całą sytuację po raz kolejny, zrozumiała, że miała setkę okazji, aby nie dopuścić do tego szaleństwa. Tyle sygnałów przemknęło jej między oczyma, a żadnego z nich nie potraktowała poważnie, zaślepiona szałem i gniewem do kobiety, którą uważała za wiedźmę. – Domyślasz się, co było dalej. Wedle Inkwizycyjnych rozkazów – nie mogłam oddać jej w ręce organizacji, więc musiałam pobrudzić sobie ręce tutaj, na miejscu. Przytknęłam jej sztylet do gardła, raniąc, gdy stało się coś dziwnego; symbole na szyi zaczęły zanikać, a sama kobieta wypowiedziała pierwsze słowa. Puściłam ją, nie mając z nią więcej styczności. – Zakończyła swą wypowiedź, z lekko drżącym głosem. Nim druga Inkwizytorka zdążyła to jakkolwiek podsumować, Selene wybuchnęła: - Wiem, że naraziłam na niebezpieczeństwo bezbronną, niczemu winną kobietę. Jestem gotowa ponieść za to wszelakie konsekwencje. – Zapewniła ją gorąco, nie licząc na litość, ba, nawet oczekując kary, która pozwoli jej odpokutować i przejść do normalnego funkcjonowania, bez ciągłego myślenia o wydarzeniu. Na krótką chwilę zapadła cisza, której nie przerwała żadna z obecnych kobiet, a na twarzy pani Grabarz początkowo malowało się zdziwienie, przechodzące z wolna w jawne rozbawienie, aż do cichego chichotu, jaki musiała prędko stłumić otwartą dłonią. - Sel... Żadnych konsekwencji nie będzie, o ile tylko szanowna doktor Deneve nie zechce roztrząsać sądownie tego drobnego uszczerbku na zdrowiu swojej pacjentki – Rzuciła w kierunku białowłosej znaczące spojrzenie, uwieńczone czarującym uśmiechem. Selene automatycznie pozazdrościła jej umiejętności wypowiadania się z żywym wdziękiem, gdy pod pięknym słowami kryły się zdecydowanie inne zamiary. – Ale to potwierdziło nasze obawy. W mieście działa ktoś panujący nad ową klątwą. Dwa dni temu dostarczono mi raport, dotyczący agresywnej czarownicy, posiadającej tajemnicze znaki na twarzy. Niestety, po robocie Żniwiarzy nikt nie był w stanie dokładnie zidentyfikować ciała. Ponownie zapanowała chwilowa konsternacja, zapewne na przetworzenie danych. Selene poczuła kolejny przypływ podziwu dla kobiety, która potrafiła powiedzieć wiele - ale nie za dużo, nie mówić prawdy - ale też nie kłamać. Według słów Grabarz, Inkwizycja miała czyste dłonie, bo owi Żniwiarze czynili jedynie swoją powinność, a fakt, że zmasakrowali ciało zapewne niewinnej kobiety, na której ciążył czar, było wypadkiem przy pracy, a nie (jak pewnie w rzeczywistości było) wynikiem tortur i zabaw jej kosztem. Przełknęła ślinę, nie czując się wcale lepiej. Przynajmniej wiedziała do kogo ma skierować swoją nienawiść, gdy wyszło na jaw istnienie wiedźmy, sterującej w mniejszym lub większym stopniu niewinnymi osobami. Pośród głuchej ciszy, wręczyła Inkwizytorce spisane przez Dev symbole, krótko tłumacząc ich powstanie i historię. Sprawa wydawała jej się mroczna i głębsza, niż na pierwszy rzut oka można było się spodziewać, ale jednocześnie czuła pewnego rodzaju podniecenie na samą myśl zapowiadającej się przygody i gonitwy. - Mhm – Grabarz o nieznanym imieniu kiwnęła głową, mrucząc coś pod nosem. – Nie wszystko rozumiem, ale nie mam wątpliwości, że znaki dotyczą zaklęć rozkazu. Oddam to we właściwe ręce, może uda nam się odkryć pochodzenie klątwy. To bardzo pomocne, pani doktor. Nie zapomnę wspomnieć u góry o pani roli w sprawie. – Zwróciła się ponownie do białowłosej. Cóż, tak właściwie od strony kuchni działała Inkwizycja. Trochę zastraszania i gróźb, a trochę łapówek i tuszowania win jej członków. Tak w skrócie. - Będę musiała wrócić teraz do siedziby i ustalić plan działania. Mam nadzieję, że wkrótce do nasz dołączysz, Selene, gdyż i dla ciebie znajdzie się z pewnością zadanie, skoro miałaś już styczność z tym fenomenem. Rudowłosa, mimo że powinna się cieszyć z uniknięcia kary i wielogodzinnych kazań, odczuwała niepokój. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie starała się doprowadzić całej sprawy do końca, szczególnie teraz, gdy była z nią już niemal osobiście związana. Na słowa swojej koleżanki po fachu, musiała się powstrzymać, aby nie spojrzeć błagalnie na doktor, mówiąc niemal „Mamo, mogę, mogę już wyjść?”. Grabarz wstała, kłaniając się lekko w stronę każdej z kobiet. - Pani doktor – Kiwnęła głową, najwyraźniej dziękując za poświęcony jej czas. – Selene. Do zobaczenia wkrótce. – Uśmiechnęła się lekko, zbierając się do wyjścia.
|
| | | Devil Kryptowiedźma w kitlu
Liczba postów : 234 Join date : 09/08/2013
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita Pon Wrz 21, 2015 1:51 am | |
| Rozmowa trwała jeszcze długo, ale najwyraźniej w pewnym stopniu rozjaśniła sytuację przybyłej inkwizytorce. Wypowiadane słowa zapamiętywała, sącząc powoli kawę, a wkrótce doszła do wniosku, że sprawa jest naprawdę skomplikowana, a problem może się pogłębiać – wszakże ktokolwiek lub cokolwiek okazać miałoby się sprawcą, możliwe iż dopiero testował swoje umiejętności. Jedna, dwie, kilka osób... zapanowanie nad nimi z pewnością nie stanowiłoby problemu dla zdolnej istoty, a dla wyjątkowo utalentowanej... Co byłoby, gdyby przejęta została większość miasta? Albo sama Inkwizycja? Może jej władze już powinny szukać we własnych szeregach marionetki skrywającej na szyi czy innej części ciała podobne symbole, jakie widniały na skórze poszkodowanej pacjentki.Kobiety rozmawiały bez większego zmartwienia, a przecież nieodwracalna szkoda może nastapić wcześniej niż odkrycie stwórcy zamieszania. – Oszczędzę klinice tego typu rozgłosu. – Deneve odparła, gdy wspomniano o niej w rozmowie. Wolała wyciszyć sprawę na tyle, na ile było to osiągalne. Klinika miała dostać odszkodowanie od Inkwizycji. Co prawda jako przybytek pobierający opłaty oraz zarządzany majętnymi rękoma nie potrzebował żadnego dofinansowania, jednak ofertę warto było wykorzystać. Bo czemu nie? Przy tym wszystkim pacjentka miała dostać oficjalne przeprosiny, część kwoty jako jej osobiste odszkodowanie i od Deneve zwolnienie z kosztów leczenia. Teoretycznie sprawa już została zamieciona pod dywan. Albinoska pożegnała się gestem z odchodzącą inkwizytorką, a następnie odłożyła pustą filiżankę i spoglądnęła przenikliwymi oczyma na rudowłosą pacjentkę. Jakby odczytując spojrzenie, którym ta ją obdarowała, oznajmiła: – Będziesz mogła opuścić szpital dopiero jutro. Za dnia. Jak człowiek.Nie pozwalając na żaden sprzeciw, mając zamiar w razie czego zignorować jakąkolwiek jego oznakę, zostawiła naczynie, z którego piła Selene. Zaś zbierając się do wyjścia wzięła tacę ze swoim oraz nietkniętą kawą nocnego gościa kliniki. – Dobranoc.Rankiem z niekoniecznie wypoczętą twarzą zjawiła się w towarzystwie jednej z pielęgniarek w pomieszczeniu zajmowanym przez inkwizytorkę na krótkim zwolnieniu. Pielęgniarka postawiła na stoliku śniadanie, ale jeszcze przed zabraniem pozostawionej filiżanki ułożyła na krześle złożone, odświeżone ubrania, które Selene miała na sobie w chwili przybycia do kliniki. – I jak reszta nocy? Zdaje się, że nie mogłaś się doczekać. Przyniosłam twoje żelastwo. Lekarka kolejno ułożyła na wolnym łóżku wszystkie elementy uzbrojenia inkwizytorki, po czym odwróciła się do niej przodem. – Jeszcze nie się nie ruszaj, potem się przywitasz ze swoimi skarbami. Zaraz wrócę.Cóż innego miało po powrocie nastąpić, jak nie pozbycie się starych opatrunków? Rudzielec rzeczywiście szybko radził sobie z obrażeniami. W większości pozostały jedynie niewielkie ślady lub rysy. Nawet najcięższe zranienie prezentowało się przyzwoicie. Tam, gdzie to potrzebne lekarka założyła jeszcze drobny opatrunek. Potem Deneve pozwoliła swej pacjentce odświeżyć się i wyszykować do wyjścia, a kiedy dziewczyna mignęła jej w korytarzu, dogoniła ją swym długim, w tej chwili nieco przyspieszonym krokiem. Ponieważ nie była jej stałą pacjentką, jeszcze skręciłaby nie tam, gdzie trzeba i miast udać się do najbliższej bramy, inkwizytorka zgubiłaby się w ogrodach. – Odprowadzę.Odłożyła na blat przy recepcji parę uzyskanych od nowych pacjentów dokumentów i wyszła z rudzielcem na zewnątrz. Poranek okazał się orzeźwiająco chłodny, trochę pochmurny. W towarzystwie inkwizytorki ruszyła do najbliższego klinice wejścia na teren rezydencji. Wśród schludnych dróżek poprzecinanych fragmentami roślinności, w tym drzew, rzeczywiście przy pierwszym pokonywaniu drogi można byłoby poczuć się nieco zdezorientowanym. – Daleko jest stąd do centrum lub tej waszej siedziby, ale możesz przywołać jakiś powóz. Zawsze stoją jakieś w okolicy. Nie musiała polecać otworzenia bramy, właśnie nadchodziła ustalona pora. Od poranka ta właśnie, ku której zmierzały przez cały czas do późnej nocy była otwarta. – Już chyba trafisz? – zapytała, skoro kroczyły ostatnią prostą. – Muszę wracać, tutaj się rozstaniemy. I cóż... – Zamilkła na ułamek sekundy w zastanowieniu, czy jednak nie powinna wszystkiego olać i oszczędzić sobie potencjalnych, kolejnych problemów. A miała wystarczająco dużo pracy, aby pozwolić sobie na zwyczajne pożegnanie i formułkę o życzeniu zdrowia. – Jak będziesz czegoś potrzebowała, Selene, daj znać... – rzekła w końcu przez wzgląd na znajomość z jej matką, o czym jej była pacjentka nie miała pojęcia. Pożegnała się i ruszyła w drogę powrotną, niewiele się zastanawiając nad wywołanymi przez jej słowa myślami w głowie rudzielca. ~ KONIEC
Ostatnio zmieniony przez Doktoryna dnia Czw Paź 08, 2015 6:29 pm, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Rezydencja rodu Noita | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|