— — — podstawy — — —Imię i nazwisko: Przez ostatnie kilkanaście lat żonglowała kilkoma tożsamościami, jej ostatnim nabytkiem, którym najczęściej się posługuje, jest
Nancy Eleonore Windworth. Cieszy ją to szczególnie z tego powodu, że właśnie jej prawdziwe pierwsze imię brzmi identycznie. Pozostałe nazwiska, pod jakimi można ją kojarzyć to
Adrienne Haart, właścicielka jednego z miejskich przybytków rozkoszy, i
Aimee Norwood, popularna w wyższych sferach pani od… Mm, masaży pośladków biczem? To będzie chyba najlepsze określenie… Swojego prawdziwego nazwiska jednak już nie pamięta. Zapomniała, jak ono brzmiało już kilka fałszywych tożsamości temu.
Pseudonim: Znajomym pozwala nazywać się
Nancy lub
Nan, jednak w zależności, z kim rozmawiasz, akceptowane naturalnie będą inne zdrobnienia i przezwiska. Na przykład dziewczyny, które pracują dla niej jako Adrienne, mówią zwykle do niej
mamusiu lub
mamo Ot takie przypomnienie, kto rządzi tym przybytkiem. Z kolei panowie (i panie), którzy płacą jej ciężkie pieniądze, zwykli nazywać ją
panią lub ich
właścicielką. No cóż. Do tego poletka pewnie można zaliczyć wiele innych tożsamości, którymi się posługiwała w ostatnich latach.
Wiek: Nie jest do końca pewna, kiedy się urodziła, ba, nawet nie wie, ile właściwie ma lat, przyjmuje, że na pewno skończyła już
trzydzieści dwa. Dlatego posługuje się danymi metrykalnymi pani Windworth, głównie z sentymentu do ich wspólnego imienia, dokładniej mówiąc, przyjęła, że ma
dwadzieścia siedem lat i urodziła się 15 stycznia.
Rasa: Cza-ro-wni-caGrupa: Mieszkańcy, aczkolwiek trochę to naciągane. W zależności od tożsamości, jaką się posługuje, ma inne miejsce zamieszkania.
Ranga: SzafirZawód: Właścicielka kwiaciarni,
wdowa po bogatym mężu,
właścicielka burdelu i
zawodowa wiktoriańska domina. Ale nie razem. Osobno.
— — — moc — — —Nancy nie wygląda, ona po prostu jest. Umie w każdej chwili zmienić swój wygląd, może urosnąć, zmaleć, przytyć, a nawet do bólu przypominać przedstawiciela płci przeciwnej – oczywiście, bez zmiany genitaliów, ale uwierzcie mi, naprawdę ciężko dostrzec różnicę. Moc jest to czysto bierna, nie daje jej żadnych zdolności do obrony czy ataku, ale za to świetnie ułatwia jej kamuflowanie się i sianie chaosu w każdy możliwy sposób. Jednak moc ta ma…
Jakby to ująć, aby nikomu nie odebrać apetytu?
Chociaż nie, tego nie da się opisać w apetyczny sposób.
Nancy nie bez powodu nazywa samą siebie złodziejką twarzy. Umiejętność zmieniania wyglądu to chyba jedyny pozytyw, jaki płynie z tej mocy. Druga strona medalu wiąże się z kanibalizmem. Zjadając kogoś, czy to kawałki jego ciała, czy może jakimś cudem w całości, przejmuje nie tylko wygląd, ale także odrobinę wspomnień, nie magicznych zdolności, wiedzy i charakteru. Nie wszystko, w różnych proporcjach, ale wystarczająco, aby móc skutecznie udawać kogoś, kogo właśnie zjadła. Oczywiście, pomijając opory natury etycznej – bo nawet czarownice mają sumienie, wierzcie bądź nie – pojawia się dodatkowy problem. Nowe fragmenty życiorysów i osobowości mieszają się z pierwotną tożsamością kobiety, przez co z każdą pożartą osobą Nancy coraz silniej traci poczucie własnego ja i jest zmuszona ciągle podszywać się pod kogoś innego, ponieważ tylko wtedy jest w stanie nad tym zapanować. Kiedy pojawia się pierwotna osobowość Nancy, wszystko wymyka się jej spod kontroli, pojawiają się ataki paniki, silne stany lękowe, gonitwy myśli i brak możliwości do rozróżnienia, jakie wspomnienie jest jej własne, a jakie ukradzione od kogoś, kto skończył jako jej posiłek. Nie jest to jednak osobowość wieloraka – nikt nie przejmuje nad Nancy kontroli, kiedy zmienia ona wygląd. Wciąż jest tą samą osobą, jednak ta Nancy, od której się to zaczęło, nie do końca wie, gdzie kończy się ona, a zaczyna jedna z jej nowych tożsamości.
[Z powodu charakteru mocy, tj. braku możliwości defensywnych i ofensywnych, sugeruję, aby nie była ona ograniczona czasowo]— — — umiejętności — — —- Wie, gdzie i jak uderzyć, aby przez ból doprowadzić do przyjemności
- Charyzma
- Gra aktorska i zachowywanie pozorów
- Prowizoryczna pierwsza pomoc
- Sztuka przetrwania
- Głowa do interesów
- Godna lekarza znajomość anatomii
- Niezbyt usystematyzowana, aczkolwiek rozległa wiedza z wielu różnych dziedzin
- Szybko się uczy
- Florystyka i zielarstwo
- Dobra pamięć. Może nawet aż za dobra
- Podstawowe umiejętności wymagane od pani z dobrego domu
— — — aparycja — — —Obecnie, w związku z przejętą tożsamością, przyjmuje wygląd złotowłosej blondynki o bardzo gęstych i długich, sięgających pasa włosach. Mierzy około metra sześćdziesiąt pięć i może się szczycić całkiem niczego sobie figurą, która wpisuje się w złoty środek. Nie ma gigantycznego biustu, ale ma na tyle duży, że może się nim pochwalić, podobnie z biodrami. Talia jest, podkreśla ją często gorsetami. Bardzo chętnie nosi kolor czerwony, jednak przez swoją pozycję w Koronie Królowej musiała się jednak przekonać do koloru niebieskiego.
Buzię ma naprawdę ładną, o dużych oczach, w których widać jednak niepokój i odrobinę szaleństwa – zwłaszcza, kiedy Nancy jest zdenerwowana. Naturalnie jej oczy były szafirowe, to znaczy ciemnoniebieskie i komponowały się pięknie z jej ciemnorudymi lokami, obecnie jednak są jasnoniebieskie – ot, żeby lepiej i bardziej przekonująco udawać panią Windworth. Twarz jest owalna, o prostym nosie, ładnie wykrojonych ustach i usianej piegami jasnej cerze.
Uwielbia motyw motyli i kiedy może sobie pozwolić, nosi suknie inspirowane skrzydłami tych owadów. Najczęściej jednak nosi proste, czarne sukienki, które nazywa “wdowimi” – ale już niedługo, ponieważ okres żałoby pani Windworth po jej mężu dobiega z wolna końca. Nosi się elegancko i modnie, zgodnie z obowiązującymi trendami. Przywiązuje dużą wagę do swojego wyglądu.
— — — osobowość — — —Podobnie, jak nie wygląda, Nancy również nie istnieje. Nancy to zbieranina różnych osobowości, doświadczeń i żyć prowadzonych przez wiele innych osób, zgromadzonych w tym jednym, kruchym ciałku, które jakimś cudem jeszcze się nawzajem nie zagryzły. Nancy jest ukryta głęboko pod powierzchnią, starannie zasłonięta wyuczonymi i podpatrzonymi od innych zachowaniami, maskami, złudzeniami. Pozorami. Bardzo ułatwia to jej wcielanie się w nowe role i przyjmowanie nowych tożsamości – bo skoro nie ma swojej głównej osobowości, o wiele łatwiej jest jej wyzbyć się pewnych zachowań i przyjąć nowe. Zupełnie, jakby odgrywała rolę, która z czasem zaczęła przesłaniać jej cały świat i pochłaniać ją samą bez reszty.
Pierwsza Nancy… Zdecydowanie jakaś była. Zahukana, stłamszona przez świat i otoczenie, przerażona wszystkim, co dookoła nią się działo. Aż w końcu coś w niej pękło. W oczach zapalił się nieznany wcześniej blask, a w duszy pojawiła się ambicja zdobycia władzy i zemsty. Tak długo starała się uciekać, aż w końcu życie wpędziło ją w kozi róg, a ona sama, ku swojemu zdziwieniu, odkryła w sobie pokłady zawziętości i uporu, o jaki nigdy jej nie podejrzewano. Z każdym kolejnym zjedzonym ciałem, z każdą kolejną skradzioną tożsamością Nancy zaczęła ulegać coraz większym zmianom.
Zemsty za czym, można by się zapytać. To doskonałe pytanie, sęk w tym, że udzielenie na nie odpowiedzi, która będzie prosta, zwięzła i wystarczająca, graniczy z cudem. Gdyby Nancy była alegorią, byłaby ucieleśnieniem mściwości. Jest pamiętliwa i mściwa, potrafi latami czekać na okazję, by odpłacić się pięknym za nadobne. Czai się niczym wąż w stercie liści i tylko czeka, aż ktoś na nią nadepnie, dając jej przy tym pretekst do ataku. Zatapia zęby bez litości i od razu znika, aby nikt nie powiązał ją z tym, co właśnie się stało. Z taką przyjaciółką jak ona na pewno lepiej nie mieć żadnych wrogów. Ale Nancy jest też lojalna aż do bólu, może być męcząca, jednak jest sojusznikiem, którego ciężko się pozbyć, ba. Trzeba jej dać naprawdę dobre powody, aby przekonać ją do swojego towarzystwa i jeszcze lepsze, aby ją ostatecznie do niego zniechęcić. Bywa zazdrosna i zaborcza. Nie zaznała w życiu wiele ciepła, wystarczy jej okazać chociaż odrobinę, to od razu będzie chciała więcej, więcej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, już wielu zdążyło to przerazić i dać pretekst, by uciec od niej jak najdalej. Nancy to zapamiętuje, z dumą pielęgnuje w sercu urazę i czeka, aż pojawi się okazja, by się zemścić.
Ale wiele tożsamości i żyjących w niej wspomnień, które należały do osób, które zjadła – a niektórym nawet pomogła przejść na tamten świat, aby móc zacząć konsumpcję w ogóle – często to dla niej za dużo. Jest dość krucha psychicznie, z tego właśnie powodu porzuciła swoją pierwszą tożsamość. Po prostu było jej łatwiej żyć jako ktoś inny. Obecnie Nancy to mieszanina różnych zachowań i cech charakteru, których natężenie zmienia się w zależności od wielu czynników, takich jak jej nastrój, ilość energii czy nawet panująca na zewnątrz pogoda. Często się waha, ma mętlik w głowie, gonitwę myśli i nie zawsze umie nad tym zapanować. Każda z przejętych przez nią tożsamość jest na swój sposób żywa w niej, stanowiąc przy tym integralną część jej osobowości.
— — — historia — — —Bękart. Tym jednym słowem Elizabeth opisała dziecko, jakie kwiliło w koszyku znalezionym przez jej służącą z samego rana. Kobieta była zmęczona długim porodem, który zakończył się narodzinami jej dwóch synów.
Właśnie dała swojemu niewdzięcznemu mężowi nie jednego, ale aż dwóch synów, którzy z pewnością wyrosną na dzielnych mężów, a tutaj służba znajduje dziecko. Nowonarodzoną dziewczynkę o szafirowych oczach, krzycząca wniebogłosy. Elizabeth doskonale znała ten kolor oczu, dlatego też od razu dodała dwa do dwóch. Te same oczy patrzyły na nią, kiedy przy ołtarzu wypowiedziała sakramentalne “tak”, przysięgając ukochanemu Edwardowi dozgonną miłość i wierność małżeńską. A on co?! Kiedy ledwo ją zapłodnił, ten jej niewdzięczny, niewyżyty mąż musiał zbałamucić kolejną dziewuchę z wioski, która otaczała ich posiadłość. A teraz, wiedząc, że zbliża się jej termin rozwiązania, wyjechał do Londynu, pewnie znowu oglądać się za panienkami lekkich obyczajów!
Elizabeth kipiała od złości. Miała swoich dwóch synów, najchętniej by wyrzuciła kwilące maleństwo, ale nie mogła. Instynkt rodzicielski zaważył nad chęcią zemsty i niechętnie nakazała mówić zarówno położonej, jak i służącym, że tej nocy urodziła nie dwójkę, ale trójkę dzieci. Chłopcy zostali nazwani August i Jacob, dziewczynce zaś nadano imię Nancy.
– Nancy? Czy to niezbyt nowoczesne imię? – zdziwił się urzędnik, wpisujący trojaczki do dokumentów. Jednak Elizabeth była uparta, a Edward, nieświadom zamieszania, jakie miało miejsce pod jego nieobecność, nie zamierzał odwieść żony od tego zamiaru. Spojrzał tylko błagalnie na urzędnika, w którego Elizabeth kierowała swoje najbardziej mordercze spojrzenie. Była drobną kobietą, o rudych lokach, piegowatych ramionach i bladych policzkach, ale pod tą delikatną posturą kryły się niespotykane pokłady siły. Nie miała zresztą innego wyjścia, życie z Edwardem, którego kochała od młodości, nie było usiane różami. Chociaż ich małżeństwo zostało zaaranżowane, Elizabeth od lat szczenięcych słała ku niemu maślane spojrzenia, pisała listy, które pryskała perfumami i ozdabiała płatkami suszonych kwiatów. Edward był zdecydowanie mniej zakochany, o ile w ogóle można było użyć tego słowa. Lizzie była dla niego tylko zdobyczą i przykrym obowiązkiem, którego musiał dopilnować. I chociaż nie ukrywał, że uważał żonę za atrakcyjną, o wiele częściej uganiał się za młodymi, samotnymi kobietami. Taką kobietą właśnie była Pandora, wiedźma, która dziewięć miesięcy po wspólnie spędzonej nocy podrzuciła pod jego posiadłość koszyk z nowonarodzoną Nancy. Porzucając dziecko, przeklęła kochanka za jego nieczystość – wraz z Nancy do jego domu miały wejść wszelkie nieszczęścia i niepowodzenia. Ale nie od razu. Cierpliwości. Spokoju. Ciii.
Nancy wraz z braćmi chowała się zdrowo. Była bardzo ładną i bystrą dziewczynką, o szafirowych oczach, bladych policzkach i ciemnorudych włosach. Dlatego też właśnie nikt nie zauważył, że to wcale nie jest córka Elizabeth, która przecież sama była rudogłową pięknością. Sama zainteresowana często łapała się na tym, jak patrzy na Nancy z czułością, jakby naprawdę była jej dzieckiem. Chociaż obecność dziewczynki była żywym wspomnieniem o niewierności męża, Elizabeth odnalazła w sobie tyle wyrozumiałości, że nie miała serca karać Nancy za przewinienia jej ojca. Nie była więc może najbardziej czułą matką wobec młodej czarownicy, ale dbała o to, aby niczego jej nie brakowało. Nancy jednak zaczęła dość szybko zauważać, że matka nie jest wobec niej tak samo wylewna, jak w stosunku do Jacoba i Augusta. Tłumaczyła jednak to sobie tym, że po prostu matka będzie faworyzować męskich potomków. Z tego powodu była dość mocno wycofana i zamknięta w sobie, coraz więcej czasu poświęcając na przebywanie w bibliotece.
Klątwa Pandory zaczęła się powoli wypełniać. Zaczęło się niewinnie. Najpierw Elizabeth podupadła nieco na zdrowiu. Lekarze jedyne mogli zwalczać symptomy, co wyleczyli kobiecie płuca, ta zaczęła skarżyć się na problemy z nerkami. Nancy, upatrując w tym szansę na zaskarbienie sobie sympatii matki, zaczęła się nią troskliwie opiekować. Towarzyszyła jej podczas spotkań z lekarzami, pilnowała, by punktualnie o każdej porze dnia przyjęła starannie odmierzone przez Nancy leki i dotrzymywała jej towarzystwa. Jednak klątwa prawdziwej matki Nancy dopiero miała dać o sobie znać z impetem. Na razie się jednak czaiła, czekając cierpliwie, z wolna obnażając kły.
Tymczasem Nancy zaczęła dostrzegać coś. Mianowicie, były to Koszmary. Nancy nic nie mówiła rodzinie o tym, że zaczyna je widzieć. Nie była w ciemię bita, doskonale wiedziała o istnieniu nosicieli, czarownic oraz Koszmarów, chociaż wcześniej miała to za bajkę, którą straszyły piastunki niegrzeczne dzieci. Ale im dalej w las, tym gorzej. Zaczęła miewać wrażenie, że jej ciało zaczyna się zmieniać w sposób inny niż w skutek dojrzewania. W sposób bardziej kontrolowany, ale przez to jeszcze bardziej przerażający dla niej. Miała wrażenie, że umie zmienić swój wygląd, jeśli się skupi naprawdę mocno. Mimo to Elizabeth zauważyła, że z Nancy zaczyna dziać się coś niepokojącego. Nie miała jeszcze za bardzo pojęcia, co dokładnie czekało na jej przygarniętą córkę, jednak w kościach czuła, że będzie to coś bardzo złego.
Pandora postanowiła nawiązać kontakt z córką. Jakimś cudem była w stanie wejść do posiadłości. Na początku zostawiała jej tylko karteczki z zagadkami, których Nancy nijak nie potrafiła rozwiązać. Z czasem jednak zaczęła dostrzegać pewne wzorce i schematy, jakimi rządziły się te zaszyfrowane wiadomości. Pierwszą, którą Nancy udało się rozszyfrować, była godzina i miejsce, w którym Pandora co noc na nią czekała. Czarownica z początku pojawiała się tylko na kilka sekund, ale z czasem ich spotkania trwały coraz dłużej. Pandora zdawała się otwierać przed dziewczyną, przepraszając, że tak ją porzuciła, ale musiała to zrobić, żeby żyło się jej lepiej. Nancy zupełnie nie wiedziała, czy jest to sen, czy jawa. Zaczęła mieć wrażenie, że po prostu lunatykuje i ma naprawdę bardzo nieprzyjemne sny. Zwłaszcza, że karteczki zawsze znikały z jej pokoju.
Czuła, że odchodzi od zmysłów. Coraz bardziej zamykała się w sobie, bojąc się, że niedługo całkiem straci kontakt z rzeczywistością.
Kiedy dziewczyna skończyła szesnaście lat, zaczęła wyrastać na bardzo piękną młodą kobietę. Miała bystre spojrzenie, rumieniła się ślicznie zza wachlarza i zdawała się móc rozpłynąć w powietrzu, kiedy tylko biegła przez ogród w jasnej sukience z kwiatami do Elizabeth. Włosy jej nieco ściemniały, zaczęły się kręcić i prawdopodobnie z chęci przypodobania się matce, zaczęła je upinać w podobny sposób. Stopniowo wokół dziewczyny zaczęło pojawiać się wielu adoratorów. I pewnie Edward wydałby córkę za najbardziej stosownego w jego oczach kandydata – miał nawet jednego upatrzonego, który zdawał się też przypaść do gustu Nancy. Młodzi wydawali się być sobą szczerze zainteresowani. Był to syn jednego z jego przyjaciół, Mervin, który zawsze przywoził Nancy drobny upominek, gdy przyjeżdżał z ojcem z wizytą do Edwarda i jego rodziny. Do tego miał podobne do niej spokojne usposobienie, chętnie się wymieniali książkami i szczerze lubili swoje własne towarzystwo. Mervin też był na tyle dojrzałym emocjonalnie młodzieńcem, że chociaż nie do końca rozumiał to, co działo się z Nancy, potrafił ją uspokoić. Nie zadawał zbędnych pytań, nie oceniał, starał się być jak najlepszym przyjacielem i potencjalnym partnerem. Nancy czuła się przy nim spokojna, zdawała się nie przejmować widokami Koszmarów, nocnymi rozmowami z Pandorą i wieloma innymi rzeczami, które dotychczas spędzały jej sen z powiek. I pewnie Nancy z radością zostałaby jego żoną w stosownym czasie, gdyby nie to, że jednym z jej bardziej nachalnych adoratorów okazał się być jej własny brat.
Był to August. Pandora, która wciąż mieszkała bardzo blisko posiadłości i rodziny Edwarda, upatrzyła sobie właśnie jego na następny cel swojej klątwy. Początkowo August zdawał się walczyć z tym dziwnym uczuciem, które go owładnęło. A zaczęło się tak… Niewinnie. Najpierw przyglądał się siostrze z okna, jak plecie dla siebie i matki wianki. Wzdychał długo i tęsknie podziwiał jej sylwetkę. Potem zaczął jej towarzyszyć w tych zabawach, ilekroć tylko miał czas. Później… Zaczął odstraszać adoratorów siostry, wielu z nich potrafił nawet grozić poważnymi uszczerbkami ciała. Raz doszło nawet do bójki między nim a Mervinem, który uznał, że August przesadza ze swoją czułością wobec siostry i powinien przestać. Kilka razy ujął w palce pasemka włosów Nancy i kiedy ta nie patrzyła, złożył na nich pośpiesznie kilka pocałunków. Szukał byle pretekstu, aby być z siostrą sam na sam, będąc przy tym tak napastliwym, że Nancy dość szybko zaczęła go unikać. Stał wtedy pod drzwiami jej sypialni, zapominając nawet o posiłkach, a przerażona rodzina nie wiedziała, co ma robić. W końcu spróbował odebrać sobie życie. Nieudana próba zakończyła się odesłaniem go do rodziny mieszkającej na drugim końcu hrabstwa, gdzie dochodził do siebie pod czujnym okiem lekarzy, którzy uznali, że cierpi on z powodu zawodu miłosnego. Edward słono im zapłacił, aby szczegóły zachowali dla siebie.
Tymczasem Pandora wyznała Nancy prawdę o jej pochodzeniu, jakby chcąc przysporzyć dziewczynie dodatkowych zmartwień. Dawkowała jej te informacje kawałek po kawałku, aby nie wywołać za dużego szoku. Z jednej strony Nancy nie była zaskoczona wiadomością o tym, że nie jest córką kobiety, którą uznawała za matkę. Zawsze czuła dystans pomiędzy nią a Elizabeth, nawet jeśli Lizzy faktycznie okazywała jej czułość godną matki, to Nancy za każdym razem czuła, że coś kobietę trzyma na niewidzialnej smyczy. Czuła, że bije się ona z urażoną godnością i rodzicielską miłością. Jednak… Wiadomość o byciu czarownicą Nancy przyjęła znacznie gorzej. Doznała załamania nerwowego, przez które spędziła kilka tygodni w swoim pokoju, dostając nieustannych ataków histerii, paniki i płaczu.
Elizabeth jako pierwsza zaczęła podejrzewać, że w nieszczęściach, jakie spotykają jej dom, macza palce czarownica. Na swoje szczęście, Nancy była poza zasięgiem jej podejrzeń. Kobieta nie chciała podejrzewać córki, nawet nie tyle, co przez jej pokrewieństwo z Edwardem, ale jakikolwiek brak motywu.
– Co ona by z tego miała? – zdawała się myśleć Elizabeth, obserwując córkę, która z bladą twarzą siedziała nieopodal na fotelu. Doprowadzenie brata do obłędu nie przyniosłoby jej żadnych korzyści. Ale ktoś inny… Hm.
Nancy, jakby czując, że matka o niej myśli, wstała z fotela i usiadła tuż obok niej, kładąc głowę na kolanach kobiety. Lizzy od razu pogłaskała ją po włosach, a Nan westchnęła cicho, czując, jak bardzo jest spięta. Tak bardzo chciała powiedzieć matce o wszystkim. O dziwnej kobiecie z jej snów podającej się za jej rodzicielkę, znikających karteczkach, monstrach, jakie dostrzegała kątem oka, ale które znikały, gdy tylko skupiała na nich swoją uwagę. Kilka razy próbowała, za każdym razem jednak nie miała serca. Gdy jednak choroba Elizabeth zaczęła się nasilać, a lekarze nie dawali jej za wiele czasu, Nancy zdobyła się na odwagę.
– To nie ty mnie urodziłaś, prawda? – wypaliła podczas popołudniowej herbaty, którą piła z matką w jej salonie. Elizabeth przez chwilę udawała, że nie słyszała pytania, jednak pod siłą spojrzenia Nancy skapitulowała.
– Nigdy nie mów tego ojcu. Ale… Tak, to prawda. Nie urodziłam cię. Ale to nie znaczy, że nie kocham cię jak swojego dziecka. Pamiętaj o tym.
– W takim razie skąd się tu wzięłam?
– Kiedy urodziłam twoich braci, służba ciebie znalazła. Byłaś taka tycia, o! – Elizabeth udała, że trzyma w dłoniach niewidzialny bochenek chleba, aby oddać maleńkość nowonarodzonej Nancy. – Byłaś mniejsza od swoich braci, ale krzyczałaś kilka razy głośniej. Od razu wiedziałam, że jesteś córką swojego ojca. Masz jego oczy. – Spoważniała. – Twój ojciec… Nie jest złym człowiekiem, ale ma swoje wady. Nie chciałam, żebyś to ty ponosiła konsekwencje jego czynów.
– To znaczy? – Nancy ponownie wbiła spojrzenie w matkę, próbując robić dobrą minę do złej gry. Chociaż starała się zachowywać naturalnie, czuła, że coś w niej powoli pęka.
Elizabeth spuściła wzrok.
– Na początku ciebie nie chciałam – wyznała, a Nancy poczuła ukłucie w sercu. – Zrozumiałam, że twój ojciec wdał się w romans krótko po tym, jak spłodził twoich braci. Byłam taka na niego zła… Ale nic mu nie powiedziałam, służbie też nakazałam trzymać gębę na kłódkę. Nie chciałam cię karać za to, co zrobił.
Po śmierci Elizabeth Nancy zdecydowała się opuścić dom rodzinny. Uciekła, zostawiając za sobą wszystko, co znała i kochała do tej pory. Po jej odejściu sytuacja w domu zaczęła się z wolna normować, tylko Mervin zastanawiał się, dlaczego Nancy go porzuciła. Zaczął przez to żywić do niej pewną urazę, zgodził się też, poniekąd, żeby zrobić jej na złość, wziąć ślub z upatrzoną przez jego ojca dziewczyną, której może nie lubił, ale której względami się cieszył.
Nancy tymczasem ukrywała się przed Pandorą, która powiedziała prawdę o jej mocy, poetycko przez nią określaną “złodziejką twarzy”. O tym, że ta moc była naprawdę przydatna, Nancy dowiedziała się dość szybko, w okolicznościach, do których wolałaby nigdy nie wrócić, aby nie musieć przeżyć tego upokorzenia po raz kolejny.
Głód. Głód tak nieznośny, do którego nigdy nie nawykła, jako córka arystokraty. W wieku dziewiętnastu lat po raz pierwszy była głodna, ale nie w taki sposób, jaki czuła zawsze rano po wstaniu z łóżka. Nie było to lekkie ssanie w żołądku, tylko szaleńcza tęsknota za czymś do jedzenia. Chociaż Nancy była oczytana, nie była przystosowana do tak surowych warunków i pierwsze tygodnie na wolności głodowała. Aż… Natrafiła się pewna okazja.
Jej pierwszym posiłkiem była młoda prostytutka. Wraz ze zjedzeniem fragmentu jej ciała Nancy przestała czuć głód, ale ogarnęło ją poczucie wstydu. Z jednej strony zaczęła przyswajać osobowość i emocje dziewczyny, którą właśnie zjadła, ale z drugiej dotarło do niej, co zrobiła. W imię nie wiadomo czego uciekła z domu – bo tak naprawdę nie przemyślała tej decyzji do końca, co z tego, że uciekła z pieniędzmi, jak nie chciała ich od razu wydać? To była idiotyczna, bezsensowna i smutna śmierć. Nancy, czując się jak potwór, przyjęła twarz dziewczyny, ukrywając jej zwłoki w krzakach, które krótko później podpaliła – przy okazji niemalże puszczając z dymem pół lasu. W ostatniej chwili udało się jej dobiec z wiadrem wypełnionym wodą. Zwłoki nieznacznie znacznie się tylko zwęgliły, więc Nancy postanowiła utrudnić ich identyfikację w inny sposób.
Czuła się po tym wszystkim jak potwór, ale apetyt rósł w miarę jedzenia. Z czasem przestała czuć wyrzuty sumienia, kiedy poczęstowała się czyimś ciałem. Jej umysł był wtedy zajęty czymś zupełnie innym, układaniem, sortowaniem i przyzwyczajaniem się do nowych wspomnień, których przybywało. Z czasem Nancy zauważyła, że nie może żyć dłużej ze swoją pierwotną tożsamością. Za bardzo zjadały ją wyrzuty sumienia, o wiele łatwiej jej było funkcjonować z inną twarzą i cudzą tożsamością. Nawet nie zasmuciło jej to, że nie pamięta swojego nazwiska. Tak było… Po prostu łatwiej. Nigdzie nie zagrzała za długo miejsca. Klątwa Pandory, niby wymierzona w jej ojca, snuła się za nią jak zły sen.
Kilka lat temu trafiła do Wishtown. Jakaś bogata kwiaciarka, wdowa po bogatym mężu, szukała pomocy domowej. Kobieta nazywała się Nancy i Nan, żyjąca wtedy pod tożsamością młodej dziewczyny z niewielkiego miasteczka o imieniu Marie, zgłosiła się jako chętna do pracy. Głównie dlatego, że pani Windworth miała tak samo na imię, jak niegdyś ona. W otrzymaniu posady pomogło kobiecie to, że obie były czarownicami. Z jakiegoś powodu na pani Windworth zrobiła wrażenie smutna historia czarownicy, którą prześladuje nieszczęście. Ciężko się jej było przyzwyczaić do tego, że to teraz ona jest służącą, a nie panią na włościach, ale zagryzła zęby. Zresztą, pani Windworth była dość ludzką pracodawczynią, ze względu na wspólne pochodzenie. Mogła się cieszyć własnym pokojem, wolnymi dniami, a czasami dostawała niczego sobie suknię od pracodawczyni. Życie stało się prostsze pod wieloma względami.
Ale klątwa Pandory uderzyła ostatni raz w panią Windworth. Albo tak to sobie Nancy tłumaczy, jak każde inne nieszczęście. Niemniej jednak po tym tragicznym wydarzeniu pech zdał się zostawić ją w spokoju.
Nancy załatwiała wtedy sprawunki na rynku i kiedy wróciła do posiadłości, zastała swoją pracodawczynię już nieżywą. Napad rabunkowy, w końcu posiadłość rodziny Windworth znajdowała się poza miastem, więc stanowiła trochę łatwiejszy cel niż zabudowania miejskie.
Nancy w pierwszej chwili walczyła ze sobą, aby wezwać pomoc, ale jednak jej wyrachowanie wzięło górę. Zjadła kawałek ciała swojej pracodawczyni, przejmując jej tożsamość, przeszłość, traumy, lęki, wiedzę i wygląd. Stała się panią Nancy Windworth. Pod osłoną nocy zakopała ciało kobiety w grobie jej córek, który znajdował się na ogrodzie, starając się jak najgodniej oddać jej ostatnią przysługę. Zaczęła działać dalej. Pod inną tożsamością została właścicielką domu rozkoszy, a pod jeszcze inną luksusową dominą. Zdobytymi informacjami często handluje z tymi, którzy są gotowi za nie zapłacić. No i na koniec, można oczywiście zgadywać, w jaki sposób niektóre czarownice dowiedziały się o historii Nancy i jej nietypowych zdolnościach, ale nie ma co zgadywać, bo tak się przecież stało. A co z tego wynikło? Tyle, że Nancy została Szafirem w Koronie Królowej Czarownic, a samej Królowej służy wiernie i oddanie. Może nawet aż za bardzo…
— — — ciekawostki — — —- Jedna z pożartych przez nią osób musiała chorować na gruźlicę, co u Nancy objawia się okazjonalnym kaszlem, któremu towarzyszy plucie krwią, w momentach silnego stresu. Nie zaraża, żyje z tym od kilku lat, a okazjonalne krwawe odkaszlnięcia to jedyne, co daje się jej we znaki.
- Jest biseksualna, jednak poprzysięgła sobie, że nigdy, przenigdy nie zwiąże się w żaden sposób z mężczyzną. Ma z nimi naprawdę złe doświadczenia, nawet jeśli niekoniecznie własne (cóż, zjadła kilka prostytutek i ofiarę przemocy domowej, to by pewnie wiele tłumaczyło), co doprowadziło do tego, że idealizuje kobiety, a mężczyznami gardzi już na początku. Z tego powodu, jako Aimee jest o wiele bardziej surowa i okrutna wobec męskich klientów. W zasadzie, gdyby mogła, to niektórych swoich klientów by po prostu zakatowała, ale pieniądz to pieniądz, trzeba się chociaż minimalnie kontrolować.
- Ironicznie, nie popiera działań wojennych, pomimo dość wybuchowego i okazjonalnie agresywnego temperamentu.
- Bardzo lubi piwonie.
- Ludzkie mięso nie jest koniecznym elementem jej diety. Spokojnie spożywa inne pokarmy, jej ulubionym przysmakiem są ciasteczka migdałowe i mus jabłkowy.
- Udaje, że jest prawdziwą Nancy Windworth, która przeżyła napad i wskutek urazu ma problemy z pamięcią. Tłumaczy tym też swoje bardziej lękliwe usposobienie i większą chęć trzymania się na uboczu niż wcześniej.