|
|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Zajazd na obrzeżach Nie Lis 22, 2015 5:22 pm | |
| Zajazd na samym skraju miasta, mieszczący wielu spragnionych chwili relaksu mieszczan, a także podróżnych, wracających do Wishtown lub stawiających tu pierwsze kroki. Uświadczysz tu nie tylko ciepłego posiłku, nierozwodnionego piwa lub wygodnego posłania, ale także rodzinnej, przyjaznej dla każdego atmosfery. Wcale nierzadko można natrafić też na organizowane wesela. Jeśli zdarzy ci się w stanie mniejszego lub większego upojenia wyznać na głos, że właściwie to nie masz nic przeciwko wiedźmom albo co więcej; jesteś jedną z nich, nie zawiśniesz od razu na stryczku, jak może się wydarzyć w przypadku wyjawienia takiej informacji w centrum miasta. Miejsce pełne osobliwych charakterów, wyuczonych tolerancji o jakiej nieraz można tylko pomarzyć. Wszystko jest jak w bajce, do kiedy tylko nikt z Inkwizycji nie zajrzy tu na drobną kontrolę... |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Lis 22, 2015 5:47 pm | |
| Poczuła prawdziwą ulgę, gdy tylko jej towarzyszka zdecydowała zmienić otoczenie i to wyjątkowo diametralnie, bo z najciemniejszych grobowców w Wishtown do jednej z karczm, z pewnością po to, by się napić! Chociaż po niej mogła się już spodziewać wszystkiego; nie mogła zakładać, że nie idą tam zrobić użytku z znaleziska cmentarnego. Kto ją tam mógł wiedzieć! Ruszyła we wskazanym kierunku, omijając główne ścieżki, ponieważ wolała nie kusić losu jeszcze bardziej, gdy już udało im się wyjść z podziemi bez szwanku i też nie stając oko w oko z żadnym Koszmarem. Ciemnowłosa panna, której imienia jeszcze nie poznała (i właściwie jej to nie przeszkadzało; informacje tego pokroju uważała za zbędne) zdawała się beztrosko podchodzić do tematu, zupełnie ignorując wszelakie niebezpieczeństwa, mogące nadejść z każdej ze stron. A mówią, że to Jack jest lekkomyślna! Z czasem poznawała już tereny, wiedziała, gdzie może się znajdować. Dla odmiany trochę pomilczała, bo musiała się zastanowić, którędy do najbliższej karczmy, z której nie wywalą ich nim tylko przekroczą próg. Wpadła na idealny pomysł. - Jestem zadziwiona, że mi towarzyszysz. Nie wyglądasz na taką, co by lubiła podobne miejsca – Zagaiła, w tym samym momencie docierając do niewielkiej skarpy, z której było już widać całkiem sporych rozmiarów zajazd, ich cel. – W każdym razie, będzie to dla mnie miłą odmianą. Muszę odreagować ten cały koszmar, który mi zaprezentowałaś. – Dodała, jakby usiłowała usprawiedliwić fakt, że zacznie pić już w południe. Na statku było to codziennością, tutaj jednak nie do końca przyjaźnie spoglądano na dziewczynkę w stroju pucybuta zalaną w sztos. Dotarły do drzwi, przechodząc przez nie bez zastanowienia. Jack wolała nie wiedzieć jak tragicznie wygląda, dlatego usiłowała też nadrabiać dziarską miną, jakby wszystko, łącznie z jej „wczorajszą” aparycją było misternie zaplanowane i nie wymykało się spod kontroli. Rozejrzała się po wnętrzu gospody, nie dostrzegając wielu ludzi, nie licząc kilku spożywających we względnej ciszy swój obiad. Cóż się było dziwić, jeszcze nie pora na głośne hulanki, w jakich się tu dopuszczano. - Co planujemy? Muszę się myć? – Zapytała jak dziecko, wcale nie dlatego, że nie lubiła tego robić, a raczej przez braki w środkach, przez które zapewne będzie musiała wybierać czy pozwolić sobie na kąpiel, czy na parę piw. Będzie musiała wygrzebać ze swojego buta miedziaki przeznaczone na najczarniejszą z godzin.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Lis 22, 2015 6:17 pm | |
| Nie była to lekkomyślność anie ignorancja. jej zachowanie wynikało, z czegoś o wiele bardziej przyziemnego, a mianowicie znudzeniem. Przecież żyła już długo. Widziała wiele, a zarazem nie potrafiła odnaleźć się w owym miejscu oraz czasie co ciągnęło za sobą sentyment do śmierci. Sam pragnęła jej. Mimo wszystko śmierć odwracała się od niej jakby co najwyżej była trędowata… Śmierć bowiem najwyraźniej grała, z losem w grę gdzie Sam była jedynie pionkiem. Małym nic nieznaczącym pionkiem jakiemu udało się przetrwać jak na razie owe rozdziały rozgrywki… Jednak jak długo? Zapewne znalezisko oraz koszt jaki musiała zapłacić by je ujrzeć skracały jej życie. Zawsze przecież płaci się jakąś cenę lecz jak już tu padło ona najzwyczajniej gardziła życiem. Czy można, to jednak nazwać beztroską? Wątpię. Większość podróży, z owej krypty do miejsca przeznaczenia została przemilczana lecz Sam nie przeszkadzał ten fakt. Nauczyła się przecież żyć w ciszy. Nauczyła się także nie przywiązywać do ludzi dlatego też towarzystwo, z jakim przyszło jej podróżować było czymś co na swój sposób zdawało się ją niepokoić czy też irytować jeśli oczywiście ta za wiele mówiła lecz na chwałę światłości tym razem milczała za co była jej naprawdę wdzięczna aż do chwili gdy jej oczom ukazał się budynek jaki miał stać się ich oazą. -Wielu rzeczy nie wiesz na mój temat i lepiej niech tak pozostanie- Odpowiedziała prawie natychmiast na jej słowa odruchowo poprawiając kaptur oraz płaszcz jakim ponownie szczelnie się owinęła brnąc dalej w stronę nieuniknionego. W stronę budynku jaki, z każdym krokiem zdawał się być coraz bardziej odpychający… Przecież w takich miejscach jak, to najczęściej można było spotkać ludzi pijanych, śmierdzących, wrzeszczących bez powodu czy nawet czasem pojedynkujących się jeśli oczywiście fantazja ich nie ogranicza. Czasem również można było zaznać mniej lub bardziej wyrafinowanych uciech dla plebsu dalece wybiegających za te jakie mogły zaspokoić naszą bohaterkę, od której to można było wyczuć chłód oraz wyniosłość jaka mimo wszystko nie przeszkadzała jej na przekroczenie progu tego przybytku. W głębi duszy Sam cieszyła się iż trafiły na porę gdzie ludzi było niewiele. Przecież wiedziała jak na nią reagują. Przynajmniej w wielu miejscach jakie znała, a przyznać trzeba iż znała ich wiele. To jednak zdawało się być obojętne na jej ubiór czy choćby charakterystyczne odzienie dzięki któremu wielu brało ją za przedstawiciela najbardziej znienawidzonej klasy społecznej… Dodajmy do tego iż jej spojrzenie oraz wyraz twarzy nie pomagał jej w zdobywaniu przychylności. Nie tak jak u tej małej. Ta przecież nawet teraz zdawała się być pogodną dziewczyną, a dodajmy do tego jej pytanie i proszę jak nic staje się już małą dziewczynką, a nie kobieta za jaką chyba nie za bardzo uchodzi. -Owszem musisz- Odparła prawie natychmiast jednocześnie zsuwając, z głowy kaptur co w połączeniu, z głosem nie znoszącym sprzeciwu musiało wyglądać dość poważnie. -Chodź-Znowu, to zrobiła. Znowu nie zaczekała na nią, a wprost przeciwnie ruszyła bez słowa w stronę lady za jaką powinien stać karczmarz, oberżysta czy ktoś kogo mogła by przekonać do współpracy jednak tak się nie stało. –Zaraza…- Wymamrotała lecz, w kolejnej chwili przypomniała sobie iż może przecież wykorzystać swoją towarzyszkę dlatego też gdy tylko jej wzrok napotkał ją na swej drodze stwierdziła -Użyj swoich sposobów i sprowadź mi tutaj kogoś kompetentnego… – Czyżby liczyła na nią? Zapewne tak. Przecież ta mała wydawała się posiadać, o wiele więcej cierpliwości i otwartości do ludzi niż Sam, która to nie ukrywajmy miała juz ochotę spalić, to miejsce i jedynym co powstrzymywało ją przed taką decyzją było nic innego jak oczywiście chęć przenocowania tu może z parę nocy. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Wto Lis 24, 2015 4:50 pm | |
| Stały w bezruchu, rozglądając się jedynie wkoło, wyglądając przy tym nieco podejrzanie, jak dzieci bez grosza w sklepie ze słodyczami. Jacqueline, chociaż zapewne znała każdą karczmę w mieście i w promieniu paru mil, to tutaj nie bywała zbyt często. Ceny były tu znośne, wnętrze przytulne, a obsługa miła, ale jej zwyczajnie nie było po drodze zachodzić do zajazdu wcale nie tak daleko od cmentarza. Dłonią wskazała miejsce, w którym ulokowany był zerkający na nich karczmarz, zaraz doń ruszając. Po drodze jednak dosłyszała jej słowa i nie mogła tego puścić mimo uszu, nie oburzając się chociaż trochę. - Nie wiem i mam nie wiedzieć? Nie do pomyślenia! Nie przyszliśmy tu milczeć lub przyglądać się sobie wzajemnie. Skoro los złączył nas już na takim zapomnianym przez bóstwa miejscu jakim jest cmentarz, to dlaczego mamy rezygnować z tej szansy, głupiej szansy na rozmowę, tutaj, pośród lekkiej muzyki i brzęku szkła? – Rozgadała się, kompletnie nie rozumiejąc swojej towarzyszki. Czego ona oczekiwała, wchodząc do gospody? Grobowej ciszy lub chociaż marszu żałobnego? Pogrzebu zamiast wesela? Nieboszczyków zamiast trubadurów? – A zresztą! Parę kufli i wyciągnę od ciebie wszystko, łącznie z wymiarami gorsetu! – W myślach musiała dodać „gdybyś tylko taki nosiła, jak normalna baba!”, gdy tylko zmierzyła ją wzrokiem, po raz kolejny uświadamiając sobie, że ma do czynienia z kobietą w męskim stroju. W końcu udało im się dojść do „kogoś konkretnego” i Jacqueline nie zamierzała czekać dłużej, tylko wzięła sprawy w swoje ręce, stając dziarsko przed właścicielem przybytku, jakby bywała tu codzienne, a dodatkowo wcale nie była umorusana błotem niewiadomego pochodzenia, tylko świeżo wyszorowana i odziana w najlepsze ubrania. - Potrzebujemy pokoju. I balii z gorącą wodą. I wielu innych rzeczy, ale zacznijmy od tego – Rzuciła beztrosko, zaraz przypominając sobie, że jej jedyne oszczędności znajdują się w bucie. Najpierw jednak postanowiła dać się wykazać swojej towarzyszce. – Mam nadzieje, że nie przyszłaś tu bez pieniędzy? – Szepnęła jej do ucha, zaraz uśmiechając się promiennie w kierunku mężczyzny.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Wto Lis 24, 2015 5:11 pm | |
| Czego się spodziewała? Dobre pytanie. Tak naprawdę scenariusz jej wizyt w gospodach był taki sam. Wchodziła, zamawiała i wychodziła… Nic więcej. Prosto i na temat. Oczywiście sprawa miała się inaczej gdy przybywała do miejsca gdzie każdy ją znał. Gdy przybywała do domu jakim była dla niej karczma znana, z dziecięcych lat tak samo dobrze jak jej własny pokój jaki do tej pory czekał tam na nią. Lecz Sam wylądowała tutaj. W miejscu jakiego nie znała, a zarazem z osobą co do której nie miała przekonania lecz cóż zrobić. Osetnica, to obietnica dlatego też nie zapłaciła od razu i nie wyszła, a mogła tak zrobić. Mogła zostawić opłacany rachunek tak aby ta zapiła się na śmierć lecz nie uczyniła tego, a wprost przeciwnie sama pragnęła czerpać, z usług tego miejsca przynajmniej dzisiejszej nocy lecz w przeciwieństwie do swej towarzyszki ona nie potrzebowała luksusu… -Takaś harda? – Spytała nieznacznie przy tym unosząc brew ku górze jednocześnie dodając. -W takim razie może mały zakład? – oj tak Sam uwielbiała zakłady, a tym bardziej te jakie miała pewność wygrać. Tak było przecież w tej chwili. Wiedziała ile może wypić oraz widziała w jakim stanie była jej towarzyszka co raczej przechylało szalę zwycięstwa na jej korzyść mimo iż zawsze pozostawał jakiś cień… Lecz dziewczyna nie była by sobą gdyby nie chciała nie zagrać. Zresztą jakoś średnio wątpiła by ta była wstanie wydobyć, z niej jakiekolwiek informacje, a zwłaszcza takie jakich sama nie potrafiła określić. Przecież do cholery o jakim rozmaże gorsetu mówiła?! Sam gdyby tylko potrafiła zapewne okazała by zdziwienie lecz nie, nie uczyniła tego. Nadal twardo przyglądała się jej bez większego cienia emocji jak wyuczono ją za młodu. Przecież emocje, to broń a ona nie mogła pozwolić sobie na użycie broni obusiecznej. wiedza bowiem taką bronią była. I właśnie, z takimi myślami Sam ruszyła za dziewczyną, która mimo wszystko wykazała się sprytem lokalizując karczmarza… Jak nic zapewne zbyt czesto i długo przebywała w tego typu przybytkach by móc go zgubić tak jak czyniła, to Sam no ale cóż. Obie różniło wiele lecz w tym oto przypadku łączyło jedno. Obie pragnęły tego samego. Mowa oczywiście o pokoju oraz balii (i wcale nie ma tutaj niczego zboczonego na myśli ok?). -Przygotuj do tego dobrą strawę oraz wytocz beczkę najlepszego piwa… – Dokończyła za nią jednocześnie rzucając w jego stronę dość spory mieszek jaki do tej pory ukryty był przed światem w tylko jej znanym miejscu. -To powinno pokryć koszta… Jeśli coś zostanie będzie dla Ciebie- Na tych słowach zakończyła rozmowę nawet nie patrząc na towarzyszkę. Przecież po co miała, to czynić? Obraz jaki właśnie ukazała swej towarzyszce mówił sam za siebie. Miała pieniądze i nie bała się ich wydać ponieważ nigdy nie wiedziała czy dnia kolejnego nie umrze więc po co miała składować je? Po co miała zabezpieczać swoje życie skoro było ono jedynie marnym puchem? |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Wto Lis 24, 2015 6:57 pm | |
| W piciu Jacqueline miała takie doświadczenie, że jeszcze trochę i mogłaby wpisać to sobie w curriculum vitae, a następnie iść z nim do cyrku i dołączyć do grupy od spektakli wyczynowych. Jej problem polegał na tym, że często przekraczała niebezpieczną granicę, pijąc o jedną butelkę zbyt wiele. Jednak całe szczęście (bądź też nieszczęście dla Jack, która mogłaby upijać się w sposób o wiele bardziej ekonomiczny) granica ta leżała u niej o wiele dalej niż u przeciętnego człowieka, właśnie przez te lata praktyki. Dlatego też nie brała propozycji swej towarzyszki na poważnie, z góry zakładając, że żadna z żyjących kobiet nie byłaby w stanie dorównać jej tempa. Może będzie miała okazję się zdziwić, jednak nie miała podstaw, by sądzić, że nieznajoma czarnowłosa może być poważnym przeciwnikiem. - Dla twojego... i właściwie mojego dobra – lepiej nie. O wiele bardziej wolę przytomnych towarzyszy, z którymi jak wspomniałam; można porozmawiać. Nie wiem jak ty, ale od stanu rzygania po kątach o wiele bardziej wolę zwyczajne, przyjemnie beztroskie upojenie – Odparła dosyć spokojnie. – Ale niczego nie zakładam z góry, moje plany są zazwyczaj bardzo odmienne od rzeczywistych rezultatów – Dodała z uśmiechem w sposób dosyć filozoficzny. Bo choć wykształcenia nie miała żadnego, lubiła od czasu do czasu użyć całkiem mądrych słów, których znaczenia właściwie nie była pewna. Rezultat był jednak pozytywny; udawało się oddać choć część tego, co kłębiło się w jej głowie. Karczmarz nawet nie tyle co zadowolony, co zwyczajnie zdziwiony (bo któż by się spodziewał po takich obdartusach tak hojnego napiwku?), wysłał dwie kobiety, być może swoje córki, aby pokazały Jack i czarnowłosej pokój, z pewnością należący do tych najlepszych. - Jesteś świadoma, że za taki majątek mogłabyś raczej kupić tą całą budę, łącznie z tymi gosposiami? – Zapytała się cicho, czubkiem brody wskazując na stojące nieco dalej, niczemu winne kobiety, które zaczęły zachwalać wygody owego pomieszczenia. Stwierdziła, że na przyszłość powinna się zastanowić dwa razy zanim zechce komuś zwędzić majątek, bo zazwyczaj oceniała po pozorach, co absolutnie nie sprawdziłoby się w tym przypadku. Jack z pewnością nie bywała w takich miejscach. Owszem zdarzyło jej się, bo nigdy nie oszczędzała, gdy już coś udało się zarobić, ale większość swojego życia spędziła w pokojach o znacznie niższych standardach. Na podłodze rozłożone były zwierzęce skóry, tuż przy łóżku i nieopodal stolika, na którym stała misa z owocami. Meble były wykonane z ciemnego drewna, całkiem luksusowego, zwłaszcza jak na to miejsce. Za ozdobnym parawanem stała okrągła, pokaźnych rozmiarów balia, jaką wkrótce po paru słowach zaczęły zajmować się pracujące tu kobiety. Wodę grzano na ogniu w żeliwnych garnkach, niesionych z trudem, na co Jack o dziwo patrzała z przyjemnością. Po raz pierwszy od dawna miała okazję siedzieć w tym przepychu nie wydając ani miedziaka, ani bez uprzedniego harowania całymi dniami. Gdy wszystko było gotowe, dwie pomocnice ukłoniły się lekko i przypomniały, że niedługo będzie czekał na nich ciepły posiłek. Gdy tylko drzwi za nimi zamknęły się, Jack zdjęła swój kaszkiet, pozwalając długim włosom wydostać się na wolność i zawołała wesoło: - Ja pierwsza! – I nie czekając na próby błogosławieństwa ani sprzeciwu, już w drodze do parawanu zaczęła pozbawiać się wszelakiej części garderoby. Woda była gorąca, ba – tak gorąca, że parzyła jej skórę do bólu, ale uczucie było przyjemne i nie zamierzała z niego rezygnować. Gdy zanurzyła się aż po samą brodę zawołała do czarnowłosej. – Chcesz się dołączyć? – Nie, to nie był żaden podtekst seksualny, Jack była zbyt prostoduszna na takie sprawy. Wysłuchując odpowiedzi sięgnęła po nieznane jej przedmioty w dekoracyjnym szkle, zapewne służące do mycia.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Wto Lis 24, 2015 7:31 pm | |
| Kolejne nic nie znaczące słowa. Były i pozostaną one jedynie słowami jakich Sam nie miała zamiaru komentować ani nawet interpretować ponieważ własnie dostała przepiękną lekcję ignorancji udzieloną przez, tę oto tutaj niewiastę. Raczyła ona bowiem uważać iż jest najlepsza w tym co robi, a swój fach zdawała się przekładać nad wszystkich innych obecnych w owym miejscu. Tak czy inaczej owa uwaga godna była uśmiechu lecz niedoczekanie dla tego któż myślał o takim. Przecież Sam nie uśmiechała się. Nigdy. Przez całe swoje krótkie życie jej wyraz twarzy zmieniał się w różny sposób lecz nigdy nie pojawił się na nim choćby cień jaki można było by zinterpretować jako uśmiech. Nawet teraz gdy przemierzała karczmę wraz, z towarzyszką oraz służbą jaka zdawała się być zbędna. Przecież nie przyszła tutaj by wysłuchiwać tyrad wielbiących aspekty luksusu czy innych nędznych rzeczy. Przyszła tutaj z konkretnym zamiarem. -Zdaje sobie, z tego sprawę lecz po co mi kolejna? – Odparła pytaniem na jej stwierdzenie lecz w jej słowach nie dało się wyczuć czy kłamie czy też mówi prawdę. Oczywiście mogła kłamać jak najęta, z ową karczmą lecz czy oby na pewno? Gdyby tylko jej towarzyszka przybyła do jej domu. Miejsca jakie je wychowało oraz ludzi jacy byli dla niej rodziną… Zapewne zwątpiła by w sens istnienia oraz podziały społeczne. Zwątpiła by w wiele rzeczy lecz tak się nie stanie. Nie były przecież u Sam. Nie były, w domu do jakiego nie wróci zapewne przez kolejny miesiąc jak, to w zwyczaju miała. Jak na razie bowiem podróżowała po mieście i okolicach zbierając zlecenia dzięki, którym mogła pozwolić sobie na chwile luksusu. Jednak i on był pozorny. Wszystko co towarzyszyło Sam było jedynie pozorne i nawet teraz gdy usadowiła się na powiedzmy sobie szczerze dość wygodnym i przede wszystkim czystym łóżku nadal czuła iż nie jest, to miejsce do jakiego pasuje. Jednak, któż z nas nie pragnie czasem wyspać się w takim miejscu? Zapewne każdy zdrowy człowiek obdarzony drobnymi pragnieniami… Takie akurat towarzyszyły Sam. Pragnęła ona bowiem zmyć, z siebie bród podróży oraz katakumb. Pragnęła na chwilę zamknąć oczy oraz pozwolić mięśniom odpocząć po podróży oraz wysiłku jakim były poddane, a co najważniejsze pragnęła choć na chwilę zapomnieć, o obecności jaka jej towarzyszyła. Obecności jaką można było wyczuć w jej zachowaniu czy też spojrzeniu… To właśnie ono było najbardziej odbijało się w brązowych tęczówkach dziwnej dziewczyny jaka zdawała się być obojętna na wszystko i wszystkich… Jakby jej serce było, z kamienia… Pozbawione ludzkich uczuć czy reakcji… Była przecież odzwierciedleniem swojej towarzyszki… Oczywiście tym gorszym jeśli ktoś jeszcze by nie zauważył. Taką osobą zapewne była jej towarzyszka. Ślepa na wszystko i wszystkich. Owładnięta pozytywną energią oraz bądź co bądź chęcią dania sobie upustu co właśnie czyniła pozbawiając się garderoby i wierzcie bądź nie było, to dziwne. Bardzo dziwne. Nawet przez chwilę przez myśl Sam przebiegło jedno stwierdzenie jakie brzmiało nie mniej ni więcej „czy ona kiedykolwiek dba o swoje rzeczy?” Nawet pod tym względem się różniły. Sam nie uczyniła by czegoś podobnego, z własnymi ubraniami. Nie rzucała by ich na prawo i lewo pozwalając by walały się po podłodze… -Korzystaj, z dobrodziejstwa w samotności moje dziecko…– Odezwała się wreszcie w chili gdy postanowiła powstać, z łózka na jakim oczywiście pozostawiła uprzednio pas, z bronią po czym podeszła do okna. Widok jaki pojawił się przed jej oczyma był prosty i przyjemny. Widziała bowiem miejsce, z jakiego przybyła, a raczej lasy okalające je… Jednak gdyby przyjrzała się uważniej ujrzała by coś więcej… Odbicie czające się za jej plecami. Obicie jakie znała dobrze mimo iż zawsze jest ono na tyle zamazane aby nie móc stwierdzić, z kim tak naprawdę ma się do czynienia. -Zdajesz się być pewna siebie lecz ja nadal nalegam na małą rywalizacje… Proste zasady. Pijemy tak długo aż ktoś będzie miał dość… Wszystkie chwyty dozwolone… Wygrany może wypowiedzieć jedno życzenie… Oczywiście względnie rozsądne… rozumiemy się?– Jej głos ponownie brzmiał tak jakby nie chciała przyjąć odmowy, a same reguły zdawały się być naprawdę proste… jednak skąd u niej takie upodobanie do życzeń? Czyżby drobny defekt, z młodych lat gdy nie potrafiła spoglądać przez okno czy lustro w obawie iż ujrzy coś czego nie pragnęła widzieć? Des nagle obróciła sie na pięcie i najzwyczajniej w świecie udała się ku swej towarzyszce -Dobrze wiesz, że nie przyjmuje odmowy…– Owe słowa zostały jednak wypowiedziane dopiero w chwili gdy stała już nad balią splatając przy tym dłonie na piersiach, a wzrok swój wbijając w dziewczynkę jakiej imienia nie znała i może, to nawet dobrze? Bezimienni ludzie zazwyczaj są lepsi… Nikt sie do nich nie przywiązuje ani nie pragnie poznać bardziej… -Więc? |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Wto Lis 24, 2015 10:14 pm | |
| Przy najbliższej okazji obiecała sobie przestać się dziwić, gdyż zwyczajnie robiła to zbyt często. Owszem, w swoim krótkim życiu zdążyła zobaczyć wiele, zważywszy na jej podróże aż po sam kraniec świata, jednak za bardzo kierowała się pozorami, a te najczęściej okazywały się w tym oto ciężkim przypadku mylne. Wszystko już było możliwe, a wariatka, która zachwycała się zwłokami w grobowcach mogła w rzeczywistości być właścicielką znacznej części przedsiębiorstw tego miasta. Kłamstwo czy prawda, przyjęła to ze spokojem, nie dając całkowitej wiary, ale także nie usiłując wątpić na głos. - Dziecko... – Powtórzyła jej słowa, prychając głośno. Czarnowłosa nie wyglądała na wiele starszą od niej, a zachowywała się jakby pozjadała wszystkie rozumy, zresztą dokładnie przeżuwając ten pochodzenia Jacqueline. Korzystała z luksusów jakie dostała zupełnie przypadkiem od nieznajomej osoby, wcale się nie spiesząc, tylko miarowymi oddechami wdychając przyjemną kwiatową woń oleistej substancji, którą wtarła sobie we włosy, nucąc sobie pod nosem marynarską piosenkę. Gdy już minęła cała wieczność i uznała, że nie wypada czekać swojej sponsorce na ten wieczór dłużej czekać, spłukała z siebie całą pianę i wychyliła się po puchaty ręcznik nieopodal. Najpierw wytarła włosy, a następnie resztę ciała, zaraz szczelnie się nim oplatując. Wyszukiwała wzrokiem swoich ubrań, rozrzuconych po wszystkich kątach pokoju, a na policzkach widniały jej ciągle czerwone rumieńce, spowodowane towarzyszącym gorącem. Jako że wbrew pozorom wstyd jakiś miała, a właściwie jeśli chodziło o jej ciało, to całkiem znaczny brak pewności siebie, który również starała się ukrywać i zachowywać swobodnie. Ubrała się w znoszone, wczorajsze ubrania, podciągając rękawy i tym razem nie zapinając kamizelki na guziki i ostatecznie doprowadzając się do stanu używalności. Nie powinna już budzić zgorszenia, a przynajmniej nie swoim wyglądem. - Zapewne pachnę teraz lepiej niż ty – Oznajmiła wesoło, tym samym dając jej znać, że zakończyła swoją przygodę w wannie, będąc gotowa na podjęcie się innych, nawet przyjemniejszych czynności. Rozczesywała mokre kosmyki włosów za pomocą drewnianego grzebyka. Skoro kobieta nalegała, nie miała już więcej oporów, aby się nie zgodzić. Wyczuwała drobny podstęp, ale właściwie co miała do stracenia? Alkohol miała za darmo, a uwaga o „względnie rozsądnych” żądaniach wydała się tutaj kluczową. - Skoro tak bardzo nalegasz, muszę się więc zgodzić, cóż. Nie zamierzam dawać ci łatwego zwycięstwa – Zapewniła ją, bo w sumie czego można spodziewać się po lichej posturze Jacqueline? – Ale jeśli przegram, spełnię twe życzenie. Nie musisz mi wierzyć, ale w akurat tym jestem cholernie dobra. – I była to szczera prawda. Potrafiła spełniać ludzkie życzenia, a właściwie nie ona sama, tylko cały wszechświat jej w tym pomagał, gdy właśnie na to przystała. Taka była jej moc, jaką zawdzięczała właśnie przeklętemu genowi. - Chodźmy zatem – Odgarnęła wciąż mokre włosy, co niespecjalnie jej przeszkadzało. Jeśli czarnowłosa kobieta od razu przystała na pomysł, znalazły się wkrótce na dole pośród kilku stołów i ludzi, zaczynających się powoli gromadzić. Tam gdzie zajęły miejsce, od razu pojawiły się półmiski z ciepłymi potrawami, których Jack nie byłaby w stanie przejeść, nawet gdyby bardzo tego chciała. Proszę, jakie to było proste, gdy miało się pieniądze! Aż Jacqueline przypomniały się piękne czasy, gdy po udanych łupach mogła z kompanami wydać cały majątek, nie myśląc zbyt wiele, a żyjąc po prostu z dnia na dzień. - To co, zaczynamy? – Zapytała, gdy tylko podano jej pierwszy kufel. Nie czekając na odpowiedź zagaiła do kelnerki: - Pani, dopilnuj, aby nigdy nie zabrakło nam alkoholu. Przy tym stole będą toczyły się poważne batalie – Poprosiła ją śmiertelnie poważnym tonem, jakby od tego zależało co najmniej życie wszystkich gości w gospodzie. Gdy kobieta odeszła pospiesznie, na pewno przejęta taką odpowiedzialnością, spojrzenie Jacqueline wróciło na czarnowłosą. – Także... nieznajoma, zdradzisz mi, co było celem twojej wyprawy na cmentarz? - Usiłowała zacząć rozmowę, oczywiście nie spodziewając się, że od razu pójdzie jej tak łatwo.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Sro Lis 25, 2015 2:07 pm | |
| Sam nie spodziewała się innej odpowiedzi. Przecież jej się nie odmawia co zapewne nie umknęło uwadze tej drobnej dziewczyny jaka mogła okazać się godnym przeciwnikiem w ich małym konkursie jaki na swój sposób cieszył Sam prawie tak samo niczym widok jej ciała. Brązowooka przecież nie była ślepa mimo iż nie gapiła się na nią bezczelnie, z racji posiadania wrodzonej dyskrecji. -Szybka jesteś– rzuciła niedbale w jej stronę jakby od niechcenia jednocześnie przerywając ciszę jaka nastała w pomieszczeniu. I wierzcie mi lub nie lecz czarnowłosa grzecznie odczekała aż ta zniknie, a pola jej widzenia i dopiero wtedy rozpoczęła proces pozbywania się swego odzienia jakie złożyła równo w jednym miejscu jak, to miała w zwyczaju. Później zaś wkroczyła do balii gdzie rozsiadła się wygodnie, a na jej twarzy zagościł spokój. Wreszcie mogła odpocząć, a jej ciało zdawało się być wdzięczne za dłuższą chwilę bezczynności w chłodnej wodzie jaką oczywiście pozostawiła jej ta mała wredna istota. Zapewne Sam spędziła by w tej przyjemnej kąpieli wiele godzin gdyby nie obecność dziewczyny jaka nakazywała jej pełnić swój obowiązek względem niej. Dlatego też skróciła swój relaks do minimum… Zasada była bowiem prosta. Wszystko co dobre musi się kiedyś skończyć dlatego też i ta chwila została zakończona założeniem swego ubrania na mokre ciało co mogło być oznaką niedbałości lecz prawda była inna. W podróży bowiem Sam nie miała prawa luksusu takiego jak tutaj więc nie przywiązywała większej wagi do tak drobnych spraw jak wycieranie swego ciała na co człowiek tracił naprawdę wiele czasu… Cennego czasu. Jednak wracając do Sam i jej podejścia do dziewczyny. Cóż tak naprawdę, to dla Niej uczyniła wyjątek polegający na pozostawieniu broni oraz płaszcza na łóżko co by nie wzbudzać niepotrzebnej sensacji w miejscu jakie okazało się być dość zatłoczone. Czyżby ich relaks trwał zbyt długo? Ta drobna niewiedza połączona, z obecnością takiej sporej gromady sprawiła iż Sam zaklęła cicho pod nosem. Reakcja ta spowodowana była tym co zobaczyła, a najwyraźniej jako jedyna widziała śmierć towarzyszącą ludziom. Widziała ją zbyt dobrze i nawet zaczęła żałować pozostawienia broni na górze… Jej myśli bowiem zaczęły krążyć wkoło obrazów jakie ukazywało jej spojrzenie powodujące przy tym nieznaczne powiększenie się źrenic. Mimo wszystko jednak zachowała rezon oraz wręcz nieświadomie dała się prowadzić za znajomym zapachem należącym do jej towarzyszki. Dzięki swojej nieświadomości dotarła wreszcie na miejsce przeznaczania jakie okazało się być już, z góry przyszykowanym dlań -przecież wszystko da się kupić – gdzie zajęła miejsce na przeciw Jack. Milczenie ze strony Sam było naturalne i tylko ślepiec nie zauważył by zmiany w jej zachowaniu. Przecież tam na górze zdawała się być o wiele bardziej swobodna a tutaj? Jej wzrok powoli przesuwał się po sali. Był czujny oraz o wiele zimniejszy. Zdawać się mogło iż szuka on kogoś bądź czegoś i na pewno tym kimś nie była jej młoda towarzyszka podróży na której mimo wszystko zawiesiła wreszcie swój wzrok. Zapewne przyglądała by się jej w milczeniu gdyby nie została wyrwana ze swego otępienia przez charakterystyczny odgłos kładzionego kufla na drewnianym stole. Kufla zwiastującego nadejście ich małej potyczki lecz zanim ku niej dojdzie ta młoda musiała na nowo wygłosić tyradę względem kelnerki co oczywiście Sam skomentowała jednym krótkim słowem „Kobiety…”. oczywiście jej głos nie był przepełniony pogardą lecz wprost przeciwnie zrezygnowaniem co mogło świadczyć, o jednym a mianowicie nigdy ich nie zrozumie więc nawet nie próbuje… -Informacji- odparła krótko na jej pytanie jednocześnie powoli splatając swe dłonie na kuflu jakby bała się iż cały ten drogocenny płyn zaraz uleci gdzieś wszechświat… -I uprzedzam kolejne pytanie otrzymałam je…-Teraz jednak nie powie więcej. Tyle informacji powinno wystarczyć dla kogoś takiego jak ona… Zwłaszcza iż teraz pora by Sam odbiła piłeczkę ku nieznajomej. – Powiedz mi lepiej co kieruje kobietą, która potrafi sie tak sponiewierać że ląduje na cmentarzu…
|
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Czw Lis 26, 2015 6:52 pm | |
| Mogła odmówić, ale po co? Pić nie dość, że lubiła, to jeszcze była w tym dobra, także zakład uznawała za z góry wygrany, a samą wisienką na torcie był brak ograniczeń jeśli chodziło o ilość, bo wszystko zostało z góry opłacone. Siedziała spokojnie przy stole, odwrócona tyłem do znacznej części karczmy, także nie mając czego obserwować, skupiła swe spojrzenie na czarnowłosej. Jednak tego samego nie można było o niej powiedzieć. - Hej, tu jestem! – Upomniała ją, wychylając się nieco i zaraz załapując z nią kontakt wzrokowy. – Kogo tak namiętnie wypatrujesz? Zostań przy mnie, reszta jest zdecydowanie mniej ciekawa. – Zapewniła, posiadając o sobie lekko zawyżone mniemanie. Ale poza tym humor jak zwykle jej dopisywał. – Zresztą powinnaś uważać, czy podczas naszego niezwykle istotnego dla losów wszechświata zakładu nie oszukuję! – Des przez nieuwagę mogła nie wychwycić gdzie dokładnie ląduje zawartość kufla dziewczyny, ale ostrzeżenie to było w rzeczywistości zbędne, ponieważ Jacqueline nie uznawała tego typu marnotrawstwa. Wszystko, co do ostatniej kropli lądowało w jej gardle. Piła swoje piwo, zagryzając wyglądającymi bardzo apetycznie przekąskami, czując przy tym, że naprawdę niewiele jej do szczęścia potrzeba. Czasami ciepły kąt, pełny żołądek i kufel nierozwodnionego piwa był szczytem oczekiwań. Szkoda tylko, że towarzystwo miała niezbyt wygadane. Ale tym się jeszcze zajmie, będzie ciągnęła ją za język aż do skutku. Póki co wyłapywała spokojnie każdą informacje, nie chcąc niczego przeoczyć. - Moje kolejne pytanie wcale nie miało tak brzmieć. O wiele bardziej zastanawiałam się, jakiego typu były to informacje. Zwłoki powiedziały ci coś na ucho gdy nie patrzyłam? Gdy mrugnęłam posłały ci jakiś tajny list? A może wywróżyłaś coś z stanu ich rozkładu? Albo chociaż ustawienia kończyn? – Nie zamierzała się łatwo poddawać, nie przyszła tu przecież, aby pomilczeć. A rozmowa wymagała zaangażowania obu stron, nawet jeśli jedna wkładała w tę czynność o wiele więcej. - Gorszy dzień? – Odpowiedziała na jej oskarżenie, chociaż wcale nie była tego pewna. Właściwie był to dzień jak co dzień. – A może przegrałam zakład z uroczą nieznajomą, o to kto więcej wypije? Lub zwyczajnie dostałam wypłatę i chciałam poczuć, że żyję? Czy też wolałam zapomnieć o tym przykrym fakcie? Sama nie jestem pewna. Lubię to robić. Pić przez całą noc, a popołudniu budzić się na samym skraju świata. Aktualnie moje życie nie składa się z zbyt wielu rozrywek. Jestem tu obca, nikomu nieznana. Zadowalam się czym mogę. – Westchnęła ciężko, możliwie szczegółowo określając swoją sytuację, chcąc aby czarnowłosa również nie skąpiła jej słów. – I nie zaprzeczę, że czekam na coś, co nigdy się nie wydarzy – Dodała pod nosem, oczywiście tęskniąc za czasami, w których jej życie posiadało jakiś cel i sens, większy niż codzienne upijanie się do nieprzytomności. - A jak jest z tobą? Wiesz, że nie skończymy trzeźwe? Chociaż to za mało powiedziane. Nazajutrz może obie będziemy przeklinały tę chwilę, w której padły słowa o zakładzie. - Zagaiła, nie pozwalając ciszy zapaść nawet na moment.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Pią Lis 27, 2015 9:06 am | |
| Hej tu jestem Słowa te wyrwały ją z zamyślenia tak samo brutalnie jak wyrywa inkwizycja ze snu niewinnych obywateli… Jednak mimo wszystko Sam spojrzała nań jakby bardziej przychylnym i łaskawszym wzrokiem… Zdawać się mogło iz te drobne słowa należące do tej dziewczynki na jakiś dziwny sposób sprawiły jej ulgę. Przecież tak naradę dzięki niej przypominała sobie, o życiu w śród żywych, a nie martwych jacy ją otaczają na co dzień. Martwi, zjawy czy koszmary… Wszystko brzmiało podobnie. Wszystko sprawiało iż wyobcowanie było jedynym co odczuwała dziewczyna w tej chwili i naprawdę żałowała bycia tutaj. Bowiem druga jej cześć nakazywała jej udać się w inne miejsce. Nakazywała oddalić się od tego świata i wrócić do jedynej stałej przystani jaką znała w Wishtown i nie mowa tutaj o oberżach. -Masz racje…– przyznała wreszcie oczywiście przy tym nie odpowiadając czego wypatruje. Nikt by jej przecież nie uwierzył. Nikt nie zrozumiał by tego co krąży wkoło niej… Zawsze tak było. Jednak, z drugiej strony słowa dziewczyny były przyjemne. Zostań ze mną. Kiedy ostatni raz słyszała coś podobnego? Sama nie wiedziała i nawet nie chciała pamiętać… Nie, nie teraz… Sam nie zauważyła nawet kiedy zaczęła zaciskać jeszcze mocniej dłonie na swoim kuflu, z jakiego jeszcze nic nie upiła w przeciwieństwie do swej towarzyszki jaka najwyraźniej zaczęła już ich drobne zawody. -Powinnam… Jednak wiec że nawet w oszustwie istnieją zasady, a to o czym prawisz karane jest śmiercią – Mówiła poważnie. Nienawidziła przecież tego typu oszustwa i ostatnia osoba jaka starała się ją w taki sposób oszukać wisi teraz w lesie. Czasem nawet ku niej powraca przyjrzeć się jej… Czasem Sam pragnęła zaznać tego co czuły jaj każde ofiary. Te ze zleceń i te jakie w jakiś sposób jej podpadły lecz nie… Ta dziewczyna nie będzie jej ofiarą. Swój obowiązek już spełniła w katakumbach… Tak, ta myśl była najlepsza i jej się trzymała. Nie chciała wywrzeć na niej presji ani nie miała zamiaru sprawić aby zamieniła się w sopel lodu. Dlaczego? Może właśnie przez fakt iż przyglądała się jak tamta wcina przekąski jakich osobiście Sam nie ruszyła by, a może po prostu na swój specyficzny sposób przypomina ona po części samą Art’rein, z czasów gdy była jeszcze beztroskim dzieckiem. -Ciekawość czasem zabija… Tamci ludzie byli tego martwym przykładem – Odparła wreszcie powoli podnosząc kufel do swych ust by zaraz potem poczuć ten przyjemny smak jaki był jej azylem w chwilach gdy nie chciała już niczego pamiętać… I tak bardzo nasza bohaterka wczuła się w owy smak iż nie wiedziała kiedy tak na dobrą sprawę wypiła cała zawartość drewnianego naczynia jakie odstawiła powoli na blat kontynuując przy tym. -A co jeśli powiem Ci że zmarli naprawdę potrafią wiele powiedzieć? – Musiała zadać, to pytanie skoro tamta zaczęła bawić się w grę pod tytułem zadam Ci pytanie. Art’rein jednak podjęła ową grę wiedząc iż w jej własnych słowach jest wiele prawdy lecz czy tamta uwierzy? Czy będzie na tyle rozgarnięta by zrozumieć, o co tak naprawdę chodziło tej dziwnej kobiecie? Zapewne nie zrozumie ponieważ cała swoją uwagę wydawać się mogło skupiała na jedzeniu co raczej było naturalne dla kogoś jej pokroju. Obie przecież tak wielce różniły sie od siebie… Kolejna fala rozmyślań na temat pochodzenia oraz podejścia do życia owej nieznajomej została rozwiana przez nią samą bowiem odpowiedziała na jej pytanie, a sama odpowiedź wbrew pozorom była dość ciekawa. Oczywiście na tyle by Sam skupiła się na niej nie zważając przy tym na fakt iż nieświadomie zaczęła obracać pusty kufel w swych dłoniach co zazwyczaj było oznaką dla karczmarza by przyszedł i dolał jej… jednak jaka ona była naiwna myśląc iż ten tutaj zrozumie jej nawyki. -Może jutro nie nadejdzie, a te chwile są naszymi ostatnimi? Nawet jeśli nie będę żałować. Nigdy nie żałuje – Odpowiedziała bezwiednie na jej drugie pytanie lecz tym razem nie miała zamiaru przemilczeć pierwszego… Wprost przeciwnie rozsiadła się wygodnie i kontynuowała są wypowiedź jak gdyby nigdy nic. -Jestem cieniem. Nikt mnie nie widzi oraz nie zna. Przemykam przez miejsce, czas oraz ludzi będąc jedynie tym kim chcesz abym była… dlatego właśnie… Masz przewagę nad moją osobą drogie dziecko.– Ostatnie zdanie wypowiedziała jakby, z sentymentem czy dozą urazy, a może tak naprawdę zdawało się, to tylko dziewczynie? Kto wie co pomyśli teraz… Kto wie co tak naprawdę zrozumie… -Wybacz na chwilę– Dodała nie czekając na jakąkolwiek reakcje dziewczyny po czym wstała i udała się w stronę karczmarza, z jakim zamieniła parę słów po czym wróciła z powrotem do dziewczyny – Mam dla Ciebie dobrą wiadomość. Masz opłacone dwa dni… Więc spokojnie dojdziesz do siebie, a ja… ja jak zawsze zniknę o poranku. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Lis 29, 2015 1:44 pm | |
| Nie mogła pozbyć się odrobiny zdziwienia, słysząc jak jej towarzyszka zaczyna mówić więcej. Liczyła na to, ale gdy już do tego doszło głos przerywający ciszę stawał się osobliwy, jakby naruszający normalną postać rzeczy. Nie narzekała z tego powodu, wręcz przeciwnie; była zadowolona. Nie zamierzała jednak poprzestać walczyć o każde słowo kobiety na tym niesatysfakcjonującym etapie. Zaśmiała się krótko, godząc się tym samym z zdaniem kobiety. Właściwie była pewna, że żartują, inaczej nie uśmiechałaby się tak lekko na wieść o morderstwie, a wbrew ogólnemu wyobrażeniu o beztrosce Jacqueline, potrafiła zachować powagę, gdy trzeba było. - Och, a więc to twoja sprawka? Tam kończą ludzie, którzy zadają zbyt wiele pytań? – Zażartowała, nawet przez chwilę nie myśląc, aby się przymknąć. – Zaryzykuję i tak. Nigdy jeszcze nie straciłam na byciu ciekawą świata. – Dopełniła wypowiedź jak zwykle wesoło. - Znałaś ich więc? Jeszcze gorzej. Nie wiem na jakim świecie się wychowałaś, ale na moim, przybieranie zadowolonego wyrazu twarzy nad cudzymi zwłokami nie daje zbyt pozytywnego wyobrażenia o czyimś zdrowiu psychicznym. – Ton miała lekko sarkastyczny, jakby wyjawiała jej prawdy niedostępne dla przeciętnego śmiertelnika. – Chociaż co ja tam mogę wiedzieć... Mam tylko nadzieję, że ta informacja była tego warta. Bo dla mnie; może było to jakąś przygodą, ale w najbliższym czasie wolałabym tego nie powtarzać. – Zaczęła trochę bredzić bez sensu, co oczywiście było jej cechom charakterystyczną. I tak dobrze, że powstrzymała się od zdradzania swojej przeszłości na wszystkie możliwe sposoby. Zauważyła, że czarnowłosa nie sięga do jedzenia, co osobiście uznała za niezbyt rozważne, jeśli chce się za wszelką cenę wygrać tenże pojedynek. Nie zamierzała jednak nic sugerować, ani proponować, może tamta kobieta miała swoje własne zasady. Dokończyła swoje pierwsze piwo, narzucając trochę tempo, jeśli nie chcą spędzić tu naprawdę całej nocy bez rozstrzygnięcia. - Gadasz jak siwa babcia po siedemdziesiątce – Stwierdziła na głos to, co podejrzewała już od początku ich krótkiej znajomości. Najwyraźniej potrzebowała trochę alkoholu, by udało jej się zebrać myśli i wysnuć tak powabny wniosek. – Jeśli jutra nie będzie, mogłybyśmy spędzić ten czas lepiej. Wbrew pozorom nie uznaję picia za ostateczną rozrywkę tego świata. Koniec nadejdzie tylko raz. I wtedy nie będziesz wiedzieć, czy wcale nie wolałabyś spędzić tego wieczoru zamiast ze mną; z urokliwą panną przy stole obok, bądź przystojnym jegomościem nieopodal karczmarza. – Mówiąc to, łagodnie obracała się w kierunku wymienionych postaci znajdujących się na tej sali. Ostatecznie jak zwykle wróciła do oczu rozmówczyni. - Nie rozumiem – Nie, nigdy nie bała się używać tych słów. Za nic miała wszelakie niepisane zasady i udawanie mądrej, gdy dwa punkty najzwyczajniej ze sobą nie stykają. – Nie jesteś tym, kim chciałabyś być? – Zadała pytanie, które zdawało się, że zaprowadzi ją na najbardziej ogólny trop. Nie zamierzała pozostawiać zagadki nierozwiązanej. Gdy kobieta zostawiła ją na jakiś czas, ta jadła sobie w spokoju podane zagryzki, zaczynając nabierać pewności, że uda jej się uporać z taką ilością. A noc była jeszcze długa. Na wiadomość, którą usłyszała po powrocie, lekko uniosła brwi. Tego też nie zrozumiała. A raczej nie widziała sensu w takim postępowaniu. - Powiedz mi, dlaczego to robisz? Nawet mnie nie znasz. Jeśli uznałaś tamto zejście z tobą do grobowców za przysługę, twój dług został spłacony już wieki temu. – Zastanowiła się na głos. – Każdej nieznajomej duszy oferujesz takie dogodności? – Przerwała na chwilę zamyślenia, nie wiedząc, czy nie powinna aby być bardziej podejrzliwa. – Zresztą, co by o tobie nie mówić; jesteś tylko człowiekiem. Ty również będziesz miała nazajutrz kaca, jeśli planujemy tu pić do upadłego. A wtedy nie ma nic lepszego od spędzenia całego dnia w łóżku. – Oznajmiła wesoło, ale nieco spokojniej, ciekawa jej wyjaśnień.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Lis 29, 2015 4:49 pm | |
| Słowa, słowa, słowa. Wypowiadane przez dziewczynę były niczym innym jak tylko strzępkiem życia. Jej ogień duszy zdawał się być wielki oraz nienasycony. Wypluwała, z siebie kolejne stwierdzenia, pytania bez większego problemu co mogło oznaczać iż albo nie wie o czym mówi bądź co gorsza zdaje sobie sprawę, z tego co czyni dzięki czemu była odpowiednią ofiarą… To znaczy towarzyszką dzisiejszego wieczoru jaki zdawał się zapowiadać naprawdę dziwnie. Przynajmniej ze strony Sam jakiej przyszło dzielić miskę oraz pokój, z tą tutaj… Kim jednak ona była? Tak naprawdę nikt nie mógł odpowiedzieć na to pytanie od razu dlatego też Sam przyglądała się jej uważnie bacząc przy tym na każde jej słowo, z jakiego mogła wychwycić jedynie odpowiednie dla niej informację dzięki czemu układała sobie cały obraz swej towarzyszki niedoli… Obraz ten jednak był niekompletny, a sama analiza zdawała się być niczym ważnym oraz płodnym w owym czasie. Przecież ona mówiła tak wiele oraz szybko. Była niczym mały wulkan pozbywający się własnego wnętrza na rzecz niszczenia świata. Takie bowiem były jej słowa. Niszczyły wszystko zanim umysł zdążył zrozumieć ich sens, a sama ich właścicielka zdawała się być nieco nieświadoma swego zachowania co czyniło ją powiedzmy sobie szczerze nawet uroczą dziewoją. Jednak, to nie tak że Sam jej nie słuchała. Wprost przeciwnie słuchała ją uważnie opierając się przy tym o blat stołu co by móc skupić resztki swej błahej uwagi na niej samej lecz nieważnym było jak się starała nic, z owego słuchania nie wychodziło, a wszystko przez niechciane towarzystwo… -Daj jej wreszcie spokój! – Znajomy głos rozbrzmiał, w jej głowie jednocześnie przy tym sprowadzając myśl Sam w miejsce jakie dobrze znała. Przecież nie raz bywała już tutaj. Labirynt. Ponownie stała w samym centrum przyglądając się swemu własnemu odbiciu stojącemu na przeciw niej. -Powinnaś była ją zostawić… wejść, tam ze mną. Powinnaś– słyszała głos mimo iż usta tej, która stała na przeciw niej nie poruszały się. Czuła także znajomy zapach. Zakrzepnięta krew. Mimo wszystko nadal stała twardo milcząc. Nie, nie chciała wdawać się w rozmowę z czymś co towarzyszyło jej przez całe życie, a co starała się zakuć w kajdany. Nie mogła także pozwolić sobie na utratę kontaktu, z światem zewnętrznym. Nadal bowiem odczuwała resztę zapachów jakimi żyła karczma. Słyszała gwar rozmów czy też uderzenia naczyń. Słyszała wszystko wyraźnie… Lecz nie swej towarzyszki, z katakumb. Ona była gdzieś dalej. Poza czasem i przestrzenią… Jej miejsce bowiem zajmowała teraz ona sama. Patrzyła na siebie tym samym czarnym pustym spojrzeniem, w jakim malował się wyrzut oraz samotność. Spojrzeniem jakie prześladowało ją przez całe życie oraz jakie sprawiło iż zerwała się natychmiast z miejsca… Oczywiście nie wiedziała, o czym prawiła jej towarzyszka. Nie zdawała sobie sprawy, z tego co jest jawą, a co snem lecz mimo wszystko uparcie podeszła do karczmarza załatwiając dlań dodatkowy nocleg przy akompaniamencie głośnego krzyku jaki najprawdopodobniej słyszała ona sama. Konsekwencje… Zdają się być częścią życia lecz jej życie zdawało się być czymś zupełnie innym. I nawet w chwili gdy wracała na swe miejsce czuła się jakby poruszała się po krainie duchów. Jakby cały świat został spowity ciemną mgłą uniemożliwiającą poruszanie się jej lecz mimo wszystko powróciła na miejsce oraz przekazała jej nowinę starając się przy tym skupić spojrzenie właśnie na Jacq, a nie na sobie samej siedzącej obok. Lecz jak miała, to uczynić skoro czerń spojrzenia lustrowała ją tak dokładnie? Jak miała skupić się na jej pytaniu jakie doszło ku niej dopiero po paru chwilach? Nie, nie mogła. Nie potrafiła skupić się na niczym co raczej było zauważalne przez każdego przyglądającego się jej osobie. Przecież nawet jak do tej pory jej brązowe spokojne spojrzenie zdawało się zachodzić czernią, a może, to jedynie gra światła i cieni? Przecież świece nie były najlepszą alternatywą w dusznej zakopconej karczmie gdzie każdy zdawał się nie widzieć problemów świata. -Zawsze robię, to na co mam ochotę– stwierdziła krótko na jej pytanie jakie zadała. Pytanie na pozór proste lecz jego sens zdawał się być naprawdę złożony… Miała przecież racje. Nie znała jej. Jednak delikatny sentyment nakazywał jej zając się nią wbrew samej sobie, a co dziwniejsze wbrew sile jaka towarzyszyła jej od urodzenia. – Może i jestem… Jednak spytaj kogo chcesz, o ile znajdzie osobę żyjącą i znającą mnie…– kontynuowała zaciskając nieznacznie przy tym dłonie, w pieść warząc przy tym słowa tak jakby miały być one jej ostatnimi. –…zawsze odchodzę przed świtem.– dokończyła nie siląc się już na spojrzenie ku niej czy choćby skupianie się na własnych słowach jakie zdawały się być w pewien sposób wymuszone… Sam prawie natychmiast chwyciła dzban jaki stał na stole po czym napełniła na nowo naczynie, w które to wbiła swój wzrok wiedząc iż w mętnym napitku oraz pianie nie odnajdzie swojego odbicia, a jedyna myśl jaka kłębiła się teraz w jej głowie, to myśl o zalaniu się w trupa. Tak będzie łatwiej. Musi zagłuszyć przecież wszystko co odczuwa oraz słyszy… Musi pozwolić sobie na chwilę wytchnienia mimo iż wbrew pozorom jakie utrzymywała ledwo trzymała się na nogach zanim jeszcze weszły do krypty… -Zdajesz się być zadowolona- odezwała się wreszcie ponownie przerywając ciszę jaka zagościła miedzy nimi, a jaka raczej zdawała się być dość niegrzeczna, w stosunku do tej małej, która bądź co bądź poświęcała jej czas coś zupełnie innego czego Sam nie mogła zrozumieć. Przecież kto o zdrowej psychice poświęcał by swoją wolę na przebywanie w jej towarzystwie? |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Gru 06, 2015 2:09 am | |
| No i tyle było z jej dobrej passy. Już myślała, że udało się sprowadzić czarnowłosą towarzyszkę na ciemną stronę mocy, po której będzie mówiła do upadłego, aż Jacqueline w końcu rozboli głowa i będzie błagała, by jej dotąd milcząca partnerka, w końcu się przymknęła. Zauważyła jej zamyślenie, ale pozwoliła na to odpłynięcie, przyglądając się jej bez słowa i nie przerywając tego dziwacznego stanu. Tak się składało, że Jacqueline nie miała żadnych większych problemów z głową, rozdzwonienia (a może i roztrojenia) jaźni, nie miała nawet niewidzialnego przyjaciela, z którym rozmawiałaby po nocach. A szkoda, może znalazłaby wspólny temat z czarnowłosą. Nudziła się przez cały czas wspomnień, a może i czegoś głębszego, bo kompanka do piwa nie tylko zajęła się sobą, ale też nie raczyła odpowiedzieć na żadne z zadanych pytań. Rozmowa była przynajmniej dwuosobową czynnością, wymagającą zaangażowania każdej ze stron. A ona tego nie otrzymywała. Zajęła się piciem piwa, ale nawet to nie satysfakcjonowało ją tak jak powinno. Nie zwykła pić w takim otoczeniu, o nie. Dlatego na to wesołe stwierdzenie przerywające ciszę, jaka zapadła tylko przy ich stoliku oburzyła się lekko: - Nie, nie jestem zadowolona. Miewałam lepszych kompanów do picia. Lepszych słuchaczów i rozmówców. Ale nie to mnie dręczy najbardziej. Nie wiem czego oczekujesz ode mnie. I nie dziw się – nie mam pewności, czy robisz to za darmo. I uwaga, ale nowość; nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Nie doszukuję się głębszego sensu twojego zachowania. Ale też nie mogę pozbyć się podejrzliwości. – Odebrała od niej dzban i nie spuszczając z niej przeszywającego spojrzenia wprost w otchłań jej oczu, kontynuowała swą wypowiedź. – Nie doświadczyłam dobroci serca wcześniej, jeśli tylko tak mogę to nazwać. Tam, gdzie uprzejmość, tam i korzyści. Wydane pieniądze idą w parze z zyskami. A ja póki co nie widzę większych zalet przebywania ze mną – Odparła, tym razem w sposób bardziej realistyczny, nie upiększając swych genialnych zdolności do podtrzymywania rozmowy. Nie uśmiechała się dłużej, bardzo chciała to wiedzieć. Chociaż tyle. Może była już zmęczona takim porozumiewaniem się. A może bardziej obawiała się o swoje zdrowie i życie? Nie dopowiedziała, ale spodziewać się było można, że w tym milczeniu kryje się umowa, w której Jack zapłaci za to wszystko. W ten lub inny sposób. - Ech... Nie miałaś chyba zbyt wielu koleżanek w piaskownicy, co? – Zastanowiła się na głos, usiłując po raz wtóry zakpić z jej umiejętności w komunikowaniu się. Oczywiście nie była wcale lepsza, bo tych koleżanek nie miała wcale. Ale mimo to, grzechem byłoby nie nazwać jej duszą towarzystwa. - Nieważne. Nie odpowiadaj, jeśli nie chcesz. Obejdę to w inny sposób. – Westchnęła, wzruszając ramionami i zaraz zaczesując ciemne kosmyki swoich długich włosów, co było zupełnie niecodziennym uczuciem, gdyż te najczęściej przebywały pod materiałem kaszkietu, dając jej męski wygląd. Upiła wkrótce pokaźna ilość piwa, którą udało jej się nalać z pełnego dzbanka. Nie było co marnować czasu. Spojrzeniem znów wróciła do kompanki, dając tym samym do zrozumienia, że planuje się odezwać. - Powiedz mi lepiej... Potrafisz tańczyć? – Zapytała, wzrokiem zaraz otaczając grajków, którzy ledwo co zaczęli swój występ i ludzi póki co nieśmiało potupujących nogami, gromadzących się okoł nich. Miała ochotę coś zrobić. I tak za długo już siedziała w jednym miejscu.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Pon Gru 07, 2015 11:21 am | |
| -Czasem trzeba docenić, to co się posiada…– Stwierdziła spokojnie nie za bardzo przejmując się jej słowami jakie mogły by zaboleć wielu ludzi lecz nie ją… Zwłaszcza iż nie uważała swego stanu za jakiś nad wyraz dziwny czy zły. Był on po prostu normalny. Tak samo jak normalnym dla wielu dzieci było posiadanie obojga rodziców czy na przykład maltretowanie czy wykorzystywanie seksualne. Kwestia spojrzenia na świat oraz zrozumienia go takim jakim jest. Tak było też w przypadku Sam. -Masz racje-przyznała wreszcie ponownie splatając swe dłonie na kuflu tak aby nie wypuścić, go z dłoni jakie były umęczone prawie tak samo jak jej ciało. -Świat jest podły i okrutny lecz doceń, to co dostajesz… Może kiedyś będziesz mogła zrobić coś podobnego dla kogoś innego… -Nie, nie wyjaśniała jej czemu tak się zachowuje. Nie musiała. Przecież kim ona była? Zwykłą dziewczyną jaka napatoczyła się jej gdy musiała spenetrować pewien grobowiec i tyle. Nikim ważnym. Ich drogi przecież rozejdą się już za parę godzin dzięki czemu każda, z nich wróci do swego życia. Sam znów będzie gnać za pragnieniem śmierci, a tamta? Zapewne znów zapije się w jakiejś karczmie i tyle. Takie było życie. Ni białe ni czarne. -Tak samo jak i Ty – Odbiła piłeczkę zgrabnie by zaraz potem upić pierwszy łyk ze swego drugiego kufla tylko i wyłącznie po to aby nie móc patrzeć na jej reakcje jaka zapewne mogła być dziwna. Przecież osoba zadająca tego typu pytanie sama zapewne nie miała łatwego dzieciństwa. Ot wnioski nasuwały się same. Kwestia interpretacji jednak pozostawała w strefie domyśleń tak jak wszystko inne. Jednak Sam nie miała zamiaru jej opowiadać, o sobie… Dobrze kłamię. Miała zamiar dlatego też gdy tylko odłożyła kufel kontynuowała nie bacząc na to co mogła powiedzieć tamta bądź czego nie zrobiła. -Gdy wychowuje Cie świat, karczma oraz organizacja nie masz czasu na tego typu rzeczy… – Nostalgia. Cień jej właśnie pojawił się w słowach kobiety. Delikatny wręcz subtelny cień nawiązujący do własnej przeszłości był czymś czego nie chciała zdradzać lecz oznajmiła, to dla własnego nieszczęścia. Zresztą taka drobna informacja niewiele dalej komuś takiemu jak ta dziewczyna, która i tak wie o jakiej organizacji mowa, a reszta? reszta jest tylko ostatnim tchnieniem przeszłości jaka przemknęła pomiędzy ich rozmową. Tak rozmową. Najwyraźniej Sam zaczęła podejmować ją jakby jednocześnie pragnąć wynagrodzić jej zachowanie sprzed paru minut oraz godzin. Czyżby dla niej troszkę się zmieniła? Nie, to nie może być prawda… A może jednak jest? Ot zachcianka kogoś znudzonego światem oraz wiecznym uciekaniem. Zachcianka jednego wieczoru. -Nigdy tego nie robiłam- Odparła sztywno również przesuwając swój wzrok w stronę owej grupki oraz samych artystów jacy z każdą kolejną chwilą zaczynali grać o wiele lepiej. Przez chwilę nawet Sam myślała iż jest w domu. Przecież tam również przyglądała się podobnym występom lecz nigdy nie próbowała dołączyć do grupy ludzi. Nigdy także nie odczuwała potrzeby poddawania się magii tańca jednak dziś miała zrobić drobny wyjątek dlatego też ponownie spojrzała swój poważny wzrok na towarzyszkę i stwierdziła -Mogę jednak spróbować… O ile zechcesz mnie nauczyć panienko. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Pon Gru 07, 2015 10:11 pm | |
| Może i była niewdzięczna. Czuła jednak, że czegoś jej brakowało, mimo wszystko. I jej myśli powoli układały się w całość, precyzując, czym to było. - Dostałam wiele. Ale wciąż jestem niepocieszona, wiesz czemu? Oczekuję czegoś innego, niż to co właśnie mi oferujesz. Chcę tego, co nic nie kosztuje. Pragnę rozmowy, nie monologu. Tańca, jeśli już mamy milczeć. Uśmiechu, o ile to dla ciebie nie jest zbyt wiele. Nie dajesz mi tego, a zdawać by się mogło, że to prezenty ofiarowywane bez pomyślunku, w pełnej prostocie, jako odruch, typowo ludzki. – Podkreśliła ostatnie słowo, wytykając jej brak właśnie tej drobnej cechy, którą Jacqueline cała emanowała. Za bardzo wiedziała, że pieniądze żądzą światem, sama uganiała się za nimi w każdej możliwej chwili. Ale miała również świadomość o istnieniu spraw nieporównywalnie ważniejszych, które choć są wartościowe, nie sposób zapłacić za nie brzęczącymi monetami. Można było kupić łóżko, jednak nie sen. Alkohol, ale nie szczęście, a sądząc po tym osobliwym przypadku, nie było co mówić o niewymuszonym uśmiechu. Puściła wiadomość o braku wcześniejszego doświadczenia w tańcu mimo uszu, bo właściwie mogła się tego spodziewać. Usłyszała względne przyzwolenie i tyle wystarczyło, aby wstać, uderzyć otwartymi dłońmi w blat stołu, zwracając na siebie uwagę osób znajdujących się w pobliżu, zerując wkrótce piwo w zadziwiającym tempie. Wyciągnęła ku niej dłoń, ale nie czekała, aż księżniczka łaskawie ją chwyci, tylko pociągnęła ją, podrywając do góry. - Nauczyć? Mnie nikt nie uczył tańczyć, więc nie wiem, czy podołam. Mogę spróbować... Albo podzielić się z tobą radą, chodź! – Szarpnęła ją za sobą na sam środek zbiorowiska, nie potrafiąc powstrzymać śmiechu. Było to jej typową reakcją na ruch, dotyk, odrobinę ożywienia. Nikt nie mógł podejrzewać, jak bardzo kochała to uczucie! – Wiem tylko, że nie trzeba tu niczego wiedzieć. Wystarczy czuć. I poddać się temu, na co masz ochotę. – Szepnęła, bo tylko tyle wystarczyło, skoro znajdowały się tak blisko. Klasnęła w dłonie, na krótki moment puszczając dziewczynę, jednak prędko do niej wracając, nie zamierzając jej zostawić bez żadnych wskazówek, przynajmniej na początku. Zakołysała biodrami, początkowo wsłuchując się w rytm, a z czasem pozwalając sobie na coraz to żywsze przytupywanie nogą. Poruszała łagodnie dłońmi, nie pozwalając jej na stanie w bezruchu, aż w końcu wybuchnęła gromkim śmiechem. Poczuła to, jeszcze tylko chwilę usiłowała nie mrużyć powiek, oddając się temu, co przecież tak uwielbiała. Rytm uderzył wprost w jej serce, melodia mówiła już wszystko. Nie potrzebowała słów, wyuczonych na pamięć gestów, aby wiedzieć jak się zachować. Rozbrzmiewające wesoło dźwięki lutni sprawiały, że wszystko było aż nader oczywiste. - I jak? – Zachichotała jak dziecko, kołysząc się energicznie, wykonując zgrabny przeskok, tylko po to aby znów wrócić do dłoni kobiety. – To chyba nie takie trudne? – Zapytała, nie mając wielkich oczekiwań po osobie, która cieszyła się na widok zwłok w katakumbach. Miała jednak nadzieję, że taniec przypadnie jej do gustu choć podobnym stopniu.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Czw Gru 10, 2015 9:26 am | |
| Jej słowa. Może i były prawdziwe lecz nie wpływały na Sam ponieważ nie rozumiała jej podejścia, do świata. Nie rozumiała jej zachowania oraz pragnień jakie zadawały się być zupełnie inne niż wielu przeciętnych ludzi. Większość, z nich pragnie dachu nad głową, pełnego żołądka oraz spokoju. Ta tutaj jednak wymagała emocji. Te jednak nie były dobrą stroną Sam. Żyła ona przecież w innym świecie gdzie emocje zabijają, a wszystko co ludzkie jest tylko oznaką słabości. Kobieta nie znała uśmiechu ponieważ gdy tylko matka jej zniknęła nie miała od kogo się tego nauczyć… Przecież nie od A… Ona nigdy sie nie uśmiechała. Była niczym samotna góra lodowa dryfująca po oceanie świata. Taką też stworzyła Sam. Była ona odzwierciedleniem wszystkiego co znała, a co zdawało sie być dla niej normalne. Ta normalność odbiegała oczywiście od tego co widziała u tej tutaj, a przyznać trzeba iż widziała wiele. Emocje, pragnienia, nawet nieświadome przebłyski marzeń o przyszłości… Jednak mimo wszystko nie potrafiła jej zrozumieć tak samo jak nie potrafiła zrozumieć wyrzutu jaki jej przedstawiła. Był on irracjonalny dla Sam… I takim miał pozostać do chwili jaka na nowo zmieniła jej pogląd… Czy była przygotowana na taki obrót spraw? Nie, nie była i szczerze powiedziawszy nigdy nie będzie dlatego też nieświadomie dała się jej porwać mimo iż tak naprawdę nie miała ku temu największej ochoty. Dała się prowadzić na parkiet jej niczym swej siostrze. Znów bowiem zdawała się odczuwać coś w rodzaju amoku, a jej własne ciało zdawało się nie należeć do niej. Wiem. Dziwnie, to brzmi lecz inaczej nawet najznamienitszy kronikarz nie był by wstanie oddać tego co teraz działo się wewnątrz Sam, a działo się naprawdę wiele. Oczywiście nie mówię tutaj o rozmowę, z własnym ja. Mowa, o czymś zupełnie innym czego nie potrafiła zrozumieć. Przecież nie powinna była pozwolić sobie na tego typu zachowanie. Nie powinna była pozwolić sobie na wyjście pomiędzy tych ludzi oraz zmanipulowanie się, a mimo wszystko zrobiła to. Poddała się jej niczym za sprawą magii. Problem jednak polegał na tym iż jedynym zaklęciem jakie zostało użyte był dobry humor tego dziewczęcia. humor jaki zdawał się być nienaturalny przynajmniej dla Des. Nie spotkała bowiem w swoim całym życiu osoby jaka była by tak pozytywna. Nikt nie miał prawa być aż tak pozytywnym, a tu proszę… Trafiła na wariatkę. Tym razem jednak nie przeszkadzało jej, to tak samo jak szept jakim została obdarzona. Szept wyjaśniający po cześć, to co czuła właśnie ta dziwna istota. Szept wielce niepotrzebny, a zarazem przyjemny dla ucha. Szept przy jakim odgłosy świata nikły by po chwili na nowo uderzyć, w Sam z dwojoną siłą tak samo jak obraz widziany przed nią samą. Obraz radosnej dziewczynki wczuwającej się w grę… I trudnym do przyznania jest fakt iż Sam na swój specyficzny sposób poddała sie temu co ją otaczało. Poddała sie chwili, muzyce oraz obrazowi. Pozwoliła aby wszystko, to co ją zaatakowało jednocześnie zawładnęło ciałem dzięki czemu nie stała pośród nich ani też nie była kłodą za jaką zapewne ją uważano… -Trudniejsze niż życie- Odparła w chwili gdy na nowo ją poczuła blisko siebie lecz mimo wszystko nadal pozostawała w świecie muzyki, śpiewu, tańca oraz uśmiechu? Tak skupiała swą uwagę na uśmiechu jakie malowało się na tym dziecinnym licu. Uśmiechu rzucającym kontrast na nią sama. Przecież mimo iż obie poddawały się energii miejsca tylko jedna, z nich wyglądała na wypełni szczęśliwa… |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Pią Gru 18, 2015 9:17 pm | |
| Nie potrafiła zrozumieć, ale już więcej nie próbowała tego robić. Uznała ją za nieuleczalny przypadek, który zresztą zniknie nim zdąży zapytać ją o imię. Jutro wszystko wróci do normy, więc po co miała się starać dla obcej osoby? Idiotyczne pytanie. Zawsze to robiła. Bez przyczyny, dla samej satysfakcji. Chociaż zazwyczaj nie trafiała na tak beznadziejnych pacjentów, jednak od czego były wyzwania. Wieczór dopiero się zaczynał, a ilość alkoholu przed nimi była ogromna. Wszystko stawało się coraz proste, a ten brak zrozumienia pojawiał się na tyle często, że mogła uznać go za coś zupełnie zwyczajnego, na porządku dziennym. Za najlepsze rozwiązanie uznała podejść do sprawy z dystansem, pozwolić jej samej się rozwinąć, bez wymuszonych pytań i działań. Nic co mówiła nie pomagało, więc przeniosła czyny ponad słowa. Ich taniec stawał się coraz bardziej dziki, aż zdawać by się mogło, że to muzyka dopasowuje się w zgrabne lub nie, ale na pewno żywe kroki. One wybijają ten szaleńczy rytm ruchami swoich bioder, kończyn, a może i oddechem, który z czasem zdążył przyspieszyć. Piosenka stawała się coraz bardziej energiczna, co akurat nie było spowodowane żadnym z życzeń, ani też przypadkiem. Ludzie wkoło zauważyli to drobne ożywienie, niektórzy dołączając się, a inni wybijając melodię o swoje dłonie. Muzycy zaś korzystali z okazji, zauważając w ich tańcu okazję do rozkręcenia tego wieczoru na dobre. - Wszystko jest prostsze od życia. Każdy potrafi żyć. A taniec jest jego częścią, niewiele trudniejszą. – Odparła cicho, nie trudząc się, aby towarzyszka ją dosłyszała. Razem z nią tańczyły jej ubrania, falowały włosy, w końcu wypuszczone na wolność. Było to zupełnie osobliwe uczucie dla Jacqueline, ale kojarzyło jej się z wolnością, do której tak dążyła. Rumieniec pojawił się na jej policzkach, uśmiech nie znikał jeszcze przez długi czas. Krok, przeskok, kolejny krok, delikatny obrót. Pociągnęła ją w swoją stronę. - Powiedz mi... zakładając, że wygrasz – czego byś sobie życzyła? Gdy to zaproponowałaś, miałam wrażenie, że masz już coś na myśli. – Wspomniała ową chwilę, zastanawiając się, jak bardzo źle będzie jeśli przegra ich zakład. Nie to, żeby dopuszczała w ogóle taką opcję do siebie, o nie! /wybacz, że kazałam Ci tyle czekać na odpis :C |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Sob Gru 26, 2015 8:17 pm | |
| Bliskość. Nigdy nie była domeną Samaela dlatego też dziewczyna prawie natychmiast zatrzymała się w miejscu i gdy tylko ta zadała pytanie odpowiedziała wprost. -Jeśli wygram chce Ciebie...- Krótko i na temat. Jedni powiedzieli by teraz, że jej słowa były nie na miejscu. Inni zapewne użyli by wielu różnych farmazonów lecz Sam nie miała zamiaru czekać na jej reakcje, a wprost przeciwnie. Ruszyła ku ich miejscu biesiady lecz gdy ich barki znalazły się na równi poziomej dodała poważnym wręcz złowieszczym tonem -... twojego genu jaki skrywasz...- Skąd wiedziała? Samael gdyby tylko pracowała oficjalnie dla organizacji zapewne była by sławna, z powodu swego bezbłędnego rozpoznawania wszystkich anomalia, a przecież ta dziewczyna była idealnym przykładem. Posiadała anomalię jaką znała. Wyczuwał, to już w krypcie mimo iż zanim tam nie zeszła jedynie podejrzewała, z kim przyszło jej podróżować. Tutaj jednak po raz pierwszy wyszła jej natura, a raczej fakt iż nie jest do końca tym za kogo ją uważano. Przecież gdyby była fanatykiem już dawno rozpaliła by ogień, a nie przesiadywała w karczmie, z tą niewiastą, a tu proszę. Des wróciła na swe miejsce gdzie rozsiadła się wygodnie by prawie natychmiast uchwycić w dłoń drewniany kubek, z jakiego upiła kolejny łyk. Tym razem jednak przyglądała się jej jeszcze bardziej uważnie, a Jacq mogła nawet zauważyć delikatną zmianę w postawie swej znajomej. Przez chwilę bowiem jej spojrzenie zdawało się zmienić na takie jakiego jeszcze nie widziała... Spojrzenie rzucające jej wyzwanie oraz jednocześnie zrozumienie... Czyżby, to spojrzenie mówiło "znam Cię lepiej niż myślisz", a może po prostu był to jedynie przypadek? Nie... Przypadki nie istnieją w słowniku Des... Przecież jej życie należy do niej samej, a nie do jakiegoś bóstwa, losu czy czegoś jeszcze w co ludzie mogą wierzyć... Tak czy inaczej jej zachowanie oraz słowa były zamierzone tak samo jak i kolejne czyny jakie zaowocowały zaraz, w chwili gdy drewniany kubek ponownie złączył się z blatem. Mianowicie dziewczyna wstała, z miejsca lecz tym razem udała się w stronę wyjścia dając przy tym swej towarzyszce delikatny znak aby ruszyła za jej śladem. Czyżby był, to kolejny podstęp, a może zupełnie coś innego? Jacq nie przekona się jeśli nie podejmie decyzji. Uciekać czy poddać się tej dziwnej sytuacji. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Gru 27, 2015 5:54 pm | |
| Muzyka w jednej chwili urwała się, a świat zatrzymał w miejscu. Nic nie falowało, nic się już nie kręciło. I ona przystanęła, początkowo nie potrafiąc drgnąć po tym, co usłyszała. Oderwała się od kobiety, puściła jej dłoń, odsunęła się o krop. Przestraszyła się, jak miała inaczej zareagować po czymś takim? Strzegła swoich tajemnic, nigdy nie obnosiła się ze swoją mocą i dbała o swoje towarzystwo, by któregoś razu nie powiedzieć za dużo żadnemu z Inkwizytorów. Jeśli już spełniała życzenia, zawsze upewniała się, czy przypadek mógłby zdziałać tyle samo, aby w razie czego mogła zrzucić winę właśnie na niego. Nie podobała jej się na sytuacja. Pierwszym odruchem jaki poczuła, była chęć ucieczki. Nic dziwnego, zdążyła poznać, jak traktuje się wiedźmy w tym mieście. Węszyła zagrożenie na kilometr. Zmysły powróciły już do normy, melodia ciągnęła się jednak dalej, tylko ona stała jak wryta pośród tejże zabawy. Uśmiech prędko zrzedł jej z twarzy. Nie miała większego wyboru, póki co podążyła za ciemnowłosą do ich stolika, cały czas napięta i gotowa do ewentualnej ucieczki. - Nie wiem skąd masz podobne informacje i właściwie nie chcę wiedzieć – Stanęła przy stoliku, w pobliżu niej. Na razie wolała się nie rozsiadać, a co dopiero pić. – Życzenia, czyli nasze wygrane miały być w granicach rozsądku, czyż nie? Nie uważasz, że moja osoba jest trochę za dużą stawką? Zresztą... nie wszystko jestem w stanie oddać, żeby to było takie proste! – Prychnęła, zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi z tym całym genem. Nie potrafiła się zrzec swoich umiejętności, czego nieraz żałowała. Chętnie spełniała zachcianki innych, a wiedźmie moce jej w tym pomagały, bywały też przydatne i wprowadzały do jej życia pewnego rodzaju energię. Jednak nie potrafiła ocenić, czy nie lepiej po prostu byłoby być normalną dziewczyną, nie ściganą na każdym kroku przez Inkwizytorów. |
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Gru 27, 2015 6:13 pm | |
| Jej reakcja była przewidywalna. Każda osoba, z jaką przyszło jej czynić w podobny sposób zachowywała się prawie tak samo. Wszyscy przecież starali się ukryć swoje pochodzenie oraz sprawić iż ich życie jest jedynie chwilową normalną plamą lecz nie wiedźmy. One zawsze miały coś na sumieniu. One zawsze były prześladowane, a mimo wszystko potrafiły się przystosować... Samael wpatrywała się w nią swoim spokojnym spojrzeniem gdzie zrozumienie igrało, z nienawiścią. -Skąd? Wyczuwam, to tak samo dobrze jak Ty czujesz wiatr...- Odparła świdrując ją wzrokiem jaki zdawał się rzucać jej wyzwanie. Zdawał się być czymś zupełnie normalnym, w świecie takim jak ten mimo iż ich rozmowa nie była wcale normalna nawet jeśli obie pragnęły aby taką oto była. -Moje życzenie jest, w granicy rozsądku. Dobrze wiem jak się czujesz w tej chwili oraz wiem jakim brzemieniem zdajesz się byc obciążona... Jednak nie zmiana, to mego życzenia. Jeśli wygram chce właśnie tego co posiadasz... - Mówiła szeptem jaki zdawał się dochodzić jedynie do uszu jej towarzyszki, a świat? Zdawał się żyć własnym życiem i nikt nawet nie zwrócił uwagi na tą dwójkę. Przecież nie wyróżniały się. Były jak reszta. Ot dwie kobiety rozmawiające o mniej bądź bardziej ważnych sprawach przy trunku. Brak broni czy oznak przynależności zdawał się im pomagać w pozostaniu anonimowymi za co Sam była naprawdę wdzięczna. -Chce Ci coś pokazać lecz nie tutaj.- zaczęła, z cicha by zaraz potem kontynuować -Możemy wyjść bądź wrócić do pokoju. W obu przypadkach nasz konkurs trwa i badź spokojna... dziś ani jutro nie zgaśnie w Tobie życie. Jak mówiłam rano odejdę i już mnie nie zobaczysz... Chyba, ze sama zmienisz zdanie. - Sam wstała, z swego miejsca tylko i wyłącznie po to aby zrównać się, z towarzyszką. Mogła teraz odwrócić wzrok. Mogła ująć jej dłoń bądź wbić sztylet w jej żebra... Mogła wiele lecz nic takiego nie uczyniła ponieważ pragnęła jej coś ukazać. Lecz zanim dojdzie do tego przez jej twarz przemknął delikatny cień, a z ust padły pewne słowa jakich zapewne nikt nie spodziewał się usłyszeć w takich okolicznościach. -Co zrobisz jeśli zapragnę przedstawić Ci świat jakiego nawet nie znasz, a jaki połączony jest, z wydarzeniami z katakumb? Co jeśli ukarze Ci Krainę Cieni? |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Gru 27, 2015 7:34 pm | |
| Ta rozmowa z każdą chwilą coraz mniej jej się podobała. Wiedziała, że nie powinna wierzyć we wszystko, co jej się mówi, czarnowłosa mogła blefować ze wszystkim. Jednak intuicja, a właściwie osobliwość tejże postaci podpowiadała Jacqueline, że nie byłaby zdolna do kłamstwa. Taka jest, w całej swojej prostocie i szczerości. I z tym pojawił się kolejny wniosek. Skoro ona potrafi to wyczuć, sama nie mogła być zwyczajną osobą. Jack nie zamierzała się jednak do niczego przyznawać i także wiedziała, że niczego jej się nie udowodni. Zachowała ostrożność, dużo plotek słyszała o tak zwanych „Męczennicach”, podszywających się pod koleżanki, przyjaciółki, kochanki, tylko po to, aby zdobyć zaufanie czarownicy i w następnej kolejności wydać ją w ręce Inkwizycji. Na samą myśl przechodził ją dreszcz. Bała się, nie mogła inaczej zareagować. To miasto sprawiało, że każdy z nadprzyrodzonymi zdolnościami pozostawał nieufny, a na żadnej z płaszczyzn nie czuł się pewnie. - Nie mam powodów, by gdziekolwiek z tobą iść. Już samym błędem było, że przyszłam tu z tobą. – Mruknęła, jak zwykle nie bawiąc się w podchody i wyrzucając z siebie wszystkie myśli. Będzie miała nauczkę na przyszłość, chociaż wysoce prawdopodobne, że nic z niej nie wyciągnie. Picie z nieznajomymi to niemal częścią jej cowieczornej tradycji. - Byłabyś beznadziejnym domokrążcą. Bardzo chcesz mi coś pokazać, czuję to. I jednocześnie reklamujesz to jak dziewiąty krąg piekielny. Życie jest mi miłe, słodka towarzyszko, której imienia nie poznałam. Lubię je. Lubię to co znam, jestem z tym szczęśliwa. Nie potrzebuję twojej wiedzy. – Odparła poważnie, na jej ustach już dawno (jak na jej możliwości) nie pojawiał się uśmiech.
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Gru 27, 2015 7:50 pm | |
| -Kobiety... - Wymamrotała jedynie pod nosem wzdychając przy tym, z cicha jakby cala ta konwersacja męczyła ją wielce mimo iż po jej zachowaniu ani mimice twarzy nie można było wyznać czy jest ona utrudzonym wędrowca czy też nie. Tak czy inaczej Sam oparła się o stół po czym nalała sobie kolejny kufel jaki chwyciwszy w dłonie przysunęła do swych ust. -Spójrz na swoje prawe ramię- Poleciła po czym zatopiła swe myśli w podłym trunku dzięki czemu mogła skupić sie na tyle aby stworzyć małego bałwanka wesoło zasiadającego na ramieniu dziewczyny. Bałwanka jaki pojawił się tam tylko na chwilę. Obie przecież nie mogły ryzykować a przecież powiedzmy sobie, to szczerze w dzisiejszych czasach wiedza oraz umiejętności były czymś zupełnie cennym tak samo jak życie kogoś podobnego do siebie. Spytacie więc czemu Sam postanowiła nieznacznie ujawnić się przed towarzyszką? Cóż prawda była prosta. Potrzebowała jej i miała ku niej pewien plan lecz bez pomocy osób jej podobnych nigdy nie dojdzie on do skutku dlatego więc musiała zyskać dla siebie sprzymierzeńców... Choćby na chwilę. -Zawsze fascynowało mnie zachowanie takich jak ty...- odezwała się wreszcie gdy tylko chłód jaki wytworzył jej drobny przyjaciel uleciał niczym resztki snu, z powiek podróżnika budzącego się do życia. Na ustach Sam zagościło coś czego nie można było nazwać uśmiechem ponieważ mógł być, to jedynie cień rzucany poprzez grę świec oraz wnętrza kufla jaki nadal trzymała przy swych ustach niczym gorącą herbatę. -Jak już mówiłam nie spłoniesz..- dodała zaraz potem przenosząc wreszcie leniwie wzrok na Jacq. Zrobiła, to tylko i wyłącznie po to aby móc zrozumieć jej zachowanie. Przecież dobrze wiedziała, że ta jej nie ufa... Było, to wyczuwalne bardziej niż śród jaki rozszedł się po karczmie w chwili gdy jeden, z gości oddał całą zawartość swego żołądka na ławę. -Twój ruch panienko- Dodała odstawiając naczynie na blat by w kolejnej chwili ruszyć w stronę schodów ostentacyjnie przy tym mijając swoją rozmówczynie. Tak dała jej wybór. Mogła teraz wyjść i wrócić nad ranem po swoje rzeczy. Mogła także pójść za nią... Mogła równie dobrze jeszcze pozostać tutaj między muzyką, smrodem oraz rozbawionymi ludźmi jacy zdawali sie ignorować wszystko i wszystkich. Jednak cóż zrobi Jacq? Sam nie wiedziała i miała, to zwyczajnie gdzieś. Przecież ona już wybrała. Ruszyła w stronę pokoju gdzie pozostawiła swe rzeczy, a gdy tylko zamknęła za sobą drzwi wręcz natychmiast ruszyła ku swemu ekwipunkowi. Musiała przecież odejść. Zawsze tak czyniła i co z tego iż do ranka jeszcze wiele czasu? Nic. Dla niej czas był tak samo abstrakcyjny jak i własne pochodzenie. Zresztą, to nie czas ni miejsce na rozmyślania. Toć, to czas działania. |
| | | Jacqueline Dobra Wróżka
Liczba postów : 84 Join date : 20/08/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Gru 27, 2015 9:32 pm | |
| Denerwowało ją to wszystko. Nie czuła stabilnego gruntu pod stopami, nie wiedziała jak się zachować. Prychnęła w odpowiedzi, powstrzymując się od komentarza. No tak, jakby czarnowłosa wcale kobietą nie była! Spełniła jej życzenie, a jej podejrzenia potwierdziły się. Oczywiście nie mogła powstrzymać pierwszego zaskoczenia, ba – nawet strachu, co w większej mierze było spowodowane tym, że nie spodziewała się niczego znaleźć na własnej ręce, a już na pewno nie… bałwanka!? Czuła go i widziała, na własne oczy. Był chłodny, nieznacznie cięższy od powietrza. Powstrzymała się tylko cudem od pisku, za nic na świecie nie chcąc zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi otoczenia. Nie wiedziała, o czym mówi czarnowłosa, ale nie było to żadną nowością. We własnym mniemaniu nie była osobą specjalną, dlatego nie rozumiała, czemu trafiło właśnie na nią. Jakby nie mogła upatrzyć sobie innego frajera do z pewnością fascynującej podróży w „Krainę cienia”. Odeszłaby, to pewne. Gdyby tylko nie drobny szczegół. Torbę z całym dobytkiem zostawiła na górze, bo przecież zaufała jej! Ach, błąd! Nie była specjalnie przywiązana do rzeczy materialnych, ale tam naprawdę było wszystko, co zdążyła zebrać, kupić lub ukraść przez lata. Nie miała zbyt wielkiego wyboru. - Denerwuje mnie twoje zachowanie – Oznajmiła cicho, krocząc za nią do pokoju. – Nie podoba mi się to wszystko, ani trochę – Kontynuowała, jakby miało to jakiekolwiek znaczenie. Nie, co by nie powiedziała, tamta ignorowała wszystko, i tak robiąc swoje. Gdy dostały się do pokoju ostrzegła ją tylko: - Nie na to się pisałam. Nie licz na to, że nie zwieję, chociażby przez okno, jeśli jeszcze raz usłyszę jakąś brednię z twoich ust. – Spojrzała na nią ostrzegawczo, zwyczajnie bojąc się o swoje życie. Kto wie co po głowie chodzi szaleńcom?
|
| | | Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach Nie Gru 27, 2015 9:51 pm | |
| Podejście Sam do świata było proste. Traktowała wszystkich jednakowo. Lubowała się w tropieniu oraz tworzeniu wszelakich intryg, a do tego nienawidziła zachowań kobiet mimo iż teoretycznie była jedną, z nich. W praktyce jednak Sam nigdy nie potrafiła się zidentyfikować. Była przecież Tworem. Została stworzona więc czemu miała by myśleć iż ten świat należy do niej, a ona do niego? Czemu niby miała upodabniać się do istnień jakie ją otaczają skoro wiele zachowań najzwyczajniej w świecie ją irytowało, a tym bardziej zachowania kobiece. Ich logika, postrzeganie świata czy choćby obycie było dla niej niczym wyśmienita sztuka jeśli oczywiście oglądała ją z dala... Jednak gdy już miała, z takową bliższy kontakt... cóż wtedy nie mogła powstrzymać się od takiego a nie innego komentarza połączonego, z delikatną irytacją. -Nie interesuje mnie to- odparła jak gdyby nigdy nic gdy usłyszała jej wyrzuty. I szczerze taka była prawda. Nie interesowała ją jej złość czy inne rzeczy tak przyziemne, a tym bardziej połączone, z wyrzutami jakie najczęściej prawią wkurzone żony bądź niedopieszczone kochanki... Jednak ta tutaj nie należała do żadnej, z wyżej wymienionych co stawiało ją w jeszcze bardziej podłym świetle niż wszystko inne. -Co jeśli zaproponuję Ci pracę? Zadanie jest trudne, a zarazem dobrze płatne... - Odezwała się wreszcie gdy tylko po dotarciu do pokoju bez słowa ponownie założyła na swe biodra pas przy którym spoczywała jej broń. Zapinała go powoli i dokładnie jakby martwiąc się tym iż może on nie leżeć tak jak by tego chciała, a każdy szanujący się łowca wie iż odpowiednio dopasowana broń potrafi uratować życie. -Ach... i nie obchodzi mnie, to co zrobisz teraz. Jak już mówiłam jesteś bezpieczna- Kolejne słowa rzuciła w jej stronę w tej samej chwili w jakiej uchwyciła swój płaszcz. Nie, nie zakładała go ponieważ pragnęła opuścić gospodę w spokoju. Nie chciała także rzucać sie w oczy mimo iż zapewne te spojrzenia które były uważne już dawno doniosły o tym spotkaniu... Czas naglił. Sam nie czekała na jej odpowiedzi. Nie martwiła się reakcjami ponieważ była przygotowana na wszystko (prawie) jednak... Każdą , z reakcji przewidziała poczyniwszy od ucieczki, a skończywszy na własnej śmierci. Ot ryzyko zawodowe. Tak czy inaczej jeśli nie Jacq, to kolejna osoba... Sam miała przecież czas. Miała wszystko, to czego nie posiadali inni co czyniło ją zupełną odwrotnością normalnego człowieka. Inkwizytorka bez słowa ruszyła w stronę wyjścia mijając bezimienną towarzyszkę jakiej nie zdradzi nic więcej jeśli ta zechce wybrać inaczej. Jeśli jednak jej podejście zmieni się to jeszcze była szansa... Jednak czy oby na pewno? Nikt nie jest przecież wstanie przewidzieć co kryje się w głowie kobiety jaka po raz ostatni omiotła spojrzeniem pomieszczenie oraz swą towarzyszkę posiadając przy tym dziwny błysk w oku. Błysk szaleństwa połączonego, z prostotą oraz tęsknotą... |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Zajazd na obrzeżach | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|