|
|
| Mieszkanie Matthewa A. Borcke | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Czw Sty 19, 2017 6:05 pm | |
| Jedno z mieszkań w tylnej, mniej pokazowej części budynku, znajdujące się na trzecim piętrze. Należy ono do typu takich, co daje się jakimś pomniejszym urzędnikom-kawalerom (no może troszkę większe), czyli idealne wręcz dla rudego grabarza. Składa się ono z trzech pomieszczeń, nie licząc przedsionka: Sypialni z jednoosobowym, drewnianym łóżkiem, komodą z ubraniami (przy czym jedna z nich zamknięta jest na klucz), na której stoją różne flakoniki na perfumy i wodę kolońską, biurkiem przy którym wypełnia swoje papiery, oraz dużą skrzynią, również szczelnie zamkniętą, skrywającą dość… wstydliwe rzeczy. Pomieszczenia, które można by nazwać kuchnią. Znajdują się tam jego zapasy spożywcze, oraz różnorakie przyrządy do smażenia, gotowania itp. brakuje jedynie kuchenki. I największy z nich wszystkich salon. Jest w nim fotel, niewielki, drewniany stoliczek, półki wypchane książkami, oraz albumami i innym gratami, pod ścianą stoi rozstrojone pianino, a pod drugą ścianą mały, metalowy kominek. Pomieszczenia zazwyczaj są zachowane w nienagannym porządku. Grabarz również przykłada wagę do tego, aby w jego domu było po prostu estetycznie, oczywiście na tyle i na ile pozwala mu jego budżet. Na podłogach są dywany, na stołach obrusy, a i czasem znajdą się gdzieś jakieś kwiaty, albo też i inne ozdobne buble. Wartą też uwzględnienia rzeczą są też obrazy, które wiszą na ścianach, gdyż oprócz zdjęć z jakiegoś zjazdu rodzinnego i ukończenia akademii św. Rozalii, są też najprawdziwsze malowane dzieła. Nie są to jednak typowe portrety, ani też martwe natury. Trudno je opisać. Są to ujęcia ludzi, natury, ale jakieś… rozmazane i z dziwnym przedstawieniem koloru. Nie ma ich jednak zbyt wiele, przy czym jeden z nich leży odwrócony tyłem do widowni gdzieś w kącie. Przedstawia on rudą postać, leżącą na kanapie, prawdopodobnie przykryta białą płachtą. Niestety jest na tyle wyraźny, aby móc zidentyfikować osobę, którą on przedstawia. Nie można zapomnieć jeszcze o najważniejszym, czyli małej współlokatorce grabarza - białej kotce perskiej, o imieniu Bethania. Niedaleko odchodzącym od prawdy jest stwierdzenie, że jest oczkiem w głowie swojego pana już od ponad ładnych dziesięciu lat. Zazwyczaj w ciągu dnia zajęta jest spaniem na fotelu, a kiedy Matthew wraca z pracy, znowu zajęta jest spaniem mu na kolanach, a później spaniem z nim w łóżku |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Czw Sty 19, 2017 9:15 pm | |
| Szli praktycznie w milczeniu. Ona z przodu, a on za nią (gdyby byli obok siebie, byłoby to dość osobliwe). Zdziwiony był tym jak dobrze znała drogę na Niedzielną. Oczywiście, przecież za młodu bywała w domu jego rodziców i to często, lecz i tak jej pamięć go zadziwiała, cóż do momentu w którym ją wyprzedził i zmienił trochę trasę. Powodem było to, że gdyby dalej się kierowali tak jak ona wylądowaliby tuż pod oknami jego ojca, a tego (w szczególności z nią) za żadne skarby świata by nie chciał żeby go zobaczył, ani również nie chciał się narażać na spotkanie z nim. Dotarli w końcu do drzwi na jego klatkę i weszli po schodach na trzecie piętro, na całe szczęście nie spotykając żadnego zbyt ciekawskiego sąsiada. Matthew wyciągnął z kieszeni pęczek kluczy i jednym z nich przekręcił zamek. Zanim jednak otworzył, nie patrząc jej w oczy rzucił jeszcze przez ramię. - W domu jest strasznie zimno… Najlepiej nie zdejmuj od razu wszystkiego. - Oznajmił nie wiedząc w sumie po co, sama się domyśliła, chyba tylko po to by przerwać tę okropną aurę. Przez całą ich drogę tutaj myślał o tym na co sobie dziś pozwolił i jak się przed nią obnażył. Musiał być naprawdę żałosny… Nie! Teraz nie będzie o tym myślał! W końcu przekroczyli próg domu. Ledwo odłożył ciężkie (jak dla niego) siatki gdzieś w kącie, już ku jego nogom znalazła się biała, puchata postać. Twarz grabarza od razu się rozpromieniła, po czym schylił się i biorąc ją na swoje ręce powiedział do niej. - No dzień dobry, stęskniłaś się za mną? - Dopiero po chwili jak drapał ją za uchem, zorientował się, że się zapomniał. Kolejna kompromitacja! Musiał się w tej chwili opamiętać, więc wypuścił Bethanię na ziemię, a ta tradycyjnie poszła do salonu. Spojrzał później na Selene i przez chwilę się wahał ale w końcu się odezwał. - Pomóc? - Zapytał wyciągając dłonie. Miał oczywiście na myśli jej płaszcz. Normalnie by tego nie zaproponował, lecz teraz była jego gościem, a w dodatku bądź co bądź, ale była też kobietą. Liczył się też z tym, że zapewne go za to ochrzani, ale miałby wyrzuty, gdy chociaż nie zapytał. Niezależnie od jej decyzji, on uszanował jej decyzję, a później sam się rozebrał i zaprowadził ją do salonu. Odsunął fotel, a tam przecież jak zawsze siedziała jego mała Bethania. Matthew natychmiast się zerwał i wziął ją na ponownie na ręce. Ogarnął go wstyd, ale nie mógł teraz przepraszać, bardziej był skupiony, by tego nie okazywać. - Usiądź na fotelu… jeśli pragniesz. Zaraz rozpalę w kominku. - Oznajmił i poszedł w kierunku kuchni. - Wrócę za moment i przejdziemy do sedna. - Rzucił jeszcze po czym zniknął za drzwiami. Grabarz otworzył jedną z niższych szafek i obdarzył wzrokiem szereg butelek. Zastanowił się chwilę po czym powiedział głośniej. - Masz ochotę na whisky, wino… czy może herbatę? - Pokręcił, aż głową na widok ilości trunku w butelce po szkockiej. Nagle obok niego rozległo się głośne miauczenie. Obok niego stała wyraźnie niezadowolona Bethania. Grabarz popatrzył na nią zmartwiony. Najwidoczniej obecność kogoś innego w ich małej oazie, bardzo się jej nie podobała. Może gdyby częściej miewali gości… W sumie tak teraz myśląc… Selene była chyba ich pierwszym gościem od paru ładnych lat. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Czw Sty 19, 2017 10:54 pm | |
| Podczas drogi miała sporo czasu do namysłu. Na tyle dużo, że zaczęła żałować swojego niezdecydowania. Uległa mu zdecydowanie zbyt prędko, mimo tego co obiecywała sobie wcześniej, o czym również zapewniała Lanę. To miał być koniec. O tak, Sel. Brawo, świetnie ci idzie. Pewnie znów, nim się spostrzeżesz, skończysz z pejczem w dłoni. Nie, tym razem nie mogła do tego dopuścić. Będzie trzymałą się w bezpiecznej odległości, czujna na każde jego słowo! Weszła za nim do dobrze znanego jej budynku, ale gdy chciała podążyć do drzwi, do jakich wchodziło się zazwyczaj do ich domostwa, spostrzegła się, że Matt wspina się dalej po schodach. Zdziwiona poszła za nim. Cóż, w końcu nie byli już dziećmi, niepotrzebnie założyła, że jej kuzyn, będąc kawalerem, mieszka wciąż z rodzicami. Selene wychodziło to na rękę – im rzadziej miała styczność ze swoim wujem, tym lepiej było dla jej zdrowia psychicznego i otoczenia. Skierowała się więc na górę, wspominając jak niegdyś biegała po tych schodach, jako że państwo Borcke mieli na własność całą kamienicę. Uśmiechnęła się lekko do wspomnień. Jakby się teraz zastanowić – z Matthewem byli prawdziwym utrapieniem dla sąsiadów. Stanęła za nim, gdy zajmował się zamkiem w drzwiach, wciąż nieco zaskoczona. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kto mieszkał za nimi wcześniej, za jej obecności; ludzie tak często pojawiali się i znikali. Miała mnóstwo pytań, jednak nie zadała żadnego z nich, wciąż będąc obrażoną i doskonale odgrywając swoją rolę osoby, niezamierzającej pozwolić się odwieść od celu, po który tu przyszła. Chciała wyglądać na pewną siebie, ale po przekroczeniu progu mieszkania mężczyzny zainteresowanie wzięło górę. Rozglądała się po każdym dostępnym jej kącie, łącznie z sufitem. Na krótki moment rozeźlony wyraz twarzy inkwizytorki złagodniał. - Nie kłopocz się mną. I tak nie zamierzałam się rozbierać. Załatwimy to albo szybko, albo wcale – zarządziła na dobry początek. Kilka podstawowych zasad należało ustalić, prawda? I rzeczywiście, wciąż w butach, grubym płaszczu i opatulona szalem, weszła w głąb mieszkania, oczywiście ignorując jego pytanie. Nie przeszła zbyt wiele, gdy wyrwało jej się pełne zaskoczenia: - A co to takiego!? – Oczywiście, nie czekała na odpowiedź, doskonale wiedziała, co przed nią stoi. Stoi i w dodatku patrzy się iście podejrzliwie. Och, jak ona nie zniosła tych podstępnych, samolubnych zwierząt! Chciała zapytać: „czemu trzymasz tę paskudę we własnym mieszkaniu!?”, ale powstrzymała się, nie ze względu na to, aby być uprzejmą, a z powodu niechęci do zbędnych słów. – A kysz, kupo futra! – syknęła na kotkę, ale ta najwyraźniej potraktowała to jako słowa zachęty, zbliżając się do niej z spojrzeniem pełnym wyższości, jak to u tych zwierząt. – Kysz, zanim przerobię cię na czapkę! – machnęła ręką, w końcu decydując się na bardziej radykalne środki – wymierzyła biednej Bethanii kopniaka. Niezbyt solidnego, jednak Matt, jeśli to widział, z pewnością mógł zejść na zawał. Pozbywszy się zwierzęcia, ruszyła do wskazanego pomieszczenia, krokiem tak pewnym, jakby była tu po raz setny i wiedziała, gdzie zmierzać. Zobaczywszy fotel, natychmiast zajęła w nim miejsce, usadzając się i podkulając lekko nogi. W wielu warstwach ubrań wyglądała iście jak kulka, chroniąca w dodatku swoją przestrzeń osobistą, gdyż zajęła najbardziej wciśnięte w kąt miejsce. Zdjęła chociaż kaptur, aby lepiej widzieć, co knuje Matthew. - Bla, bla, bla – ucięła jego uprzejmości, przewracając ze znużeniem oczyma. – Nie przedłużaj. Przecież nie przyszłam tu oglądać naszych albumów ze zdjęciami, wspominając stare czasy przy herbatce. Streszczaj się więc, Matthew. Odliczam ci czas. – Obdarzyła go znaczącym spojrzeniem, wzrok przenosząc zaraz na zegar stojący na półce. - Nie musisz rozpalać w kominku, lubię zimno. Tylko zabierz z mojego widoku to szkaradne stworzenie. I przejdź do konkretów – rozkazała, dając mu w skrócie wytyczne, według jakich powinien teraz postępować, jeśli już łaskawie zgodziła się na przebywanie w jego mieszkaniu. Była przygotowana na mrozy, siedząc w płaszczu, jednak na dźwięk okropnego miauczenia kota o dziwnie płaskim pysku przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Sob Sty 21, 2017 12:03 am | |
| Zaczynał mieć mieszane uczucia co do zapraszania kogokolwiek do swojego mieszkania, ale teraz było już za późno, a poza tym nie mógł dojść do głosu myślą, które nakręcały w nim jakąkolwiek niepewność. Musiał pozostać spokojny i opanowany, lecz oschłość i upartość Selene na pewno mu w tym nie pomagały, choć szczerze mówiąc byłby głupi spodziewając się czegokolwiek innego w jej przypadku, tym bardziej w tej dość napiętej sytuacji. Nawet nie zdjęła płaszcza, ech… Oczywiście powstrzymał się od westchnienia na głos, jak już postanowił że będzie panował nad sytuacją, to będzie panował nad sytuacją. - W takim razie wezmę dla siebie… - Odrzekł spokojnie, jakby ją ignorując wziął dwa kieliszki i butelkę, po czym zaniósł je na stolik do salonu, zerkając ukradkiem na Selene i już miał zasiadać obok, kiedy spostrzegł się, że w sumie nie ma gdzie. - No tak… - Westchnął i w mgnieniu oka poszedł do sypialni wziąć krzesło spod biurka, a wracając przy okazji biorąc pudełko zapałek ze swojego płaszcza, a będowszy już z powrotem, podszedł do kominka i rozniecił ogień. On w przeciwieństwie do Selene, zamierzał zostać tu trochę dłużej i nie nie miał najmniejszej ochoty marznąć i trząść się z zimna. W końcu po tak długim oczekiwaniu zasiadł na krześle i rzucił. - Wybacz za zwłokę… Zazwyczaj nie potrzebne mi są dwa miejsca. - Właściwie nigdy nie były mu potrzebne, ale o tym szczególe nie musiał chciał za bardzo wspominać, bo i po co? Kiedy już siedział w miejscu dłużej, niż piętnaście sekund, niemalże automatycznie na jego kolanach pojawiła się Bethania. Oczywiście w związku z jej dość szorstkimi komentarzami pod adresem jego małej księżniczki musiał coś powiedzieć. Zanurzył dłoń w jej miękkim futrze i spokojnie podniósł wzrok na swojego gościa, przy czym równie spokojnie powiedział. - Oczywiście Selene, aczkolwiek chciałbym zaznaczyć, że znajdujemy się teraz w moim domu, a tu panuje jedna podstawowa zasada - odnosimy tu do każdego z szacunkiem. Przynajmniej na moich oczach. - Po czym dodał jeszcze. - Lecz skoro to bogu ducha winne stworzenie przeszkadza nam w rozmowie, to sprawię, że zniknie ci z oczu. Nie będę jej jednak zamykał za drzwiami. Jeszcze zacznie miauczeć, a tego byśmy chyba nie chcieli? - Mówiąc to, ostrożnie zdjął z siebie kotkę i pogonił ją ręką (z wielkim bólem wewnętrznym oczywiście), na co ona nie przyzwyczajona do takiego traktowania, tylko obejrzała się za nim, po czym uniosła ogon i sama wyszła z salonu, posyłając Selene jeszcze groźne spojrzenie. Dużo czasu minie zanim wybaczy mu tę zniewagę. W końcu był gotów, by powiedzieć jej o co w ogóle chodzi. - A więc Selene… Zapewne zastanawiasz się po co tyle zachodu, ale prosiłbym cię teraz o uwagę i skupienie, gdyż sądzę, że mogłoby być to dla ciebie ważne. - Spojrzał na nią twardo. - Otóż mam pewne podejrzenia, że twoja stara znajoma Fiona, zechciałaby na w pewien sposób zaszkodzić. Ostatnio, kiedy miałem nieprzyjemność się z nią spotkać, okazało się, że wiedziała o pewnych rzeczach, o których nie powinna… Wiem, że macie ze sobą na pieńku, a znając ją trochę mogę z pewnością stwierdzić, że nie spocznie do kiedy nie ugodzi cię w naprawdę czułe miejsce, a przy tym i mnie oczywiście. W związku z tym, że jest męczennicą jej zdolności w pozyskiwaniu takich wiadomości są ponadprzeciętne i nie licząc w tym jej praktycznej anonimowości. Dlatego cię tu zaprowadziłem. Nie byłem pewien czy na ulicy jest… bezpiecznie. - Przymknął na chwilę oczy kiedy skończył, ale w mgnieniu oka znowu zwrócił się ku niej. Jego ton był jeszcze cięższy, a wzrok mógł przekłuwać ludzi na wskroś. - A teraz dobrze się zastanów Selene… Czy w ostatnim czasie jakaś osoba nie pytała się ciebie o jakieś dziwne rzeczy, nikt nie próbował wyłudzić od ciebie jakiś informacji, spoufalałaś się komuś z tych spraw? Zapewne chciała zyskać twoje zaufanie jakimś sposobem... |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Sob Sty 21, 2017 2:18 am | |
| Przyglądała się jego poczynaniom w milczeniu, zastanawiając się, gdzie się podziała służba, winna podjąć się tego zadania. Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że Matthew musi radzić sobie z tym wszystkim sam, łącznie z najbardziej prymitywnymi czynnościami. Ponownie, nie zadawała żadnych pytań, nie chcąc, aby pomyślał, że jej zależy. Obdarzyła wzrokiem dwa postawione na stoliku kieliszki, nie komentując ich, ani nie protestując, co było dobrym znakiem. - Och, rozumiem – wyrwało jej się w końcu, nim zdążyła się ugryźć w język. Szedł we właściwym kierunku, musiała mu to przyznać. Pozostawała nieufna, przekonana, że każde jego słowo jest ułudą, mającą na celu wyprowadzić ją na manowce, jednak nie mogła się oprzeć rosnącej chęci podjęcia dialogu, jakby ostatnie wydarzenia nie miały w ogóle miejsca. Przecież... ją po powrotach do mieszkania, czekał identyczny widok. Puste cztery ściany. Po tylu latach przestała odnajdywać w samotności ukojenie. Stawała się ona męcząca, choć przyjmowała ją z jednakową biernością, nie śmiąc żądać innego losu. Dzięki temu poczuła na nowo cień wyrozumiałości do Matta, kiwając ledwo zauważalnie głową. Kolejnych jego słów nie mogła przyjąć już tak łagodnie. Zacisnęła wargi w cienką kreskę, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. Była gotowa wyjść w każdej chwili, obrażając się i trzaskając drzwiami. Matthew jednak przeprowadził rozmowę całkiem umiejętnie, a w dodatku pozbył się kota o krzywym pysku, więc nie mogła narzekać. Pozostawało jej tylko oczekiwać, że Bethania nie nasika jej do toreb z zakupami, gdyż zapewne znienawidziły się z wzajemnością. Wysłuchiwała jego wywodu, z początku sceptycznie nastawiona, spięta, a z czasem coraz bardziej zszokowana i zaabsorbowana przez sprawę. Rozchyliła szeroko dotychczas zmrużone powieki. Nieświadomie poluzowała szczelnie owinięty szal, gdyż przez ciepło stojącego nieopodal kominka zaczynało się jej robić duszno. - Och – powtórzyła, przytykając dłoń do ust, a w głowie pojawiło się jej na raz tyle myśli, że nie wiedziała, na czym się skupić. Postanowiła zacząć od pogodniejszej kwestii, która aktualnie napawała ją coraz większym rozbawieniem. – To dlatego… - przerwała, kręcąc spokojnie głową i obdarzając go po raz pierwszy łagodnym spojrzeniem. – To dlatego mnie tu zaciągnąłeś. Co za ulga… - Przez jej twarz przemknął się cień uśmiechu. – Już myślałam, że… wiesz, coś dziwnego chodziło ci po głowie – dokończyła niezbyt zgrabnie, zawstydzona faktem, że tym razem to ona wyszła na niewyżytą i myślącą wyłącznie o jednym. - Fiona, mówisz? – przeszła do sedna, zastanawiając się. – Jak ja nienawidzę tej wścibskiej małpy! – wyrwało jej się, nim zdążyła dodać cokolwiek sensownego. – Nie sądzę jednak… nie miałam z nią ostatnio kontaktu, ba – nie widziałam jej już od dawna, aż zaczęłam żywić nadzieję, że puściła się na stałe z jakąś kurwią wiedźmą – warknęła, a gorąc, jaki ogarnął ją w złości chwilowo nie znalazł nigdzie ujścia. Nadaremno usiłowała się uspokoić. - Skąd podejrzenie, że to ona? Rozmawiałeś z nią? – dopytywała, chcąc ustalić na czym stoją. Jako że Selene była jednak człowiekiem czynu, nie czekając na odpowiedź, mruknęła jeszcze: - Już ja sobie z nią pogadam, jak ją tylko spotkam… - wypowiedziała, jednak ton głosu inkiwzytorki nie zwiastował owocnej rozmowy, a raczej małą wojnę. - Nikt, zresztą… przecież ustaliliśmy – nikomu ani słowa – oznajmiła, w myślach przywołując wszystkie sytuacje w Inkwizycji, w których mogła się wydać albo powiedzieć zbyt wiele. Nie, takie nie istniały. Zawsze się pilnowała, przy innych inkwizytorach zachowywała tę samą taktykę; im mniej o niej wiedzieli, tym lepiej. W końcu do głowy wpadł jej pewien pomysł. Absurdalny i niemożliwy, ale dla czystości sumienia, wolała zdradzić Mattowi prawdę. – Opowiadałam o tobie koleżance, kelnerce z karczmy… Ale nie zagłębiałam się w szczegóły! Zresztą to chyba ja zaczęłam temat, już dobrze nie pamiętam… - zaczęła, jednocześnie tego żałując. Nie sądziła, że przyznanie się do tak zwyczajnej czynności może być równie żenujące! Skoro jednak zaczęła, musiała kontynuować, licząc na to, że kuzyn nie odbierze jej opowieści opacznie i że jej policzki przybiorą niezdrowy kolor najpóźniej jak to tylko możliwe. – Mówiłam… o twojej ręce, o… Nic ważnego, naprawdę! – ucięła temat, za nic na świecie nie chcąc się przyznawać do minionego dialogu z Laną. Była przekonana, że to błędny trop, przecież ta urocza kelnerka nie znała nawet nikogo z Inkwizycji, aby móc podzielić się swoimi świeżo zasłyszanymi plotkami, prawda? Odwróciła wzrok, błagając go w myślach, by nie drążył kwestii. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Nie Sty 22, 2017 1:54 am | |
| - Hm? - Zdziwił się. Na początku nie doszło do niego o co jej chodziło, lecz kiedy już to się stało, aż wbił się w oparcie krzesła. - Ależ Selene… - Zaczął nieco zmieszanym tonem. - Potrafię też myśleć o normalnych rzeczach, a nie tylko o… TYM - Sam w to nie wierzył. Zawstydził się, aż odwrócił trochę głowę. Po raz kolejny miał tylko nadzieję, że nie zacznie się czerwienić. Samo to co powiedział było prawdą, ale planował na później coś z tym związanego, o ile sytuacja na to pozwoli i będzie miał dość odwagi. Kątem oka zauważył jednak, że Selene chyba się trochę rozluźniła. Dobrze. Jeszcze nie był na kompletnie straconej pozycji. Poza tym… Selene ma naprawdę ładny uśmiech… Tym razem był naprawdę wdzięczny, że zazwyczaj w jego domu panował półmrok, bo inaczej nie zdzierżył by tego, że tak jawne jest jego zażenowanie. Przysłuchiwał się jej uważnie i kiwał głową, notując każdą istotną wiadomość, lecz owych wbrew pozorom nie było zbyt dużo. Szczerze mówiąc trochę się zawiódł, ale cóż i tak zakładał, że głównie będzie działał sam. Jednakże jedna informacja go zainteresowała aż za bardzo. - R-rozmawiałaś o mnie z koleżanką? - Sam nie wiedział dlaczego akurat to wzbudziło w nim takie emocje, że aż się zająknął od niepamiętnych czasów. Na pewno wyglądał teraz jak głupek! Uspokój się Matthew! Musiał się skupić teraz na ważnej kwestii. Zamknął więc oczy i skrzyżował ręce co oznaczało teraz, że myślał na podkręconych obrotach. Trochę pomilczał, a później na nowo spokojny powiedział tylko - Dobrze... Grabarz westchnął cicho i w końcu spojrzał na swoją rozmówczynię i rozpoczął spokojnym tonem. - Owszem, rozmawiałem z nią i właśnie dlatego chciałem z tobą porozmawiać. Teoretycznie nie powiedziała nic konkretnego, ale to sprytna i przebiegła żmija i gołym okiem, było widać że wiedziała coś więcej. Możliwe jednak jest to że mnie podpuszczała i się mylę, ale lepiej by było dla nas, gdyby to tylko jedna osoba wiedziała aż tyle na temat tej sprawy. O wiele gorzej jeśli cała Inkwizycja papla między sobą o nas… W sensie, bardziej niż zwykle oczywiście. - Sprostował się. Ostatnio zauważył, że często używa słów “nas” i “my”, dziwne. - W każdym razie… Jeśli mam rację, to nie minie dużo czasu nim zacznie nam szkodzić. Aczkolwiek, myślę że powinnaś wiedzieć o jednej rzeczy. Podczas tej krótkiej rozmowy z nią zauważyłem, jakby jej nastawienie wobec ciebie jakby się... ociepliło? - Powiedział sam zdziwiony swoimi przemyśleniami, ale rozpatrując też informacje o owej “koleżance” Selene zaczęły mu się łączyć niektóre wątki, nie chciał jednak wyciągać pochopnych wniosków. - Jednakże Selene…- Kontynuował trochę spokojniejszym tonem. Były jeszcze pewne rzeczy, które musiał naprostować. - Pozwól, że ja się tym zajmę jak na razie, mam plan, który niezależnie od tego czy chce nam zaszkodzić, czy nie powinien nam raczej zapewnić “bezpieczeństwo”. Zacząłem już prowadzić dochodzenie w jej sprawie i powinienem niedługo dowiedzieć się kim naprawdę jest “Fiona”, oraz “naprawić” pewne sprawy... - Po czym się lekko, ale to naprawdę lekko się do niej uśmiechnął. Można nawet powiedzieć - Też nie znoszę tej jaszczury, ale prosiłbym cię jednak, abyś nie angażowała się w to zbytnio, w szczególności prosiłbym cię o nie rozwiązywanie tego siłą fizyczną. Wpakujesz się przez to tylko w niepotrzebne gówno, a ona będzie w tej sytuacji górą, a nie chciałbym, żebyś przez nią miała problemy… - Spoważniał jeszcze na chwilę - Jednakże chciałbym też, byś uważała na tę “kelnerkę”. Nie mówię oczywiście, że to ona, lecz zachowaj po prostu ostrożność. - Znowu skrzyżował ręce. - To chyba wszystko…- Matthew westchnął i w końcu sięgnął po butelkę wina. Trochę się siłował z korkiem, lecz w końcu udało mu się otworzyć. Zaczął nalewać płyn do kieliszków i znowu zagaił. - Skoro już tu jesteśmy sami… Może ty chciałabyś o czymś porozmawiać? - Miał szczerą nadzieję, że tak. Nie chciał, by naprawdę po obgadaniu "wszystkiego" po prostu wyszła. Uznałby to za porażkę i opróżniłby sam ze 3 butelki trunku. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Pon Sty 23, 2017 1:14 am | |
| Rozbawił ją, ale nie chciała oddawać mu nagrody w postaci uśmiechu tak łatwo. I tak uległa zbyt prędko, aż ze wstydem wyobrażała sobie, co później powie Lanie. „To miał być koniec, ale… och, no przecież, wtedy powiedział coś zabawnego i… wiesz, samo wyszło!” – zapewne tak wyglądałoby jej tłumaczenie się. Resztki godności Selene były już w tak opłakanym stanie, że nie miała czego zbierać. Pozostało jej przywyknąć do takiego stanu rzeczy. Bez dumy również można było żyć. - Nie wątpię – przyznała mu rację, pozornie pokojowo, tylko po to, aby wkrótce uderzyć z innej strony. – Ale nigdy nie uwierzę, jeśli zaprzeczysz, że jesteś starym zboczeńcem, korzystającym z każdej możliwej sposobności, aby dać upust swoim fanaberiom. Może faktycznie, dziś masz do mnie jakąś sprawę, jednak… och, nie musisz udawać; nie przede mną. Założę się, że w tych kufrach czy pod łóżkiem nie trzymasz wyłącznie rupieci pozbawionych znaczenia, mylę się? – zacmokała złośliwie, machając ręką w stronę wspomnianych przedmiotów. Jego mieszkanie wyglądało tak niepozornie, normalnie. Zbyt normalnie, jak na człowieka, który nie tylko znał nazwy setki niepokojących obiektów, ale i potrafił podstawić je pod nos swojej kuzynce, opisując szczegółowo, w jakim celu mają być wykorzystane. Po jej nastawieniu ciężko było stwierdzić, gdzie przebiegała granica pomiędzy żartem a prowokacją lub złośliwością. Pewne pozostawało jedynie to, że stopniowo przekonywała się do własnej obecności w tym miejscu, nie czując więcej zagrożenia. Na tyle, aż w końcu wstała z miejsca, by powolnym ruchem zacząć odwiązywać swój szal. Rozbierała się w spokoju, choć jej mina wyraźnie mówiła „nawet tego nie komentuj”, gdyż całkiem niedawno głosiła teorię o pozostaniu w okryciu wierzchnim przez całe ich spotkanie. Cóż, nie przewidziała tego, że Matthew tak szybko upora się z kominkiem stojącym tuż obok. Płaszcz powiesiła na oparciu fotela, to samo czyniąc z futrem, zostając wkrótce w spodniach z wysokim stanem, w które włożoną miała koszulę zapinaną po samą szyję, przykrytą taliowaną marynarką, przedłużoną na tyle. Zasiadła z powrotem, zakładając nogę na nogę i spoglądając na niego w swoiście władczy sposób. Ze wszystkich czynników, powodujących odzyskanie jej pewności siebie, zapewne zawstydzenie Matta miało tu największe zasługi. Bawiło ją to. Jednak nie zapomniała ich ostatniego „pożegnania”, nie zamierzając mu szybko darować. Niech się męczy, przecież lubi. Kolejne pytanie sprawiło, że poczuła jednocześnie dwa sprzeczne uczucia. Nie wiedziała, jak się zachować. Była jednocześnie zmieszana za przyznanie się do prawdy i wściekła za okazane jej zdziwienie, jakby dla niego rozmowa o drugiej osobie była poniżej godności. Zdecydowała się na pokaźną dawkę złośliwości, ironii i prostoduszności, graniczącej z chamstwem. - O tak, takie tam… babskie marudzenie – zaświergotała, przechylając łagodnie głowę. Grała, jakby w rzeczywistości wiedziała, o czym mówi. – Narzekałam jedynie na twój egoizm, wielki jak stąd po Mur Chiński… wspomniałam może kilka słów o twojej zdolności manipulacji, którą, przyznam z podziwem – musiałeś wyssać z mlekiem matki, och, mogłam też zboczyć na temat twojej typowej cechy, dzięki jakiej zawsze zostaję na lodzie, gdy stracisz zainteresowanie moją osobą – wymieniała, niby to radosnym tonem, mrużąc lekko oczy. – Ale co ci tam zależy… - dodała jeszcze pod nosem, kończąc swój wywód, mając wrażenie, że mężczyzna i tak się tym nie przejmie, a przynajmniej nie szczerze. Gdy mówił o Fionie, wysłuchiwała go w milczeniu, mimo że nie mogła się zgodzić z jego podejrzeniami. Opowieść nie łączyła się w całość, postać znajomej kelnerki po prostu nie pasowała jej do kogoś, kto odważyłby się naruszyć jej zaufanie. Przecież… Lana zawsze ją pilnowała, wysłuchiwała z takim uporem! Odtrąciła więc pomysł, nim ten zdążył zakorzenić się w jej umyśle. - Mylisz się… - zaczęła ostrożnie, pewna swoich racji. Czuła się w obowiązku bronić kelnerki. – Lana i Fiona to niebo i ziemia, nie zagłębiaj się tak bardzo, to fałszywy trop. Zapewne odebrałeś również mylne wrażenie. Jeśli szanowna Fiona wspominała mnie ciepło, to wyłącznie z powodu, że zdążyła zapomnieć, do czego jesteśmy zdolne, gdy znajdujemy się w swoim towarzystwie. Jak przemówię jej już do rozsądku, zapewniam cię – nie szepnie o mnie ani jednego dobrego słówka. – Kiwnęła głową z przekonaniem, najwyraźniej zupełnie ignorując jego ostrzeżenia. Miała swoje sposoby rozwiązywania spraw, a dyplomacja bynajmniej nie była mocną stronę Selene. – Mam za to inną teorię, skoro już ktoś zdawał się wiedzieć zbyt wiele… To wyłącznie nasza wina. Nie byliśmy zbyt ostrożni… Ale nawet nie wiesz, jak szkoda byłoby usiłować powstrzymać twoje piramidalnie obsceniczne odzewy na bliżej bezcelowe „kary”. – W końcu nie wytrzymała i parsknęła śmiechem, nagle uznając ich niewinne zabawy za szalenie idiotyczne i dziecinne. – Mogę się mylić, ale trzask pejcza, nawet po godzinach pracy nie jest chyba normalnym odgłosem na piętrze grabarzy, czyż nie? – dodała, zakrywając usta dłonią i powoli odzyskując powagę. Na chwilę w pomieszczeniu zapadła cisza. – Matko… wciąż nie mogę wyjść z podziwu, ileż mieliśmy szczęścia… - westchnęła, przymykając powieki. Była swobodna, brzmiała niczym człowiek pogodzony z przeszłością. Tamten okres pozostawał dla niej już zamkniętym rozdziałem. Wtedy też sięgnęła po szkło wypełnione czerwonym winem, gdyż od nadmiaru słów zaschło jej w ustach. Zastanowiła się, czy to wszystko było kolejną grą Matthewa – jakby wszystko przewidział. Niewiele ją to właściwie obchodziło. Liczyła, że tym razem wyjdzie z sytuacji możliwie lekko naruszając swoje przekonania. - Nie – pokręciła głową, uświadamiając sobie, że omówili już kwestię, dla której przybyła do jego mieszkania i nie powinna spędzać tu ani chwili dłużej. Ale przecież… przed sekundą pozbyła się płaszcza, a teraz siedzi rozłożona w fotelu, w dodatku popijając niczego sobie wino! Mogła więc zapytać o sprawę, która nie dawała jej spokoju od pewnego czasu, korzystając z danej chwili. Myślała, że ją kontroluje, będąc w stanie przerwać, jeśli tylko tego zechce. – Jak tam twoja ręka? – ściszyła głos do łagodnego półtonu, zachowując powagę. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Wto Sty 24, 2017 3:29 am | |
| Uniósł kieliszek wina i już miał zanurzyć w nim usta, kiedy usłyszał hasło “kufer”. Natychmiast zakrył usta dłonią. O mało co się nie opluł. Spojrzał na nią przez chwilę przerażonym wzrokiem, a po tym… kąciki jego ust się lekko podniosły. Czyżby go rozbawiła? Najwyraźniej tak, gdyż po chwili zaczął się śmiać lekko, ale zawsze. Trudno powiedzieć, czy Selene naprawdę była taka zabawna, czy była to tylko paniczna reakcja na jego zdemaskowanie. Uspokoił się na moment. - No proszę… Przejrzałaś mnie na wylot, Selene. Jestem pod wrażeniem... - Obdarzył ją trochę cieplejszym spojrzeniem i uśmiechem, po czym teatralnie podniósł kieliszek do góry i zaświergotał. - Nigdy bym nie zaprzeczył, że jestem człowiekiem dający upust swoim najskrytszym fantazjom. Oczywiście, można nazwać mnie niespełna rozumu, albo szaleńcem, lecz tak naprawdę tylko przez to jeszcze nie oszalałem… Cieszę się, że mnie rozumiesz. - Wziął w końcu łyk trunku. - I na twoim miejscu uważałbym raczej na to co masz pod fotelem. - Rzucił jej jeszcze bezczelne spojrzenie. W milczeniu przyglądał się jej, kiedy zdejmowała płaszcz. Jak widać jego niecny plan, aby zatrzymać ją na troszkę dłużej jak na razie wychodził mu w 100%, dobrze. Tylko na nią spojrzeć, od razu widać że była to ta Selene, którą znał, tylko jeszcze trochę się wstrzymywała. Musiał jej jeszcze dać trochę czasu. Sam sposób, w który siedziała, jej spojrzenie… Trudno to opisać słowami. W jego głowie kłębiło się niezwykle dużo myśli. Mimo tego co jej jeszcze przed chwilą mówił, nie wszystkim swoim fantazjom dawał upust, inaczej skończyłby na stosie, zanim zdążyłby mrugnąć. Jej następna wypowiedź jednak, była jak kubeł zimnej wody wylany prosto na czubek głowy. Zmarszczył brwi. To pytanie w sumie wymsknęło mu się przypadkiem, nie musiała na nie odpowiadać, ale cóż… Za swoje błędy trzeba płacić. Zaczął lekko kręcić kieliszkiem i przybierając dość kwaśny uśmiech odpowiedział jej, starając się być jak najbardziej wypranym z emocji, ale i tak brzmiało to bardziej jak prychnięcie. - Nie wierzę Selene… Cóż za trafna charakteryzacja. Dziś chyba nie przestaniesz mnie zaskakiwać, naprawdę… - Po chwili jego uśmiech zrobił się nieprzyjemny. - Mam nadzieję, że następnym razem nie zapomnisz wspomnieć o tym, że jestem uparty jak osioł, że oczywiście jestem tchórzem… Ogólnie to liczę na twoją kreatywność. - Wziął kolejny łyk wina. - Ale co mi tam zależy… - W sumie nie wiedział jak się z tym czuć. Niby chciał tego by ludzie o nim tak myśleli, lecz w jej ustach brzmiało to zupełnie inaczej, aż zrobiło mu się trochę cieplej. Matthew westchnął i przymknął oczy. Postanowił podejść do tej kwestii trochę inaczej, wiedząc już że wykłócanie się z Selene to jest jedna z najbardziej bezcelowych czynności na świecie. - Dobrze… Skoro tak twierdzisz, to nie będę bezpośrednio “wydobywał z niej informacji”. Sam i tak jakoś dojdę do tego kim jest ta ropucha… Jeśli jednak jakimś cudem nasze drogi się zejdą, to zapewniam cię, że nawet nie zauważy, że ją o cokolwiek pytałem. - Domyślił się, że jednak jej nie o to chodzi. Poczuł się teraz w tym momencie, aby podzielić się z nią swoją życiową mądrością. - Tylko Selene… Nawet jeśli jest tak jak mówisz, to i tak nie mniej powinnaś uważać na tę kobietę. W ludzkiej naturze leży wykorzystywanie drugiej osoby. Jeśli nie zachowasz dość dużego dystansu to na pewno w jakiś sposób to eksploatuje i ty będziesz na przegranej pozycji… I proszę cię naprawdę bardzo nie przemawiaj jej do rozsądku. Narazisz się przez to przełożonym, a nie chciałbym, by cię wyrzucili przez tę wstrętną jaszczurę. A przynajmniej się wstrzymaj na trochę… - Uśmiechnął się do niej pokracznie. Jezusie, chyba dziś pobił swój rekord… I wtedy stało się to. Roześmiała się i to głośno. To był ten moment, kiedy poczuł, że już jest bezpieczny i mogli w końcu się odprężyć. - Módlmy się lepiej, że tylko jedna wścibska baba o tym wie. - Przekornie powtórzył. - Z resztą zazwyczaj całe piętro grabarzy pustoszeje, co najwyżej piętnaście minut po szóstej, a jęki i trzaski w Inkwizycji, są jak ćwierkanie ptaków w lesie… Poza tym nawet nie wiesz jak się starałem nie… erm… wydawać z siebie dźwięków zbyt głośno… - Aż odwrócił wzrok. Kiedy się o tym rozmawia po fakcie, to jest to naprawdę żenujące. Po raz pierwszy był w takiej sytuacji, tak na dobrą sprawę, jednakże nie spodziewał się, że będzie aż tak ciężko. - Może lepiej nie będę wspominał kto kazał mi szczekać tak “ żebym mogła usłyszeć”. - Rzucił jej jeszcze zaczepne spojrzenie i po raz kolejny obdarował uśmiechem. Sam nie wierzył w to co się działo. Jak na razie wszystko szło jak po maśle, aż po raz kolejny sięgnął do kieliszka. - Z ręką? Już dobrze. - Naprawdę rozluźnił się tak, że gdy zapytany był o rękę, to wręcz bezmyślnie podwinął swój rękaw, odsłaniając ją i nadgarstek, który powinien raczej był chronić przed wszelkim wzrokiem ludzkim. - Jak widzisz przestała już być sina. Chociaż ślady po opatrunku od tygodnia nie chcą zejść, ale w sumie czego się spodziewać po Inkwizycyjnych “doktorkach”? Cud, że mi jej nie amputowali… I się później dziwią dlaczego ludzie wolą chodzić do prywatnych klinik, a nie do tej bandy niekompetentnych amatorów. - Oczywiście nie mógł przepuścić okazji do ponarzekania na balsamistów, nie byłby wtedy sobą. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Wto Sty 24, 2017 9:30 pm | |
| Choć zdarzało jej się uważać, że zgubiła wstyd już dawno temu, Matthew uświadamiał jej nieustannie coś innego. Nie dorównywała mu jeszcze, gdzie „jeszcze” to słowo klucz. Miała swoje granice, nawet po wszystkim, co zdążyła z nim przejść. Postęp Selene był jednak widoczny na pierwszy rzut oka i wcale nie mowa tu o braku rumieńca na sam dźwięk słowa „seks”. Pozostała spokojna, wbrew jego słowom, a nawet uśmiechając się przebiegle i gnieżdżąc na fotelu wygodniej, niezależnie od tego, co znajdowało się pod nią. Mogłaby przypisać kuzynowi wiele epitetów; połowa z nich byłaby niecenzuralna, reszta zwyczajnie niepochlebna, jednak przydomek taki jak „tchórz” nie pasował jej do ich szerokiej palety. Pokręciła głową, nie ukrywając swojego braku zrozumienia. - Co masz na myśli? – Tymi słowami poprosiła o rozwinięcie kwestii, nawet jeżeli miałby się przyznać do własnych błędów. Dziś był dzień szczerości, najwyraźniej, do czasu aż jedna ze stron powie o słowo zbyt wiele. Za nic miała rady kuzyna, więc na moment jego wykładu zupełnie się wyłączyła, od czasu do czasu wzdychając, popijając wino i przewracając oczyma. Była pewna siebie, własnych racji i tego co robiła. Odnajdywała się w Inkwizycji idealnie, organizacja była pełna podobnych jej charakterów, aż mogła nabrać przeświadczenia, że jest pupilkiem przełożonych, gotowych pogłaskać po głowie za każdą złamaną wiedźmie kość, a przymknąć oko na niedociągnięcia w formie pozbawienia przesłuchiwanej „przypadkiem” życia. Miała świadomość – z podobnym nastawieniem za daleko nie zajdzie, ale nie zamierzała go zmieniać mimo wszystko. A w przypadku Fiony, znała się na tyle dobrze, aby wiedzieć, że nie zdzierży grzecznej wymiany zdań z męczennicą, której sam widok prowokował Selene. W końcu wypiła swoje wino do końca, ze stukotem odstawiając kieliszek i patrząc na niego znacząco. Cóż, kuzynowi najwyraźniej się powodziło, rocznik był całkiem, całkiem, a ona nie zwykła wybrzydzać. Oho, proszę. I doszło do tego. Zmiana ról. Matthew się zawstydził, była pewna! Nie dopatrzyła się rumieńców na jego twarzy, a przynajmniej nie większych niż miał od pewnego czasu (co swoją drogą można było argumentować ciepłem płomienia w obok nich), jednak wbite w kąt spojrzenie, tak jawnie uciekające przed kontaktem wzrokowym, zdradziło jej już resztę. Uśmiechnęła się na wspomnienie. Miał szczęście, umiejętnie władał słowami, balansując po cienkiej linie, ale nie przekraczając stosownej granicy; inaczej nie zawahałaby się go upomnieć. Z wspomnieniami wiązało się również jedno przykre wydarzenie, którego efekty Matthew długo nosił ze sobą. Bóg jeden wiedział, jak bardzo żałowała swojej nieuwagi, jednak nie zamierzała go przepraszać po raz wtóry – ostatnio uczyniła to i tak zbyt wiele razy. Odetchnęła jednak z ulgą widząc, że wrócił do pełnej sprawności, poza… no właśnie, co znajdywało się na jego ręce? Zignorowała nawet brednię o balsamistach, oczy zawieszając w tym jednym punkcie. Obiecała sobie, że nie dotknie go tym razem, jednak widok za bardzo ja sprowokował. Chwyciła go za nadgarstek, ciągnąc mocno w swoją stronę, pod samą twarz, aby pozbawić się wątpliwości. Zacisnęła palce tak mocno, aż mógłby pomyśleć, że ponownie chce mu złamać kończynę. - Co to ma być!? – wykrzyknęła, tracąc wcześniejsze opanowanie. Złość granicząca z zaskoczeniem była jej naturalną reakcją. Gdyby miała w sobie odrobinę więcej ogłady, może nawet zdecydowałaby się to przemilczeć. Oczywiście, nie byłaby sobą, gdyby nie zareagowała w porywczy, głośny sposób. – Mam porozmawiać z twoją matką…!? – zapytała się groźnie, jakby wciąż byli dziećmi, a ona mogła na niego naskarżyć, bo za odważył się ją ciągnąć za warkocze. – Kiedy ty…? – Próbowała dopytywać dalej, wciąż nie potrafiąc wyjść z szoku. Rana nie wyglądała na świeżą, ale przecież nie widzieli się przez wieki, a ona wcześniej jej nie widziała, chociaż tyle razy miała go przed oczyma! Selene zdawało się, że zna jego ciało na wylot - każdą jego najmniejszą ranę i bliznę, ale może nie patrzała wystarczająco uważnie? |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Sro Sty 25, 2017 1:58 am | |
| Matthew zmrużył oczy. - Co mam na myśli? - Nie rozumiał do końca jej pytania. Zdawało mu się, że wyraził się dość jasno co do tej kwestii. Ale cóż, westchnął i przymknął oczy. Kto jak kto, ale akurat ona zasługiwała na szczerość. - Dlaczego jestem tchórzem..? - Zapytał po raz kolejny, ale chyba tylko siebie. - Cóż, zapewne jest tak, dlatego bo znam swoje możliwości i wolę nie pakować się w sytuację, z której wiem że nie wyjdę na wygranej pozycji. Nie wszyscy odbierają to jednak w ten sposób. - Coś tam mówił. Tak naprawdę często zadawał sobie pytanie, i za każdym razem, kiedy to robił nie cierpiał siebie jeszcze bardziej, dlatego starał się od niego uciekać od niego jak najdalej… I chyba to w rzeczywistości czyniło go tchórzem. - Tak więc… - Nie mógł się przełamać, by powiedzieć jej całą prawdę. Musiał jednak trochę podrążyć to dłużej, bo pewna kwestia go zaciekawiła. Niby jak zwykle przyłożył kieliszek do ust, lecz nie patrząc jej w oczy zapytał. - W sumie zdziwiony jestem, że muszę się tłumaczyć, akurat tobie… Znasz mnie, przecież od tak dawna. Powinnaś chyba znać tę cechę najbardziej ze wszystkich… - Na chwilę jakby posmutniał. Miał coś na sumieniu, a w tym momencie jego winy zaczęły się kumulować. Szybko jednak doprowadził się do porządku, musiał pamiętać w jakim celu jest ich ta cała rozmowa, nie chciał się przecież jej dalej obnażać emocjonalnie… a przynajmniej nie powinien chcieć aż tak bardzo. Ha, czyli plan mógł w sumie uważać za udany, a przynajmniej pierwszą fazę. Selene nie wyglądała na taką, która by opuszczała jego dom w najbliższym czasie. Z triumfem na twarzy wlał w jej kieliszek kolejną porcję wina. Na pewno nie spodziewał się tego co stało się później. W jednej chwili znalazł się po drugiej stronie stolika, rozlewając sobie to co zostało w jego kieliszku na spodnie. Przez chwilę był w takim szoku, że nawet nie mógł z siebie wydobyć żadnego dźwięku, lecz kiedy w końcu dotarło do niego o co chodziło zrobił się w przeciągu sekundy blady jak kartka papieru. Na jego twarzy malowało się czyste przerażenie, nawet przez moment nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa. Po chwili jednak słysząc jej słowa zmienił się w dzikie, przestraszone zwierzę i zaczął się szarpać na wszystkie strony. - NIE! PUSZCZAJ!!! - Wrzeszczał jej w twarz jak nigdy przed tym i oparł się drugą ręką, i nogą o fotel próbując się jej wyrwać. W końcu udało się, lecz przez to poleciał prosto na zepsute pianino, które wydało żałosny dźwięk, kiedy w nie z impetem przywalił, aż zdjęcie z ze zjazdu rodzinnego spadło mu na głowę. Przez chwilę w mieszkaniu zapadła głęboka cisza. Matthew podniósł się na nogi. To co znajdowało się na jego nadgarstku należało do rzeczy, na których punkcie niemalże miał fioła. Przypominałą mu o samych najgorszych rzeczach, aż jego żołądek poskręcał się 3 razy na supeł. Pierwszy raz od dawna ktoś się o nią upomniał, nie był na to gotowy, ale coś musiał powiedzieć. Ręce zaczęły mu się trząść, a on sam nie miał odwagi podnieść wzroku. Chwycił tylko drugą dłonią za prawy nadgarstek i bardzo cicho, i łamliwym głosem powiedział. - Już dawno… Lata temu…Ch-chyba cztery... - Po czym znowu zapadła cisza i jeszcze bardziej drżącym głosem dodał. - O-ona wie Selene…. Ona wie… - Po czym dalej niczym kulił się w miejscu, jak pies zbity przez pana. Nie powinien w ogóle się odzywać. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Sro Sty 25, 2017 11:28 pm | |
| Wszystko działo się szybko. Nie zatrzymywała go na siłę, puszczając jego dłoń, zachowując chociaż resztki przyzwoitości, w milczeniu obserwując ciąg nieszczęśliwych wydarzeń, które wkrótce nastąpiły. Po każdym kolejnym myślała, że gorzej już być nie może. Zdążyła zwątpić, że kiedykolwiek przestanie się potykać, a wystrój jego pokoju nie ulegnie większemu zniszczeniu. Całe szczęście, na ramce ze zdjęciem, na którym była również młoda Selene, się skończyło. Nie odpowiedziała od razu, łączyła wątki. Przeszłość z minioną wypowiedzią, ich niewinne schadzki z zachowaniem, którego dotychczas mimo wszystko nie potrafiła zrozumieć. Gdyby tylko próbowała, gdyby zainteresowała się wcześniej… Podniosła się, wymijając stolik, przyglądając mu się z pełną uwagą, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Kolanem nastąpiła na krzesło, z którego Matthew się poderwał, opierając się łokciami o jego poręcz. Napłynęło ją zbyt wiele informacji na raz; nie mogła, a może nie chciała uwierzyć, że mężczyzna, którego miała pod ręką od zawsze, od kiedy tylko pamiętała, miałby z dnia na dzień zniknąć z jej codzienności… Owszem, była zła. Nie przez to, że mogłaby go stracić, a przez zwyczajny egoizm, jakim odwdzięczył się swojej matce i przyjaciołom. - Nie mów o tym, jeśli nie chcesz. – Cichym tonem pozwoliła mu przerwać, choć wolała nie wiedzieć, przez co musiała przechodzić pani Grace po wszystkim. – Cztery lata…? – powtórzyła, kiwając głową, jakby ze zrozumieniem, choć we własnej wyobraźni nie potrafiła umieścić tego czasu w przeszłości. – Czemu ja się w ogóle dziwię? – zapytała sama siebie po chwili ciszy, nie licząc na jego komentarz. – Zawsze taki byłeś… zawsze użalałeś się nad sobą bardziej niż było to konieczne. – pokręciła głową, nie wiedząc jak zabrać się do tematu. Miała mu to za złe, zupełnie samolubnie. - Nie obchodzi mnie to jednak – dodała prędko, nie chcąc, by cokolwiek dopowiadał. Wolała ustalić te parę spraw według swojej wizji. – Nie było mnie wtedy przy tobie, choć z twojej własnej woli. Przeszłość nie ma dla mnie znaczenia… - oznajmiła twardo, nawet na moment nie spuszczając z niego wzroku. Była ciekawa jego reakcji i tego, czy w ogóle doprowadzi się do porządku, nie wybuchając przy tym płaczem. – Jednak… mam wrażenie, że jeszcze nie do końca się z nią pogodziłeś – dokończyła wypowiedź, ostrożnie dobierając słowa, wypowiadając je z pewnym trudem. Zapomniała już, że miała opuścić jego mieszkanie, zapomniała również o doszukiwaniu się wszelakich przekrętów i oszustw ze strony kuzyna. Blizny przecież nie kłamały. Widziała je tuż przed swoim nosem, pozostawały żywe i namacalne. - Popraw mnie, jeśli się mylę – nakłoniła go do kontynuacji. Spostrzegła, że jest już na stałe związana z jego problemami, zaplątując się, bez możliwości ucieczki. Dostrzegała powiązanie między ich – jak sądziła – niewinnymi zabawami, a tym co w rzeczywistości mogło dziać się w umyśle Matthewa. Niegdyś poprosiła go o wyjaśnienie, co pociąga go w funkcjonowaniu po przeciwnej, uległej jej stronie. Tłumaczenia, owszem, miały swój sens, ale teraz dopisała do nich inną ideologię. Była mu niezbędna do wymierzenia kary za wszystkie potknięcia, jakie spotykały go w codzienności, porażki, których mógł uniknąć, niepowodzenia, niewynikające z niczyjej winy. Ból przynosił ukojenie, pozwalał mu uwierzyć, że grzechy zostały mu wybaczone, a każdy błąd miał sens. Nie wiedziała, co chce usłyszeć; bała się każdej z wersji. Nie sądziła, że z przypadku zwiąże się z nim tak silnie. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Pią Sty 27, 2017 6:13 am | |
| Cały czas stał ze spuszczonym wzrokiem, kiedy do niego mówiła, nie był jeszcze gotów spojrzeć jej w oczy. Każde jej słowo sprawiało, że jego blizna piekła go coraz bardziej. Nie chciał o niej pamiętać, o tym co doprowadziło do tego, że ona powstała. Była ucieleśnieniem wszystkiego czego w sobie nienawidził; jego służalczość, brak samodzielności, impulsywność, wymieniać można bez końca. Nie chciał o tym nawet myśleć, a teraz czuł jak wycierano go tym wszystkim po twarzy. Jej słowa były jak seria ciosów wymierzona w policzek, a każdy następny bolał coraz bardziej. Kotłowało się w nim tak wiele emocji, lecz najbardziej dominujący był gniew. Sam nie wiedział do końca dlaczego. Mówiła o tych wszystkich rzeczach z taką łatwością, taką pogardą… Nie miała o niczym pojęcia, o tym co on czuł, jakie to miało dla niego znaczenie, na co w sumie nie powinien narzekać. Nigdy nie chciał o tym nikomu mówić, ani nie potrzebował niczyjego wsparcia (a przynajmniej tak myślał), więc to że tak się do niego odnosi w tej sytuacji nie powinno go dziwić. Z resztą... miała rację, sam był temu wszystkiemu winien i chyba za to przypomnienie był najbardziej zły. Nie miał pojęcia co teraz począć. Chciał na nią nawrzeszczeć i wyrzucić na zbity pysk, ale za razem nie potrafił, nie wiedział czy to dlatego, że obnażyłby się przed nią jeszcze bardziej, czy dlatego, że nie mógł tego zrobić akurat jej. Wszystko to powoli wyniszczało go od środka. Nie wiedział nawet czy może nie powinien teraz płakać, bo chyba na to teraz miał najbardziej ochotę. Był teraz bezsilny. Grabarz zacisnął jednak dłonie w pięści i odwrócił się do niej tyłem, przypominając sobie o zdjęciu, które uderzyło go w głowę. Trząsł się jak galareta, to zły znak, naprawdę niewiele brakowało już, aby wybuchł płaczem. Wtedy przyjrzał się zdjęciu i coś go uderzyło, przestał dygotać, zmarszczył brwi i jeszcze przez chwilę pozwolił ciszy wwiercać się im w bębenki uszne, po czym w końcu się odezwał, głosem cierpkim, jak niedojrzały grejpfrut. - Mylisz się Selene… - Wyciągnął ręce, aby zawiesić obraz z powrotem na ścianę. - Ja nie muszę “godzić się z przeszłością”. - Kontynuował odwieszając zdjęcie i nadal nie patrząc jej w oczy. - Oddzieliłem ją od siebie grubą, głęboką krechą, tak aby mi już nigdy więcej nie zawadzała. W końcu się do niej odwrócił. Wzrok miał lodowaty jak noce w lutym, a sama jego twarz nie wyglądała zdrowo, jednak jego głos pozostawał spokojny i bezpłciowy.- Kiedyś byłem bardzo głupim i naiwnym człowiekiem, i zapłaciłem za to, więc nie widzę powodów, aby to jakoś bez potrzeby roztrząsać - kontynuował. - Od tamtego czasu zmieniłem się, zmądrzałem, nauczyłem się ufać mogę tylko sobie i to z ograniczeniami, i już nigdy więcej nie dopuściłem do takiej sytuacji, jak widać... - Po chwili dłuższego milczenia dodał jeszcze coś co również sobie próbował wmówić od paru lat. - Od tamtego czasu jestem szczęśliwy... -Zachowywał się tak, jakby przed chwilą wcale nie umierał z przerażenia. Poprzysiągł sobie, że już nigdy więcej nie będzie płakał, nie z tego powodu, nie przy kimś, a już na pewno nie przy niej… Nie potrafił jej jednak zbyt długo mydlić oczu, czuł potrzebę powiedzenia jej chociaż odrobinę więcej. - Jak widzisz, dla mnie przeszłość również nie ma znaczenia… Proszę, Selene, nie zawracaj sobie tym głowy, skoro ja tego nie robię. Tylko bez potrzeby zmarnujesz swój czas na myślenie o tym. Po prostu wolałbym, abyśmy zapomnieli o tej całej sprawie, tak będzie najlepiej. Dziś na pewno nie będę się nad tym rozwodził... - Dodał jeszcze. Przez ten cały czas, aż do teraz nie zauważył czegoś naprawdę niebezpiecznego, że związał się z nią, na nowo. Przerażała go ta myśl. Znowu będzie powtórka z rozrywki, dlatego musiał ją ograniczyć do minimum, lecz mimo wszystko czuł ciepło, niepozorne, bo niepozorne ale zawsze, bijące od niej dzięki czemu on sam nie czuł się taki oziębły. - Są jednak rzeczy, które mają dla mnie większe znaczenie... - Zaczął po raz kolejny, już trochę mniej oschłym tonem i westchnął. - Proszę zajmij swoje miejsce… - Po chwili znów zapadła cisza. - Prawda jest taka, że nie sprowadziłem Cię tu tylko po to, by gadać o Fionie… Był też drugi, nie mniej ważny dla mnie powód. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Nie Sty 29, 2017 2:20 am | |
| Kłamstwo. Znowu kłamstwo. Tylko tyle przychodziło jej na myśl, słysząc zapewnienia mężczyzny. Milczała jednak jak zaklęta, choć miała najprawdziwszą ochotę prychnąć głośno na wypowiedź „od tamtego czasu jestem szczęśliwy…”. Wyborna kpina, jakby próba samobójcza była jednym z tych przeżyć, które każdy człowiek musi przejść chociaż raz w życiu. Wychyliła się bardziej, delikatnie bujając się na drewnianym krześle. - Odważne słowa jak na człowieka, który przed minioną chwilą sprawiał zupełnie inne wrażenie. – Uniosła brwi, obdarzając go sceptycznym spojrzeniem. Zazwyczaj nie dociekała, wchłaniała wszystko, jeśli tylko brzmiało odpowiednio wiarygodnie. Tym razem nie mogła przyjąć jego słów do wiadomości, nawet z przymrużeniem oka. – Nie bierz więc tego do siebie, jeśli powiem, że ci nie wierzę. Jak jednak mówiłam – nie obchodzą mnie twoje motywy, nie zapytam, jakie imię nosi twoja przeszłość. Dobrze się składa, że nie powiesz słowa więcej, bo i ja nie zamierzam słuchać. Ale, proszę, daruj sobie ubieranie bredni w te malownicze słowa. – Wbrew temu, co jej powiedział, sądziła swoje. Była przekonana, że kłamie, chociaż jeszcze nie rozumiała ku temu powodu. Sądziła wyłącznie po reakcjach, jego wzburzeniu, przerwane niespodziewanie po spojrzeniu w rodzinną fotografię. Nie pytała, odpowiedź miała nadzieję poznać sama. Zgodnie z jego poleceniem, wróciła na swoje miejsce, siadając tym razem na skraju fotela, nie dotykając plecami jego miękkiego oparcia. Siedziała wyprostowana, obserwując go czujnie. Nagle wyciągnęła ku niemu dłoń, wierzchem do góry, mówiąc: - Zobaczmy więc. Podaj mi swoją rękę, nie przyjrzałam się jej wystarczająco – zaproponowała, zamierzając trzymać wyciągniętą dłoń, czekając aż Matthew spełni jej życzenie. Kolejna próba. Wyczekiwała jego reakcji, ciekawa, czy będzie się wzbraniał. Wypatrywała każdego, najmniejszego drgnienia na ciele mężczyzny, skupiając się najbardziej na jego twarzy. Niezależnie od decyzji, zmuszona była podjąć nowy temat, bo Matt najwyraźniej trzymał jeszcze więcej w zanadrzu. Ciekawość wzięła górę, pozwoliła mu mówić. I tak nie miała już zamiaru opuszczać jego mieszkania, do kiedy nie skończą rozmawiać albo do kiedy jej do tego nie zmusi. - Mów, ja słucham – oznajmiła, nakłaniając go do kontynuowania tematu. Jeśli miałaby zgadywać, kuzyn zapewne poruszy kwestię związaną z ich niedawnymi spotkaniami w Inkwizycji, na co nie zamierzała skakać ze szczęścia. Ale też… ustawił ją już sobie w taki sposób, że nie mogłaby mu przerwać, niezależnie od wypowiedzianych słów. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Nie Sty 29, 2017 6:39 am | |
| Kiedy mówiła, w ciszy ostro mierzył ją wzrokiem, aż w końcu prychnął. - Nie bój się, nie będę. Nie obchodzi mnie to co sobie o mnie myślisz, ani to czy mi wierzysz, czy nie. Powiedziałem już to co trzeba i nie będę dodawał nic więcej. - Sam nie wiedział ile jeszcze będzie w stanie wciskać jej te banały, ale z każdym słowem starał się być jak najbardziej śmiertelnie poważnym. W końcu jednak wiedział, że jeśli kiedykolwiek znowu podejmą się tego tematu to zapewne nie będzie mógł już tak łatwo się z tego wyłgać, co może doprowadzić do prawdziwej katastrofy. Chociaż ostatnio perspektywa z powiedzeniem prawdy akurat jej nie wydawała się aż taka zła, choć nie mniej przerażająca… Chyba teraz powinien się bać tego co się z nim dzieje. Matthew zbaraniał, kiedy ta wyciągnęła do niego rękę. Na jego twarzy malował się teraz strach. Znowu to samo? Jakby odruchowo przybliżył swoją prawą dłoń do siebie, jakby chcąc ją schować przed jakimś niebezpieczeństwem. Po chwili jednak zmarszczył brwi i przyjął bardziej stanowczą postawę. - Nie napatrzyłaś się jeszcze? To nie przedstawienie w cyrku, nie ma co oglądać. - Był wyraźnie niepocieszony tą sytuacją. Co ona sobie do jasnej cholery wyobrażała? Prędzej da sobie odciąć rękę, niż kiedykolwiek jej znowu ją pokaże. Do głowy przyszła mu jednak zupełnie inna myśl. Przecież miał do niej dość ważną sprawę, a nie był do końca pewien jak zareaguje na jego słowa, więc lepiej będzie mu ją jakoś udobruchać. Poza tym musiał jej jakoś pokazać, że nie jest to dla niego nic wielkiego, nieprawdaż? Matthew jeszcze chwilę postał w miejscu po czym westchnął i przysunął do niej krzesło, bo nie miał zamiaru przecież stać jak głupek. - Skoro tak bardzo musisz, to proszę bardzo… tylko uważaj. - Mruknął do niej niby znudzony i podał jej dłoń. Ich dotyk jednak wywarł na nim wrażenie. Spojrzał jej w oczy tak jakoś inaczej, a później znowu zerknął na ich dłonie. Tym razem nie było to ani wymuszone, ani brutalne, tylko ludzkie delikatne. Mężczyzna czuł jak powoli robi się coraz mniej pewny siebie. Zapadła głucha cisza, w której ukojenie było wymieszane z istną torturą. Jak ona to robiła?! Skup się głupku, przecież chciałeś z nią gadać! Musiał znowu wziąć się w garść, jeśli chciał cokolwiek załatwić, ale nie mógł się za cholerę rozluźnić, a najgorsze było to, że zapewne ona też to czuła, za późno jednak było na zabranie ręki. W końcu wziął jednak głęboki oddech i zdecydował się na ruch. - Zapewne zdajesz sobie sprawę o czym będę chciał rozmawiać. - Zaczął poważnym tonem. - Wiem, że zapewne nie masz najmniejszej ochoty o tym słyszeć, lecz bardzo cię proszę o wysłuchanie mnie do końca zanim się zdenerwujesz. Nie można tego po prostu, ot tak zostawić bez słowa... - Westchnął po raz kolejny i lekko przymknął oczy. - Selene, obydwoje wiemy, że to całe zajście wtedy w gabinecie nie wyszło nam zbyt dobrze. Jakże inaczej mogło wyjść… Jednakże unikanie siebie nawzajem i ukrywanie jakiejś urazy bez sensu, zabrało nam o wiele więcej energii niż było warto. - Po chwili znowu zamilkł. Selene mogła poczuć, jak jego dłoń lekko się spina co chwilę. - Zastanawiasz się zapewne, dlaczego po tak długim czasie poruszam ten temat. Ile to minęło już? Nawet nie liczę… Wracając jednak do tematu, odpowiedź jest banalna, po prostu najzwyczajniej w świecie myślałem, że pewnego dnia znów odwiedzisz mnie w gabinecie, co jednak nie nastąpiło. - Nie wytrzymał już, odwrócił wzrok. - To moja wina. Nie spodziewałem się, że weźmiesz sobie moje słowa tak do serca. Uważałem, że wiesz że były to po prostu krzyki w nerwach i bólu, bo bolało jak diabli. Zazwyczaj byłem przyzwyczajony do tego, że ludzie mniej więcej wiedzą czego się po mnie spodziewać, i że nie będą tego traktować tak poważnie. Najwidoczniej popełniłem błąd i zachowałem się jak skończony idiota… i to nie pierwszy raz. - Przygryzł wargę. Zaczęły się najgorsze rzeczy. - Potem zacząłem serio myśleć, że to koniec. Byłem naprawdę wkurzony i myślałem, że jak zwykle po prostu to zleję jak wszystko, ale nie mogłem o tym przestać myśleć, o tym co się wtedy dokładnie wydarzyło. Nie ukrywam, że byłem wściekły o tę rękę, bo bądźmy racjonalni - miałem prawo, ale mnie to w żaden sposób nie usprawiedliwia. - Wtedy stało się coś dziwnego. Jego ręce zaczęły drżeć, było niemożliwe, że tego nie poczuła, a w tym wypadku nie mógł zabrać swojej dłoni. Coś okropnego. - Powiedziałem za dużo, Selene… Nie chciałem… Nie o to mi chodziło, proszę zrozum. - Zaczął zwijać dłonie w pięści, a sam trochę pobladł. Zaczął cały drżeć, musiał przejść do sedna sprawy. Przełknął ślinę i kontynuował. - Popełniłem błąd, dałem się ponieść emocją… Z własnej głupoty zaprzepaściłem wszystko co udało nam się wtedy zbudować, jestem skończonym idiotą. - Wbił wzrok w ziemię i aż nim szarpnęło. - Selene, ja… Ja przepraszam. Za wszystko. Za to, co ci wtedy powiedziałem… Nic mnie nie usprawiedliwia. Tym bardziej, że za każdym innym razem zachowywałaś się profesjonalnie, a to jak na dłoni widać było, że to był zwykły wypadek. - W końcu dodał jeszcze, niemalże szepcząc. - Kto jak kto, ale ty nie zasłużyłaś na to, przez co musiałaś przejść, a w szczególności że musiałaś tyle czekać… - Wreszcie to z siebie wyrzucił. Poczuł pewną ulgę niezależnie od tego jak ona to odbierze. W końcu znów mógł spojrzeć jej w oczy, ale tym razem jego spojrzenie znowu diametralnie różniło się od poprzedniego. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Pon Sty 30, 2017 12:37 am | |
| Zdziwiła się. Myślała, że już na starcie obali jej teorię, ukazując większe przywiązanie do kwestii niż określałby to słowami. Grymas zwątpienia i przyciśnięcie ręki do piersi nie uciekło jej uwadze, ale nie interpretowała tego jeszcze, gdyż wkrótce zbliżył się do niej, oddając, czego sobie życzyła. - Nie złamię ci jej po raz kolejny, nie obawiaj się. – Wykonała niemrawy uśmiech, ledwie potrafiąc z tego żartować. Wciąż to przeżywała, chyba po raz pierwszy zadając drugiej osobie ból wbrew chęci. Ujęła jego dłoń, kładąc ją sobie na kolanach, z wolna obracając ją wewnętrzną stroną do góry, poświęcając mu obie ręce – jedną trzymała drobny nadgarstek mężczyzny, a drugą ułożyła na jego wierzchu, palce kładąc tuż na obiekcie jej zainteresowań, a jego porażce. Nie spieszyła się, jednak spojrzenie, jakim obdarzyła zasklepioną ranę nie trwało długo. Chciała się jej przyjrzeć, ale w rzeczywistości przecież nie po to postawiła mu tak osobliwe żądanie. Zapamiętała jej kształt, w wyobraźni usiłując odgadnąć narzędzie, jakim wykonał cięcie, a następnie zagłębiając się w miejsce, czas, okoliczności. Co czuł? Poza jej pojęciem były problemy tak wielkie, niepozwalające na normalne funkcjonowanie, a prowadzące do wyniszczenia i jedynego, potężnego pragnienia pozbawienia się życia. Wtedy oderwała spojrzenie od blizny, nawiązując z nim kontakt wzrokowy, tak jak tego chciała. Obserwowała każdą z jego reakcji, pochłaniała każde najmniejsze drgnienie, poruszenie i grymas na twarzy, mogący świadczyć o przeżyciach toczących się wewnątrz niego. Musnęła opuszkiem palca wyraźne zgrubienie, czując pod nim gładszą powierzchnię niż w przypadku zwyczajnej faktury jego nadgarstka. Poruszyła nim wzdłuż, zahaczając delikatnie paznokciem o jej skraj, zaczynając słuchać jego wywodu, wciąż częściowo zagłębiając się we własnych myślach. To nie była brzytwa ani żyletka; rana była szersza. Nóż kuchenny? Nie, to wciąż nie to… Wodziła dłonią dalej, niczym po strunie instrumentu, czekając na odpowiedni dźwięk, czystą nutę. Była z nim połączona, przez cały czas. Nie chciała, by ta rozmowa kiedykolwiek nastąpiła. Gdyby wiedziała, że ją poruszą, nie pozwoliłaby się zaprowadzić do jego mieszkania. Teraz jednak było za późno. I o dziwo przyjmowała wszystko z pokorą, właściwie zadziwiona coraz bardziej. - Tu nie chodzi tylko o twoje słowa, Matthew! – obruszyła się, korzystając z okazji, przedstawiając swoją perspektywę. – Oczywiście, nie popisałeś się szczytem ogłady, ale, och, zdziwiłabym się, gdyby w tej sytuacji było inaczej. To nic takiego… - próbowała go jeszcze przekonywać, choć jej głos stracił na pewności. Mówił dalej, a ona ledwie mogła tego słuchać. To było zbyt żenujące, nieprawdopodobne! I wtedy jej dłoń również zadrżała, ledwie wyczuwalnie, jak liść poruszony przez łagodny wiatr. Rozumiała, że ich połączenie działa w obie strony. Przeklęła swój idiotyczny pomysł, unosząc dłoń, niby od niechcenia sięgając po szkło z winem, przytykając je wkrótce do ust, gdy on wciąż mówił. Nie położyła jej z powrotem, choć trzymała go jedynie za nadgarstek, nie chcąc mu przerywać. – Jeśli oczekujesz wybaczenia, proszę bardzo. Przyjmuję twoje przeprosiny. Jednak… nie zrezygnowałam przez twój „zakaz”. To była idealna okazja, aby zakończyć nasz poroniony pomysł. Przecież prędzej czy później by do tego doszło… - O ile tylko nie skończyłoby się gorzej, dodała w myślach. – Mam więc nadzieję, że nie prosisz mnie tym samym o powrót… Nie byłabym w stanie. I tak zaszliśmy dalej, niż mogłabym przypuszczać... – stwierdziła z lekkim przerażeniem, wspominając swój jedyny warunek, jaki postawiła przed ich spotkaniami. Nic nie powinno się między nimi zmienić, w żadną ze stron. Przywołała do myśli również jego odtrącenie, gdy po wszystkim chciała pomóc mu z zapięciem koszuli… Myślała o tym, siedząc w jego mieszkaniu, wciąż obejmując jego dłoń. Po co starać się z założeniami, jeśli następnie się ich w ogóle nie trzyma!? Zerknęła ponownie na dłoń mężczyzny. Kusiło ją, aby postąpić z raną tak, jak niegdyś czyniła z tymi na plecach. Nie byłoby to jednak na miejscu… Odwróciła jego nadgarstek, w końcu wypuszczając ze swojego uścisku, pozwalając wrócić do właściciela. Westchnęła cicho. - Dobrze, panie-pogodzony-z-przeszłością, możesz zabrać rękę. Oblałeś z kretesem. Nie przejmuj się jednak, cieszę się, że jakakolwiek blizna na twoim ciele ma znaczenie większe niż te towarzyszące twoim zachciankom. To zawsze jakieś światełko w tunelu, czyż nie? – zapytała, unosząc łagodnie brwi. – Proponuję ci lepiej ją ukrywać. Następnym razem sprawię ci ładne rękawiczki, bo widzę, że chusta przypadła ci do gustu… - zagaiła, nawet nie obdarzając spojrzeniem zielonego materiału otaczającego szyję mężczyzny. Dostrzegła ją na samym początku spotkania, nie znajdując sposobności do rzucania komentarzem. Wróciła do picia wina, jako że to wychodziło jej znacznie bardziej gładko niż rozmowa. Odsunęła się, nie mając już powodu, aby siedzieć blisko niego. - Cieszę się również, że wszystko sobie wyjaśniliśmy. Nawet jeśli niczego to nie zmieni… - mówiła, ale nie była pewna, czy w rzeczywistości zostaną w tym samym punkcie, w jakim znajdowali się jeszcze wczoraj. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Czw Lut 02, 2017 9:50 pm | |
| Przez ten cały czas, kiedy trzymała jego nadgarstek, grabarz nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ta bezpieczna granica, którą kiedyś sobie wyznaczyli przestała w tym momencie istnieć, a oni biegli w stronę przepaści, wcale tego nie żałując, a przynajmniej on. Na każde z ich spotkań, on stał (a raczej klęczał) przed nią nagi, lecz nigdy jeszcze nie czuł się taki obnażony, pozbawiony jakiegokolwiek zabezpieczenia przed odkryciem swoich prawdziwych intencji i uczuć, lecz działało to też w drugą stronę, ona również była bez maski, ale radziła sobie z tą sytuacją o wiele lepiej, niżeli on (a przynajmniej tak mu się wydawało). To jak wodziła palcem po jego bliźnie… aż przeszedł go dreszcz. Czuł jak temperatura w pokoju rosła. Było to cholernie intymne, a przy tym wręcz jakby erotyczne. To niezwykłe jak najnormalniejsze w świecie trzymanie czyjejś ręki mogło wzbudzać takie emocje. Z jego emocjonalnej konsternacji wyrwała go tylko jej odpowiedź. W jego oczach pojawił się błysk, znów doprowadziła go do stanu, gdzie prawie podskoczył w miejscu. Nagle poczuł jak w środku spada z niego wielki ciężar. Cóż za naiwne uczucie, ale za to jakie… błogie. Tak bardzo, że aż drugą dłonią musiał udawać, że drapie się pod nosem, by zasłonić swój mały, ale szczery uśmiech. Szybko zaś znikł, kiedy usłyszał dalszą część jej wypowiedzi, równie szybko jak się pojawił. Dopiero przed chwilą mężczyzna się odsłonił, a już kończył ze szpilką wprost w swoim sercu. Prawdę mówiąc, powinien był się tego spodziewać, zarówno jej decyzji jak i tego, że jak nie będzie się pilnował to będzie z nim źle. W końcu wyzwolony z jej uścisku sam oplótł swój nadgarstek i przejechał kciukiem po swojej bliźnie, zaznaczając tą samą drogę co przed chwilą palce Selene. Nie myślał nawet o tym co dokładnie chciała sprawdzić, można było się tego domyślić, a tak naprawdę po prostu dochodził do siebie po ich rozłączeniu. Nagle zapragnął więcej, zupełnie tak samo, kiedy wracał do domu po ich “zabawach”, tylko że tym razem nie chodziło mu o cielesność, a coś czego już nie długo nie będzie się w stanie już wypierać. Z przyzwyczajenia już postanowił się jeszcze tego wypierać, zupełnie jak desperat, którym zresztą był. - Ja również się cieszę, że moja porażka po raz kolejny dostarczyła komuś innemu chwilę szczęścia. - Prychnął, chociaż nie robił tego w ten sam chamski sposób jak zawsze, lecz wydawał się być trochę bardziej przybity, niżeli złośliwy. - Aczkolwiek nie mam ochoty już dziś o niej więcej mówić, z mam nadzieję wiadomych powodów. Przez następne jej słowa się jednak trochę rozpogodził i dość jawnie zawstydził, chyba stwierdzając już, że ukrywanie tego nie ma większego sensu. - Nie, nie, nie. Naprawdę nie trzeba. - Zapewniał ją dość nerwowo. - Uwierz mi, nie potrzebuję rękawiczek. Zazwyczaj noszę dość długie rękawy, a materiał poza tym drażni mi skórę… - Dalej wymyślał sobie wymówki, czerwieniąc się niemiłosiernie na twarzy. Tak naprawdę powody dla, których ich nie nosił były zupełnie inne, lecz to już zupełnie inna historia, a i tak dzisiaj rozpamiętywał już nieprzyjemne sprawy za bardzo, choć gdyby Selene naprawdę postanowiła by mu je kiedyś sprezentować to by się nie obraził. - Ach tak, chusta… - Powiedział spoglądając na to co ma zawiązane pod szyją. Dobór akurat tego skrawka materiału stał się dla niego taki naturalny, że nie zauważył, że dziś ma go na sobie. Zmieszał się jeszcze bardziej. - Owszem, można powiedzieć, że jest to udany “prezent". - Starał się brzmieć jak najpoważniej, jakby wcale nie rozmawiali teraz o głupiej chuście, a o czymś śmiertelnie ważnym. - Pasuje mi do mojej garderoby i nie kłamałbym, jeśli bym stwierdził, że noszę ją najczęściej ze wszystkich, które mam... Poza tym, nie wiem czy już o tym wiedziałaś, ale wręcz przepadam za tym kolorem... I to nawet bardzo… - Ciągnął dalej strzelając największego buraka tego stulecia. Te błahe tematy nie pozwoliły mu jednak całkowicie się rozluźnić. Nie potrafił nadal przyjąć do siebie, że był to już koniec. Za moment zapadła głucha cisza, którą przerywało jedynie miarowe tykanie zegara, lecz Matthew szargany różnymi emocjami w środku w końcu jej odpowiedział. - Ja także się cieszę, że wyjaśniliśmy już sobie absolutnie wszystko, aczkolwiek… - Znowu zaczął swoje. - Aczkolwiek skoro dziś jesteśmy wobec siebie tacy szczerzy to chciałbym wiedzieć, co rozumiesz przez “ i tak zaszliśmy za daleko”. Nie proszę cię oczywiście o żaden powrót, nie, nie. Jednak ja uważałem, że przed tym incydentem wszystko było… pod kontrolą. - Mówił monotonnym tonem starając się ukryć swoje przejęcie. Zależało mu na tym bardziej, niż na czymkolwiek innym w tym momencie. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Pią Lut 03, 2017 9:53 pm | |
| Chwilowa ulga po zerwanym połączeniu, zastąpiona została prędko łagodnym żalem. Wolała wiedzieć, co mu w duszy grało, nawet jeśli jego twarz zdradzała tak wiele. Pozostała jej więc obserwacja. I zgadywanie, połączone z uroczą grą, mającą na celu pogłębienie wyłapanych emocji, by upewnić się o ich prawdziwości. - Matt… Ileż ty masz lat? Dwadzieścia… - zatrzymała się na moment, wykonując zawiłe obliczenia w głowie. Zdążyła zapomnieć, w jakim wieku jest sama, dlatego zajęło jej to kilka chwil. – Sześć, prawda? Rumienisz się zaś jak nastoletni chłopiec. Myślałam, że przeżyliśmy już ze sobą wystarczająco wiele… - uśmiechnęła się bezczelnie, do pełni świadoma efektów swoich słów, pozornie mających z tym walczyć, a w rzeczywistości mogących pogłębić ten czarujący pąs na policzkach mężczyzny. Przyjęła do wiadomości jego słowa, rezygnując z pomysłu. No tak, skóra Matthewa jest taka delikatna, czego ona się spodziewała… Nie mogła jednak zaprzeczyć, że zrobiło jej się miło, gdy zobaczyła na ciele kuzyna drobny znak swojej przynależności. Och, zawsze mogła mu przecież sprezentować rękawiczki z koźlej skórki… Aż powstrzymała się od prychnięcia ze śmiechu pod nosem. Choć była kobietą, Matt bił ją na głowę w dbaniu o swój wygląd i wizerunek. Zamrugała ze zdumieniem, słysząc jego pytanie. Nie rozumiała. Myślała przecież, że czuł to samo… Zapewne więc miał inne powody, zmuszając ja by wypowiedziała się na ten temat. - Matthew... Ty naprawdę jesteś ślepy, czy może obudził się w tobie sadysta, który z przyjemnością będzie spoglądał, jak wypowiadam żenujące, choć jasne jak na dłoni fakty? – upewniła się rzeczowym tonem, niepewna, ile kpiny lub nieporozumienia zawiera jego pytanie. – Nic nie było pod kontrolą. Spotkania stawały się coraz bardziej… osobiste. Przyznam; trzymałeś się lepiej niż ja. Pamiętasz, gdy upomniałeś mnie o pomoc przy zapinaniu koszuli? Byłam wściekła. Wściekła o to, że powołujesz się na moje własne słowa, których przestałam się stosować, nim w ogóle wcieliłam je w życie! – mówiła szybko, gestykulując przy niektórych słowach. Nie myślała zbyt wiele, wyrzucała z siebie wszystko, co czuła przez ich wszystkie spotkania. Miała okazję, a balansowanie na granicy przestało ją satysfakcjonować. W końcu pragnęła wybrać jedną ze stron. – Kontrolowałeś to, potrafiąc się powstrzymać, podczas gdy ja za sprzeczność uznawałam powrót do codzienności po tym, co przeszliśmy przed minioną chwilą – wyznawała dalej, nie szczędząc najskrytszych myśli. Nie bała się, nie miała już czego. - Oferując mi „spotkania”, spodziewałeś się, że… nauczę się tak wiele, zaczynając od niczego? Dostałam więcej, niż mogłabym oczekiwać. Pomimo… To mi nie wystarczało. Nie potrafiłabym wiecznie rozdzielać naszej znajomości na „w trakcie” i „po” – wyjaśniła, mając nadzieję – jak najbardziej wyczerpująco i zrozumiale. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Nie Lut 05, 2017 5:54 am | |
| Mężczyzna słysząc jej słowa zmarszczył brwi i wykrzywił usta. Oczywiście, że nie był nastoletnim gówniarzem! Jak ona śmiała tak w ogóle pomyśleć, a co dopiero prawić te swoje herezje na głos, phi! - Wcale się nie rumienię! - Prychnął, co nie brzmiało bynajmniej zbyt przekonująco. - Zapewne pod tym kątem od kominka coś ci się przywidziało.Poza tym moja skóra jest bardzo wrażliwa na temperaturę i czasami tak bywa… - Łgał dalej, wplątując się jeszcze bardziej. Nie wyglądał teraz zbyt wiarygodnie ledwo utrzymując z nią kontakt wzrokowy i przykrywając delikatnie jeden policzek ręką, by nie było widać jak jej słowa pogorszyły jego stan. Zacisnął usta w ciasną kreskę słysząc jej słowa. Zawsze, kiedy nie zdrobniała jego imienia oznaczało to, że jest na niego zła, lecz teraz on autentycznie nie wiedział o co jej chodziło. Niestety nie był on (nie ważne jak bardzo by sobie tego życzył) wszechwiedzący, a sprawa była zbyt osobista, by po prostu zostawić tę kwestię taką jaka jest. - Nie Selene, po prostu najzwyczajniej w świecie pragnę po prostu wiedzieć co masz na myśli, gdyż mimo wszelkich moich starań, nie potrafię zrozumieć. - Mówił spokojnym tonem mrużąc oczy, w przeciwieństwie do tego co działo się teraz w jego głowie. Cóż, musiał jej przyznać rację - lubił zabawić się kosztem innych, chociażby obserwując ich wielce pojęte zdenerwowanie nie, lecz nie tym razem. Nie w tej chwili. Nie śmiał jej przerywać, jedynie przymknął delikatnie oczy i pogrążył się w swoich rozmyślaniach. Wbrew pozorom to co wydawało się jej takie oczywiste, dla niego było wręcz szokujące. Może to dziwne, ale w ogóle nie przewidywał takiej opcji, jakby podświadomie ignorując wszystkie przesłanki osądził, że Selene za żadne skarby świata nie mogła odczuwać takich rzeczy… Jakby się tego bał. Mężczyzna w końcu uniósł wzrok na swoją rozmówczynię, ale nie odezwał się od razu, dopiero kiedy cisza zaczęła dudnić im w uszach, zdecydował się otworzyć usta. - Selene… - Zaczął niemrawo. Nie wiedział co teraz powinien począć. Jego rozum i doświadczenie kazało mu zachować spokój i być chłodnym, ale wszystko inne wręcz wyrywało się, by powiedzieć prawdę, całą prawdę, a nawet więcej! Chciał ją wykrzyczeć. - Selene, ja wcale niczego nie kontrolowałem… - Znów zaczął tym samym tonem co wcześniej. Czuł jak na nowo jego dłonie zaczynają drżeć, jednak na razie przestał myśleć o konsekwencjach i również chciał wyrzucić wszystko z siebie jak zrobiła to ona. - Może na początku starałem się zachować dystans, lecz z czasem przychodziło mi to coraz trudniej, aż w końcu moje pragnienia zaczęły brać górę nad zdrowym rozsądkiem. Ryzykowałem coraz bardziej. Doszło do tego, że przychodziłem do siedziby tylko dla naszych spotkań, a i tak tylko pozornie zaspokajałem swoje potrzeby… - Mówił ściskając swoje kolano z dość niezdrowym wyrazem twarzy. Nie wiedział ile dłużej będzie w stanie mówić, ale jednak coś jeszcze musiał z siebie coś wyrzucić. - Pragnąłem coraz więcej. Chciałem jeszcze bardziej się “spoufalić”, lecz mimo wszystko właśnie tego obawiałem się najbardziej... Myślałem, że jak nie będę o tym myślał to po prostu uda mi się zachować “bezpieczeństwo”, bo tak naprawdę… - I tu urwał. Było jeszcze o wiele za wcześnie, by jej o tym powiedzieć. - Sądziłem, że właśnie tego chcesz, więc starałem się nie przekraczać tej linii… Tak szczerze to nie wiem czego się spodziewałem. Nigdy by mi się nie śniło, że zajdziemy tak daleko, a jednak będziemy chcieli iść dalej, lecz i ta bańka musiała kiedyś pęknąć… - Westchnął. Nie był jeszcze gotów, by spojrzeć jej w oczy. - Nie wiem co robić… |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Nie Lut 05, 2017 10:24 pm | |
| Nie wiedziała czego się spodziewać. Dopuszczała każdą z możliwych opcji, dlatego też nie musiała ukrywać zaskoczenia, gdy wypowiadał te – w każdym calu – odważne słowa. Oczekiwała kpiny, dalszej manipulacji, podzielenia uczucia, a nawet brutalnego odtrącenia. Wszystko zdawało jej się bliskie i prawdopodobne, jakby równocześnie mogła dostać mieszankę tych sprzecznych reakcji. Nie bała się, wysłuchiwała go w zaskakującym ją samą spokoju, w dziwnej bierności i uldze, słodkim opanowaniu, głoszącym, że już nigdy nie będzie musiała grać kogoś, kim w rzeczywistości nie jest. A więc byli identyczni. Pocieszająca myśl. Z przyjemnością przyjęła do wiadomości fakt, że nawet Matthew jest na tyle ludzki, aby nie znosić bezczynnie wszystkich namiętności, jakimi obdarzała go przy okazji tego, co czynili z pozoru samolubnie, dla własnej uciechy, dla zaspokojenia prozaicznych, zwierzęcych potrzeb. A jednak, pośród tego brudu mogło narodzić się delikatne, niewinne uczucie, niepewne czy zdoła utrzymać się na tym niestabilnym gruncie. Wykonała smutny uśmiech, przechylając głowę, by załapać z nim kontakt wzrokowy, tak jej niezbędny do kontynuacji rozmowy. - Nie wiesz co robić? – powtórzyła lekko rozbawionym tonem, jakby dla niej ciąg dalszy był oczywistością; formalnością, którą każdy idiota potrafiłby dopełnić. – Pssst, Matt… To jest ten moment, w którym ja pochylam się łagodnie nad stołem, przymykam powieki, niby od niechcenia, a ty całujesz mnie tak namiętnie, abym mogła pierwszy raz w życiu poczuć się jak kobieta – podpowiedziała mu uprzejmie, nie skąpiąc szczegółów. Zamiast tego oparła łokieć o poręcz fotela, układając na otwartej dłoni głowę i nawet przez moment nie spuszczając z niego spojrzenia. Takie zakończenie wydostało się z zakamarków jej umysłów, a wypowiedziane na głos zyskało swoją moc; zostało zapisane już na zawsze w ich osobliwej znajomości. Wiedziała jednak, że obraz ten jest zbyt piękny, aby mógł pozostać prawdziwy. To nie była jej bajka, nie grała w niej Kopciuszka… a nawet jeśli, ten pantofelek nie pasował na stopę Selene. - Żartowałam – ucięła ostro tę chwilę uniesienia, choć wciąż używając subtelnego, rozmarzonego głosu. – Znamy się nie od dziś, Matt… Czyżbyś zapomniał, że wystarczy jeden temat, abyśmy skoczyli sobie do gardeł? Dobrze, nawet dwa, jeżeli do Inkwizycji dorzucić również wiedźmy. Owszem, tak skrzętnie omijaliśmy to podczas naszych spotkań, ale ileż można? Na pewno nie wieczność. – Wzruszyła ramionami, odrobinę smutniejąc. To musiało nastąpić, czyż nie? Odetchnęła, nim wypowiedziała kolejne słowa. – Dziękuję za rozmowę, naprawdę - nie wiesz, ile ulgi mi nią ofiarowałeś. Ale powinnam już iść – zdecydowała, prostując się i rozkładając skrzyżowane nogi, oczekując jego decyzji. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Pon Lut 06, 2017 9:58 pm | |
| Długo zajęło zanim znów znalazł w sobie odwagę, by spojrzeć jej w oczy. Czuł, że popełnił wielki błąd będąc z nią tak szczerym, chociażby do pewnego stopnia. Coś hamowało go przed odczuwaniem satysfakcji z tego, że komuś się zwierzył. Po prostu po raz kolejny łamał swoje zasady, lecz przy niej nie potrafił się powstrzymać. Wystarczyło tylko, że Selene znalazła się pobliżu, a on już był gotów porzucić wszystkie swoje ideały, byle dostać od niej choć trochę uwagi. Cóż… tak to już jest, kiedy ktoś obdarowuje go chociaż odrobinę mniej zimnymi uczuciami niż zwykle. Naprawdę byłeś żałosny Matthew. Obruszył się dopiero słysząc jej słowa o pocałunku. Mężczyzna niemal otworzył usta. Tego już było za wiele! Cóż to za propozycja? Przecież… Przecież on nie mógł, t-to nie się nie godziło. Czuł jak przechodziły go dziwne dreszcze. Naprawdę się tego nie spodziewał, a co do tego po niej - Selene - kobiety, która jeszcze niedawno uciekała gdzie pieprz rośnie na dźwięk słowa “seks”, ale tak całkiem serio to tylko on był sobie temu winny, ech… Nie zmieniało to faktu, że został przez nią spetryfikowany. Nie potrafił nawet teraz opisać co się w nim działo, tam w środku. Z jednej strony robiło mu się cieplej na sercu, a z drugiej czuł pętlę zaciskającą się na jego chudej szyi i taką… bezradność. Okropieństwo. Jednakże nie potrzebnie tak panikował, gdyż to i tak okazało się jedynie słodziutkim kłamstwem kobiety o szarych oczach. - Och… To dobrze… - Odparł sucho. Nagle zrobiło się tu jakoś dziwnie chłodno. Kolejna bańka jego urojeń zdała się pęknąć. Jeszcze przed chwilą, mimo wątpliwości była w nim ta mała iskierka, a teraz poczuł jak ktoś ją brutalnie zdeptał… Ha! Mógł się tego spodziewać! Jednak był głupcem, pomimo tego że powinien się już dawno nauczyć, że nie mógł się odsłaniać nikomu to nadal masochistycznie nie mógł się od tego powstrzymać, nie przy niej, aż uśmiechnął się tym samym smutnym uśmiechem co ona. - Masz rację Selene. - Odrzekł spokojnym tonem, jakby nigdy nic się nie stało i przymknął łagodnie oczy. - Jednym z powodów, mimo wszystko starania się zachowania dystansu, było to, że nie tak naprawdę nie miałoby to rąk i nóg. Przecież tak naprawdę się nie znosimy, nieprawdaż? A wyłącznym powodem dlaczego przez ten okres się nie pozabijaliśmy, była nasze pożądanie i nic więcej…Gdybyśmy ze sobą wtedy rozmawiali, poza rzuceniem paru słów, zapewne skończyliśmy by w takim samym punkcie jak przed naszymi “spotkaniami”. - Mówił takie cierpkie słowa, a jednak… jego głos wyraźnie zdradzał to jak bardzo był tym zawiedziony. Po chwili milczenia dodał jeszcze. - Jednakże… Nie żałuję tego, ani trochę… Podsumowując to wszystko to spisałaś się na medal, a jedyne zarzuty mógłbym postawić tylko i jedynie sobie. - Po raz kolejny uśmiechnął się do niej nieśmiało i żałośnie. Nie wiadomo ile w tym było prawdy, ale poczuł, że musiał powiedzieć to tak a nie inaczej. Zapadła między nimi cisza, po czym odezwał się w końcu. - Zostań jeszcze chwilę. Niewiele wina już zostało i chciałbym dzisiaj opróżnić tę butelkę, a wolałbym nie robić tego sam. - Westchnął i sięgał już po swój kieliszek, kiedy zauważył, że ów jest przewrócony. Matthew zmarszczył brwi. Co u licha..? Nagle podskoczył na krześle. - Cholera jasna, no nie! - Wrzasnął wściekły widząc swoje poplamione trunkiem spodnie. - MAM TYLKO 3 PARY! - Pieklił się bardziej, próbując desperacko ją wytrzeć. W końcu coś w nim pękło. Ten cały koktajl emocji nie zrobił mu dobrze. Oparł się łokciami o stolik i schował twarz w dłonie. Przez chwile dom znów pogrążył się w ciszy, po czym można było usłyszeć cichy… śmiech? Tak, Matthew nagle zaczął śmiać się coraz głośniej (zapewne do końca już głupiejąc) Dalej nie mógł już wytrzymać i palnął jak głupi. - Jestem skończoną ofermą. - Po czym dalej rechotał jakby jej tam w ogóle nie było. Chyba miał już dosyć. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Czw Lut 09, 2017 8:42 pm | |
| Poczuła drobne ukłucie wstydu, spostrzegając się, że jej żart był nie do końca na miejscu. Następnym razem postanowiła się ugryźć w język, nim zdecyduje się na słowa, w które uwierzy jej z taką łatwością. Zamierzała potulnie znosić jego cierpki ton, jako że tym razem sama sobie na to zasłużyła. Gdy skończył, czuła się w obowiązku naprowadzić jego tok myślenia na inne ścieżki: - Nie mówię o teraźniejszości… próbuję ci wyłącznie uświadomić, że jeśli na powrót planujesz wpleść mnie w swoją przyszłość, będzie to niemałym błędem… Łatwo ci było milczeć z zakneblowanymi ustami. Klęcząc i prosząc o więcej, nie prowokowałeś mnie nawet do rozmyślań na inne tematy, niż te związane z tobą, nami… - niepewnie wypowiadała słowa, czując, jak głęboko wpadła w ich relację. – Teraz, gdy stracimy jedyną łączącą nas sprawę, jedyną z kwestii, jaka pozwalała nam bezkonfliktowo spędzić czas razem, bez zbaczania na niebezpieczne treści… Nie wiem. To się nie uda. Ale, hej – nie traktuj tego jako rozstania! Wrócimy do normalności. Nie zawaham się odwiedzić twojego gabinetu, jeśli będę potrzebowała błogosławieństwa w postaci parafki kogoś z grabarskiego piętra – zaproponowała, w nadziei, że taki układ będzie mu odpowiadał. Zastanowiła się nad jego wcześniejszymi słowami: „sądziłem, że właśnie tego chcesz, więc starałem się nie przekraczać tej linii”. Właśnie tego oczekiwała, jakby już wtedy spodziewając się, że taka sytuacja zmusi ją do niechcianych uczuć. Jednak w zapewnieniach wszystko zdawało się prostsze... - Mam nadzieję, że nie żałujesz szczerości. Ja, ostatecznie, jestem zadowolona z twojego uporu i otwartości… - delikatnie starała się nagrodzić jego determinację. Zdawała sobie sprawę ze swojego nieprzyjemnego zachowania, które cudem nie zniechęciło Matthewa, aby nie nalegał dłużej na tę rozmowę. Pocieszenia najwyraźniej nie podziałały, bo kuzyn Selene w jednej chwili sprawiał wrażenie nie do końca poczytalnego, a już na pewno niezbyt zadowolonego z życia. – Zostanę, jeśli tego chcesz. Będę unikać „groźnych” tematów i obiecuję nie zrobić ci krzywdy – ostrożnie usiłowała załagodzić napiętą sytuację. Kolejne z zachowań Matta mówiło jej aż nader wyraźnie, że to pora wziąć nogi za pas. W tym przypadku śmiech nie wróżył niczego dobrego. Podniosła się łagodnie z krzesła, woląc zachować dystans. - Biedny Matthew. Przebierz się, jeśli potrzebujesz. Ja tymczasem rozejrzę się po twoim domu, dobrze? – zapytała, chwytając kieliszek w dłoń i nie czekając na przyzwolenie podeszła do najbliższego obrazu wiszącego przy kominku. Ech, nuda! Co to w ogóle przedstawia?! Jabłko na stole? Kto, do cholery, chciałby to malować?! Jej wzrok w końcu skierował się na ramkę, która jeszcze przed chwilą zaliczyła spotkanie z czubkiem głowy Matta, a następnie podłogą. Wzięła ją do ręki, uśmiechając się pod nosem. Wyglądali tak niewinnie; obca osoba nigdy nie byłaby w stanie wywróżyć, kim stali się obecnie, spoglądając na ich słodkie, dziecięce twarze. - Masz jeszcze jakieś zdjęcia? – chciała się dowiedzieć, niezależnie od tego, co zdecydował Matt, zupełnie wbrew temu, co twierdziła na początku ich spotkania. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Nie Lut 12, 2017 3:41 am | |
| - Tak, potrzebuję tego. - Wypalił, energicznie podnosząc się z krzesła, nadal nie patrząc jej w oczy. - Pójdę się przebrać. Zaraz wracam. - Ponownie szybko odparł i już pognał w stronę sypialni, min Selene miała w ogóle okazję zobaczyć jak znika. Będąwszy już na miejscu, rzucił się na komodę i wyciągnął z niej pierwszą parę spodni na wierzchu. Westchnął. W końcu miał chwilę by odetchnąć i trochę się uspokoić. Rozbierając się dojrzał leżącą na swoim łóżku Bethanię, niby od niechcenia przyglądającą się mu swoimi bursztynowymi oczyma. Uśmiechnął się do niej, lecz nie odwzajemniła mu nic poza czystą pogardą i wróciła do swojego ulubionego zajęcia - spania. Mina grabarza zrzedła. Będzie musiał dużo się napocić, aby ją jeszcze kiedykolwiek udobruchać. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze, co jak zwykle okazało się być niezbyt dobrym pomysłem. Widząc siebie, od razu w jego głowie zaczynały się kłębić myśli, których wolał unikać. Jej słowa jeszcze odbijały się echem w jego głowie. “Mam nadzieję, że nie żałujesz swojej szczerości”, “Jestem zadowolona z twojego uporu i otwartości”. Sam nie był pewien co powinien był o tym myśleć. Niby został wyraźnie wynagrodzony za swój “upór”, lecz szczerze wątpił w to, że było coś w tym więcej niż tylko desperacja, ale kto wie… Ostatnio dość często się mylił, nieprawdaż? Nie wiedział nawet czy był sobą w tym momencie tak do końca zawiedziony, miał jeszcze mętlik w głowie, ech… - Spokojnie, już idę. - Odparł jej, i po raz kolejny zerknął niechętnie na swoje odbicie, nim z powrotem zostawił Bethanię i udał się do salonu. Musiał dopilnować, by Selene nie znalazła czegoś, czego nie powinna widzieć. - A więc zdjęcia powiadasz… - Stojący w drzwiach mężczyzna zadumał się przez chwilę, po czym podszedł do półki na której stały książki i albumy. O dziwo jednak po żaden z nich nie sięgnął, lecz wziął w rękę niewielką książkę, w której znajdowała się koperta. - Zaraz zobaczymy czy jest tu coś ciekawego… - Odparł w zamyśleniu, otwierając opakowanie i wertując fotografie w poszukiwaniu czegoś wartego uwagi. Znajdowały się tam zdjęcia jego najstarszego brata, który wyjechał od niepamiętnych czasów pomieszkiwał w Azji. Między innymi były tam jego zdjęcia w porcie z jakimiś hindusami, stragany, on na słoniu, jakieś hiduskie dzieci, oraz wiele innych różnych, najprzeróżniejszych obrazów. - Tylko zdjęcia Abrahama, które wysłał mi z Indii… - Stwierdził znudzony i podstawił Selene kopertę pod nos, by sobie obejrzała, o ile chciała oczywiście. Wtedy w końcu wyciągnął album, którego jeden z boków był lekko przypalony. Matthew obrócił się do Selene tyłem, aby nic nie widziała i szybko przewertował niektóre strony. Szukał czegoś na czym była ona, a resztę mogli sobie najzwyczajniej w świecie darować. Dość dużo czasu minęło zanim w końcu się odezwał. - O, chyba coś mam… - Zwrócił się wtedy z powrotem do niej. Na fotografii znajdował się pięcioletni Matthew, ze zdeterminowaną miną trzymający na rękach małą dziewczynkę, przyzdobioną koronkami i kokardkami (on oczywiście nie odstawał w równie odświętnym stroju). - Nie pamiętam na jaką to okazję było, ale podobno kazali mi ciebie trzymać tak, jakby zależało od tego moje życie. - Uśmiechnął się. - Podobno też zaraz po zrobieniu zdjęcia wypuściłem cię na ziemię, ale nie wiem ile w tym prawdy - zaświergotał. Mężczyzna znowu się zadumał. - Bardzo często robili nam zdjęcia razem. Zapewne większość jest teraz w mieszkaniu ojca, ale pamiętam, że cały album można było zapchać tylko naszymi fotografiami. Matka uważała, że… ekchem… dobrze prezentujemy się obok siebie na zdjęciu... - Matthew natychmiast zmienił ton głosu. Na samo wspomnienie o Grace Borcke zrobiło się mu jakoś… chłodniej... |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Pon Lut 13, 2017 3:23 am | |
| Nie krępowała się ze zwiedzaniem pomieszczania pod jego nieobecność – czuła się jak u siebie w domu, mimo że znalazła się tu dopiero pierwszy raz. Przyglądała się wszystkiemu, co zajęło jej uwagę, nie bojąc się dotykać, brać do ręki i oceniać podtykając pod sam nos. Gdy wrócił, grzecznie wysłuchała jego wywodu, okazując odrobinę zainteresowania. Mimo że Abraham należał do rodziny, nie słyszała o nim zbyt wiele; najwyraźniej skutecznie udało mu się odciąć, opuszczając miasto. Selene więc zdziwił kontakt z bratem, choć przecież nawet nie miała okazji go poznać. Dużo więcej zainteresowania poświęciła kolejnym z fotografii, na których znajdowała się sama. Powstrzymała śmiech, nie wierząc, że kiedykolwiek mogła nosić coś takiego. Ciekawe doświadczenie. - Pewnie dlatego, że wyglądaliśmy jak rodzeństwo – odpowiedziała spokojnie, sama nie wiedząc, ile było w tym prawdy. Może głównym powodem, dla którego mają tyle wspólnych zdjęć był fakt, że niegdyś byli nierozłączni? Piękne, stare czasy, gdy jeszcze uznawali Inkwizycję za coś zupełnie ich niedotyczącego. – Byliśmy do siebie podobni. Tylko ty przestałeś rosnąć w wieku czternastu lat – zachichotała, przytykając zaraz kieliszek do ust, aby spoważnieć. Nim się spostrzegła, piła już ostatni kieliszek, a więc to oznaczało ich pożegnanie. Nie chciała tego przyznawać, ale dobrze spędzała tu czas. Zwolniła więc tempa, by mieć jakikolwiek argument na pozostanie w jego mieszkaniu. - Właśnie! Jak tam u cioci? – zapytała, spostrzegając się, że nie widziała tej kobiety od lat, choć niegdyś okazała jej wiele dobroci. Rozłąka była spowodowana drobnym konfliktem z ojcem Matthewa, ale nawet to nie spowodowało utraty ciepłych wspomnień wobec pani Grace. Była szczerze zainteresowana, więc wysłuchiwała jego odpowiedzi (albo jej braku) w milczeniu. Dopiero, gdy skończył, zaczęła na powrót rozglądać się po pokoju. Od pewnego czasu trapił ją jeden z elementów jego wystroju. - Dlaczego ten obraz jest odwrócony tyłem? – próbowała się dowiedzieć niewinnym tonem, biorąc poprawkę na dziwactwa jej kuzyna, po którym przecież można było spodziewać się wszystkiego.
/wybacz mi tego kuposta XD
|
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Wto Lut 14, 2017 9:48 pm | |
| Sam również wpatrywał się w fotografię w milczeniu, pozwalając sobie na lekkie odpłynięcie w nostalgię. Zawsze kiedy wspominał wyjazdy do swojego wuja i ciotki, ogarniało go ciepłe i przyjemne uczucie gdzieś w środku. Przypominała mu się wieś i dom, w którym mieszkali, zwierzęta - mnóstwo kur, gęsi, koni i innych typowych dla tego miejsca stworzeń. Był jeszcze pies, którego zawsze zapamiętywał leniwie wypoczywającego przed drzwiami, oraz wiele kotów, które schodziły się do stajni, by schronić się przed żarem słońca. Będąc jeszcze małym chłopcem, zawsze próbował je wszystkie zliczyć, ale zawsze się gubił, poza tym uwielbiał, kiedy mruczały jak tylko je głaskał. Lecz najbardziej ze wszystkiego zakochał się w zapachu łąki w południe, gorącym, letnim słońcem, rażącym w oczy, kiedy tylko spojrzało się w górę i za wesołym, dziewczęcym chichotem gdzieś w głębokich trawach… Wszystko to niestety skończyło się tak nagle. Z jego rozmarzeń wyciągnął jego dopiero jej następny komentarz. Tak się obruszył, że nieomal nie podskoczył w miejscu, lecz brwi zmarszczył tak bardzo, że prawie nachodziły mu na oczy. - Phi! - Prychnął wielce dotknięty jej komentarzem. - Mów sobie co chcesz, Selene. Prawda jest taka, że jestem normalnego wzrostu. Pech jednak chce, że zazwyczaj znajduję się w towarzystwie osób, które szorują czołem po suficie. - Posłał jej obrażone spojrzenie. Miał pewien kompleks na punkcie swojego, niezbyt dużego wzrostu, dlatego zawsze zamawiając buty, prosił o wyższy obcas. Nie kończyło się to jednak zadowalającym go efektem, dlatego dalej musiał cierpieć. Wszystkie jego nerwy nagle ustały, kiedy usłyszał kolejne pytanie Selene. Po raz kolejny między nimi nastała głucha cisza, lecz tym razem o wiele bardziej bolesna. Mężczyzna zamknął album i powolnymi ruchami odkładał go z powrotem na półkę, aż w końcu wydusił z siebie bezpłciowo. - Nie wiem co u niej. Nie rozmawiałem z nią od… - Zacisnął prawą dłoń w ciasną piąstkę. Nie ważne jak bardzo się starał to zawsze emocjonował się tym tematem, boże, jak tego nienawidził. Odwrócił od niej głowę. - Jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć, to proszę bardzo. Mieszka zaraz obok! Ja nie planuję składać jej wizyty w najbliższym czasie. Na pewno ucieszy się z takich bezsensownych, sentymentalnych pobudek… - Prychnął iście jadowicie. Powinien się był domyślić, że ich rozmowa w końcu zejdzie na ten temat. Nie mógł się jednak powstrzymać. Sprawiało to zawsze, że mentalnie padał na kolana… Chciał jednak oszczędzić Selene więcej, jego żałosnych popisów. Zacisnął więc dłonie i odwrócił się do niej z powrotem. - Dobrze wiesz jaka jest sytuacja Selene… - Miał wzrok jak spłoszone zwierzę. - Nie mam tam czego szukać, a w szczególności u niej. Po co ciągnąć ten temat? Po prostu nie wspominajmy już o nim. Nigdy więcej... - Wręcz wydyszał, ale był śmiertelnie poważny. Liczył na to, że go zrozumie. Jako, że ten moment nie mógł być o wiele gorszy, to oczywiście musiała poruszyć kwestię tego nieszczęsnego obrazu. - C-co? - Wyjęczał. - Ach, o to chodzi… - Szybko sprowadził siebie do pionu, by to jakoś rozegrać. Przyjął wtedy bardzo teatralną pozę i znudzony ton głosu. - Niestety zawiodę cię Selene… To tylko nieskończony bohomaz, który dostałem od “znajomego”, tak jak wszystkie inne obrazy. Nie zdobiłby raczej mi salonu, a że nie mam go gdzie trzymać to niestety zalega tutaj. - Gestykulował dalej. Nie musiała wiedzieć co się na nim znajduję, tylko to… niepotrzebnie pokomplikuje sprawy, a tego przecież by nie chcieli, nieprawdaż? Poza tym wcale nie kłamał tym razem. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke Sob Mar 04, 2017 5:59 am | |
| Jakże to było niepoprawne! Aż drżała, zwiedziona oblekającą ich intymnością i szczerością, czując się ponownie jak nastolatka przeżywająca swój pierwszy pocałunek. Chciała uczynić coś głupiego. Tysiące głupich czynności! Z tą cudowną przewagą świadomości, pełną premedytacją i znajomością konsekwencji, nabytą przez lata dorosłości. Przypomniało jej się już, dlaczego ludzie z takim upodobaniem łączą się w pary. Chyba nic – wbrew temu, co sądziła – nie mogło zastąpić tego uczucia. Chichotała jak nastolatka, gdy odpowiadał, zarzekając się na temat swojego wzrostu. Miała nadzieję, że nie dotknęła go tym komentarzem… jednak dla tej chwili uciechy było warto! Dobry nastrój ogarnął ją na tyle, że nie zdołała wyczuć przekąsu w jego głosie. Nie rozumiała konfliktu Matta i pani Grace. Niemożliwym dla niej było zadrzeć z kobietą o tak anielskim usposobieniu. Jak sądziła – potrafiłaby ona wybaczyć wszystko, nawet grzechy swojego syna. Nie wiedziała jeszcze, że to nie ona będzie stroną udzielającą rozgrzeszenia. - A żebyś wiedział, że to zrobię! Umówię się z nią, em… najlepiej pod nieobecność twojego ojca. Powspominamy stare czasy, przejrzę wszystkie albumy, o których teraz wspominasz…! – zapewniła go, tym samym mając nadzieję, że ciocia będzie bardziej wylewna niż jej syn. Może to pomogłoby Selene w zrozumieniu nastawienia stojącego przed nią mężczyzny. Obdarzyła znów wspominany obraz, przyjmując do wiadomości taką wymówkę. Nie była zbyt dociekliwa, nie doszukiwała się kłamstwa w tak błahej sprawie. Dlatego wzruszyła ramionami, nawet nie odpowiadając i wyrzucając felerny malunek z głowy. Cisza zaś zmusiła ją do upicia resztki wina z kieliszka, a tym samym zabierając jej ostatni z powodów, dla których się tu znajdowała. Z hukiem odstawiła szkło na komodzie, obdarzając swojego rozmówcę znaczącym spojrzeniem. - Odprowadzisz swoją drogą kuzynkę, Matt? – zapytała go, wykonując spojrzenie seksowne jak paczka gwoździ. Pojawiły się u niej pierwsze oznaki korzystania z dobrodziejstw całkiem niezłego trunku. Nie zwykła odmawiać, co najwyżej żałować. – Chodź, poudajemy jeszcze trochę normalnych mieszkańców Wishtown! – mówiła, odwracając się już do niego tyłem i sięgając po swoje okrycie wierzchnie. – Wezmę cię pod ramię, może nawet ugnę nieco kolana… Och, nie patrz się tak na mnie, żartuję! – zaśmiała się wdzięcznie, wiążąc szalik pod szyją. Obdarzyła wzrokiem pokój Matthewa, jakby usiłując sobie przypomnieć, czy uczyniła wszystko, co powinna, skoro już zgodziła się na zawitanie tu. Tak. Wszystko, z nawiązką. Zacmokała cicho, po czym ruszyła do przedpokoju, żegnając się z jego mieszkaniem na kolejne wieki. - Ach, zabiję twojego kota, jeśli dobrał się do moich zakupów…! – mógł dosłyszeć jeszcze jej groźbę, dochodzącą z korytarza. Poczekała na niego chwilę, po czym, zapewne razem, wyszli na zewnątrz.
/zt |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Mieszkanie Matthewa A. Borcke | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|