|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Lisbeth De'nar Mała piromanka
Liczba postów : 58 Join date : 07/01/2016
| Temat: Leśna Dróżka Pon Sty 11, 2016 7:44 pm | |
| First topic message reminder :Tak mroźnej nocy jeszcze nie widziała... Przynajmniej jak żyje i jeśli się nie pośpieszy będzie, to jej ostatni widok w życiu. Nikt przecież nie powiedział, że uciekanie przed inkwizycją będzie przyjemne oraz łatwe jednak ona właśnie, to robiła. W mieście zapewne nie miała by szans lecz tutaj... tutaj była na swoim terenie. Znała każdy zakamarek tego miejsca jakie dla wielu było śmiercionośne lecz nie dla niej. Tu w lesie czuła się dobrze. Można by powiedzieć, że jak w domu lecz domu nie miała. Od tamtego pamiętnego dnia tułała się od miejsca do miejsca zarabiając na swe życie w przeróżne sposoby. Głównie opowiadając historię w karczmach lecz i to najwyraźniej stało się ostatnio mało legalne. A przecież mogła siedzieć cicho. Gdyby nie złe decyzje zapewne teraz sączyła by jakiś podły trunek i wygrzewała się przy ogniu wesoło strzelającym w karczmie. Jednak nie... Musiała opowiadać swoje historię ponieważ dzięki nim zarabiała aby nie chodzić głodną. Jednak jak już wspomniałam i historie stały się powodem do ścigania, z urzędu... Dobra możliwe, że trochę przesadziła... Mogła nie mówić tak głośno, o oficjalnym buncie czy nawoływać do bojkotu tej wielce znanej wszystkim organizacji jednak... Nie, nie umiała. Nie potrafiła przestać mówić tego co myśli i oto były skutki jej własnej głupoty. Teraz jednak nie miało, to znaczenia ponieważ najważniejszą rzeczą o jakiej myślała, to przetrwanie. Musiała biec i biegła jak nigdy dotąd. Jej nogi niosły ją samą w kierunku jaki znała. Podświadomie biegła do jednej, z tych kryjówek jakie są najlepsze, a w tym przypadku biegła by odzyskać swój ekwipunek jaki musiała schować przed wizytą w mieście. Przecież co by, to było gdyby weszła tam z łukiem przewieszonym przez plecy?! Zapewne od razu stała by się sensacją a tak przynajmniej mogła przez jakiś czas zarabiać w spokoju... Chyba, że popełni taki sam błąd jak dziś. No nic. Dziewczyna biegła przed siebie nie zważając na drobne rany jakie ozdobiły jej twarz. Nie miała przecież czasu by uważać gdzie biegnie oraz by odgarniać wszystkie gałęzie... Nie miała czasu na nic ponieważ przez cały czas czuła na swoim karku oddech inkwizycji. Zdawał się być on naprawdę irytujący, a zarazem wspomagał jej zmęczone ciało. -niedobrze- jęknęła sama do siebie gdy wreszcie przykucnęła przy grzbiecie oddzielającym leśny trakt od reszty lasu szybko przy tym odgarniając liście oraz gałęzie jakie zasłaniały wejście do jej schowka, z jakiego wyciągnęła swojego przepięknego przyjaciela wraz, z kołczanem w jakim znajdowało się niewiele szczał. Morigan nie była zachwycona lecz mogła zając się tą kwestią wcześniej, a nie teraz! -Bardzo niedobrze... - szybkim sprawnym ruchem założyła kołczan na plecy mocniej przy tym zaciskając dłoń na drewnie. Nagle coś przykuło jej uwagę. Ruch w pobliskich krzakach sprawiający iż krew zamarła przez chwilę w jej żyłach. Jednak zaraz chwila! Z krzaków wykicał niczego nieświadomy królik dzięki czemu dziewczyna prawie zdradziła swoją pozycję ponieważ cała ta sytuacja zaczęła ją śmieszyć. Serio? Bałam się królika?! Głupia... Gdy tylko ta przyjemna chwila minęła dziewczę nadal nasłuchiwało lecz jedyne co jej teraz odpowiadało, to cisza. wszechobecna martwa cisza do jakiej przywykła... Jednak czy na pewno wszystko się skończyło, a może to dopiero zapowiedź czegoś o wiele gorszego co miało się jej przydarzyć? Była świadoma zagrożenia jakie może pojawić się w każdej chwili ponieważ te bezmyślne osoby, z inkwizycji nigdy nie odpuszczają prawie tak samo jak ona... Jednak w tej chwili, to na nią polowali i byli gdzieś tu... tylko gdzie? |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Annie Cień Wishtown
Liczba postów : 62 Join date : 09/09/2019
| Temat: Re: Leśna Dróżka Nie Paź 13, 2019 6:25 pm | |
| Drżała całym ciałem. Uszy bolały jakby miały krwawić. Obrażenia po upadku nie pozwalały normalnie chodzić, a strach, który zbierał się w niej przez wszystkie lata osamotnienia znalazł w tamtym wydarzeniu przełom. A mimo to biegła w dzikiej rozpaczy, tak że sama nie była pewna czy więcej ulewa się z niej krwi po zbiciu okna na półpiętrze, czy łez po porzuceniu miejsca, które, ze smutkiem, nazywała domem. Świsty powietrza dotkliwie szarpały jej delikatny narząd słuchu, a w głowie kręciło się od zmian lokacyjnych otaczających ją dźwięków. Nic dziwnego; w końcu do tej pory przywykła do nasłuchiwania wszystkich z jednego miejsca. Dobrze znała główne drogi miasta, dzięki odgłosom przemieszczających się tamtędy codziennie cywilom, a nawigację w ciemnościach tamtej niemal bezgwiezdnej nocy znacząco ułatwiały jej zdolności echolokacyjne. Dlatego tym bardziej dziwiło ją jak bardzo wyobrażenia mogły różnić się od tego, co dostrzegał jej wzrok. W głowie jej kręciło, a niekiedy tracąc na moment równowagę, nie dawała rady wolą przetrwania w ostatniej chwili podeprzeć się na wątłej nóżce. Upadała niejednokrotnie, czasem zaliczając twarzą nieugięte ściany budynków stojących na drodze do jej celu. Wówczas przebierała łapczywie rączkami i nóżkami jak robaczek, który po rozgnieceniu młotkiem wciąż ledwo żywy próbuje wyrwać się z powrotem na wolność. Ona czuła, że jak się zatrzyma to może już nie dać rady ruszyć dalej; pogrąży się w mimowolnym śnie okryta jedynie białym puchem. Pomimo, że nie miała siły tłumić mocy swojego słuchu, który w tym wypadku działał też jak kofeina na jej podkrążone oczęta. Śmierć zaglądała w oczy nawet w tak niepozornej sytuacji. O tej porze dnia najwyraźniej było słychać stęki niezaspokojonych seksualnie par w swoich łożach, a także chrapanie co niektórych bardziej natarczywych jegomościów. Gdzieniegdzie w oddali kilkuset metrów również szemrania jakichś rzezimieszków, czy nawet kroki osób o wyjątkowo masywnych ciałach bądź całkiem ciężkim asortymencie. Wszystko to nie były dźwięki, których szukała Ania. Jej odgłosy, zależnie od tymczasowej trzeźwości jej umysłu, nigdy nie docierały dalej niż na kilkanaście metrów, gdzie natychmiast cichy. Całą uwagę skupiała na tej prostej sztuczce i przeszukiwaniu okolicy za kimś godnym zaufania – sprawiało to, że męczyła się trzy razy bardziej niż przy zwykłym biegu. Z czasem też zamiast całkiem wyciszać zaczęła jedynie opóźniać ich ujście; osoba, która znalazłaby się wówczas blisko, mogłaby usłyszeć falę skumulowanych melodii jej szlochów, wątpliwie stawianych kroków i świstów wiatru przecinających jej drobne ciało.
Unikała krzyżowania dróg z ludźmi; nadrabiając nieco drogi, dotarła do rzeki na skraju miasta. Chwila refleksji w biegu. Wystarczyła, by przypomnieć o osobie, która mogłaby jej pomóc. Były to odległe wspomnienia, lecz wrażenie jakie wtedy wywarła pewna wiedźma na Ani było wystarczająco silne, by powierzyć jej gasnące życie. Nie myśląc długo przemierzyła most, a będąc wyczerpaną i dreptając po pustych ulicach wspominała niejedną ciekawą rozmowę, która się tutaj odbyła wśród mieszkańców tego miasta. To pokrzepienie mogło być ostatnią deską ratunku. Resztką sił, jakoby wspierając się na samej woli dotarła wreszcie do ukrytego korytarza – przejścia w kamiennej ścianie okalającej Wishtown, które przed laty odkryły i użytkowały na swoją wyłączność dzieciaki z okolicznych rejonów biedy; po to by zaznać nieco wolności w świecie nieotoczonym przez mury. Jej oczy były już przekrwione, gasł ostatni żar w jej piersi, zarówno cztery kończyny jak i twarz miała całe poobijane, lecz ewolucja nie zostawiła ją bez opieki – dała jej adrenalinę, która pomogła w zaciśnięciu słabych piąstek i przeprawieniu się wśród zamarzniętej trawy ograniczającej widoczność przez półmetrowy tunel. Nawet dźwięk miałby problemy w przedostaniu się przez taki gąszcz. Nie bała się, bo miała za sobą wiele tygodni obserwowania perypetii pewnej zabawnej grupki dzieciaków z tych okolic. Ich imiona nie były jednak warte w tym momencie wspominania, bo dziewczyna wciąż musiała odpowiednio dawkować siły. Zarówno mentalne i fizyczne. Wtedy wyszła, a jej oczom ukazał się jasny księżyc ponad bezkresem pustej przestrzeni. Szum wiatru zmienił swoje brzmienie niosąc szelest wysokich traw, dźwięki zwierząt nocnych i dziesiątek Koszmarów z bardzo daleka. Tutaj popełniła swój największy błąd.
Marzeniem wydało się w końcu je zamknąć. Znów wyśnić jakiś koszmar, będąc otuloną jedynie w zdecydowania zbyt cienką i krótką jak na tę porę roku sukienkę. Przystanęła w miejscu, a jej błękitne ślepia w krwistym bielmie otoczonym czarnymi dołami zaświeciły się, urzekając nastolatkę pięknem powstałego krajobrazu. Przestała kontrolować dźwięki, które rozpełzły się wraz z wiatrem we wszystkie strony. Wszystkie te tupnięcia o kamienne drogi, szloch i wszystkie ciche przekleństwa na temat bycia obdarzoną klątwą boga. Było to dobre miejsce, by umrzeć. Nie chciała jednak umierać. Była zbyt młoda. Miała marzenia. Postawiła krok na przód, broniąc się przed upadkiem i zaciskając zęby. Gryząc się kilkukrotnie z premedytacją w język, przygryzając wargi. Szła. Jednak nogi powoli zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a ciało z zimnego stawało się nad wyraz rozpalone. Wtedy. Usłyszała znajomy rytm oddechu, znajomy sposób stawiania kroków, przyjazną jej ostrożność. Powieki rozwarły się do granic jakby ze zdziwienia, że naprawdę może jej się udać. Rozwarła lekko usta, wydając z siebie niemal bezgłośne „bum”, które poleciało z wiatrem w kierunku bagien. Nie słabło, a nawet odrobinę zwiększyło swoją wyrazistość zamieniając się w wypowiedziane błagalnie słowo. Vivian…… W końcu osłabione ciało nie wytrzymało, a sama wola wynikła z niemal zmarnowania własnego życia nie wystarczyła choćby na jeden dodatkowy krok. Padła. Lądując na wydeptanym fragmencie śnieżnej ścieżki i wydając ostatni skowyt. Przerodził się on w ostatnie, gasnące już tchnienie jej boskiej mocy, które powędrowało jeszcze raz do uszu tych, którzy stali na drodze odbitego od murów ukierunkowanego katalizatora – powietrza. Viviannn…………to…ja…… |
| | | Vivian Lambert Leśna Zmora
Liczba postów : 338 Join date : 28/09/2016
| Temat: Re: Leśna Dróżka Sro Paź 23, 2019 6:15 pm | |
| - Spójrz - odezwała się kobieta, oderwawszy wzrok od robótki szydełkowej. - Mówiłam ci, że na pewno się pojawi. Nie więcej niż ośmioletnia dziewczynka pośpiesznie oderwała się od szmacianych lalek i podbiegła do okna, przy którym czuwała jej matka. Z nieposkromioną ekscytacją spojrzała przez szybę, wiodąc wzrok tam, gdzie wskazywał delikatnie uniesiony palec Evelyn - na śnieżnobiałe stworzenie, ostrożnie stąpające tuż przy skraju lasu. Przypominało jelenia, zdecydowanie potężniejszego od jakiegokolwiek prawdziwego osobnika. Z takiej odległości dziewczynka miała problem z dostrzeżeniem szczegółów wyglądu pięknego Koszmara, jednak wyraźnie widziała, jak przy każdym kroku spod kopyt stworzenia wystrzeliwały bryły lodu. Jakby tego było mało, nie tylko w taki sposób manifestowała się obecność bestii. Zadziwiająco jak na tę porę roku, szyba zaczęła pokrywać się szronem, więc Evelyn odsunęła od niej nieco córkę, nie chcąc, by ta się przeziębiła. - Jest piękny - szepnęła dziewczynka. - Dlaczego nie możemy wyjść się z nim pobawić? - Mówiłam ci, skarbie, nie wszystkie Koszmary to odpowiedni towarzysze zabaw - odparła kobieta delikatnym głosem. - Uciekłby, zanim zdążyłybyśmy się do niego zbliżyć. Czyż nie lepiej popatrzeć z daleka? Dziewczynka na moment skrzywiła usta w niezadowoleniu, zaraz jednak coś na nowo przyciągnęło jej uwagę. Roześmiała się, wlepiając wzrok w Koszmara, gdy ten potrząsał łbem, jakby próbował coś od siebie odpędzić. Evelyn w tym czasie spoważniała nieco, wpatrując się w przestrzeń. - Jestem pewna, że śnieg poprószył i we wsi - odezwała się z zadumą. - Ale pewnie nie przetrwa nocy. - Chwila milczenia. - Co ty na to, byśmy udały się jutro na wycieczkę? Dopiero wiele lat później usłyszała legendę, która próbowała wyjaśnić obecność tajemniczego, śnieżnobiałego Koszmara. Śnieżny jeleń, jak zwykła nazywać go Vivian, rzekomo narodził się, gdy czarownica uciekająca przed Inkwizycją zapadła w swój ostatni sen pośród oblodzonych, zamarzniętych krzewów na skraju Ponurego Boru. Śnieżny jeleń podobno pojawiał się tam, gdzie czarownica zwykła bywać za życia, po czym znikał tak samo, jak nad ranem znika pierwszy, lekki śnieżek. Vivian nie przepadała za tą legendą. Była zbyt ponura i zbyt podobna do rzeczywistości jak na istnienie tak zjawiskowego Koszmara. Za każdym razem, gdy do jej uszu doszła pogłoska o pojawieniu się Koszmara, wybierała się w drogę, by spróbować zobaczyć go na własne oczy. Tak było i tym razem, jednak w odróżnieniu od wielu innych prób, tym razem zdążyła go znaleźć. Podążała za Koszmarem od Martwego Jeziora, które pozostawił zamarznięte, aż na skraj Ponurego Boru, gdzie odprowadziła go wzrokiem. Nie chciała zapuszczać się aż tak daleko w pobliże miasta. Pozostała w tym miejscu jeszcze przez chwilę, krótką, krótką, coraz dłuższą. Już dawno straciła Koszmara z oczu, jednak efekt jego obecności wciąż utrzymywał się w aurze, na którą zresztą wpływał na zatrważającym obszarze. Czy te anomalie jeszcze przyciągały uwagę Inkwizycji? Przeszywające zimno, które w końcu wdało się we znaki pomimo pożyczonego kożucha, otrzeźwiło ją z głębokiej zadumy. Nawet nie zauważyła, kiedy przysiadła między korzeniami drzewa. Mięśnie powoli zaczynały jej sztywnieć, dziwnie rozciągnięte lub przykurczone, by dopasować się do kształtu drzewa. Ile czasu mogło minąć? Dziesięć minut, piętnaście, godzina? Wędrówkę za Koszmarem zaczęła późnym wieczorem, teraz noc była w pełni swojej mocy. Czarownica powoli dźwignęła się z siadu i zaczęła rozmasowywać barki. W tym właśnie momencie dobiegł ją pierwszy huk. Kakofonia dźwięków. Czarownica podskoczyła niemalże, rozglądając się nerwowo dookoła. Inny Koszmar? Zmarszczyła brwi. Nie miała zamiaru tracić czasu na szukanie w zasięgu jej mocy stwora, który mógłby być odpowiedzialny za... to zjawisko. O ile to w ogóle był Koszmar. Ostrożnym, nieśpiesznym krokiem zaczęła kierować się z powrotem wgłąb lasu. Kolejny huk. Ktoś ją... wołał? Znieruchomiała, nadstawiając uszu. Była całkowicie pewna, że huk zabrzmiał jak jej własne imię. Myliła się? Nie, tym razem usłyszała wyraźnie. Bazując na własnych doświadczeniach i zasłyszanych opowieściach, mogła podać przynajmniej dziesięć powodów, dla których lepiej byłoby zignorować wołanie i ruszyć dalej własną drogą. Ciekawość jednak wiodła ją do czegoś zgoła innego. Czy to faktycznie Koszmar? Nie bała się ich, mogła zatem chociaż zerknąć, co stoi za tymi dziwnymi hałasami... Odwróciła się zamaszyście, kierując się tam, skąd, jak przypuszczała, dochodziły dźwięki. Spodziewała się szybkiego odkrycia istoty odpowiedzialnej za wołanie lub chociaż śladu, znaku... czegokolwiek. Szła jednak i szła, a nic nie przerywało sennej ciszy nocy. Była gotowa już zrezygnować. Skraj lasu przerzedzał się coraz bardziej, czarownica zaś z każdą chwilą zbliżała się do drugiego końca ścieżki, którą przybyła znad jeziora, a nadal nie znalazła niczego, co zaspokoiłoby jej ciekawość. Zwykły psikus magicznej istoty? Wtedy właśnie ujrzała ją, leżącą wśród pozostałości śnieżnego puchu. Vivian stanęła jak wryta. Z obawą przyglądała się ciemnemu kształtowi, przypominającemu raczej istotę ludzką niźli Koszmara. Więc czarownica? A może pułapka? - Hej... - zaczęła niepewnie, rozejrzawszy się najpierw po okolicy. - Słyszysz mnie? Powinna podejść? Czekała jeszcze na jakikolwiek znak, choć instynktownie już wykonała krok w kierunku bezwładnej postaci. |
| | | Annie Cień Wishtown
Liczba postów : 62 Join date : 09/09/2019
| Temat: Re: Leśna Dróżka Sob Lis 16, 2019 8:05 pm | |
| Śmierć. Śmierć. Śmierć. Mrok przed oczami. Wyjący powiew ciężkiego dechu. Dziewczyna cała lepka od nagromadzonego potu i stopniałego śniegu. Patrzy w oszronioną trawę, od której dzielą ją milimetry. Chodź Vivian nie powinna móc tego zobaczyć, jej oczy w tym właśnie momencie wytrzeszczają się niesamowicie, a usta pogrążają w szaleńczym uśmiechu jokera. Wydziera, nazbieranym koniuszkiem siły, głowę ku przybyszce. Kilka pierwszych chłodnych oddechów dziewczyny jest słyszalnych w najbliższym jej otoczeniu. Nieprzyzwoicie złowieszczo głośno. Świecący błękit jej oczu przewierca na wylot Matkę Koszmarów, a wiatr wokół uszu Vivian szepcze jej toż to szybsze, toż to bardziej rozbite zlepki jednego tego samego słowa. CISZEJ. Dziewczynka otwiera szerzej usta w geście mowy; a dźwięki wówczas milkną. Słabe drżące rączki próbują wesprzeć ciało, chociaż do pozycji siedzącej, lecz ześlizgują się, upuszczając na powrót dziewczynę. Wątłe nóżki, otulone w świeżo wytarty cienki materiał, który gdzieniegdzie poczyna odsłaniać nagie ciało, wolno próbują niczym odnóża pająka czy pełznącej stonogi wygrzebać Anię z tej ciężkiej sytuacji. Ona spontanicznie przechodzi w grymas bólu. Zaciska usta i zamyka oczy, odwracając głowę z powrotem w kierunku gleby. Matka natura postanowiła pobłogosławić ich jednym silniejszym podmuchem w przeciwnym kierunku do dotychczasowych, który usłyszany wcześniej przez Anię, pędząc rósł w moc przekazywania, być może dla nich cennych, informacji. Nie straszne były mu liczne przeszkody, na jakie natrafił w dzikim lesie, niejako rozbijając się jednak na ciele Vivian, która w tym przypadku stanowiła prowizoryczną ochronę anty dźwiękową dla leżącej dziewczyny — niestety niemal nieskuteczną; w wyniku czego ta jeszcze bardziej skuliła się, samą siłą woli próbując zwinąć się w kłąb zasłaniający jej najwrażliwsze na dźwięki części ciała. Wolno, będąc wyraźnie wyziębioną. To co usłyszała długowłosa nie było jednak tak przerażające, jak można było odczuć z reakcji Annie. Ot szelesty dzikich zwierząt, koszmarów uciekających od źródła niepokojących odgłosów, które ją sprowadziły w to miejsce. Szelesty drzew, śpiewy nocnych ptaków, tupoty, świsty, warczenie dzikich bestii, ale również opanowane, zbliżające się w ich kierunki kroki. Również te nieopanowane i drobne koniugacje wiatru, które dla wytrwałego słuchacza ukazywały ogólny obraz rozciągającego się od strony podmuchu krajobrazu. – Proszę, proszę proszę pro sze Vian, Vian Vian, po ppo popo po, Vian. Proszę — ledwo słyszalnym szeptem, wydobył się szmer słów wypowiadanych w obawie, że osoba, będąca jej potencjalnym wybawcą, opuści ją, zostawiając na pastwę losu. – ra rra rat… — Ząbki zaczęły zgrzytać, dziewczyna kuliła się, zamykając oczy, co raz bardziej zatykając łapkami i nóżkami uszy, nos, usta. Przygotowywała się do przetrwania, mając nadzieję, odpowiedzi Vivan. |
| | | Vivian Lambert Leśna Zmora
Liczba postów : 338 Join date : 28/09/2016
| Temat: Re: Leśna Dróżka Nie Gru 22, 2019 6:14 pm | |
| „CISZEJ” Dźwięki wzburzyły się ponownie, tworząc nienaturalny, acz w pewien sposób zwarty koncert kakofonii. Gdy tylko dobiegły do uszu niczego nie spodziewającej się czarownicy, ta cofnęła się aż o krok, najbardziej przypominając w tym momencie dzikie, leśne zwierzę, spłoszone przez coś nieznanego. Bo choć wszystko, co nadnaturalne, Vivian chciała tłumaczyć sobie magią bratniej duszy lub ostatecznie mogącego podlegać jej Koszmara, nie aż tak dawne wydarzenia wyrwały ją z bańki swojskości, z powrotem przypominając o czasach, gdy jej czujność wzbudzało najlżejsze drgnięcie cienia. Wiedźma uważnie wpatrywała się w ciemny kształt majaczący na ścieżce, podświadomie przyłapując się na chęci zakrycia uszu dłońmi. Nie mogła sobie na to pozwolić. Gdy dziwne zjawisko umilkło na moment, przekornie wytężyła słuch, wbrew podszeptom najgłębszych instynktów. Dla przeciętnych uszu Vivian wszystkie przyniesione odgłosy lasu wtapiały się w wyraźny szum wiatru wśród koron drzew, jeszcze zbyt dalekie, by czarownica była w stanie bezbłędnie je odróżnić. Przełamała się, gdy mijające sekundy zaczęły zdawać się wiecznością. W jednej chwili podjęła decyzję, która pchnęła ją do przodu, prosto ku kulącej się na ziemi postaci. Z każdym krokiem Vivian coraz lepiej dostrzegała szczegóły jej wyglądu: ludzkie kształty, liche ubranie, wreszcie niepokojący grymas na twarzy. Światło księżyca odbijające się od śniegu tylko potęgowało tragizm obrazu. Wiedźma przykucnęła przy tym tajemniczym kłębku nieszczęścia i zarzuciła na nią swój kożuch. - Dasz radę wstać? - rzuciła szeptem, zaciskając dłonie na ramionach dziewczyny. Kilka kolejnych spojrzeń wystarczyło, by Vivian zauważyła otarcia na rękach i ślady płaczu na twarzy nieznajomej. Gdy oczekiwała na jakąś reakcję, władczyni Koszmarów podniosła głowę, rozglądając się czujnie po najbliższym otoczeniu. Co przydarzyło się obcej dziewczynie? |
| | | Annie Cień Wishtown
Liczba postów : 62 Join date : 09/09/2019
| Temat: Re: Leśna Dróżka Sro Gru 25, 2019 9:42 pm | |
| Zemdlała. Powietrze stało się jakby lżejsze, dźwięki mniej zaczęły szarpać uszy. Wiatr znów syczał po swojemu a krajobraz, mimo nocy, jeszcze bardziej się ściemniał. Z południa nadciągał gęsty masyw ciemnych chmur. Drobne ptactwo nocne wyrwało się z odurzenia rozgrywanym tu koncertem, z powrotem pociągając za struny małych krtani. Nastał dziwny spokój; iluzoryczny bądź rzeczywisty, to się jeszcze okaże… Zanim jej bezwładne członki upadły u stóp wiedźmy, odpowiedź Vian zdążyła wywrzeć na twarzy Ann niemałe poruszenie; skwaszona mina otoczona zewsząd rękoma i nogami mówiła sama za siebie. Podniosła bark, próbując zrobić jakiś ruch. Delikatne palce kroczyły ku butowi kasztanowłosej; choć jej dłonie były spore, jej uścisk przypominał dotyk niemowlęcia — bez siły, bez techniki, czysta chęć dotyku najbliższej osoby. Ha, była to miłość na razie jednostronna i z pewność przedziwna, bo przedodpierwszowejrzeniowa! Do oczu napłynęły bezgłośne łzy. Rękoma szła dalej, chcąc objąć obuwie całą ich powierzchnią. Nie dała rady. Zawahała się w połowie spontanicznie wydarłszy z siebie odłgos podobny do skrzeczenia chorego koguta; ktoś biegły w sztuce snucia opowieści lub dusza wrażliwa mogłaby bez problemu określić ten skowyt ostatnim konającego Koszmara. Po czym jej głowa uderzyła o skórzane palce wiedźmich kozaczków, z zamkniętymi powiekami, z ustami, z których powoli zaczęła sączyć się ślina. Po krótkiej chwili dało się słyszeć grzmot pioruna. |
| | | Vivian Lambert Leśna Zmora
Liczba postów : 338 Join date : 28/09/2016
| Temat: Re: Leśna Dróżka Pią Sty 03, 2020 8:13 pm | |
| Vivian drgnęła gwałtownie, gdy obca dziewczyna wydała z siebie przeraźliwy dźwięk. Niewiele brakowało, by władczyni Koszmarów zerwała się, gotowa do dalszej reakcji na ewentualne zagrożenie, jednak nim cokolwiek zrobiła, nieznajoma zwiotczała nagle, opadając przez to na nogi Vivian. Tyle wystarczyło, by wiedźma znieruchomiała, niepewna co dalej począć. - Hej... Obudź się... - mruknęła. Odważyła się ponownie dotknąć dziewczynę; najpierw jej szyi, sprawdzając tętno, zaraz potem czoła i policzka, odkrywając, że buchają gorącem. Fantastycznie, pomyślała. Poobijana, omdlała i chora oby wiedźma, na dodatek w samym środku wcale nie naturalnej fali mrozu. Czy mogło być jeszcze gorzej? Tylko Inkwizycji tu brakowało. Wszechświat szybko postanowił udzielić Vivian odpowiedzi na jej nieme pytanie, jednak szczęśliwie nie w postaci intruza z przeklętej organizacji, a rozległego grzmotu. Jednak czy aby na pewno aż tak szczęśliwie? Czarownica przeklęła szpetnie, po czym jeszcze raz podjęła próby ocucenia nieznajomej; na próżno jednak. Vivian westchnęła, dogłębnie rozważając wszystkie dostępne opcje. Nie mogłaby zdobyć się na pozostawienie sobie samej prawdopodobnie innej czarownicy, szczególnie nie po tym, jak straciła przytomność i na dodatek wszystko wskazywało, że zbliżała się burza. Obudzenie jej również zdawało się nie wchodzić w grę; Vivian nie wiedziała nawet, czy dziewczyna byłaby w stanie samodzielnie się poruszać. Możliwe opcje topniały równie szybko jak pozostałości śniegu na ścieżce. Udanie się po pomoc odpadało. Władczyni Koszmarów nie kojarzyła żadnej kryjówki innej czarownicy w pobliżu, a zapuszczenie się gdzieś dalej nie różniłoby się zbyt wiele od opuszczenia nieznajomej. Zostało tylko jedno. Nie pierwszy raz musiała kogoś przenieść, choć poprzednio miała obok siebie przyjazną czarownicę do pomocy. O ileż prościej, ileż szybciej wtedy wszystko szło. Nim teraz ułożyła dziewczynę na kożuchu tak, by nie mogła się z niego zsunąć, minęła dobra chwila, a sama wiedźma zdążyła się w trakcie tej czynności nieźle zmachać. Wspaniały początek niezapomnianej podróży do kryjówki. Oczywiście nie zamierzała męczyć się przez całą drogę, o nie. Chciała jak najszybciej opuścić kraniec ścieżki, zbyt odległy od bezpiecznej głębi lasu. W gęstwinie liczyła na łatwiejsze znalezienie Koszmara, który nieco ułatwiłby transport ciężkiego niż normalnie, bezwładnego ciała. Tymczasem jednak pozostało jej ostrożnie ciągnąć prowizoryczne nosze z dala od feralnego miejsca, centymetry po centymetrach, klnąc przy tym siarczyście za każdym razem, gdy potykała się o własne nogi. Mimo żałosnego tempa, całe przedsięwzięcie zakończyło się jednak sukcesem. Gdy wstało słońce, nie pozostał nawet najmniejszy ślad po śniegu, a dziwne zaszurania na ścieżce niknęły w leśnym runie, dla przypadkowych przybyszów na zawsze pozostawiając zagadkę, co było ich powodem. zt x 2 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Leśna Dróżka | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|