|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Sybille Ofiara
Liczba postów : 60 Join date : 11/05/2013
| Temat: Wieża. Sob Sty 25, 2014 1:06 am | |
| Do wieży wchodzi się przez dosyć wysoki otwór w murze, w którym zapewne kiedyś mieściły się drzwi, jednak czas sprawił, że została z nich tylko kupka drewna. Schody prowadzące do szczytu są zbudowane z kamienia. Nie są stabilne, jeśli się nie uważa, można się poślizgnąć i nieźle poturbować. Kamienna barierka na szczycie wieży sięga średniej wysokości człowiekowi do brody; póki co trzyma się dobrze. W owej barierce mieszczą się otwory, kiedyś zapewne używane do bezpiecznej obserwacji wroga w czasie wojny. ~Opis autorstwa Lenevai♦ ♦ ♦ |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Czw Lis 10, 2016 9:05 pm | |
| Stara, zimna, można powiedzieć, że sypiąca się inkwizycyjna wieża. Spotkanie grabarza w tej części zamku, było naprawdę rzadkością, a w szczególności o tej godzinie, kiedy wszyscy powinni już wracać do swoich domów, bądź pokoi wynajętych w budynku. Tym bardziej dziwne było to by człowiek, który zazwyczaj robił wszystko by znaleźć się poza tym miejscem najszybciej jak mógł i to nie tak, że nie miał dziś rzeczy do roboty. Miał. Musiał zapłacić czynsz, nie wspominając jeszcze o swojej kotce wymagającej nakarmienia. Widać coś naprawdę ważnego oderwało go od tych nie mniej zajęć i postanowił wspiąć się po stromych, śliskich schodach na samą górę. Zaraz po dotarciu do końca, odpalił swoją fajkę. Zaciągnął się, podszedł do barierki i spojrzał na skąpane w blasku zachodzącego słońca miasto - Wishtown. Cóż za okropne, zepsute miasto, pełne równie gównianych ludzi… W sumie pasował tam idealnie. Nie zmieniało to faktu, że były momenty, w których najchętniej rzuciłby wszystko i wyjechał gdzieś, gdziekolwiek. Niestety był świadom tego, że niezależnie gdzie pojedzie, gdzie się znajdzie, ludzie będą tacy sami - taka już ich natura i na próżno z nią walczyć. Spojrzał w dół. Wiele razy się nad tym zastanawiał jak to jest, tak skoczyć i po prostu przestać istnieć… Czasami pragnął tego tylko trochę, a bywały też momenty, w których był w połowie robienia kroku do przodu na krawędzi. Ostatnio musiał to jednak przyznać, że wcale nie chciał tak często skoczyć sobie z przysłowiowej wieży. Oczywiście było to zasługą tego, że znalazł sobie wręcz idealną metodę na rozładowywanie stresu, która nie była taka… impulsywna. Był za to bardzo wdzięczny Selene. Nie okazując tego, jasna sprawa! Z resztą jakby mógł jej to powiedzieć? Obcowanie z nią bardziej niż podczas ich zabaw mogło być z lekka niebezpieczne. Aż westchnął na tą myśl. Nie ważne jak bardzo próbował się tego wyprzeć coś pomiędzy nimi się zmieniło, lecz wolał jeszcze nie wyciągać pochopnych wniosków za wcześnie. Z resztą teraz wszystko stało pod wielkim znakiem zapytania przez ich mały incydent. Zaczęło robić się chłodno, więc opatulił się mocniej płaszczem. W domu czekała jeszcze na niego Bethania spragniona pieszczot, a przecież nie mógł zaniedbywać jedynego powodu dla którego jeszcze nie zrobił kroku do przodu… Dotychczas jednego. Zaczął się powoli zbierać do zejścia. |
| | | Fiona Everdell Męczennica
Liczba postów : 146 Join date : 02/09/2016
| Temat: Re: Wieża. Pią Lis 11, 2016 7:08 pm | |
| Lana cieszyła się, że ten dzień dobiega końca. Konieczna wizyta w siedzibie Inkwizycji zmusiła ją do wzięcia wolnego od pracy, nie tylko w karczmie, ale i przy zbieraniu informacji na temat pewnej ciekawej osoby. Wszystko po to, by posiedzieć parę godzin w jakimś zagraconym gabinecie w towarzystwie starego grzyba, który chyba już 20 lat temu zapomniał, że istnieją kąpiele. Potem jeszcze musiała udać się do pomieszczeń Balsamistów. Tylko na chwilę, by potwierdzić raport odnośnie zachowania pewnego obiektu, który wcześniej wytropiła i przez długi czas obserwowała. Niby zwykła czarownica, a zdolności interesujące dla tamtych świrów. Szybko stamtąd wyszła, ale smród zdążył wypalić jej nos, gardło, a może nawet i płuca. Zdecydowanie potrzebowała odetchnąć świeżym powietrzem. Zdecydowała, że najlepsza ku temu będzie wieża, oddalona od zakurzonych ulic. Wejście na nią nie było zbyt zachęcające, obskurne i zniszczone, ale dzięki tego liczyła, że chwilę odpoczynku spędzi samotnie. Być może nawet będzie mogła pozwolić sobie na uchylenie maski. Ostrożnie pokonała schody i w końcu wyszła na szczyt. Ze zdziwieniem zauważyła inną postać. Gdy tylko skojarzyła, kto postanowił zająć miejsce jej odpoczynku, wredny uśmieszek wykrzywił jej wargi. Może ten dzień dało się uratować. - Czyżbyś zamierzał wyświadczyć światu przysługę? - odezwała się kpiąco, opierając dłonie na biodrach. Zaraz potem zachichotała pogardliwie i podeszła do niego. Jeśli nie zdążył zareagować, wyrwała mu fajkę z ust, po czym, niezależnie od powodzenia swojego żarciku, odsunęła się ponownie. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Sob Lis 12, 2016 3:19 am | |
| Oczywiście życie nie pozwoliło mu się delektować chwilą spokoju, rześkiego powietrza i blaskiem zachodzącego słońca, a jakże. Nie mógłby być sobą, gdyby każdej sekundy jego życia coś nie spieprzyło do końca. Tym razem była to męczennica, która najwidoczniej miała zbyt dużo wolnego czasu. Jak widać owa panna miała odrobinę za długi język. Dobrze, on chętnie również się trochę zabawi, a można powiedzieć, że trafił tym razem na równego przeciwnika. Uśmiechnął się zatem, tak słodko i obrzydliwie szeroko, że aż rzygać się chciało. - Miałbym skoczyć i odbierać tak wielu osobom przyjemności obcowania ze mną? Nie bądź naiwna, złotko. - Prychnął nie zmieniając swojego uśmiechu. Wyjął natychmiast z papierośnicy drugą fajkę i ją odpalił po czym dmuchnął dymem wprost na twarz swojej towarzyszki. - Czyżbym miał przyjemność rozmawiać z tą sławną Fioną? Cóż za zaszczyt. - Kpił dalej. Doskonale wiedział kim była (oczywiście oficjalnie i w dokumentach) owa kobieta. Miał ją na swojej czarnej liście. - Powiedz mi, koleżanko, czy chamskie zawracanie ludziom tyłka to jakaś wasza metoda na "wyciąganie informacji"? Nie chcę nic mówić, ale na mieście raczej nie zrobisz furory takimi taktykami. Chyba, mieszkańcy Wishtown są naprawdę tacy tępi na jakich wyglądają, ale nawet ja w to do końca nie wierzę. - Wydął teatralnie usta jak miał to w zwyczaju robić. |
| | | Fiona Everdell Męczennica
Liczba postów : 146 Join date : 02/09/2016
| Temat: Re: Wieża. Sob Lis 12, 2016 8:15 pm | |
| Chciała roześmiać się perfidnie, słysząc jego odpowiedź, lecz nim zdążyła to zrobić, poczuła zapach zbyt mocnego jak dla niej tytoniu. Skrzywiła się z obrzydzeniem, czego nie mógł zobaczyć przez maskę i ledwo powstrzymała się, by go nie spoliczkować. Zacisnęła jedynie dłoń w pięść, drugą ręką obracając jego fajkę między palcami. - Coś w tym jest, od razu humor się człowiekowi poprawia, gdy na ciebie popatrzy - ton jej głosu stał się na moment bardzo oschły. - Gratuluję doskonałej pamięci. I jakaż szkoda, że nie mogę odwzajemnić tych uczuć. Oparła się o barierkę nieopodal niego, na tyle blisko, by Grabarzowi wadziła jej obecność, a zarazem postarała się zachować bezpieczną odległość. Intensywnie zastanawiała się, gdzie wbić szpilę. - Och nie, nigdy w życiu, nikt inny nie zasłużył na tak zaszczytne traktowanie - parsknęła ironicznie, odnosząc się do uwagi na temat pracy. Kwestię mieszkańców pominęła, większość z nich również uważała za tępych. - Czyż to nie cudowne? Tylko ty, ja i nieskażona żadnymi gierkami głęboka rozmowa. Prawie jak starzy przyjaciele. Zatem, co u ciebie, Borcke? Opowiadaj, chętnie wysłucham, może coś doradzę. Gdy to mówiła, cały czas uśmiechała się pod nosem. Nieskażona żadnymi gierkami? Dobre sobie. Obydwoje cały czas prowadzili swoje gry. Zabawnie było, gdy zaczynały się zazębiać. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Sob Lis 12, 2016 10:26 pm | |
| Nawet nie wyobrażała sobie jak bardzo jej chociażby lekka złość sprawiała mu przyjemność. To było o wiele prostsze niż się spodziewał. Od razu przybrał triumfalny wyraz twarzy. - Czyżbym zrobił coś nie tak? Złość piękności szkodzi, a w twoim zawodzie to chyba niezbędne, nie mam racji? Wprawdzie nie wiem jakie oblicze skrywa ta maska, ale twoje zdolności retoryczne raczej wskazują na to, że od patrzenia na ciebie oczy nie bolą, skoro cię jeszcze nie wyrzucono. - Prawił, oczekując na jej odpowiedź. Parsknął śmiechem pod nosem. Prawdę powiedziawszy na dzień dzisiejszy wolałby być pozbawiony swoich paznokci u rąk rozżarzonymi szczypcami, a niżeli rozmawiać z kimś kogo można było określić jako "starego przyjaciela", ale niepotrzebnie zaprząta sobie nim głowę. Z resztą i tak poświęcił dzisiaj mu za dużo czasu w swoich przemyśleniach, kiedy czekał na niego ktoś z kim mogła się nawiązać jakaś interesująca (w pewnym sensie) rozmowa. - Nieskażona gierkami rozmowa? Ależ Fiono, czy nie jest prawdą, że każda, chociażby najmniejsza interakcja między dwoma ludźmi jest jednym wielkim pokazem manipulacji i tak zwanych "gierek"? Nie istnieje rozmowa, w której co najmniej jedna ze stron nie chciałaby czegoś osiągnąć, czegoś wymusić, zmienić perspektywą innego tylko dla własnych potrzeb. Myślałem, że jako męczennica jesteś tego świadoma. - Pokręcił teatralnie głową i zaciągnął się tytoniem. Westchnął, lecz znowu się do niej zwrócił ze swoim złośliwym uśmieszkiem. - U mnie? Cierpię na głęboką depresję i jestem na skraju mojej wytrzymałości, czyli czuję się całkiem nieźle, nic ciekawego. O wiele bardziej interesującym tematem wydaje mi się skąd u bezwzględnej męczennice zainteresowanie tak nudnym grabarzem i jego życiem? A może i mnie posądzono o czarnoksięstwo? |
| | | Fiona Everdell Męczennica
Liczba postów : 146 Join date : 02/09/2016
| Temat: Re: Wieża. Nie Lis 13, 2016 3:30 pm | |
| Gdy tylko zauważyła triumf na jego twarzy, nieco pożałowała wstrzymania się od przemocy. Westchnęła przeciągle, po czym odpowiedziała Grabarzowi najuprzejmiej jak tylko potrafiła. - Och, Borcke, nie sądzę, abyś był odpowiednią osobą do osądzania zdolności retorycznych kogokolwiek - ton głosu kobiety był taki, jakby właśnie delikatnie strofowała niezbyt rozgarnięte dziecko. - Jednak schlebia mi, że próbujesz docenić mą urodę. Szczególnie, że gustujesz w zupełnie innym typie ludzi, czyż nie? Gdyby nie miała maski, puściłaby do niego oczko w geście niby dyskrecji, niby domyślności. - Nie wyrzucono i tak prędko nie wyrzucą, za dużo wiedźm tu przywlokłam. Co oznacza, że wciąż mamy okazję spotkać się służbowo! „Wtedy wolałabym sama skoczyć z tej wieży” dopowiedziała w myślach na wspomnienie ich dotychczasowej współpracy. Wpatrywała się w niebo, które robiło się coraz bardziej ciemne, gdy usłyszała jego śmiech. Zerknęła z zainteresowaniem na Matta, ciekawa, co dokładnie mogło wywołać ten wybuch wątpliwej wesołości. Przez moment wydawał się być zadumany, co nie uciekło uwadze Męczennicy. - Och Matthew, masz aż tak czarne intencje wobec mnie? I tak złe zdanie? - zaczęła z przesadną emfazą. - Nie śmiałabym przecież dopuścić się zakłamań czy intryg w rozmowie z tobą! Odchyliła się lekko do tyłu, przykładając dłoń do czoła, jakby miała lada moment omdleć. Odgrywanie takiego teatrzyku nawet ją bawiło. - Kogo winić za doprowadzenie cię do granic wytrzymałości? - powiedziała wręcz z troską, ale wrażenie to zostało zniszczone przez nieprzyjemny śmiech. - A co, masz coś do ukrycia, że martwi cię moje zainteresowanie? Przyszłam tu tylko odetchnąć, ale skoro nadarzyła się okazja, by pogawędzić... Wzruszyła ramionami i ponownie spojrzała w przestrzeń, tym razem wzrok kierując ku ziemi, ku powolnie uspokajającemu się miastu. Widziała stąd nawet kamienicę, w której ostatnio pomieszkiwała. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Sob Lis 19, 2016 12:47 am | |
| Przez chwilę był w rozterce wewnętrznej, bo za cholerę nie przypominał sobie, by ją w jakikolwiek sposób komplementował (a przynajmniej nie umyślnie), ale jej następne słowa jeszcze bardziej go zdezorientowany. - W innym typie ludzi? - Zapytał krzywiąc się przy tym nieprzyjemnie. Chwilę zajęło mu zanim doszło do niego o cóż to mogło chodzić, a kiedy już w końcu udało mu się rozwiązać tą zagadkę huknął gromkim, paskudnym śmiechem, niemalże skręcając się z rozbawienia, mimo iż jeszcze przed chwilą można było kątem oka zobaczyć u niego grymas niezadowolenia z poruszonego tematu. - Ach tak, jak mógłbym zapomnieć? - Mówił sarkastycznym tonem. - Przecież obciągam każdemu mężczyźnie na ulicy, nieprawdaż? A na dodatek przebieram się za kobietę, by mieć więcej klientów, hehe. Jak widać łączy nas o wiele więcej, niż można by było powiedzieć na pierwszy rzut oka, nie sądzisz złociutka? - Wyszczerzył się obrzydliwie i zaciągnął się fajką wypalając ją do końca. - Jak już mówiłem, w samej naturze człowieka leży manipulacja, ale przysięgam, że moją jedyną intencją w rozmowie z tobą jest jak najszybsze jej zakończenie, Fiono. - Zakończył emfazą. Mruknął jeszcze coś pod nosem odnośnie używania jej fałszywego imienia, ale dla słuchacza nie miało to większego sensu. Po jej kolejnych wypowiedziach na jego twarzy pojawił się uśmiech, trochę bardziej prawdziwy niż dotychczas, ale taki jakby z politowaniem. Dobrze, chciała wiedzieć? To jej odpowie. - Kogo winić? A czy mogę winić kogokolwiek innego poza sobą? - Uniósł teatralnie ręce i przymknął oczy niczym aktor na scenie. - Sam zgotowałem sobie taki los odrzucając wygodne kłamstwa życia i przyjmując nieprzyjemne kłamstwa. Istnienie ludzkie składa się jedynie z niekończącego się cierpienia, a ja po prostu przestałem sobie wmawiać, że tak nie jest. Tak samo jak manipulacja, w naturze ludzkiej leżą same najgorsze rzeczy: zawiść, sadyzm a w tym samym chora zależność od drugiego… I coś mi mówi, że chyba przyznasz mi rację, kochana. - Uchylił jedno oko i spojrzał na nią. - Każdy z nas coś ukrywa, złotko. Na tym polega cała zabawa. Niestety muszę cię rozczarować i zdradzić ci, że mam dość nudne tajemnice. Ot, trzymam w kamienicy kota, a tego nie można w moim skrzydle, ale mam nadzieję, że dotrzymasz sekretu… Zerknął również w kierunku miasta i powoli zapalających się latarni. On także widział dom, w którym zwykł pomieszkiwać. Obrócił się przodem do widoku i dość spontanicznie jak na niego rzucił jeszcze nieznanym dla jego rozmówczyni rozmarzonym tonem - Mimo wszystko są jeszcze na tym świecie ślepi ludzie, którzy wierzą w piękno... |
| | | Fiona Everdell Męczennica
Liczba postów : 146 Join date : 02/09/2016
| Temat: Re: Wieża. Nie Lis 20, 2016 12:36 am | |
| Uwadze Lany nie mógł ujść drobny szczegół, jakim był krótki grymas niezadowolenia, widniejący na twarzy Matta tylko przez ułamek sekundy. Oparła łokcie o barierkę i zaczęła przyglądać mu się badawczo, wcześniej lekko kręcąc głową. - Oh, Matthew, myślałam, że to tylko plotki, ale skoro to potwierdzasz... - odparła melodyjnie, celowo ignorując sarkazm w głosie mężczyzny. - I nie sądzę, aby łączyło nas tak wiele. Ja mam klasę, poczucie dobrego smaku... - urwała, na moment poważniejąc. - Lecz ty zapewne pijesz do mojej pracy - westchnęła przeciągle i wyprostowała się, jednocześnie krzyżując ręce nad biustem. - Wiesz, większość ludzi prędzej obnaży się fizycznie, aniżeli psychicznie. Droga do tej wewnętrznej nagości jest dużo trudniejsza i o dziwo nie wiedzie przez łóżko. Ach, ale po cóż ci o tym mówię, jeszcze zaraz zatriumfujesz, że z czegoś ci się tłumaczę - zakończyła kwaśno i oparła się o murek. W rzeczywistości opinia Grabarza była jej całkowicie obojętna, przynajmniej póki nie stanowiła żadnej przeszkody czy zagrożenia. Spontanicznie postanowiła podzielić się enigmatycznym opisem swojego sposobu pracy (bo jak lepiej poznawać najgłębiej strzeżone sekrety, jeśli nie poprzez udawanie przyjaciółki od serca?), choć wiedziała, że mogła sobie to darować i zamiast tego zaatakować kolejnym szyderstwem. Uwagę o zakończeniu rozmowy skwitowała jedynie uśmieszkiem i cichym prychnięciem. Nawet jeśli nie skłamał, to jakoś wcale się nie śpieszył. Niektórzy, znając podły charakter Lany, nawet nie wdawali się w zbędne pogawędki i uciekali od razu. - Co tam mamroczesz? - rzuciła raczej od niechcenia, spodziewała się bardziej obelg pod swoim adresem niż istotnych informacji. Równie dobrze mógłby jej wcale nie odpowiedzieć. Nie przyglądała mu się, gdy mimiką zareagował na jej wypowiedź. Dopiero pierwsze słowa sprawiły, że zerknęła na Matthewa i zastała go w przybranej pozie. Wysłuchawszy go, prychnęła. - Cierpienie? Cierpienie spotyka tych, którzy tracą kontrolę nad swoim życiem, którzy dopuszczają do tego, by zadać im cios - przerwała na moment, jakby zbierając myśli. - Tak, muszę się zgodzić. W umyśle człowieka zawsze drzemią złe skłonności. Nie wszyscy je budzą. I to właśnie decyduje o tym, kto dozna cierpienia. Uśmiechnęła się. Nie radośnie, nie szyderczo. Był to grymas drapieżny i pełen chorej satysfakcji. Tylko maska ochroniła ją przed wystawieniem się na baczne oko Matta. - Możesz być pewien, że już jutro połowa Wishtown będzie o tym wiedzieć - westchnęła, w rzeczywistości niezbyt zainteresowana takimi sekretami. Nie zapomni o kocie, o nie. Nie czuła jednak potrzeby, by w tym momencie wykorzystywać tę wiedzę. - Masz aż tak nudne życie, że nie uraczysz mnie ciekawszą tajemnicą? Zaraz po dostrzeżeniu swojego domu, starała się odnaleźć gospodę i inne miejsca, w których często bywała. Nastrój skupienia przerwała nagła wypowiedź Matta, która sprawiła, że Lana odwróciła się ku niemu całkiem gwałtownie jak na siebie. Starała się odnaleźć na jego twarzy oznaki tego samego uczucia, które usłyszała w tonie głosu. Nie spodziewała się tego po nim, podejrzewała, że znowu udawał. - Kogóż masz na myśli? - zapytała ostrożnie, niepewna, czy nie dała się wciągnąć w jakąś nową gierkę. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Nie Lis 20, 2016 3:14 pm | |
| Przyglądał jej się, kiedy mu odpowiadała. Niby beznamiętnie, trochę znudzony, jedynie lekko marszcząc usta, lecz tylko on tak naprawdę wiedział co teraz kłębiło się w jego rudej głowie. Dopiero jak skończyła mówić na jego usta ponownie wkradł się triumfujący uśmiech (jak już jego rozmówczyni przewidywała) i nie skomentował tego w żaden sposób. Doskonale zdawał sobie sprawę z tym kim rozmawia, lecz oczywistym było to, że skoro narodziła się między nim tak interesująca dyskusja to nie będzie chciał jej tak po prostu zakończyć. Ryzykował dość dużo, ale możliwość zyskania paru ciekawych informacji odnośnie jej persony, była równie (o ile nie bardziej) kusząca. Z resztą mógł w każdej chwili opuścić konwersację i po prostu zejść z wieży, jeśli zrobiłoby się zbyt gorąco. Zignorował jej odzywkę, by przysłuchać się jej odpowiedzi na ten lekki popis, który odstawił przed chwilą. Na nowo przymknął oczy i zacisnął dłonie na barierce. Zaśmiał się pod nosem, ale nie był to przyjemny śmiech, jakby chciał splunąć z pogardą na ziemie. - Co racja, to racja.- Mówił do niej, a wzrokiem wędrował po jej masce. - Jedynie słabi ludzie otwierają się na cierpienie, nieprawdaż? Pytanie brzmi tylko, czy Ci którzy poddadzą się swoim niechlubnym instynktom zostaną skrzywdzeni? A może to Ci, którzy za wszelką cenę będą chcieli się ich wyprzeć, błędnie szukając szlachetności w tym bagnie zwanym życiem? - Wyciągnął jeszcze jedną fajkę i odpalając ją jeszcze mrucząc pod nosem. - Choć równie dobrze może to nie mieć znaczenia. Znowu zaśmiał się z politowaniem. Co jak co, ale jego kompanka była w tym momencie przeraźliwie pocieszna. - Skoro tak ładnie prosisz to zdradzę jeszcze Ci mój największy sekret. - Rozejrzał się dookoła czy aby na pewno ta wiadomość nie dotrze do innych uszy, przysunął się lekko do męczennicy i pochylił do niej, po czym szeptem i z bardzo poważną twarzą zaczął: - Rok temu brat mi przysłał rzadką mieszankę herbaty różanej z Chin i… - Ponownie się rozejrzał i jeszcze mocniej ściszył głos. - ...i dziś sobie ją zaparzę. - Poderwał się gwałtownie i wrócił do swojej pozycji. - Jeszcze nigdy w życiu się przed nikim tak nie obnażyłem, Fiono, mam szczerą nadzieję, że to uszanujesz. Zerknął na niebo. Zaczęły się pojawiać już pierwsze gwiazdy. Zaciągnął się fajką i westchnął trochę nieobecny. - Tak naprawdę to wszystkich... - Zmarszczył czoło. - Banda głupców wmawiająca sobie, że robi coś moralnego, kiedy wszystko jest uzależnione od ich pobudek i egoistycznych pragnień. Żyją sobie w ich wyimaginowanych światach, myśląc że są szczęśliwi, gdy tylko tak naprawdę sami siebie okłamują, albo po prostu ignorują prawdę. O wiele bardziej wolą żyć w swoim fałszywym świecie, ze strachu przed... - Znowu zacisnął ręce na barierce, ale zaraz znowu parsknął śmiechem. - Ale przecież ludzi takich jak my - świadomych to nie dotyczy, nieprawdaż? A może się mylę? |
| | | Fiona Everdell Męczennica
Liczba postów : 146 Join date : 02/09/2016
| Temat: Re: Wieża. Nie Lis 20, 2016 9:02 pm | |
| Nawet jeśli spodziewała się, że Matthew zacznie triumfować, wciąż oczekiwała jakiejś odpowiedzi. Skrzywiła się tylko, gdy nie raczył powiedzieć nawet słowa. Przez moment poczuła się dosyć nieswojo, ale szybko otrząsnęła się z tego uczucia. Nie powiedziała mu przecież nic, czego nie powinien wiedzieć. Rola Męczennic jako zdradzieckich szpiegów była całkowicie jawna w Inkwizycji, w przeciwieństwie do ich tożsamości. Ten niepozorny Grabarz miał jednak w sobie coś, co nakazywało Lanie zachować ostrożność w słowach. Zignorował jej zaczepkę. Faktycznie zdecydowała się nie drążyć głębiej, kwitując jego zachowanie przewróceniem oczami. Dużo bardziej interesujący był temat, który nasunął się jako następny, choć jednocześnie grząski i niebezpieczny. Uspokoiła nagły przypływ podejrzanej wesołości, którego doznała zaraz po skomentowaniu jego wcześniejszych słów. - Nie ma aż takiego znaczenia, gdy wszystko zależy od okoliczności - odrzekła neutralnym tonem. - Nawet jeśli jesteś potworem, który traktuje ludzi jak swoje zabawki, w każdej chwili na twojej drodze może pojawić się ktoś gorszy, ktoś o bardziej zatwardziałym sercu, o czarniejszym sumieniu, ktoś, komu się nie przeciwstawisz. Właśnie w taki sposób działa ten świat. Najsilniejszy, a nie najczystszy wygrywa. Kimże jesteśmy, by walczyć z tym niepisanym prawem? Ugryzła się w język. Niby zwykła wypowiedź o zabarwieniu mocno abstrakcyjnym, ale kto wiedział, jak zinterpretuje ją Matthew? Słyszała różne opinie na jego temat i wolałaby, żeby nie przeszkadzał w jej prostym, ale zarazem satysfakcjonującym życiu poprzez uczepienie się jej osoby. Westchnęła cichutko z ironicznym uśmiechem, słysząc jego chichot. Nawet nie drgnęła, gdy się przysunął i odegrał teatrzyk ze zdradzaniem swojej największej tajemnicy. Dzielnie zachowywała powagę, aż do momentu, gdy wrócił na swoje miejsce. Wtedy wybuchnęła śmiechem, czystym i prawdziwym, o który nie podejrzewałaby się na początku tej rozmowy. - Oczywiście, gwarantuję ci swoją dyskrecję - odpowiedziała wciąż rozbawionym głosem. - Choćbym nawet spotkała wiedźmę czytającą w myślach, nie oddam jej twoich sekretów. Odpowiedź na jej pytanie przyszła szybko i w tonie odmiennym, niż wcześniejsza spontaniczna wypowiedź Matta. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się, o co mu chodzi. - Ze strachu przed czym, Borcke? - znowu zaczęła bawić się wcześniej zabraną fajką. - Do czego zmierzasz? Czy powinnam zmartwić się twoimi przemyśleniami? Uważnie przyjrzała się Grabarzowi, dopatrując się na jego twarzy grymasów, które zdradzą więcej niż słowa. Nagle w tym samym momencie tuż przed twarzą kobiety przeleciała niewielka, jasna ćma. Automatycznie wyciągnęła ku niej dłoń, chcąc zwabić ku sobie owada, jednocześnie nie tracąc z pola widzenia Matthewa. Ćma przez chwilę tańczyła wokół palców Lany, zagubiona i szukająca światła, aż wreszcie przysiadła, zmęczona wędrówką. Kobieta nie mogła pohamować radości. Przysunęła rękę do twarzy, chcąc z bliska popatrzeć na stworzonko. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Pią Lis 25, 2016 8:07 pm | |
| Słysząc jej odpowiedź, aż mu coś błysnęło w oku. Zazwyczaj, kiedy mówił komuś o swoich racjach to dostawał wyłącznie jakieś urojone głupoty, a ona trafiła w dziesiątkę. - No, no… - Uśmiechnął się z satysfakcją. - Czego jak czego, ale nie spodziewałem się, że spotkam dziś kogoś świadomego… Jestem pod wrażeniem. - Jego dziwna zmiana nastawienia nie trwała jednak zbyt długo. Zdawał sobie sprawę z tego z kim teraz rozmawiał. Zapewne jako męczennica, była wyuczona tego jak mówić to co odbiorca chciał usłyszeć. Jednakże wątpił również, że znała go na tyle by akurat to wiedzieć. Poza tym, czyżby zaskarbienie sobie jej względów, chociażby pozorne, było czymś złym? Nawet on potrzebował chwili wytchnienia od szyderstw (ale tylko na chwilę). Utrzymanie dystansu robiło się z czasem coraz trudniejsze. Spojrzał na nią, nie potrafiąc ukryć swojego zdziwienia jej reakcją. Spodziewał się bardziej, że ją to zdenerwuje i znowu będzie mógł poczuć się jak pan sytuacji, lecz stało się coś innego… On ją rozbawił? Dawno już coś takiego nie miało miejsca. Ale… Musiał przyznać, że było to miłe. Mimowolnie odwrócił głowę, a na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz ulgi, który nie gościł tam zbyt często, a w szczególności przed kimś. Przyglądał się scence z ćmą powoli wypalając fajkę. Spojrzał na nią i rzucił tylko z politowaniem w głosie. - Rozczulające. Milczał przez dłuższą chwilę wpatrując się w jakiś punkt na horyzoncie. Cisza została jednak przerwana jego kolejnym prychnięciem. - Przed czym? Przed samotnością oczywiście. Ludzkość składa się z samych naiwnych głupców, którzy myślą, że spoufalanie się z drugim naiwnym głupcem jakoś uśmierzy im cierpienia, lecz prawda jest taka, że dąży to jedynie do większej zguby. Gdyby nie infantylne uzależnienie od drugiej osoby w nadziei życia w iluzji szczęścia to na świcie w sumie nikt nigdy nie został skrzywdzony, nieprawdaż? Ale potrzeba siły, by nikogo nie potrzebować i nie być pasożytem zupełnie jak jakaś pijawka. Rodzimy się sami, a Ci co nie potrafią być niezależni zostaną zgubieni. Niestety słaba, rozemocjonowana mniej lub bardziej rasa ludzka nadal dąży do tej jakże nieuniknionej samozagłady. - Mówił bezpłciowo. Za bardzo dał się ponieść melancholii co było w jego przypadku bardzo zgubne. Musiał się ogarnąć. Dlatego spojrzał jej prosto w oczy i powiedział z lekkim przekąsem. - Nie musisz się o mnie martwić Fiono, jestem już dużym chłopcem, ale to urocze jak się o mnie troszczysz. |
| | | Fiona Everdell Męczennica
Liczba postów : 146 Join date : 02/09/2016
| Temat: Re: Wieża. Sob Lis 26, 2016 10:34 pm | |
| Uśmiechnęła się nieco krzywo, słysząc komplement, tym razem prawdziwy i zamierzony. Odpowiedziała mu tylko mruknięciem i skinieniem głową, które można było rozumieć na wiele sposobów. Lanę bardzo niepokoiło, w jakim kierunku zaczęło zmierzać to spotkanie. Planowała jedynie zabawić się kosztem Matthewa, co samo w sobie było nieco wymagającym zadaniem ze względu na jego cięty język. Nie żeby Lana mocno narzekała – cecha ta czyniła rozmowy z Grabarzem dużo bardziej interesującymi niż z innymi, przeciętnymi ludźmi. Nie ma nic satysfakcjonującego w pokonaniu słabego, ale zwycięstwo nad kimś równym bądź silniejszym jest słodkie jak miód. Tymczasem jednak powoli zaczynali gawędzić niczym starzy, dobrzy znajomi. A może powinna to wykorzystać? Zawahała się, będąc świadomą ryzyka idącego w parze z większym spoufaleniem się. Przecież właśnie teraz Matthew mógł planować podobną intrygę, chcąc nie chcąc kobieta musiała przyznać, że jest w tym dobry niemalże tak, jak ona. Tylko ten jeden szczegół sprawiał, że nie myślała o nim jak o karaluchu, a jak całkiem intrygującym przeciwniku. Dostrzegła, że bardzo zaskoczyła go swoją wyjątkowo pozytywną reakcją. Nie planowała tego, lecz mimo wszystko było warto dla samego faktu zbicia z tropu mężczyzny. Lana chciała dowiedzieć się więcej, przekonać się, czy odnajdzie się w tej jakże innej niż dotychczas sytuacji, ale Matthew uparcie milczał, a na dodatek odwrócił głowę. Zmarszczyła brwi z niezadowoleniem, a za chwilę zacisnęła usta. Coraz więcej spoufalania się. W ciszy oczekiwała ciągu dalszego tej niezwykłej rozmowy, która być może nigdy nie powinna się zdarzyć. Matthew nie śpieszył się, spojrzał tylko, jak Lana zachwyca się małym żyjątkiem. - Owszem, ćmy są rozczulające – odparła, siląc się na normalny ton, choć w rzeczywistości chciała się odgryźć jakąś kąśliwą uwagą. Obawiała się jednak, że mężczyzna może zmienić przez to temat, w którym dostrzegła wiele możliwości. Cierpliwość Lany zaiste została wystawiona na próbę. Męczennica była już o krok od przypomnienia mu o pytaniu, gdy nagle prychnął i zabrał głos. Wsłuchała się w jego wypowiedź uważnie. Być może gdyby Matthew był w stanie dostrzec wyraz jej twarzy, uśmiech powiększający się z każdym jego słowem, zaprzestałby mówienia i czym prędzej opuścił wieżę. - To bardzo interesujące, to, co teraz mówisz – odezwała się łagodnie, wiedząc, że jak na razie koniec z neutralną i poważną rozmową. - Ludzie boją się samotności… Przywiązują się więc do innych ludzi… A świadomych to nie dotyczy, tak mówiłeś? - wspomniała jego wcześniejszą wypowiedź, jednocześnie powolnie zbliżając się do niego. Było w tych ruchach coś drapieżnego, jakby dziki kot czaił się, by lada moment dopaść swoją ofiarę. - Uważasz się za świadomego. Nie potrzebujesz nikogo, nie uzależniłeś się od innej osoby? - w tym momencie stała już tuż obok Matthewa, o ile się nie odsunął, zwrócona przodem do niego. Opierała jeden łokieć o barierkę, podczas gdy drugą dłoń umiejscowiła na swoim biodrze. Całą sobą dawała znaki, że skończyły się filozoficzne rozważania. - A co z… Selene? Słyszałam naprawdę baardzo ciekawe rzeczy na wasz temat. Uśmiechała się nieprzyjemnie, przewiercając go wzrokiem na wylot. Nie liczyła, że Matthew powie jej coś nowego, coś ciekawego. Wyciąganie informacji osobiście w tym przypadku było nieco utrudnione, choć zdążyła się już zorientować, że faktycznie coś jest na rzeczy. Teraz miała po prostu nadzieję, że mężczyzna się zmiesza, straci kontrolę, wpadnie w zakłopotanie. Chciała zobaczyć, jak zaczyna plątać się w kłamstwach. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Nie Lis 27, 2016 1:52 pm | |
| Zaczął mocno żałować tego, że się tak rozgadał, ale jak widać nastrój tego miejsca zrobił swoje. Ech… Cóż poradzić, że był taki podatny na piękno chwili? Nikt przecież nie jest idealny (choć niektórzy są tego bardzo blisko), następnym razem będzie musiał uważać, by nie dać się ponieść, o ile takowy kiedykolwiek nastąpi. Oby tylko nie wyciągnęła czegoś... niebezpiecznego z jego słów. Zmarszczył lekko brwi widząc jak się przysuwała do niego. To chyba oznaczało koniec ich “głębokich” rozważań, a wróciły zwykłe szyderstwa. Może to nawet i dobrze? Matthew myślał, że będzie to koniec niestabilnych tematów, lecz jakże się mylił. Od razu zwęszył podstęp w jej słowach, ale mimo wszystko starał się nadal utrzymywać swój drwiący uśmieszek na twarzy. Trafiła jednak w dość czuły punkt, niemalże poczuł jak przekręca mu się żołądek, lecz na nieszczęście Fiony dobrze wiedział jak grać w tą grę i nie reagował zbyt porywczo. Nie da jej satysfakcji, lecz nie będzie również robił tego dla niej zbyt oczywistego. W sumie nie chodziło teraz tylko o jego “bezpieczeństwo”. Na jego twarzy pojawił się dziwny grymas niedowierzania. - Ja? Uzależnić się od kogoś? - Dopytywał cynicznie. - Chyba nie wyglądam na aż takiego żałosnego, nieprawdaż? Naprawdę spodziewałem się po tobie więcej, Fiono. - Prychnął, jakby był w stu procentach pewny swojej nieskazitelności. Prawda jednak była taka, że z tym bywało różnie… Ale nie! Był przecież na tyle opanowany, by nie stracić kontroli nad swoimi relacjami. Przynajmniej tak uważał... - Poza tym… Z Selene? - Prychnął, lecz wciąż starał się utrzymać wredny wyraz twarzy. - Z moją “ukochaną” kuzyneczką? - Słowa te wypowiedział jakby chciał splunąć. - Czyżby tym idiotom już całkowicie się nudziło? Spędzam z tym niestabilnym emocjonalnie babochłopem najmniejsze minimum czasu, które muszę ze względu na moją pracę, a oni i tak sobie coś dopowiedzą, ech… - Westchnął ciężko. Musiał zachować dyskrecję, lecz prawda była taka, że brzydził się kłamstw, które jednak w tym momencie były konieczne. Jego zdanie na temat Selene zmieniło się… trochę. Przyszedł mu do głowy kolejny pomysł, choć bardzo ryzykowny pomysł. Jednak teraz nadarzyła się okazja wybadania terenu jeśli chodzi o to jak dobrze im udaje się utrzymać tajemnicę, która mogła się szybko nie powtórzyć. - Mówię Ci Fiono, to dla mnie nie nowość, że te półmózgi gadają coś na temat mnie i mojej kuzynki, a to tylko dlatego, że nasi przełożeni wpadli na genialny pomysł, byśmy ze względu na nasze więzi rodzinne pracowali razem. - Westchnął po raz kolejny. - Kiedyś gadali, że tak naprawdę jesteśmy rodzeństwem, wyobrażasz to sobie? Ciekawi mnie bardzo na co wpadli tym razem… - Wypalił fajkę do końca i ugasił ją na barierce. |
| | | Fiona Everdell Męczennica
Liczba postów : 146 Join date : 02/09/2016
| Temat: Re: Wieża. Sob Gru 03, 2016 9:02 pm | |
| Tak jak się spodziewała, zachował spokój, nawet jeśli był on fałszywy. Pod tym względem zupełnie różnił się od Selene, która ani trochę nie umiała kłamać. Matthew za to perfekcyjnie potrafił ukrywać swoje prawdziwe odczucia, nie mógł jednak pozbyć się ich całkowicie, a Lana miała perfidny zamiar dostać się do tych strzeżonych sekretów. Uśmiechała się pod nosem, słuchając jego słów, obserwując reakcje, komentując to prawie niesłyszalnymi prychnięciami z rozbawienia. - Czy na pewno mam odpowiadać, czy wyglądasz na aż tak żałosnego? - odezwała się ze złośliwym śmiechem, nadal czując się jak osoba panująca nad sytuacją. Zmrużyła lekko oczy, gdy zaczął opowiadać o swoich uczuciach względem Selene. Tak naprawdę nie miała pewności, czy w tym momencie mówił prawdę, czy łgał. Lana była świadoma, że przed swoją kuzynką również mógł grać, a zamierzała opierać się tylko na faktach. - A czy to minimum czasu jest aż takie złe? - zapytała bardzo tajemniczym, a zarazem przesyconym satysfakcją głosem. - A może jednak nauczyliście się, jak czerpać jakieś… korzyści ze swojego towarzystwa? Przerwała na moment i wbiła wzrok w Matthewa. Nie mogła tak od razu odkryć wszystkich swoich kart. Grabarz pod żadnym pozorem nie mógł się dowiedzieć, od kogo Lana posiadła wszystkie informacje. Jeśli uda, że słyszała takie plotki, być może zdezorientuje mężczyznę, a dodatkowo napędzi mu stracha, że jego drogocenny sekret jest szeptany między przypadkowymi ludźmi. - Nazywasz ich półmózgami, a jednak czasami potrafią trafnie połączyć niektóre tropy i wysnuć właściwe wnioski – skłamała gładko. W rzeczywistości miała podobne zdanie na temat większości pozostałych Inkwizytorów co Matthew. - Wyobraź sobie, że słyszałam, że ty i Selene zaczęliście się bardzo dogadywać. I wiesz co? Podejrzewam, że to prawda - przysunęła się jeszcze bliżej niego, by ostatnie zdanie wręcz szepnąć. - I co teraz mi powiesz? Odsunęła się, wracając do poprzedniej pozycji. Przyglądała się leniwie, jak gasi papierosa, z niesmakiem zauważając, że dużo pali. Sama też popalała, owszem, jednak jedynie z poczucia konieczności, nigdy z przyjemności. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Nie Gru 04, 2016 9:56 pm | |
| Po raz kolejny nie odpowiedział na jej zaczepkę, a jedynie skwitował ją lekkim uniesieniem brwi, tym wyrażając swoje całkowite potępienie. Miał teraz o wiele większy problem na głowie. Nie podobało mu się ani trochę podobało mu się w jaką stronę zmierzała ta konwersacja, ani to jakie wnioski nasuwały mu się w miarę jej rozwoju. Nie mógł jednak teraz się poddać, bo sytuacja zaczęła się robić niebezpieczna i musiał się jak najwięcej dowiedzieć na ile środowisko Inkwizytorów wiedziało o nim i Selene. Zdawał sobie sprawę, że daje jej się wplątywać w swoje gierki, ale nie mógł się teraz wycofać, gdyż tym przyznałby jej rację i niepotrzebnie rozbudził ciekawość, więc postanowił tańczyć jak ona grała (na razie). Odpalił kolejnego papierosa i odpowiedział trochę znudzony. - Naprawdę nie wiem jakie korzyści można by było czerpać z interakcji z tą przygłupią, niewyżytą, a do tego upartą jak stado osłów socjopatką. Uwierz mi Fiono, dyskusje z nią są równie przyjemne i produktywne jak krzyczenie na ścianę z nadzieją że Ci odpowie. Oddałbym wszystko, by nawet to minimum czasu skrócić jeszcze bardziej, lecz jak widać świat mnie nienawidzi… - Kłamał jak z nut. Już nawet przed ich “spotkaniami” wykorzystywali siebie nawzajem jak się tylko dało. Ona unikała odpowiedzialności za “wypadki” podczas przesłuchań, a on miał dostęp do informacji inaczej niedostępnych dla ludzi jego rangą. Choć z resztą to nie było nieprawdą... Spojrzał chwilę w zamyśleniu w dal na miasto. Sam w sumie nie wiedział co myślał temat Selene, ale jednak odezwało się w nim coś na podobę sumienia. Źle ją ostatnio potraktował. Wiedział dobrze, że był to wypadek, a i tak zrobił wielkie przedstawienie, a tym samym zawiesił ich spotkania. Co nie zmienia faktu, że to się stało czego dowodem był bandaż, który jeszcze musiał nosić, miał chyba prawo być zły, nieprawdaż? Ale… To jak się w stosunku niego wtedy zachowała. Czyżby naprawdę stracił kontrolę nad ich relacją? Chyba nie było aż tak źle? Nikt na tym jak na razie nie cierpiał i z resztą nie wie wiedział co tak naprawdę ona myśli o nim teraz. Zawsze był pewny ich wzajemnej niechęci, ale teraz wszystko stało się takie szare. Sam już nie wiedział czy powinien zacząć się bać. Otrząsnął się jednak ze swoich rozważań. Musiał być ostrożniejszy przy swojej rozmówczyni. Odwrócił się do niej już jawnie zmęczony rozmową, którą wkrótce zamierzał zakończyć z oczywistych powodów, ale nie da jej wygrać. - Prawda, czasami ślepemu udaje się trafić w drzwi. - Prychnął, okazując już jawnie swoje niezadowolenie i rzucił jej paskudny uśmiech. - Mimo wszystko, muszę przyznać, że już od dłuższego czasu żadne z nas nie próbowało drugiego zabić. Jak widać to wystarczy, by ludzie zaczęli wyobrażać sobie nie wiadomo co. - Mruknął i wypuścił kłębek dymu z ust. - A teraz ty mi powiedz, Fiono, tylko bez żadnych farmazonów… - Syknął zupełnie innym tonem niż dotychczas i wpatrywał się w nią morderczym wzrokiem. - Przyszłaś zawracać mi tyłek tylko po to by sprawdzić, czy nie pieprzę się z kuzynką, czy będę musiał się z tobą użerać dłużej? |
| | | Fiona Everdell Męczennica
Liczba postów : 146 Join date : 02/09/2016
| Temat: Re: Wieża. Sob Gru 10, 2016 12:09 am | |
| Zachichotała, krótko i prześmiewczo. Uparcie trzymał się swojej wersji, ale Lana nie miała powodu, by wątpić w historię, którą Selene tak skrzętnie próbowała zataić, a i tak ostatecznie zwierzyła się z niej niepozornej kelnerce. Nawet jeśli Męczennica musiała odróżnić wzmianki i niepełne informacje od nieumiejętnych kłamstewek kobiety, a później uzyskane fakty połączyć w jedną całość, była na tyle pewna swoich dociekań, by nie wierzyć w ani jedno słowo Matthewa. - Ciekawe, czy Selene spodobałoby się, jak się o niej pięknie wyrażasz… - wyrzuciła z siebie lekko Lana, uważnie przypatrując się mężczyźnie. - Próbowałeś kiedyś powiedzieć jej to prosto w twarz? Bardzo chętnie zobaczyłabym jej reakcję. Od momentu rozpoczęcia tego tematu Męczennica usilnie starała się nie wmieszać w dyskusję swoich osobistych uczuć. Jak dotąd Selene dała się lubić, więc Lana w żaden sposób nie przyczyniłaby się do zaszkodzenia jej reputacji. Nie chciała też, by Matthew zauważył, że nie gardzi jego kuzynką, tak jak zwykła traktować każdego innego, przeciętnego Inkwizytora. Na obelgi reagowała jedynie grymasami złości, jednocześnie próbując zamordować go wzrokiem. Gdy wreszcie wyrwał się z zamyślenia i postanowił odpowiedzieć na kolejne zarzuty, Lana doznała olśnienia. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie poruszyła tej kwestii, skoro już nadarzyła się okazja. Nieprawdopodobne, że niemalże o niej zapomniała, skoro wciąż ma ją przed oczyma. - Och, a co, chcesz już uciekać? - odezwała się niby zawiedzionym tonem, całkowicie ignorując wcześniejsze słowa Grabarza. - Przecież jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać, a kto wie, może znajdziemy następny temat? Mogłaby zatrzymać go siłą, gdyby chciał odejść zbyt wcześnie, ale nie chciała tak ryzykować. W planach miała jedynie zabawę kosztem mężczyzny, a nie wpakowanie się w jakieś kłopoty. Drobne szarpnięcie w papierach urosłoby do rangi czynnej napaści, a z tego wynikłyby jedynie komplikacje i konsekwencje. Z Grabarzami należało postępować subtelnie. - Jak twoja ręka? Boli jeszcze? - wróciła wreszcie do sprawy, którą tak zapragnęła poruszyć. - Przypomnij mi, jak doszło do tego tragicznego wypadku? |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Nie Gru 18, 2016 12:12 am | |
| - Uwierz mi Fiono, jeżeli naprawdę będę pragnął zakończyć swoje życie to wybiorę jakąś przyjemniejszą śmierć, niżeli rozczłonkowanie przy użyciu tępego obcasa. - Rzucił i raczej niepoważnie się lekko uśmiechnął. - Poza tym nie ukrywamy swojej wzajemnej niechęci, więc jest to raczej zbędne - westchnął. Po co jej to wszystko wiedzieć? Nie mógł sobie pozwolić na dłuższe drążenie tego tematu, gdyż najzwyczajniej w świecie stawał się już nie do zniesienia. Bawiła się jego kosztem, hę? Zaraz zobaczymy kto będzie się śmiał ostatni. Nagle jakby nigdy nic na jego twarzy znów zagościł bezczelny uśmieszek. - A ty, Fionko? Dlaczego tak nagle przejmujesz się dobrostanem Selene? O ile mi wiadomo nie jest między wami zbyt kolorowo, a zdajesz się zachowywać jak jej najlepsza przyjaciółeczka. Czyżbyś coś knuła, moja droga? Chyba, że tylko cieszy cię sprawianie wielkiej przykrości mojej ukochanej kuzyneczce, tak jak wszystkim dookoła. Nie ukrywam jednak, zawiódłbym się na tobie niezmiernie. Mimo iż jego wcześniejsza odpowiedź sprawiała wrażenie, że świetnie się bawił, to tak naprawdę miał w planach jak najszybsze opuszczenie tego miejsca. Stawka była jednak zbyt duża, by mógł sobie pozwolić na ich dalsze gierki. I tak wiedziała już za dużo, a on nie ważne co zrobi, da jej tylko więcej informacji. Robił jednak dobrą minę do złej gry. Nie mógł uciec za szybko, gdyż wtedy dałby jej nieskończenie wiele odpowiedzi, nie wypowiadając ani słowa. Musiał poczekać na odpowiedni moment. - Skądże - prychnął. - Nie widzę jednak powodu, dla którego można by było drążyć ten temat. A jak już wspominałem w domu ktoś na mnie czeka, więc jeśli nie masz nic ciekawszego do powiedzenia to proponuję się rozejść. Nie mam najmniejszej ochoty wracać po ciemku, choć na to już i tak chyba za późno - westchnął teatralnie. Nawet przestał liczyć ile już razy to zrobił. Kolejne jej słowa iście zmroziły mu krew w żyłach. Każdy chyba znał dobrze tę historyjkę o szafce, lecz jej pewność siebie już od pewnego czasu śmierdziała na kilometr. Skąd ona tyle wiedziała? Bez wątpienia wplątywała go w jakąś brudną gierkę i nie ważne co jej odpowie to przegra. Nie zdradzał jednak swojego wewnętrznego konfliktu, a jedynie zmarszczył lekko brwi i rzucił pogardliwie (oczywiście z niezmiennym uśmiechem). - Jakież to wzruszające, że się o mnie tak martwisz. Ale dziękuje, dużo lepiej. - Opatulił się mocniej płaszczem, bo robiło się już zimno i spojrzał w dal na miasto. - Mam lepszy pomysł. - Powiedział przenikliwym głosem. - A może ty mi powiesz jak to się stało, że złamałem rękę? Jesteś przecież męczennicą, nieprawdaż? Takie rzeczy to chyba dla ciebie pikuś. A poza tym, coś mi mówi, że znasz odpowiedź… Jego rozmówczyni mogła tego nie wiedzieć, ale właśnie tym pytaniem znalazła się na jego priorytetowej liście jeśli chodzi o śledzenie, a zważywszy kim była powinien się dowiedzieć co najmniej paru ciekawych rzeczy. |
| | | Fiona Everdell Męczennica
Liczba postów : 146 Join date : 02/09/2016
| Temat: Re: Wieża. Wto Gru 20, 2016 6:41 pm | |
| Lana przekrzywiła lekko głowę, świdrując wzrokiem Matthewa. Wiedziała, że w ten sposób nic nie osiągnie, a ewentualnie tylko może sobie zaszkodzić. Szczególnie, że Grabarz nagle skierował rozmowę na nieco inny tor. Jeszcze w trakcie jego wypowiedzi parsknęła dobrze wyćwiczonym śmiechem. - Przejmuję się? Jak doszedłeś do tego wniosku? - odpowiedziała kpiąco. - Ale w jednym masz rację. Selene czasem na zbyt wiele sobie pozwala względem mnie, w takim przypadku chyba zrozumiała jest chęć zdobycia cennych informacji, czyż nie? - zagruchała, mimowolnie w swoje słowa wplatając swój jeden mały żal do kobiety. - Czy coś knuję? Chyba nie mam powodu. Nie musisz się na razie obawiać o wasze sekrety, jakiekolwiek one by nie były. Chciała zamieszać mu w głowie, by nie był pewny, czy Lana faktycznie wie coś więcej niż przeciętne plotki, które krążyły po Inkwizycji. Gdyby wydała stanowczo zbyt wiele, mogłaby zaszkodzić sama sobie, ściągając nadmierną uwagę Matta. Powstrzymała się od rzucenia kąśliwego komentarza o niechęci do wracania po ciemku, bardziej zainteresowana kwestią nieszczęsnej ręki. Zamierzała trzymać się oficjalnej historii, licząc jedynie na jakąś interesującą reakcję. Oczywiście jak zwykle zagrał wspaniale, udając całkowite niewzruszenie. Kobietę natomiast zaniepokoiło odbicie pytania. Taka zagrywka mogła nie wróżyć niczego dobrego. - Miło słyszeć, może niedługo będziesz mógł wrócić do robienia pożytecznych rzeczy – zaczęła standardowo, od lekkiej docinki. Zaraz potem w życie wprowadziła swój plan wywinięcia się z tej skomplikowanej sytuacji. - Chyba każdy w Inkwizycji ją zna – prychnęła pogardliwie. - Chciałam po prostu usłyszeć, jak sam o tym mówisz. Bo doprawdy, to najbardziej idiotyczny powód złamania ręki, o jakim w życiu słyszałam. Odsunęła się od niego i spojrzała w niebo, jarzące się już pierwszymi gwiazdami. Opierała się cały czas łokciami o barierkę, delikatnie odchylając w tył. Po zaledwie sekundach przerwy kontynuowała: - Naprawdę nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak wielką ofiarą losu trzeba być, by złamać sobie rękę szafką – zaśmiała się zjadliwie, tak, jakby naprawdę wierzyła w zmyśloną historyjkę i znalazła w niej kolejny powód do kpienia z mężczyzny. Miała nadzieję, że Matthew się na to nabierze. W przeciwnym wypadku mógłby zacząć poszukiwać informacji o źródłach Lany, a to doprowadziłoby go do Selene. Męczennica nie była pewna, czy kobieta pamięta, z jak wielu rzeczy zwierzyła się niepozornej kelnerce z gospody, jednak niezależnie od tego, podejmowanie ryzyka było niewskazane. Objęła się ramionami, czując przenikliwe zimno. Lekki płaszcz nie stanowił żadnego zabezpieczenia przed chłodem. Spędzi tu jeszcze trochę czasu i może spodziewać się kataru. Być może faktycznie nadchodził czas, by zakończyć tę pogawędkę. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Wto Gru 27, 2016 1:18 am | |
| Matthew delikatnie zmarszczył brwi. Phi! Pożytecznych rzeczy. Czyżby sugerowała, że się obija, albo robił coś niepoważnego przez ten cały czas? To, że ma złamaną rękę nie znaczyło, że nie mógł pracować. Na całe szczęście jego lewa dłoń była równie sprawna co prawa, inaczej byłoby z nim kiepsko. Niewiele osób o tym wiedziało, ale nie umniejszało to jego z lekka ugodzonej dumy. Swoją pracę i sumienne jej wykonywanie traktował akurat bardzo poważnie dla wiadomości tej paskudnej ignorantki! Nie powiedział jej tego jednak, gdyż nie mógłby spojrzeć na siebie później w lustrze, gdyby dał jej chociażby grama satysfakcji… A poza tym trochę przesadzał. - Skoro każdy już ją słyszał co najmniej ze sto razy to bez sensu jest ją powtarzać po raz kolejny, nieprawdaż słońce? - Uśmiechnął się, co było o wiele trudniejsze niż kiedykolwiek dotąd. Niemalże zazgrzytał zębami, ale za wszelką cenę musiał się opanować. Najgorsze w tej całej sytuacji ze złamaną ręką było to, że jedna połowa Inkwizycji zaczęła niebezpiecznie szeptać między sobą, a druga naśmiewała się z niego po kątach, a on nie mógł nic innego robić tylko zgrywać kompletną ofiarę losu. Inną opcją było jeszcze wymyślenie lepszej wymówki, ale na to było już za późno, a to i ludzie zaczęli by jeszcze bardziej wtykać nosa w nie swoje sprawy, więc musiał zacisnąć zęby i to znosić, był tego winny Selene. - Po prostu od 26 lat cierpię na chronicznego pecha, a z wiekiem wydaje się tylko narastać. - Spróbował jakoś jej odpowiedzieć, bo inaczej po prostu zepchnął by ją z wieży i westchnął doniośle, po czym uniósł ręce (a raczej tylko jedną) w teatralnym geście. - Padłem ofiarą nędznego zarządzania jeśli chodzi o wyposażenie gabinetów grabarskich. Nie wiem ile lat ubiegam się o trzecią półkę, a o tym że mam wrażenie, że moje biurko zaraz złamie się wpół nawet nie wspomnę. - Wykorzystał jeszcze ostatni moment, by trochę pomarudzić, gdyż tego nigdy za wiele. - Może ta sytuacja coś im przemówi do rozsądku, chociaż jest to mało prawdopodobne, kiedy ma się przerwę wielkości Pacyfiku między półkulami mózgu. Jego uwadze nie umknęła jej reakcja. Bardzo dobrze, tą rozmowę można już uznać za zakończoną i tak zaczęła go męczyć. - Paskudne są noce o tej porze roku. - Stwierdził przenikliwym głosem. - Proponuje jak najszybsze opuszczenie tej starej wieży, jeśli nie chcemy się razem pochorować, a uwierz mi Fiono, wolałbym nie wiedzieć co pomyśleliby ludzie, gdyby wyszło że byliśmy tu razem, a następnego dnia nie było nas w pracy. Zważywszy oczywiście na to jak plotki w Inkwizycji szybko się roznoszą. - Uśmiechnął się bezczelnie. |
| | | Fiona Everdell Męczennica
Liczba postów : 146 Join date : 02/09/2016
| Temat: Re: Wieża. Czw Gru 29, 2016 1:07 am | |
| Uśmiechała się cały czas jadowicie ze wzrokiem utkwionym w mężczyźnie. Nawet gdyby wiedziała o jego oburęczności, nie zdradziłaby się z tą wiedzą, wykorzystując okazję do kpiny. Przez moment miała nawet ochotę znów skierować rozmowę na tak lekkie tory, lecz przeczuwała, że wyczerpała dzisiejszy zapas cierpliwości Matthewa do swojej osoby. - Och, skoro tak uważasz – wzruszyła ramionami teatralnie. Intensywnie dopatrywała się na jego twarzy oznak zdenerwowania, lecz była na tyle świadoma jego kłamstewek, że nawet nie potrzebowała ich namacalnych dowodów. Tymczasem Matt rozwinął temat nieszczęsnej szafki. - Gdyby mieli tutaj coś zmieniać, powinni zacząć od wymyślenia sposobu na wywietrzenie sal balsamistów, bo ten smród wkrótce przejdzie na cały zamek – warknęła z nieskrywanym obrzydzeniem, jednocześnie wracając myślami do jednego z powodów, dla którego znalazła się w ogóle na wieży. - Ach, a co do twojego pecha, Borcke.. Mogło być gorzej, czyż nie? Chyba że w trakcie wypadku ta szafka pękła… To już gorsza sytuacja, możesz jej nie odzyskać… I co wtedy poczniesz z tymi wszystkimi papierami? Zaśmiała się na koniec prześmiewczo, jakby niesłychanie bawiły ją problemy grabarza z brakiem miejsca. Zaraz po tym opatuliła się szczelniej płaszczem i natychmiast odwróciła do mężczyzny plecami. - Niechętnie muszę przyznać ci rację… - mruknęła, kierując już swe kroki w stronę zejścia. - Pozwolisz jednak, że pójdę pierwsza? Wolę nie być tutaj widziana w twoim towarzystwie, jeszcze ktoś coś opacznie zrozumie i kolejne gorące plotki gotowe. Zerknęła przez ramię, kierując ku niemu szeroki, ale i złośliwy uśmiech, którego niestety nie mógł zobaczyć. Niezależnie od tego, jak wielkie ryzyko podjęła i jakie konsekwencje mogą ją w przyszłości spotkać, rozmowa z Matthewem sprawiła jej nawet nieco przyjemności. Tej jednak było już dość, więc opuściła wieżę, nie czekając na żadną odpowiedź.
[z/t] |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Wieża. Wto Sty 17, 2017 7:25 pm | |
| Postanowił wysłuchać ją w całkowitym już milczeniu i niepotrzebnie nie rozpoczynać kolejnego tematu, a obdarowywał ją jedynie do obrzygania słodkim uśmiechem dającym jasno do zrozumienia, że ta rozmowa ma się skończyć tu i teraz. Może jedynie prychnął cichym śmiechem, kiedy o wspomniała o smrodzie z piwnic, ale poza tym wiercił jej tylko dziury wzrokiem, aż do momentu jak zniknęła za przejściem. Wtedy jego mina niemalże natychmiast spoważniała. Grabarz głośno westchnął i po raz ostatni zwrócił się ku otulonemu już mrokiem Wishtown. Wiedziała stanowczo zbyt wiele, by znała tylko plotki. Robiła się dla niego… a właściwie dla nich zbyt niebezpieczna. Niezależnie od tego, czy po prostu kłamała by się z niego ponabijać, czy naprawdę coś w tym było, wkopała się i to mocno, bo nagrabiła sobie u niego, a powszechną wiedzą jest to, że jak Matthew się na kogoś uweźmie to zawsze coś na niego znajdzie. Czas tylko pokaże, czy stanie się jego priorytetem, czy będzie miał tylko na nią oko. Po raz kolejny westchnął głośno. Bethania nie będzie zadowolona, że kazał jej tak długo czekać, pora już na niego. Zanim wyruszył w drogę, szukał jeszcze jakiejś fajki, lecz okazało się, że jego rozmówczyni doprowadziła go do takiego stanu, że zużył już wszystkie. Westchnął chyba najgłośniej jak potrafił. Jak on nie cierpiał wszystkiego.
z/t |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Wieża. Czw Kwi 02, 2020 6:18 pm | |
| Choć nie widzieli się wiele dni, odłożyli rozmowę na później. Dopiero w drodze zrozumiał, że nie było to najlepsze z rozwiązań, a jedynie przedłużenie niepewności o kilkanaście minut dłużej. O wiele bardziej dotkliwe, gdy była pod ręką. Pocieszał go fakt dyskusji w zaciszu, gdzie (prawdopodobnie) nikt nim nie przeszkodzi. Wyszli przez główną bramę Inkwizycji, znajdując się w obrębie murów, na świeżym powietrzu. Choć przed strażnikami usprawiedliwiał nieobecność Yvette jako niezbędną pomoc w pracy, nie miał nawet pomysłu na wymówkę, gdy ktoś ich przyłapie w podróży. Zapadający wieczór jednak zrobił swoje, sprawiając, że wielu inkwizytorów znajdowała się już w bezpiecznych domostwach. A oni sami wkrótce znaleźli się u stóp swojego celu. Przez wyrwę w murze wszedł przodem do wysokiej wieży, badając teren pod kątem prywatności i bezpieczeństwa. Jeśli chodziło o pierwsze, byli tu zdecydowanie sami (jeśli nie liczyć kilku zwierzątek, które mogły się tu zaląc), lecz kwestia bezpieczeństwa pozostawała wątpliwa. Od kiedy sięgał pamięcią miejsce to było ruiną, wyglądającą gorzej po każdej z zim. Wychylił się na zewnątrz, by poinformować skazaną: — Wejdziemy na szczyt. Powinniśmy mieć tu odrobinę spokoju — wskazał, podając jej rękę, by bez większych szkód znalazła się wewnątrz. Teraz pozostała im wędrówka po niekończącej się ilości schodów. — Patrz pod nogi. Wszystko się tu zaczyna sypać — ostrzegł, ruszając przodem, raz co raz oglądając się za siebie. Podróż była dość męcząca, zwłaszcza dla niewprawionych. Na górze zastało ich kilka skrzynek, belek drewna, spora ilość kurzu i pokruszonego muru. Istny wyraz wojny, pochodzącej zapewne jeszcze z poprzedniej epoki. Jednak, rześkie powietrze rekompensowało trudy i niezbyt wygodne warunki. Wieczory stawały się coraz cieplejsze, co właśnie skłoniło go do wyboru tego miejsca. Rozglądając się za miejscem do spoczynku, wydobył z wewnętrznej kieszeni marynarki wystającą wcześniej, zakorkowaną butelkę w ciemnym szkle bez żadnej etykiety. Zdjął wierzchnie odzienie, by rzucić je na pokryte kurzem skrzynie. Usiadł na brzegu materiału, wskazując jej miejsce obok. — Prezent od mojej szanownej matki. Nie mógłbym się nie podzielić — wyjaśnił, szczerząc zęby. „Najwyżej oboje padniemy trupem” — dodał ponuro w myślach. — Cydr jej receptury. Niestety, nie miałem czasu inwestować w kieliszki. Mam nadzieję, że dopuścisz się ze mną tego oczywistego nietaktu, jakim jest picie z butelki? — zapytał z lekkim uśmiechem, powoli odnajdując swój spokój i pewność siebie. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Wieża. Pią Kwi 03, 2020 1:03 pm | |
| Nie sądziła, że wyjście na zewnątrz będzie tak przyjemnym doznaniem. Od razu uderzył ją podmuch zupełnie odmiennego powietrza, które nie miało porównania z tym, jakie towarzyszyło na co dzień w zamknięciu. To nie jedyna rzecz, która pozytywnie wpływała na Yvette. Sam widok otoczenia, powoli pogrążającego się w ciemnościach, wprawiał ją w niezrozumiały zachwyt, nawet jeśli rozchodziło się o pospolite drzewo przy bramie. Krótka wędrówka okazała się strzałem w dziesiątkę. Uniosła głowę, by przekonać się, że czekająca droga wyciśnie z niej wszystkie dostępne siły. Może to wygórowana wizja, jednak spacer kojarzyła z czymś odprężającym, pozwalającym na spokojną rozmowę w świetle gwiazd. Ale właściwie, czego się po nim spodziewała? To Seth. - Na sam szczyt? Zlituj się... - mruknęła wielce niepocieszona, korzystając niezwłocznie z ofiarowanej pomocy. Na ostrzeżenie zareagowała wyłącznie uśmiechem. Choć trochę ze sobą przeszli, dalej miała zaszczyt słuchać podobnych komunikatów, mogąc na chwilę zapomnieć o ciągłym szczęściu. Uczucie nieporównywalne do niczego innego, gdy wykazywał wobec niej troskę, a wcale nie musiał... Uwielbiała je. Jakiś czas temu zrezygnowała z przygotowanych ćwiczeń, które Seth zalecał wykonywać, więc kondycja uległa zmianie na gorsze. Kilka początkowych schodków pokonała z łatwością, wyśmiewając w myślach tak marne wyzwanie, aby chwilę potem dostać nauczkę w postaci utrudnionego oddechu, oraz nóg odmawiających współpracy. Dziękowała wszystkiemu po kolei, gdy ostatecznie dotarli do celu. Badawczym wzrokiem ogarniała nieprzyjazne pomieszczenie, ale nim zdecydowała podejść i obejrzeć coś z bliska, Seth przygotował idealny kącik. Skrzywiła się nieco, widząc poświęcone ubranie. - Twoja marynarka nie zasługuje na taki los - rzekła, zajmując miejsce przy nim. - Byłeś tam w odwiedzinach? Wszystko u niej w porządku? - pytała, wyciągając na wierzch wpierw najważniejszą sprawę. Groźby kata nie dawały Yvette spokoju. Była pewna, że za nic nie odpuści, pragnąc ukarać Setha w sposób najdotkliwszy, wybierając kogoś z jego rodziny. Jak mogłaby temu zapobiec? Chyba jest bezsilna w tej kwestii. - Nie powinnam, lecz nie wypada mi odmówić, gdy wiem, że robiła go twoja mama - odparła z wahaniem. - Nigdy wcześniej nie próbowałam alkoholu... - rzuciła ciekawostką ze swojego życia, zerkając z czystym zaintrygowaniem na trzymaną przez niego butelkę. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Wieża. Pią Kwi 03, 2020 6:36 pm | |
| Wciąż nie rozumiał zasad, jakimi kierowało się jej szczęście, a ostrzeżenia wynikały nie z jego zapomnienia, a niepewności i niewiedzy. Jeśli istniały powody, dla których Yvette utraciła wolność, trafiając pod skrzydła najgorszego z katów, przeżywając z tego powodu piekło, Seth miał prawo uznać jej los za kapryśny, eufemistycznie mówiąc. Dlatego wolał dbać o zdrowie Yvette, nawet gdy przemierzali niestabilne schody. Spojrzał na nią, gdy zajęła miejsce obok niego, nie podejmując żadnej innej czynności, poza zwykłym patrzeniem. Dwa tygodnie były sporym odcinkiem czasu, zwłaszcza w obliczu wszystkich nawyków, do których zdążył przywyknąć. Nim jednak zrobił to, na co miał ochotę, oddał się obowiązkowi wyjaśnienia swojej nieobecności. — Tak... Przez to wcięło mnie na tyle czasu — wyjaśnił pokrótce, choć wciąż nie brzmiało to jako wymagający wysiłek, od którego nie mógł się oderwać. Zbierał się do pełnej opowieści, wiedząc, że będzie musiał zacząć ją wiele lat przed obecnym dniem. Pomijał historie ze swojego życia, usprawiedliwiając się brakiem czasu i okazji. Teraz jednak był tu dla rozmowy. Z pełnym zasobem czasu i brakiem wymówek. Siłował się z wystającym korkiem, z charakterystycznym dźwiękiem otwierając butelkę. — To więc kolejna z pierwszych rzeczy. Nie bój się, jest słaby... — przystawił nos do szyjki butelki, oceniając zapach jej zawartości, nim przekazał ją Yvette, by sprawdziła prawdziwość jego słów na własnej skórze. Poczekał, aż dziewczyna zapozna się ze smakiem trunku, pozwalając sobie na chwilę spokojnego oddechu, nim podejmie swoją opowieść. — I jak? — zapytał, ciekaw również dla siebie, gdyż istniała możliwość, że zawartość butelki wyląduje za murami wysokiej wieży. Żałował też, że nie ma w zanadrzu niczego mocniejszego, jak zwykle nie popisując się wysoko rozwiniętymi umiejętnościami w szczerej rozmowie. Dopiero po pewnym czasie zmusił się do podjęcia tematu: — Nie mówiłem ci tego wcześniej... Ale moi rodzice rozwiedli się, gdy miałem kilka lat — zaczął najprościej jak potrafił, by nie było już odwrotu. Fakt ten był powodem jego kompleksów nawet do teraz. — Opiekowali się mną na zmianę, z lepszym lub gorszym skutkiem — prychnął z lekkim rozbawieniem. W teorii miał dwa domy, dwoje rodziców. W praktyce nie wyglądało to już tak kolorowo. — Niedługo później moja matka poznała innego mężczyznę, a owocem ich związku był Leo — dzielił jej pojedyncze fakty, które być może sama zdążyła wydedukować podczas nieuwagi Setha. Choć zaczął mówić tę historię nagle i na pierwszy rzut oka nie widać było w niej celu, to właśnie powoli do niego zmierzał. — Dorastaliśmy razem. Kilka lat później w rodzinie Leandra urodziła się dziewczynka. A ja... Cóż, nie byłem najlepszym synem czy bratem. Nigdy nie znalazłem wspólnego języka z ojcem Leandra. Kłóciliśmy się od pierwszych chwil w jednakowym pomieszczeniu, a moja matka zawsze brała jego stronę. Jakoś w okresie po akademii... — zastanowił się, próbując ulokować zdarzenie w czasie. — Nie byłem już dłużej mile widziany w ich domu. Och, trochę załagodziłem sytuację. Gdyby zobaczyli mnie pod swoimi drzwiami, zapewne zaczęliby rzucać talerzami — zaśmiał się, choć wiedział, że zasłużył na to wszystko. — Bywało, że spotykałem się z matką na mieście. Nie miała do mnie żalu, lecz nie odważyła się łagodzić sprawy. Zresztą, odpowiadał mi ten stan. Nic się nie zmieniło... Aż do niedawna, gdy tego samego dnia, w którym się ostatnio widzieliśmy, musiałem zawitać u nich ponownie — oznajmił, wspominając, jak wszystko, co mogło, poszło wtedy nie po jego myśli blisko dwa tygodnie temu. Może gdyby miał ze sobą Yvette, jego los by się odmienił? — Leander był u nich w domu. Razem z milicją spisującą zeznania. Gdy mnie tylko tam zobaczył, wiedział, że jestem we wszystko zamieszany... Chwila, zacznę od początku — urwał, zdradzając ciąg zdarzeń takim, jakim on go zastał. — W ten sam dzień, kilka godzin wcześniej, moja siostra została napadnięta. Nie wiem, jaki był cel sprawcy, jednak po krótkiej szarpaninie, udało jej się obronić i uciec. W końcu dorastała z nami — co rusz wplatał swoje wstawki, mające nadać tej podłej historii odrobiny pozytywności. — Wróciła do domu, opowiedziała wszystko rodzicom, a oni powiadomili straż i Leandra. A w tym całym chaosie pojawiłem się ja. Chciałem wybadać teren, sprawdzić co u niej... A oczywiście wpieprzyłem się w bagno, bez możliwości odwrotu — jęknął, co teraz wydawało mu się nieco śmieszne. — Wiesz, że Leander jest spokojnym człowiekiem, prawda? No to wtedy, wkurwił się na mnie, a ja zmuszony byłem przekazać mu wszystkie uprzejme groźby ze strony Gerarda, które obiecał mojej siostrze. Milicja wszystko spisała, omal nie zostałem zadziobany na śmierć za milczenie i oczywiste narażenie jej. Nie mówię, że na to nie zasłużyłem, o nie... — westchnął, kręcąc lekko głową. — Leander wylądował w Inkwizycji, starając się rozegrać to prawnie, by Gerard odpowiedział na swoje groźby, które zrealizował zapewne jeden z jego ziomków. Ja zostałem z jego rodzicami, chcąc ich przekonać, że zagrożenie wcale nie minęło, a ten psychol nie spocznie, nim nie dokona swojej zemsty. Zaoferowałem swoją pomoc. Chciałem ją ukryć, wywieźć gdzieś, gdzie nikt jej nigdzie nie znajdzie. Oczywiście, ojciec Leandra z pasją twierdził, że nie powierzyłby mi już przybłąkanego psa, lecz tym razem, odezwała się moja matka. Przekonała go, wiedząc, że Leo musi zostać na miejscu. — W dwa dni zorganizowaliśmy zmianę jej szkoły, miejsca zamieszkania, starając się tuszować sprawę na bieżąco. Od tego momentu nie odstępowałem ją na krok. Podróżowaliśmy bocznymi szlakami, ona przeklinała mnie i płakała, że nie chce tego robić. Ostatecznie trafiła do katolickiej szkoły na północy kraju, gdzie przeze mnie spędzi trochę czasu... O ile nie pozabija tamtejszych sióstr zakonnych. Ale mniejsza o to; jest bezpieczna. Ja po kilku dniach obserwacji wróciłem do Wishtown, otrzymując tę butelkę w prezencie — wskazał na szkło. — Już poznałaś jej historię — uśmiechnął się, jakby w jego całej opowieści chodziło wyłącznie o cydr. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wieża. | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|