IndeksSzukajRejestracjaZaloguj

Share
 

 Zachodnia część boru

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3
AutorWiadomość
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptySob Gru 08, 2018 4:26 am

First topic message reminder :

Zachodnia część boru - Page 3 CEQ3vdQ

Zachodnia, najbardziej oddalona od miejskiej aglomeracji, część Ponurego Boru. W miejscu przeważają drzewa iglaste porastające na skalistych terenach. Strefa nieprzyjazna wędrówkom nie tylko przez wszechobecne Koszmary i dziką zwierzynę, ale też przez ukształtowanie powierzchni - od tego miejsca, podążając wgłąb boru konieczna będzie wspinaczka po skałach ku górze, od stromych urwisku zaczynając, a na mrocznych jaskiniach kończąc.


Ostatnio zmieniony przez Ringleader dnia Sro Gru 26, 2018 8:59 pm, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość
Yvette
Skazaniec
Yvette

Liczba postów : 671
Join date : 13/06/2018

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptySro Mar 20, 2019 9:28 pm

Ciągle sprawiał wrażenie mocno zrezygnowanego. Zapewne wina leżała również po stronie wymęczenia tym chorym dniem, ale taki widok tylko szkodził dziwnym próbom podniesienia go na duchu. Nie potrafiła pomagać, choć starała się w tej chwili ze wszystkich sił, by jednak spostrzegł nikłe pozytywy.
- Do celi? To jest bardzo optymistyczna wersja, wiesz? Mogłabym cię odwiedzać i dotrzymywać towarzystwa, gdyby nie przykry fakt... Będę martwa. - stwierdziła słusznie, acz dostrzegła pewną zabawną stronę tego wszystkiego.
Seth żyłby sobie w lochach, bo swojego nie zabiliby tak łatwo, a Yv poszłaby płonąć na stosie od razu. Napotkałaby przy drodze na śmierć tortury, będące wisienką na torcie owego piekła.
- To nie moja wina. - odparła natychmiast, próbując pojąć skutki swego nastawienia. Żadnym ruchem nie wykazywała zgody, a sprzeczki i próby ucieczki zostałyby nagrodzone brutalnymi czynami. - Ja tylko... - westchnęła bezradnie, nie dokańczając zaczętego zdania.
Odsunęła się, chociaż poczuła zaraz jego zimne dłonie na swych rękach. Chodziło mu pewnie o płaszcz, lecz po co w takim razie dotykał skóry kobiety? Odpowiedź przyszła biegiem. Moc.
- Myślę, że powinieneś odzyskać swój płaszcz. Nie mogę zignorować tego domagania się ciepła, chyba że... - ponownie zbliżyła się do niego. Unosząc odrobinę swoje ręce ułatwiła mu pracę, więc ręce Setha mogły wsunąć się głębiej. - ...pomogę ci z tym. - uśmiechnęła się delikatnie, zamykając całkiem powieki.
Powrót do góry Go down
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptyPią Mar 22, 2019 4:50 pm

Zerknął na nią z niedowierzaniem.
- Ty ze swoim szczęściem? Pewnie owinęłabyś sobie kolejnego walniętego w głowę kata wokół palca, wychodząc z sytuacji na plus - prychnął z rozbawieniem. - Kluczem do sukcesu jest trzymanie się z dala od Pechowej... - dodał, zastanawiając się, jak pod ich nieobecność radzi sobie Yvonne. Czy ze swoim niewyparzonym językiem i nieszczęściem jeszcze w ogóle żyła? Choć było to oczywiste, Seth nie chciał zdradzać swojej rozmówczyni, iż nie zależało mu na życiu drugiej z sióstr w żadnym stopniu. Powieka by mu nawet nie drgnęła, gdyby omsknęła jej się noga... Ba, pewnie nawet odetchnąłby z ulgą, świadom, że już nigdy na nią nie trafi.
Uśmiechnął się na jej słowa. Nim zareagował, zerknął w stronę kata, który obserwując ich, przyzwoicie odwrócił spojrzenie, co rozbawiło Setha jedynie bardziej. To wszystko było chore. Nie miał już cienia pewności, że wkrótce nie wybudzi się ze snu, po którym będzie musiał zacząć kolejny dzień w pracy.
Zbliżył się do niej, kradnąc skrawek płaszcza.
- Zmieścimy się pod nim razem - powiedział, po chwili wysuwając dłonie z rękawów, aby zakraść się pod materiał odzienia. Usiadł obok niej, wystawiając twarz do ogniska i szczelnie okrywając się z przeciwnej od dziewczyny strony.
Nie chciał rezygnować z dobrodziejstw mocy skazanej; pod okryciem posunął dłonią wzdłuż jej kręgosłupa. Palce Setha zatrzymały się na karku Yvette, z przyzwyczajenia już, w pierwszej chwili zaciskając się w ostrzegawczym geście. Nie oduczy się tego nigdy. Chwilowe, choć pozorne poczucie władzy było równie przyjemne co moc wyczuwalna pod jego opuszkami.
- Możesz się zdrzemnąć, jeśli chcesz. Obudzę cię, gdy przyjdzie moja kolej warty. Pójdziesz ze mną - poinformował ją, zgodnie z zapowiedzią nie zamierzając jej puścić wolno, do kiedy nie będzie zmuszony.
Zwolnił uścisk na karku dziewczyny, a jego uprzednio zaciśnięte palce zostały wprawione w lekki, miarowy ruch. Głaskał ją, przekazując jej cały spokój i wyciszenie, od którego wciąż był wewnętrznie daleki.
Powrót do góry Go down
Yvette
Skazaniec
Yvette

Liczba postów : 671
Join date : 13/06/2018

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptyPią Mar 22, 2019 8:44 pm

Chciałaby się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Jednakże, obłąkańców w Inkwizycji jest pod dostatkiem i znając życie, znikąd pojawiłby się kolejny wybawca. Błogosławieństwo, którym jest obdarzona, trzyma ją z dala od śmierci oraz uszkodzeń, lecz wariacje Gerarda są inną historią.
Nie był to koniec niespodzianek danej nocy. Podążała uważnie wzrokiem za nagłymi ruchami Setha, zaś ten migiem użyczył sobie ubrania. Jak śmiał? Płaszcz był już własnością wiedźmy i nikt inny nie miał do niego prawa. Tyle w temacie, niemniej... Może zrobić raz na jakiś czas wyjątek.
- Wparowałeś tu bez zaproszenia. - wytknęła mu tę jakże ważną sprawę, aby po chwili ściśle przylgnąć do Setha całym bokiem swego ciała.
Bliskość tego człowieka działała na nią zaskakująco dobrze, czego nie mogła powiedzieć o przeważającej większości ludzi. Nigdy nie doświadczyła podobnego uczucia, ale było ono miłe. Jakby na jakiś czas całe zagrożenie znikło, pozwalając Yv odetchnąć i nabrać nowych sił do dalszej walki. Jest to absurdalne, ponieważ zna go króciutko. Nie ma gwarancji, iż na pewnym etapie nie rzuci jej na pożarcie pozostałym bestiom w siedzibie, by samemu przetrwać, acz gotowa była narazić swe zaufanie. Wszystko się ułoży? Takie piękne kłamstwo łatwo przychodziło do głowy białowłosej, gdy głębiej się nad tym zastanawia.
Aż za dobrze poczuła jego dotyk, który natychmiast przyprawił ją o niezrozumiałe dreszcze. Czyżby cieszyła się z tego tak mocno? To głupie, czemu miałaby? Chodziło mu tylko o szczęście. Każdemu o to chodzi, gdy ma zaszczyt spotkać i poznać Yvette. Czasem wyobraźnia ponosi ją ciut za daleko...
Jak zwykle uścisk na karku nie należał do miłych. W tej kwestii zdążyła dokładnie poznać żniwiarza. Wiedziała, że nie mógł sobie tego odmówić.
- Co za bzdura. Miałabym smacznie spać, podczas gdy ty potrzebujesz tego znacznie bardziej ode mnie? Dobre sobie. - rzekła lekko oburzona. Nie czuła, aby zasłużyła na sen. - Czy ty... Gdzie się podział twój strach? Jestem tak blisko, że z łatwością mogłabym spróbować pozbawić cię życia. Zapomniałeś o ostrzeżeniach? - spytała z drwiną w głosie, bo dobrze wiedziała, iż nic takiego nie nastąpi.
Następny czyn, którego dziewczyna nie mogła pojąć. Przyjemne gładzenie karku zadziałało szybko, sprawiając mimowolne oparcie głowy na jego ramieniu. Robiła się strasznie śpiąca z minuty na minutę, lecz walczyła i rozbudzenie uzyska tylko poprzez rozmowę. Tematów było dużo, a ona wybrała najgłupszy, ujawniając swoje myśli.
- Chcę wiedzieć... Dlaczego martwię się o kogoś innego niż Yvonne? Nie chcę zdradzać tej idiotki, ale... - zamilkła. Zdała sobie sprawę, iż przez senność pierdoły same cisną się na usta. - W każdym razie, ochronię nas. Wierzę w moje szczęście. - zapewniła, choć zaprawdę różnie to bywa z nieposkromioną mocą.
- Twoje słowa o strachu przed powrotem tam... Spokojnie. Mam dziwne wrażenie, że on nikomu nie powie. - dodała cicho z przymkniętymi powiekami. Trzymała zaciśnięte dłonie na swych udach, wlepiając półprzytomne spojrzenie w ogień.
Powrót do góry Go down
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptyPią Mar 22, 2019 11:38 pm

Powoli odnajdował spokój i dawno niezaznane już uczucie ciepła. Skostniałe członki dochodziły do siebie, jakby topniejąc. Tak, to był naprawdę długi dzień...
- Strach? - powtórzył z rozbawieniem. - A co to takiego? Jeszcze dziś wysadziłem w powietrze koszmarnego golema, nie możesz być wcale gorsza... - zastanowił się na głos, mrużąc oczy. - Och, możesz być - zdał sobie sprawę, jakby sądząc po jej niewinnym wyglądzie. - Jestem więc gotowy na śmierć. Przynajmniej umrę szczęśliwy - mruknął, wyraźnie już czując oddziaływanie mocy.
Zastanawiał się, czy w jakikolwiek sposób odczuwała dzielenie się z nim szczęściem. Przelewała je stopniowo? A może dawała wszystko, niczego nie żałując? I tak nie doszedłby do zadowalającej odpowiedzi. Myśli powoli zacierały się. Prowadzony dialog wymagał od niego coraz większych nakładów skupienia.
- To możliwe. Niespecjalnie sensowne, ale możliwe... Jak się nieraz okazywało, skurwysyn był szczery, o ile tylko zechciał nie bredzić od rzeczy. Nie spocznę jednak, do kiedy nie dowiem się, jakie korzyści miał z tego on... - mruknął pod nosem. Naprawdę go to trapiło. - Może niepotrzebnie mierzę wszystkich swoją miarą? Może jesteś prezentem za moją inkwizycyjną służbę? A może ruszyło go sumienie, po tych wszystkich latach? Ha... - zachichotał, a jedynie działanie mocy skazanej sprawiło, że śmiech Setha nie zabrzmiał wymuszenie i żałośnie.
- À propos, chyba jest zazdrosny... - przygryzł wargę z radości, raz co raz natrafiając spojrzeniem na obserwującego ich Gerarda.
Nie obchodziło go to, co w tej chwili sobie o nich myślał. Nawet jawne spoufalanie się z wiedźmą nie było czymś, co Seth miał poczucie ukrywać przed katem. Wiedział, że w tej kwestii nie jest od niego gorszy.
- Hm? - mruknął, spuszczając na nią wzrok, lecz w obecnej pozycji nie udało mu się nawiązać z dziewczyną kontaktu wzrokowego. - Martwisz się o...? - Nie był pewny, czy dobrze ją zrozumiał.
- Niepotrzebnie. Chociaż... Spotkanie z Christine po kolejnej porażce będzie bolesne dla moich uszu... - skomentował, krzywiąc się lekko. Mistrzyni grabarzów mogła konkurować z pijanymi szewcami w pomysłowości na bardziej złożone wiązanki przekleństw. - Poradzę sobie. Ty też. Najwyżej Yvonne przyjmie całą porcję nieszczęścia - wzruszył ramionami, jako że niewiele go to obchodziło, wbrew uczuciu Yvette do siostry.
Zatrzymał dłoń, zastanawiając się nad kolejną z kwestii. Uważał, że powinna wiedzieć.
- Wiesz... Istnieją dwie osoby na tym świecie, którym bezgranicznie ufam. Mój ojciec i brat. Cała reszta... Ludzie, których na co dzień nazywam braćmi, ci, za którymi przysięgałem skakać w ogień... Nigdy nie oduczę się brania na szalę każdego ich słowa, doszukiwania się kłamstwa. I tobie to obiecywałem. Brak zaufania. Jednak, współpracując, stojąc ramię w ramię naprzeciw zagrożenia... Nie przetrwałbym zdając się tylko na siebie. Jak dziś musiałem zdać się na Gerarda, tak też... - zatrzymał się, zastanawiając, po co jej to wszystko mówi. Jednak uczucie, którego doświadczył niecałe kilka godzin temu znacznie nim wstrząsnęło, zmuszając do myślenia. - Tobie też zmuszony byłem zaufać. Zdałem sobie z tego sprawę, gdy majtałem nogami w powietrzu, a nade mną wisiała wcale paskudna facjata twojego opiekuna... - wspomniał dość traumatyczną chwilę.
Był pewny, że przejechał się na zaufaniu, którym obiecywał jej nie obdarzać. Wtedy... Nie musiała przyznawać się do niczego. Lecz może i tyle samo by się zmieniło?
- Moglibyśmy stworzyć zgrany zespół. Gdybym tylko odrobinę popracował nad twoją bezczelnością... - zakończył swoją wypowiedź w odrobinę radośniejszym tonie.
Powrót do góry Go down
Yvette
Skazaniec
Yvette

Liczba postów : 671
Join date : 13/06/2018

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptySob Mar 23, 2019 5:25 pm

Yvette w formie prezentu za osiągnięcia w pracy? Taka opcja byłaby całkiem zabawna. Prędzej uwierzyłaby w coś takiego niż sumienie kata, które nie mogło istnieć. Miał tyle okazji do pokazania się z odmiennej strony, jednakże w ogóle nie zamierzał tego zrobić. Liczyła na małe przebłyski dobra, ale najwyraźniej się przeliczyła. Ten przypadek jest tragiczny.
Zazdrość ze strony Gerarda... Ciekawość nieco ją gryzła, by ujrzeć jego minę. Nie miał powodów do zazdrości, przecież wyglądał na ucieszonego z obrotu wydarzeń. Co ważniejsze, on i jakiekolwiek uczucie? Gdyby rzeczywiście tak było, to próbowałby zatrzymać ją obok za wszelką cenę. Wszystko jedno, ma dość myślenia oraz mówienia o nim.
- Właśnie. Któż to może być? - zapytała tajemniczo, choć odpowiedź leżała tuż przed nosem Setha. - Biedna Yvonne, przyjmie mnóstwo nieszczęścia w takim razie. Biorąc pod uwagę twój pech... Nie będzie jej łatwo, oj nie. - zaśmiała się krótko.
Mowa o zaufaniu była intrygująca, więc przegoniła ospałość dziewczyny na jakiś czas. Doceniała, że podjął się rozmowy na jedną z istotniejszych kwestii. Ponadto, karygodnym byłoby zaprzepaszczenie szansy, aby poszerzyć wiedzę na jego temat. Wystarczyła chwila, a już nabyła kilka cennych dla siebie informacji.
Wyglądało na to, iż był rozsądny tylko w niektórych przypadkach. Wyczuwała podobieństwo, gdy wspomniał o nieufności wobec swoich kolegów. Wszakże ona traktowała inne wiedźmy nieopisanie chłodno, nie dopuszczając żadnej myśli o pojednaniu się z nimi. Zachowanie jakie prezentowały w siedzibie było żałosne, jednak są wyjątki, które potrafią normalnie porozmawiać.
- Byłeś ze mną od początku. Nie mogłabym odwrócić się od ciebie i udawać, iż nic nas nie łączy. Marnie wychodzi mi paplanie głupot, ale jakoś wybrnęliśmy. Gdybym tylko posiadała tępotę Yvonne... Świat byłby piękniejszy. - rzekła, powstrzymując ziewnięcie. Skoro dotarli do takiego punktu, chciała też coś wyznać. - Nie chcę wyjść na nawiną dziewuchę, ale dalej wierzę w twoje słowa odnośnie... Wszystkiego? Hah, staczam się tak bardzo. Śmiało, wyśmiej mnie. - skwitowała, zrozpaczona swym fatalnym stanem. Pierwszy raz pokładała w kimś nadzieje, za co pewnie zapłaci i to słono.
Uniosła głowę, by spojrzeć na jego twarz.
- Pomyliłeś wiedźmy, mój drogi. Zasługuję na pochwałę i podziękowanie, albowiem uratowałam twe życie. Radziłabym się pośpieszyć, moja cierpliwość ma granice. - szerszy uśmiech zagościł na ustach Yv. Uznała, że żniwiarz jest zbyt zmęczony, by walczyć z zuchwalstwem. Uniosła rękę, kładąc ciepłą dłoń na jego policzku. - Nadal czekam... - popędzała go, nie ukrywając swego dobrego nastroju.



Powrót do góry Go down
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptyNie Mar 31, 2019 8:42 pm

Nie odpowiedział jej nic. Skłamałby, gdyby powiedział, że może mu zaufać. Doskonale wiedział, że nie jest osobą, w której można pokładać wiarę. Tatuaże pokrywające jego ciało to potwierdzały. Był chodzącym znakiem ostrzegawczym, głoszącym, by trzymać się od niego z daleka.
Milczenie również było wymowne. Nie zwiastowało ono niczego dobrego. Nie miał siły na kłamstwa. Biedna Yvette... Mam nadzieję, że natniesz się możliwie późno... W końcu wydobył z siebie:
- Mogłabyś. I powinnaś. Licz na siebie, dziewczynko. Wyjdzie ci to na zdrowie. Nawet twoje szczęście musi mieć swoje granice. Nie pozostawiaj mu wszystkiego. Ufaj sobie i własnemu rozumowi - doradził jej poważnym tonem.
Nie ukrywał, że jego zamiary nie są krystaliczne. Znała najważniejsze w życiu Setha wartości, doskonale wiedziała, czym się kieruje. Nie mógł jej bardziej uświadomić, że nie powinna zdawać się na niego. Powiedział i tak wystarczająco wiele. Od teraz będzie miał czyste sumienie, jeśli zignoruje jego znaki.
Rękę, dotychczas trzymaną na jej karku przeciągnął po twarzy dziewczyny, by zacisnąć ją na jej ustach w uciszającym geście. Przyciągnął ją lekko do siebie.
- Cśśś. Już wiem. Jesteś moją karą, Yvy. Sam kat nie mógł z tobą wytrzymać, a nie za bardzo za mną przepadał, więc oddał mi ciebie w geście złośliwości. Już wszystko rozumiem... - wypowiedział żartobliwie, nie puszczając jej jeszcze przez chwilę. - Śpij już...
***
Czas jego warty przyszedł o wiele za wcześnie. Choć i tak nie spał, nie uśmiechało mu się odmrażać tyłka z dala od polany, bez słowa jednak wstał. Jeśli Yvette zdążyła już zasnąć, nie zamierzał jej oszczędzać, niosąc ją za sobą. Miał bardzo złe przeczucie. Sądził, że każda rozłąka może być dla niego zgubna. Do kiedy dziewczyna nie nalegała na nią, trzymał się blisko wiedźmy.
Niecierpliwie wyczekiwali świtu.
***
Od pojawienia się pierwszych promieni słonecznych, nie potrafił usiedzieć w miejscu. Brak snu przytępił zmysły żniwiarza, lecz nie spowodował, że stał się spokojniejszy. Krążył po polanie, ignorując rozbawione spojrzenie również rozbudzonego już Gerarda. Spóźniali się. Czy to kolejna sztuczka kata? Był już gotowy na wszystko. Po raz kolejny rozważył ucieczkę.
Wtedy dosłyszał z głębi lasu tętent końskich kopyt, załagodzonych przez leśne runo. Rozbrzmiały głosy, najwyraźniej niespecjalnie przejmujących się pozostaniem niezauważonymi osobników. Wiedzieli już, kogo ujrzą wkrótce.
Nim ich kompani wyłonili się zza drzew, Gerard niespodziewanie zwrócił się do żniwiarza:
- Łap - ostrzegł go, na solidną odległość rzucając mu jego broń, którą w rzeczywistości obiecał mu oddać. Rozkojarzonemu Sethowi w ostatniej chwili udało się pochwycić pistolet. Sprawdził jego zabezpieczenie i stan. Nabity. Nic się nie zmieniło. Ulga. Choć nie znaczyło to wiele, czuł się o wiele pewniej.
Milczał, wyczekując pierwszych reakcji. Czego się spodziewał? Że Gerard na „dzień dobry” powie o wszystkich jego winach, spiskowaniu i knuciu? Najwyraźniej. Do samego końca liczył właśnie na to.
Przywitanie przeszło bez większych ekscesów. Przybyli mężczyźni zaczęli komentować obrażenia kata i żniwiarza. Wśród przybyłych inkwizytorów znajdował się Albert, który niechętnie podjął dialog z Gerardem. Nic się nie wydarzyło. Nie padły żadne oskarżenia, nikt nie dyskutował o niczym, co nie było bezpośrednio związane z ich misją. Seth przełknął ślinę, czując skupiające się na nim spojrzenia. Wciąż odstawał od reszty, początkowo nie witając się z nikim.
Zebrał w sobie siły, uśmiechając się szeroko. Rozprostował ramiona, z krzykiem podchodząc do przybyłych:
- Albert! I ty tutaj! Przybyłeś sprawdzić, co z nas zostało po użyciu twojego piekielnego wynalazku?
Zdziwiony balsamista nie zdążył puścić lejców konia, gdy Seth objął go serdecznie na przywitanie, ściskając ze wszystkich sił. Nie spodziewał się takiej reakcji ze strony żniwiarza.
- Hmmm? Już, starczy - usiłował się wydobyć z uścisku mężczyzny. - Nie, o was się nie martwiłem. Chcę pobrać próbki z pokonanego Koszmara. Mam nadzieję, że nie przybywam na darmo...? - zapytał się, łypiąc podejrzliwie na opiekuna Yv i Setha.
- Nie, jego kamienne cielsko jest całe go twojej dyspozycji. Zabierzemy was do niego wkrótce. Zjedzmy i zerknij na nasze rany... - odezwał się cicho Gerard, na co Albert omal nie zapiszczał z radości.
***
- Seth stracił cierpliwość? - Albert zaśmiał się lekko, komentując siniaka na twarzy Yvette, podczas smarowania jej policzka maścią przyspieszającą leczenie obrażeń. Jego własnej produkcji, a jakże.
Doskonale wiedział, że ludzka ręka była tym, co wylądowało na twarzy skazanej. I po usposobieniu kata, spodziewał się, że nie będzie on tym, który zostawi tam ślad. Gdy skończył, skomentował jeszcze:
- Wygląda na to, że w przeciwieństwie do reszty, nie nosisz więcej obrażeń... - dziwił się sam sobie, że jeszcze nie przywyknął do jej szczęścia.
***
Po śniadaniu wedle obietnicy pozostawionej Albertowi, ruszyli na poszukiwania cielska zrzuconego z góry Koszmara. Nie było to proste zadanie i żadnen z mężczyzn, którzy mieli z nim styczność, nie wykazywali entuzjazmu na kolejne spotkanie, nawet z nieruchomym już stworzeniem.
Znaleźli go w gęstwinie krzaków, na zachodniej części pagórka. Albert był cały w skowronkach, widząc ociekające ciemną posoką cielsko Koszmara. Do kiedy stworzenie nie poruszyło w agonalnym geście pokruszonymi paluchami, wydając z siebie niepokojący pomruk.
Wspólnymi siłami odłupali mu resztę kończyn, spędzając na tym resztę dnia. Potwór wciąż żył, lecz teraz jego szanse na ozdrowienie spadły do zera.
Po pobraniu próbek i krótkiej przerwie wsiedli na swoje konie, by ruszyć do murów Inkwizycji.
Powrót do góry Go down
Yvette
Skazaniec
Yvette

Liczba postów : 671
Join date : 13/06/2018

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptyPon Kwi 01, 2019 10:50 pm

Zapewne miał rację, ale za każdym razem postąpiłaby w identyczny sposób. Nie tyczyło się to tylko Setha. Jeśli ktoś jej pomógł, wstydem byłoby porzucić daną osobę, by ratować własną skórę. Wnętrze Yv nie jest zepsute do cna, choć zazwyczaj trudno określić postawę kobiety i mylnie można przylepić jej łatkę złego człowieka.
Zaufanie w pełni szczęściu, które nigdy nie zawodzi, było najrozsądniejszym krokiem w otaczających ich realiach. Gdyby nie ono, przeżycie tych wszystkich lat byłoby niemożliwe. Wsparcie od najmłodszych lat nie istniało, zaś Yvonne wraz ze swoim cudnym pechem pogarszała obojętnie jaką sytuację. Dalej pozostawała taka sama, lekceważąc zagrożenie i problemy, kiedy to zaniepokojona Yvette szukała rozwiązania. Nie da się wyrzucić z pamięci chwil mocnego poddenerwowania i braku śmiałości przy ważniejszych rozmowach, który z czasem znikł, bo musiał. Któż inny załatwiałby sprawy dotyczące jej i siostry? Bliźniaczka wywoływała awantury, gdy tylko coś szło inaczej niż sobie ustaliła, więc Yv była jedynym ratunkiem. Ona czy moc? Jest pewna, że to dzięki mocy zaszły tak daleko.
Dłoń żniwiarza powstrzymała kolejne słowa, jak i śmiech po jego wypowiedzi. Zabrała rękę z policzka mężczyzny, odpuszczając dalszą pogawędkę oraz pozwalając sobie zamknąć oczy na znacznie dłużej.

xxx

Pobudka bez zirytowanej siostry jest dziwna. Już drugi dzień zaczyna się spokojnie, bez żadnych bluźnierstw nad uchem i gróźb rzucanych kompletnie w powietrze. Po prostu... Za cicho.
Starała się pozbyć nieładu, który zapanował na głowie podczas niedawnych wydarzeń. Na oślep przeczesywała palcami białe włosy, trzymając w ustach czarną wstążkę. Lustro ułatwiłoby sprawę, lecz brak tu tejże kluczowej rzeczy. Stała nieopodal dobrze znanej dwójki, także kątem oka śmiało śledziła ich poczynania.
Naszły ją myśli z wczoraj, gdy ujrzała zbliżających się inkwizytorów. Zostawić wszystko i uciec? Ot tak? Odstawiając na bok istnienie Yvonne, narobiłaby sobie od groma problemów taką ucieczką. Z drugiej strony... Mogłaby przez moment poczuć się wolna. Chyba nie wiedziała co to znaczy, skoro od razu zarzuciła Sethowi tchórzostwo. Wizja swobody jaką mógłby przynosić każdy następny dzień jest w pewien sposób przerażająca, ponieważ ani razu nie zaznała prawdziwej wolności.
Głębokie dumanie odciągnęło ją od marnego śniadania, jednakże bliska obecność Alberta przywróciła dziewczynę do świata żywych.
- Pana humor jest za dobry. Może trzeba go naprawić? - spytała równie wesoło, aczkolwiek policzek dał o sobie znać dzięki balsamiście i zaraz syknęła cicho z bólu.
- Dziękuję. - odparła na koniec, chociaż dobrze wiedziała, że większość miała w głębokim poważaniu wyrazy wdzięczności od wiedźmy.
Niedługo potem ruszyli w stronę pokonanego stwora, ale na miejscu Yv zsiadła z konia i stanęła grzecznie pod jakimś drzewem. Nie zamierzała się wtrącać. Czekała tylko na opuszczenie tego cholernego lasu, aby wrócić do więzienia. Dotarło do niej, iż cały czas błędnie nazywała miejsce w którym przebywa. Siedziba znika, teraz zostaje więzienie.
W końcu nadeszła wyczekiwana chwila.
Powrót do góry Go down
Ringleader
I have no idea what I'm doing here
Ringleader

Liczba postów : 783
Join date : 31/01/2017

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptySro Kwi 03, 2019 9:29 pm

Wracali nocną porą, nie zmuszając własnych koni do szybszego tempa, jako że droga, którą jechali była ledwie oświetlona przez gwieździste niebo. Zachowywali ciszę przez wszechobecne zmęczenie, trud podróży i w przypadku niektórych - wiele pomniejszych ran znacznie utrudniających siedzenie na koniu.
Gdzieś w połowie drogi, gdy wszyscy zdawali się przysypiać we własnych siodłach, Seth zrównał tempo z Gerardem, znajdując się tuż u jego boku. Bezceremonialnie, lecz bardzo cicho zaczął:
- Widziałem ostatnie karty.
Niejasne, lecz wymowne zdanie. Oskarżenie o kłamstwo. Przyznanie do przyłapania go na gorącym uczynku - odrzucenia wygranych kart. Choć nie trzeba było być geniuszem, by móc twierdzić o ukrytych zamiarach kata. Mężczyzna uśmiechnął się w odpowiedzi, druzgocząc nadzieje Setha na poznanie prawdy.
- Nie wiem, o czym mówisz - odparł w rozbawionym tonie, nawet nie siląc się na zachowanie wiarygodności swoim zachowaniem.
- Nie dowiem się, co knujesz? - westchnął w rezygnacji żniwiarz, powoli godząc się z tym faktem.
Gerard wzruszył ramionami, a na dłuższy czas zapadła cisza, zwiastująca koniec rozmowy. Jechali bez słowa, gdy starszy z mężczyzn wrócił do tematu:
- Nie musisz wiedzieć. Nie stracisz na tym. To jedyna informacja, która powinna cię interesować.
Odpowiedziało mu prychnięcie Setha. Wiara. Prosi mnie o uwierzenie w jego słowa? Po wszystkim, co się dziś wydarzyło? Kat kontynuował.
- Wyjdziesz na plus, zobaczysz. Tylko... Jeszcze jedno. Ostatnia przysługa. Chcę, abyś mi pomógł - zaczął z lekkim wahaniem, na co żniwiarz uniósł brwi. - Podpiszę każdy dokument na twoich oczach. Zrzeknę się opieki, danych mi przywilejów... A ty pisemnie lub na obradach, potwierdzisz moją poczytalność, gdy zapragnę udać się w misję za Wielką Wodą. Staniesz za mną, poświadczając mój zdrowy umysł, samodzielność... i brak niepokojących skłonności - spojrzał znacząco na swojego rozmówcę, nawet na moment nie tracąc czujności, ostrożnie prowadząc konia.
Nie wierzył. Po całym dniu absurdów, Seth nie sądził, że cokolwiek jest w stanie go jeszcze zaskoczyć. Jednak... Odejście Gerarda? Po dobroci? Plan zbyt piękny, by mógł okazać się prawdziwy.
- Gdzie tkwi haczyk? Z przyjemnością wyślę cię na drugi koniec świata. Podpiszę wszystko. Będę kłamał bez końca. Stanę za tobą murem, o ile będę mógł zapewnić ci bilet w jedną stronę w daleką podróż. Wiesz o tym - zapewnił go gorąco.
Gerard jak zwykle zignorował istotne pytanie, zadowolony z odpowiedzi żniwiarza. Niczego innego nie pragnął. Zresztą, nie miał nadziei na nic więcej.
Wiele lat minęło od jego wyjścia z więzienia, lecz nie oznaczało to, że Inkwizycja ufała mu w zupełności. Konto Gerarda nie było czyste - nie sposób było wymazać istnień, jakich pozbawił życia. Czas i jego obecne czyny zamazywały pamięć rady... Istniała szansa na nowy początek, gdyby ktoś wziął odpowiedzialność za jego czyny, potwierdzając niezwykłą odmianę i odcięcie się od starych grzechów...
- Wiedziałem, że wybrałem dobrze... - mruknął jeszcze niejasno, przyspieszając tempa i zostawiając Setha pełnego nadziei na bezkrwawe rozwiązanie za sobą.
***
Kąpiel i sen. Nie wiedział, o czym marzył bardziej. Przekraczając mury Inkwizycji myślał wyłącznie o tym. Powodzenie misji, dziwne zachowanie Gerarda i oblicze Yvette, które odkrył nieznaczne godziny temu... To wszystko było absurdalnie odległe, jakby wydarzyło się w poprzednim życiu. Odgłosy dochodziły go jak przez gęstą mgłę. Rozmowy. Wdrapywanie się po inkwizycyjnych schodach. Oddanie Yvette strażnikom, krótki dialog, podpisanie dwóch papierzysk... Sen, sen, sen, Christine ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma, z niewątpliwie wściekłym wyrazem twarzy...
Jęknął zawiedziony, wiedząc, że będzie musiał zmierzyć się ze stojącą u szczytu inkwizycyjnych schodów kobietą przed legnięciem na dowolną poziomą powierzchnię. Czuł wewnętrzną blokadę przed postawieniem kolejnego kroku ku mistrzyni grabarzy, z pełną świadomością, że będzie musiał wyjaśnić jej wiele kwestii, których sam ni w ząb nie rozumie. Stał u podnóży schodów, rozważając nawet odwrót, gdy rozbrzmiał ostry głos kobiety:
- Secie Finley, pozwól za mną. Do mojego gabinetu.
Poczuł nieznośną irytację. Jakim prawem mu rozkazywała? Doskonale wiedział, czego od niego chce, jednak zważywszy na to, w jak nieprzyjemnych słowach się rozstali ostatnim razem, nie sądził, by miała ochotę podejmować z nim dialog tak prędko...
Christine znacznie utrudniła mu życie. Z uporem starała się pozbawić go tego, co on uważał za swoje święte prawo. Upragniony cel, niezbędny mu do pracy. Mógłby jej to wszystko wybaczyć, gdyby tylko nie czyniła tego wszystkiego bez słowa wyjaśnienia. Nigdy nie uwierzył w jej argumenty na temat troski o jego bezpieczeństwo, nie chciał słuchać jej wymówek o zachowaniu pozorów. Nie. Wyraźnie widział, że coś knuła, a Christine, wbrew latom współpracy i więzi zaufania, jaką niedawno nosili, nie oświeciła go ni słowem.
Wdrapał się na trzy pierwsze schodki, podejmując grę spojrzeń. Nie miał najmniejszego zamiaru się spowiadać, dlaczego Gerard ponownie przeżył. Miał to za nic. A nawet cieszył się, że nie będzie musiał kłamać chociaż w tym raporcie.
- Nie mamy o czym rozmawiać, mistrzyni - odparł oziębłym tonem, tytułując ją po raz pierwszy od wieków.
- Idź, Seth - dobiegł go nagle znajomy głos. Odwrócił się, zastając nikogo innego jak Gerarda, który dopiero co skończył dialog ze strażnikami. - Bo pani ważna mistrzyni... Zmieni ci przeszłość w tych... jak im tam, katrotekach! Tfu, kartotekach!
Seth zamrugał w niedowierzaniu. To nie były słowa mężczyzny, który jeszcze niedawno wypowiadał się z pełną inteligencją. Ani kata, przewidującego każde jego pięć ruchów w przód. Prędzej... Usłyszał wypowiedź pijaka spod najgorszej w Wishtown speluny, ledwie klecącego sylaby. I nie wiedział, czy to zszokowało go bardziej, czy może brak zdziwienia u Christine zagrał tym razem pierwsze skrzypce.
Odparowała mu bez wahania:
- Dziękuję, panie Larsen za, jak zwykle, błyskotliwą wypowiedź. A teraz proponuję panu zostawić rozmowę dorosłym ludziom, bardziej ku temu przystosowanym. Jestem pewna, że wiedźmy w lochach już za panem tęsknią.
Zdobyła się nawet na uśmiech, od którego zapewne cofnęły się wszelakie oznaki nadchodzącej wiosny.
- Jasna sprawa, pani mistrzyni. Jasna jak słońce! - zawołał, szczerząc się głupkowato.
Żniwiarz nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa. Gerard się przed nim popisywał, był tego pewien. W tej krótkiej scenie, a właściwie w pierwszym dialogu pomiędzy katem a mistrzynią grabarzy, jakiej Seth był świadkiem... doskonale ukazał, jak łatwo oszukiwał kobietę, zgrywając przygłupa, którym łatwo manipulować. Naprawdę zaczynam podziwiać tego człowieka...
Wspiął się po dodatkowych stopniach jak we śnie, czując na sobie spojrzenie z obydwu stron. Zbliżył się do kobiety, jednak nie w celu spełnienia jej rozkazu.
- Powtórzę się, Christine. Nie mam ci nic do powiedzenia - syknął cicho, zwracając się do kobiety, gdy stał już nieopodal niej.
- Co to ma znaczyć? Zacząłeś współpracować z tym przygłupem? - warknęła równie przyciszonym tonem, tym bardziej oczekując wyjaśnień.
- Nie - pokręcił w spokoju głową, obdarzając ją zmęczonym spojrzeniem. - Przestałem współpracować z tobą, od kiedy nie przyszło ci do głowy, by wtajemniczyć mnie w swój plan... - powiedział, nie zamierzając się z niczym kryć. - To tyle. Chociaż... Pozwól, że udzielę ci rady. Nie wierz we wszystko, co podtyka ci się pod nos na papierze. Pozbądź się nawyku uznawania raportów za nieomylne, mając przed sobą nagą, tańczącą prawdę - uśmiechnął się złośliwie, nie mając nawet ochoty dzielić się z nią poznanymi na misji faktami, choć jeszcze niedawno zrobiłby to niezwłocznie.
Zapadła między nimi napięta cisza, którą Chris z żywą frustracją w głosie przerwała:
- Nie chcesz mieć we mnie wroga, Seth.
Jawne ostrzeżenie. Stał przed mistrzynią grabarzy, rzucając jej wyzwanie. I nie przejmował się tym w żadnym stopniu.
- Ani ty we mnie, Christine - odparł beznamiętnie, wzruszając ramionami. Nie minęła chwila, gdy odwrócił się, wołając ze katem, który celowo lub przypadkowo nie zdążył oddalić się z holu Inkwizycji. - Gerard, czekaj! Idę z tobą! - zawołał za nim, zostawiając kobietę i zbiegając po schodach, czując przypływ energii, by na nowo usiłować wyciągnąć prawdę z kata.
***
- Siadaj. Przygotowałem papiery - Gerard powitał go tymi cierpkimi słowami, najwyraźniej się spiesząc.
Seth z obrzydzeniem zszedł do przesiąkniętych wilgociom lochów, nie mogąc się nadziwić, jak niektórzy kaci mogą spędzać tu większość doby. Przywitał się z mężczyzną o rosłych barkach, pomagającym najwyraźniej w sporządzeniu wszelakich formalności.
- Dwie kopie. To co ustaliliśmy. Moja sprawa pierwsza - rzucił, podsuwając Sethowi pod nos sporządzone dokumenty, dotyczące jego wyjazdu do odległego kraju.
- Nie żartuj. Najpierw oddasz mi Yvette, później z przyjemnością wyślę cię chociażby na Księżyc.
Gerard spojrzał na niego spode łba, lecz nie dodał już słowa sprzeciwu. Zależało mu o wiele bardziej niż Sethowi. Podał mężczyźnie drugi z dokumentów, razem z nasączonym atramentem piórem.
- Chwila - mruknął Seth, śledząc wzrokiem spisane warunki. Obowiązki, zasady, wszystko się zgadzało, poza... - Tu jest wyraźnie napisane „siostry Yvette i Yvonne Lloyd”. To pomyłka - zauważył prędko, wskazując w dane miejsce wyciągniętym palcem.
Gerard westchnął ciężko, zerkając przelotem na swojego kompana, który pisał zawartość papierów.
- To nie jest pomyłka, Seth. Bierzesz je obydwie. Albo żadną z nich - odparł spokojnie, doskonale znanym mu głosem, który nie zakładał żadnego sprzeciwu.
Żniwiarz wyprostował się, zaciskając palce w pięści.
- Nie. Nie taka była umowa. Nie chcę Pechowej. Przysięgam, że gdyby trafiła pod moje skrzydła... Nie. Miałbym w dupie, czy przeżyje. Pozbyłbym się jej przy pierwszej lepszej okazji - wzruszył ramionami, rzucając rozmówcy groźne spojrzenie, które Gerard doskonale wytrzymał.
- Powtórzę - weźmiesz je obydwie albo wcale. A jeśli choć jednej spadnie włos z głowy... Dowiem się o tym jako pierwszy - zagroził mu, wciąż zachowując chłodny spokój.
Tyle wystarczyło. Tylko tyle, by zrezygnował ze swoich planów w ułamku sekundy. Nie zamierzał się zgadzać na coś, co mogło go pogrążyć.
- Pierdol się. I znajdź sobie innego frajera - prychnął, odwracając się gwałtownie i rzucając mu papiery, oczywiście bez złożenia na nich swojego podpisu.
W lochach zapadła cisza. Cóż, mogli się tego spodziewać. Lecz nie przemyśleli, co robić, gdy już do tego dojdzie.
- Co teraz? Szukać kogoś innego?
- Nie - odpadł powoli Gerard. - Poczekajmy. Sprawdziłem go. Wróci jeszcze - przepowiedział, nie okazując żadnych emocji.
***
Gerard się nie mylił. Seth w pełnym wkurwieniu wrócił do tematu podpisania umowy, nie szczędząc mu okazania tego, co o tym wszystkim myśli.
Czytał obie umowy, złoszcząc się jeszcze bardziej, pewny, że to wszystko przyniesie mu więcej strat niż zysków.
- Mam ręczyć za życiem za twoje zachowanie, gdy ty będziesz na pierdolonym końcu świata? O nie, bez... - urwał, kręcąc głową. Próbował się targować. Ale wiedział, że Gerard ma go w garści. Za bardzo pragnął mieć pod sobą Yvette, by przejmować się problemami, które niewątpliwie dopadną go za jakiś czas. - „Weźmie odpowiedzialność za każdy czyn wyżej wspomnianego kata, podejmując się również obowiązku naprawy wyrządzonych przez niego szkód lub zwrotu odpowi....”. Kurwa, to żart. To musi być żart - denerwował się, wyciągając z tekstu coraz to większe absurdy.
Westchnął ciężko, sam wiedząc, że podpisałby to, nawet gdyby na dole umowy widniał kruczek o oddaniu własnej duszy. Czego się nie robiło dla pieniędzy...
- Jeśli to podpiszę, powiesz mi w końcu, co knujesz w Ameryce? Czemu ci w ogóle na tym zależy? - próbował wrócić do rozwiązania tej zagadki, jako że prowadzone przez niego dotychczas wywiady, nie przyniosły najmniejszego efektu.
Gerard uśmiechnął się jedynie tajemniczo, co dla Setha było jasnym przekazem. Ni chuja.
- Zapomnij. Miejmy to za sobą... - mruknął, sięgając po pióro.
***
Na pełnej prędkości kończył kreślić drobne, lekko pokraczne litery na przedzie karty do gry. Nie miał wiele czasu. Musiał przygotować przemowę dla swojego reprezentanta na obradach, by zdołał przekonać najważniejszych w zamku inkwizytorów, że Seth nadaje się idealnie do sprawowania opieki nad bliźniaczkami. Postawił ostatnią kropkę, rozmazując częściowo atrament na twarzy królowej pik.
- Daj jej to - poprosił, uprzednio machając kartą w powietrzu, chcąc, aby wyschła.
- Zawsze tkwiła w tobie dusza romantyka. Nikt tak jak ty nie potrafił chwycić za serce kobiety - skomentował Leander, ukradkiem zerkając na stworzoną przez swojego brata treść prowizorycznego listu.
Zapisek urokliwie głosił „Jesteś już moja. Niestety, razem z Yvonne. Zerżnę Cię przy najbliższej okazji. A tę drugą zrzucę z inkwizycyjnej wieży, przysięgam. Tylko czekaj”. Seth uniósł głowę, by spojrzeć ze złością w oczy brata.
- Po prostu mi zazdrościsz, frajerze - wzruszył ramionami. Ominął go, zadzierając nos ku górze.
Nie musiał mu mówić, aby karta nie wpadła w niepowołane ręce. Leander zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji, świadomie narażając karku dla uciechy brata. A zresztą, sam miał z tego sporo zabawy. Czuł w kościach, że w ich życiach nadciągają wielkie zmiany...
/zt x2
Powrót do góry Go down
Nadia Vinogradova
Poszukiwaczka przygód
Nadia Vinogradova

Liczba postów : 64
Join date : 19/05/2017

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptyPią Sie 16, 2019 10:54 am

"Эх, яблочко,
Куда ж ты котишься,
Ко мне в рот попадешь,
Не воротишься."

Mroczną ciszę Ponurego Boru przerwał cichy śpiew i wtórujący mu perlisty chichot - dźwięki zdecydowanie rzadkie jak dla miejsca, gdzie nawet Bóg zdawał się nie stawiać swej niebiańskiej stopy jakby w obawie, że skończy bez palca. Ten fakt jednak zdawał się umykać nieco zataczającej się postaci rodem z piekła. Kreaturze, która teraz zdawała się idealnie wpisywać się w scenerię tego upiornego miejsca pomimo tego, że w istocie zupełnie do niego nie pasowała. Ale po kolei.
Nadia doskonale pamiętała, co stało się u Shannon i obiecywała sobie, że nigdy więcej nie powtórzy swojego błędu. Nigdy więcej nie dopuści do sytuacji, gdy jej moce wyrwą się spod jej panowania. Tego postanowienia trzymała się na tyle mocno, że przez miesiąc od tamtych wydarzeń nie ruszyła się poza płot swojego rodzinnego gospodarstwa, ku szczeremu zdziwieniu swoich najbliższych. Bo jakże to tak, co się stało temu wichrowi, który mknął wśród drzew i muskał złote kłosy, że teraz tkwi zamknięty w czterech ścianach? Nie mogła ryzykować i tamten wypadek boleśnie wbił jej tę wiedzę do głowy.
Ale ileż można butelkować w sobie wszystko i udawać martwą przed całym światem? O ile na początku długo zbywała swoich przyjaciół, tak z czasem sama zaczęła mieć dość. Nie mogła tak żyć, to nie była ona. Więc gdy któryś raz spotkała znajomą twarz na drodze do miasta, nie potrafiła oprzeć się propozycji wspólnej biesiady. Nadszedł czas, aby odpocząć przy dźwiękach gitary i butelce cydru. Albo i dwóch.
I tu jest kruczek pogrzebany. O ile Nadia miała w pamięci, że powinna być ostrożna, tak po kilku godzinach bajdurzenia i picia jakby o tym zapomniała. Z jednej strony to dobrze: swoją wstrzemięźliwością zasłużyła na cały alkohol i zabawę tego świata; z drugiej jednak wyparła fakt, że w takim stanie najłatwiej o nieszczęśliwą wpadkę.
Tym razem zdawało się, iż miała wyjątkowe szczęście - posiedzenie się zakończyło, wszyscy się rozeszli, nic się nie stało, a do domu miała najbliżej ze wszystkich. Zwłaszcza, że postanowiła skrócić sobie drogę przez Bór, co nie jest najlepszą opcją, ale Nadia w tym momencie uznała to za fantastyczny pomysł. Chciała przemknąć szybko pod postacią lisa do domu, co nie powinno zająć jej dużo czasu. Przecież zna to miejsce jak własną kieszeń. A Koszmary? Pfff, przecież jest szybsza, a jak się jakiś pojawi, to zmieni się w niedźwiedzia i je wszystkie załatwi, ha! To naprawdę brzmiało w jej pijackim móżdżku jak plan roku.
Rzeczywistość okazała się mniej rozpieszczająca. Owszem, udało jej się przybrać postać lisa, ale tylko od pasa w dół. Dodatkowo próbując dokończyć przemianę, potknęła się o wystający korzeń i przewróciła, rozdzierając sobie sukienkę. Zaśmiała się cicho ze swojej nieporadności i wstała, zataczając się. Spojrzała na swoje dłonie, chcąc otrzepać je z zamarzniętych liści i z lekkim niepokojem dostrzegła kopyta zamiast rąk. Po chwili zamiast kopyt miała wilcze łapy. Wyglądało to tak, jakby jej forma jej ciała płynnie przechodziła z jednej w drugą, nad czym Nadia prawie wcale nie mogła zapanować. Wzięła więc głęboki wdech i przełknęła ślinę, czując nieprzyjemną gulę w gardle. Musiała się uspokoić. Przestraszona i nawalona w sztok nic nie zdziała. Zaczęła więc żwawo iść w stronę - jak jej się wydawało - domu, nucąc piosenki pod nosem. Te, które kiedyś dodawały jej otuchy, kiedy razem z rodziną tułała się po wschodniej Europie. Z każdym kolejnym krokiem i wersem czuła się coraz lepiej, ale nadal nie wyglądała jak ktoś, kogo chce się widzieć.
"Кому водку пить,
А кому девочек.
Кому водку пить,
Кому девочек.
"
Mogłoby być nieco nieprzyjemnie, gdyby ktoś zastał ją w  tym upiornym stanie w środku nocy, śpiewającą w nieznanym języku w środku lasu, prawda?
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t463-topic
Gabriel
Łowca Koszmarów
Gabriel

Liczba postów : 89
Join date : 19/01/2018

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptyPią Sie 16, 2019 1:38 pm

Gabriel czasem przechadzał się nocami po lesie. Wszyscy mówili mu, że to było skrajnie głupie i niebezpieczne zachowanie, gdyż nocami roiło się od Koszmarów. On jednak nigdy nie należał do osób, które słuchały się innych. Nie był jednak na tyle głupi, by wybierać się na taki spacer nieuzbrojonym. W zasadzie to zawsze miał ze sobą swój rewolwer i zawsze był on gotowy do tego, by obronić go przed napastnikiem, kto by nim nie był. Czy to człowiek, czy Koszmar. A wrogów też miał wielu, gdyż mimo iż wycofał się z polityki, tak jego wcześniejsze działania i przekonania nie przysparzały mu przyjaciół. Był skandalistą i dobrze się z tym czuł. Wstrząsał opinią publiczną, bawił się prawem naginając je do własnych celów. I jakkolwiek wszystko co robił było całkowicie legalne, tak już zbliżało się do granicy tak zwanych szarych stref. Gabriel lubił ryzyko, lubił zabawę, lubił adrenalinę.
I tak, wiedząc, że zaraz może coś na niego wyskoczyć, spacerując, zabrnął aż do zachodniej części boru, gdzie, trzeba było przyznać, jeszcze nie tak dawno temu roiło się od Koszmarów. Wtem, usłyszał w oddali jakiś dźwięk. Potem następny. Zidentyfikował to jako trzaskanie gałązek pod stopami. Ktoś, kto szedł tędy, był również nierozważny jak Crew. I do tego kompletnie nie przejmował się zachowaniem ciszy. Mężczyzna był zaintrygowany, więc schował się za drzewem i czekał, nasłuchiwał. Osoba podśpiewywała sobie jakąś dziwną piosenkę w języku, który brzmiał jak rosyjski, ale Gabriel nie mógł mieć co do tego pewności. Wszakże nie znał tego języka, a jedynie słyszał go jak odwiedzał ten mroźny, wielki kraj.
Gabriel wychylił się zza drzewa i wtedy dane mu było w świetle księżyca dostrzec postać, która zmierzała w jego kierunku. Była przedziwna, groteskowa. Zupełnie tak, jakby jej ciało nie mogło się zdecydować na to, jakim być zwierzęciem. Mężczyzna wyciągnął rewolwer uznając, iż był to Koszmar. Bo cóż innego?
A Koszmary się zabijało.
Gdy istota była już bardzo blisko, to błyskawicznie wyszedł naprzeciwko niej i wycelował lufą w jej czoło.
- Ani kroku dalej... - powiedział, chociaż sam nie wiedział po co. Z drugiej jednak strony, to musiała być istota rozumna, skoro posługiwała się językiem. Czuł woń alkoholu.
"Pijany Koszmar? Co to do chuja ma być?", pomyślał. Był praktycznie pewien, że ma przed sobą Koszmara, ale dosyć rozumnego. Z drugiej jednak strony, nigdy nie widział tych potworów pod wpływem jakichkolwiek używek. W ogóle...nie spotkał na tyle rozumnych stworów, by te umiały posługiwać się jakimś językiem. Może miał przed sobą ewenement?
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t528-bede-zmora-dla-koszmarow
Nadia Vinogradova
Poszukiwaczka przygód
Nadia Vinogradova

Liczba postów : 64
Join date : 19/05/2017

Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 EmptySob Sie 17, 2019 4:41 pm

Była już tak blisko (a przynajmniej tak myślała), że przestawała się bać, aż prawie całkiem opuściła gardę i pozwoliła sobie na totalną beztroskę. I to był błąd. Jeden z wielu tej nocy i chyba najpoważniejszy. Ale z tego zdała sobie sprawę dopiero w momencie, gdy przed jej oczami mignęła postać, która następnie przyłożyła jej lufę do skóry.
Znieruchomiała momentalnie. Chciała krzyknąć, ale z jej ust wydał się tylko zduszony pisk. Odruchowo uniosła dłonie na wysokość twarzy, jednocześnie usiłując schować je w materiał płaszcza, bo kie licho wiedziało, jak teraz wyglądały jej łapy. Ten wielki, straszny mężczyzna na pewno chciał zrobić jej krzywdę. Bo co innego robią uzbrojeni ludzie w środku nocy w lesie? Gdyby była ciszej, gdyby chociaż trochę uważała i trzymała się szlaku, na pewno by tego uniknęła!
Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że z nadmiaru nagłego stresu i adrenaliny chwilowo jej głowa wróciła do normy, a reszta ciała przestała przechodzić z jednej formy w drugą. Nadal jednak od szyi w dół stanowiło pokraczną mieszankę człowieka, sarny i lisa, póki co dokładnie zakrytą ubraniami.
- Nie zabijaj mnie! Ja… - krzyknęła, ale zamilkła, zdając sobie sprawę z tego, że nic jej to nie da. Nikt jej tu nie usłyszy. Nikt jej nie uratuje. W najlepszym wypadku zostanie pobita, w najgorszym porwana, zgwałcona i zabita, a jej ciało utopione. Być może już nigdy nie spotka rodziny. Chciała uciekać, ale mrożący krew w żyłach chłód metalu przy czole podpowiadał jej, że to nie najlepsza opcja. Nie miała pojęcia co robić, bo nikt nigdy nie próbował jej zastrzelić. Ba, nigdy nie dotykała nawet broni palnej, bo nie miała po co.
Wtedy ją olśniło. Przecież wyglądała jak bestia, którą należało zgładzić. Nie mogła przecież zacząć się tłumaczyć, że jest wiedźmą, bo mama jej powtarzała, że ich rasa nie należy do najbardziej lubianych. Skoro ucieczka i rozmowa odpadły, w jej głowie pozostała jedyna słuszna opcja. Stanęła względnie prosto, chociaż nadal lekko znosiło ją na bok i spojrzała w oczy napastnika najbardziej groźnym spojrzeniem, na jakie było ją teraz stać.
- Odłóż ten pistolet, bo wydrapię ci oczy i nakarmię nimi sroki, blyat! - wybełkotała niskim, warczącym głosem. I chociaż według niej mężczyzna powinien teraz poddać się i uciec w popłochu, w rzeczywistości nie było to zbyt imponujące czy groźne. Co więcej, po chwili jej również przyszło na myśl, że to mogło nie wystarczyć, a przez jej twarz przemknął cień lęku. Jeśli to nie pomoże, to chyba będzie musiała pomodlić się o życie.
Powrót do góry Go down
https://wishtown.forumpolish.com/t463-topic
Sponsored content




Zachodnia część boru - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Zachodnia część boru   Zachodnia część boru - Page 3 Empty

Powrót do góry Go down
 
Zachodnia część boru
Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3
 Similar topics
-
» Północna część cmentarza
» Południowa część cmentarza

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Wishtown :: Lasy :: Ponury bór-
Skocz do: