Ostatnio zmieniony przez Veilore dnia Czw Mar 03, 2016 12:03 am, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Antoinette Marionetkarz
Liczba postów : 240 Join date : 24/04/2016
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Pon Mar 30, 2020 7:12 pm
Dziwne, ale Antoinette czuła, że popełniła błąd, przychodząc tutaj. Ale... zaraz! Przecież przyszła tu, bo miała cel - pomóc sobie. Z takimi rękoma trudno obsługiwać marionetki, a przecież to z tej roboty, pracy w cyrku ma chleb, nieprawdaż? Musiała o siebie zadbać, to fakt niezaprzeczalny. Jednak... coś ją niepokoiło. Czuła podświadomie, że nie powinna tu przyłazić. Ale dlaczego? Może już wkrótce nasz rudzielec sam się dowie? Obecna tu pracownica, wyglądająca na mniej więcej trzydzieści - czterdzieści lat, sprawiała wrażenie sympatycznej, z czego Antosia była bardzo szczęśliwa. A może... to jakiś podstęp? Może przeczucia jej wcale nie myliły? A jak się o tym przekonać? Po prostu musi poprosić kobietę o pomoc. Reszta potoczy się pewnie wręcz automatycznie. No więc, nasz rudzielec odezwał się, uśmiechając się uprzejmie (zazwyczaj taki uśmiech u Antosi jest ironiczny, pełen podtekstów, jednak nie tym razem. Na pierwszy rzut oka polubiła tę kobiecinę i chciała tę miłą atmosferę zachować aż do końca, czyli chwili, gdy zostanie obsłużona, zapłaci i wyjdzie z apteki) do tejże osóbki. I, zgodnie z jej prośbą, zdjęła cienkie rękawiczki i kiedy spojrzała na swoje dłonie... omal nie zeszła z tego świata. Palce miały barwę krwi, i to dosłownie, a grzbiety tych dłoni były fioletowe. Nagle naszą panią marionetkarz sparaliżował strach. A raczej lęk - w końcu ten jest pewnym rodzajem strachu. Takim nieuzasadnionym strachem. Więc cóż, lęk to lepsze określenie. Nie znała się na tego typu sprawach, więc nie może zakładać najgorszego! A co by było najgorsze? Amputacja dłoni? Nie, nie... Tak być nie może! Zawahała się chwilę i pokazała kobiecinie swoje wykończenia górnych kończyn. I kiedy tylko tutejsza pracownica miała zerknąć na dłonie Antoinette, które zaiste były w opłakanym stanie, drzwi od apteki otworzyły się nagle i do pomieszczenia wszedł pewien mężczyzna, acz Antoinette nie zwróciła zbytniej uwagi na jego aparycję. Poza jednym wyjątkiem, jakim były oczy, miały taki błysk, świadczący najpewniej o nieprzeciętnej inteligencji. Ale co ona tam wie... I mało brakowało, a parsknęłaby śmiechem. Kaszel? No ok, ale sposób w jaki ów jegomość wylał z siebie te słowa, był, no co by tu owijać w bawełnę, komiczny
Nie pospieszając dziewczyny, kobieta czekała na spełnienie prośby. W końcu nie chciała jej sprzedać byle czego, skoro jej dłonie mogły potrzebować czegoś więcej niż solidnego nawilżenia. Kiedy zaś Antoinette je odsłoniła, aptekarka wyjątkowo delikatnie je ujęła. To zdecydowanie wyglądało na coś poważniejszego niż podrażnienie skóry jakimś specyfikiem czy warunkami atmosferycznymi. – Myślę, że nie tylko "mocno spierzchnięta" skóra jest tutaj kłopotem... – powiedziała zachowując spokojny ton, by nie stresować dodatkowo dziewczyny, która i tak już wyglądała na zaniepokojoną. Po chwili puściła jej dłonie. – Czy ma panienka jakieś inne dolegliwości? Wtedy przerwało jej ponowne, acz tym razem gwałtowniejsze otwarcie drzwi. Kobieta uniosła wzrok z klientki. W drzwiach stanął zdyszany mężczyzna. – Dzień dobry. Kaszel? Proszę usiąść, odpocząć – W tym momencie aptekarka wskazała niewielki stoliczek i dwa taboreciki przy nim, znajdujące się w rogu, przy niedużym oknie. Zaraz zobaczymy, co da się zrobić. Co prawda miała dosyć spore wątpliwości, że młody mężczyzna cierpi na wspomnianą dolegliwość, bo przy wysiłku, jaki było po nim widać, z pewnością już zanosiłby się kaszlem. Prędzej podejrzewałaby jakąś wstydliwe objawy, o których nie wypada mówić przy młodej dziewczynie. Ponownie skupiła uwagę na Antoinette. – Więc czy są jeszcze jakieś problemy oprócz tego? – zapytała drugi raz, wracając do tematu. – Zaraz przyniosę coś panience. Jednak jeśliby nie przeszło, lepiej jakby udała się panienka do lekarza, ponieważ źródło problemu może leżeć gdzieś indziej.
Leshico Mistrz kowalstwa
Liczba postów : 54 Join date : 13/10/2017
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Sob Kwi 04, 2020 11:16 am
Coś powiedziała ekspedientka. Właśnie, co to było? Odpłynął myślami, gdy znów ją zobaczył — jedyny promyk ciemnej przeszłości, o której nie chce pamiętać. Wyrwany z codziennych obowiązków bał się, że jak przestanie o niej myśleć, to głowę jego nawiedzi niewidzialny kontur jego koszmaru. Podszedł do lady, spojrzał to na Antoinnette, to na ekspedientkę.
– Przepraszam, ale chyba się spieszę… spieszę się — zaraz się poprawił, samemu nie będąc pewny dlaczego. Chyba chciał zrobić lepsze wrażenie.
– Jestem Leshico — zanurzył błękitne ślepia w oczach drugiej klientki, poprawiając młotek kowalski przy pasie. Może ta sobie przypomni pomniejszego kowala, niegdyś chlubę zachodniej prowincji Wishtown. Może go rozpozna?
Kiedy aptekarka powiedziała, że to, co jej na pierwszy rzut dolega, dolega jej dłoniom, najpewniej nie jest jedynym problemem, Antoinette zlękła się w duchu, nie pokazując tego jednak po sobie (a przynajmniej teraz). Zakładanie różnorakich masek, w zależności od zaistniałej sytuacji, miała wyćwiczone do (niemalże - w końcu nikt nie jest idealny) perfekcji. A co do nowego klienta apteki... cóż, ruda pannica postanowiła całkowicie wymazać go sobie z głowy, zupełnie nie zwracając na niego uwagi (co może się oczywiście w każdej chwili zmienić). I dopiero wtedy dotarły do niej pytania tutejszej farmaceutki. Z racji, iż nieco spóźniła się z odpowiedzią, odpowiedziała automatycznie. - Mhm, nie. Jestem zdrowa - a gdzieś w najmroczniejszych zakamarkach własnego umysłu odezwał się do niej głosik, że kłamie. Kłamiesz jak z nut, ty wariatko! A kto siedział w psychiatryku, no kto?, ale to były tylko jej własne myśli, kłócące się ze sobą, żadne tam głosy ani nic w ten deseń. Była zdrowa. No oczywiście, że była zdrowa. Tyle że ludzie którzy podobno się na tym znają, sądzą inaczej. Tak, ci którzy się znają - ludzie w białych kitlach i ze stetoskopami zawieszonymi na szyjach. Nic, kurwa, nie wiedzą, a za to sami są szaleni. Antoinette usłyszała gdzieś kiedyś, że lekarze chcą robić specjalizację z psychiatrii, bo sami mają problemy psychiczne. Cóż, coś w tym jest. Ale nie. Nic jej nie było. A nawet jeśli... nawet jeśli by miała nierówno pod sufitem, to i tak by nie powiedziała, bo jaki związek istnieje między skórą dłoni a pewnym pięknym organem, w którym można grzebać do woli jeśli się wie, jak należy wykonywać lobotomię i ma się smykałkę do tego, by nie przedziurawić powieki ani uszkodzić gałki ocznej. No, okej, związek między dłońmi a mózgiem istniał, ale nie o takim związku mówimy. Chyba wiadomo, co mamy na myśli? Odpowiedziała kobiecie, że oprócz tego nie ma żadnych innych problemów. Westchnęła w duchu usłyszawszy, że farmaceutka zaraz coś dla niej przyniesie. W międzyczasie zerknęła na drugiego z aktualnych klientów tejże apteki. Do jej uszu nadeszły słowa "jestem Leshico", więc Antoinette spojrzała na niego z wielkim zdumieniem wymalowanym na jej obliczu. Odpowiedziała mu, że kto normalny szuka znajomych w... aptece? W końcu zachichotała cichutko i spojrzała głęboko w jego oczy, podobnie jak to ów jegomość wcześniej z Antosią uczynił. Ale nie pamiętała go.
Kobieta przyjęła odpowiedź Antoinette bez zdradzania jakiegokolwiek zwątpienia. W końcu nie miała żadnych powodów, aby dziewczynie nie wierzyć. Jeśli byłoby to coś poważnego, pojawiłyby się jakieś inne objawy. Z drugiej strony miały jeszcze czas się pojawić, dlatego aptekarka wspomniała o takim rozwiązaniu, aby skonsultować się z kimś z wyższą wiedzą medyczną, gdyby obecna dolegliwość nie ustąpiła. – Za moment wrócę – oznajmiła właścicielka. – To nie zajmie zbyt długo, spokojnie – dodała tym razem kierując wypowiedź do mężczyzny i obdarzywszy kolejnym łagodnym uśmiechem swoich klientów udała się na zaplecze. Antoinette i Leshico zostali sami na ten czas. Co jakiś czas mogli usłyszeć dźwięki przesuwania, stukania i odkładania z powrotem. Wkrótce aptekarka wróciła do nich i położyła na ladzie słoiczek. Tam z karteczką z instrukcją stosowania zawinęła go następnie w papier, jednocześnie przekazując również słownie, jak korzystać ze specyfiku. – Jeśliby po tygodniu nie zaczęło się poprawiać, proszę się skonsultować z lekarzem w sprawie tych dłoni. Jej spojrzenie powędrowało w kierunku Leshico. – A panu, jak mogę pomóc? To chyba nie jest zbyt intensywny kaszel, mam rację? Hmm... Kobieta chwilę jeszcze mu się przyglądała. – Ja chyba skądś pana kojarzę – powiedziała z lekkim zawahaniem.
Leshico Mistrz kowalstwa
Liczba postów : 54 Join date : 13/10/2017
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Sro Kwi 22, 2020 6:01 am
Cóż to było za spotkanie. Jak za dawnych czasów — on cicho wzdychał, a ona trwała w nieświadomości jego istnienia. Leshico poczuł się nad wyraz usatysfakcjonowany rozwojem sytuacji. Znalazł ją, spojrzał na nią, ba, nawet zamienił kilka słów! Czy mogło być coś więcej, czego mógł pożądać? No właśnie nie.
Czuł, że wstępują w niego nowe siły wraz z jej słodkim chichotem i uroczym spojrzeniem. Nogi robiły się miękkie, a twarz czerwieniała ponownie. Wcześniej czerwona mogła się wydawać ze zmęczenia, teraz przyczyną było uczucie.
Stał w osłupieniu sytuacją jak ze snu, aż ekspedientka nie przerwała im jakże romantycznej wymiana spojrzeń. Odwrócił się przestraszoną miną w jej kierunku.
– Ja? — powstrzymał samoistnie kierujące się z ust zaprzeczenie, w obawie przed opinią kłamcy u Antoinette — tak, tak. Coś ostatnio mnie bierze i nie daje żyć. Potem przestaje.
– Śpieszyłem się, bo jezdem na służbie i tylko przechodem — tak, genialne zdanie, które zapoczątkowało jego plan zwycięstwa chciwości nad pokorą — podbojem ten ślicznej niewiasty. Punkt pierwszy — jak powszechnie wiadomo: za mundurem panny sznurem, musi zadziałać – Muszę wracać zaraz na szkolenie szermiercze.
Nie wiedziała, że jej schorzenie ponownie daje o sobie znać, domagając się uwagi - ba, przecież nawet nie zdawała sobie z tego sprawy! A jak daje o sobie znać? Już tłumaczymy. Otóż, gdy tylko usłyszała słowa owego jegomościa, który zaraz po jej przybyciu do apteki sam znalazł się w tej samej lokacji, pomyślała że ten może być na spokojnie być członkiem mafii, tej samej, która próbuje jej zrujnować życie. Ale zanim się wzięła za niego na poważnie... Czekała grzecznie przed ladą, aż farmaceutka przyniosła słoiczek i dodała kilka cennych porad wraz z uwagą, że jeśli to nie pomoże, powinna się zgłosić do lekarza. A phi!, pomyślała Antoinette. Prędzej jej kaktus wyrośnie na dłoni, niż uda się do lekarza. Jakiegokolwiek. Cóż, wciąż czuła niewdzięczność wobec psychiatrów, a przecież jej dłońmi nie będzie się zajmować żaden psychiatra. Ale dla niej lekarz, to lekarz. I w żaden sposób jej nie przetłumaczysz, iż nie ma się czego bać. Następnie kobiecina zwróciła się do tamtego faceta. A Antoinette? Po tym, jak wymyśliła sobie że ten coś knuje, okłamała samą siebie a zaraz po chwili uwierzyła w to całą sobą. No i proszę, cały proces dokonany. Stało, się klamka zapadła, a Apsley teraz nie myślała o tym w kategoriach okłamywania samej siebie. Teraz sądziła, iż to najszczersza prawda. I w tym tkwił szkopuł... A więc, gdy wszystko zostało załatwione, Antoinette dziarskim tonem ruszyła w kierunku wyjścia, a po drodze złapała drugiego gościa apteki za jego wierzchnie odzienie i pociągnęła za sobą. A kiedy już oboje znaleźli się na dworze, Antosia stanęła przed nim, i spojrzawszy na niego rozzłoszczonym spojrzeniem (a nie powinna się lękać? Cóż, wszyscy jesteśmy szaleni...), wycedziła te oto słowa: - Co ty knujesz, co? - powiedziała to cicho, acz stanowczo. Zdecydowanie stanowczo.
Aptekarka przyjęła zapłatę od klientki, po czym przeszła do kolejnego. – Może powinien pan częściej spacerować poza miastem, tak na świeżym powietrzu, po okolicznych wsiach. To tutejsze powietrze pozostawia wiele do życzenia – zasugerowała kobieta. Nie proponowała przeprowadzki, wszak czasy były takie, że niewielu było stać na to, aby rzucić wszystko, dotychczasowe zajęcie, aby szukać swojego miejsca gdzie indziej. Ciągle jednak zastanawiała się nad tym, skąd kojarzy mężczyznę, do którego się zwracała. – Dam panu zioła, które wspomogą oczyszczanie płuc. Kobieta odszukała na jednej z półek, tym razem za ladą, a nie na magazynie, gdzie przechowywane były bardziej złożone mieszaniny, po czym przesypała do mniejszego opakowania i odwróciła się... ale ani dziewczyny, ani młodego mężczyzny już nie było. Słyszała dzwonek, ale nie sądziła, że klient tak po prostu zrezygnuje z pomocy, po którą rzekomo przyszedł. Może... może powinna zerknąć co się dzieje? Kobieta nie należała do wścibskich, jednak co jeśli za młodą panienką pójdzie jakiś natarczywy jegomość? Wszystko może się zdarzyć! Wolała się upewnić, że nie ma to nic wspólnego z czymś podejrzanym. Podeszła zatem do drzwi. Stała przy nich chwilkę, jakby w zwątpieniu, po czym otworzyła je. – Przepraszam, panienko. Zapomniała pani reszty – rzuciła dla niepoznaki kobiecina, przyglądając się zaistniałej sytuacji.
Leshico Mistrz kowalstwa
Liczba postów : 54 Join date : 13/10/2017
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Pon Paź 12, 2020 7:35 am
Odlot. Dotknięty dłonią anioła poczuł jak jego ciała robi się całe jak z galarety. Dawał się ponieść jakby był piórkiem, a nie siedemdziesięcio-pięcio kilogramowym kawałem barczystego kowala. Następnie z podziwem obserwował w akcji jej słodkie usta, które zwróciły się, jak na pokusę, wprost w jego stronę.
Leszek nie należał do najodważniejszych, stąd chociaż pomyślał w pierwszej chwili, by pochwycić bezbronną niewiastę i skosztować jej słodkiego uśmiechu, nie był w stanie się za to zabrać. Zamiast owego zaczął wymachiwać panicznie dłońmi na wysokości swojej klatki piersiowej i kręcić desperacko głową na znak jawnego nieporozumienia. Wzroku jednak nie mógł oderwać od niewiasty.
– Nie, nie, nie. O czym Paniemka mówi? To nie tak, że próbuję pamienkę uwieźć czy wykorzystać. Jestem pomrządnym człowiekiem, do niedawna zwykłym kowalem. Może mnie Panienka kojarzyć, Leshico kowal z dzielnicy za rzeką – wymsknęło mu się, gdy resztkami sił mentalnych starał się nadal kontrolować tę niespotykaną sytuację. Tak naprawdę chciał powiedzieć : „Tak, dokładnie to, o czym Panienka mówi. Uwiodę Panią dogłębnie a potem wykorzystam. Potrafię być niegrzeczny, ale nie bój się, teraz muszę sprawiać pozory, gdyż pracuję dla Inkwizycji. To ja, Twój Leshico kowal z dzielnicy za rzeką!”.
Urok rzucony przez Antoinette był na tyle mocny, że nie zauważył wychylającej się zza jego pleców ekspedientki.
Antoinette Marionetkarz
Liczba postów : 240 Join date : 24/04/2016
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Wto Kwi 06, 2021 10:44 am
Niestety, ale ruda go nie kojarzyła. Kompletnie. Może miał rację, mogło być zupełnie odwrotnie. Niemniej, nie tym teraz Antosia zaprzątała sobie głowę. Przyglądała mu się uważnie, ręce opierając na biodrach. Po dwusekundowej ciszy ruda pannica usłyszała głos zielarki, która najwidoczniej zwracała się właśnie do niej. Odwróciła się z wielką niechęcią. Kiedy kobieta chciała jej coś podać, Antoinette zbyła ją automatycznie – a raczej planowała, bo gdy dotarło do niej, że chodzi o pieniądze, chętnie przyjęła skromną ilość monet. Przez chwilę bawiła się nimi we wgłębieniu lewej dłoni, napawając się przyjemnym dla jej ucha brzęczeniem. Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do niej. Spojrzeniem mającym w sobie wiele jadu. A czy ekspedientka poznała się na tym, czy nie – tego nie wiemy. Nie wiedziała też tego sama Antosia. Ale powróćmy słów mężczyzny. Nie da się ukryć, ale dziewczynę wręcz zatkało. To dziwne, gdyż ruda pannica rzadko kiedy okazuje takie emocje i stany umysłu. Po prostu zazwyczaj ich... nie odczuwa. To chyba wszystko, a nawet więcej, niż wszystko. Nie odczuwała? Mhm... można w to powątpiewać. A co było, jak powiedzieli jej że zatrzymują ją w psychiatryku? Wtedy też ją zatkało. Nie da się tego ukryć. Te wspomnienia, choć niechciane, wtapiały się w jej mózg niczym nóż w roztopione masło, nie dając szans na zapomnienie. Zrobiła sobie dłuższą pauzę, by odetchnąć, a po chwili odezwała się. -Nie. Nie znam pana. Przykro mi. – odrzekła, zgodnie z prawdą. I już chciała obrócić się na stopach i ruszyć w innym kierunku, tym samym oddalić się od apteki i dziwnego jegomościa. Ale nie. On miał... w sobie to Coś. Tajemniczą aurę, która działała na Antoinette jak magnes.
. . Antoinette… odwróciła się, To się nie mogło dziać naprawdę. Nie mogło się dziać, nie gdy ponownie ją zobaczył po takim czasie. — Czekaj! — krzyknął za nią, choć zwykłe „klepniecie po ramieniu” pewnie by wystarczyło. — Ekhem…eeeem… Nie chciałby, by tak to się skończyło, ale ale…co ona na to? Co miałby zrobić, gdy głowę zaprząta tylko jedna myśl, nie dając myśleć nad właściwą „strategią”? Być może ktoś odparłby „wykrzycz tę jedną myśl i trwaj w prawdzie”, ale to się już stało — było nią to pojedyncze „czekaj”. Dosłownie starczyłoby, by zatrzymać w tej chwili cały czas i tak trwać w tej chwili bez słów i zbędnych pytań. Niestety świat nie był idealny. Kowal zdawał sobie sprawę, że, by szczęściu pozwolić trwać choć odrobinę dłużej, musi zacząć kombinować, musi planować i trochę się przemęczyć. Gdy tak Leshico sobie rozmyślał nad swoją sytuacją, sekundy mijały bezpowrotnie. Gdyby to były ostatnie sekundy jego życia, żałowałby wówczas że nie skupił się bardziej na samej Antoinette, ale nie były, więc dobrze w swoim mniemaniu robił, gdyż zły byłby gdyby te sekundy zaniedbania oddaliły ją od niego na całą resztę życia. — Su su us susuchchchaj — szlag… jeszcze zaczął się jąkać. To byłby cud, gdyby posłuchała do końca, a już w ogóle chciała zostać dłużej. Czyli szanse spadły do zera, ja cie… masakra… — Leshico — imienia był pewien, więc warto było powtórzyć, przynajmniej nie dało się walnąć gafy — a ty Antoinette? —tutaj spalił buraka, oczy powędrowały w kierunku jej obuwia, lecz po chwili zaczęły powracać… zawiesiły się na sekundkę poniżej jej twarzy, spalił burak raz mocniej, potem trwały już spojrzeniem w niej samej. — Hę?
Antoinette Marionetkarz
Liczba postów : 240 Join date : 24/04/2016
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Pon Kwi 12, 2021 10:38 am
Mimo tego wszystkiego, co się tu zadziało, mimo że jakiś dziwny człowieczek chciał z nią nawiązać kontakt, to cóż, postanowiła... zostać. Tak właśnie, moi mili. Zostać. Obracając się, zrobiła to ponownie i postawiła kroki w kierunku tego jegomościa. No bo on miał w sobie to Coś, o czym już wiemy. Dziewczyna podeszła do niego tak blisko, że prawie stykali się nosami. Powiał silniejszy wiatr, a ogniste włosy Antosi pomiziały dzięki temu twarz mężczyzny. Stanęła tak z własnej, nieprzymusowej woli. Jego prośby i błagania nie zrobiły na niej żadnego większego wrażenia. Albo raczej wrażenia w ogóle. Można nawet przypuszczać, że jej mózg w ogóle nie zarejestrował tych dźwięków... Uśmiechnęła się sympatycznie (miała wyćwiczoną taką minę specjalnie na okazje takie, jak ta), do czasu aż... okazało się, że jednak coś zostało zarejestrowane. On... on zna jej imię? I znowu. Powtórka z rozrywki... w jej głowie zapaliło się światełko. Od razu uznała, że to jakiś spisek, ktoś chce jej spaprać życie, jakaś Wielka Organizacja Przeciwko Antoinette (WOPA). Niemniej, postanowiła zbadać tę sprawę. Dlatego ciągnęła dalej tę farsę, jak gdyby nigdy nic, dlatego, zachowywała się normalnie. By stwarzać pozory. Bo ten człowiek nie wiedział, że ruda wie. Wie wszystko. Dlatego Antosia spytała się go łagodnie, skąd ją zna. Skąd zna jej imię. Ale uśmiech trwał... No, niezła z niej aktoreczka.
Leshico Mistrz kowalstwa
Liczba postów : 54 Join date : 13/10/2017
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Nie Kwi 18, 2021 7:30 pm
No i dostał to. Dostał swoją nagrodę w postaci promieniującego uśmiechu. Można powiedzieć, że poczuł się kontent. Podjął ryzyko, zagadał i wyszło lepiej niż gdyby nie robić nic. Przełknął wyraźnie ślinę, gdy słodkie usteczka skierowały w jego stronę kolejne słowa — pytania. Major questem było znaleźć satysfakcjonujące odpowiedzi. Najprościej byłoby rzec prawdę, ale czy aby na pewno najlepiej? — No wiesz… — zawahał się w głosie, otworzył nawet usta, by coś dodać, ale w gdzieś w środku się powstrzymał, przygryzł wargę, zrobił kółko wzrokiem wokół jej twarzy. — Byłaś kiedyś u mnie… w zakładzie — palnąwszy zmieszał się raz jeszcze. Może nawet zaczęło to być irytujące? W końcu zatrzymywał się niemal po każdym słowie. Odwracał co chwile wzrok, by powrócić w końcu spojrzeniem na jej oczy i tak w kółko. Nieumyślnie przeciągał to wszystko. — Kowal… no wiesz… byłem… JESTEM kowalem. Kupowałaś… znaczy… zamówiłaś u mnie… znaczy… jest taki wisior… — „lepiej zamilknij” dopowiedział sobie w myślach — za rzeką… był taki zakład… całkiem całkiem… no wiesz… znany? Raczej nie powiedziałbym. — Skwasił minę przy ostatnich słowach, po czym spojrzał na nią raz jeszcze nieudolnie próbując dostać się wzrokiem do jej oczu. Patrzył, ciekaw, czy został zrozumiany. — No ekhem… — Przybrał w końcu poważną, prostą postawę, lewą pieść przykładając do ust. Poprawił lekko swoje z każdej strony połatane spodnie. Zdecydowanie spojrzał się na nią. — Może gdzieś pójdziemy… wytłumaczyłbym Ci to i tamto przy herbacie albo coś takiego?
Antoinette Marionetkarz
Liczba postów : 240 Join date : 24/04/2016
Temat: Re: Apteka "Mazidło" Pon Kwi 19, 2021 8:57 am
Szczerze? Rudą po prostu zatkało. Czemu on się tak na nią gapi? No, okej, niby miała przygotowane wyjaśnienie, że on należy do tamtej tajnej organizacji. Niemniej, (na razie) nie chciała się zwierzać ze swoich obserwacji. A skoro o tym mowa, napomnijmy że teraz Antoinette powinna tego jegomościa po prostu obserwować. Nie powie mu niczego wprost, bo odstraszy potencjalną zwierzynę. W sumie, miała powody. Przecież on jej proponuje wyjście gdzieś, a więc dziewczyna mogła napić się herbaty albo czegoś innego... bez marnowania swego i tak ubogiego budżetu. No bo on chyba jej postawi, nie? Jak mogłoby być inaczej – skoro ewidentnie widać, iż... no dobra, nie ewidentnie widać, tylko można tak to zinterpretować, że on na nią leci. No bo skąd to całe gorączkowanie się z jego strony, skąd ta dziwaczna mowa? Hę, no skąd? Ale problem był. A raczej, zagadka do rozwiązania. Jaki, do kurwy nędzy, wisiorek? Niczego takiego nie pamiętała... no cóż, jeśli pójdą gdzieś usiąść, wówczas na pewno wszystkiego się dowie, i to bez wyjątków. -Tak, bardzo chętnie z tobą pójdę... wybierzesz może jakąś miłą kawiarenkę? – i znowu ten uśmiech, aż przesadnie słodki, wyćwiczony do niemalże perfekcji, tak, niemalże, bo w niczym, w żadnej dziedzinie życia perfekcji nie da się osiągnąć. Są za to próby, by do owej perfekcji jak najbardziej się przybliżyć.
Wspominałem, że biło jak szalone? Jak dzwon albo miarowy jednostajny kowalski młot o drugiej w nocy — wybudza i denerwuje, a zarazem taki uspokajający dla kowala… Uderzenia w piersi działały odwrotnie do znanego mu dobrze strachu. Przyćmiewały zmysły, przyśpieszały czas, spowalniały myśli. Widział jej usta i wiedział, że były piękne. Nos z pewnością drobny, oczy wyraziste, ale … jaki kolor tych oczu, jaka tekstura skóry wokół ust, jaki kształt fryzury? Wszystko się rozmazywało, oddalało z każdą sekundą i z każdą sekundą stawało co raz mniej dla niego ważne. Uśmiechnął się szczerze, delikatnie. To nie była euforia, a błogi spokój po tym jak powiedziała TAK. Nie wiedział tylko gdzie tu w okolicy były jakieś kawiarenki, ale w czym miałoby mu nie pomóc to cudowne lekarstwo, którego właśnie zażywał, zwane miłością. Co za zrządzenie losu, że otrzymał je tuż po opuszczeniu apteki! Poczuł się spokojniej. Nie rumienił się już więcej lub cały czas był zarumieniony, trudno było to określić. Spojrzał na jej rękę. Wydawała się taka samotna, ale to jeszcze nie był ten „etap”. Z trudem wychylił wzrok za jej głowę, by spojrzeć na ulicę. Szukał czegoś, co przypominało kawiarenkę. — Znam jedną taką. Chodź, pokażę — ten głos był zdecydowanie bardziej swobodny niż poprzedni. Ciekawe na jak długo? Odwrócił się. Zrobił dwa kroki i zerknął za plecy, sprawdzając co z dziewczyną. Uśmiechnął się i poszedł dalej. Zwalniał stopniowo krok, tak by mogła go dogonić. Obserwował też, czy nie woli iść za nim; chociaż wolał żeby jednak szła z nim. Był skupiony na niej tak bardzo, że gdyby przebiegła tędy wówczas dwójka zbiegów wprost z głównego placu goniona przez Inkwizycje, nawet by ich nie zauważył; o jakiejkolwiek reakcji nie wspominając. Zastanawiał się dopiero, gdzie ją zabrać. Jej imię stało się dla niego tak drogie, że nawet w myślach bał się go używać. Zamiast tego zawsze było „ją”, „ona”, „z nią”. Zatem „z nią” postanowił pójść do jedynego miejsca, które znał jak własną kieszeń. Co za ironia. Prowadził można rzecz w tym momencie najdroższą sobie osobę w miejsce… w które ze strachu bał się odwiedzać nawet samotnie, miejsce które przyprawiało go o ciarki… w okolice swojego dawnego domu…