|
|
Autor | Wiadomość |
---|
Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Czw Paź 20, 2016 8:54 pm | |
| Błękitne oczy wpatrywały się błagalnie w jego jasnozielone, przeszywających i łaknących pozytywnej odpowiedzi, zbawiennej z tej jakże trudnej sytuacji. Trzęsące się dłonie, zaciśnięte w bezsilności. Z wąską kreską na jego ustach już sądziła, że będzie chciał zrezygnować, nie podejmie się zadania, zostawiając ją samą ze swym problemem. Aż ten w końcu wypuścił z ust kilka słów. Promienie nadziei na nowo wkroczył wprost w oczyska kobiety. Zwłaszcza, że rozpatrzył jej błagania pozytywnie. Uśmiech pojawił się na ustach kobiety, a łzy przestały płynąć potokami. Przytaknęła na wzmiankę o wezwaniu pomocy, pełna nowonarodzonej energii, słuchała czegoż ma do powiedzenia. I wraz z ostatnią propozycją, pokiwała przytakująco, robiąc skromny kroczek w tył. - Naprawdę, dziękuje że Pan to zrobi! To wiele dla mnie znaczy! Obiecuje się odpłacić! Naprawdę, obiecuje! Przyjdę jak najszybciej się da! Proszę zrobić wszystko, byleby mu pomóc! - i wraz z tymi słowami, pobiegła przed siebie. Nie za żwawo, w końcu wygląd zmęczenia nie był raczej na pokaz. Lecz przybierała nóżkami ewidentnie tak szybko, na ile jej pozwalało ciało. Przed siebie, zachodząc na ścieżkę, która prowadziła wprost do miasteczka. Lynn został sam wśród gąszczu drzew, krzewów i długich traw, w mroku spowodowanym przez deszcz. Z uczuciem niepokojącego wpatrywania się. Jedynie błyskawice były źródłem jakiegokolwiek światła. Na szczęście wydeptana droga na tyle wyróżniała się od reszty, że nie w sposób było jej przeoczyć. Tam wskazywała kobieta. Jeśli zielonooki mężczyzna rozejrzał się wokół, podczas uderzenia jednego z grzmotów, mógł dostrzec błysk jakiegoś metalowego przedmiotu nieopodal, lecz w głębi lasu, przy ścieżce. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Czw Paź 20, 2016 10:48 pm | |
| Zaśmiał się w duchu, nie wierząc, co on wyprawia. Wątpił w jakiekolwiek korzyści, pomimo zapewnień odchodzącej kobiety. Prawdopodobnie jedyne, co otrzyma to gorączka spowodowana brodzeniem w kałużach. A propos kałuż… te głośno chlapały w jego butach, przy każdym kroku, ale hej! Poza tym się świetnie bawił! Zerknął jeszcze na ranną, po czym ostrożnie (bo cóż, wcale nie tak trudno było o złamanie nogi w obecnym mroku) zaczął swą podróż w głąb lasu. Laską odgarniał pojedyncze gąszcze, ciesząc się, że drewniany przedmiot w końcu mu się na coś przydał, gdyż zazwyczaj spełniał dwie funkcje – ładnie wyglądał i pozwalał mu udawać, że kuleje, gdy trzeba było. A, i służył jeszcze do karania Shilvii, nie zapominajmy! Tym razem naprawdę z niej korzystał. Wtedy dostrzegł błysk, pochodzący gdzieś z miejsca jego dalszej wędrówki. Zarośla były rozgarnięte przez bieg kobiety i właśnie tym się sugerował, kierując się tam, gdzie zdecydowanie nie chciał się teraz znajdować. Oczywiście, nasuwały mu się myśli, aby zostawić to wszystko tak, jak jest, udając, że nigdy nie widział nikogo proszącego o pomoc. Nie pozwolił zagłębiać się im na dłużej w swoim umyśle, wciąż miał w sobie te resztki empatii i sumienia. Z drugiej strony też nie zamierzał bezmyślnie poświęcać się dla obcej mu osoby. Rozejrzy się w pobliżu, stając gdzieś z bezpiecznej odległości, później wróci albo poczeka na wsparcie, prawda? Nie węszył zagrożenia. Nadstawił ucha, usiłując rozpoznać, czy na pewno zmierza w odpowiednim kierunku. Doszedł do przedmiotu, który zwrócił jego uwagę przy jednym z błyśnięć. Zatrzymał się, lekko nachylając. Czyżby to był trop? Z kieszeni kamizelki dobył zapalniczkę, osłaniając ją jedną ręką przed deszczem. Usiłował rozpalić płomień, aby dojrzeć, z czym ma do czynienia. - Co my tu mamy...? - mruknął do siebie, trzymając laskę pod pachą. |
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Pią Paź 21, 2016 1:22 pm | |
| Pojedyncze gałęzie, kamienie, atakujące, długie trawy i kałuże, lecz na szczęście Lynna, ziemia była na tyle zbita, by nie zmieniać się w nieprzyjemną paćkę pod butami. Rozglądanie się wokół na nic się zdało, bo poza mieniącym się przedmiotem, nic nie było widoczne wśród tegoż niebezpiecznego gąszczu. Wyłapanie bardziej specyficznych dźwięków również graniczyło z cudem, będąc piekielnie trudnym zadaniem wśród dźwięków spadających kropel z taką intensywnością. Gdy zbliżył się, nachylił i użył swej zapalniczki, wraz z szczęśliwym jej rozpaleniem, mógł śmiało rozpoznać przedmiot. Był to jednoręczny, elegancki i ostry miecz wśród gęstego gąszczu traw. Z grawerowaniem jelca przy rękojeści, okuty w wytrzymałą, czarną skórę. Głowica równie pięknie udekorowana. Ktoś poświęcił tej broni naprawdę wiele czasu. Byle ktoś nie mógłby sobie na nią pozwolić. Wykonana prawdopodobnie z hartowanej stali. A fakt, że świeciła, dowodziła wielkiego przedsięwzięcia w odpowiednie zadbanie nad mieczem. Sama broń była już sporo warta, którą Lynn mógł teraz wziąć i ewentualnie opchnąć za nie małą sumę. Jeśli poświęcił nieco więcej czasu na przyglądnięcie się sytuacji, mógł zobaczyć jeszcze kilka krwawych, cieknących smug krwi na ziemi, blisko rękojeści miecza, z ledwością widoczne przez siłę opadów. Mógł kontynuować, idąc dalej ścieżką, prosto przed siebie. Jeśli spojrzał w tamtą stronę, mógł dojrzeć jakieś dwie cieniste sylwetki, dość dobrze ukryte wśród gąszczu. Nie wiadomo jednak, czy były to wilki, czy pochyleni ludzie. Lynn stał zbyt daleko, nie mogąc dosłyszeć nawet wydobywających się stamtąd dźwięków ewentualnych rozmów. Ale pewnym było, że doszło tu do jakiejś bitwy. Wsparcie również jeszcze nie przychodziło. Był zdany na siebie. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Pią Paź 21, 2016 4:57 pm | |
| Znalezisko znacznie go zaskoczyło, przejechał nad mieczem dłonią z zapalniczką, oceniając jego długość. Nie spodziewał się tego, na pewno nie tutaj. Zapewne miecz należał do męża kobiety. Jak Lynn podejrzewał, miał do czynienia z kupcami, którzy wybrali najgorszą z możliwych ścieżek. Wzruszył ramionami, po czym musnął palcami rękojeść metalowego przedmiotu. Krople deszczu wkrótce przeciekły przez jego zaciśnięte dłonie, ogień więc zgasnął, na powrót ustępując miejsca mroku. Schował zapaliczkę na swoje miejsce. - Kto, do ciężkiej cholery, używa jeszcze broni białej? – zapytał się szeptem, marszcząc brwi z brakiem zrozumienia. – Ach, no tak. Te zjeby z Inkwizycji. – Wkrótce znalazł sobie sam odpowiedź, z braku laku coraz bardziej się rozkręcając. Skoro nie miał do kogo otworzyć ust, postanowił rozwiązać ten problem na własną rękę. Cóż, lubił dyskutować z inteligentnymi osobami. Podniósł przedmiot, postanawiając go zabrać ze sobą. - Shilvia będzie zadowolona. A jak nie, nada się przecież na przetopienie – mruknął do siebie, ustalając sobie już konkretne plany. Od biedy przecież może oddać znalezisko kobiecie. Nie należał do grona dziwnych ludzi, którzy z przyjemnością używali broni jako ozdób w salonie, ale też nie zamierzał marnować kawałka dobrej stali. Przypiął, a właściwie przywiązał miecz do pasa, wstając na równe nogi i na powrót umieszczając laskę w dłoni, jako najlepszą broń. Już miał ruszać dalej, gdy dostrzegł niewyraźnie kształty na swojej drodze. Zmrużył oczy, starając się je rozróżnić. Niewiele to dawało. Przestąpił kilka kroków, ostatecznie decydując się na zdradzenie swojej pozycji przez całkiem donośny krzyk: - Halo? Jest tam kto? Proszę pana…? – nieco zesztywniał, modląc się, by zamiast wycia wilków odpowiedział mu ludzki głos. Kobieta nie wspominała o nikim poza jej mężem, dwa kształty nie zwiastowały niczego dobrego.
|
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Pią Paź 21, 2016 9:37 pm | |
| Wraz z podniesieniem przedmiotu, mógł zauważyć że coś jest nie tak z wagą. Oręż był zdecydowanie lżejszy od swoich stalowych konkurentów, a na dodatek ostrością przy tym nie ucierpiał. Poręczny, świetnie trzymający się w ręce, dobrze wyważony. Prawdziwy majstersztyk, który był idealną bronią po wypluciu wszystkich pocisków z broni palnej. Krzyk, który zdawał się zainicjować późniejszy grzmot. A wraz z nimi uniesienie się nieznaczne sylwetek i przesunięcie głów ku Lynnowi. Dostrzeżenie kim były cienie już nie stanowiło większego problemu. Mógł przeklinać swój los za zdradzenie swojej pozycji. Wybrał jednego z cięższych oponentów w takim miejscu. Puszyste uszy, szara sierść, ogony i aż mieniące się w ciemności przerażające, bursztynowe oczyska. Po prostu wilki i to w liczbie dwóch. Patrzyły się przez chwilę na nowoprzybyłego z dalekiej odległości. Zaczęły niespiesznie kierować się w jego stronę, powoli, z lekko skulonymi głowami, czając się. Było to na tyle niedogodne przez długie trawy, że czasem znikały w gęstwinie, by wyłonić się kilka metrów bliżej nowo upatrzonej ofiary. Pewnym też było, że gdy tylko zielonooki ruszy w popłochu, zostanie szybko zaatakowany. Jako, że kawałek tego lasu nie był uczęszczany, a mrok panował wokół, można było również przewrócić się o konary, co oznaczało koniec. Jeśli Lynn obserwował wilki przez jakiś czas, mógł dostrzec ich czerwone od świeżej krwi pyski, co raczej nie wróżyło dobrego zakończenia byłego właściciela miecza. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Nie Paź 23, 2016 2:31 pm | |
| Z beznadziejności sytuacji aż się uśmiechnął. Nieco żałośnie, histerycznie. Bardzo powstrzymywał się od automatycznej ucieczki, wspominając dawno zasłyszane rady na temat tego, co należy robić w przypadku spotkania dzikiej zwierzyny w lesie. Nie sądził oczywiście, że ta wiedza na kiedykolwiek mu się przyda. Starał się nie patrzeć im w oczy, co trudne nie było, skupił się gdzieś na punkcie pomiędzy dwoma wilkami, ostatecznie woląc niczego nie przegapić od żadnej z bestii. Mocniej zacisnął palce na swojej lasce, gotów się bronić, nieco zapominając o swoim znalezisku. Mówiono mu, że wilki boją się ludzi. Chyba po raz kolejny teoria minęła się z praktyką, pomyślał, widząc, jak stworzenia wcale nie sprawiały takich, które mogą się obawiać czegokolwiek. Krew na ich pyskach, wbrew pozorom, dawała mu pewną nadzieje – najadły się już wcześniej. A teraz idą wprost na niego… aby się przywitać? - Taaak, proszę pana, wilki uciekną jak nas zobaczą… głupia baba – mruczał pod nosem, udając kobietę, która wpakowała go w to całe przedsięwzięcie, jednocześnie cofając się łagodnie, powolnymi, ostrożnymi kroczkami. Laskę uniósł nieco wyżej, twarz miał cały czas zwróconą w stronę bestii. Starał się o nic nie potknąć, w dosyć desperacji sposób. Nie do końca miał plan postępowania, póki co zdawać by się mogło, że ma zamiar iść bez końca, a przynajmniej gdzieś, gdzie uzyska pomoc lepszą od tej, którą sam zaoferował.
|
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Nie Paź 23, 2016 4:34 pm | |
| Wilcze mordy dalej się kierowały ku nowo upatrzonej ofierze. Powolutku i niespiesznie, lecz z czujnym wzrokiem bursztynowych oczysk, który ani na chwilę nie schodził ze zwierzyny. Omijały zwinnie przeszkody. Skulone głowy i długość traw czasem sprawiała, że ginęły w gąszczu. Niebezpieczne. Zwłaszcza, że wymijający wzrok Lynna i powolne cofanie się czy najedzenie nie sprawiło wycofania się wilków. Ba, nagle, nieoczekiwanie, jakby dostały bardziej ludzkiego umysłu, przypływu niebywałej inteligencji, rozdzieliły się. A wszystko po to, by zacząć okrążać swego przeciwnika. Jeden z prawej, drugi z lewej, ale na tyle daleko, by patrzenie na ich dwóch było stanowczo utrudnione. I nawet wśród takiej ulewy, słowa były słyszane przez te dwie bestie, gdyż tylko z wypowiedzią biednego zegarmistrza, automatycznie ich uszyska zastrzygły. Z ryjków wydobył się ponury warkot, ukazujący też ostre, bardzo przerażające zębiska. Ugryzienie pełne bakterii. Wilki stopniowo skracały dystans i jeśli Lynn utrzyma takie tempo, zostanie zapewne szybko zaatakowany. Dodatkowo, jeżeli miał on na tyle skupiony umysł by wyszczególniać zmieniające się dźwięki, tupot. Coś ciężkiego, co nie martwiło się wilkami i spotkaniem z nimi twarzą w twarz. Prawdopodobnie pomoc, lecz mógłby i to być kolejny przeciwnik. W końcu kobieta mówiła o bandziorach, mającymi na swych usługach wilki. A te, mimo tupotu czyiś nóg za Lynnem, nie ustępowały w zbliżaniu się. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Nie Paź 23, 2016 8:33 pm | |
| Myślał desperacko, a rozwiązania, które przychodziły mu do głowy stawały się coraz bardziej absurdalne. Wedle zasłyszanych wieki temu rad, miał wrażenie, że najbezpieczniejszą opcją będzie na powrót rozpalenie ognia – podobno te zwierzęta miały przed tym pewien respekt. Nie sądził jednak, że czekałyby łaskawie, aż zdoła na nowo wyciągnąć zapalniczkę z kieszeni, rozglądając się za czymś suchym (ha-ha!) i pochodniopodobnym. Dostrzegł poruszenie w oddali, ale intuicja podpowiadała mu, że pomoc wcale nie nadciąga. Ktoś, kto zechciałby go wyciągnąć z tej iście opłakanej sytuacji, raczej nie skradałby się powolnymi kroczkami, prawda? Miał więc świadomość, że nie znajduje się tu sam z wilkami, ale też nie odzywał się więcej, zwłaszcza, że ostatnim razem – jak widać – nie skończyło się to zbyt dobrze. W końcu zdecydował się na przewieszenie laski przez luźniejszą kieszeń w jego płaszczu, zamiast używania jej jako broni ostatecznej, wyszarpał miecz, który jeszcze przed chwilą tak starannie przewiązywał do pasa. Nie za bardzo wiedział, jak się z nim obchodzić, ani którą dłonią obejmować, przedmiot, całe szczęście, ten dorównywał swoją masą drewnianej lasce, a tę znał już przecież doskonale, wiedząc gdzie uderzyć Shilvię po łydkach, by zabolało. Zamachnął się nim, jakby chcąc ostrzec wilki, że wcale nie zawaha się użyć broni, gdy się zbliżą jeszcze bardziej. Jasne, nie wahał się, gorzej było z jego umiejętnościami w walce mieczem, których zbyt wiele nie posiadał. |
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Nie Paź 23, 2016 9:13 pm | |
| Miał albo szczęście, albo pecha, gdyż dzięki nie otwieraniu swej gęby w celu zaalarmowania o swojej osobie, po jakimś czasie coś, co było prawdopodobnie za nim, zaprzestało wydawać ciężkie dźwięki. Mógł zniknąć, lecz równie dobrze stanąć gdzieś w oddali, obserwując walkę. W każdym razie pewnym było, że to, co miało tu przybyć, nie chciało za bardzo afiszować się w wojnę między człowiekiem, a naturą. Gdy tylko jego miecz wydostał się spod siły pasa, kolejny piorun buchnął na niebie, odsłaniając swym światłem teren walki. Było to na tyle nieszczęśliwe zdarzenie, że przez światłość, miecz zalśnił burzliwym blaskiem. To z kolei spowodowało nadpobudliwość u wilków, które musiały uznać to za atak. Przyspieszyły. Swego rodzaju wilczy trucht, który stopniowo nabierał siły. Więcej stukotów łap o ziemie, coraz intensywniej, okrążając biedaczysko wokół. Jeden wilk ostro na prawo, drugi na lewo. Tak, aby Lynn nie był w stanie zobaczyć równoczesnego ataku, podczas gdy wilki nie miałyby problemu z ewentualnym skoordynowaniem ataku. Nagle, oba sierściuchy stanęły, wymierzyły łby ku zielonookiej przystawce i ruszyły. Była to szarża, galop. Biegły tyle, ile natura dała im w łapach. Odbijały się intensywnie od podłoża, dążąc prędko w jego stronę. Dźwięki ich łap rozchodziły się po lesie, przebijając przez odgłosy burzy. Może nie był to zbyt zsynchronizowany atak, gdyż pierwszy z wilków z prawej strony był bliżej, ale można było się spodziewać że zaraz po pierwszym, nastąpi drugi. Wyskok. Prawy wilk wybił się intensywnie od ziemi. Łapy wystawił przed siebie, co by paść nimi na ofiarę i zranić ewentualnymi pazurami. Prawdziwym celem była jednak szyja, którą wilk miał zamiar rozszarpać jak tylko dosięgnie jej swymi ostrymi zębiskami, wołającymi o pomstę do nieba przez ilość bakterii i swąd padliny. Miał niewiele czasu na reakcje i zademonstrowanie swoich umiejętności walki. Lecz pewnym było, że jeśli ten nie zrobi niczego, będzie leżeć na ziemi z wilkiem i rozpłataną szyją. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Pon Paź 24, 2016 1:18 am | |
| Urwanie się trapiących dźwięków, doprawdy – nie było zbyt pocieszające. A na pewno nie pośród mroków nocy, gdzie nie mógł dostrzec niczego, do kiedy właściwie nie wyskoczy mu na twarz. Wtedy, cóż, mogło być odrobinę za późno. Nie zdołał się tym jednak przejąć długotrwale; krążące wokół niego bestie skutecznie zajęły mu świadomość, aktualnie pochłoniętą podjęciem próbą niedokonania żywota w przeciągu kilku minut. Niemal czuł na swoim karku ich wściekłe dyszenie, powarkiwanie, choć częściowo stłumione przez odgłos deszczu, zdawało mu się jedynym bodźcem dźwiękowym, jaki odbierał. Bał się. Na tyle, że nie zdołał nawet przekląć po raz wtóry kobiety, która go w to wpakowała. Nie chciał umierać. Nie teraz, na pewno nie w ten sposób. Los jednak podarował mu broń, więc zamierzał wykorzystać ten dar możliwie mocno. Miał w sobie tyle woli przetrwania, że gdyby trzeba było, z pewnością użyłby również swoich zębów lub paznokci, co (na szczęście) nie było koniecznie. Skupił się na wilku po prawej, ten wyglądał bardziej chętnego do rozszarpania mu tętnicy. I stało się, co przewidywał, ale nie oznaczało to ni trochę, że był na to gotów. Cofając się o krok, chwycił miecz oburącz, unosząc go na wysokość ramion i zaciskając szczelnie powieki. W jego zamierzeniach miał przystąpić do ataku, co w praktyce… mogłoby się sprawdzić tylko wtedy, gdyby wilk sam zechciał się nadziać na jego broń. Prędko uświadomił sobie, co robi, więc otworzył oczy, wciąż stojąc na drżących nogach (o ile tylko nic go z tych nóg jeszcze nie powaliło). Odwrócił się w stronę drugiego stworzenia, tym razem nie czekając na ruch ze strony wilka. Ciął na odlew, nie celując w konkretne miejsce i nie mając też wielkich oczekiwań – chciał po prostu zranić lub przestraszyć stworzenie, aby zapewnić sobie szanse na ucieczkę.
|
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Pon Paź 24, 2016 2:00 pm | |
| Wilki szarżowały. Gnały prędko na swoją zdobycz. Rosłe, ciężkie, a zwinne niczym sarny, prawdziwi królowie lasów. Jeden skoczył, nie myśląc raczej o tym, że to będzie jego jeden z największych błędów w życiu. Miecz, który dzierżył Lynn, przeszedł pomyślnie próbę ostrości. Zatopił się głęboko w ciele zwierzęcia, wbijając niczym w masło. Dokładnie w klatce piersiowej, nad gardłem, radząc sobie bez problemu z chroniącymi kośćmi. Wydawać się mogło, że była do perfekcyjna obrona, lecz posiadała jedną wadę. Zielonooki nie wliczył w to ciężaru tegoż potwora. Samo stanie i nie wykonanie pchnięcia było wielkim błędem, przez co cała siłą i pęd z jaką wilk gnał, uderzyła wprost w Lynna. A to z kolei nie pozwoliło mu utrzymać się na nogach, zmuszając do polecenia wraz z 60-kilowym wilkiem plecami na ziemie. Co gorsza, te potulne zwierzątko wcale nie umarło od razu, a wierzgało, szarpało łapami i ujadało, aby wgryźć się ostatkiem sił w szyję biednej ofiary, próbując zadać jak najwięcej obrażeń przed swoją śmiercią. Na szczęście, zaatakował szyję w takim miejscu, przy którym nie przechodziła aorta, bliżej barków, zagryzając spory kawał. Rana jednak była dość obszerna i mimo wszystko krwawiąca przez rozległe dziury po kłach. Nie zapominając też o bardzo możliwej infekcji wynikającej z zapominalstwa użycia pasty do zębów u wilka. Dlatego też Lynn teraz był zmuszony do leżenia na ziemi, a na nim jego nowy, futrzasty przyjaciel z mieczem w klatce piersiowej, szybko tracący jakiekolwiek siły do dalszej walki. Była jeszcze jedna wada w tym wszystkim. Ostrze, gdyż było ono głęboko wbite i o dziwo cięższe do wyciągnięcia. Musiał nie dość, że zrzucić z siebie truchło, to jeszcze poradzić sobie z wyciągnięciem miecza. Trudne zadanie, zwłaszcza że drugi wilk był już na miejscu i miał zamiar utrudnić mu jeszcze bardziej życie. Żywy zwierzak popędził w stronę nóg. I jeśli Lynn nic nie zrobił by szybko wykaraskać się z problemu, zostanie w tamtych okolicach dotkliwie pogryziony. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Sro Paź 26, 2016 5:19 pm | |
| Nie wiedział, co robić, jakby po raz pierwszy w życiu dzierżył w dłoniach miecz. Chociaż…? Czy właśnie tak nie było? Skupił się na utrzymaniu broni, jakby wypuszczenie jej było równoznaczne ze śmiercią. Runął na mokrą od deszczu ziemię, przygnieciony ciałem zwierzęcia, natychmiast tracąc dech w piersiach. Nie spodziewał się po wilku takiej zajadłości, nawet jeśli ten wylądował niepokojąco blisko jego twarzy. Na nic zdało się wyciąganie szyi o nieznaczne części cali. Poczuł kły wpijające się w jego ciało, blisko miejsca, które całkiem niedawno zdążyło się zabliźnić po ostatnich obrażeniach. Zawył z bólu, a jego krzyk prędko przeszedł w rzężenie; nawet oddychanie nie należało do prostych czynności z wilczurem na klatce piersiowej i jego kłami zatopionymi szyi. Nie miał czasu uświadomić sobie, że wcale niewiele dzieli go od śmierci, jego myśli urywały się w pojedynczych słowach, rozkazach wydawanych samemu sobie. Wypuścił rękojeść miecza ze skostniałych palców, na rzecz oderwania od siebie wilczura. Nim doszedł do jakichkolwiek zadowalających rezultatów, postanowił się zająć drugim zwierzęciem, wciąż żywym. Wierzgał nogami, jednocześnie usiłując nie dać się pogryźć i kopnąć jego pysk, rękoma i resztą ciała siłując się z leżącym wilczurem. Jeśli mu się udało, przeturlał się w bok, najdalej, jak potrafił, jedną dłoń przytykając do zranionej szyi, a w drugą usiłując wymacać na oślep laskę, która zapewne, w całej szamotaninie ze zwierzyną, zdążyła mu wypaść. Nie, nie mógł jej znaleźć. Zamiast tego, wydobył z wewnętrznej kieszeni płaszcza pierwszą rzecz, na jaką natrafiła jego dłoń, zrywając się do pozycji klęczącej, gotów do walki. |
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Sro Paź 26, 2016 6:02 pm | |
| Wilk przy nogach starał się gryźć, ujadać i odsuwać się od atakującej nogi. Parę razy dziabnął biednego Lynna, zdzierając nieco nogawki, jak i wraz z tym skóry, lecz nie były to tak dotkliwe rany jak te przy szyi. Mężczyzna skutecznie obdarowywał mordkę przyjaźnią i miłością skórzanego buta. Nos zwierzęcia zabolał, co ogłosił piskiem i groźnym warknięciem. Dało to chwile wytchnienia biednej ofierze. Szczyptę czasu. Szamotanina z truchłem w końcu osiągnęła końca. Martwy osobnik poleciał na bok. Usunięcie zbędnych kilogramów zakończone sukcesem. Niestety, bez miecza mogącego ułatwić sprawę. Przeturlanie się również przebiegło pomyślnie, gdyż żywy osobnik stracił na tyle moralne po uprzednich kopniakach, by nie chcieć od razu rzucać się ze swoją żądzą krwi na zegarmistrza. Miał dzięki temu czas na zmacanie. Laski nie było, ale kieszeń ukazała coś równie pomocnego. Ostry scyzoryk, ot co. Obyło się bez nadziewania dłoni o inne ostre przedmioty i dodatkowe defekty czy bolesne przeżycia. Wymiana spojrzeń, gdzie te u wilka ujawniały jasny przekaz. Był gotów do ataku i zrobi to lada chwila. Ucieczka z takimi ranami odpadała. Lynn nie musiał też długo czekać na atak ze strony przeciwnika. Rozpoczął bieg, szybko, ile sił miał w nogach, prędko, z lekko krwawiącym nosem i wystawionymi kłami. Nienawistny pokaz natury wobec człowieka. Gnał, nie musząc pokonywać szczególnie długiego dystansu. Były to decydujące chwile, w których jedna z istot miała stracić życie. W końcu nadszedł wyskok. Zębiska celowały w szyję, łapy na barki. Bardzo mało czasu na reakcje i skoordynowane działanie ze strony człowieka. Zwłaszcza, że jeżeli bestia ta nie zostanie zabita od jednego uderzenia, przypomni sobie niedawno nabytą pamiątkę w okolicach szyi od jednego z nich. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Sro Paź 26, 2016 11:42 pm | |
| Nie był w stanie przejąć się pomniejszymi ranami, pochodzącymi od kłów i pazurów wilczura, kopiąc jak popadło i jednocześnie walcząc o każdy mililitr przetłoczonej krwi. Uciskał mocno ranę, nie pozwalając sobie chociażby na chwilę słabości. Czuł wilgotne ciepło na palcach, ale do kiedy nie zastanawiał się nad tym zbyt wiele i co najważniejsze – nie widział szkarłatu krwi, problem ten schodził na dalszy plan. Ścisnął wyjęty z kieszeni przedmiot, rozpoznając z nim scyzoryk, jeden z jego ulubionych, o imieniu Victoria. Niespecjalnie wierzył we własne siły i możliwości, a ostrze wyglądało trochę mizernie, jeśli ocenić w skali przeciwnika. Jaki miał jednak wybór? Podniósł się bardziej na kolanach, gotowy do ataku. Czekał na odpowiedni moment, co trwało mniej niż ułamki sekund. Rzucił się na zwierzynę, zupełnie, jakby miał możliwość podjęcia z nią równej walki. W zaciśniętej pięści dzierżył ostrze, próbując je wbić w głowę stworzenia – celując w okolice oczu, środka czaszki i nader wszystko starając się uniknąć kolejnego starcia z kłami. Jeśli atak się powiódł, a narzędzie spełniło swoje zadanie, pozostając w jednym kawałku, ponowił atak, tym razem nie chcąc popełnić błędu, jakim było stwierdzenie, że wilk umrze od razu po zadaniu pozornie śmiertelnego ciosu.
|
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Czw Paź 27, 2016 1:02 am | |
| Piorun rozbłysnął na niebie ostatni raz, a deszcz stopniowo mizerniał. Burza traciła na swej sile z każdą sekundą. Przelotna, niczym metafora ludzkiego życia. Taką scenerię można było ujrzeć na pewnym polu walki, w którym ktoś stracił własne życie w źle wykonanym ataku. Krew wydobywała się ciurkiem z bardzo nieprzyjemnej, głębokiej rany. Nie dało zatamować się krwawienia, dziura była zbyt głęboka. Rękojeść scyzoryka złamana. Broń Lynna nie nadawała się już do użytku. Nieszczęśliwie, był to koniec walki. Lecz dla wilka, nie zielonookiego, który trafił bestię centralnie w oko. Na tyle mocno, by ostrze zatopiło się głęboko w oczodole, a nawet dalej. Wilk zdążył jedynie zawyć, umierając prędzej niż zdołałby pomyśleć. Nie tknął ofiary zębiskami czy pazurami, poddając się konwulsjom. Kawałek ostrej części scyzoryka musiał dojść do biednego mózgu, który sprawił to, co było widać na "obrazku". Wokół pełno krwi, nie tylko samego zegarmistrza, ale też i wilka. Bardzo niemiły obraz. Jednak wygrał, pokonał oba potwory i jeśli otrzyma na czas pomoc lub samemu postanowi zatamować w jakiś sposób krwawienie, dożyje poranka. Życie musiało być wspaniałe. A przynajmniej nim cieszyła się pewna osóbka, która wyłoniła się zza drzewa. Był to nikt inny, jak kobieta w czarnych włosach, o błękitnych oczach i czarnym, dość eleganckim stroju. Patrzyła się na Lynna i śmiała się. Lecz nie było to zadowolenie z uratowania męża, a coś bardziej określanego mianem szydzenia. W jej oczyskach dostrzec można było patrzenie na człowieka z góry, ohydną cechę. Wpatrywała się, szczęśliwa z rezultatów i ran zielonookiego. To było pewne, postanawiając nawet odezwać się. - Oh! Myślałam, że umrzesz. Piękny pokaz waszej ohydnej, ludzkiej wytrwałości. Szkoda... Ciekawe ile energii życiowych posiadasz dla mnie... Uroboros będą ze mnie dumni... - i tu uśmiechnęła się tajemniczo pod nosem. Jej oczyska zabłysły błękitnym ogniem, a zza pleców powstał wprost z ziemi ogromny, czarny golem, obsydianowy i zlewający się z jeszcze dość dużym mrokiem. Lecz z każdą chwilą, wraz z uciekaniem burzy, można było dostrzec więcej szczegółów. Wiedźma, a Lynn musiał z nią walczyć będąc w tak kiepskim stanie. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Czw Paź 27, 2016 1:29 pm | |
| Dyszał ciężko, jeszcze chwilę pozostając w pozycji klęczącej. Czuł jednocześnie buzującą w żyłach krew i wciąż był wyczulony, jakby gotów rozszarpać kolejną zwierzynę gołymi rękoma. Najchętniej opadłby na ziemię, przykrył nawałem liści i doczekał w ten sposób poranka. Ciążyła nad nim jednak myśl opatrzenia rany; pamięć po ostatnim dogorywaniu spowodowanym cięciem w okolicach szyi była zbyt świeża. Wstał na równe nogi, z nieocenioną pomocą drzewa stojącego nieopodal. Zauważył, że drży lekko, a jego kończyny nie pracują tak sprawnie, jakby sobie tego życzył. Ale wszystko wskazywało na to, że już nic gorszego od wilków go nie spotka; kryzys został zażegnany. Zacisnął szalik odrobinę mocniej na szyi, chcąc za jego pomocą zatamować krwotok. Przyłożył do niego na nowo dłoń, zbierając myśli i usiłując ukierunkować ciąg dalszy działań. Przypomniał już sobie, dla jakiego poronionego powodu znalazł się w środku lasu w nocy. A śmiech towarzyszący temu momentowi doskonale mu w tym pomógł. Krew ścięła mu się w żyłach, prędko odwrócił głowę w stronę tego przeraźliwego dźwięku, wiedząc już, co ujrzy. Oczywiście nie wysłuchał jej do końca, prędko zdołał pojąć, że wpieprzył się jak ostatni debil w pułapkę mającą na celu… no właśnie, co? Nie czekał cierpliwie aż kobieta skończy swoją wypowiedź, wtórował jej, wściekłym – nie, wkurwionym tonem, nie przejmując się tym, że z pewnością ją prowokuje: - O, proszę, pani „mojego-męża-napadły-wilki”! Ty… bura suko… Długo czekałaś na takiego frajera jak ja!? Następnym razem, polecam ci częściej uczęszczane miejsca, skoro los obdarzył cię już tak przydatną umiejętnością płaczu na zawołanie! BRAWO, świetne przedstawienie! Zaklaskałbym, gdybym tylko mógł! – Podniósł jeszcze bardziej głos, co w nocnej ciszy raziło podwójnie. Wzruszył ramionami, chcąc pokazać swoją rękę, aktualnie zajmującą się tym, aby życie nie wyciekło z niego do końca. Wziął głęboki oddech, kontynuując, gdyż kobieta denerwowała go niemal każdym słowem. - O czym ty pierdolisz, opętana babo?! – wrzasnął jeszcze, teraz nabierając zupełniej świadomości, że trafił na kolejną w swoim życiu świruskę. Nie czuł się specjalnie ważny i specjalny, aby ktokolwiek mógł się nim interesować w sprawach innych niż naprawa zepsutego mechanizmu. I nagle mina zaczęła mu rzednąć, a bojowy nastrój odpłynął gdzieś bezpowrotnie. Chwilowo był w stanie jedynie wlepiać wzrok w rosnący z ziemi kształt o rozmiarach… podpowiadających mu jedno – wzięcie nóg za pas. - Co do chuja…? – wymamrotał pod nosem, całkiem błyskotliwie. A później, nie myśląc wiele, bez większego pożegnania, rzucił się do ucieczki, kuśtykając nieco, gubiąc zupełnie orientację w terenie, z wyłącznie jednym celem – znaleźć się jak najdalej od dziwnego stworzenia i tej pomylonej baby. Szukał większego kamienia, nory, dziupli, gdzie mógłby się ukryć, nie sądząc by mógł się zmierzyć z podobną potęgą. Jeśli natrafił coś podobnego na swojej losowo obieranej drodze – z pewnością skorzystał z okazji, o ile tylko golem nie dogonił go po kilku krokach. |
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Czw Paź 27, 2016 3:25 pm | |
| Choć wcięcie się w zdanie nie było dobrym posunięciem, tak jego słowa sprawiły uśmieszek na jej ustach. Szerszy od poprzedniego, zapewne efekt niezamierzony po tak soczystej chęci zripostowania i przesyconych od wściekłości słowach. Śmiech znów rozszedł się po mrocznym lesie, a to za sprawą desperackiej ucieczki. - Patrzcie, patrzcie, w słowach silny, a ucieka... Tyłem do przeciwnika! - ostatnie słowo zadrżało złowieszczością, rozchodząc się niczym grzmot. - Zabić! Zabić, ZABIĆ! - a wraz z tym, jej oczyska otworzył się szerzej, buchając błękitnym ogniem. Obsydianowy golem ruszył, miażdżąc przy pierwszym kroku wilka z wciśniętym pod gardłem mieczem. Krew bryznęła po bokach, świadcząc o jego szczególnie wielkich kilogramach. Drugi krok zakończył się śmiercią dla pewnej laski. Nie był szybko, ale by to zniszczyć, potrzeba kilku lasek dynamitu. Co gorsza, golem ewoluował, gdyż z jego ręki wylazł miecz, a on zajął się pięknym płomieniem, który w niczym mu nie przeszkadzał. Podczas demonstracji obsydianowych "instalacji", wiedźma uniosła obie ręce przed siebie. Wyszczerzyła psychopatycznie ząbki, formując w dłoniach kilka obsydianowych, ostrych kawałków. Zaraz po tym zapaliła je swym przepięknym ogniem, rozświetlając okolice. Lynn nie znalazł żadnej nory czy dziupli jak i dużego kamienia. Zero kryjówek, jedynie za drzewami, których było tutaj wiele. Ewentualnie próba kamuflażu poprzez wskoczenie w głębokie trawy. Nic co mogłoby uchronić na dłużej. I jeśli próbował dalej brnąć przed siebie w ich poszukiwaniu, nie odwracając się do przeciwnika by zobaczyć, cóżże knuje, mógł doczekać się bolesnej lekcji. Choć na przodzie, zachodząc w głąb lasu, teren mógłby i być atrakcyjniejszy. O ile zapomniałoby się o fakcie, że wiedźma nie jest ranna, a wypoczęta, nie mająca raczej problemów z nabraniem prędkości w biegu. Szanse przeżycia Lynna malały z każdą chwilą. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Czw Paź 27, 2016 5:41 pm | |
| Biegł, jak nie czynił tego od bardzo dawna – nie tyko ze względu na poharataną nogę, a raczej przez to, że w codzienności poruszał się za pomocą swojej laski, nie spiesząc się, a czasami nawet i kulejąc. Teraz spostrzegł się, jak to jest naprawdę kuleć i pociągać nogą, a żadnej pomocy, poza wspieraniem się gałęzi, nie otrzymał. Odwracał się raz co raz przez ramię, ale to co zastawał, wcale nie napełniało go nową nadzieją, której desperacko potrzebował, a powodowało, że tracił na czasie, na czym zależało mu wcale nie mniej. W sumie wcale nie skończył swojego wywodu, miał ochotę dogadać jej, aby nigdy się nie pozbierała, ale kobiecina miała całkiem solidne argumenty, a dokładniej te w postaci wielkiego żądnego krwi golema, więc póki co spasował, skupiając się na niepołamaniu sobie nóg podczas szaleńczego biegu. Nie mógł się powstrzymać jednak od pewnego pytania, więc do kiedy nie zgubił kobiety i jej towarzysza, wrzasnął przez ramię: - Czego ode mnie chcesz, durna babo!? – Nie miał pewności, czy go dosłyszała, jego oddech znacznie przyspieszył, powoli tracił siły. Odwrócił się po raz kolejny w poszukiwaniu wiedźmy, od której uciekał – co właściwie trudne nie było, bo ta poważnie zwracała na siebie uwagę swoim płomieniem. Skręcał coraz bardziej na zachód lasu, jakby w nadziei, że w końcu go opuści i magicznie wyskoczy na cywilizację. Nie zatrzymywał się, skoro nie widział nic wartego uwagi, zresztą nie ukryłby się, do kiedy wzrok wiedźmy ciągle na nim ciążył. |
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Czw Paź 27, 2016 10:18 pm | |
| Uśmiech na ustach, szeroki i z szczyptą psychopatycznej figlarności. Do tego wzrok prawdziwego drapieżcy. Prezentacja wiedźmy w małym opakowaniu, która widząc znacząco powiększającą się odległość między nią, a jej ofiarą, postanowiła ruszyć. Trucht, przeskakiwanie przez przeszkody z gracją, a naprzeciw niej pan golem, łaknący zgnieść kogoś czaszkę, chodząca żywa pochodnia. Odwrócenie się w tym wszystkim było błędem, dużym spowalniaczem, za który miał przypłacić lada moment. A jeszcze rzut słowami, najgorsze co mógł zrobić. Tracenie i tak już małych sił. Obsydianowe, ogniste ostrza uleciały spod jej palców. Prędkość strzały, której zwyczajny człowiek nie byłby w stanie uniknąć, a nawet i wytrenowany z takiej odległości, zbyt bliskiej by zareagować na czas. Na jego szczęście, jedno z nich nie było zbyt dobrze wycelowane. Przeleciało centralnie obok twarzy, nie raniąc w żaden sposób. Choć mógł poczuć niebezpieczeństwo od ognia, dziwny rodzaj dyskomfortu, w dodatku brak ciepła. Być pewnym, że otrzymanie czymś takim będzie bardzo bolesne w skutkach. To jednak zaraz miał odczuć. I to w okolicach lewej nogi, łydki. Ostrze wbiło się, dość głęboko, przez co usunięcie nie wchodziło raczej w grę. Zwłaszcza, że spowodowałoby obfitsze krwawienie, a tego w jego aktualnym stanie lepie byłoby uniknąć. Ból powinien przechodzić najśmielsze oczekiwania każdego sadysty. Bardzo wysoki, mieszający się z pulsacyjnym szarpaniem i równoczesnym paleniem, którego ognia nie w sposób było zgasić. Kroczenie z takim elementem w ciele raczej było niemożliwe, a nawet dopływ adrenaliny przy takim zmęczeniu, nie łagodził więcej bólu. Nawet wielcy wojownicy czy ludzie niezwyciężonej woli, w tej chwili padliby na ziemie, zaciskając zęby, co by jakoś złagodzić cierpienie. Biegnąc mógł jedynie pogorszyć swój stan, umrzeć. I jeśli Lynn upadł po tym soczystym ataku, ogień zniknął wraz z przenikającym ciało bólem. A sama rana zdawała się nie być w jakiś sposób tknięta płomieniem. Jedynie ostrze w środku sprawiało szczyptę cierpienia, ale wystarczyło nie ruszać nogą. Wtem, tam gdzie poleciał drugi obsydianowy kawałek jaki nie trafił buźki Lynna, z ognia wyłoniła się wiedźma, znikając z poprzedniej pozycji. Nie daleko mężczyzny, przed nim. Dokładniej w tę stronę, w którą biegł. Za nim na nowo powstał golem, dzielący go od niego jedynie kilka metrów. Przegrana pozycja. - Zadałeś pytanie... czego chce. Chce Twojej energii życiowej. Tylko tyle... Pragnę siły! Więcej! WIĘCEJ! Chce być najpotężniejszą z wiedźm... Huh... - uśmiechnęła się, przekrzywiając główkę w bok, jak pies. Przystawiła paluszek do ust, podczas gdy drugą usadowiła na bioderku. - Chcesz jeszcze o coś spytać, marny człowieku? Filozoficzne pytania? Odpowiem, jeśli sprawią mi nieco zabawy, a jak okażesz się nudny, zabije Cię, zgoda? W końcu lepiej umrzeć... doinformowany? - zaśmiała się ponuro pod nosem, obserwując Lynna. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Pią Paź 28, 2016 12:45 am | |
| Gdyby tylko miał wybór, z pewnością kontynuował swój bieg, nawet za cenę śmierci, bo właśnie to podpowiadał mu instynkt – za nic na świecie nie dopuścić do starcia z wiedźmą. Pracując w Inkwizycji, zdążył już swoje zobaczyć i nabrać przed nimi chłodnego respektu, zwłaszcza w stosunku do mocy, których lepiej nie określać zbyt szybko, bo przykładowo – w tym przypadku mógłby się poważnie naciąć, dopiero wraz z rozwojem sytuacji poznając jej kolejne sztuczki, jakimi wprost sypała. Los zdecydował ostatecznie za niego; cios ostrym ostrzem spowodował, że runął jak długi, boleśnie obijając sobie resztę ciała i wyciągając obie ręce, aby zamortyzować upadek i nie hamować twarzą. Częściowo nawet mu się to udało, co pozytywne dla jego krwawiącej wciąż rany nie było. I tyle wyszło z jego ucieczki. Pojawienie się wiedźmy tuż przed jego nieszczęśliwą facjatą skomentował za pomocą przeciągłego jęku, pełnego bólu i zawodu jednocześnie. Nie miał siły się już odsuwać, podniósł się na drżących dłoniach do pozycji klęczącej, unosząc zmęczone spojrzenie wprost na kobietę. Uważał na przeciętą nogę, ale aktualnie był cały zlepkiem ran i sam nie potrafił sprecyzować co dokuczało mu bardziej. Powoli tracił nadzieję, co nie oznaczało jednak, że zamierzał poddawać się bez walki, aż do samego końca. Przecież był specjalistą w nieumieraniu! Ileż to razy zdarzyło mu się zajrzeć śmierci prosto w oczy, z jawną kpiną mówiąc jej „nie dzisiaj, skarbie”!? Jeśli miał zejść z tego świata, to tylko w dobrym stylu… możliwie dotkliwie krzywdząc sukę, która odważyła się na zgotowanie mu tego piekła. - Czy ja, kretynko, wyglądam ci na kogoś kto tryska jakąkolwiek energią? – Głos miał możliwie nieprzyjemny, nie tylko ze względu na morderczy maraton jaki przebył. Zwyczajnie nie zamierzał silić się na uprzejmość, na pewno nie wobec osoby, która chciała pozbawić go życia i co najgorsze – wcale się z tym nie kryła! – Wy, czarne charaktery, macie taką dziwną manierę zdradzania swoich planów przed śmiercią waszych ofiar – westchnął z przekąsem, nawiązując do powieści przygodowych, które niegdyś czytywał. Schemat był podobny, jednak aby się spełnił, musiał pozostać przy życiu, jeśli oczywiście założy się, że właśnie on jest głównym bohaterem. A może to pora, aby ktoś przybył z odsieczą? - Jeśli mam wybór, wolę umrzeć w ciszy, niż w akompaniamencie pierdolenia ewidentnie jebniętej w głowę furiatki – odparł niemal pogodnie, choć nie wyszło mu to tak ironicznie, jakby tego chciał. – Skoro jednak nalegasz; powiedz mi… poza łzami, porwaną kiecką i ranami… twoje obwisłe cycki też były elementem mającym wzbudzić we mnie litość w całym przedstawieniu? – zapytał niemalże uprzejmie, jakby z ciekawości trapiącej go już od pewnego czasu. |
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Pią Paź 28, 2016 11:26 am | |
| Patrzyła na niego z góry, psychopatycznie uśmiechnięta, z przeszywającym spojrzeniem godnego niejednego sadysty. Nie traktując go jak człowieka, a jak ofiarę, łanię, coś łatwego do upolowania. Golem zaczął się zbliżać, stając na tyle, że mógłby go dosięgnąć rękoma, czy też zgnieść, po prostu zmiażdżyć na kwaśne jabłko. Ona natomiast słuchała wywodu. Rzut a propos energii skomentowała kolejnym, ponurym chichotem, kontynuując milczenie. I nawet mimo jeszcze bardziej soczystych słów, przesyconych od nienawiści czy złości, nie wyglądała na niezadowoloną. Założyła perfidnie ręce na siebie, uwydatniając swe walory. - Musisz mieć bardzo kiepski gust skoro zdało to test, malutki człowieczku... Zasługujesz jednak na karę... - śmiech wydostał się z jej ust, o wiele bardziej mroczny. Miała pomysł w głowie i raczej nie powinno to się spodobać Lynnowi, który lada moment dowie się o tym, jakie jeszcze dawki cierpienia przyszykowała dla jego biednego, na skraju wyczerpania ciała. Golem uniósł swe ręce ku zielonookiemu, łapiąc go w okolicach łokci. Próba odsunięcia się od niego raczej spełzłaby na niczym. Mimo swych rozmiarów, był na tyle szybki, aby zareagować w odpowiednim czasie. Jego dłonie obejmowały spory kawał ramienia i przedramienia, ograniczając mu w ten sposób ruchy rękoma. Uniósł go ku górze, niczym szmacianą, nic nie ważącą lalkę. Mógł wierzgać jeszcze nogami, próbować kopać, jednak na nic się to by zdało. Golem był chodzącą, obsydianową masą, a kobieta zbyt daleko oddalona, by zegarmistrz w ogóle ją sięgnął. Po tym, z ziemi wydostały się kolejne kawały obsydianowych figur, które otuliły kostki Lynna i przyciągnęły do podłoża, ograniczając mu i ruch tymi partiami ciała. W skrócie, był uziemiony, i w okolicach rąk, i nóg. Zero możliwości na kontr działanie, poza ewentualnymi obelgami i aksamitnymi ripostami. - Jak nie będziesz krzyczeć, to umrzesz w ciszy. Powstrzymaj się od jęczenia, złotko - słodki chichocik i leniwe podejście do swej ofiary. Pstryknęła palcami, a z głowy golema zaczęła wydostawać się kolejna obsydianowa część. Ta miała natomiast ograniczyć ruchy jego głowy, owijając się ciasno wokół górnej części czaszki i szyi, tym samym spowalniając nieco krwawienie. Nie mógł rozglądać się zbytnio wokół. Jedynie na tyle, na ile pozwalały mu same oczyska. A to, co mógł zobaczyć przed sobą, powinno przynajmniej wzbudzić ciarki na plecach. Kobieta utworzyła sobie bardzo nieprzyjemne narzędzie. Dość długą, grubą "igłę", ostrą, skracając dystans ich dzielący. Następnie ułożyła jedną dłoń na ramieniu Lynna, a drugą, w której trzymała urzeczywistniony wytwór wyobraźni, zaczęła przybliżać ku jego buźce. Mógł szybko dowiedzieć się co jest jej celem. A trzeba przyznać, że dość przerażająco musiało to wyglądać jasnozielonymi oczyskami. To, jak do jednego z nich coraz bardziej zbliżała się ostra końcówka, a szyderczy uśmiech powiększał się na ustach błękitnookiej sadystki. Był to z pewnością obraz, który można zapamiętać do końca życia, o ile przeżyłoby się takie piekło. Zamknięcie powieki nic by nie dało, a próby odwrócenia głowy również spełzłyby na niczym. Mógł tylko rzucać słowami, pluć, lecz nic ponad to. Były to ostatnie chwile, w którym Lynn mógł cieszyć się swym okiem. Aż w końcu nastąpiła wiekopomna chwila... ... w której igła dotknęła delikatnego oczyska. Zaczęła zagłębiać się mocniej, aż w końcu weszła na tyle, aby to wypłynęło. Makabra i ogromny ból, którego nie w sposób było opisać. Tak właśnie Lynn utracił pewną część swojego ciała. Kobieta była arcydiabelnie zadowolona. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Pią Paź 28, 2016 11:31 pm | |
| Szarpał się jak tylko mógł, wierzgał nogami i walczył ostatnimi resztkami sił, w iście desperacki sposób, jak ryba wyrzucona na brzeg jeziora, robiąc wszystko, by znaleźć się z powrotem w bezpiecznej wodzie. Nie wierzył, że nie ma szans na wyjście cało z sytuacji. Przecież zawsze mu się udawało, prawda? Nawet gdy tego nie chciał! Przez te wszystkie lata zdążył nabrać przeświadczenia, że wcale nie jest tak łatwo po prostu sobie umrzeć. Po odejściu Lilly wielokrotnie tańczył ze śmiercią, nie mając na tyle odwagi, by oddać się jej bezpośrednio, a znajdując niemalże przyjemne substytuty, w których się zatracał, zabijające go powoli, ale skutecznie. Teraz, jego życzenie sprzed trzech lat spełniało się, a on wcale nie był zadowolony. Prędko pożałował, że nie potrafił trzymać języka za zębami albo nie próbować się targować o mniej bolesną śmierć. Błaganie nie przeszłoby mu przez gardło, ale był już niemal na skraju złamania, tylko po to, aby ulżyć sobie na te ostatnie chwile. Udręka nie ustawała, wręcz przeciwnie – przybierała na sile i intensywności. Im bardziej się wyrywał, tym większy był ból. Nie miał gdzie uciekać, nie mógł nawet odwrócić spojrzenia, drgnąć głową, aby nie dopuścić do nieuchronnego. Wrzeszczał. Nie wiedział co, nie rejestrował słów padających z jego ust, mówił, aż jego słowa zlały się w jeden zwierzęcy skowyt, wycie pełne przejmującego cierpienia. Nie sam ból był najgorszy, a towarzyszący mu strach i myśl, podpowiadająca jedno: to jeszcze nie koniec. Z pewnością dopiero się rozkręcała, widział to w jej oczach, w spojrzeniu jasno mówiącym, że z żywą przyjemnością będzie pozbawiała go kawałków ciała, aż nie zostanie po nim coś na wzór ogryzka. Widział to wszystko, aż do samego końca, gdy zapadła ciemność po jego prawej stronie. Na nic zdały mu się jęki, próby szarpaniny i mruganie powieką. W głowie miał pustkę, przestał kontaktować. Dyszał ciężko, wymęczony psychicznie i fizycznie. Chciał prosić o jedno; szybszą śmierć, jednak słowa nie formowały się już z jego ust w żadną spójną całość. Powoli odpływał. Resztkami świadomości uciekł gdzieś we wspomnienia, o dziwo te niespecjalnie przyjemne – myślał o opowieściach z przesłuchań jeszcze ze swoich inkwizycyjnych czasów, w których wiedźmy doprowadzane były na skraj wytrzymałości za sprawą nieludzkich tortur. Przeklinał wtedy zwyczaje świętej organizacji, a przez głowę nigdy nie przeszłoby, że zazna tego samego od strony, po której ostatecznie stanął. Zacisnął silnie zęby. Był pełen żalu, czuł się oszukany. Gdyby los dał mu jeszcze jedną szansę, z pewnością nauczyłby się nienawidzić wszystkich równie mocno...
|
| | | Iris Pożeracz Mięsa
Liczba postów : 50 Join date : 18/09/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Sob Paź 29, 2016 12:19 am | |
| Nie zdołał zrobić nic. Był w sytuacji bez wyjścia. Bez możliwości uratowania, zdany na łaskę losu, a ten przyszykował dla niego pewną śmierć. Koniec był bliski, a każde próby dalej spełzały na niczym. Jęki przeradzające się w krzyki, te z kolei w skowyt również nie miały szczególnie zadowalającego odbicia na przyszłość jego egzystencji. Jedynie karmiły sadystycznego ego wiedźmy, która przez ich nasycenie, upajała się, uzależniała, łaknąc zdecydowanie większej ich ilości, budując koniec pełen bólu i cierpienia, jakiego żaden bohater nie chciałby przeżyć. Ten jednak powoli tracił przytomność. Czarne plamy przed okiem, samozamykające się powieki i odchodzący leniwie ból. Wszystko spowodowane stanowczym przemęczeniem, wyniszczeniem ciała oraz utratą krwi. Wyglądało na to, że mimo wszystko umrze z mniej wyrafinowanym finałem. A przynajmniej takim, którego raczej nie zapamięta. Ostatnie co mógł zauważyć, to dziwną, bladą istotę za plecami wiedźmy. Była w coś ubrana, choć mogła przypominać śmierć. Zwłaszcza, że we swych dłoniach istota ta trzymała kosę. Po tym Lynn stracił kontakt z rzeczywistością, wchodząc w krainę swych myśli. (z/t 2x) |
| | | Saja Żniwiarz
Liczba postów : 356 Join date : 06/01/2017
| Temat: Re: Skraj lasu Wto Lip 25, 2017 3:08 pm | |
| Wyszła z domu i włuczyła się wąskim ulicami miasta. Przystaneła obok sklepu. Zapatrzyła się w wystawę pięknych rzeczy. Sam widok był cudowny dla oczu. Kiedy tak wpatrywał się w wystawę, rozważając czy wejść i kupić piękną chustę, czy może zrobić, to może później? Nagle podszedł do niej wysoki mężczyzna. Jego ubiór zdradzał dziewczynie, o jego majętnym pochodzeniu. Saja widząc jego odbicie w szybie, obróciła się bokiem do szyby, a twarzą do jego mościa. - Wnioskuję, że mnie szukasz? Więc czym mogę służyć? Tylko szybko, bo mam trochę swoich spraw na głowie. - rzekła delikatnym głosem. Mężczyzna stał spokojnie i odezwał się nieco spontaniczny głosem ; [i]- Właśnie Cię szukałem. Wiem, że jesteś najlepszym przewodnikiem. Dokładnie rozchodzi mi się, o upolowanie pewnej zwierzyny. Jeśli się podejmiesz tego, to sowicie Cię wynagrodzę. [/b]- Saja spojrzała na mężczyznę surowym spojrzeniem, jednak nagle się uśmiechnęła. - Brzmi oni obiecująco. W sumie i tak nie am nic innego do roboty więc zgoda mów, jakie, to zwierzę i gdzie go mam znaleźć? - patrzyła mu prosto w twarz nie tracą oczu z jego twarzy, anie przez sekundę. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech i zaczął mówić detale gdzie i jakie zwierzę ma znaleźć. Saja wyruszyła ramionami i pożegnała jego mościa. Wróciła do domu. Zabrała co jej najbardziej potrzebne. Po czym ruszyła w stronę skraju lasu. Z początku trochę biegła, żeby zdążyć przed zachodem słońca i rozłożyć płapki. Sidła były bardzo duże i ostre. Saja raz dwa uwinęła się z ich rozłożeniem. Wspięła się na pobliskie drzewo i obserwowała z góry. Siedząc na czatach, do jej uszu dobiegł szelest łamanych gałęzi i szum liści. Wytęrzając wzrok wpatrywał się w jeden punkt. Szelest nie przypominała jednak spłoszonego zwierzęcia, tylko kroków ludzkich. Nagle zrozumiała, że ta osoba zmierza w prost na ustawione przez nią sidła. Zastanawiała się czy ma też ostrzec, tą osobę? Bo w sumie rzeczy mógłby być, to wróg? Ale też zwykła zbłąkana duszyczka. No cóż nie chciała mieć krwi na rękach niewinnej osoby. Zdecydowanym głosem za07.25.2017wołała z konaru drzewa. - Uważaj! Patrz gdzie idziesz. Zostawiłam tam sidła na zwierzynę. - Nie zeszła z drzewa, lecz wstała do góry, tak aby osoba mogła ją zobaczyć. |
| | | Trzepot Włóczykij
Liczba postów : 88 Join date : 20/07/2016
| Temat: Re: Skraj lasu Czw Lip 27, 2017 4:33 pm | |
| Chodziłem sobie spokojnie po lesie i starałem się nikomu nie wadzić. Za wykonanie błyskawicznego demontażu budynku dostałem ładną premie i jeszcze długo potrwa za nim będę potrzebował coś więcej. Zwłaszcza, że przy mojej diecie praktycznie nie muszę wydawać pieniądze na pożywienie. Pewnie nie jednej osobie przydałaby się moja umiejętność, ale wtedy normalne potrawy nie smakowałyby im jak powinny, więc czy to w miarę dobre? Dla prawdziwych smakoszy najpewniej byłoby to najprawdziwsze okrucieństwo... TRACH! Tak, właśnie jakiś stalowy wnęk przebił się przez mój but z metalowymi płytkami. Jako że były dość cienkie, wygięły je i wbił się w buta. Dalej już poradziła sobie moja żelazna skóra na nogach, która akurat nie była widoczna od zewnątrz, bo zaatakowany but zasłaniał. - Auć... Jeknął praktycznie bez emocji i podniosłem nogę. W tle ktoś za to do mnie krzyczał... A nie, to nie w tle, praktycznie stoi przede mną. - Pułapka? Fakt zdarza mi się zachowywać jak spłoszone zwierzę, ale to chyba już przesada? Zdjąłem kaptur i odkryłem swoją twarz. Choć jedyne co czułem to zakłopotanie w sytuacji jakiej się znalazłem, to moja twarz wyglądało najzwyczajniej groźnie i wrednie. Takie już rysy, a metalowe elementy raczej nie pomagają. - Mogłaby panienka to zdjąć? Ciężko będzie mi z tym chodzić, a sam próbując zdjąć mogę popsuć. W moim głosie była nutka zmartwienia o szkodę udanie przygotowanej wnęki, choć mój głos jest równie ciężki do rozpracowania co moja twarz. Emocje jakie mam, a jak je przekazuje to nieraz inna bajka. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Skraj lasu | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|