Pewne dość drobne dziewczę przechadzało się uliczkami. Sądząc po stanie wypełnienia koszyka, spod którego, pomimo przykrycia, nieśmiało wyściubiały się różnego rodzaju warzywa, właśnie wracała z zakupów ze straganów. Dość sprawnie, aczkolwiek trochę nieśmiało przeciskała się przez tłum, trafiając na jedną z mniejszych uliczek. Korzystając z okazji przyglądała się wystawom sklepów. Im dalej od centrum, tym były one mniejsze i znacznie bardziej stonowane. Przede wszystkim jednak ją interesowało czy coś się zmieniło od ostatniego razu gdy tu była. Czasem można dowiedzieć się ciekawych rzeczy nie usłyszawszy ani słowa. Zaciekawiona stanęła przed apteką. Miejsce to zdawało się być od niedawna opuszczone. Zauważyła to już tydzień temu... może właściciel jest chory? Albo też interes nie był opłacalny w tej części miasta? Sama nie narzekała na tłumy, w końcu była dość daleko, ale tez nie o to głównie jej chodziło. Mimo to, zdarzało się, że ktoś ją odwiedzał, zatem... Lekarstwa ciągle stały na półkach. Może coś się stało. Hmmm... Stała tak ze skrzyżowanymi rękami przy witrynie, trzymając mocno za ucho koszyka. Trochę za dużo nałożyła, ale nie było to nic, z czym nie mogłaby sobie poradzić. Nosiła zazwyczaj o wiele cięższe rzeczy.
Chodzenie za dnia po uliczkach to jeden z najgorszych pomysłów jakie mogłem obrać w tym mieście. Jednak miałem swoje powody, które chciałem zrealizować w miarę możliwości. Dlaczego jest to jeden z najgorszych pomysłów? Ponieważ cholernie rzucałem się w oczy. Byłem w sporym płaszczu z zasuniętym kapturem na głowie. Dodajmy mój wspaniały wzrost i jestem wyróżniającym się punktem w tłumie. Bez takiego zakrycia wcale nie byłoby lepiej, mój wygląd byłby jeszcze bardziej drażniący i nietypowy. Zostało więc tak chodzić i liczyć, że nikt się nie przyczepi i tym bardziej nie inkwizycja. Dobrze, a teraz jakaś apteka, cokolwiek z ziołami z kimkolwiek kto się na tym zna. Co może być trudniejszego skoro już bezpiecznie przedarłem się przez tyle uliczek? O to wygląda na aptekę! Ile mam teraz szczęścia, teraz wystarczy tylko wejść i zapytać się o co trzeba. O ktoś nawet przy aptece stoi i... Wygląda jak właściciel, chyba nie zamyka swojego sklepu? To byłoby bardzo źle jakbym się spóźnił w ostatniej chwili. Podszedłem do młodej dziewczyny z koszykiem. - Emm... Przepraszam najmocniej. Apteka jest... Zamykana? Zapytałem się z lekką nadzieją, że jak najbardziej zaprzeczy. Nie biorąc nawet pod uwagę możliwości, że to również może być klient, który zwyczajnie stoi przed sklepem.
Jej myśli dotyczące możliwego powodu zamknięcia apteki zostały przerwane przez czyjeś zapytanie. Obróciła głowę... zobaczyła czyiś płaszcz, i nawet trudno jej było po prawdzie stwierdzić, gdzie się przygląda. Uniosła swoje oczy. -Najwyraźniej, dobry panie. Czy...-Musiała dosyć mocno zadrzeć nosa, by ujrzeć twarz swojego rozmówcy. A była ona co najmniej niespotykana. Blada, ostre rysy... i jakby metalowe elementy, jak gdyby... kolczyki? -...Oh!-Zawahała się, na moment rozchylając usta. W jej oczach pojawiło się wyraźne zaskoczenie, które zaraz potem zostało zastąpione zmieszanie-Bardzo przepraszam, ta apteka od jakiegoś czasu nie funkcjonuje. Przykro mi... Kim on jest? Czy też może... czym on jest? Niespotykana postura, wygląd... jednak mężczyzna. Sprawa warta zbadania, ale niekoniecznie teraz. Później. -A czego pan potrzebuje?-Przekrzywiła lekko głowę, przywołując na swojej lekko rumianej twarzy lekki uśmiech-Może będę mogła pomóc?
Ach, zaczynało się teraz nie zapowiadać zbyt przychylnie. Nie trafiłem? Cóż, najważniejsze że osoba pomimo wszystkiego, wydawała się sympatyczna. Uśmiechnąłem się pod kapturem trochę niepoprawnie. Z moimi rysami twarzy z pewnością wyglądało to niepokojąco, nawet jeśli chce okazać zwykły miły łagodny wyraz twarzy. Wyglądu się nie wybiera. Zaciągnąłem trochę kaptur do góry by moja twarz była bardziej widoczna, ale nie chciałem ostatecznie go ściągać. - Nie funkcjonuje? Od jakiegoś czasu? Ough... Powtórzyłem jej słowa i po chwili wydałem głos lekkiego zawiedzenia. Co nie zmienia faktu, że nawet mój głos brzmi aż nazbyt solidnie. Staram się nadrabiać w tym, że mówię dość cichym głosem, może to choć trochę zmienia. Do tego wszystkiego na chwilę opadła mi głowa, jednak gdy usłyszałem chęci pomocy, podniosłem na nowo. - Pomóc? A panienka dobrze się zna na lekach i tym podobnych środkach? Uśmiechnąłem się jeszcze bardziej i to dość niemrawo. To raczej nie był uśmiech jakiejś radości a zwyczajnego głupiego zakłopotania. Nawet podrapałem się po własnym poliku. Można być bardziej beznadziejnym socjalnym przypadkiem?
Wyglądał groźnie. Mocno niepokojąco. I fakt, że odciągnął trochę kaptur do tyłu wcale nie pomogło. I tak z tej perspektywy dużo widziała. Wystarczająco, by wzbudziło to jej pewne zainteresowanie. Mogła się mylić. Nie było jednak pośpiechu. W każdym razie, przynajmniej teraz zachowywał się nieszkodliwie. Więc i ona powinna zachowywać się jak najbardziej wyrozumiale. Uśmiech jej się nieco poszerzył gdy usłyszała jego kolejne zapytanie. -Tak się szczęśliwie składa, że tak-Dygnęła lekko-Octavia Parker. Jestem zielarką, i już od jakiegoś czasu sprawdzam, jak sobie radzi konkurencja. Jak widać... różnie-Zachichotała lekko, z nieskrywanym zadowoleniem. Wyglądał na zabijakę, który kiepsko sobie radził w środowisku miejskim. Albo też w towarzystwie damskim. Pierwsze wrażenie. -Zatem jaki ma pan problem? Czy też woli pan to omówić na osobności? Właśnie wracałam do domu, więc jeżeli to coś innego niż ból głowy bądź gorączka... zapraszam-Kiwnęła lekko głową, sygnalizując, że nie ma z tym problemu. Nie było już śladu po wcześniejszym zakłopotaniu, za to próbowała być dla niego uprzejma na tyle, na ile pozwalała na to różnica... poziomu.
To miłe uczucie ulgi gdy jednak wszystko jeszcze nie jest stracone. Nie ma co, mogłem się ucieszyć, że jednak pomimo wszystkiego, trafiłem na odpowiednią osobę. Pytanie tylko na ile mnie zrozumie i na ile może mi pomóc? Najważniejsze, że nie odczułem by miała jakiekolwiek uprzedzenia do dziwnych osób, tak jak miewają to w zwyczaju inni mieszkańcy. Gdy tylko dygnęła, sam skinąłem tylko głową w geście powitania. Nie jestem zbyt obeznany w zwyczajach, ale jakąś trzeba sobie radzić, prawda? - Jestem typowym przypadkiem włóczykija. W skrócie jestem w tych od okolicach od kilku dni. Na moment popatrzyłem na nią niezrozumiale gdy tak się śmiała. Zmarszczyłem tylko lekko brwi i dałem rękę w głąb kaptura, złapałem się za swój kark. Co to miało na celu? Nic nie miało. Zakłopotanie ma to do siebie, że robi się wiele niepotrzebnych ruchów. - Coś innego i nie wiem czy to nie będzie wydawać się głupie. Prowadzi więc panienka... Własną aptekę w domu?
Kilka dni. Zapamiętać, był zupełnie nowy w okolicy. To znaczyło, że prawdopodobnie nikt nic o nim jeszcze nie wiedział, przynajmniej w tych stronach. Powinna zatem w najbliższych dniach szczególnie zwracać uwagę na plotki, zwłaszcza dotyczące postawnych, podejrzanie wyglądających postaci. Kto wie, może też dobrze by było się temu przyjrzeć w nocy? Nie, raczej nie. Nie miała najmniejszych podstaw do działania poza jego wyróżniającym się wyglądem. Te kolczyki... tak, chyba to ją najbardziej zastanawiało. -Ciekawy sposób na życie. Jeżeli mogę sobie pozwolić, to widać to po panu-Dziewczyna zaczęła iść wzdłuż uliczki, trzymając koszyk przed sobą. Nie spieszyła się zupełnie, jak i również przestała się przyglądać przybyszowi. Na przypuszczenie o własnej domowej aptece pokręciła głową. Wyszli z uliczki, wchodząc na ścieżkę prowadzącą do obrzeży miasta. -Nie, nie prowadzę-Odpowiedziała-Ludzie jednak wiedzą, że jeżeli komuś coś dolega to nie odmówię. Poza tym za coś trzeba żyć-Zwiesiła lekko głowę. Nie była AŻ TAK znana jak mogłoby wynikać z tego co mówi, ale jednak... troszkę osób przychodziło do niej. Od czasu do czasu. Nikogo też nigdy nie otruła. Przypadkiem. Rozejrzała się wokół. Było trochę ludzi, więc z zapytaniem o postanowiła poczekać aż znajdą się na dróżce. Chwilę szli w ciszy. -Jak się panu tu podoba?-Zapytała nagle, szukając tematu do rozmowy-Jest pan tu przejazdem, czy też może planuje pan zostać na dłużej?
Skarciłem się w środku, gdy tylko powiedziała że to widać. Nie będę pytał i domyślał się czy to faktycznie przez mój wygląd i ubiór a może też jeszcze zachowanie? Najważniejsze, że nie zostało to w żaden negatywny sposób odebrane. W końcu zła passa trafiania na nieodpowiednie osoby minęła. Chyba, że zaraz się okaże, że zostałem tak doprowadzony do Inkwizycji, anie do domu zielarki. Dobra, nie wiem skąd biorę te snucie intryg, ale powinienem przestać. - Nie znam jeszcze innego sposobu. Mniej więcej wyszło z braku wyboru. Jak nie możesz być w jednym miejscu, idziesz do innego. Czy tłumaczenie się pierwszej lepszej napotkanej osobie jest dobrym pomysłem? Najwyżej boleśnie się przekonam, że nie. Gdzieś muszę w końcu się zatrzeć by wiedzieć jak podchodzić do nieznanych osób. - Ludzie... Wymruczałem niemal pod nosem. Nie zwróciłem uwagi, że akurat moje powtórzenie się wymknęło z ust, dlatego po chwili jak się tylko ocknąłem z krótkiego zamyślenia, zacząłem mówić jakby niby nic. - Czyli panienka żyje z dolegliwości innych? I ich różnym potrzebom? Szedłem posłusznie za nią z opuszczonymi swobodnie rękoma. Rozglądałem się przy minimalnym ruchu głową, czyli tyle co mniej więcej przed sobą na boki. Wolałem być uważny i śledzić wzrokiem prowadzącą mnie osóbkę. Tylko czy nie był to zbyt nachalny wzrok? Choć niby czemu miałbym go odtrącać? - Nie zebrałem zbyt dobrych wspomnień. Nie czuje bym tutaj pasował, więc najpewniej się okaże tylko przejazdem.
Troszkę ją zaskoczył opowiadając o problemach tak otwarcie. Miała wrażenie, że to mogło być częścią jego "problemu". -Ah, w tym sensie...-Wyprostowała się trochę bardziej, zerkając na niego z boku-To musi być dosyć przykre, nie mieć swojego miejsca...-Odwróciła spojrzenie. Trochę zwracali na siebie uwagę, zarówno kontrastem, jak i samą... postawą osoby z którą szła. Robiła jednak to co do niej należało. Coś też ta osoba mruknęła, ale nie dosłyszała. Może się w ogóle przesłyszała. Postanowiła puścić to mimo uszu, zwłaszcza, że... Całkiem szczerze się zaśmiała. Przymknęła aż oczy -Ciekawie pan to ujął... ale chyba wszyscy żyjemy z zaspokajania czyiś potrzeb, mam racje?-Zapytała pochwytując jego spojrzenie. Zmrużyła oczy, ale dalej wyglądała na dość pogodną-Jak tu bowiem inaczej żyć? Gdy bierze się nie dając nic w zamian... lub szkodząc, stajemy się pasożytami, prawda? Szła dalej, ale cisza była dosyć wymowna. Przekraczali granicę miasteczka. Rozejrzała się ponownie. -Tak więc co panu dolega?-Zapytała nieco ciszej. Przypuszczała, że chodzi raczej o sprawę z rodzaju wstydliwych.
Z pewnością wśród ludzi nasza dwójka rzucała się w oczy. Chodziłem cały czas wyprostowany, a swoje mierzyłem. A przede mną skromna niewielka chudzinka za którą miałem okazje właśnie podążać. Ale ten problem jest dla mnie cały czas ciążący i pozostaje się tylko przyzwyczaić oraz liczyć na bezproblemową drogę. Westchnąłem przeciągle. Niech to, z mojej głupoty zaczęło się trochę niepotrzebnego współczucia. Zostaje mi to przemilczeć by bardziej się nie pogrążać. Podniosłem bardziej brwi gdy usłyszałem nagły śmiech. To było aż tak zabawne? Nie wiem czy powinienem też się śmiać czy może oszczędzić sobie i żałować głupich pytań? Nie no, w sumie dobrze że atmosfera doskwiera dość pozytywna. Ostatecznie na jej wypowiedź o zaspokajaniu potrzeb tylko potaknąłem zgodnie. - Ma panienka na myśli, że trzeba żyć godnie? Tak by nic nie podgryzało sumienia? Nie wiem czy o to jej akurat chodziło i nie zacząłem grzebać głębiej niż trzeba. Cóż ważniejsze jest to, że tutaj nie za bardzo było widać kogokolwiek. Zsunąłem więc ostrożnie kaptur i rozpuściłem swoje długie smoliste włosy. Były w olbrzymim nieładzie, ale nie to chodziło. Teraz ewidentnie był widoczny mój szkarłatny wzrok wyrażany dość ostro, choć wcale nie mam nic złego na myśli! Takie mam już parszywe spojrzenie. Skoro kaptur nie powodował cienia, w moim niemrawym uśmiechu było widać, że uzębienie mam iście stalowe. Tak teraz można uznać, że albo jestem czymś dziwnym, albo mam dziwne hobby przytwierdzania sobie stalowych rzeczy gdzie popadnie. - Problemów mam kilka i być może czasami nawet wystarczy mi jakaś porada, coś prostego. Choć najpierw zapytam o dziwną rzecz na którą zapewne rady sensownej nie będzie. Znała kiedyś panienka przypadek w którym organizm natychmiast słabnie gdy tylko napotkał się z większym zawilgoceniem? Oczywiście jeszcze gorzej jak źródło jest bezpośrednie, jak na przykład deszcz. Wypowiadając się teraz, delikatnie poruszałem rękoma, nieco też je rozkładając na boki. W ten sposób okazywałem swoją bezradność. W sumie powiedziałem sporo od siebie, pomimo że wcześniej nie wykazałem się na tyle rozmowny jak ona. Pytanie czy się zaraz nie zniechęci. A jeśli jednak będzie dobrze, to czy jest w stanie mnie zrozumieć i będzie w ogóle próbować? Nie wiem jak mają normalni ludzie, wiem że z pewnością się od nich różnie i tutaj będzie zapewne największy problem.
Alkahest Szlachecka lekarka
Liczba postów : 138 Join date : 27/09/2016
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Pią Wrz 30, 2016 12:18 am
Zamyśliła się na moment. Przekrzywiła swoją głowę na bok i odchyliła trochę do tyłu. -Chyba można tak powiedzieć...-Podsumowała. Albo miał czyste sumienie albo wręcz przeciwnie, pierwszym co mu podpowiedziało były doskwierające mu grzechy. Musiała jednak przyznać, że gdyby był taki podejrzany jak wygląda, to zapewne by się z nią nie bawił na tyle długo by dać jej czas na zaprowadzenie go gdziekolwiek. Z jakiegoś powodu natomiast ściągnął kaptur. Mniej ludzi? Być może. Oglądając go jednak w całej okazałości... ...czy to był człowiek? Na pewno nie wiedźma. Czarownik? To by było... nie, tacy kryją się. Na pewno TACY. Swoim wyglądem na pewno zwraca uwagę, więc... nie. Tak. Miała zgryzotę, co było widać na jej twarzy gdy na niego patrzyła. Szybko jednak odwróciła się i patrzyła przed siebie. Słuchała w milczeniu. Pytań pojawiło się więcej. Znacznie więcej. Jej chód zaczął stopniowo zwalniać. -...dziwne, przyznam... przypomina mi to schorzenia reumatoidalne, chociaż... osłabienie, mówi pan...-Ton niewiele się zmienił, chociaż było w nim słuchać wątpliwość-Zobaczymy. Może będę w stanie pomóc... może...-Przystanęła w końcu na moment, przyglądając się nieokreślonemu punktowi w przestrzeni. Człowiek, nie człowiek? Człowiek z fetyszem stali? Tłumaczyłoby to kolczyki i zęby. Dało się to wytłumaczyć, chociaż historia za tym musiałaby być niezwykła. Nie, nie miała jeszcze żadnych podstaw. Nawet jeśli ma taką dolegliwość. -Mój dom jest niedaleko. Tam postaramy się znaleźć źródło problemu-Obróciła się głową do mężczyzny, przyglądając się badawczo. Z jakiegoś powodu się jednak rozchmurzyła-Lubi pan zupę jarzynową, mam nadzieję? Taki mężczyzna na pewno musi mieć duży apetyt! Zaczęła znowu iść, tak samo lekko jak przed paroma chwilami. Weszli już na ścieżkę prowadzącą przez polany.
Trzepot Włóczykij
Liczba postów : 88 Join date : 20/07/2016
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Pią Wrz 30, 2016 12:42 am
Widząc jej zachowanie, nie musiałem być wcale taki domyślny, by wpaść na to, że rozgryza moją osobę. Przygląda się i pewnie myśli czym do cholery mogę być. Ale na całe szczęście dalej zachowuje się tak samo. Czyżby była aż tak otwartą osobą? Zostaje mi mieć nadzieje, że właśnie tak jest. W sumie spodziewałem się pierwszych słów, ale że nawiąże zaraz do jakiegoś schorzenia? Zrobiłem zdziwioną minę, zwłaszcza że nawet nie miałem pojęcia o czym ona mówi. - Reumatalne... Emm... Jak? Próbowałem niepoprawnie powtórzyć dziwne nieznane mi słowo. Przynajmniej teraz pokazuje jakby rzeczywiście znała się na rzeczy. No bo skoro próbuje już jakąś to kwalifikować po moim mało dokładnym opisie? Co by nie było, dalej już tylko potaknąłem. Zostaje mi żywić nadzieje co do jej pomysłowości i szczerości. Zatrzymałem się i gdy ona tak przyglądała się w żadnym konkretnym kierunku, Ja przyglądałem się swojej rozmówczyni. Czyżby aż tak już główkowała co z tym zrobić? - Dobrze. Zostaje oddać się w dobre ręce. Zgodziłem się, bo w końcu chyba taki był od początku zamiar. Na nowo zrobiłem zdziwiony wyraz twarzy, gdy dała nietypową propozycje. Poczęstunek? Aż szkoda, że będzie trzeba z niego rezygnować, bo dobrej gościny jak z świecą szukać. - Niestety posiadam bardzo... Nietypową dietę. To trochę skomplikowane. Ale bardzo dziękuje za miłe intencje. Jeszcze się z takimi nie spotkałem.
Chyba się trochę zapędziła. Mogłaby mu co prawda to wytłumaczyć ale po co? Każdy specjalista powinien mieć swoje sekrety, odpowiednio w zależności od osoby. -Reumatoidalne-Powtórzyła wolniej-Ale nie jestem pewna. Osłabienie to bardzo ogólny objaw. Czy poza tym coś panu przy tym dolega? Jakiś ból kończyn, trudności w poruszaniu się? Parę prostych pytań, które powinny ją nakierować, albo chociaż wyeliminować taką możliwość. Nie był to jednak koniec osobliwości, jaką ta osoba postanowiła ją zasypać. -Nietypowa dieta? Nie je pan warzyw?-Przekrzywiła głowę, tak dla odmiany w drugą stronę-To co pan jada? Jestem dobrą kucharką, może będę w stanie to przygotować Wydęła trochę usta, i zmarszczyła nieco brwi. Wyglądała, jakby jednocześnie się martwiła i dąsała. -Jak to przyjmować gościa bez poczęstunku, i to jeszcze, jak sama go do siebie zaciągnęłam... Przechodzili właśnie przez polany. Mijali różnorakie rezydencje, ale zdawało się, że żadna z nich nie przyciągała uwagi dziewczyny.
Jak tylko powtórzyła poprawnie to dziwne słowo, potaknąłem potwierdzająco. Zostaje mi tylko udawać, że wiem o czym mówi? Nie, ona chyba doskonale się domyśla jak bardzo się na tym nie znam. Zwłaszcza, że powiedziała to dokładniej i na tyle wolno bym lepiej wyłapał literki. Choć coś czuje że to i tak daremne, bo taka nazwa mi się nie za bardzo utrwali w głowię. - Duże utrudnienie, czuje się w sumie dość ociężały i odczuwam coś w rodzaju... Nudności? Kurde, jeszcze trochę i wyjdzie że będę musiał opowiedzieć czym jestem. A co jeśli ma jakieś dobre znajomości z inkwizycją? Może jednak żaden człowiek nie ma, a może nawet nie może mieć takich dolegliwości co napotyka mnie? Brzmi bardzo nie dobrze, ale zostaje po prostu ciągnąć to dalej. - W sumie to mam tak od urodzenia. Więc odbierałbym to jako coś... Wrodzonego. Dlatego nie sądzę by to się zaleczyło, ale może są sposoby by objawy nie były tak wykańczające? Sądzę, że takie informacje warto było jej dodać. W sumie pytanie na ile ma cierpliwości i dobroci by wytrzymać towarzystwo kogoś takiego jak Ja? - Wierze w panienki talent... Ja po prostu nie jadam tego co zwykli ludzie. No to teraz walnąłem. Ewidentnie powiedziałem jej teraz "Jestem dziwakiem". Zostaje mi liczyć że jakąś to zbagatelizuje i nie będzie rozwijała. - Proszę się nie przejmować. Najlepiej mnie odebrać jako mało wymagającego gościa. Cieszy mnie sam fakt z chęci gościny.
Ociężałość i nudności. Pierwsze słyszy. Dziwne objawy. Jeszcze większą zagwozdkę jej zadał gdy wspomniał o tym, że to jego cecha wrodzona. Zdecydowanie... -Dziwne, tak, dziwne... ale zobaczymy...-Pokiwała parę razy głową w zastanowieniu. Nie myślała o tym jednak jak mu pomóc, tylko czy w ogóle mu pomagać. Musiała się dowiedzieć, kim jest. Nie zamierzała sobie strzelać w stopę gdyby się okazało, że trzeba będzie go zneutralizować. -Tam jest mój dom, widzi pan?-Popatrzyła w stronę niewielkiego jednopiętrowego białego budyneczku. Musieli przejść znaczny kawałek od tych wszystkich posiadłości szlacheckich, jednak dalej można było to uznać za granice miasta-Niczego nie obiecuję, ale nawet jeśli dzisiaj nam się nie powiedzie, to może mi się uda następnym razem... ugh...-Ręce jej zdrętwiały. Musiała przystanąć na moment i postawić koszyk na ziemi. Gdy się wyprostowała zaczęła rozmasowywać przedramiona. -Hah, przepraszam pana, chyba za dużo dzisiaj wzięłam...-Uśmiechnęła się przepraszająco do mężczyzny. Jak tak myślała, to dżentelmen na pewno z niego nie był.
Ostatnio zmieniony przez Alkahest dnia Pią Wrz 30, 2016 6:21 pm, w całości zmieniany 1 raz
Nie pojawiły się teraz żadne spekulacje? A może to właśnie ta granica w którym już można było się domyśleć, że ta przypadłość nie może należeć do żadnego normalnego człowieka? I zaczęły mnie dopiero teraz łapać wątpliwości. W sumie to czego Ja oczekiwałem? Nie miałem przypadkiem tylko zajść do apteki, zapytać się czy są tylko jakieś leki, które by pomogły, a jak nie to zwyczajnie sobie pójść? Gdy zapadło pytanie, podniosłem głowę wysoko i zmarszczyłem brwi. Tak, wyglądało dość skromnie gdy tak mijało się różne inne. Czekaj, to Ja mam do czynienia z szlachcianką? Nie, przecież to zwykła zielarka, prawda? Zszedł mi z ust nieudolny miły uśmiech jaki zwykle próbowałem niepoprawnie wywoływać. Czy ona właśnie powiedziała pełna wątpliwości, że jeśli tylko się powiedzie? Że następnym razem? Chyba czas się ocknąć, że nigdzie nie będzie miło, nigdzie nie będzie dobrze jakby się chciało. Otrząsnąłem się z zamyślenia gdy nagle postawiła koszyk. Popatrzyłem na koszyk i ciężko było mi zrozumieć problem. Może dlatego, że jednak jestem znacznie silniejszy i taki ciężar najpewniej jest dla mnie niezauważalny, zwłaszcza że sam mam kilka razy więcej wagi niż zwykły człowiek o moich proporcjach. - Mogę jakąś panience pomóc? Nie jestem nikim domyślnym i mój socjal ma sporo do życzenia. Zostaje tylko pytać i liczyć, że zwyczajnie będzie coś co mogę zrobić. W sumie dopiero teraz sobie zdałem, że odeszliśmy już daleko od centrum. To jeszcze okolice miasta? Nie dałem się wyprowadzić gdzieś w niebezpieczne miejsce? Za dużo myślę.
Oh, zaproponował pomoc jak już nie "dawała rady". Tak czy owak, miło z jego strony. -Jakby mógł pan wziąć ten koszyk...-Poprosiła go, odsuwając się od niego by mógł go chwycić. Jak to zrobił, to już zaczęła dalej prowadzić. Im bardziej się zbliżali, tym mocniej było widać jak bardzo zadbany był ten drobny budyneczek. Może i był mały, ale ewidentnie Octavia wkładała sporo pracy w utrzymanie jego dobrego stanu. Szła też znacznie sprawniej niż przed paroma chwilami. Nic jednak nie mówiła aż do momentu, aż znaleźli się przed drzwiami. Wyciągnęła wtedy pęk kluczy, sprawnie znajdując odpowiedni. Otworzyła drzwi. Mężczyzna powinien się zmieścić, ale na pewno będzie musiał się pochylić. Dziewczę weszło do środka jako pierwsze, zapraszając gestem by on zrobił to samo. Przeszli potem do salonu. -Proszę się rozgościć-Dziewczyna uśmiechnęła się do niego delikatnie-Może się pan chociaż skusi na herbatę? W pomieszczeniu, które najwidoczniej było salonem, mężczyzna mógł zauważyć jeszcze schody prowadzące na górę, oraz zamknięte drzwi do drugiego pomieszczenia.
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Nie Paź 23, 2016 9:28 pm
Ranek był całkiem słoneczny, sądząc po jasności za oknem. Miasto i jego mieszkańcy budzili się do życia. Veilore słyszała nawet przytłumione głosy dochodzące z ulicy, na której mieściła się apteka. Mogłaby przysiąc, że jedne z nich nawet miały swe źródło pod drzwiami. Oczywiście swoim zwyczajem podczas chwili milczenia kobieta próbowała wsłuchać się w to, o czym rozmawiają ludzie przechodzący pod budynkiem, jednak dźwięki były zbyt przytłumione zamkniętym oknem, aby rozróżnić znaczenie słów. Mając w końcu rozmówczynię dosyć niedaleko, Veilore przestała wkrótce nasłuchiwać wznoszących się nad uliczkę, zbitych w jedną masę wypowiedzi. Klienci wyczekujący otwarcia apteki to był już interes ich dobrodziejki i znajomej Vei. – Jeśli brać pod uwagę twoją wczorajszą chęć do opuszczenia tego miejsca i ruszenia nie wiadomo gdzie, nie zdziwiłabym się, gdybyś próbowała zniknąć stąd, zanim się obudzę – powiedziała, jednocześnie obracając się tak, aby móc zsunąć nogi z łóżka i dotknąć stopami podłogi. Kiedy tylko mocniej zrzuciła z siebie rozgrzane okrycie, pod którym spała, ciało najemniczki zaatakował dreszcz chłodu. Szybko jednak przyzwyczaiła się do panującej w pokoju temperatury, której ciepła od dawna nie powstrzymywał ogień kominka. – Cieszę się, że tego nie zrobiłaś. Inaczej mogłabym sobie zarzucić, że cię nie upilnowałam, wiedząc o ryzyku, jakie niosłaby ze sobą podróż przez miasto w twoim stanie. Veilore uśmiechnęła się lekko, po czym wstała z łóżka i teraz, już w pozycji pionowej, przeciągnęła się jeszcze raz, dając dopiero co obudzonym mięśniom ulgę. – Och, oczywiście, że zmienia! – stwierdziła. – Ostatecznie postanowiłaś zostać ze mną trochę dłużej. Może więc pozwolisz, że zanim wyszykuję się do wyjścia, zmienię ci opatrunek na świeży? Kobieta zerknęła przy tym na założone przez dziewczynę odzienie, na którym widać było ślady zaschniętej krwi. Pochyliła się, aby sięgnąć rzuconą na podłogę kamizelkę, po czym zarzuciła ją szybko na ramiona i spokojnie zaczęła składać swój koc w kostkę. Kiedy zaś skończyła z drugim przykryciem, postąpiła parę kroków w kierunku tajemniczego dziewczęcia. – Więc jak? – Zbliżywszy się dostatecznie, oparła dłoń o zasłonę, zagarniając ją lekko przy okazji, aby wpuścić do pomieszczenia więcej porannego światła. – Pozwolisz mi jeszcze odrobinę zająć się tobą, zanim się pożegnamy? O ile nie dasz zaprosić się na śniadanie w moim towarzystwie? – rzekła, swymi słowy sugerując zaproszenie na poranny posiłek. A może nie tylko? Któż to wie? Tymczasem postanowiła przyciągnąć tę jedną część firany całkiem do krawędzi. Przez w połowie odsłonięte okno dostrzegła oddalających się dwoje ludzi. Zapewne to między innymi ich słyszała po pobudce. Nie odprowadzała ich długo wzrokiem, zerknęła na blade odbicie czarnowłosej na powierzchni szyby, po czym wróciła spojrzeniem do jej fizycznej wersji.
Desideria Nieokreślony Twór
Liczba postów : 110 Join date : 13/11/2015
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Pon Paź 24, 2016 9:40 am
Świat. Najwyraźniej zaczynał budzić się do życia skoro dało się usłyszeć głosy innych ludzi o tak wczesnej porze. przecież promienie światła walczące o władzę w pomieszczeniu nad mrokiem zdawały się być zwiastunem nowego dnia. Nowych zmartwień oraz tego czegoś co przyniesie nienawistny los. Ten zaś przyniósł obecność istoty jaka najwyraźniej miała zamiar zbytnio interesować się paroma słowami jakie zostały wypowiedziane przez Sam. Milczała. przynajmniej w chwili gdy tamta wypowiadała pierwsze swoje święte słowa! Oj tak dziewczyna żałowała w owej chwili faktu przebywania tutaj. Przecież ta dziwna kobieta zdawała się mówić niczym jeden z tych obłąkanych ludzi wmuszających wiarę na siłę! Jednak mniejsza. Nie, nie będzie się odzywać. Nie będzie wchodzić, z nią w dyskusje słowną. Tak będzie lepiej. Zresztą powinna była już iść. powinna była, to uczynić już wiele chwil temu jednak na swój sposób coś ją zatrzymywało. Pytanie brzmi tylko co. Przecież nie ta tutaj. Dobrze. Kłamię. Przez noc, to właśnie ona ją tu trzymała, a raczej jej odmienny stan świadomości. Sam po prostu lubiła przyglądać się światu w chwilach gdy jest on naprawdę naturalny, a przecież nocą wszyscy są tacy bezbronni i właśnie naturalni. Nie tak jak teraz. Przecież widziała jej zachowanie jakie zdawało się być sztuczne. Wszystko było. Świat przecież został tak zaprojektowany by mamić ludzi pozorami, a te tutaj wręcz okoliły ją w oczy. Nikt nie jest przecież bezinteresowny. Nikt nie może zachowywać się naturalnie w towarzystwie osoby jakiej na dobrą sprawę się nie zna prawda? Dobre sobie Przemknęło jej przez myśl gdy ta pozwoliła sobie zadać pytanie. Oj nie. Sam nie pozwoli sobie grzebać we własnym ciele, a tym bardziej obcej osobie, która i tak to czyniła wczoraj. -Daruj sobie...- Wymamrotała, z cicha odruchowo dotykając zdrową ręką miejsca w jakim jeszcze parę godzin temu gościło ostrze niedoszłego zabójcy. -...Już swoje zrobiłaś- Dodała po chwili przyprowadzając ją wzrokiem ku sobie mimo iż nie była, to przyjemna alternatywa. Przecież była za blisko. Czuła ją lecz mimo wszystko nie poruszyła sie. Chciała lecz na swój sposób była ciekawa cóż ta kobieta zrobi i wiecie co nie spodobało jej się to. Przecież w chwili gdy większa ilość promieni słońca wdarła się do ciemnego pomieszczenia Sam musiała zmrużyć powieki. Musiała ochronić swe wrażliwe oczy jakie zostały brutalnie zaatakowane przez słońce jakiego nienawidziła. Tak. Półmrok oraz noc były jedyną alternatywą jaką kochała, a dzień? Dzień był dla niej zabójczy. Przez chwilę nawet przestała widzieć dobrze wnętrze tego przybytku. Przez chwilę miała ochotę zamordować tą kobietę poprzez wbicie jakiegoś ostrego narzędzia jakie znalazło by się najbliżej jej dłoni lecz na swoje nieszczęście nic takiego nie znalazła. -Przestań!- Nie, nie krzyknęła ani jej głos nie zdawał się być podniesiony mimo iż wprawne ucho zapewne wychwyciło by delikatną zmianę w wypowiadanym słowie jakie tyczyło się obu spraw jakimi było kolejne pytanie oraz odsłanianie zasłony. Sam przecież nie mogła sobie pozwolić na nic co tamta proponowała mimo iż jej organizm od jakiegoś czasu domagał się czegokolwiek co przyniesie mu ukojenie. Ona jednak była uparta. Miała swoją godność jaką i tak już zdeptano wczoraj... Teraz nie popełni tego błędu. Nie pozwoli jej na zajęcie się sobą (niezależnie jak, to brzmi). prędzej popełniła by samobójstwo poprzez zamrożenie się żywcem niż możliwość spędzenia czasu, z tą tutaj. Jednak... W takim razie czemu nadal tutaj była? Czemu nadal marnowała swój cenny czas przy niej?
Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Pią Gru 16, 2016 1:09 am
Veilore westchnęła głośno, spoglądając na dziewczynę z dezaprobatą. Pokręciła głową, reagując w ten sposób na odmowę nieznajomej, jakby właśnie przemknęła jej przez głowę myśl: Skąd się biorą tacy ludzie albo coś w tym stylu. – Jesteś zbyt niedostępna. Pragnę ci tylko pomóc, odrobinę zadbać o twój stan, lecz ty mi to uniemożliwiasz, mimo że tego potrzebujesz – stwierdziła bez ogródek, zdradzając, jak widzi całą sprawę. Chciałaby, aby czarnowłosa w końcu to przemyślała, bo przecież działania blondynki miały na celu jej dobro. Kiedy najemniczka zajęła się rozsuwaniem zasłon, w pewnym momencie musiała przerwać swą czynność i przerzucić wzrok z przestrzeni za oknem na swą towarzyszkę, tak jakby niezbyt zadowoloną z jasności, która nastała. Uniosła lekko brew. – Przestać? Że niby jeszcze nie przyzwyczaiłaś się do światła? Przecież stałaś przy oknie. Odrobina ci nie zaszkodzi. I tak niedługo będziemy wychodzić. Za krótko spałaś, pewnie przez to masz przewrażliwione oczy. Vei nie kontynuowała jednak rozsuwania zasłon. Światło dnia przedostawało się więc tylko przez piętnastocentymetrową szparę, którą pozostawiła w zapomnieniu, aby zbliżyć się do czarnowłosej. Delikatnie i uspokajająco ułożyła dłoń na klatce piersiowej dziewczyny. – No, uspokój się już – powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie niczym strącony przez powiew wiatru płatek kwiatu wiśni, łagodnie opadający ku trawie. – Jeśli nie zmienię ci opatrunku, możesz dostać jakiegoś zakażenia, które będzie cię zżerało od środka. A chyba tego nie chcesz? Chyba wolisz być na siłach i móc radzić sobie bez niczyjej pomocy? – Kierowała do czarnowłosej swoje słowa, układając je tak, żeby uderzyć w jej pragnienie samodzielności i samotności. Przecież jeśli nie będzie w stanie sobie poradzić, nie pozostanie jej nic innego, jak umrzeć lub polegać na czyjejś dobrej woli. Lub złej. Czasem lepiej się przemóc i dać komuś doprowadzić swą osobę do porządku. – Potem zjesz coś ze mną, aby całkowicie odzyskać siły i już dam ci spokój. Co ty na to, moja droga? – przemawiała do niej łagodnie. I choć nie wiedziała, czy jej dłoń zostanie odtrącona, pozwoliła sobie na lekkie pogładzenie kosmyków kruczoczarnych włosów dziewczyny. Wszystko będzie dobrze – zdawała się mówić poprzez lekko wygięte wargi.
Veilore nie wiedziała, ile minęło czasu, ale zapewne coś koło kilku minut, kiedy nagle z zewnątrz zaczęły dochodzić przytłumione przez szybę odgłosy jakiegoś zamieszania. Najemniczka obróciła głowę w stronę jaśniejącej przerwy między ciężkimi zasłonami. Przyjrzała się dokładniej i dostrzegła, że w uliczkę między budynkami wciskają się przechodnie, jak gdyby chciały usunąć się czemuś z drogi. – Coś się dzieje – szepnęła z automatu i chwyciwszy jedną stronę zasłon, pociągnęła ją delikatnie tak, aby ukazała więcej tego, co dzieje się za oknem w dole, na ulicy. Ludzie rzeczywiście wchodzili w poboczne uliczki lub chowali się do domów. Ci pierwsi zaś najczęściej po prostu opuszczali okolicę, pragnąc oddalić się od nieprzyjemnych wydarzeń i w spokoju przeżyć dzień. Niebieskie oczy przesuwały się po twarzach, aż natrafiły na biegnącą środkiem ulicy dziewczynę w umorusanym, gdzieniegdzie podartym odzieniu. Starała się poruszać zygzakowatym torem, bo za nią zaczęły wystrzeliwać rewolwery. To była czarownica. Veilore była o tym przekonana, chociaż tamta na dworze swoje moce zaczęła ujawniać dopiero wtedy, gdy jedna z kul wbiła się w łydkę dziewczyny, a ta upadła. Blondynka przygryzła nieco wargę. Zaraz zrobi się tu niezła rozróba. – Chyba powinnyśmy zmyć się stąd jak najdalej – powiedziała, łapiąc czarnowłosą za przedramię. Pociągnęła ją w kierunku drzwi, po drodze jeszcze zgarniając swój płaszcz i szalik. Uznała to za słuszne rozwiązanie, biorąc pod uwagę, że jak wiedźma się rozkręci, to sufit spadnie im na głowę, spalą się albo coś w tym stylu. – Chodźmy. Wyjdziemy tylnymi drzwiami.
Jesteś zbyt niedostępna. Miała rację. Jednak Sam już taka była. Nie potrafiła ufać ludziom, a tym bardziej komuś kogo nie zna. W sumie mogła by kogoś znać połowę swego życia lecz i tak by nie zaufała więc... Trudno. Nikt bowiem nie wie cóż się kryje w jej głowie. Przecież jej przeżycia sprawiła iż taka była. Okruch lodu. Obojętna na wszelaką pomoc. Niedostępna. Samotna. Zawsze tak było. Zawsze. Jej słowa? Nie, nie odcisnęły sie na niej. Wprost przeciwnie. Prawda sprawiła iż nie musiała niczego udawać. Przecież ta tutaj podsumowała ją na tyle dobrze by nie trzeba było już używać tych zbędnych słów... Przecież cóż można było tutaj dodać? Że ma rację? Owszem miała jednak, to nic nie znaczy! -Nic nie wiesz. - Odparła szybko na jej słowa odnośnie ciemności. Przecież ona nie mogła zdawać sobie sprawy, z faktu jak bardzo światło paliło jej spojrzenie. Jak raniło jej morderczy wzrok, który tak ukochał noc. Może i stała przy oknie długi czas lecz wtedy zasłony chroniły ją. Dawały ukojenie niczym całun otaczający ciało składane do grobu, a ta drobina światła była jedynie drzazgą w jej oku. Jednak w chwili gdy promienie przecięły pomieszczenie... Wtedy przecięły i samą Sam niczym najsilniejsze ostrze sprawiając iż wszystko co było jej do tej pory znane zdawało się rozmyć. Przynajmniej na chwilę. Dłuższą chwilę. Oczy bowiem nie przywykły do tego co tak wielu ludzi ukochało. Zaraz. Chwila. Czyżby jednak jej słowa zadziałały? Czyżby tamta zrozumiała iż rani ją na tak mocno? Chyba tak... Przecież zaprzestała tortury w postaci odsłaniania zasłon co nawet na swój sposób ucieszyło Sam na tyle iż nie zdała sobie sprawy, z tego iż ta mimo wszystko nadal zdaje się być zbyt blisko. Za blisko. Słowa wypowiadane przez dziewczynę zdawały się być słuszne, a zarazem tak upokarzające... Przecież miała rację. Sam mogła umrzeć lecz śmierć była by dla niej wybawieniem. Czymś czego pragnie lecz... nie, nie mogła umrzeć ot tak. Miała przecież swój cel oraz dobrze wiedziała jak zginie... Wiedziała, to od dnia narodzin. Jedynym co tak naprawdę trafiło do niej, to wizja bycia niesamodzielną. Nie, nie mogła sobie na to pozwolić. Niezależnie od okoliczności. Dlatego też graniczyła się jedynie do delikatnego grymasu jaki był bliżej nieokreślony i już miała odpowiedzieć gdy... Sam nie musiała wyglądać przez okno. Nie musiała nawet widzieć tej całej sceny ponieważ jej instynkt od razu powiedział jej co się dzieje. Wyczuwała, to tak dobrze jak można wyczuć rozkładające się zwłoki. Znała, to uczucie. Było, z nią od dnia jej narodzin i dzięki niemu wiedziała, ze coś podobnego do niej znajduje się w pobliżu. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie iż na dobrą sprawę wyczuwała wszystko co nienaturalne według inkwizycji... Była przecież badaczem istnienia, a jednocześnie łowcą. Dlatego też nie reagowała. Wczuwała się w ten specyficzny stan jaki zawsze jej towarzyszył aż do chwili gdy poczuła szarpnięcie jakiemu towarzyszył ból. Później dotarły ku niej słowa tej dziwnej kobiety lecz i tym razem jej natura kazała ukazać krnąbrność. -Idź...- Wyszeptała tak jakby w pomieszczeniu znajdowało się wiecej osób niż tylko one dwie. -Ja zostaje...- Dodała starając sie wyszarpnąć rękę nie zważając przy tym na ból oraz uchwyt jaki zdawał się być zbyt silny, a moze to ona była zbyt słaba? Nieważne. Sam wiedziała jedno. Musi jej pomóc. Przynajmniej kupić jej więcej czasu. I nie, nie robiła tego z dobroci serca lecz dlatego iż nienawidziła nagonek. Jednak czy powinna była, to robić? Powinna była narażać swoje życie dla kogoś obcego? Cześć jej duszy mówiła iż warto. Kolejna zaś szeptała "zostaw. nie warto" -Którędy do wyjścia? - Spytała mimo wszystko wiedząc jaką drogę wybiera. Wiedząc iż ten wybór nie spodoba się jej niańce jaka zdaje się myśleć iż wie wszystko lepiej... A co jeśli tak jest? Co jeśli Sam powinna jej posłuchać?
Veilore Panna srebrna rączka
Liczba postów : 229 Join date : 22/08/2015
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Pon Maj 01, 2017 2:03 pm
"Nic nie wiesz"... Veilore nie wiedziała do czego odnoszą się te słowa, poruszyła wiele kwestii, zatem trudno w ogóle coś takiego przypisać do którejś konkretnej. Nie doczekała się też chwili, aż jej towarzyszka pogłębi swą myśl. Z drugiej jednak strony najemniczka wcale tego nie oczekiwała, zdążyła przyzwyczaić się do małomówności uratowanej dziewczyny. Vei postanowiła zatem potraktować uwagę jako ogół. – Może i nic nie wiem – zaczęła potwierdzeniem, bo przecież taka była prawda, że kompletnie nie znała czarnowłosej. – Ale chcę ci pomóc. Ot tak, z czystej przyzwoitości, bo razem wplątałyśmy się w jedno wydarzenie, w jedną walkę. To mi wystarczy. Nie obchodzi mnie to, czy skądś cię przepędzili lub nie, czy chodzisz w takim, a nie innym płaszczu albo może latasz na miotle, a w wolnych chwilach nago po alejkach – powiedziała zdecydowanie, a następnie powtórzyła jeszcze raz: – Zupełnie mnie to nie obchodzi. Veilore przerzuciła szalik i płaszcz przez bark, przytrzymywała odzienie wolną ręką, podczas gdy drugą trzymała dziewczynę, która nie chciała się ruszyć się z własnej woli, a najemniczka zmusiła ją do wykonania kilku kroków. – Idź? – Kobieta uniosła jedną brew. Nie do pomyślenia, co za jedna! Co też siedziało w jej głowie, że tak bardzo chciała tutaj zostać, kiedy lada chwila sprawy mogły potoczyć się bardzo niebezpiecznie dla gapiów i reszty przechodniów? Stały tak przez moment. Veilore utrzymywała swą rękę zakleszczoną na ramieniu czarnowłosej, a tamta zaś próbowała się wyswobodzić. – Postradałaś zmysły – stwierdziła. – Nie zostaniesz tutaj. Spójrz, jesteś zbyt słaba, aby wyrwać się z mojego uścisku – zwróciła na to uwagę poszkodowanej nieznajomej, po czym kontynuowała – Tym bardziej nie zdołasz sama wydostać się z budynku w razie potrzeby ani przepchać się między ciałami innych ludzi. Z mierną efektywnością uczyniłabyś cokolwiek, co kluje ci się w głowie. A teraz chodźże wreszcie. W końcu nawet właścicielka apteki zaczęła je popędzać. Zajrzała nagle do pomieszczenia i popatrzyła się na ich nieskore do opuszczenia przybytku figury. Była zmachana od stresu oraz pośpiechu. – Veilore! Szybko, musimy się pospieszyć! Trzeba się zbierać, przed chwilą tutaj dotarli, nakazali natychmiastową ewakuację – powiedziała kobieta, która również pomogła we wczorajszej opiece nad ranną dziewczyną. Niedługo jednak pozostawała na progu, szybko zbiegła na dół, zapewne aby w pośpiechu zapakować jakieś rzeczy i oddalić się z pola walki. Zbiegając ze schodów lamentowała pod nosem: "...moja apteka, moja apteka!" – to jedyne, co dało się zrozumieć z jej słów. – Tam, gdzie tylne drzwi – odpowiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu, po czym ruszyła dalej, ciągnąc za sobą nieznajomą i zamierzała zmuszać ją do "drogi ewakuacyjnej" tyle, ile będzie w stanie, dopóki jej towarzyszka nie zdobędzie się na bardziej stanowczy sprzeciw, a Veilore była przekonana, że na taki nie ma zbyt wiele sił. W ten właśnie sposób przekroczyły próg pokoju, a następnie stanęły przed cięższą przeszkodą – schodami. Blondynka trochę zwolniła tempo, aby czarnowłosa nie straciła równowagi podczas pokonywania kolejnych stopni. Obserwowała też ją czujnie w razie, gdyby tamta chciała wywinąć jakiś numer. Nieustannie jej umysł podsuwał jej myśl, która utwierdzała ją w przekonaniu, na jaką to dziwną personę się natknęła ostatniej nocy.
Antoinette Marionetkarz
Liczba postów : 240 Join date : 24/04/2016
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Nie Mar 29, 2020 5:55 pm
| Powracam po dłuższej przerwie! |
Antoinette szła tutejszymi uliczkami, co krok wypominając sobie głupotę. Że nie pomyślała wcześniej, iż warto by wpaść do apteki po jakieś mazidło, które by chociażby w nieznacznym stopniu pomogło w uporczywym piekle bolących dłoni, których skóra była bardzo szorstka, a żadne medykamenty wykonane domowym sposobem nic tu nie zdziałały, ba - można nawet pokusić się o stwierdzenie, iż było jeszcze gorzej, niż było pierwotnie, gdy Antoinette dostrzegła pewne symptomy. Tak się modliła, by to nie było nic poważnego... kolejnego pobytu w szpitalu to ona pewnie by nie zniosła. Nieważne, że wtedy to był psychiatryk, a teraz mówimy o klinice o raczej innym charakterze. Szpital to szpital. Koniec, kropka, nie ma więcej pytań. Czy są jakieś pytania? Na pewno o to, czemu tak się bała szpitali. W klinice psychiatrycznej spędziła o jedną minutę za długo. Ah, całe szczęście że dwóch ochroniarzy czy tam sanitariuszy pomogło jej uciec! A jeden z nich ewidentnie podkochiwał się w panience Antoinette. Czuła wtedy, że ten może zrobić dla niej wszystko. Doprawdy wszystko... chciałaby, by po świecie kręciło się więcej takich idiotów. Ona to by okręciła sobie ich wokół palca. I miałaby z tego jakąś chorą satysfakcję. Tak, dwóch ochroniarzy pomogło jej się wymsknąć z jej izolatki i budynku szpitalnego w ogóle. Gdyby nie to, że rozdrapała sobie całe ręce (dobrze więc, że miała długie paznokcie), nigdy by do tego nie doszło. Nie doszłoby, gdyby ci dwaj mężczyźni nie zauważyli szkarłatnej cieczy, lejącej się tak obszernie, że wyjrzała nawet za drzwi prowadzące z jej pokoju na zazwyczaj skąpany w ostrym świetle korytarz. Po co? Po co było tam tak jasno? Ano tak, żeby ci mężczyźni mogli spokojnie przemierzać te długie pomieszczenie. Chociaż, dla naszej pani marionetkarz, było ciut zbyt jasno. Jak na jej gust, oczywiście. Ale pora otrząsnąć się z tamtych wspomnień. Zapomnieć o tamtym mężczyźnie, któremu ta ewidentnie się podobała, a który był tak naiwny, że podał jej swoje imię i miejsce, gdzie zazwyczaj można go spotkać. Phi! Niech sobie marzy, pomarzyć zawsze można, chociaż... chociaż, z drugiej strony, mogła go nieźle wykorzystać, złamać mu serce... ah, oni nie wiedzieli że Antosia jest homo. Nie musieli wiedzieć. W sumie, to co za różnica? I tak nie poszłaby do łóżka z takim typem. W końcu Antoinette przekroczyła progi pewnej apteki. Ale zanim pociągnęła za drzwi, westchnęła głęboko i przypomniała sobie jeszcze raz, po co tu właściwie przyszła... ah, tak! Jakąś maść na jej niezwykle szorstkie dłonie, które bolały ją często. Miała nadzieję, że kobiecina, która ewidentnie tu pracuje, będzie miła i jej naprawdę pomoże. Podeszła zatem ku jej osobie. - Przepraszam, czy macie może jakąś... maść na szczególnie szorstkie dłonie? - spytała i oczekiwała na odpowiedź.
The Lord of the Universe Mistrz Gry
Liczba postów : 14 Join date : 21/04/2014
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Nie Mar 29, 2020 7:33 pm
MISTRZ GRY
Właścicielka lokalu, jak to miała o tej porze w zwyczaju, między wizytami kolejnych klientów, kręciła się tu i tam to kontrolując na półkach i zapleczu stan ilościowy produktów, to sprzątając. W chwili gdy Antoinette zawitała do apteki, kobieta ścierała kurze z jednej z półek. Masywne meble z grubych desek były niczym magnes i szybko gromadziły szare cząsteczki na swojej powierzchni. Nawet wietrzenie niezbyt pomagało. Podnosiła kolejno szklane słoje z suszonymi roślinami. Przecierała półkę pod nimi jak i naczynia. Kiedy drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wpadł podmuch wiatru, który wzbił te drobinki kurzu, które zdążyły się nagromadzić pomimo częstego sprzątania, aptekarka kichnęła cicho w ramię. – Przepraszam... dzień dobry, panienko! Kobieta zeszła z drewnianego stołka, a ten z ulgą zaskrzypiał. Przerzuciła gruby, ciemnobrązowy warkocz na plecy. Wyglądała na jakieś trzydzieści lat, jednak zdecydowanie bliżej czterdziestki. – W czym mogę pomóc? – zapytała uprzejmie, z przyjemnym, łagodnym uśmiechem na twarzy. Wysłuchała następnie dziewczyny i skinęła głową. – Oczywiście, znajdzie się coś. Mogę zobaczyć twoje dłonie, kochanie? – zapytała.
Leshico Mistrz kowalstwa
Liczba postów : 54 Join date : 13/10/2017
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Nie Mar 29, 2020 9:30 pm
Miałem dostarczyć tylko ten jeden głupi list. No nie! Czemu ona tu jest. Nie wierzę, myślałem, że się z tego wyleczyłem. Dobra, uspokój się — ona jeszcze o niczym nie wie. Powiedzieć jej? Nie nie nie NIE.
Przemyśl to. Flamel i tak pewnie nic nie zauważy. Taka okazja może się nie powtórzyć. PRZYMKNIJ SIĘ i nie bij już… bo nie mogę trzeźwo myśleć. O nie! Gdzie ona poszła?!
Biegnę, to chyba była ta uliczka, a potem… jest. Ufff. Czy to apteka? Jest chora?! Muszę jej pomóc. Szybciej. Szybciej.
Wparował przed drzwi frontowe, zastając dwie panienki rozmawiające przy ladzie. Ciężko oddychał, miał całą czerwoną twarz. Chwycił obiema rękami za framugi, jakby nie chciał pozwolić wejść komuś jeszcze. Musiał chwilę odpocząć.
– Ehmmm… Kaszel. Mam kaszel — odezwał się gruby, chłopski głos. Facet miał wrażenie, że zaraz dziewczyny odwrócą się i będą chciały przewiercić go wzrokiem, więc wolał od razu zacząć się usprawiedliwiać — tym niezbyt wyszukanym kłamstwem.