Imię i nazwisko: Nathalie Grennan, chociaż przedstawia się innym nazwiskiem: Green
Pseudonim: Thalie, Talia, Tali... bo krócej
Wiek: 19 lat
Rasa: Człowiek
Grupa: Mieszkanka
Ranga: Jubilerka
Zawód: Staż u złotnika Vingneriego. Chociaż nie jest jeszcze biegła w tej profesji i wciąż się szkoli, to jej zajęcie i tak przynosi trochę pieniążków. Nie można natomiast odmówić jej pochwały za niebagatelny wkład w rzetelną pracę zakładu złotniczego. Kieruje nią bowiem pasja, która przekłada się na wyroby bardzo dobrej jakości.
Umiejętności:• zdolności manualne, majsterkowanie, precyzja, to między innymi te talenty pozwoliły na sukces w branży jubilerskiej
• zupełne podstawy czytania i pisania, które zostaną jeszcze poszerzone, o czym w historii
• podstawowa wiedza o wiedźmach wzięła się z jej, kiedyś częstszego, obcowania z czarownicami
Charakter:Poza pracą jest niezdarą, co skutkuje rozbieżnością jej zamierzonego wizerunku z właściwym. Przykład: gubi się we własnym mieście. Nieudolnie nie udaje jej się zahamować emocji. Wybuch wściekłości prowadzi do zaciętych dyskusji, a z kolei romantyczne scenerie szybko budzą w niej sentymentalność.
Marzy jej się lot. Poszukiwała kiedyś wiedźmy, która wzniosłaby ją ponad chmury. Już nie szuka, ale wierzy, że nie jest to nieosiągalne.
Chciałaby być postrzegana jako dojrzała i odpowiedzialna osoba, ale przez swoją niezdarność trudno jej o taki image.
Ma ideał mężczyzny, chociaż z tęsknoty za siostrą i w pogoni za marzeniami relacji z wiedźmą czuje popęd również i wobec kobiet. Poza tym faceci są niedojrzali.
Wygląd:Długie i zdrowe blond włosy oraz często noszone akcesoria o zawsze obecnych walorach zieleni, podkreślające jej szmaragdowy kolor oczu - to cechy zewnętrzne, po których Thalię poznasz natychmiast. Chociaż jest urodziwa, to niewątpliwie znajdą się w Wishtown panie bardziej atrakcyjne, tym bardziej, że lewą stronę szyi Nathalie szpeci intruz: bezczelna pionowa blizna, która zagościła tam gdy miała czternaście lat. Ubiór nie przyciąga uwagi przez brak wyrafinowania. Gorsety, suknie i makijaż są jej obce. Zarobek ze stażu nie pozwala na aparycję arystokratki. Nie rzuca się w oczy, chyba że jej szukasz.
Historia:Skryta w mroku sylwetka nie wykonywała najmniejszego ruchu. Nie wydawała nawet najmniejszych dźwięków. Wolny, mrukliwy oddech musiał więc być wyimaginowany; produkt mimowolnej reakcji umysłu, uzupełnienia tego niepojętego, nienaturalnego zjawiska. Czarny jak smoła, gładki tors lśnił niczym wypolerowany onyks. Jedyne, co zdradzało, że nie jest to pusta kukła, to błądzące po pokoju oczy. | |
I. Utrata domuRód Grennanów został rozbity niecałą dekadę temu. Rok młodszą siostrę wiedźmę, Patricię, odebrała jej Inkwizycja; nie obyło się bez przemocy. Rodzice zawsze mieli świadomość obecności genu, ale nie chcieli żegnać się z dzieckiem, ukrywali ją więc w domu. Bliżej nieokreślonej mocy nigdy nie sprecyzowano. Najpierw rodzicom, lata później Inkwizycji, naturę siostry wydały koszmary. Grasujące osiem lat temu wokół domostwa bestie nie umknęły uwadze agentom w czerwonych płaszczach i zostały rzekomo zgładzone jeszcze przed wywołaniem szkód. Cudem jest to, że Patricia zdążyła się wychować i osiągnąć wiek dziesięciu lat bez wykrycia. Mimo to, kiedy znaleziono źródło koszmarów, Grennanowie nie mieli możliwości właściwej obrony dziecka przed podjęciem przez władze. Ojca, Patricka, skazano później na dożywotnie pozbawienie wolności pod zarzutem utrudniania Inkwi realizacji ich świętych założeń, ale żywot prawdopodobnie skończył on przedwcześnie.
Nathalie miała jedenaście lat, gdy została sama z matką, Aldoną. To był trudny okres, ponieważ Dona ucierpiała psychicznie na stracie rodziny i zaniedbała wychowanie pozostałej jej córki. Aczkolwiek na początku to właśnie tylko Nathalie była jej motywacją, by trzymać głowę do góry i być silną, walczyć. Jednak niebawem jej audycje w biurze Inkwizycji i protesty pod bramami siedziby przerodziły się w obsesję. Pewnego dnia pobita przez patrol służb porządkowych skonała na ulicach wisha nie zostawiając Thalie już nikogo bliskiego. Podobno nie była to nieodpowiedzialność z winy awanturującej się matki, lecz zwykłe przykro zakończone nieporozumienie.
II. SierociniecUwaga, niniejszy list jest abstrakcyjną formą przekazania informacji i nie istnieje w formie fizycznej!!! - Cytat :
- Kochani,
Wczoraj opuściłam Sierociniec. Nie pisałam wam o nim nigdy, ale mój pobyt tam już się skończył i trochę wam o nim opowiem.
Dom dziecka nie był miejscem radosnym, ale nie był też miejscem smutnym. Dla większości wychowawczyń była to tylko praca, rutyna. Ale Pani Barbara podchodziła to nas z uczuciem. Słuchała mnie i pocieszała jeśli ja, lub inna z sióstr, dostawałyśmy karę od Pani Dyrektor. O karę było łatwo. Lania linijką nie dało się uniknąć nawet jeśli wzorowo sprzątało się korytarze ja polecenie, idealnie kroiło się fasolę na obiad, ani w ogóle nie kradło koleżankom rzadkich podwieczorków czwartkowych. Nie miałyśmy w sierocińcu edukacji, jednak obowiązkowo uczęszczało się na lekcje śpiewu. Chórkiem opiekowała się sama Pani Dyrektor. Jeden fałsz i winowajczynię traktowano jak kryminalistkę, a przecież żadna z nas nie mogła chociaż raz nie zafałszować...
Ale było więcej ciepłych wspomnień. Raz na jakiś czas przychodziły w wizycie Panie Balsamistki. Robiły nam bilans zdrowia. Poza tym, pokrywały one rolę pielęgnacyjną w sierocińcu. Jeśli którejś podopiecznej coś się stało, to pojawiały się natychmiast. Nigdy nie zdradzono nam ich imon, Ale byly bardzo troskliwe i mile, zupełnie jak Pani Barbara.
Pewnego dnia, Pani Barbara nie pojawiła się w domu dziecka. Mówiono nam że zachorowała. Nie widziałyśmy jej już później nigdy i nie wiem jak to jest powiązane, ale od jej zniknięcia nie przyszły też Panie Balsamistki.
Ostatnie co usłyszałam od Pani Barbary, to że drzemie we mnie wielka moc. Ale chyba nie wiedziała o naszym sekrecie rodzinnym. Mimo to, spytałam "Myśli Pani, że jestem czarownicą?". Odparła, że nie trzeba być czarownica, by dokonywać wielkich rzeczy. Tęsknię za nią.
Bez ciepła w sierocińcu wszystko się zmieniło. Siostry poddały się rutynie i nie protestowały kiedy wychowawczynie kazały więcej sprzątać. Byłam niecierpliwa i miałam ich dość. Bardzo tęskniłam za Wami. Tęskniłam za Panią Barbarą i Paniami Balsamistkamki. Zdecydowałam się uciec, poznać świat na wolności. Tak po czterech latach, ukończywszy piętnaście, zakończyłam największy hiatus mojego życia jakim był pobyt w domu dziecka. Tak później trafiłam do cyrku.
III. CyrkZwykły człowiek w załodze cyrku to rzadki widok. Chyba, że troszczącym się o swoje chowańce czarownicom udało się wyłapać posiłek z widowni.
Thalie nie wybrała się tam ciekawa widowiska. Została zgarnięta z ulicy przez wiedźmę Isabelle Dry, samozwańczą "Mistrzynię Ciemności". Iluzjonistka wierzyła, że znaleziona wieczorem na pustej uliczce Wishtown samotna uciekinierka, która włóczyła się bez celu, będzie idealnym obiadem dla cyrkowych koszmarów. Jednak w drodze do potworów urzekła ją historia dziewczyny o jej porwanej siostrze-wiedźmie. Postanowiła, że zamiast tego potraktuje ją jak swoją siostrę i uczyni cyrk jej nowym domem. Nie wiadomo skąd, ale Isabelle miała wykształcenie, którym chętnie dzieliła się z Thalie poprzez lekcje pisania i czytania.
Wśród "sióstr" była też Nosek, urocze dziewczę o rok młodsze od Thalie. Niesamowicie adorowana przez chłopców w jej wieku, Hiponotyzerka wabiła naiwne dzieciaki na zaplecze cyrku gdzie łatwo stawały się pokarmem dla hord więzionych w klatkach. Był jednak wyjątek, jednego chłopca nigdy nie skazała na taki los. Spotykała się z nim. Ciekawska, zafascynowana i lekko zazdrosna Thalie poprosiła czarownicę, by i dla niej oszczędziła jednego chłopca, z którym ona mogłaby się spotykać. Po kilku dnia "polowania", dziewczyna wybrała sobie blondyna o imieniu Artie. Spotykali się tylko kilka tygodni. Mieszkał on niedaleko. Podobno, zawsze przed wyjściem na spotkanie, mówił rodzicom, że będzie się widział z kolegami ze szkoły. Sierota lubiła rozmawiać z chłopakiem. Bardzo ciekawe wydawało jej się to, jak niepotrzebnie często czyścił zegarek kieszonkowy od dziadka. Pamiątka była nie tylko śliczna, ale miała wartość sentymentalną. Dziewczyna nie posiadała pamiątki rodzinnej, która przypominałaby jej o utraconych bliskich. Złota brosza w kształcie jaskółki, rodowy skarb noszony przez Aldonę zaginął podczas jej ostatniego protestu pod siedzibą Inkwizycji. Wtedy Thalie znalazła nowy cel w życiu: stworzyć replikę. Poza tym personalnym odkryciem, relacja z Artiem była bezowocna. Chłopak wydawał się być niezupełnie zainteresowany dziewczyną, co trochę ją frustrowało. Może to przez bliznę, która definiuje jej szyję? Przyjemnie im się rozmawiało, ale nigdy nie doszło do niczego takiego, co robiła Nosek. Wniosek, jaki osiągnęła Thalie był taki, że chłopacy nie umieją się wiązać z dziewczynami, przynajmniej nie wszyscy. Jeśli ma długo czekać na odpowiedniego - gotowego - to wolała spróbować z kimś innym. Ale po czterech latach beztroskiego życia na zapleczu cyrku, gdzie w akompaniamencie klatek wypełnionych potworami dziewczyny grały w karty, wreszcie znalazła nowy plan na życie.
Od niecałego roku realizuje go na stażu u jubilera. Rzadziej uczęszcza na naukę pisania i czytania, ale zamierza ją wreszcie opanować, więc nie rezygnuje zupełnie z wizyt na zapleczu cyrku.
Ciekawostki:Jej hobby to ornitologia, uwielbia obserwować ptaki i kocha ich śpiew.
Często śni jej się lot.
Od cyrkowych wiedźm wie, że królewską kastę czarownic określa się kamieniami szlachetnymi, a to przecież jej branża! To nie może być przypadek!