|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Sybille Ofiara
Liczba postów : 60 Join date : 11/05/2013
| Temat: Laboratorium. Sob Sty 25, 2014 12:58 am | |
| First topic message reminder :Raj dla Balsamistów. Znajduje się tu wszystko, czego tylko potrzeba. Przed wejściem do środka należy założyć biały fartuch z wyszytym imieniem i nazwiskiem. W pierwszej części mnóstwo probówek, fiolek, czyli typowego wyposażenia chemicznego. Ten kącik, zresztą ogromny znajduje się wraz z długim stołem na końcu pokoju. Przy ścianach zresztą są biurka pracowników oraz wszystkie niezbędne, podręczne rzeczy. W samym centrum umieszczone są całkiem wygodne siedzenia, które przypominają wizualnie te u dentystów. Regulowane, obite w skórę, ale z pasami bezpieczeństwa. Tyle, że tu nie ma miejsca na leczenie uzębienia. Dookoła poukładane są stoliki z probówkami, w których widnieje krew każdej badanej Czarownicy. Miejsce to służy właśnie do przebadania ich rasy. Ale nie tylko probówki, bo również mnóstwo innych przydatnych narzędzi. Pracuje się tu w gumowych rękawiczkach. Nikt przecież nie chciałby się zarazić przez przypadek. W drugiej części pokoju (odgrodzonej jedynie murem, zaś pomiędzy pokojami jest bezdrzwiowe wejście) znajduje się mnóstwo szklanych szaf wypełnionych najróżniejszymi substancjami chemicznymi. Dzięki nim właśnie wytwarza się przeróżne bronie, a raczej substancje do nich. W tej samej części średniej wielkości biblioteka z książkami chemicznymi, ale także fizycznymi oraz konstrukcyjnymi. Złote rączki również mają tu swój raj, lecz w trzeciej części pokoju. Tam zaś znajduje się pracownia służąca do konstruowania, wytwarzania broni. Współpraca między chemikami, a mechanikami jest niezbędna do połączenia substancji chemicznych z resztą broni. Wytworzone bronie zamyka się w specjalnym schowku w dobrze chronionych szafkach. Samo to małe pomieszczenie chronione jest szyfrowanymi drzwiami. ~Opis autorstwa Lilianny♦ ♦ ♦ |
| | |
Autor | Wiadomość |
---|
Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Sro Wrz 05, 2018 9:20 pm | |
| Gówniana robota. Nudna. I w dodatku kiepsko płatna. Pył pewien, że Christine mści się na nim za spieprzoną misję. Choć miała ku temu prawo, bo skurwiel, jakim niewątpliwie był Gerard Larsen, powinien stracić prawo do stąpania po ziemskim padole już wieki temu. Nie był z tego powodu dumny. Fakt, że kat nie dokończył swojego żywota, tam, w Ponurym Borze, był wyłącznie winą Setha. Był tego świadom. Przeklinał swoją podłą chęć zapewnienia mu naturalnej śmierci, jeśli tylko tak można było nazwać skończenie w szczękach Koszmara. Powinien go dobić, niby omyłkowo wbijając nóż w czarne serce Gerarda. I równie przypadkowo kilkukrotnie przekręcić wewnątrz jego ciała. Niestety, bezpowrotnie stracił swoją szansę. Musiał więc być za to ukaranym, dostając zadanie pilnowania wiedźmy podczas eksperymentów. A przynajmniej tak to odbierał żniwiarz imieniem Seth. Zupełnie przez głowę nie przeszło mu, że do otrzymania tak niewymagającego zadania wpływ mogą mieć również inne czynniki... Na przykład jego obecny stan, uniemożliwiający ruszenie w teren - złamana kość promieniowa, pęknięte dwa żebra i następna do kolekcji rana cięta na jego brzuchu. Ledwie się poruszał, lecz nic nie potrafiło go przekonać, że nie nadaje się do podjęcia kolejnej żniwiarskiej misji. Gdyby chociaż trafił na jakaś kłopotliwą wiedźmę... Nie. Pod jego opiekę trafiła Yvette, skazana, która spędziła znaczną część swojego życia wewnątrz murów Inkwizycji, doskonale znając zasady. Na tyle, by nie musieć jej więzić i pętać w łańcuchach. Idealnie współpracująca i niekłopotliwa wiedźma. Ach, czekało go więc wiele godzin bezowocnego siedzenia na tyłku. Przynajmniej nie trafiłem na tę drugą, jak jej tam... Zasady mówiły o kontroli podczas eksperymentów. Nawet najspokojniejsza ze skazanych może wpaść w szał po niekończącej się torturze balsamistów... Przełknął ślinę, tym bardziej niezadowolony, że będzie musiał być tego świadkiem. Seth doczłapał się do kąta sali, w którym miały rozpocząć się badania. Przywitał się krótko ze starszym od niego balsamistą, z powątpiewaniem w spojrzeniu oceniającym stan żniwiarza. Skąd ta niepewność? Nawet używając jednej ręki, poradziłby sobie z buntem wiedźmy. A w przypadku Yvette... Co złego mogło się stać? Wielki wybuch szczęścia? No tylko, kurwa, nie to... Zasiadł na przytarganym przez siebie taborecie, czekając na skazaną, która wkrótce powinna zostać przyprowadzona. Z braku zajęcia przyglądał się poczynaniom balsamisty przygotowującego się do zabiegu, odczuwając lekki niepokój... * // Wygląd Setha: człowiek słusznej budowy, metr osiemdziesiąt kilka, szare oczy, czarne włosy za ucho, pociągła blizna na twarzy, wiele blizn pod materiałem ubrań. Ubiór: click |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Czw Wrz 06, 2018 3:47 pm | |
| Opuszczenie celi nie rozwiało wszystkich wątpliwości białowłosej, co więcej, dobijał ją fakt, iż pierwszy raz była całkowicie bezradna. W grę nie wchodziło nawet towarzyszenie Yvon, a przecież zawsze była przy niej podczas wykonywania powierzonych im zadań. Im... Zapomina się, w końcu w tej misji nie było miejsca dla ich dwójki. Musiała uzbroić się w cierpliwość, bowiem aktualnie, to siostra miała szansę się wykazać. Im szybciej ta bestia zniknie, tym Yvette zazna błogiego spokoju na jakiś czas i nie będzie zmuszona do oglądania cierpienia bliźniaczki. Jakby nie patrzeć, każdy kolejny opiekun będzie lepszy, a Gerard niech umiera w najgorszych męczarniach, które zafunduje mu Yv. Mało tego, jeśli nadal trzymałby się na tym świecie, kobieta wzięłaby sprawy w swoje ręce i osobiście wyrwała mu serce. Posłusznie podążała za strażnikiem, zastanawiając się w międzyczasie nad czekającymi ją badaniami. Nigdy nie sprawiała problemów, poniekąd dało się dogadać z urzędującymi w laboratorium balsamistami i niektórzy z nich, naprawdę podchodzili do wszelkich eksperymentów z pewną nutką łagodności. Nie każdy jest potworem, zaś zważając na tak długi pobyt oraz współpracę, mieli powód do bycia odrobinę wyrozumiałymi. Tak, tak, są i okropne przypadki, które mają za nic sprawianie u niej ogromnego bólu. Już przy samym wejściu do docelowego pomieszczenia zdjęła rękawiczki i po przywitaniu z obecnymi, usiadła w wyznaczonym miejscu. Znacznie wcześniej dostrzegła siedzącego nieopodal Setha, lecz nie odmówiła sobie spojrzenia na niego raz jeszcze. Czemu miałaby się przed tym hamować? Jedyny przyjemny widok, który mogła tu zastać i nie zdarza się często, więc trzeba było korzystać. - Proszę o wybaczenie, aczkolwiek... Jakie są plany na dziś? Mam nadzieję, iż obejdzie się bez krwawych posunięć. - rzekła do przygotowującego się mężczyzny. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Czw Wrz 06, 2018 6:36 pm | |
| Część pracujących w pomieszczeniu balsamistów znała już Yvette, doskonale wiedząc, czego się po niej spodziewać. Niektórzy z nich powitali ją z uprzejmością, niektórzy z obojętnością, inni nie unieśli spojrzeń zza swojej pracy w zamyśleniu lub w stwierdzeniu, że witanie się z wiedźmą stoi poniżej ich godności. Szczęśliwie lub nie, balsamista imieniem Albert, nie pracował wcześniej ze skazaną o tej... niezbyt szkodliwej mocy. Powitał ją powściągliwie - prostym skinieniem głowy, przybierając surowy wyraz twarzy. W przeciwieństwie do Setha, który, choć nie wstał z miejsca, zasalutował dziewczynie w iście komiczny sposób, zaraz szczerząc zęby. Wyglądał, jakby miał dobry humor, nawet pomimo opłakanych okoliczności, w jakich widzieli się ostatnim razem... Gdy skazana zajęła swoje miejsce, a strażnik, który ją odprowadził, został odprawiony, Albert zdecydował się przemówić, nawet na moment nie przerywając swoich przygotowań: - Nie zwykłem tłumaczyć się obiektowi badań z przeprowadzanych nań eksperymentów - odparł cierpko. Seth zachichotał bezdźwięcznie za jego plecami, strojąc miny, a gdy balsamista odszedł na odległość kilku kroków, pospieszył z cichym wyjaśnieniem: - Już tłumaczę na ludzki - sam nie rozumiem tego, co robię, ale nie powiem tego głośno, bo nie chcę wyjść na kretyna - zaśmiał się, zaraz prostując się i poważniejąc, aby nie dać złapać się na gorącym uczynku. Albert wrócił, układając w idealnych odstępach narzędzia niezbędne do badań, które, swoją droga, nie wyglądały zbyt zachęcająco. Zamierzał być oszczędnym w słowach, ale nie mógł zignorować pewnego szczegółu. - Nikt nie związał ci rąk? - Był ewidentnie zdziwiony. - Seth, czy mógłbyś...? - odwrócił się przez ramię do siedzącego mężczyzny. Co? Czy on każe mi ją związać? Równie dobrze mógłby żądać założenia kagańca na świnkę morską, do chuja... - pomyślał, w porę się opanowując, lecz nie powstrzymując kpiącego uśmieszku. - Chwila... Czy ty się jej boisz? Głęboki wdech. Pierwsze wrażenie, jakie zostawił mu Seth, nie było mylne. Nie istniały chyba już żadne szansy, by mężczyźni się polubili. Z pełną powagą odparł: - Nie doceniasz przebiegłości wiedźm. Mówią, że ignorancja daje odwagę, lecz uwierz mi, wystarczy chwila nieuwagi i... - I? I co? Wygrasz na loterii? Daj spokój... - przewrócił oczyma, nie ruszając się nawet z miejsca. - Jesteśmy w sercu zamczyska. Wokół nas szereg inkwizytorów. A poza tym... jestem z wami ja - zaprezentował się z absolutnym brakiem skromności. W pierwszej kolejności odpowiedziało mu ciche westchnięcie. - To miało mnie uspokoić? Nie wyglądasz zbyt... wiarygodnie, jak na ochroniarza. Porozmawiam z mistrzynią na twój temat. Przysyłanie mi rannego żniwiarza jest jawna kpiną - prychnął, w równym stopniu co Seth tracąc cierpliwość. - Kpiną jest konieczność pilnowania dziewczyny, która nie przyniosła żadnych szkód Inkwizycji, ba! Nawet przyczyniła się do jej idei lepiej niż niejeden balsamista... - rzucił w jego kierunku znaczące spojrzenie. Jednocześnie czuł, że przesadził. Złośliwe komentarze były zbędne, skoro jechali na tym samym wózku i obaj chcieli mieć dzisiejsze spotkanie po prostu za sobą. Mógł za to oberwać, jeśli Albert złoży skargę do przełożonych... Z tego powodu postanowił go prędko udobruchać: - Jeśli jednak trapi cię stan mojego zdrowia... Wiedz, że poradzę sobie z Yvette nawet ze zasłoniętymi oczyma. I związanymi rękoma. Jednocześnie żonglując - zapewnił, posłusznie zbliżając się z krzesłem, aby w razie - sam nie wiedział czego - zareagować. - Kpij, proszę bardzo... Wybaczę ci, bo najwyraźniej wciąż niewiele widziałeś w swoim życiu - mężczyzna w dość dojrzały sposób zniósł przytyki. Zgodził się na kompromis, nie chcąc przedłużać. - Obyś nie musiał mi tego udowadniać - dodał już cicho, zaraz zwracając się do siedzącej dziewczyny. - Zaczniemy od pobrania krwi. Wyciągnij rękę, oprzyj ją o poręcz - polecił krótkim rozkazem. Pobranie krwi. Zaczyna się niewinnie, czyż nie? - Jeśli będzie bolało, możesz powiedzieć. Christine mnie zabije, jeśli coś ci się stanie - zwrócił się do dziewczyny Seth, za co został uciszony cichym syknięciem Alberta. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Czw Wrz 06, 2018 8:05 pm | |
| O ile większość balsamistów była znana Yv, to ten musiał zostać przydzielony na ostatnią chwilę. Jego podejście było jasne i przejrzyste, jednym słowem... Trafiła na wyjątkowo trudny przypadek z którym nie idzie nawiązać żadnego kontaktu. Jakoś to przeżyje, czasami lepiej posiedzieć sobie w ciszy i skupić na pracy. Przeniosła spojrzenie na Setha, który najwyraźniej bawił się w najlepsze. Co najdziwniejsze, swoim spostrzeżeniem na temat zajętego jegomościa rozbawił dziewczynę, a ta nie mogąc pozwolić sobie na chociażby chichot, zasłoniła usta ręką i kaszlnęła krótko. Następne wypowiedzi były lekkim szokiem, ponieważ nigdy nie znalazła się w takiej dziwnej sytuacji. Podniosła dłoń, po czym wskazała na siebie palcem z niemym pytaniem wymalowanym na twarzy "Ja?". Przez moment zastanawiała się, czy na pewno chodziło o nią? Chyba jest jedną z nielicznych wiedźm, która nie posiada mocy zagrażającej komukolwiek, a ten przemiły pan nadal się obawiał. Zaskakujące! Ktoś bał się Yvette, to trzeba gdzieś zapisać. - Dziękuję, chociaż pan we mnie wierzy. - odparła zachwyconym tonem, choć nie dało się ukryć tej jawnej drwiny wpisanej w owe słowa. Nie mogła pojąć strachu, który wynikał tylko i wyłącznie z faktu, że była czarownicą. Uważnie słuchała ich rozmowy, skupiając swój wzrok na znanym żniwiarzu. Uwaga o przyczynieniu się do idei, nie zaskoczyła jej w żaden sposób. Mimo iż, to zdanie rzucone w emocjach, nie było ono kłamstwem. Dzięki eksperymentom Inkwizycja ma coraz większe pole do popisu. - Chcę to zobaczyć. Szczególnie, związane ręce i żonglowanie. Specjalnie dla tego rozpętam tu piekło, zsyłając deszcz szczęścia. Szykujcie się, będzie koszmarnie. - zapowiedziała beznamiętnie, po czym wlepiła stanowcze spojrzenie w strachliwego balsamistę. - Hmmm... - ciut pochyliła się w jego stronę, mrugając kilka razy podczas dokładnego analizowania obcej twarzy. Nie trwało to długo, albowiem zaraz wyprostowała się oraz wykonała rozkaz. - Myślę, iż dostrzeże pan z łatwością moment w którym będę prosiła o interwencję. - powiedziała przymykając powieki, a kąciki ust uniosły się trochę ku górze. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Wrz 07, 2018 1:21 am | |
| Albert, w przeciwieństwie do Setha, nie przywykł do swobodnej rozmowy z wiedźmami. Te nie witały często w jego rękach; znał je raczej z cudzych opowieści i inkwizycyjnych ksiąg, które ukazywały kobiety obdarzone zmutowanym genem w iście demoniczny sposób. Jeśli już, napotykał się raczej ze strachem, dystansem, chłodnym szacunkiem. Dlatego nie mógł się nadziwić ich dialogowi, choć niespecjalnie mu się to uśmiechało. Nim odpowiedział dziewczynie, oczywiście, uprzedził go Seth: - Nie ma już dla ciebie nadziei - ukazał zęby w szerokim uśmiechu, na co balsamista ponownie westchnął. - Dosyć żartów. Seth... - zwrócił się do mężczyzny, najwyraźniej chcąc dać mu kolejną, pouczającą lekcję. - Jesteś młody. Może ci się zdawać, że widziałeś już w życiu wszystko. Możesz uważać, że jesteś nieśmiertelny, a każda potyczka skończy się najwyżej kolejną z blizn... To efekt młodzieńczej naiwności. Z tego się wyrasta - poinformował go pieczołowicie. Te słowa bardziej przemówiły do zasiadającego w krześle żniwiarza. W rzeczywistości, czuł się niepokonany. Był jak taran, rujnujący wszystko, co stanęło mu na drodze. Spełniał rozkazy, a jego poświęcenie doceniano. Czuł się młodym bogiem. I nie sądził, by miało się to zmienić. - Szczęście stoi po mojej stronie - uśmiechnął się. Gdyby Albert w tej chwili na niego nie spoglądał, z pewnością mrugnąłby porozumiewawczo do Yvette. Jego rozmówca nie odpowiedział. Najwyraźniej nie widział ratunku dla zarozumiałości Setha. Dość niespodziewanie zwrócił się do czarownicy, gdy ta zdecydowała się powiedzieć o słowo za dużo. - A ty... ciesz się, że brzydzę się przemocą. Nie zamierzam jednak tolerować bezczelności, pamiętaj - ostrzegł ją. Żniwiarz zdziwił się. Dla swojego własnego dobra, natychmiast zainterweniował: - Albert, miejże litość... Nie bronię jej, ale... Świat bez odrobiny ironii byłby kurewnie nudny, nie uważasz? - jęknął marudnie, wychylając się do mężczyzny. - Nic złego się dziś nie wydarzy, przysięgam ci. Nie bierzmy więc życia na poważnie i spędźmy ten czas możliwie... bezkonfliktowo, nie szczędząc sobie żartów w tym smutnym, jak łysina twojego przełożonego, świecie. Nie był pewny, czy nie przegiął, do kiedy nie dostrzegł, że przez twarz balsamisty nie przedarł się cień uśmiechu. Najwyraźniej też nie przepadał za mężczyzną, od którego dostawał rozkazy. Nie upominał więcej Yvette, ale odpowiedział z powagą: - Jesteśmy w pracy, Seth. I wolałbym, aby mój współpracownik potrafił oddzielić obowiązek od rozrywki. Zaraz po tym, Albert założył skórzane rękawiczki. Po co? Najwyraźniej po to, aby uniknąć bezpośredniego kontaktu ze skórą Yv, co zdziwiło samego żniwiarza. Poprawił jej rękę, mając dostęp do żył w okolicach zgięcia łokcia, gdzie wkrótce wbił się grubą igłą. Żniwiarz nie uznawał tego widoku za przyjemny, lecz nie odwrócił spojrzenia, gdy Albert pociągnął za stalowy tłok, jak pijawka wysysając z niej kolejne mililitry krwi. Ręce balsamisty były wprawne - doskonale wiedział, co robi, nie zadając dziewczynie więcej bólu, niż było to konieczne. Na chwilę zapadła cisza, co dla pracującego mężczyzny był najprawdziwszą ulgą. Seth milczał jak zaklęty, zajęty obserwacją, choć widok wiedźmiej krwi nie był dla nim niczym niespotykanym. Ba, zbyt często miał ją na swoich rękach. Mimo to, fascynowało go, ile tego ciemnoczerwonego płynu może wytoczyć się z tak niepozornego dziewczęcia. Niemal jak... u człowieka, choć posądzano ją o bycie istotą niemal innego gatunku. W środku była taka sama. Krwawiła identycznie, jak każdy inny człowiek. Nie zabrano jej wiele krwi, jednak wskazywało to, że od teraz nakłuwanie będzie częstsze, by zawsze mieć świeży produkt pod ręką. Przynajmniej do czasu zakończenia eksperymentów. Po pobraniu odpowiedniej ilości do szklanych, zakorkowanych fiolek, balsamista stwierdził, że część próbek musi pójść do dalszych badań, a część do schłodzenia w późniejszym wykorzystaniu. Zawahał się. W normalnych okolicznościach wysłałby Setha, człowieka od czarnej roboty, lecz najwyraźniej nie uśmiechało mu się zostać sam na sam z wiedźmą, bez żadnej ochrony... - Wrócę wkrótce, pilnuj jej - oznajmił więc, do pokrowca ze specjalnymi uchwytami pakując fiolki. Seth łaskawie pohamował kpiący uśmiech, lecz gdy mężczyzna oddalił się na bezpieczną odległość, natychmiast z udawaną paniką rzucił do Yvette: - Ani drgnij, przebiegła wiedźmo! Ani drgnij, bo zacznę krzyczeć i zawołam tabun inkwizytorów, by pomogli mi cię powstrzymać! Wkrótce uśmiechnął się, sięgając do blatu po materiałową chustkę. Wręczył ją dziewczynie, by mogła przetrzeć ślady krwi, zapewne perlące się w miejscu niedawnego wkłucia. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Wrz 07, 2018 1:32 pm | |
| Gdyby każde badanie mogło być prowadzone w taki sposób, jak najbardziej dziewczyna przychodziłaby tu z większą ochotą. Niestety, Seth jest tu tylko ten pierwszy i ostatni raz, co istotnie obniża jej nastawienie i tylko w dużej mierze zniechęca. Niepotrzebnie przywiązuje do tego uwagę, ponieważ szybko trzeba wrócić do szarej rzeczywistości. Nie ma za wiele dogadania w tym, czy jakimkolwiek innym temacie. Przeprosiła za swoje niestosowne zachowanie, bo nie chciała problemów. Jakby te przeprosiny miały coś zmienić, ale liczy się odpowiednie podejście do sytuacji i wtedy nawet wyrażenie skruchy przez czarownicę może być wzięte pod uwagę. Cuda się zdarzają, szkoda, iż Yvonne nie korzysta z tych rad. Uniknęłaby szeregu kar, jednak ona zawsze chciała postawić na swoim. Pobieranie krwi nie zaliczało się do przyjemnych rzeczy, lecz szczęśliwie trafił się jej jeden z tych balsamistów, który potrafił wykonać tę czynność zaskakująco dobrze. Bywali też tacy z bardzo nieumiejętnym podejściem. Ciągle bacznie obserwując swą rękę, a dokładniej miejsce na skórze w którym była wbita igła, westchnęła cicho w pewnym momencie. Niemniej jednak, wszystko poszło sprawnie i już zaraz mogła się cieszyć ponownie wolnością. - Cóż za człowiek... - odezwała się, gdy Albert wyszedł z pomieszczenia. Teraz nastała szansa na bezceremonialne wpatrywanie się w żniwiarza. Jaki w tym cel? Cieszenie oczu. - Tabun? To stanowczo za mało, aby powstrzymać tak niebezpieczną wiedźmę jak ja. Ha, ha, ha. - przerażająca wypowiedź, zakończona złowieszczym śmiechem w dość sztywnym wykonaniu Yvette. Czego chcieć więcej? - Dziękuję. - powiedziała, gdy odbierała od niego chustkę. Lekko otarła krew, jednakże nie przyłożyła się do tego jakoś specjalnie. - A więc, nie jest pan w formie. Możemy się przekonać, czy siła mojego szczęścia jest w stanie coś zdziałać. - zrobiła pauzę w wypowiedzi patrząc na niego, by parę sekund potem delikatnie przekrzywić na bok głowę i dopuścić mały uśmiech na usta - Raczej nic z tego. Bardziej przydałaby się tutaj niezwykła moc leczenia, jaka szkoda... - rzekła otwarcie, poprawiając cieniutkie kosmyki włosów, które wyszły na jej policzek. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Wrz 07, 2018 3:45 pm | |
| Czuł się przy niej dość swobodnie. Trochę czasu spędzili już razem, choć zazwyczaj działo się to w towarzystwie innych, nie mając okazji porozmawiać w cztery oczy. - Nie jestem żaden „pan”. Jestem Seth. Możesz próbować zachować pozory przy innych, jednak teraz... Znacznie mniej przejmuję się manierami, niż tym, że ewidentnie mnie postarzasz - dokończył z uśmiechem, w rzeczywistości czując się, jakby dodano mu kolejne dwadzieścia lat. Nie był przecie taki stary! Ćwierćwiecze, które ostatnio mu wybiło, nie było powodem do załamywania rąk. - Spróbuj - postanowił, gdy zaoferowała mu sprawdzenie jej mocy. Wyciągnął ku niej dłoń, by go dotknęła. Nisko, pod stołami, nie chcąc, aby ktoś ich zobaczył... Lecz czy ktoś mógłby dziwić się Sethowi, że chce doznać odrobiny szczęścia? Yvette była tu znana. I owszem, inkwizytorzy mylili ją z Yvonne, ale to nie zmieniało chęci testowania, co zmieni się w ich życiu po dotknięciu którejkolwiek z nich. - Nawet jeśli twoja moc mnie nie uzdrowi, może pomoże wymyślić trafniejsze riposty, by uciszyć tego nudnego jak grabarskie kroniki trepa. A to zdecydowanie sprawi, że poczuję się lepiej - mruknął ociężale, z wciąż wyciągniętą dłonią. Odetchnął, a do głowy wkrótce powróciły mu nieprzyjemne wspomnienia. - Żałuję, że nie posiadasz mocy leczenia, a twoja siostra odbierania zdrowia lub życia... Wtedy wszystko mogłoby skończyć się lepiej niż ostatnio - ściszył głos, przywołując na twarz cierpiący wyraz, który nie miał nic wspólnego z fizycznymi obrażeniami. - Jestem winny wam i Christine przeprosiny. To z mojej winy nasza misja nie przebiegła pomyślnie. Nawet nie pomógł uśmiech losu, gdy najzwyczajniej na świecie skopałem sprawę... - mówił cicho, lecz nawet gdyby ktoś ich usłyszał, mógłby pomyśleć, że Seth przeprasza za rzeczywistą porażkę w misji, w której nie udało się schwytać kolejnej wiedźmy, a nie... za niedobicie opiekuna, kata. Co prawda, przeprosiny skierowane do czarownicy były tutaj równie prawdopodobne co spotkanie jednorożca. - Najgorsze jest to, że nie mogę naprawić swoich błędów. Straciłem swoją szansę i nie posunę się dalej, do kiedy świat na mnie spogląda, a on w cudzych oczach jest mi niczym brat. Teraz wszytko leży w rękach Yvonne - wyjaśnił, lecz nie powołał się do odpowiedzialności za naprawę swojego błędu. Szkoda, że nie zdechł. Stało się. I nie mogę z tym nic zrobić, jeśli nie zamierzam narażać tego, co budowałem od lat... - pomyślał, spoglądając jej prosto w oczy. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Wrz 07, 2018 5:34 pm | |
| Będzie to pierwszy raz, gdy odezwie się do członka Inkwizycji w bezpośredni sposób, tym samym nie okazując należytego szacunku. Mogła tak postąpić? Ten uczynek znacząco łamie zasady, ale skoro nikt nie będzie o tym wiedział... Nie ma nic do stracenia. Propozycja wydawała się kusząca. Dawno nie miała okazji podzielić się swym darem w taki luźny sposób. Żadnego stresu, żadnych przymuszeń, czy to szansa jedna na milion? Ponadto, nie brzydził się dotknąć białowłosej i ostatecznie tenże fakt zadecydował, iż ujęła subtelnie jego dłoń w swą. Dotyk męskiej dłoni również był czymś nowym, co prawda, miała styczność z balsamistami, ale to zupełnie coś innego. Z podziwem oraz przymkniętymi oczętami, równie łagodnie złapała drugą ręką przedramię i gładziła opuszkami palców skórę mężczyzny. Im więcej kontaktu cielesnego i dłuższy czas, tym efekt powinien w mgnieniu oka przybierać na sile. - Zadbam o to, pańs... Twoje riposty są nadzwyczaj przyjemne dla mych uszu. W razie czego, dołączę się w miarę możliwości do zabawy. - stwierdziła, aż podniosła wzrok, by wnikliwie przyglądać się twarzy Setha. Fascynował ją, lecz dopiero teraz była tego pewna. Nie chodziło już tylko o urodę, jednakże nie mogła pojąć skąd te zmiany nastawienia wobec jego osoby. Wszyscy byli jednakowi, a świat dalej będzie nienawidził dwójki białowłosych dziewcząt... Prawda? Kolejnym niesamowitym wydarzeniem tego dnia były przeprosiny. Mało brakowało i zadałaby na głos niemiłe pytanie "Co?". Żniwiarz zdobył się na krok o który podejrzewałaby go najmniej. - Nie tylko ty zawiniłeś. Mogłam zrobić więcej, nic nie zdarza się dwa razy, przepadło... Brzmi znajomo? Mamy podobne myśli na ten temat. Nie ma powodu do przygnębienia, ponieważ naprawimy ten błąd. - odparła, pozwalając sobie na przyjazny uśmiech. Naprawdę rzadko zdarzało się dziewczynie uśmiechać, czasem podejrzewała, iż wcale tego nie potrafi. - Nie uchroni się przed śmiercią, mogę to obiecać, choć na twoim miejscu nie wierzyłabym przebiegłej wiedźmie. - dodała na koniec. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Wrz 07, 2018 9:30 pm | |
| Zdziwił się, gdy dziewczyna tak poważnie podeszła do tematu, ujmując jego rękę w obie dłonie. Poddał się jej, jakby w rzeczywistości zajęła się leczeniem jego ran. Nie mogła jednak wyczuć nawet najdrobniejszego drgnięcia ze strony Setha, gdyż ten prędko podjął nowy stan rzeczy, doskonale się w nim odnajdując. A właściwie... brak spektakularnych rezultatów doskonale mu w tym pomógł. - Zabawne... nie czuję różnicy. Chociaż nie wiem, czego się spodziewałem... - mruknął w zamyśleniu. Nie doznał wielkiego przypływu energii, nie poczuł się przez to silniejszy ani pewniejszy siebie. Nie oczekiwał jednak, że w ciągu kolejnych sekund u progu laboratorium zawita Christine informując go o podwyżce. Podejrzewał, że szczęście pojawi się dopiero wtedy, gdy da się losowi wykazać. - Mam pomysł - poinformował niespodziewanie. Wyprostował się na krześle, wolną ręką sprawdzając kieszenie swojego krótkiego płaszcza, wyraźnie czegoś poszukując. Przypadkowo, na ułamek sekundy, również ukazał podłużną kaburę jednej ze swojej broni, spoczywającej na jego boku. Wkrótce wydobył z wnętrza ubrania srebrną monetę o niskim nominale. Uśmiechnął się, unosząc ją nieco wyżej. Nie musiał mówić, co zamierza z nią zrobić. Nie musiał też informować jej, o czym pomyślał. Bezceremonialnie wyrzucił ją w powietrze, gdzie błysnęła krótko. Po krótkiej chwil złapał ją zręcznie, nie zmieniając swojej pozycji chociażby o cal. Korona. Nie okazał zdziwienia, nie odczuł go w żadnym stopniu. Przynajmniej mam pewność, że nie zrobiły z nas idiotów, zamieniając się z Yvonne miejscami. - Żałuję, że Inkwizycja nie może wypożyczyć mi twoich talentów, nim kolejny raz roztrwonię majątek w kartach. Moglibyśmy stworzyć całkiem zgrany duet. Chociaż... Nie. Nie ma już ratunku dla mojego pecha - zauważył, wiedząc jednocześnie, jak niewiele wspólnego z realnością miały jego wcześniejsze plany. Podrzucił monetą jeszcze raz, odczuwając wobec tego dziwną satysfakcję, mimo że doskonale wiedział, co ujrzy po otwarciu palców zaciśniętej dłoni. I nie pomylił się, gdy jego oczom po raz kolejny ukazała się korona. - Prędzej czy później - potwierdził w końcu jej słowa odnośnie pozbycia się Gerarda. Żywił ku temu solidne nadzieje. Przytaknął jej, nawet jeśli zwykł brać poprawki na słowa innych, o wiele częściej podchodząc do drugiego człowieka podejrzliwie, niż dając mu wiarę. W przypadku opiekuna bliźniaczek, wyrok padł już wieki temu. Zegar tykał, odliczając czas ku temu co nieuniknione. Był tego pewny. Odsunął dłoń, spostrzegając się, że gest ten trwając zbyt długo, mógł wydać się niezręczny. Nie powstrzymał jednak ciekawości - chcąc zarejestrować zmiany, ujął palce dziewczyny ponownie, aby po krótkich sekundach znów ją puścić. Bawiłby się tak dłużej, gdyby nie pojawiający się zupełnie znikąd Albert, jak na nieszczęście, dostrzegający ich wyciągnięte ręce. - Coś przegapiłem? - mruknął cierpko, z uniesioną brwią spoglądając na odsuwającego się Setha. Choć mężczyzna zaskoczył go, żniwiarz prędko odzyskał rezon, uśmiechając się czarująco. - Niewiele. Próbowałem kontynuować eksperymenty bez ciebie, lecz gdzie mi tam do kunsztu balsamistów...! - udał przejętego, lecz spotkał się wyłącznie ze sceptyczną miną Alberta. Zupełnie zignorował on Setha, podchodząc do blatu w laboratorium, gdzie ponowił swoje przygotowania. Odwrócił się do nich plecami, lecz dostrzec można było, jak w wysokiej, wąskiej zlewce, miesza kilka ciekłych składników o bliżej niezidentyfikowanym kolorze, aby pod koniec podstawić szkło nad palnik gazowy. Gdy roztwór przybrał jednolitą, szarawą barwę, mężczyzna zamieszał gwałtownie zlewką, zwracając się bezpośrednio do Yvette: - Teraz przejdziemy do mniej przyjemnej części, przygotuj się - ostrzegł ją łaskawie, w dłoniach studząc tajemniczy wywar. - Zaczniemy od znieczulenia. U różnych wiedźm występuje odmienne działanie, lecz... To powinno przytępić funkcjonowanie twojego układu nerwowego. Prawdopodobnie skończy się na apatii i odrętwieniu kończyn, w najgorszym przypadku na chwilowym paraliżu. Po upływie wielu godzin możesz spodziewać się również środków ubocznych - halucynacji, omamów słuchowych... Lecz wtedy już dawno zakończymy nasze badania - podzielił się z nią dość istotnymi informacjami, jednocześnie sugerując, że po wyjściu z tejże sali, będzie zdana wyłącznie na siebie. Seth strzygł uszami na każde słowo balsamisty, dopatrując się w nich możliwego zagrożenia. Nie brzmiało to tragicznie. Zresztą... Znieczulenie? Tutaj? Kto by pomyślał! Mrużąc oczy obserwował, jak starszy mężczyzna wręcza Yvette naczynie, polecając wypić do dna. - Za mniej niż kwadrans powinny pojawić się pierwsze objawy działania - zaznaczył, jednocześnie sięgając do kieszeni kamizelki po zegarek kieszonkowy, skrupulatnie odmierzając czas. Wtedy też w notesie ułożonym dotychczas na blacie stołu, dopisał kilka słów, pierwszych od początku ich spotkania. Teraz... Zostało im czekanie. Albert zamierzał wykorzystać tę chwilę, zapewne idealną na wygłoszenie moralizatorskiego wykładu. - Wracając do wcześniejszego... - zaczął, nie tłumacząc, co ma na myśli. Było to jednak oczywiste. - Nie chciałbym więcej widzieć jakichkolwiek prób spoufalania się mojego współpracownika z obiektem badań - mruknął cicho, marszcząc brwi. Żniwiarz aż otworzył usta ze zdziwienia. Tylko tego mu brakowało, doprawdy. Nigdy by tego tak nie nazwał, do cholery! - Czy brak nienawiści i chęć zapewnienia sobie rozrywki to tak wiele? - prychnął, emocjonując się bardziej, niżby pragnął. Niezbyt rozsądnie. W miejscu, gdzie każdy mógł go usłyszeć. W miejscu, w którym niemądrze było mówić o braku nienawiści. - Czy może należysz do grona inkwizytorów, uznających za słuszne udowadnianie swojej wyższości nad wiedźmami na każdym kroku? Zapadła cisza, w której Albert sprawiał wrażenie zajętego. Pochylił się nad dziewczyną, unosząc jedną z jej powiek i badawczym spojrzeniem, oceniając łagodnie rozszerzone źrenice. Zapisał coś w zeszycie, dopiero po tym decydując się na odpowiedź. - Nie. Rozumiem to - przytaknął w końcu krótko, czego Seth nie spodziewał się w żadnym stopniu. - Jednak, zapewniam cię... bezpieczniej jest zachować dystans - doradził, przez ułamek sekundy wywołując u swojego rozmówcy autentyczne poczucie winy. - Mamy trochę czasu... Jeśli chcesz, przytoczę ci pewną historię, która może pozwoli ci przejrzeć na oczy - zaoferował, opierając się swobodnie przy blacie stołu laboratoryjnego. Żniwiarz przelotem zerknął na Yvette. Nie spodziewał się filozoficznych wywodów ani historii z lat młodości Alberta, gdy Christine przydzielała mu to zadanie. Nie oczekiwał rozmowy ani żywego udziału w testach. Choć atmosfera była napięta, musiał przyznać, że cieszy się z tego obrotu spraw. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Pon Wrz 10, 2018 3:51 pm | |
| Od początku nie była nastawiona pozytywnie, co do prezentowania swej umiejętności w tym otoczeniu. W żaden sposób działanie losu nie mogło się sprawdzić przy bezczynnym siedzeniu. Mimo to, moneta uratowała sytuację i przywróciła wiedźmie wiarygodność. - Pech nie trwa wiecznie, chyba że w przypadku Yvonne... Tak, wtedy trwa do końca życia. - odpowiedziała, wyobrażając sobie w międzyczasie życie siostry poza murami Inkwizycji. Już teraz każdy omijał ją szerokim łukiem, choć bywali śmiałkowie, którzy z wolnej woli chwytali ręce tego chodzącego nieszczęścia. Ciekawość pobijała nawet pewien uszczerbek na zdrowiu. W tej chwili, jasnooka bardziej zyskała możliwość na nowe doświadczenie, jakim było swobodne dotknięcie Setha. Niby nic wielkiego, ot oklepany gest, jednakże dla niej było to coś nieprawdopodobnego. Kontakt fizyczny z mężczyzną, który nie miał żadnych oporów i nie był zmuszony w jakikolwiek sposób! Inni inkwizytorzy chcący uzyskać błogosławieństwo traktowali Yv jak przedmiot, więc brak w tamtych przypadkach miejsca na miłe obejście. Przez moment, w zupełnej ciszy przyglądała się pewniejszym ruchom dłoni ciemnowłosego, lecz wszystko zostało przerwane przez przybycie Alberta. Zerknęła na niego kątem oka, by bez pośpiechu poprawić swą siedzącą pozycję. Nieliczni z pracujących tu osób, posiadali dar pojawiania się w nieodpowiednich chwilach. Obserwacja pracy balsamisty zaliczała się do niezbyt ciekawych rzeczy, ale o dziwo, nie trwało to długo. Poniekąd, była wdzięczna za podzielenie się z nią ową wiedzą, choć z drugiej strony... Nie brzmiało to dobrze, a przecież dopiero co zaczynali. Spędziła tu tyle lat, zaś ciągle odczuwa przygniatający niepokój przy każdym eksperymencie. Odbierając od balsamisty naczynie z zawartością, nie zamierzała czekać i przystawiła szklaną rzecz do ust, aby zaraz wszystko dzielnie wypić. Spodziewała się czegoś nie do przełknięcia, aczkolwiek obawy były zbędne. Z miodem wszystko jest lepsze, jaka szkoda, iż nie ma opcji dodania go w każdym wytwarzanym preparacie. Odstawiając pojemnik, przysłuchiwała się dalszej potyczce słownej między tą dwójką. Obiekt badań, co? Niespecjalnie sympatyczna nazwa, zważając na posiadanie imienia, tak jak każdy człowiek. Pomyliła się, racja. Nie jest brana za istotę tego gatunku, a zwrócenie uwagi byłoby zbędne i nie na miejscu. Pozostawało jej milczeć, korzystając z możności posłuchania interesującej konwersacji. Nie zaskoczył ją fakt, że Seth nie czuje wrogości do czarownic, ponieważ dokładnie ukazał to swoim zachowaniem na początku spotkania. Musiał traktować swoją pracę jak każdą inną, skoro nie przybył do tego miejsca jako jegomość pragnący zniszczyć wszystkie wiedźmy. Niewielu wybrałoby takie zajęcie tylko ze względu na okazję zarobienia sporej kwoty, bo... Co jeszcze mogło go zachęcić? Wspomniana rozrywka? Jeśli taka byłaby prawda, ten mężczyzna jest skończonym wariatem. Gdy Albert zbliżył się w jej kierunku, nie poruszyła się w żaden sposób i w zupełności przyzwoliła na ten czyn, patrząc w jego oczy. Nie zapowiadało się na nic więcej, tudzież miała chwilę spokoju. Nadciągała historia, więc wytężyła słuch jeszcze bardziej. Czasem Yvette udało się złapać kontakt wzrokowy ze żniwiarzem, jednak nie trwał on zazwyczaj długo. Włączyła całkowitą podzielność uwagi, zajmując się uwalnianiem dwóch, przednich pasm włosów z ozdób oraz czyniąc to samo z szyją. Zdjęte rzeczy kładła nieopodal na wolnym miejscu, by po wszystkim wziąć je ze sobą. Z przemijającym czasem odczuwała nadmienione wcześniej drętwienie rąk i nóg, co w przypadku górnych kończyn skutkowało delikatnym zaciskaniem raz jednej, raz drugiej dłoni w pięść. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Pon Wrz 10, 2018 7:16 pm | |
| Albert wykazywał się dobrą podzielnością uwagi. Zdawało się, że spojrzeniem i myślami, skupił się na postaci swojego współpracownika, jednak nie umknęło mu drobne poruszenie w okolicach dłoni Yvette. Zarejestrował gest, zapisując kolejną godzinę w notesie i kilka słów komentarza obok. Wkrótce kontynuował porzucony uprzednio temat. - Możesz tego nie pamiętać, bo zapewne siedziałeś wtedy w akademickiej ławie... - zaczął, najwyraźniej wiedząc, ile lat chodzi już po tym świecie Seth. W innym przypadku, na oko, z pewnością dodałby mu kilku lat. - Mniej niż dekadę temu miała tu miejsce tragedia. Prowadzono eksperymenty na skazanej... Nawet po torturach, po spaleniu jej sióstr z Cyrku na stosie, wykazywała potężną wolę życia. Potrafiła zachować spokój w najcięższych sytuacjach. Współpracowała, oddawała z siebie wszystko, tak silnie chcąc żyć. Samą swoją obecnością pluła w twarz wszystkim, którzy uważali, że kooperacja z wiedźmami jest niemożliwa. Już wtedy żniwiarz osunął się na skraj krzesła, spuszczając wzrok, jakby tracąc zainteresowanie całym wywodem. Mimo to, tkwił w ciszy, pozwalając mężczyźnie się wykazać. - Nikt się nie spodziewał. Nikt by jej nie podejrzewał, do czasu, aż nie znaleziono jej nad ciałem mojego kolegi po fachu, świeżo upieczonego balsamisty - wspomniał krótko, na własne oczy widząc, jakie spustoszenie miało miejsce właśnie w tej oto sali. Miał przejść do morału, gdy Seth przewróciwszy oczyma, postanowił się wtrącić. - Nie rób ze mnie takiego smarkacza, pamiętam doskonale te wydarzenia. Za swojego czasu było o tym głośno - rzucił niedbale. Co jak co, ale śmierć inkwizytora w murach zamku była wstrząsającym wszystkich zjawiskiem. - Pominąłeś dość istotny fakt w swojej historii. Dość znaczącą cechę charakteru ów balsamisty, który spuszczał się na widok własnej ofiary wyjącej z bólu - poinformował cierpko, uznając to za najważniejszy element przedstawionej układanki. - Każdy by pękł. Nie mów mi, że się dziwisz - skomentował to wzruszeniem ramion. - Jestem zdania, że... - zawahał się na moment, przelotem zerkając na Yvette. Nie wiedział, czy powinien poruszać podobne kwestie w jej obecności. Mimo to, brnął dalej. - Współpraca wymaga poświęceń. Z obu stron. Skazane ugięły już karku. Czy nie czas, aby i druga strona oddała coś od siebie? - rzucił pytanie w przestrzeń, nie licząc na odpowiedź. Zdziwił się jednak, gdy po raz pierwszy od początku badań, Albert uśmiechnął się, zaraz tłumiąc oznakę radości otwartą dłonią. - Współpraca? Naprawdę jesteś tak naiwny, by w to wierzyć? - prychnął z rozbawieniem. - Może. Może gdybyśmy żyli na tych samych zasadach i warunkach. Jednak traktując je jak narzędzia, nie możemy oczekiwać wierności, zaangażowania czy lojalności. Spójrz na nią - odwrócił się w kierunku Yvette, a Seth podążył za jego wzrokiem. - To oczywiste, że jedyne o czym myśli teraz ona, to wyrwanie się z tego piekła. I nie mam jej tego za złe. Lekcja należy do ciebie, Seth. Musisz nosić tę świadomość - dokończył, w rzeczywistości nie sądząc, by w którejkolwiek skazanej nie żywiła się resztka nadziei na ucieczkę, na powrót do normalnego życia. Balsamista go zaskoczył. Nigdy nie spoglądał na skazane z tej perspektywy, choć uznawał się za lepszego od wszelakich zwyrodnialców zmuszających je siłą do nieludzkich czynów. Powoli dostrzegał, że nie był od nich wiele lepszy... Poczuł drobne ukłucie wstydu. Czy ja naprawdę sądziłem, że bycie skazańcem to szczyt marzeń złapanej wiedźmy? - Chyba nie jest aż tak źle... - wydukał niemrawo, tylko dlatego, że musiał powiedzieć cokolwiek. Najchętniej zamknąłby się już do końca dnia, by móc przetrawić uzyskane informacje. Kto by pomyślał, że wewnątrz murów Inkwizycji czeka go tyle wrażeń...? - Mmm, Seth... - zastanowił się w odpowiedzi Albert. - Słyszałem o tobie co nieco. Gdybyś, teraz, z marszu miał podać... powiedzmy... trzy najważniejsze w twoim życiu wartości, były by to...? - przechylił głowę, najwyraźniej grając z nim w grę, której zasady zna tylko on. Podjął zaproszenie, zastanawiając się krótko. - Pieniądze. Przyjaźń. I... wolność - ostatnie słowo, choć napawało go zawsze dumą, w obecnych okolicznościach z lekkim trudem przeszło mu przez gardło. - Tak, tego się spodziewałem... - kiwnął głową. - Jak byś bez tego przeżył? Jednak, widzisz... Niezależnie od tego, co byś wypowiedział, wiedźmy nie zaznają tutaj niczego. Nie zarobią choćby za najcięższą pracę, nie nawiążą bliższych relacji. I z pewnością zapomną, czym jest wolność - dokończył, uzupełniając tę upiorną wizję, która zakiełkowała w umyśle żniwiarza. - Nie wierzę, że nie ma tu niczego, czym nie można byłoby się cieszyć. Powiedz mi, że się nie mylę, Yvette - poprosił, włączając ją do dyskusji. Albert uśmiechnął się ponownie, doskonale pojmując bezsens tego pytania, lecz nie uciął ich rozmowy, sam ciekaw odpowiedzi. Wiedział, że z ust dziewczyny padnie oczywiste kłamstwo lub prawda, która niczego nie zmieni. Narzędzia nie miały w końcu prawa do zarządzania swoim losem. Zajął się dalszymi obserwacjami, w końcu pytając dziewczyny, jak się czuje. //jeszcze bardziej mnie poniosło, shieeet /o\ |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Pon Wrz 10, 2018 9:54 pm | |
| Opowiadanie o sytuacji z dawnych czasów, przykuło na tyle uwagę Yv, iż zaprzestała na chwilę wykonywania czynności przy swych włosach. Pojawiło się już tyle zabawnych rzeczy w wypowiedzi Alberta, ale wszystko się rozkręcało i postanowiła w spokoju zaczekać na swoją kolej, która być może nadejdzie. Zakłócając im pogawędkę i niepotrzebnie wtrącając się, pokazałaby brak jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego. Słowa Setha przyciągnęły uważny wzrok kobiety na stałe. Właśnie takie myśli chodziły mu po głowie? Godne podziwu, przynajmniej dla niej. Za żadne skarby nie stawiała na tak pokojowe podejście u żniwiarza, stąd miłe zaskoczenie i krótki, ależ przy tym jakże mały, uśmiech pod nosem. Natomiast, zupełnie nie spodobały się Yvette myśli prezentowane przez Alberta, które bardzo mijały się z prawdą. Gładząc mrowiącymi rękami uwolnione z przodu włosy, z obojętnym wyrazem twarzy i zamkniętymi szczelnie powiekami, próbowała wyobrazić sobie codzienne życie owego dżentelmena, zaś ten obraz był smutniejszy, niż kolejne dni skazańca. Następna wymiana zdań, przyniosła białowłosej więcej rozmyślań oraz zmusiła do otworzenia oczu, by wodzić mozolnie spojrzeniem od jednego mężczyzny do drugiego. Wartości w życiu? Czy jakieś mają głębszy sens? Pieniądze przepadną, przyjaciel zdradzi i wolność... Pojęcie obszerne, lecz przyglądając się temu bliżej, nikt na tym świecie nie jest wolny. Słysząc wyraźnie prośbę o podzielenie się swoim zdaniem, nie hamowała się. Kładąc dłonie na udach, westchnęła cicho i podjęła się wyzwania. - Zacznę od początku, jeśli panowie pozwolą i wybaczą mą zuchwałość. Szczególnie pan. - rzekła z szacunkiem w stronę starszego balsamisty. - Idiotka. Nie było ciężko określić wiedźmę z pańskiej historii. Nie chciała żyć, tylko oszukiwała samą siebie. Czasem ciężko wyczuć prawdziwe zamiary innej... Istoty. - nie mogła nazwać wszystkich ludźmi, więc została przy tym słowie - Odważę się rzec, że zabicie jednego z was planowała od jakiegoś czasu. Jednak, muszę przyznać, iż rozbawił mnie pan... Ktoś kto uważa niespokrewnione kobiety za siostry, musiał mieć problemy z psychiką od dawna. Jej atak był do przewidzenia. - oznajmiła z łatwością, wzruszając przy tym ramionami. Co mogła powiedzieć? Prawda była bolesna i już dawno za takie słowa zostałaby zaatakowana przez jedną z owych "sióstr". Była zdrajczynią? Zdecydowanie, za mocne słowo. Nigdy nie czuła żadnej więzi wśród podobnych do siebie kobiet. Fakt, iż wykonuje takie zadania, a nie inne... Dzięki temu żyje, zaś to liczy się najbardziej. Zwykła praca, ot co. - Oczywistym faktem jest to, że współpraca zdałaby egzamin, lecz ludzie należący do Inkwizycji... - spojrzała na Alberta, jakby upewniając się czy bezpiecznie jest kontynuować - ...Nie chcą żadnej stabilizacji. Czarownice nie są lepsze i postępują podobnie, pałają nienawiścią do członków organizacji oraz pragną rozlewu krwi. Nie znaczy to, iż śmiało można wrzucić do jednego worka każdą osobną jednostkę. Oj, nieładnie. - stwierdziła, po czym zabrała się za odpowiedź, która prawie wyleciała jej z głowy. - Panie Albercie... Nie sądziłam, że potrafi pan tak znakomicie czytać mi w myślach, niesamowita zdolność. Szkoda, iż nie trafił pan na ten sam przypadek co zawsze, jednakże nie ma powodu do zmartwień. Jestem litościwa. - rzuciła w żartach, chociaż nie uśmiechnęła się ani na chwilę. Jak się okazuje, nie potrzebuje Yvonne, by dostać się na stos. - Wszyscy popełniamy błędy, choć niektórzy mają do tego większe predyspozycje. W tamtym momencie moją głowę nachodziły natarczywe myśli o niedokładnie ustawionych rzeczach w szklanej szafce nieopodal, ale i też kawałku nitki na pańskiej kamizelce. Po siedmiu wspaniałych latach, skrupulatne plany ucieczki znalazły miejsce obok moich zniszczonych gorsetów w koszu. - zakończyła wypowiedź dość komicznym zdaniem. W końcu, przyszedł czas na pytanie Setha. Mimika jego twarzy wskazywała na małą nadzieję, tak samo było z głosem. Czuła się dziwnie, gdy musiała ukazać obraz swojego życia w prawdziwym świetle. - Owszem, proszę pana. Oprócz ciekawych ubrań, nie ma tu nic godnego uwagi. - odparła, choć o mały włos i powiedziałaby słowo za dużo. Umiejscowienie żniwiarza w swoim kręgu zainteresowań, nie było czymś odpowiednim do mówienia na głos. - Brakuje mi czucia... wszędzie, lecz poza tym jest w porządku. A więc, co dalej? - spytała ciekawa, obserwując ukradkiem młodszego mężczyznę. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Wto Wrz 11, 2018 3:53 am | |
| Choć przybył tu z wyjątkowo negatywnym nastawieniem, zaczynał odczuwać pewną dozę respektu do osoby Alberta. Nie mając jednocześnie nigdy wysokich standardów - wystarczyła mu ta rozmowa, chęć edukacji płynąca z jego ust i nie podniecanie się zadawanym na eksperymentach bólem. Ideał człowieka, pomijając nieskończone nudziarstwo i fakt, że na większość jego wypowiedzi, Seth miał najszczerszą ochotę ukryć twarz w dłoniach w zażenowaniu. Tak jak właśnie teraz. - Siostry... Ten termin stosuje się od dawna, nawet jeśli nie doszukuje się pomiędzy kobietami obdarzonymi przeklętym genem powiązania. W pierwszych wzmiankach o czarownicach pojawia się to określenie, tak uczono nas w Akademii. Pierwsi inkwizytorzy i naukowcy mieli więc, cytując, problem z głową? - powtórzył słowa Yvette, czując się urażony, zwłaszcza, że wcześniej zastosował ten sam termin. - Bacz na swoje słowa, nim twój język poprowadzi cię za daleko. Inaczej możesz się z nim prędko rozstać. To uprzejma rada od starszego pana, który już trochę w życiu widział - zasugerował wstrzemięźliwość. Przynajmniej przy innych inkwizytorach, wiedząc, że niejeden z nich miałby, w przeciwieństwie do niego, czas i chęci na ukaranie dziewczęcia. Yvette najwyraźniej wiedziała, na co może sobie pozwolić. Albert miał inne rzeczy na głowie, a siła mięśni, jaką oferował tymczasowo Seth, nie była stworzona do bezsensownego zadawania cierpienia. Dziewczyna, w swoim nieszczęściu, miała szczęście, trafiając na nich. Niestety, tego samego nie można będzie powiedzieć o jej siostrze bliźniaczce, Yvonne. - Muszę się jednak z tobą zgodzić. Jestem przekonany, że wiedźma planowała to od dawna. Szkoda. Życia wprawionego balsamisty już nic nie przywróci - zauważył, lecz w jego głosie dosłyszeć można było pewne przejęcie. - Ja jestem innego zdania - wtrącił się Seth, nie zamierzając siedzieć cicho z własną opinią. - Rozumiem twoją lekcję, Albercie. Wiem, co chcesz mi przekazać. Sugerujesz, bym nie dał się zwieść temu, co z pozoru jest uosobieniem łagodności. Niepotrzebnie. Nie wierzę we wszystko, co podtyka mi się pod nos. Inaczej nie przeżyłbym za długo w terenie, nie uważasz? - mruknął. Nie wierzył we wszystkie wypowiadane słowa. A już na pewno nie ufał byle komu. - Jednak sprawa tamtej wiedźmy... Ona pękła. Jestem tego pewny. Mogła nie chcieć skrzywdzić nikogo do ostatniej chwili, jednak w obliczu zachowań, które nie przystoi istocie ludzkiej, a zakrawają o zwierzęce, potworne pobudki... Zwyczajnie się złamała. Skazując się sama na śmierć, by zaprzestać cierpień. We własnej obronie, w obronie na to, co serwował jej balsamista. Każdy zareagowałby tak samo... - dodał cicho. Nawet na moment nie odważył się zerknąć na Yvette, nosząc okropne wrażenie, że gdyby to uczynił, Albert przejrzałby na wylot ich plan pozbycia się Gerarda. Dostrzegał w tej sytuacji podobne motywy. Obie siostry były w końcu podparte do ściany. Z tą różnicą, że tym razem miały po swojej stronie mistrzynię grabarzy i żniwiarza o wątpliwej moralności. Albert, jako osoba, która rozpoczęła tę opowieść, najwyraźniej przestała być rada z jej kontynuacji. Stał się odrobinę zamyślony, nieobecny, jakby rzucone w przestrzeń słowa rozdrapywały jego stare rany. Po dłuższej chwili odparł jedynie „tego nie dowiemy się już nigdy”, ucinając temat. Gdy Yvette odpowiadała na zadane pytanie, słuchał jej z uwagą, jednak nawet na moment nie tracąc czujności. W końcu nie wytrzymał, zwracając się do dziewczyny po raz pierwszy z powodem innym niż chęć strofowania jej lub cel eksperymentów. Seth dąłby sobie rękę uciąć, że widział, jak dolna warga mężczyzny zadrgała w rozbawieniu. - Dobrze, że chociaż zachowujemy pozory stania po jednej stronie. Obym nigdy nie musiał przekonywać się o twojej litości. I obyś nigdy nie poznała braku mojej - ostrzegł ja łaskawie, zaraz skrupulatnie ściągając wystającą nitkę z własnej kamizelki, o której dziewczyna wspomniała. - I tak jesteś chodzącym przykładam, że bezproblemowość jest nagradzana. Mało która skazana doznaje tu tyle swobody - rzekł, choć wiedział, że poza brakiem jakichkolwiek złych wydarzeń z jej udziałem, niemały wpływ miała również pasywna moc Yvette. - Tak... Czas już minął, możemy zacząć działać - ożywił się nieco, rad z przejścia do konkretów. - Do twojego krwiobiegu wprowadzę substancję aktywną, która pobudzi namnażanie się odpowiednich komórek. To dość... innowatorski zabieg - dodał, najwyraźniej mając na myśli to, że Yvette zostanie królikiem doświadczalnym. Nie czekając dłużej, po raz kolejny spojrzał na zegarek, podchodząc do blatu z przygotowanym sprzętem. Z tajemniczej szkatułki wyjął kolejną ze strzykawek, nieco mniejszą niż ostatnio. Napełnił ją płynem z zakorkowanej buteleczki z ciemnego szkła, wyjmując je z papieru, służącego zapewne do ochrony przed światłem. Pozbył się zgromadzonych bąbli powietrza, lekko naciskając tłok. Nim odwrócił się do nich ponownie, Seth zapytał z wątpliwością: - Chwila. Czy to jest bezpieczne? Naprawdę, byłoby szkoda, gdyby umarła w tak idiotyczny sposób, tutaj, na laboratoryjnym krześle... - Z łaski swojej, nie przeszkadzaj mi w pracy. Wiem co robię - mruknął. Czas na pogaduszki najwyraźniej się skończył wraz z upływem kilkunastu minut oczekiwania na działanie poprzedniego specyfiku. - Eksperymenty nie są bezpieczne, zwłaszcza, że w każdym przypadku może dojść do nieprzewidzianych komplikacji. Zadbałem jednak o to, by zredukować potencjalne nieprawidłowości do minimum. Ta wiedza musi ci wystarczyć - odpowiedział ostatecznie, odwracając się jedynie przez ramię. Uprzątnął lekko stół, zaraz kucając przy prawym ramieniu Yvette, tym samym, przy którym pobierał krew. - Lepiej, abyś wiedział, co robisz... - rozległ się cichy głos Setha. Nie sprzeciwił się, był przecież gotów na nieznane. Nie wahał się jednak zareagować, choć jednocześnie wiedział, że po zastosowaniu wspomnianego zabiegu, może być już zbyt późno. - To nie będzie przyjemne uczucie, lecz znieczulenie częściowo załatwi sprawę - poinformował skazaną. Wkuł się w dokładnie to samo miejsce, co ostatnim razem, ze sporą precyzją. W pełnym skupieniu, wyjątkowo wolno naciskał tłok. Ledwie wysunął z niej igłę, a mogła przekonać się, że znieczulenie nie dało jej niczego, poza trudnościami w poruszaniu się i odrętwienia. A może ból, który ją ogarnął po wprowadzeniu specyfiku, skutecznie maskował jego działanie? Uczucie mogła porównywać do napełniania jej żył ciekłym, rozpuszczonym żelazem. Od przedramienia mogła poczuć jak gorąco rozsadza jej naczynia krwionośne, wypełnia wnętrze, rozprowadzając się po reszcie ciała z zaskakującą prędkością. Paliło. Rwało. Bolało. W okolicach wkłucia mogli dostrzec bordowe ślady, które natychmiast wykwitły na bladej skórze dziewczyny. - Mów wszystko, co odczuwasz - rozkazał Albert, w pełnym zaangażowaniu chwytając notes i pióro. Za jego plecami Seth złapał się za głowę, oczyma wyobraźni widząc już nadciągającą tragedię. Był gotów przerwać badania, gdyby to, co zaserwował jej balsamista, okazało się być dla niej zbyt wiele. Nienawidził bierności. Nienawidził bezczynności. Nienawidził chwil, w których jedyne, co mu pozostało, to czekanie. Również nasłuchiwał oznak życia od dziewczyny, nachylając się lekko. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Wto Wrz 11, 2018 6:13 pm | |
| Irytowało ją pojęcie "siostry" w większości rozmów i pojęć. Istniało tyle słów, a akurat to przypięli do czarownic. Samo traktowanie obcej osoby niczym członka rodziny było nie do pomyślenia, przynajmniej tak sprawa przedstawiała się w przypadku Yv. Ciężko jej to zaakceptować, wprawdzie dziwiła się temu zjawisku i na wolności, gdy nastała okazja do usłyszenia czyjejś rozmowy. Opinia Setha wywołała mieszane uczucia u dziewczyny. Sprawą priorytetową jest przetrwanie, zaś szczekanie tam gdzie powinno zachować się milczenie, prowadzi dokładnie w stronę samoistnego zniszczenia. Yvon posiadała oparcie w postaci siostry, więc istnieje dla niej szansa na dalsze funkcjonowanie w tym miejscu. Widoczny spadek chęci do życia i poddanie się, te dwa czynniki popchnęły tamtą kobietę do drastycznego kroku. Zakładając, że chciała odejść, to przy okazji wpadła na pomysł zabrania swojego kata ze sobą. Całkiem sprytne podejście, choć nie mniej głupie. Słabi zostaną szybciej wyeliminowani, zjawisko znane od wieków. W końcu, przeszli do szczegółów. Pomimo słów żniwiarza, doskonale wiedziała, iż ten nie martwi się o jej życie, a ewentualne nieprzyjemności ze strony Christine. Nie miała mu tego za złe, albowiem znakomicie znała rzeczywistość i najpewniejsze wzruszenie ramionami po wszystkim. Każdy taki jest, czyż nie? Znieczulenie załatwi większość bólu i będzie po sprawie. Nawet marne próby wmawiania sobie wielkiej mocy wcześniej zażytego płynu, szły na marne. Ponowne wkłucie i ostatnia chwila nikłego rozluźnienia, które pojawiło się podczas rozmowy. Natychmiast po odsunięciu mężczyzny, zacisnęła zęby czując pierwsze objawy. Nie przypuszczała, iż działanie będzie niezmiernie bolesne już na początku. Jaki był konkretny cel tego eksperymentu? Namnażanie komórek nic jej nie mówi, lecz stawia kolejne pytania na które i tak nie uzyskałaby pełnych odpowiedzi. Czy straci rękę? O tym myślała, gdy całość skumulowała się w jednej kończynie. Niepotrzebnie się martwiła, ponieważ cierpienie przeniosło się błyskawicznie na całe ciało. Wyprostowana postawa zamieniła się w nieznacznie przygarbioną, z kolei Yvette przyłożyła z trudem dłoń do swej twarzy, chcąc osiągnąć małe skupienie i zapanować nad nierównomiernym oddechem. Do całego zestawu katuszy doszło niewielkie drżenie, które było najmniejszym problemem. - Jakby ktoś... Zrywał ze mnie skórę i... Wbijał gwoździe w kości... - rzekła nieco ciszej, wpatrując się w podłogę przez palce. Jęknęła cicho w pewnym momencie, jednak dalej zawzięcie walczyła z kolejnymi skutkami zastrzyku. Takie miało być działanie? Była torturowana, a nawet jej nie dotykali. - Teraz pojawił się straszny ból głowy. Nie ma specjalnego miejsca... Wszędzie kłuje i ten cholerny ucisk... - odezwała się znów, nie mogąc wrócić do normalnej siedzącej pozycji. Dopiero teraz miała okazję przekonać się, co znaczy ból w każdej części ciała i na każdym centymetrze skóry. - Nawet pieprzone opuszki odgrywają niezłą rolę w tej udręce. - dodała, wydając z siebie głośniejsze westchnięcie. Całe to piekło trwało jakiś dłuższy czas, jednakże w końcu na pierwszy plan wybiło się inne uczucie. - Gorąco... Bardzo, bardzo, bardzo gorąco... - powiedziała nagle, przystawiając dłoń do dekoltu, aby zaraz pomęczyć się z odpinaniem małych guzików. Ciężkie zadanie, gdy brakuje czucia w palcach. Poruszenie całym ciałem, to był wyczyn! Co prawda, pragnęła tylko usiąść w rozkroku i udało się, ale porządnie nią zachwiało kilka razy. Druga obolała ręka leżała bez ruchu, bo zdecydowanie Yv nie potrzebowała większej ilości bólu. Samo pojawienie się ciemnych śladów przy wcześniejszych miejscach nakłuć, upewniało białowłosą w kontrolowaniu swych czynów. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Sro Wrz 12, 2018 2:19 pm | |
| Reakcja obecnych w pobliżu mężczyzn na pierwsze słowa po zabiegu u dziewczyny, znacznie różniła się w każdym z przypadków. Seth z wydechem wstał na równe nogi, nie chcąc tego dłużej widzieć. Albert, przeciwnie, nachylił się blisko, nie zamierzając przegapić najmniejszego szczegółu. Jedno z zachowań w obu przypadkach było wspólne, a mianowicie, brak przyłożenia najmniejszych starań, aby ukrócić cierpienia skazanej. Działo się coś bardzo niedobrego. Żniwiarzowi jednak pozostało zaufać działaniom drugiego mężczyzny, w nadziei, że wie, co robi. Kątem oka dostrzegał ożywiony ruch pióra na papierze, spisując coraz do nowe obserwacje, których teraz miał od groma. Nie było mowy o udawaniu, o kłamstwie, mającym na celu zaprzestanie eksperymentów. Za dobrze widział efekty palącego ją gorąca. Nikt zresztą, nie potrafiłby tak udawać bólu. Nie było w tym godności. To nie była uczciwa walka. Skazana nie miała żadnych szans na obronę. Nie. Mógł przyrównać to do kopania leżącego, związanego człowieka. Pastwienie się nad żywą istotą z pełną premedytacją, w niepewnej nadziei, że jej cierpienia udzielą odpowiedzi na niewypowiedziane pytanie. Nie było w tym żadnego honoru. Gdy walczył o własne życie, dostrzegał w tym cel. Nie miał też najmniejszych wyrzutów sumienia, gdy pozbawiał życia broniącą się ofiarę. Walka o przetrwanie. Albo oni, albo ja. Jednak to, co działo się tuż obok... przekraczało jego wyobrażenia i granice. Co powinien uczynić? Cierpliwość nie była jego mocną stroną... Uniósł wzrok, by ujrzeć jej desperackie próby zaznania odrobiny chłodu, poluzowania chociażby o cale gorsetu ciasno opinającego talię. W złości kopnął krzesło na którym uprzednio zasiadał, przewracając je w efekcie na podłogę. - Nie kontrolujesz tego - warknął przez zaciśnięte zęby. Poważne oskarżenie. Ale czy nie było w nim prawdy? Albert równie dobrze mógł wrzucić skazaną w płomienie ognia, mówiąc następnie, że panuje nad sytuacją. Kłamstwo. Przebrzydłe kłamstwo. - Uspokój się. Niedługo będzie po wszystkim - stwierdził, lecz i balsamista nie wykazywał spokoju, jakim charakteryzował się wcześniej. Wątpił. Wszystko, łącznie z powiększającymi się plamami na przedramieniu Yvette, wskazywało na to, że z każdą chwilą jest gorzej. Nie myśląc wiele i ignorując Alberta, prędko znalazł się obok nich, by krótkim ruchem odgarnąć włosy z czoła dziewczyny, następnie kładąc na nim dłoń. Cofnął się krótką chwilę później, zabierając rękę jak oparzony. Poza ewidentnym gorącem, jakie poczuł w pierwszej sekundzie, we wrażeniu, jakiego doświadczył, było coś więcej. Był tak zaskoczony, że nawet nie potrafił sprecyzować, co to było. Nie pozwolił sobie na dłuższe zamyślenia, odwracając się do balsamisty. - Jest rozpalona - skomentował dość oczywistą rzecz. Pot czy wypieki były widoczne na pierwszy rzut oka, jednak temperatura, jaką odczuł pod naciskiem własnych palców zdecydowanie przekraczała to, co powinien odebrać w kontakcie z ludzką istotą. Uczono go, że podczas wysokich gorączek w mózgu człowieka mogą zajść nieodwracalne zmiany... W takim razie, co musiało dziać się w ciele Yvette, skoro sam dotyk jej skóry niemal parzył? Nie chciał w tym uczestniczyć. Albert najwyraźniej w końcu wyczuł ciążącą nad nim presję, również przykładając dłoń w rękawiczce do przedramienia dziewczyny. I wtedy też to poczuł, nawet bez bezpośredniego kontaktu z jej skórą. Zbladł lekko. - O kurwa - wypowiedział bezgłośnie, za co Seth poczuł przemożną chęć uduszenia go. Czyli gówno wiedział, a to, co teraz się działo (cokolwiek to było), najwyraźniej przekraczało jego plany. Całe szczęście, miał w sobie tyle rozsądku, by w porę przyznać się do błędu, nie ciągnąc do aż do tragicznego końca. - Trzeba ją schłodzić, szybko! - rzucił, również podrywając się na równe nogi, z trzaskiem zamykając notes, nim atrament na papierze zdążył wyschnąć. Niewiele brakowało, a z pewnością doszłoby do bójki lub przynajmniej szybkiego nokautu. Pieprzeni balsamiści! Że też dziwią się jeszcze, że nikt nie lubi tych zadufanych w sobie, gówno wiedzących o świecie dupków... - przemknęło mu jedynie przez myśl, a chwilę później zabrał się za to, po co go przydzielono. Działał. W tym w końcu był najlepszy. Dość brutalnie wyprostował Yvette, ujmując ją pod kolana i barki, unosząc i przyciskając do własnego, lekko poturbowanego ciała. Z największą łatwością, niezmienioną nawet przez usztywnione przedramię. W tym samym czasie pytał rzeczowo: - Gdzie? Łaźnia? Ruszył do biegu, nim Albert zdążył przetworzyć pytanie, zaraz goniąc za nimi. Seth wiedział już, że to, co poczuł w pierwszym kontakcie ze skazaną, nie było wymysłem jego głowy. Ignorując zdziwionych inkwizytorów, których mijał, pokonując kolejne metry korytarzów, wiedział, że coś się zmieniło. Nade wszytko starał się skupić na jak najszybszym dotarciu do celu, jednak nie potrafił nadziwić się wrażeniu, że... prawie nie czuł bólu. Zrzucił powód na podniesioną adrenalinę, jednak było w tym coś jeszcze. Teraz podczas wzmożonego wysiłku, jego pęknięte żebra czy świeżo zszyta rana na brzuchu powinny nie dawać mu żyć. Jednak on, bezproblemowo biegł, odczuwając absurdalną w tej chwili satysfakcję i radość. Nie rozumiał tego, ani trochę. Nie dane mu było się zastanawiać, gdyż wkrótce dogonił ich zziajany Albert. - Skręć w prawo! W dół po schodach - wołał już z daleka. Choć żniwiarz miał ochotę odkrzyknąć mu, by wepchnął te swoje cudowne rady z powrotem do gardła, skoro już raz skopał sprawę... nagły impuls kazał mu posłuchać mężczyzny. Skręcił więc, przeciskając się przez wąski korytarz z Yvette na rękach. - Tutaj, to wejście - wskazał zaraz Albert. Obdarzył spojrzeniem tajemnicze drzwi w murze. Wszędzie było ciemno - jedyne źródło światła dochodziło gdzieś z zewnątrz, rozpraszając się w matowym blasku. Na korytarzu nigdzie nie rozmieszczono pochodni czy lamp, będących źródłem ciepła. - Chłodzimy tu nasze próbki - wyjaśnił, sapiąc i wpadając jako pierwszy do środka. Nie myśląc wiele, podążył za nim. W pomieszczeniu w rzeczywistości było chłodno, jeśli nie powiedzieć - lodowato. Cały pokój zbudowany był z kamienia. Zewsząd otaczały ich drobne zbiorniki wodne, chłodzone bieżącą wodą, szafy z preparatami za szkłem, pojemniki zabezpieczone próżnią, doniczki z tajemniczymi grzybami... Nie miał czasu przyglądać się wszystkiemu, a zresztą półmrok skutecznie uniemożliwiał dalsze obserwacje. - Tutaj! - ponaglił go balsamista, a Seth dostrzegł, że klęczy przy większym zbiorniku wodnym, wybudowanym w podłodze na lekkim podwyższeniu. Wewnątrz niego pływały szklane próbki, z korkiem na szyjkach, który pozwalał im nie zatonąć. Albert wyjmował je prędko, odsuwając na bok, najwyraźniej robiąc miejsce na żywą osobę. Setha nie obchodził los jakichś tam próbek, niezależnie, ile czasu balsamiści im nie poświecili. W ułamku sekundy dobył do zbiornika, również klękając. Bezceremonialnie wrzucił do niego Yvette, przytrzymując dłońmi od dołu, by nie utonęła, jako że woda była dość głęboka. Woda była lodowata. Nie wiedział już, czy to nie wytwór jego wyobraźni, czy może naprawdę dostrzegał, jak krople parują gwałtownie w kontakcie z jej skórą. Sądząc po gorącu, jakie odczuwał na swoich rękach, był skłonny w to uwierzyć. Nic nie wskazywało na to, że kryzys został zażegnany, jednak Seth nie wytrzymał, zanosząc się niespodziewanym śmiechem, nie czując już żadnego napięcia. Albert spojrzał na niego jak na kompletnego debila, w stresie ratując szklane fiolki i kolby. Przecież nie było się z czego cieszyć...! Seth odezwał się wtedy cichutko, wprost do dziewczyny, wciąż okazując swoją radość: - Moja niezawodna logika podpowiada mi, że nie umrzesz, do kiedy jesteś na moich rękach - wypowiedział, ciesząc się zupełnie bez powodu. Los przecież nie chciałby, aby umarła, zsyłając nieszczęście na Setha, prawda? |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Sro Wrz 12, 2018 5:21 pm | |
| Niezbyt kontaktowała z otaczającym ją światem, wprawdzie coraz mniej z chwili na chwilę. Ta temperatura była nie do zniesienia, a wszelkie próby schłodzenia zawodziły. Pomimo zwiększającego się gorąca oraz cierpienia, nie zamierzała się za nic poddać i dokładała możliwych starań, by pozostać przytomną oraz dotrwać do końca. Odmawiała sobie chociażby całkowitego położenia się na tym fotelu, w końcu wola walki była zbyt silna. Dostrzegła poruszenie przed sobą, aż znienacka poczuła dotyk na czole. Seth? Musiał to być on, przecież starszy pan nie posunąłby się do tego odważnego gestu. Jego dłoń była tak przyjemnie chłodna, że zabranie jej spowodowało krótkie spojrzenie na mężczyznę przy sobie. Czemu zachował się w taki sposób? Wszystko było pod kontrolą, zaś Yvette nie wybierała się na tamten świat. Trochę cierpienia i będzie po badaniach, przynajmniej plan prezentował się dla niej w ten sposób. Nim zdążyła się zorientować, została podniesiona z fotela i trzymana w górze. Swą dłoń mocno zaciskała na ramieniu żniwiarza, mimowolnie kładąc głowę na miejscu jego obojczyka. Szybki oddech nie ustawał ani na moment, a białowłosa pozwoliła sobie na zamknięcie powiek podczas podróży do... Właściwie, gdzie była zabierana? Opuścili laboratorium, więc sprawa musiała być poważna. Syknęła cicho z nagłego bólu kręgosłupa, choć był krótkotrwały, to nie dało się go zignorować. Co się z nią działo? Odczuwała, co jakiś czas, wielki dyskomfort w różnych częściach ciała. Oby nie musiała borykać się z tą irytującą przypadłością, po powrocie do normalnego funkcjonowania. Wróci do poprzedniej sprawności. Nie ma innej opcji, aktualny stan szybko minie. Wkrótce otworzyła powoli oczy, aby z trudnością zarejestrować nowe pomieszczenie. Panował półmrok, jednak oprócz ścian, nie mogła skupić się na niczym innym. Głos Alberta rozchodził się wokół, lecz Seth milczał przez dłuższy moment. Był, aż tak przejęty? Nie widziała głębszego sensu... Nie rozumiała. Wylądowała w jakiejś cieczy, ale szybko doszło do niej, że to zwykła woda. Wsadzili ją do równie ciepłego miejsca, co ona? Genialne załatwienie sprawy! Nie odczuwała żadnej różnicy, aczkolwiek drżenie ciała przybrało znacznie na sile. Słysząc śmiech i słowa Setha, patrzyła na niego z niemałym zdziwieniem. - N-Nie za wesoło ci, chłopcze? - spytała identycznie cicho, posyłając mu przy tym słaby uśmiech. - Odkryłam coś, k-konkretnie, twój zapach nie zalicza się do najgorszych. - dodała odrobinę roztrzęsionym głosem, zupełnie poza tematem, przymykając powieki i wlepiając wzrok w sufit. Wcześniej będąc do niego przyciśnięta, miała okazję stwierdzić w pełni powyższy fakt. Tej prawdy nie mogła ukryć, a zapewne Yv wyleciałaby owa informacja z głowy. Chłodniej. Odczuwała w małym stopniu niską temperaturę wody, lecz nie było to wielkie osiągnięcie. Porównując, jakby ktoś okładał dziewczynę prowizorycznie, gdzieniegdzie mokrą chusteczką, po czym zabierał ją i ani myślał o ponownym dotknięciu. Mocno kręciło się jej w głowie i była cholernie obolała. Czy masaż załatwiłby sprawę? Na pewno, jednakże kto miałby go wykonać? Podpuszczenie Yvonne nie było najgorszym pomysłem, chociaż dotyk dłoni bez rękawiczek przedstawiał się znacznie lepiej. - O ile zadanie wewnętrznego bólu nie było wyznaczonym celem, to co tak właściwie miało się wydarzyć..? - spytała ciekawa, rozkoszując się wodą wokół siebie. Pojawiła się mała ulga, zaś oddech stał się głęboki i wolny. Niestety, nie wyzbyła się częstego drgania ciała, co znakomicie mógł poczuć trzymający ją Seth. Pozostawała kwestia reakcji żniwiarza, który rzucił się do ratunku. Będąc w tak niedyspozycyjnym stanie, zaniósł wiedźmę w najodpowiedniejsze miejsce, by zatrzymać ją na tym świecie. Współczucie? Nie było mowy. Oni nigdy nie okazują czegoś takiego. Balsamista pozwoliłby jasnookiej umrzeć w imię eksperymentu, a on... Wyróżniał się wśród innych, którzy byli jednakowo bezbarwni. Nie zmienia to faktu, iż śmierć Yvette wpędziłaby go w kłopoty. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Wrz 14, 2018 3:38 am | |
| Ciecz w otwartym obiegu była na tyle rześka, że gdyby nie wciąż ciepłe ciało Yvette, jego palce z pewnością skostniałyby w lód. Pod jego kolanami zebrała się spora kałuża rozchlapanej wody. Był przemoczony, choć z pewnością mniej niż ona. Rękawy jego rozpiętego płaszcza ciągnęły wodę, nogi zesztywniały od niewygodnej pozycji, jednak nade wszystko ją trzymał, w końcu czując, że zadanie mu przeznaczone jest choć zalążkiem tego, do czego został stworzony. Rozsznurowywał jej gorset ręką usadowioną na jej tyle, chcąc, by mogła w końcu odetchnąć. Przerwał, słysząc słowa Yvette. Kamienne mury tajemniczego, znanego wyłącznie balsamistom pomieszczenia nigdy wcześniej nie słyszały tak szczerego śmiechu, jak ten, który wydobył się z piersi Setha. Nie mógł powstrzymać uciechy, jakby fakt, że życie dziewczyny na jego rękach jeszcze chwilę temu nie było poważnie zagrożone. - Czy ty ze mną...? - chciał zapytać, lecz nagle zachwiał się niebezpiecznie, o mało nie podtapiając dziewczyny. Zakręciło mu się w głowie - poza niezrozumiałą radością zaczął odczuwać ogarniającą go słabość. - Ooo, wybacz - przeprosił prędko, zupełnie nie wiedząc, co się z nim dzieje. Wkrótce Albert uporał się z laboratoryjnym szkłem, zbliżając się bliżej i zabierając mu możliwość odpowiedzi. - Nie nastawiałem się na pozytywne rezultaty. Znaczna większość eksperymentów kończy się fiaskiem, jeśli musisz wiedzieć. To miał być dopiero początek... Preparat powinien wzmocnić działanie twojej mocy, Skumulowanie komórek odpowiedzialnych za... - urwał, bo choć mógłby bredzić o swoim zboczeniu zawodowym wieki, zdecydowanie nie był na to czas ani miejsce. Uciął prędko temat. - Nie wszystko stracone. W twoim organizmie zaszła reakcja. Jednak efekty sprawdzimy zapewne... w szpitalu, gdzie trafisz na obserwacje - dokończył, sugerując, że nie zazna chwili spokoju nawet w miejscu do tego wskazanym. Wizyta u lekarzy była niezbędna, aby upewnić się, czy już nic nie zagraża zdrowiu Yvette. - Uważaj, aby jej nie wychłodzić - rzekł jeszcze, zwracając uwagę, ile czasu dziewczyna przebywa w lodowatej wodzie. Sam szczękał zębami z zimna. Albert sięgnął do kieszeni, dobywając zapalniczki. Wszystko wkoło, łącznie z nimi, było mokre, więc wykrzesanie czegokolwiek więcej niż pojedynczych iskier stanowiło nie lada wyzwanie. Gdy się udało, mężczyzna odstawił ją w bezpiecznym miejscu, lekko oświetlając ich twarze i oceniając stan skazanej. Nie musiał się długo przyglądać, by dostrzec niepasujący do jej białej sukni element. Czerwone plamy krwi. - Cholera, krwotok! - zaklął, również pochylając się nad Yvette, pomagając Sethowi z gorsetem, by jak najszybciej udzielić dziewczynie pierwszej pomocy. Dwaj inkwizytorzy kontra element kobiecej garderoby. To była ciężka i wyrównana walka. Gdy jednak rzucili materiał z wstawionymi stalowymi fiszbinami na dno zbiornika, spostrzegli się, że żadnej rany nie było. A przynajmniej nie tam, gdzie się tego spodziewali. - To chyba moje... - sapnął Seth, autentycznie zdziwiony, w końcu dostrzegając większe ślady krwi na swojej białej koszuli. Rana na jego brzuchu musiała się otworzyć, w efekcie czego pobrudził Yvette. Nawet szczęście nie pomogło, gdy dał z siebie wszystko, zmuszając do sporego wysiłku. Jednak... za nic nie czuł bólu. Sprawiało to, że wraz z jego beztroskim nastawieniem obrażenie było poważne. To jednak doskonale tłumaczyło jego zawroty głowy. - Jak...? - zdążył zapytać, lecz spodziewał się odpowiedzi. - Nieważne. Ty. Możesz ruszać kończynami? Jeśli uklękniesz, powinnaś dotknąć stopami dna - zwrócił się do Yv, próbując ich jakoś rozdzielić. Bez ostrzeżenia podszedł do Setha, odgarniając jego płaszcz i dobierając się do podciągnięcia wierzchniego odzienia, oceniając ranę. Nie było tragedii, jednak konieczna była interwencja lekarska. - Pójdę po pomoc - zaoferował, ale nim ruszył, czujnym spojrzeniem obdarzył żniwiarza i wiedźmę. Czy to było bezpieczne? A co jeśli Yvette wykorzysta jego słabość? Prędko odrzucił ten pomysł. Dziewczyna nie była wcale w lepszym stanie. Mimo to, zapytał: - Poradzisz sobie z nią? - Mówiłem ci, stary, jedną ręką. Poradzę sobie... Chociażby jedną ręką - uśmiechnął się blado, jakby w rzeczywistości chciał mu to udowodnić. Gdy Albert w pośpiechu opuścił pomieszczenie, Seth zmienił pozycję. Jeśli Yvette uklękła w wodzie lub wyszła ze zbiornika, żniwiarz usiadł, a następnie położył się na jego krawędzi, jedną rękę wciąż trzymając w wodzie. Oddychał głęboko, w rzeczywistości nie czując się najlepiej. To nie powstrzymało go przed nawiązaniem dialogu. - Śmiem twierdzić, że ten eksperyment nie zakończył się całkowitą porażką - zastanowił się na głos. - Chociaż wciąż nie rozumiem, jaki był jego pierwotny cel... - westchnął, równie mocno co ona nie rozumiejąc bredni balsamistów. - Poczułem różnicę. Na własnej skórze - dokończył cicho, odwracając ku niej leżącą na kamiennej podłodze głowę. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Wrz 14, 2018 2:16 pm | |
| Dziś wydarzyło się zadziwiająco dużo rzeczy, jednak niedokończone pytanie Setha na stałe zapadło wiedźmie w pamięć. Chodziło o coś złego? Pewnie miałaby więcej czasu na rozmyślania, lecz niespodziewanie nastąpiło niewielkie zanurzenie w wodzie, które zafundował jej żniwiarz. Jak się okazało, czyn ten nie był zamierzony i pozwolił dostrzec Yv niespecjalnie zdrowy wygląd mężczyzny. Wyjaśnienia Alberta odpowiedziały na jedno najważniejsze pytanie, co dziewczyna przyjęła z krótkim skinieniem głowy. Odpoczynek? Nie zazna tego, a obserwacje w szpitalu mogą okazać się jeszcze bardziej męczące, niż siedzenie w laboratorium. Tak czy inaczej, zmuszona była do przystosowania się i zaakceptowania kolejnych rozkazów. Po tych donośnych słowach, sama zaczęła rozglądać się po sobie. Rzeczywiście, zauważyła krew na ubraniu, aczkolwiek nie czuła żadnego bólu w zabrudzonym miejscu. I skąd miałaby się tam wziąć rana? Samoistne rozcięcie skóry? Nie brzmi to realistycznie. Seth krwawił? Jego stan objawiał się znacznie gorzej, niż przypuszczała na początku. Co dziwniejsze, zamiast odpoczywać oraz nabierać sił, nadal chciał sprawować się jak zwykle i zignorował niebezpieczeństwo, które może wynikać z tej decyzji. Strasznie nieodpowiedzialne posunięcie, pomijając dźwiganie białowłosej i bieganie wraz z nią na rękach. Bez większych problemów dotknęła dna, po czym o własnych mizernych siłach utrzymywała się w pionowej pozycji. Wcześniejsze ułożenie nie należało do wygodnych, więc sytuacja miała się coraz lepiej z chwili na chwilę. Mimo wszystko, było zimno i z trudem dało się to ignorować. W pośpiechu wyszła ze zbiornika, choć równie szybko wylądowała na ziemi. Efekt znieczulenia utrzymywał się nadal tudzież zdrętwiałe nogi robiły swoje. - Nie? - powtórzyła za nim, zbierając mokrą sukienkę w drżące dłonie i wyciskając ją z wody, odsłaniając przy tym swe uda. Chociaż czucie w dłoniach było w okropnym stanie, jakoś dawała sobie radę. - Poczułeś... Jak? Co uległo zmianie? Masz większe pojęcie, w końcu wcześniej mnie dotknąłeś. - odparła ciekawa, przenosząc wzrok na zostawioną przez niego w lodowatej wodzie dłoń. Powinna zareagować? Znów byli sami, więc ryzyko przez moment nie istniało. Prosi się o kłopoty, ale nic nie zdarza się dwa razy. - Wystarczy tych zimnych doznań na dziś. - rzekła, aby zaraz delikatnie swymi dłońmi wyciągnąć dłoń ciemnowłosego z owej cieczy. Trzymała ją dłuższy czas, lecz w pewnej sekundzie puściła wolno. - Co to dla ciebie? Taka rana nie ma prawa zatrzymać najlepszego z najlepszych, mylę się? - nawiązała do jego wcześniejszych słów o bezproblemowym poradzeniu sobie z taką czarownicą jak ona. - Dziękuję. - odezwała się nagle, ponieważ wyrazy wdzięczności były w tym wypadku naprawdę ważne. Złapanie kontaktu wzrokowego ze żniwiarzem było nadzwyczaj prostym czynem, zdążyła się już o tym przekonać. Zgon jawił się jako porażka, która nie miała prawa istnieć. Utrata wszystkiego i proste odejście z tego świata? W żadnym wypadku. Skoro była najmniejsza szansa na przeżycie, to białowłosa zrobi wszystko, by osiągnąć ten cel. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Sro Wrz 26, 2018 12:27 pm | |
| Odpuścił dopiero, gdy nabrał pewności, że dziewczyna ustanie o własnych siłach. Zawsze dopełniał swój obowiązek do końca, nawet jeśli wykraczał on poza wszystko, co planował w życiu robić. Ułożył się na kamieniu, wyraźnie odczuwając ogarniający go z każdą chwilą chłód. Szczękał lekko zębami, gdy usłyszał pytanie Yvette. Wzrok wbił w ciemny, odległy sufit o strzelistym sklepieniu. Leżał, zupełnie wyprany z energii, drżąc z zimna i uciskając broczący krwią bok. Wsłuchiwał się w zewsząd cieknącą wodę. Na nowo próbował przywołać uczucie, które zawładnęło nim na tę krótką chwilę. Oddał się myślom, ignorując otaczający go obecnie, zewnętrzny świat. Co czułem? To na pewno... Nie był normalny stan. Ani zwyczajna reakcja na dotyk. Nie. To... Błogie szczęście, któremu chciało się oddać. Uciec od bólu. Jak alkohol, który nie przytępiał zmysłów. Lekarstwo, które nie było gorzkie w smaku. Magia. Cholerna magia, której wszyscy tak się boją, a która narodziła się wyłącznie, by czynić dobro. Nie było w tym nic złowrogiego, nic destruktywnego. To czar, mający jeden, prosty cel. Pomóc drugiemu człowiekowi. Sprawić, by był szczęśliwy. Tylko tyle. I aż tyle. - To... wszytko zmieniło. Poczułem to... mocniej. Szczęście. Wiesz, co mam na myśli? - szepnął niezrozumiale, zupełnie nie potrafiąc przekazać tego, co jeszcze chwilę temu kiełkowało w jego głowie. Nie rozumiał tego i nie liczył, że ona zrozumie. Jawna konsternacja nie pozwalała mu na przemyślane, przejrzyste słowa. Pomimo braku widocznych na pierwszych rzut oka wad doświadczonego doznania, nie potrafił pozbyć się ciążącego na nim uczucia niepokoju. Był rozdarty. Nie przyjął tego daru. Szczęście było jak miód - mogło zalepić mu oczy, sprawić, że straci swoją wrodzoną czujność. Choć nie spoglądał na nią bezpośrednio, uwadze mężczyzny nie umknęły odsłonięte uda dziewczyny. Gdy wyjęła jego rękę z wody i dodała słowa otuchy, chciał odpowiedzieć: „To nic. Jestem nieśmiertelny”. Słowa jednak nie przeszły mu przez gardło; żarty nie pasowały do jego ciężkich myśli. Zareagował prędko, wraz z podziękowaniem Yvette. Jakby biorąc sobie do serca rady Alberta o spoufalaniu się. Gdy pochyliła się nad nim, odkładając bezpiecznie dłoń... Nim ta opadła na kamień, natychmiast sięgnął nią do szyi skazanej, zaciskając nań palce. Nie dusił jej, lecz trzymał na tyle silnie, by nie mogła drgnąć. Mogła poczuć, że pomimo obecnego stanu, Seth wciąż potrafi wykrzesać z siebie niespożytkowaną porcję energii. Obdarzył ją przenikliwym spojrzeniem, a niemrawy płomień pozostawionej zapalniczki odbijał się w jego szarych oczach groźnym blaskiem. - Nie ufam ci, wiedźmo. Nie wiem, w co pogrywasz... Ale to nie skończy się dla ciebie szczęśliwie... - rzucił twardo, opierając się na łokciu, wciąż w pozycji półleżącej. Tak jak powtarzał. Jedną ręką. Jedna, zdrowa ręka wystarczyła, nawet gdy leżał praktycznie pod nią. Choć ściskał jej szyję w niezbyt pokojowych zamiarach, powoli zaczynał odczuwać działanie mocy czarownicy, wiedząc, że nie wkrótce będzie w stanie złościć się długo. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Sro Wrz 26, 2018 3:19 pm | |
| Wyjaśnienia jakie usłyszała od Setha były dość niezrozumiałe przy pierwszym podejściu, lecz zagłębiając się w to bardziej, wszystko stawało się jasne i przejrzyste. Co prawda, nie mogła uwierzyć, iż posiadana od dawna moc uległa zmianie. Znacznie intensywniejsze działanie? Czy to w ogóle możliwe? Jak na razie, potwierdzeniem tego zjawiska jest reakcja oraz słowa mężczyzny. Skoro eksperyment powiódł się w przypadku Yv, to aż strach pomyśleć jaki wynik zyskałaby Yvonne. Doprowadzałaby do rozpaczy albo kompletnej rozsypki? Lepsze coś takiego, niż śmiertelny dotyk, który utrudniłby życie w dwustu procentach. Mimo wszystko, białowłosa nie spodziewa się podobnych eksperymentów na siostrze. Zbyt duże ryzyko, a przecież nie każdy chciałby zaznać złego losu. Nie dało się ukryć, nagłe złapanie szyi wywołało zaskoczenie, które przez chwilę było idealnie widoczne na twarzy kobiety. Uścisk był mocny, lecz jej nie dusił. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nawet ranny żniwiarz jest niebezpieczny. Trudzili się w zabijaniu wiedźm, zaś każda pomyłka mogła kosztować ich życie. Nic dziwnego, iż Seth mógłby bez większego problemu pozbawić ją życia jedną ręką. Nie miałaby szans się obronić, aczkolwiek zawsze istniała szansa na ucieczkę albo liczenie na swe cudowne szczęście. Tkwiła w bezruchu, będąc przy tym odrobinę pochylona nad mężczyzną i rzucając mu chłodne spojrzenie. Ani myślała o sprowokowaniu groźniejszego zachowania, choć czasem wystarczyła sama bezczynność. Posiadanie Gerarda za opiekuna, dodało Yvette znacznie więcej doświadczenia w obejściu z inkwizytorami. - Tak powinno być, czyż nie? Zaufanie mi byłoby głupstwem. - poparła jego wypowiedź bez zająknięcia. Pozycja w jakiej się znajdowała, nie pozwalała na coś takiego jak zaufanie. Musiałaby być ostatnią istotą na ziemi, aczkolwiek nawet wtedy byłoby to nieoczywiste. - Żaden koniec nie będzie szczęśliwy w moim przypadku. - rzekła beznamiętnie, starając się pojąć nagły przypływ agresji w jej kierunku. Czyżby słowa balsamisty wpłynęły na niego tak bardzo i uaktywniły się ze zdwojoną siłą w momencie bycia sam na sam? W każdym razie, nie posiadając aktualnie żadnych ukrytych intencji, czuła się niewinna. - Jednak mam coś na sumieniu. - powiedziała zaraz poważnie, kładąc wolno dłonie na swoich udach. - Twój dotyk również w tej formie, jak i zapach, to iście znakomita mieszanka. Koniec spowiedzi. - zakończyła swą wypowiedź, dalej nie pozwalając sobie na większy ruch. Przymknęła odrobinę powieki, ale nie spuszczała z niego oczu. Owe słowa mogły doprowadzić do jednej z dwóch opcji. Dobra, czy zła? Tego dowie się niebawem. Czy bała się Setha? Doznawała czasami nieprzyjemnego dreszczu, lecz groźne spojrzenie sugerowało, iż powinna odczuwać znacznie większą obawę. Bądź co bądź, zabijał bez wahania takie jak ona, więc wystarczył rozkaz i zrobiłby z nią to samo. Starała się teraz bardziej panować nad swym zachowaniem w jego obecności, albowiem proszenie się o krzywdę było totalnie idiotycznym pomysłem. Jak można by było ominąć temat dość cienkiej, białej sukienki? Bez gorsetu kompozycja nie była stabilna, a dodając do tego wodę... No cóż, całość materiału przylegała w miarę skrupulatnie do ciała wiedźmy. I mimo całkowitego braku komfortu, usiłowała ignorować ten fakt i dalej koncentrować się na bieżącym zajściu. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Wrz 28, 2018 11:18 am | |
| Nie dowierzał własnym oczom. Nie dopatrzył się wyrazów przerażenia na jej twarzy. Zachowywała pewność siebie, pomimo dłoni zaciskającej się na jej szyi. Była jak udomowiony wąż. Wiedziała jak obchodzić się ze swoim gospodarzem, wiedziała, na co może sobie pozwolić. A on nie zapominał, że nawet oswojony wąż potrafi kąsać. Czuł pod palcami ciepło, zupełnie zdezorientowany, nie wiedząc już, co jest efektem działania mocy Yv, jego wyobrażeniem lub resztką tego przeklętego zastrzyku. Chciał grać na czasie, lecz czas nie był mu przyjacielem, podpowiadając do umysłu słowa, jakich wcale nie chciał wypowiadać. Ból na boku miarowo ustawał, a jego myśli wypełniało absurdalnie niepasujące ukojenie. Walczył z uczuciem, wystawiając na próbę swoją wolę. Pomimo słabości, udało mu się podnieść do pozycji siedzącej, a stąd, z kolan powstał na równe nogi, nie przestając trzymać silnie dziewczęcia. Stał nad nią, oddychając ciężko, usztywnioną ręką uciskając ranny bok. - Szczęśliwy czy nie, twój koniec może nastąpić szybciej, niżbyś sobie tego życzyła - syknął, na moment zaciskając palce mocniej na skazanej. Spokój w odpowiedzi na agresję nie był tym, do czego przywyknął. To wszystko było równie nieprawdopodobne, co sen, z którego wkrótce się przebudzi. Gdy jego oddech przez oddziałującą na niego moc uspokoił się wyraźnie, a on przez ułamek sekundy zapomniał o powodzie swojej złości... - Nie pogrywaj ze mną! - podniósł głos, gwałtownie odrywając rękę od ciała dziewczyny. Uczucie stawało się nie do zniesienia. Nie chciał odczuwać teraz szczęście, gdy jedyne, co powinno w nim tkwić to złość i pragnienie zachowania dystansu. Strząsnął wściekle dłoń, jakby to miało mu pomóc w szybszym pozbyciu się wrażenia. Nim Yvette nabrała jednak pełen oddech po ucisku na jej szyi, Seth działał. Natychmiast sięgnął do jej białych, mokrych jeszcze włosów, owijając wokół palców w żelaznym uścisku. Zadarł jej głowę ku górze, by patrzyła mu prosto w oczy. W tej sposób nie miał bezpośredniego kontaktu z jej skórą. Od razu lepiej. - Toczysz niebezpieczną grę, której zasad sama nie rozumiesz. Nie nabiorę się. Nie pozwolę ci na to - mówił cicho, już o wiele spokojniejszym tonem. Nie musiał toczyć walki ze sobą. Ból wracał, ale brutalna rzeczywistość zdała mu się teraz najsłodszym z wrażeń. - I masz na sumieniu coś jeszcze. Sam fakt wypowiadania tychże słów. Rzucania ich w twarz twojego naturalnego wroga. Stawiania ich, bez wątpliwości. W nadziei na poprawę standardu twojego marnego życia - wypowiedział poważne oskarżenie. Jedyne, jakie zdawało mu się w tym momencie logiczne. Jej wszystkie spojrzenia, zachowanie, niepozostawiające żadnych złudzeń. Wiedział, jaki ma w tym cel. Źle trafiłaś, wiedźmo. Oszusta nie oszukasz. Co miał z nią zrobić? Naskarżyć swoim przełożonym? Nuda. Ukarać własną miarą? Nie zasłużyła na to, broniąc się przecież tym, co jej pozostało. Od zawsze fascynowało go niebezpieczeństwo. Chętnie wchodził do paszczy potwora, by wkrótce wrócić z jego głową jako trofeum. Stał nad nią w milczeniu, zastanawiając się, co powinien uczynić. Nie słyszał dobiegających do poza pomieszczenia odgłosów. Bardzo powoli oderwał dłoń od krwawiącego boku, czując, jakby na moment stracił jedyną stabilną mu podporę. Ściskając mocniej włosy Yvette u samej nasady i zadzierając ją silnie do góry, uniósł rękę uwieńczoną czerwonymi od krwi palcami. Obserwował jej reakcji. Chciał doświadczyć jej strachu, gdy wolna dłoń zawisła na wprost przed twarzą skazanej. Usiłował rozszyfrować nastawienie, nie napawając się jednak ewentualnym cierpieniem dziewczęcia. Ból, jaki zadawał wiedźmom uznawał za konieczność, cenę swojej pracy. Jednak teraz... W działaniu żniwiarza było wiele walki o władzę. Kontrolę nad sytuacją, a raczej próba jej odzyskania. Wciąż ciążyła na nim świadomość, że nawet klęcząc przed nim, unieruchomiona, przemoczona od stóp do głów, Yvette rządziła chwilą. Nie uderzył jej. Nie zrobił jej większej krzywdy, gdy palce Setha opadły na twarz skazanej. Rozsmarował własną krew na jej policzku, pozostawiając na nim dwa podłużne znaki, podziwiając swoje dzieło niczym wyjątkowo nieskromny artysta. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Wrz 28, 2018 3:05 pm | |
| Przedstawienie rozgrywające się w tym ciemnym i zimnym pomieszczeniu, rozkręcało się z minuty na minutę. Nie musiała wiele robić, aby coraz to bardziej rozjuszać mężczyznę. Podziwiała jego zdolność do dalszego poruszania się w tym stanie, bowiem rana wyglądała na sporą i musiała być niesamowicie bolesna. Uścisk na szyi białowłosej stał się mocniejszy, na co zareagowała subtelnym wbiciem paznokci w mokrą skórę na udach. Szczerze wątpiła w zamiar uduszenia jej, a gdy raptem zabrał dłoń, mogła normalnie odetchnąć. Uniosła rękę, by przez chwilę pogładzić palcami bok swej szyi. Niestety, czarownicy nie dane było zaznać spokoju. Tak szybko jak ją puścił, równie z pośpiechem wrócił do dalszego okazywania swego niezadowolenia. Tym razem ucierpiały włosy, zaś ból pojawił się natychmiast. Trzymał je na tyle mocno, iż ponownie pozostawała w bezruchu. Grzecznie przed nim klęczała, przykładając uwagę do wypowiedzi. Nie uciekając nigdzie wzrokiem, podjęła wyzwanie bez większego problemu i wpatrywała się w oczy żniwiarza. - Poprawę standardu...? - powtórzyła cicho, jakby upewniając się w tym co usłyszała. Dawno nie miała styczności z tak głupim podejściem, więc nie pohamowała się przed uniesieniem kącików ust. - Chyba nie jesteś najlepszy w odczytywaniu prostych zachcianek, bez większych i nikczemniejszych zamiarów. Ciekawe... - zauważyła, jednak mały uśmiech znikł po chwili. Dłuższy moment milczenia, zasiał drobny niepokój u dziewczyny. Chciała wiedzieć o czym Seth tak intensywnie rozmyślał, aż zobaczyła jak rusza drugą ręką. Zaprzestanie uciskania rany nie było najlepszym pomysłem, ale nie odezwała się. Zwrócenie uwagi na coś takiego, mogło tylko zaognić ową sytuację. Włosy zostały złapane w jeszcze bardziej dotkliwszy sposób, przez co cicho syknęła oraz przełknęła szybko, ale z jakim trudem, ślinę. Błyskawicznie dotarło do niej, co ciemnowłosy chciał zrobić z tą podniesioną dłonią i nie ukrywajmy, bolałoby cholernie. Mimo istniejących w jej głowie zaprzeczeń, które wskazywały, iż Seth nie posunie się do czegoś takiego, to bycie przygotowaną na ewentualne uderzenie, nie było złą opcją. Czemu miałby się nie posunąć? Yvette nikomu nie zaszkodziła, przynajmniej ona tak uważała. Dalej posłusznie trwała w narzuconej pozycji. Otworzyła szerzej oczy, by dzielnie i wytrwale utrzymywać kontakt wzrokowy z inkwizytorem. Ciągle czuła, jakby toczyła się tu dziwna wojna i żadne z nich nie miało zamiaru odpuścić. Wyczekiwała ataku, lecz nic nie nadchodziło. Uchyliła odrobinę wargi, gdy poczuła dotyk na policzku. Pozwoliła swoim rękom bezwładnie zwisać wzdłuż ciała, jednak mimowolnie uniosła jedną i przejechała palcami po jego nodze. Zrobiła to po omacku, ponieważ nie miała możliwości spojrzenia w dół, czy gdziekolwiek indziej. Zamierzała mu dać pełno swej uwagi, skoro tak tego chciał i nie spuszczała z mężczyzny wrzosowych ocząt ani na chwilę. Nie widziała potrzeby w przerywaniu tej miłej ciszy, która zawitała między nimi. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Wrz 28, 2018 6:57 pm | |
| Jawne zdziwienie odbiło się na jego twarzy, gdy poczuł na sobie jej dotyk. Był już spalony, przegrany. Dał podejść się jak dziecko, przez obraz skazanej, jaki zakodował sobie od lat w głowie. Tym bardziej uderzyło go nowe doznanie, im bardziej się go nie spodziewał. Miał świadomość, że poza murami Inkwizycji ta chwila nieuwagi mogła kosztować go życie. Wciąż nie mógł się oswoić z myślą, że poległ w tej nieistniejącej walce. Wszystko, czego pragnął w danej chwili opierało się na możliwości rewanżu. Odzywała się w nim dusza hazardzisty. Potrzeba powrotu po przegranej i odrobienia swoich strat przewyższała wszystko inne. Zwłaszcza, że miał o wiele lepsze karty niż ona. - Może - przytaknął powoli. - A może nie przywykłem spodziewać się rozwiązań, które nigdy nie powinny mieć miejsca - ostrzegł ją. Co chciał w ten sposób osiągnąć? Zapobiec ewentualnym konsekwencjom? Co mu szkodziło? Ona mogła stracić o wiele więcej niż on. Dlaczego więc nie pokazać dziewczynie zielonego światła, by mogła podążyć równią pochyłą tam, skąd odwrotu nie było? Nie powinno mu zależeć. I tego zamierzał się trzymać. - Lub... Potrzebuję bardziej bezpośrednich sugestii...? - wypowiedział słowa, uśmiechając się drapieżnie. Zgrywał pewnego siebie, lecz wciąż się wahał, nie wiedząc, czy gra jest warta świeczki. Niestety, wkrótce wydarzyło się nieuniknione. Nadchodzące kroki przerwały im sposobność do dalszego dialogu, w którym wciąż były zbyt wiele niewiadomych. Odsunął się od niej, puszczając wolno. Zachował dystans, jakby przez cały czas nie tknął jej chociażby palcem. Ślady na szyi i krwawy znak na policzku mówiły co innego, lecz Albert z parą lekarzy u swojego boku, zastali ich oddzielonych od siebie. Seth skulił się w sobie, uciskając na nowo bok. Nie śmiał spojrzeć na skazaną, gdy Albert wydawał rozkazy, między innymi ogrzania, przebrania, wysuszenia i przeniesienia do szpitala skazanej. Żniwiarz czuł, jakby w jego życiu pojawił się nowy sekret. Tajemnica, którą musiał kryć w sobie, dla własnego dobra. Wkrótce przyszła pora na niego. O własnych siłach, lecz z bladą od upływu krwi twarzą, podążył za lekarzem do szpitala. Nie uśmiechało mu się spędzić tam więcej czasu, lecz ponowne zszycie jego rany było konieczne. Dzień eksperymentów dobiegł końca. Albert został z Yvette z zaciśniętymi w poziomą kreskę wargami podziwiając efekty swojej chwilowej nieobecności na jej ciele. *** Minęły dwa dni od początku eksperymentu. Zarówno Seth, jak i Yvette wylądowali w szpitalu, z tą różnicą, że na skazanej wciąż trwały eksperymenty. Starszy balsamista od dłuższego czasu stał pod niepozornymi drzwiami do gabinetu mistrzyni grabarzy, nie mając odwagi zapukać. W myślach wciąż formułował słowa, jakimi powinien się do niej zwrócić, wciąż nie odczuwając zadowolenia. Gdy w końcu przemógł się i dobiegło go znajome „proszę!”, poczuł przypływ narastającej paniki, pomimo wielu lat doświadczenia i niezliczonych rozmów z Christine. Przekroczył próg jej gabinetu niepewnie, kuląc się w sobie, co nie uszło uwadze wyraźnie zmęczonej kobiety za biurkiem. Nie skomentowała jego nastawienia, lecz gdy zamknął za sobą drzwi, przez dłuższą chwilę nie potrafiąc wykrztusić z siebie słowa, obdarzyła go pytającym spojrzeniem. Dostrzegła spięte kartki trzymane w jego dłoni, decydując się przerwać ciszę: - Albert? Nie musisz składać raportów bezpośrednio do mnie - poinformowała go, doskonale wiedząc, że i on jest tego świadomy. - Rozumiem, mistrzyni... - przytaknął cicho, zbliżając się powoli. Gdy wskazała na stojące naprzeciw biurka krzesło, oparł o nie jedynie dłoń, spuszczając lekko głowę. - Jednak przychodzę tu w jeszcze innej sprawie - oznajmił, ostrożnie podsuwając jej plik papierów na biurko. Odebrała raport, natychmiast go kartkując i w dostarczonym piśmie doszukując się powodu osobliwego zachowania Alberta. Wszystko wyglądało zwyczajnie, jednak... - Tak? Masz jakieś uwagi do pracy Setha? - usiłowała zgadnąć, idąc pierwszym tropem, jaki przyszedł kobiecie do głowy. Dość beztroskie podejście żniwiarza mogło być uciążliwe dla staroświeckiego balsamisty. - Nie - zaprzeczył natychmiast pewnym tonem. - Wykazał się pełnym profesjonalizmem, nawet w kryzysowej sytuacji. Nie wtrącał się w moją pracę i charakteryzował niewzruszonym spokojem, jednak... - skłamał gładko, prezentując postać żniwiarza wbrew temu, co o nim sądził. Mimo wszystko, chciał dla młodszego kolegi jak najlepiej, nie zamierzając podkładać mu nóg, szczególnie przed obliczem mistrzyni grabarzy. Christine zmarszczyła brwi, przestając rozumieć już cokolwiek. Do czasu, aż mężczyzna nie kontynuował. Wtedy zaczęła rozumieć jeszcze mniej. - Jednak, proszę cię, mistrzyni, do kiedy przejmuję przypadek skazanej Yvette Lloyd, przydziel mi inną osobę do ochrony. Albo zrezygnuj z kontroli. Obiekt należy bowiem do niezmącenie łagodnych - przedstawił swoje żądania, prostując kark w oczekiwaniu na werdykt. - Jesteś z niego zadowolony... A jednak nie chcesz z nim pracować. Dlaczego? - sformułowała w skrócie informacje, które jej dostarczył, nie odnajdując w nich jeszcze sensu. Zmrużyła oczy. Czyżby Albert obawiał się o niewykorzystany potencjał żniwiarza? - Nie zrozum mnie źle, mistrzyni... Może to moje chore wyobrażenia, ale dostrzega między nimi... Pewną więź - zaplątał się w słowach, spuszczając wzrok i czując się przy tym jak ostatni nikczemnik. Nie był jednak głupi. Dostrzegał ich spojrzenia, słyszał szepty, gdy myśleli, że jest poza zasięgiem ich głosów. - To pewnie mój wymysł. Na pewno. Jednak... Za nic nie chciałbym, aby historia zatoczyła koło... - dodał cicho, pewny, że Christine zrozumie, co ma na myśli. Zapadła cisza. W krótką chwilę wszystko stało się jasne. Odwróciła spojrzenie, przywołując do głowy dawne wydarzenia przeszłości. Smutek odbił się na twarzy kobiety, jednak prędko wzięła się w garść, okazując jedynie zacięcie. - Dobrze - kiwnęła krótko głową. - Odsunę go od sprawy, możesz być pewien - zarządziła twardo, od czego nie było już odwrotu. I on kiwnął głową, czując niewysłowioną wdzięczność i ulgę, jakby wielki ciężar spadł mu właśnie z piersi. Również kiwnął głową. Słowa podziękowania były zbędne. Gdy wychodził, usłyszał za swoimi plecami: - Dziękuję, że mi zaufałeś. Wyszedł, w końcu odczuwając błogi spokój. Brak sposobności. Był pewny, że tyle wystarczyło, aby młody żniwiarz nie powielił jego błędu. /zt x2 |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Sty 10, 2020 4:39 pm | |
| Spoglądał na niezliczone ilości próbówek, kolb, fiolek i szkieł z dziwaczną zawartością, której nazw nie próbował odgadnąć. Wspominał ostatnie dni, które upłynęły na jednakowej, monotonnej pracy. Pozornie wszystko wróciło do normy — wrócił do pracy, nie zadręczał się przed snem... Lecz w praktyce nic nie uległo zmianie. Stan Yvonne nie polepszył się, Albert nie został ukarany. Jedynym pozytywem było wstanie na nogi Yvette po torturach. Potrzebowała mniej czasu na dojście do siebie, niż Seth mógłby się spodziewać, pomagając mu w tym niewdzięcznym zadaniu, jakim było sprzątanie na półkach balsamistów w ramach kary. Nie wymieniał z Yvette więcej słów niż było to konieczne — przez cały dzień nie byli sami. Wolał nie wiedzieć, jakie plotki zaczęły pojawiać się na jego temat po wszystkich wydarzeniach, w jakich nieszczęśliwie brał udział. Nie chciał dawać nikomu kolejnego powodu. Dzień dobiegał końca, z wolna ostatni z nadgorliwych balsamistów opuszczali laboratorium, by zakończyć dzień. I im zapewne nie uda się sprzątnąć wszystkiego; ściana z półkami była ogromna i zasłana po brzegi. Seth przecierał szarą od kurzu szmatą słoik z formaliną i preparatem, zdzierając paznokciem stary podpis, nadgryziony już przez ząb czasu. Kończył ustawiając naczynie z powrotem na czystą półkę, gdy dobiegł go głos: — Aż błyszczą. Masz do tego dryg, Seth. Może minąłeś się z powołaniem? — Wychodząc, w drzwiach stanął chudy mężczyzna, zwracając się do pracującego żniwiarza. — Do zobaczenia jutro, za nic nie przegapię tego widoku — pożegnał się, obnażając zęby w złośliwym uśmiechu. Seth westchnął, przewracając jedynie oczyma, nie odpowiadając i nie zatrzymując spojrzenia dłużej na wychodzącym mężczyźnie. Jeszcze trochę. Dzień, dwa i skończymy... — próbował się pocieszyć, choć wiedział, że nikt długo nie zapomni mu zabawy w służącego. I tak wykazywał się spokojem przy każdej zaczepce. Nie miał zamiaru powtarzać ostatniej tragedii, zwłaszcza, że była z nim Yvette. Jeśli dołączyłaby się do kłótni, z pewnością nie skończyłoby się to dobrze. Gdy ostatnia osoba pakowała swoje rzeczy do torby, Seth cicho zagaił do Yvette, nawiązując do wydarzenia sprzed chwili: — Tutaj wszyscy nienawidzą wszystkich. Balsamiści uważają się za władców wszechświata, z grabarzami nie da się zamienić ani słowa nie kończąc z bólem głowy, kaci to podgatunek człowieka, żniwiarze uważani są za płatne dziwki... A męczennice... Kurwa, tych suk dopiero nikt nie lubi — prychnął w lekkim rozbawieniu. Nic dziwnego, że Inkwizycja funkcjonowała tak „doskonale”, skoro nie potrafili dojść do porozumienia na podstawowych płaszczyznach. — Ale tamten ma prawo się mścić — oznajmił po chwili ciszy — jeszcze w akademii powiesiłem go za gacie do płotu. Może ktoś zlitowałby się nad nim szybciej, gdyby tylko ich nie zmoczył... — pocieszył się wspomnieniem, którego na co dzień by się wstydził. Pokręcił głową, jakby chcąc rozproszyć zebrane myśli. Jeśli dam się zagadać, nie skończymy do końca roku — stwierdził w myślach, zły na siebie, że zaczął temat. Jednak cały czas chodziło za nim wiele pytań, których wcześniej nie mógł zadać Yvette. Gdy zostali sami, a dochodziły ich jedynie głosy z otwartego korytarza, zapytał cicho: — Jak się czujesz po tym wszystkim? |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Laboratorium. Pią Sty 10, 2020 6:40 pm | |
| Czy mogło być lepiej? Po tygodniu opuściła wreszcie koszmarny pokój, aby pomóc Sethowi w niegdyś wspomnianej karze, z którą nadal nie mógł się raz na zawsze uporać. Bardzo cieszyła się z jakiejś odmiany w przemijających dniach, trochę mniej z czekającego na nich sprzątania w laboratorium. Jak się okazało, to zadanie do łatwych wcale nie należało, a już na pewno stwarzało spory problem dla jednego mężczyzny. Przy odwiedzinach w tym miejscu nie zwracała uwagi na szczegóły, jednak teraz mogła się uważniej przyjrzeć i już na wstępie wyczuła długą batalię, nawet dla niej. W absolutnym milczeniu czyściła masę szkła, starając się nie zostawić w końcowym efekcie chociażby malutkiego zabrudzenia, przez co spędzała więcej czasu na każdej rzeczy. Dokładność jest męcząca, aczkolwiek wymagana przy sprzątaniu, którego tak dawno nie miała okazji wykonywać. Jako że była uznawana swego czasu za główną pokojówkę, w mig wróciła do starej rzetelności. Tak samo postępowała z półkami, na których potem stawały połyskujące cuda, należące do balsamistów. Uniosła na sekundę wzrok, gdy jeden z nich postanowił skomentować pracę Setha, jednakże nie był wart dłuższego zainteresowania, więc powróciła ze skupieniem do zadania. Delikatnie chuchnęła w jedną z kolb, precyzyjnie polerując chwilowo zaparowane szkło. - A skazani są najukochańszymi istotami pod słońcem, ktoś musi wprowadzać równowagę - rzekła nadzwyczaj radośnie, przeglądając się wtenczas swojemu odbiciu na jednej z płaskich powierzchni. Pomimo ostatnich męczących wydarzeń wyglądała zaskakująco dobrze, to musiała być zasługa snu. Choć stan Yvonne ciągle ją nawiedzał, próbowała zepchnąć myśli na pozytywne tory, by mentalnie dodać bliźniacze sił. Głupota, ale... kto wie? - Czym zawinił? - spytała ciekawa, odkładając na moment wszystko, aby na nowo zawiązać czarną wstążkę na włosach. Wróciła spojrzeniem do odbicia, oceniając aktualny wygląd na spory plus. Tu przeczesała palcami włosy, tu poprawiła niesforną grzywkę, wymyśliłaby coś jeszcze, lecz wtem usłyszała pytanie. - Nie jest źle. Chęć wyciągnięcia Albertowi języka przez gardo drastycznie zmalała. Ostatnio przypomniałam sobie ten sposób, Gerard o nim wspominał - wytłumaczyła, spoglądając zaraz na niego. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Laboratorium. | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|