|
|
| Boczna Sala gdzieś na środku korytarza | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:12 pm | |
| |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:14 pm | |
| Z wielkim trudem przyszło mu otwieranie oczu, a kiedy już mu się udało, to oślepiła go biel sufitu. Zmrużył z powrotem oczy i wydał z siebie pomruk niezadowolenia. Gdzie on był? Jak się on tu znalazł? I dlaczego czuł się jakby przejechało po nim pięć powozów? Nagle dopadł go nieprzyjemny ucisk, a nawet ból w klatce piersiowej. Matthew zacisnął zęby i spróbował unieść rękę, lecz i to sprawiało mu nielada problem, gdyż ta nie dość że była ciężka jak kamień to jeszcze drżała jak opętana. Wtedy coś go natchnęło, by rozejrzał się dookoła. I w tym momencie do niego doszło gdzie się znajduje. Tak… to było to cholerne miejsce… nawet zapach ten sam… aż przeszedł go bardzo nieprzyjemny dreszcz. - Obudził się pan? - doszło do niego pytanie z drugiego końca sali, lecz nim zdążył się obrócić w stronę kobiety, ona już wyszła. Poczuł wtedy też ucisk i dzwonienie w uszach. Doszło też do niego że ma bandaż wokół głowy tak jak i klatki piersiowej. Co za koszmar. Kobieta, która okazała się być pielęgniarką, wróciła do niego z wąsatym mężczyzną w kitlu. Zapytał się wtedy wesoło grabarza jak się czuje i czy lepiej niż wygląda, lecz wzrok mężczyzny jasno dał mu do zrozumienia że jeśli jeszcze kiedyś sobie tak zażartuje to będzie leżał na łóżku obok niego. Na całe szczęście doktorek nie miał nastroju do dalszego błaznowania i przeszedł do konkretów pytając się o tożsamość Matthewa i o to czy pamiętał coś przed straceniem przytomności. Samemu grabarzowi ciężko było odpowiadać. Jego głos był szorstki i zachrypnięty. Starał się sobie przypomnieć co tak naprawdę tam zaszło, lecz jego pamięć była dziurawa jak ser szwajcarski i nic poza tym kto z nim był nie pamiętał. Doktorkowi jak na razie to najwyraźniej wystarczyło. Dowiedział się wtedy też że ma połamane żebra w czterech miejscach, liczne otarcia oraz stłuczenia, jak i ze trzy guzy na głowie, i że od przybycia do szpitala spał ze dwadzieścia cztery godziny, jak i prędzej niż za półtorej tygodnia go nie wypuszczą. Nawet nie wiedzą jakie mieli szczęście że był zbyt obolały by się na nich wytrzasnąć z tego powodu. Jedyne czego teraz pragnął to spać dalej. Aczkolwiek nim odpłynął w błogi sen, zapytał w jakim stanie była reszta osób, która poszła z nim na misję, lecz dowiedział się jedynie że nikogo z nich nie ma w szpitalu (prócz balsamisty oczywiście). Kamień wtedy spadł mu z serca. Nie to że obchdzili go jakoś specjalnie, a na pewno nie z jakieś ⅔ tych ludzi. Pierwszy dzień zleciał mu głównie na spaniu, lecz od drugiego czuł się znacznie lepiej (aczkolwiek nadal fatalnie). Rano od razu po przebudzeniu zarządził, że nie życzy sobie tego by informowano jego rodzine, oraz żadnych odwiedzin. Po czym reszta poranka zleciała mu na wyganianiu pielęgniarki i niejedzeniu tej brei, którą nazywali tu śniadaniem. Nie musiał czekać długo nim atmosfera tego miejsca zaczęła dawać mu we znaki Leżał sam na sali, a jedyne dźwięki, które było słychać to krzyki zza okna, którego z resztą leżał bardzo blisko. Doszło do niego jak bardzo tam spieprzył. Już słyszał te szyderstwa ze strony współpracowników. Oto jest Matthew Borcke, ten który to nawet nie zacznie misji a już ją kończy. Serio to musiał być jakiś rekord. W dodatku bardziej żałośnie tego chyba nie mógł zrobić. Chyba już nigdy nie poślą go w teren… i po upragnionym awansie. A co gorsza pokazał wszystkim jak słaby jest. Przez całą swoją karierę zależało mu na tym, by pokazać innym że mimo wszystkich trudności był profesjonalistą i potrafił ze wszystkim radzić sobie sam, lecz jak widać nawet nie umiał działać w grupie. Aż chciało mu się wyć taki był beznadziejny. Wszystko to przywoływało bardzo nieprzyjemne wspomnienia sprzed pięcioma laty, kiedy miał pewien “wypadek”, aż skręcało mu żołądek. Ten okropny chłód i pustka. Naprawdę nienawidził tego miejsca z całego serca. Chciałby powiedzieć że doskwiera mu ta samotność (tak jak z resztą wtedy), lecz sam nie był pewien czy chciałby by ktoś go oglądał w takim stanie. Przyzwyczajony był do takiego stanu, a z resztą nie zasługiwał na nic lepszego swoimi popisami… Najgorsze było to że nie miał się czym zająć przez ten czas, oprócz obmyślania co tu robić by nie jeść szpitalnego żarcia i o samobójstwie głodowym, dopóki nie przypomniał sobie o Bethanii. Matko Boska przenajświętsza! Przecież ona była tam sama! Na pewno była głodna i przerażona! Co tu robić? Co tu robić?! Było już zbyt późno by kogokolwiek wołać, a też nie ufał żadnemu balsamiście. Najprędzej jutro zawoła Marthę… o ile tamtą wróci z “urlopu”. Praktycznie był bezsilny i Boże jakie to było okropne!!! Miał tylko nadzieję że z jego królewną wszystko w porządku. Tym czasem po długich, jałowych godzinach nadszedł wieczór. Matthew zamknął oczy, będąc wyczerpany tym okropnym martwieniem się. Przynajmniej nie musiał się już przebierać gdyż był już w piżamie.
Ostatnio zmieniony przez Matthew dnia Pią Sie 11, 2017 9:01 pm, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:16 pm | |
| Zakończona misja jej również przyniosła kilka otarć i siniaków, lecz w porównaniu do własnego kuzyna, była okazem zdrowia, a po powrocie do miasta po zranieniach nie pozostał nawet ślad. Gdy tylko zdała raport przełożonym, od razu pognała do szpitala, nie zaznając nawet kąpieli ani posiłku. Oczywistym było, że miała wyrzuty sumienia za to, co spotkało Matta. Obwiniała się o brak natychmiastowej reakcji, co dla niespecjalnie obeznanego w walce grabarza, okazało się być zgubne. Poza tym miała najszczerszą ochotę zamordować swojego kuzyna. Za to, że pozwolił się narażać. Za idiotyczny pomysł wyściubienia swojego nosa poza progi bezpiecznego, grabarskiego gabinetu. A przede wszystkim za ten pierdolony kapelusz z piórami. Co on sobie, do ciężkiej cholery, myślał!? Wparowała do sali szpitalnej, dopytując się o rudowłosego grabarza. Zignorowała zupełnie dość dosadne sugestie lekarza, że Matthew potrzebuje teraz jedynie spokoju i odpoczynku, udając się do wskazanej, bocznej sali. I wtedy dopiero rozpętało się piekło. Widząc nieprzytomnego kuzyna, wpadła w charakterystyczny dla siebie ciąg absolutnie niepoprawnego radzenia sobie w kryzysowych sytuacjach. Wydzierała się na lekarza, dopytując, dlaczego rudzielec wciąż leży bez śladu życia, gdy zapewniano ją o jego „znośnym” stanie. Później zaczęła wyklinać wszystkich pracowników, mówiąc w niezbyt przyjemnych słowach o ich niekompetencji. Obudziła śpiących pacjentów, zwróciła na siebie uwagę wszystkich pielęgniarek. Legendy głoszą nawet, że jeden z chorych obudził się wtedy ze śpiączki. Oczywiście, Selene została wyrzucona ze szpitala z zakazem powracania. Świetnie. Jak tak dalej pójdzie, zabraknie miejsc na Ziemi, do których inkwizytorka będzie mogła wstąpić. To zmusiło ją do zachowania spokoju i cierpliwego czekania. Cały dowcip polegał na tym, że Selene nigdy nie należała do osób cierpliwych. Już kolejnego dnia obmyśliła swój złowieszczy plan działania. Po pracy popędziła na targ, nie chcąc przychodzić w odwiedziny z pustymi rękoma. Przygotowała się, ostatecznie pod osłoną nocy zawędrowała do bram Inkwizycji. Miała przygotowaną wymówkę na wypadek, gdyby ktoś ją przyłapał - i właśnie tak się stało. Bynajmniej nie brzmiała wiarygodnie. Wymyśliła sobie tajemniczą nocną kontrolę lochów. Poszczęściło się jej tym razem; strażnicy machnęli ręką na dziwactwa Selene, znając ją już dość dobrze. Czując się więc jak geniusz zbrodni, powędrowała do skrzydła szpitalnego, szukając jakichkolwiek otwartych drzwi lub okien. Ten oto etap zajął jej ładną część nocy. Dochodziła gdzieś druga, gdy w końcu udało jej się przemknąć przez wejście dla lekarzy, trafiając w końcu do sali Matta. Odetchnęła z ulgą, zachowując się najciszej jak potrafiła. Położyła delikatnie drobny prezent zapakowany w szary papier obleczony lnianym sznurkiem na szafce przy łóżku mężczyzny. Usiadła miękko na pościeli kuzyna w okolicach jego bioder, przyglądając się ze smutkiem nieświadomej jej obecności twarzy, oświetlanej jedynie przez przebijające się słabo światło lamp z ulicy. Biedny Matthew... Ciekawe kiedy się obudzi...? Ujęła jego dłoń, z żalem mocno ściskając. Nie chciała go wyrywać ze snu, a jednak uczyniła to, zupełnie nieświadoma, że rudzielec nie znajduje się dłużej w stanienie nieprzytomności. Przypisała ten efekt do cudu, korzystając z okazji i przeklinając w myśli po raz kolejny wszystkich lekarzy, że nie potrafili tego dokonać. Widząc poruszenie mężczyzny prędko przytknęła mu palce do ust, mówiąc ściszonym głosem: - Musisz być cicho, Matt. Inaczej będę miała problemy - ostrzegła go, zaraz prowizorycznie zerkając w stronę drzwi. Serce biło jej silnie; czuła się jak włamywacz i w dodatku ten początkujący swoją nielegalną karierę. Dopiero, gdy była pewna, że tamten nie piśnie głośno słowa, oderwała od niego palce, zachowując bezpieczny dystans. Odsunęła się na skraj łóżka, puściła dłoń mężczyzny. Jeszcze przed minioną chwilą miała mu tyle do powiedzenia. Teraz jej głowę wypełniła pustka, nie wiedziała od czego zacząć. Z pewnością nie miała zamiaru go strofować, a przynajmniej darując sobie mord na osobie grabarza. Selene było bardzo szkoda kuzyna - z bliska wyglądał jeszcze gorzej. Rozczuliła się, wzdychając cicho. - Och, Matthew... - zaczęła nieporadnie, pochylając się lekko, by lepiej ją słyszał. - Bardzo cię boli...? |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:22 pm | |
| Nie był w stanie przypomnieć sobie co mu się w tym momencie śniło, aczkolwiek nie było to nic przyjemnego, zważywszy na to że niemalże czuł zimny pot na swoim czole. Można powiedzieć, że jego kuzynka po raz kolejny ratowała mu tyłek, nawet w tym trochę mniej prawdziwym świecie. Czując jej dotyk nie od razu się zbudził; miarowo otwierał oczy, aż w końcu ukazała się mu ledwo oświetlona postać. Nie od razu rozpoznał swoją kuzynkę. Przez chwilę myślał, że umarł we śnie i sam Thanatos przyszedł po niego, by zaprowadzić go w odmęty Hadesu. Spostrzegł się później, że jego domniemanemu bożkowi śmierci brakuje skrzydeł i jego uścisk jest jednak zbyt delikatny jak na nadludzką istotę, lecz nie rozpoznał siedzącej przed nim figury, dopóki nie przemówiła do niego swoim przyjemnym głosem, a nawet wtedy do końca nie zdawał sobie z tego sprawy. Miała naprawdę wielkie szczęście, że miał na tyle upośledzony instynkt samozachowawczy, że nie zaczął wydzierać się na całe gardło i nie obudził wszystkich łącznie z wiedźmami z lochów. Zamiast tego, cichym i lekko zachrypniętym głosem odezwał się do niej z niedowierzającą miną. - Selene..? Przyszłaś tu do mnie? - w jego oczach pojawił się mały błysk i ogólnie mimo wszystko zrobiło mu się jakoś tak dziwnie… ciepło. Nie spodziewał się że ktoś go odwiedzi, choć w głębi serca bardzo tego pragną, nieważne jak bardzo by się tego nie wypierał. Na jego ustach pojawił się nieporadny uśmiech. Cieszył się, że to ze wszystkich osób była to jednak ona, lecz po chwili zmarszczył brwi i spojrzał przez okno. - Która godzina? Chyba… chyba trochę już za późno odwiedziny..? - jęczał. Prawdę mówiąc miał to w nosie, lecz coś mu tu nie pasowało (aczkolwiek trudno mu było sprecyzować co). Dopiero teraz mógł odpowiedzieć na jej pytanie. - Połamane żebra w czterech miejscach i niewielki uraz głowy… Da się przeżyć. - po raz kolejny kąciki jego ust uniosły się i wyglądał dość żałośnie. - Z resztą sama wiesz, że potrafię znieść o wiele gorsze katusze … - przetarł oczy. Najwyraźniej coraz bardziej dochodziło do niego to co się działo. - Aczkolwiek… - i tu zatrzymał się na moment. - aczkolwiek jeśli wyglądam chociażby w jednej czwartej tak źle jak myślę to naprawdę bardzo ci teraz współczuję. - O dziwo miał teraz przez nią bardzo dobry humor. - Jak ja nie cierpię tych cholernych sal… wystarczyło by jedno jebane lustro gdzieś w rogu, lecz oczywiście to zbyt dużo dla tej kanalii Inkwizycyjnej. - oczywiście nie byłby sobą gdyby nie ponarzekał sobie na balsamistów, choć będąc całkiem szczerym, wolałby się teraz nie oglądać. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:24 pm | |
| Wciąż nie mogła pozbyć się nawyku zerkania na drzwi, jakby te wkrótce miały się otworzyć, a w progu stanąć zdenerwowany lekarz. Zachowywała się nerwowo, a jej głos nigdy nie wykraczał poza przyciszony szept. Już po tym Matthew mógł przypuszczać, że pobyt Selene w szpitalu nie należy do tych przyzwoitych. Jednak widząc jego ożywienie, nawet po niedawnym wyrwaniu ze snu, ucieszyła się i czarne myśli o przyłapaniu zeszły na dalszy plan. - Oczywiście, głupku. Musiałam sprawdzić, jak sobie radzisz - mrugnęła do niego, czego raczej nie mógł dostrzec w otaczającym ich półmroku. - Jest późno - uprościła, niespecjalnie dumna, że zakradła się tu samym środkiem nocy. Oboje nie mogli jednak tego dokładnie sprawdzić - rodzinnym u nich było noszenie niedziałających zegarków. - Nie mogłam odwiedzić cię wcześniej; lekarze robili problemy - oznajmiła z przekąsem, zupełnie przekonana, że to nie ona była powodem tychże problemów. Nie wchodziła w szczegóły - unikała zbędnych kompromitacji. Nawet jeśli jej odwiedziny już z daleka wyglądały na podejrzane. - Nie planowałam cię jednak budzić... Słyszałam, że jesteś nieprzytomny - mruknęła jeszcze, próbując się usprawiedliwić. Mimo wszystko, niezapowiedziane wizyty ulubionej (bo jedynej) kuzynki w nocy nie musiały należeć do przyjemnych. - Nie będę tu długo. Powinieneś odpoczywać - zapewniła, w rzeczywistości nie chcąc mu przeszkadzać. Wysłuchiwała z trudem zarobionych przez niego obrażeń, powstrzymując się od marszczenia brwi. Jednocześnie było jej szkoda Matta oraz miała ochotę przystawić mu palec wskazujący do wspominanego złamania, docisnąć i wrzeszczeć, że sam sobie na to zasłużył, pchając się tam, gdzie wcale nie powinno go być. Z trudem udało jej się przemilczeć wypowiedź mężczyzny. Kiwnęła głową na znak, że przyjęła do wiadomości. - Potrzebujesz czegoś? Podać ci szklankę z wodą? - zapytała cichutko, poprawiając mu poduszkę, by przebywał w bezpiecznej, półleżącej pozycji, a następnie nie czekając na jego odpowiedź, sięgnęła po wspomnianą wodę i wręczyła. - Och, musisz się więc czuć naprawdę fatalnie - odparła, choć nie widziała go aż tak dokładnie; jej oczy zaczęły się dopiero przyzwyczajać do półmroku panującego w sali. - Dlatego też brak lustra wyjdzie ci na plus - balsamiści wszystko przemyśleli - zaśmiała się lekko, zaraz zakrywając usta dłonią, by wyższy dźwięk nie wzbudził niczyich podejrzeń. Wesołość Selene prędko przygasła; wystarczyło do tego kolejne spojrzenie na obrażenia Matthewa, powstałe w tak głupich okolicznościach. Spoważniała, mrużąc oczy i postanawiając przejść do istotnego dla niej tematu. - Matthew... - zaczęła cicho, lecz twardym tonem. - Wiem, że nie jestem osobą, która może czegokolwiek od ciebie żądać... - westchnęła, na moment pesząc się i odwracając spojrzenie. Wróciła do kuzyna wzrokiem, gdy na nowo ułożyła sobie wypowiedź w głowie. - Jednak chcę, abyś obiecał mi jedno. Następnym razem, gdy wyślą cię w teren - odmów. Proszę. Jeśli tylko będziesz miał taką możliwość - spróbowała, mając nadzieję, że ten zgodzi się bez większych sporów. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:26 pm | |
| Spoglądał na nią z lekka śmiejąc się pod nosem. - Oczywiście - mruczał. - Przez “robili problemy” mam rozumieć “dostałam dożywotni zakaz wchodzenia na skrzydło szpitalne”, dobrze rozumiem? - uśmiechnął się z przekąsem. Jak on dobrze to znał, nawet za dobrze. - W porządku Selene. Wszystko doskonale rozumiem - zaświergotał. - Aczkolwiek nie cierpię jakoś bardzo z tego powodu. Gdybym mógł to najchętniej wstałbym, wyszedł i nigdy nie zbliżałbym się więcej do tego przeklętego skrzydła szpitalnego, lecz cóż mogę zrobić? Musiałby się zdarzyć cud, bym wyszedł stąd wcześniej niżeli za co najmniej dwa i pół tygodnia - westchnął, co nie było z jego strony zbyt mądre, gdyż przy każdym głębszym oddechu czuł duży ból w klatce piersiowej. W milczeniu dał się sprowadzić do pozycji siedzącej, przez cały czas patrząc w oczy Selene. Ze względu na swoją wadę wzroku, oraz półmrok nie widział jej zbyt dobrze, aczkolwiek nie potrafił oderwać od niej swoich oczu. Nadal do końca nie wierzył, że do niego przyszła. Nie trzeba też było jakiegoś niezwykłego bystrzachy, by zrozumieć, że nie była dla niego tylko jakaś tam kuzynką, nie ważne jak bardzo by się tego wypierał. Gdyby to kto inny go obudził natychmiast podniósłby się wrzask i nawet nie zdarzyłby mrugnąć, a już wyleciałaby przez okno. Przy niej jedynie grzecznie sięgnął po szklaneczkę i począł sączyć wodę jak na zawołanie. Leżąc tak stwierdził, że miała ładny śmiech, mimo to że śmiała się z niego. Zdał sobie sprawę też, jak dawno go słyszał. Przypomniało mu się jak za dawnych lat uśmiech praktycznie nie schodził z jej ust. Wspomnienie to było takie namacalne, mimo że to tak dawno, a wspomnienia z tamtych lat sam starał się wymazać. Jednak zawsze, kiedy ona była w pobliżu one wracały. W sumie był to jeden z powodów dlaczego tak bardzo starał się ją unikać, lecz tak naprawdę niczego nie był już pewien… Był tak całkowicie pochłonięty swoimi refleksjami, gdyby nie kolejna wypowiedź Selene. Wtedy nieomal zakrztusił się wodą. I znów ten pieprzony ból, aż zacisnął zęby i złapał się za klatkę piersiową. - C-co? - wymamrotał. - Ale o co ci chodzi? - wysyczał wielce dotknięty. Dobrze wiedział o co jej chodziło. Jak. Ona. Śmiała. - Posłuchaj mnie Selene. I to raz, a dobrze. - zrobił naprawdę groźna minę i aż poczerwieniał że złości. - Jestem Inkwizytorem i to mój OBOWIĄZEK, by pracować na rzecz zwalczania powikłań mutacji, czy innego gówna, zrozumiałaś? Nie! Nie będę niczego odmawiał. Czy to ci się podoba, czy nie… - Był śmiertelnie poważny. Tak naprawdę miałby szczęście jeśli zlecili mu by jakąkolwiek misję po tym incydencie. Selene nie musiała wiedzieć ale miał na tym punkcie fisia. Musiał udowodnić za wszelką cenę swoją wartość, był przecież profesjonalistą, prawda? |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:28 pm | |
| Cholera, jestem aż tak przewidywalna? - zapytała siebie, spuszczając wzrok i czując rosnące zażenowanie. Sama wyhodowała sobie taką opinię, więc wina leżała wyłącznie po jej stronie. Pozostało tylko obrócić okropną sytuację w żart. - Jak widzisz, poradziłam sobie w inny sposób. - Zdobyła się tylko na ten krótki komentarz, nieudolnie próbując odegrać rolę wzorowego członka rodziny. Dowcip polegał na tym, że w rzeczywistości nie musiała udawać; tym razem zamierzała pielęgnować tę więź, pojawiającą się między nimi na nowo. Tęskniła do tego. Zapomniała już, jak swobodnie rozmawiało się z osobą, która wiedziała o niej wszystko. Postanowiła więc o niego dbać, nawet jeśli jej starania miały ograniczać się do trzymania szklanki wody i nocnych odwiedzin w szpitalu. Gdy już się napił, łagodnie odebrała od niego naczynie, cichutko odstawiając je na drewnianej szafce przy łóżku. Tuż przed tym, nim nastąpił wybuch, całe szczęście. Obeszło się bez dźwięku tłuczonego szkła. Ach. Ugodziła w jego męską dumę. Wykonała niezbyt taktowny krok, co uświadomiła sobie już po jego pierwszych słowach. Mogła rozegrać to inaczej. Ale nie zamierzała odpuszczać; stawka była za wysoka. Musiała obrać inną taktykę, zmuszając się nawet do podstępu. Obrała uspokajający ton, najcichszy, na jaki ją było wtedy stać. - Nie mówię tego ze złośliwości - zapewniła go gorąco. Najgorsze, co mógł uczynić, to wziąć jej komentarz za wytyk. - Nie jesteś żniwiarzem, by wykonywać brudną robotę. Wtedy, miałeś prawo odmówić... - powoli zbierała myśli. Zamierzała wykorzystać wszystkie dostępne jej argumenty, aby Matthew nigdy nie dopuścił do podobnej sytuacji ponownie. - Matt... Owszem, jesteś inkwizytorem, ale uganianie się za wiedźmami po lesie wykracza poza twoje kompetencje. To nie tak, że brakuje ci czegoś, nie... jesteś inteligentnym człowiekiem, ba - najinteligentniejszym, jakiego znam! Ale twoja rola w całości to coś więcej niż to, co próbowałeś osiągnąć w Ponurym Borze - mówiła, w pełni przejęta, nie marnując chwili na zbędny oddech. Wyprostowała się, nie zamierzając się poddawać, do kiedy go nie przekona. - Nie możesz być doskonałym we wszystkim, Matt - podsumowała tymi słowami, mając wrażenie, że właśnie w tym miejscu leży problem mężczyzny. Musiał pogodzić się ze swoją porażką, skoro podjął się niemal niemożliwego. - Martwiłam się o ciebie - dodała jeszcze, tym razem wyjątkowo cicho, aż zapewne miał problemy z dosłyszeniem słów Selene. Spojrzała mu głęboko w oczy, mając nadzieję, że tym razem go przekona, a on złoży jej obietnicę. I raz na zawsze porzucą ten podły temat. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:31 pm | |
| Żadne logiczne wyjaśnienia do niego nie trafiały. Selene nie wiedziała, lecz w tym momencie przyciskała go w bardzo wrażliwym punkcie. Praca była jedyną rzeczą, która go nadal jakoś trzymała w kupie. Każde, chociażby najmniejsze potknięcie traktował bardzo personalnie, bo w sumie… nic innego mu nie zostało. - Zamilcz! - mimo bólu przybliżył się do niej i produkował się dalej. - Nie będę tego dalej słuchał! - skrzeczał z trudem wydając z siebie jakikolwiek dźwięk. - Jestem poważnym człowiekiem i podchodzę do mojej funkcji poważnie! Będę brał czynny udział w misjach, czy się to wam podoba, czy nie i nie będę się nikomu tłumaczył! Z resztą i tak byś tego nie zrozumiała, ty… - Tym razem ból był nie do zniesienia. Złapał się za klatkę piersiową i wbił w poduszkę. - Cholera… - wysyczał tylko, zwijając się z twarzą wykrzywioną od cierpienia. Jęczał trochę po czym całkowicie zamilkł, odwracając przy tym od niej głowę. Cała złość, którą przed chwilą czuł z niego zeszła i został tylko smutek, i żal do samego siebie. Co z niego był za inkwizytor? Nawet paru sekund na misji nie potrafił wytrzymać, nie wspominając o jakichkolwiek umiejętnościach przetrwania… A jej słowa na pewno mu nie dodawały skrzydeł. To też nie tak, że wtedy nic nie czuł, o nie. Szczerze to aż wstyd jak bardzo parę miłych słówek potrafiło nim wstrząsnąć. Dlatego też siedział tak cicho. Było to dla niego niezrozumiałe jak ktoś mógł twierdzić, że nie jest mu obojętne co się z nim stanie i że… jest dość dobry. Ta wiadomość była dla niego tak abstrakcyjna, że po prostu nie potrafił tego do siebie przyjąć. A jednak czuł miłe ciepło gdzieś w środku, którego nie czuł od dawien dawna i chyba to przytłaczało go najbardziej. Jego kuzynka ostatnio chyba postanowiła, że będzie na nowo wzbudzać w nim emocje, których próbował się wyrzec i to szczerze mówiąc nie wychodziło jej to najgorzej. - I tak nie zrozumiesz… - mruknął cichutko. Prawdę mówiąc to wstrzymywał się od wybuchu płaczem, tak go to wszystko poprzekręcało, aż przygryzł wargę. Nie… tego by było już za wiele. Nie mógł sobie pozwolić na taką kompromitację, nawet przy niej. Musiał szybko to przerwać. - Z resztą - w końcu się odezwał. - ta rozmowa nie ma sensu… Miałbym niezwykłe szczęście jeśli po tym żałosnym incydencie ktokolwiek dopuścił mnie do brania udziału w jakiejkolwiek misji, lecz jeśli cię to uspokoi to powiem, że przemyślę jeszcze to wszystko… - mruczał nie patrząc jej w oczy. To jeszcze nie było to co chciał osiągnąć. Wziął głęboki (na ile mógł) oddech i wydusił z siebie - I wybacz mi, że się na ciebie tak uniosłem… Z mojej strony było to naprawdę nieprofesjonalne, tym bardziej że nie chciałaś nic złego… Zapomnijmy o tym, dobrze? I nie ciągnijmy więcej tego tematu. - Zawstydził się tak, że nawet w ciemności można było zauważyć jego czerwone policzki. Kiedyś może otworzy się przed nią bardziej, lecz niestety nie był to ten dzień. - Poza tym… - ciągnął dalej, uśmiechając się przy tym głupio. - Powinnaś znaleźć sobie inny obiekt, o który warto byłoby się martwić i najlepiej gdyby nie byłby też takim skończonym idiotom, jak i wrednym chujkiem - Wyszczerzył się najżałośniej jak tylko mógł. Próbował obrócić tę niezręczną sytuację w żart z dość marnym skutkiem, po czym przypomniał sobie coś przez co zaśmiał się pod nosem. - To trochę przykre, jeśli naprawdę jestem najinteligentniejszym człowiekiem jakiego znasz. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:34 pm | |
| Podskoczyła na podniesiony dźwięk, gotowa chować się pod łóżko, na wypadek nocnej wizyty lekarskiej, balsamistów, zwiedzionych zakłócającym ciszę hałasem. Zdziwiliby się, gdyby zamiast wzywającego Matta pomocy, zastali rudowłosą inkwizytorkę, która usiłuje się zmieścić pod łóżkiem. Coś takiego z pewnością nie zostałoby jej zapomniane. Gdy jednak na korytarzu nie rozległy się żadne kroki odetchnęła z ulgą, wracając myślami do kuzyna. Wtedy też przeraziła się, widząc go w tym stanie. - Nie ruszaj się - poprosiła go ostrym tonem, gotowa unieruchomić go przy użyciu własnych dłoni, gdyby tylko zapragnął się rzucać. - Nie ma powodu do unoszenia się - dodała cicho, żałując, że poruszyła temat, gdy Matt znajduje się w tym opłakanym stanie. Zrozumiała, że musi odpuścić, nawet jeśli według pierwotnych założeń miała trzymać się swoich przekonań aż do osiągnięcia celu. Zrezygnowała z odpowiedzi, choć bardzo chciała dodać jeszcze swoje trzy grosze. Na szczęście Matt powoli się uspokajał, tuż po dojściu do stanu, w którym Selene sama zastanawiałaby się, czy to nie pora zawołać lekarzy. Nie sądziła, że jej wizyta zgodnie z ich zastrzeżeniami, nie przyniesie za dużo korzyści. Przeciwnie, miała wrażenie, że cały czas mu szkodzi i go stresuje. Dlatego nawet, gdy wypowiedział ostatnie słowa, nie odzywała się, pozwalając mu odetchnąć. Podniosła się powoli, opierając obie ręce na części łóżka tuż pod jego poduszką, wkrótce odrywając z ziemi nogi i układając kolana na jego pościeli. Ułożyła się tuż obok niego; na wolnym skrawku jednego boku, leżąc właściwie na krawędzi, nie mogąc drgnąć, aby nie spaść na podłogę. Nie ściągnęła nawet butów - ułożyła je na dolnej poręczy łóżka, niespecjalnie siląc się na nieubłocenie poszewki. Złapała kuzyna za materiał pidżamy, wtulając się lekko, aby nabrać odrobinę stabilności w tej niezbyt zgrabnej pozycji. - Powinnam - odpowiedziała krótko na jego sugestię. Znajdowała się już na tyle blisko, że jej szept stał się wyraźny i dosłyszalny. Zamknęła oczy. - Rodziny się jednak nie wybiera. I muszę dbać o to, czym mnie los pokarał - mruknęła, w przeciwieństwie do niego, nie żartując. Była spokojna, odrobinę rozklejona. Mógł czuć jej mocne bicie serca. - Jesteś też największym kretynem, jakiego znam - dodała cicho, obejmując go sennie, starając się sprawić mu jak najmniej bólu, świadoma, że Matthew składa się teraz w większości z siniaków. Rozpłynęła się. Mogłaby zasnąć w tej pozycji, gdyby nie żywe emocje wewnątrz niej. - Nie odpuszczę ci, nie myśl sobie. - Jeśli z ust Sel padła groźba, była ona wypowiedziana w iście anielski sposób. Nie siliła się na twardy ton, choć w planach wybiegała już do podstępu i manipulacji. Użycia wszystkich, dostępnych jej środków. Póki co poczeka, aż Matt wyzdrowieje. - Chciałabym się tobą zaopiekować, jeśli mi pozwolisz - mruknęła niezbyt przytomnie. - Tak jak ty niegdyś opiekowałeś się mną. Może w odrobinę mniej nieporadny sposób... - westchnęła, śmiejąc się zaraz bezgłośnie. Przed oczyma stanęły jej wspomnienia. - A pamiętasz, jak...? - urwała wtulając się w niego i ukrywając twarz w ramieniu mężczyzny. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:41 pm | |
| Nawet się nie obejrzał, a Selene już pchała się go jego nieszczęsnego łóżka. - Cz-czekaj, co ty…? - jęknął. Czego jak czego, ale tego że jego kuzynka zechce urządzić sobie jakieś wspólne nocowanie z nim w szpitalu. Im bardziej się zbliżała, tym bardziej czuł się skrępowany, na tyle by nie móc z siebie wydusić ani słowa. To wszystko działo się tak szybko, a do niego z trudem docierały bodźce zewnętrzne. Przez dłuższy czas udało jej się go skutecznie uciszyć swoim wybrykiem, lecz powoli pierwszy szok z niego spłynął. Postanowił jej jednak nie wykopywać na podłogę. Owszem, sytuacja była dość niezręczna, aczkolwiek jej dotyk był taki… miły, delikatny, można nawet powiedzieć, że opiekuńczy. Usadowiła się tak blisko. Czuł jej ciepły oddech na swojej skórze, aż przeszedł go dreszcz. Sama jej obecność sprawiała, że robiło mu się ciepło, a w tym momencie był rozgrzany tak mocno, że można było na nim kłuć żelazo. Uśmiechnął się pod nosem, słysząc jej komentarz odnośnie jego ostatniej wypowiedzi. Przesunął się troszkę też w bok, by zrobić jej więcej miejsca, co było dla niego nie lada wysiłkiem. Wpatrywał się w nią bezustannie. Była taka spokojna, zupełnie nie jak ona. Wydawała się wtedy mu mniejsza, rzadko kiedy miał okazję widzieć ją z tej perspektywy, było to troszkę dziwne uczucie, aczkolwiek bardzo miłe, niemalże rozczulające. Wtedy powoli i spokojnie wyciągnął swoją rękę, i delikatnym ruchem odgarnął jej włosy z twarzy, by móc przyjrzeć się jej bardziej. Jego serce przyspieszyło. W delikatnym świetle lampy z zewnątrz była jeszcze bardziej rozczulająca. Ciekawe czy ktoś kiedyś jej mówił jaka była piękna. Pogładził ją wtedy delikatnie po policzku, czując jak zbliżają się do siebie. Jego również nagle nawiedziły wspomnienia, bardziej odległe niż można było się tego spodziewać. - Jak co? - dopytywał zaciekawiony, aczkolwiek po chwili domyślił się, że odpowiedzi nie dostanie tak łatwo. Nie szkodzi. Rękę zanurzył wtedy w jej włosach i pogłaskał ją czule. - Mam zgadywać? - zaśmiał się pod nosem i sięgnął pamięcią, gdzieś do czasów przed Inkwizycją, kiedy jego życie wydawało mu się łatwiejsze… - Czyżby… chodziło ci o to, kiedy to pewnego dnia postanowiłem ci zapleść warkocze, co zajęło mi z niespełna bite trzy godziny? - sam nie wiedział czemu to pierwsze przyszło mi do głowy, aczkolwiek nie zastanawiał się nad tym dłużej, gdyż przyszło mu do głowy rozwiązanie zagadki. - Na pewno chodzi ci o to, kiedy wymykaliśmy się wieczorami ze swoich łóżek by spać razem prawda? O to chodzi, czyż nie? Chyba nie mówisz o tym, gdy razem utknęliśmy na drzewie przez pół dnia. - Wrócił nagłe wspomnieniami do tego przerażającego dnia, po czym westchnął cicho i wywiesił biała flagę - Nie mam pojęcia, Selene… Za dużo tego - mruknął zrezygnowany. Przechylił wtedy głowę w jej stronę i niemalże stykał się z nią. Dosłownie dzieliły ich milimetry. Ona teraz również mogła poczuć jego oddech. Pozwolił sobie tak rozkoszować się tą chwilą, póki na nowo nie podjął się pewnego tematu. - Opiekować… - powtórzył, czując rosnącą gulę w gardle, po czym objął ją drugą ręką przyciskając do siebie mocniej. Chyba jeszcze nigdy się tak nie czuł, przerażało go to, lecz teraz był szczęśliwy, by od tego uciekać. - Selene - szepnął jej do ucha. Była jeszcze sprawa, którą nie chciał lecz musiał poruszyć. - Ty… ty wiesz, że tak naprawdę nie jesteśmy rodziną, prawda? - oczy mu się przeszkliły i czuł jak pętla zaciska mu się na szyi. Trudno było powiedzieć czy to dobry moment na tę rozmowę. Wrócimy również te wspomnienia, które za wszelką cenę chciał wymazać z pamięci raz na zawsze. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Lip 28, 2017 5:41 pm | |
| Z pełną premedytacją zignorowała jego zdziwienie i urwany sprzeciw. Nie czuła, jakby czyniła coś niewłaściwego; ten rodzaj bliskości, jakim ją obdarzał, był Selene dobrze znany. Ułożyła się i dopasowała możliwie ściśle, bez śladu zażenowania i zamiaru oszczędzenia mu kolejnej porcji stresu powodującej niepożądany przyspieszony oddech. Doprawdy, będzie miał szczęście, jeśli przez nią jego pobyt w szpitalu nie wydłuży się. Bawiły ją jego próby odgadnięcia. Początkowo nie był nawet blisko, ale gdy mówił o warkoczach, trzymając dłoń w jej włosach... Aż poczuła to na nowo. Zadrżała. Ułożyła palce na wierzchu jego ręki, przeczesując wraz z nim kasztanowe kosmki niczym grzebieniem. Przywołała wspomnienia, całą siłą woli usiłując wyobrazić sobie, że wciąż jest dzieckiem: piegowatą, pełną niemożliwego przejęcia dziewczynką, tak spragnioną uwagi i zaangażowania. Miała niegdyś długie, piękne włosy. Sięgały jej samego pasa, a ścięła je tuż przy samej skórze przeddzień uzyskania inkwizycyjnych święceń. Zawsze była zbyt ckliwa; podchodziła do życia w niepoprawny sposób, nakręcona podniosłymi historiami i powieściami. Potraktowała ten drobny rytuał symbolicznie, niczym wejście w nowy etap życia, od którego już odwrotu nie było. Zdecydowała się powrócić na ziemię z drobnym sprostowaniem: - Przyśniło ci się, to nie brzmi jak ja - prychnęła, choć nie miała pewności. Owszem, w jej wspomnieniach majaczyły warkocze, wianki i wplecione we włosy kwiaty. Nie pasował jej wyłącznie jeden element tejże historii. - Nie wytrzymałabym w jednym miejscu trzech godzin, pewnie mylisz mnie z inną, młodszą kuzynką - mrugnęła, jednocześnie świadoma, że w jego dzieciństwie była jedyną dziewczęcą mu towarzyszką. Miał szczęście, że wkrótce zaczął mówić z większym sensem! - Zgadłeś - przyznała w końcu, wlepiając w niego spojrzenie i uśmiechając się w nagrodę. - Jak za dziecka. Zakradam się do ciebie nocą, gdy wszyscy inni już śpią. I wolę nie wiedzieć, jak oberwałabym po tyłku, gdybym została przyłapana - wyjaśniła serię podobieństw, jakie zauważyła w danej chwili. Również ją odwiedzał; niezależnie w czyim łóżku i tak zawsze do późna z pod pościeli wydobywały się ich przyciszone szepty. - Sypiam już lepiej. Całe szczęście, spanie z tobą nie weszło mi w nawyk - wróciła do teraźniejszości, choć określenie jej snu mianem „dobrego” byłoby sporym naciągnięciem. Czuła się bezpiecznie. Na tyle, aby wiedzieć, że gdyby w tym momencie zasnęła, nie przyśniłby jej się żadnej koszmar. Spałaby jak dziecko do samego rana. Objęła go, nie naciskając rękoma, aby nie sprawić mu bólu, po czym poderwała się lekko, wspierając na łokciach i zerkając na mężczyznę z góry. Nie ukrywała rozbawienia. - Dlaczego przypominasz mi o tym teraz...? - usiłowała odgadnąć nieco dziecinnym tonem. - To dlatego, że chcesz mieć ze mną dzieci? - zapytała z pełną powagą, chociaż nie wytrzymała długo i prychnęła przyciszonym śmiechem. Uwielbiała to robić. Sprawdzać jego reakcje, w przypadku Matta widoczne tak od razu. Wróciła do poprzedniej pozycji, zagłębiając twarz gdzieś w okolicach jego szyi. - Jestem tego świadoma. Wciąż traktuję cię jako rodzinę... Chociaż może nie powinnam...? - dopytała się sugestywnie, aby dopowiedział, jak chce być przez nią postrzegany. Wkrótce do głowy wpadło jej niedawne wspomnienie, mające miejsce tuż obok, w sali głównej tego szpitala. Bez precedensu postanowiła się podzielić nim z Mattem. - Skoro mowa o dzieciach... Miałam ostatnio wypadek, który sprawił, że - całe szczęście - nigdy nie zostanę matką. Jakby mój charakterek nie był wystarczającym zabezpieczeniem - zachichotała, choć nie było to na miejscu. Prędko nauczyła się żartować z tego tematu, dramatyczną wiadomość od doktora Jacoba przyjmując ulgą, bez cienia żalu. Myślała, że i Matthew podzieli jej szczęście. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Wto Sie 01, 2017 8:36 am | |
| Uśmiechnął się triumfalnie pod nosem. A jednak udało mu się zgadnąć, ha! - Cóż… Jeśli mówisz prawdę to trochę ci zazdroszczę - odniósł się do jej komentarza o śnie, po czym zmrużył oczy i objął ją mocniej, przechylając się w jej stronę. - Pamiętam to wszystko, bardzo dobrze… - wymruczał jej sennie do ucha, zanurzając się w jej kasztanowych włosach. On również przywołał te zapomniane niemalże wspomnienia; o rudym, lękliwym chłopcu, który najchętniej zamknąłby się w swoim pokoju i nigdy nie wyszedł. Nie posiadał aż tak wielu ciepłych wspomnień z tamtych lat, lecz te które już miał cenił bardziej, niż było to zdrowe (co zazwyczaj prowadziło do samych nieprzyjemności). Do niedawna Selene, również była dla niego tylko wyidealizowanym obrazem z przeszłości, która tak naprawdę zamazuje mu rzeczywistość; bo co jak co, ale akurat ona i wakacje na wsi były jednymi z najprzyjemniejszych rzeczy, które go spotkały w życiu, a w tym właśnie też noce spędzone na rozmowach o wszystkim i o niczym. I niby to wszystko odeszło już w zapomnienie, a jednak teraz leżał w nią wtulony, tak samo jak ponad piętnaście lat temu, kiedy zawsze ją obejmował mocno od tyłu, jakby była jednym z jego pluszowych misiów. Nawet jej zapach się na dobrą sprawę był taki sam, jedynie odrobinę zmieniły się ich proporcje względem siebie. Niedawno jeszcze miał wrażenie, że tę więź utracił już na zawsze, a tu proszę; ona trzymała jego dłoń, on obejmował ją na tyle mocno, by nie zleciała na ziemię i obydwoje byli siebie tak blisko, że praktycznie mogli słyszeć bicie swoich serc nawzajem. Było mu dobrze. Miał ochotę tak zasnąć i zostać z nią tu na wieczność. Oczywiście jego kuzynka nie byłaby sobą, gdyby nie przerwała brutalnie tej tak słodkiej chwili. Nie trzeba się jakoś rozwodzić też nad tym, że to co powiedziała zrobiło na nim wrażenie i zapewne milczałby z wybałuszonymi oczema i otwartą buzią, aż do rana, gdyby nie jej śmiech. Zmarszczył brwi. - A ty znowu swoje, hę? - Przewrócił teatralnie oczami. - To było śmiertelnie poważne pytanie, a ty jak zawsze musisz robić z tego przedstawienie… I nie, do twojej wiadomości nie planuję zostać ojcem w najbliższej przyszłości… Ani nigdy… - prychnął, choć było to mniej wredne, a bardziej był zmuszony z zażenowania. Już dawno postanowił, że nie będzie miał dzieci z paru prostych powodów: nie miał zamiaru się z nikim wiązać, jego preferencje mu to uniemożliwiały i najważniejsze - żaden z niego materiał ojca… Choć tak naprawdę było to coś z czym musiał się pogodzić, niżeli dobrowolne postanowienie. Westchnął po chwili i wzruszył ramionami, wzrokiem gdzieś daleko uciekając od Selene. - Sam nie wiem - mruknął. - Możliwe, że chciałem się upewnić po prostu czy na pewno wiesz co robisz… - przygryzł lekko wargę. I cały nastrój szlag trafił. Prawdę mówiąc jej odpowiedź go trochę nie usatysfakcjonowała. Poczuł się dziwnie, nieswojo. Myślał, że będzie przygotowany na taką ewentualność, aczkolwiek nigdy wcześniej (a przynajmniej starał się) nie poddawał się jego łatwym nadwyrężenia emocjom. - Traktuj mnie jak chcesz, Selene. Masz o tyle udogodnienie, że masz wybór jednakże nie łudź się, że będzie mnie to w jakimś stopniu obchodziło… Nikt nie ma u mnie taryfy ulgowej. - Przynajmniej miał potwierdzenie, że jeśli nie myśli racjonalnie to spotka się z samym rozczarowaniem. Szkoda. Nie pozwolono mu się jednak zasmęcić w spokoju, gdyż za chwilę przeżył mały zawał serca. - CO? - po raz kolejny się dziś uniósł. - Jaki wypadek?! - Naprawdę nie miał pojęcia. Było to dla niego z jakiegoś powodu jak plaskacz w twarz, aż go znowu rozbolały żebra. - Jak to się stało?! - wpatrywał się w nią szalenie z bladym jak ściana obliczem. - Jak to się mogło stać, przecież… Kiedy to było? Czy to z ostatniej misji?! Dlaczego ja nic to tym nie wiem? - To że był zestresowany to mało powiedziane; włosy mu stanęły dęba, a jego serce chciało niemalże uciec z piersi. Selene będzie musiała mu się dobrze wytłumaczyć. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Sie 04, 2017 10:41 pm | |
| Jednego dnia wszystko wywróciło się do góry nogami. Z przypadku. Zaczęli rozmawiać ze sobą na nowo. Powoli, stąpając po zdradliwym gruncie... nim się spostrzegając, idąc przez nieznane sobie wcześniej ustępstwa. Oboje chcieli powrotu do dawnych, niewinnych lat, absurdalnie sięgając do niego przez wszystko co brudne i niepoprawne. Przeprosiny nigdy nie przychodziły jej gładko, jednak nie mogła pozwolić sobie na zaprzepaszczenie chwili, nawet jeśli ta miałaby trwać krótko - najdłużej do poranka, w którym będzie musiała ukradkiem uciekać. Poderwała się lekko, obdarzając mężczyznę spojrzeniem z góry, wspierając się na łokciach. Być może więc śmiałaby się dłużej, gdyby w porę nie dostrzegła, że posunęła się za daleko, żartując z tematów, jakie nigdy nie powinny być poruszone. Natychmiast spoważniała, nawet na moment nie odrywając od niego spojrzenia. - Nie złość się, proszę... Jestem głupia i nie mogłam się powstrzymać. Zapomnij... - mruknęła bardzo cicho, nie będąc w stanie zebrać się na nic dojrzalszego. Na nic zdało się jej poświęcenie, bo od tego momentu było już tylko gorzej. Cud, że jeszcze nie zwalił Selene z łóżka, choć miał ku temu idealną sposobność - pomimo że przylegała do niego możliwie ściśle, wciąż znajdowała się na samej krawędzi. Aż wkrótce jej udzielił się nastrój, zapomniała o próbach przeproszenia go, stosowanych przed minioną chwilą. Zdenerwowała się, co wkrótce obwieściła zmarszczeniem brwi oraz przytknięciem palca do klatki piersiowej mężczyzny, podczas wygłaszania swojego przemówienia. - Och, zamknij się już. - Nerwy wyraźnie zaczynały jej puszczać, prędko jednak spostrzegła się, że dłoń w okolicach chorych żeber nie jest wcale dobrym pomysłem. Odsunęła ją, układając palce na twarzy Matta, blisko jego ust, jakby chciała go uciszyć w możliwie dotkliwy sposób. - Kłamiesz - oskarżyła go bez ceregieli, przekonana, że go przyłapała. - Nie traktujesz mnie jak każdego. Za późno już na zgrywanie niezaangażowanego, nie uważasz? - zezłościła się jeszcze bardziej. Nie mogła się pomylić. Nader wszystko chciała udowodnić mu, że po wszystkim, co razem przeżyli, oczywista zagrywka „rób co chcesz”, nie miała sensu. - Oboje wiemy, co robimy i czego chcemy... - dodała, w odpowiedzi na jedno z wcześniejszych pytań mężczyzny. Nie zdążyła jeszcze ochłonąć po ostatnim temacie, gdy Matthew ponownie uderzył z pełną siłą, sprawiając, ze Selene cała podskoczyła, natychmiast sycząc pod nosem: - Cicho bądź! Zaraz nas ktoś usłyszy! - próbowała go przekonać, w końcu zatykając mu usta dłonią i dopiero wtedy przystając na wyjaśnienia. Doprawdy, nie wiedziała, jakim cudem udało im się dawno temu pozostać nieprzyłapanym przez rodziców, gdy jego umiejętności nie zwracania na siebie uwagi były w opłakanym stanie. - To przecież nic takiego... - zaczęła niepewnie, zupełnie zaskoczona jego gwałtowną reakcją. Odkryła mu usta, mając nadzieję, że zachowa spokój. - Nie, zwykły wypadek przy przesłuchaniu. Prawdziwy, nie taki, którymi zwykłeś się tłumaczyć, gdy w idiotyczny sposób zrobisz sobie krzywdę... Niepotrzebnie ci mówiłam, uznałam, że może cię to... - urwała, nie potrafiąc zebrać słów. - Wiedźma na przesłuchaniu zareagowała dość gwałtownie, nie mogłam się spodziewać.. Nim się obejrzałam, zamiast w sali tortur, leżałam tuż w sali obok, pod... ekhem... troskliwą opieką doktora Stevensona. - Aż przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz na samo wspomnie. Mimo wszystko, od tamtego momentu wypowiadała się o lekarzu dobrze, nawet nie unikając go na korytarzach Inkwizycji, jako że ostatecznie nie tylko jej pomógł, ale też obdarzył ją całkiem dobrą nowiną. - Wszystko skończyło się dobrze, aż... - ujęła jego dłoń, poprowadziła i ułożyła na swoim podbrzuszu, dokładniej na materiale spodni. - Kolejną do kolekcji blizną. Nie ma czym się przejmować... - wzruszyła lekko ramionami. - Ty też coś o tym wiesz, głupku... - uśmiechnęła się niemrawo, próbując wrócić do lżejszych tematów. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Nie Sie 06, 2017 4:41 pm | |
| Co jak co, lecz jego kuzynka miała naprawdę niezwykły wręcz talent do przyciskania go tam gdzie nie powinna i wcale nie mówił tu o jego żebrach. Może nie zdawała sobie z tego sprawy, ale właśnie zanegowała rzecz dla niego świętą - jego zdolność do niepoddawania się takim prostym i zwierzęcym pobudkom (oraz jego prawdomówność),co z tego że sam w nią wątpił, nikt oprócz niego nie miał prawa tego robić! Mogła zobaczyć jak jego twarz czerwieniała z każdą sekundą, aż zaczął przypominać dojrzałego, soczystego pomidora. O mało co nie odgryzł jej tego palca. Już miał ochotę się szarpać, ale ta kolejny raz zrobiła coś niespodziewanego (jak dla kogo) i zatkała mu usta. Przez moment kompletnie zabraniał, lecz po chwili ogarnęła go jeszcze większa złość i naprawdę zrobiłby jej wielką awanturę, gdyby nie to że był już zmęczony i obolały. Uspokoił się więc szybko trochę żałując swojego wcześniejszego wybuchu, więc darował sobie dalsze komentarzei i pozwolił jej się wytłumaczyć. Z przerażeniem patrzył jak spokojnie przychodziło jej opowiadanie o wypadku, który tak drastycznie wpłynął na jej życie. Minę miał jak pies, którego wyrzucono z domu na dwór podczas ulewy. - Stevenson? Ten co był na misji? - powtórzył po niej w końcu, lecz starał się być ciszej, mimo że nadal w nim jak niewiadomo co. Nie podobało mu się wcale że jakiś doktorek dotykał ją tam gdzie nie powinien. To na pewno jego wina, że Selene nie będzie mogła już zajść w ciążę. Zmarszczył brwi. Dał jej sobie poprowadzić swoją rękę, lecz kiedy w końcu poczuł jej bliznę… Przeszedł go lodowaty dreszcz, a rękę niemal że automatycznie cofnął do tyłu. To było dla niego za wiele. - Jak możesz, Selene? - spytał ją cicho z wyraźną bezradnością w głosie. - Jak możesz mówić mi o tym z takim spokojem? Ten wypadek nieodwracalnie zmienił twoje życie. Czy ty w ogóle zdajesz sobie z tego sprawę? Przecież ja…. W sensie… - zaczął się plątać, ogarniając się jak teraz brzmi. Dukał tak jeszcze przez moment dopóki nie zamknął się i opadł bezwładnie na poduszkę. Był już zmęczony, naprawdę; a teraz wszystkie jego zasady i podłoże moralne zaczęły się uginać pod sobą. Zakrył sobie, aż twarz ręką by nie musiała na niego patrzeć w tym stanie. Było mu najzwyczajniej wstyd. - Wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze..? - zapytał jej, mrucząc spod ręki. - To że w ogóle nie powinno mnie to obchodzić. Serio - ciągnął dalej coraz bardziej zrozpaczony. - Miałem przecież mieć głęboko gdzieś to co się stanie z innymi. Ba, zawarliśmy nawet umowę, że nic się między nami nie zmieni, a tu co? Nawet takiej banalnej obietnicy nie potrafię dotrzymać - jego głos wydawał się łamać coraz bardziej z każdym następnym słowem, - Mimo tego, że wszystko na dobrą sprawę jest z tobą w porządku i nie rozpaczasz, oraz masz o wiele większe zdolności przetrwania ode mnie to się o ciebie martwię, wiesz? Jak ostatni, skończony dureń - kontynuował najżałośniejszym tonem jakim mógł, aczkolwiek po chwili końcu odsłonił swoje przeszkolone oczy, próbujące z całej siły nie zalać się łzami. - Lecz mimo tego, że nawaliłem po całości i wiem, że nic dobrego koniec końców mi z takich bliskości nie wyjdzie… - i tu na nią spojrzał. - To… to cieszę się, że tu jesteś, Selene… I lubię kiedy jesteś blisko mnie… - czerwienił się jak uczeń akademii, podczas jakichkolwiek interakcji z płcią przeciwną, chociaż w sumie to większego doświadczenia nie miał. Po chwili znów spuścił wzrok. - Chyba ostatecznie jedyną osobą, którą próbuję tu okłamać jestem ja sam. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Sie 11, 2017 1:52 pm | |
| Przytaknęła jedynie na pytanie o lekarza, nie chcąc już roztrząsać tematu w obawie przed kolejnym wybuchem kuzyna. Nie uznała tego za nic niewłaściwego. I za nic na świecie nie mogła się spodziewać, że lekarz z powodu jej przytaknięcia, zapewne doświadczy ze strony Matta nieprzyjemności. Cóż, najwyżej Selene wkrótce po tym umrze ze wstydu - zdarza się każdemu, nawet najlepszym. Nie rozumiała jego przesadnego zaangażowania. Sama nie przejęła się wiadomością prawie wcale, jeśli nie liczyć drobnego uczucia ulgi, a Matthew za wszelką cenę najwyraźniej próbował wmówić jej, że to powód do zmartwienia. Jego niedoczekanie, nie zamierzała kontynuować już tego tematu, ignorując go skrzętnie własnym milczeniem. - I tak oboje wiemy, że wytrzymałeś w naszej obietnicy dłużej niż ja - prychnęła, wspominając ich rozmowę w mieszkaniu, a następnie minioną chwilę w gabinecie, podczas której odrzucił jej pomoc przy zapinaniu guzików od jego koszuli. Nigdy nie uważała się za pamiętliwą osobę. A jednak wciąż miała mu to za złe, gdyż nieustannie wracali do przeszłości. - Brawo, Matthew - dodała kąśliwie, lecz wkrótce na nowo przywołała delikatny uśmiech na usta. Wysłuchiwała go, usiłując mu nie przerwać, w celu ratowania resztek tej opłakanej sytuacji. Nim się spostrzegła, ich rozmowa podążyła na bardzo osobliwe ścieżki. - Nie rozklejaj się, durniu... - jęknęła marudnie, chociaż zrobiła to dla samej siebie, by wpleść w ich żałosny dialog, choć jeden odmienny element, nim będą brnęli w to dalej. Oczywiście, nie wyszło jej w żadnym stopniu. Próbowała nie ulec atmosferze i ratować chwilę, by oboje nie rozbeczeli się na dobre, swoim wyciem przyciągając wszystkich pracowników szpitala. - Mi też tu dobrze. I nie wiesz, ile bym oddała, by już na zawsze tak było. Jak dawniej, w fortecy z pierzyny. Abyśmy nigdy nie musieli wychylać z niej nosa... ani stawać przed, wiesz... wyborami - ostatnie słowo dopowiedziała już zupełnie cicho, zupełnie tracąc pewność siebie w trakcie mówienia. Zaplątała się, milknąc na dłuższą chwilę i zbierając słowa. Była prostą kobietą. Szczerą, nie kryjąc się z tym, co leży jej na duchu. Zdecydowała się kontynuować, choć nie przychodziło jej to łatwo. - Mi też na tobie zależy. I... czasami podejrzewam, że cię kocham, Matthew. Jak kuzyna. I jako mężczyznę - spuściła wzrok, przerywając na moment. Mógł odliczać czas, po którym Selene - jak to ona - dopowie swoje słynne „żartuję”. Aż czas czas na sprostowanie wypowiedzianych słów minął. Nie dodała nic więcej, jednak „czasami” było tu słowem kluczowym. Póki co, nie miała wielkich wymagań. Wystarczyła jego bliskość, ciepło, jakim nią otaczał. Do czasu. Do kolejnej konfrontacji, o której pozwoliła sobie w tej chwili nie myśleć. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Sie 11, 2017 2:09 pm | |
| Nie zdobył się na nic innego poza wymownym spojrzeniem i milczeniem. Ewidentnie była na niego zła, lecz nie winił ją za to. Cały czas próbował unikać, a wręcz odpychał chociażby zalążki jej cieplejszych uczuć, a teraz co? Mógłby się tłumaczyć, że wtedy wydawało mu się to odpowiednie, chociaż co to już zmieni? Sam nie wiedział czy teraz dobrze postępuje, poddając się. Dalej też nie śmiał jej przerywać, a jedynie zmieszany uciekł gdzieś wzrokiem i myślami. Czuł się dziwnie, wiedział do czego to zmierzało przez cały czas, a jednak jakoś nie chciał w to uwierzyć. To wszystko działo się tak szybko.... Chociaż nie… Wcale nie działo się to szybko, właśnie miał mnóstwo czasu, by to wszystko zaakceptować, lecz on wolał się tego wypierać, nieprawdaż? Nawet teraz miał ochotę wszystkiemu zaprzeczyć, może był na to za słaby i po prostu się poddał. Aż w końcu powiedziała coś co nie śniło mu się w najdalszych snach. Wtedy miał wrażenie, że ktoś poraził go prądem. Momentalnie się poderwał do góry i wlepił w nią szeroko rozwarte oczy. C-co ona do niego powiedziała? Niech ktoś powtórzy, bo on nie uwierzy… - Selene… - wymamrotał jak we śnie. Spuścił po chwili wzrok. Nadal był wstrząśnięty, ale nie wiedział jak teraz się zachować. Był to pierwszy raz, kiedy ktoś mu to powiedział; że go… że go kocha. Jego ręce zadrżały. W głowie grabarza właśnie toczyła się walka pomiędzy jego zdrowym rozsądkiem, a pragnieniami. W końcu przełknął ślinę. - Selene, ja… ja nie wiem co… co mam ci teraz powiedzieć - podniósł na nią wzrok. - To dla mnie nowe! J-ja nie wiedziałem, że ty też, w sensie… uch… - zrobiło mu się nagle gorąco, po czym zmarkotniał. - Ugh! Zachowuję się jak niewyżyty gówniarz - jęknął załamany. Była to jednak prawda. Nie miał doświadczenia w tych kwestiach. Cały ten czas, który mógł przeznaczyć na zbieranie doświadczeń poświęcił na uganianie się za czymś co i tak było poza jego zasięgiem. - Wybacz, nie chciałem… - nie dokończył już swojej myśli, bo zboczył już na inny temat. - Czasami..? - Spojrzał na nią pytająco, przytoczywszy jej wypowiedź, po czym uśmiechnął się do siebie. Załapał o co jej chodziło. - Ach, Selene… Czy między nami naprawdę nie może być nic prostego i nieskomplikowanego? - zaśmiał się pod nosem chociaż było czuć w jego głosie nutę bezradności. - Ja… Ja nie wiem Selene… Naprawdę przysięgam, że nie wiem co mam ci powiedzieć… - wzruszył ramionami, przywdziewając żałosną minę. Bał się i to bardzo, ale nie mógł jej tego powiedzieć. - Potrzebuję trochę czasu… by to przemyśleć… zrozum. Nagle zreflektował się co do niej powiedział i przeżył mały zawał serca. Bał się jej bliskości, lecz jeszcze bardziej przerażała go myśl, że go teraz zostawi samego. Szybko chwycił ją za dłoń i mocno przycisnął. - Tylko proszę, nie odchodź. - Był śmiertelnie poważny. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Sie 11, 2017 3:54 pm | |
| Nie sposób było odmówić osobliwości sytuacji pomiędzy nimi, a mimo to nie czuła zawstydzenia. Pozostawała szczera, wypowiadała słowa w zgodzie z samą sobą i to sprawiało, że przychodziły one łatwo na usta Selene. Nie mogła zaś nadziwić się reakcjom kuzyna, plączącego się we własnych wypowiedziach, zupełnie nie wiedząc, jak powinien zachować się na tak proste, zupełnie ludzkie wyznanie. Cóż, dla takich widoków mogłaby codziennie wyznawać mu uczucia w nadziei, że mężczyzna nigdy do nich nie przywyknie. - Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha - zaśmiała się, mrużąc rozkosznie oczy, twarz wspierając na rękach. Przyglądała mu się uważnie, czerpała satysfakcję z każdego jego drgnięcia i pogłębiającego się zagubienia. - Nic nowego, Matthew. Dobrze jednak wiedzieć, że w końcu i do ciebie przyszedł okres młodzieńczych rozterek. Lepiej późno niż wcale. Już niedługo doświadczysz pierwszego trądziku, a może nawet oznak szczeniackiego zarostu. - Ewidentnie sprawiało jej uciechę znęcanie się nad biednym kuzynem, nawet w tej niefizycznej formie żartu. „Może też urośniesz jeszcze kilka cali” - chciała dodać, lecz w ostatniej chwili ugryzła się w język. Zamiast tego, przytknęła palec wskazujący do jego żuchwy, muskając skórę mężczyzny, jakby chciała pokazać mu, gdzie spodziewać się może tego tajemniczego zjawiska zwanego porostem włosów. Nie spoważniała nawet na moment, z każdym słowem Matta nabierając coraz więcej ochoty na zabawę i przekorność wszystkiemu co tamten powie. - Czasami... Czasami też mam ochotę sprezentować twojej osobie wcale niebezbolesne morderstwo. Nie martw się, ostatnio odrobinę rzadziej. - Romantyczność najwyraźniej nie leżała w naturze Selene. Z wyznania miłości gładko przeszła do groźby pozbawienia życia, jakby tematy te leżały na półkach obok. - Matt, normalność? Ideały są nudne. Ale jakby się zastanowić... To chyba znacznie odbiega od uczucia, które chciałaby doświadczyć każda z kobiet, och - westchnęła, próbując odpowiedzieć sobie, dlaczego wylądowała tutaj, wyznając miłość własnemu kuzynowi. - Wina leży zapewne po mojej stronie. Nie mając nic wspólnego z normalnością, nie mogę oczekiwać od losu czegoś zupełnie odmiennego - rozgadała się, ostatecznie poddając się, nie potrafiąc pojąć swojego zachowania. Prawda nie stała daleko. - Nie ma pośpiechu. Nie oczekuję odpowiedzi - starała się go uspokoić swoimi zapewnieniami, nie kłamiąc. Nie spodziewała się wzajemności, słowa wypowiadała dla siebie, aby się ich pozbyć, nie po to, by sprawić mu nimi przyjemność. - Może będzie lepiej, gdy wcale jej nie usłyszę? Wiesz, ile w tym sensu... - szepnęła, pochmurniejąc na krótką chwilę, nawiązując do całej sytuacji pomiędzy nimi. Pozwoliła porwać swoją dłoń, zdziwiona gwałtownym ruchem. Zamrugała kilkukrotnie, zrozumienie przyszło dopiero kilka sekund później. - Wkrótce będę musiała odejść. Znasz zasady. Nikt nie może nas przyłapać - mrugnęła jeszcze raz, uśmiechając się łobuzersko, zdradzając najważniejszy punkt ich dziecięcych schadzek. Aktualną różnica było to, że przy dzielonym przez nich łóżku może zawitać lekarz, a nie rodzice Selene lub ich gosposia. Wtuliła się w niego, pozwalając sobie na beztroskie milczenie. Coraz bardziej ogarniała ją chęć snu, w końcu odmawiała sobie go w nocy, składając Mattowi wizytę. W końcu wypowiedziała na głos jedną z przemykających leniwie przez jej umysł myśli: - Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Zupełnie nie wiem, jak temu zaradzić - odezwała się, najwyraźniej sugerując, że to, co między nimi zakiełkowało, zasługuje wyłącznie na śmierć, nim rozkwitnie w pełnej okazałości. Do głowy przychodziły jej wyłącznie drastyczne pomysły, przez które mogłaby stracić o wiele więcej niż jego bliskość. |
| | | Matthew Grabarz
Liczba postów : 357 Join date : 11/04/2016
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Sob Sie 12, 2017 12:02 am | |
| Najwyraźniej radziła sobie w tej sytuacji o wiele lepiej niż on. Ba, można powiedzieć, że wręcz czerpała radość z tego jak to bardzo nie dawał sobie z tym rady. Nie potrafił jednak inaczej, bo tak jak się znał wszelakich rodzajach miłości cielesnej, tak ta zwykła, emocjonalna była dla niego zupełnie obca, dlatego zachowywał się tak dziwnie. W jego wszystkich wcześniejszych “związkach” pomijał ten problematyczny etap i przechodził bezpośrednio do ty bardziej zwierzęcych przyjemności, a teraz to wychodziło. Musiał jednak przyznać, że jej podejście powoli oswajało go z tą sytuacją, co jednak nie oznaczało, że całkowicie przestał się czerwienić. Zmarszczył brwi. Jak ona mogła w tym momencie mu ubliżać? Oczywiście że miał już zarost (I TRĄDZIK TEŻ), aczkolwiek miał swoje powody, dla których wolał być gładki. - Głupia jesteś… - prychnął, lecz po chwili jakby się uśmiechnął pod nosem i pewnym siebie tonem kontynuował: - Oczywistym jest przecież, że okres dojrzewania mam już za sobą, a powodem dla którego nigdy nie widziałaś zarostu na mojej twarzy jest to, że po prostu z moich własnych doświadczeń wolę go nie mieć… Aczkolwiek jeżeli ci tak bardzo zależy na tym, by zobaczyć jak wygląda bezdomny, rudy alkoholik przyjdź tu jeszcze za trzy-cztery dni to się nie zawiedziesz. - Spojrzał na nią i uśmiechnął się. Dalej udawał, że go nie ruszało, lecz było mu miło, kiedy go dotykała, aż miał dreszcze. Zaśmiał się cicho, słysząc jej kolejne słowa. Jak on dobrze to znał. Chyba byli sobie jeszcze bliżsi niż wcześniej przypuszczał. Po chwili jednak zmarkotniał. - Hej... Nie bądź dla siebie taka surowa. - Odgarnął jej wtedy włosy z czoła, by mógł się jej przyjrzeć. - Mam tyle samo wspólnego z normalnością co ty, Selene, o ile jeszcze nie mniej, więc wina leży w najgorszym wypadku po obu stronach tak samo. A z resztą… Jak sama mówiłaś, normalność jest najzwyczajniej w świecie nudna i przereklamowana - mruczał. Wciąż miał jednak wrażenie, że jest to wszystko zbyt osobliwe i jego kuzynka na tym cierpi. Zaczęły go pożerać wyrzuty sumienia. Resztę pozwolił sobie przemilczeć. Dobrze, że nie naciskała. Na chwilę teraźniejszą był zbyt zmęczony, by wygłaszać jakiekolwiek daleko wiążące wnioski. Musiał się z tym przespać, aczkolwiek miał do siebie o to żal. Chciał jej mimo wszystko to powiedzieć, jednakże niosło to ze sobą zbyt poważne konsekwencje, by rzucać słowa na wiatr. Jedyne co mógł to odmruknąć jej cichutko: - Wiem… Czy mówił już o tym jaka ona teraz była urocza? Cały czas wpatrzony był w nią jak obrazek. Była zupełnie jak ta mała dziewczynka ze wsi, wtulona w niego pod kołdrą, niczym bliskie sobie osoby po długiej rozłące, co poniekąd było prawdą. Jak on mógł pozwolić jej odejść? Aż rozbolało go serce. - Selene… Ja… - Po raz kolejny się zawahał. - Pomogę ci. Zaradzimy coś na to razem, jak tylko stąd wyjdę, a do tego czasu… - nie dokończył. Z resztą ona sama wie o co chodzi, nieprawdaż? Do tego momentu przytulił się do niej mocniej i nieomal nie musnął ją ustami o czoło. Była taka mięciutka… A jednak nie mógł. - Chciałbym byś tu została. - Uśmiechnął się po raz kolejny. - Nie śpię długo, zbudzę cię przed tym, jak znów będą mi zawracać głowę, a jak już to wezmę całą odpowiedzialność na siebie. Do tego czasu porozmawiamy sobie, może trochę powspominamy… A jakbyś była głodna, to mam chyba jeszcze ciastka w mojej torbie w szafce. Miałem na misję, ale… - urwał. Niepotrzebnie się dalej plątał. - A z resztą… Ty chyba też coś przyniosłaś. - podniósł wzrok na mały pakuneczek, który ze sobą przyniosła. - Co jest w tym pudełku? - dopytywał się zaciekawiony. |
| | | Selene Kat
Liczba postów : 770 Join date : 21/05/2013
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Sob Sie 12, 2017 7:53 pm | |
| Przeciągnęła się cała, nie kryjąc zadowolenia, że choć na chwilę wróciła do nich przyjemna, lekka atmosfera, a oni przekomarzali się jak małe dzieci. Na drodze wyjątku, a raczej w nagrodę, postanowiła mu nieco odpuścić, oddając mu odrobinę uciechy. Oczy rozbłysnęły jej na sam pomysł mężczyzny, od razu więc przystała, mówiąc: - Z przyjemnością się przekonam. Obiecuję się nie śmiać - zapewniła go natychmiast, zupełnie przejęta. - Zbyt głośno. - Jej kolejne słowa zrujnowały tę chwilę pojednania, a jednak nie mogła się powstrzymać, zaraz chichocząc i ukrywając twarzy w jego ramieniu, by stłumić narastający w niej dźwięk. - Odwiedzę cię wkrótce. Pewnie i tym razem w niezbyt ludzkich godzinach - westchnęła, wielce niezadowolona z zakazu balsamistów. W rzeczywistości, bolała ją osobliwość, którą dzielili. Jedynie niezdecydowanie i niepewność własnych pragnień kazała jej spróbować, przekonując się na własnej skórze czy ciepło, jakim zostanie otoczona, będzie tym, czego pragnie. Wtedy, przez myśli Selene nie przeszło, że może postawić Mattowi wyzwania, którym on prawdopodobnie nie sprosta. Było jej dobrze. I nie myślała za wiele. Przecież nie musiała jeszcze dziś decydować. Oddała się więc uczuciu do reszty. - Nie kłopocz się, Matt... - szepnęła uspokajająco. - Wiem, że... ekhem, funkcjonujesz nieco inaczej niż ja - zakłopotała się, gdyż nie wiedziała, jak ubrać w łagodne słowa jego odmienność. Problem leżał również w tym, że wcale znała podobnych nazw. Nie chciała go urazić, wiedząc już, jak temat jest dla kuzyna drażliwy. - Nie mam wobec ciebie żadnych oczekiwań, nie obawiaj się. Poradzę sobie z tym. Jakoś - wypowiedziała z lekkim trudem, jeszcze nieświadoma, że przeszkoda ta wcale nie będzie jedyną. Drgnęła na kolejne słowa mężczyzny, aż w końcu zdjęła buty w oparcia łóżka, przenosząc się do pozycji siedzącej. Mina prędko jej zrzedła. - Ciasteczka. Na misję - powtórzyła jak echo, wybitnie kwaśnym tonem. A już zdążyła zapomnieć, jak wielką ofiarą losu jest jej kuzyn. Nie pastwiła się nad nim dłużej, dała mu fory, jako że poniósł już swoją karę w postaci kontuzji żeber. - Podziękuję, naprawdę powinnam już iść. Wkrótce będzie świtać. Wolałabym wtedy znaleźć się z dala od pierwszego obchodu lekarzy - usiłowała się wykręcić, swoją drogą niespecjalnie mając ochotę na jego ciasteczka. - Zapomniałabym... jeśli dasz mi klucze od domu, nakarmię twojego dur... ekhem, twojego kota - zaoferowała, dopiero teraz dzieląc się pomysłem, ciążącym nad niem już od dłuższego czasu. W zamian za użeranie się z tym okropnym stworzeniem, z nieokiełznaną przyjemnością przetrzepie mu kilka szafek. Gdy jednak przypomniał jej o istnieniu pozostawionego na stoliku przy łóżku pakunku, rozpromieniła się, decydując się zostać jeszcze chwilę. - Och! Sam się przekonaj - powiedziała entuzjastycznie, zaraz sięgając po pakunek owinięty lnianą nitką i wręczając ją kuzynowi. Gdy mężczyzna rozerwał opakowanie, w pierwszej kolejności mógł dostrzec biały materiał o tajemniczym kształcie. Dopiero podczas dogłębnych oględzin mógł poznać kształt i niewątpliwą miękkość podarunku. Selene i tak pospieszyła z wyjaśnieniami, nawet jeśli sam rozszyfrował zastosowanie przedmiotu. - Rękawiczki. Jak mówiłam... na twoje delikatne dłonie - oznajmiła, powstrzymując się nieudolnie od uśmiechu. Wybrała je dość starannie, specjalnie szukając takich, które sięgałyby dalej niż nadgarstka mężczyzny. Ale z tego już tłumaczyć się nie musiała. Wkrótce wyprostowała się, gotowa do drogi. - Pójdę już. A ty zdrowiej... - szepnęła, pochylając się lekko. Jej włosy opadły na twarz mężczyzny. Przymknęła powieki, zbliżając się o nieznaczne już cale, aż nie było między nimi dzielącej ich przestrzeni. Złożyła miękki pocałunek na samym skraju jego warg, zaledwie przez ułamek sekundy czując go pod sobą. Nie pozwoliła sobie na zatracenie, odsuwając się wkrótce na bezpieczną odległość, zaszczycając go wyzywającym spojrzeniem. Nie powinna. Ale za nic na świecie nie mogła pozbyć się ogarniającego ją uczucia dumy i zadowolenia. Nie przyglądała mu się długo, wkrótce leniwie zwlekając się z łóżka i stając niepewnie na twardym gruncie. Wtedy uniosła dłoń, a na twarz wpełznął jej wyraz olśnienia. Nim ruszyła dalej, podzieliła się z nim myślą, która najwyraźniej przed minionym momentem wpadła jej do głowy. - Jeszcze jedno. Jeśli mnie tym razem zostawisz, połamię ci obie ręce. Wiesz już, że mam wprawę - mrugnęła, uśmiechając się jak aniołek i zostawiając go z setką nowych wrażeń, zupełnie samego. Cichym krokiem ruszyła do wyjścia, nie tłumacząc się z żartu (lub też groźby). *** Selene zgodnie z postanowieniem usiłowała spróbować swojego szczęścia jeszcze jednej z kolejnych nocy, zamierzając odwiedzić poturbowanego kuzyna. Niestety, tym razem nie poszło jej to zbyt zgrabnie. Zegar wybijał północ w akompaniamencie podniesionych głosów oburzonego lekarza i inkwizytorki, która postanowiła w końcu powiedzieć, jakie ma o nim zdanie. Niosące się głosy z pewnością mogły obudzić śpiących. Na jej nieszczęście, po całym zdarzeniu lekarze stali się czujniejsi, uznając Selene za kompletną wariatkę, najwyraźniej chcącą skrzywdzić chorego. Efektem tego było, że nie miała szans zamienić ni słowa z własnym kuzynem, aż do czasu, gdy ten nie wyszedł ze szpitala. /zt x2 |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Czw Gru 19, 2019 7:23 pm | |
| Dotarli do miejsca, w którym byli już niezliczoną ilość razy. Czy to pech, czy inne zrządzenie losu, ich przygody zbyt często kończyły się właśnie tutaj. Gdy znaleźli się na sali głównej, Seth rozejrzał się po pacjentach, nie wiedząc nawet, w którym kierunku powinien iść. — Tutaj — odezwał się Leander, wskazując na jedną z bocznych sal. Seth od razu wparował do pomieszczenia, jakby chciał złapać sprawcę na gorącym uczynku. Po przekroczeniu drzwi niewielkiej sali zastał go półmrok w gęstej, niepasującej temu miejscu ciszy. Otworzył szczerzej drzwi, by światło z korytarza rozproszyło się po wnętrzu pokoju. Nie leżała sama; do ciasnego pokoiku dostawiono inne łóżka z pacjentami o podobnym stanie. Nieprzytomnych. Pozbawionych jakiejkolwiek świadomości. Czekających na cud. Dostrzegł jej twarz. O lekko zapadłych policzkach, wychudzoną, nienaturalnie bladą. Jej dolne powieki były zaczerwienione, a białe włosy niedbale rozrzucone na poduszce. Po raz pierwszy bez żadnego problemu mógł rozróżnić dwie bliźniaczki. — Co właściwie się stało? — zapytał głucho Seth, wzrokiem poszukując brata, nie podchodząc bliżej do nieprzytomnej skazanej. Zostawił Yvette przestrzeń. Leander stał w progu sali, niepewny czy powinien naruszać tę prywatną strefę. To go nie dotyczyło. Może powinienem odpuścić... — Eksperymenty. Nie znam szczegółów. Podobno z rana straciła przytomność. Od tego czasu nie przebudziła się. Szukałem was, ale... — Tak, wiedział. Cały dzień oddawali się próżnym przyjemnościom. — Jej stan jest ciężki. Nic więcej nie wiem — oznajmił, patrząc na Yvette. Zdecydował się zostać jeszcze trochę. W końcu Seth nie wykazywał dziewczynie współczucia. Wręcz przeciwnie, rosła w nim wściekłość. Leander zbliżył się do wnętrza, znajdując się u boku Yvette, gdy usłyszał lodowaty ton swojego brata: — Kto to zrobił? Oczywiście. Zamiast wykazać się wsparciem, poszukasz kozła ofiarnego. Tak będzie prościej. — pomyślał, lecz nie zamierzał bronić bratu zemsty. Sam uważał, że pewnemu balsamiście należała się nauczka. — Albert Humphries — odparł, nawet na niego nie patrząc. — Jest w swoim gabinecie. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Czw Gru 19, 2019 9:01 pm | |
| Gdy dostrzegła ją, przykutą do szpitalnego łóżka, mogłaby przyrzec, że serce odmówiło dalszej współpracy. Widok ten odebrał Yvette kompletnie mowę, nie mogła wydusić chociażby słowa, gdy wolno podeszła do poszkodowanej bliźniaczki. Wpatrywała się w nią bezustannie, jakby wciąż nie potrafiąc uwierzyć w to, co widzi. Bezsensownie wyczekiwała momentu, gdzie Yvonne zaczyna się z niej śmiać, robiąc głupie miny, oraz wychwalając udany żart. Nastały prawdziwe tortury, które skutecznie wprowadziły zdruzgotany stan, zadając tonę bólu, tysiąckrotnie mocniejszego od głupich blizn. Dzielnie walczyła ze zbierającymi się łzami, wyciągając z ogromnym trudem rękę, by pogładzić mizernie wyglądający policzek. Bolało, tak bardzo bolało. Winiła przede wszystkim siebie. Dopuściła do rozdzielenia, potem nie miała szansy się z nią widzieć, nie miała okazji zrobić czegokolwiek, aby ją ratować. Wolała czytać sobie książki, i poznawać świat na wyprawach poza murami, niż walczyć o przywrócenie siostry do tej samej celi. Właśnie ponosiła konsekwencje swych wyborów, nie miała najmniejszego prawa tak ubolewać. To jej wina! Ona powinna tu leżeć, w tym okropnym stanie. Nikt inny. Usiadła na krawędzi zajętego łóżka, przytulając silnie Yvonne. - Nie możesz mnie zostawić... Błagam, wróć do mnie... Bez ciebie nie mam po co żyć, nie rób mi tego - szeptała niczym w transie, głaszcząc jedną dłonią matowe włosy. - Hej... Pójdziemy do tego baru, o którym ciągle paplałaś, pamiętasz? Musisz. Nie zapomniałabyś czegoś, co mnie najbardziej irytowało! Więc, wstawaj. Nie ma co dłużej leżeć... - nie przestawała, łamiąc złotą zasadę i pozwalając łzom spływać po policzkach. Było ich coraz więcej, i więcej... - Wstań i znów mi przeszkadzaj, proszę. Zniosę dla ciebie wszystko, nie zostawiaj mnie. Błagam, błagam, błagam...! - powtarzała żałośnie, jakby to miało jakoś magicznie pomóc. Nic się nie zmieniało. Nieważne, ile słów wypowie, ile dotąd wstrzymywanych łez wyleje, było za późno. Zapracowała na te wydarzenia, jak nikt inny. Kątem mocno zaczerwienionego oka spojrzała na Leo, stojącego bliżej. Chciała w mig się pozbierać, pokazując siłę, jak i typowe dla niej opanowanie, jednakże kawałki na jakie się rozsypała były zbyt drobne. Zresztą, teraz już nic się nie liczyło. Ukryła na nowo zapłakaną twarz w ubraniu siostry, cierpiąc, zdawać by się mogło, z każdą chwilą bardziej. |
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Czw Gru 19, 2019 9:44 pm | |
| Obaj skamienieli na reakcję dziewczyny, oddając się jednej wspólnej myśli: czy można było tego uniknąć? Seth czuł na barkach ciążącą winę. To on je rozdzielił. Ze swojego kaprysu. Z próby pokazania swojej wyższości i wymierzenia bezsensownej kary. Nigdy nie przepadał za wyszczekaną Yvonne, ale też nie życzył jej źle. A już na pewno nie chciał, by cierpiała przez nią Yvette... Drugi z braci zastanawiał się, czy mógł ująć ten wyrok w łagodniejsze słowa. Nie chciał jej mamić, słyszał plotki, że nieprzytomna dziewczyna nie miała wiele szans. Lepiej, by byli nastawieni na najgorsze. Jednak przyprowadził tutaj skazaną w innym celu. Wierzył, że dotyk Yvette może odwrócić podły los, jaki spotkał drugą z bliźniaczek. Nikomu nie życzył utraty bliskiej osoby. Przez dłuższy czas żaden z nich nie powiedział nikt. Bezsilnie wpatrywali się w białowłosą dziewczynę i jej siostrę niczym mroczne, zniekształcone odbicie. Gdy odwróciła spojrzenie, Leander ułożył jej dłoń na ramieniu, pochylając się lekko. Głaskał czule przedramię Yvette, pozwalając jej się wypłakać za wszystkie czasy. Tymczasem, Seth nie mógł znieść tego widoku ani swojej bezczynności dłużej. Bezceremonialnie wyszedł z pomieszczenia, chcąc załatwić pewną, niecierpiącą zwłoki sprawę. Leander dostrzegł to nagłe zniknięcie, ale nie powiedział ani słowa, zbliżając się jeszcze bardziej nad Yvette, chcąc zająć jej uwagę. — Przykro mi... — powtórzył, choć wiedział, że żadne słowa w tej chwili nie ukoją jej bólu. Wszelakie próby pocieszenia, uspokojenia jej i prób wmówienia, że będzie dobrze, nie miały sensu. — Nie jest w najlepszym stanie. Ale żyje. Więc jest nadzieja... — dodał cichutko, gotów na każde poświęcenie, by ulżyć cierpieniu dziewczyny. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Czw Gru 19, 2019 10:45 pm | |
| Próbowała wmówić sobie, że to pospolity zły sen, z którego lada chwila się wybudzi i wróci do rzeczywistego świata. Świata wypełnionego obecnością bliźniaczki, jej niezamykającymi się ustami, nerwami od samej pobudki w przebrzydłym pomieszczeniu, którego nienawidziła z całej siły... Ale tak się nie stało. Dotyk Leandra był bolesnym policzkiem, każącym opuścić tworzone w głowie iluzje, próbujące za wszelką cenę odpędzić realną prawdę. Zgodnie kiwała głową, słysząc jego pokrzepiające słowa. Nie wiedziała, jak inaczej zareagować na wsparcie, bo nigdy go nie doświadczyła. Poza tym, ciężko było się skupić na czymś innym, gdy przed oczami miała ledwie żywą siostrę. - Masz rację. Wystarczy, że zostanę przy niej na dłużej. Tak, wtedy na pewno stanie na nogi. - mówiła niezbyt przekonana, delikatnie głaszcząc jej twarz i włosy. - Boję się. - dodała ciszej, drżącym głosem, zanosząc się ponownie płaczem, którego nigdy sobie nie wybaczy. Starała się skryć mokrą od łez twarz, by nie kłopotać mężczyzny obok tak nieprzyjemnym widokiem. Choroby u Yvonne były czymś strasznym, a walka z nimi zaliczała się do prawdziwych wojen. Dzięki szczęściu Yvette, mogła je w ostateczności przegonić, szybko wracając do pełni zdrowia. Stan w jakim tkwiła obecnie był niesamowicie silny, nawet jeśli pozytywna moc zaczęła pracę, szanse na sukces jawiły się kiepsko.
|
| | | Ringleader I have no idea what I'm doing here
Liczba postów : 783 Join date : 31/01/2017
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Czw Gru 19, 2019 11:09 pm | |
| Dosiadł się na łóżko skazanej, które pod jego ciężarem zaskrzypiało niebezpiecznie. Ujął Yvette ramieniem, czując, że zmierza w dobrym kierunku. Jeśli płacz ustawał, a ona sama cichła, to musiała być odpowiednia droga. Przytulił ją, przyciągając w swoją stronę. — Możesz tu zostać tak długo, jak tylko chcesz. Jeśli jest coś, w czym mogę ci pomóc... Wystarczy słowo — szepnął. Chwila spokoju nie trwała długo. Choć mogło się zdawać, że zażegnali największy kryzys, Seth najwyraźniej nie odpuściłby sobie wyjaśnień. Gdy ich głosy w sali szpitalnej cichły, nagle, gdzieś z końca korytarza rozległ się przeraźliwy huk. Mogli tylko domyślać się jego znaczenia. Leander zesztywniał lekko, lecz zachował swój standardowy spokój. Trwał przy Yvette, nawet gdy dobiegły ich stłumione, lecz wciąż wyraźne głosy: — CZEKAM NA WYJAŚNIENIA. O matko, wspaniale, ale czemu akurat teraz? — zadał sobie pytanie, nie sądząc, by Yvette była w nastroju do wysłuchiwania tej awantury. Zresztą, Seth chyba nie miał pojęcia, jak jego głos niesie się po szpitalnych korytarzach. — Cicho bądź! Obudzisz pacjentów...! — W odpowiedzi dosłyszeli uciszający syk znanego im balsamisty, Alberta. — W dupie mam twoich pacjentów! Co się stało MOJEJ skazanej? — huknął na niego, a wkrótce później rozległ się trzask, który mógł oznaczać wszystko. Po raz pierwszy w życiu przyznał się do Yvonne, czego w ogólnym szale nawet nie zauważył. — Uspokój się. To był skutek uboczny, na który wszyscy się pisaliśmy. Nie planowałem tego. Nie chciałem, by cokolwiek przytrafiło się Lloyd... — tłumaczył się, a w jego głosie rzeczywiście brzmiała skrucha. Przemawiał do niego z najwyższą cierpliwością, zachowując swój profesjonalizm. — To fatalna pomyłka, lecz przysięgam, że ją naprawię. Zapewniam cię, że dopilnowałem wszystkich środków bezpieczeństwa, a jednak... — Albert prawdopodobnie chciał zgonić winę na felerną moc Yvonne, lecz Seth przerwał mu w pół zdania: — SKUTEK UBOCZNY? Czy to, że leży na wpół żywa, nie kontaktując ze światem można nazwać skutkiem ubocznym?! — oburzył się. — Nie sądzę, ty beznadziejny, niewart złamanego szeląga znachorze! NIE DOTYKAJ SIĘ JEJ WIĘCEJ I ZOSTAW NAPRAWIENIE TWOICH BŁĘDÓW KOPETENTNYM BALSAMISTOM! Na dłuższa chwilę zapadła cisza, w której Albert najwyraźniej przetrawiał rzuconą zniewagę lub powstrzymywał się od wybuchu. — Secie Finley — westchnął ciężko Albert, wykazując się po raz kolejny spokojem. Choć zdawać by się mogło, że każde słowo mężczyzny cedzone jest przez silnie zaciśnięte szczęki. — Nie musiałeś się godzić na eksperymenty. Przypominam ci, ty jesteś opiekunem sióstr Lloyd. Wystarczyło wyłącznie zabierać drugą z sióstr ze sobą, a Z PEWNOŚCIĄ nie doszłoby do tragedii. — Trafił w punkt, wiedział to. Jednak nie poprzestał na pojedynczym ciosie. Wcześniejsze zniewagi wymagały zemsty. — Jednak wzrusza mnie twoje... przywiązanie do skazanej. Czy nie sądzisz jednak, że przekraczasz zdrową granicę? — zapytał niby niewinnie, sugerując to, co Seth w rzeczywistości czynił. Wiedział, że jego złość o życie marnej wiedźmy nie przejdzie bez echa. Seth zareagował jak zawsze, gdy emocje brały górę. Gwałtownie, bez większego pomyślunku. — Myślisz, że obchodzi mnie istnienie tej wiedźmy? Myślisz, że jakkolwiek zabolałoby mnie, gdyby sczezła po twoich torturach? — warczał, aż Leander, który dotychczas nadstawiał ucha, napiął wszystkie mięśnie. Miał nadzieję, że łkanie Yvette zagłuszyło wypowiedziane w „idealnym” momencie słowa Setha. — Zamknę drzwi, pozwolisz... — uśmiechnął się do niej delikatnie i jak gdyby nigdy nic, wypuścił ją z objęć, ruszając na palcach do wyjścia. Nim zdążył to uczynić, kolejne zdania wkradły się do ich pomieszczenia: — Zastanawiałeś się kiedykolwiek, po co Inkwizycja pierdoli się z tak bezużyteczną wiedźmą jak Yvonne? Czy przeszło ci to kiedyś przez twój ograniczony mózg? — wybuchnął po raz kolejny. — Powód jest jeden. Jej siostra. Tylko razem wykazywały jakiekolwiek chęci do współpracy. A nie powiesz mi, że użyteczność jednej nie pozwalała nam na przecierpienie obecności drugiej. Brawo, Albert. Jeśli twoje partactwo sprawi, że... Nie dosłyszeli już końca tej groźby z powodu przymkniętych drzwi. Zapadła ciemność, w której ledwie widzieli swoje sylwetki. Leander nie wytrzymał. Ukrył twarz w jednej z dłoni, przytłoczony zażenowaniem i brakiem taktu brata. Mruknął coś pod nosem, przepraszająco spoglądając na Yvette, czego i tak pewnie nie widziała. Czuł, że z Sethem rozprawi się później. |
| | | Yvette Skazaniec
Liczba postów : 671 Join date : 13/06/2018
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza Pią Gru 20, 2019 6:06 pm | |
| Nie szło powstrzymać łez, zupełnie nie miała kontroli nad trwającym w najlepsze lamentem, acz zasłaniała dłonią usta, chcąc stłumić głośniejsze dźwięki. Wtem poczuła solidny uścisk wokół swojego ciała, co z początku wywołało nie lada zdziwienie, zmuszając ją do zerknięcia na siedzącego obok Leandra. Przypuszczała, że zniknie, tak jak to zrobił Seth, każąc cierpieć w samotności. Niewytłumaczalnie ten gest podziałał, ponieważ pomógł Yv się troszeczkę uspokoić, złapać wreszcie normalny, upragniony oddech. - Dziękuję... - odparła tylko, chwytając obiema dłońmi jego rękę, jakby nie chciała dać mu stąd odejść. Wiedział niewiele, a i tak pragnął jakoś pomóc, czego w ogóle nie potrafiła logicznie wytłumaczyć. Ryzykował mnóstwo tym zachowaniem, w możliwej obecności inkwizytorów, jednak liczyła na to, iż szczęście załatwi ten błahy problem, pozwalając zaczerpnąć więcej cennego spokoju, płynącego z bliskości mężczyzny. Donośne głosy rozbiły sielskie chwile, przywracając czujność dziewczyny. Usiłowała wytężyć słuch, choć wysoka głośność rozmowy ułatwiała zrozumienie każdego wypowiedzianego słowa. Dowiadywała się nowych rzeczy, które prędko sprawiły, że inaczej spojrzała na poniektóre sprawy. Najgorszym ciosem okazały się wypowiedzi Setha. Czuła się... Oszukana? Perfidnie oszukana. Zaufanie, jakim obdarzyła żniwiarza, było zadziwiająco mocne, zaś on zwyczajnie miał głęboko w poważaniu życie Yvonne! Zawarta umowa została oficjalnie wyrzucona do kosza. Mamił pięknymi słowami o dostrzeganiu różnicy pomiędzy nią a mocą, w rzeczywistości licząc wyłącznie na zyski. Jaka ona jest głupia! Idiotycznie wierzyła w jego dobre serce, pomimo często nieprzyjemnego charakteru, ale prawda była całkowicie inna. Ogarniająca Yvette złość przekraczała rozsądne granice, zjadając na moment ubolewanie nad pokrzywdzoną siostrą. Niewiele myśląc, wykorzystała idealną okazję, gdy Leo poszedł zamknąć drzwi, i ruszyła biegiem w stronę drugich. Celem było blisko położone pomieszczenie, z którego dobiegała kłótnia. Wpadła do środka jak burza, wypatrując natychmiast Setha i niepozornie podchodząc do niego. Na starcie wymierzyła mu dotkliwy policzek, nie szczędząc przy tym siły. Rozległ się charakterystyczny dźwięk, roznoszący się po gabinecie, jak też poza nim. - Nie obchodzi cię jej istnienie? Gdyby sczezła nic by cie nie zabolało? Doskonale, PIERDOLONY KŁAMCO. - warknęła, odsuwając się zaraz zziajana i spoglądając potępiająco na kolejną ofiarę, czyli stojącego nieopodal Alberta. - Ty... Silisz się na ckliwe i pouczające historyjki, a po prawdzie, jesteś gorszym potworem od Gerarda! JEBCIE SIĘ! - uniosła głos, pełna nietypowego gniewu, chwytając za rzeczy w pobliżu, by bezlitośnie rzucać w nich na przemian. Niczym opętana demolowała owe miejsce, rozkręcając się bez przerwy. - WSPÓŁPRACA?! NIE ROZŚMIESZAJCIE MNIE, WY BEZMÓZGIE SKURWYSYNY! ZABIJECIE WSZYSTKICH, KTÓRZY WAM NIE ODPOWIADAJĄ! - kontynuowała, nie żałując żadnej padającej obrazy. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Boczna Sala gdzieś na środku korytarza | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|