|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Rezydencja Cavendishów Pon Kwi 23, 2018 3:10 pm | |
| First topic message reminder : - Lynn Cavendish napisał:
- Olbrzymich rozmiarów rezydencja Cavendishów, znajdująca się w niewielkiej odległości od miasta. Do rodziny należą tereny leśne, używane średnio kilka razy w roku do polowań. Sama posiadłość ogrodzona jest w większości murami, obejmującymi również niewielki staw, bogaty ogród, przybudówkę dla służby, stajnię i altanę. Drogę od wysokiej bramy do wejścia wyłożoną białymi kamieniami zdobi również żywopłot i kwiaty różanecznika.
Jeśli chodzi o samą rezydencję, mieszka w niej wiele pokoleń, dziesiątki ludzi, których łączy to samo nazwisko oraz obrzydliwie wielki majątek. Chcąc zwiedzić wszystkie pokoje i niekończące się korytarze należałoby zarezerwować sobie przynajmniej wolny tydzień, dlatego też dla domowników niektóre tereny wewnątrz wciąż potrafią zaskakiwać. Widok krzątającej się służby jest tu na tyle powszechny, że nikt nie zaszczyca ich już nawet spojrzeniem. |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość Gość
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Pon Lip 23, 2018 10:03 pm | |
| Nie był w tym wszystkim osamotniony, bo ona też dokładnie nie wiedziała co ma zrobić, jak się zachować i czy stanie tu nadal ma sens? Pewnie nie. Po co wiedźma to robi? Zależało jej na rozstrzygnięciu tej dziwacznej rozmowy. - Przeceniam? Lynn... - odezwała się bezradnie. Myślenie było ciężkie w aktualnej chwili, a mężczyzna niczego nie ułatwiał, wręcz przeciwnie! Dokładał bezustannie swoje cztery grosze, jakby nie mógł odpuścić, potwierdzić słowa Col i pozwolić odejść. Ułatwiłoby to wszystko, jednakże on dalej szedł w zaparte. - Posłuchaj się... Co ty wygadujesz? Są dwie opcje, a każda z nich jest równie wiarygodna. Oszalałeś do końca albo jesteś skończonym sukinsynem, chociaż mieszanka tego też wchodzi w grę. - wyjaśniła odrobinę swój punkt widzenia, opuszczając dłoń i zaciskając ją na obrączce. - Przepraszam, nie chciałam cię tak nazwać. - niezadowolona mruknęła pod nosem, by zaraz głośno westchnąć i podejść do łóżka. Rzuciła się na nie bez zahamowań, lądując na brzuchu oraz dociskając swą twarz do pościeli. Wydała z siebie długi, a zarazem żałosny jęk, który został stłumiony przez materac. - Idź sobie... Nie ma dla nas nadziei. Pozwól, iż to łóżko zakończy mój beznadziejny żywot... - dodała przytłumionym oraz zrezygnowanym tonem, nie ruszając się z tej plackowatej pozycji. Była kompletnie załamana, zaś na dodatek nie widziała możliwości dojścia z Lynnem do porozumienia. Nie chciał przyjąć obrączki z powrotem. Co to miało znaczyć? Przecież, powinna ona wrócić do prawowitego właściciela. Potajemne podrzucenie mu jej również nie było tolerowane? Poczucie winy zje Colette do końca, gdy obrączka zostanie przy niej. - Poza tym... Blokujesz mi drzwi, lecz okno nadal jest do mojej dyspozycji. - zauważyła trafie, gdy musiała unieść się w górę i złapać trochę powietrza. Położyła głowę na skrzyżowanych rękach, zerkając na niego. - Czemu jesteś taki uparty? Przyznaj mi rację i odpuść. Wygrałam tę wojnę. - podsumowała cicho. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Sob Sie 04, 2018 8:48 am | |
| Zmarszczył brwi, zaciskając usta w wąską kreskę, mając dość wszystkiego, a zwłaszcza dnia, w którym nic nie szło po jego myśli. Zmęczenie dawało mu się we znaki, a brak jakichkolwiek postępów nie motywował do dalszych działań. - Przyzwyczaj się, Col. Masz w głowie mylne wyobrażenie przeświecone przeszłością, które obecnie nie ma nic wspólnego ze mną - machnął wściekle dłonią, cofając się, chcąc zachować bezpieczną odległość. Choć daleko mu było do zdenerwowania, zdecydowanie stracił już cierpliwość, której nigdy nie posiadał zbyt wiele. Jedynym pozytywem był jej powrót do łóżka, o który walczył od początku. Nie chciał mieć na sumieniu zdrowia Colette, choć ta robiła wszystko, by je nadszarpnąć, zupełnie głucha na jego słowa. - Świetnie - prychnął, odwracając się, gotów do wyjścia, choć nie zwojował zupełnie niczego. Przyjmował biernie porażkę za porażką, nie będąc w stanie zagwarantować dziewczynie nawet bezpieczeństwa ani uchronić przed planami Williama, które w każdym z przypadków miały na celu zysk, pozostałe z wartości znosząc na dalszy plan. - Jedyną wojnę, jaką toczysz, to tą z tobą samą. Nie jestem po przeciwnej stronie. Nigdy nie chciałem dla ciebie źle, Colette - oznajmił zmęczonym głosem, nie kryjąc się z zamiarami. Nigdy nie nosił w stosunku do niej innego celu niż pomoc dziewczynie. - Odpocznij. Porozmawiamy, gdy będziesz w lepszym stanie - zaproponował, mając na myśli nie tylko jej ranę na nodze. Odwrócił się w kierunku drzwi, lecz nie opuszczał jeszcze jej sypialni. - Jeszcze jedno. Jeśli opuścisz tą posiadłość inaczej niż główną bramą, uznam cię za kompletną wariatkę - wypowiedział z powagą, tym razem bynajmniej nie żartując. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Sob Sie 04, 2018 6:44 pm | |
| Nie chcąc dłużej prowadzić dialogu, postanowiła w połowie wypowiedzi ciemnowłosego zamknąć oczy i wtulić się twarzą bardziej w swoje ręce. Miała dość. Wydarzyło się mnóstwo rzeczy, które miały nie mieć miejsca. Chciała tylko iść na festyn, a skończyło się na kolacji, niezręcznych oraz zupełnie niepotrzebnych oświadczynach ze strony Lynna i pozostaniu w obcej rezydencji do kolejnego dnia. Niepotrzebnie zwlekała z odejściem. Była taka głupia... Wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby tylko nie uciekła od niego na rynku. Reszta wydarzeń poleciała do przodu, od tak. Wyłączając się zupełnie i nie racząc mu odpowiedzieć na cokolwiek, szukała w myślach kolejnych błędów z poprzedniego dnia oraz analizowała je, aż kompletnie odpłynęła. Dość długo walczyła przeciw ogólnemu osłabieniu i gorączce, w nadziei na dogadanie się z Lynnem, jednakże niczego nie udało się osiągnąć.
Znajoma sceneria jawiła się przed oczami wiedźmy, zaś ona bez większego namysłu ruszyła przed siebie. Wkrótce do jej uszu dotarł dziecięcy śmiech, zatem zaintrygowana pragnęła go odszukać. Mijając budynki, psy które ciągle ujadały i roślinność targaną przez wiatr, dotarła w końcu do wyznaczonego celu. Przed fontanną stała grupka dzieci, lecz każde jedno z nich miało zamazaną twarz. Stojąca na przodzie dziewczynka, nagle odwróciła się w stronę Colette i mówiła coś w jej kierunku zniekształconym głosem. Po postawie oraz agresywnych ruchach rękami, można było wywnioskować, iż wcale nie jest zadowolona z obecności brązowowłosej. Zdenerwowana postać zrobiła kilka kroków w przód i pchnęła mocno Col, a ta z kolei upadła na ziemię. Reszta dzieci stała w ciszy z tyłu, ale po krótkich szeptach między sobą, również dołączyły do wyśmiewania oraz wytykania palcami siedzącej na ziemi dziewczynki. Wystarczyło kolejne mrugnięcie, by całe otoczenie zmieniło swój wygląd. Domy były zniszczone do cna, dookoła panowała cisza, aczkolwiek czarownica pokusiła się o spojrzenie na obszar przed siebie. Błyskawicznie zrozumiała skąd pochodził ten odór towarzyszący od początku nowego obrazu, albowiem gnijące zwłoki owych dzieci leżały tuż obok. Przerażona odsunęła się odrobinę, po czym załapała dłońmi swe ramiona, zaciskając na nich coraz mocniej palce i wbijając paznokcie. Łzy nieustannie spływały po policzkach ciemnowłosej, a z jej ust padały tylko przeprosiny. Nie chciała jakiejkolwiek śmierci, nawet jeśli ją gnębili. Sprowadziła ją na nich. Na wszystkich. To wszystko jej wina. Ciszę przerwało szuranie. Przesuwała powoli spojrzenie, mając szeroko otwarte oczy i szukała miejsca z którego dochodził ten dziwny dźwięk. Zastała koszmarny widok, ponieważ jedno z małych, gnijących ciał, czołgało się w stronę dziewczynki. Truchło powtarzało ciągle jedno i to samo, lecz głos nadal był niemożliwy do rozszyfrowania. Znienacka trup chwycił jej nogę, a wokół pojawiły się ludzkie oczy patrzące wprost na nią. Tym razem zrozumiała pytanie pełne wyrzutu, które brzmiało: "Czemu ty żyjesz?".
Pobudka nastąpiła szybko. Sparaliżowana widokiem w śnie, leżała przez dłuższą chwilę nieruchomo i dopiero po kilku minutach, odważyła się rozejrzeć. Robiła to bardzo ostrożnie, jakby obawiała się ataku z którejś strony. Wszystko wydawało się w porządku, ale z ciekawości sięgnęła do miejsca, które zostało mocno złapane. Koszmary były coraz bardziej realistyczne. Na zewnątrz zrobiło się już jasno, ale przeczuwała, że spała tylko godzinę, w porywach do dwóch. Miała się stąd ulotnić, gdy tylko Lynn opuściłby pokój, jednak zmęczenie było szybsze. Teraz nie miało to sensu. Musiała stanąć twarzą w twarz z problemami, które czekały ją od samego rana. Podniosła się z łóżka i zaczęła rozbierać, zasługiwała na kąpiel po tak ciężkiej drzemce. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Pią Sie 10, 2018 6:46 pm | |
| Ledwie położył się do łóżka, a marne minuty później służba zakradła się do jego sypialni, krzątając się i łagodnym głosem oznajmiając, że śniadanie wkrótce będzie gotowe. Z największym trudem zwlókł nogi z łóżka, czując jak w ciągu jednej nocy postarzał się o kolejne dwadzieścia lat. Jego twarz była szara, a pod oczyma wykwitły wyraźne cienie. Cóż za cudowny początek dnia! Chęci do życia Lynna właśnie spadły w granice zera absolutnego według nieistniejącej skali. W niezbyt przyjemnych słowach kazał wypierdalać służbie, która zaczęła przygotowywać jego ubranie i wodę do porannej kąpieli. Prędko zostawili panicza, który najwyraźniej wstał lewą nogą, a on już wiedział, że wkrótce będzie musiał wysłuchiwań kolejnych wykładów od Alcestera za niewłaściwe traktowanie służby. O własnych siłach wstał, umył się i ubrał, schodząc po schodach do jadalni, pełen nadziei, że je tutaj ostatni posiłek w życiu. Stanął w progu, emanując swoją nienawiścią do całego świata, wysyłając złą energię samym spojrzeniem. Wewnątrz pokoju jadalnego zgromadziło się więcej osób, część jego dalszej rodziny, część osób, których nawet nie znał. Wszyscy gówno go obchodzili, musiał załatwić tylko ostatnią sprawę z Colette i Williamem, zaraz pędząc otworzyć zakład zegarmistrzowski. Dostrzegał wolne miejsca przy Felicii i ojcu, najwyraźniej przeznaczone dla niego, jednak nie zbliżał się do nich. Wycofał się, zamiast śniadania, decydując rozpoczęcie dnia od papierosa, wbrew wszelakim manierom, wciskając się we wnękę na korytarzu. Krzywo spoglądał na przechodzącą służbę; nikt nawet nie odważył się otworzyć do niego ust. Zaciągnął się jak człowiek na odwyku, przeklinając wszystko i wszystkich. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Pią Sie 10, 2018 8:18 pm | |
| Będąc przyzwyczajoną do nieprzespanych nocy, poranek nie różnił się praktycznie niczym od pozostałych w jej życiu i nawet kąpiel poszła sprawnie. Co prawda, miała problemy z ponownym założeniem sukni, więc nie wahała się prosić o pomoc jakiejś najbliższej służącej. Podpięcie włosów było koniecznością, aczkolwiek dziewczyna szybko polubiła taką fryzurę i nie miała już oporów jak przy pierwszym razie. Zostawienie po sobie bałaganu byłoby czymś niezmiernie oburzającym, zaś na to nie mogła pozwolić. Posprzątała najbardziej widoczne oznaki swej obecności, aby w ostateczności przed wyjściem upewnić się, czy niczego nie zapomniała. Pogrążona w myślach skierowała swe kroki w stronę jadalni, wpadając czasami na przechodzącą służbę i przepraszając po stokroć za nieuwagę. Brak ochoty na spotkania z kimkolwiek, chęć zamknięcia się na stałe w domu, udo dokuczające jeszcze bardziej, niż wczoraj, ogólna niepewność... Wszystko się zgadza, dobra mina do złej gry w gotowości. Nietrudno było odnaleźć Lynna, który najwyraźniej nie zamierzał jeszcze zawitać do pomieszczenia. Miała wielką ochotę go zawołać oraz pomachać, a może i zamienić kilka słów, jednakże mając na uwadze wydarzenia z poprzedniego dnia, odpuściła sobie. Udała, że go nie widzi i pomknęła naprzód. Wstydziła się tam wejść. Była kimś zupełnie obcym, zaś tu zgromadziło się pełno bliskich sobie ludzi, którzy raczej nie zamierzali nagle wyjść. Stała z boku wejścia, zerkając czasem do środka i zastanawiając się nad innymi opcjami. - Co robić... - mruknęła cicho pod nosem, przystawiając dłoń do ust i zaciskając delikatnie zęby na paznokciu u kciuka. Lekkie zamieszanie ogarnęło ten dom, tudzież Colette miała szansę uciec po kryjomu. Zrobiła kilka kroków w tył, po czym natrafiła na przeszkodę. Od razu odwróciła się w stronę poszkodowanego i poleciały kolejne przeprosiny. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Pią Sie 10, 2018 9:00 pm | |
| Gdy ją ujrzał, od razu otworzył usta, by się odezwać, jednak gdy zobaczył, że Colette nawet przez myśl nie przeszło, aby się zatrzymać, opuścił wyciągniętą dłoń, właściwie wiedząc, że doskonale na to zasłużył. Chciał z nią zamienić kilka słów przed wspólnym śniadaniem, jednak najwyraźniej już wczoraj rzekło się zbyt wiele. Mimo to, ucieszył się na jej widok. Oznaczało to jedno - Colette nie wyskoczyła przez okno, nie naraziła się na niebezpieczeństwo, przeżyła kolejną noc i najwyraźniej czuła się na tyle dobrze, by móc dojść o własnych siłach na wspólne śniadanie. Westchnął ciężko, żałując, że nie miał nawet okazji zapytać się, co zrobiła z podarowanym pierścionkiem. Nie widział go nigdzie. Wciąż czuł potworną nagość na swoim palcu, a serce zwyczajnie pękłoby mu, gdyby dowiedział się, że Col wyrzuciła podarek. Zgasił papierosa o kamienną ścianę, wyrzucając niedopałek w donicę ozdobnego kwiatu. Podążył za Colette, chcąc uczestniczyć w tym przedstawieniu, choć nie było ono w żaden sposób dla niego przyjemne. Prędko dostrzegł jej wahanie. Cofnęła się, jakby to miało ją uchronić przed nadchodzącą konfrontacją. Obserwował, jak natrafia plecami na młodego lokaja niosącego tacę z ciepłymi przystawkami. Chłopak odsunął się jak oparzony, natychmiast prosząc o wybaczenie. Wtedy Lynn zdecydował się wkroczyć na scenę. - Spadaj, no już - mruknął niechętnie, gestem dłoni pokazując chłoptasiowi, by zajął się swoimi sprawami. Jednak gdy służący zniknął z ich pola widzenia, początkowo nie wiedział jak wykorzystać daną im chwile prywatności. Nie mógł naciskać na rozmowę; gdyby chciała, podeszłaby do niego sama. Zdecydował się więc wyłącznie na krótką wypowiedź, spoglądając na nią niepewnie: - Wczoraj powiedziałem o słowo za dużo. Przepraszam cię za to - rzekł cicho, poważnym głosem. - Niezależnie od tego, co zrobisz... Zależy mi na tobie i będę cię w tym wspierał - dodał tylko, nie licząc nawet na odpowiedź. Chciał jej tylko to przekazać. Wkrótce po tym minął Colette, jako pierwszy pojawiając się w jadalni, stając pośród osób, z którymi nie miał do czynienia od lat. Był rad z ich zdziwienia. Nawet wyrazy oburzenia przynosiły mu jakaś chorą satysfakcję. Nigdy nie spodziewałby się, że życie na przekór wszystkiemu i pozostanie częścią drobnego skandalu spowoduje u niego prostą radość. Przez ułamek sekundy poczuł się jak normalny człowiek. Zasiadał do pełnego stołu, zamierzając zjeść śniadanie z rodziną i piękną kobietą u boku. Obraz ten znacznie różnił się od tego, co zastawał we własnej posiadłości. A on z pełną premedytacją odrzucał tę normalność w imię...? Czego? Nic nieznaczącego buntu przeciwko światu? Choć odczuwał do siebie niemożliwą niechęć, przebrnął przez salę wyprostowany, mijając kilka znanych mu twarzy. - Cześć, ciociu - uśmiechnął się czarująco do kobiety otwierającej usta na jego widok, aż nawet zmęczenie nie odebrało mu chłopięcego uroku. Ich pojawienie się, łącznie z powrotem syna marnotrawnego, narodziło niemałe ożywienie. Rozległy się pytania, które pan domu uciszył gestem dłoni, mówiąc, że wkrótce wszystko wyjaśni. - Panienko - przywitał ją, zgodnie z męską częścią wstając od zastawionego po brzegi stołu. - Lynn - dodał, już o wiele mniej przyjemnym tonem. Widząc swojego syna w podobnym stanie, mógł się tylko domyślać, co robił całą noc. A może już wszystko wiedział, słysząc od służby plotki? Jawnym dowodem zbrodni pozostawała przecież lampa, jaką Lynn zostawił w pokoju Colette, gdyż nie potrzebował jej wracając o świcie. Nie ganił go jednak, więcej uwagi poświęcając dziewczynie. Służący odsunął jej krzesło, by zasiadła do stołu. Wtedy starszy z Cavendishów zapytał: - Jak samopoczucie? Wygląda panienka o wiele lepiej - zaczął od niezbędnego small talku; w końcu był dżentelmenem. Tymczasem Lynn w milczeniu zajął miejsce w pobliżu, gotów na napływające go zewsząd pytania, lecz pochłonięty słuchaniem tylko jednej z rozmów. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Sob Sie 11, 2018 9:59 am | |
| Ten lokaj pojawił się znikąd, mogłaby przyrzec na wszystko! Mimo to, jeszcze większe zaskoczenie wywołał Lynn, który postanowił do niej podejść i oznajmić pewną rzecz. Obyło się bez odpowiedzi, ponieważ zaraz po tym odszedł. Nie chciał z nią rozmawiać? To zabolało, ale nic nie mogła na to poradzić. Wystarczająco przysporzyła mu problemów, więc normalnym krokiem byłoby ograniczenie kontaktu. Zdecydowanie, zbyt wiele razy płakała w ciągu tych ostatnich godzin, a i tak teraz korciło brązowowłosą jak nigdy. Siłą powstrzymała wybuch płaczu. Beksa. Czuła, że nie ma nikogo w formie wsparcia. Zostawała już nie raz sama na polu bitwy, aczkolwiek aktualne uczucie bezradności i strachu odbijało się na wiedźmie jeszcze mocniej. Weszła do środka kompletnie przybita z delikatnym uśmiechem, przywitała się i usiadła na krześle. Brak apetytu był dość rzadki u kobiety, ale spoglądając wstecz oraz w przód, nie trzeba tłumaczyć z czego dokładnie to wynikało. - Dziękuję za troskę. Czuję się dobrze, choć rana doskwiera co jakiś czas. Będzie coraz lepiej, przynajmniej mam taką nadzieję. - odparła, spoglądając na rozmówcę. Obawiała się, iż powie coś głupiego w owym towarzystwie i będzie nie tylko obcą osobą, a do tego też błaznem. Niezbyt wesoła wizja. Unikała zbędnego kontaktu wzrokowego z siedzącymi przy stole ludźmi. Felicia mimo panującego wokół zamętu, nie zamierzała czekać na odpowiedni moment. Najwidoczniej była wielce zaciekawiona sprawami związanymi z Colette, choć nie było ku temu większych powodów. Ot, zwykła fascynacja. - Moja droga, sporo przeszłaś i masz prawo czuć się słabo, to zrozumiałe. Jednakże, będąc odrobinę wtajemniczoną w twoją sytuację... - przerwała na moment, obdarzając dziewczynę ciepłym uśmiechem - Z wielką chęcią pragnę poznać twą decyzję i być może, jakieś inne plany? - spytała na koniec tajemniczo, jakby coś sugerując. Pomimo usilnych starań, pomarańczowooka nie miała pojęcia o co mogło chodzić. Inne plany? Stawiała na plany odnośnie rezydencji i tym podobnych rzeczy. - A tak, moja decyzja. Nie będę zmuszała pani do dłuższego oczekiwania. Już i tak podpadłam... - odpowiedziała z szerokim uśmiechem Col, który gdzieś zaraz znikł i zastąpiły go delikatnie uniesione w górę kąciki ust. - Panie Williamie... Jestem niesamowicie wdzięczna za pańską chęć pomocy, lecz Lynn podejmie się tego zadania. - rzekła bez owijania w bawełnę. Siedziała wyprostowana i dzielnie nie spuszczała wzroku ze starszego mężczyzny, jednak wewnątrz wielce obawiała się, iż uraziła go tym wyborem w jakiś sposób. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Pią Sie 17, 2018 7:18 pm | |
| Czuł się, jakby ktoś go przeżuł, wypluł, a następnie zdeptał, jednak nie zamierzał robić więcej scen. Zwyczajnie nie miał na to siły. W milczeniu sięgnął po serwetkę, decydując się nawet zjeść śniadanie (i to wcale nie z powodu niepodania wina do posiłku). Jak normalny człowiek. Zajął bezpieczne miejsce - po jego prawej stronie siedziała Colette, a po lewej pozostawało wolne miejsce, więc był szczęśliwie wolny od jakichkolwiek pytań ze strony rodziny. Nie wątpił, że dopadną go, gdy tylko nadarzy się okazja, której on, oczywiście, nie zamierzał im jej ofiarować. Przysłuchiwał się rozmowie z prawej strony jednym uchem, nie udzielając się, ba, nawet udając, że go ona nie dotyczy. Wymiana grzeczności, szybsze życzenie powrotu do zdrowie, bla, bla. Nabił na widelec kawałek pieczonego, słonego ciasta nadzianego grzybami, rozczulając się i celebrując tę piękną chwilę spożycia śniadania, po raz pierwszy od wieków. Przyglądał się jedzeniu z najprawdziwszym szacunkiem, gdy padły TE SŁOWA. I całe szczęście, nie wziął jeszcze ani kęsa do ust, bo z pewnością wyplułby wszystko na siedzącą naprzeciw, niczemu winną, ciotkę Margaret, która z pewnością dostałaby kolejnego w życiu zawału. Natychmiast odstawił sztućce, zdejmując serwetkę z kolan i w pośpiechu przytykając ją do ust, jakby to miało zatuszować jego ewidentne zdziwienie. Nie, zdziwienie to zbyt łagodne określenie. Był w tak wielkim szoku, że nawet nie wiedział czy powinien odczuwać satysfakcję, radość, czy może już dawać nogę, uciekając przed gniewem Williama? Odkaszlnął, przybierając dobrą minę do złej gry. Pora wczuć się więc w tę rolę, nawet jeśli Colette wypchnęła go na sam środek sceny nie dając uprzednio scenariusza ani też nie informując, w jakiej sztuce ma grać. Zwrócił się w kierunku pana domu: - Owszem. To była ciężka, ale przemyślana decyzja, ojcze - skłamał gładko, odkładając serwetkę i prostując się. W stresie sięgnął do miejsca, w którym jeszcze wczoraj znajdowała się jego obrączka, po raz kolejny czując pustkę, nie mogąc nawet jej obrócić na palcu. - Znam Colette najlepiej i uważam, że poradzę sobie w tej materii nie gorzej niż ty - stwierdził odważnie, choć po przedstawieniu, jakie wczoraj zaprezentowali Williamowi i Felicii, tamci spokojnie mogli sądzić, że jego relacje z Colette nie należą do najcieplejszych. Serce łagodnie mu przyspieszyło. Choć dochodziło między nimi do poważniejszych starć, Lynn nigdy nie mógł pozbyć się resztek szacunku napędzanego strachem wobec Williama. Z kamienną twarzą obserwował, jak jedna z brew mężczyzny unosi się w oczywistym niedowierzaniu. Wiedział, że decyzja ta może przynieść im wiele kłopotów, których jeszcze nie byli nawet świadomi. - Rozumiem... - zaczął cicho, dopiero po chwili zdobywając się na sztywny uśmiech. Przecież tego wymagała od niego sytuacja. Byli przy rodzinnym stole; nie mógł się denerwować, a wiele mówiło Lynnowi, że zdecydowanie ochotę na okazanie swojej złości z pełnym impetem. Zwrócił się do dziewczyny. - Nie wiedziałem, że mój syn wykazywał się choć minimalną wiedzą z tego zakresu, panienko. Jeśli mogę doradzić, nie rzucałbym ostatecznego słowa teraz. Nie zamykaj tych drzwi. Nie będzie dla mnie ujmą, jeśli wrócisz do mnie z prośbą po pewnym czasie - po ocenie umiejętności mojego syna... - uśmiechnął się z lekką kpiną, która miała swoją słuszność, jako że Lynn był kompletnie zielony w kwestii spadków, księgowości czy biznesu. Był świadom, że rozmowa w dalszej części stołu nie odbijała się żywym echem, zapewne z połowa rodziny usiłowała podsłuchać ich dialog. Nie zamierzał się tym jednak przejmować. Musiał być twardy. - Colette wypowiedziała się już w tej kwestii. Jeśli mogę doradzić... - sparodiował jego ton głosu i słowa. - Nie naciskałbym dłużej - dokończył, rozmowę utrzymując jednak w dość przyjaznej atmosferze. Szczerze, wolał mu nie podpadać, zwłaszcza teraz obawiając się jego gniewu. William i tak zareagował zaskakująco delikatnie. Czyżby wystarczyło mu, że źródło niesionej pomocy znajduje się tak blisko, bo właściwie na jednej linii? A może uznawał to już za sukces? Nie miał pojęcia, co działo się w głowie Willa. Równie dobrze, mężczyzna mógł knuć demoniczne plany zemsty. Przez myśl przeszła mu straszna wizja... A co jeśli jego ojciec jest świadomy posiadania genu przez Colette? Pomógłby jej odzyskać utracony majątek, tylko po to, by następnie do odpowiednich rąk przekazać swoje podejrzenia... Wzdrygnął się, blednąc lekko na twarzy. Teraz na pewno nic już nie przełknie. Poczuł natychmiastową chęć opuszczenia tego miejsca. Wzrok wbił w Colette, zapewne zmuszoną do udzielenia kolejnej z odpowiedzi, żałując, że nie może podzielić się swoimi obawami w niewerbalny sposób. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Pią Sie 17, 2018 11:55 pm | |
| Znalazła się w dość ciężkiej sytuacji. Nie chodziło tu o dokończenie spraw, a olbrzymiej chęci dopuszczenia swej infantylności do głosu. Skończyłoby się na potoku słów i między nimi, ubliżeniu wszystkim zebranym w tym miejscu. Podjęła się walki ze swoim wnętrzem, ponieważ chciała przełamać dziecinną stronę, która tylko niszczyła jej życie w pewien sposób. Była dorosła, a nadal nachodziły ją durne pomysły. Nie mogła się od tego uwolnić, zupełnie jakby ktoś rzucił na nią klątwę i jedyne lekarstwo na skrócenie męki, byłoby najdrastyczniejszym krokiem. Przysłuchiwała się rozmowie, lecz nie odważyła wtrącić. Dopiero po dostrzeżeniu miny ciemnowłosego oraz nieustępliwego spojrzenia, postanowiła się odezwać. - Jestem tylko głupią i niesamowicie upartą dziewczyną. - zaczęła śmiało, ale nie hamowała się z kontynuowaniem - Wierzę w jego, być może głęboko ukryte, predyspozycje i w to, że mnie nie zawiedzie. Wybór Lynna nie był moim kaprysem, czy też kierowaniem się prostą sympatią... Daję mu możliwość do pewnego rodzaju wykazania się i unaocznienia tego, iż potrafi znacznie więcej, niż się panu wydaje. - rzekła nad wyraz spokojnie, siedząc prosto i biorąc w dłonie filiżankę, aby po chwili wziąć łyk herbaty. Nie miała czego się obawiać, albowiem w wypowiedzianych słowach nikogo nie uraziła. Postawiła wszystko na mężczyznę siedzącego obok niej, a co za tym idzie, jeśli on nie da rady, Col osobiście przyjdzie do Williama i przyzna mu rację. Oczywiście, pomoc niesiona przez wiedźmę w powierzonej misji jest czymś normalnym. - Nie omieszkam zawitać u pana w razie nachodzących mnie pytań, o ile będę miała taką możliwość po tym spotkaniu... - dodała z delikatnym uśmiechem, zerkając na starszego człowieka kątem oka. Wszystko było możliwe. Wątpiła jednak, by nie dane było im się zobaczyć i porozmawiać ponownie. Nic ją tak nie stresowało, jak spojrzenia obcych ludzi. Jakim cudem nie spłonęła ze wstydu przy odwalaniu niektórych rzeczy? W sumie, dziecinna Colette wtedy trzymała stery i nie liczyło się nic, oprócz dobrej zabawy oraz śmiechu. Z sekundy na sekundę robiło się coraz bardziej gorąco, czy może to wyobraźnia kobiety? |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Nie Sie 19, 2018 6:11 pm | |
| Wystarczyła chwila rozmowy z ojcem i Colette, a resztki zmęczenia odeszły w niepamięć; obeszło się nawet bez ruszania stojącej przed nim, czarnej kawy. Musiał nadążać, wypatrywać każdej z reakcji pana domu, w oczekiwaniu na potknięcie i wyjawienie swojego prawdziwego nastawienia. Oczywiście, nic podobnego nie miało miejsca. Wiliam nie był amatorem. W łagodny sposób okazywał swoje niezadowolenie, co było całkiem logicznym wyjściem - nie mógł nie zareagować wcale, gdy odtrącono jego wyciągniętą dłoń ani też nie mógł rzucać talerzami w złości, gdy siedzieli przy rodzinnym stole. Colette nie musiała wyklinać i wyśmiewać oferty mężczyzny, aby poczuł się on urażony. Wystarczyła krótka odmowa, by poznać, że Wiliam nie należy do grona ludzi, którym odmawia się często. Oparł powściągliwie: - Nie będę na tyle łaskawy, aby nie krytykować twojego wyboru w przyszłości, panienko.Co to oznaczało? Wszystko. A na pewno to, że temat ich chwilowej, przypadkowej znajomości jeszcze nie uległ zakończeniu, ku boleści Lynna. Nie zdziwiłby się, gdyby pomimo tej napiętej atmosfery, pomimo prób przeciwstawiania się mu i tak wyszłoby na jego rację. Znał tylko jedną osobę, która zdołała przechytrzyć Wiliama. Nie żyła wystarczająco długo, aby móc cieszyć się zwycięstwem... Reszta śniadania przebiegłaby w koszmarnej atmosferze, więc zegarmistrz miał zamiar zakończyć posiłek zawczasu, po chwilowej ciszy oznajmiając: - Spędziliśmy tu wystarczająco wiele czasu. Mnie i Colette wzywają obowiązki. Za twoim przyzwoleniem, ojcze... - kiwnął głową, w poważnym tonie prosząc o błogosławieństwo na powrót, lecz niezależnie od niczego, miał zamiar opuścić to miejsce. Pracownia, w końcu, sama się nie otworzy. Pan domu nie miał większego wyboru, przywołując do siebie służbę, każąc zorganizować pojazd dla pary gości. Reszta śniadania przebiegła w ogólnym spokoju, nie licząc wypytywań ciotki Margaret o życie Lynna i jej gorących zapewnień, że od teraz będzie jego stałą bywalczynią w zakładzie zegarmistrzowskim. *** Po oczywistym wykładzie od Alcestera, którego nie mógł przegapić, wyszedł na świeże powietrze. Odetchnął, nie potrafiąc się tym wszystkim nie martwić. Czekał przy powozie na Colette, by wspólnie ruszyli w podróż, zacząć dzień, który zapowiadał się na bardzo długi. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Nie Sie 19, 2018 10:31 pm | |
| Przemilczała słowa mężczyzny. Była zdania, że ma spore szanse na wygraną w tym "pojedynku". Niemądre postrzeganie sprawy, aczkolwiek kilka kropel optymizmu w przeciągu tych kilku godzin jest jak najbardziej wskazany. Wcale nie miała ochoty na jedzenie, więc spędziła czas przy herbacie i bacznej obserwacji otoczenia. Niestety, nic zaskakującego się nie wydarzyło, a to dopuściło czarne myśli. Tkwiła wśród swych rozmyślań, aż Lynn zdecydował się na ewakuację. Ładnie się pożegnała, po czym ruszyła w stronę wyjścia. W końcu, będzie mogła zaszyć się w swoim łóżku na dobre i zapomnieć o całym świecie. Wsiadając do powozu, humor wiedźmy podskoczył na myśl o wypoczynku, lecz widok osobnika wewnątrz skutecznie zabił pozytywne podejście. Zajęła miejsce naprzeciwko i wbiła wzrok w swoje nogi. - Przepraszam za wszystko. - rzekła cicho, starając się ułożyć kolejną wypowiedzieć w głowie. Puszczenie w niepamięć całego zajścia, nie byłoby raczej wyjściem z tej niekomfortowej sytuacji. - Nie lepiej byłoby mi wszystkiego odmówić i dać sobie spokój? Jeszcze masz szansę. - dodała bez większych emocji, świadoma tego, że wszystko jest tylko i wyłącznie jej winą. Ruszyli w drogę, a panująca w środku atmosfera, dobijała Colette coraz bardziej. Przyjęła już za dużo negatywnych sensacji, mimo to nie zapowiadało się na zmianę oraz zwiększała się szansa na kolejne potyczki słowne. Czym sobie na to zasłużyła? Odpowiedź jest przekomicznie prosta! Wszystkim. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Pon Sie 20, 2018 5:37 pm | |
| Przyjął jej przeprosiny ze zdziwieniem, nie odpowiadając jednak od razu, a czekając aż dziewczyna wsiądzie do pojazdu. Po raz ostatni obdarzył spojrzeniem mury, w których się wychował, po czym, nie pozwalając sobie na jakiekolwiek zamyślenie, usadowił się naprzeciw Colette, zatrzaskując za sobą drzwi. Poczuł ogromną ulgę, gdy w końcu ruszyli. Opuścili to miejsce, co teraz mieniło się niemal wyczynem. Wtedy też przemówił: - Myślę, że... Podjęłaś dojrzałą decyzję. - Słowa przeszły mu przez gardło z lekkim trudem, bo powierzenie Lynnowi tak odpowiedzialnego zadania z obecnego punktu widzenia nie było logicznym rozwiązaniem. - I przyłożę największych starań, byś tego nie żałowała - obiecał jej, pomimo zmęczenia, w pełni zmotywowany do pracy. Miał zamiar zacząć się edukować na tym polu, jeszcze tego samego dnia. Jechali chwilę w ciszy. Ponownie usiłował przetworzyć nawał informacji, jakich dostarczył mu wczorajszy dzień. Zdziwienie goniło zdziwienie, a wszystko, co wczoraj miało miejsce, dziś wydawało mu się nierealnym snem... Zachowywali się zwyczajnie, choć niepewnie, co w obliczu wypowiedzianych słów było zwyczajnie śmieszne. Westchnął cicho. - Czyli... Wracamy do normalności? - zapytał, nie wiedząc nawet jak nazwać dziwny stan pomiędzy nimi. Wyznanie, oświadczyny, obietnice i próby zmienienia niepewnej przyszłości... Jak mieli po tym zachować normalność? Niezależnie od odpowiedzi Colette, musiał poruszyć jeszcze jeden temat, niedający mu spokoju od początku pobytu w posiadłości Cavendishów. - Posłuchaj... Mam paskudne przeczucie. Jakby... - zawahał się, nie chcąc wyjść na paranoika. - To nie było przypadkiem. Jakby on... Wiedział o wszystkim - wypowiedział niejasno, przełykając ślinę i nachylając się lekko, by móc mówić ciszej. Wiele elementów tej układanki nie stykało ze sobą, niezależnie od tego, jakby ich nie dociskał. Ich spotkanie, niby przypadkowe, pierwsze od lat i sam fakt pojawienia się Williama na Festynie były podejrzane. Ludzie tacy jak on biorący udział w zabawach pospólstwa? Nie podobało mu się to, bardzo... |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Pon Sie 20, 2018 6:25 pm | |
| Nic nie odpowiedziała na jego słowa o staraniu, bowiem wszystko okaże się w najbliższej przyszłości i sens ciągłego pocieszania się, kompletnie znikł. Czemu się w to wplątała? Mogła zwyczajnie zniknąć, a przy okazji zostawić pożegnalny list i nie musiałaby przechodzić przez te męczarnie. Kolejne pytanie sprawiło, iż Col przeniosła spojrzenie na zewnątrz przez okno w powozie. Zastanawiała się, która opcja byłaby najrozsądniejsza do przedstawienia, ponieważ za nic w świecie już nie będzie normalnie. - Nigdy do niej nie wrócimy. - odparła stanowczo po dłuższej chwili, znów robiąc pauzę, która tym razem była krótsza. Na co liczył? Po tym wszystkim, Colette ma wrócić do poprzedniego nastawienia i zapomnieć o wszelkich wydarzeniach, ku jego komfortu? Nie pasowało jej to, absolutnie. - Dopilnuję, aby obrączka została zwrócona jak najszybciej. Skoro nie chcesz przyjąć tej rzeczy osobiście, znajdę inną metodę. - rzekła, nie spoglądając na niego ani razu. Wszystko przepadło, zaś ona zniszczyła ich przyjacielską relację na dobre. Czy była możliwość pozbycia się tego dziwnego uczucia względem drugiej osoby? Mogło być nieuleczalne, ale wtedy zostałaby jedna droga. - Co się może stać? Najwyżej mnie zabiją. Jeden problem mniej na twojej głowie. - mówiąc to wzruszyła ramionami, choć nie chciała umierać. Na pewno? Nie chciała? Przecież, nawet w tym momencie myśli o odejściu. Zostawiłaby dwie najważniejsze osoby w swym życiu, lecz cierpienie dobiegłoby końca. Nie spodziewała się, iż kiedykolwiek będzie tak intensywnie rozmyślać nad własną śmiercią! - Przekonajmy się, kto będzie szybszy... - mruknęła bardzo cicho pod nosem. |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Pon Sie 27, 2018 10:35 pm | |
| Kolejne słowa dziewczyny były dla niego jak kubeł lodowatej wody wylany wprost na twarz. Przymknął rozchylone usta, unikając odpowiedzi. Byłby skłonny wrócić do poprzedniego stanu. I zrobiłby to z ulgą. Często udawał, zaczynając od dziecięcych lat, gdy wymagały od tego od niego obyczaje, z czasem spostrzegając, że kłamstwo jest również słusznym rozwiązaniem, jeśli szanuje się swój własny spokój. Na rękę byłoby mu udawanie. A jeśli to, dodatkowo, pomogłoby Colette zapomnieć... Mimo to, zamierzał ponieść konsekwencje za wypowiedziane wczoraj słowa. Znosić wszystko, z pełną świadomością, że sobie na to zasłużył. W jego planach na przyszłość nie zawierało się spokornienie ani uleganie dziewczynie. - To prezent. Mówiłem, nie przyjmę go z powrotem - oznajmił twardo, zaciskając usta w poziomą kreskę. - Będę ją więc odsyłał. Do skutku - poinformował ją, nie kłamiąc. Choć mogłoby im to znacznie utrudnić życie, zamierzał wykazać się uporem. W głębi ducha cieszył się, że ich podróż dobiegała końca, a on ponownie znajdzie się w swoim królestwie. Zachowanie Colette zwyczajnie męczyło go, co okazał przytknięciem dłoni do twarzy, nie odrywając jej przez dłuższy czas. Westchnął ciężko. - Tak, dokładnie tego pragnę. Pozbycia się problemu - wycedził przez zaciśnięte zęby, pod koniec tego traumatycznego spotkania, tracąc cierpliwość. - Skoro tak uważasz...- prychnął, tym razem unikając sarkazmu, ale w równie nieprzyjemnym tonie. - Jeśli nie chcesz myśleć o sobie, to zacznij się martwić potencjalnymi zagrożeniami dla mnie. Jesteśmy ze sobą powiązani i tę więź widzi świat zewnętrzny - rzucił krótko, wzruszając ramionami. W ten sposób chciał jej przekazać, że siedzą w tym razem. I jeśli jednemu omsknie się noga, zapewne runą w dół razem. |
| | | Gość Gość
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Wto Sie 28, 2018 8:52 am | |
| Nie wierzyła własnym uszom. Musiała przetworzyć tę informację raz jeszcze, albowiem podejście Lynna było dla niej niezłym zaskoczeniem. Postanowiła powiedzieć wprost, co o tym wszystkim sądzi i nie skąpiła słów. - Czemu miałoby mnie to obchodzić? Z jakiej racji? Narażenie twojej osoby, to nic w porównaniu z moimi codziennymi koszmarami. - rzekła, a jej ton stawał się coraz to bardziej poważny oraz cięższy - Powiedz, Lynn... Co się zmieniło? Wcześniej na myśl o śmierci byłeś w stanie zaproponować nawet wspólne odejście, a teraz? Czyżby wróciła ci jakaś śmieszna chęć do życia? Boisz się zniknąć? Albo, po prostu... Zwyczajnie zmieniłeś zdanie? Wszystko jedno, lecz wszelkimi sprawami dotyczącymi mojej rezydencji zajmę się osobiście. Nie masz prawa na jakikolwiek ruch w tę stronę. - zakończyła wypowiedź bezkompromisowo, rzucając mu przy tym groźne spojrzenie. Prawie byli na miejscu, zaś Colette przez siedzącego naprzeciw mężczyznę, wcale nie odczuwała ulgi i radość z powodu powrotu. Buzowała w niej złość oraz chęć wyżycia się na czymś, ale nie posunęłaby się do uderzenia go. Gdyby to zrobiła, zaliczyłaby przegraną w tym pojedynku. - Mam dość, aż niedobrze mi od tej podłej atmosfery, która krąży wokół ciebie. Obyśmy więcej nie musieli na siebie patrzeć, zresztą będę miała to ciągle na uwadze. - stwierdziła, a gdy powóz się wreszcie zatrzymał, wysiadła najszybciej jak to tylko możliwe. Stojąc tyłem, zmusiła się do ostatnich słów na pożegnanie. - Nie obchodzi mnie ten świat, ponieważ bliżej mi do tego po drugiej stronie. Żegnaj, Lynn. - odparła, aby zaraz ruszyć przed siebie. z/t |
| | | Lynn Cavendish Zegarmistrz
Liczba postów : 488 Join date : 10/02/2016
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów Czw Sie 30, 2018 11:08 pm | |
| Co się zmieniło? Nic. Zupełnie. W jego pustym życiu wszystko było tak statyczne i bierne, aż brało go na nudności. Zapierał się obiema rękoma, by nie pozwolić codzienności ulec zmianie, nie pozwalając, aby coś mogło zaburzyć jego święty spokój. Niekiedy z marnym skutkiem, sądząc po wczorajszym piekle, przez jakie musiał przebrnąć. Życie jednak nie zaczęło wydawać mu się atrakcyjne. Było jednakowo szare, tak jak wcześniej. Oboje wypowiedzieli nieskończenie samolubne, zobowiązujące kwestie. Ileż jednak w nich było szczerości? Lynn nie obawiał się kłamstwa, gdy chodziło o wyższe dobro. Choć wnioskując po reakcji dziewczyny, znacznie przejechał się na własnych oczekiwaniach. Nie zamierzał się poprawiać, uważając, że jej życie jest najważniejszą z wartości, nawet jeśli łączyło się ono z ciągłym cierpieniem i nieodstępującymi ją na krok demonami przeszłości. - Zawiódłbym cię, gdybym odpowiedział twierdząco? Powinienem cię przeprosić, jeśli zbrzydła mi wizja śmierci u twojego boku? - zapytał poważnym, głębokim tonem, świadomie idąc w nieodpowiednim kierunku. Był zdenerwowany i nie miał najmniejszego zamiaru oddawać jej prawdy, nawet jeśli miałaby ona działać jak lekarstwo. Miał jej szczerze dosyć, ale to nie powstrzymało go przed wyjściem za nią z powozu, nawet jeśli do pracowni zegarmistrzowskiej miał jeszcze kawałek drogi. Podążył za nią, lecz nie dogonił Colette. Za jej plecami zawołał: - Uciekaj, Col, tylko to potrafisz. - Zatrzymał się w końcu, wiedząc, że dalsza gonitwa nie ma większego sensu. Stał jeszcze chwilę na chodniku, na którym pojedyncze jednostki spieszyły do pracy, spoglądając na oddalające się plecy dziewczyny. Nie minęło dużo czasu, a odwrócił się na pięcie, podążając w przeciwną stronę, by móc rozpocząć nowy dzień. W wyjątkowo podłym nastroju.
/zt |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Rezydencja Cavendishów | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|