- A teraz spójrz w tę stronę chłopcze - starszy, brodaty mężczyzna skierował swoją laske ku stołom z prawej
- Odstępy nie są równe… i to znacząco!
- Mimo iż wchodząc do sali i stojąc na podium arcymistrzyni mogłoby się tak wydawać, prawda? Wiesz czemuż to?
- Zakładam, że ma to coś wspólnego z kolumnadą - odparł rudy adept, którego to osobliwe, asymetryczne rozłożenie punktów podporowych dziwiło od dawna. Czuł, że doznał olśnienia - To tłumaczyło czemu wszystkie służki są pod różnym kątem. Przez to, oraz podłogę i sklepienie nie da rady spojrzeć w inną stronę. Niezależnie od siedzenia trzeba spojrzeć na podium. Nie jest to jednak tak oczywiste, jakby się mogło wydawać, właśnie przez odejście od symetrii, dlatego trzeba było iluzyjnie obniżyć poprzez-
- Owszem, panie Borcke, ale nie przyszedłem sprawdzać tu pańskiej wiedzy o estetyce i architekturze - starszy mężczyzna przerwał mu, zanim tamten rozkręcił się na dobre. - Jest to oczywistość. Zapewne wiesz o gruntownej przebudowie, która miała miejsce tu 33 lata i 5 miesięcy temu. Czy nie łatwiej byłoby, postawić wszystkiego jak należy?
Lekko speszony, lecz zaintrygowany Matthew jeszcze raz rozejrzał się dookoła, po czym dokładniej przyjrzał się stołowi najbardziej wysuniętemu do przodu. Najpierw spojrzał na miejsce mistrzyni Londyńskich balsamistów, później na ich mistrza grabarzy, by później…
- Widać całą delegację z Londynu, prawda? A dokładniej od piersi w górę. Stoimy na miejscu mistrza grabarzy - odparł poruszony, po czym bez zapowiedzi poszedł pięć kroków w lewo. - A tu stoi mistrzyni żniwiarzy! Obydwoje widzą wszystko doskonale, lecz w świetle żyrandolu…
- Dla nich są niewidoczni - dokończył profesor, zadowolony postukując laską w posadzkę. - Razem z Jamesem Haggardem odkryliśmy to na niedługo przed renowacją, ostrożności co do Londyńczyków nigdy za wiele, w szczególności wtedy…
Powinienem był się od razu domyślić, że bez powodu profesor nie pozwoliłby na to, by na takiej uroczystości panowałby chociażby pozorny “nieporządek” - skwitował adept, kończąc coś zapisywać w swoim notatniku, oraz ukradkiem zerkając na coś za sobą. - Zastanawiam się jednak, czy nie prościej byłoby mieć ich centralnie przed sobą. Całkiem prosto można byłoby to uzasadnić, a może i zobaczyłoby się o wiele więcej
- Panie Borcke, a pan wiedząc, że będzie pan oceniony z naszej dzisiejszej wyprawy i wpłynie to na pańską możliwość udziału w przyszłej delegacji?
- Niezależnie od presji każde zadanie powinno zostać wykonane perfekcyjnie, profesorze Goldenmayer - odpowiedział z pozornym spokojem co nie nie uszło uwadze doświadczonego grabarza.
- Znakomita odpowiedź, Borcke. Zwróćcie uwagę, że gdyby nie wiedza o bezpośrednich konsekwencjach ta presja by nie powstała. Oczywiście, wykona pan swoje zadanie znakomicie, lecz czy to wyjątek, czy reguła? Można wręcz rzec, że chcąc rzeczywiście cię przetestować unikałbym tej informacji, a nawet wytworzył w panu poczucie, że osiągnął już pan swój cel - po to by zobaczyć jak zachowuje się pan “naturalnie” - pochylił się nad młodym mężczyzną, który nagle poczuł się bardzo niepewnie. - Pozwalamy poczuć się bezpiecznie, ważni, tak by mogli poczuć przewagę, a później czekać aż odkryją prawdziwe zamiary. Tam gdzie inni opuszczają gardę, my jesteśmy skupieni i wyciągamy wnioski… W pewnym sensie można powiedzieć, że grabarze działają podobnie do męczennic.
Matt zamrugał zdziwiony porównaniem organizowania siedzenia na wysokości arcymistrzyni na balu do tego tajemniczego oddziału Inkwizycji, nie może samym tym faktem, lecz bardziej tym, że zostało to wypowiedziane przez jego w innym wypadku dość dumnego profesora.
- Sądziłem, że profesor uważa, że metody męczennic to zwyczajna, niskich lotów wszystkim manipulacja - ujął jak najłagodniej mógł.
- Owszem - dozwolona w odpowiednich ilościach, a jakże przydatna. Wiedząc jak ją wykorzystać stajemy się na nią odporni - dokończył górnolotną poradę i już miał się odwrócić w stronę instrumentów, kiedy po sali rozległo się echo otwieranych drzwi.
Stała tam grabarka w średnim wieku, niezbyt charakterystyczna.
- Profesor Goldenmayer? - zapytała, a ten jak za dotknięciem magicznej różczki zmarszczył brwi i zaczął z powrotem przypominać postrach każdego adepta.
- Owszem - odpał niskim tonem, wychodząc jej naprzeciw. - W czym rzecz? Jestem dziś zajęty do wieczora.
- Spotkanie piętra grabarzy odbędzie się jednak dzisiaj. Pańska obecność jest obo-
- Obowiązkowa, wiem. A z jakiegoż to powodu nie odbędzie się dzisiaj?
- Podczas przeglądu archiwum powstały komplikacje…
Starszy mężczyzna nagle zrobił się tak ponury, że aż reszcie zgromadzonych zrobiło się zimno.
- A stosowano się do protokołu przedelegacyjnego? Wszystko było wyliczone - wiedział, bo napewno sam to robił.
N-nic mi o tym nie wiadomo, profesorze
- A powinno wszystkim! O takich rzeczach wiadomo z 3 miesięcznym wyprzedzeniem - skwitował groźnie.
Nie miał jednak wyboru. Odwrócił się do stojącego obok adepta - Panie Borcke, proszę sprawdzić jeszcze orkiestrę, wszystkie potrzebne informacje znajdzie pan na stronie 7 i 12 - wręczył mu swoją teczkę. - Proszę nie zapomnieć jeszcze przejrzeć planów ze stron 3, 4, oraz 15. Do jutra o tej samej porze w moim gabinecie - mruknął na pożegnanie i wyszedł z sali wraz ze skołowaną grabarką.
Matthew poczekał nim drzwi się zamknęły i natychmiast skierował się ku hebanowemu fortepianowi, którego ukradkiem mierzył wzrokiem od kiedy tu przyszli.
Z ulgą w końcu pozwolił sobie opaść na czarną ławę i wzdychając otworzył te papierzyska. Wzrokiem mierzył pogmatwane plany i obliczenia, nad którymi rozszyfrowaniem kiedyś spędzał wieczory. Rozejrzał się dookoła. Przez chmury z zewnątrz sala nie była tak doświetlona jakby być mogła. Będzie miał problem z odmierzaniem tego wszystkiego w pojedynkę. Pozwolił sobie znów westchnąć.
Spojrzał na swoje zmęczone, rozciągnięte odbicie na powierzchni tego pięknego instrumentu. Nawet nie było jeszcze tak późno a on czuł się zmęczony jak nigdy. Jeszcze ta cała gadka o organizacji, hierarchii, manipulacji i męczennicach. Niby doskonale o tym wiedział, ale z ust Goldenmayera to wszystko brzmiało jak przestroga… Nie miał już na to siły.
Dobra, dobra, co tam musiał sprawdzić pierwsze? Może skoro już tu siedział to nic się nie stanie jeśli przejdzie od razu do akustyki.
Odsłonił klawiaturę, a jego nadzieja, że będzie profesjonalistą i nie będzie się rozczulał odeszła wraz z naciśnięciem C3. Tak jak po sklepieniu poniosło się echo dźwięku, po jego kręgosłupie przeszedł dreszcz. Miał szczęście, że nie będzie musiał się powstrzymywać przed jego profesorem.
Rozciągnął palce i zaraz zabrał się do ćwiczeń z gamą D - dur. Z każdym naciśnięciem klawisza przyjemne uczucie pochłaniało go coraz barziej. Gra na nim była wyjątkowo satysfakcjonująca - Ostatnio tak dobrze grało się mu chyba… u Lynna. Swoją drogą, obok leżały skrzypce. Już dawno razem nie grali… Może jeszcze uda mu się przypomnieć co to było.