|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Sybille Ofiara
Liczba postów : 60 Join date : 11/05/2013
| Temat: Laboratorium. Sob Sty 25, 2014 12:58 am | |
| Raj dla Balsamistów. Znajduje się tu wszystko, czego tylko potrzeba. Przed wejściem do środka należy założyć biały fartuch z wyszytym imieniem i nazwiskiem. W pierwszej części mnóstwo probówek, fiolek, czyli typowego wyposażenia chemicznego. Ten kącik, zresztą ogromny znajduje się wraz z długim stołem na końcu pokoju. Przy ścianach zresztą są biurka pracowników oraz wszystkie niezbędne, podręczne rzeczy. W samym centrum umieszczone są całkiem wygodne siedzenia, które przypominają wizualnie te u dentystów. Regulowane, obite w skórę, ale z pasami bezpieczeństwa. Tyle, że tu nie ma miejsca na leczenie uzębienia. Dookoła poukładane są stoliki z probówkami, w których widnieje krew każdej badanej Czarownicy. Miejsce to służy właśnie do przebadania ich rasy. Ale nie tylko probówki, bo również mnóstwo innych przydatnych narzędzi. Pracuje się tu w gumowych rękawiczkach. Nikt przecież nie chciałby się zarazić przez przypadek. W drugiej części pokoju (odgrodzonej jedynie murem, zaś pomiędzy pokojami jest bezdrzwiowe wejście) znajduje się mnóstwo szklanych szaf wypełnionych najróżniejszymi substancjami chemicznymi. Dzięki nim właśnie wytwarza się przeróżne bronie, a raczej substancje do nich. W tej samej części średniej wielkości biblioteka z książkami chemicznymi, ale także fizycznymi oraz konstrukcyjnymi. Złote rączki również mają tu swój raj, lecz w trzeciej części pokoju. Tam zaś znajduje się pracownia służąca do konstruowania, wytwarzania broni. Współpraca między chemikami, a mechanikami jest niezbędna do połączenia substancji chemicznych z resztą broni. Wytworzone bronie zamyka się w specjalnym schowku w dobrze chronionych szafkach. Samo to małe pomieszczenie chronione jest szyfrowanymi drzwiami. ~Opis autorstwa Lilianny♦ ♦ ♦ |
| | | Lilianne Balsamista
Liczba postów : 54 Join date : 21/06/2013
| Temat: Re: Laboratorium. Sob Gru 05, 2015 9:18 pm | |
| Przez szmat czasu trwała w letargu. Stare kości już jej chyba do reszty zardzewiały. Dużo się zdążyło wydarzyć. Zajęło jej sporo czasu, aby dogonić wszystkie informacje. Może ogólnie na świecie wiele się nie zmieniło jednak w sprawach Inkwizycji i jej relacji z Czarownicami owszem. Właściwie to i tak nie pamiętała kto ostatni raz wygrzewał stołki poszczególnych oddziałów. Najbardziej była ciekawa czy ktoś jeszcze zasilił szeregi Balsamistów, ale chwilę obecną zdawało jej się, że nie. A szkoda, bo ze świeżymi umysłami mogłaby zdziałać o wiele więcej. W ogóle była jednym z niewielu, którzy tu pracowali, a legenda głosiła, że fizycznie był w laboratorium ktoś jeszcze. Na szczęście jeszcze istnieli Żniwiarze, wojsko. W nich i tak chyba była większa nadzieja. W końcu jak przychodziło codo czego to oni chronili tyłki intelektualistów. Czasami sądziła, że to łatwiejsze wyjście niż praca naukowa. Zawsze ktoś wywierał presję. A pewnych rzeczy nie dało się opracować i stworzyć ot tak. Tak czy inaczej słyszała o legendzie Inkwizycji Leshy. Przetrwali najgorszy czas, ale po jej słynnym wypadku nie była pewna czy można odetchnąć chociaż na chwilę. O wiele łatwiej być Czarownicą niż Śmiertelnikiem. Mieli swoje słabe punkty, ale człowiek zawsze ma ich nieco więcej. Przede wszystkim musi się opierać na swojej sile fizycznej. Moce zawierały jedynie bronie, a i one nie są przesadzone. Na przestrzeni lat mutantom udało się osłabić nieco morale i szeregi Inkwizycji. W związku z tym chciała jak najszybciej zabrać się do pracy. Przede wszystkim przyświecał jej cel, aby przywrócić jak największą część wspomnień Alexandri. Wystukała ten sam kod co zawsze. Mruczała pod nosem mając nadzieję, że to ten sam. Nigdy nie wiadomo czy nie pojawił się tu ktoś kto pozmieniał wszystko. Bardzo nie lubiła, gdy ktoś zmieniał cokolwiek w jej "mieszkaniu". Bowiem tak określała laboratorium. Tym dla niej było - domem. Drzwi zamknęły się za nią z echem. Otrzepała z kurzu swój fartuch i weszła w głąb pracowni. Trzeba będzie zacząć wszystko od nowa. Nowe próbki, nowe materiały do badań. Będzie musiała kogoś wykorzystać do łapania wiedźm. Na czymś trzeba wzbogacać swoją świadomość, aby wreszcie wykorzystać ich geny przeciwko nim samym. |
| | | Alexandria Mistrzyni Żniwiarzy
Liczba postów : 24 Join date : 03/12/2015
| Temat: Re: Laboratorium. Sob Gru 05, 2015 9:43 pm | |
| Stukot solidnych cholew oraz brzdęk rynsztunku roznosił się echem po krętych korytarzach w zachodnim skrzydle gmaszyska Inkwizycji, a im dalej kondukt ośmioosobowy wędrował, tym temperatura, jakby dla żartu, spadała. Dostanie się do laboratorium Balsamistów wcale nie było takie proste, jak niektórzy sądzili. Wbrew pozorom, banalne rozmieszczenie pomieszczeń eksperymentalnych, zamkniętych za potężnymi drzwiami i osłoniętych grubymi murami, było znane tylko wyższym rangom personom, pracującym "medykom" oraz ich adeptkom, których obowiązywała i tak tajemnica. Najzwyczajniej w świecie system obowiązujący Inkwizycję stał się wyjątkowo radykalny oraz zapobiegawczy, od kiedy była Mistrzyni Żniwiarzy sprzedała informacje organizacji wrogowi. Łowy odbyły się pomyślnie, o czym świadczył podarunek niesiony przez strzelców z oddziału Generała. Na dobre zakończenie dnia właśnie tego potrzebowała, a i na swój sposób świadomość posiadania "daru" dla Balsamistów działała na Alexandrię pokrzepiająco. Liczyła, że współpraca pomiędzy grupami przyczyni się do szybszego wynalezienia jakiegoś sposobu na przywrócenie jej wspomnień. Pierwszych kilka razy musiała pozwolić swoim podwładnym na kierowanie przez te wszystkie korytarze, bo i trasa docelowa została wymazana z pamięci popielatowłosej. Teraz nie miała z tym najmniejszego problemu. Wystarczyło tylko jeszcze raz się tego nauczyć. Kompania dotarła przed potężne, żelazne drzwi, za którymi znajdowało się laboratorium. Mistrzyni zatrzymała kroku, czując już w powietrzu charakterystyczny zapach substancji chemicznych i... prochu strzelniczego? Bez słowa, krótkim gestem ręki, poleciła jednej z podopiecznych otworzyć drzwi, co uczyniła rudowłosa dziewczyna o wyjątkowo piegowatej cerze. Zapukała metalową rękawicą w żelazo trzy razy, po czym nacisnęła na ciężką klamkę i weszła do środka bez ostrzeżenia, rozwierając drzwi całkiem na oścież. Chwilę po niej weszły pozostałe wojowniczki, niosąc na swoich barkach trzy pokryte szronem, ranami ciętymi oraz poparzeniami ciała. Alexandria wstąpiła do środka tuż za nimi, rozglądając się po ponurym, zakurzonym pomieszczeniu, od którego przechodziły ciarki po plecach na sam widok. Wreszcie dostrzegła jasnowłosą kobietę w głębi laboratorium, odzianą w biały płaszcz, siedzącą plecami do wejścia. Balsamistów ostatnio nie było znowu tak wielu... - Gdzie Mistrzyni, Balsamisto? - zapytała donośnym głosem, pozostawiając za sobą otwarte drzwi. Wiedziała, że zaraz i tak wyśle drużynę z powrotem na górę. Minęła ostatniego Żniwiarza, gdy zatrzymała się przy jednym ze stołów laboratoryjnych, na którym stała skomplikowana aparatura. Alexandria z zaciekawieniem oglądała szklaną konstrukcję. Wyciągnęła ku niej okrytą w skórzanej rękawiczce dłoń i delikatnie pstryknęła, a materia wydała z siebie cichy, podłużny dźwięk, jaki wydają z siebie lampki do wina, gdy broczy się wilgotnym palcem po ich kantach. - Doszły mnie słuchy, że potrzebne są wam nowe materiały do badań. |
| | | Lilianne Balsamista
Liczba postów : 54 Join date : 21/06/2013
| Temat: Re: Laboratorium. Sob Gru 05, 2015 10:12 pm | |
| Nie spodziewała się, że ktokolwiek może zaszczycić jej skromne progi. Od zawsze znajdowała się tu sama i pracowała w pojedynkę. Co prawda wtedy nie było jej potrzebne więcej rąk do pracy. Niewielka populacja obu ras sprawiała, że nie było potrzebne tyle wynalazków. Robiła tylko to, co było konieczne. Nie zabiegała wówczas o zasilenie jej szeregów, ale teraz chyba będzie musiała udać się z apelacją o to do wyższych rangą. Może zarządzą w akademiach jakiś większy nabór, zachęcą adeptów czy cokolwiek. Nie mogła wiecznie wszystkim zajmować się sama, szczególnie teraz, kiedy nastały nie najlżejsze czasy. Wciągnęła na siebie fartuch, zapięła kilka pierwszych guzików. Naciągnęła na dłonie rękawiczki, gdy zaraz potem rozległo się pukanie do drzwi. Spokojnie odwróciła się. Nie było powodu do niepokoju. Nikt nader szkodliwy nie miał tutaj wstępu, ponieważ drogę znali jedynie Inkwizytorzy. Jeżeli już dostawały się tu Wiedźmy to albo nie ciągnęły żywota długo albo miały skutecznie czyszczoną pamięć. Zastanawiała się co za wielki dzień nadszedł, że aż taki orszak tu wkroczył. Uniosła delikatnie brwi spoglądając na wszystkich po kolei. Jej uwagę przyciągnęła kobieta w centrum uwagi. Nie widziała jeszcze Leshy na własne oczy, toteż nie miała pojęcia, że owa legenda stoi przed nią. Jedno, co nasuwało jej się na myśl to to, że jest ona na pewno kimś istotnym w organizacji. Mimowolnie rzuciła okiem na trzy ciała, które nie były w najlepszym stanie. Trzeba się będzie tym zająć, ale najpierw czeka ją sprawdzenie zasobów na zapleczu. Nie wiedziała jakie zioła i inne medykamenty posiada. O ile w ogóle. Ludzi od brudnej roboty, tudzież zielarzy brakowało. Zresztą co by nie mówić - każdego i wszystkiego brakowało. Westchnęła utkwiwszy ostatecznie wzrok w jasnowłosej kobiecie. Zabawny uśmiech zabłąkał jej się w kąciku. - Sama bym chciała to wiedzieć. Nie wiem czy jest ktoś kto pełni tą funkcję- ułożyła dłonie na biodrach podpierając się. - Nie było mnie tu długo. Wystarczająco długo, by się zreflektować, że jest za mało medyków, za mało wynalazców, za mało zielarzy. Ogółem ludzi do pracy w naszym oddziale- mruknęła niezbyt optymistycznie. Jeżeli nie zacznie się prędko rekrutacja to będzie coraz gorzej. Skinęła głową usłyszawszy drugą część wypowiedzi. - Owszem, ale żeby zająć się materiałami trzeba mieć ręce do pracy.- zaczęła skromnie, gdyż nie była pewna z kim ma do czynienia. Zmarszczyła brwi. - Wybacz mi nietakt, ale nie było mnie naprawdę sporo i jeszcze nadganiam informacje. Z kim mam zaszczyt rozmawiać?- nie wiedziała jak powinna się zwrócić, ale dla bezpieczeństwa i ewentualnego braku kompromitacji postanowiła zwrócić się do kobiety jak do wyższej rangą. |
| | | Alexandria Mistrzyni Żniwiarzy
Liczba postów : 24 Join date : 03/12/2015
| Temat: Re: Laboratorium. Sob Gru 05, 2015 10:37 pm | |
| Miała ochotę, z czystej ciekawości, ściągnąć rękawiczki i obejrzeć wszystkie te szkła, fiołki, probówki, palniki oraz inne przedmioty, służące do prowadzenia doświadczeń, z bliska. Nie prowadziła dzienników w czasie nauki w Akademii, co było niezłomną stratą dla popielatowłosej, bo gdyby je posiadała, nie dziwiłaby się teraz swemu zainteresowaniu. Od zawsze uwielbiała naukę, prawie tak samo, jak walkę, ale teraz odczuwała jedynie niewyjaśniony pociąg do zbadania sposobu działania tych wszystkich przedmiotów dookoła. Tej niewielkiej ampułki ze złotym płynem w środku, tych słoików z mieniącymi się, kolorowymi ciałami stałymi, spośród których rozpoznała siarkę, węgiel, fosfor i kobalt, który stał tuż obok pokaźnej fiołki z, jak sądziła, rtęcią, a już na pewno ciekawość Turner kupiła skomplikowana konstrukcja metalowa, stojąca pod ścianą, pokryta grubą warstwą kurzu. Jakby na to nie spojrzała, wiało tu pustkami personelu. Poza jedną. Wydawała się być prawie tego samego wzrostu, chociaż dzielący je dystans tych paru metrów zapewne stwarzał jedynie ułudę, iluzję. Blada skóra zapewne była efektem przesiadywania w chłodnym laboratorium całych dni, jak zauważyła w duchu Turner, a i dostrzegła naszywkę na nienagannie białym fartuchu. Lillianne Selle. Gdy kobieta odpowiedziała, Alexandria od razu poczęła nakreślać portret psychologiczny i nie wiedziała czy powinna ją określić jako nietaktowną, czy zwyczajnie mającą wszystko głęboko w poważaniu. Może i straciła pamięć, ale powiedziano jej, że wszyscy znają ją, Mistrzynię Żniwiarzy. Puściła to jednak płazem, decydując się nie zastanawiać nad tym głębiej. Nie czas, nie miejsce, a ciągłe uświadamianie samej siebie, że brakowało w głowie wspomnień, nie przyprawiało o najlepsze samopoczucie. Krótkim spojrzeniem zlustrowała miny Inkwizytorek, trzymających na swych barkach ciała. Nie były najciekawsze - jedne jakby zniesmaczone, inne spięte i bacznie obserwujące naukowca, niby posyłając jej ostrzeżenie. - Dobrze, w takim razie, się składa, że masz sprawną parę rąk do pracy - mruknęła obojętnie, odsuwając się od stołu ze szkłem. Odwróciwszy przodem do oddziału, machnęła krótko dłonią. - Zanieście je, gdzie Balsamista wskaże. Kobiety przytaknęły i zwróciły przodem ku Lillianne, czekając na dalsze kierunki, podczas gdy Alexandria rozpoczęła własną, prywatną wycieczkę pomiędzy stołami, karmiąc swój głód ciekawości oraz wiedzy. - Czasami tak bywa, że krótka nieobecność może przyczynić się do poważnych luk w posiadanych informacjach... - podjęła temat, ironizując w środku. - Alexandria Turner, odział Żniwiarzy. - dodała po chwili, nie przejmując się obecnością fachowca, kiedy podeszła do blatu z misternie wyglądającym urządzeniem, pozwalając szmaragdowym oczom na dokładne zakodowanie obrazu. |
| | | Lilianne Balsamista
Liczba postów : 54 Join date : 21/06/2013
| Temat: Re: Laboratorium. Sob Gru 05, 2015 11:17 pm | |
| Trochę drażniło ją dotykanie przyrządów do pracy, ale musiała się powoli do tego przyzwyczajać. Prędzej czy później wpuści tutaj niedoświadczone osoby, które może nie raz i nie dwa coś poknocą. Mimo to bacznie przypatrywała się jej poczynaniom. Może ów kobieta znała się na rzeczy. Raczej nie było tu niewykształconych osób. A bynajmniej nie towarzyszył im cały pochód. Te, które nie posiadały szerzej wiedzy przeważnie były od brudnych, pobocznych robótek. Stała całkowicie wyluzowana. Nie widziała powodu, dla którego miałaby się spinać. Mogła stać przed samą królową, ale to nie oznaczało jeszcze, że będzie się przejmowała jakimikolwiek sarkazmami czy drwinami. Skupiała się tylko na tym, co miała do roboty. Oczywiście liczyła się z hierarchią i godziła się z tym, że zawsze ktoś jest niżej, a ktoś wyżej. Ale nie zamierzała się łajać za to, że nie wiedziała wszystkiego. Cokolwiek one wszystkie sądziły, sama twierdziła, że ma do tego prawo. A na pewno nie będzie się dalej tłumaczyć. Głupota, nietakt - jak zwał tak zwał. Dostrzegła spojrzenia reszty Inkwizytorek, ale w duchu niewiele sobie z tego zrobiła. Mimo to dygnęła w przepraszającym geście chociaż dla pozorów. Alexandria wydała rozkaz, zaś Lil wskazała dłonią fotele z pasami bezpieczeństwa, choć nie widziała powodu przywiązywania ich. Nie miała problemów z przyznawaniem się do niewiedzy bez względu na to czy to dobrze, czy też źle. Pokiwała głową z zamyśleniem. - Tak, to prawda. Zdarza się. Ale wszystko jest do nadrobienia, Pani- ukłoniła się lekko, wiedząc już, że to ta słynna kobietka. No tak, w końcu wszyscy w organizacji wiele jej zawdzięczali, ale dość roztkliwiania się nad tym. Teraz były ważniejsze rzeczy do roboty. - Czy mogłabym się zwrócić z prośbą, Mistrzyni? To właściwie sprawy organizacyjne, może po części i sugestia- zaczęła podchodząc w tym samym czasie do ciał. Przyjrzała się im bardzo dokładnie. Będzie nad czym pracować. - Dziękuję. Jeśli są kolejne sposobności to prosiłabym oddział o dostarczenie Czarownic, które mogłyby pójść w niewolę. Dobrze się pracuje nad żywymi i całkowicie sprawnymi. Można odkryć więcej i pod pręgierzem psychicznym zmusić je do obnażenia wielu umiejętności- dodała, choć rzecz jasna była zadowolona z tego podarunku. Na wszelki wypadek przypięła ciała pasami.
|
| | | Alexandria Mistrzyni Żniwiarzy
Liczba postów : 24 Join date : 03/12/2015
| Temat: Re: Laboratorium. Nie Gru 06, 2015 12:07 am | |
| Kątem oka wyłapała to dystyngowane, krótkie dygnięcie kobiety i choć stoicyzm był wciąż jej kartą przetargową oraz znakiem firmowym, nie mogła po prostu wciąż wyjść z tego zaskoczenia w środku. Mijał rok, a każda osoba, którą spotkała reagowała w taki, bądź podobny sposób na Turner. Słyszała opowieści o stoczonych bojach na korzyść Inkwizycji, poprowadzonych ku zwycięstwu oddziałach przez nikogo innego, jak nią samą, niemniej, wciąż uważała to za coś odległego i kompletnie niewyjaśnionego. Zupełnie, jakby podświadomie obwiniała się za nadejście kolejnych, trudnych czasów dla organizacji. - Powiedzmy, że wszystko. Wtrąciła jakby zniecierpliwiona, choć za fasadą kryły się emocje bliższe nostalgii, aniżeli gniewowi. Amnezja stąpała za nią, jak niechciane pasmo nieszczęść. Na każdym kroku ktoś lub coś przypominało o jej defekcie - bardziej, lub mniej świadomie. Założyła ręce na piersi, brzęcząc przy tym lewym naramiennikiem, gdy obserwowała, jak jej podopieczne zanoszą ciała ku wskazanym fotelom, przypominającym bardziej łóżka tortur. Ciężki musiał być los tych wszystkich wiedźm, które tutaj sprowadzano, ale nie jej już o tym myśleć. Już miała odpowiedzieć na sugestię Balsamisty, gdy młoda adeptka, Riannon, wyrwała się z szeregu, tuż po ułożeniu oszronionego ciała na jednym z foteli: - Nie jesteśmy Psami Gończymi, jeżeli nie zauważyłaś. Takie sugestie to do innego oddziału... - Riannon. - Ignorantka, myślisz, że to tak łatwo jest upolować wiedźmę, a co dopiero zachować żywą? - Riannon. - Wy, Balsamiści, jesteście wszyscy tacy sami. Cudzymi rękami robicie wszystko, a potem macie pretensje, że nikt za wami nie przepada w szeregach! - Riannon! - podniosła głos Alexandria, podchodząc pewnym krokiem do młodej adeptki. Lubiła ją, była jedną z nielicznych nowicjuszek, które potrafiły odnaleźć się w polu, a także miała niezłą smykałkę do walki szablą, co poniekąd spajało ją z Mistrzynią. Ciemnowłosa dziewczyna nie spodziewała się, że dostanie ze skórzanej rękawiczki w twarz, podobnie i reszta drużyny. Wszystkie wojowniczki w ciszy i osłupieniu wpatrywały się w najmłodszą, a Turner, wyższa od niej o głowę, łypała na nią z góry wyjątkowo zimnym spojrzeniem. - Na dzisiaj to wszystko. Wykonałyście swoje zlecenie, możecie iść do swoich izb... - powiedziała, odsuwając się od adeptki, zakładając ponownie na jasną dłoń rękawiczkę. - Riannon, stawisz się dzisiaj na wartę, wyczeszesz wszystkie konie oddziału, a potem masz stawić się w skrzydle szpitalnym. Dziewczyna zmarszczyła brwi. - Ale dlaczego, Mistrzyni, do skrzydła? Przecież jestem zdrowa. Popielatowłosa założyła ponownie ręce na piersi i stojąc bokiem do Riannon, rzuciła krótko: - Opatrzyć rany. I spojrzała ku dwóm łuczniczkom za plecami dziewczyny. Mozolnie przytaknęła, a kobiety natychmiast znalazły się przy ciemnowłosej, łapiąc ją za ramiona solidnie. - Pięćdziesiąt batów - powiedziała, przechadzając się po laboratorium. - Żniwiarze nie tolerują braków w dyscyplinie. Ciesz się, że dzisiaj byłaś użyteczna podczas polowania. Inaczej skłonna byłabym narzucić sto uderzeń. Po tym machnęła tylko ręką w kierunku drzwi i cała grupa opuściła pomieszczenie, pozostawiając tylko ją i Lilliannę. Powolnym krokiem podeszła do wejścia. - Jakkolwiek absurdalnie i ironicznie to zabrzmi w tym momencie - zamknęła drzwi z trzaskiem, nim obróciła się na pięcie. - Ona ma rację. Nie jesteśmy oddziałem, który byłby w stanie dostarczyć wam, Balsamistom, żywe wiedźmy. Wróciła na swoje poprzednie miejsce i zatrzymała się przy poprzednim stole z aparaturą, opierając tyłem o blat, stojąc tym samym bokiem do naukowca. Założyła ręce, dumając przez chwilę, aż szmaragdowe oczy uniosły się znad słoików pełnych przeróżnych cieczy, na rozmówczynię. - Mogę jednak porozmawiać z przełożoną Gonu, choć nie jestem w stanie obiecać efektów. Dziwi mnie jednak, że wasza Mistrzyni nie wniosła tej sprawy do rady. |
| | | Lilianne Balsamista
Liczba postów : 54 Join date : 21/06/2013
| Temat: Re: Laboratorium. Nie Gru 06, 2015 12:43 am | |
| Nie umknęła ku jej uwadze krótka wypowiedź kobiety. Mimo luk w informacji ogólnej wiedziała, że Alexandria straciła pamięć i niewiele z niej zostało. Prawie jej z głowy wyleciało w jakim głównym celu tutaj przyszła. Postanowiła jednak porozmawiać o tym ze Żniwiarzem dopiero wtedy, gdy opuści ją eskorta. Niekoniecznie wszyscy musieli wnikać w jej plan działania. Ostatecznie dotyczyło to tylko Mistrzyni. Uniosła brew słuchając dość obarczającej wypowiedzi jednej z Inkwizytorek. Nie przerwała jej i z grzeczności i z chęci wysłuchania jej do końca. Z jednej strony rozumiała oburzenie, a z drugiej była zwolenniczką spokojnej wymiany zdań. Najwyraźniej nie każdy wojownik to potrafił. Postanowiła nie awanturować się w towarzystwie Leshy. Kiedy już została uspokojona przez przełożoną postanowiła jakoś to skomentować. - W porządku, można było to powiedzieć spokojnie i zwróciłabym się z tym do kogoś innego. Rozumiem zdenerwowanie, ale na jedno ci nie pozwolę- zaostrzyła nieco ton. - Mogłabym puścić w twoją niewyparzoną twarz adekwatną wiązkę, ale sobie daruję. Nie obrażam twojej profesji i nie pozwolę sobie na obelgę względem mojej.- mruknęła. - Wiele razy przy braku możliwości wielu Balsamistów poświęcało się również by złapać Wiedźmy. Każde z nas robi co innego, a jeżeli nie masz większego pojęcia o nas zamilcz.- żachnęła się. - Cudzymi rękoma. Jeśli jesteś taka bystra spróbuj sił i szukaj nowych alternatyw, twórz nowe bronie i chroń tyłki coraz nowszymi sposobami. Wszystkie oddziały są ze sobą powiązane. Ciekawe kto składałby was do kupy po walce, a kto nas bronił. Zastanów się dwa razy- zakończyła swoją wypowiedź. Nie zrobiło na niej wrażenia to, że nikt za nimi nie przepada. Mieli być skuteczni, a nie lubiani. Co jak co, ale nie spodziewała się, że Alexandria w ten oto sposób zwieńczy zachowanie Inkwizytorki. Nie sądziła, by od razu zasługiwała na karę lecz postanowiła nie wtrącać się w metody karania w oddziale. Może jednak lepiej, że jest tu, a nie gdzie indziej. Znając swoje podejście do życia nie raz wparowałaby gdzieś ze swoim niewyparzonym językiem. Tutaj zaś rzadko kogo musiała słuchać. Pracowała sama ze sobą, więc problemy tego kalibru miała z głowy. Odetchnęła, kiedy wreszcie pozbyła się z laboratorium tego całego tłumu. Za dużo dwutlenku węgla i za dużo spiętej, nerwowej atmosfery. Najwyraźniej ich oddziały nigdy się nie dogadają, a bynajmniej nie Lil. Tolerowała ich, może nawet poszła na ugodę, ale oni widocznie nie byli przekonani. Przeniosła spojrzenie na popielatą. - Dziękuję, choć jestem w stanie to sama załatwić.- poruszyła się w miejscu. - Jeśli mam być szczera to mnie już nic nie dziwi. W oddziałach zawsze panował chaos. U Żniwiarzy został on zlikwidowany, ale reszta leży. Nie ma Mistrzyni Balsamistów, a co za tym idzie nie ma do kogo zwrócić się z prośbą o nabór nowych głów. Brakuje ludzi, którzy zajęliby się medycyną, zielarstwem, a przede wszystkim naukowców, którzy oprócz pomysłów potrafią coś wykonać manualnie i skleić do kupy. Również alchemików.- wyjaśniła spokojnie. Nie było sensu dramatyzować. Źle od zawsze było. - Ale to nie główna sprawa, o której chce mówić, Pani. Mówiąc bez ogródek wiem o Pani wypadku i wpadłam wstępnie na pewien pomysł. Co prawda muszę popracować nad dokładnym planem i wykonaniem, ale... Jest pewien sposób, w który można byłoby przywrócić niemalże całkowicie pamięć- zerknęła na nią z zainteresowaniem. |
| | | Alexandria Mistrzyni Żniwiarzy
Liczba postów : 24 Join date : 03/12/2015
| Temat: Re: Laboratorium. Nie Gru 06, 2015 10:04 am | |
| Puszczenie mimo uszu uwagi Balsamisty przyszło jej zaskakująco łatwo, wręcz za bardzo. Może to ze względu na i tak już, w mniemaniu Alex, bezużyteczne skakanie do gardeł, pomiędzy adeptką a jasnowłosą, które nie wnosiło kompletnie nic produktywnego. Uderzono w stół, nożyce się odezwały, niemniej, kompletnie bez potrzeby. Co prawda waśń dotyczyła obu oddziałów, lecz to Żniwiarze mięli ostatnie słowo w udzieleniu lekcji zachowania młodej wojowniczce, choć musiała (a raczej chciała) przyznać rację naukowcu - Balsamiści również narażali się dla wyższego dobra. - Nie macie Mistrzyni? To kto dowodzi? - podłapała, pocierając palcami zamknięte oczy, zastanawiając się nad tym wszystkim głębiej, wysłuchują do końca listy braków, które doskwierały specjalistom. W przeciągu ostatnich kilku miesięcy rada Inkwizycji nie została ani razu zwołana. Mistrzynie miały prywatne spotkania z Arcymistrzynią lub, gdy zaistniała taka potrzeba, organizowały własne widzenia, jednak nigdy nie przyszło im być w komplecie. Przeczuwała i wiedziała, że szeregi organizacji zostały przetrzebione z bardziej wartościowych członków, ale że brakowało kogokolwiek na wysokich stołkach? Będzie musiała o tym koniecznie porozmawiać z głównodowodzącą. Przy okazji wniesie własny raport dotyczący stanu szeregów Balsamistów do oddziałów rekrutacyjnych. Może coś zrobią w tym kierunku. Zabrała dłoń od oczu, gdy szmaragdowe tęczówki z uwagą zlustrowały ponownie postać Lillianne. Wtem, zupełnie niespodziewanie, wręcz skrajnie ze swoim naturalnym zachowaniem - o ile można tak to nazwać w stanie amnezji - prędko znalazła się przed kobietą i chwyciła mocno za barki, nakazując tym czynem pełną uwagę. Fartuch jasnowłosej miał na sobie bardzo słaby zapach nafty. - Ile potrzebnych ci do tego jest wiedźm? - zapytała, nie panując nad rosnącą wewnętrznie ekscytacją. - Żywe? Martwe? Jeżeli mają ci przy tym pomóc, upoluję je choćby osobiście... Mów, Balsamisto! Czego ci potrzeba? Ludzi, siły roboczej, rzadkich substancji?! Dostarczę wszystko, czego potrzeba! W tym nie było nic z narwania. Wreszcie pojawił się ktoś, kto mógł poprowadzić jej przypadek do końca. Wreszcie ktoś raczył przynieść dobre wieści, gdy dookoła wszyscy obchodzili się z nią, jak z jajkiem. Miała tego dość, irytowała ją niewiedza o samej sobie, a także to traktowanie, jakby była zrobiona ze szkła. Oszukała śmierć - czy to już nie wystarczyło na dowód jej niezłomności? |
| | | Lilianne Balsamista
Liczba postów : 54 Join date : 21/06/2013
| Temat: Re: Laboratorium. Nie Gru 06, 2015 1:15 pm | |
| Postanowiła już się więcej nie wypowiadać. Wiedziała swoje i nie musiała się dalej użerać z innymi. Szkoda było marnować tak cenny czas na bezsensowne dyskusje. Wygięła usta w beznadziejnym uśmiechu. Chciałaby znać odpowiedzi na pytania Alexandri. Kiedy była tu ostatni raz sama zajmowała się wszystkim. Nie posiadała ani jednego Balsamisty przy swoim boku. Nie posiadała informacji czy jest tu jeszcze ktoś oprócz niej, ale skoro jakieś Inkwizytorki uratowały jej życie to chyba ktoś tu był. - Zdaje się, że nikt, a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Byłam jedynym Balsamistą tutaj zanim zniknęłam. Obecnie nawet nie wiem czy ktoś jeszcze zasila nasze szeregi. Skoro laboratorium stoi zakurzone to wątpię. Zatem nie sądzę, byśmy w ogóle miały Mistrzynię- wyjaśniła rzeczowo. -Zawsze sobie sama dowodziłam, ale nic dziwnego. Zajmowałam się wtedy wszystkim - dodała, a zaraz potem kobieta znalazła się przy niej trzymając kurczowo jej ramiona. Domyślała się, że bardzo jej na tym zależało, dlatego nie chciała dalej przeciągać. - Właściwie najpierw można by zacząć od szczurów i ich prostego mechanizmu. Później dopiero mogłaby być potrzebna żywa, by zobaczyć czy system zadziała na humanoidalnym stworzeniu. - wyjaśniła. - Myślę nad jakimś małym urządzeniem, które mogłoby zostać wszczepione w mózg. Może gdzieś koło hipokampu. Zależy jak jest on mocno uszkodzony. Nie jestem teraz w stanie zagwarantować czegokolwiek. Spróbuję zrobić jak najwięcej. Może chociaż część wspomnień wróci. Zawsze warto sprawdzić. Tak czy inaczej... Wszystkie możliwości zależą od Twojego mózgu, Pani. Od przepływu neuronów, uszkodzeń i tak dalej- rzekła nieco obszerniej chcąc przybliżyć bardziej sam zamysł. |
| | | Alexandria Mistrzyni Żniwiarzy
Liczba postów : 24 Join date : 03/12/2015
| Temat: Re: Laboratorium. Nie Gru 06, 2015 4:19 pm | |
| Tak szybko jak uniosła brew, tak równie prędko opuściła ją w zaskoczeniu. W głowie jej się nie mieściło, że Arcymistrzyni pozostawiła to wszystko w takim stanie, a Balsamiści działali samopas. To było wręcz nie do pomyślenia, ale nie będzie wnikać w i tak już wyniszczony przez straty system Inkwizycji. Najważniejsze, że trzymała swoich Żniwiarzy w ryzach, chociaż, gdyby jej kazano, zapewne zaprowadziłaby porządek i w szeregach Balsamistów. Tylko pośród czego? Tej dziewczyny, zakurzonych blatów, szkieł i czających się w kątach pająków? Perspektywa rzeczywistości była oburzająca. - Zaraza... - zaklęła pod nosem, puszczając ramiona kobiety. Iskry, które pojawiły się w zielonych oczach kilka sekund temu, przygasły na myśl o jakichkolwiek zabiegach. Nie widziało jej się majstrowanie przy mózgu w taki czy inny sposób. - Innych pomysłów brak? - dodała po chwili, odsuwając się od Balsamisty. Nie tak dawno do jej uszu dotarły plotki o zdolnościach wiedźm, które zdecydowanie wykraczały poza możliwości rzemiosła, jakim pałali się medycy. Wtedy też, pierwszy raz, po bardzo długim czasie stagnacji oraz przejawów apatii, coś w umyśle popielatowłosej drgnęły. Trybik napędzający nadzieję. Po zasłyszanych opowieściach wcale nie miała zamiaru bezpośrednio szukać pomocy u plugastwa, ale nie wykluczała wykorzystania tych potężniejszych istot na rzecz wprowadzenia przełomu w świecie medycyny. Nakręcała to czysta, egoistyczna potrzeba przywrócenia wszystkiego, o czym zapomniała, a przy okazji złożyłaby przysługę naukowcom. - Jesteś naukowcem, pojmujesz istnienie magii jako elementu nauki, a nie, dziwnych własności istnień, którymi są wiedźmy. Nie można sprawdzić, czy aby one nie są w stanie zadziałać... Bezinwazyjnie? Zapytała, zakładając ręce w oczekiwaniu na odpowiedź. Świadomość życia z jakąś blaszką w głowie gryzła ją po kostkach, sprowadzając dyskomfort. Desperacja zeszła na drugi plan. |
| | | Lilianne Balsamista
Liczba postów : 54 Join date : 21/06/2013
| Temat: Re: Laboratorium. Nie Gru 06, 2015 10:48 pm | |
| Pierwszy plan był dość dobry i mniej czasochłonny, dlatego go zaproponowała. Co prawda Alexandria podrzuciła jej kolejny, który również mógłby się sprawdzić jednak badania potrwałyby o wiele dłużej tak samo jak pierwsze próby. A ostateczna na Żniwiarce o wiele później. Chociaż z drugiej strony może warto było czekać? Tak czy inaczej jasnowłosa kobieta nie dałaby sobie nic wszczepić do mózgu. Siłą rzeczy będzie musiała rozpocząć pracę pod innym kątem. Do tego zaś potrzebowałaby żywych wiedźm, a konkretnie jednej o odpowiednich zdolnościach magicznych. I modliłaby się by na jednej się skończyło. Już wiedziała, że z tym powinna zgłosić się do Psów Gończych, ale we właściwej chwili. Teraz należało nakreślić chociaż wstępny plan. Przyłożyła palec wskazujący do brody, po czym przejechała opuszką po skórze zastanawiając się jak ubrać wszystko w słowa. - Właściwie... Można byłoby spróbować przebadać dokładniej geny, krew mózg wiedźmy, która posiada zdolność przywracania pamięci albo chociaż jej usuwania. Myślę, że skoro Wiedźma potrafi ją usuwać to można gen poddać takiej obróbce by ją przywracał. Tyle, że potrzebna byłaby taka żywa Wiedźma, bo kiedy zacznie się rozkładać to po ptakach.- mruknęła po chwili zastanowienia spoglądając na rozmówczynię. - Musiałaby być żywa z tego względu, że po przebadaniu każdej próbki przydadzą się coraz to nowe. Albo jak coś sknocę, to też się zdarza. Może udałoby się jednorazowo wykorzystać tak przekształcony gen, a właściwie to krew. Czy też uzyskać substancję, którą można byłoby zaaplikować jednorazowo strzykawką.- zaczęła snuć kolejne plany. - Tak czy inaczej musiałabym wszystko gruntownie zbadać, mieć materiał, spokój i czas na próby, by dopiero móc przedstawić Ci Pani jakiekolwiek wyniki i wtedy zaplanować termin takiej "operacji". Myślę, że są duże szanse by się powiodło- powiedziała to zdumiona uśmiechając się do siebie jakby ją olśniło. - Zaraz... Ale gdyby się to udało nastąpiłby duży przełom. Można by zacząć kopiować takie geny, wytwarzać odpowiednie krwinki i... Taka moc mogłaby być swobodnie wykorzystywana przeciwko nim na co dzień, a walka z nimi stałaby się chociaż o stopień prostsza. Może nawet dałoby możliwość postępowania w podobny sposób z innymi ich zdolnościami wzbogacając zasób naszych umieszczając je w broniach- źrenice z ekscytacji jej się rozszerzyły. Aż miała ochotę klasnąć w dłonie, podskoczyć i zatańczyć, ale powstrzymała się. Za to już miała ochotę przystąpić do badań. |
| | | Alexandria Mistrzyni Żniwiarzy
Liczba postów : 24 Join date : 03/12/2015
| Temat: Re: Laboratorium. Pon Gru 07, 2015 8:53 pm | |
| Powinna poważnie porozmawiać z przełożoną oraz zwołać radę Inkwizycji. Najlepiej jeszcze w tym tygodniu. Jeżeli te plany, o których teraz rozprawiała Lillianne, miały choć niewielki cień szansy zaistnienia, organizacja zyskałaby potężną broń do walki z plugastwem i diabelnym pomiotem. Kto wie, może nawet żadna z nich - nareszcie - nie musiałaby płacić krwawej ofiary podczas bojów? Za dużo już inkwizycyjne serce wycierpiało w imię dobra ludzi oraz ku chwale królowej Wiktorii, podczas gdy wiedźmy jedynie odprawiały z radością swe sabaty, nierzadko gotując podczas nich zupę z tych członkiń organizacji, którym nie powiodło się wrócić bezpiecznie do domu. Jeżeli choć w pewnym stopniu miały szansę przewyższyć swego wroga, Alexandria koniecznie powinna zgłosić taką możliwość do władzy. To, a także pilną potrzebę powiększenia szeregów Balsamistów oraz znalezienia nowej Mistrzyni. Z uwagą i dziwnym zadowoleniem w środku wysłuchiwała monologu jasnowłosej, gdy ta z zawzięciem kreśliła w swej głowie obraz szerokiego szlaku nauki oraz rozdroży nań występujących, których być może stałaby się w przyszłości odkrywcą. Bodajże w podobny sposób działała wena na znamienitych artystów, cierpiących z powodu zastoju - zaskakiwała znienacka, oferując wachlarz możliwości i rozwiązań, o jakich w pierwszym momencie człowiek nie pomyśli, choć te znajdują się tuż przed samym czubkiem nosa, oczekując odkrycia. Nie raczyła nawet wyciągać kobietę z jej świata, pozwalając ekscytacji ogarnąć naukowy umysł, więc jedynie lekko przytakiwała co jakiś czas, słuchając kolejnych wniosków oraz stwierdzeń, rozglądając się ukradkiem po laboratorium. Przeczuwała, że prędko z powrotem tutaj nie zejdzie, o ile po drodze nie nawinie się jakakolwiek żywa wiedźma, którą mogłaby przyprowadzić w celach badań... Nie, to nie jej fucha. Od tego były Gończe Psy, a Alexandria miała dbać o bezpieczeństwo w okolicy. Ostatecznie zielony wzrok zatrzymał się na niewielkim przyrządzie, przypominającym kryształową kulę, o jakiej rozprawiano w starych glosariuszach oraz przedstawiały pożółkłe ryciny. Z gracją odbiła się od krawędzi blatu i podeszła do zagraconego różnymi przedmiotami stołu, pośród których tkwił obiekt jej zainteresowania. - Wróżycie i wieszczycie za pomocą tego? - zerknęła przez ramię ku Lilianne, pozwalając tym razem puścić wodzę ciekawości oraz fantazji.
Ostatnio zmieniony przez Alexandria dnia Pią Gru 25, 2015 3:04 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Julia Pies Gończy
Liczba postów : 5 Join date : 05/12/2015
| Temat: Re: Laboratorium. Wto Gru 08, 2015 8:29 am | |
| Laboratorium zawsze przywracało wspomnienia, wspomnienia, które bolały, nie żeby czuła coś emocjonalnie, o nie. Pamiętała tylko ten ból, drgawki, nieustane zwalnianie lub przyspieszanie bicia serca, ukłucia od igieł i dni badań, które się wlokły niemiłosiernie. Musiała jednak tu przyjść. Już od połowy piętra poczuła zapach specyfików, jakie są tu wytwarzane i przechowywane, cuchnące słoje z formaliną z lekką domieszką ludzkich zwłok. Zeszła powoli niżej, a jej obuwie nawet nie wydało żadnego znaczącego dźwięku. Słyszała o czym ktoś rozmawiał. Kolejne testy, ale na szczęście całe nie na niej. Stanęła przed drzwiami do laboratorium, nie bawiła się w skomplikowaną suplikę słowną, po prostu weszła do środka. Zignorowała zupełnie obecność osób trzecich, nie miała z nimi zamiaru rozmawiać. -Potrzebuję składników do eliksirów.-stwierdziła chłodno i oparła dłoń na blacie wpatrując się kocimi oczami w balsamistkę. |
| | | Lilianne Balsamista
Liczba postów : 54 Join date : 21/06/2013
| Temat: Re: Laboratorium. Sro Gru 09, 2015 3:19 pm | |
| Oj, tak. Niepodważalnym było to, że jasnowłosa kobieta faktycznie ją zmotywowała do pracy. A może bardziej natchnęła i dała bodziec, który pozwolił kiełkować nowym pomysłom. Wiedziała, że przy poświęceniu i intensywnej pracy na pewno udałoby się któryś z nich zrealizować. Potrzeba było czasu, ale przecież nie od razu Rzym zbudowano. Jeszcze kilka rąk do pracy i można byłoby ten cały burdel na kółkach porządnie pchnąć do przodu. Będzie musiała zrobić tu gruntowne porządki. Jej miejsce pracy przypominało dawno zapomniane pomieszczenie tortur, a nie laboratorium. Wszystko było pokryte kurzem aż strach cokolwiek dotknąć. Wzięła się pod boki lustrując raz jeszcze salę. Dotarło do niej, że będzie musiała wyruszyć po nowe zioła i składniki. Brakowało wielu rzeczy, a samo nie mogło się uzupełnić. Wtem wyrwał ją głos Alexandri. Zerknęła najpierw na nią, a potem zaś na wspomnianą kryształową kulę. Uśmiechnęła się zabawnie pod nosem. - Chciałabym. A przynajmniej ciekawym by było poznać tajniki tego przedmiotu. Ale niestety nie udało się nam na razie nic zobaczyć, a tym bardziej przepowiedzieć. To potrafią tylko Wiedźmy.- wyjaśniła, po czym zaraz się zmarszczyła. - Póki co- dodała. - Ale zawsze możesz spróbować, Pani.- chwyciła kulę rzucając w jej stronę. Nie martwiła się o refleks kobiety, a skoro ją coś interesowało to mogła dotknąć i przyjrzeć się temu z bliska. Jeszcze chciała coś powiedzieć, kiedy do laboratorium wtargnęła jakaś persona. Zmarszczyła brwi mierząc dziewczynę badawczym wzrokiem. Nie podobało jej się, gdy ktoś wchodził tu jak do siebie, a wcale nie należał do Balsamistów. - Do mojej pracowni się puka, to po pierwsze- wyjaśniła to, co najbardziej ją ruszyło. - Po drugie nie mam w zwyczaju dzielić się moimi zbiorami z nieupoważnionymi osobami nawet jeżeli są członkami Inkwizycji.- tylko określonym przypadkom zezwalała na branie czegokolwiek i to i tak nie bez pozwolenia. Na zebranie składników potrzebowała czasu i z niektórymi nie było tak prosto. Wykorzystywała je wtedy, gdy ktoś potrzebował udzielenia mu pomocy. Eliksiry tworzyli Balsamiści. - Jeżeli ktoś spoza Balsamistów tworzy eliksiry na własną rękę to niech zbiera składniki sam.- dodała. Przyjrzała się jej raz jeszcze. - Chyba, że udzielisz mi informacji jakie konkretnie to eliksiry, do czego ci potrzebne.- założyła dłonie pod biustem. Nie dość, że włazi jak do siebie to jeszcze zwraca się do niej w trybie oznajmującym. - I jeżeli ładnie poprosisz. To moje warunki, inaczej możesz odejść- zwróciła się równie chłodno jak i ona. |
| | | Julia Pies Gończy
Liczba postów : 5 Join date : 05/12/2015
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Gru 11, 2015 8:48 pm | |
| Julia nie miała w zwyczaju czekać zbyt długo, lecz pozwoliła dokończyć rozmowę między kobietami. Czuła się tu niemal jak u siebie w domu, dlatego pozwoliła sobie rozejrzeć po laboratorium, kiedy one były pochłonięte rozmową. Spojrzała na niedbale rzucone notatki na szafce z aktami eksperymentów. "10 czerwca Obiekt wykazuje dużą agresję i nie można go w nijaki sposób kontrolować, zalecana ostrożność. 12 sierpnia Obiekt po podaniu sterydów roślinnych nabrał masy mięśniowej w tempie kilograma na tydzień. Pogłębiająca się psychoza. 15 sierpnia Obiekt znaleziony na sznurze prześcieradła. Zgon na wskutek powieszenia. Konieczna sekcja. Otworzyła przegródkę z aktami zaciekawiona co ciekawego mogą pisać na jej temat ci niby mądrzy i uczeni balsamiści, kiedy usłyszała słowa skierowane do niej. -Przesadzasz, spędziłam więcej czasu w tym lochu jako obiekt waszych badań niż ty, więc bądź grzeczna.-odburknęła i wysunęła kartę ze swoimi aktami, otworzyła i zaczęła czytać. Nie odwracając wzroku od tekstu, który czytała odpowiedziała. -Zrobisz to, nie tylko dlatego, że grzecznie cię o to proszę, ale dlatego, że ich potrzebuję, do walki, dla was. Twoim zasranym obowiązkiem jest mnie zaopatrzyć w to czego potrzebuję.- fuknęła bez krzty emocji w głosie i przewróciła stronę. Dała jej mówić, chociaż nie słuchała zbyt dokładnie, miała to po prostu w dupie. Co mogą jej jeszcze zrobić? Kolejne testy, przywykła, zabiją? śmierć byłaby wybawieniem, niestety zaprogramowana została by zabijać. -Potrzebuję pęczek jałowca, trochę jagód cisu, znalazło by się pewnie coś jeszcze, a no i smalec, najlepiej wołowy na smarowidło na miecz. Nie zwykłam się również dzielić przepisami na dekokty.- przewróciła kolejną stronę swoich akt, a wynurzyła się tylko z nich na ten okrutny cynizm Lil. "Prosić." -Słuchaj no, zrobisz to i tak i tak, chyba, że wolisz skończyć z odciętym ścięgnem Achillesa, ale nogi nie są ci w tym przypadku potrzebne. A i tu masz błąd w aktach.-wskazała palcem. -Histon H1 wiąże chromatynę, nie to coś co tu jest napisane. |
| | | Arnett Ex-balsamistka
Liczba postów : 7 Join date : 20/03/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Sro Mar 22, 2017 11:22 pm | |
| Można powiedzieć, że dzień był ładny, ale w sumie Arnett nieznacznie to obchodziło. Była dziś zbyt szczęśliwa by cieszyć się tym dniem. Dlaczego? Dotarł bowiem zamówiony na jej osobę transport rudy tytanowej. Dla większości ludzi, ten pierwiastek to zwykły śmieć. Trudno się im dziwić - wymagał bowiem diabelskiej temperatury potrzebnej, by go chociaż stopić. W dodatku, nie tylko ona wie, że otrzymanie go w całkowicie czystej postaci nie jest możliwe. Fizycznie - nie. Ale technologia w tej pracowni pozwala na bardzo wiele. Udało się go zdobyć bardzo niewiele - nie było tu nawet dwóch ton tej rudy. Powód jest prosty - był to transport z Kanady, a więc przybył cały ocean by się tu znaleźć. Więc nawet taka niewielka ilość miała dla Arnett ogromne znaczenie i nie chciała takiej okazji przegapić. Tytan może mieć wiele zastosowań, kilka z nich nawet już znalazła. To lekki i niezwykle wytrzymały metal, a jej udało się otrzymać dość "czysty" stop. To z pewnością napawało radością. Ubrana może nie w fartuch, a grube, niepalne ubranie, robocze gogle i grube rękawiczki, wzięła się do pracy. Otrzymaną rudę rozdrobniła na ziarna wielkości pyłu, po czym je wszystkie wrzuciła do rozgrzanego do czerwoności pieca. Używając prymitywnego katalizatora przez długi czas oczyszczała rudę z odpadków. Wciąż, był to "brudny" tytan, lecz miał właściwości chemiczne i fizyczne drastycznie zbliżone do tytanu. Po wyjęciu otrzymanej masy, rozlała ją w sztaby. Jedną z nich ponownie stopiła, kując ostrze. Proces kucia stopu tak trudnego do stopienia jak tytan to naprawdę trudna sztuka. Po godzinach kucia, miała gotowe ostrze do rapiera. Połączyła go jeszcze z rękojeścią i broń była gotowa. Nie była pewnie królewsko wykonana, bo miała po prostu działać. Po tej całej robocie zmęczona jak pies, odeszła od pieca i trzymając nową broń udała się w stronę jej stanowiska pracy. Po drodze zdjęła grube robocze ubranie oraz google i założyła jej biały fartuch. Na nosie znów wylądowały jej złotawe okulary. Podeszła do swojego stanowiska, położyła ową broń i wycieńczona walnęła twarzą o biurko. Po tym, wyjęła z biurka coś mocniejszego i wróciła do poprzedniej, dość smutnej pozycji, a flaszka wylądowała na biurku. W końcu kondycja nigdy nie była jej przyjacielem. |
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Czw Mar 23, 2017 8:27 am | |
| Ostatnio kiedy Adrastia była u Evelyn, zapomniała jej podrzucić jeszcze jednej, znacznie mniejszej paczki, która przyszła wraz z tą dużą. Pracownik spółki po prostu umieścił ją wraz z resztą małych paczek przez pomyłkę i przez to inkwizytorka po prostu jej nie zauważyła. Duma kupiecka nakazywała niezwłocznie dostarczyć pakunek dlatego zabrała go do swojego biura, by przekazać dobra Mistrzyni Balsamistów w pracy. Nie mogła jednak chodzić po budynku inkwizycji z dziwnie pachnącym prostokątnym pudełkiem, więc postanowiła udać się do laboratorium i zaprosić Eve na krótką pogawędkę w gabinecie. Tak dla niepoznaki, że niby nie kręcą jakiś podejrzanych interesów, a zarazem żeby podroczyć się z Henderson. Stronheim nawet założyła ten czerwony płaszcz, który przypadał jej ze względu na stanowisko. Kwestia, że nie było żadnego jelenia… przepraszam, inkwizytora, który zszedłby do pieczary balsamistów i powiadomił Mistrzynię. Znaczy pewnie ktoś by się znalazł, ale akurat nikt nie przechodził w pobliżu gabinetu, dlatego Stronheim opuściła swój przytulny gabinet i zeszła do laboratoriów. W sumie dosyć rzadko tu bywała, a jeśli już to by sprawdzić najnowszy wynalazek, który chcieli jej zaprezentować. Na trzeźwo tam nie zejdzie, dlatego po chwili wróciła się i napełniła dwa drewniane bukłaczki, które miała przy sobie, nalewką wiśniową. Pędzoną na spirytusie oraz świeżutkich owocach w sekretnej piwniczce Arcymistrzyni. Tam, gdzie ciekawskie oczy inkwizytorów nie dochodziły. Łyknęła najpierw jeden, potem drugi łyk i tak bukłak opróżnił się w połowie, a Glamred mogła delektować się tym słodkim smakiem wiśni zmieszanej z alkoholem. W końcu jednak trzeba było zejść do laboratorium. Przekroczyła jego progi trzymając głowę nisko i przytrzymując kapelusz, by przypadkiem coś go jej nie strąciło z głowy. Jakby w każdym momencie coś mogło wybuchnąć lub wystrzelić. Rozejrzała się, jednak nigdzie nie widziała Eve. Przeszła do kolejnego pomieszczenia, a tam ku jej zdziwieniu zauważyła bardzo znajomy obrazek. Młodo wyglądająca, brązowowłosa dziewczyna ubrana w białych fartuch oraz z włosami w nieładzie leżała twarzą na biurku. Wyglądała jakby ostro zabalowała zeszłej nocy, a kac trzymał ją jeszcze dzisiaj. Oglądając ją z każdej strony Arcymistrzyni dałaby jej takie 7/10 w skali słodyczy, gdyż wyglądała bardziej jak dziecko. Nie żeby narzekała na ten typ wyglądu, gdyż jej ukochana, która każdej nocy rozpalała z nią łoże miała 18 lat i właśnie spała w gabinecie. To był drugi powód, dla którego nie chciała opuszczać swojego miejsca jednak czasem trzeba było. Arcymistrzyni widząc butelkę na stole odczuła pewien rodzaj sympatii do odpoczywającej dziewoi. Niby powinna ją skarcić za picie w miejscu pracy, jednak ten obowiązek raczej należał do Mistrzyni Balsamistów, a sama Adrastia wiedziała jak dobrze może zrobić od czasu do czasu kilka łyków alkoholu. Spojrzała po chwili na rapier, który leżał obok. Nie wyglądał jakoś przepięknie, a czerwonowłosa już dawno przywykła do innego stylu walki oraz broni jednak na pewno był wytrzymałą bronią. Umówmy się, że Balsamiści nie wypuszczą żadnego bubla ze swojej pracowni. Po krótkim zastanowieniu, Stronheim postanowiła spłatać Balsamistce figla. Odchrząknęła i przybrała poważny wyraz twarzy, a wewnętrznie już skisnęła wyobrażając sobie reakcję dziewczęcia. Pewnie spanikuje i zacznie przepraszać oraz zapewniać, że to się więcej nie powtórzy czy coś takiego. - A cóż to za picie w miejscu pracy? – zapytała zakładając ręce na piersi i tupiąc nóżką miarowo o posadzkę w geście oczekiwania na wytłumaczenie. Oczywiście podeszła bliżej i spojrzała na butelkę, a następnie srogim wzrokiem na dziewczynę. Chwilę potem jak już nacieszyła się reakcją to po prostu się zaśmiała i odkorkowała sobie własny bukłaczek. Siadając krańcem pośladków na stole – Żartuje. Póki nie pijesz jakichś pomyjowych trunków to ja się nie przyczepię. O ile będziesz trzeźwa. Co innego Evelyn – zarzuciła na bok włosami i uniosła rondo kapelusza lekko w górę – Jak Cię zwą córciu?
|
| | | Arnett Ex-balsamistka
Liczba postów : 7 Join date : 20/03/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Czw Mar 23, 2017 8:21 pm | |
| Twarz Arnett zakryta była przez jej długie i poskręcane włosy. Chciała się zdrzemnąć... nawet mocniej niż bardzo. Podłożyła sobie nawet prawą rękę pod głowę. Jej mięciutkie ubranie, mimo przykryte laboratoryjnym fartuchem, wciąż było świetną podściółką, w której wręcz topiła się głowa tej panienki. Chciałoby się już leżeć w łóżku. Niestety, roboty zawsze miała mnóstwo, jako że miała w nawyku tworzyć różne dziwne urządzania bez przeprowadzania jakichkolwiek testów. A trzeba było je wykonać! A tej brakowało zarówno czasu, jak i chęci. Dziewoja ta pewnie wpadłaby po pewnym czasie w objęcia Morfeusza, bo ślepia się jej kleiły. No ale życie to nie bajka, a mimo to i tak spotkać można tu smoki. Groźny i donośny głos wybudził ją z nostalgicznego letargu. Arnett uniosła głowę, podniosła okulary, przetarła swoje ślepia, po czym znów włożyła je na swój nos. Spoglądając się na przerywającą jej sen osobę, od stup po głowę, szybko wytrzeźwiała. Co jak co, ale nie spodziewała się arcymistrzyni pośród jej burdelu. Tak jak żniwiarzy można uznać za zgraję psychopatów ( a przynajmniej tak sobie Arnett o nich myślała) tak balsamistów można było nazwać bandą popierdoleńców. Naprawdę, wielu ludzi dostaje bólu głowy tylko na samą myśl, że ma tu zejść. No ale mistrzyni.. to mistrzyni. Byle rycerzyk nie stoi na szczycie. Bądźmy szczerzy. Dziewczyna złapała oddech w płucach i ze spokojem odpowiedziała: -Upewniam się tylko, że dzisiejszego dnia wciąż jestem tą samą osobą, którą byłam wczoraj. Dodatkowo, jak coś czasem zrobię... To nie krzyczę "EUREKA!" albo "To działa!" tylko raczej... "O w mordę, to działa". Na trzeźwo nie zawsze daję radę. Alkohol pomaga mi tę prawdę zaakceptować, nic na to nie poradzę. Ale może mi Pani wierzyć, że jestem bardziej poczytalna po pijaku, niż 80% ludzi pracujących tutaj. W sumie nie wiedziała, czy arcymistrzynię w jakikolwiek sposób to przekona. Ale mówiła prawdę. Alkohol jest tu bardzo pomocny, a ona rada była, że coś ze sobą miała. Jednak zakładała, że nawet jeśli puści to płazem, to tylko dlatego, że jest na tyle leniwa, że po prostu nie chce się jej nic robić. W końcu naukowca mało kto zrozumie. I nawet to, że ona sama wyjęła "małe co nieco" i zaczęła przy niej pić, nie zmieniło jej zdania, że jest tak jak sądzi. To czyste lenistwo. W końcu: "To, że ja mogę, nie znaczy, że Ty możesz". I jej słowa, że powinna bać się Evelyn wcale do niej nie przemawiały. Wiedziała bowiem, że jeśli ona straci pracę, to zmieni to tylko tyle, że nie będzie miała mniej możliwości, lecz jej warsztat był dla niej wystarczającym miejscem. Więc nawet by nie płakała, a pogodziła się z losem. Jednak ten wydział stracił by o wiele więcej niż ona. Temu nie bała się tutaj praktycznie nikogo; nie miała zbyt wiele do stracenia. Myśląc o tym chwilę, przyjrzała się czerwonowłosej jeszcze raz. Nie, żeby nigdy jej nie widziała ale po prostu nie była zainteresowana jej osobą. To się nadal zbytnio nie zmieniło, ale słysząc słowo "córka" zaczęła się zastanawiać, ile ona może mieć lat... i na 50 to jej nie wyglądała. -Nie musiała mnie Pani obrażać. -Przyznała z pełną szczerością, że "pomyjowe trunki" było dla niej obelgą. Ona w końcu byle czego nie bierze do ust. -Jestem szlachcianką, nie piję byle czego. Stać mnie, by pić to, na co mam ochotę, a nie to na co mnie stać. -Powiedziała to z pewną dumą. W sumie miała z czego być dumna, bo nie każdy miał taki luksus. -I nie ma się Pani co o mnie martwić, nic mi nie będzie. -Odpowiedziała, odnośnie Evelyn. Pracuje tu już wystarczająco długo, by wiedzieć, że nic się nie stanie. -Nie sądzę jednak, że powinna mnie Pani nazywać swoją córcią. Mogę wyglądać na 16 lat, ale wierzy mi Pani, mam dwa razy tyle. Więc raczej pasuję na młodszą siostrzyczkę, niż córeczkę, jeśli lecimy po zdrobnieniach. Ale chcieć to móc. Możesz mi mówić jak Ci się to podoba, póki to nie obelga. A wracając.. Mam na imię Arnett. I jestem kontenta, że Panią tutaj widzę. -Powiedziała, będąc w sumie nieco dumna z siebie, że 16 mnożone przez dwa, daje dokładnie jej wiek. Chociaż nie była pewna, czy takie "spoufalanie" się z przełożonym jest w całości ok, lecz... Przełożony mojego przełożonego to w sumie nie jest w całości mój przełożony, więc w rzeczy samej - wszystko jest w porządku. Prawdopodobnie. |
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Czw Mar 23, 2017 11:00 pm | |
| Nie takiej reakcji spodziewała się inkwizytorka, a raczej przywykła do czegoś innego. Stara Arcymistrzyni chyba katowała czasami ludzi, bo patrząc po na przykład Selene, która była niebywale spięta to innego wniosku nie szło wyciągnąć. Natomiast Balsamistka wybudzona z letargu nie śpieszyła się nigdzie jak również wykazywała się stoickim spokojem. Poprawiła sobie okularki, które dodawały jej uroku. Na dodatek była w miarę trzeźwa, skoro dała radę skleić tak sensowną wypowiedź. Chociaż nie. Raczej faktycznie gadała od rzeczy, zwłaszcza na początku jednak inkwizytorka w pełni rozumiała, że czasem trzeba wzmocnić swoją wyobraźnię kilkoma głębszymi. Inną kwestią w zupełności było to, że Ar tłumaczyła się trochę jak taki typowy pracownik przyłapany na pijaństwie, jednak gdyby Stronheim chciała ją wyrzucić to popadłaby w hipokryzję jeszcze bardziej niż do tej pory. Nie pokazywała tego po sobie, jednak ten argument dałby radę ją przekonać ze względu na to, że sama tej metody często używa. Może nie gadała tak bardzo od rzeczy, a ta krótka wstawka miała być swego rodzaju prezentacją tego co czyni alkohol z jej umysłem? Zresztą dziewczyna ma krągłości oraz nie należy do chudych szkap, więc płynne szczęście wolniej na nią działa i może wypić go znacznie więcej niż przeciętna osoba. Innym przypadkiem była Glamred, która po prostu miała twardą głowę i najwyraźniej wątrobę ze stali. Komu jednak mogli poskarżyć się pracownicy, że Adrastia pije? Poskarżą się mistrzom albo samej arcymistrzyni? Dobre sobie. Niemniej jeśli dziewczę postanowiłoby się napić ze swojej butelki to nie zabroniłaby jej. Gorzej jeśli Evelyn faktycznie by ją przyłapała, wtedy kaplica i mogłaby się pożegnać z pracą w najlepszym wypadku. Najgorszy to taki, że Mistrzyni Balsamistów wymyśli jakąś stosowną karę dla takiej osóbki, a trzeba było brać pod uwagę ilość środków do tejże kary jakimi dysponowała. Glamred parsknęła śmiechem kiedy dziewczyna uznała tę zagrywkę słowną za obrazę. Zresztą jej pochodzenie dużo mówiło i miała wrażenie, że chyba wszystkie arystokratki są bardzo wyniosłe lub mają wybujałe mniemanie o sobie. - Cóż jestem z rodziny kupieckiej, a osiągnęłam ciężką pracą znacznie więcej niż szlachta, jednak zgodzę się ze stwierdzeniem „któż bogatemu zabroni?”. Również nie piję byle czego, a jeśli już to wina Toskańskie przypadły mi do gustu – podzieliła się swoimi przemyśleniami arcymistrzyni z Arnett, a kiedy ta zaczęła się produkować na temat swojego wieku po prostu uśmiechnęła się pod nosem, gdyż zapowiadało się na iście interesujący pojedynek słowny. Arcymistrzyni odpięła jeden z drewnianych bukłaczków i podsunęła wiśniówkę w stronę szlachcianki. Ciekawe czy wzgardzi własnej roboty alkoholem, który był robiony z najlepszych składników? - W sumie masz szczęście, że akurat trafiłaś na mnie. Stara arcymistrzyni wyrwałaby Ci jęzor za takie słowa oraz spoufalanie się, jednak ja preferuję inną politykę. Staram się integrować z moimi podwładnymi, rozmawiać z nimi o wszystkim jeśli tylko mogę – powiedziała kręcąc sobie na palcu swe czerwone włosy, a następnie ręką sięgnęła po rapier, którym machnęła parę razy w powietrzu. Spojrzała na ładnie wykonaną rękojeść oraz przerzuciła sobie broń kilka razy z ręki do ręki. Jednak to nie był jej typ broni. Wolała coś znacznie lżejszego oraz mogącego ciąć i penetrować pancerze, a nie jakieś pseudożądło. - Pewnie mnie znasz, ale również możesz mi mówić po imieniu. Adrastia – rzuciła wyciągając rękę w stronę inkwizytorki oraz ściskając ją pewnie jeśli tamta przyjęła gest – Poza tym to nie kwestia wieku – powiedziała spoglądając kobiecie w oczy, by po chwili sięgnąć po swój bukłak i napić się z niego dla zwilżenia gardła. Postanowiła teraz wprowadzić Balsamistkę w to jak arcymistrzyni postrzega te dolne rangi – Bo widzisz jako, że stoję na czele organizacji to jestem za was odpowiedzialna. Jak każdy przełożony lub jeśli wolisz prostszy przykład jak matka o dziecko. Jeśli dziecko popełni wykroczenie to wina spada na rodzica, a nie samego berbecia. Dla mnie wszyscy w sensie przenośnym jesteście jak moje dzieci i dlatego troszczę się nawet o tych najniżej w łańcuchu pokarmowym – powiedziała uśmiechając się delikatnie w stronę Balsamistki, odkładając rapier i opierając go o blat. Nawet jeśli ten najniżej miał problem to zawsze mógł zwrócić się do arcymistrzyni. Szkopuł w tym, że nie zawsze o takiej opcji myslano i często w obliczu problemów Adrastia stawała się po prostu bezsilna, gdyż inkwizytor nie chciał o nich powiedzieć. – Dobrze wykonane ostrze, aczkolwiek ja wolę lżejsze rzeczy. Przyzwyczaiłam się do Wschodniej broni, która w naszych warunkach sprawdza się całkiem nieźle. Daje element zaskoczenia, gdyż przeciwnik nie rozpoznaje większości postaw i form – podzieliła się swoimi obserwacjami jednocześnie poprawiając kapelusz na głowie. - Muszę jednak przyznać, że zachowujesz się dosyć nietypowo jak na arystokratkę. Może trochę nieodpowiedzialnie, ale nie czuć takiego zadzierania nosa. W końcu wiesz, że patrząc wysoko nie zerka się na dół, skąd może nadejść cios – oparła się o dłoń i zaczęła bujać nogami zwracając jednocześnie uwagę, by przypadkiem nie kopnąć kobiety. Mimo, że tamta wyglądała jak smarkula to wypadało okazać jej trochę szacunku. Zresztą w handlu istniała taka niepisana zasada, że otrzymujesz procent tego co włożysz – działało to również w wypadku szacunku. Nie mogła oczekiwać, że ludzie zaczną ją szanować za sam tytuł. Musiała skraść ich serca i przekonać, by podążyli za nią. W innym wypadku prowadzenie organizacji o tej skali byłoby niemożliwe. - Jesteś w sumie niewiele młodsza ode mnie, gdyż różnica wieku to tylko 6 lat. Dostatecznie dużo, by postawić własną spółkę handlową oraz znaleźć sobie męża i spłodzić nawet trójkę dzieci. Wiem jednak, że życie kury domowej Cię nie interesuje inaczej byś nie siedziała w laboratorium. Co więc Cię interesuje poza degustacją drogich trunków? – zapytała inkwizytorka mając nadzieję, że Arnett jej odpowie na to pytanie. W końcu chciała poznać Balsamistkę od innej strony niż ta zawodowa. |
| | | Arnett Ex-balsamistka
Liczba postów : 7 Join date : 20/03/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Mar 24, 2017 6:03 pm | |
| Arnett należała do osób raczej spokojnych, którzy lubią to co robią i są zadowoleni, że nadszedł kolejny dzień. I w sumie tak też było, bo słowa arcymistrzyni rozbawiły ją całkiem nieźle, z tym, że nie koniecznie chciała całą tę swoją radość pokazać tu i teraz. Bo jak to się mówi, w młodości, człowiek chciał mieć zawsze rację. Moje ja ponad Twoje Ty, prawda? Ale teraz to nabiera nieco innego znaczenia. Teraz… nie ma już żadnej korzyści z posiadania swoich racji. Czemu? Bo lepiej mieć święty spokój, niż świętą rację. Mimo to, uśmiech pojawił się na jej twarzy, a uszy mogły usłyszeć jej nieśmiały śmiech. Czemu się śmiała? Bo usłyszała historię „gdzie ja byłam i co ja widziałam… Gdybyś to widziała co ja, to by Ci się ręce trzęsły.” Znała już tę bajkę od jej znajomej z akademii. To taka nostalgiczne… Niedziwne, że zawsze czyniła jej dzień lepszym, nawet jeśli nie miała o tym bladego pojęcia i wcale nie był to jej cel. -Przepraszam, ale po prostu nie mogę się powstrzymać. Próbuje Panna konkurować z kaleką, a w dodatku sierotą? Powiem tylko, że prawdziwie równego przeciwnika sobie Pani znalazła. Lecz muszę powiedzieć, że ja też jestem tu dlatego, że podczas gdy inni pili, ja pracowałam. Teraz ja piję, a Ci co pili, żyją teraz z dnia na dzień. Może to i dobrze… W końcu byle chłop nie zostanie balsamistą, bo dostanie konwulsji. A ja, byłam zawsze pierwsza na roku… Mówię sobie, że jestem właściwym człowiekiem, na właściwym miejscu. Jak to się mówi, prawda zawsze boli, tylko nie do końca miała pewność, kogo tym razem. Ale to co powiedziała była po prostu pewnego rodzaju drwiną. Nie wspomniała o tym, nie żeby tak bardzo przywiązywała uwagę do statusu, który z wolna przestaje mieć prawdziwe znaczenie. I bukłak podstawiony przez samą arcymistrzynię… To musi być sieka. Czy jak odmówi, to tamta poczuje się urażona? Była ciekawa, bo tak naprawdę to nie chce się jej pić. Lecz nie miała niczego do stracenia; symbolicznie wzięła bukłak i przyłożyła go do ust. Jednak ciężko stwierdzić, czy wzięła więcej niż malutkiego łyczka. W końcu… ona chciała się tylko napić, nie upić. Odpowiedziała po prostu: -Dobre. Jednak wnioskuję, że jest Pani wielekroć częściej nietrzeźwa w pracy, niż ja. Ale to szczegół. Bo powie mi Pani, że pijany pijanemu wypomni. Ale to nieco dwusieczne ostrze, bo mnie ktoś już wypomniał. Po czym głęboko westchnęła. Ta rozmowa zaczynała się robić dla niej ciut za ciężka. Mówienie tego, co się myśli od drugiej strony nie było dla niej łatwe. Szczególnie, jak nie chciało się mieć problemów. Dodatkowo, to miało być jej 15 minut przerwy, a ona się tworzy. Za jakie grzechy? Chciało się jej płakać. I jeszcze ględziła jej o starej arcymistrzyni i co by ta z nią zrobiła. Co jak co, ale jej głowa ma się dobrze, a tekst typu „znaj łaskę pana” nie rzucał na mistrzynię jaśniejszego światła, a wręcz te ciemniejsze. No ale starała się… przynajmniej tak to wyglądało. Ale chwała dla niej, że potrafiła zniżyć się do poziomu osoby, która stała pod nią. Patrzyła się na nią, gdy ta zaczęła bawić się jej bronią. Była to broń testowa, bez zdobień. Miała działać, a nie dobrze się sprzedać, więc nawet go nie przyozdobiła. Sam metal i rękojeść dopasowana do dłoni, by zredukować do minimum dyskomfort podczas uderzania w inne ostrze lub twardy cel. -Te ostrze jest pozbawione jednej z głównych wad rapiera – właśnie wagi. Metal z którego go wykonałam, jest twardszy niż jakakolwiek inna stal, a wagę ma niewiele większą niż aluminium. Mogę powiedzieć, że te ostrze przewyższa najgroźniejszą broń białą, czyli jej następczynię – szpadę. Chociaż takowe bronie będą ustępować coraz to doskonalszym muszkietom, samopałom i rewolwerom, lecz nie mogą być ignorowane. Jeśli spytasz się, czemu wykułam rapier, to powiem tylko, że dlatego, że innych mało kiedy używałam, więc stworzyłam to, co mogłam obiektywnie ocenić. I rozumiem, że masz bujną wyobraźnię, ale ja nie znam ostrza, które tak po prostu cięło by metal. No, może z wyjątkiem tych nożyc. –Wskazała palcem na wiszące na ścianie nożyce do cięcia blachy. – Normalna broń biała zwyczajnie się od niej obije. No, chyba, że masz otwieracz do rycerzy. Wiesz taka tam broń typu użyj i zapomnij… Jedno zamachnięcie i każdy pancerz przebity, razem z noszącą ją osobą. Problem polega na tym, że już potem nie da się tej broni wyjąć. To jedna z tych broni, która została zbanowana przez kościół w średniowieczu. Ale jest po prostu wiecznie żywa, podobnie jak buzdygan. Ale wybaczy Pani, rozgadałam się. Ale dziękuję za Pani opinię. Przymknęła oczy i skinęła głową, dziękując za opinię. Chociaż.. nie była zbytnio pomocna, bo prawdopodobnie ta nawet nie zauważyła różnicy. Dziewoja płakała więc w środku, czując, że w sumie to dobrze, że zrobiła rapier, bo będzie mogła go teraz używać. W końcu i tak nikt nie zobaczy różnicy. Ugryzła się więc w wewnętrzną część wargi i poprawiła okulary. I wciąż z krzykiem duszy podała jej dłoń i dodała: -Miło mi, jednak moim zdaniem jest Pani pełna sprzeczności. A tak szczerze, to chyba dobrze się Panna Adrastia bawi… No, tu nie miała wątpliwości. Najpierw opierdziel, za picie, by napić się na jej oczach, a potem wykład o spouflaniu się, by teraz tak o „przejść na Ty”. Powiedziałaby, że to swego rodzaju hipokryzja, ale nie. To po prostu robienie sobie sobie dnia kosztem dziecinnie wyglądającej balsamistki. Kto co lubi, rzekła by Arnett. Nie muszę dodawać, że przemówienie arcymistrzyni weszło jej jednym uchem, a drugim wyszło. –No cóż, o problemie z erekcją też powinni ci mówić? - Prosty wniosek, od ogółu do szczegółu. Komu jak komu, ale nie chciałaby mówić o swoich problemach jej przełożonej. To się po prostu nie opłaca. Więc… Dziwne, że nikt nie przychodzi, naprawdę. -Nie bardzo rozumiem, o co Pani chodzi, z tym całym zadzieraniem nosa. Jestem jaka jestem. Jakim mnie boże stworzyłeś, takim mnie masz. Nie wiem czemu ocenia Pani ludzi stereotypowo. Ja jestem jedna i nie jestem „wy” ani „one”. Jestem Arnett. Jedna, niepowtarzalna. Tu i teraz. Nie wiem czy to zrozumiałe… Ale o człowieku decyduje nie to, czy ukłoni się przed kimś, kto stoi nad nim, tylko to, że ukłoni się przed kimś, kto stoi pod nim. Więc tu się z Panią zgadzam. Jej ostatnie pytanie było ciosem w jej prywatną sferę. Zastanawiała się nieco nad tym zapytaniem i doszła do pewnej konkluzji. –A po co Ci to kobieto wiedzieć. Jesteś ode mnie starsza i pewnie też nikogo nie masz, ale dupczysz się z kim popadnie. A miała to być słodka drzemka po pracy. No fajnie, Boże, ponownie pytam, za jakie grzechy. Ale no opowiadam, jak pytają. – Po tym dość gromliwym przemówieniu, znów odwróciła się w stronę swojego biurka, położyła głowę na swoim mechanicznym ramieniu i zaczęła historię, nie koniecznie ciekawą swojego życia. -To dobre pytanie, bo dla mnie praca jest formą spędzania wolnego czasu, niżeli formą zdobywania pieniędzy. Ja pieniądze biorę z posiadanej i dzierżawionej ziemi. Dostałam ją w spadku od wuja. Nie lubił mnie, ale go też nikt nie lubił, więc nawet kobiety nie miał. Nie tak, że żadna go nie chciała, ale on żadnej nie chciał. I umarł bezdzietnie. A ja, jako jego najbliższa krewna dostałam to wszystko.. Więc w sumie coś dobrego dla mnie zrobił. Po za tym - posiadanie dzieci to nie jest coś, co brzmi źle jak dla mnie, lecz za młodu nikt by mnie nie chciał. No cóż, nie miałam posagu i byłam niepełnosprawna – kto by mnie chciał. Nie bez powodu mam protezy. Ale wracając do tematu, to lubię malować tworzyć biżuterię i wbrew pozorom podróżować. Pamiętam jak miałam 26 lat i stwierdziłam, że pora odpocząć od Anglii i popłynęłam w stronę Hiszpanii. Miałam wiele szczęścia, bo kapitanem był mój przybrany wujek. Dłuższa historia, nie będę tłumaczyć. Ale całe te podróżowanie miało jakiś taki smaczek, który mnie kręcił. Być częścią jednej wielkiej floty, brzmi niezwykle ciekawie jak dla mnie; przepłynąć tysiące mil i dokonywać wspaniałych odkryć. Nowych wysp, lądów, żyć. Spotykać nowych ludzi i przemieniać ich w patriotów. Ludzie na tym statku mawiali, że razem mogą być czymkolwiek ich serce pragnie. To był dla mnie taki nieznany świat. Ale myślę, że byłam nim po prostu zauroczona… haha… W końcu wielkość jest naszym prawem przyrodnim. Nawet jeśli nie na statku, tu również mogę odkryć równie wiele, co na najdzikszej wyspie. A po za tym, to mam pewnie wiele nudnych hobby, jak czytanie książek, budowanie maszyn i mechanizmów. Po za tym lubię spacerować po lesie, parku jak również lubię spędzać wolny czas ze służbą, która mi służy. Specjalnie dobrałam sobie ludzi, którzy są ciekawi. To było coś, aż jej w gardle zaschło. Temu, na koniec tego przemówienia, otworzyła swoją butelkę i wzięła kolejnego łyka. Może to jej pomoże, szczególnie jak ktoś nad nią stoi. Napiła się i uśmiechnęła, czując nostalgię, którą poczuła wspominając o gorącej Hiszpanii. Było tam naprawdę pięknie. Musiała pewnie teraz wyglądać nieco głupawo, gdy śmiała się sama do siebie. |
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Mar 24, 2017 8:10 pm | |
| Inkwizytorka była przeciwieństwem większości pracodawców. Wolała wiedzieć co dokładnie mieli jej pracownicy na myśli. Nie cenzurowała nic i pozwalała większości mówić co im na sercu leżało, a jeśli nie było to coś absurdalnego lub niepopartego niczym to nawet brała to pod uwagę. Kwestia, że w ciągu 8 lat miała naprawdę niewiele czasu, by z każdym porozmawiać prywatnie. Taka metoda prowadzenia organizacji sprawdzała się jedynie w wypadku samej kwatery głównej, gdzie można było mieć z większością pozytywne relacje. Należało jedynie pamiętać o tym, że Arcymistrzyni to tylko tytuł, a raczej ranga, a pod nią czai się zwykły człowiek. No może nie do końca taki zwykły, gdyż miała swój sekrecik, którego nie odkrył jeszcze żaden inkwizytor i raczej w najbliższym czasie nie pozna tej tajemnicy. Oczywiście na słowa Balsamistki miała już ripostę. Postanowiła to obrócić w całkiem niezły żart rodem ze średniowiecznych wojen państw Europy Centralnej. Był udokumentowany przypadek, w którym władca wyzwał na pojedynek króla drugiego państwa. Sęk w tym, że tamten był ślepy i w ramach żartu zgodził się na to pod jednym warunkiem. By dla wyrównania szans również król dał się oślepić. Oczywiście obaj przyjęli to jako dobry żart i nie było z tym większego problemu, dlatego Adrastia postanowiła wykorzystać podobną skalę humoru – Wiesz dla wyrównania szans zawsze mogę sobie coś kazać odciąć, gdyż pozbawiać mnie rodziców już nie będzie trzeba – powiedziała mrugając jednym okiem, by dać Balsamistce sygnał że w tym momencie się z nią zgrywa. Zresztą jej planem było zrobić im obojgu dzień przez jakąś bardzo specyficzną konwersację i interakcję, która już zaczęła się między nimi wywiązywać dlatego kontynuowała dialog – Cóż zawsze mi się przyda dodatkowy tragarz w magazynie dlatego z chęcią takiego chłopa zatrudnię. Zwłaszcza do ciemnych interesów, gdyż taki człowieczek nie jest często zbyt oświecony i nie zapyta o pewne rzeczy – uśmiechnęła się lekko sugerując, że jest to po prostu kolejny żart. Dosyć czerstwy, ale jednak niósł w sobie ziarenko tej prawdy. Ciemną masę najlepiej było wysłać do brudnej roboty, gdyż nie zadawali zbędnych pytań. Potniesz zwłoki i spakujesz je, a potem wyślesz? Nie ma problemu, w końcu chłop nie zapyta co masz w skrzyni i dlaczego ona śmierdzi. - Słuszne podejście. W końcu nikt nie lubi osób, które uważają samych siebie za zera. Nie chce się po prostu tego narzekania słuchać, a z drugiej strony nie lubi się osób, które nadmiernie się przechwalają. Znasz swoją wartość, ale nie chełpisz się tym nadmiernie więc jesteś kimś pomiędzy co jest jak najbardziej prawidłowe i postrzegane pozytywnie – wysiliła się na luźną dygresję Arcymistrzyni. Lubiła kiedy człowiek znał swoją wartość. Taką faktyczną wartość, a nie wyobrażenie. Arnett wiedziała ile jest warta oraz co faktycznie potrafi inaczej nie pozwalałaby sobie na takie słowa wobec Arcymistrzyni. Jednak nie powiedziała jednej rzeczy. Istniało powiedzenie „nie ma ludzi niezastąpionych” i jeśli nie ona to zawsze na posadę znajdzie się ktoś inny, bardziej utalentowany. Najpewniej wobec Adrastii można tę samą zasadę zastosować i dlatego chociażby starała się jak najlepiej zawiadywać całą organizacją, by nie dać powodu do jej zastosowania. Mistrzyni uważnie przyglądała się czy Balsamistka faktycznie piła, a głównie patrzyła na ruch samego gardła. Zawsze mogła po prostu przełknąć ślinę, by zasymulować połykanie czegoś jednak nawet jeśli tylko udawała, że wzięła sobie łyczek to Glamred nie robiła z tego większego problemu. Wiadomo, że nie każdemu może pasować wiśniówka lub jakiś prostszy trunek. - Czy ja wiem? Raczej jestem nietrzeźwa pod wieczór po skończonej pracy kiedy trzeba sobie jakoś osłodzić dzień. Tak to praktycznie cały dzień jestem trzeźwa, bo tak małe ilości mnie nie ruszają – wzruszyła ramionami i nawet nie gniewała się za to oskarżenie. Prawdę mówiąc to Arnett była jedynie Balsamistką i realnie nie mogła zbyt wiele zrobić, więc Adrastia mogła sobie pozwolić na co tylko chciała. Mogłaby ją nawet zwyzywać w tym miejscu i nie poniosłaby żadnych konsekwencji tego, a gdyby była naprawdę złośliwą małpą lub inną waginą to mogłaby już zechcieć, by Mayberry wyprowadzano. Ona jednak nie była tym typem osoby, która będzie korzystała ze swego stanowiska, by pozbywać się ludzi, którzy ją obrażają lub naśmiewają się z niej. Tak długo jak nie są to oczywiście czarownice wychylające swoje główki ze stosu – Bardziej wyczuwam ciężką pracę, a nie pijaństwo – powiedziała dotykając swojego nosa. Pan Bóg tak chciał, że Stronheim została obdarowana niezwykle silnym zmysłem powonienia i czasami sprawiał jej dyskomfort zapach innych inkwizytorów, którzy nie zawsze dbali o higienę. Po chwili dodała przekręconą wersję frazy użytej przez Arnett - Więc pracujący pracującemu wypomni? – potarła dłonie o siebie, gdyż trochę jej zmarzły, a zarazem zesztywniały ze względu na papierkową robotę, którą trzeba się było niestety zająć. Niestety ta praca była jak zając tylko pod jednym względem. Mnożyła się w identycznym tempie i jeden dzień wystarczył, by kupka papierów urosła o 40%. To nie czarownice były najgorszym przeciwnikiem Adrastii, a była nim biurokracja. - Czuję właśnie, że jest leciutki. Tytan? Jakieś konkretne dodatki do stopu? – zapytała ciekawie Adrastia. Musiała przeglądać dokumentację oraz zapoznawać się częściowo z tym czego potrzebowali Balsamiści zanim zatwierdzała budżet na dane materiały. Oczywiście niektóre metale kojarzyła również z handlu i lepiej było rozpoznać towar, by nie dać się oszukać komuś w trakcie zakupu. - Cóż to prawda. Dopóki celność jest taka, a nie inna to będzie istniała mieszanka broni białej i palnej – mogła powiedzieć całkiem sporo na temat broni palnej z obecnej epoki. Była dosyć niecelna, aczkolwiek znacznie się to poprawiło patrząc z perspektywy kilku dekad wcześniej. Nadal popularne były kusze, czasami też ktoś korzystał z łuków, które są bronią cichą i łatwą w wykonaniu jednak stopniowo ustępowało to głośnym rewolwerom oraz karabinom. Niemniej mając do wyboru łuk, a rewolwer to Adrastia na misję infiltracyjną zabrałaby to pierwsze. Proch był zdecydowanie zbyt głośny, by móc po cichu likwidować cele. - Nie znasz takiego ostrza, gdyż najwyraźniej nie miałaś styczności z jedną konkretną Wschodnią szkołę rzemieślniczą. Muramasa istniała między XIV i XVI wiekiem, jednak część ich wytworów nadal pozostaje w prywatnym posiadaniu kolekcjonerów. Według legend te cieniutkie ostrza mogły przeciąć kość bez większego problemu przebijając się również przez pancerz. Jednak wiadomo, że od zbroi płytowych również się odchodzi, gdyż są niepraktyczne wobec broni palnej mogącej się przebić przez płyty pancerza – skomentowała. Mało kto na Zachodzie znał szkołę Muramasy, której legendarne oręże były naprawdę godnymi podziwu jak na tamte czasy. Ostrze Adrastii należało do tej skromnej kolekcji i zostało jej podarowane podczas jednej z podróży na Wschód. Słyszała wtedy legendę o tym, że miecz jest przeklęty i cały czas sączy się z niego rządza zabijania, a każdy kto je dzierży prędzej czy później popełnia samobójstwo. Takie historie można było usłyszeć drogą ustną lub przeczytać w książkach, jeśli oczywiście znało się język tego kraju. Oczywiście pancerz w tym wypadku nie miał zbytnio znaczenia, gdyż Glamred atakowała zawsze luki, a nawet jeśli nie mogła się przez coś przeciąć bo było za grube to zawsze mogła obalić przeciwnika wykorzystując jego własną masę przeciwko niemu. Tego ją nauczyli na Wschodzie, a rzadko kiedy w Europie walczono w taki sposób. Nie widywało się raczej dziwnych cieniutkich mieczy, które jednak miały całkiem sporą możliwość przebicia oraz potrafiły przecinać całkiem sporo rzeczy. - Nie, nie. Kontynuuj. To co mówisz jest bardzo interesujące. Ja uważam, że na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone, a nie będę raczej patrzyła na ich przyzwolenie jeśli przyjdzie mi użyć nożyc, by zlikwidować opancerzoną czarownicę – niespecjalnie również liczyła się z opinią papieża na temat niektórych swoich cech. Gdyby chciała to mogłaby pociągnąć za pewne sznurki i udowodnić, że jest on czarownikiem. Spaliliby go, a na jego miejsce podstawiłoby się marionetkę, którą mogłaby do woli sterować Inkwizycja. - Raczej wdowa, a nie panna ale tak, rozmawia się całkiem dobrze. Przyszłam tutaj bo miałam interes do Evelyn, jednak nie mogłam przepuścić okazji, by spłatać Ci psikusa. Cóż nie wyszło to trudno – rozłożyła przed sobą bezradnie ręce, a następnie ułożyła sobie włosy lekko na bok. Chciała pokazać Balsamistce, że nie każdy szef musi być straszny i sztywny, a akurat Arcymistrzyni ma poczucie humoru więc raczej jej nie spali za słowa. Chwilę później jednak pokręciła dłońmi przed dziewczyną w geście, że nie do końca jej o to chodziło kiedy tylko zaczęła mówić o zadzieraniu nosa. - Cóż w końcu nigdy nie stwierdziłam, że jesteś tym typem arystokracji, a po prostu stwierdziłam inność. Nie jest to nic złego, a dobrego właśnie. Właściwie to znasz jedną kluczową zasadę, która mówi „jeśli chcesz szacunku to go najpierw okaż” co Ci się chwali – potwierdziła tym wcześniejszy wywód dziewczyny na temat wyjątkowości swojego „ja”. Potrzebowała pod sobą ludzi, którzy nie idą za tłumem i są wyjątkowi. Takich mogących wyrazić swoje zdanie, gdyż nauczyła się, że nie zawsze dobre są takie idące jednym tokiem rozumowania drużyny. Każdy coś wnosił, a punkt widzenia każdego z osobna należało rozważyć, by mieć jak najbardziej optymalne rozwiązanie problemu. Wysłuchała z zaciekawieniem opowieści Balsamistki i wywnioskowała z niej parę rzeczy. Tamta po prostu lubi swoją pracę i czuje się w niej spełniona przez co najpewniej osiągnie sukces. Zainwestowała więc również nie należy do tej rozwydrzonej szlachty, która tylko czerpie zyski ze spadku, a co do samych dzieci… no cóż, bywa że zdarzy się wypadek, który przekreśla niektóre perspektywy jednak mawiają „każda potwora znajdzie swego amatora”. Poza tym miała bardzo artystyczną duszę oraz jakby nie patrzeć była człowiekiem dosyć podobnym do Leonardo Da Vinciego. Człowiek orkiestra względem sztuki oraz wynalazków. Ceniła sobie również podróże co było punktem wspólnym z Arcymistrzynią, a na dodatek nie piła byle czego sądząc po tym ostatnim geście. Miała też tą smykałkę do integracji ze swoimi pracownikami, a na dodatek również takie dosyć proste potrzeby jak spacery czy książki. Adrastia tylko ciepło się do niej uśmiechnęła ciepło i upiła ze swojej butelki trochę nalewki. - Miałam kiedyś męża. Nie doczekaliśmy się jednak naszych własnych dzieci, gdyż zmarł od jadu skorpiona podczas naszego miesiąca miodowego. Moja mam zmarła kiedy byłam jeszcze dzieciakiem, a ojciec musiał zarabiać pieniądze by nas utrzymać. Prowadziliśmy razem z tatą interes. On w biurze, a ja w terenie jako kupiec. Zwiedziłam w ten sposób większy kawałek Azji i były to praktycznie najlepsze chwile mojego życia. Musiałam jednak skrócić ten czas, gdyż tata zmarł i potrzebna byłam w siedzibie firmy. Doskonale Cię rozumiem. Podróże są czymś pięknym. Wiesz, gdyby nie one to nie poznałabym człowieka, którego kochałam, jednak z drugiej strony też bym go nie straciła. Na szczęście mam jeszcze pasierbicę, która jest córką mojego świętej pamięci ukochanego. Wychowała się bez ojca oraz biologiczna matka ją porzuciła, jednak to moja jedyna rodzina i nawet jeśli nie jesteśmy bezpośrednio spokrewnione to jest dla mnie bardzo ważna – w trakcie opowiadania zeszła ze swojego miejsca i w sumie przeniosła się na drugi kraniec biurka. Również przy wspominaniu podróży miała ten błogi, nostalgiczny uśmiech. Jej mimika zmieniła się tylko na smutniejszą, gdy wspomniała o ojcu oraz mężu, jednak znowu wracał uśmiech na usta, gdy mówiła o pasierbicy. Zresztą teraz miała jeszcze swoją ukochaną, która jeszcze smacznie spała w sypialni więc czego mogła chcieć więcej? - Wiesz myślę, że to karma. Odebrano Ci coś, aby dać coś innego. Nie doceniamy wartości niektórych rzeczy, jeśli mamy je cały czas. Jeśli będziesz miała ochotę napić się po pracy i porozmawiać to wpadnij do mojego gabinetu. Daj znać, a wyciągnę najlepszą butelkę wina jaką mam w piwniczce lub zaparzę herbaty jeśli wolisz. Chociaż myślę, że nawet z tymi protezami masz coś co przyciągnęłoby porządniejszych panów i nie mówię tu o cyckach czy pieniądzach – zaśmiała się inkwizytorka spoglądając w stronę twarzy Balsamistki.
|
| | | Arnett Ex-balsamistka
Liczba postów : 7 Join date : 20/03/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Sob Mar 25, 2017 2:23 pm | |
| Arnett spojrzała się na mistrzynię z pewną nutką niepewności. Nigdy się w sumie nie zastanawiała, czy lubi ludzi którzy nie wiedzą kim są i co robią. Wiedziała jednak co nieco o tym, lecz od innej strony. Na podstawie tego co już wie i co łatwo spostrzec oczywiście. Jednak uznanie człowieka niewykształconego za jakiegoś pionka, nie było zbyt dobrym nawykiem. W człowieku jest ukryta ciekawość i uznanie ciemnoty za jej brak jest powiedzmy szczerze – głupotą. Każdy człowiek myśli i nawet taki chłop przekalkuluje, czy opłaca mu się mówić, że niesie trupa w torbie. Jest chłopem. Stoi najniżej w hierarchii, społecznej. Każdy może mu powiedzieć, że zmyśla, a i może przy tym stracić głowę. A mu się głowy tracić nie opłaca, bo zapewne ma rodzinę i dzieci. Proste. -Znasz zjawisko ponadprzeciętności? Takie proste pytanie: kto w drużynie zazwyczaj jest najgłośniejszy? Prawdopodobnie osoba, która jest w tej drużynie najsłabsza. Szczególnie, gdy spodziewał się, że jego towarzysze będą od niego gorsi. Zazwyczaj, Ci którzy wypadają najgorzej, znacznie przeceniają swoje umiejętności. Natomiast Ci co przodują, mają na przykład lepsze umiejętności albo są po prostu inteligentniejsi, nie doceniają swoich wyników na tle reszty. To też pewne zjawisko; po prostu zbiorowe myślenie. „Powiem, że mi nie poszło, bo nie będą mnie lubić i powiedzą, że się przechwalam”. Ale wracając – nawet jak przeprowadzisz ankietę wśród wszystkich członków inkwizycji, kto powie Ci, że jest głupi? No właśnie. Prawdopodobnie 1, max 2 osoby. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że skłamią i nawet mimo tego, że są świadome swojej ciemnoty skłamią. Myślenie o sobie, że jest się ponadprzeciętnym, to pewien sposób podnoszenia samooceny i własnych morali. Jednak statystyka jest bezwzględna i przynajmniej 75% ludzi mieści się w przeciętnym zakresie inteligencji. Od tego jest statystyka i ciężko ją okłamać. I jakby to powiedzieć… Największy problem powiedzeniem o swoich zdolnościach mają ci, którzy mają je niskie. Rozwiązanie takiego stanu rzeczy jest przeważnie prosta. Słabej osobie, np. w strzelaniu z rewolweru brakuje umiejętności i wiedzy jak strzelać, więc ma też problem w ocenieniem swoich zdolności. Ta osoba jest słaba, bo gdyby wiedziała co robi źle, to od razu jej zdolności by się poprawiły – wystarczy, że robiła by to, co robią od niej lepiej inni. Jednak życie jest okrutne i przeciętny pojedynek to sytuacja w której ja ginę, albo ginie mój przeciwnik. Dlatego słaba osoba… ( o ile nie zginie) może szukać zewnętrznych przyczyn swej porażki. Powiedzmy, że oślepiało ją słońce, albo że to wina jej broni lub że ta którą miał przeciwnik była lepsza. Ale to wywód chyba już nie na dzisiejszy dzień... Bo jeśli chodzi o mnie, to ja robię to co robię i tu i w domu. Po pewnym czasie wiedziałam jedną rzecz, że w sumie to nie ma dla mnie znaczenia gdzie pracuję. W domu trochę ograniczą mnie dostępne środki, inkwizycja daje mi większe pole do popisu z powodu wpływu tej organizacji. Pracuję prawię 20 lat i takiego doświadczenia ciężko ot tak zastąpić jakimś młodym czterookim. To co powiedziałam, byłą wypadkową kilku zmiennych na podstawie których doszłam do wniosku. Proste, prawda? Taki wykład z socjologii. Ar była aż z niego dumna. Przeciągnęła się, bo od nostalgii i siedzenia na tyłku kości zaczęły ją boleć. Dobre wyartykułowanie swoich zalet to również część problemu, o którym wspomniała. Powiedziała coś, co jest faktem i ma odbicie w rzeczywistości, więc mogła śmiało powiedzieć coś o sobie, nie spodziewając się jakiś kontrargumentów. Była pewna swoich racji i faktów. Tak naprawdę, było to dążenie do zwiększenia swojej samooceny i postawienie siebie w lepszym świetle, przed kimś, kto stoi nad nią. Graj twardo, mówiła do siebie Arnett, bo zaszłaś wystarczająco daleko, a Twoje pośladki nie mogą być już bardziej twarde, niż są teraz. Uśmiechnęła się również, gdy Adrastia zaczęła mówić o alkoholu. Raczej nie bardzo ją zrozumiała. Cóż, nie każdy ma talent do odczytywania sarkazmów. Jednak nie bardzo rozumiała, czemu przeszła od pijaństwa do pracy. W końcu, biedna balsamistka nie wąchała nigdy arcymistrzyni, czy ta pachnie pracą czy nie. Ba. Żeby to ją naprawdę interesowało… To nie jej sprawa była. Przekręciła więc głowę i powiedziała: -Nie jestem masochistką, nie wącham ludzi w poszukiwani pracy, tak długo jak nic z tego nie mam, albo gdy nie sprawia mi to jakiejś radości. To raczej normalne, prawda? W końcu ja pracy szukać nie muszę, bo ona znajduje mnie sama. –Zaśmiała się. -Co do ostrza, to ciężko wyekstrahować czysty tytan z rudy. Wysoka temperatura topnienia to nic. Ten pierwiastek łączy się ze wszystkim dookoła jak jakaś prostytutka z ulicy, więc pewnie, że to nie jest czysty tytan. Stopiłam z nim żelazo, żeby jak się łączył, to przynajmniej z czymś godnym łączenia. Platyna natomiast użyta była do ustabilizowania struktury, a węgiel zabezpiecza metal przed pękaniem i nadaje ostrzu elastyczność. Proporcje to moja mała tajemnica, mam je tylko w głowie. W W większości jednak, standardowa procedura; jak dla stali. Jednak muszę powiedzieć, że ostrze nie było hartowane. Po tym po tym wstała, i podeszła do zamkniętej na klucz szafy po drugiej stronie jej pracowni I wyjęła jedną, pięciokilogramową sztabę tego srebrnoszarego metalu i położyła na stole obok mistrzyni. –Tak to mniej więcej wygląda. - Po czym zajrzała do biurkowej szafki, w której o dziwo panował ład i wyjęła z niego małe, drewniane pudełko, z którego wyjęła parę cienkich, jedwabnych rękawiczek. –Noszę tylko jedną, a zawsze muszę kupić dwie. Potrzebne? –Dała do zrozumienia, że sama je nosi, lecz w sumie to nic nie stoi jej na przeszkodzie, by sobie je wzięła, jeśli jest jej zimno. Anrett nie chciała się wypowiadać o wschodniej broni, bo miała o niej mieszane uczucia. Teraz to ciekawa alternatywa, bo zbroje przeszły do lamusa, lecz kiedyś nie miałby racji bytu w Europie. Broń zbyt krucha i nie przystosowana do takiego pola bitwy. Jednak teraz, broń biała to głównie broń pojedynkowa, a pałeczkę trzyma broń palna. Nikt nie będzie się pojedynkował japońskimi katanami, bo są po prostu niebezpieczne. W pojedynku nie chodzi, by zabić przeciwnika, tylko by go pokonać. -Może masz rację, pozwól, że się jednak nie wypowiem się w tej kwestii. Wiem tylko, że mongolska stal dała zarówno chińskiej, jak i japońskiej broni niezły wycisk i zmusiła ich do zmiany uzbrojenia. Lecz europa również nie podołała ich najazdom, więc… po prostu to zostawię. A jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć o broniach typu „odpal i zapomnij” to myślę, że biblioteka może być tu przyjacielem. Ja jestem tylko konstruktorką i takich broni jeszcze nie budowałam. Mówię to co widziałam i słyszałam, bądź przeczytałam w książkach. I ja w stosunku do wielu z was tutaj, nie mam nic do wiedźm. Żadna z nich nic złego mi nie zrobiła, więc w sumie nie mam żadnych motywów, by stosować jakieś nieczyste praktyki przeciw nim. Arnett uważała, że to jednak się jej chwali, bo kto pyta nie błądzi. Ona też raczej nikogo nie pobije; pogada z tobą, jeśli ma tylko czas i umiesz zdać sensowne pytanie. W sumie to była część jej pracy; dzielić się swoją wiedzą, co z resztą sprawiało jej sporą przyjemność. Wolałaby jednak wykładać w jakimś miejscu, w którym powietrze nie jest tak ciężkie jak w tej zakurzonej pracowni, gdzie różne dziwne świństwa porozkładane są w szafkach. Gdy Arnett usłyszała, że mistrzyni to wdowa, zrozumiała, że weszła na nieco grząski grunt i wolała szybko z niego wybiec, bo nie było to coś, o czym wypadało rozmawiać. Przynajmniej nie w pracy i nie z przełożonym, nawet jeśli nie był to Twój prawdziwy przełożony. Jednak jeśli to ona stała nad kimś, to też starałaby się takiego tematu uniknąć, tak sprytnie jak to możliwe. -Przeraszam, bardzo mi przykro. Jednak z tym wcześniejszym, to ma Pani rację. Arystokracja jest zepsuta. Bardzo. Więc przywykłam również do tego, jak mnie ludzie widzą i jak słyszą. W końcu nie muszę stroić się w złoto. Ale po prostu lubię i mogę. Nie przesadzając oczywiście, bo są rzeczy ważne i ważniejsze. Powiedziała, wykręcając się z niewygodnego dla niej tematu. Chociaż tak długo, jak nie rozmawiają o polityce, to nie musi szukać sposoby na wykręcenie się, typu „ mam coś do roboty” o polityce się nie rozmawia, bo to czerwona rzeka. O rodzinie też rozmawiać nie lubi, bo to dla niej tematy niewygodne i nieco bolesne. Lepiej nie wchodzić na lodowisko, bo można się poślizgnąć i powiedzieć coś, co nie powinno nigdy być powiedziane. Mnóstwo kłopotów, a po co to jej było. Ona chciała tylko budować maszyny i móc cieszyć się życiem. Stres tylko go skracał. A wolała umrzeć od używek typu alkohol niż dostać zawału od stresu. Dodatkowo stres niszczy cerę… straszna rzecz. Dlatego Arnett starała się też zachowywać w miarę naturalnie, słuchając ze zrozumieniem. Opowiadanie o zmarłych nigdy nie jest radosnym wyznaniem. Tu potrzeba było delikatności, a ktoś tak spaczony przez naukę jak ona, mógł mieć z tym problem. Bez miłości nie ma życia. Arnett powiedziałaby: „Tak naprawdę to bez wody i tlenu”. Podróże… Arnett jej nieco zazdrościła, bo raczej nie miała do tych szczęścia. Dla niej wyprawą była podróż po sadzie przy jej domu. Jednak balsamistka rozumiała, że to może brzmi fajnie, lecz dla dziewczyny w jej wieku, to pewnie było „być albo nie być’. Jakby się tak zastanowić, to Arnett nie miała trudnego dzieciństwa; nie miała obowiązków, więc mogła się uczyć i czytać książki. Wszystko było ze sobą powiązane. Dzięki temu, jest kim jest. Gdy ta wspomniała o pasierbicy, brązowłosa uśmiechnęła się. -Twój uśmiech na ustach wskazuje, przynajmniej na końcu, że musisz ją kochać. Dbaj więc o ten kwiatek, a może da owoc w postaci jakiegoś wnuczka albo wnuczki… Chociaż nie wiem, czy powinnam się w tej kwestii wypowiadać, w końcu nie każdego to cieszy. Jak pojawiają się wnuki, to wtedy już wesz, że zaczyna się starość. Ale nazwij to prawdą ogólną, jeśli Cię to uraziło, bo nic złego na myśli nie miałam. W tym momencie, Arnett w sumie specjalnie przeszła z „Pani” na „Ty”. Może widoczny zabieg, ale miał na celu sprawienie wrażenia, że ta wypowiedź jest jej bliska, jak również, że się z nią utożsamia. Chociaż w ostatecznym rozliczeniu chciała po prostu zobaczyć, czy arcymistrzyni nie kłamała z tym, że lubi być blisko z pracownikami. Zrobienie tego, co sama zaoferowała nie było więc złym pomysłem. Było to na wskroś ciekawe. -Co do karmy, to nie w pełni się zgadzam. Nie życzę nikomu śmierci, bo to po prostu nie jest przyjemne. Nierób niczego, co tobie niemiłe, mogła bym rzec. Lecz coś w tym jest… Los bywa przewrotny, naprawdę. To jest aż w pewien sposób straszne. Zostawię to – Przerwała tu i poprawiła jej nieogarnięte włosy, łapiąc te buntownicze loki, które spadały jej na twarz i przesunęła je za siebie. Jednak druga część wypowiedzi Adrastii była dla niej nieco dziwna, że aż zaśmiała się twarzą duszy. W sumie to była też nieco zawstydzona, nie bardzo się lubi, jak ktoś patrząc się na ciebie, mówi o twoim biuście. Szczególnie, gdy ten nie jest mały. Dlatego na twarzy dziewczyny pojawił się bardzo delikatny rumieniec, skromny, ale wciąż widoczny. –Do gabinetu? Czy jest tam coś więcej niż tylko biurko? – Powiedziała żartobliwie. Brzmiało to łącznie z całą jej wypowiedzią tak, jakby po prostu ta zapraszała ją na coś więcej niż herbatę. –Czemu nie, mogę kiedyś się udać do Twoich progów, skoro Ty już odwiedziłaś moje. Myślę, że będzie to dla mnie przyjemność. Jednak, jeśli miałabym wybierać miejsce do picia po pracy, to na pewno nie był by to ten budynek. Przeciętna osoba, która kończy pracę, stara się o niej zapomnieć, wiesz… Więc wolałabym pić już miejscu do tego przeznaczonym, albo w tak umiłowanej prze ze mnie altanie za moim domem. Szkoda, że pogoda nie zachęca, więc pozostaje mi tylko ogień przy moim kominku. Możesz to rozumieć również jak zaproszenie. – Uśmiechnęła się – [b]I tak na marginesie, to chyba nie tylko mężczyzn przyciągam, nieprawdaż?[/b] - Po czym wybuchła śmiechem, jednak nie była to żadna szyderczość. Po prostu śmiała się z tego, co powiedziała. Tylko żart, chociaż może być w nim ziarno prawdy…
|
| | | Adrastia Arcymistrzyni
Liczba postów : 134 Join date : 24/02/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Sob Mar 25, 2017 10:55 pm | |
| Nie zgadzała się w pełni z tym stwierdzeniem, że jedynie najsłabsze osoby są najgłośniejsze. Często drużyna miała w swoim składzie osobę silną psychicznie, jednak reszta była tak beznadziejna, że nie dało się nic zrobić. Choćby ta jedna osoba zaharowała się na śmierć, to nie byłaby w stanie ponieść całego zespołu na swoich barkach i jeszcze pokonać przeciwnika. Każdy ma swoją granicę wytrzymałości i zwykle również takie osoby miały też swoją, która była przekraczana w momencie podniesienia krzyku. Najczęściej miało to charakter reprymendy lub rozpaczliwej próby postawienia wszystkich upadających kostek domina we właściwe miejsce. Ameryki jednak Arnett nie odkryła, gdyż nie od dziś wiadomo, że człowiek mądry najpierw pomyśli, a potem zrobi zaś człowiek narwany i często nieroztropny po prostu zacznie coś robić. Inna kwestia, że takie niedocenianie swoich umiejętności często spowodowane było automatyczną reakcją człowieka. Zarzekał się iż to co uczynił było drobnostką tylko dlatego, by reszta zaczęła go wychwalać jeszcze bardziej. Prawdę mówiąc to był bardzo skuteczny sposób zdobywania splendoru zwłaszcza wśród kobiet z kompleksami, które wśród przyjaciółek zaniżały swoją urodę tylko po to, by tamte uderzyły jakimś komplementem. Zresztą taki sam zabieg psychologiczny był wykorzystywany przez płeć piękną wobec mężczyzn. Uważała jednak, że nie potrzeba przeprowadzać ankiet. Istniało bowiem powiedzenie, że mędrcem jest ten, który nie stwierdza swojej mądrości, a głupotę, gdyż uznanie swoich słabości to pierwszy kroku ku mądrości. Inna kwestią było marnowanie papieru na jakieś bezsensowne badania, które równie dobrze mogły być niemiarodajne, gdyż ktoś odpowiadałby losowo, byle nie zabierać mu czasu. Zresztą nie trzeba było robić ankiet, gdyż wystarczyło każde z nich postawić przed sytuacją wymagającą myślenia i to rozwiązywało cały problem. Wystarczyło stworzyć jedną prostą zagadkę, która błyskawicznie oceniłaby poziom inteligencji i oddzieliła ciemnotę od osób myślących. Zresztą Adrastia wiedziała, że z głupkami się nie walczy, gdyż jest ich zazwyczaj więcej. Naprawdę uważasz, że aż 75% jest na przeciętnym poziomie intelektualnym? Jakie masz na to dowody? – pomyślała inkwizytorka i raczej nie chciało jej się ciągnąć tego tematu. Może i Inkwizycja była do przodu względem technologii, jednak z perspektywy kulturowej nadal tkwili w epoce wiktoriańskiej. Kwestia, że po co miałaby kazać jej udowodnić swoją tezę, gdyż z góry było wiadomo, że tego nie zrobi? W końcu jeszcze nikt nie wynalazł oraz nie przeprowadził masowo testów na inteligencje, ale wiadomo, że można było projektować takie rzeczy i testować na niewielkiej populacji. Głównie powodem niemożności przeprowadzenia masówki były trudności z zebraniem danych z większego obszaru, a wynikało to z braku błyskawicznej komunikacji. Poza tym Adrastia wątpiła, by arystokracja byłaby zadowolona z takich testów. Jeszcze wyszłoby, że nie są wcale tacy inteligentni za jakich się uważają i co wtedy? Owszem mogła szacować na oko, a raczej na podstawie wyssanych z palca danych lub niewielkiej próbki tychże, ale czy to była postawa godna naukowca? Zresztą dalsze dywagacje na temat rewolweru i umiejętności były takim umysłowym placebo, które miało wydawać się głębokie. Jeśli ktoś jest w czymś słaby to nawet po zrozumieniu swoich błędów może takim pozostać. Chociażby przez brak naturalnych predyspozycji do jakiejś czynności lub przez różnorakie wady. Nie wyobrażała sobie ślepca, który po wielu latach treningów oddałby perfekcyjne strzały w dziesiątkę z rewolweru. Szukanie zewnętrznych przyczyn to również było takie gdybanie kogoś, kto nigdy nie stanął na polu bitwy. Widać było, że należy do tej grupy naukowców zamkniętych wiecznie w laboratoriach. Na niektóre rzeczy nie ma się wpływu, a stając na polu bitwy zwykle to czynnik zewnętrzny jak umiejętności przeciwnika czy nawet towarzystwo jego kolegów może przyczynić się do klęski. Są pewne sytuacje, na które nie ma się wpływu i są w pełni zewnętrzne. Zła pogoda była również kiepskim przykładem, gdyż zdecydowanie trudniej walczyło się pod słońce niż mając je za sobą. W niewielkim stopniu mogło to utrudnić strzelanie jeśli świeciło bardzo jasno jak również chociażby wiatr mógłby znosić pocisk na bok. Jeśli broń była wykonana lipnie i rozpadła się przy pierwszym uderzeniu o tarczę to zdecydowanie był to również czynnik zewnętrzny. Wychodziło również na to, że Arnett jest po prostu taką… hmm może po prostu była pracoholiczką? - Pamiętaj, że może być ponadprzeciętny – złapała ją za słówko. W końcu byłoby naprawdę zabawnie gdyby zwykły dzieciak okazał się bystrzejszy i szybciej przyswajał sobie wiedzę niż Balsamistka. Kiwnęła jedynie głową kończąc ten fragment konwersacji, a swoje myśli i pogląd o kobiecie miała już zbudowane. Niemniej uznawała ten wykład za po prostu myślowe placebo, które miało jedynie pokazać, że arystokratka potrafiła się wysławiać. Owszem taka mowa może zadziałałaby na ciemną masę, gdyż wszystko było ubrane w „mądre słowa” jednak treść pozostawiała wiele do życzenia. - Cóż masochizm to chyba inna odmiana preferencji seksualnych. Zwykle takich związanych z poniżaniem kogoś i zadawaniem mu bólu – tutaj poprawiła arystokratkę, która pokazała, że chyba nie wie o czym mówi. Prawdę mówiąc nie mogła się nie zgodzić z tym, że z pracą nigdy nie było problemu. Zawsze się jakaś znajdzie, w końcu nawet kopacze rowów byli potrzebni społeczeństwu jak również inne, bardziej proste zawody. Niemniej zastanawiała się co dokładnie dziewczyna chciała osiągnąć mówiąc, że obróbka jest jej tajemnicą? Przecież wystarczyło, by Balsamiście rozłożyli miecz na części pierwsze lub po prostu określili w inny sposób z jakim stopem mają do czynienia. To nie tak, że Arnett była jedyną bystrą Balsamistką, a wokół siebie miała bandę kretynów. Inaczej Adrastia lub Eve po prostu wywaliliby tamte osoby na zbity pysk. Mistrzyni obejrzała sztabkę, a nawet ją podrzuciła parę razy w dłoni. W sumie jakby tym teraz w kogoś rzuciła to mogłaby spokojnie zabić jeśli trafiłaby w głowę. Po chwili oględzin odłożyła sztabę na biurko, zaś na sam porządek jaki panował w szafce nie była specjalnie zaskoczona. Mistrzyni Balsamistów trzymała wszystkich krótko jeśli o to chodzi, a z resztą czegóż innego mogła się spodziewać, skoro w aptece tamtej panował niemalże idealny porządek. Pokręciła jedynie przecząco głową na propozycję otrzymania rękawiczek. Dla Glamred pocieranie rąk było raczej odruchem, który wiązał się z pewnym nerwowym tikiem. Zwykle miała go w trakcie dłuższej rozmowy i związany był z tym, że po prostu nie miała gdzie podziać rąk w tym czasie. Zdecydowanie nie przypadły jej do gustu następne słowa inkwizytorki o sympatyzowaniu z czarownicami. Adrastia była w szoku, jednak nie dała po sobie tego poznać. Jakież głupoty właśnie wygadywała Balsamistka? Przecież w zakresie podstawowej wiedzy inkwizytora jest to, że wiedźmy przez swoje sny tworzą Koszmary, które atakują potem zwykłych ludzi. Czy ona nie zdawała sobie sprawy, że to walka z wiatrakami i należy usunąć źródło zagrożenia? Nawet te nieagresywne czarownice tworzyły te monstra nieświadomie, a przecież inteligentna osoba mogła dostrzec jakie zagrożenie stwarza to dla ludzi. Ale oczywiście zaraz potem poszedł argument, że jej to nie dotyczy. Niemniej inkwizytorka wykazała się również brakiem instynktu samozachowawczego, by mówić coś takiego w obecności Arcymistrzyni i nie kryć się z tymi poglądami. Zapowiadało się, że Stronheim będzie musiała zrobić wewnętrzne śledztwo i wybić szkodniki, które potencjalnie będą mogły zdradzić. W końcu jeśli sympatyzują z czarownicami to mogą im również pomóc uciec, a w organizacji, która zajmowała się ich tropieniem takie poglądy głoszone jawnie były niedopuszczalne. Adrastia chociaż miała pretekst, że chciała wyszkolić swoja córkę, by ta mogła również zwalczać Koszmary i sprzątać ten bajzel co zresztą zmierzało w całkiem niezłym kierunku. Niemniej miarka po prostu się przebrała i jak tylko Arcymistrzyni opuści laboratorium to pośle Żniwiarzy, by sprawdzili okolice domu rodzinnego Arnett. Skoro tamta nie ma nic przeciwko czarownicom to również może jakieś ukrywać lub im pomagać. Poza tym, że zostanie jej odcięty dostęp do laboratorium to jeszcze zostanie odesłana do Akademii na reedukację, gdyż wykazywała się brakiem podstawowej wiedzy, którą się tam nabywa. Oczywiście tylko dzięki zdolnościom aktorskim, Arcymistrzyni dała radę utrzymać emocje, które kotłowały się w jej wnętrzu. Oto znalazła węża w swoim gnieździe, a jeśli jest jeden to może być ich więcej. Dla takich osób nie miała miejsca w tej organizacji. Jedyne co ją uspokoiło to wspomnienie, że może doczekać się wnucząt i trochę rozbawiła ją ta myśl o byciu starym. Jednak teraz inkwizytorka nie mogła odpuścić. Należało oczyścić organizację z raka, który ją trawił i uczynić ponownie czystą. Pełną tego świętego zapału i ferworu w niesieniu światu zbawienia. - Nie uraziło. Pewnie jak urodzą się wnuki to ja przejdę na emeryturę, by móc spędzać z nimi czas – odpowiedziała lekko się uśmiechając. Jednak te plany najpewniej będzie musiała odłożyć, gdyż szykowało się naprawdę wielkie pielenie w tym ogródku. - Są trofea po pokonanych czarownicach, kilka butelek alkoholu, dokumenty i w sumie kominek. Jeśli jednak jest to dla Ciebie bardziej komfortowe to z chęcią zawitam w Twe progi – Inkwizytorka przeciągnęła się niczym kot, a następnie spojrzała z zadziornym uśmieszkiem na Arnett, która zażartowała. Nie ma nic lepszego jak brudne dowcipy, a chyba żadna kobieta lubiąca piękno tej samej płci nie odpuściłaby szansy zanurzenia się pomiędzy mięciutkimi górami panny Balsamistki. Czas jednak gonił Arcymistrzynię, gdyż trzeba było załatwić jeszcze pewne sprawy i wrócić do Katerine. - No, to widzimy się następnym razem. Nie przepracuj się tylko do tego czasu – powiedziała i założyła kapelusz na głowę, by następnie skierować się ku wyjściu z laboratorium. Po drodze miała zamiar minąć kwatery Żniwiarzy, gdzie zleciła dwóm z lepszych zabójców, by pilnowali domu Arnett i zgłaszali ilekroć coś się w nim będzie działo lub w razie prób wyjazdu zatrzymać siłą. Najlepiej pojmać i wtrącić do lochu. Miała przeczucie, że ta sympatia do czarownic mogła być spowodowana dodatkowym czynnikiem, a nawet jeśli popełni gafę to wystarczy przyznać się do błędu. Po rozmowie ze Żniwiarzami, skierowała się do swojego gabinetu, gdzie z poważną miną napisała odpowiednie pismo, które otwarcie mówiło: „Niniejszym Arnett Mayberry zostaje zdegradowana oraz odesłana do Akademii Imienia Św. Rozalii w celach odbycia ponownego szkolenia na Balsamistkę. Również jako Arcymistrzyni Inkwizycji zakazuję jej opuszczania granic miasta pod karą wtrącenia do lochu. Wszelki dostęp do laboratorium zostaje z dniem dzisiejszym zakazany, a cały wypożyczony sprzęt winien być zwrócony w ciągu następnego dnia od otrzymania tego listu. Zostaje ona również zawieszona w prawach oraz przywilejach inkwizytorskich.”. Wszystko to zostało ładnie zawinięte, a pergamin z odręcznym pismem Arcymistrzyni oraz pieczęcią u dołu przekazała wprost do Grabarzy, którzy już odpowiednio mieli się zająć dokumentacją. Nie pozostało jej nic innego jak wprowadzić w życie drugą część planu, która miała pokazać, że Koszmary to realne zagrożenie. Wysłała kolejny dokument do Mistrza Żniwiarzy, któremu nakazała by zalecił swoim podwładnym chwytanie Koszmarów żywych jeśli tylko będzie to możliwe oraz dostarczenie ich do specjalnych klatek w laboratoriach Balsamistów. Przykazała również pilnować granic miasta i nie zezwalać Arnett na jego opuszczenie. W takim bojowym nastroju inkwizytorka musiała się napić. Opróżniła jednym duszkiem butelkę nalewki i odstawiła drewniane naczynie na blat. Zapowiadało się, że stosy zapłoną w samej Inkwizycji. /ZT |
| | | Arnett Ex-balsamistka
Liczba postów : 7 Join date : 20/03/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Nie Mar 26, 2017 12:47 am | |
| Po wypowiedzi Arcymistrzyni o masochizmie, Arnett roześmiała się delikatnie. Myślała bowiem, że to ona jest zbyt poważna, mimo, że stara się podchodzić do świata na luzie i z pewnym dystansem. W jej wypowiedzi nie było nic związanego z seksem. Po prostu – tak się mówi i nic więcej. Lecz jak wiadomo, ile ludzi to tyle charakterów, więc Arnett się z nią nie specjalnie kłóciła. -To była przenośnia, tak tylko dodam. To wszystko co odpowiedziała. Gdy wspomniała o wnukach, Arnett uśmiechnęła się. Lubiła dzieci i się z tym nie ukrywała. Adrastia zaplusowała jej więc nieco. -Miłe z Twojej strony. Na pewno nagrodzą Cię uśmiechem gdy poświęcisz im chociaż troszkę swojego czasu. I to nie tak, że nie lubię Twojego pokoju. Również wiszące wiedźmy na ścianach jakoś mnie nie przerażają. W sumie to mało co mnie przeraża, dlatego jestem kim jestem. Lecz w biurze Ty wciąż będziesz moją przełożoną, a ja będę podwładną. Po za murami tego budynku te granice zatrą się, chociaż by o kilka procent. Nie wiem, czy jest to dla Ciebie zrozumiałe. –Powiedziała nieco skrzywiona. W sumie miała swoje powody , bo było dokładnie tak jak mówiła. Czyli źle. Gdy Adrastia założyła swój kapelusz, Arnett wstała ze swojego miejsca, by poprawnie się pożegnać. -Do zobaczenia więc. Zapraszam jeszcze raz do mnie… kiedyś. I pamiętaj, ściany mają uszy, więc bądź cichutko. – Po czym uśmiechnęła się i przeciągnęła. Odłożyła sztabkę z powrotem do szafli, po czym zamknęła na klucz. Posprzątała na biurku i zdjęła swój biały fartuch. W sumie rozmawiały tak długo, a to było i tak koniec jej zmiany. Zwiesiła więc fartuch na swoje miejsce i założyła swoje czerwono-niebieskie ubranie. Do pasa, do którego była przymocowana pochwa, schowała swój rapier. Miała jeszcze sporo do roboty, a lepiej było ją wykonać w domu. Miała tam w końcu zakład jubilerski i wiele grubych ryb chciało mieć wykonaną przez nią biżuterię. Ostrze trzeba było przyozdobić. -Zanosi się na kolejny ciekawy dzień w warsztacie! Po czym opuściła laboratorium. [z/t] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Laboratorium. | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|