Wyraz twarzy Selene, który Veilore widziała w lustrze mówił jej tyle, że może zacząć odrobinę mniej martwić się o jej nastrój i zagrożenie jego nagłej zmiany. Trochę więc mentalnie się rozluźniła, czego efektem było to, że wcale nie krępowała się dalej opierać o swoją towarzyszkę. Sophią przejmowała się zdecydowanie mniej. Wątpliwe, aby chciała mieć więcej wspólnego niż to konieczne z Selene i Veilore. Z pewnością nie chciałaby wiedzieć więcej i być jeszcze bardziej wplątana w tę ich zagmatwaną relację. Poza tym... Poza tym czy wszak nie ten się powinien wstydzić, co podgląda...?
– Cieszy mnie to bardzo. Potrzebuję dużo szczęścia, żeby za każdym razem przywozić do Wishtown swój tyłek w jednym kawałku... i nie chciałabym zostać zjedzona przez mole – powiedziała i zaśmiała się cicho.
Selene miała rację. Była jaka była wraz ze swoimi ideałami. Zmiana – jeśli nie niemożliwa, to z pewnością okazałaby się ciężka bez sięgania po jakieś magiczne pranie mózgu, które zmieniłoby ją kompletnie jako osobę. Najemniczka nie wydała z siebie ani niezgodnego z prawdą zaprzeczenia, ani potwierdzenia. Obie doskonale wiedziały jak się sprawy mają. Zamiast tego powiedziała coś innego, co po zetknięciu się ich twarzy w ciepłym geście stało się łatwiejsze.
– Zbyt ciężko mnie dogonić? Wiesz... Nawet wolne duchy potrzebują czasem... odpocząć... – szepnęła. „Nawet i duchy, którymi targają wiatry we wszystkie strony świata, potrzebują czegoś stałego w swoim życiu...” – pomyślała Veilore. Postanowiła się jednak nie żalić na głos, zresztą nie był to właściwy moment na tego typu zwierzenia. Miała cichą nadzieję, że kiedyś jej życie tak się potoczy, że pojawi się w nim coś niezmiennego, a raczej ktoś... Bo nawet jeśli jej przygody skutkowały wieloma znajomościami, które bywało, że zahaczały o intymność, to... to nie było to, czego skrycie pragnęła. Nie tak chciała, aby wyglądała jej przyszłość.
– Jesteś pewna, że nie dwie smugi...? – mruknęła cicho, czując lekko rozbawiona tym całym snuciem wizji na obraz lub fotografię, która nietrwale kształtowała się na powierzchni lustra. Patrzenie na Selene za pośrednictwem lustra stawało się coraz trudniejsze do zniesienia. Gdyby rzeczywiście miało dojść do zrobienia zdjęcia, w czasie gdy Selene robiła co robiła, to powstanie wyraźnej fotografii zakrawałby o cud. Vei wydała z siebie ciche westchnienie, gdy usta inkwizytorki wyminęły loki i osiadły na skórze szyi.
– Może obie musiałybyśmy być uwiązane, aby fotografia się udała... – uśmiechnęła się lekko, spoglądając cały czas w lustro.
– A potrzebujemy w ogóle jej zgorszenia? Czy potrzebujemy utrwalonej wizji, by się nią cieszyć kiedy zechcemy? – powiedziała cicho, jakby zastanawiając się, czy ta nagle wypowiedziana myśl nie będzie zbyt ryzykowna.